Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2015, 23:37   #1
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Sępy [+18] - SESJA ZAWIESZONA


23 marca 104 roku po Zagładzie.
Północny Kwartał; 5 godzin do zmroku.


Blada słoneczna kula sunęła leniwie po buro-błękitnym niebie, przebijając się od czasu do czasu poprzez postrzępione chmury, a tam gdzie padły jej blask, świat na krótki moment nabierał żywszych barw, promienie odbijały się od rozmarzających kałuż, budziły tęczowe refleksy w topniejących soplach lodu, zwisających praktycznie z każdego, zrujnowanego kawałka betonu, jaki otaczał wędrującego w milczeniu człowieka. Na pierwszy rzut oka przypominał kolejną zaspę, tyle że ruchomą. Przemieszczał się ostrożnie ulicą dawno martwego miasta, po którym pozostało zdewastowane, nadgryzione zębem czasu i pogodową aurą truchło. Nie wiedział jak niegdyś się nazywało, nie obchodziło go to. Wolał skupić się na tym, po co został wysłany, zamiast rozpamiętywać wydarzenia sprzed ponad wieku - równie dla niego interesujące, co zawartość pustej miski.


Spieszył się, południe dawno już minęło. Zmrok zbliżał się nieubłaganie, a on wciąż pozostawał daleko od bezpiecznego domu. Musiał intensywniej przebierać nogami jeśli chciał tam wrócić, nim słońce schowa się za horyzontem. Gdyby ciemność zastała go gdzieś pośrodku morza ruin, prawdopodobnie nie wróciłby już nigdy.

Czuł się doceniony, w udziale przypadł mu nie lada zaszczyt - niebezpieczny, ale jednak zaszczyt. Na pierwszy wiosenny zwiad wysyłano tylko najlepszych, najbardziej doświadczonych i obytych w terenie. Tym razem, prócz syna starego Ortegi, Drake’a i Jinx, poszedł on. Kiedy wróci do Czyśćca ze swoim raportem, wreszcie przestaną traktować go jak dzieciaka i stanie się pełnoprawnym łowczym. Na samą myśl zakrytą szalikiem twarz ozdobił uśmiech satysfakcji. Trzeba tylko dotrzeć do bramy przed zmierzchem. Prościzna. Od dwóch lat regularnie wypuszczał się poza bezpieczną strefę, ten kwartał znał jak własną kieszeń.

Cisza, dewastacja i wszechobecna szarość nie przygnębiały go, wręcz przeciwnie. Uwielbiał te momenty absolutnej samotności, niemąconej niczyją zbędną obecnością. Wyjście poza klaustrofobiczne, podziemne korytarze kompleksu mieszkalnego, zaadaptowanego ze starego parkingu supermarketu, pozwalało choć na kilka godzin odetchnąć pełną piersią i cieszyć się namiastką wolności. W domu nigdy nie był sam. Nawet siedząc zamkniętym we własnym, wydzielonym blaszanymi ściankami, niewielkim lokum, ciągle słyszał dobiegające z reszty piętra szmery rozmów, krzyków i pracy. W zależności na którym poziomie się mieszkało, gama dźwięków rozpoczynała się od uderzeń metalu o metal, płaczu dzieci, poprzez porykiwania zwierząt i kuchenną krzątaninę, na suchych wojskowych komendach i pijackim bełkocie kończąc. Teraz zaś w uszach dźwięczała mu cisza, zakłócana raptem przytłumionymi odgłosami własnych kroków oraz oddechu.

Resztki śniegu wciąż pokrywały popękany beton i pokręcone, skarlałe krzaki cienką, zlodowaciałą warstwą, nijak nie podobną do szarego puchu jaki jeszcze miesiąc temu sypał nieustannie z nieba. Chrzęściły pod stopami, gdzieniegdzie zmieniając się w kałuże burego błocka - tych mężczyzna nie znosił najbardziej.. Zawsze ciężko wyciągało się z niego stopy, a potem zostawiało ślady, przez które ewentualna pogoń bez trudu mogłaby go namierzyć. Niby nikt nigdy nie widział obcego, a część ocalałych upierała się przy twierdzeniu, że są ostatnimi ludźmi, zmarznięty tropiciel wiedział swoje. Widok zniszczonych domów, równie cichych co złowrogich, pogłębiał paranoję i trzymał zaciśnięte wokół gardła imadło lęku.
Nie mogli być ostatni. Udało im się przeżyć, inni również mieli na to szansę.

