Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-04-2023, 00:12   #51
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Zaprowadziła ją właściwie kilkanaście kroków dalej, by pojawiły się w pokoju Sandry. Na pewno był w nim dość spory bajzel, ubrania były nieco luźno porozrzucane, walało się kilka śmieci, a sprzęt do grania był w mocnym nieładzie. Na ścianach było kilka plakatów zespołów metalowych, gitarzystów i gitarzystek. Zaś po twarzy Sandry było widać, że czuje się nieco niekomfortowo, pokazując to Eve.
- No… tak mieszkam, nie spodziewałam się wizyty, więc no… nie jest posprzątane… - tłumaczyła się Sandra.
- Przyjemnie tu, tak… milusi… - Eve zbliżyła się do Sandry, stając za nią, i położyła jej dłonie na biodrach - I pachnie ładnie… pachnie słodką kobietką… - Szepnęła jej do uszka.
- D-dzięki… - z jednej strony odetchnęła Sandra, że jej pokój nie został źle oceniony, ale z drugiej, zachowanie Eve było dla niej mocno dziwne. - Eee… to gdzie teraz?
- A jak tam łóżeczko? Miękkie, czy twarde? Niektórzy mają fancy materace, niektórzy nie… - Ruda lekko naparła własnym ciałem, na ciałko Sandry, lekko ją popychając w stronę wspomnianego łóżka.
- Noo… chyba miękkie? - Sandra odskoczyła nieco od Eve, aż usiadła na łóżku, a ręką zaczęła ugniatać łóżko, jakby chciała zaprezentować jego sprężystość. - Ale nie wiem, czy takie same jest u Sammyego…
- Pozwolisz, że sprawdzę? - Powiedziała Eve, i zbliżyła się do Sandry… po czym usiadła na niej okrakiem(!), a dłonie położyła na jej ramionach. Z uśmiechem lekko naparła, kładąc sobie jasnowłosą pod sobą na pleckach. Zaczęła również zbliżać swoją twarz, do jej twarzy…
- Eee… chyba miękkie, nie? - Z przestraszoną minką zapytała Sandra. Czuła się dziwnie, Eve była bardzo bezpośrednia, do czego nie była przyzwyczajona, no ale ludzie z L.A. czasem tak mieli… nie chciała jej też od razu zniechęcać przed wspólnym zamieszkaniem jakąś gwałtowną i negatywną reakcją…
- Wolę nieco inne… miękkości - Szepnęła Eve, po czym Sandra bardziej poczuła, niż widziała, jak ręcznik owinięty wokół ciała tatuażystki zostaje zsunięty w bok, a sama ruda złożyła miękki pocałunek na ustach jasnowłosej.
Sandra poczuła się dziwnie, ale jakieś myśli mówiły jej, że przecież niedawno przelizywała się z losowymi facetami w barze, a teraz… po tym właściwie tygodniu bez bliższego kontaktu z ludźmi, jakoś tak… przyjemnie było odczuć miły, pieszczotliwy dotyk… nie wiedziała, o co chodziło, ale jej ciało nie potrafiło odtrącić Eve, a nawet umysł jakoś pragnął bliskości…
Delikatnie i nieśmiało, położyła dłoń na plecach Eve, właściwie ledwo smyrając jej plecy palcami… w głowie jej buzowało, zastanawiała się, co dalej, ale jej myśli jakoś same nasuwały tłumaczenia, dlaczego nie chce przerwać, a kontynuować…

Rudowłosa się słodko uśmiechnęła, po czym skubnęła lekko usta Sandry, a jedną dłonią pogładziła jej policzek. Złożyła również kolejny pocałunek, już dłuższy, i troszkę bardziej namiętny, a dłoń z policzka prześlizgnęła się na szyję metalówy, a później na bark, sunąc po koszulce w kierunku piersi.
Sandra nieco śmielej przycisnęła dłoń do pleców Eve, zaczynając ją tam gładzić. Jej usta z każdą sekundą coraz bardziej odwzajemniały pocałunki, gdy czuła się coraz przyjemniej i swobodniej pod rudowłosą. W końcu jej druga dłoń zabrnęła w okolice kształtnego tyłeczka tatuażystki, koniuszkami palców badając jego kształt.
- Słodka… - Mruknęła Eve, wśród coraz bardziej namiętnych pocałunków, włączając w nie i języczek, a jej dłoń zaczęła masować pierś Sandry przez koszulkę. W końcu i owa dłoń powędrowała niżej, na brzuszek Sandry, a później i pod koszulkę, przesuwając się tym razem do drugiej piersi, by ją pieścić już bez żadnych przeszkód… a usta również zsunęły się nieco niżej, i zaczęły całować, i lizać, a nawet lekko kąsać szyję jasnowłosej.
- Mmm… - mruknęła Sandra pod wpływem pieszczot, a dźwięki, przemieszane także z jękami, zaczęły coraz częściej wydobywać się z jej ust. Jej dłoń śmielej wylądowała na tyłeczku Eve, który zaczęła masować, a dłoń z pleców również zeszła na szyję i głowę, którą zaczęła głaskać.
- Ściągniesz… koszulkę…? - Szepnęła ruda, na moment odrywając usta od skóry Sandry, po czym lekko się wyprostowała, siedząc na dziewczynie, i zaczęła delikatnie pazurkami drapać brzuszek jasnowłosej wokół pępka. A ta miała na chwilę pełny widok na duże, pełne piersi Eve, na jej piercingi, na otaczające piersi tatuaże…
- Okej… - wciąż nie jakoś bardzo pewnie odpowiedziała Sandra, z lekkim trudem gramoląc się na łóżku, by dosięgnąć krańców koszulki, aż w końcu ją zdjęła, odsłaniając swe znacznie mniejsze piersi od tych Eve. Sama jednak wyciągnęła dłoń, by delikatnie złapać pierś tatuażystki…
- Słodziutkie są - Cicho powiedziała ruda, po czym zaczęła sunąć delikatnie pazurkami w górę ciała Sandry, by złapać ją za obie piersi, i zaczęła je masować, lekko drażniąc i suteczki, rozkoszując się widokiem pod sobą.
- Twoje są… przyjemniutkie… - odpowiedziała Sandra, najpierw palcami wodząc po tatuażach zachodzących na pierś, by przejść do mocniejszego jej złapania i lekkiego uciskania. - I śliczne… - Dodała, wpatrując się w malunki przy drugiej z nich.
- Mmmm… - Zamruczała Eve, której najwyraźniej również podobało się ściskanie cycuszka - Wiesz… możesz mocniej… ja tak lubię… - Rudowłosa przygryzła figlarnie usta.
- Oooch? - lekko zdziwiła się Sandra. - Na balkonie mówiłaś, że przy piercingu, to trzeba delikatnie… kłamczuszko… - Lekko się uśmiechnęła, po czym zgodnie z prośbą, złapała mocniej w dłoń jędrniutkiego cycka i zaczęła go ściskać.
- Mmm! Ale wokół suteczka słoneczko, tak, tak możesz… - Sapnęła Eve z zadowolenia.
- Okej… - odparła dalej bawiąc się piersią, mając przy tym pewnie śmiesznie skupioną minę, jako że była to nowość w jej życiu. Po chwili spojrzała w twarz Eve i nieśmiałym głosem zapytała. - A… mogę… polizać?
Rudowłosa słodko się uśmiechnęła, po czym pogładziła policzek Sandry, i nieco na niej przesunęła, by ta mogła się podnieść, i usiąść… a i przy okazji zauważyć, u kompletnie nagiej tatuażystki, iż i jej tatuaże wiją się wokół wygolonej cipki.
- Co tylko zechcesz - Szepnęła Eve.
Na moment Sandra spojrzała w oczy rudej, ale zaraz się speszyła i spojrzała w dół, aż wzrok mocniej skupił się na cycuszkach. Dłonią znów lekko jednego chwyciła, przybliżyła buźkę i wyciągnęła języczek, bardzo powoli i nieśmiało, aż delikatnie nim dotknęła okolic sutka. A Eve pogłaskała ją po głowie, po policzku, i nawet kilka pasemek włosów Sandry zaczesała za uszko.
- No dalej, śmiało… - Szepnęła ponownie miłym tonem - Poznaj moje ciało… skosztuj go… spraw mi przyjemność.
- Ja… nie byłam… ale spróbuję… - wyszeptała Sandra, po czym nieco śmielej przybliżyła swe usta na piersi Eve, by złożyć na nich pocałunek. Nie odstąpiła jednak ustami, a pozostała nimi na sutku i lekko się przyssała, drażniąc końcówką języczka czubek guziczka.
- Słodziak jesteś… - Mruknęła ruda, znowu głaszcząc głowę Sandry, która ustami pracowała nad sutkiem, ale sama czuła, że nie jest w tym zbyt wprawna. A sam sutek… smakował metalem piercingu. Trochę to było takie… Skoro więc miała sprawić przyjemność Eve, skierowała dłoń w stronę… jej cipki. Tutaj na pewno miała przećwiczone na sobie doświadczenie, więc zaczęła swoimi zręcznymi paluszkami masować ją póki co po… okazałych zewnętrznych wargach oraz trochę po udach.
- Och! Ojej… - Szepnęła rudowłosa, zaskoczona gdzie znalazła się dłoń dziewczyny - Czyżbyś chciała już przejść do konkretów? Hihi…
- Ummm… - Mruknęła, jeszcze mając sutka w ustach, aż go wypuściła. - Mówiłaś, że mam ci zrobić przyjemność… na tym jednak znam… się bardziej… - Wyznała z lekkim trudem, dalej masując kobiecość Eve i zerkając nieśmiało na nią, chcąc wybadać, czy tatuażystce się to podoba.
- Tak tylko powiedziałam… jest milutko, tak… - Uśmiechnęła się rudowłosa, pochwyciła Sandrę za podbródek, lekko uniosła jej twarz ku górze, i pocałowała w usta - Masz bardzo sprawne paluszki…
- W końcu gram na basie… no i jestem samotna… - zachichotała Sandra. - Ale pewnie ty… jako tatuażystka… też takie masz? - Zapytała, równocześnie wchodząc nieco głębiej paluszkiem do środka dziurki Eve.
- Mmmhhh… - Ruda na moment przymknęła oczy, czując Sandrę w sobie - Tak… i… mam też spraaawny języczek, a jak to wygląda u ciebie? - Dodała z szelmowskim uśmieszkiem.
- No… nie mam z nim takiej wprawy… - odparła jasnowłosa, jakby chcąc temu zadośćuczynić, starając się dokładnymi, płynnymi ruchami paluszków, coraz mocniej pieścić dziurkę Eve, starając się dać jej zamówioną przyjemność.
- Och… już mi się cieplutko robi… - Mruknęła ruda, trochę głębiej oddychając, a i Sandra wyczuła, iż cipka Eve robi się mokrutka - To… mmmmmm… może… coś z tymi twoimi… brakami zrobimy? - Sapnęła tatuażystka.
- No… eeee… a co masz na myśli? - Mocno skupiona na tym, by robić dobrze swojej rozmówczyni, zapytała Sandra. A jej paluszki teraz zaczynały się poruszać coraz szybciej, zdając sobie sprawę, że pieszczona cipka jest już na tyle rozgrzana i mokra, że trzeba było zwiększać bodźce, by zwiększać rozkosz.
- Ochhhh… ja… mmmm… ci pokażę… - Eve złapała delikatnie nadgarstek Sandry, po czym oddychając już dosyć głęboko, uśmiechnęła się do niej.
- Emm… no pewnie ty wiesz lepiej… - Niepewnie odezwała się basistka, jeszcze bardziej niepewnym wzrokiem zerkając na Eve, nie wiedząc, co ta planuje dalej… a ta trzymając ją nadal za nadgarstek, cofnęła jej rękę, i palce Sandry z cichym mlaskiem opuściły cipkę Eve.
- Połóż się… - Powiedziała ruda, i lekko pchnęła jasnowłosą, by ta znowu ułożyła się na plecach. A gdy tak już zrobiła, wytatuowana znowu się odrobinkę na nią wdrapała, lekko na niej kładąc. Zetknęły się gorącymi, mięciutkimi piersiami… a Eve zaczęła namiętnie całować Sandrę, siedząc cały czas na niej w lekkim rozkroku.
- Całować, to akurat trochę już się całowałam… - z uśmiechem powiedziała Sandra, gdy ich usta oderwały się po obopólnie aktywnym lizanku. - Rozumiem, że pokażesz mi… coś… zupełnie nowego dla mnie? - Spojrzała na Eve ciągle nieco wystraszona, ale i zaciekawiona.
- Ćśśś - Mruknęła ruda, i z zadziornym uśmieszkiem, i naprawdę, naprawdę delikatnie i figlarnie, stuknęła opuszkiem palca w czubek nosa Sandry… a później przesunęła się w dół jej ciała, składając na nim pocałunki, a nawet liżąc, i lekko kąsając jej ciałko, dotarła do jednej z piersi, którą zaczęła pieścić ustami, a drugą ugniatać odrobinkę w dłoni, i nieco drażnić suteczek między palcami.
- Mmmm… - Zamruczała Sandra na przyjemne pieszczoty, jakie zaznawała od Eve. - Rzeczywiście… mmm… znasz się na tym… tak w ogóle, to ty… jesteś… bi czy…?
- A czy… to ma… znaczenie? - Wymruczała ruda, zmieniając cycuszka. I teraz drugi był całowany, lizany, i ssany, a ten pierwszy ugniatany - Bi… - Dodała jednak w końcu Eve.
- Ochh… - wysapała, bo właściwie nie wiedziała, co jej dawała ta odpowiedź, bo rzeczywiście w tym momencie zdawało się to nie mieć większego znaczenia… Po chwili zaś, tatuażystka zaczęła schodzić w dół ciała basistki, znacząc drogę na ciele bladej dziewczyny pocałunkami i śliną… przyjemnie podrapała nagle pazurkami oba boki dziewczyny, po żebrach z góry do dołu, aż tą przeszły miłe dreszcze. Usta Eve dotarły zaś już do pępka, wokół którego zatoczyły kółko.

