Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2011, 17:58   #41
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Zrobiłem notatki. Artemis ciągle zafascynowany swym odkryciem zupełnie pominął moje wątpliwości. Widział tylko legendę czekającą na odkrycie podczas gdy ja widziałem mistyfikację lub co najmniej żonglowanie faktami. Zastanawiałem się czy jego zaślepienie wynika z ilości wypitego alkoholu czy z innych przyczyn. Kiedy wypłynęło nazwisko Aulcroft sprawy zaczęły się układać w jakiś obrazek. Może nie do końca prawdziwy, ale bardzo materialny. Mecenas Aulcroft... zacny, porządny człowiek. Kryształowy wręcz...

Całe obecne życie Aretmisa kręciło się koło tego człowieka - korzystał z jego biblioteki, jego pieniądze miały sponsorować wyprawę... Ciekawe czego Alucroft oczekiwał w zamian? Filantropia w tym mieście - tyle, na ile zdążyłem je już poznać była - powiedzmy szczerze - mało prawdopodobna. Samo miasto miało potencjał na jakieś "odkrycie" - było thoalańskie, tym samym stare; było odosobnione i posiadało kopalnię, która wiele tłumaczyła... Tylko co komu przyszłoby z takiej mistyfikacji? Prestiż? Władza? Pieniądze?


Pozornie zgadzałem sie z koncepcjami Artemisa i pozwoliłem mu sądzić, że jego argumentacja mnie przekonuje. Wskazałem jednak, że trzeba by przejechać się wcześniej na miejsce i oszacować koszty wyprawy archeologicznej... O samym miejscu znalezienia gospodarz mówił bowiem niewiele i bardzo oszczędnie. Wolałem sam ocenić wszystko.




Kiedy przesiedliśmy się na powycieraną i prującą się kozetkę z zniszczonego, brązowego pluszu Artemis wyciągnął kolejną butelkę wina. Dość szybko ją przejąłem i rozlewałem niezbyt równo do kieliszków. Artemisa wzięło na opowieści i pytania. Poopowiadałem mu kilka anegdotek z życia Akademii i środowiska akademickiego; poopowiadałem mu coś o sobie, poopowiadałem o stolicy - coś już osobistego, ale jeszcze nie zbyt osobistego... Cóż, Artemis był moim przyjacielem, ale nie zamierzałem mu się spowiadać.


*****




Willa Aulcrofta potrafiła zrobić wrażenie - potężny budynek stojący w niewielkim ogrodzie przyciągał wzrok i pobudzał zmysły. We wnętrzu było jeszcze bardziej bogato - przepych powalał na kolana i dystansował gości oszałamiając ich od samego wejścia... Mecenas bardziej zainteresował się Golemem i to spowodowało, że znalazłem się sam w salonie tylko z lokajem przypominającym kukłę. Salon mówił znacznie więcej o właścicielu niż być może on sam chciałby powiedzieć. Kolorystyka - dużo złota, wiec żółci często branego za kolor zdrady; brązy - brak stabilizacji, ucieczka w pracę i chęć dorównania komuś lub czemuś; czerwienie - kolor krwi, cierpienia, dążenia do celu po trupach... O wewnętrznej potrzebie podboju i zdobywania, wrogości wobec innych świadczył też wypchany niedźwiedź w takiej, a nie innej pozie. Nawet układ gablot wystawowych był przygotowany aby zrobić wrażenie - chodzić pomiędzy kolejnymi gablotami, podróżować pomiędzy kolejnym stacjami i pozostawać cały czas w zachwycie nad potęgą właściciela kolekcji. Ja również zwiedziłem całą a wystawę przygotowaną dla gości bardziej jednak byłem zainteresowany tym czy zgromadzone przedmioty są autentyczne i z jakiego okresu pochodzą... Czy jest to jeden okres i obszar, czy kilka? W jakim stanie są przedmioty - czy tak samo idealnym jak ta figurka, którą posiadał Artemis?


*****

Po kilkunastu minutach pojawił się z powrotem Artemis i zeszliśmy do podziemia. Upodobanie do pracy w podziemiach było zastanawiające, ale z drugiej strony - gdzie lepiej ukryć jakąś tajemnicę niż w podziemiach?


Biblioteka była imponująca. Tak należało ja określić. Choć rozstrzał wiedzy też był porażający. Zbiory bardziej wyglądały na bogatą, archiwalną kolekcję niż na użytkową bibliotekę. Kolejna kolekcja woluminów, wiedzy; być może nawet nigdy nie zastosowana w praktyce... Odnosiłem coraz mocniejsze wrażenie, że pan Mecenas był z tych, dla których "mieć" jest ważniejsze niż "być"... Ferowanie sądów przed spotkaniem było nieprofesjonalne, ale...

Książka o chorobach nieuleczalnych była interesującą pozycją ze względu na vizaremię, choć sięgnąłem po nią bez większego przekonania. Okazało się jednak, że przypadkowo wybrałem książkę, której funkcja była bardzo odległa od lektury. Przejście, które się otworzyło było oczywiście bardzo pociągające, choć pewnym niepokojem napawał fakt wyboru takiego a nie innego tytułu. Po minie Artemisa widziałem, że o tej funkcjonalności archiwum nie wiedział... Na pewno nie chciałbym, aby jakiś przygodny sługa, a już na pewno właściciel, pojawił się tutaj kiedy drzwi były otwarte.

- Niespodzianka - stwierdziłem, jakby mnie to nie zdziwiło i nie obeszło za mocno. - Poszukaj proszę "Kultury Thoalańskiej" Reknera i "Listów" Jinga, a ja poszukam "Czasu Schyłku" i "Opowieści ostatnich" - podałem podstawowe tytuły. Każdy kto kiedykolwiek zajmował się kulturą prekaerów musiał je znać, a przynajmniej czytać. Artemis też musiał, chyba, że jego wczorajsza gadka, o tym, ze nie wie od czego zacząć była jakimś testem dla mnie - Ile mamy czasu? - zapytałem kiedy znikał pomiędzy półkami i dodałem zaraz kolejne pytanie: I co robimy później?


Zajrzałem w korytarz na tyle, na ile pozwalało światło starając się wyczuć zapachy jakie dochodziły z tunelu... Jednak ciekawość musiała poczekać. Pociągnąłem książkę ponownie - licząc na to, że przejście zostanie zamknięte. Do tego koniecznie trzeba będzie wrócić, ale... nie wszystko na raz.

Wróciłem do przeglądania księgozbioru.
 
Aschaar jest offline  
Stary 25-03-2011, 18:38   #42
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dałem się podejść jak dziecko, ale właściwie po części byłem dzieckiem, a ten ktoś miał w rękawie za dużo atutów. Chyba nie byłem już w Anastopolu, albo byłem i jednocześnie nie byłem, może zapadłem w dziwny sen, ale coś, poza dziecięcym głosikiem podpowiadało mi że to nie sen a po prostu jakieś inne miejsce. Właściwie było to bez znaczenia, chcieli mnie żywego, inaczej próbowaliby zabić od razu, nie miałem jeszcze żadnych zobowiązań, więc mogłem spokojnie pozwolić się prowadzić przez niesamowitą scenerię. Opłaciło się, doszedłem gdzieś w końcu, po przyjrzeniu się istocie zawieszonej w tej dziwnej pajęczynie, w mojej głowie rozległo się prawie jak wspomnienie. Lailos - Wieszczka Burzy, tylko skąd mogłem kojarzyć to imię, może nawet tytuł, tego moja pamięć jeszcze nie ujawniała. Chłopak z mieczem był raczej drobną niedogodnością niż poważnym zagrożeniem, ale nie należało niedoceniać przeciwników, a może sprzymierzeńców? Wietrzniaczka nie wiedzieć czemu przypominała mi bardziej pajęczycę niż przedstawiciela lekkoduchów. Nie mnie zresztą było oceniać albo wygłaszać jakieś komentarze na ten temat, sam też odstawałem mocno od przeciętnej. Na słowa kobiety skinąłem lekko głową i wysypałem z puszki medalion na otwartą dłoń.

- Na pewno nie wróg, ale póki co posłaniec. Szukam wietrzniaczki Lailos, to Ty, prawda? - zapytałem patrząc istocie prosto w oczy. Z jej oczu mój wzrok na moment ześlignął sie na owe rurki - tłoczyły się nimi płyny i substancje, zastanawiające- czy w ogóle Lailos żyłaby gdyby nie skomplikowana tuba.
-Tak, takim imieniem obwołali mnie tuziemcy. To ja. A to... należało do... - Rufio zdecydowanie nie należało nie doceniać- szybkim ruchem ostrza podbił moją dłoń łapiąc medalion i przybliżając go starej wietrzniaczce.
-.. przykre, że kolejny mężny Dawca stracił życie niosąc na barkach więcej niż zdołał unieść. Co się właściwie stało, to był wypadek? Bronił statku?
- Dobre pytanie, nie, raczej próbował zmniejszyć szanse na jego przetrwanie, umarł jeszcze przed atakiem piratów, nadział się na wiertło golema, którego operował. Najpierw próbował mnie zrzucić z pokładu, potem zrobić ze mnie szaszłyk nadziewając na wiertło, na którym sam skończył. Mogłabyś powiedzieć temu chłopcu żeby schował broń? Nie lubię kiedy ktoś kogo nie znam, lata dookoła z obnażonymi ostrzami. - jeśli Lailos była na tyle bystra na ile wyglądała, to powinna się domyśleć jak to
wyglądało, nie zamierzałem jej jeszcze bardziej wprost mówić co tam się dokładnie stało o ile nie zapyta.

Wieszczka skinęła na chłopaka głową, a ten bez słowa schował broń nadal przeszywając mnie jednak nieufnym spojrzeniem.
-Był jednym z mężów tego domu, moich. Musiał opuścić Anastopol, ale przez ostatnie miesiące przekazał nam wiele, pamiętał. Nie rozumiem dlaczego miałby zrobić coś takiego, to nielogiczne.
- Ja tym bardziej, kiedy ktoś się budzi z przeszło dwustuletniego snu, nie wszystko musi być dla niego zrozumiałe, zwłaszcza jeśli usypiając w kaerze budzi się na latającej barce.