Co parę kroków przystawał, zamierając bez ruchu tuż przy ziemi i czujnie nasłuchiwał, a ściskany w dłoniach łuk, podążał za jego wzrokiem, wyszukując potencjalnego zagrożenia pośród ciemnych jam wybitych okien. Ludzie już dawno przestali być panami tego miejsca, zachowanie skupienia mogło ocalić życie. Naraz drgnął, napinając odruchowo broń. Czy mu się wydawało, czy w budynku po lewo dostrzegł ruch? Nieznaczny, tuż za zasięgiem słonecznego światła. Zmrużył oczy, po pokrytych pocerowaną kurtką plecach przeszedł dreszcz. Światło, musiał trzymać się światła, a będzie dobrze. To co najgroźniejsze nigdy nie wychodziło za dnia.
Wszystko się jednak zmieniało...



24 marca 104 roku po Zagładzie.
Czyściec - Pokój Narad; 2 godziny po zmroku.



- Wykluczone! - to proste słowo przewijało się podczas spotkań rady non-stop od dobrego miesiąca. Praktycznie od chwili w której James Ortega wyłożył reszcie swój nowy, szalony w ich mniemaniu pomysł. Patrzyli nieufnie, spode łba - cała czwórka zasiadających w niewielkim kolegium, podobnych jemu weteranów. Bali się, nie mógł ich za to winić, lecz czuł zmęczenie koniecznością brania udziału w kolejnej słownej przepychance.

- Nie krzycz, Martin. Dodatkowe plotki na pewno nam nie pomogą. Czego chcesz, egzekucji? Ukręcisz osobiście pętlę i wykopiesz jej stołek spod nóg? - spytał cicho. W zamkniętym, podziemnym kompleksie powiedzenie “ściany mają uszy” zawierało stuprocentową prawdę. Mimo, iż starali się zachować dyskrecję, zawsze część informacji wyciekała poza ich niewielką klitkę, umiejscowioną na trzecim poziomie kompleksu, ochrzczonego przez złośliwców Czyśćcem. Nazwa przyplątała się podobno na samym początku ich izolacji i już została jako jeden z niewielu aspektów wciąż łączących ich z tym, co było kiedyś. Co dokładnie się stało - ta wiedza przepadła, pogrzebana przez wiek atomowej ciszy. Sprzęty elektroniczne uległy zepsuciu, nie działała telewizja, Internet, sieci komórkowe - te pojęcia ludzie znali teraz ze starych opowieści, przekazywanych ustnie, lub zapisywanych na jednych z niewielu nośników wiedzy w postaci książek. Papier, ten czysty, stanowił rzadkość. Wraz z mijającymi latami zacierała się w ludziach pamięć o tym, jak wyglądało życie przed początkiem koszmaru.
Świat skończył się w tydzień - tak przynajmniej mówili ci, którym dane było przeżyć pogrom. Nim ludzkość zorientowała się, że coś nie gra, było po sprawie. Jedni mówili o morzu ognia które spadając z nieba, popieliło całe miasta. Inni wspominali obłoki czarnego pyłu przesłaniające słońce na długie tygodnie. Wybuchy atomowe, choroby, szaleństwo i rozpacz. Z powierzchni ziemi zniknęła większość populacji, zaś ocaleni skupili się z niewielkich, skrytych pod ziemią społecznościach, pragnąć jedynie przeżyć.
Tak powstał Czyściec - Strefa umieszczona w większości na pięciu piętrach parkingu, położonego pod jednym ze starych molochów handlowych. Po nadziemnej konstrukcji pozostały rozpadające się ruiny, lecz i te zaadaptowano dla ludzkiej wygody. Pozbawione dachu hale przerobiono na pola rolnicze, zapewniając mizerny, lecz stały dopływ pożywienia dla stu osiemdziesięciu ośmiu mieszkańców… których dobro Ortega miał teraz na głowie.

- Ona zabiła człowieka, James! - nastroszone wąsiska podrygiwały w rytm mimowolnych skurczów mięśni twarzy, jasno obrazując wzburzenie ich właściciela. - Zaszlachtowała go jak prosiaka, jest nienormalna, trzeba ją izolować! IZOLOWAĆ! - powtórzył dobitnie, akcentując swoją wypowiedź uderzeniem pięści w stół przy którym wszyscy siedzieli. Mebel zajęczał w proteście, podskoczył, lecz nie rozsypał się tym razem.

