Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2012, 13:04   #231
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Do Arcturusa zbliżył się Gregor.
- Sędzio. Potrzebujemy jak najszybciej ustanowić możliwość komunikacji z Praeco Mortis. Prócz tego nakażcie przeszukać raporty pod względem pojawienia się jednego z tych pięciu pseudonimów. Jeżeli nic nie znajdziecie, poproście o pozostałe, powołując się na mnie. Zakładam że słyszeliście opis czarnoksiężników? Jeśli twoi ludzie spostrzegą któregoś z nich, pod żadnym pozorem nie wolno im interweniować. Mają przekazać informację wyżej, podać pozycję celu, i czekać na przybycie Astartes.
- Słyszałem... - choć oblicze sędziego pozostało niewzruszone, jego oczy się ożywiły, widać w nich było szok... i strach. Jedno słowo zelyktryfikowało całe pomieszczenie, omijając jedynie skonfundowanego astropatę.
Abbadon.

- To nie będzie proste. Będę musiał ściągnąć techników, może i mechanicus, oraz specjalistów od cyberprzestępczości, obrońców Ducha Maszyny... bez przesadnego, ściągającego uwagę pośpiechu. I tak moi podwładni wyróżniają się, nie wystawieniem w teren. Trzeba będzie działać ostrożnie. Ściągniemy te informacje najpóźniej do jutra. Nie zamierzam jednak nigdzie powoływać się na lorda, z całym szacunkiem... Poinformuję też marszałka... nie o misji a o czarnoksiężnikach. Trzeba będzie wysłać Oddziały Łowców i zakazać im angażawania się w starcie z celem...
Na chwilę Arcturus się zawahał, ale po chwili brwi z powrotem do połowy opadły mu na oczy. Nie pozbył się ekscytacji, ale z pewnością ją maskował.
- Constantin wciąż czeka w windzie. Jest dźwiękoszczelna, wolałem go nie wpuszczać. - wskazał kciukiem jedyne wejście do pomieszczenia, spomiędzy szpar drzwi widać było nikłe światło.
- Wpuść go. Są informacje których tylko on może mi udzielić. Jeżeli mógłbyś zorganizować spotkanie gdy już tu skończymy, z Kie Gauius, byłbym nadzwyczaj zobowiązany.
- Jestem arbitrem. Ani ona nie będzie zachwycona, ani nikt z jej rodu tego nie przeoczy. Zobaczę, co da się zrobić, ale lepsze byłoby spotkanie incydentalne. Na pewnoście predysponowani do tego, może także który z waszych podkomendnych jest obyty z arystokracją... jako że arystokracja tego świata często się widuje, nie tylko w kwestiach związanych ze zwierzchnictwem planety i Opływów. Mogę to zaaranżować tak łagodnie, lub tak ostro, jak sobie życzycie, komisarzu.
- Proponuję łagodnie. Nie mam interesu w antagonizowaniu lokalnej szlachty, zwłaszcza jeśli Kie jest osobą za którą ją uważam. W spotkaniu wziałbym udział ja, Borya, który z tego co się orientuję należy do klasy szlacheckiej Vostroyi, i.... brata Sorcane’a. Ta trójka nie powinna raczej budzić zastrzeżeń. Ja mogę wystąpić oficjalnie jako emerytowany wyższy oficer, Sorcane jako ochroniarz. To powinno zapewnić nam odpowiednią przykrywkę, nieprawdaż?
Sorcane, na wspomnienie swojego imienia odchrząknął lekko.
- Pochodzę z Terry... arystokrację mam... we krwi, nawet po porzuceniu śmiertelności - mrugnął do Lorda Komisarza.
- To dobry wybór. Zajmę się tym od razu... - wysapał sędzia. Podszedł do cogitatora, z jednego panelu zdjął niewielki zestaw połączonej słuchawki i mikrofonu, jaki żołierze kojarzyli z radiostacji vox-przekazowych. Zanim połączył się z kimś z Arbites i zaczął organizować multum przerzuconych na niego zadań, sekwencją przycisków odblokował wejście do windy.

Drzwi rozsunęły się. Niespiesznie przeszedł przez nie na pewno zbyt młody na swoją rangę mężczyzna, dość znacznego wzrostu i zniewieściałej urody, jednak w spojrzeniu jakim badał otoczenie widać było znamiona piekła frontu, jakie przeszedł. Constantin miał na sobie dośc standardowy mundur oficerski przypominający Gregorowi oporządzenie cadiańskie, z czapką oficerską nie tak różną od jego własnej i oliwkowym płaszczem zarzuconym na ramiona. Lewy rękaw był zasupłany na wysokości łokcia, poniżej której mężczyzna musiał stracić kiedyś kończynę. Twarz plasująca jego wiek między trzema a czterema ukończonymi dekadami życia czyniła go najmłodszym generałem, jakiego zebrani widzieli, była zaś zbyt stara na proces biochemicznego zachowania młodości, któremu poddany był choćby sam Gregor. Prawą, jedyną ręką generał zdjął oficerkę z głowy, skinąwszy zebranym głową, nie będąc pewny czy salutowąć i z kim ma do czynienia - najwyraźniej Arcturus, który wpierw przyciągnął jego spojrzenie nie zdradził mu, z kim ma się zobaczyć.
- Piękny dziś dzień, pani i panowie. - dyplomatycznie powitał zebranych głosem odpowiadającym rysom twarzy - Czemu i komu zawdzięczam przyjemność...?
- Mnie. Oraz Fidelis Libertum. - Odpowiedział spokojnie Gregor. - Wszystko co uszłyszycie w tym pomieszczeniu jest ściśle tajne. Misja której potrzebne są pańskie dane jest prowadzona na życie inkwyzycji. Jeśli ujawni pan cokolwiek, zginie pan. Czy pojmuje pan swoją odpowiedzialność?
Childan Constantin uśmiechnął się krzywo, jakby w drobnym niedowierzaniu a zarazem poczuciu bezradności.
- Nie, ale wątpię, by kogokolwiek to obchodziło. Jakie informacje mam przekazać, zanim zostanę internowany lub stracony, panie...?
- Lord komisarz Gregor Malrathor. I nie powiedziałem że zostanie pan stracony natychmiast po przekazaniu informacji, powiedziałem że jeżeli powtórzy pan jakikolwiek fragment tej rozmowy zostanie pan stracony. To spora różnica. Jak rozumiem walczył pan z siłami Fidelis Libertum na powierzchni planety, zgadza się? Co może mi pan o nich powiedzieć?
- Bardzo wiele. Nie walczyliśmy z nimi krótko... zresztą, gdyby nie wycofano mnie i moich ludzi tutaj dwa tygodnie temu, wciąż bylibyśmy na Congruentiorze... tyle, że teraz miejsca walk partyzanckich zamieniły się w maszynkę do mięsa dla naszych sił, po wylądowaniu jednostek Arcynieprzyjaciela. - uśmieszek zamienił w grymas, czy spowodowany wspomnieniami, czy samą wiedzą o sytuacji, ciężko stwierdzić - Jeżeli chodzi o Fidelis Libertum, musicie podzielić pytanie na części. Mój pułk zasłynął z tego, że odparliśmy atak ich elity, Białych Gwiazd, na sztab... choć i tak wiele ich nie widzieliśmy. Reszta ugrupowania, choć też głównie partyzanci, nie była tak skryta - to głównie formacje Gwardii, które dołączyły do nich w tajemniczych okolicznościach.
- Pracuję nad pewną teorią. Czy członkowie Fidelis wspominali jakiegoś przywódcę, osobę która mogła popchnąć ich do buntu? I czy przed pojawieniem się sił Arcynieprzyjaciela wykazywali jakieś powiązania z chaosem, nawet drobne?
- Nie czuję się kompetentny wypowiadać w kwestii Zakazanego... na pewno żadnych oczywistych powiązań. Z przechwytywanej i podsłuchiwanej łączności radiowej wyodrębniliśmy imię, lub może raczej pseudonim głównodowącego... Jutrzenka. - Constantin odpowiedział po wojskowemu, szybko i konkretnie.
- Lordzie Komisarzu... Generale... - Sorcane pochylił leciutko głowę - Miałem styczność z Fidelis Libertum. Dwa razy... parę dób temu oraz wiele lat temu... w 40.963 na Libertis. Ich... ideologia... opiera się na odrzuceniu władzy Administratum, które nazywają uzurpatorskim. Są niesamowicie oddani Imperatorowi i uważają, że tylko on może ich osądzać. - przymknął oko aby się jeszcze zastanowić - Ich wiara w wolność sprawia, iż są bardzo oddani swojej sprawie. Oddanie to graniczy z fanatyzmem, tylko że fanatyzm bardzo spłyca procesy myślone, u nich zaś to nie występuje... przynajmniej wśród przywódców i oficerów.
Zbrojmistrz wzruszył lekko ramionami.
- Poza tym są zwykłymi ludźmi. Oddanie wobec Imperatora wyklucza skazę Chaosu, jednak jak było widać na Zbawiennym ktoś tam dał się “skusić” chosyckim podszeptom, albo heretycy infiltrowali Libertum od jakiegoś czasu. Co więcej mogę powiedzieć, że wśród Libertusów jest bardzo dużo ludzi, którym cała ta ideologia... nie pozbawiła ich piątej klepki. Wśród załogi Zbawiennego natrafiłem na kapitana, który w zamian za ocalenie załogi, prostych voidsmenów nie mających pojęcia o co walczą, od egzekucji zgodził się współpracować i pomóc mi w obaleniu zachaosytowanego dowódcy. Jednak tam była przestrzeń, a tutaj słyszę o regularnej armii, więc sytuacja jest inna.
Przymrużeniem oka Haajve dał znać że jeszcze coś go zastanawia.
- Możecie powiedzieć Generale... jakim sprzętem i ekwipunkiem dysponują Libertusi? Czy to standard Gwardyjski czy też posiadają coś “nadprogramowego”?
- Smutno mi to słyszeć, rozmawiałem chwilę z dowódcą Zgrupowania Hermes i słyszałem, że załogę Zbawiennego stracono do ostatniego marynarza... - zamyślił się generał - Co do sprzetu i ekwipunku, zróżnicowanie jest naprawdę duże. W przypadku Białych Gwiazd, z którymi walczyliśmy osobiście, przede wszystkim broń laserowa dobrej jakości. Zachowałem nawet drobne trofeum... - wskazał ręką pozbawioną wszelkiej zdobności, metalową rękojeść pistoletu wystającego z kabury. Sorcane wiedział po rozmiarach broni, jakiego jest typu...
- Inne formacje mają uzbrojenie docelowe i to, co uda się im zdobyć. Przez wiele miesięcy przyciskaliśmy ich przeważającymi siłami na wszystkich frontach. Partyzanci rzadko mogli się dobrać do lepszego uzbrojenia, preferowali też wyraźnie podstawowe uzbrojenie laserowe, dlatego że nie musieli aż tak się martwić o amunicję... posiadają także bardzo duży odsetek snajperów. Ogółem szacowaliśmy pod koniec kampanii ich liczebność na jakieś trzy pułki, ale blisko sześć tygodni temu miała miejsce nieoczekiwana ofensywa na skład paliwowy niedaleko faktorii wydobywczej zlokalizowanej na bagnach równika... który się powiódł, i powiódł bardzo szybko. Prawdopodobnie ich elita brała w tym udział. Gdy siły szybkiego reagowania były na miejscu, faktoria płonęła. Nie mieliśmy pojęcia, że zdobyli znaczne zapasy paliwa, zanim zbieranina wszelkiej maści maszyn latających nie nadleciała nad silnie przez nas trzymaną stolicę, obstawioną jednostkami Sił Obrony Planetarnej. Doznali umiarkowanych strat przy ostrzale, ale dokonali wielkiego desantu, może siedem tysięcy ludzi, na Wieżę Astropatów stolicy... po czym się tam okopali i walczyli do ostatniego. Trzydzieści sześć godzin później, po zatwierdzeniu planu ataku byli martwi co do ostatniego, wskutek interwencji Mrocznych Aniołów. Zidentyfikowaliśmy ich jako pułk SOB z Garrix, siedem kompanii Strzelców Nizinnych i zbieraninę batalionów z różnych regimentów z całego sektora, dezerterujących w różnym czasie... razem właśnie jakieś trzy regimenty Sporo było także uzbrojonych bojowników wyglądających na przeszkolonych cywili. Łącznie w dochodzeniu ustaliliśmy, że ponad tysiąc osób zginęło przy samym desancie co daje do myślenia. Ale to nie przerwało egzystencji gniazd oporu w innych częściach planety. Nie mamy pojęcia co się z nimi dzieje, ale po prawdzie, nie mamy pojęcia co się dzieje z naszymi własnymi jednostkami. Siły zdrajców dokonały desantu pokaźnych sił wroga. To też jest dziwne, bo wszystkie mobilne siły zostały rzucone na Congruentior i nasi wrogowie musieli wiedzieć, że atakują najsilniej broniony punkt, zamiast dokonać udanego rajdu i tak to zrobili... jakby ich celem nie była zdobycz, tylko zadanie jak największych strat, nawet własnym kosztem.
Sorcane patrzył się na generała. Zaraz jednak po wieści o załodze Zbawiennego, chwycił się za serce i przymknął oczy. Kolejna konsekwencja jego porażki.
- Używają tych pistoletów laserowych od bardzo dawna i jest od rozpowszechniony prawdopodobnie u wszystkich wyższą rangą oficerów. Taką samą pamiątkę ja wziąłem po walce z sierżantem ich elitarnego oddziału. To bardzo ciekawa broń, Generale. Ona jest w stanie wytrzymać bezpośrednią eksplozję plazmową... jeżeli będziecie mieli możliwość dajcie ją do zbadania Magos Metalurgom lub Alchemikom.
Chwilę jeszcze trwało zanim Zbrojmistrz znowu zabrał głos. - Nie ma w tym systemie takich magosów... - wyszeptał nieco nieśmiało Childan, jakby bojąc się przerywać Aniołowi.
- Co do desantu. Chciałbym wiedzieć czy są jakieś informacje co się teraz dzieje z Mrocznymi Aniołami. Kolejna sprawa... myślę, że nie chodziło im o zadanie strat...
Haajve przemaszerował się parę kroków.
- Nie mogli przyjąć takiej doktryny bez powodu. Zwróćcie uwagę, że specyfikacja ich wojsk to siły pasujące do wojny podjazdowej. Akcji skrytych i szybkich, byłaby tutaj bardziej skuteczna i wskazana. To całkowicie sprzeczne... taki atak, że tak się wyrażę, na pałę. Tak. Podejrzewam, że mieli pewien cel, który musieli za wszelką cenę osiągnąć. W Wieży Astropatów musiało być coś ważnego. Coś za co warto było poświęcać taką masę żołnierzy.
- Wieżę zdobyli sami Mroczni Aniołowie. Jakikolwiek był cel operacji Fidelis Libertum, a zaryzykuję, że było nim nadanie jakieś informacji międzyplanetarnie, cokolwiek można wiedzieć, wiedzą to wyłącznie Mroczni Aniołowie. Zabrali nielicznych jeńców z samej wieży. Nie brałem bezpośredniego udziału w natarciu na wieżę, nasze siły zajmowały ich jednostki dookoła budowli, gdy Astartes przy zastosowaniu technologii teleportacyjnej dostali się do środka. W każdym razie walczyli do śmierci, nie próbowali nawet się wyrwać z okrążenia. Większość oficerów, nawet niższego stopnia, popełniła samobójstwo nie dając się pochwycić. Podoficerowie nic nie wiedzieli, upewniliśmy się co do tego. Zasięg komunikacji międzyplanetarnej jest także ograniczony... sygnał nie wydostałby się poza sektor bez amplifikacji sygnału, lub tak mi to tłumaczyli doradcy-strategosi. Innymi słowy, komunikowali się z kimś najdalej spoza układu Albitern lecz nie spoza sektora Agripinaa, choć nie mając własnych astropatów mogli równie dobrze chcieć porozumieć się z kimś na planecie. - wzruszył ramionami - Jeżeli chodzi o Mrocznych Aniołów, krążowniki wroga zaatakowały, gdy Grzechobójca zajmował orbitę nad Koryntem. Próbowali wycofać się w stronę stacji orbitalnej, uruchomiono stacje obrony przeciworbitalnej i wysłano szwadrony bombowców... bezskutecznie.

