Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2013, 17:24   #121
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Najemnik ogarnął wzrokiem pole walki. Zauważył jednego przeciwnika atakującego szeryfa, a także strzelaninę Borgheima. W myślach zaczęła mu się klarować taktyka, jednak gdy popatrzył na dwóch nowych żołnierzy i siłom zmierzającymi w ich stronę pozostawił Crow'a i AWowca samym sobie. Liczył w tym wypadku na umiejętności ich, w końcu nie zostaje się wysokim rangą żołnierzem bez przeszkolenia, tym bardziej szefem wolnego miasteczka też nie wybierają byle kogo.
Dlatego też Topaz skupił się w pełni na walce żołnierzy. Jego wzrok zmierzył odległość jaka dzieli grupy atakujących od towarzyszy. Przyjrzał się grupie szturmującej bliżej niego. Przyjrzał się celom i wybrał najlepiej zbudowanego z nich. Wycelował i strzelił, naciskając błyskawicznie spust. Chwilę później znów wycelował i strzelił, jednak tym razem obrał za cel jedną z beczek z przodu ich konstrukcji szturmowej.
Implant wyznaczył odpowiednie miejsce i sekunda później u dołu beczki pojawiła się dziura, która z każdym sunięciem co raz mocniej blokowała się na piasku. Po oddaniu tego strzału, Petrae zsunął się w dół wydmy jakieś 2-3 metry po czym ruszył sprintem, okrążając wydmę. Chciał przenieść się w ten sposób na tył bądź bok grup atakujących, dzięki czemu mógłby skończyć tą zabawę w miarę szybko bez zbędnych strat po stronie tymczasowych sojuszników.
Gdy dotarł na miejsce, ustawił się w pozycji leżącej. I wystawił się zza wydmę. Zobaczył odsłonięte miejsca atakujących i zaczął strzelać. Najpierw w grupę bardziej liczną, chciał usunąć 2-3 Duchów nim Ci dotrą do żołnierza AW. Po oddaniu paru strzałów znów wykonał stary numer z przemieszczeniem i spróbował powtórnie kogoś ustrzelić, bądź też choć zasiać zamieszanie wśród przeciwników.
 
Matemaru jest offline  
Stary 20-11-2013, 23:37   #122
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Crow reagował instynktownie. Szybko wydostał się z miejsca gdzie miał spotkać ostrze przeciwnika, stanął na równe nogi i podjął walkę.
Przeciwnik spoglądał mu prosto w oczy. Zza owiniętej turbanem twarzy wyłaniały się błękitne niczym niebo źrenice, w których widać było iskrę wojownika. Wróg ruszył.
Alexander i Duch zbliżyli się na wyciągnięcie ręki. Ciosy mijały szeryfa, ale on sam nie mógł znaleźć sposobu na dzikusa. Jeden, drugi, trzeci nieudany atak. Czas leciał, a wróg nacierał co raz mocniej.
W końcu osadnik wywiódł przeciwnika w pole. Markując atak wykonał delikatny skok do przodu i przywarł do napastnika. Ten na chwilę stracił wolę walki i starał się blokować ewentualny cios, jednak Crow nie atakował jeszcze lecz ruszył za jego plecy. Tam założył Duchowi dźwignię i skończył bitwę.
Kiedy martwe ciało wroga opadło na gorący piach, Alexander zobaczył jak Borgheim bije ostatniego z piątki szturmujących dzikich. Młodzik któremu przyszło stoczyć walkę z postawnym żołnierzem nie miał wiele szczęścia. Skończyła mu się amunicja, a w agencie obudził się duch boksera. Dwa szybkie proste, lewy hak, prawy podbródkowy i nokaut nastąpił natychmiastowo. Niestety w tej walce nie było sędziego. Kiedy młodzieniec padł na ziemię Borgheim szybko wyciągnął nóż i wbił go w jego serce.
-Nie ma wiele czasu - rzekł zasapany - Kirk i Doug dostają po tyłkach, a cholera wie czy w okolicy nie ma więcej tego tałatajstwa. Biegnę do Doug'a!