- Ummm… przyjemnie… - szepnęła Sandra, dłoń kierując na włosy tatuażystki i delikatnie ją po niej gładziła.
- I o to chodzi… - Odpowiedziała ruda, i wsadziła po dwa palce na obu biodrach dziewczyny pod materiał, i nagle zaczęła zsuwać w dół jej spodenki, łącznie z majteczkami.
- Ejj… - odruchowo Sandra powiedziała i dłonią ruszyła w stronę swoich spodenek, by nie pozwolić je ściągnąć, ale po kolejnej sekundzie puściła, zdając sobie sprawę, że to było z jej strony dziwne... - Oj, sorki… - Dodała, pozwalając Eve na kontynuowanie. Ta jednak zatrzymała się w pół ruchu, po czym nieco uniosła wyżej głowę, by widzieć twarz Sandry.
- Nie zrobię niczego, czego nie chcesz słonko… - Powiedziała miłym tonem, popartym słodkim uśmiechem.
- Jasne, ja po prostu… idź dalej… - Nieśmiało odpowiedziała, teraz sama próbując skierować swoje spodenki razem z majteczkami w dół, ale zaczęło jej to iść wyjątkowo niewprawnie. Eve kiwnęła lekko głową, po czym… złożyła szybkiego buziaka w pępek dziewczyny, i dalej zsuwała co trzeba, lekko się przemieszczając i całym ciałem, wzdłuż nóg Sandry. A po chwili spodenki, i wciąż tkwiące w nich majteczki pofrunęły przez pół sypialni, wśród wesołego chichotu rudowłosej. Siedząc przy jej stopach, na które położyła dłonie, na moment przyjrzała się nagutkiej jasnowłosej… a widziała jej lekko zarośniętą kobiecość, skrywającą różowiutki kwiatuszek, mocno wyróżniający się na już bardzo bladej skórze w tych okolicach, których zdawała się prawie nigdy nie odsłaniać na zewnątrz… nieco lepiej było na stopach, w końcu ciężko byłoby wytrzymać przy tylu stopniach wiecznie w glanach, ale za to paznokcie u stópek były pomalowane na czarno, choć w niektórych miejscach kolor zaczynał już schodzić, jakby je malowała jeszcze przed tym całym zamieszaniem dookoła.
- Coś… nie tak? - Zapytała nieśmiało, czując na sobie czujny wzrok rudowłosej.
- Podziwiam cię - Powiedziała Eve z miłym uśmiechem.
- No… trochę się różnimy… - Odparła, zwłaszcza teraz widząc sporą różnicę między jej bladą skórą, a nie dość, że bardziej opaloną, to też i bardziej kolorową od tatuaży Eve.
- Podoba mi się, co widzę - Powiedziała, i mrugnęła do niej ruda, po czym lekko rozchyliła jej stopy na boki, a potem położyła się na brzuchu, i zaczęła powoli robić podchody z dolnych rejonów ku górze, całując jedną łydkę, a drugą masując dłonią. I tak powoli wspinała się coraz wyżej, i wyżej, kolanko, udo, jednocześnie i samą sobą, rozchylając bardziej, i bardziej nóżki Sandry, zmierzając zapewne ku jej różowemu kwiatuszkowi.
- Och… - cicho jęknęła jasnowłosa, odczuwając kolejne pocałunki i pieszczoty. Zerkała na podchodzącą w górę Eve. Wyciągnęła dłoń w stronę jej głowy, ale zaraz cofnęła, nie chcąc przeszkadzać rudowłosej… która już krążyła ustami wokół mokrej szpareczki, składając delikatne pocałunki na około, chwilowo tak, jak i samym swym ciepłym oddechem, drażniła i jeszcze bardziej rozpalała Sandrę.
- Śliczne masz te włoski… - odparła metalówa, teraz w głównej mierze widząc u swojej kochanki burzę rudych włosów. Próbowała dostrzec, czy farbowane, czy naturalne, ale też zaciskały jej się lekko nóżki, gdy krążyła ona wokół jej szparki.
- Twoje też fajne - Powiedziała Eve, a jej oddech, i ciepłe powietrze opuszczające usta, Sandra wyraźnie wyczuła w swych najwrażliwszych miejscach… miło załaskotało. A po chwili, to już w ogóle było słodziutko, gdy języczek i miękkie usteczka w końcu skosztowały muszelki.
- Ochhhh… - zajęczała Sandra, czując w swoim najczulszym miejscu języczek. - Znasz się na tym… mmm… - Zamruczała, delikatnie kładąc łapkę na włosach Eve, nie przyciskając jej, a jedynie leciutko gładząc.
- Mhmm! - Mruknęła potwierdzająco tatuażystka, po czym do zabawy włączyła i swoje palce. Najpierw nimi delikatnie rozchyliła płatki kwiatka, by tak naprężone, stały się jeszcze wrażliwsze na pieszczoty, a następnie całowała, i lizała wszędzie, zataczając kręgi, aż w końcu i niespodziewanie wepchnęła swój języczek głęboko do środka, i tam wewnątrz, również nim nieco pocharcowała.
- Aaachhh! - Głośniej zajęczała jasnowłosa, gdy poczuła sprawny język głębiej w swoim wnętrzu. Już czuła, że to będzie najlepsza minetka w życiu, nigdy żaden facet nie zdawał się dorównywać w dotyku tatuażystce. A zwłaszcza, że i tych facetów zbyt dużo nie było. - Jejciu… ach… - Zaznawała sporej przyjemności, ale też starała się zerkać na to, jak to robi rudowłosa, zdając sobie sprawę, że pewnie będzie musiała się odwzajemniiiiiiiiiiiiććććć. Język Eve zaatakował guziczek! Zataczał wokół niego kręgi, lizał go, powoli nabierając tempa. Pojawił się i paluszek. Płynnie, delikatnie, wsunął się w dziurkę, po czym zaczął w niej nieco poruszać w przód i w tył. A "wyposzczoną" Sandrę przeszły dreszcze rozkoszy.

Była już całkiem daleko… mięciutkie usteczka zassały niespodziewanie bardzo wrażliwy punkt, a palec wewnątrz wygiął się nagle w kierunku pępka, opuszkiem znajdując, i drażniąc kolejne, bardzo wrażliwe miejsce. Było bardzo dobrze, bardzo dobrze! I dłoń. Druga dłoń Eve, która jakoś przesunęła się po ciele dziewczyny w górę, po brzuszku, i złapała za jednego cycuszka, i go zaczęła dosyć porządnie ugniatać. O żesz…!!
Chwila takich pieszczot wśród jęków, pomrukiwań i pisków Sandry zaskoczonej tym, jak dobra w tym była Eve, nie używając żadnej zabawki, czy czegoś podobnego, aż w końcu zaczęła czuć, jak w jej udach, kroczu, zbiera się coraz większe napięcie, jak coraz mniej nad sobą panuje, aż…
- Aaaaaa… - jękopisk wydała z siebie Sandra, a z jej dziurki wypłynęło sporo soczku, który pewnie wylądowałby cały na buźce rudej, gdyby nie to, że i nogi basistki zaczęły trochę wierzgać w orgazmicznej ekstazie.
- Mhhh..hhh…hhh! - Eve chyba próbowała zachichotać, najwyraźniej ucieszona szczytowaniem Sandry, nadal jednak ją pieściła, choć już zwalniała tempo, i zwalniała… wśród resztek podrygów jasnowłosej, aż w końcu przestała. Przesunęła się nieco na jej nogach, i zgarnęła swoją burzę włosów w bok. Następnie zaś niemal się położyła całym ciałem na nogach Sandry, a policzkiem tuż pod pępkiem, jeszcze kilka razy, sporadycznie, i spokojnie całując skórę dziewczyny, pozwalając jej się uspokoić całkowicie.
- Przyznam, że nigdy tak dobrej minety jeszcze nie miałam… - po uspokojeniu oddechu, zwróciła się do rudowłosej Sandra. Czuła się bardzo przyjemnie, miała zresztą się ochotę wtulić w towarzyszkę, ale zdawała sobie sprawę, że zaraz sama będzie musiała się mocno postarać.
- Nie ma za co… cała przyjemność, i po mojej stronie - Powiedziała Eve, i znowu lekko cmoknęła podbrzusze Sandry - Cieszę się, że było ci dobrze.
- Oj, baaaardzo dobrzeee… - z przyjemnością basistka rozciągnęła się na łóżku, wyciągając ręce w każdą stronę, by zaraz po tym lekko się podnieść do pozycji siedzącej. - Too… teraz moja kolej? Kładziesz się?
- Jaaasneee - Powiedziała uśmiechnięta Eve, i dała jeszcze buziaczka Sandrze w usta, po czym sama ułożyła się wygodnie na plecach… od razu lekko rozchylając nóżki.
- Okeej… - Przeciągle rzuciła Sandra, przesuwając się na łóżku tak, by znaleźć się między nóżkami tatuażystki. Postanowiła więc na ile pamiętała, skopiować póki co to, co pokazała jej Eve, składając całusy od stópek wzwyż, dłońmi także masując kolejne części nóg.
- Słodziak jesteś - Szepnęła ruda, przymykając oczka, i odprężając się. Własne dłonie położyła zaś na brzuchu…
Łydki, kolanko, udko… na zmianę całowała to z jednej, to z drugiej strony, aż w końcu dostała się blisko wytatuowanych okolic dziurki. Tutaj plan się zaczynał nieco komplikować, by zrobić to równie dobrze. Całowała to miejsce dookoła, aż złożyła pocałunek na samej cipce, lekko go przeciągając, a następnie powoli wsadzając języczek do środeczka.
- Mmmm… milusi… - Cichutko odezwała się Eve, i pogładziła na moment głowę Sandry, po czym niespodziewanie, zaczęła masować sobie podbrzusze palcami obu dłoni, tuż pod pępkiem.
- Mmm… - coś odmruknęła Sandra, kontynuując poszukiwanie najczulszych na dotyk języka punktów u rudowłosej. Dłońmi nieco mocniej złapała się za uda i spróbowała wsunąć głębiej całą buźkę wraz z językiem w szparkę, by zapewnić jej głębsze doznania. Powoli też przyspieszała językiem pieszczotę, gdy już dobrze namierzyła guziczek i wyćwiczyła na szybko ruch szczególnie go drażniący…
- Tak… tak jest dobrze… - Sapnęła Eve, dla odmiany, masująca sobie własne cycuszki - Mmm… odrobinkę w lewo kochanie… ohhhh… super ci idzie…