Generał rozważał coś przez chwilę. Nie zdecydowawszy, kontynuował.

- Aniołów zgubiła ich tajemniczość, izolacja i nieskłonność do współdzielenia się informacjami. Zajmowali pozycje poza strefami ogniowymi baterii obrony naziemnej. Większość powierzchni Koryntu nie nadaje się do lądowania, dlatego skondesowano znaczne środki ogniowe tylko w ważnych strefach, nad nimi też orbitują stacje bojowe. Mniejszy obszar łatwiej chronić. Grzechobójca znajdował się poza nim. Na pomoc wysłano Zbawiciela. Wtedy na pokładzie doszło do buntu... albo kapitan po prostu wypowiedział posłuszeństwo. W każdym razie natychmiast zbliżył się do Grzechobójcy, jednak zamiast zapewnić mu osłonę własnych bombowców, posłali łodzie desantowe. Jeżeli Zbawiciel był zajęty przez Fidelis Libertum, nie stronników Arcynieprzyjaciela, ich cel był oczywisty: odbić więźniów. Z drugiej strony, okręty arcynieprzyjaciela nie interweniowały... w tej samobójczej misji, bo dla zwykłych żołnierzy szturm na jednostkę Astartes to iście samobójcze posunięcie. Już wówczas okaleczony ponad miarę Grzechobójca zaczął spadać w dół atmosfery, aż zanurzył się w odmętach Koryntu. Widziałem to na własne oczy.
 
Stalowy jest offline  
Stary 10-06-2012, 13:04   #232
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Możliwe że po tym zdarzeniu właśnie przez tajemniczność nie sposób się z nimi skontaktować... choć słyną też z niezwykłego uporu, jeżeli chodzi o obronę... szczególnie swych sekretów.

Sorcane zaczął się zastanawiać, bawiąc się opaską na oku.

- Wysłanie komunikatu. Tak to wielce możliwe. I wiecie co? Mam bardzo złe przeczucie. Takie mianowicie... że Fidelis Libertum wcale nie są graczem na tej szachownicy, tylko bardzo twardym pionkiem. Czerwonym pionkiem, gwoli ścisłości. Wyjaśnienie, że jego przywódcy są w zmowie z Chaosem byłoby wygodne, ale nie wierzę, aby przy tylu rozsądnych ludziach, bo innych nie wybiera się na oficerów, mogłoby do tego dojść... Dlatego jest czerwony. Bo nie jest ani po tej, ani po tamtej stronie. Właśnie... Moment.

Ręce Zbrojmistrza splotły się na piersi.

- Na Zbawiennym... ktoś wypowiedział posłuszeństwo dowódcy i przejął jego funkcję. Zdrajca w tajemnicy zmówił się z Chaosem, wiem to od oficera i adiutantki, którzy mi pomogli. Przybył jakiś... generał... strateg jak go określili.
- Zaraz, gubicie mnie, Aniele. Jak to pomogli, o czym mowa? - nagle uniósł brwi Childan, choć w przeciwieństwie do sędziego, cała reszta jego twarzy także wyrażała zdziwienie. Tezę o czerwonym pionku zdawał przyjmować bez szemrania.
- Wspomniany przeze mnie kapitan był tym oficerem. Był z Libertum. Historia.. jak zdołałem zinfiltrować Zbawiennego jest długa, ale w jej trakcie spotkałem oficera... kapitana floty, jeżeli mnie pamięć nie myli. Posiadał właśnie taki pistolet. - wskazał ruchem ręki Zbrojmistrz - Zwrócił moją uwagę... w bardzo nieprzyjemnych słowach, że jeżeli jestem od “obecnego” kapitana to mam się oddalić. Porozmawiałem z nim. Okazało się, że na najwyższych stołkach na Zbawiennym... pośród Libertum... dokonano przewrotu. Z informacji jakie mi przekazał wynikało, że wszystko było w porządku dopóki nie przybył Strateg, bo tak się kazał nazywać ów chaosyta. Nie dowiedziałem się jaki miał układ z dowództwem.

- Strateg? - tym razem wtrącił się Arcturus, odkładając zestaw słuchowo-nadawczy - Czy przed chwilą nie otrzymaliśmy, a przede wszystkim kapitan Manlaure nie otrzymał od lorda komisarza dość dokładnego opisu czarnoksiężnika, który przedstawił się jako Strateg?

- Tak. O niego chodzi. - powiedział Haajve głosem zniżonym, twardym i zimnym niczym stal - Pojawił się na statku i momentalnie zrobił się tam przewrót. Wśród Libertum. Ha. A wydawali się tacy... monolityczni w swej solidarności i lojalności wobec siebie. Nieważne. Pojawiło się nowe dowództwo, a mój nowy przyjaciel kapitan... został nagle odsunięty od łańcucha dowodzenia. To już było w momencie, kiedy moi Bracia rozpoczęli abordaż. Zaoferowałem kapitanowi, że jeżeli mi pomoże, ja pomogę mu nie doprowadzić do wybicia całej załogi, wszak większość z nich nawet nie wiedziała dla kogo walczy. Chciał uniknąć masakry. Plan szedł jak z płatka. Zaprowadził mnie na mostek, gdzie okazało się, że całe wyższe dowództwo podkuliło ogony i zwiało razem z czarnoksiężnikiem. Na mostku została tylko adiutantka, która starała się zrobić co mogła, aby utrzymać statek i uciec z Kruczych szponów. Zdołałem przejąć kontrolę nad mostkiem i zaproponowałem to co uzgodniłem z kapitanem. Informacje, zeznania i natychmiastowe poddanie się. Bardzo łagodnym tonem oznajmiłem, że jako jeden z dowódców mojej Kompanii jestem w stanie wpłynąć na swoich Braci. Zgodziła się i rozkazała oddziałom poddać się. Nie wszystkie to uczyniły... a potem... - Sorcane przybrał ponurą minę, jakby przypomniał sobie wyjątkowo tragiczne zdarzenie - … w wyniku dezinformacji kapitan został zastrzelony, przez żołnierzy podległych moim braciom. Doskonała infiltracja. - paskudny ironiczny uśmiech wypełzł mu na twarzy - Zbyt doskonała. Kiedy podążałem z nim na miejsce zbiórki, żołnierze Gwardii nie rozpoznali kim jestem, bo byłem przebrany w zwykły kombinezon roboczy. Zastrzelili go, jak psa. Żołnierki były bardzo rozgoryczone walką i nie chciały słuchać.
Kruk zamilkł na chwilę i spojrzał swoim czarnym jak kosmos okiem w którym krył się żal, smutek i bezsilność.
- Pierwsza prawdziwa porażka w moim życiu. Gdybym wtedy nie zawiódł... gdybym wykorzystał dary Wszechsjasza... może wtedy mielibyśmy informacje o Libertum z pierwszej ręki. Niestety... los potoczył się inaczej. Kto wie... Zbawienny był już wrakiem, ale może by wrócił do służby Imperium
- Tym gorzej, że sam kontradmirał Dronamraju, dowódca zgrupowania, którego jesteście częścią jak się okazuje, przekazał mi, iż... ukarano w jedyny właściwy sposób za zdradę każdą jedną osobę z oryginalnej załogi Zbawiennego. - podsumował generał.
Sorcane jednak uśmiechnął się tajemniczo.
- Aha... - wzrok mu poweselał nagle - Skoro on tak uważa.
- Wszystko jedno, nie czas rozpaczać nad zabitym wrogiem.
- Raczej nad naprawdę dobrą okazją. I uczciwym człowiekiem. Nawet jeżeli był wrogiem. Tylko plugawi xenos, bezideowi renegaci i arcywróg zasługuje na bezwzględne potępienie... tak przynajmniej ja uważam.

Teraz generał spojrzał na Anioła z mieszaniną zniesmaczenia i zdziwienia. Wyciągnął z kieszeni lho-skręt, choć jeszcze nie włożył go do ust.
- Z całym szacunkiem... To przede wszystkim nasi żołnierze, zdrajcy. Jestem lojalny wpierw Imperatorowi, ale przysięgałem służyć Imperium i to samo ich dotyczy. Uczciwi ludzie czy nie, nie mają honoru, co przejawia się zarówno w ich decyzji, jak i sposobie walki.

- Akurat tego że postąpili źle występując przeciw Imperium nie neguję. Nawet potępiam, gdyż... heh... walczyłem z dziesiątkami rebelii, Generale. Prawdę powiedziawszy nie jestem w stanie zliczyć. I naprawdę trafiały się znacznie większe... sukinsyny... niż Libertum. Ale niczym, żadne z nich się nie różni jeżeli chodzi o podstawowy błąd.
Zbrojmistrz zacisnał dłonie w pięści.
- Żadne z nich nie pojmuje, że ludzie bez Imperium zginą. Bo tylko Imperium, które jednoczy wszystkich ludzi, może ich ochronić.
- Słyszeliśmy to już pewnie wszyscy, Aniele, dziękuję. - przerwał zaczynającemu wywód Haajve Childan, zapalając skręt. - To ich należy pouczać w tych kwestiach. Oczywiście nawet gdyby okazali się reformowalni, sukinsyny czy nie, za zdradę zasługują na kulę w potylicę, ale to tylko moje mniemanie, szczęśliwie zbieżne z rozkazami. - wypuścił nosem subtelny, ledwie dostrzegalny kłąb jasnego dymu - Bardziej interesują mnie prawdziwe barwy, że tak powiem... wspomniany kolor czerwony pionka, nie gracza. Oraz teoria pionka. Co sugerujecie?
Wzruszeniem ramionami Haajve wskazał, że niczego dla niego to nie zmienia. Rozumiał jedno. Los oszczędził generałowi dylematów i trudnych decyzji. W końcu wykonywał rozkazy.
- Jak sobie życzycie, Generale, już wyjaśniam. Pionek to może złe określenie. Laufer może być lepszym określeniem, bo Liberum to nie byle jaka siła. Mianowicie sądzę, iż oni mogą być... zwyczajnym narzędziem. Kolor określa to, co oczywiste... nie grają po ani jednej ani drugiej stronie. Zaś pominięcie gracza... nie wiemy jaki kolor ma ich gracz. Może się okazać, że czerwonym tak naprawdę sterują, czarne, albo całkowicie przewrotnie białe... albo rzeczywiście gracz czerwony, który ma jeszcze całkowicie inne cele. Wspomiane skuszenie Chaosem tego jeszcze bardziej skorego do zdrady, niż reszta, dowódcy Zbawiennego wskazuje, że czarny gracz próbuje zawładnąć czerwonym laufrem... To nic dziwnego. Tacy już są słudzy Rujnujących Potęg, że chcą kontrolować, a jeżeli nie mogą to niszczą. Czy białe maczają palce... nie. Nawet Inkwizycja chyba nie jest tak przewrotna w swoich działaniach.
Kilka kolejnych kroków pełnym zastanowienia.
- Podsumowując. Chaos infiltruje Libertum, co może oznaczać dodatkowe kłopoty, albo nasz czerwony laufer jest jednocześnie graczem, który trzyma poza szachownicą więcej figur, które w odpowiednim momencie mają się na niej pojawić.
- Jakiegoś rodzaju wsparcie... sugerujecie, że Libertum mają odwody, silne, o których nie wiemy. Bo ich odmienne cele znamy. - podsumował generał.
- Oni zawsze mają jakieś wsparcie, Generale. Gdyby nie mieli... to co uczyniłem wiele dziesięcioleci temu byłoby ich ostatecznym końcem. Nie mówię tutaj o tym, że chowają pod ziemią jakieś odwody... ale mam na myśli to, że oni są wszędzie. W końcu są niczym sekta, nieprawdaż?
Zbrojmistrz metalowym palcem wskazał pistolet laserowy w kaburze generała.
- Z resztą. Jednego jestem pewien. O swój egzemplarz pytałem kapłanów maszyny. Zwykły rzemieślnik nie mógłby stworzyć takiej broni, a nawet techkapłan nie posiada takich zdolności. To już mówi samo za siebie.
- Czyli mamy do czynienia z jakimś zaawansowanym zapleczem, może nawet renegackimi odrostami od Adeptus Mechanicus, błogosławiony niech będzie ich zakon. Nieszczególnie pocieszająca myśl. - Constantin zaczął przyglądać się kolejno poszczególnym członkom grupy - Tylko... to wszystko nie ma sensu. Co to znaczy, są wszędzie? Są nigdzie. Skonsolidowali swoje siły w ataku na wieżę astropatów. Gdzie są jeszcze? Mój pułk wycofano po ataku ich elity, nie zaobserwowanej w wieży, jak i tak naprawdę podczas dowolnej ich operacji militarnej. Uderzyli na mój sztab... przyszli prosto po moją głowę. Partyzanci się nie liczą. Formacja, która doznała tylko jednej porażki militarnej, działa swobodnie za liniami wroga, przemieszcza się niezauważenie i zabiera rannych i zabitych z pola walki zanim ktokolwiek zdoła skonsolidować swe siły... nie wiemy nawet, gdzie są na Congruentiorze. Tak samo jak nie mamy kontaktu z naszymi jednostkami ani Mrocznymi Aniołami, bo zdecydowana ich większość pozostała na planecie gdy ich okręt strącono nad Koryntem. Tego ataku też nikt się nie spodziewał.
- Albo więc korzystają z psioniki lub nie daj Imperatorze, czarnoksięstwa - rzekł Sorcane - Albo... Tak... albo posiadają sprzęt naprawdę wysokiego sortu, bo wiem, że istnieją przedmioty, które pozwoliłby przedrzeć się niezauważonym nawet do bunkra dowodzenia w samym środku armii wroga. To by zresztą wyjaśniało czemu zabierają rannych i poległych, ale wtedy... byście byli w stanie znaleźć ślady. W końcu macie do dyspozycji wiedzę Proroków Silnika.
Gregor przysłuchiwał się przez chwilę. Wtem, coś do niego dotarło.
- O Imperatorze... - wyszeptał - Spraw bym się mylił... - głośno zaś powiedział.
- Sędzio, możemy sprawdzić daty? Chciałbym wiedzieć ile czasu minęło pomiędzy zajęciem Wieży Astropatów przez Libertum, a przybyciem Arcynieprzyjaciela do systemu. A następnie szacowany czas podróży w Immaterium z najbliższego znanego wyjścia z Oka Terroru. - Zaczął krążyć po pomieszczeniu.
- Co wiemy? Libertum i Chaos nie lubią się wzajemnie. Mimo to część z ich sił współpracuje z sobą. Mamy raporty o dwóch czempionach zwalczających się ze sobą kultów Chaosu, współpracujących razem. Libertus musi posiadać niewiarygodne zasoby by móc dokonywać rebelii na takiej przestrzeni. Charyzmatyczny przywódca to jedno, takiej operacji nie da się wykonywać bez zaplecza. Ich przywódca jest enigmą dla nas, jest więc pewnie zagadką również dla swoich. Prawdopodobnie znają go tylko z wyglądu... - zatrzymał się w miejscu.
- Chaos ma czarnoksiężników zdolnych pozować jako inne osoby. - obrócił się w stronę zgromadzonych. Milczał przez moment.
- Co się stanie jeśli figura taka jak Abbadon zyskałaby możliwość wywołania rebelii w praktycznie dowolnych miejscu Imperium? - pytanie zawisło w powietrzu.
- Idealna przykrywka. Podatki to nieprzyjemny obowiązek. Podburzać ludzi przeciw Administratum, umacniać wiarę z Imperatora... ludzie chętnie do tego przystąpią, póki jest to utrzymane w pobożnej atmosferze. Bardzo pasuje do Chaosu... pozwolić komuś innemu zabrudzić ręce... najlepiej, żeby był to ktoś o pobożnych tendencjach.
- Rezultat? Katastrofa o niewiarygodnych proporcjach. Najważniejszy element naszej obrony, logistyka, znajdzie się w zagrożeniu. Co się stanie jeśli wybuchnie dziesięć takich rebelii jak ta? Albo setka? Nasze siły, nasza flota, związane walką. Walką z której nie możemy się wycofać, bo da to rebeliantom czas na okopanie się i przygotowanie siły inwazyjnej. I tu wkracza Chaos. Ile zdradzieckich legionów zdoła przyciągnąć obietnica Cadii pozbawionej posiłków, nawet na krótki czas? Następna Czarna Krucjata. Kto wie, taka obietnica może przyciągnąć nawet któregoś ze zdradzieckich Primarchów. Na Imperatora, równie dobrze może to oznaczać największe zagrożenie dla Imperium od czasu Herezji Horusa.
 