- To straszne- stracić pamięć, Imię... Pomówmy o Tobie. O Twojej obecności tutaj, w Anastopolu... po minie domyślam się, że nadal nie pojmujesz co właściwie się dzieje- pozwól, że jako równa Tobie, wyjaśnię.
- Chętnie, porozmawiam, jeśli o sobie też coś powiesz, podejrzewam że w okolicy grasuje horror, a potem sprawy się już tylko komplikują, więc chętnie posłucham.
- rzuciłem grając jedyną posiadaną kartą. Zapowiadała się opowieść, możliwe że jakiś fragment układanki wskoczy na miejsce, bo miejscowi zdawali się wiedzieć o mnie zadziwiająco i niebezpiecznie dużo. jak na fakt że od dłuższego czasu robiłem za intrygującą rzeźbę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 25-03-2011, 22:44   #43
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Czyli jednak obiję mordę temu facetowi trzy razy. No trudno. Mógł dostać jakiegoś przeczucia i zostać w domu. Teraz muszę zmarnować swój czas i energię na poszukiwanie. Coś mi mówiło, że podążanie za kurierem zaprowadzi mnie do Lernza znacznie szybciej niż ślepe włóczenie się po mieście. Musiałem się śpieszyć, gdyż odgłosy krasnoluda zaczynały cichnąć. Szybko wyszedłem ze swojej kryjówki i skręciłem za winkiel budynku mając nadzieję, że zobaczę tam kuriera.
Moje nadzieje okazały się prawdziwe. Kurier jednak znów skręcał. Musiałem przyśpieszyć by dotrzymać mu kroku. Zgubienie go nie wchodziło w grę. Nie mogłem też pozwolić by krasnolud mnie zauważył. Nie chciało mi się wymyślać jakiś dennych powodów dlaczego podążam jego śladem. Na szczęście posłaniec był zbyt zajęty głośnym, przeplatanym przekleństwami narzekaniem na dodatkowy kurs.
Krasnolud zatrzymał się przy małej kapliczce Helgahasta w centrum starego miasta.Zatrzymałem się w pobliżu bacznie obserwując pracownika poczty. Uśmiech zadowolenia na twarzy kurdupla, gdy wręczał paczkę jakiemuś typkowi, który przynajmniej dla mnie wyglądał na debila. Miałem trochę wątpliwości czy na pewno mam do czynienia z Lernzem. Co by taki dziwkarz robił w tak świętym miejscu? Widocznie kapłani nie przejmowali się reputacją swoich pomocników. A ja niestety musiałem przejmować się reputacją kapłanów. Gnoje mieli zapewnioną nietykalność i sądzę, że ich współpracownicy też. Głupotą byłoby rzucić się na tego faceta z pięściami w środku dnia w samej świątyni. Z całą pewnością chwilę po tym miałbym zbyt bliskie spotkanie z miejscowym garnizonem imperialnym. Znów musiałem czekać.


Lernz w końcu opuścił świątynię. Ruszył w stronę ulicy, którą przyszedłem tutaj za kurierem. Miałem nadzieję, że mój cel ma przy sobie wystarczającą ilość pieniędzy by spłacić dług i że kierował się prosto do swojego domu. W tamtej okolicy w spokoju mogłem go sprać. Mój cel posłusznie dostosował się do moich oczekiwań. Posłusznie wybierał te ulice, którymi tutaj przyszliśmy. A przynajmniej tak mi się wydawało...




Nadarzyła się okazja. Lernz znalazł się w ciemnej uliczce w której oprócz naszej dwójki nie było nikogo. Grzechem byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Przyspieszyłem kroku.
-Pan Harol Lernz? – zapytałem znajdując się tuż za mężczyzną.
- A kto pyta? – Lernz wkopał się. Gdyby nim nie był zdecydowanie nie zadałby tego pytania.
Pierwszy cios wbił się w niezbyt chudy brzuch mężczyzny, sprawiając że ten zgiął się wpół. Drugi cios z całym swoim impetem trafił w podbródek. Siła uderzenia wyprostowała Lernza.
Aż żal mi było go bić. Widać silny był tylko wobec słabszych. W normalnych warunkach okazywał się zwyczajnym mięczakiem. Nie mniej jednak zlecenie należało wykonać.
Chwyciłem go za szmaty jakie miał na sobie.
- Francesca przesyła pozdrowienia. – wysyczałem przez zaciśnięte zęby – Oraz lekcję kultury – mówiąc to mało kulturalnie kopnąłem go z kolanka w krocze.
Ten zacząć miał już krzyczeć, lecz kolejny cios skutecznie przytkał jego gębę. Walka była skończona. Lernz dostał nauczkę i na szczęście dla siebie miał wystarczającą ilość pieniędzy by pokryć dług, który zaciągnął u właścicielki Skowytu Duszy. Miał nawet więcej kasy, lecz mój kodeks zabraniał mi jej wzięcia. Gdybym ją wziął nie wykonałbym zlecenia tylko popełnił zwyczajną kradzież. A takie postępowanie raczej nie dodałoby mi zleceniodawców. Rozejrzawszy się jeszcze czy nie ma żadnego świadka mojej przestępczej procedury, z uśmiechem na twarzy udałem się w stronę klubu.
Francesca powinna mieć dla mnie jakąś sensowną robotę po zajęciu wymagającym tak dużo czasu.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 26-03-2011, 00:58   #44
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Popatrzyłem na trupa. Szybko przeniosłem swój wzrok na jego język który leżał obok. Ktoś usiłował dać nam do zrozumienia, coś. Nie byłem pewien co. Czy mamy się nie wtrącać w tą całą sprawę, czy też mamy nic o niej nie mówić. No, ale kontrakt to kontrakt. Zadanie trzeba wykonać.

Legioniści wybiegali z wartowni. Miałem z takimi do czynienia. Zwołałem chłopaków i powiedziałem im co robimy:

-Dobra chłopaki, wy nic nie wiecie, przyszliście się pomodlić. Jakby co wypełnijcie misję, albo zawiadomcie Zapałkę.

Nikt nie mógł udowodnić chłopakom, że coś ich ze mną łączy, w razie czego mogli zamknąć tylko mnie, ale i tak nie bardzo mieli za co.

Pozostało czekać na to co zrobią strażnicy, pierwsza zasada w takiej sytuacji jest prosta, nie uciekaj bo zwracasz na siebie uwagę, a tego nie chcesz.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 31-03-2011, 17:29   #45
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jonas

Za wykwintnym, ale gustownym ogrodem i fasadą pałacyku z jasnego kamienia wnętrza również świadczyły o nielichej fortunie. Marmurowe szachownice podłóg lśniące lustrzanym odbiciem bogato rzeźbionych sufitów stwarzały niepokojącą iluzję przestrzeni. Sinoszare kolumny z wybijającymi się drobnymi żyłkami czerni załamywały światło w niezwykły sposób zmieniając szerokość w zależności od punktu holu w którym stał gość. Naprzeciw wejścia rozciągała się niczym antyczne drzewo mistrena podkowa szerokich schodów, wykonaną z ciemnego drewna wykańczanego czarną skórą na każdym stopniu, podparciach przy ścianie i balustradzie. Tu też zaczynała się wystawa płócien konesera sztuki, a obok ostrza i gizarmy- zbieracza militariów. Na wysokości piętra dookoła rozciągała się galeria- na dole było tylko troje drzwi: wejściowe za Tobą i dwa po obu stronach holu.
* * *
Porównując figurkę Artemisa z przedmiotami jego mecenasa zauważyłeś, że mimo wspólnego -przed-krachowego- rodowodu nie wiele je łączyło. Kolekcja gospodarza była dość egzotyczna -rytualne półmiski zdobione w symbole, nie nadające się do walki sztylety ofiarne, fragmenty misternej biżuterii- artemisowy okaz przywodził na myśl raczej śródkontynentalne, ale prymitywne jak na tamten okres, kultury. Wzór z tyłu figurki mógł być funkcjonalny. Biorąc pod uwagę surowiec -obsydian- występujący w głębokich pokładach z których akurat anastopolski przemysł słynie -co potwierdził później Twój przyjaciel- zdawały się potwierdzać autentyczność. Przyjrzawszy jej się uważniej dostrzegasz, że mimo świetnego stanu „idealny” byłoby już nadużyciem- krawędzie podstawy po przejechaniu opuszkiem palców zdawały się poszczerbione, przyjrzawszy się pod tym światłem widzisz dziesiątki drobnych rys.
* * *
Artemis zdawał się bardziej zaskoczony tajemniczym tunelem niż Ty- nienaturalnie cofnięta względem szyi głowa i podniesione barki, szeroko rozwarte oczy, brak słów wymalowany na twarzy. Podobnie jednak nie chciał iść tym tropem. Przynajmniej tak odczytałbyś jego głębokie westchnięcie, gdy wymacaną za krawędzią wajchą na powrót zamknęłeś korytarz.
* * *
Z zaleconych przez Ciebie tytułów w niecałą godzinę Twój przyjaciel zdołał zrobić całkiem ciekawą notatkę. Nieco subiektywną- ale każdy trop zdawał się potrzebny w obecnym położeniu.