Lekko zestresowana swym zadaniem Sandra poczuła się ciut pewniej i śmielej zaczęła pieścić dziurkę. Po chwili jednak poczuła, że jej języczek nieco zaczął odmawiać posłuszeństwa, nie wyćwiczony w takiej zabawie. Nieco odsunęła główkę, by dać mu nieco odpocząć, by włożyć dwa paluszki do środka i nimi znów masować wnętrze.
- Och… skąd wiedziałaś, że dwa? Hihi… - Powiedziała ruda - Mmmm… dobrze… możesz mocniej…
- O… okej… - mocniej zaczęła masować wnętrze kobiecości Eve, zgrabnymi paluszkami starając się zapewnić możliwie najwięcej przyjemności. Gdy poczuła, że jej języczek nieco powrócił do sprawności, dołożyła też buźkę którą już nie tak głęboko, ze względu na działające paluszki, ale też lizała i całowała kwiatuszek.
- Ahhhh… dobrze! Tak… tak! Mocniej… - Eve już wyraźnie odpływała, całkiem porządnie ugniatając swoje piersi, i powoli zaczynając drżeć na ciele - Mocnieeej!
- Szpróbujeemmm… - nie odrywając za bardzo buźki od cipki, odparła Eve, po czym spróbowała jeszcze mocniej i szybciej poruszać paluszkami, trochę jakby grała bardzo szybką solówkę na elektryku. Trochę się nie spodziewała, że wytatuowana dziewczyna może chcieć jeszcze mocniej, ale bardzo się skupiła, aż musiała odsunąć buźkę, by móc wykonać jeszcze większe i szybsze ruchy, aby przystąpić do ostatecznego ataku…
- Tak! Tak! Aaaaaaaahhhhhh… uważaj na buzieeeeeę! - Prawie krzyknęła, wierzgająca bioderkami Eve, i nagle… zaczęła klepać dłonią, po górnych częściach swojej cipki! - Moooocnieeeejjjjj!! - Zawyła ruda do jasnowłosej.
- Jak sobie chcesz… - Sandra wzdychnęła, bo wydawało jej się, że robiła to już na możliwego maksa dla z reguły delikatnej części ciała, ale skoro Eve tego chciała… na sekundę wyhamowała swój ruch, by go wznowić, z jeszcze większą intensywnością, niż wcześniej, aż samej sprawiało jej to nieco trudności. Drugą ręką, czego nawet nie zauważyła, mocno złapała się uda rudej, aby łatwiej jej było do końca ją zaspokoić.
- Aaaaahhhhh!! Aaaaaaahhhhhhhhhh!!! - Zawyła Eve, i nagle naprężyła się biodrami nieco w górę, i jak nie trysnęła! Prosto w szyję Sandry, w jej biust, raz za razem, dwa, trzy, cztery… i w końcu opadła bez ładu i składu na pościel, bardzo mocno podrygując na całym ciele, prawie jakby miała jakąś padaczkę, z mocno zaciśniętymi oczkami, i ustami.
- Geeeeeezzzz… - Wychrypiała po chwili, uśmiechając się, cała jeszcze trochę dygocząc, i ciężko dysząc, zerkając rozkojarzona na Sandrę.
- Wow… ale trysnęłaś… - wysapała po chwili nieco zmęczona basistka, zaskoczona wytryskiem w swoją stronę. Gdy jej ruch zaczął być nieco spokojniejszy, zaczęła gładzić po udzie tatuażystkę.
- Jak się porządnie podniecę, to tak mam… dziękuję słonko - Uśmiechnęła się Eve, i zaczęła przywoływać do siebie Sandrę dłonią, a ta wspięła się nieco wyżej na łóżko i częściowo leżąc na rudej, położyła się przy niej brzuchem do dołu… ale szybko została przyciągnięta, i przytulona do rudej, która wycałowa słodko jej twarz, a potem przytuliła ją sobie do cycuszka.
- Nie umiem pyszczkiem tak dobrze, jak ty… - powiedziała, ale dość spokojnie, bez jakiejś większej wstydliwości. - Na szczęście chyba paluszkami coś tam umiem nie tylko na basie… haha. - Zachichotała.
- Każdy jest w czymś dobry. Widzisz, ja pyszczkiem, ty paluszkami - Powiedziała miłym tonem Eve, i cmoknęła głowę Sandry.
 
Jenny jest offline  
Stary 06-04-2023, 01:41   #52
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień +11.


Los Angeles.
Środa, 21 czerwiec 2023.
Rano.

Malvin i Harry, pojechali autem tego drugiego, do Greater Wilshire/Hancock Park. Normalnie to było ledwie 20 minut jazdy autem… z powodu porzuconych bezładnie na ulicach aut, śmieci, i innych takich, trwało to dwa razy tyle…

Zajrzeli również do leżącej po drodze jednostki straży pożarnej, Malvin liczył bowiem na zdobycie jakiś masek przeciwgazowych, czy tam czegoś? Gdy tam jednak dotarli… zastali zgliszcza. Ktoś miał poczucie humoru, podpalając remizę.

A na miejscu, w parku już, a właściwie na polu golfowym? Tłumy. Tysiące, i tysiące ludzi, którzy przybyli tu w tym samym celu, co oni. Wszędzie zaś stabilne, metalowe płotki do kontroli przepływu tłumu, pełno ciężkozbrojnego wojska i policji. I oczekiwanie w kolejce, jak nic na kilka(naście?) godzin. Im zaś bliżej celu w tym tłumie to ciaśniej, i duszniej, i… nerwowo.

Ale Malvin był nadal głodny, i nie chciał tak długo czekać. BO MU SIĘ NALEŻAŁO.

No i narobił (niechcący?) kłopotów.



~

Jeff obudził się sam, nie było przy nim, czy i na nim, mokrej Pameli, ani mokrej "Mimi", dziwne. No ale w sumie, co tam… po porannych toaletach, i małej przekąsce, oraz dalszym braku dziewczyny, zaczynało być to powoli coraz dziwniejsze, i już niepokojące.

Chłopak wziął ze sobą rewolwer, po czym miał zamiar udać się na dach… huk helikoptera, gdzieś bardzo blisko, wywabił go jednak na balkon. O żesz w mordę. Nad SB Tower, znad jego dachu, właśnie odlatywała jakaś wojskowa maszyna??


Wystraszony tym Jeff chwycił klucze mieszkania, i z niego wybiegł. Osiem pięter. Osiem pięter w górę po schodach, mało nie wypluwając płuc, w bardzo przyspieszonym tempie…

- Pamela!! - Wydarł się już na dachu, słaniając na nogach. Cisza.
- Pamelko proszę!! - Powtórzył znowu głośno, idąc przy basenie z rewolwerem w dłoni.

Jej ręcznik leżący na jednym z leżaków. Kilka metrów dalej… dziwna, futrzasta breja na podłodze… rozdeptana "Mimi".

- Pamela!! Pamelaaaaaaaa!!!!!!!!


~

Życie było dziwne, ale w sumie nie aż takie złe, jakby się wydawało? Do takich wniosków doszedł na moment nagi Pyotr, leżąc w łóżku Felicii, po kolejnym numerku z kochanką.

A odkąd kobieta brała tabletki antykoncepcyjne, nie używali już prezerwatyw, co było bardzo, bardzo miłą sprawą… a gdy pielęgniareczka wróciła z łazienki, i przytuliła się do niego, wybierając przynajmniej na chwilę jego ponad książki, to już w ogóle Polak cieszył japę…

A sprawy z przeszukiwaniem innych mieszkań przynosiły jak na razie same pozytywy, więc było dobrze.


~

Eve odwiedzała Sandrę codziennie. Wspólnie gotowały, wspólnie spędzały czas, rozmawiały, plotkowały(ruda znała naprawdę wieeeele ciekawych historyjek), wspólnie figlowały w łóżeczku.


Tatuażystka zaproponowała również jasnowłosej zrobienie od ręki piercingów, miała wszystko u siebie, w tym i pistolecik…

- Aaaahhhh! Mocniej!! Rżnij mnie fiucie! - Siedząc na balkonie, gdy Eve kopciła fajkę, obie usłyszały miłosne jęki… Jill, dochodzące z mieszkania "Ostrego"?!

Cicho uśmiały się obie. No nieźle, nieźle. Więc Jill jednak nie była lezbijką? A to ci nowinka…






Dzień +14.


Los Angeles.
Niedziela, 25 czerwiec 2023.
Do południa.

Do Malvina zaglądała regularnie Felicia, opiekująca się pobitym mężczyzną, oraz Piotr… przynoszący mu zapasy.

Sam murzyn, powoli do siebie dochodził, i oprócz kilku szwów na głowie, oraz wielu siniaków na ciele, nie miał żadnych poważniejszych ran, co było w sumie szczęściem w nieszczęściu. Połamane żebra na przykład, czy ręka, mogły być już poważnym utrudnieniem do dalszego funkcjonowania… nie wspominając o choćby wewnętrznym krwotoku, co byłoby zabójcze.

A o jedzenie już nie pytał. Nie miał siły, nie miał ochoty. I przełknął swoją dumę, i inne takie, i przyjął zapasy. To w końcu jednak byli dobrzy ludzie, i się nim opiekowali, i stawiali go na nogi. Gdy zaś już będzie z nim ok, to on znowu stanie na straży piętra(i bloku?), by się odwdzięczyć, i by do cholery chronić tych paru, którzy tego jeszcze byli warci?


~

Siedzący na kanapie Harry wpatrywał się w zapasy, jakie miał w mieszkaniu, a jakie udało się zgromadzić poprzez plądrowanie pustych mieszkań wieżowca.

Może tak do końca nie trawił Polaka, ale ten jednak miał dobry pomysł. Opłaciło się, i wizja głodu została chwilowo zażegnana… nikomu zaś nie stała się żadna krzywda. Ludzie opuścili swoje mieszkania, czasem coś zostawiając, lub nigdy do nich już nie wrócili, z jakiegoś tam powodu, co było o wiele lepszą opcją, odnośnie ilości zastanego w nim pożywienia…

Wyprawa zaś do parku, była totalną porażką. I tylko dzięki niemu, Malvin żył. Na rozwścieczony tłum nie ma raczej sposobu, i w sumie obaj ledwo co stamtąd uciekli.

I jeszcze stracił auto!!