Stalowy jest offline  
Stary 10-06-2012, 13:07   #233
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Sukces, panowie... lub wcale nie. Nie muszę sprawdzać, umiem liczyć w pamięci... - wtrącił Arcturus - Wezwanie nastapiło stosunkowo dawno, ale znane są przypadki uzdolnionych nawigatorów, którzy potrafili pokonać przestrzeń dzielącą sektory w mniej niż tydzień, a możemy tylko zgadywać, kto tak naprawdę prowadzi okręty arcynieprzyjaciela. Ze wszystkiego co nam wiadomo... To może być tak naprawdę szpica floty, cały czas zmierzającej tutaj. Jeżeli tak jest, nie może być daleko. Co do przywódcy Libertum nie chcę się wypowiadać...
- Nie znają wyglądu. Znają tylko imię, czy też pseudonim. - uzupełnił Childan - Jak już mówiłem, Jutrzenka. Ale to wszystko zaczyna mieć sens, Arcynieprzyjaciel na pewno chętnie skorzystałby z okazji stworzonej przez krótkowzrocznych idealistów.

- A “Jutrzenką”, może być równie dobrze wasz cel... - zauważył szybko sędzia.

- Przyznam.. że nie zdziwiłoby mnie to. Środki bezpieczeństwa, to bardzo wygodne wyjaśnienie ukrywania swojej tożsamości.
- Więc po to przybyliście? - spytał generał, wypaliwszy skręt, dogaszając go o fragment kirysu pod płaszczem i wrzucając niedopałek do głębokiej kieszeni - Jesteście tutaj, by rozbić Fidelis Libertum?
- Kto wie? Nasz cel jest tak nieuchwytny że nawet Inkwizycja ma tylko szczątkowe informacje. Fidelis Libertum może być jego kolejną przykrywką. I najprawdopodniej jest, albo przynajmniej ma coś z nimi wspólnego. Hmm. Sędzio, gdy już ustanowicie połączenie radiowe, poproście kapitana Manluare o sprawdzenie pseudonimu Jutrzenka w bazie danych. Możliwe że będziemy mieli zgodność.
- Tak się stanie, lordzie Malrathor, ale jeżeli mówimy o tak nieuchwytnej osobie, wątpliwe by kilkakrotnie używała tych samych pseudonimów... chyba że tego chce. - wzruszył ramionami Arcturus - Zresztą, dostać mamy dokładną, pełną listę poznanych imion i pseudonimów.
- Sprawa nie jest tak prosta... - wtrącił generał. Wzrok nieco mu się zamglił i sięgnął po kolejny skręt - Zauważcie, że bojówka, czy... sekta, jakkolwiek ich istniemy... Fidelis Libertum działa w zasadzie ponad sto lat, przynajmniej tyle informacji mnie udzieliło naczelne dowództwo cadiańskie. Rycerz, jak mówił, miał z nimi już styczność wiele lat temu...? - zainteresował się słowami Sorcane’a.
- Dokładnie w 40.963 na planecie Libertis.
- Z której pochodzą ich główne siły zbrojne... I nazwa. - zamyślił się Constantin - Słodki Imperatorze, mówili nam o tym. Jesteście z Kruczej Gwardii, prawda Aniele?
- Tak. To ja. Mówili wam kto wysłał sygnał do ataku?
- Znam tylko szczegóły historyczne. Wiemy, że zlokalizowano ich głównodowodzącego i Krucza Gwardia wespół z pułkiem Elizjańskim dokonali zrzutu w okolicy, odcięli teren i zaatakowali, likwidując ich sztab i głównodowodzącego. Biorąc pod uwagę moje indywidualne doświadczenie, nauczyliście ich tej sztuczki dość skutecznie. I to przypomina mi o kolejnej kwestii. Ich dowódcy chyba zmieniają się dość często, co przemawia na korzyść tego, że za nimi stoi ktoś... więcej.
Sorcane uśmiechnał się i spojrzał w sufit.
- Dolina Męczenników. Noc... zaatakowaliśmy tą bazę, gdyż właśnie tam miał być obecny Insurektor Heinrich Rotschneider.
- W każdym razie to nie jest kult religijny, który pojawia się znikąd. - generał zapalił, wciąż z lekkim niedowierzaniem przypatrując się zbrojmistrzowi, po czym spojrzał na lorda komisarza - Około początku stulecia pojawiły się wzmianki o takim ruchu i pierwsze nieudane próby przewrotu na planecie. Około roku pięćdziesiątego piątego obalili gubernatora i przejęli władzę. Imperium zareagowało szybko i decyzyjnie, likwidując opór i wespół z Astartes też główny sztab. Nic mi nie wiadomo o tym, żeby ktoś przeżył, ale jak pokazała historia, później w odstępach mniej-więcej dziesięcioletnich pojawiali się z jakimś trzonem militarnym na różnych światach, pozornie znikąd i bez transportu kosmicznego, rozprzestrzeniając swój zgubny wpływ i przeciągając na swoją stronę mniej lub bardziej liczne jednostki naszych. Potem Młot Imperatora wybijał ich do ostatniego w trakcie miesięcy lub lat i słuch i nich niknął... na jakiś czas, gdy pojawiali się gdzieś indziej, pozornie bez celu... A skoro o celu mowa, to jeśli nie byłbym szczególnie wścibski milordzie... i tak moje życie zależy od mojego milczenia. Na kogo polujecie? Dokładnie? Po prostu macie rozbić ich raz na zawsze?
Nagle po sali przetoczył się śmiech Kruka. Był to bardzo zgorzkniały śmiech.
- Powiem wam teraz pewien sekret. Wniosek do którego doszedłem po tamtej bitwie, jakiś czas później. Szczególnie wy tego wysłuchajcie, Generale, bo nikt z dowództwa wam tego nie powie. Fidelis Libertum ma doskonałą ideologię. Odrzucenie Administratum, które nie raz nakłada astronomiczne podatki na planety i “czysta wiara” w Imperatora. Ich słowa kiełkują prawie na każdej glebie. A teraz się zastanówcie. Skoro ideologia ta rozprzestrzenia się jak zaraza, jest prosta i głosicielem może być każdy... Czyż sztab dowodzenia, wódz powstania i cała planeta nie są naprawdę smakowitą przynętą? Już udowodnili, że czasem bronią swojej sprawy z zażartością fanatyków. Nie zdziwiłbym się gdyby wtedy po Fidelis Libertum najprostsi, szarzy ludzie, na których nikt nie zwraca uwagi zaczęli się rozprzestrzeniać się po jak największym obszarze w tajemnicy.
Lord komisarz westchnął ciężko.
- By być szczerym generale, nie mam zielonego pojęcia. Astartes, doskonale zachowany. Powoduje kłopoty Imperium od czasu Drakana Vangoricha. Mamy jego wizerunek, kilkaset pseudonimów, niewiele więcej. Jego obecność została potwierdzona w systemie.
- Szczerze mówiąc, na pierwszy rzut oka nie widzę związku z Fidelis Libertum. - po dłuższej chwili rozmyślania odparł Childan - Czyli kto jeszcze bierze udział w tej mikrowojnie? Trzy jednostki zdrajców Chwalebnej Marynarki i... tyle? Żadnych zdeklarowanych zdrajców? Flota powinna była do teraz ich rozbić, czyli w zasadzie już tylko pozostaje odbić Congruentior i zlikwidować wasz cel?
- Jest jeden związek. Za każdym razem ta osoba powoduje powstania i bunty podobne do tego. To jego styl działania. Pasuje do schematu. A po za tym, nie posiadam dokładnych informacji na temat tego co się dzieje w systemie, przynajmniej w kwestii floty. Łzawiciel został zestrzelony przez okręt Władców Nocy. Podejrzewam że mogliśmy źle ocenić siły przeciwnika.
- Władcy Nocy... - zastanowił się generał - Więc renegaccy Astartes też są w to wmieszani. Mamy do czynienia z kilkoma czynnikami, których relacji do końca nie rozumiemy. Ja... nie wiem, czy nadaję się do tego typu analizy. Fidelis Libertum mogę zrozumieć, choć nimi gardzę, ale to zaczyna być zbyt skomplikowane...
- Generale... - Gregor uśmiechnął się, tym razem szczerze. - Jesteście ekspertami od Libertum. Wy i Sorcane. Dlatego tu jesteście. Żadna osoba nie może wiedzieć wszystkiego. Współpraca, wymiana informacji, wspólne działanie. Tylko dzięki temu dziesiątki naszych wrogów nie pobiły i nigdy nie pobiją Imperium. Teraz, zaczekajmy aż skontaktuje się z nami vice-admirał. Jego informacje będą nam potrzebne do dalszego działania.
- Rozumiem. Jeżeli potrzebujecie moich podkomendnych lordzie komisarzu... - wrzucił kolejny niedopałek do kieszeni - Wystarczy dać znać.
 
Stalowy jest offline  
Stary 10-06-2012, 16:03   #234
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Naparłem lancą w miejsce, gdzie jego pancerz był poskręcany i stopiony.


Lojalistyczne Psy

[Muzyka]

Kolejne dwadzieścia cztery godziny spokoju.
Niebo Koryntu na powrót było przejrzyste, a powietrzne parne i stojące. Brak jakiegokolwiek wiatru, orzeźwiającej bryzy. Nikt nie wątpił, że to cisza przed burzą...

Wkrótce po ogólnej naradzie, na której drużynnicy inkwizycyjni poznali generała Childana Constantina, czworo rannych w pierwotnych atakach Arcywroga zostało oddelegowanych w nieuzbrojonym załadunkowcu klasy Arvus, przystosowanym dla wygody do przewozu osób, zwłaszcza rannych. Pojazd ewakuacji medycznej, jak wszystkie, był nieuzbrojony. Musiał taki być aby uzyskać pozwolenie na wejście w przestrzeń powietrzną strefy gubernatorialnej, do której eskortowany był przez dwa dozbrojone rakietami transportery wojskowe Aquila. Wszystkie pojazdy oczywiście należały do Arbites i obsadzone były stróżami Lex Imperialis. Arbites czy nie, żaden zbrojny pojazd od czasu ogłoszenia stanu wyjątkowego nie mógł zbliżyć się do pałacu gubernatora ani strefy Administratorum.

Pozostali - wyznaczona grupa dowodzenia załogi, ranni lecz nie okaleczeni, pozostali zbierając siły i planując dalsze działania z pomocą nieoczekiwanych sojuszników i w oczekiwaniu na informacje od kontradmirała "Zgrupowania Floty Wyznawca".


Aex II
twierdza-posterunek Arbites, centralna część Opływu Gordeo, Nowy Korynt



Ardor Domitianus, Gregor Malrathor, Sihas Blint

Po wybyciu większości grupy w celu cudownego uzdrowienia przez uzdrowiciela Bractwa Marsjańskiego, sędzia Hagendath zostawił swoją kwaterę-apartament do dyspozycji pozostałych, sam zaś ruszył windą ku wydrążonym w skale, podwodnym trzewiom twierdzy gdzie mieścił się najbardziej niekonwencjonalny oddział Arbites, uzbrojony nie w strzelby bojowe, a zaawansowane silniki logiczne i obdarzony łaską najsubtelniejszych duchów maszyny. Arcturus chciał ustanowić bezpieczną częstotliwość transmisji danych z obecnym na orbicie Wyznawcą wraz z szyfrowaniem - i chciał to uczynić szybko.

Ambrossian z kolei, czego spodziewali się dowódcy grupy inkwizycyjnej, zaszył się w kaplicy twierdzy. Jego niewielka kwatera medytacyjna bardziej sprzyjała nadawaniu i odbieraniu sygnałów astropatycznych, jednak nie chodziło o wiadomość, lecz zjednanie jaźni z innym astropatą by umożliwić rozmowę zgromadzonym, dla których więcej miejsca było w kaplicy. Także to pomieszczenie, choć nie było strzeżone uświęconymi inskrypcjami, bronione było przez statuy świętych Imperialnej Sprawiedliwości, stojących na wiecznej warcie, stworzonych z białego marmuru jak cała mieszcząca w komforcie może dwadzieścia osób w modlitwie kaplica. W tej chwili gryzący dym kadzideł o woni lilii wypełniał pomieszczenie, gdy Ambrossian pogrążał się w transie, szykując na być może bardzo długotrwały przekaz, nie niepokojony dzięki strzegącym wejścia dwóm wartownikom.

Childan wydawał się lekko wytrącony z równowagi rozmową, która zaszła. Generał, mogłoby się zdawać, wciąż obawiał się, że doborowe oddziały rewolucjonistów przyjdą po jego głowę, a wieść, że najprawdopodobniej stoi za nimi zdradziecki Astarte, sam Anioł śmierci służący Mrocznym Bogom od tysięcy lat i organizujący podobne rebelie w nieznanym celu nie poprawiły jego samopoczucia. Poprawiały je jednak regularnie w bardzo dużych ilościach wypalane lho-skręty, tak, że obserwatorzy mogli się zastanawiać, dlaczego przepastne kieszenie płaszcza jeszcze nie trzeszczą od wrzuconych doń niedopałków. Z drugiej strony generał utracił dystans nabrany wobec sług inkwizycji po pierwszych słowach Gregora i zdawał się cieszyć ich obecnością, gotów pomóc w ich misji w każdy możliwy sposób. W swobodnej rozmowie szybko okazał się być może nie fanatykiem, lecz człowiekiem ceniącym wojskowy honor i służbę Imperium nad życie, co kontrastowało z wygasłym, dowcipnym nastawieniem do życia i ujmowaniem wielu kwestii w eufemizmach. Nie było wątpliwości, że na mianowanym raptem dwa tygodnie temu generale (i wciąż oczekującym na odpowiedź Lorda Generała Militanta) ostatnie wydarzenia odcisnęły głębokie piętno.

Minęło może dwadzieścia godzin od narady, półtorej doby spędzonej w twierdzy, gdy każdy z trzech dowódców inkwizycyjnej grupy usłyszał głos jednego ze ślepo posłusznych podkomendnych Arcturusa:
- Sir, sędzia prosił o pilne stawienie się pod kaplicą.

Zaprowadzeni lub znający drogę, opieszale lub nie zebrali się pod kaplicą. Poza wartownikiem strzegącymi marmurowego portalu i mlecznoszklanych drzwi w twierdzy betonu i stali powitani zostali przez sędziego, którego pospolity i nudny wygląd zakłócony był jedynie przekrwionymi ze zmęczenia oczyma, oraz Childana - ten z kolei miał wzrok zamglony i nieco nieobecny, jakby po zażyciu jakichś narkotyków i walce o zachowanie skupienia.

Nie weszli od razu do kaplicy.

- Drugi wartownik jest w środku, wpuści nas gdy zobaczy, że Ambrossian jest w transie. - poinformował przybyłych Hagendath. W dłoni miał płaski datadysk, rozmiarów może dużego talerza, tyle, że prostokątnego. Podał go Gregorowi.