Listy Kramera Jing'a
Jing był pierwszym throalskim gubernatorem Anastopola, a jego listy do przyjaciela -rektora Akademii w Helgahanie, Francisa Keil'a- przeredagowane przez tego ostatniego trafiły do druku jako sławiąca misję cywilizacyjną opowieść. Przez większą część utworu autor opisuje szlachetnych, wręcz nieskazitelnych, throalskich osadników pod przywództwem światłego Jing'a walczących o pole z następstwami pogromu, łupieżcami grasującymi wśród szczytów Tylonu. Dzieło kończy się zwycięstwem imperialnej floty przybyłej z samej stolicy triumfującej nad archaicznymi kłami trollowych łupieżców. „..na dwudziestu prymitywnych kłach tłoczyły się setki zwalistych jeźdźców wiatru, a każdy uzbrojony w broń i gniew dawnych ludów.. nadspodziewanie liczni po długiej nocy.. ulegli nowocześniejszym, lepiej uzbrojonym statkom floty imperialnej.. zadali jednak dotkliwe straty swoją zażartością w walce..” Zawiera pobieżne wskazówki miejsc bitwy, lecz żadnych dotyczących siedziby łupieżców.


Kultura Throalska:
Hermion Rekner – szanowany, ioposki autorytet w dziedzinie antropologii, znany z działalności anty-rojalistycznej – wytyka dotychczasowym badaczom nieścisłości i niedomówienia, szczególnie odnośnie pierwszych dekad po długiej nocy. Zdaniem Reknera Imperium Anastera rodziło się w szczególnie tajemniczych okolicznościach, a wiele kart tej historii do dziś jest zamazane.


Ty też znalazłeś kilka interesujących informacji słusznie typując tytuły. Artemis nie przeceniał zasobów kolekcji swojego mecenasa- zdawało się, że znalazłbyś w niej każdy znany wolumin.

Czas schyłku:
epos opisujący zbiorowy wysiłek i heroiczną walkę Dawców Imion o przetrwanie w przededniach pogromu. Są to głównie długie fragmenty opisujące kolejne stadia prowadzące do budowy kaerów, opracowywania rytuałów i towarszyszącym wszystkiemu wątpliwościom, wszechobecnemu strachowi, bezsilności. Wyjątkowe okoliczności sprzyjające najlepszym i jednocześnie najgorszym uczynkom, zachwianie szal równowagi. Często rozpaczliwą i nierówną walkę o przetrwanie nadchodzącego pogromu.


Opowieści ostatnie:
zbiór opowiadań anonimowych autorów pochodzących z różnych zakątków kontynentu. W kontekście położenia Anastopola interesująca wydała się jedynie opowieść szósta -”Królestwo Wilczycy”- traktujące o osobliwej społeczności łupieżców Tylonu. Bard jest jedynie obserwatorem wydarzeń i brak w opowieści sensownych dowodów naukowych. Interesujący jest jednak sam opis plotek jakie krążyły o bojowniczej społeczności trolli kontrolującej północno-zachodnie góry tylońskie. Łupieżcy posiadali znaczną siłę powietrznych okrętów i ukrytym w skale miastem nękając pobliskie księstwa. Kluczowa wydaje się postać matrony zwanej 'Berenziah'- podobno posiadała znaczną moc co tłumaczyłoby jej przywództwo w tak męskiej społeczności. Berenziah była uważana za potężną tkaczkę wątków magicznych, a samej osady nigdy nie odnaleziono, choć bard podkreślał, że i łupieżcy i mieszkańcy okolicznych państw walczyli w istocie o środki do przetrwania nadchodzącej apokalipsy.

* * *
-Dopóki ktoś nas stąd nie wyprosi, chyba, że sami zdecydujemy wyjść. Zapchamy kichę na starówce, a później się obaczy.. hmm? - Artemis nie miał widać szczególnych planów na dziś.

Golem

Błękitna kula kotłowała się momentami dwiema ciemniejszymi plamami przypominającymi małe, przeźroczyste płaszczki okrążające kilkakrotnie Lailos i znikające gdzieś w cieniu tuby. Mimo to oczy przyciągało spojrzenie samej wieszczki, żarzące się jasno jak solis, przedwieczne, potężne. Wykazywała przyjazne nastawienie, zdawała się nawet powierzać Ci część istotnej wiedzy, a miała jej bez wątpienia jeszcze więcej.
Głębia pomieszczenia ginie w cieniach rzucanego przez światło błękitu kuli, mimo to udaje Ci się dostrzec kilka nowych detali. Boczne ściany sali zdają się mieć budowę podporową w postaci kilku potężnych kolumn. Bliżej światła, za kulą Lailos, cały czas błyskały urządzenia, mechaniczne szafy mogące być całym przed-krachowym szpitalnym sprzętem jak i wszystkim innym. Dopiero teraz jednak na tej chaotycznej mozaice świateł zdołałeś wychwycić co najmniej dwie drobne, porównywalne do wietrzniackich, sylwetki. Poruszały się one jednak bardziej jak pająk po sieci, po określonych liniach- nie przypominało to wietrzniackiego lotu.
Przez salę przetoczył się silny podmuch energi- świadczyły o tym pierścienie fal kurzu na podłodze-, po obu stronach sali zapłonęły jasnym światłem błękitne kryształy tkwiące ścianach niczym dorodne samorodki. Przestrzenie między kolumnami wypełniały malowidła wykonane specjalną, fluorescencyjną farbą.
Wielką salę przenikał jej silny głos. Było to o tyle dziwne, że tonąca w dziwnym płynie tuba zdawała się więcej niż szczelna i choć sama Lailos poruszała ustami to nie było mowy, by jej głos przenikał grube na kilka cali szkło tak wyraźnie i głośno.

-Jak pamiętasz, lub nie, przed długą nocą świat był urządzony inaczej, lepiej. Pasje wdzięczne za modły i ofiary wspomagały swoich czcicieli, czuwały nad nimi- było ich tak wiele, że dochodziło nawet do walk pomiędzy bóstwami o wpływy. W przededniu długiej nocy wielu musiało uciekać z rodzimych ziem- wśród nich ja. Pogrom zabił wielu, niemal wszystkie najwyższe istoty. Ich moc luminująca w przestrzeni astralnej wabiła dziesiąstki, setki horrorów atakujących jednocześnie. Były silniejsze niż kiedykolwiek- nikt nie wie jak zdołały przedostać się do planów zewnętrznych, domen pasji. To była kwestia czasu nim najpotężniejsze istoty upadły. Niektóre zaprzedały się, stały się Furiami- oszalałymi, opętanymi przez wpływ horrorów pasjami. Im młodsze, słabsze bóstwo- tym większe miało szanse na przetrwanie długiej nocy. Wiesz o czym mówię, broniłeś Toussard, pamiętasz? - do tej pory prześwietlające spojrzenie zdawało się na chwilę osłabnąć, może po prostu mrużyła powieki w smutku tych wspomnień.

Wszystko o czym mówił 'jej' głos zdawało się mieć potwierdzenie w wymalowanych na ścianach scenach. Wielkie postacie o zwierzęcych atrybutach przedstawiające pasje i czcicieli bijących pokłony w ich świetlistości, malutcy jak mrówki. Obok nich sceny pożaru czarnego ognia buchające z wyrw w niebiosach- straszliwe wrota wymiarów. Upadek Pasji. Rzeź czcicieli. Koniec końców.

-Tak- wiem o Toussard. Tak niewielu nas zostało. Musimy troszczyć się o siebie, o Dawców, którzy pokładają w nas wiarę. Stary ład nie obowiązuje, a nowe, potężne pasje takie jak Helgahast szerzą swoje wpływy na słabych umysłach. Manipulują na wielką skalę, bez przeszkód- równowaga została zachwiana. Otwarty konflikt to szaleństwo, ale wojna podjazdowa ma sens. Zawsze jest nadzieja na zmiany.. Zrozum- to nie jest kwestia podjęcia rękawicy. Ścieżki przeznaczenia są nieomylne, nie do oszukania- wiem o czym mówię, a Twoim przeznaczeniem jest opieka nad niedość silnymi do samodzielnej obrony, wiesz o tym. -

-Aulcroft, Twój wykupiciel, zrobił to dla mnie.. powiedzmy, że miał dług do spłacenia. Sprowadziłam Cię tu, moja oferta jest prosta: Ty pomóż mi w Anastopolu, a ja pomogę Ci wrócić do Toussard. Tam też Cię potrzebują, choć nie tak pilnie.. Możesz wygrać lub zginąć próbując- nie ma innych opcji- przeznaczenie odszuka Cię, wszędzie...- ostrzegła tajemniczo.

-Gdzieś pośród tych szczytów w odległych czasach mieszkała potężna wiedźma przewodząca społeczności powietrznych łupieżców- myślę, że to ma jakiś związek z tym co mieszczanie nazywają kultem rogatego. Ty musisz to sprawdzić, musisz dotrzeć do serca kaeru i znaleźć sposób by go powstrzymać. To pierwsza część Twojego zadania. Aulcroft zorganizuje wyprawę w której musisz wziąć udział. Dotrzeć do jądra i unicestwić je. -

-Na drugim końcu tej aleji mieszka krasnolud imieniem Gradek. Znałam go, pracował w kopalniach przez wiele lat- właściciel zakładu cenił sobie jego umiejętności.. W każdym razie- moje dzieci widziały niewłaściwe osoby kręcące się przy jego domu, niemniej zdołali zgubić ogon, to może być jakiś trop. Proszę, postaraj się nie robić mu krzywdy.. -
* * *
Mimo wszystkich grzeczności i przyjacielskiego charakteru spotkania droga powrotna wyglądała niemal tak samo- tyle, że pod górkę. Gwieździste niebo było bezchmurne. Zimno chłoszczącego wiatru było tak rzeczywiste, że po chwili marszu kamienną twarz pokrywała warstwa szronu. Jedyna zmiana dotyczyła piskliwego głosu dziewczynki- teraz odzywał się jedynie cienisty wiatr za Twoimi plecami, wiatr imieniem Rufio.
* * *
Na zewnątrz było już ciemno, choć noc nie była tak dotkliwa jak w kapturze, pochmurna. Po ulicach krzątało się mnóstwo Dawców- w większości niższej warstwy mieszczańskiej. Nawet najbiedniejsi mężczyźni paradowali w rozmaitych kapeluszach i cylindrach, choćby łata przykrywała łatę. Kobiety nieśmiało przemykały obok ciebie chowając nakryte czepkami głowy pomiędzy ramiona.

