Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2011, 19:09   #31
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Udało się, przeżyłem, jak często przegrałem z Jaskółką. Kapitan co prawda próbował wydawać nam rozkazy, ale wykonaliśmy je tylko dlatego, że miały trochę sensu. Nawet nie spróbowaliśmy pomóc w naprawianiu statku. Nie jesteśmy od tego, my najemnicy mamy inne zadania.

W porcie czekał na mnie posłaniec. Tak jak miało być. Dał mi list. Świątynia Helgahasta, gdziekolwiek to jest. W samo południe. Znaczy, ten kto nas wynajął dba o opinię. Spotkania w samo południe, incognito, przyjdź sam. Zachowuje się jakby był co najmniej szpiegiem.

-Dobra, Jaskółka, powiedzieli, że mam przyjść sam. Nie jestem głupi, nie zrobię tego. Macie tam być, będziemy wchodzić w ostępach. Nie równych żeby nie wyczuł podstępu. Macie się wtopić w otoczenie. A teraz. Znajdźmy karczmę.

Ruszyliśmy ulicami miasta, było zimno, całkiem zimno, bywałem w zimniejszych miejscach. W pewnym momencie stanęliśmy przed całkiem przytulnie wyglądającą karczmą. Nazywała się “Opowieści z północy”. Nazwa była ciekawa. Weszliśmy, wynajęliśmy pokój. Później zeszliśmy na dół coś zjeść. Teraz pozostało zlokalizować świątynie i czekać na następny dzień.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 27-02-2011, 14:11   #32
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BFeFgaopBZo[/MEDIA]

Jonas
[3 Februarus 146 C.T.]
Stare miasto żyło o tej porze własnym rytmem- mięśniem pompującym to życie zdawały się liczne lokale i przybytki, kuszące kobietami, muzyką, ciepłem powietrza i ciepłem cieczy dostępnych za kontuarem. Wieczorny spacer po Anastopolu był owocny w malownicze widoki, poetyckie wręcz, choć surowe- szczególnie pod względem architektonicznym. Miasto praktycznie całe wybudowali throalscy inżynierowie. Budynki bez ozdób, dodatków i dopełnień- symfonia brył i konturów. Każda kamienica, każda baszta i dom zdawały się wykute z samej skały Tylonu. W żółtym świetle latarni Voilframa i powoli podążającym ku ziemi ruchem kołyskowym płatkom śniegu sceneria nabierała bajkowego waloru. Psuły to nieco ladacznice zapraszające do borleski „Skowyt Duszy”. Ciężko też powiedzieć co rozlewał do kubków właściciel baru na kółkach- gorącą czekoladę czy grzaniec. Repertuar kabaretu zdecydowanie nie był dla dzieci. Nikomu to jednak nie przeszkadzało.
W Białej Kałamarnicy było w sam raz. Barman był sympatycznie zaokrąglony, a sam kontuar radośnie połyskiwał czystością zachęcając do spożycia. Wspaniały aromat imbiru wywołał na Twojej twarzy uśmiech brzemienny w wymianę plotek z właścicielem szynku, Neil'em. Bardzo otwartym i serdecznym dla wielbicieli tego właśnie trunku. Jak się szybko okazało- jedynym w Anastopolu restauratorem oferującym imbirowe piwo i kaczkę z imbirowym klocem na zimno. Jakkolwiek apetycznie by to nie brzmiało, informacje, to je łakomie chłonęły Twoje uszy.
[Neil]
-Miasto utrzymuje się głównie z wydobywanych na terenie kraterów rud, pracuje tam połowa miasta. Oczywiście mówimy o Dole, a tak, Górne to same szychy. Wątpie czy któryś kiedykolwiek skalał ręce uczciwą robotą. Conajwyżej blizny po żyłkach od tego teatrzyku w ratuszu... Nie wiem co stało się z Lopadisem, szczerze: chyba nikt TUTAJ nie wie. Po prostu ogłosili zgon. Wieszali na nim psy, co z tego, przynajmniej wiedzieliśmy co to za jeden. A teraz? Przyślą jakieś naburmuszone panisko ze stolicy, z tych co to zasady wprowadzają. Atfu..!! - splunął do wiadra pod nogami starym zwyczajem, „oby się nie spełniło”.
[Neil]
-[i]Rogaty.. taak, skaranie Pasji za chciwość i pazerność mieszkańców- jeśli mnie pytasz. Z początku myślelim, że to któryś świr z klerykału tak urządza dziewczyny, które brzydzą się księżulami. Później ktoś go widział, pono bestia z rzeźnickim pałaszem- ale wiecie, Dawcy lubo sobie dopowiadają różne rzeczy. Dziwki ze starego miasta mu zbrzydły i wziął się za urzędasów i ich córy, nawet chłopięcia o zniewieściałych walorach rozpruwa. Są tacy, co gotowi postawić mu za to ołtarzyk, za te łowy na górnym pierścieniu...

**[3 Februarus 146 C.T.]

Po powrocie do domu Artemisa gospodarz nalał Ci wina z miedzianej karafki i zaprosił do swojej pracowni. Zdawał się być w doskonałym humorze, może wypił nieco czekając na Ciebie zbyt długo, może po prostu cieszył się na Twój widok. Mimo to na jego twarzy widać było zmęczenie. Liczne zmarzszczki na czole i sińce pod oczyma, wystające kości policzkowe i szpiczasta broda- to jak mieszkał tylko potwierdzało tezę, że Artemisowi wcale nie powodzi się najlepiej. Wino za to miał przednie.
W urządzonej na laboratorium piwnicy poczułeś się swojsko, jak u siebie- alembiki, moździerze, retorty, stosy tomiszczy i tysiące szpargałów pomiędzy chwiejnymi wieżami podręczników. Eksponaty, głównie wypchane stworzenia, szkielety, formalinowe słoje. Spomiędzy tego chaosu Galder w kilka chwil wyszukał to co chciał ci pokazać.
Kilogramowa figurka z obsydianu przedstawiała pulchną kobietę z rozłożonymi rękoma i nogami. W dłoniach dzierżyła noże lub raczej węże. Plecy figurki wyrzeźbiono w zawiły wzorek, miniaturkę kwadratowego labiryntu lub coś bardzo podobnego.
[Artemis]
-Znaleźli to na terenie wykopalisk, przy jednym z kraterów. Wiesz, nie powinienem Ci jeszcze mówić, ale pamiętasz o czym wspominałem w liście. Myślę, że ta figurka pochodzi z przed-krachowego kaeru, gdzieś niedaleko dzisiejszego Anastopola. I...? Co o tym sądzisz? Jest prawdziwa? Potrzebuję ekspertyzy żeby zorganizować wyprawę, Jonas. To może być przełom, nie sądzisz? -
(...)
[Artemis]
-W mieście jest znakomity księgozbiór, ale nie wiem czego szukać. Throalaczycy prawie wymazali pamięć o tym miejscu z kart historii. Villa Aulcroft to dom mojego mecenasa, ma bogatą w przed-krachowe wydawnictwa bibliotekę. Udamy się tam jutro, jeśli oczywiście chcesz..-


Jednooki
[3 Februarus 146 C.T.]
Idąc za Railin, ukradkiem czy przypadkiem, Twoje spojrzenie obijało się o jej krągłości. Mimo problemów z makijażem była całkiem ładna. Ktoś w tłumie trącił Cię ramieniem.

-Uważaj psi knysie jak leziesz..!- wymskło Ci się, zdecydowanie za głośno.

Kobieta obróciła się na pięcie i energicznymi dwoma krokami znalazła się niepokojąco blisko.

-Kolejna zasada. W domu: żadnych przekleństw.- po czym odeszła, odetchnęłeś z ulgą.

W ręce po zderzeniu z knysem została Ci ulotka na kiepskiej jakości papierze. Pod brązowym symbolem czarnego rumaka w pędzie widniało hasło promocyjne- „Kompania z Podmokłej Równiny – agencja zleceń ryzykownych zaprasza- petentów i rekrutów!”. Fasada budynku była w świetnym stanie, remontowana nie dalej niż przed rokiem, nowe ocieplenie. Już w klatce schodowej zdjemowałeś płaszcze, na piętrze było ciepło jak w kotłowni. Przy małym kwadratowym stole w ciasnej kuchni siedziało dziecko. Chłopiec, najwyżej 5-letni, rysował coś kawałkiem węgla na pilśniowej płytce.

-To mój syn, Mili. -dopiero teraz zasady nabrały sensu.

Kruk
[3 Februarus 146 C.T.]
Opowieści z Północy nie brylowały wykwintnością, możnaby wręcz rzec, że była to dość podła kantyna prowadzona przez jednookiego orka. Większość gości zakwalifikowałbyś jako niskopłatnych robotników, górników, hutników- co bądź zdziwili się lekko na widok uzbrojonej szajki najmitów. W sali od razu zrobiło się luźniej, trzy stoliki zwolniły się nim doszliście do kasy. Stojący za nią właściciel nie wyglądał przyjaźnie, nie kwapił się do rozmowy. Za garść monet schowanych szybko do kasy wystawił kwit i dwa klucze z wiszącego w gablocie kompletu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zUwoAMZJyMk&feature=related[/MEDIA]

[3 Februarus 146 C.T.] godziny wieczorne; gdzieś w Anastopolu..