Cytat:
- Jeden z moich... dawnych współpracowników stworzył portret pamięciowy, stąd rysunek zamiast holopiktu. Nie dysponujemy żadnym. To dość dziwne, ale jak mówiłem, bez poważnych przesłanek nie robimy wywiadu dotyczącego szlachty. Będzie obecna na Przepatraniach, zgromadzeniu szlacheckim będącym po części spotkaniem towarzyskim, a po części frontem dla negocjacji, handlu, intryg, zawierania sojuszy. Często przybywają tam bogaci kupcy, znani artyści, szlachta obcych planet i wszelcy desperaci próbujący znaleźć patrona. - sędzia przerwał na chwilę wyjaśnienia, by wziąć oddech - Tam ją znajdziecie... nie rzucając się w oczy.
- Jeżeli chcecie znać moją opinię... - wtrącił Childan - ...jest to cholernie niebezpieczne miejsce. Z zewnątrz wygląda pięknie i dostojnie, ale lokalna szlachta to żądni zysku i egzotyki mordercy, korzystający z cudzych rąk. No i problemem nie będzie dotrzeć na miejsce, tylko opuścić je niezauważenie.
- Z innych wieści, na datadysku znajdują się też informacje przesłane z Wyznawcy. Kazałem usunąć pozostałe dane, to jedyny nośnik na naszej planecie zawierający te informacje. Setki imion, ale iteracja nie wykazała "Jutrzenki" ani podobnych pseudonimów... zawsze imię, czasem podobne miano. Dali zróżnicowane i rozpisane na trzydzieści stron modus operandi... Jest też najwyraźniejszy wizerunek... - mężczyzna zawahał się na chwilę i wyglądał na zmieszanego, po czym sięgnął ku trzymanemu przez Gregora urządzeniu i uruchomił mapę myślową, w której wybrał wspomnienie dysku, zawierające obraz. Ten wypełnił ekran w poprzek, tak, że trzeba było go obrócił o dziewięćdziesiąt stopni.

Cytat:
- Oto sprawca. We wspomnieniu znajdują się też dodatkowe informacje, o wykonaniu zdjęcia przez inkwizytora badającego sprawę porwania oczekujących na Czarny Okręt psioników. w systemie Nimeria, sektor Scarus, segment nasz, Obscuras.

Sędzia zastanawiał się przez chwilę, czy kontynuować. Oczywistym było, że zapoznał się z tymi informacjami, bez zezwolenia Gregora; z drugiej strony najpewniej streszczał je oszczędzając grupie czas.

- Wykonane w roku 551-szym... trzydziestego ósmego millenium. Zdjęcie odzyskano z banków pamięci serwitora bojowego, zniszczonego w strzelaninie, w której śmierć poniosła też większość sług inkwizytora i on sam. Podejrzanemu towarzyszył lokalny gang, całość miała miejsce w Dolnym Kopcu. Według zachowanych relacji, zostali złapani w zasadzkę w jednym z wielopoziomowych korytarzy przy industrialnej windzie z dolnych poziomów. Po zabiciu inkwizytora, wróg się wycofał oszczędzając ich. Dlatego odzyskali bank pamięci. Nazwisko Inkwizytora nie znajduje się w informacji. Tylko jedno mi nie pasuje. Widziałem brata Sorcane. Może zakamuflować swoją naturę, ale nie zakamufluje możliwości bycia Aniołem. Może być podejrzewany przez obserwatora, który wie, czego szukać.
- A ten tutaj to na pewno nie jest żołnierz Piechoty Kosmicznej. - dokończył Childan, nie patrząc nawet na oficerów.

Mlecznobiałe drzwi uchyliły się, zza nich leniwie zaczął uciekać szlak dymu z kadzidła. Wartownik Arbites, cały czas w pancerzu i hełmie, jak oni wszyscy - jakby w nieustającym stanie gotowości, wyszedł zajmując bez słowa miejsce na warcie. Arcturus gestem zaprosił wszystkich do środka, wszedł także on sam i generał. Ten ostatni delikatnie zamknął za nimi drzwi.

Ambrossian siedział z nogami skrzyżowanymi, dłońmi opartymi o kolana, przed ołtarzem, lecz zdeformowaną twarzą do drzwi. Oczy miał otwarte i nie mrugał wcale, co wespół z miarowym oddechem sprawiało wrażenie, jakby był w transie.
Był. Twarz ściągnięta i nieruchoma jak maska powiedziała to na pierwszy rzut oka zebranym. Sędzia przybliżył się do Ardora i zapytał szeptem:
- K'woli ciekawości, paladynie... co było w tym worku? - zapytał, jednak od razu przerwał im astropata.

- Mówi kontradmirał Imran Dronamraju. - Ambrossian otworzył usta, lecz dobył się z nich głos nie tylko jego własny, lecz także inny, należący chyba do starszej kobiety. - Chcę rozmawiać z dowódcami operacyjnymi grupy likwidacyjnej.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 10-06-2012 o 17:50.
-2- jest offline  
Stary 10-06-2012, 17:28   #235
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Atrium Gubernatoris
pałac gubernatora, centroglomeracyjna strefa administracji imperialnej, Nowy Korynt



Aleena Medalae, Borya Volodyjovic, Haajve Sorcane, Johnatan Trax

[Muzyka]

- Niezidentyfikowany pojazd, wchodzisz w przestrzeń powietrzną strefy administracyjnej, zidentyfikuj się.
- Tu lot 193, transporter Arvus Adeptus Arbites z okaleczonymi funkcjonariuszami kierujący się do uzdrowiciela. Dwa towarzyszące pojazdy to eskorta, odwołuję.
- Podaj twój cel, 193.
- Pałac gubernatora. Uzdrowiciel to magos Adeptus Mechanicus goszczący u Namiestnika Jego Majestatu.
- Przyjąłem. Udzielam pozwolenia na lądowanie. Za chwilę podam numer lądowiska, odbiór.
- Oczekuję.
- TONIECIE WE SZKLE!
- Przyjąłem. Podchodzę do lądowania.


Trójka ludzi i żołnierz piechoty kosmicznej spędzili blisko dwadzieścia godzin w podróży przestronnym lądownikiem, w którym towarzyszyła im szóstka Arbites. Wnętrze transportera miało zabierać spore ładunki, pojazd został jednak przystosowany do ewakuacji medycznej, dlatego na pokładzie znajdowały się wcześniej przygotowane cztery zabezpieczone na cza slotu łóżka medyczne o naprawdę dużych rozmiarach, aparatura diagnostyczna, krew do przetoczeń i podstawowy sprzęt medyczny i reanimacyjny. Dwoje z towarzyszących im funkcjonariuszy to paramedycy, czuwający nad ich stanem zdrowia, choć oczywiście w tym wypadku nikomu nic nie groziło a misja była transportem, nie ewakuacją rannych. Pozostali Arbites, usadzeni na niewielkich siedzeniach pod obiema ścianami lądownika, przy samej klapie, stanowiło niewielką eskortę. Na pokładzie znajdowały się mundury sędziów z syntetycznej, czarnej skóry, płaszcze balistyczne oraz hełmy, podobne do tych, które mieli przy sobie stróże prawa, zupełnie przesłaniające twarz. Ci ostatni oczywiście nie mieli ich na głowach, na spokojnie przespawszy większą część podróży, uprzejmie ale bez zainteresowania odpowiadając na próby nawiązania rozmowy. Najbardziej skorą do kontaktu osobą mogła być dowodząca oddziałem młoda kobieta w stopniu sierżanta, którą bardzo, bardzo przelotnie poznali gdy zabierano ich ze zbawiennego. Spięła miedziane włosy do ramion w kok, równocześnie kopnęła jednego z podkomendnych w łydkę by go dobudzić. Arbites zbierali sprzęt i sprawdzali zapięcia kamizelek, jakby spodziewali się iść do walki.

Po krótkiej chwili maszyna powoli zaczęła osiadać by bardzo miękko osiąść na lądowisku. Czwórka eskortujących ich ochroniarzy powoli, ale z zachowaniem czujności wyszła na lądowisko, z lufami skierowanymi w ziemię, ale bronią w ręku, nie na ramieniu. Po chwili także im dane było wyjść na świeże powietrze i delikatny wiatr, za które niewątpliwie odpowiedzialna była wysokość, na której się znajdowali. Roztaczał się stąd widok na pasmo zabudowań administracyjnych, siedziby najważniejszych rodów szlacheckich i instytucji, pozostałe lądowiska i otaczające sam górujący nad aglomeracją pałac.


Na lądowisku już czekało czterech żołnierzy Sił Obrony Planetarnej, najpewniej z jakiegoś honorowego pułku gubernatorskiego. Jak w przypadku większości sił zbrojnych w sąsiedstwie Sektora Cadiańskiego - a byli przecież w sąsiedztwie, w Sektorze Agripiina - na ich wyposażenie składał się standardowy pancerz z tworzywa flak, prosty mundur i karabin laserowy. W ich wypadku mundury były białe, a pancerze czarne, broń krótkokolbowa. Wyposażenie mieli rzeczowe i zadbane, pistolety, bagnety w szytych pochwach, bandoliery z wysokoenergetycznymi bateriami, mikrofony łącznościowe w hełmach.

Również broń mieli w ręku.

Podeszli spokojnie, ale napięcie mieli żołnierzami a Arbites było wyczuwalne w powietrzu. Żołnierze zatrzymali się może trzy metry od stróżów prawa.

- Chorąży Cassel. - przedstawił się jeden z mężczyzn, zdradzając rangę zgodną z oznaczeniem na hełmie i prawym naramienniku. - Kto dowodzi tę grupą?
- Ja. - odparła tylko sierżant grupy arbitratorów.
- Pani godność?
- Sierżant Manriel Ruinrauko.
- Pani sierżant, to strefa administracyjna. Stan wyjątkowy nie obejmuje Arbites. Mamy zabrać waszych rannych i okaleczonych do magosa, bez broni. W tym miejscu my stanowimy siły porządkowe...

Kobieta miała zamiar coś odpowiedzieć, protest wypisany miała na twarzy, ale pamiętając o hierarchii i randze osób, z którymi miała do czynienia, obejrzała się na samych zainteresowanych z pytaniem w oczach...
 
-2- jest offline  
Stary 19-06-2012, 22:57   #236
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Aleena Medalae, Borya Volodyjovic, Haajve Sorcane, Johnatan Trax
część 1

Widząc pytające spojrzenie kobiety Zbrojmistrz wzruszył ramionami.
- Poradzimy sobie, Manriel. - rzekł niegłośno.
Na cichym wewnętrznym voxie zaś dodał z rozbawieniem.
- ...nawet jeżeli jesteśmy tylko bandą kaleków.
Sorcane pomógł podtrzymać Boryę.
- Przydałoby się, Chorąży, aby w takim razie ktoś pomógł się nam przemieszczać skoro macie być naszą eskortą. - wskazał ruchem głowy Traxa.
Arbitrzy cofnęli się, sierżant skinęła głową i bezgłośnie wskazała pozostałym, by wrócili się do transportera, oddając broń.
- Ja też idę, chorąży. Nie kłopoczcie swoich ludzi. - dodała, podchodząc do Traxa i przerzucając sobie jego rękę przez ramię, by pomóc mu iść.
Podoficer SOB przez chwilę przyglądał się skonsternowany zaszłości, po czym przetarł kilkudniowy zarost i wzruszył ramionami.
- Wszystko jedno. Znacie procedury, ale chcę się upewnić, że pamiętacie. Najpierw idziemy do stróżówki sprawdzić, czy nie macie broni i zgodnie z normami kwarantanny, czy nikt nie złapał Zarazy. Jasne?
- Jako slunce - przytaknął Vostroyanin - Miejmy to już z głowy. Tęsknię za beztroskimi podskokami i wyciąganiem się, nebo zdolnością do vladnout laskarabinu.
Trax podparł się na ramieniu sierzant i pozwolił prowadzić się do stróżówki, mruknąwszy jakieś podziękowanie za pomoc.

Żołnierze tworząc niewielki kordon poprowadzili od lądowiska długim, monumentalnym tarasem “arbitratorów”, w absolutnym milczeniu. Wymieniali co chwila spojrzenia, choć może wyobraźnia podpowiadała, że znaczące.
Sierżant Manriel w pewnym momencie się potknęła prowadząc Traxa, przez co oboje zatoczyli się w stronę Sorcane’a podtrzymującego Boryę, wchodząc w drogę Aleenie. Żołnierze nerwowo i natychmiast odwrócili głowy, jeden odbezpieczył bron. Nikt jednak nie wycelował.
- Karmazynowy Jastrząb. Mówiliście, że wszyscy... - cicho syknęła kobieta, po czym wyprostowała się, pomagając również Johnatanowi stanąć stabilnie i wymamrotała jakieś przeprosiny za niezdarność.
Medyk spojrzał na kobietę zdziwiony, chociaż starał się maskować zaskoczenie, zerknął na resztę próbując dostrzec czy co zrozumieli coś więcej z tego pytania.
Borya tylko wzruszył ramionami i skinął głową by iść dalej.
Aleenę z zamyślenia wyrwało dopiero potknięcie się sierżant, jednak nawet jeżeli usłyszała cokolwiek, nie zareagowała w żaden szczególny sposób.
Chrząknięcie wydobyło się z ust Sorcane’a, kiedy zrobiło się zamieszanie. Poczekał, aż znowu będzie spokój i ruszą dalej. Karmazynowy Jastrząb? O co chodzi... to jakiś kod?

Wartownicy poprowadzili ich dalej, by im oczom ukazał się tłum postaci - żołnierzy podobnych im, pełniących warty, dworzan i świty wszelkiej maści szlachciców, oczekujących na olbrzymich balkonach i tarasach, aż ich władcy zakończą audiencję lub złożą jakąś petycję u gubernatora, wreszcie stosunkowo wielu techkapłanów uświęcało skrzętnie ukryte pośród wież, tak przed ostrzałem jak i wzrokiem, baterie przeciwlotnicze i liczne maszyny wojskowe. Przestrzeń powietrzna nad pałacem, teraz, gdy mogli ją swobodnie obserwować, była dość ruchliwa. Gdy dotarli jednym z łukowych pomostów do głównego, monumentalnego budynku, architektura jak i wystró wnętrza okazał się być pełny barokowego przepychu. Nie dla wszystkich było to zaskoczeniem...

Wewnętrznym korytarzem poprowadzono ich wyściełaną dywanami i oświetloną kandelabrami trasą do niewielkich, bocznych drzwiczek na końcu. Nie zgubili jeszcze trasy, musieli być gdzieś przy samej zewnętrznej ścianie. Wartownik wprowadził do niewielkiego cogitatora sekwencję, po której drzwi się same otworzyły ukazując im wręcz ascetyczne wobec reszty schody, z marmuru jak i ściany, nie oświetlone w żaden sposób poza świecami rozstawionymi pod ścianami. Korytarz jednak był dość wysoki i szeroki, by dwie rosłe osoby mogły iść obok siebie, nie stwarzał żadnego niebezpieczeństwa. Z dołu dobiegał ich monotonny, pełen pasji i nieco niepokojący zaśpiew kapłanów Mechanicus, jak zwykle wzbogacony o całkowicie nieludzkie dźwięki maszyn biorących udział w psalmie.