~

Sandra i Eve znowu chodziły po wodę… a podpięła się do nich i Jill. No cóż, jakoś tak głupio było się jej pozbywać, zwłaszcza, że kląca jak szewc dziewczyna miała przy sobie mały pistolecik. Do tego zaś, we 3, też było bezpieczniej…

Na dachu były same, i nigdzie nie było śladu natrętnego mięśniaka. A ponieważ było gorąco, nawet jeszcze bardziej niż ostatnimi dniami, to znowu siup do basenu?

Eve tym razem w samych majtkach i koszulce, Sandra jakoś tak… a Jill?
- Ale wy jesteście cykorki! - Powiedziała krótkowłosa, i rozebrała się do samych stringów, i wskoczyła topless do wody. Jej ubrania leżały jednak tuż przy brzegu, wraz z pistoletem, a ona kręciła się bardzo blisko nich, na wyciągnięcie ręki.

….

Wracały z wiaderkami wody schodami, trochę mokre, roześmiane i wesołe… Gdy coś nad nimi piętro wyżej huknęło. Metalowe drzwi, na jedno z pięter, zupełnie, jakby ktoś nimi przeszedł, a te trzasnęły przy zamykaniu się. Wśród dziewczyn zapanowała natychmiastowa, grobowa cisza. Zerknęły w górę, by coś dostrzec między poręczami.

Kroki… ciężkie kroki, w ciężkich buciorach…

- Fuck, Fuck, Fuck - Powtarzała Jill, obserwując piętra powyżej - Fuck! On ma siekierę, spierdalać!!!


Wiaderka łupnęły na podłogę, a Eve złapała za rękę Sandrę, i zaczęły uciekać, a zaraz za nimi Jill. Typ zaś wyrwał z kopyta w pogoni.

Trzy piętra, tyle im zostało do ósmego. A potem na nim wrzeszczeć o pomoc? Paru chłopaków miało broń, uda im się, będą bezpieczne.

Ale w klapkach się źle biegało po schodach… już były na ósmym, już otwierały drzwi na piętro.
- Giń chuju!! - Wrzasnęła Jill, i rozległ się strzał.

A przerażona Eve i Sandra wpadły na korytarz przez metalowe drzwi, nawet się za siebie nie oglądając. Wrzask Jill, taki okropny, pełny bólu, i mrożący krew w żyłach, pchał je szaleńczo do przodu.

- Pomocy!!!! Mordują!!! - Krzyczała ruda, biegnąc dalej z jasnowłosą. Zakręt w prawo, przy 0801, kolejny w prawo, przy 0802… obok mieszkania tatuażystki, obok 0803, Eve dalej biegła, dalej ją ciągnęła za sobą. Bo ten skurwiel je gonił. Bo był na ich piętrze, bo za nimi biegł z siekierą strażacką w łapach.

0804, 0805… nagle rozległ się strzał. A Sandrze aż zwiotczały nogi, i wyłożyła się jak długa na podłodze, tracąc uścisk dłoni Eve. Ale ta się zatrzymała, i spojrzała przerażona… za Sandrę.

Typek stał od basistki dwa metry.

- Ej skurwielu!! - Darł się na korytarzu "Ostry", który wypadł im z mieszkania z odsieczą - Czemu ty kurwa nie zdychasz??

Murzyn najwyraźniej strzelił dryblasowi w plecy, ale nic nie poskutkowało? Napastnik w gazmasce odwrócił się w jego stronę…
- Ty masz chuju kamizelkę, yo! - Pierdolnął tekstem "Ostry", a bydlak wyrwał teraz z kopyta w jego stronę.

Kolejny strzał. Nic.

Rzucona siekiera z trzech metrów, wbijającą się w bebechy Simona "Ostrego"... kolejny strzał z pistoletu. I w końcu częściowo eksplodujący łeb napastnika, a jego ciało runęło na podłogę. Murzyn zaś zsunął się plecami po ścianie, z siekierą wbitą w brzuch, zalewając się krwią.
- Yo… ten skurwiel mnie trafił… - Wydusił z siebie "Ostry".

A wszystko na oczach przerażonej Sandry i Eve.


***

- Gdzie masz jakieś… ścierki?! - Krzyknęła Felicia do bladego "Ostrego", zalegającego na własnej kanapie, krwawiącego jak świnia. Ten wskazał kuchnię lufą pistoletu…
- Przytrzymajcie mu je tam, siekiery jeszcze nie wyciągajcie! - Poleciła pielęgniarka - Ja lecę po rzeczy! Piotr, ty z nim pogadaj!

- Co się stało?
- Co się stało?
- Co się stało?! - Wiecznie powtarzano te same pytanie do roztrzęsionej Eve i Sandry.

Harry i Anton biegali w tą i z powrotem z pukawkami w łapach, próbując dojść do ładu i składu z panującą sytuacją… zjawił się nawet ledwie co chodzący Malvin.

- Gdzie… Jill… - Wysapał "Ostry".
- Zaraz tu będzie… - Ktoś ściemnił.

Ale rusek wrócił po chwili, kiwając przecząco głową (Pyskata dziewucha leżała martwa na schodach, z okropną, skośną raną po siekierze w lewy bark, co niemal i odrąbało jej głowę).

- Ech chuj… - Szepnął Simon - Dupczyła się zajebiście… - I murzyn zamknął oczy, a jego głowa bezwładnie odchyliła się w tył.

Był martwy.


~

- Jobany wrot! Zróbijcie coś kurwa z tymi drzwijami! Bo nam tu każdyj na piętro wejidzie! - Darł mordę po kilkunastu minutach chodzący po korytarzu, wkurzony Anton, mając oczywiście na myśli metalowe drzwi obu klatek schodowych - Zaspaiwać je kurwa! A przy dwa… drugich, jakaiś barykada, i straż wystaiwić!! Myślijta ludzjie, myślijta!








***
Komentarze później.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-04-2023, 07:53   #53
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Niedługo po wyjściu Pyotra i Felicii Malvin napisał list w którym podziękował obojgu za opiekę. Na stole zostawił swój paralizator, pałkę, krótkofalówkę oraz latarkę, resztkę tabletek przeciwbólowych. Chociaż tak mógł się odwdzięczyć tej dwójce. Podobnie jak większość mieszkańców zdecydował się opuścić swoje mieszkanie. Gdy już się znalazł po za SB Tower sprawdził w telefonie miejsce kolejnego zrzutu żywności oraz adres najbliższej remizy. Wszystkie nie mogły zostać spalone, choć kto tam wie…Utykając ruszył przed siebie, na spotkanie przeznaczeniu.
KONIEC.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 07-04-2023, 18:20   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przeklinając upór Pameli, swoją głupotę, złośliwość losu, cholernych wojskowych, Mimi i każdego, kto tam jeszcze wpadł mu na myśl, Jeff powlókł się po schodach w dół.
Do swego mieszkania,
Zatrzasnął drzwi i otworzył barek...


Przez dni czterdzieści padał deszcz
Pan ziemię wodą raził,
Przez dni czterdzieści Noe pił,
Z pod beczki nie wyłaził.

Czy przez te dni spadła choćby kropla deszczu, tego Jeff nie wiedział. I, prawdę mówiąc, nic go nie obchodziło.
A nie pił przez czterdzieści dni tylko dlatego, że barek zbyt dobrze zaopatrzony nie był, a Jeff nie potrafił zamienić wody w wino...

Otworzył oczy i natychmiast je zamknął, bowiem cały świat wirował, a pod czaszką brygada remontowa rozbijała solidny mur, używając do tego młotów pneumatycznych.
Zaklął pod nosem. Sięgnął po butelkę i odrzucił ją z kolejnym przekleństwem. Z pustego i Salomon nie naleje...
Barek również świecił pustkami, o gdzieś pod obolałą czaszką kołatała się myśl, iż w mieście za żadne skarby nie dostanie się ni kropli alkoholu.
Zaklął raz jeszcze, wypił dwa łyki wody i położył się.
Już miał pogrążyć się w otchłani snu, gdy na korytarzu zaczęła się jakaś awantura. Przez moment próbował ignorować zamieszanie, ale w końcu nie wytrzymał.

- Nosz kurwa... co to za hałasy!? - warknął stając w progu mieszkania. Mętnym wzrokiem obrzucił zgromadzonych. - Spać nie dadzą... - dodał z wyraźną pretensję w głosie, po czym cofnął się do mieszkania i zatrzasnął z hukiem drzwi.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-04-2023, 23:35   #55
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Eve siedziała na balkonie i jarała papierosa, gdy podeszła do niej Sandra. Zdawała sobie sprawę, że temat, który chce poruszyć, może być dość dłuższy, więc od razu rozsiadła się na krzesełku.
- Słuchaj Eve, pamiętasz, jak ci mówiłam, że mam ojczyma z matką mieszkających na przedmieściach? Pomyślałam, że mogłabym spróbować ich odwiedzić, nie mam z nimi już jakiś czas kontaktu… - Zapytała o to, co ją gryzło już od kilku dni, a nabierając zaufania do Eve, zdawała się odpowiednią osobą do takiej wyprawy.
- To może być niebezpieczne, taka wycieczka. Ale rozumiem, rodzina, to rodzina… - Spojrzała na nią ruda - Ja tu nikogo nie mam.
- Bardziej o matkę martwię się, niż o niego… ale jeśli on tam będzie, to wiesz… jest menedżerem w jakiejś podrzędnej restauracji, to może ma dostęp do jakichś przydatnych zasobów. A nuż przy okazji uda się coś dostać? - Spróbowała zachęcić tatuażystkę do wyprawy jako korzystnej pod kątem zdobycia zasobów.
- A gdzie by to było? - Eve wstała z krzesełka, i stojąc przy poręczy omiotła spojrzeniem widoki LA, jakie były z balkonu, po czym znowu zerknęła na Sandrę.
- W Eagle Rock. - Odparła Sandra. - Kojarzysz gdzie to?
- Eagle Rock… Eagle Rock… - Tatuażystka zaczęła kręcić się po balkonie, szukając kierunku. W końcu spojrzała w prawo, mocno po skosie, po czym dziwnie mruknęła.
- Co jest? Nie chcę cię do niczego zmuszać, jeśli masz obawy. Mogę spytać chłopaków, czy któryś nie chce się ze mną wybrać… - powiedziała Sandra, ale skrzywiła się na ostatnie słowa, bo nie uśmiechało jej się jechać w takie miejsce z kimś znacznie mniej zaufanym.
- To będzie spora wycieczka, coś z 10 kilometrów? Czym tam chcesz się wybrać? No i wypadałoby kilka pierdół zabrać ze sobą - Powiedziała ruda, opierając się już tyłkiem o poręcz balkonu, i spoglądając na rozmówczynię.
- Ja mam tylko skuter… może być szybko i sprawnie,, ale jak natrafimy na jakieś zagrożenie, to będzie bardziej niebezpiecznie, niż samochodem. No i do bagażnika wiele nie wejdzie… - Odparła Sandra, sama zastanawiając się teraz, czy jej skuter to dobra opcja. - A ty masz coś dostępne? Może też został jakiś samochód po kimś, kto już… nie żyje.
- Jakoś sobie wyprawy skuterkiem nie wyobrażam - Parsknęła Eve - A i szukanie kluczyków po kimś może trwać… ja aut nie umiem na druciki odpalać, a ty? Nie pozostaje więc nic innego, niż…moim motorem? - Mrugnęła do niej.
- Och… no jeśli tak… - lekko uśmiechnęła się Sandra. - Ja też nie umiem na druciki… więc motor? Zawieziesz nas tam? - Z nadzieją dopytała basistka.
- Nie - Powiedziała z całkiem poważną miną ruda.
- Nie? - zmartwiła się Sandra. - W sensie, że… ja mam prowadzić?
- Żartowaaaałaaaam - Zaśmiała się Eve, po czym przywołała do siebie skinieniem paluszka jasnowłosą.
- No nie strasz mnie tak… - lekko oburzonym tonem odparła Sandra, po czym przybliżyła się do rudowłosej. A gdy ta była blisko, Eve położyła dłonie na jej bioderkach, po czym przyciągnęła do siebie. Zetknęły się biustami…
- Plan jest, pojazd jest. Mamy śmieszny pistolecik od Piotra, zostało w nim 6 naboi. Co jeszcze bierzemy? - Powiedziała z uśmiechem tatuażystka.
- Jakiś drobny prowiant, jakbyśmy gdzieś utknęły, apteczkę? - odpowiadała zastanawiając się Sandra. - Poza tym… jakiś powerbank, jakby jakimś cudem u nich był prąd? Nie wiem, co dalej…
- Mhm, mhm - Kiwała głową ruda, gdy jej kochanica wymieniała to i owo - …i porządne butki, i długie spodnie, i nawet kurtkę. Bo jaaaakbyśmy się gdzieś wypindoliły, to poważne "ojej" bez takich ubiorów będzie, a ta słodka skóra niech zostanie, jaka jest? - Pogładziła kciukiem nieco pod koszulką Sandrę w okolicy żeber, i… miękko pocałowała w usta - No i jakiś nóż, latarka, może jakaś pała?
- Na szczęście jakieś skórzane ciuchy mam, choć nie do końca pod motor, ale chyba się nadadzą… - odparła Sandra, tym razem bez żadnych oporów oddając się pieszczotom rudowłosej, jako że nie dość, że prosiła o przysługę, to jeszcze zawsze istniało ryzyko, że to jedna z ostanich okazji do pieszczot… nie zamierzała więc sobie i jej ich żałować. - A kij widziałaś już, jaki mam, to też wezmę. To… zbieramy się i jedziemy zaraz?
- To się zbieramy, tak - Mrugnęła do niej Eve.