Kilkucentymetrowa, wykrzywiona w hak igła z chirurgiczną precyzją i skrajnym namaszczeniem łapała ostatnie już skrawki skóry na tej ręce, ledwie dostrzegalny ścieg żyłki dookoła bicepsu. Pochylony nad stołem krasnolud w białym fartuchu nakrapianym czerwienią. Krople potu spływające po łysej głowie, łączące się w małe strumyki. To była bardzo pracowita doba- przeszczep rąk, nie lada gratka nawet dla doświadczonego medyka. Litry krwi do transfuzji, metry opasek zaciskowych, żyłek i nici- tylko jedna osoba. Doktor Adolf Filux we własnej osobie. Niegdyś ochrzczony Nadzieją helgahańskiej Akademii Medycznej, podobno jeden z najzdolniejszych konjurystów jakich nosiła ta ziemia. Tak dobrych było jedynie kilku w znanym świecie. Specjalista tej klasy wie, że magia na krótko wiąże ciało Dawców Imion- zgrzewanie kości, koryzacja tkanek, sztuczne narządy- mają sens na krótką metę, w bitewnej gorączce czy innej pilnej potrzebie. Jeśli zaś idzie o pierwotną sprawność organów Dawcy to metoda klasyczna i autoregeneracja są najskuteczniejsze. Tymbardziej jeśli nie był to pierwszy tego typu zabieg- każde ciało ma swoje limity. Dla poprzednich ramion limitem było zwęglenie do wysokości łokci- nauczył się nie pytać, może to właśnie było tajemnicą tak długiej współpracy. Nie pytał skąd materiał na przeszczep..
W sali było jasno pomimo późnej już pory. Białe światło zalewające teraz jadalnię i operację w samym jej środku pochodziło z poustawianych na statywach ogniw Voliframa. Były one też chyba jedynym źródłem ciepła w posępnej posesji- po kostkach znachora ślizgały się liznięcia przeciągu. Ucinając żyłkę za ostatnią pętlą nożyczki omskły się rozcinając świeżo przyszyte ramię krótką, poziomą kreską.

-Gotowe, Panie, przyznasz, że roboty było więcej niż zwykle. Przejdźmy do wynagrodze.. nia.. -zdanie z początku brzmiące jak postulat zakończyło się urwanym w pół wyrazem, ledwie szeptem.

Pacjent, który przez cały ten czas był przytomny ani razu nawet nie spojrzał w stronę jego ani operowanych kończyn, milczał jak skała i tak też znosił potworny ból. To nie było pierwsze spotkanie z użyciem chirurgii i magii- to zdawało się odległą górą rzucającą cień na wszystko co było aż po dziś dzień. To nie był pierwszy incydent wymagający natychmiastowej operacji. Para mętnych, nienawistnych oczu penetrowała jaźń zza prześwitującej czarnej tkaniny welonu Pana. Przymrużone strzępki powiek. Niewidzialna ręka zaciskająca się na gardle, podnosząca medyka nad ziemię.

-Wytłumacz mi, Filux, jak to „gotowe” skoro nie mogę ruszyć nawet palcem.., a wiesz przecież jak to nadwyręża moje umiejętności. Płacę omasuańskie sumy za Twoją robotę- moim zdaniem feler, Adolfie. Mówią to morfina stępiła Twój intelekt, choć rękę masz pewną, może czarnodym pomieszał Ci zwoje. Mnie, w przeciwieństwie do Ciebie, nie stać na błędy, ułomności... to ciało.. jest na wyczerpaniu. -głos zupełnie nie pasował do potwornej aparycji, młody i spokojny, groźny i uspokajający zarazem.

-Aa.. ależghh.. phanie.. po.. zwhól w..y..tłu ma..czyćhh.. -przebierając nogami w powietrzu mówić było mu wyraźnie niewygodnie, przede wszystkim dykcja szwankowała.

Podstarzały krasnolud łysy jak niemowlę z hukiem upadł na ziemię. Wstał na czworaka, łapał dech, przekrwione, mętne spojrzenie szukało Pana. Nie było go na wysokim stole na którym przebiegała operacja. Filux ledwie słyszał jego kroki, wciąż nieco otumaniony znalazł go wzrokiem przy otwartym oknie. Łagodny, młodzieńczy głos wydawał rozkazy- w pokoju był ktoś jeszcze, przez cały ten czas. Przeciąg. Na granicy omdlenia doktor słyszał zniekształcone echo.

-Doprowadź go do jakiegoś stanu i każ wypłacić podwójną stawkę, będzie mi jeszcze potrzebny. Mów.-

-Wszystko zgodnie z planem Wasza Mściwość, przybył Ósmy, mamy nawet nadwyżkę. Przesyłka jest w gnieździe. Podjąć krok drugi? Moi ludzie są na pozycjach..., chyba, że wolisz wysłać swojego.. pupila, o, Okrutny.-

-Jeszcze nie czas, ale... -

Golem
[3 Februarus 146 C.T.]
Sen przyszedł niespodziewanie szybko- choć może to oczywisty objaw bliskiego kontaktu z megatonami skał Tylonu, zmęczenia podróżą. Nawet po tak długiej śpiączce trzeba spać, Ty najwyraźniej potrzebowałeś. Umęczony umysł domagał się. Zamknięcie powiek stało się nieodwracalne, jakby zamknięto je na zasuwki. Żadnego mroku- wnętrze żarzy się najjaśniejnszym, najbielszym światłem. Uczucie ciężkości, przyciągania. Senne mary w krzywym zwierciadle odbijały powybudzeniowy szok i nowe frustracje, nowe otoczenie, nowe znajomości.
Rozdzierający krzyk.
Biel wyostrza się, krystalizuje. Jest strasznie zimno. Na dotąd nieskazitelnej czapie śniegu jak z kropidła chlusnęła krew. Biel i błękit.. i krew. Farbowana skóra z futerkowymi obszyciami spływa czerwienią z poderżniętego gardła. Nie widzisz twarzy, nie masz jednak wątpliwości. Wygląda jak.. Regina. Nad sponiewieranym ciałem kobiety kotłuje się obłok sadzy i cienia, jakby pochylony. Jakby przyglądał się jej uważnie, zapamiętywał każdy szczegół obrazu agonii swojej ofiary, cienie w trzewiach pulsowały coraz mocniej. Oczy płonące złotą barwą, pożerające samym wejrzeniem ducha zabitej, drapieżny błysk, coś równie pierwotnego jak wojna czy pożądanie.
Spojrzał na Ciebie, jakby dotąd zupełnie Cię nie dostrzegał, totalnie zaskoczony. Cienista chmura postaci w ułamku sekundy została wessana przez niewidzialny otwór nie-rzeczywistości znikając za piątą górą. Ściągnięta na niewidzialnym sznurze arcysilnym pociągnięciem.
Obudził Cię hałas. Było już jasno. Sen pozostaje snem, choćby bardzo realnym, oby.

**[4 Februarus 146 C.T.]
Po skromyn śniadaniu Artemis zaciągnął Cię na zewnątrz, aż do Wysokiego Pierścienia. Strażnicy nie robili żadnych problemów, sprawiali wrażenie jakby znali Twojego przewodnika. Mijając kolejne gustowne domostwa i zadbane kamieniczki z sukiennicami i kukułczymi gniazdami, tarasami i ocieplanymi altanami nie dało się nie zauważyć luksusu w porównaniu do starego miasta. Co ciekawe Artemis wybrał najpięknięjszy dom w okolicy- kredowo-biały pałacyk o trzech piętrach i dwóch wieżach po bokach, z wysoką czarną bramą i srebrnym A na łączeniu skrzydeł. Chłopak powiedział coś do czarnej skrzynki w kolumnie i brama otworzyła dostęp do posesji. Aleja rzeźb lodowych przypominała rustykalną galerię szklanych figur. W połowie drogi do wejścia w niewielkiej fontannie postać wydała Ci się nieco znajoma. Muskularny kolos klęczący na kolanie, napięty pod ciężarem trzymanej na karku symbolicznej miniatury miasta.
Hebanowe drzwi stanęły otworem, buchnęło ciepłem, słudzy szybko zamknęli za wami.

Jednooki

**[4 Februarus 146 C.T.]

O poranku Mili pukaniem obudził Cię na śniadanie. W całym ciasnym, czy jak stwierdziła Railin „przytulnym”, mieszkaniu unosił się zapach smażonych jajek, świeżego okrąglaka pieczywa i brązowych plastrów tłustego bekonu. Zaserwowano Ci też przymusowy wywar z miejscowego ziela- „wyjdziesz na zewnątrz to mi podziękujesz- uwierz mi”- nie dała się przekonać na żaden półśrodek. Przed południem znalazłeś się na zewnątrz. Na ulicach było już gwarno, przez przedłużającą się poranną mgłę przedzierały się postacie- gońcy, patrole- każdy w swoim kierunku.
Gdzieś miałeś tę ulotkę Kompanii, poza tym Railin wspominała, że właścicielka Skowytu Duszy szuka Dawców do pracy.