Wartownik zamknął za nimi drzwi i zeszli może sześć pięter schodami, które wkrótce okazały się spiralne. Byli w jednej z wieżyc pałacu, w dolnej kondygnacji. Wyszli do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowały się na oko adamantowe, acz cienkie drzwi odlane z symbolem Divisio Biologis i pokryte w każdym centymetrze jakimś binarnym szyfrem, który nie odpowiadał żadnemu ze znanych Sorcane’owi kodów i na oko nic nie znaczył. Przed drzwiami czekało dwóch Skitarii, egzotycznie wyglądające karabiny laserowe mieli oparte o ramię, spod czerwonych pół-habitów wystawały nogi nie w mundurze, ale jakiegoś rodzaju matowym pancerzu z dość ciemnego metalu. Twarze i oczy mieli ludzkie, i bacznie obserwujące przybywających.
- Rozbierać się. - zarzucił podchorąży - Wszyscy. - dodał po chwili do sierżant Manriel - Nikt nie będzie ryzykował, że któreś prześlizgnęło się przez kontrolę waszych zwierzchników z Plagą Niewiary. Oni muszą też być przy tym żeby potwierdzić. - skinął głową w stronę nieruchomych Skitarii.
- Z całym szacunkiem. Chcialbym protestovat. - skontrował Borya i spojrzał na Aleenę - Mate kobiety we svych szeregach. Nie będzie, chyba, problem podelit sje podle płci...
Wielkie ramię Sorcane’a zatrzymało dalszą wypowiedź wąsacza. Zbrojmistrz odezwał się spokojnym głosem.
- Myślę, że sami Skitarii wystarczą do oglądania naszych gołych zadków... podobnie jak... - tutaj wymownie spojrzał w kilka miejsc na ścianach - ...masa kamer i czujników jakie są tutaj zamontowane.. - tutaj nachylił się w stronę podchorążego i dodał cicho, ale tak aby wszyscy słyszeli. - No chyba, że czerpiecie jakąś... niezdrową satysfakcję z oglądania Arbites muszących się podporządkować waszym rozkazom... nie mówiąc już o oglądaniu ich okaleczonych ciał. - dodał prawie rozbawionym głosem.
Po tym wyprostował się, stanął w pozycji zasadniczej przodem do wszystkich, a tyłem do drzwi i schował ręce za siebie, tak aby żołnierze nie mogli widzieć jego dłoni, jednak by były na widoku Skitarii i wizjerów. Złożył dłonie w charakterystyczną zębatkę, jaką zwykle składa się do modlitwy. Z rękawa wysunął się nieznacznie jeden z jego przewodów i po kryjomu, przy pomocy zamontowanej w niej lampki zaczął nadawać binarnym kodem komunikat.
+Tu Tech-Kapłan Sorcane. Wraz z towarzyszami jesteśmy incognito. Pomóżcie nam oddalić PDF.+
- Poza tym mój przyjaciel dobrze zauważył. Według szczegółowych przepisów Lex Imperialis artykuł odnośnie kwarantann wraz z dodatkowymi adnotacjami odnośnie stanów wyjątkowych. - powiedział oficjalnym tonem z nutami rozbawienia, prężąc się na baczność dla podkreślenia efektu - Wszelkie rewizje lub kontrole muszą być dokonywane przez osoby tej samej płci, z wyłącznością sytuacji, kiedy jest to...
- Nie obchodzą mnie te regulacje, mamy stan wyjątkowy i kwarantannę wojskową. - zirytował się mężczyzna - Rozbieracie się, albo wracacie do lądownika, ani magos, ani my nie mamy na to czasu.
Skitarii czekali równie nieruchomo jak wcześniej. Być może niewidocznymi metodami przez komunikatory ukryte w ciele poinformowali już kogoś o zajściu, jeżeli tak, nie dali po sobie znać.
- To może chociaż będziecie mieli tyle uprzejmi, aby odsunąć się trochę? Może nie zauważyliście podchorąży, ale jest trochę ciasno... - odparł cierpko Zbrojmistrz - Przy waszych żelaznych nerwach machnięcie ręką przed waszymi oczami, może grozić ostrzegawczą serią w tył głowy.
- Proszę, już, krok w tył i stoimy pod ścianą. - chorąży był wciąż poirytowany, ale miał jeszcze w zanadrzu trochę cierpliwości. - Więc albo pokazujecie, czy nie macie śladów zarazy, albo natychmiast wracamy do waszego lądownika. Możecie to robić po jednym i wierz mi, arbitrze, dla mnie oglądanie ciebie obnażonego to jeszcze większy ból.
- Och... my po prostu nie chcemy was zawstydzać... - odparł Zbrojmistrz.
W duchu krzywił się, że robi z siebie błazna, ale po pierwsze, przecież lubił czasem podowcipkować, po drugie, dzięki temu może ocali ich przykrywkę.
Postanowił jednak spróbować na wszelki wypadek jeszcze jednej metody. Sięgnął świadomością do Duchów Maszyny zamieszkujących jego ciało. Dokładniej do wokodera zamontowanego pomiędzy obojczykami. Wyrecytował i binarnym przekazem infradźwiękowym nadał do Skitarii i miał też nadzieję, że dotrze to do Magosa... jakkolwiek.
+Jestem Haajve Sorcane, Tech-Brat z Zakonu Kruczej Gwardii. PDF nie może odkryć naszej przykrywki. Pomóżcie ich oddalić.+
Trax sam nie nosząc na sobie żadnych szczególnych znaków rozpoznawczych nie musiał obawiać się kontroli, był jednak zdany na sierżant, bez której nie bardzo mógł się przemieszczać. Spojrzał na resztę i sam dodał - Myślę, że odrobina prywatności dla kobiety nie będzie stanowić wielkiego zagrożenia. - Sam postanowił nie oponować i poddać się wszelkim środkom ostrożności.
Dwóch wartowników przerzuciło karabiny na plecy, poprawiając je pasami i podeszło do Traxa, pomóc mu się rozebrać i go obejrzeć. Sierżant Manriel przede wszystkim pomogła medykowi stać, co też było niełatwe. Widać, że żołnierze traktują to raczej jako przykry obowiązek, i gdy medyk został obnażony, zdawał sobie jednak sprawę z konieczności lekarskiej. Dwaj żołnierze obejrzeli go uważnie od przodu i od tyłu, pozwalając, by stanął tyłem do większości zgromadzonych.
- Zdrowy. - zadecydował jeden i powiedział do Manriel - Ubierz go.
- Znowu...? - zapytała ściszonym głosem, po czym pozwalając Traxowi oprzeć się o ścianę, pomogła mu z szybkim założeniem odzieży by nie nadszarpnąć bardziej jego godności opieszałością.
Chorąży skinął głową w stronę Sorcane’a, ku któremu podszedł jeden wartownik - nie trzeba mu było pomagać ze względu na brak nogi, drugi żołnierz podszedł do Aleeny, czekając. Sam chorąży, jakby nie spodziewając się dalszych kłopotów stanął przed Boryą, by przyspieszyć proces.
Cholera, pomyślał Haajve, albo Magos wkroczy w decydującym momencie i walnie jaką gadkę, która uspokoi żołnierzy albo wypierze im mózg... albo będzie trzeba udawać że mój wygląd to nic niezwykłego i że to oni są jacyś nienormalnie, gapiąc się na mnie jakby mi wyrosła druga głowa.
Zbrojmistrz zaczął się rozbierać. Najpierw ciężki płaszcz, a potem pancerz i na koniec mundur. Podczas całego procesu zachowywał się jakby nigdy nic.
Aleena początkowo jedynie się przysłuchiwała nieudanym próbom swoich towarzyszy na uniknięcie kontroli. Przeklęła w myślach widząc, że Haajve jednak postanawia pójść za rozkazem. Ukazanie jego jak i jej byłoby katastrofą, której trzeba było spróbować jeszcze zapobiec. Widząc brak dodatkowych reakcji ze strony reszty sama postanowiła się odezwać... na dobre czy na złe.
- Ze względu na nasz stan byliśmy pod opieką medyków, którzy mając nas pod obserwacją przez jakiś czas kategorycznie wykluczyli możliwość zarażenia się Plagą.
- Rozumiem, pani, ale rozkazy to rozkazy... - wzruszył ramionami żołnierz stojący naprzeciwko Aleeny - Jest stan wyjątkowy. Każdy ma własne procedury.
- Jednak w tym wypadku zabierany jest czas Magosowi, wam i nam, którzy chcemy jak najszybciej powrócić do sprawności i móc kontynuować służbę. Procedura, o której mowa została już przeprowadzona wcześniej, dokładnie oraz dłużej. - odparła - Potwierdzanie potwierdzonego, na co nie ma konieczności przy obserwacjach, jakim zostaliśmy już poddani.
Żołnierz stał przez chwilę, gapiąc się na kobietę skonsternowany. Stojący obok Boryi chorąży wtrącił się.
- Dyskusje marnują czas magosowi. Jeżeli nie chcesz, twoja wola. Pójdą ci, którzy się pokażą. Cały dowód to twoje słowo, a jakoś dopiero teraz sobie przypomniałaś, że was już badano.
Aleena zacisnęła zęby zirytowana.
- Moje słowo? Czy ranni, szczególnie tacy, którzy potrzebują pomocy Magosa pozostaliby bez opieki i obserwacji medyków? Dopiero teraz sobie przypomniałam? Nie sądziłam, że w tej kwestii mogą być jakiekolwiek problemy, skoro zostaliśmy już przebadani, jako ranni i okaleczeni, nie mogący obyć się bez pomocy medycznej.
Mężczyzna podszedł szybkim krokiem do Aleeny, gdy siostra jeszcze mówiła. Stanął niemal twarzą w twarz, niepomny na hełm, niemal nachylając się nad nią i odpowiedział bardzo spokojnie.
- Rozbierasz się... albo wracasz.
Aleena warknęła nie kryjąc już irytacji. Przez chwilę mierzyła wzrokiem mężczyznę niepomna na różnicę wzrostu, ale w końcu postanowiła spasować. Trzeba było dostać się do środka...
Pokręciła głową, ale zaczęła zdejmować hełm, w którym przez całą drogę czuła się pewniej. Oczom obecnych ukazała się czarnowłosa kobieta o niezbyt długich włosach z opatrunkiem na lewym policzku, a dla tych co wiedzieli, z opatrunkiem zakrywającym tatuaż Sororitas. Zmrużyła oczy taksując mężczyznę zimnym spojrzeniem. W żołądku czuła uścisk obrzydzenia, kiedy myślała o obnażeniu ciała przez innymi... W duchu powtarzała sobie, że to wszystko jest konieczne, a ona nie może zachowywać się w sposób przystający Siostrom... i chyba to było najgorsze.
Ze złością zdjęła płaszcz i mundur, po czym ustawiając się tak, aby zapewnić sobie chociaż minimum komfortu rozebrała się, czego nie zrobiłaby jako Sororitas, po czym spojrzała na rozkazującego jej mężczyznę.
- Zadowolony? - fuknęła.
- Jeszcze opatrunek. Akurat masz czas, skoro pozostali...
- Chorąży, przejmę te obowiązki. - dobiegł wszystkich zniekształcony, mechaniczny ton głosu. Choć litania wciąż trwała, odezwał się jeden ze Skitarii. - Magos oddelegował jednego ze swych uczniów. To nie będzie konieczne.
- To regulacje odgórne, mam obowiązek... - zaczął chorąży, ale adamantowe wrota się w tej chwili otworzyły. Ze środka wyszła spokojnie niewysoka osoba w czerwonym habicie mechanicus, z maską gazową na twarzy, spod której wystawały widoczne implanty twarzy, szyi, niknące dopiero w habicie. Kaptur miała odrzucony do tyłu, głowę łyso ogoloną. Nawet płeć byłaby trudna do ustalenia.
- Chorąży, czy to pacjenci? - podobny, jeżeli nie identyczny głos został skierowany do żołnierza. Kapłan, nie patrząc nawet na Aleenę dodał po chwili: - Odziej się, dziecko.
Aleena bez słowa zaczęła się ubierać, starając się nie myśleć o nadszarpniętej godności. Poczuła się o niebo lepiej, kiedy była już całkowicie odziana, zupełnie jakby samo ubranie dawało jej ochronę, której potrzebowała. Jak i przy rozebraniu, jak i przy odzianiu się, pomagał jej chorąży, któremu najchętniej dałaby w tym momencie w zęby... Powstrzymała się jednak dzięki własnemu opanowaniu, jak i poczuciu, że możliwe problemy nie są tego warte. Zerknęła tylko na niego lodowato powracając podchodząc bliżej towarzyszy... chociaż wolała nie krzyżować z nimi wzroku, więc patrzyła na kapłana.
Nie dało się zaprzeczyć, że wymiana zdań była ciekawa. Haajve zdjął tylko płaszcz i przytrzymał go, przyglądając się znad ramienia żołnierza dyskusji. Kiedy Aleena zaczęła się rozbierać odwrócił wzrok. Wystarczy, że żołnierze będą się na nią gapić. Wlepił spojrzenie w Traxa... cięcie słowem to jedno, ale czyny to drugie. Wcześniej szydząc z medyków chciał im tylko utrzeć nosa. Dopiero teraz przyszło mu do głowy jak musi się czuć Siostra...
Pojawienie się jednak tech-kapłana uspokoiło nerwy Zbrojmistrza, który wykorzystał zamieszanie, aby zaprzestać dalszej rozbiórki. Aleena kupiła im czas niezbędny, aby Magos zareagował. Uśmiechnął się lekko i obserwował dalszy rozwój wydarzeń.
- Eee... tak, apostole. - dopiero po chwili chorąży oderwał wzrok od aleeny i spojrzał prosto na kapłana. - Sprawdziliśmy kobietę i kuternogę, pozostałych w takim razie zostawiam wam. Raczej sprawiają problemy.
- Poradzimy sobie. Jesteśmy uzdrowicielami, a nikt nie zasługuje na uzdrowienie bardziej, niż obrońcy domeny Imperatora. Pamiętajcie o tym.
Żołnierze zasalutowali i ruszyli do wyjścia. Techkapłan usunął się na bok, gestem zapraszając okaleczonych do kaplicy Wszechsjasza.
Potrzeba było dużej siły woli, aby Zbrojmistrz nie odetchnął z ulgą. Udało się. Wkraczają na bezpieczny teren... teren Boga Maszyny. Przerzucił sobie płaszcz przez ramię i podszedł do Boryi, aby pomóc mu przejść przez drzwi. Przepuścił jednak pozostałych okaleczonych przodem.
Aleena ruszyła do kaplicy Wszechsjasza rada, że to wszystko się zakończyło. Wolała nie przeżywać podobnej sytuacji ponownie...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 20-06-2012, 20:14   #237
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Aleena Medalae, Borya Volodyjovic, Haajve Sorcane, Johnatan Trax
część 2

Pieśń wypełniła wąski i dość niski korytarz wykonany z marmuru, jak większość architektury pałacu. Na jego końcu widzieli schody, prowadzące dalej spiralnie w górę, wokół samej wieżycy i do wyższych kondygnacji, pozwalając tam dotrzeć tylko z samej kaplicy Mechanicus. Trzy szeregi drzwi po obu stronach oznaczone były świętymi symbolami i techlingua oznaczone zgodnie z ich przeznaczeniem. Ich przewodnik bez słowa zbliżył się do wrót drugich, po stronie prawej. Cogitator zaświergotał potwierdzając przesłany infradźwiękowo kod i ujrzeli wewnętrzne - dość schludne pomieszczenie z czterema piętrowymi łóżkami, stojakiem, stołem, ośmioma krzesłami (z czego połowa pod ścianami). Ewidentnie była to kwatera dla tymczasowych pacjentów. Poza pochodniami elektrycznymi oświetlany był przez jedyne najpewniej w kaplicy okno.
- Magos będzie nadzorował operację... - zaczął techkapłan - Głównymi kwestiami niemerytorycznymi zajmiemy się my, jego uczniowie. Uświęcony W Maszynie nakazał, bym zapytał każde z was, na osobności i w szczerości, czego trzeba dokonać. Pierwej chciałbym usłyszeć to od was - powiedział do Aleeny i Traxa - Wy zaś powiecie, gdy szukać u was będę śladów Zarazy.
- Ja tylko towarzyszę, kapłanie. - szybko sprostowała Manriel. Twarz miała obojętną, ale po oczach widać było, że w wyobraźni wciąż znęca się nad chorążym w jakimś ciemnym zaułku.