~

Tatuażystka miała… duży motor. Prawie, że jakiś tam Harley, czy coś, ale tylko prawie.


Gdy zjawiła się Sandra, Eve związała włosy w luźny kok, i założyła kask.
- Spluwę mam na plecach, w spodniach, więc jakby co, sięgaj… - Parsknęła.
- Spoko… wiesz, jestem z Teksasu, mój stary miał trochę fioła na punkcie broni, więc ja też coś tam potrafię… więc nie musisz się bać, że się sama postrzelę… jakby co… - odpowiedziała Sandra, ubrana w skórzane, czarne ciuchy, a także mocno solidne glany, chociaż też z obcasem.


Również wzięła się za ubieranie swojego kasku, który zakładała do skutera.
- Dobrze wiedzieć - Eve poklepała ją po kolanku, gdy Sandra już za nią usiadła na motorze - No to w drogę!

***

Sandra z lekkim niepokojem rozglądała się dookoła i dość mocno trzymała się Eve, nawet nie do końca sobie zdając z tego sprawę. Z czasem zaczęła się uspokajać, nie było tak źle, jak dotychczas mogła się spodziewać. Prawie w ogóle nie było ludzi, ani wielu znaków ich działalności. Zdarzały się spalone wraki pojazdów, wszechobecnie były wszelkie możliwe śmieci. Droga mijała jednak spokojnie, a basistka instruowała tatuażystkę, gdzie ma się kierować, o ile nie było tam zbyt dużej kupy śmieci… aż w końcu dotarły w okolice lekko ruderowatych domków, gdzie znajdował się jeden z tych, w których późniejsze dzieciństwo spędziła Sandra.
- Jedź tam, na końcu drogi powinna być chatka Mike'a… to znaczy mojego ojczyma - wskazała ręką kierunek i powiedziała do rudowłosej.
- Ok! - Powiedziała Eve, i pojechała, gdzie trzeba… dom zaś stał, jak stał…
- To tutaj. Jeśli nie zmienili zamków, to powinnam mieć jeszcze klucz do samej bramy… - powiedziała Sandra, gdy Eve przyhamowała i skoczyła do furtki, by sprawdzić, czy może ją otworzyć starym kluczem… dało się. Eve wjechała więc tam motorem, a metalówa skierowała się do drzwi wejściowych, gdzie o dziwo również zadziałał jej "stary" klucz.
- Hej, tu Sandra, jest tu kto? - zapytała, zdając sobie sprawę, że wchodzi nieco zbyt pewnie i w obecnej sytuacji, ktoś mógł zareagować nerwowo. Nie odpowiedziała jej jednak ani jakaś nagła reakcja, ani żaden znajomy, czy nawet nieznajomy głos. - Cholera… chyba nikogo nie ma, wejdziesz ze mną przeszukać środek, Eve?
- Jasne… - Powiedziała ruda, i wyciągnęła pistolet(!). Widząc zaś minę Sandry, powiedziała - To tak na wszelki wypadek…

W domu nie było nikogo. Ani na parterze, ani na piętrze, były tu same. A nigdzie mamy, ani ojczyma, pusto. Ale wyglądało, że nie brali żadnych zapasów, trochę jedzenia i picia bowiem było. Wyszli więc "na chwilę"? No tylko… gdzie?
- Eeeeej! Tu jest woda! - Eve niemal krzyknęła, sprawdzając jeden z kranów.
- Wow, nieźle! - odparła Sandra, zdobywając się na nieco entuzjazmu, choć wyczuwalny w jej głosie był niepokój związany z tym, że nie spotkała tu swojej rodziny. Zaczęła sprawdzać, czy czasem też nie działał gdzieś prąd, kierując się w stronę garażu, by sprawdzić, co z samochodem Mike’a. Ani prądu, ani wozu ojczyma jednak nie było…

- Hej, gdzieś pojechali, nie ma powodu do obaw? - Powiedziała Eve, po czym uśmiechnęła się bardzo szeroko - A jak jest woda, idziemy się wykąpać? No chooooodź!
- Nie wiem, czy tu bezpiecznie… obie na raz, czy jedna się kąpie, a druga stoi na czatach? - Zapytała Sandra.
- Zabarykadujemy się w łazience… no chodź! - Eve złapała ją za dłoń, i zaczęła ciągnąć do owej łazienki, lekko chichocząc.
- No… dobra - nieco niepewnie odparła Sandra, dając się prowadzić do znajdującej się na pięterku łazienki swoich rodziców, gdzie podejrzewała, że działy się dużo gorsze pod tym względem rzeczy. Chociaż ta myśl nie wprawiała ją w jakiś bardziej rozluźniający nastrój.
- Jesteśmy u twoich rodziców, zapewne by nie mieli nic przeciw skorzystaniu z łazienki - Parsknęła ruda, gdy tam dotarły… drzwi zamknęła na klucz, a potem przepchała pod nie dosyć dużą, ciężką szafkę.
- Taaa-daaa - Powiedziała tatuażystka na taką blokadę, po czym zaczęła się rozbierać - No to hop hop słonko, i myju myju! - Zaśmiała się.
- No już, już… - również Sandra zaczęła się rozbierać, a akurat skórzane spodnie stanowiły przy tym lekki problem. - Pewnie na ciepłą nie ma co liczyć? - Dopytała Eve, widząc, że ta już powoli kończy.
- A po co komu ciepła, przy 33 stopniach? - Uśmiechnęła się Eve, ściągając już ostatnie rzeczy.
- Kiedyś mój tata uparł się, żeby nas hartować kąpielami w zimnej wodzie i tak średnio wspominam… ale ostatnio już się przyzwyczaiłam, że jak już jest możliwość, to raczej w zimnej wodzie się można umyć. - Odpowiedziała Sandra, kończąc mocować się z drugą nogawką i już sprawnie zdejmując resztę. - Poszukasz jakiegoś spoko mydła czy szamponu? Mama powinna mieć tego sporo…

Było sporo mydeł w płynie, były szampony. A kąpiel była bardzo odświeżająca, i obie nawet umyły sobie włosy. Takie małe rzeczy, a cieszyły… a wzajemna palcóweczka pod prysznicem, to już wcale…


Pachnące, i spełnione, opuściły wkrótce łazienkę. Pojawiło się zaś oczywiście oczywiste pytanie, co robić dalej?
- Nic nie słyszałam, ale lepiej sprawdzić, czy ktoś czasem się nie pojawił… - zwróciła się do Eve, po czym zerknęła na podwórze, czy nie przyjechał samochód, a następnie planowała rozejrzeć się po domu i zajrzeć jeszcze do garażu.
- Jasne, możemy - Powiedziała ruda, chodząc po domu boso. Najwyraźniej po kąpieli nie miała zamiaru jeszcze zakładać ciężkich butów… Wszędzie była cisza, i spokój. Obie chwilę pokręciły się więc tu i tam, po czym Eve zapaliła sobie przy otwartych kuchennych drzwiach, wychodzących na mały ogródek.
- To ten… masz pomysł, gdzie mogliby wybyć? - Spytała Sandrę z uśmiechem.
- Nie mam pojęcia… normalnie pewnie matkę ciągnęłoby do galerii handlowej na zakupy, ale no… już nie jest normalnie. Chyba, że… pojechała razem z Mike’m do tego jego fastfoodu? - Bardziej głośno zastanawiała się, niż odpowiadała jasnowłosa.
- Daleko do tego fastfoodu?
- Nie, jakieś pięć minut jazdy stąd.
- No to jedziemy… - Eve pstryknęła kiepem na trawę, po czym zbliżyła się do Sandry. Uśmiechnięta, zaczesała jej włoski za uszy, po czym pocałowała miękko w usta - Ale najpierw jeszcze skorzystajmy z okazji, że jest woda…

Ruda napiła się wody z kranu, wypijając całą szklankę, po czym podała pełną szklankę i jasnowłosej. Na końcu zaś znalazły dwie puste, plastikowe butelki, napełniły je, i Sandra zapakowała je do swojego plecaczka.
- To co, w drogę?
- W drogę. Trzeba wrócić do głównej drogi, z której tu przyjechałyśmy, później w… prawo… a dalej już ci pokażę, gdzie to. - Wstępnie wskazała drogę, gdy kierowały się już do motoru, korzystając, że chwilę nie są jeszcze w kaskach. - Chociaż jak z daleka będzie widać, że restauracja rozkradziona… to chyba uciekamy? - Dodała i jakoś przykro jej się zrobiło na myśl o takiej możliwości, bo jednak było to miejsce pracy ojczyma Mike’a i jej samej.
- Dopasujemy się do sytuacji… - Powiedziała Eve, i dała niespodziewanie Sandrze klapsa w tyłeczek - Ej, a ty może im zostaw jakąś wiadomość? Jakaś kartka albo coś? - Uśmiechnęła się zadziornie ruda.
- Och, no tak, zapomniałabym… - jasnowłosa wróciła się do domu i dość szybko znalazła karteczki do przyklejania na lodówkę i długopis.

“Hej, tu Sandra. Byłam Was odwiedzić,
niestety nie było Was w domu. U mnie
póki co raczej dobrze, jak na to, jak może
być. Zostawcie mi jakąś wiadomość, co u Was
spróbuję za jakiś czas znowu przyjechać.
Sandra”

- No, gotowe. - zwróciła się do Eve. - To jazda?
- No to wio! - Zażartowała Eve, i odpaliła motor.