Kruk

**[4 Februarus 146 C.T.]

Poranek był wyjątkowo mroźny. Szczękanie zębami i dreszcze towarzyszyły wam całą drogę do Wysokiego Miasta. Nie obyło się bez przeszkód. Jedyna brama do wyższej dzielnicy znajdowała się tuż pod basztą, a u jej podstaw znajdował się posterunek legionu. Sierżant dobre pół godziny zadawał te same pytania innymi słowami. Bawiło go wasze wyziębienie. Niski jak na krasnoluda przystało, z okazałą brodą wystającą spod uskrzydlonego hełmu z zabudowaną twarzą, a przy tym gibki i sprężysty- pomimo kilkudziesięciu kilogramów rynsztunku. Spacerował przed wami pokazowo puszczając wszystkich oprócz Ciebie i chłopaków. Ostatecznie skończyło się na tym, że mogliście zatrzymać „nożyki”, ale do śledzenia waszych poczynań oddelegowano jednego z legionistów.

**

Świątyni nie sposób było przeoczyć. Trójkątny róg beżowego budulca wystawał kolcem kilknaście metrów ponad szczyt Auspek. Frontowa ściana też była trójkątem. U wierzchoła pod dzwonnicą kilkumetrowy witraż przedstawiał helgahańskie godło. Poniżej o wiele większy, ze dwieście stóp, półokrągły, złote Solis, żar życia. U podstaw półkola długa na całą szerokość kolumnada i trzy pary wysokich wrót do wnętrza świątyni.
Stojący za drzwiami gwardziści legionu skrupulatnie sprawdzali czy nie masz broni, jeśli miałeś- poszła w depozyt do odbioru przy wyjściu. Chłopaków nieuchronnie czeka to samo.
Wnętrze zalewały słupy światła wpadające przez witraże, istny kalejdoskop tysięcy odcieni- od blatej żółci przez pomarańcz aż po ledwie widoczne krwistoczerwone wiązki Solis. Główna sala choć duża mogła pomieścić nie więcej niż dwa tysiące wiernych- troche mało jak na Anastopol, jakieś 10 tys. Dawców Imion. Zwężała się u ołtarza- kilkumetrowej ambony i zawisłej pod sufitem wielkiej, złotej głowy Helgahasta o wydrążonych oczach z wiecznym płomieniem zamiast źrenic. Ostre kontury szczęki, rządek malutkich ostrych zębów, kości policzkowe tak ostre, że możnaby je nazwać drugą parą rogów. Pierwsza zaczynała się nad wewnętrzną stroną łuków brwiowych i przechodziła gładko w tył by zmienić się w złowrogą iglicę z tyłu czaszki. Z tej perspektywy wyglądało to tak jakby ambona klechy była stołem ofiarnym dla posągu pasji.
Oznaczenia naw były proste jednak wyglądało na to, że ta, która interesuje Ciebie jest nawą prywatną nad wejściem.

**

-Jestem claron Grakhus Telom, sługa Wielkiego Zdobywcy, a zadanie jakie Ci proponuję będzie poczytane jako Twoja służba i tak zostanie nagrodzone, a wiedz, że Helgahast szczodrze nagradza swych sługów, toteż słuchaj uważnie, bo nic nie zostanie powtórzone: Wkrótce ogłoszą nabór do wyprawy sponsorowanej przez jednego z wielmożów miejskich, a Crom Helgahast musi o wszystkim wiedzieć, Ty wraz ze swoimi kumotrami musisz się w niej znaleźć, musisz mało tego dotrwać do jej końca, słyszysz mnie najemniku.., możesz położyć trupem cały swój oddział, ale po powrocie osobiście zdasz mi raport z tego co zaszło na miejscu wykopalisk, rozumiesz? Jeśli zdecydujesz się na ucieczkę to wiedz, że nie masz szans. Jeśli zdecydujesz się na dezercję- nie masz szans. Wchodząc tu wkroczyłeś na ścieżkę bez powrotu, wbij to sobie do głowy, najemniku. Na jej końcu czeka nagroda o jakiej nie śniłeś... Ruszaj więc...
 

Ostatnio edytowane przez majk : 27-02-2011 o 14:26.
majk jest offline  
Stary 03-03-2011, 13:54   #33
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
[4 Februarus 146 C.T.]

Sen miałem dość niepokojący i nieprzyjemny, ale był to tylko sen, chociaż z nimi nigdy nie było do końca wiadomo. Pałacyk do którego zaprowadził mnie Artemis był niewątpliwie okazały. Rzeźby na zewnątrz przypominały o panującym tu cały rok chłodzie, lub były elementem pokazowym mieszkańców tego miejsca, pieniądze lub magia musiały je utrzymywać w dobrym stanie cały czas. Szedłem cierpliwie za swoim przewodnikiem aż w końcu usiadłem naprzeciw człowieka, dzięki któremu trafiłem tu zamiast do stolicy imperium, miałem do niego kilka pytań.

- Kim jesteś?
- Nazywam się Damien Aulcroft, jesteście moimi gośćmi.
- Co o mnie wiecie?
- O Tobie - niewiele, ale o Twoim wkładzie w ochronę czystości kaeru Toussard wiele więcej. O rytuale, jego konsekwencjach, przemianach, kulcie...


Zapowiadało się ciekawie, trzeba przyznać że rozmowa zaczynała się od niespodzianek, a moja głowa już teraz pękała od nadmiaru informacji, nie wątpiłem że moje pytania będą całkowicie chaotyczne i niespójne, w końcu nie co dzień ma się szansę nadrobienia dwustu lat snu.

- Czemu mnie tu sprowadziliście?
- To delikatna materia.. Powiedzmy, że jestem wielkim fanem Twoich dokonań, plus jeden mały szczegół..Zapewniam Cię jednak, że moje towarzystwo jest znacznie milsze od tego co Ci zgotowali w Helgahanie, do którego nota bene miałeś trafić. Tutaj jesteś pośród przyjaciół, Istoto.
- Czym jest ten cały Helgahan?
- Helgahan to stolica Imperium, diament Gór Throalu, nigdy niezdobyta twierdza i siedziba imperatora.
- Co to za Rogaty buszujący w tej okolicy?
- Taak.., to właśnie ten szczegół. Otóż mam pewną tezę na temat tej Istoty, a do jej udowodnienia potrzebuję między innymi Ciebie, aurorze Toussard. Podejrzewam, że gdzieś niedaleko Anastopola, pod samym nosem Legionu znajduje się kaer. Zapieczętowany bądź zrujnowany kaer.
- Kto obecnie panuje?
- To dość skomplikowane- po Krachu powstało znacznie więcej państw niż kiedykolwiek wcześniej, głównie z powodu rozpadu wielkich mocarstw Drugiej Ery. Na tym terenie włada Imperator Anaster I Varulus i egzekwujący jego wolę Legion Imperium.
- Co się stało z kaerem Toussard?
- Kaer przetrwał Krach choć doszło do wielokrotnych naruszeń pieczęci, kronika dość chojnie opisuje Twoje dokonania na tym polu... Po Długiej Nocy do Toussard zawitał throalski krążownik, kilka lat później żył już na zasadach dyktowanych przez Imperatora. Obecnie to duże miasto handlowe na skrzyżowaniu traktów handlowych wschód-zachód, podobno dobrze się tam żyje.
-Możesz mi powiedzieć co się stało z mieszkańcami kaeru po przybyciu thoralczyków, podbili ich czy tylko zasiedlili i przejęli kontrolę w miarę pokojowo?
- Pokój nie jest domeną throalczyków i chociaż w przypadku Toussard nie doszło do znacznego przelewu krwii to jednak nie zdołano całkowicie go uniknąć. Imperium wyznaje jedną Pasję- Helgahasta, jego kult musi być dominujący w każdym mieście Imperium. Tak narodził się konflikt z kultem aurorystów. Jak już mówiłem- Throal postawił na swoim.
- Się chyba nie polubię z thoralskim imperium. Gdzie w tym mieście mieszkają wietrzniaki?
- Umm.., choć pewnie możnaby policzyć wietrzniakół żyjących w Anastopolu na jednej dłoni to teraz nie potrafię przypomnieć sobie żadnego, przykro mi.
- Co się stało z horrorami po długiej nocy?
- Cóż- powszechnie uważa się, że gdy poziom mocy opadł do pewnego poziomu i Długa Noc dobiegła końca horrory odeszły do swoich sfer. Mniej popularne uzupełnienia i konkluzje wspominają jednak, że nie jest to twardo udowodnione, a teoretyka w tym zakresie dopuszcza najróżniejsze warianty. Włącznie z takim, że pomniejsze z tych Istot, ich konstrukty, napiętnowani i inne kreacje mogły przetrwać przy znacznie niższym poziomie mocy w świecie.
- Gdzie w pobliżu można spotkać obsydian poza mną?
- To równie trudne pytanie co o wietrzniaków, ale tym razem na myśl od razu przychodzi mi pewna osoba.
- Jak popularny jest film?
- To dość nieokrzesany wynalazek, pełen ułomności i felerów- niemniej zdobywa coraz większą popularność, a i technikalia są szlifowane. Skąd to pytanie?
- Dostałem ofertę od ekipy filmowej, która chce mnie filmować, to pewnie przez tego golema, którego zniszczyłem na barce i lewiatana, którego ustrzeliłem podczas napaści później.
- ‘Chronić’- to Twoje motto, co? Nic dziwnego, że przykujeś uwagę tych filmowców, to przez to Kim jesteś. Twoja aura jest dość silna, słabsze umysły same naginają się do woli Istot. To byłby ciekawy mariaż- Auror-aktor.
- No i zaproponowali mi gażę, zobaczymy.