Adept pokazał gestem, by każdy zajął miejsce wewnątrz, wstrzymując ruchem dłoni jedynie Traxa. Pozostali na zewnątrz, w korytarzu, a kapłan zamknął drzwi. Wysłuchał słów medyka, pomagając mu ustać w miejscu. Cierpliwie zniósł krótkie wahanie Johnatana, po czym otworzył drzwi i poprosił go, by rozgościł się z pomocą jednego z pozostałych mężczyzn. Podobnie uczynił w przypadku Aleeny, słuchając wszystkiego i udzielając pewnych wyjaśnień, odnośnie jej ręki i dawnego stanu kończyny...
Poprosił kobietę o wejście do środka, by zapytać.
- Który z was teraz?
- To niechżem będę ja - zgłosił się Borya. Z trudem przekuśtykał sam ten kawałek który musiał sam.
Techkapłan bez zażenowania pomógł Boryi się rozebrać, uważnie oglądając, chciałoby się rzecz - skanując - każdy punkt jego ciała. W pewnym momencie poprosił go, by usunął się obok drzwi, a sam zapukał, wyłącznie dla ostrzeżenia zanim wejdzie.
Spojrzał na zebraną trójkę.
- Wasz towarzysz... jest zakażony.
- Przypadek możliwy do wyleczenia? - spytał cicho Zbrojmistrz
Medyk spojrzał na Boryę ale jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Żaden przypadek nie został wyleczony, dlatego zaraza zbiera tak wielkie żniwo. To kwestia... czasu.
Trax jedynie skinął głową. Nie było sensu dyskutować, w kwestii zarazy której tak panicznie boją się władze i ludzie nie było innego wyboru niż zdać się na sprawdzone procedury zapobiegawcze.
- Job wszystek mać - zaklął tylko Borya - Privni. Znamena to tedy, że magos nevyleciy mi kręgoslupa? Po drugie. Ile?
- Nie obawiaj się, lecz waż słowa w tym świętym miejscu. - ostrzegł Boryę kapłan, odwracając się do niego - Zaraza dotknęła i rozprzestrzenia się w miejscu urazu. Magos usunie cały fragment kręgosłupa i stworzy nowe unerwienie... jednakoż to doraźna pomoc, która tylko spowolni postęp. Nie umiem stwierdzić, ile potrwa transformacja.
- Prosim o wybaczenie. Jsem imperialni gwardista. Pravdopodobne i tak nie dożyję tego momentu.
- Jak bardzo jest to zaraźliwe? - Zapytał z obrzydzeniem Johnathan. Nie był specjalistą w chorobach związanych z plugastwem takim jak to. Wolał wiedzieć w jakim stopniu narażał ich Ruka, a na pewno chciał unikać jakiegokolwiek kontaktu z nim. - Przebywaliśmy w kontakcie z zakażonym przez jakiś czas w zależności od tego kiedy zachorował. A na pewno nie chcę przebywać z nim w jednej sali operacyjnej. Jestem żołnierzem, wiem doskonale, że w takich wypadkach, nie warto ryzykować nawet w najmniejszym stopniu.
- A wy myslite, że pokud było by zagrożenie to magos dał by mi tu siedzieć? - zapytał Ruka kręcąc głową i przewracając oczami. - Dupa wołowa, ne vojak. Pokud byś nim był, byś nie musiał zadawać głupich pytań i zdał się na rozsudku moudrejsich od siebie...
- Nazwa Plagi Niewiary nie wzięła się znikąd... - zapowiedział adept - Sororitas Hospitaller i Officio Medicae robi wszystko, od tygodni, by ustalić sposób rozprzestrzeniania się zarazy, bez skutku. Kwarantanna spowolniła jej rozwój, jednak nie jest to naturalna choroba. Nie zabija... I nie tylko. Zastanawia mnie tylko, jak możliwym jest zachorowanie, skoro przybyliście spoza planety... - tutaj skierował wzrok na Sorcane’a.
- Jest więc tylko jedna możliwość jaka mi przychodzi na myśl przy nienaturalnych chorobach, których specyfika jest nie do określenia. - powiedział Zbrojmistrz.
Chwycił za swój hełm i ściągnął go. Jego kredowo biała twarz miała wyraz śmiertelnej powagi. Spojrzał po towarzyszach swoim okiem.
- Choroba... nie może być skutkiem modyfikacji czegokolwiek... inaczej już zostałoby coś ustalone. W takim razie jej pochodzenie jest nadnaturalne... a to oznacza... - nie dokończył.
- Że to je bardziej robota pro inkvizyce, nez lakaru- zrobił to Borya
- Niezbyt precyzyjnie, ale trafnie. - odrzekł Kruk
- Tak czy owak, nie nam ją vylecit. My jeno narzędzia, aktualnie na prezkoumani... znaczy na przeglądzie. Dajmy mistrzowi pracować, byśmy pozbyli się przerdzewiałych części i rychle wrócili do slużby w dłoniach Imperatora. Ot co.
Johnathan nie skomentował tego, tylko obrzucił Rukę oburzonym spojrzeniem. Na pewno nie zamierzał przebywać w pobliżu zakażonego bez pewności, że sam nie zostanie zarażony. Wątpił też czy reszta grupy podziela entuzjazm Vostoryanina.
- W każdym wypadku zostaniesz oddzielony od reszty, właśnie dlatego, że nie wiemy jak choroba się rozprzestrzenia. - wyjaśnił adept, po czym gestem ręki ofiarował pomoc w doprowadzeniu Boryi do łóżka - Co do was, mistrzu Sorcane, jesteście z Astartes, a to w oczywisty sposób komplikuje procedurę, widzę też że nie jesteście okaleczeni w widoczny sposób poza okiem. Wysłucham was, również na osobności, ale będziecie musieli wcześniej zostać wprowadzeni w narkozę, ponieważ mistrz ustalić musi, jakie środki podziałają na wasz organizm, traktujący każdą substancję, łącznie z uzdrawiającymi, jak toksynę. Oczywiście, pozostała dwójka waszych towarzyszy bęzie nad wami czuwać, póki nie nadejdzie kolej ich operacji.
Aleena przyglądała się zachowaniu Ruki. Borya zdawał się podchodzić do całej sprawy nader spokojnie, o ile nie były to jedynie pozory. Osobliwe było tajenie "dolegliwości" przez niego, skoro tak bardzo chciał się wyleczyć, chyba że nad stan duszy przedkładał pewność własnego bezpieczeństwa...
Kiwnięciem głowy Sorcane zgodził się z techkapłanem.
- W porządku... - potwierdził krótko.
- Chciałbym zadać jeszcze tylko jedno pytanie, odpowiedź przekazać muszę magosowi... Kim jesteście? - adept splótł ręce za plecami, mierząc wzrokiem grupę zebranych.
- Proszę o wybaczenie - Ruka pochylił głowę przechodząc na czysty gotyk - ale mimo braku wyraźnych rozkazów, to jednak oczywistym jest, że dowódca zabroniłby nam o tym mówić. Musi wystarczyć, że jesteśmy sługami Imperatora potrzebującymi pomocy w dojściu do siebie, po starciu z wrogiem Imperium.
- Jeśli życzycie sobie, abym to właśnie przekazał magosowi, stanie się wola wasza. - skłonił się adept, układając dłonie na piersi w znak Aquili. - Jeżeli zadaliście już wszystkie pytania, oddalę się by przygotować operację. Bądźcie gotowi na wezwanie.
Aleena w pewnym momencie spojrzała na adepta jakby przypominając coś sobie, po czym nachyliła się do niego i wyszeptała kilka słów.
Adept odpowiedział coś tylko ściszonym głosem i wskazał siostrze, by podążała za nim. Skinął głową mężczyznom i wyszedł na korytarz, zamykając drzwi za siostrą.
- Tak teżko dziś o zaufanie, nawet pomiędzy sluzebniki jednoho pana... - skomentował Borya, jakby od niechcenia
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 20-06-2012 o 20:18.
Zell jest offline  
Stary 20-06-2012, 20:53   #238
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
- Sędzio? Czy rozumiecie moje słowa wyraźnie? Czy połączenie astropatyczne jest zakłócone? - po chwili pauzy zapytał Ambrossian, z własnym głosem spokojnym, kobiecym wyrażającym konsternację kontadmirała.
Gregor potrząsnął głową.
- Przepraszam, zamyśliłem się na moment. Z tej strony mówi Malrathor. Dziękuję za szybki kontakt, sir. Chciał pan ze mną rozmawiać?
- W rzeczy samej, i nie tylko z wami. Ufam, że paladyn Domitianus oraz kapitan Blint są również na miejscu? Dokonaliśmy kilku odkryć, mamy też pierwsze postępy militarne. Kapitan Manlaure po rozmowie z wami zajął się... dokładniejszym przesłuchiwaniem jakiegoś oficera Fidelis Libertum, który po przechwyceniu “Zbawiennego” został zabrany na jego okręt. Zanim do tego przejdziemy, chciałbym wiedzieć, jak postępują poszukiwania.
- Owszem są obecni. Co do poszukiwań. - skrzywił się - Dopiero zaczęliśmy. W wyniku zestrzelenia okrętu pojawiły się pewne opóźnienia, ale obecnie mamy parę tropów i punktów zaczepienia. Na razie niech mi pan powie co pan dla mnie ma. Zobaczymy. Informacja to klucz do zwycięstwa. Następnie będę miał parę pytań.
- Na szybko, nasze siły wylądowały na Congruentiorze, szykujemy się także do inwazji na ósmy świat systemu. Przegoniliśmy i uszkodziliśmy wszystkie trzy pozostałe okręty wroga w systemie, nie licząc oczywiście tego kto zestrzelił Łzawiciela. Jeźdźcy Burzy nawet w tej chwili uczestniczą w akcji pościgowej, wespół z Gallipolim.
- Z innych wieści, okazuje się, że Fidelis Libertum korzystają z własnego godła czy symbolu, choć krótka rozmowa z niejakim generałem Childanem Constantinem i szybkie zbadanie Zbawiennego nie wskazywały na to. Zebrałem grupę, która ma ustalić co to za symbol. Na moje oko to zaćmienie gwiazdy, ale nie jestem pewien. - na te słowa generał chrząknął cicho, jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę, ale nie odezwał się i nie zdradził, że tu jest.
- Mamy też nazwę krążownika Władców Nocy. Nazywa się Furiacor. Ten okręt został całkowicie zniszczony przynajmniej kilkakrotnie. Nie znamy kapitana ani załogi, pamięta czasy Wielkiej Krucjaty. Prawdopodobnie cały ten czas ma jednego dowódcę, i to bardzo zdolnego. Raportujcie jakiekolwiek podejrzenie wszystkiego co jest związane z tym okrętem, będziemy potrzebowali zdolnej zasadzki by go odesłać do piekieł raz na zawsze.
- Wreszcie, dokonałem relokacji naszych pułków. Oddałem kapitanowi Vandermondeo Wyznawcę i sam objąłem dowodzenie Zbawiciela, mam u siebie pułk Elizjan, Harakonów i dowodzony przez Ryze’a pułk szturmowy, ponad dwadzieścia tysięcy najlepszych żołnierzy desantu sektora Agripiina. Jeżeli będziecie ich potrzebować, mogą w ciągu dwudziestu minut znaleźć się w dowolnym punkcie planety. Co do załogi okrętu, ściągamy wszystkich ze stacji orbitalnej Koryntu.
- Patricia Koln nie żyje. Uratowali z próżni garstkę szturmowców, którzy uciekli z mostka Quare który szturmowali Władcy Nocy oraz czarnoksiężnik odpowiadający opisowi Stratega, który przytoczyliście lordzie komisarzu. Odpierali konwencjonalny atak, ale gdy ów znalazł się tuż za inkwizytor, pułkownik Yrth podjął decyzję odstrzelenia iluminatorów mostka, licząc na wyssanie w próżnię jak największej liczby wrogów. Sami szturmowcy byli przyczepieni do ścian i zdołali po prostu uciec na zewnątrz, przechwyciwszy inkwizytor Koln. Niestety, choć miała na sobie skafander próżniowy, nie miała jeszcze maski tlenowej. Brak ciśnienia zabił ją równie pewnie, jak strzał z boltera. Według Yrtha wróg do czasu jego ewakuacji, gdy dotarli na zewnątrz powłoki okrętu do kapsuł ratunkowych, wciąż nie zdobył całego okrętu ani nie odnalazł pozostałej dwójki inkwizytorów, z którymi miał połączenie radiowe.
- Słucham waszych pytań, panowie. - monotonnie recytowały dwa głosy.
- Jest parę rzeczy które potrzebuję wiedzieć. Zaczynając od najważniejszej. Potrzebuję jakiejś formy kontaktu z agentami wywiadu na powierzchni tej planety. Miał nam to zapewnić informator z inkwizycji, ale zaginął. Jego obecny status jest nieznany. Nawiasem mówiąc, czy znamy status pozostałych inkwizytorów? Obawiam się że nie zostałem poinformowany w tej kwestii.
Odpowiedzią przez dłuższą chwilę było milczenie.

- Nawiasem mówiąc, Dostałem wysłaną przez astropata wiadomość od Geo Mantamalesa na moment, zanim Quaere został przejęty przez wroga. Zastanawiam się jednak, czy to nie jest fałszywa wiadomość. Rodzi wiele pytań. Mogę ją wam przekazać, ale nie odpowiadam za to, ile pytań bez odpowiedzi zacznie zakłócać wasze zadanie. Nie mamy żadnych wieści o inkwizytor Coirue... najpewniej jest wciąż gdzieś na czarnym okręcie, pytaniem pozostaje czy w rękach wroga. Ze względów strategicznych muszę to właśnie założyć.

Gregor zastanowił się przez chwilę.
- Możecie przekazać mi tę wiadomość. Jest możliwość że zawiera ona prawdę. Albo półprawdę. Każdy fragment informacji się liczy. Jeśli będzie pasować w którymś momencie do reszty, może nam udostępnić jakieś nowe dane. Może być też podstępem ze strony przeciwnika, ale lepiej znać informacje niż nie znać. Możliwość fałszywych informacji zawsze istnieje, i biorąc pod uwagę naszego przeciwnika, sądzę że nie zdołamy jej wyeliminować.
- “Trzymajcie jednostki w pogotowiu, Coirue w odpowiednim momencie przekaże pozycję Quaere. Bądźcie gotowi do natychmiastowej kontry. Nie pozwólcie Kruczej Gwardii na szturm. Wycofajcie wszystkie jednostki z Koryntu. Zabijcie gubernatora i pochwyćcie główne dowództwo Arbites. Autoryzuję exterminatus Sybil i Primus. Wykonać. Zakazuję interweniowania w sytuację Koryntu. Geo Mantamales, desygnata 33-Tercius Quatro Gehen Lapius.” - przerwy między zdaniami wyraźnie wskazywały że kontradmirał odczytywał wiadomość, wcześniej zapisaną dla zapamiętania jej dokładności - To wszystko... - odparł na poły żartobliwie, jak gdyby nigdy nic.

Childan z oczyma zamglonymi lho-skrętami przekrzywił głowę, jakby się przesłyszał. Jeżeli wiadomość wywarła jakiekolwiek wrażenie na Arcturusie, natychmiast ukrył to swoim wyrazem wiecznej obojętności.