Topaz widząc bieg wydarzeń postanowił pomóc żołnierzom. Udał się w stronę tego, który był akurat bliżej. Planował z daleka eliminować cele i w ten sposób wydostać chociaż jednego z AWowców z niebezpieczeństwa.
Biegnąc wzdłuż wydmy obrał miejsce, w którym chciał rozpocząć ostrzał. Wychylił się i omiótł wzrokiem dzikich zasłoniętych metalowymi skrzyniami. Zapora wygląda na ciężką i solidną, więc dziwiło, że Duchy są w stanie z taką łatwością pchać ów zasłonę przed siebie.
Najemnik wystrzelił w stronę jednego z napastników, ale wiązka plazmy uderzyła w zgoła innego dzikiego. Ranny padł na ziemię trzymając kikut oderwanej nogi. Reszta przysunęła skrzynie w stronę, z której dobiegł wystrzał i w ten sposób odgrodziła się od zagrożenia. Topaz wystrzelił jeszcze raz próbując przebić skrzynie, ale to nic nie pomogło. Widział jakieś zamieszanie pośród dzikich i później przez ulotną chwilę zobaczył jak jeden z nich wychyla się z jakąś nieznaną bronią.
Później był wielki huk, chmura piachu, która uniosła się przed jego twarzą i opadając zakrywała całe ciało. Nie wiedział co się stało. Świat zaczął wirować, niebo mieszało się z ziarnami pustynnego piasku, który leciał mu do ust i oczu.
Dopiero ból wyrwał go z zawirowania. Czuł jak od ramienia do klatki piersiowej promieniuje piekące i kujące uczucie, którego nie dało się opisać słowami. Spojrzał na siebie i zobaczył krew wypływającą z rany wielkości pięści. Gdy dotarło do niego, że został poważnie ranny rozejrzał się dookoła. Ścieżka krwi podążała za nim od szczytu wydmy aż do jej podstawy. Leżał na dole wydmy, jego karabin kilka metrów od niego.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 21-11-2013, 11:30   #123
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Zlikwidowani przeciwnicy byli tylko częścią większej grupy, którą oprócz żołnierzy zajął się Topaz. Może ,,zajął", to było za dużo powiedziane. Nim Alexander zdążył zareagować, jego towarzysz został poważnie ranny. Przez chwilę widział, jak wyrzucany jest w powietrze i zaczyna toczyć po wydmie. Nie wyglądało to dobrze, facet mocno krwawił.
- Borgheim! Zajdź ich od trzeciej - Crow syknął do wspomnianego - Ja pójdę z drugiej strony - wskazał na kierunek, gdzie leżał kompan.
Taki szyk powinien pomóc. Rozdzielał bowiem uwagę dzikusów na dwie strony. Alexander z resztą, wręcz zabiegał o to, aby część skupiła się właśnie na nim. Na chwilę zdjął nawet kapelusz i pomachał nim w powietrzu, z tupetem prowokując przeciwników. Gdy nakrycie głowy przestrzeliła pierwsza kula, Alexander natychmiast przysiadł na kolano i z tej pozycji zaczął ostrzał.
Zabieg miał jeden cel. Przyciągnięcie uwagi, żeby Topaz mógł bez problemu dobyć swojego karabinu. Musiał zrobić to szybko. Odsłonięty szeryf wiedział, że podjął się wręcz karkołomnego zadania i sekunda więcej mogła być tragiczna w skutkach.
 