Kruk

Alarmujący gwizdek rozbrzmiewający z kilku kierunków. W chwilę zjawiło się przy Tobie pół tuzina zakutych w pancerze legionistów pod bronią. Na kolczugach czarne tuniki z żółtym orłem, godłem Anastopola. Zakute w hełmy łby ludzi, krasnoludów. Twoi ludzie zostali wyłapani przez drugą połowę garnizonu w ciągu kwadransu- wysokie miasto było domeną straży i szczelnie chronionym, obserwowanym obszarem. Rozbroili was grożąc ostrzelaniem przez ustawionych strzelców. Kolejny kwadrans i wszyscy siedzieliście zapuszkowani w samej siedzibie legionu, forcie Arsen. Ciasna jak na tyle osób klitka wymuszała dwóm pozycję stojącą to dodatkowo drażniło. „Na czas śledztwa”. Bez zbędnych dyskusji- kapitan, który wpuścił was na „górne” za wszelką cenę chciał uniknąć konsekwencji i zabezpieczał własny tyłek. W pół godziny strażnicy uwinęli się z przygotowaniami i zaczęto wywiad.
* * *
Przesłuchiwali wszystkich kolejno, każdego w odosobnieniu. Młodzi milicjanci legionu skrzętnie notując odpowiedzi zadawali melancholijnym tonem kolejne, często wręcz absurdalne, pytania. W ciasnym pomieszczeniu o bladych ścianach, dwóch krzesłach i stole nadzorowanym przez uzbrojonego strażnika zdawało się brakować powietrza. Po Twojej twarzy jak i po licach młodego funkcjonariusza spływały pojedyńcze kropelki potu. Przez mały kwadracik okna pod stropem wpadał wąski słup światła, w nim tańczyły drobiny kurzu. Czasami światło przecinał cień- nogi przechodniów, komanta znajdowała się w piwnicach fortu.
* * *
W środku nocy do celi wpadło dwóch drabów. Wyciągnęli Cię nim zdołałeś połapać się o co chodzi, reszta oberwała, ale jeszcze zdążyłeś usłyszeć trzask zamykanych krat. Nic im nie będzie. Posadzili Cię w sali przesłuchań, skutego w podwójny kajdan. Jedno z oczek przykręcili do ogniwa w podłodze. Wyszli drzwiami za Twoimi plecami, któryś coś powiedział. Nim drzwi na powrót się zamknęły w komnacie był ktoś jeszcze, byłeś pewien.

-Szczęście w nieszczęściu -skądś znałeś ten głos, choć teraz nie potrafiłeś sobie przypomnieć -wiem, że nie jesteś winny zarzucanych Ci czynów. O świcie będziesz wolny, Twoi ludzie też- uważaj na siebie, bo drugi taki przypadek będzie już podejrzany. Bywaj. - nie dał Ci dojść do słowa zatrzaskując za sobą ciężkie odrzwia.

Jednooki

W kwaterze Twojej przyszłej szefowej unosił się cudowny, słodkawy zapach. Za biurkiem ledwie widoczna drobna sylwetka właścicielki- kobiece kształty opięte w różowy gorset i TE oczy. Powitała Cię spojrzeniem, gestem wskazała krzeszło na przeciw. Zarzuciła długie, srebrzyste włosy przez ramię odsłaniając głęboki delokt wypychający jej duży biust w górę. Na lewej piersi ciemna plamka znamienia zdobiła bladą skórę Francesci.

-Nie myśl, że wierzę Ci na słowo- mój człowiek doniósł mi, że dobrze się spisałeś. Wyglądało to banalnie, ale uwierz mi, nie widzisz całego obrazu, a to zadanie było dość istotne. W tej branży szacunek to wszystko, jeśli rozumiesz o czym mówię, a ja swojego nie mogę nadstawiać. Oto Twoja zapłata. Na dziś jesteś wolny, ale jutro spodziewaj się mojego gońca, przyniesie ci kolejne polecenia. Staraj się nie przyciągać uwagi. - skromny mieszek uderzył o blat kończąc jej wypowiedź i chyba całą rozmowę...
* * *
Sala była prawie wypełniona już podpitą klientelą, huczącą zamówieniami i gwiżdżącą na swoją kolej uwagi dziewek służebnych. Te, każda ubrana w inny kostium w erotycznych krojach, przechadzały się na wysokich obcasach kręcąc zwodniczo biodrami ku uciesze nie tylko męskich Dawców Imion. Strzępki futra zasłaniały jedynie najintymniejsze skrawki skóry kelnerki przechodzącej obok Ciebie- ciemnoskórej, ciemnookiej, z setką drobnych warkoczyków kołyszących się przy każdym kusicielskim kroku. Mijając patrzyła wprost w Twoje oczy, mówiła nimi wszystko co chciałbyś usłyszeć tego wieczoru, każdego wieczoru- sakiewka bez wątpienia wystarczyła na kilka nocy w takim czy innym towarzystwie. Alternatywne zacisze domu Railin majaczyło kilka przecznic stąd.
Do klubu mimo protestów ochroniarzy wdarła się grupa strażników. W moment przeczesali główną salę wyciągając pojedyńczych klientów na zewnątrz. Zza Twoich pleców wyskoczyła Francesca głośno protestując i rzucając zawoalowane groźby w stronę legionistów, a szczególnie dowodzącego nalotem sierżanta. Mimo tego zrobili co chcieli, sierżant posilił się nawet o przepraszający pocałunek w wierzch dłoni właścicielki po czym odwołał swoich ludzi. Cała akcja trwała raptem dziesięć minut i od razu po wyjściu patrolu wznieciła jeszcze głośniejszy huk domniemań i przypuszczeń zaaferowanych klientów Skowytu Duszy. Ciemnoskóra wracała, znowu obdarzając Cię tym samym spojrzeniem-obietnicą, trąciła Cię biodrem mijając i wbiła w stojący tłum bywalców.

=*-*-*=
Uliczka była niemal pusta. Niemal- bo nie sposób było nie zauważyć młodej, atrakcyjnej kobiety stukającej obcasami o bruk. W czarno-szarym otoczeniu wymarłej alejki mienił się błękit- szykowna suknia warta majątek, wykończona białymi koronkami- podskakujące kasztanowe włosy wystające spod deliktanego kapelusika. Zupełnie sama- prowokując los.
Świst, a po nim głuchy stukot bezwładnego ciała padającego na chodnik. Delikatne jęknięcie bólu. Z cieni zalegających w bramach pojedyńcza postać bezgłośnie, w kilku krokach znalazła się przy uśpionej ofierze. Przekrwione oczy, błysk złotego zęba w paskudnym uśmiechu- reszta twarzy ginęła w cieniach głębokiego kaptura.
Prowokując los można się srogo zaskoczyć- konsekwencje bywają tragiczne.

=*-*-*=
Oświetlana przy pomocy prymitywnych pochodni na wysokich stojakach dzielnica uchodźców powstała na przestrzeni ostatnich pięciu lat, ale powierzchnią już prawie dorównywała innym dystryktom. Ciężko oszacować było gęstość zaludnienia, bo choć większość budynków była małymi, tymczasowymi schronami wybudowanymi z „co się nawinie pod rękę” ruderami to w takiej budzie z reguły mieszkały dwie, trzy rodziny. Ciasne alejki za dnia pełne kłebiących się bezrobotnych i dzieci o tej porze były już opustoszałe. Na ulicach pozostali jedynie ci, którzy musieli- złodzieje, handlarze, mordercy..
Na rogu dwóch tonących w śmieciach uliczek wychodzących na miasto, podpierając się o blaszaną niby-ścianę młody t'skrang lustrował kolejnych przechodniów łowiąc potencjalnych klientów. Każdy kto wyglądał na możnego, szukającego wrażeń- słyszał wspaniałomyślną ofertę „dwudziestu za uncję”. Dziś passa nie sprzyjała. W cieniu jednej z alejek pojawił się następny klient- niski jak elf- ukrywający się pod kapturem bogatej peleryny- jak wszyscy bogaci synalkowie znudzeni trzeźwością. Zawołał gestem i zniknął w zaułku. Żal było nie skorzystać, odwagi starczyło by spróbować.
W półmroku dwie postacie stanęły na przeciw siebie. Spod kaptura świeciła para dużych, okrągłych oczu. Przeciw niemu zdeterminowane spojrzenie handlarza czarnodymem, który niejedno już przeżył.

-Zaświeć jakąś monetą.. - rzucił t'skrang.

Zamiast złota w cieniu kaptura błysnął nierówny rząd szpiczastych, żółtych zębów- groteskowy uśmiech. Kaptur opadł za ruchem wychudłej ręki ujawniając diaboliczną aparycję kościstego, bezwłosego dziecka o nienaturalnie wielkich oczach. W nich niema, ale wymowna groźba.

-Źle trafiłeś gnojku, potnę cię tak, że zapłaczesz za tą gębą.. - handlarz sięgnął za lędźwia dobywając dwóch zakrzywionych dwunastocalowych noży bojowych, rozkładając prowokacyjnie ręce.