Gregor milczał przez moment w kompletnym niedowierzaniu.
- Aha. - znów milczał parę sekund - Z całym szacunkiem dla mandatu inkwizytorskiego, to wygląda na brednie idioty. Co mamy zrobić? Pomijając fakt że już złamaliśmy te rozkazy, oraz fakt że, o ile nie myli mnie pamięć, Czarny Okręt jest jedynym statkiem zdolnym dokonać exterminatusa w tym systemie..,
- Niezupełnie. - wtrącił Ambrossian-kontradmirał - Praeco Mortis jest okrętem Astartes. Jedynym po naszej stronie zdolnym dokonać Exterminatusa, odkąd strącono Łzawiciela... Co rodzi kolejne podejrzenia. Wróg nie użył Czarnego Okrętu do zagrożenia ani Sybil, ani Primus, tylko Ultima. Co do bredni idioty, Mantamales nigdy nie był zbyt wylewny w kwestii wyjaśnień. Raczej też wróg wolałby przygotować coś wiarygodniejszego. Dlatego błądzimy niemal po omacku. Nie śmiem nawet wnikać, o co może chodzić z gubernatorem Koryntu.
- To nie ma sensu. Pomijając wszystko inne. Mamy dokonać zniszczenia dwóch planet. Jedyną jednostką która może tego dokonać jest Praeco Mortis. Jednocześnie mamy zabić gubernatora planetarnego, pojmać dowództwo Adeptus Arbites, odbić Czarny Okręt bez pomocy Kruczej Gwardii, a wszystko to jednocześnie nie interweniując w sytuację Koryntu!? Czemu po prostu nie przeprowadzić exterminatusa całego systemu skoro już przy tym jesteśmy!? - Gregor odetchnął głęboko i uspokoił się odrobinę. - Moja lojalność nie podlega dyskusji, ale jeśli inkwizytor chce żebyśmy wykonali takie rozkazy, bez żadnego wyjaśnienia, ani nawet potwierdzenia że to on je wydał, proponuję je po prostu zignorować. Pomijając fakt że są one sprzeczne. Jak dokładnie mamy jednocześnie zabić gubernatora, i pozbawić Arbites dowództwa oraz nie interweniować w sytuację Koryntu?
- Nie wiem. Interpretuję to tak, że wpierw jedno, potem drugie lordzie komisarzu. Desygnata Mantamalesa się zgadza... więc albo to naprawdę on, albo go dostali.
- Zostawmy to na razie. O ile Mantamales nie jest omnipotentnym geniuszem, nie ma możliwości by zdołał znaleźć powody na wykonania tych wszystkich rozkazów znajdując się na pokładzie okrętu pod atakiem wroga. Wracając do moich innych pytań?
- Wybaczcie, lordzie komisarzu, to moja wina. Ostatnio bywam paranoiczny. Po prostu boję się, co jeżeli te rozkazy są słuszne. - nastąpiła pauza długości westchnięcia - Jeżeli chodzi o kontakt, sprawa dość złożona. To znaczy, nie wiem, o jakim informatorze mówicie. Spośród agentury na planecie, jeżeli skontaktujecie się z głową wywiadu Imperialnego na planecie, będziecie mieli dostęp do każdej osoby z osobna i możliwość skrytego transportu. Widzę również, że porozumieliście się z Arbites, oni także przekażą wam różne możliwości i informacje. Jeżeli chodzi o same kontakty, wszystko tak naprawdę zależy od tego, z kim warto rozmawiać. Jeżeli Helena Gauius nie żyje lub nie jesteście w stanie przekazać jej zapytania, będziecie musieli próbować porozumieć się z rządcą Płaskowyżu o nazwisku Oscian Pontiac. Nie należy do szlachty, ani Adeptus Terra, a jednak pełni jedno z najwyższych stanowisk na tej planecie i podlega wyłącznie gubernatorowi... i wywiadowi Imperialnemu właśnie. Nie jest jednak bezpośrednim członkiem i będzie miał nieco mniej informacji, do niego jednak nietrudno zgłosić się otwarcie bez wzbudzania podejrzeń czy mieszania się w sprawy szlachty.
- Człowiek w habicie, ten który odebrał mnie z powierzchni Ultimy. To jego miałem na myśli mówiąc o informatorze. Czy Helena Gauius jest być może krewną niejakiej Kie Gauius? Pytam, bo ta ostania poprosiła o spotkanie ze mną. Czy ta osoba była dopuszczona do tajnych informacji?
- Jeżeli się nie mylę, Helena Gauius jest matką Kie. Nie znam szczegółów.
- Według moich informacji matką Kie jest Felicia Gauius. Mogą być siostrami. To w tej chwili nie jest ważne. Wie o nas. Umówiłem już spotkanie. Spróbuję się przez nią dostać do Heleny. Hmm. - Gregor zamyślił się. - Panowie - odwrócił się do Blinta i Ardora - jeśli macie jakieś pytania to teraz jest na nie pora. Ja muszę się zastanowić nad paroma sprawami. Wy kontynuujcie rozmowę, wrócę do was za parę minut.
- Przepraszam ponownie, lordzie Malrathor. Sprawdzę czy to nie pomyłka. Nie dany mi był odpoczynek odkąd tu przybyliśmy. - kolejna przerwa, nieco dłuższa, być może na łyk... czegoś - Nie czuję się najlepiej, a otrzymałem depeszę astropatyczną od Wysokiego Dowództwa Cadiańskiego. Po prostu... pospieszcie się.
Po usłyszeniu tego komisarz podniósł na moment głowę.
- Coś się dzieje? Czego chciało Wysokie Dowódctwo Cadiańskie?
- Wysłano Admirała Quarrena wespół z odziałem uderzeniowym Floty Bojowej Cadia do znalezienia i zniszczenia Szpona Plagi, który widziano w pobliżu światów na skraju sektora Agripiina i potem sektora Cadia. Wpadli w zasadzkę, w której zidentyfikowano pancernik Terminus Est. Tylko szybka decyzja Quarrena pozwoliła im się wycofać, inaczej całe zgrupowanie, osiem krążowników, zostałoby anihilowane przez większe siły wroga. Ukryli się w Mgławicy Pyłowej Frerenax. Wysokie Dowództwo rozesłało wiadomość do wszystkich członków admiralicji Segmentum Obscuras... - pauza. Tym razem w oczywisty sposób do namysłu, jak ująć rzecz w słowa - Biorąc pod uwagę czas przesyłu, ma ona ponad tydzień, najpewniej do dziesięciu dni.
Komisarz milczał przez moment
- Coś się dzieje. Tak potężne zgrupowanie... - zawahał się przez moment. - Czy kapitan Manlaure mówił o moich podejrzeniach dotyczących dwóch czarnoksiężników.
- Mówił o nich, ale nie wiem nic o podejrzeniach. W każdym razie potężna Flota Zarazy znajduje się gdzieś na skraju Sektora Cadiańskiego, a może i Agripiina... według raportu Quarrena, nie są w stanie zagrozić żadnej z flót sektora, ale nie w tym leży zagrożenie.
- Dwóch niewiarygodnie potężnych czarnoksiężników, służących zwalczającym się bogom chaosu. Współpracujących ze sobą, bez żadnych problemów. Ilu znamy dowódców chaosu dostatecznie potężnych by dokonać czegoś takiego? Czuję w tym rękę Abbadona. Mam coraz bardziej złe przeczucia co do tej całej sytuacji.
- Najtragiczniejszym jest, jak mało wiemy. Nie wiemy też, jaką rolę w tym odgrywa wasz cel, ale nie wierzę w przypadek, Ci czarnoksiężnicy pojawili się tutaj nie bez przyczyny. Podobnie Fidelis Libertum... Zniszczyli wpierw okręt Mrocznych Aniołów, szczęśliwie ich kompania wciąż była i najpewniej jest na Congruentiorze. A potem nieomal zabili głównego dowódcę w sektorze, mianowanego po wykończeniu pozostałych generałów. Nie wiemy, jak daleko sięgają te zależności, ani do czego prowadzą. No i wreszcie, szybki krążownik klasy Ubój z czasów Wielkiej Krucjaty...

Ardor uśmiechnął się lekko po czym odpowiedział szeptem na pytanie sędziego.
-W tym worku była głowa.- Następnie zaś zwrócił się do kontradmirała.- Wybaczcie Kontradmirale, ale moje pytanie nie będzie dotyczyć aktualnej sytuacji. Chciałbym dowiedzieć się czy mistrz Mordrak został powiadomiony o śmierci kompanii.
- Ja... paladynie, po prostu... - chwila milczenia oddawała konsternację i frustrację kontradmirała. Nawet poprzez cudze głosy i dystans kilkudziesięciu, jeśli nie kilkuset kilometrów wyczuwało się jego zmęczenie i rozdrażnienie - Zajmę się tym niezwłocznie po tej rozmowie.
-Oczywiście rozumiem, działania wojenne zabierają wiele czasu.
- Głowa...? - wyszeptał lekko zszokowany generał Constantin, po czym w lekkim ogłupieniu dodał: - W worku?
Paladyn popatrzył na generała.
-Owszem generale. Wysłannik inkwizycji, człowiek w habicie, o którym wspominał Lord Komisarz, dał mi ją, powiedział też, żebym na nią uważał i jej nie zgubił. Sam nie jestem pewien po cóż mi ona, ale już nie jeden raz rozkazy inkwizycji stawały się dla mnie jasne dopiero po pewnym czasie. .
Generał wpatrywał się w paladyna ze szczerym zdziwieniem i lekko rozchylonymi ustami. Sędzia przełknął ślinę, ale poza tym nie dał po sobie znać niepokoju. Zapytał zamiast tego rzeczowo:
- Czyja to głowa?
Równocześnie Childan podszedł do Ambrossiana, powitać kontradmirała i wskazać, że został odnaleziony przez inkwizycyjną grupę, zapominając lub chcąc zapomnieć co przed chwilą usłyszał.
-Jednego z egzemplariuszy. Czemu pan pyta, ma to jakieś specjalne znaczenie?
- Po prostu zastanawiam się, dlaczego ta głowa jest ważna. W pierwszej chwili pomyślałem, że to trofeum.
-Nie poznałem jeszcze nikogo kto trzymałby głowy pokonanych przeciwników jako trofeum. Zresztą sam nie wiem do czego ma mi służyć ta głowa, ale inkwizycja daje i każe uważać, ja zaś nie będę zadawał pytań.
- Wysłannik inkwizycji w habicie... - przez chwilę zastanawiał się na głos sędzia, ale szybko odegnał myśli wzruszeniem ramion - Cóż, z jakiegokolwiek powodu nie miałaby być ważna, wkrótce po prostu się zacznie rozkładać jeśli jej nie zakonserwujemy.
-Dysponujecie tutaj może składnikami, które zakonserwują tą głowę, tak bym nie musiał ze sobą nosić słoju pełnego dziwnych płynów, w których ta głowa będzie pływać?
- Myślę, że coś się znajdzie, nie wiem tylko co dokładnie w tej głowie ma przetrwać. - wzruszył ramionami sędzia - Przechować hełm, to rozumiem, ale głowę? Wnikałem w umysły najbardziej niepoczytalnych socjopatów, kryminalistów i heretyków przy pomocy dedukcji, ale zrozumieć inkwizycji nie umiem.
Paladyn zamyślił się na moment. Po chwili milczenia powiedział do sędziego.
-Widzę tylko kilka możliwych zadań, które można wykonać wykorzystując głowę. gdyby ten do kogo należała był kimś istotnym, organ ten mógłby służyć jako źródło informacji. Być może inkwizycja dysponuje środkami pozwalającymi na czytanie martwych umysłów. Prócz tego może ona służyć jako oczy lub uszy, dla kogoś. Najbardziej dziwacznym wyborem byłoby gdyby, był to jakiś sposób komunikacji. Najlepiej byłoby gdyby zakonserwować mózg, oraz usta i uszy.
- Ja.... wydam odpowiednie rozkazy.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 25-06-2012, 11:08   #239
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Padł, i wtenczas Prorok doskoczył doń i pałającym ostrzem wypatroszył go i wyciągnął organ z jego ciała.

kołysząc się
nieznane miejsce, na wodzie, Nowy Korynt



Febris Abominatius

Ból...
Odszedł z ulgą, jaka nastaje po wymiotowaniu.
Dla człowieka z gwiazd taki proces oczywiście nie nastąpił. Ośrodki sensoryczne zamarły, pozostałości boskości w jego ciele współpracowały z darami jednego z bogów szaleństwa, by wygłuszyć - zlikwidować osłabiające doznania.

Wiedział, że jest słaby i wiedział, że ranny. Ale żyje...

Jego ręka bezwiednie była poruszana, tam i z powrotem, przez fale wzburzonego wiatrem oceanu, kalecząc bardziej o skały. Na skałach leżał, częściowo nabity na ostry klif wybrzeża. Latające, drobne stworzenia, wielkości ptaków, o aparycji ryb z protonogami spoglądały na niego z wyższych fragmentów skał, jakby oczekując padliny, ale zachowując zdrowy respekt wobec czegoś, co przyprawiać mogło wyłącznie o przerażenie.

Większość uciekła; te były... chore.

Magos mógł podnieść gwałtownie głowę, gdy po doznaniach sensorycznych natychmiast wróciła do niego pełna świadomość. Fale zniosły go na skałę, jedyną skałę z tej strony oceanu. Nad nim górował stumetrowy mur, rozciągający się ku krańcowi świata w obie strony. Potężny wał stworzony z mocnego materiału nawet na kolosie mógł zrobić wrażenie, a przede wszystkim przypominać go sprzed transformacji - popękany, nadżarty słoną wodą, gdzieniegdzie kruszejący... Jednak jego wielkość zapewniała solidność materiału. Miał jeszcze setki lat opierać się falom, z naprawami - potencjalnie po kres czasu.

Febris nie potrzebował napraw. Jego ciało miało głębokie rany po skałach, na które nabiły go fale - rany śmiertelne... dla śmiertelnika - on jednak ich nie odczuwał i musiały niebawem się zagoić. Po prawdzie, nabicie na skały uratowało go przed zsunięciem do wody i zagubieniem na lata na oceanie planety...

Jego pancerza nie było. Musiał zostać strzaskany, i dalej do głębokości ciała sięgnąć musiała rana.
Nie szkodzi... w siedem dni odrośnie.
Ostatnie co pamiętał, to słowa Stratega i wyrwę pośród głodnych bytów Immaterium, która rozwarła się gdy próbował nią podążyć i została zalana. Gdy Strateg zniknął, musiał się katapultować do świata rzeczywistego. Spadł z... kilkunastu? Czy więcej? Kilometrów?
Nie szkodzi, dni spędzone na oceanie zregenerowały jego ciało.

A planeta, sama planeta... emanowała potęgą Wszechojca. Był tu wyczuwalny, bardziej ze strony roju skażonych dusz, jak wielki skarbiec, jego nagroda, czekające na pasterza błogosławieństwo stado, za tym murem. Musiał tylko się przezeń przedostać.

Ale żył... powrócił.


Lascus Czternasty
krążownik patrolowy floty SOB, dok Płaskowyżu, Nowy Korynt[/i]

Strateg Chaosu

- Moglibyśmy skołować ci ciekawsze odzienie.
Sechi Tobalek zaprowadził Stratega po zakończeniu zmiany patrolowej swojego plutonu do jednej z dziesiątek industrialnych wind, która zaprowadziła ich w dół, do głęboko wykopanego kanału, jednego z dziesiątek przypominających kaniony z wodnych dróg skracających czas podróży przez kontynent. Dookoła kręciło się wielu marynarzy, zwykłych robotników przeładunkowych i oczywiście żołnierzy SOB. Wewnątrz skały, równolegle do długiego na setki kilometrów (choć oni byli blisko wybrzeża Płaskowyżu) kanału biegły wydrążone aleje z całymi kompleksami, do których nie dochodziło naturalne światło. Stali teraz w jednej z wybrukowanych kawern, przez wydrążony taras widząc okręt obok, gdy pluton się zebrał. Masa młodych mężczyzn i kobiet, czy może raczej chłopców i dziewczyn przechodziło przez myśl, stanęła na baczność. Strateg, usiadłszy na ławce obok wobec licznego towarzystwa robotników, przechodniów czy choćby mieszkańców tej części Płaskowyżu wyróżniał się co najwyżej strojem. Żołnierze gawędzili i żartowali, zdradzając znudzenie służbą patrolową. Pod ich maską codzienności kryło się jednak napięcie spowodowane sytuacją na planecie, występującą chyba wszędzie poza tym miejscem, jak wynikało ze słów młodego garnizonowca.

Przybył porucznik i nastało milczenie, gdy wszyscy wyprostowali się na baczność i oddali salut.

Porucznikiem była kobieta w połowie trzeciej dekady życia, o pociągłej twarzy i lekko wychudzonej sylwetce i świdrującym spojrzeniu. Przybyła i widząc swoich żołnierzy niechętnie oddała salut, wydając po chwili namysłu komendę:
- Spocznij.

Przelotnie spojrzała na Stratega ze względu na jego charakterystyczny strój, ale szybko go zignorowała, uznając za przechodnia.
- Oddziały policzone?
- Arcus, policzony.
- Branlep, policzony.
- Crucio, policzony.
- Danadeo, policzony.
- Ethio, policzony. - zakończył ostatni z sierżantów. Pięćdziesiąt osób na pluton, nie licząc zapewne żołnierzy oddziału dowódczego oficera. Ciężko było ich uznać za elitarną armię - stawiano na minimalną liczbę oficerów. W walce nawet najlepsi dowódcy mieli problemy z ogarnięciem czterdziestu podkomendnych.
- Formować kolumnę i wracamy na Lascusa. - zakomenderowała porucznik, czekając, aż żołnierze przeorganizują się powoli w szyk.
- Pani porucznik! - Uniósł rękę Tobalek. Kilku żołnierzy, którzy wcześniej zainteresowali się Strategiem, natychmiast skierowało spojrzenie na oficera, wiedząc, o co ich towarzysz chce zapytać. Kobieta przeniosła spojrzenie na szeregowca.
- Szeregowy?
- Proszę o pozwolenie na udzielenie głosu.
- Udzielam. O co chodzi?
- Ten tam - chłopak wskazał Stratega to weteran, nazywa się Jericho. Sporo walczył, a teraz życie go potraktowało, no... chcieliśmy zapytać, czy nie moglibyśmy go zaprosić na pokład? Mógłby nam podpowiedzieć parę rzeczy czy...
- Starczy, żołnierzu. Do kolumny. - przerwała mu kobieta, po czym podeszła do Stratega. Zatrzymała się, przez chwilę oceniając go wzrokiem i opierając dłonie na biodrach.
- Jeżeli był pan w Siłach Obrony Planetarnej, może pan się z nami zabrać. Biorąc pod uwagę, jaka jest sytuacja na planecie, mógłby pan w trybie przyspieszonym ponownie się zaciągnąć, ale pewnie nie o to chodzi.. - dodała, wpatrując się w laskę - W każdym razie wypływamy za kwadrans, więc nie ma dużo czasu do namysłu.