Caleb jest offline  
Stary 24-11-2013, 00:02   #124
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
W jego głowie wciąż rozbrzmiewał nie wysłowiony huk. świat latał przed oczami. Skonfudowany i zdezorientowany Topaz przez chwilę leżał na ziemi. Jednak niesamowity ból jaki wciąż atakował płat ciemieniowy. Tylko dzięki temu Kaxerx znalazł w sobie siłę by unieść lewą powiekę.
Prze zamglonym okiem zobaczył tylko i wyłącznie piasek, siłą woli zaczął przełamywać niemoc swojego ciała. Gdy jego palce zaczęły odczytywać impulsy nerwowe, powoli rozpoczęły mozolną i bezcelową wędrówkę po piasku. Ten mały nieznaczący wręcz gest, niczym samotny kamień kreujący lawinę, zapoczątkował krótkotrwałą walkę z bólem całego organizmu. Chwilę po otwarciu się powieki, uruchomił implant w oku. Obraz zaczął do niego docierać z pełną mocą. Jego wzrok rejestrował plamy oraz krople krwi znajdujące się na piasku nie daleko jego twarzy. A jego ciało powoli zaczęło lokalizować miejscę z którego emanował przemożny ból. Gdy już w głowie trochę uspokoił się tajfun Petrae uniósł głowę, przełamując co raz to nowe bariery bólu. A po chwili resztę ciała. Starał się spokojnym oddechem i aktywowaniem odpowiedniej części mózgu by rozpoczęła tłoczyć do krwi zabójczę dawki endorfin. Jak to w dawnych czasach wyłuszczano mu na godzinach treningów. Gdy usiadł ogarnął wzrokiem swoje ciało.
Zauważył dziurę po dziwnym ataku przeciwników. Z jego ust wydobył się tylko jeden dźwięk:
-Kurwa... - jednocześnie rozpoczął poszukiwania prawą ręką swojej torby, wyciągnął z niej paralizator ustawił na odpowiednią wartość i przyłożył do rany, nacisnął mocno zaciskając zęby. Po 3sekundach opuścił dłoń. W tym własnie momencie zauważył nie daleko Crow, który starał się mu dać czas by zebrał się do kupy.
Dlatego też najemnik jak przystało, na wojownika zwalczył powtórnie ból, jaki emanował z przed chwilą przypalonej rany.
Wstał i szybkim krokiem rzucił się w stronę karabinu. Chwycił go w dłoń, przełożył pasek przez kark i zacisnął dłoń na spuście. W taki sposób mógł operować bronią nie nadwyrężając zbytnio uszkodzonego boku, który na paręnaście minut był zdatny do "użycia".
DLatego chwytając broń w dłoń Topaz szybkim krokiem wspiął się na porót na wydme. Gdy docierał do niego z kieszeni wyrwał granat. Odbezpieczył i wychylając się lekko po tym jak usłyszał strzału wycelowane w szeryfa rzucił w środek zbiegowiska miał nadzięję przetrzebić tych kur**ch synów.
Gdy tylko granta wybuchł. Topaz zaczął strzelać, zaciskając tylko zęby w bólu, myśląc, że po cholerę się zaplątał w to pieprzone towarzystwo. Cały czas mając nadzieję, że zaraz skończy się walka. Pamiętał jednak mi mo wszystko by po 2-3 strzałach zmieniać pozycję, w końcu skubańcy mogą mieć więcej amunicji do tego czegoś co prawie wysłało go na drugi świat.
 