Ostrza świsnęły przecinając powietrze. Niebywale skoczny malec przykucnął po czym wybił się kopiąc dwoma nogami w splot nożownika. Ten cofnął się o kilka kroków nie wypuszczając jednak broni. Dziwoląg nacierał, wyskoczył szczerząc kły i drapiac szponami. T'skrang wysunął lewą nogę, obrócił się bokiem, pochylił i wymachnął ogonem wykonując skomplikowany pół-skok i obrót. Jeden z noży z chrzęstem utkwił pomiędzy żebrami klienta-dziecka, trysnęła ciemna jucha. Sam raniony obalił się o prowizoryczną ścianę prawie wpadając do środka budynku. Podniósł się szybko rzężąc i bulgocąc wściekle. Z bólem wyciągnął nóż z nienawiścią patrząc na swego oprawcę jakby pożerał go wzrokiem. Gdy czubek ostrza opuścił jego ciało szczęka dziecka rozwarła się szeroko wydając przenikliwy, chrypliwy ryk przeszywający okolicę.
Oniemiały t'skrang wlepiajacy do tej pory wzrok w niespotykanie nożo-odporne dziecko z przerażeniem zdał sobie sprawę, że za jego plecami coś się poruszyło. Kolejne bezwłose dziwolągi wypełzały z cieni alejki zagradzając drogę ucieczki. Krew bryzgnęła na blaszaną ściankę szopy.
 
majk jest offline  
Stary 10-04-2011, 12:56   #46
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dałem się wyprowadzić na powierzchnię, byłem nieco skołowany i naprawdę nie miałem ochoty dłużej siedzieć pod ziemią, może niektórym kilkaset lat w tą czy w tamtą nie robi większej różnicy, ale wydawało mi się że przespałem już wystarczająco długo. Trzeba było na nowo nabrać rozpędu. Lailos opowiedziała mi podobną historię co Alucroft, tyle że tamten pominął kilka istotnych fragmentów.Ostrzeżenia wietrzniaczki i kryptyczne odnośniki jakoś do mnie nie trafiały, wiedziałem że mówi prawdę i pomogę jej, choćby z tego powodu że ktoś pomógł mi się obudzić, ale wydawało mi się że ten cel, jej cel i ugoda ze mną były sensowne. Miałem ochotę odwiedzić stary kaer, chronić słabszych, tu się nie myliła, nie wiedziałem skąd we mnie ta chęć, ale była, równie silna jak moja prawica. Czas w trakcie opowieści pomknął jak jeden z pocisków tej nowej broni, którą widziałem na statku, dzień przemienił się w wieczór. Znowu skończyłem sam, z jednym imieniem w głowie i orichalkową puszką w dłoni. Ruszyłem w stronę domu krasnoluda starając się nie roztrącić ani nie rozdeptać nikogo po drodze. Potrzebowałem jakiegoś punktu zaczepienia, kantorku i zakwaterowania, zajrzeć do Skowytu Duszy... tyle rzeczy a wydawało się że wszystko muszę zrobić na raz. Przystanąłem kawałek od końca alei, po drodze pytając jakiegoś chłopca gdzie mieszka krasnolud. Dałem sobie pare minut na obserwację domu zanim ruszę na poszukiwanie kantorka i Skowytu.


*****


Część kamienicy, którą wskazał dzieciak stanowiła jeden pion. Na mwoje oko Gradek trudnił się rzemiosłem, choć tu sprawa się komplikowała- dom był zamknięty, wewnątrz paliło się światło, a towary już pochowano do magazynków. Rusztowania i stoły przed wejściem przypominały te na których targowano, mierzono i cięto sukna i tkaniny. Z zewnątrz istotnie dochodziły zapachy mogące świadczyć o użyciu barwników, czy czego tam trzeba.. Zastanawiający był zapach wypalanej słoniny, dobrze znany chyba każdemu. Z dalszej odległości na dachu niskiego budynku widać było konstrukcję, choć przez ciemność nie mogłeś określić jednoznacznie jej funkcji. Mogła to być suszarnia, Gradek mógł też hodować gołębie...

Pare minut uważnej obserwacji nic nie dało, dom jak każdy inny, choć w tej okolicy rudera byłaby lepszym określeniem, nikt podejrzany się po okolicy nie kręcił, przynajmniej bardziej podejrzany niż ja. Przestałem wstrzymywać ruch na zanurzonej w wieczornej czerni ulicy i podszedłem do drzwi byłego górnika. Moje pukanie było dosyć głośne, ale dałem z siebie wszystko żeby nie pozostawić wgnieceń w drzwiach. Niestety, nikt się nie pokwapił żeby otworzyć, w tej okolicy zresztą było to sensowne, po zmroku raczej zbyt wielu uczciwych się tutaj nie kręciło. Pokręciłem lekko głową i ruszyłem dalej.

~Nie ma co szukać kantorku o tej godzinie.~ - przebiegło mi przez myśl, skierowałem więc swoje kroki na Stare Miasto, przynajmniej tak określał tą dzielnicę Alucroft. Zamyślony szedłem pomiędzy pryskającymi na boki dawcami, nie wiem czy to mój wygląd, mina, albo po prostu fakt że i tak na większość z nich nie zwracałem większej uwagi, coś po prostu sprawiało że nawet nikt się nie oburzył za bardzo a jeśli już to milkł dość szybko. Cały czas wydawało mi się że ktoś mnie śledzi, ale zaczynałem do tego przywykać, nie miałem zamiaru się właśnie teraz zaczajać żeby rozwiązać tajemnice, pewnie wprowadziłaby więcej pytań niż dała odpowiedzi. Kiedy wydawało mi się zgubiłem, zaczepiałem tego czy owego dawcę z pytaniem o wskazówki, przestraszone albo zbywające szybko odpowiedzi tylko pogłębiały moje poczucie oderwania od tego miejsca. Pewnie góry, czyste nocne powietrze, tego powinienem pragnąć, ale czegoś mi brakowało.


Szlak pomstujących po cichu dawców i wskazówek doprowadził mnie w końcu do trzy poziomowego budynku w samym centrum tej dzielnicy. Lokal wątpliwej proweniencji, nie wiem skąd ta nazwa zaświtała mi w głowie, zerkając przez wejście nawet nie wiedziałem czego mogę się tam wewnątrz spodziewać. Rozejrzałem się nieco zagubionym spojrzeniem i ponownie przeczytałem karteczkę, którą miałem ukrytą w puszcze a potem afisz na ścianie. Regina Spellis.... kobieta, którą poznałem na statku. Podszedłem do trola, który stał przy drzwiach.
- Powiedz pani Reginie że Golem przyszedł z nią porozmawiać.
Troll przepuścił mnie z tajemniczym uśmiechem nie mówiąc za wiele, czy Regina coś o mnie wspominała, czy tamten miał jakieś dziwne pomysły w głowie, ciężko było powiedzieć, ale jeśli przed czymś uciekała albo coś ją goniło, to najwyraźniej to miejsce nie było najlepszym dla niej pomysłem. Całe miejsce było tłoczne, gwarne i w ogóle działo się strasznie dużo dookoła, gdybym miał kilka dni na ogarnięcie całej sceny, może bym zaczął rozróżniać poszczególne jej fragmenty, ale ciężko było mi pojąć radość tutejszych mężczyzn na widok roznegliżowanych pań. Starałem się jak najdelikatniej oczyścić drogę za kulisy, gdzie w końcu znalazłem moją rozmówczynię ze statku.
- Nie było wcale tak ciężko tutaj trafić, miło wiedzieć że jeszcze żyjesz, miałem pewne wątpliwości.

Siedząca na wysokim krześle na przeciw toaletki z świecącymi ogniwami dookoła. W fioletowej peruce, wypudrowana na biało, ze skomplikowanym makijażem ciągnących się od góry brwi po czubek nosa niczym tatuaż. Nasze spojrzenia spotkały się na lustrzanej tafli toaletki- twarz Reginy promieniowała niezwykłą radością, jakby zobaczyła starego druha.
- Witaj, także cieszę się, że Cię widzę. Też wątpiłam...
- Nie wiem co na ciebie polowało w Nowym Kratas, ale nie uciekłaś od tego, we śnie dzisiaj widziałem jak chciało się tobą pożywić, myślę że wiesz o czym mówię, a może nie wiesz. Tak czy inaczej możliwe jest że będziecie mieli swoją szansę na reportaż o rogatym, poproście o audiencję u Alucrofta, jeśli zgodzi, może się czegoś dowiecie, jak zwykle jest ryzyko, możliwe że przyjdzie wam za wszystko przypłacić życiem i duszą, jeśli chcesz przerwać monotonię albo uważasz że jesteś wystarczająco odważna, śmiało, zanim wszystko się rozrusza ja sam muszę poszukać czegoś dorywczego, zostanę na występ, chociaż nie zabawię długo, raczej nieprzychylnie patrzą na klientów, którzy nie mają przy sobie złamanego miedziaka a co najwyżej odstraszają innych klientów wyglądem.

Kobieta w zwierciadle z każdym Twoim słowem pogrążała się w smutku, strachu. Cały czas pamiętając, że Regina jest zawodową aktorką- ciężko było nie uwierzyć w emocje malujące się na jej delikatnej twarzy. Błyskawicznie podniosła z blatu chustę i delikatnie przyłożyła do jednej i drugiej powieki.
Cholera.. nie mogę zepsuć makijażu, męczyłyśmy się dwie godziny. - dwa czarne ślady zostały jednak na białym materiale, który rzuciła z powrotem na kontuar. Znowu patrzyła na Ciebie przez lustro, już nie tak radosna. - Moje demony w Kratas nie mają z tym nic wspólnego i obawiam się, że to właśnie jest najgorsza wiadomość. Jeszcze na statku miałam te.. przeczucia.., ale od kiedy tu jesteśmy boję się zasnąć. Nie wiem co to jest, ale Ty też to widziałeś, prawda? Pomóż mi, tak się boję... Znowu porwała chustę ratując czasochłonne kreski.
- I jak według Ciebie mam pomóc? Póki co obiecałem ze wezmę udział w jednej ekspedycji, do tego czasu powinienem być dostępny, mogę co najwyżej spróbować pomóc, ale najpierw będziesz musiała mi wszystko opowiedzieć, ze szczegółami, od tego może wszystko zależeć, ale to może po przedstawieniu, zanim kamuflaż Ci się zmyje z twarzy. Poza tym, będę potrzebował czegoś solidniejszego niż pieści podejrzewam. - odparłem nieco bez przekonania, pewnie, była słaba i bezbronna, albo takie sprawiała wrażenie, do tego coś na nią polowało, tylko ze nie moglem się rozerwać na aż tyle części na raz.