Zwolniłem na chwilę pęd moich pytań, musiałem wydawać się jak śledczy podczas przesłuchania, ale co poradzić, przecież tak wielu rzeczy nie wiedziałem, każda odpowiedź rodziła nowe pytanie, to jak próbować wytłumaczyć czym jest i do czego służy nóż i widelec, człowiekowi, który do tej pory jadł tylko szyszki na surowo.

- Jak powszechna jest magia a jak technologia?
- Nie łatwo byłoby narysować taki podział, jeszcze ciężej ubrać go w słowa. Cokolwiek teraz powiem niech nie wyda Ci się jedynie czarne i białe.
Magia to żywioł, potężny i niszczycielski, wymaga wielkiej umiejętności w manipulacji. Mniej uzdolnieni adepci magii nie budzą rewelacji, ale ci utalentowani są zdolni do niemal wszystkiego. Faktem jest też, że Długa Noc miała bezpośredni związek z poziomem mocy, ale już mitem jest to, że to nadużywanie jej sprowadziło na nas to nieszczęście. Niemniej Dawcy obawiają się magii. Nie brakuje entuzjastów, ale to dość problematyczne hobby, czasami.
Technologia- to było to co zastąpiło magię podczas Krachu. Podziemne elektrownie geotermalne, perpetum enginum Salomona, hale solarne... -Dawcy coraz silniejszym chwytem trzymali stery do samowystarczalności. Na tym nurcie - w znacznym uproszczeniu- wypłynęły takie potęgi jak Imperium Throalum- technokratyczna cywilizacja o wielkich zasobach i ambitnym władcy. Wystarczy spojrzeć za okno by ocenić skutek...
- Czy ktoś ciągle używa magii krwi? - zapytałem podejrzliwie, nie pamiętałem wprawdzie co to takiego, ale było w tej nazwie coś dziwnie niepokojącego.
- Istotnie. To stara, zapomniana gałęź dyscypliny, po Krachu z rzadka praktykowana. Są jednak osoby zdolne odtworzyć zapiski starożytnych. Jeśli pytasz to znaczy, że wiesz jak potężne i wiążące potrafią być zaklęcia magii krwii.
- Nie, to je przyciąga.
- Jakie prawo panuje tutaj w Anastopolu i jakie są ogólne założenia?
- Pojęcie przestępstwa raczej nie uległo dużym zmianom, zresztą kto jak kto, ale chyba Tobie konflikt z prawem nie grozi, prawda? Ale skoro pytasz: obowiązuje prawo imperialne, egzekwuje je dowódca imperialnego fortu Arsen w Wysokim Mieście.
- Nie wiem, ale innym grozi konflikt ze mną, co mi przypomina że muszę odwiedzić jedną niedawno owdowiałą wietrzniaczkę.


Tu powinienem był zadać pytanie po co ja się w ogóle budziłem, stary porządek się rozpadł, co było do przewidzenia, ale wszystko tak bardzo różniło się od tego co czułem że mogło być moje że ciężko było mi powiedzieć cokolwiek i w taki sposób mój interlokutor przejął wątek rozmowy.

- Nie zadałeś najistotniejszego pytania... Powiedz mi- co pamiętasz z Toussard. Pamiętasz rytuał? Kult? To co zrobili Twoim podopiecznym throalczycy?
- Bo nie pamiętam nic, poza jedną krótką walką z horrorami, nie pamiętam zupełnie nic...
- odparłem głucho patrząc się przed siebie.
- Jeszcze przed Krachem przemierzałeś Barsawię o jakiej mi dziś możemy jedynie czytać w kronikach, jako Dawcę Imion zwali Cię Gaileam Rasarganu z Izvale. Ta ścieżka dobiegła końca w Toussard. Arcymag Basileus tak dumny i zaślepiony własną pychą za wszelką cenę na własną rękę chciał zabezpieczyć swoje miasto, swój dom, swoje oczko w głowie, Toussard. Źródła pomijają najistotniejsze dla Ciebie kwestie, ‘jak’, ‘dlaczego’, z całej procedury ocalał jedynie opis rytuału Ponownego Nazwania wedle Basileusa Alstar’a. Brzmi to wyniośle, faktycznie, magia imion, a szczególnie zmiany w jej wątkach to zadanie dla najbieglejszych magów. Dla Ciebie to znaczy jednak tyle, że skasowali Twoje ego. Basileus wyczyścił Cię do nowej roli. Narodził się Auror, Gae’lem, tarcza przeciw nadciągającej hordzie wygłodniałych dzieci Długiej Nocy. To dlatego pierwsze Twoje wspomnienia to walka z horrorami, obrona Toussard, kaer zamknięto zbyt późno. To doprawdy dopust Pasji, że pod Twoją pieczą ludność kaeru przetrwała. Kilka lat przed końcem Krachu zapadłeś w letarg z którego nikt nie mógł Cię dobudzić.
- To nie był mój pierwszy letarg, zdaje się że zdarzyło mi się to kilka razy, ale nie wiem, chyba sam zgodziłem się na cały rytuał, naprawdę niewiele pamiętam. Masz gdzieś opis tego rytuału? Może przypomniałoby mi się co nieco.
- Tak, mam. Jak już mówiłem, jestem kolekcjonerem Twoich kronik.. Teraz pewnie ich nie znajdę, ale przy następnym naszym spotkaniu na pewno pergamin będzie na Ciebie czekał.
- To miło, może przynajmniej czegoś się dowiem, chociaż wątpię żeby to były przyjemne wspomnienia, masz może dwa duże lustra?


Damien chyba zignorował moje pytanie, albo tak porwało go długo przygotowane przemówienie, że nie zauważył że pytałem o coś nie związanego z rewelacjami serwowanymi mi w końskich dawkach. Głowa już mi pękała a zapowiadało się jeszcze gorzej.

- Ludność Toussard czciła Twoje nowe Imię, imię swego protektora i wybawcy w tych ponurych czasach gdy Pasje popadały w szaleństwo stając się Furiami lub całkowicie obumierały wskutek chaosu. Niektóre zeszły ze swego planu tutaj, na ziemię, inne uciekły w nieznane. Jak sam pewnie zauważyłeś masz wielki potencjał, wielki dar- to nie jest przypadek. Wiesz co mam na myśli?
- Pasje oszalały? Nie do końca rozumiem o czym mówisz, ale co do potencjału, to nie, nie wiem, niedawno się obudziłem, wszystko dookoła jest nowe, czuję się momentami jak w składzie z porcelaną podczas trzęsienia ziemi, możliwe że mam większy niż inny dawcy, ale czy to w tym momencie coś zmienia?
- Nie wszystkie, ale nawet jedna to już zbyt wiele- chaos osnowy zmienił wszystko i wszystkich, także Pasje. Rozumiem, że nie doszedłeś jeszcze do pełni sił, podobno zresztą dałeś już pokaz swoich umiejętności na statku. Tak! To zmienia wszystko. Musisz mieć świadomość, że Ty, jako Ty tu obecny nie jesteś Dawcą Imion, od rytuału- nie jesteś. Inni Dawcy dadzą Ci to odczuć, choć sami tego nie pojmą. Sam przekonasz się o tym prędzej niż się spodziewasz. Tobie podobni, mniej lub bardziej silni po Krachu, kroczą między śmiertelnymi Dawcami z tylko sobie znanymi motywami. Lepiej byś był gotów, gdyby te motywy nie były szlachetne.. Mogę Ci pomóc, jeśli tylko ty pomożesz mnie, Gae’lem.
- Chcesz pomocy z odnalezieniem kaeru, Rogatego, czy czymś innym?
- Twoja intuicja jest doprawdy zaskakująca, a trafność w obstawianiu trąci o geniusz. Ów “rogatego” -jak prostolinijnie ochrzcił go tłum- wiążę właśnie z kaerem. Problem polega na tym, że nie znam jeszcze jego dokładnej lokalizacji i ewentualnych, właściwie gwarantowanych, komplikacji. Nie myśl każę Ci jednak bezczynnie czekać, wręcz przeciwnie, jeśli mam słuszność czeka nas nawał pracy jeszcze przed wyprawą.
- Mam jeszcze dwie rzeczy do załatwienia w Anastopolu, a potem czemu nie, nie mam chyba i tak niczego w planach na najbliższy czas.


Nie miałem zwyczajnie siły odmówić, ciężko było ocenić czy to co Alucroft, czy jak mu tam było mówił było prawdę, ale było tak szalone że było to możliwe. Westchnąłem lekko, dwieście lat, ba prawie trzysta w jednej gorzkiej pigułce, nic dziwnego że straciłem pamięć, może było w tym więcej błogosławieństwa niż przekleństwa.

- Muszę znaleźć Lailos, wietrzniaczkę, mieszkającą koło krateru, możesz mnie tam pokierować? Przynajmniej w stronę, resztę już sam znajdę. Potem, hmm zależy Ci na skrytości co do Rogatego, czy wolisz mieć przy tym ekipę filmową, bo po to tak naprawdę przyjechali, dostali budżet na jakiś reportaż właśnie o Rogatym od jednej z wytwórni w Nowym Kratas. Więc możesz przy okazji otrzymać coś, co uzmysłowi reszcie jak niebezpieczne mogą być horrory, z drugiej strony, jeśli Rogaty jest właśnie takim horrorem, mam nadzieję że jakimś lichym, bo gdyby był w stanie naznaczyć ten cały film, to wyświetlając go przed rzeszami ludzi, być może zamienimy ich w sługi i to w całej Barsawi jeśli wierzyć słowom Markusa. Finta w fincie w fincie i jeden wielki chaos.