***

Dalszy widok nie różnił się znacząco od tego, co wcześniej. Porzucone auta, z widocznymi defektami, pourywanymi klapkami wlewu paliwa, a często i mocno poobijane, czy nawet spalone. Wszędzie walające się śmieci, rozwalone śmietniki, wszechobecna spalenizna. Gdzieś mignął im jakiś typ przed oczami po lewej, ale nawet nie było okazji się mu przyjrzeć przy szybkiej jeździe Eve. Dotarły już do właściwej ulicy, gdzie oprócz ich celu, znajdowało się wiele, sklepów i knajp z powywalanymi szybami… aż dotarły do restauracji Mike'a. Już z daleka, jakaś taka ciemna…

Była spalona. I to bardzo poważnie. "Czarna dziura", najbardziej pasowało do szybkiego określenia tego miejsca.
- Kurwa… - zaklęła za plecami Eve Sandra. - Raczej… nic z tego. A mój ojczym mówił, że chce pilnować tego miejsca. Skoro je spalili, to… może wyjechali… - Dodała, choć przeszło jej też przez myśl, że Mike mógł zostać załatwiony w środku i ścisnęło jej gardło.
- Chcesz zajrzeć do środka? - Eve podjechała bliżej spalonego obiektu, na jakieś pięć metrów - Weź pistolet?
- Tak… - niepewnie odpowiedziała Sandra, bo bała się, ale też chęć sprawdzenia, czy gdzieś tam nie leżało ciało ojczyma, była silniejsza. - Sprawdzę to… - Sięgnęła po broń w spodniach, przy tyłku Eve, i zsiadła z motoru. - W razie czego bądź gotowa, żeby szybko odjechać.
- Bardziej zwracamy uwagę, jak motor chodzi - Powiedziała ruda, i go wyłączyła - Dobra, idź…


Sandra więc poszła, nieco na miękkich nogach, z pistolecikiem w dłoni. Zazgrzytało szkło, śmieci, i parę innych rzeczy pod jej butami, gdy stawiała pierwsze kroki do środka. Wewnątrz było ciemno, ale znowu nie aż tak ciemno, by musiała używać latarki. No i miała cały czas kontakt wzrokowy z Eve na motorze. Smród spalenizny, popiół na podłodze…
- Halo, tu Sandra? - zawołała nieśmiało, skoro i tak ktoś słyszał zgrzytanie pod jej butami, to nie miał znaczenia jej głos, a jeśli mieliby się gdzieś tam kryć jej rodzice, to pewnie by ją rozpoznali i wyszli. Nie stawiała jednak kroku dalej, nim nie minęło kilka sekund od jej zawołania. Nic, cisza. I jedynie jej oddech, i w sumie mocno walące serducho w piersi… kolejne kroki, i nawoływanie, i wyczekiwanie, i nasłuchiwanie. Nic.

I w końcu znalazła, czego nie chciała.

Dwa zwęglone ciała, leżące na podłodze, tuż obok tylnych drzwi, prowadzących na zewnątrz. Lekko otwartych drzwi, ale i zastawionych czymś wielkim, i ciężkim od drugiej strony. Zginęli w pułapce, zastawionej przez kogoś, i spalili się żywcem…
- Ja pierdolę… - powiedziała pod nosem, a do jej oczu napłynęły łzy. - Mamo… Mike… - Załkała. Ale zaraz szybko się cofnęła, nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Jakoś… jakoś liczyła, że Eve jej powie, co ma zrobić, więc cofnęła się do niej… i usłyszała odpalany motor!
- Sandra! Musimy wiać!! - Krzyknęła ruda.
- Kurwa… - znów zaklęła przed nosem, nie miała nawet jakiejś możliwości pożegnać się, czy nawet pogrzebać swoich rodziców. Walka o przetrwanie dla niej była jednak teraz ważniejsza, zresztą na pewno oboje zmarłych wolałoby, by pozostała żywa. Przez łzawiące oczy nie widziała zbyt wiele, ale na szczęście restaurację znała na tyle dobrze, że sprawnie pognała w stronę motoru, by wrócić do Eve… zauważając spierniczającego ulicą murzyna.
- On mi gadał, że tu jest jakiś wredny gang, a ja tam widziałam kilku typów między budynkami! - Powiedziała Eve, wskazując miejsce oddalone o 100 metrów palcem - Wsiadaj!
- Skurwysyny, nie typy… - wyjąkała basistka, ale nie przerywała biegu, by usiąść za Eve na motorze. Gdy jej się to udało, znacznie mocniej niż wcześniej złapała się jej i przycisnęła do pleców, łkając.
- Trzymaj się! - Powiedziała ruda, i dała ostro po gazie, i z piskiem opon obróciły się motorem o 180 stopni, po czym ruszyły z zawrotną prędkością.

Nie ujechały jednak nawet stu metrów, gdy na prawej stronie ulicy, wyskoczył gościu z bejsbolem, pędząc do nich. Eve odbiła w lewo…
- Chuj z pałą! - Wrzasnęła tatuażystka.
- Spierdalaj chuju, bo cię zastrzelę! - wrzasnęła Sandra, uzewnętrzniając swoją obecną złość, a także wyciągając znów pistolet. Nie miała póki co zamiaru strzelać, bo ręce jej się trzęsły od tego, co przed chwilą zobaczyła, a oczy miała zapłakane. Miała nadzieję, że sam widok i wściekły ryk wystarczająco go przestraszy.

Ominęły go o 3 metry… jechały dalej. A tu z lewej wyskoczył kolejny koleś, podbiegający do jakiegoś wraku auta, chowając się za nim, i strzelił z jakiegoś pistoletu!
- Fuck!! - Wrzasnęła Eve, motorem ostro zakołysało, ale grzały dalej, teraz odbijając w prawo… slalomem, zawrotnym slalomem między napastnikami.
Sandra wkurwiła się, mrugnęła kilka razy, by nieco odgonić łzy, po czym starała się skupić w swoim wkurwieniu na skurwiela, który mógł mieć udział w okrutnym morderstwie na jej rodzicach i wypaliła w niego z pistoletu. I oczywiście nie trafiła. Ale gościa to zmobilizowało, do schowania się za wrakiem auta, a nie dalszego strzelania… uciekły im.

~

Eve jeszcze przez parę minut grzała jak szalona, w końcu zwolniła, i zwolniła, i zwolniła…
- Jesteś cała? - Rzuciła w tył, nieco odwracając głowę, przy powolnej jeździe.
- Ciało mam chyba całe… - rzuciła wtulona w plecy tatuażystki. - A ty? - Dodała, z trudem walcząc, by znów się nie rozpłakać.
- Jedziemy do wieżowca, czy gdzie? - Powiedziała Eve, a motorem znowu dziwnie zakołysało - Oberwałam…

Sandrze serce podeszło do gardła.

- Kurwa… - z troską podniesionym głosem powiedziała Sandra. - Tu chyba jesteśmy ciut bezpieczniejsze, zatrzymaj się gdzieś na boku, musimy to przejrzeć, mamy apteczkę! - Szybko mówiła jasnowłosa, nawet z lekką paniką w głosie.
- Pojebało cię…? Na środku… drogi? Lepiej… w domu… twoich rodziców? - Eve zaczęła mówić dziwnie słabym tonem, jakby… ledwo co żyła??
- Gdzie oberwałaś? - Sandra spróbowała dostać więcej informacji przed podjęciem decyzji. - I jak mocno?
- Lewe ramię… napierdala… - Padła krótka odpowiedź.
- Pokaż to… - Sandra próbowała namacać ranę Eve i sprawdzić, jak bardzo krwawiła.
- Aaaaałł! No bo ci jebnę! - Wydarła się po chwili ruda, gdy jasnowłosa macała jej lewą rękę w skórzanej kurtce, a motorem baaardzo zarzuciło, i o mało się nie wywalily.
- Dobra, jedź do domu… rodziców… - rzuciła do Eve, widząc, że ta nie da się na szybko sprawdzić. Pozostało mieć nadzieję, że bez większego trudu tam dotrą.

Po kilku minutach, były na miejscu… a Eve ciężko zeszła z motoru. Jej lewa ręka, nieco wisiała wzdłuż ciała, a cała dłoń ociekała krwią. Nieco blada kobieta, słabo uśmiechnęła się do Sandry.
- Ty pierwsza mdlejesz, czy ja? - Palnęła.
- Nie żartuj tak nawet… - Sandra zaczęła wyciągać z motoru apteczkę, jaką miały ze sobą. - Jako tatuażystka musisz się znać na opatrywaniu ran, więc masz mi gadać, co i jak… - Basistka czuła się mocno zestresowana, coś jej migało przez głowę, ale wszystko się mieszało… jakoś jej się skojarzyło, że dobrze, by taka osoba nie zemdlała? Więc dobrze, by ją zaangażować w proces opatrywania? Cholera wie… Tymczasem weszły do domu, Sandra posadziła ją na kanapie w salonie, i delikatnie starała się ściągnąć kurtkę Eve.
- Ałć, ałć, ałć… - Jojczyła ruda, przy ściąganiu kurtki. Cała ręka zakrwawiona z góry do dołu, mokry rękaw podkoszulka, no i paskudna dziurka w ramieniu, z której ciągle krwawiło. A Eve była mocno blada - Kuli nie wyciągaj… jak się nie zna, to można wszystko jeszcze bardziej spindolić… po prostu mi załóż porządny opatrunek, i pojedziemy dalej…
- Okeej… - odparła Sandra, po czym wzięła jakąś gazę, popsikała ją płynem do odkażania i przeczyściła nieco okolice rany, ale nie ją samą, bo bała się coś tam bardziej naruszyć.
- I daj mi fajka… - Zamarudziła Eve - Prawa kieszeń kurtki…
- Co za męczydupa… - zgryźliwie odparła Sandra, ale sięgnęła do zakrwawionej kurtki i wyciągnęła z niej fajkę, wsadziła w usta tatuażystce, po czym odpaliła zapalniczkę.
- Cmoknij mnie - Na moment uśmiechnęła się ruda, puszczając dymka, a Sandra następnie poszukała bandaża w apteczce. Położyła spory kawałek gazy na ranę i zaczęła to dość mocno owijać, wśród jojczenia tatuażystki. Poszło… bardzo dobrze i po paru chwilach, ramię Eve było bardzo profesjonalnie(choć prowizorycznie) opatrzone.
- Uuuu, pani doktor, cacy… - Parsknęła Eve.
- Bez żartów, jakoś nie mam teraz na to ochoty… - odparła Sandra, idąc do pobliskiej kuchni, by nalać sobie i Eve wody. - Wolisz tu zaczekać jakiś czas, czy jak najszybciej dotrzeć do Felicii? - Zapytała głośno.
- Jak tu się rozbyczę, to może być problem… - Powiedziała kopcąc fajkę tatuażystka - Lepiej chyba jechać… dam radę z jedną ręką, już tak jeździłam…

- Napij się wody jeszcze… chyba musisz ją uzupełniać, bo tracisz krew… chuj wie… - miotała się Sandra, ale podała jej szklankę wody, po czym przysiadła obok. - Ja jeździłam na skuterku… jak to się jakoś mocno nie różni od motoru, to mogę… - Spojrzała na Eve, by wyczytać jej z samego wyrazu twarzy, czy ma to sens.
- W sumie to…

Drzwi wejściowe domu zaskrzypiały. Dwóch facetów. Po prostu weszli do środka, ku przerażeniu obu kobiet, z wyrastającymi na ich gębach, wrednymi uśmieszkami. Typowi John Smith, mogący mieszkać w tej okolicy, żadni tam jacyś skurwiele z gangu… ale jeden miał maczetę, a drugi długi, kuchenny nóż.