Regina chciała coś jeszcze powiedzieć, ale asystent porwał ją za rękaw na deski sceny . W jej oczach widniała jasna wiadomość: "tak, po przestawieniu, nie odchodź".
- Do zobaczenia niebawem prawdopodobnie. - rzuciłem znikającej za kotarami dziewczynie, sam ruszyłem zza kulis na widownię, nie chciałem przegapić przedstawienia, przy okazji miałem szansę rozeznać się wśród tutejszych mieszkańców. Po chwili już byłem w sali wspólnej a moje oczy przeczesywały całe pomieszczenie, co chwila kierując się ku scenie i Reginie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-04-2011, 15:53   #47
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Zajście ze strażnikami uświadomiło mi, że moja nowa pracodawczyni nie należy do specjalnie wpływowych osób w mieście. Jeśli chciałem się zadomowić tutaj tak jak w Nowym Kratas musiałem znaleźć kogoś z większymi wpływami. Nie mniej jednak na początek mi wystarczyło. Byle zarobić na karabin wyborowy. Później, gdy odzyskam pełny potencjał bojowy i lepiej poznam miasto na powrót rozkręcę swoją działalność.
Nie były to jednak plany na najbliższą przyszłość. Na razie chciałem trochę odpocząć. Perspektywa spędzenia upojnych chwil z czarnowłosą dziewczyną była bardzo kusząca. Z drugiej strony, jeśli nie wróciłbym na noc do swojego wynajmowanego lokum Railin zacznie zadawać pytania i podejrzewać różne nieczyste interesy. Bezpieczniejszym wyjściem, a na pewno zapewniającym następnego dnia jako taki spokój. Jednakże było już dość późno. Jeśli teraz wróciłbym z pewnością nawet niechcący obudziłbym jej syna. Wtedy z pewnością dostałbym po łbie. Tak źle i tak niedobrze.
Nie no. Zacząłem się przejmować innymi. No naprawdę musi mi się nudzić bym się zajmował takimi pierdołami. Albo zmiana miasta wpłynęła też na zmianę mojego sposobu myślenia?
Nie. Koniec. Już. Wystarczy. Dość tych pierdół. Pora podjąć decyzję. Orzeł - wracam do Railin, reszka – wynajmuję na noc czarnulkę. Orzeł. Więc wracam. Najwyżej będę mógł całą winę za wplątanie się w niepotrzebne kłopoty zrzucić na ten cholerny los. Stojąc w drzwiach odwróciłem się szukając wzrokiem mojej niedoszłej partnerki na noc. Eh… Jedna noc w tą czy w tą. Kiedyś się nadrobi.

- O wróciłeś. – usłyszałem na powitanie. Miałem wrażenie, że Railin chciała jeszcze dodać w końcu lecz się rozmyśliła. – I jak tam poszukiwania pracy?
- Nawet dobrze. Zatrudniłem się w Skowycie Duszy. 10 dukatów dziennie powinno wystarczyć. Przynajmniej na początek.
- Mhm. Więc siadaj i jedz – wskazała ręką na miskę parującej kaszy z gulaszem – I nie zapomnij, że jeszcze mi nie zapłaciłeś.
- Pamiętam. – sięgnąłem po sakiewkę otrzymaną od Franceski. Otworzyłem ją i uważnie przeliczyłem zawartość. Około 50 srebrników. Połowa mojej dziennej zapłaty. Jakby doliczyć moje dotychczasowe oszczędności mógłbym zapłacić za pięć dni z góry. Odliczyłem 10 dukatów.
- Trzymaj – podałem kobiecie odliczoną wartość.
- Za każdy dzień z góry. – odpowiedziała półelfka zatrzymując dla siebie dwa dukaty a resztę oddając.
Za cholerę nie rozumiałem jej zachowania. Byłem przekonany, że kobiety chętnie przyjmują pieniądze. A Railin wykręciła mi taki numer. A już miałem nadzieję, że przez te pięć dni będę mógł w spokoju wydawać pieniądze nie martwiąc się zapłatą. Kobiety jednak są złośliwe.
- Miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Jutro mogłabyś mnie oprowadzić po mieście? Pokazać ważne i ciekawe miejsca?
-Do południa pracuję w zakładzie krawieckim. – Railin zamilkła zastanawiając się – Później nie widzę problemu.
-To dobrze.
Pozostawało tylko liczyć, że robota od Francesci zakończy się do południa, lub chociaż rozpocznie się, gdy powrócimy ze zwiedzania miasta. Takie czekanie w niepewności na posłańca zdecydowanie mi się nie podobało. Przy najbliższej okazji muszę obgadać tą kwestię z szefową i ustalić jakieś godziny pracy. Nie zamierzałem spędzić całego dnia siedząc na dupie tylko po to by nie przegapić cholernego posłańca.
- Coś się stało? – głos półelfki wyrwał mnie z rozmyślań.
- Nic. – odpowiedziałem zdziwiony pytaniem.
- Chyba, że tak – Railin spojrzała mi w oczy. Wyraz jej twarzy był dość poważny. – Ale wiesz, nie każdy trzyma, przez co najmniej minutę łyżkę w połowie drogi do pustej miski – kobieta zaśmiała się.
W jej śmiechu było coś, co sprawiło, że się nie zezłościłem. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnąłem się. Gdyby nie to śmianie się ze mnie źle by się skończyło dla Railin.
- A możliwe. – Odłożyłem łyżkę i wstałem od stołu. – Czyli najwyższa pora spać. – skierowałem się w stronę drzwi prowadzących do mojego pokoju. - Obudźcie mnie jutro na śniadanie jeśli nie wstanę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 18-04-2011, 23:30   #48
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Siedziałem w lochu, wiedziałem, że średnio muszę się bać, nie mogli mi przecież nic udowodnić, byłem czysty jak łza, oczywiście w przenośni, bo w podróży byłem już od paru dni i pachnąłem nieciekawie.

Przesłuchali mnie. Na rękach miałem ciężkie kajdany, przesłuchiwali mnie kilka razy, zawsze tak robią, ponoć żeby sprawdzić czy się nie poplączesz w zeznaniach. Ja mówiłem po prostu całą prawde i tylko prawdę, chłop chciał nas wynająć pogadaliśmy, podpisaliśmy kontrakt i wyszliśmy, a on sobie w spokoju umarł. Nawet strażnicy nie mogli znaleźć powodu dla którego miałbym zabić pracodowadcę, od którego są uzależnione moje fundusze na chleb i wino.

W nocy ktoś kogo głos już na pewno kiedyś słyszałem powiedział, że rano będę wolny i chłopaki też. Jednocześnie dodał też żeby uważać.

Resztę nocy spędziłem zastanawiając się czy to dobra rada czy też ostrzeżenie...
 
pteroslaw jest offline  
Stary 20-04-2011, 12:14   #49
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Pozostawiająć zagadkę ukrytego przejścia na chwilę za sobą zająłem się badaniami. Czy może raczej wstępem do badań. Cała sprawa wydawała się coraz bardziej śmierdząca, nie zamierzałem jednak odcinać sobie wstępu do biblioteki pochopnymi oskarżeniami. W zdawkowych rozmowach jakie prowadziłem znad ksiąg skutecznie omijałem temat ukrytego przejścia wyraźnie sugerująć, ze mało mnie to obchodzi, bo każdy ma prawo mieć ukryte przejście w domu na wszelki wypadek... Wysnułem długi i nużący wywód dotytczący ukrytych przejść w budynkach architektów throalskich, co oczywiscie było spowodowane panującą w tym czasie - nie tyle modą - co koniecznością wypływającą z napięć i niepokoi społecznych ówczesnego okresu...
Kiedy już sam byłem znużony własną gadką, zaproponowałem przyniesienie butelki, no dwu butelek wina; aby jeszcze prezed obiadem przepukać gardło. Artemis wydał się uszczęśliwiony faktem, że może się "urwać" z mojego wykładu - architektura nigdy go nie interesowała, więc moje zachwycanie się kolumnami i fasadami musiało być dla niego męczarnią.

Miałem kilka, może kilkanaście minut spokoju. Gdy tylko usłyszałem zgrzyt zawiasów pognałem do ukrytego przejsćia sprawdzająć jednocześnie czy Artemis na pewno wyszedł. Otworzyłem przejście i - na wszelki wypadek - podparłem je krzesłem, aby zabezpieczyć się przed niespodzianką zwaną zamknięciem się drzwi.

*****

Ciasny, długi i pochyły korytarz wykonany z wielkich płyt kamienia przypominał w zasadzie wykonany w litej skale i zgadzał się ze stylem architektów throalskich, ale - okazało się szybko - był to jedynie łącznik prowadzący do - chyba - zamkniętej jaskini o powierzchni może kilkunastu metrów kwadratowych, w dodatku upstrzonej rzędami stalaktytów i stalagmitów. Naturalne ściany. To co za nimi - niknęło w mroku ciasnych przesmyków, wydrążonych przez wodę lub powietrze w litej skale. Wszystko pokryte było sporą warstwą kurzu, choć... W świetle czterech samopalnych pochodni nasączanych substancją łaknącą tlenu by żyć cień na czetry strony jaskini rzucał tron. Tron skazańca.




To było odkrycie. Niewątpliwie. Zresztą całe pomieszczenie wyglądało jak sala tortur... na dodatek używana, przynajmniej na to wskazywał tron, sfatygowany, ale pokryuty nieadekwatną warstwą kurzu...