Podrapałem się po mojej łysej czaszce, w dłoni ciągle trzymałem puszkę z talizmanem, przed oddaniem go wdowie musiałem jeszcze wyciągnąć z niej karteczkę z nazwą, ale to mogło poczekać, przynajmniej krótką chwilę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 07-03-2011, 20:21   #34
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Miasto było bardzo ciekawe - oszczędne w formie i nawet jakby surowe - pozbawione wszelkich ozdób i detali architektonicznych. Throalskie, monolityczne. A przez to posiadające wewnętrzny urok i pociągające jakąś tajemnicą, która zadawała się kryć w cieniach rzucanych przez wysokie budynki. Ulice tętniły życiem, nocne domy uciech zapraszały w swe niecne i wyuzdane podwoje; wędrowny sprzedawca rozlewał do kubków gęsty, ciepły napar; aby przechodnie mogli się ogrzać w ten zimny wieczór. Płatki śniegu tworzyły magiczny i lekko nierealny krajobraz zamazując kontury monolitycznych budynków; a jednocześnie topiąc się w kontakcie z ziemią.



Biała Kałamarnica okazała się doskonałym wyborem, nie tylko ze względu na odpowiednią klientelę, czy serwowane trunki, ale przede wszystkim - ze względu na swoistą familiarność jaka panowała w lokalu. Odnosiłem wrażenie, że większość klientów zna się i przyjaźni spotykając się w lokalu regularnie i dyskutując również na tematy nie do końca poprawne politycznie. Wtopienie się w tą grupę nie było specjalnie trudne, choć oczywiście ciężko było mówić o jakiejś powszechnej akceptacji... Na szczęście barman okazał się prawdziwym gawędziarzem i szybko nawiązała się pomiędzy nami nić porozumienia... wzmacniana rzecz jasna lokalnym "gwoździem programu" podawanym w cienkich szklankach z uszkiem.



Udało mi się nawiązać przyjacielskie stosunki z samym Neil'em, a także zamienić przysłowiowe kilkanaście zdań o niczym z innymi klientami lokalu. Za jakiś czas, dwie, może trzy wizyty... Może wtedy będę już "swój", a przynajmniej stowarzyszony z rodziną... Miasto samo było dość wyraźnie podzielone - jak szybko się okazało w rozmowie. Na część rządzoną i część rządzącą. Ta pierwsza oczywiście tyrała, a ta druga zajmowała się szeroko pojętym niczym. Najwidoczniej poprzedni burmistrz przeszkadzał w tym "niczym" - to był dość logiczny wniosek skoro w zasadzie nikt nie wiedział co mu się przytrafiło. Po kilku ogólnych uwagach potwierdzających, panującą opinię, że lepszy znany wróg niż nieznany przyjaciel postanowiłem nie zgłębiać dalej tematu poprzedniego burmistrza. Z dwu głównych powodów - na chwilę obecną nie miałem zupełnie pomysłu na to co z tą informacją zrobić i do czego ją przykleić, a prowadzenie prywatnego śledztwa - jakkolwiek bardzo pociągające - musiało chwilowo poczekać. Po drugie - miałem wrażenie, że ludzie nie mówią wszystkiego, może boją się czegoś... Zbyt natarczywe pytanie mogło postawić mnie w mało korzystnym świetle jakiegoś szpicla, czy innego wroga ludu, a to byłoby sporą katastrofą. Prześlizgnąłem się więc po kilku różnych tematach niezwiązanych z niczym: pogoda, architektura, życie w mieście, grzaniec, doskonała kaczka... By dość płynnie z tematu miejskie życie przejść do seryjnego mordercy. Ciąg przyczynowo skutkowy - dla mnie całkowicie logiczny i naturalny - spotkał się z lekkim zaskoczeniem, ale - koniec końców - może dzieki kolejnemu grzańcowi dowiedziałem się kilku faktów. Które oczywiście nijak nie wyjaśniały sytuacji i tym bardziej nie wybielały postawy, ale pozwalały na zrozumienie dlaczego nożownik wzbudzał sympatię...

Dopiero doniosłe bicie zegara, które przebiło się przez gwar lokalu przypomniało mi która jest godzina i ze w zasadzie już jakiś czas temu powinienem być w domu; aby nie budzić niepotrzebnych emocji. Pożegnałem się szybko tłumacząc zmęczeniem i obiecałem wpaść następnego dnia, na kolejne piwo imbirowe.


*****


Artemis czekał... jeszcze. Miał świetny humor, więc zapewne otworzył już wcześniej butelkę wina, z której teraz rozlewał do kieliszków. Wino dalej miał świetne, ale sam wyglądał jak... kiedyś wyglądał lepiej, dużo lepiej. Miałem także wrażenie, że podupadł nie tylko na zdrowiu, ale także materialnie. Sprzęty w domu były bogate i wysokiej jakości, ale były już stare. Gdyby dalej miał taką pozycję jak wtedy kiedy je kupował - wymieniłby je na nowe... Te wszystkie spostrzeżenia przeleciały przez moją głowę kiedy przeglądałem książki w jego laboratorium.



On sam podekscytowany pobiegł wgłąb i przez chwilę energicznie przerzucał "szpargały". Po chwili wrócił z niewielką figurką.

-Znaleźli to na terenie wykopalisk, przy jednym z kraterów. Wiesz, nie powinienem Ci jeszcze mówić, ale pamiętasz o czym wspominałem w liście. Myślę, że ta figurka pochodzi z przed-krachowego kaeru, gdzieś niedaleko dzisiejszego Anastopola. I...? Co o tym sądzisz? Jest prawdziwa? Potrzebuję ekspertyzy żeby zorganizować wyprawę, Jonas. To może być przełom, nie sądzisz?

Kilkakrotnie obróciłem figurkę w rękach. Jego podekscytowanie na chwilę udzieliło się i mnie. Jednak dość szybko zgasło... Nie, sam je zgasiłem. Powiedziałem wolno:

- Sam nie wiem. Motywy, wzornictwo, technika i materiał zdają się potwierdzać autentyczność, ALE. Zwróć uwagę na delikatność elementów. Na kompletność figurki. Jeżeli faktycznie pochodziłaby ona z okresu przedkrachowego to jakim cudem przetrwała nienaruszona do dzisiaj? Musiałaby być doskonale i dokładnie zabezpieczona... Takie znaleziska nie pojawiają się "tak sobie" doskonale o tym wiesz. - pomyślałem, że doskonałym ekspertem w tej dziedzinie mógłby być Golem, ale tą informację zachowałem póki co dla siebie. Nie chciałem robić fałszywych nadziei. - Nawet jeżeli udałoby się potwierdzić autentyczność, to moim zdaniem to trochę za mało, aby ogłosić przełom. Figurka mogła zostać po prostu - z jakichś powodów - przeniesiona w pobliże Anastopola. Organizowanie kosztownej ekspedycji na podstawie tak niewielkich przesłanek jest bardzo ryzykowne... Postawiłbyś wszystko na jedną kartę. - Zrobiłem pauzę, aby to co powiedziałem do niego dotarło, nie mogłem jednak tak całkiem zniszczyć jego marzenia o odzyskaniu sławy i renomy; a najwyraźniej to widział w tej figurce. - Najpierw musielibyśmy spróbować dowiedzieć się więcej... Poza twoim jest tutaj jakiś dobry księgozbiór?

- W mieście jest znakomity księgozbiór, ale nie wiem czego szukać. Throalaczycy prawie wymazali pamięć o tym miejscu z kart historii. Villa Aulcroft to dom mojego mecenasa, ma bogatą w przed-krachowe wydawnictwa bibliotekę. Udamy się tam jutro, jeśli oczywiście chcesz... - wydawał się już trochę bardziej realnie nastawiony do poszukiwań i to mnie cieszyło.

- Oczywiście. To doskonały pomysł! Po śniadaniu? Wykonam kilka szkiców i dokładny opis artefaktu, abyśmy nie musieli go zabierać ze sobą. To byłoby nierozważne zważywszy na jego potencjalną wartość historyczną... Opowiedz mi wszystko co wiesz o miejscu, w którym to znaleziono i jego okolicach. Charakterystyczne punkty, historia... - usiadłem przy stole i zacząłem szkicować na karcie papieru wygląd artefaktu.

*****

Dopiero kiedy zacząłem rysować uświadomiłem sobie, że Artemis nie mówił całej prawdy. Nie mogło być prawdą, że nie wiedział czego szukać... Coś tutaj nie pasowało... tylko co? Postanowiłem zarzucić jeszcze jedną sieć. Wyczekałem na chwilę kiedy nie mówił i jakby od niechcenia zapytałem:
- Myślałeś nad tym kto finansowałby ewentualną ekspedycję? - Jeżeli ktoś prywatny to prawdopodobieństwo tego, że chodzi o coś więcej niż naukę znacznie wzrastało...
 