Matemaru jest offline  
Stary 25-11-2013, 20:44   #125
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Kiedy prowokacja szeryfa odniosła skutek, ogień przeciwników szybko skupił się na nim. Crow zdążył ledwo dwa razy wystrzelić kiedy spadł na niego grad kul spychając osadnika za wydmę.
Siła ognia Duchów rzeczywiście była duża i możliwe, że Alexander poniósł by srogie konsekwencje swojego bohaterskiego czynu gdyby nie to, że w tym czasie Topaz doszedł już do siebie. Kilka minut, które szeryf kupił najemnikowi wystarczyły by ten drugi mógł zebrać się na nogi i przeprowadzić atak na dzikusów.
Postać Petrae pojawiła się na szczycie wydmy niczym widmo. Wojownik błyskawicznie odbezpieczył granat i cisnął nim w stronę napastników. Sekundy później usłyszał huk i zobaczył jak w powietrze wzbija się chmura piasku. Gdy ta opadła odkryła makabryczny widok poległych dzikusów, którzy trafili w samo epicentrum eksplozji.
Jedna z grupek została wyeliminowana. Kirk, broniący się na szczycie, który forsowali polegli machnął ręką na znak, że jeszcze żyje.
Teraz wzrok towarzyszy przeniósł się w na przeciwległy bok obozu. Tam widzieli jak Borgheim i Doug starają się odeprzeć drugą grupę atakujących. Dwóch dzikich już poległo, lecz to nie powstrzymywało reszty. Zbliżali się niebezpiecznie do agenta i żołnierza a co gorsze z obozu wyłoniło się kolejnych dwóch Duchów kierując się w stronę szturmujących.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 26-11-2013, 08:19   #126
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Ten pojedynek nie miał szybko ustać. Ledwo najemnik pozbył się swoich prześladowców, tak dwójka dostrzegła kłopoty Borgheim'a i Doug'a. W dodatku na terenie obozu był ktoś jeszcze i teraz dołączał się do walki.
Alexander puścił się biegiem w kierunku namiotów, tam, skąd wyszedł duet. Znów rozpoczął ostrzał, chcąc skierować posiłki z powrotem między obozowisko. Teraz to on miał zsyłać zagładę na przeciwników. Tamci oczywiście natychmiast go zauważyli i odpowiedzili ogniem. Kilka pocisków uderzyło wprost pod nogi szeryfa, wzburzając w powietrze słupy piasku. Alexander przetoczył się na boku, natychmiast powstał i runął za najbliższą pladekę. Ta w kilka chwil została podziurawiona. Znów pudło, Crow pochylił się głęboko unikając pocisków i zaczął obchodzić oponentów łukiem. Precyzyjnym ruchem wskoczył na skrzynię z zaopatrzeniem i dwoma nogami wybił się w powietrze. Obydwie bronie skierowane były w kierunku celów. Wyciągnięty w powietrzu rewolwerowiec mógł dzięki implantowi poświęcić chwilę na wycelowanie. Nie mógł pomylić się ani trochę. Albowiem wiedział, że gdy spadnie na ziemię, będzie łatwym celem. Cała akcja trwała dosłownie chwilę, jednak gdyby móc spowolnić czas, obserwator ujrzałby wiszącego w powietrzu Alexandra z rękami przed sobą. Lufy zajadle pluły wiązkami energii do nieprzyjaciela.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 26-11-2013 o 10:55.
Caleb jest offline  
Stary 27-11-2013, 11:26   #127
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Najemnik wyczuł plan szeryfa gdy ten ruszył na wychodzących ludzi z obozu, sam zaś postanowił ruszyć na pomoc oblężonym.
Adrenalina pulsowała w jego żyła, dlatego dalej gdzieś na granicy świadomości znajdował się ból. Topaz biegnąc patrzył na pozycje przeciwników. Widział głowy co chwila wychylające się zza przesłony i strzelające do towarzyszy. Implant jego ślizgał się po prowizorycznej barykadzie szukając jakiś słabszych punktów. Gdy nic nie rzuciło mu się w oczy, skoczył w stronę namiotów. Chwilę po tym manewrze wyskoczył z drugiej strony przeciwników, dokładnie za ich plecami. Celując w ich stronę modlił się tylko, że Crow poradził sobie z tamtą dwójką i że Ci nie wejdą mu na plecy jak będzie wyżynał ich współbraci.
Otworzył ogień, celował dokładnie i spokojnie. W pozycji klęczącej. Jego broń raziła przeciwników śmiertelnymi podarkami.
 