- Ten wasz motor, to głośnyyyy - Powiedział ten z maczetą.
- Heeej cipeczki… - Dodał drugi. A Sandra, sama nie wiedząc czemu, poderwała się z kanapy.
- Spokooojnie… nic wam nie zrobimy…
- Hej fiuty, przyszliście tu tak pierdolić, czy pierdolić? - Powiedziała niespodziewanie Eve, a obaj zerknęli na nią - Jeszcze nie zdechłam, to wam mogę taaaakiego zajebistego lodzika strzelić… macie ochotę?
- No eee… ja też, po same… kule - nieco mniej pewnie dodała Sandra. - Odłóżcie te zabawki i rozpinajcie spodnie?

Faceci się zdziwili, ale pokręcili przecząco głowami, po czym ten z nożem, wskazał nim Sandrę.
- Rozbieraj się…
- Ale z was pizdy, dwóch lasek się boicie… - odparła, ale jednocześnie zaczęła zdejmować kurtkę, tak, by cały czas być przodem do obu. Tak ułatwiła sobie dostęp do broni, po którą natychmiast sięgnęła, gdy frajer z nożem do niej ruszył.

Szybki strzał, w środek torsu… i niemal natychmiast drugi, do drugiego palanta, z wielkimi gałami, na to co się działo. Ten z nożem jęknął, i łapiąc się za tors cofnął, ten z maczetą… padł jak długi na mordę, waląc nią w stolik przy kanapie, rozwalając go.

Ale ten chuj z nożem żył! I skoczył na Sandrę, zanim ta zdążyła ponownie strzelić, i zaczęła się szamotanina… upuścił nóż, i próbował zabrać jej pistolet, po chwili zaś, oboje się wywalili… facet był na niej. Darł mordę.

Eve, gdzieś tam na kanapie, też. Sandra pamiętając, jak tatuażystka jęczała, gdy ta lekko macnęła jej ranę, spróbowała wsunąć dłoń pod miejsce, gdzie oberwał kulą i zacząć tam naciskać na wszystkie strony. Facet wrzeszczał, Sandra wrzeszczała, facet jedną dłonią złapał za nadgarstek dziewczyny z pistoletem… nie miała z nim szans, był silniejszy. A drugą… najpierw jej dał z pięści w twarz, a później… zaczął ją dusić.
Sandra ciągle szarpała się, licząc, że może facet przez krwawienie zacznie słabnąć albo może jakoś wspomoże ją Eve… ale pomocy nie było. A silna dłoń, zaciśnięta na szyi basistki, pozbawiała ją tchu, miażdżąc gardło. Szarpała się, kopała, wbijała z całych sił pazury gdzieś tam w jego tors, ale przegrywała. Nadchodziła śmierć… Próbowała dalej, ale coraz bardziej rozpaczliwie, słabnąco z braku tchu. Szykowała się na koniec, ze łzami w oczach… chociaż cholera, co więcej mogła zrobić. Żeby chociaż mogła szepnąć słówko Eve… zaćmiony mózg nawet nie wiedział jakie, jakiekolwiek… ale nie mogła nawet tyle… spowijała ją coraz bardziej ciemność, wszystko cichło, a zgniatany przełyk już nie bolał. Nie tak chciała odejść, nie tak… wszystko się już rozmazało. To koniec. Ciemność. Śmierć.

- Sandra, proszę wstawaj… Sandra, oddychaj…

Ból.

Ból, i wkurw. Chrapliwy oddech. Wprost rzężenie, i świszczący oddech.

Tuż przy niej ruda. Metr obok, facet z wielką dziurą w szyi, z której wylewały się litry krwi. Puste, martwe oczy. Nie jej. Jego. Eve, z nożem sprężynowym w sprawnej dłoni, z której wypadł on na podłogę. A jej świeżo zabandażowane ramię znowu obficie krwawiło. Przyciągnęła do siebie Sandrę, przytuliła do piersi. Leżały z tyłu kanapy, opierając się o nią.
- Nie próbuj mi umrzeć… - Szepnęła ruda.

Ta spróbowała coś powiedzieć, ale poczuła jedynie ogromny ból w gardle i nie tylko. Przewróciła oczami. Obawiała się, że obie umierają. Eve się wykrwawia, a ona sama… pewnie też potrzebowała jakiejś pomocy. A tu najwyżej mógł znowu ktoś je zaatakować. Zajebiście…
 
Jenny jest offline  
Stary 11-04-2023, 11:59   #56
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Najpierw był strzał czy krzyki? Pyotr nie pamiętał, ale wiedział, że jeden strzał... trzy, czy pięć, nie wiedział. Wypadł z mieszkania dzierżąc łom. Potem był chaos. Potem byli ranni. Byli martwi i był gość co chyba za długo grał w Fallouta...

Nie mógł zrobić nic.

Klęcząc przy jebanym czarnuchu sięgnął do kieszeni bluzy po fajkę i ją odpalił. Eve poprosiła o broń i ją otrzymała. Znając życie sam by sobie krzywdę zrobił, a skoro strzelać umiała to nie miał przeciwwskazań. Lepszy ktoś kto już coś umie, niż on co nie oddał ani jednego strzału w życiu...

Harry zaproponował spalić ciała. Sam mógł o tym pomyśleć wcześniej... zgodził się pomóc. Babcią Tamez też spalą... ale najpierw przeszuka ich nieproszonego gościa. Wątpił, by Jill i ganguś nie trafili w tak bliski cel. Zdawała mu się, że słyszał coś o kamizelce kuloodpornej, ale sam nie wiedział. Tyle działo się w jednym momencie...

Anton zasugerował zaspawać drzwi, a Pyotr był budowlańcem i na budowie miał palnik i stosowne butle. Acetyle i tlem... ciężkie cholerstwo. Zaspawa. Nie była to jego najlepsza biegłość, ale swoje umiał. Jeszcze w Polsce miał z tym do czynienia i coś tam umiał. Nie na tyle, by tym zarabiać na życie... ot, szło mu to wolno... ale szło. Rzucił pomysł by jechać. Potrzebował jeszcze dwóch do pokera. Dwóch znosi... jeden pilnuje. No i planował wziąć żelastwa, papier ścierny... Miał już wizję jak to zrobić.

Potem wyprawa po żywność niższych pięter. Ten gość był uparty. Po kiego tak się wspinał? Co jeśli był szpicą i było ich więcej? Musieli działać szybko i sprawdzić stan żywności i ekwipunku po swoich zmarłych w ich mieszkaniach... oraz zabrać siekiery strażackie z pięter... a czas?

Czas przelatywał im przez palce...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 13-04-2023, 19:32   #57
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Ciała zostały wpierw zawinięte w prześcieradła. Potem przeniesione na dach budynku, obok basenu. Jedno po drugim. Harry’emu pomagał Piotr i nikt inny. Może przerażała ich sytuacja, może mieli inne wymówki. Może…
Patrige nie miał im tego za złe. Dla niego samego był to ciężki i przykry obowiązek. To należało zrobić. Choćby po to, by rozkładające się ciała nie wywołały epidemii. Do podpalenia ciał, Harry planował użyć podpałki do grilla w płynie, używanej przez grubasów. Opuścili wszak swoje mieszkanie i nie potrzebowali już jej. Teraz przydać się mogła do czegoś innego.
Harry włamał się więc do ich mieszkania, by skorzystać z tych zasobów. Powoli przyzwyczajał się do takich rabunków, ale ich nie polubił. Jakoś mu to nie pasowało po prostu. I podczas całej tej operacji był dziwnie milczący i zamyślony.

Cóż… pogrzeb jakoś nie sprzyjał rozmowom. Ciało obok ciała ułożone z pietyzmem. Potem polewanie ich podpałką. Zużył wszystko co przyniósł. A potem podpalił. Ogień ogarnął ciała, a Harry spojrzał na Piotra wyczekująco, po czym spytał czy chce wygłosić przemowę nad zmarłymi. Piotr nie chciał, a Patrige skinął głową w zrozumieniu. On sam też nic nie miał do powiedzenia. Bo co mógł powiedzieć.
Ich wszystkich znał z widzenia… nawet Jill. A teraz palił ich ciała.
To nastroiło mężczyznę nieco filozoficznie w tej chwili. I dość ponuro, bo ich sytuacja była niewesoła. Palące się przed nim ciała, były niemal zapowiedzią losu Harry’ego. Bo co właściwie ich czekało? Piotr był zwolennikiem zamknięcia się tu w budynku. To rozwiązanie było tymczasowe. Na jak długo starczy im żywności, na jak długo starczy im wody, amunicji?
Co prawda było ich coraz mniej, ale z każdym dniem żywności do zdobycia i wody też przybywać nie będzie. Siedząc tu na dachu, zbudowali sobie klatkę.
Albo i nie… w zasadzie to wkrótce zbudują sobie trumnę.

Patrząc na palące się ciała, Harry wspomniał Larusso. Murzyn miał jaja, by wyruszyć tak samotnie. Ciekawe czy miał jakiś plan? Bo Harry w podobnej sytuacji co Malvin. Na dłuższą metę nic go w tym budynku nie trzymało. Żadne dziecko, żadna żona, żadna dziewczyna. Nic. Mógł zaryzykować tak jak Malvin. Wolał jednak wiedzieć na co stawiać.
Harry ruszył w stronę dachu, by przyjrzeć się z jego krawędzi na miasto… które było ich więzieniem. Nic więc dziwnego, że Patrige miał ochotę na ucieczkę z niego. I tylko taki sens widział w dalszym egzystowaniu. Szykowanie się do ucieczki. Tyle że w przeciwieństwie do Larusso wolał mieć plan, wolał mieć zasoby i wolał mieć cel przed oczami. Sama nadzieja nie wystarczy.

Uciekać w kierunku morza? Zdobyć łódź i płynąc wzdłuż brzegu wydostać się z tej pułapki? Duże ryzyko, mała szansa powodzenia. Niemniej port był najbardziej sensowną opcją. W porcie są statki, łatwiejsze do obrony. I cóż… statek można odcumować całkowicie odcinając się od lądu. A póki pozostanie w porcie… to może wojsko go nie zaatakuje?
Port był opcją wartą rozważenia. Na później.

Póki co, Harry zobowiązał się pomóc Piotrowi z jego wyprawą po sprzęt budowlany. Bądź co bądź, Polak pomógł Patrige’owi z pogrzebem. Sportowiec zamierzał poczekać aż ogień się wypali i posprzątać po pogrzebie, a potem udać się z Piotrem na jego epicką misję.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-04-2023, 13:33   #58
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Palenie ciał martwych osób na dachu wieżowca, było delikatnie mówiąc… dziwnym pomysłem. Dymu było w cholerę, smrodu też, i jakoś nie tak całkiem dało się owe ciała spalić. Po pewnym czasie, zostały więc zwęglone "szczapy", i tyle, nic więcej już się z nimi nie dało zrobić.


~

Wyprawa Piotra i Harry'ego na budowę, autem tego pierwszego, w sumie nie przyniosła nic ciekawego… budowa jaką Polak zostawił za sobą, jak stała, tak stała.


Pusto, cicho… nikogo nie było. Ale wcześniej, najwyraźniej tak, bowiem kontenery były pootwierane, a niemal wszystkie narzędzia rozkradzione. Ktoś tu był, albo "ktosie", i się obsłużył. Jednak to, czego Pyotr szukał, było. Plecak spawalniczy, dosyć ciężkie gówienko, którego pewnie nikomu się nie chciało taszczyć… mieli to, po co przyjechali.

Stał i sprzęt ciężki, którego nikt nie ruszał, bo i po co. Obaj młodzi mężczyźni przez chwilę zaś nad nim myśleli, ale w sumie, po kiego grzyba im koparka? Głośne to w cholerę, powolne, żłopie ropę jak smok, no i jechać tym 15km do wieżowca? I co dalej? Heh.







Dzień +17.