Aschaar jest offline  
Stary 13-03-2011, 11:04   #35
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Pomijając kilka przypadków mogę jednak uważać się za szczęściarza. Wygodny kąt z dobrym jedzeniem za niską cenę. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko stałego źródła zarobków i karabinu wyborowego. I właśnie pierwszą z tych dolegliwości chciałem dzisiaj zlikwidować. Miałem przed sobą trzy… no logicznie patrząc dwie opcje. Legion z całą pewnością odpadał. Nie zamierzałem wypełniać rozkazów jakiegoś palanta, który działał w służbie sprawiedliwości i prawa. Co to, to nie. Kompania też odpadała. Przynajmniej na razie. Musiałem się lepiej zadomowić w nowym mieście. Wtedy może będzie to dla mnie interesująca oferta. Więc pozostawał tylko „Skowyt Dusz”. I najpierw należało odnaleźć drogę do tego czegoś. Mogłem zapytać Railin o kierunek. Teraz nie chciało mi się wracać na górę. Trzeba było, znów szukać informacji wśród przechodniów. I znowu trzeba było być mdląco miłym.
Na szczęście przechodzień bez większego problemu skierował mnie we właściwą stronę. Klub znajdował się dość blisko. Była to dla mnie kolejna zaleta przemawiająca właśnie za wybraniem „Skowytu Duszy” na miejsce pracy. Pozostawało jedynie rozmówić się z właścicielką i dowiedzieć się o zakres obowiązków i o płacę.

Skowyt Duszy to perełka Starego Miasta - trzypoziomowy budynek w samym jego środku, o solidnej fasadzie i grubych poprzecznych belach. Na dach wystają dwa niewielkie tarasy, jeden szerszy jest nad wejściem. Na jego czołowej ściance wisi repertuar. “Regina Spellis”- wielkie czarne litery na tle podświetlonych kremowych kasetonów rzucały sieć na przechodzących Dawców. Na wejściu kolos-troll zbiera zabawki, nikt z bronią nie wejdzie do środka by nie skrzywdzić dziewcząt, choć i na to znajdowano już inne sposoby. Za jego plecami krasnolud opierający brodę o karabin na klatce bacznie przygląda się wszystkim wchodzącym.
W środku długi na całą salę szynk, a za nim dziewczynki z najróżniejszych kostiumach obsługujące klientów baru. Na drewnianych skrzyniach sceny urządzano występy, tańce erotyczne i inne widowiska - ku uciesze męskiej publiki. Na górze pokoje “prywatne” wedle tykania zegara i ciężkości mieszka.

- Doszły mnie słuchy, że szukasz Dawców do pracy. Chciałbym poznać szczegóły - odezwałem się do kobiety, która wskazana została, gdy pytałem się o właścicielkę.
Była to stara, siwa, piękna ludzka kobieta imieniem Francesca Diran. Powiedziała, że szuka ludzi do ochrony swojego przybytku przed poborcami haraczu, z jakichś przyczyn na własną rękę, a nie przez Legion lub Kompanię. Zaproponowała 10 dukatów bez opierunku lub 5 z, ale by zbadać czy byłem odpowiedni do roboty musiałem przejść test “sprawnościowy”.
Słowa kobiety mnie zaintrygowały mnie słowa kobiety. Szczególnie sposób, w jaki wypowiedziała sprawnościowy. Miałem wrażenie, że ze sprawnością test ten miał niewiele wspólnego. By upewnić się w swoich przekonaniach najlepiej było się podjąć jego wykonania.
- Co mam zrobić?
Odpowiedź trochę mnie zaskoczyła. Sprać mordę niejakiemu Harolowi Lernz, nauczyć go, że z kobietami postępuje się delikatnie oraz odebrać zaległą płatność za usługi dziwek. W razie oporu sprać mordę jeszcze lepiej. Jeśli tak wyglądał test na ochroniarza to ciekawe, czym zaskoczą mnie zlecenia, gdy już dostanę tę pracę.
No cóż facet miał pecha, że podpadł właścicielce Skowytu Duszy. Robotę miałem zamiar dostać. I żaden frajer nie stanie mi na drodze. Choćbym nie wiem co.
Otrzymawszy informacje na temat pobytu mojego celu opuściłem burdel. Trochę przejść musiałem. Dla dobra tego Lernza byłoby lepiej gdyby znajdował się tak, gdzie miał się znajdować. Bo trzech obić mordy raczej by nie przeżył.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 13-03-2011, 17:52   #36
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wp6QpMWaKpE[/MEDIA]

Głosy ucichły. W klaustrofobicznie ciasnym wnętrzu ciężko było się obrócić. Pusty pokój gościnny- z stojących w nogach łóża kufrów wydobyło się kilka jęków wysiłku. Ostrze prymitywnego, kościanego sztyletu przebiło skórę wieka i jak rekinia płetwa rozpruła je jednym płynnym ruchem w dół. Pierwsza mizerna noga -skrajnie wychudła, krótka, zczerniała czy zsiniała- niepewnie wyprostowana badała świat na zewnątrz. Brudna, upstrzona mozaiką bruzd, guzów i blizn stopa dotknęła podłogi. Na krawędzi rozprucia kufra zacisnęły się patykowate palce. Za nimi para oczu -dużych jak wieka słojów, prawie idealnie okrągłych, szklistych jak u kota kryjącego się w ciemności- niepewnie mierzyła dwa z kątów pokoju. Okno- uchylone do połowy. Dziecięca sylwetka świsnęła jak strzała, zniknęła za drewnianą ramą okiennicy, w zaułkach starego miasta.

***

Późna pora wieczorna od wieków sprzyjała podejmowaniu trudnych tematów, jeszcze trudniejszych decyzji. Tak i dziś w, najwyżej położonej sali miasta, luksusowym apartamencie clarona helgahastium jednostkom przypadło podejmować ważkie tematy, losy ogółu.
Opierając ramiona na wysokiej fasadzie fantazyjnie rzeźbionego kominka zbliżonego metrażem do szopy mężczyzna o żółtych wręcz włosach z niepokojem spoglądał na taniec płomieni. W milczeniu mierząc i ważąc kolejne tyrady rozpartego w fotelu, gdzieś za jego plecami, clarona Lareth'a.

-... dlatego uważam, że to naglący problem, gubernatorze. Ta.. ta bezradność podkopuje autorytet Imperatora, całego Throalum! Stwór już obrósł w status cultum, czy to uznamy, czy nie- jeśli nie odetniemy tej chorej kończyny póki jeszcze czas... może zainfekować ciało. Naszym, Twoim i moim, uświęconym obowiązkiem jest upewnić się by kult Rogacza rozpłynął się w żarze bacznego wejrzenia Helgahasta. - głos starego orka kipiał świętym gniewiem.

-Obywatele mają prawo do wolności cultum na mocy karty praw imperium..- nieodwróciwszy się, bez najmniejszego ruchu, oponował stojący przy ogniu.

-Nie bądź niedorzeczny- ta „religia” i jej samozwańcza pasja godzą w najwyższe elity imperium, póki co tutaj, w Anastopolu. Rytualne morderstwa i samosąd nijak nie leżą w karcie. Poza tym.. mam pewne przypuszczenia co do wzoru ofiar, dość niepokojące. Jeśli bestią ktoś kieruje.. to już sprawa bezpieczeństwa wewnętrznego, rozumiesz? - brzdęknęło szkło.

Do tej pory siedzący przy długim, ustawionym prostopadle do ściany komina, wykwintnym stole -claron- wstał. W pomarszczonych dłoniach błyskały szkła wypełniane jedno po drugim czerwoną cieczą. Z dwoma kryształowymi lampkami arcy-kleryk w nieoficjalnej, domowej szacie jak duch podszedł do żaru, nowego gubernatora- wręczając mu jedną z przyjaznym uśmiechem.

-Cieszę się, że oddelegowano właśnie Ciebie, Mirchonairze, ale to co czyni Cię najodpowiedniejszym do zadania może być też Twoją największą słabością. -starzec, jak młody do tej pory, z niepokojem wpatrywał się w płomień paleniska.

-Podejrzewasz ją?-

-Ad persona: nie, ale ktoś taki jak Ona musi być w to w jakimś stopniu zamieszany, nie sądzisz? - ręka starca spoczęła na ramieniu Hackdirta.

-Istotnie.- przechylił lampkę głęboko, jednym haustem.

**
Blake

-To nie są pojedyńcze dowody Jonas, o nie, to legenda czekająca na swych odkrywców. Jak to kto?! Mecenas Aulcroft, oczywiście. Zacny człowiek, doprawdy nie wielu takich znajdziesz w tłumie. Może przyjmie nas rano gdy już przedstawię mu Golema, a tymczasem: Jon -uśmiechnął się, pijacko szczerze i serdecznie- druhu, opowiadaj! - kolejna pełna flaszka prawie magicznie pojawiła się w zaciśniętej ręce Artemisa, drugą wskazał kąt utworzony z dwóch sfatygowanych kozetek w rogu pracowni.