Wzmocniony metalem tron, przytwierdzony był do podłogi po środku pomieszczenia i wyposażony w profesjonalne pasy i kajdany - funkcja zdawała się oczywista: więzić. Nie było jednak żadnych śladów krwi czy innych poszlak świadczących o egzekucjach. Wielkiość również była trochę nie ludzka, co szybko udało się ustalić po przyłożeniu ramienia do podłokietnika - krzesło przewidziano dla znacznie większej osoby. Po bliższym przyjrzeniu się podłodze w miejscu stóp więżonego zauważyłem dwa zestawy równoległych choć łamanych linii - białe rysy na kamiennej płycie. Podobne, choć może nawet bardziej makabryczne, znalazłem w promieniu zasięgu palców dłoni - na podłokietnikach, wiązanych na wysokości nadgarstków oraz znacznie szerszych, metalowych obręczy na ręce. Zapamiętałem układ linii, który w tej sytuacji był jedynym rozsądnym śladem.

Na przeciw tronu, na jedynej naturalnej i litej skalnej powierzchni wisiała ramka. Z niej patrzył portret kobiety - pięknej i pełnej uroku, bogato odzianej - spoglądał z uśmiechem prosto w oczy więzionego, z dziwnym, bardzo tajemniczym uśmiechem, zwłaszcza w tych okolicznościach. Obraz był dodatkową zagadką - nie był to nikt, kogo rozpoznałbym na pierwszy rzut oka... Przyjrzałem się samemu obrazowi starajać się po stanie i ilości zgromadzonego kurzu ustalić czy został tu zawieszony niedawno czy może stanowi wyposażenie sali od początku jej istnienia.

Cóż na pewno nie było to pomieszczenie przeznaczone dla szerokiego grona zwiedzajacych, żwawo poszedłem wiec na górę i zamknąłem za sobą przejście. Sprawdziłem czy nie jestem gdzieś okurzony i zasiadłem do ksiąg jakby nigdy nic się nie stało. W notatkach umieściłem szkice znaków z krzesła tortur, dodałem kilka linii, aby skomplikować rysunek i uniemożliwić jego identyfikację. Po czym zacząłem szukać książki z jakimś spisem, czegokolwiek heraldycznego, co mogłoby naprowadzić mnie na to kim jest kobieta z portretu... Lub nawet jakieś dzienniki - moze gdzieś figurowała informacja do kogo należał ten dom wcześniej? Ponieważ jeżeli należał do naszego drogiego Mecenasa, to... rozwiązywało to kilka zagadek, zwłaszcza z jego zainteresowaniem Golemami...

Liczyłem na to, że Artemis wróci z winem, a potem wyjdziemy gdzieś na obiad... Może uda mi się go niezobowiązujaco podbytać o tutejsze wielkie rody... Cholera, ale burdel...
 
Aschaar jest offline  
Stary 04-05-2011, 23:33   #50
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mefr53H0mOs&feature=related[/MEDIA]

Kruk

O świcie zbudzono was irytującymi pociągnięciami stali mieczy o kraty cel. Do ciasnych, wilgotnych izolatek nie dotarł nawet pierwszy promień solis. Mimo wstawiennictwa Anonima strażnicy w areszcie nie okazywali tej samej sympatii wobec waszej grupy. Idący na przedzie sierżant robił przystanki jedynie kwitując jakieś papiery. Dwójka legionistów za plecami twardymi tarczami nadawała tempo marszowi przez labirynt ledwie oświetlonych piwnic, wcale się przy tym nie hamując. Jakby puszczali was wbrew sobie, nie wierząc w niewinność. Mijając kolejne cele nie dało się niezauważyć smug krwi przy wejściach do komnat w których was przesłuchiwano, w zbyt wielkiej ilości na miękkie tortury. Zza żadnych miniętych przez Ciebie nie dosłyszałeś ani szelestu. Równie dobrze mogło to nie mieć nic wspólnego z wami- lata doświadczenia podpowiadały co innego. To pewne: nie brakowi dowodów zawdzięczacie życia.
Długie schody ku górze, dwie okratowane bramy po drodze ze zbrojnym odźwiernym przy każdej.
W szerokim hallu krasnoludzkiego fortu obchodzono się z wami niebardziej pieszczotliwie niż w kazamatach, wciąż poganiając i szczując pogardą w oczach, palcami na rękojeściach. Wtórowały im bluzgi i splunięcia, wyraźnie adresowane do Twoich ludzi. Zazwyczaj jeden z was się stawiał- teraz nikt nie rozwarł gęby. Dopiero tutaj zorientowałeś się, że Złotka potraktowali najgorzej, w nocy, a teraz uśmiechał się w Twoją stronę grzebiąc językiem w nowej dziurze między zębami. Napuchnięte, sine oczy drwiły z obrażeń. Poważna facjata Pokera- wręcz przeciwnie.
Przez szerokie wrota wypchnięto was z chwilą gdy przywdzialiście ostatnie części uzbrojenia, a sierżant zatwierdził ostatni kwit. Tępy ból tarcz wbitych w plecy był niczym w porównaniu z tysiącem ostrzy mrozu, które czekały na zewnątrz, zaraz za progiem. Fort Arsen okazał się przytulnym kojcem o tej srogiej porze anastopolskiego poranka. Zimno mroziło krew w żyłach, oczy odmawiały posłuszeństwa- z każdym tchnieniem w głąb gardła zsuwał się niewidzialny miecz. Miasto ledwie legło do snu chowając się pod masywne pierzyny. Zajazdy i hotele, karczmy i tawerny- pozamykane na wszystkie spusty. Z jednym tylko wyjątkiem. W jednym miejscu nacisk mroźnych szpilek na policzkach zdawał się ustępować ciemnym kłębom wydobywającym się z gęstych krat w ścianie jednej z kamienic. Nad niewielkimi, metalowymi drzwiami osmolone kratownice wydalały w biały nieboskłon czarne smugi i podmuchy ciepła- jedyny jeszcze otwarty szynk głosił niedbale: Żarnisko. Nim się obejrzałeś Poker prowadził ludzi ku wejściu rzucając Ci przez ramię wyzywające spojrzenie. Z nutą czegoś Ci nieznanego- rodzaju żalu, znacznego zniecierpliwienia. Nieposłuszeństwa?

Jednooki

Po przebudzeniu mieszkanie ziało pustką- ani Railin ni jej smyka nie było. Jedynie krótki liścik polecający lokal do pierwszego posiłku i prośba by leżący na blacie klucz zostawić u sąsiada.
Instrukcja Railin była prosta tak jak i droga, równie krótka- szynk szybko stanął przed Tobą otworem. Już nazwa mogła być pierwszą wskazówką figlarnego charakteru rady Twojej gospodyni: „Dziurawy Kocioł” Jedno spojrzenie wystarczało, by rozwikłać niskie ceny i niesamowity natłok o wczesnej porze. Oto przed Tobą sala szeroka na parter połowy kamienicy, zatłoczona jak targowisko łasymi na michę ciepłej strawy dawcami imion. Namioty i stragany, podia, rampy- sprawiały wrażenie tak chwiejnych, że niesposób było oderwać oczu by nie przegapić wypadku. W istocie z każdym krokiem skojarzenie z targiem stawało się trafniejsze. Na skrzyniach i beczułkach drużyny kuchtów obsługiwały przenośne kuchenki i rożny, wieszały rondle nad płomieniem, nagabywały niemajętnych dawców do swojej oferty. Osłonięte szałasy i namioty oferowały to co miało uchodzić oczom- w razie czego: na szybkich nogach. Tam gdzie padały najniższe ceny stały najdłuższe kolejki i odwrotnie- jeśli rezydenci kupili towar zbyt drogo to następnego dnia z rzadka pojawiali się w tym.. Dziurawym Kotle rozmaitości i ułudy. Gdzie często łatwiej było dostać w pysk i jednocześnie stracić mieszek niż istotnie znaleźć to- czego się szuka. Biedni i złodzieje, biedni złodzieje...- cóż za różnica. Pokrzywdzonych takim losem lamentowało kilku, tylko w zasięgu wzroku, który nie przebijał tłumu na dalej niż trzydzieści stóp. Pomiędzy punktami wydawania strawy stały solidne, choć na wpół surowego stanu, ławy i stoły sprawiające wrażenie zbitych przez ucznia jeszcze w tartaku, a nie w warsztacie stolarza. Może z tego powodu na każdym stole leżał zużyty młotek do przybijania wyłażących z nieodpowiedniego drewna gwoździ.

***

Po odczekaniu swojego w kolecje i nagrodzie w postaci parszywego uśmiechu szczerbatej krasnoludki nalewającej w michę wątpliwego pochodzenia gulasz mogłeś usiąść spokojnie i spożyć śniadanie. Na miejsce odosobnienia nie było co liczyć- przy doborze miejsca przy ławie najrozsądniej było kierować się możliwie najniższym odorem siedzących obok. Niby nic nowego, ale w Kratas jadano zazwyczaj w bardziej wietrzonych pomieszczeniach. Wiosłując gulasz do ust znad miski zauważyłeś, że naprzeciw przysiadł się człowiek- spotykające się spojrzenia dwóch mężczyzn nie potrzebują słów.
Siadając ledwie zauważalnie -dla ogółu zgromadzonych- potoczył po stole tobołek rozmiaru małej piłki, który upadł wprost na Twoje kolana- on zajął się jedzeniem. Spomiędzy szmat i rozwiązaniu mieszka błysnęło złoto- skończył.

-To zadatek od Pani. Wczoraj uprowadzono jedną z dziewczyn, bliską jej sercu, ślad urywa się przy starych domach w cienistej dolinie. Cztery domy i czterech najmitów, czas goni. „ ...dostanie każdą rozsądną cenę za jej życie”- powiedziała. -posłaniec jął się wstawać od stołu i zmieszać z tłumem.

***

Railin o umówionej porze stawiła się przed Tobą z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyraźnie zadowolona z siebie chwyciła Cię pod ramię nadając kierunek krokom w dół ulicy, ku przystani.

-Jak poczytujesz pierwszy punkt zwiedzania Anastopola, bijące na dnie Kotła serce tego miasta? I jeśli nadal chcesz oglądać- co Cię interesuję? - mimo dowcipu Railin brzmiała dość poważnie i elokwentnie jak na zwykłą szwaczkę.