- Racja. Nie możemy jej ufać, a tym bardziej posyłać na nieznany teren z kimś komu może zrobić krzywdę. - odezwała się wysoka, czarnoskóra kobieta w nierozłącznej, narzuconej na ramiona ciemnozielonej chuście. Lata jej młodości dawno już przeminęły, zachowała jednak powagę i rozwagę Pierwszego Zwiadowcy - Jaką masz pewność, że w nocy nie poderżnie gardła następnemu biedakowi?

- I ty jeszcze chcesz posłać z nią naszego najlepszego technika!
- znów oburzył się wąsacz, wytykając kolejny element zapalny w planie ich nieformalnego przywódcy. - Mam ci przypomnieć, że gdyby nie Stone połowa tych cudacznych bajerów z generatorem wiatrowym na czele już dawno obróciłaby się w stertę pordzewiałego złomu?!

- Dlatego to musi być Kit. Tylko on będzie w stanie ustawić nadajnik. - Ortega powtórzył swoje zdanie, choć zaczynał tracić cierpliwość. Miał serdecznie dość niekończących się dyskusji, zaś częste kłótnie sukcesywnie bieliły i tak siwe włosy na jego głowie. Był stary jak na normy współczesnego świata. Inaczej nie dało nazwać się kogoś, kto dobijał pod szósty krzyżyk. Wiedział, że go posłuchają, zawsze w końcu słuchali, jak wtedy gdy dwie dekady temu wydał rozkaz do rozpieczętowania drzwi i pierwszej wyprawy na powierzchnię. Uratowało to życie wszystkim i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.

- Gdyby nie była dzieciakiem Paula dawno by siedziała w karcerze gdzie jej miejsce. - odezwał się ostatni ze zgromadzonych, niski okularnik w za dużym swetrze i z wystającymi, łopatowatymi zębami - Zgodziliśmy się na wysłanie sporej części ludzi i zapasów, żeby wybudować strażnicę i bezpieczny punkt na granicy znanej nam strefy. Nie wiem co jest dalej, ale ona jest tam idealnie zbędna. Minęło mnóstwo czasu...

- Umieramy. - przerwał mu nagle ostry warkot, dobiegający gdzieś z cienia w rogu pokoju. Mrok zafalował, wypluwając z siebie młodego blondyna o zimnych, stalowoszarych oczach. Patrzył na zebranych z wyraźną niechęcią, najwięcej uwagi poświęcając okularnikowi - A wy zamiast myśleć co z tym zrobić, trzymacie się gównianych detali robiąc z nich wielki problem.

- Aidan... - Murzynka skrzywiła się jakby wraz ze słowami zagryzła plaster cytryny - Cóż za dramatyzm.

- Dramatyzm? - chłopak prychnął przez zaciśnięte zęby i zrobiwszy dwa kroki do przodu, znalazł się tuż przy stole - Chloe… nie mamy już leków, kończą się części zamienne do maszyn. Zapasy korpusu pokoju są na wyczerpaniu, magazyny świecą pustkami. Ile jeszcze pociągniemy, nim kolejna zima wybije nas wszystkich?

- Od kiedy jesteś członkiem tego zgromadzenia? - okularnik poczerwieniał, na jego obwisłych policzkach pojawiły się kropelki potu - Trzeba ci więcej pokory. Gdybyś był moim synem…

- Ale nie jestem i dziękuję za to losowi za każdym razem kiedy otwieram rano oczy. - znów warknął, przerywając rozmówcy nim ten dokończył myśl - W tej puszce wystarczy jeden głupi wirus i wszyscy zdechną, o ile nic nie wykończy nas wcześniej. Tylko tej wiosny natknęliśmy się na szesnaście Nowych, z czego siedem jest w stanie realnie nam zagrozić jeżeli powylęgały się w dużej ilości… i ciągle brakuje Crowley’a.