**

Mecenas i filantrop rozdwoić się jednak nie zdołał, a wyraźnie bardziej interesował go sam Golem, przynajmniej na tę chwilę. Niemniej Artemis nie łgał- do villi weszliście jak dobrzy przyjaciele samego gospodarza, słudzy naskakiwali. Gaulder z Golemem udali się na górę na audiencję, a Tobie kazano czekać w salonie. Nic straconego- sam hall mówił o właścicielu więcej niż on sam chciałby Ci powiedzieć. Liczne dzieła sztuki- portrety książat, pejzaże, sceny polowań, ale także przed-krachowe rzeźby. W gablotach ustawionych niby przypadkowo w różnych końcach pokoju ciekawostki archeologiczne, w tym podobne do figurki Artemisa. Złote klamki i chorrolskie dywany, wypchany niedźwiedź w pozycji ataku. Czuwający nad Tobą biernie kamerdyner w orientalnym wamsie i turbanie. Po krótkiej chwili Twój przyjaciel wrócił z gabinetu włodarza, machnął Ci przed nosem małym, złocistym kluczem.
Anastopolanie umiłowali pracę w podziemiach- najwyraźniej, bo tak jak w domu Twego przyjaciela tak i tu, by popracować zmuszeni byliście zejść do podziemi villi. Księgozbiór był porażająco olbrzymi- zasługiwał raczej na miano archiwum. Niemal dorównywał ilością woluminów bibliotece Akademii, ale tu zamiast półek uginających się pod ciężarem kilkudziesięciu kopii tych samych lektur co tytuł mogłeś trafiać w niebagatelne dzieła. Jakkolwiek wyrażał się o nim Artemis- Aulcroft na pewno kolekcjonował wiedzę. Był poniekąd pokrewną Ci duszą, pod tym względem, choć przekrój jego zainteresowań był niepokojąco rozległy. Nie obowiązywała go cenzura i doktryny uczelni, dysponował wielkimi środkami, kopał głęboko.
Podczas gdy Artemis zbierał na wielki pulpit książki, które jego zdaniem mogły być pomocne- Ty z wolna przechadzając się wzdłuż półek przystanęłeś przy jednej, słysząc delikatny gwizd. Na wysokości Twoich oczu widniał pionowy tytuł „Choroby nieuleczalne”. Odruchowo chciałeś rzucić okiem, choćby ze względu na vizaremię. Złapawszy za górę grzbietu pociągnęłeś wolumin, ale ten tylko przechylił się z chrzęstem. Gdzieś pod sufitem coś trzasnęło, zagruchotało. Półka z wolna przesunęła się na wymyślnej prowadnicy odsłaniając wąskie przejście. Z ciemnego, pochyłego w dół, korytarza ciągnął przeciąg. Na wysokości głowy zawieszono przenośne ogniwo Volfraima. Artemis z niepokojem spojrzał na Ciebie najwyraźniej zaskoczony, potem na archiwum dookoła- od jakiegoś czasu byliście sami, ale nie wiadomo na jak długo.

Golem

Spotkanie w którym omal nie zginęłeś pod lawiną informacji czy może specyficznej dezinformacji dobiegło końca. Poza tym o czym do tej pory nie miałeś zielonego pojęcia, ba, może nawet wolałeś nie wiedzieć rozmowa zaowocowała też wskazówkami. Dom Lailos miał się znajdować na skraju dzielnicy biedoty i pracowników faktorii, przy drodze prowadzącej na teren odkrywki, tzw. kratery.

***
Stał dokładnie tam gdzie miał. Skryty pod czapami śniegu szczerząc kilkadziesiąt sopli zębów do przechodniów. Duży- bardziej rozłożysty niż wysoki- stary budynek z ciemnej cegły, który mieszkańcy za wszelką cenę chcieli utrzymać w całości stosując liczne podpory, wsporniki i cięciwy architektoniczne. Ziejące pustką wybitych szyb wysokie okiennice, gdzieniegdzie zastępowane drewnianymi plombami. Waląca się wieżyczka zegarowa. Dziurawy dach. Podupadająca ruina obiektu socjalnego dawnych dni, oficjalnie- opuszczona. Faktycznie- zamieszkana przez niemających innego wyjścia ryzykantów, ich rodziny, dzieci. Nad szerokimi drzwiami wbrew nędzy i rozpaczy tego miejsca powiewała radośnie błękitna tkanina jednolitej flagi. Spod niej, gdy zawiało dość mocno, nieśmiało wyglądała tablica z wyrytą pierwotną destynacją budynku, szpitala czy lazaretu.
Na podwórzu -kiedyś nazywanym zapewne 'patio'- panowała radosna atmosfera gry i zabawy- niemniej jak tuzin podrostków w różnym wieku biegało po małym, zrujnowanym placu ginącym w śnieżnych zaspach. Puste oczko fontanny doskonale imitowało fort na szczycie góry. Połamane kawałki dachówek spełniały funkcję żołnierzy, zerwany piorunochron- zasieki. Dziewczynki z pobłażaniem obserwowały równieśników spod dachu zniszczonej altany w zaroślach- tuląc i karmiąc szmaciane lalki. Jak jedno- wszystkie dzieci pod szyją opasała niebieska szarfa.
Wewnątrz- ściany grubych murów chroniły przed wiatrem, ale nie wiele poza tym- w środku było nie wiele cieplej niż na zewnątrz. Wilgoć i nieprzyjemny zapach unosiły się w powietrzu. Kontuary izby przyjęć już dawno zniknęły- porąbane na drzazgi, spalone. Hall wejściowy ział pustką- ruszyłeś przez korytarz. Tutaj toczyło się „życie”- dziesiątki Dawców, całe rodziny gnieżdżące się po kątach jak szczury, w niewiele lepszej kondycji. Dziesiątki jeśli nie setki wiader i misek łapiących wodę, kropla po kropli, z przeciekającego dachu. Nikt zdawał się nie przejmować Twoją obecnością, wręcz jakbyś przybył na zaproszenie- nikt też nie przeszkadzał w eksploracji budynku. Mijając kolejne sale zaadoptowane na potrzeby mieszkańców przewijały się warsztaty ubogich rzemieślników, pokoje-mieszkania, nawet zagrody z mniejszą zwierzyną hodowlaną. Idąc długim korytarzem dotarłeś do stołówki- po stołach też nie było śladu, jedynie brud i metalowe resztki gwoździ, zawiasów i tym podobnych. Przypominało to labirynt- znalezienie samego domu było widać tą łatwiejszą częścią zadania. W dodatku cały czas towarzyszyło Ci dziwne uczucie bycia śledzonym- może to ork ze statku wrócił na Twój trop, choć niekoniecznie. Aulcroft był dziwnie pewien, że znajdziesz Lailos. To tu- nie ma wątpliwości, ale to jak szukać kryształku cukru w śnieśnej zaspie.
 
majk jest offline  
Stary 16-03-2011, 00:08   #37
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Zanim wyszedlem ze świątyni powiedziałem do naszego chlebodawcy:

-Po pierwsze: Jeszcze raz powiesz do mnie “najemniku” to utnę ci jęzor. Po drugie: O jakim wynagrodzeniu mowa? No i po trzecie: Nie interesuje mnie czy zleceniodawca jest królem, czy siedzi na górze złota, czy cokolwiek innego. Chcę mieć kontrakt na papierze, z czym mam się liczyć, jaka jest wysokość wynagrodzenia, warunki spełnienia kontraktu, czego mam się dowiedzieć i czego szukają na wykopaliskach. Bez tego możesz sobie pomarzyć o wynajęciu Kling.

-Twój kontrakt leży od dawna u Twoich dowódców, tak samo jak Twoja zapłata, najemniku. Wynoś się nim stracę cierpliwość i każę Cię wybatożyć na placu, jak wielu przed Tobą, dla przykładu i wychowania.
-A ja dalej czekam, na pieprzoną informację czego mam się dowiedzieć. Trochę trudno się dowiaduje rzeczy, jeśli nie wiadomo czego człowiek ma się dowiedzieć.
-Trudno ubrać w słowa nieznane, nie wysyłałbym agentów gdybym wiedział, ale wierz mi- to będzie coś znacznie istotnego, na pewno zauważysz. A teraz idź! -

Cóż było robić, wyszedłem, chwilę po mnie wyszli chłopacy. Pokrótce wyjaśniłem im całą sytuację. Później zaś ruszyliśmy na rundkę po tawernach, by posłuchać plotek o tych wykopaliskach...
 
pteroslaw jest offline  
Stary 17-03-2011, 19:27   #38
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jednooki

'Skowyt Duszy', który wieczorami zdawał się bijącym sercem miasta o tej wczesnej porze -choć otwarty na klientów- świecił pustkami. Przy stoliku w głębi tajemniczo pochylali się nad blatem dwaj Dawcy. Z głębi sceny żwawo pobrzdękiwały struny kontrabasu szarpane przez śniadego elfa. Znajoma Ci z twarzy kobieta -ta sama, którą zrugałeś przy śniadaniu na pokładzie statku- teraz z błogim uśmiechem bujała się na koźle. Jej dłonie płynnie wędrowały w tę i z powrotem po klawiszach fortepianu. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła śpiewać. Próba trwała, nikt nie przejmował się Twoją obecnością. Gdzieś pomiędzy stolikami kursowały postacie pracowników, myto podłogi.
Właścicielka -Francesca Divan- mimo wczesnej pory była już w lokalu-kabaretu, stojąc do Ciebie plecami dyrygowała smukłą ręką ciasno opiętą czarnymi koronkami rękawiczek wysoko, aż po łokieć. Ślady poleceń unosiły się również w powietrzu- siwe smugi dymu tytoniowego wydobywające się z długiej, szkłanej lufki i pomarańczowego żaru kreśliły w już gęstym powietrzu półkola i spirale.