Z tymi słowy uznała najwyraźniej rozmowę za skończoną, bo zerknęła tylko, czy kolumna jest gotowa.
- Wymarsz! - rozkazała, i pluton ruszył w stronę widocznego nieopodal wysuniętego pomostu, prowadzącego na widoczny stąd niszczyciel...
 
-2- jest offline  
Stary 30-06-2012, 17:23   #240
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Atrium Gubernatoris
pałac gubernatora, centroglomeracyjna strefa administracji imperialnej, Nowy Korynt



Aleena Medalae, Borya Volodyjovic, Haajve Sorcane, Johnatan Trax

[Muzyka]

Ciemna, nieoświetlona sylwetka adepta pojawiła się w progu ich kwatery, zwiastując godzinę uzdrowienia.

Korytarz był równie pusty co poprzednio, i choć litania ucichła, dobiegały ich w tych murach odległe dźwięki uderzania młota o stal, kucia. Dochodzić zdawały się z dołu, z niższej kondygnacji wieży. Ciężkie do opisania mechaniczne dźwięki mieszające się z cichszymi zaśpiewami były nieodłącznym elementem tego miejsca - te zdawały się nie mieć raptem jednego źródła.

Pomieszczenie, będące niejako salą operacyjną, miało przygotowane trzy łóżka. Znajdowały się tutaj duże, poziomie zbiorniki wypełnione mętną, pomarańczową cieczą, tace z licznymi przyrządami chirurgicznymi, ściany wypełniały litanie będące instrukcjami. Same łóżka były wyprofilowanymi do ludzkich sylwetek, możliwymi do rozsunięcia lub zmniejszenia kołyskami bez materaców czy udogodnień. Kroplówki, aparatura diagnostyczna i czekająca do przetoczenia krew pokazywały, iż pomieszczenie jest gotowe, podobnie jak sześcioro innych adeptów. Odziani byli - licząc maski - identycznie jak ich rozmówca, różnili się nieco wzrostem, budową ciała, ponadto nie było jednak widocznych różnic. Atmosfera pomieszczenia była nienaturalna, ale zarazem usypiająca i uspokajająca, nieco jak sen.

Ich przewodnik gestem nakazał Sorcane'owi zająć miejsce w największej z kołysek. Gdy Astarte posłusznie spełnił polecenie, dwójka innych adeptów zdjęła górną część jego odzieży i wsunęła delikatnie dwie długie na dobre czterdzieści centymetrów igły - jedną w okolice wątroby, drugą w serce żołnierza. Mniejszą igłę przez otwór w wezgłowiu wprowadzono w potylicę nadżołnierza. Zbrojmistrz się przelotnie skrzywił z bólu, ale nic poza tym. Podłączono trzy przewody - czarny w igłę wątrobową i czerwone do pozostałych i po kilkunastu sekundach żołnierz Piechoty Kosmicznej znieruchomiał, wyłącznie oddychając. Jego jedyne oko było puste, jeden z adeptów nachylił się nad nim z jakiegoś rodzaju urządzeniem, które przystawił do oka. Po chwili zaczął szykować przyrządy chirurgiczne. Ktoś szeroką igłę do biopsji wprowadził w szyję zbrojmistrza.

- Proces uśpienia was jest o wiele prostszy. Nie lękajcie się, ból nie będzie mu towarzyszył. - oznajmił przewodnik, po czym wskazał Traxowi i Medalae pozostałe kołyski. Inny adept podszedł do Boryi i pomógł mu dojść do drzwi na końcu pomieszczenia. Otworzył je, w kolejnym pomieszczeniu czekało identyczne oporządzenie - i jeszcze jeden "stół" operacyjny.

Gdy każde było ułożone na swoim miejscu, adepci ulokowali niewielką zablokowaną igłę w żyle na nadgarstku i zabezpieczyli ją opatrunkiem, po czym podali każdej osobie z trójki niewielką zlewkę z czerwoną cieczą.
- Wypij. - brzmiało polecenie ich przewodnika, które każde usłyszało. Drzwi do niewielkiego przyległego pomieszczenia, gdzie operowano Boryę, były jeszcze otwarte.

Płyn był słodki i miał przyprawiający o mdłości chemiczny zapach, ale po spożyciu go i oparciu głowy o wezgłowie, ciemność nadeszła natychmiast.


Borya Volodyjovic

Cichy dźwięk układania metalowych narzędzi był pierwszym bodźcem, jaki dotarł do Vostroyanina. Chwilę później dołączyło tępe pulsowanie, ból podobny do odleżyn, kostny. Cały kręgosłup mu pulsował. Otworzył oczy, ale spostrzegł, że jest w zupełnej ciemności. Jakby zorientowawszy się, że pacjent jest przebudzony, jeden z techkapłanów zakrywając dłonią świecę wzniecił na niej iskrę, pozornie samym wysiłkiem woli. Niewielkie światło ostro uderzyło oczy żołnierza, ale nie było tak intensywne, by jego oczy nie mogły w sekundę do niego przywyknąć mimo otaczających go ciemności.

- Twe czucie zostało Ci przywrócone, w imię Wszechsjasza, objawiciela wszelkiej wiedzy. - zaintonował cichym zaśpiewem jeden z adeptów, odkładając zakrwawiony przyrząd. Vostroyanin mógł wyczuć na szyi świeżo założony opatrunek.
- Nie będziesz daru ponad miarę używał, póki ciało twe nie będzie gotowe. Kość z twojej kości znów jest w tobie, fundament bytu naprawiony. - Volodyjovic przysiągłby, że widzi zakrwawiony kawałek kości, kręgu, zanurzany w słoju pełnym jakiegoś przezroczystego roztworu, jednak nie czuł żadnego ubytku w szyi. Gdy próbował się jednak ruszyć, poczuł nie tak dotkliwy ból, kojarzący się raczej ze skrajnym przemęczeniem mięśni. Poczuł go jednak tylko w szyi.

Jeden z kapłanów wyciągnął do niego rękę i objąwszy go, pomógł mu stanąć o włąsnych nogach. Borya natychmiast poczuł, że gdyby nie chwyt, momentalnie by się zwalił.

- Władza umysłu nade ciałem u Ciebie jako dziecięcia niedoświadczonego Odruchy wciąż twe, lecz ograniczane odrodzoną cząstką ciebie. Niechaj wiara pożre twój ból, niechaj upór uczyni twoją od zawsze. - dokończył intonować drugi obecny w pomieszczeniu kapłan. Odstawił słój obok drugiego, niewiele większego, w którym znajdował się ledwie widoczny przez białobarwny koloid spleciony kłębek czegoś obrzydliwego.

Jednak poza tym nie czuł dawnego bólu. Kapłan uniwersalnym gestem nakazał mu milczenie, i wyprowadził go z pomieszczenia. Przechodził ponownie przez główną salę operacyjną, gdzie adeptów była szóstka, oraz pojedyncza postać, niewiele wyższa od nich, odziana w ciężki, przetarty brązowy habit z dłoniami złożonymi na podołku, jak w cichej, skromnej modlitwie. Ruce przez moment wydawało się, że słyszy cichą litanię, a może jedynie serię chrapliwo-trzeszczących dźwięku na skraju absolutnej ciszy, nienamacalny element sprawiający, że niektóre zwyczajne sny mimo wszystko budzą osobę jak koszmary.

Siostra leżała w całości przykryta płachtą jak całunem, nago pod nim, na stelażowym stole. Tylko jej twarz widział, o zamkniętych oczach. Całą twarz poza tatuażem miała bardzo starannie umazaną lepką, ciemnobrązową mazią. Tatuaż był oświetlany drobnym przedmiotem przypominającym latarkę, o ciemnofioletowym świetle. Drugą ręką naświetlający adept przy użyciu instrumentu pomiędzy pęsetą a obieraczką do skóry delikatni zdejmował cieniutkie jak przemoczony papier warstwy skóry z policzka. Za każdym razem tatuaż był coraz mniej widoczny. Drugi czuwający nad nią adept trzymał jej bezwładną rękę cieniutkim szpikulcem naciskają na różne punkty wnętrza jej dłoni...
...na co bezwarunkowym odruchem palce jej ręki podrygiwały, choć Borya widział wcześniej, jak siostra nie była w stanie choćby poruszyć kończyną.

Stół zajmowany przez zbrojmistrza był całkiem inny.
Astarte leżał nagi, jak wcześniej Borya widział zdradzieckiego Anioła na pokładzie Łzawiciela. Nad jego głową ustawiona była kratownica z metalową miską, w któej w roztworze pływały dwie gałki oczne, od których plątanina nerwów odchodziła do oczodołów wypełnionych dokładnie jakąś zielonkawą mazią. Z tyłu czaszki miał wywiercony dość szeroki otwór, w którym znikała cała masa kabli i drutów zebranych w wezgłowiu, końca żołnierz nie widział. Ręce ułożone dłońmi do góry miał rozcięte, z każdej inny adept wyciągał jakiegoś rodzaju okablowanie z kropelkami krwi spływającymi z powrotem. W prawej nodze miał poprzeczne rozciącie, jak gdyby ktoś ostrze miecza wepchnął mu od spodu w stopę i pchnął w górę - przerwa między środkowym a mniejszym palcem stopy przemieniała się w szparę na całą szerokość kończyny, sięgającą aż do również rozpłatanego kolana i wyżej. W rowkach pod stołem operacyjnym zbierały się krew, limfa, antyseptyki i kilka innych substancji. Na metalowym regale obok leżał w całości wyjęty implant, który jak wcześniej zauważył gwardzista zastępował lewe ucho Sorcane'a.

Zrobiło mu się niedobrze mimo wojny, na której widział makabryczne obrażenia. Jego przewodnik wyprowadził go na korytarz i z powrotem do ich pomieszczenia, gdzie przy stole siedział Trax zajadając nieźle pachnący gulasz z ceramicznej miski, pełen kontrast dla pomieszczenia po drugiej stronie.

Miał kulę opartą o ścianę obok siebie. Miał też swoją całą, amputowaną może cztery dni wcześniej nogę.

Borya Volodyjovic, Johnatan Trax

John nie przybył tu wcześniej jak pół godziny. Adept pomógł iść Vostroyaninowi jak wcześniej jemu i usiąść przy stole. Inny techkapłan pojawił się bez słowa w drzwiach, spokojnie podchodząc i ustawiając ostrożnie miskę przed Boryą, wraz z drewnianą łyżką. Bez słowa opuścił pomieszczenie, w przeciwieństwie do ich przewodnika.

- Obaj będziecie musieli nauczyć swoje ciała ponownie chodzić. - zaczął adept - Jednak to nie kwestia nadwyrężenia. Was - tu wskazał medyka przelotnym podniesieniem ręki - czeka cięższe zadanie, albowiem wasza kończyna jest nowa, nie zoperowana. Będziecie jednakoż obaj zdrowi.

Przez chwilę adept czekał, aby się upewnić, czy Borya może samodzielnie jeść. Nie było to łatwe, ale możliwe, a każdy ruch przyspieszał pełny powrót do sprawności.

- Jeżeli nie macie żadnych pytań, oddalę się złożyć podziękowanie Wszechsjaszowi za wasze uzdrowienie i błaganie o pomyślność waszych żywotów... - skłonił głowę składająć ręce jak do dziękczynienia, gotów wyjść...

Aleena Medalae

Młot uderza w kowadło.
Brzęk metalu i kolejny i za nim następny.
Coraz bliżej i bliżej. Śniąca jest materiałem, który będzie przez młot kształtowany bólem na kowadle.
- Zbudź się, Córo Imperatora.
Ciemność ustąpiła, gdy otworzyła oczy, choć niezupełnie. Widziała raczej niewyraźnie pasmo świec, ale dźwięk uderzeń młota nie zniknął. Nie zbliżał się również.

Pasmo świec otaczało drugi stelaż operacyjny, na którym spoczywał cały czas Sorcane, bez ruchu. Na oczach miał założone warstwy opatrunku, silnie nasączone czymś słonym, sądząc po zapachu. Co jednak zadziwiające, wiele mechanicznych elementów jego ciała zniknęło, gdzieniegdzie pozostawiając nader szpecące ubytki, gdzie indziej jednak - tam, gdzie to ważne - już zastąpione ciałem, jakby wielkimi bliznami.
Ciałem zdrowego, ludzkiego koloru - nie kredowej bieli wyróżniającej Kruczą Gwardię.

- Arcymagos chce się teraz z tobą widzieć, Córo Imperatora. - głos jednego z identycznych adeptów wyrwał ją z zamyślenia, postać stała pod drzwiami. Ona sama zorientowała się, że ma już na sobie ubrania, po operacji. Odłączono również kroplówkę. Czuła jednak głód i zmęczenie.

Postać podeszła powoli, wręczając jej miskę z jakiegoś rodzaju gulaszem, z zapachem zdradzającym wykwintne stoły pałacowych dworzan lub przynajmniej mesę jednego z garnizonów wartowników gubernatora. Dostała również drewnianą łyżkę. Bez słowa, adept chwycił niewielki dysk z polerowanej stali i ukazał jej jej własną twarz.

Tatuaż zniknął, pozostawiając lekko zaczerwienioną skórę.

- Posil się, a potem podążaj za mną. - nakazał techkapłan. Gdy siostra skończyła posiłek, wyprowadził ją z sali operacyjnej. Traxa już tu nie było.

Na korytarzu ruszył do jego końca, do schodów naprzeciwko tych, którymi tu przybyli, prowadzących spiralnie w dół. Czuła się słaba i z trudem pokonywała kolejne, wąskie i krótkie schody z kamienia. Szczęśliwie z obu stron schodów ściany uniemożliwiały jakikolwiek wypadek.

I wreszcie, w pewnym momencie schody zakręciły w stronę środka wieży, przechodząc w kładkę będącą promieniem budowli. Mogła ona mieć metr szerokości, nie więcej, na końcu - po prostu się kończąc. Z kładki, którą w środkowym punkcie wieży, gdzie się kończyła, podpierała wąska kamienna kolumna niknąca w ciemności poniżej, zwisały liczną łańcuchy i przewody. Dookoła poniżej, w ciemności, widać było metalowe obręcze, nieco mniejsze niż obwód całej budowli, przyczepione do kolumny. Do nich wyciągały się, jak ości rozdartej i wybebeszonej ryby długie adamantowe szyny, mogące doprowadzić na wysokość kładki (ale bez możliwości podejścia do nich) jakiegoś rodzaju windy lub platformy lub cokolwiek skrywały ciemności poniżej.

Z sufitu zaś do środka kładki prowadziły grube, kłębiące się rury złączone w jednym punkcie na wysokości twarzy wysokiej osoby w ciężkim szarym habicie, która odwróciła się do siostry.


Techkapłan przedstawił swojego mistrza, po czym bez słowa zniżył wzrok i z dłońmi złożonymi w modlitwie wyminął siostrę, by ruszyć schodami w górę.
- Iluveheledh Sephiroth, Archimagi Biologis Neuralis, Trzykroć Uświęciony w Ciele Maszyną i Ciałem w Maszynie, Nadświadom, Zmysł Wszechsjasza, Kasztelan Kuźni Magnax.
 
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172