Pozostała czwórka wzdrygnęła się wyraźnie, prócz czarnoskórej kobiety - ta tylko kiwała ponuro głową, jakby potwierdzając swoje wcześniejsze przypuszczenia. Co roku pojawiały się nowe zagrożenia, otoczenie ewoluowało, wydając na świat kolejne pokolenia stworzeń coraz lepiej przystosowanych do panujących warunków. Zabijały z morderczą precyzją, w ciszy. Potrafiły podkraść się do człowieka tak, że nawet się nie zorientował. Ci, którzy w swej głupocie lub lekkomyślności nie wrócili do Czyśćca nim zapadła ciemność, nie wracali wcale. Od święta znajdowano potem pokrwawione resztki ich sprzętu i to wszystko. Nie pozostawała nawet pojedyncza kostka, której można by wyprawić symboliczny pogrzeb.
- A mówiłam, że jest za młody na udział w pierwszym zwiadzie - westchnęła w końcu, przerywając ciężkie milczenie. Bramy zamknięto parę godzin wcześniej, wraz ze zniknięciem ostatnich promieni słońca. - Powiem jego matce, to mój obowiązek. Przecież sama wydałam pozwolenie. Rano wyślemy większą grupę do Północnego Kwartału, ale ty zostajesz - uniesieniem ręki zastopowała rodzący się w młodszym o dobre dwadzieścia lat mężczyźnie sprzeciw - Zajmiesz się przygotowaniami do wyprawy.

- Ja? - zdziwił się, jasne brwi podjechały ku górze. Szybko jednak na jego twarz powróciło opanowanie - Dobra, ale jeżeli to ma zadziałać sam dobieram ludzi.

- Kogo proponujesz? - James rozsiadł się wygodniej w fotelu, splatając dłonie na blacie - Tylko bez żartów.

- Na początek Drake’a, Chester i Alisę. Do kompletu z Kit’em i Teri. Nad resztą pomyślę. - odparował gładko, nawet się przy tym uśmiechając - Poradzimy sobie z jedną dziewczyną, nieważne jak agresywna by nie była. Bardziej się przyda na zewnątrz, niż tutaj zamknięta pod kluczem. Skoro ma tyle energii, niech ją wykorzysta w słusznej sprawie. Wy odetchniecie, ludziom zejdzie ciśnienie, ona odsapnie od tego grobowca i ciągłych oskarżeń. W razie czego się ją usadzi na miejscu. Uciec nie ucieknie, niby gdzie? Ma dwa wyjścia: albo my, albo Czyściec. Z tym, że tutaj na ciepłe powitanie nie ma co liczyć. - zakończył, spoglądając wymownie na stroszącego wąsy starucha.

Ten znów stracił kontrolę nad głosem, podnosząc go powyżej dopuszczalnej granicy decybeli.
- Chyba żeś na łeb upadł! - ryknął, rozsiewając na stole przed sobą drobinki śliny.

Blondyn doskonale wiedział do czego pije starszy facet. Wzruszył ramionami i patrząc na każdego z miejskich radnych po kolei, podjął temat.
- Wyprawa potrzebuje medyka. Takiego który potrafi sam o siebie zadbać. Petra i Nicolai są za młodzi, Anastazja za stara, a Oleg głuchy jak pień. Wystarczą nam już Sydney i Stone do niańczenia. - zaakcentował swoje zdanie pukając knykciami blat - Idziemy poza strefę, nie wiemy na co przyjdzie się nam tam natknąć. Będzie miała okazję na bieżąco zapoznawać się z nowymi okazami fauny i flory, pomoże znajdować, słabe punkty. Zna się na tym, nie na darmo do niej szły wszelkie zdobyte próbki. Bywała też za bramą, wie jak się zachowywać…

- To i tak przyszłość. - przerwał mu stary Ortega tonem nieznoszącym sprzeciwu. W niewielkim pokoju zapanowała cisza. - Chloe, co proponujesz?

Murzynka uśmiechnęła się delikatnie, okręcając ramiona chustą.
- Wpierw zajmijmy się zabezpieczaniem terenu. Odpowiedni budynek wybraliśmy jesienią, teraz czas go oczyścić i przygotować. Zanieść najpotrzebniejsze zapasy. - spojrzała na młodego - Pracy na parę tygodni dla ciebie i pozostałych.

- Przez ten czas pomyśl dokładnie kogo chcesz ze sobą zabrać do nowego posterunku. - okularnik nie wyglądał na zadowolonego, obiekcji jednak nie zgłaszał. Tak samo jak wąsaty Martin. Najbliższe tygodnie zapowiadały się dla mieszkańców schronu wyjątkowo intensywnie, na narzekanie nikt się jednak nie odważył.

- To nie wszystko - zrezygnowany głos Aidan’a ponownie zmącił pozorny spokój zebrania - Jest coś jeszcze. Lepiej nie wstawajcie...

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-12-2016 o 03:43.
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172