Blake

Ktoś mógłby powiedzieć, że Twoje nerwy są ze stali. Kto inny, że to objawy analitycznego umysłu na pełnych obrotach. Nowa porcja obrazów i spostrzeżeń szybko przelana na papier, zaszyfrowana i schowana za pazuchę. Wbrew Twoim usilnym staraniom w księgozbiorze 'kryształowego' mecenasa nie znalazłeś żadnych rozsądnych informacji o jego rodowodzie, kobiecie z portretu ani samej willi. Nowe przesłanki i za mało wspólnych mianowników by rozgryźć to na poczekaniu. Może to i nic dziwnego- wszak Aulcroft nie mógł być głupcem ze swoją pozycją, a Twoje odkrycie w pełni pokrywało się z definicją przypadku, szczęśliwego trafu. Faza, chyba, zbyt wczesna na osądy biorąc pod uwagę dekady, które mogła trwać anastopolska maskarada. Twoja pozycja na metaforycznej szachownicy miasta nie wyglądała dość stabilnie by mierzyć się z figurami. Instynkt doradzał ostrożność- bo jeśli sam lord mecenas ma takie sekrety- to kto jeszcze? Niemożliwe przecież byś jako, nowoprzybyły, jedyny dostrzegał skazę w tym kamieniu.
***

Budynek, który Artemis wybrał do obiadu nie wyróżniał się zbytnio w staromodnej kamienicy anastopolskiej starówki. Ta sama zdobna fasada, wyblakła żółć farby z białymi gzymsami, białe okiennice. Jedyną w zasadzie różnicą były podwójne -a zatem szersze- drzwi frontowe i wiszący nad nimi szyld. Na dużej tarczy rozpościerał skrzydła majestatyczny złotopióry orzeł w czerwonym polu.
-Pod Ognistopiórym.. ciężko o lepsze jedzenie w tym mieście, a mam tu rabat.. -skomentował Twoją pytającą minę Galder.

Z przekroczeniem ościeżnicy w nozdrza wdarł się wielce sugestywny zapach pieczeni i dymu, uszu dobiegła delikatna muzyka kwartetu smyczkowego w rogu sali. Wystrój miał sprawiać wrażenie drugiego domu- domu bogacza oczywiście. Przeważało ciemne drewno wypolerowane i lakierowane na wysoki połysk, o zaokrąglanych rantach, zdobieniach. Na powierzchni takich stolików i ław skrzyły się srebrne zastawy- czajniki, popielniki. Dookoła zazwyczaj kilka arcywygodnych foteli sprężynowych z podobnego drewna, tapicerowane szkarłatnym, długowłosym pluszem.
Po oddaniu nakryć portierowi pewnym krokiem ruszyliście przez izbę gdy z jednej z takich loży chrypliwy głos zawołał imię Twego druha. Wołającym okazał się rozparty wygodnie w jednym z niższych foteli podstarzały krasnolud. W lśniącej, śliwkowej szacie zwisającej połami z fotela. Wyraźnie ucieszył się, że wzrok go nie zmylił- nie widziałeś jego ust zza gęstych wąsów i brody, ale oczy wyglądające znad okularów-połówek mówiły więcej niż to potrzebne.

-Mistrzu.. To mój przyjaciel z ław akademii Jonas Blake, Jon- poznaj, imperialny koroner, niedościgniony doctore anatomis, Teodor Irenicus. Dżentelmen po drugiej stronie stołu to szlachetny Baltazar Iolous, kustosz kinos i czcigodny mistrz nauk. - Artemis kipiał grzecznością wobec starców, a jeden i drugi wyraźnie brał to jako dobrą monetę.

-Złotousty botanik z Ciebie, Artemisie z Galderów, gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że to język węża. Jak miewa się lord Damien? Rozprawiamy o niezdobytych imperialnym legionis krainach i przydałaby nam się jego opinia... - krasnolud siorbnął ze srebrnej filiżanki cuchnącej ziołami.

-Raduje taka znajomość mych intecji, mistrzu. Pan Aulcroft czuje się dobrze, załatwia pilne interesy w willi i nie wiem czy dziś dołączy do dysputy w Ognistopiórym..., postaram się by usłyszał o Waszych wątpliwościach, czy mogę służyć czymś jeszcze?

-Istotnie możesz, jak mniemam, ale moja profesja to nieprzyjemna przystawka do posiłku. Odwiedź mnie jeszcze dziś w mojej pracowni, może i Twój przyjaciel będzie pomocny. - tu starzec ukłonił lekko głowę w Twoją stronę - Pozdrowić wypada pielgrzyma w wędrówce po mądrość, magisteriusie Blake- liczę, że nieprzyjemny powód tego zaproszenia zatrze moja gościna i głodne nowin uszy nieruchliwego już starca. Panowie... - Irenicus pomarszczoną dłonią sięgnął po srebrną filiżankę z lekiem dając wam odejść.

W odróżnieniu od stetryczałej śmietanki umysłów poprzednich generacji dyskutujących o wydumanych kwestiach- was do Ognistopiórego sprowadzała strawa. Zająwszy lożę jadalną zarezerwowaną dla popleczników Aulcrofta mogliście rozsiąść się nader wygodnie. Artemis z błogim uśmiechem wyciągnął z torby dwie butelczyny, które kupił wcześniej, w tym jedną już napoczętą. W mgnieniu oka pojawił się chłopiec z uwagą słuchający wymyślnego zamówienia jakie recytował Twój przyjaciel. Na ścianie nad stołem -jak zdołałeś się upewnić obrzucając spojrzeniem podobne loże innych rodów- winny wisieć w ramkach zdjęcia upamiętniające wielkie dni z historii rodu. Zamiast tego nad stołem Aulcroftów nierówne cienie prostokątów znaczyły miejsca z których takie fotografie ściągnięto, bez wyjątku.


Golem

Żarzące się beczułki oświetlające scenę przygasły na chwilę, w półmroku dało się dostrzec ruch i tupot nóg na deskach podium. Gdy znowu zapłonęły- dekoracje były już zupełnie inne- na fałdach kurtyny delikatnie falował krajobraz wiosennej górskiej polany, pełnej zieleni i kwiecia, bujnych koron drzew i krzewów. Powyżej nieskazitelny błękit osiadający nierówno na górzystym zygzaku horyzontu. Po środku obrazu pionowy kształt poruszył się i z obrazu, zza poły kurtyny, wyłoniła się ona, Regina- odkąd i dopóki się poruszała rzucany na tło krajobraz nie obejmował jej. Powłóczysta suknia przypominająca zmięty papier z przywieszonymi rzędami ciemnych, drobnych łańcuszków- kołysała się na wietrze jak źdźbła wąskich liści łąki. Kończyła się ledwie powyżej piersi odsłaniając opalony dekolt i orientalnie podkreślone rysy twarzy, szkarłat ust jak pąk róży, oczy- fiołki.
Cała sala wypełniona nieobytymi opojami pałającymi męskością- gejzery potu i żygowin zalewane gorzałą- jak za dotknięciem rózgi srogiej magii ucinającej przyrodzenie za byle pierd- pogrążyła się w absolutnej ciszy.
Cichy gwizd fletu, dzwonienie trójkąta. Ustawiona pod sceną czteroosobowa orkiestra zabrała się za swoje rzemiosło- Regina również. Śpiew górskiej nimfy zwiastowały gwizdy wiatrów odległych dni, szumiał kaskadą już wyschniętych strumieni, wypełniał nozdrza wilgotnym powietrzem iglastego lasu, ogrzewał serce zbawczym dotykiem bliskiego solis. Jedna ballada i do tego niezrozumiały język. Mimo to nikt nie protestował, na scenę nie leciały zepsute owoce. Cała publika kabaretu siedziała na tyłkach jakby zaczarowana. Nie byłeś w stanie dostrzec by choć jeden z gości podniósł kufel do pyska, dopóki śpiewała.
Gdy światła znowu przygasły i ponownie zmieniono dekoracje kurtyna zafalowała oddalonym widokiem na miasto- Anstopol. Migoczący nocnymi światłami, z mrowiskiem zwanym z bliska obywatelami. Z obrazu znowu wyłoniła się aktorka- ubrana w kanciastą marynarkę jakby niezdarnie wyciosaną w kamieniu, bez spodni. Gołe, wysmarowane złocistym olejkiem długie nogi Reginy również działały na widzów jak zaklęcie- turnieje jakie widziałeś nie wywoływały takiego entuzjazmu jak ten widok, gwizdy, okrzyki, toasty... Muzyka i śpiew zmieniły tempo, orkiestra- instrumenty- tak na prawdę zmieniło się wszystko, łącznie z Reginą.
To była ta druga część. Jak dzień i noc. Wczoraj i dziś. Echo odległych chwil- ulatujące z ostanią nutą części pierwszej. Powrót do teraźniejszości.

Gdy spektakl dobiegł końca, a na scenie w kuszących pląsach wiła się aktorka mniejszej miary Ty dotarłeś w umówione miejsce, za kulisami. Regina była już obmyta z makijażu i złota. Nie powiedziała nic gdy Cię ujrzała, tylko patrzyła- prosto w oczy, jakby szukała w nich dawno zgubionego odbicia. Ta krótka chwila zdawała się godziną.
Jej usta rozchyliły się wydając z siebie jedno ciche zdanie.

-Nie chcę być dziś sama...- wciąż patrzyła.

***

Miała rację lękając się- przyszli w najciemnieszych godzinach nocy. Dwóch zamaskowancy olbrzymów wpadło do pokoju jakby drzwi ulepiono z liści i cukru- obydwaj już z żelazem w dłoniach. Trzeci z zabójców, mniejszy, z dziecinną beztroską kucał na parapecie otwartego okna z uniesionymi łokciami. Trwało to kilka sekund- tamtych dwóch, oko trzeciego z napiętą i wycelowaną w Ciebie kuszą poniżej, Regina krzycząca histerycznie gdzieś za Twoimi plecami.
 
majk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172