Los Angeles.
Środa, 28 czerwiec 2023.
Rano.

W trakcie dni, gdy było słońce, można było zaobserwować kilka małych pożarów nad LA. Tu i tam, czasem coś się paliło, raz nawet w oddali eksplodowało!

Helikoptery wojskowe latały nad miastem sporadycznie, a na ulicach, prawie wcale nie było widać wojska, czy policji.

Zresztą nie było widać prawie nikogo. Czasem ktoś gdzieś przebiegł, i tyle. Żadnych już tłumów, żadnych zamieszek na ulicach, jakiś band czy coś… jakby nikomu już się nie chciało, albo jakby ludzie nie mieli już sił, czy ochoty? Ale to wszystko w końcu jedynie gdybanie, nikt nie wiedział, o co dokładniej chodziło…

Było też coś nowego. Czasem nad LA przeleciały myśliwce wojskowe.

No i było gorąco, gorąco… 33 stopnie, i brak jakichkolwiek chmur.


~

Nocami jednak, często było słychać strzelaniny, napady, przeraźliwe krzyki ludzi, którym najwyraźniej działa się krzywda, oraz… zwierzęce wycie?!

A helikoptery latające w mroku, często waliły do czegoś ze swoich działek pokładowych, a czasem i małych rakiet!!






***

Zniknął sygnał tv, i zniknął internet. Do tego, prądu również nie było, podobnie jak i wody… gaz jeszcze był, jeszcze można było zapalić palnik na piecu, i coś na ciepło ugotować.

Zniknął również Anton. Na drzwiach swojego mieszkania przykleił jednak kartkę, na której krótko napisał:

"Postaram się jak najszybciej wrócić. Najdalej za 12 godzin. Jak nie… no to pewnie nie wrócę wcale. 28.06.23. 6PM."

A więc rusek gdzieś wybył, z samego rana, nic nikomu nie mówiąc. Heh. Pięknie.





Popołudnie

Ulicami jechała wolno kolumna pięciu uzbrojonych w działka Humvee, osłanianych nawet z powietrza przez dosyć wysoko lecący helikopter(ze snajperem??), a na jednym z aut darł japę głośnik.

- ...Uwaga, uwaga, mieszkańcy Los Angeles! Dzisiaj o 6AM, kolejne przemówienie prezydenta. Można je usłyszeć w radiu, na częstotliwości 100,00 FM…. uwaga, uwaga, mieszkańcy Los Angeles…


~

- Ma ktoś radio na bateryjki? - Spytał smutnym tonem gej Robert. Odkąd zaginął jego partner, Thomas, brodaty mało wychodził ze swojego mieszkania, i chyba wiecznie płakał, miał bowiem zaczerwienione oczy…






Wieczór

Przemówienie prezydenta miało miejsce dokładnie minutę po 6PM. Szum w eterze zniknął, a pojawiło się kolejne orędzie do narodu.

- Witajcie drodzy Amerykanie, mówi Prezydent… chciałbym was poinformować o kilku najważniejszych rzeczach, i dodać wam nieco otuchy… nastały ciężkie czasy… wirus, który najwyraźniej ma swój początek w meteorytach, powoduje wśród ludzi chorobę, a następnie mutację… wirus rozprzestrzenia się drogą powietrzną… od gorączki zmarło wiele osób… nie należy w żaden sposób utrzymywać kontaktu z zakażonymi… można ich rozpoznać po bardzo żółtych oczach, niczym przy żółtaczce… RZĄD robi co może by stworzyć lekarstwo… osoby zarażone mają się zgłaszać w punktach wojskowych! Pomożemy wam!... W całym kraju ogłoszono stan podwyższonej gotowości… a w trzech miastach, objętych kwarantanną, ogłaszam stan wojenny! Wszelkie rabunki, napady, oraz ataki na ludność cywilną, i służby porządkowe, będą bardzo surowo karane… nadal obowiązuje godzina policyjna, i całkowity zakaz wychodzenia między 22AM a 6PM… szpitale to tak zwane "Strefy Zero". Proszę w nich nie szukać pomocy, i się do nich nie zbliżać… będziemy nadal dostarczać regularnie zapasy… wkrótce sytuacja wróci do normy…

…may God bless us all, and keep us safe…


- "Khhhhhhh…" - W radiu znów zapanował szum w eterze. A mieszkańcy 8-go piętra spojrzeli po sobie.

- Coraz poważniej zastanawiam się nad opuszczeniem bloku - Powiedziała Eve, zerkając na Sandrę.
- I ciekawe dokąd pójdziesz? - Spojrzała na nią dziwnym wzrokiem Akiko, kołysząc dziecko na rękach. Mała bawiła się jakąś grzechotką.
- Jest kilka możliwości… - Odparła ruda.
- Nie macie kogoś w Koreatown, albo Chinatown? - Spytał Robert, i od razu zrobił się czerwony, zdając sobie chyba sprawę, co palnął. Zresztą Akiko i Larry, też tak na niego spojrzeli, że…



6:12PM

Wrócił Anton!

I to nie sam. Wraz z nim była baaaardzo młoda dziewczyna… nastolatka. Farbowana blondi, trochę zmieszana, rzuciła krótkie "hej", do wszystkich pozostałych.


- No czijeść wam! - Stary rusek, uśmiechnięty od ucha do ucha, odłożył mały plecak, i uścisnął dłoń Piotra, po czym do niego mrugnął porozumiewawczo.
- To jiest Samantha - Przedstawił wszystkim dziewczynę - Pisaiła do mnjie parę dnij, njo to ją uratowałłem… my sjię już znamy z wcześnijej…









***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 18-04-2023, 09:32   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeff średnio interesował się tym, co działo się za drzwiami jego mieszkania, więc o pomyśle palenia zwłok dowiedział się zdecydowanie za późno. I nie warto było już mówić, że jest to nie tylko strata cennego paliwa, ale i danie znaku całemu miastu, że w SB Tower ktoś mieszka. A to mogło stanowić zaproszenie dla gości różnego autoramentu.
I można się było założyć, że jeśli ktoś przylezie, to nie będzie to dobry duszek...


Dzień +17
Rano

Mieszkańców piętra ósmego jakby wymiotło i Jeff, mający zamiar wybrać się na poszukiwanie czegoś mocniejszego do picia miał pewne problemy ze znalezieniem kogoś, kto zechciałby pilnować jego pleców i, w razie czego, pomóc w noszeniu łupów.
Koniec końców Jeff zastukał do mieszkania numer 0802. . Najpierw ktoś filował przez judasza, aż w końcu otwarto drzwi. Stał w nich Larry.
- No cześć, o co chodzi? - Powiedział.
- Cześć - odparł Jeff. - Szukam kogoś kto by się ze mna wybrał trzy piętra niżej. Może znajdziemy coś do jedzenia i picia. tego nigdy za wiele - wyjaśnił powody najścia.
- Ale to tak tylko we dwóch? No nie wiem… - Odparł smętnie Larry.
- A czy widzisz jeszcze kogoś? Pyotr i Harry gdzieś pojechali, Robert niezbyt się nadaje do takich wypadów, Antona nigdzie nie widziałem. Pozostajemy tylko mu dwaj - próbował go przekonać Jeff. - Poza tym nie mam zamiaru włamywać się do zajętych mieszkań - dodał. To ostatnie było, nie da się ukryć, argumentem średniej jakości.
- No ale to chociaż może we trójkę… z kimś jeszcze… - Marudził dalej Larry - Tak będzie bezpieczniej…
- To kogo proponujesz? - spytał Jeff. - Wszak nie Akiko... Sanda i Eve zniknęły... Zostaje Felicia?
- Ummm… to może jednak Robert? - Larry zrobił głupią minę.
- No dobrze... - Jeff niechętnie się zgodził. - Pójdę go spytać - powiedział,po czym powędrował do mieszkania numer 0813.
Zastukał, odczekał pojawienia się Roberta, i wyjaśnił i jemu, o co chodzi… a ten zgodził się od razu.
Jeff miał nadzieję, że nie okazał zbytniego zaskoczenia.
- Świetnie - powiedział. - Weź jakąś torbę i chodźmy. Zabierzemy Larry'ego i idziemy.

* * *

Zeszli na dół. Jeff, z rewolwerem za pasem, w podręcznej torbie niósł siekierę i łom. A gdy tylko znaleźli się na piątym piętrze zastukał do drzwi mieszkania 0501...

Ogólnie biorąc wyprawa na piąte piętro okazała się sukcesem, ale tylko częściowym...
Stuk-puk do drzwi i okazywało się, niekiedy nie od razu, czy ktoś pod danym numerem mieszka, czy nie.
Do niektórych drzwi nie było nawet warto pukać, bo rozwalony zamek dobitnie świadczył o tym, że pod nieobecność właścicieli ktoś już wszedł do środka. Ale niekiedy i w takich miejscach można było znaleźć coś przydatnego.
W sumie zajętych było pięć mieszkań, ale nikt z mieszkańców piątego piętra nie zareagował pozytywnie na propozycję przeniesienia się na ósme piętro, mimo zapewnień, że na ósmym jest fajne towarzystwo. I że im wyżej, tym bezpieczniej.
Ich wybór, a Jeff nie zamierzał nalegać.
W każdym razie znaleźli i trochę jedzenia, i trochę wody w butelkach.
A do tego trzy sześciopaki piwa oraz kilka butelek mocniejszego alkoholu. Wśród nich była pokaźna flacha burbona i butelka Chopin polish vodka. Tymi dwiema Jeff postanowił zasilić zawartość swego spustoszonego barku.


Wieczór

Prezydent gadał i gadał, aż w końcu gromadząca się w Jeffie od paru dni złość znalazła swoje ujście.
- Te całe obietnice zrzutów to mydlenie oczu - powiedział. - A opowieści o lekarstwie można włożyć między bajki. Pewnie chcą, byśmy siedzieli na tyłkach i nie próbowali się wydostać z miasta.
- Gdybym był zarażony, to w życiu bym się nie zgłosił - mówił dalej. - Może szukają królików doświadczalnych. A w ogóle to nie dość, że kłamią, to jeszcze odcinają nas od informacji. Zagłuszają radio i net, byśmy nie wiedzieli, co się naprawdę dzieje.
- A jak się nie pozabijamy czy nie zginiemy z głodu, to nas wykończą jakąś atomówką - zakończył wywód.
- Też bym się stąd wyniósł - spojrzał na Eve - ale nie bardzo wiem, gdzie znaleźć bezpieczne miejsce. W LA raczej nie ma zamku z głęboką fosą i murami wysokimi na pięć metrów.

Pojawienie się nowej mieszkanki piętra było, przynajmniej teoretycznie, jedynym pozytywnym akcentem wieczoru, ale humoru Jeffa jakoś to nie poprawiło.
"Ale laska", pomyślał z cieniem zawiści. "A to się staremu prykowi pofarciło..."
- Witaj, Samantho - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-04-2023 o 18:00.
Kerm jest offline  
Stary 18-04-2023, 16:39   #60
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wieczór


- Nasz czas tutaj dobiega końca. - stwierdził Pyotr - Został nam tylko gaz. Może i mamy parę pięter wody w wannach, garnkach i miskach, ale to nie starczy na długo. Trzeba przemyśleć nasze mozliwości...

~6:12PM


Pyotr uśmiechnął się na widok ruska. Rusek to rusek, ale to był swój rusek. Uścisk dłoni, dłoń Pyotra na jego ramieniu.

- Dobrze, że wróciłeś cały. - powiedział po czym spojrzał na młodą - Hej.

Spojrzał na Antona.
- Trochę się działo pod Twoją nieobecność, ale wszyscy w miarę zdrowi.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172