-Marla, skarbie, pośpiesz się z tym zmywaniem. Ajlo- przynieś owoce... - odwróciła się do sali zawieszając wzrok na Tobie. -Coś podać przystojnemu Panu? -w pytaniu wyraźnie brzmiała obietnica satysfakcji.

Łagodny głos nazwałbyś niezwykle wyraźnym szeptem. Tkwiące w bladych, podkrążonych półksiężycami szmaragdowych oczach z niezwykłą barwą biła zieleń. Kolor dojrzałej trawy pod-krataskich łąk. Opięta w szykowną suknię i dodatki w kolorze czerni sylwetka zdawała się w tym świetle tlić, jarzyć jak posypane diamentowym pyłem. Pomimo wyraźnego dojrzałego wieku jej uroda była w dużym stopniu urzekająca, przynajmniej dla Ciebie, teraz. Uczucie jeżących się pod koszulą włosków- jakby wiekowa burdel-matka samą swoją obecnością elektryzowała powietrze.

-Hmmm.. wyglądasz jakbyś mógł coś dla mnie zrobić. Posłuchaj...- obietnica nabrała głębi, jak jej ożywione Twoim widokiem oczy

**

Wymieniony przez Francescę adres okazał się prywatnym domem o okrągłym, szpiczastym dachu. Dwupiętrowa wieża o sześciennej podstawie w dzielnicy zwanej cienistą granią- okolica wydawała się opustoszała, niższe względem reszty miasta położenie, często, również dziś skutkowało specyficzną mgłą. Para snuła się jakieś trzydzieści centymetrów nad brukowaną ulicą i chodnikami po obu stronach alei. Unosiła się jedynie naruszona przechodzącymi nielicznymi Dawcami, z rzadka przejeżdżające parowozy wyrzucały smugi w górę by po chwili opaść do pierwotnego stanu.
Stojąc po drugiej stronie jezdni, po skosie, w cieniu kolumny znowu słyszysz kroki. Jesteś w stanie dokładnie zobaczyć idącego pewnym krokiem młodego krasnoluda, zupełnie nieświadomego Twojej obecności. Na oko zwykły młody mieszczanin, poza jednym atrybutem- wiszącą pod peleryną torbą, skrawkiem oznaczenia widocznego tylko przy lewym wykroku. Signum młodzieńca wyposażonego w uskrzydlone buty, dującego w róg, z zwojem pod ramieniem- jedna z wielu wariacji znaku pocztowego.
Zapukał pod wskazany Ci adres. Niska, bardzo pulchna kobieta przybrana w fartuch otworzyła drzwi, odprawiła posłańca wyraźnie odmawiając pokwitowania. Gospodarza najwidoczniej nie ma w domu, zapewne pracuje jak większość mieszkańców o tej porze. Przygnębiony dodatkowym kursem posłaniec wraca -w stronę starego miasta- niechętnie powłócząc nogami. Białe smużki z kolejnymi krokami unoszą się i wracają na swoje miejsce w zupełnej ciszy. Jego kroki cichną za winklem cieniodajnego budynku, Twojej kryjówki.

Kruk

Gdy z kompanami przekroczyłeś portal wejściowy świątyni zdążyłeś postawić ledwie kilka kroków w głąb placu, gdy wysoko ponad waszymi głowami trzask wybijanego szkła zebrał spojrzenia absolutnie wszystkich Dawców w okolicy. Ty również podniosłeś wzrok. W zabójczym obłoku tysięcy szklanych odłamków witraża, w deszczu własnej krwii ku ziemi leciał Grakhus. Ciało zdawało się bezwładne, martwe- jedynie pomarańczowa szata kapłana trzepotała szaleńczo w locie. Trwało to raptem kilka sekund. Dźwięk z jakim kleryk Telom spotkał swego stwórcę będzie Ci się śnił po nocach, to co z niego zostało również. Tym bardziej, że spotkanie odbyło się kilka kroków po Twojej lewicy. Co ciekawe- zaraz za ciałem, ale osobno, spadł kawałek mięsa. Język Grakhusa, którym tak groźnie przed Tobą wymachiwał. Więc zabójca słyszał przynajmniej część waszej rozmowy- to nie wróżyło najlepiej.
To nie zmieniało niczego- jak sam nieboszczyk stwierdził „Twój kontrakt leży w Kratas, zapłata po wyprawie”- sam był jedynie przedstawicielem kościoła i mogłeś mieć pewność, że ktoś inny skontaktuje się z Tobą, wcześniej czy później. Teraz miałeś, a raczej „mieliście” inne problemy- z baszty strażniczej dobiegały krzyki, a pierwsi legioniści już wyskakiwali z drzwi wartowni.
 
majk jest offline  
Stary 17-03-2011, 19:54   #39
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Okolica sprawiała dziwne wrażenie, gnieżdżący się tu ludzie sprawiali wrażenie bardziej jakiegoś wielkiego zwierzęcia o wielu członkach, może przestraszonego, może przyczajonego. Ciężko było powiedzieć, stan budynku przywodził na myśl sieć tuneli, w której zaczęła się przesączać woda. Nikt się nie zainteresował moim przybyciem, ale moją uwagę przyciągnęły niebieskie szarfy, czy to wyciągnięte ze względu na jakieś święto, czy przynależność kulturową, może jakaś frakcja a w mieście toczy się jakiś wewnętrzny konflikt, no i oczywiście, jeśli miałem wyjątkowego pecha, to jakiś dziwny kult. Nie miałem zamiaru tracić tu całego dnia.
- Mam wiadomość dla wietrzniaczki Lailos! - mój głos rozbrzmiał echem po walącej się ruderze a oczy rozglądały się za jakąkolwiek reakcją i podejrzanymi ruchami, ciągle nie wiedziałem kto lub co mnie śledzi.
Zero odzewu, gdzieś daleko coś trzasnęło, odpowiedziało mi tylko echo. Ciężko było powiedzieć czy mieszkańcy celowo się przede mną kryli czy chodziło o coś więcej.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-03-2011, 12:09   #40
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Golem

Usłyszałeś dopiero ostatni krok napastnika, zapewne wyskok. Wykazał się przy tym nielichym fachem- nie wielu potrafiłoby tak Cię podejść, tak blisko. Na Twoje nieszczęście miał po swojej stronie więcej niż umiejętności. Po wskoczeniu na skaliste plecy błyskawicznie zaciągnął na głowę ofiary, Twoją głowę, osobliwy worek. Sznurek zacisnął się na gardle, a wraz z tym wór jakby zassał się na obsydiańskiej twarzy.
Coś było nie tak...
Podszycie świeciło gwieździstym firnamentem nocnego nieba, niesamowicie wyraźnego, ruchomego obrazu. W ciszy głębokiej nocy nieśmiało piszczały nietoperze, pohukiwała sowa...
Sowa. Coś z nią.., nie tak.
Przyczajony na pobliskiej gałęzi ptak siedział plecami do Ciebie. Mimo to głowa zwierzęcia była odwrócona, mógłbyś przysiąc, wprost w Ciebie.

-..99..98..97.. - echo melodyjnego głosu dziecka, chyba dziewczynki, wydobywał się spomiedzy mijanych przez Ciebie drzew knieji.

Coś kazało Ci 'schodzić', zstępowałeś w dół górskiego zbocza wąskim przesmykiem pomiędzy dwoma skrajami potężnego lasu.

-56..55..54.. -pogłos podążał Twoim szlakiem równolegle, za kurtyną pni.

Im bliżej przesmyku tym wyraźniejsze odczucie obecności Istoty- termin sam pojawił się w Twojej głowie, bez wątpliwości nadużycia.

-34..33..32.. -jak światło przewodnie, jedna z gwiazd, niedorzeczne...

Jasne, błękitne światło wylewające się z otworu z bliskiej odległości okazało się okrągłym punktem, jasniejącym z każdą chwilą.

-12..11...10.. - jeszcze chwila i cokolwiek nastąpi.

Żarzący się zaginającą powietrze poświatą, jak przepełniony energią akwamaryn, okrąg zawisł kilka kroków przed Tobą. Nikt nic nie mówił, ale ucisk gardła poluzował się. Firnament zatrząsł się i zawirował nierówno.

-3..2..1.. - koniec.

W szklanej, błękitnej tubie zawieszonej powyżej wysokości głów unosiła się sylwetka. Coś dźgnęło Cię w plecy- młody chłopak o kruczo czarnych, pomazanych niebieską farbą włosach popychał Cię miechem w stronę słoja.
Zawieszona w niej Istota ciałem przypominała wietrzniacką kobietę w sędziwym wieku. Jej skrzydła, czy raczej pozostałości, rozpadały się tworząc nieregularną pajęczynę- podłączone tuzinami przeźroczystych rurek do nerwów tych kończyn, niknące w głębi tuby. Wypełniająca ją ciecz sprawia wrażenie gęstej jak miód, jasno błękitny- jak słoneczne, letnie niebo. Pióropusz ciemnych włosów kołysał się lekko, śliwkowe powieki podniosły się nagle odsłaniając żółty żar oczu. „Lailos – Wieszczka Burzy...”- gdzieś w mieście golemowej pamięci bił dzwon.

-Rufio, zachowuj się, to nasz przyjaciel i gość. Prawda? -zwróciła się wprost do Ciebie.
 
majk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172