Matemaru jest offline  
Stary 28-11-2013, 19:18   #128
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
>>>Przerywnik/zajawka<<<

 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 30-11-2013, 00:34   #129
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Rozdział II - Jądro Ciemności



Materiał trzepotał na wietrze. Drobiny piasku łączyły się w języki tańcząc skąpane w słońcu tuż przy wejściu do namiotu. Subtelny szelest był uspakajający jak kołysanka śpiewana szeptem wprost do ucha... a właściwie to byłby gdyby nie nieustanny krzyk Doug'a:
-Kurwa nie wiem! AAA!!!
Alexander i Topaz obudzili się jako ostatni. Borgheim klęczał przed nimi z rękom zawiązanymi z tyłu. Kirk siedział na piachu, który spijał krew sączącą się z obfitej rany w jego barku. Oprócz nich w pomieszczeniu był jeszcze jeden człowiek, dziwnie wyglądający jegomość z dłuższymi włosami i wyraźnie nietęgą miną.
-To nasz mechanik - agent rzucił od niechcenia - To jego szukaliśmy. Jak widać świat jest mały.
Z dworu znowu dobiegły jakieś krzyki. Tym razem nie dało się poznać co biedny Doug wrzeszczał, ale cokolwiek to było brzmiało okropnie.
-Gdzie jest Pożeracz? Ten najbliższy? Ile ich jest na pustyniach?
-O czym ty pieprzysz dzikusie? - słowa żołnierza ledwo do nich docierały
Krzyk.
-Kurwa Borgheim musimy się stąd jakoś wydostać i odbić Doug'a bo te dzikie świnie go zamęczą. O co oni go w ogóle pytają? O Pożeracze? Co to kurwa ma być? - Kirk mimo odniesionych ran był wyraźnie zdenerwowany i gotowy chwytać za broń
-Uspokój się. Mam związane ręce - Borgheim uśmiechnął się w swoim stylu, czyli krzywo i pokracznie - Ale już wiem chyba o co tym durniom chodzi.

*******

Od wydarzeń na terytorium Duchów minęły blisko dwa dni. Potyczka skończyła się w sposób niespodziewany. Duchy zaczęły przechylać zwycięstwo na swoją stronę. Kirk został ranny, Borgheim wystrzelał się z amunicji, Crow i Petrae razem z Doug'iem zostali przyszpileni za wydmą ponad, którą nie mogli wystawić nawet czubka nosa. Wszystko wyglądało jak realizacja najgorszego scenariusza, ale jak to się mówi - nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej...
Na jednej z wydm pojawiło się kilkanaście zakapturzonych postaci. Mężczyźni owinięci szczelnie płaszczami i turbanami, z zawieszonymi na ramionach pasami pełnymi baterii, uzbrojeni po zęby. Pierwsza fala ruszyła na obozowisko, a za nią kolejna i jeszcze jedna. Wkrótce Duchów już nie było, a drużyna, którą wysłał tu Abraham Cain znalazła się w niewoli. Nie to żeby dali się złapać bez walki, ale przybyszów było zbyt wielu żeby walczyć...
Rozbrojono ich, założono worki na głowy i ciągnięto, kopano, bito kolbami. Wieźli ich jakimiś pojazdami, chyba nawet latającymi bo wydawały z siebie ten specyficzny 'syk', który wwiercał się w głowę przy dłuższym słuchaniu.
Kim byli porywacze? Nie trudno było odgadnąć jeśli ktoś zna pustynie tej części pogranicza. Większość wojowników na dłoniach miała tatuaż przedstawiający wielkiego, ziemskiego węża duszącego jaszczura Gotha. Był to stary symbol Amorytów, którzy wojowali z Almanami od pokoleń. Widocznie pokój jaki wprowadził Abraham nie był wcale na rękę tym pierwszym.

Teraz znowu byli gdzieś... gdzie trzęsło. Góra, dół, góra, dół i tak aż po wymioty.

*******

Namiot, w którym ich przetrzymywano trząsł się coraz bardziej, teraz nawet na prawo i lewo. Część rzeczy zsunęła się spod jednej ściany w stronę wyjścia.
Krzyk.
Doug znowu wydzierał płuca, a wiatr niósł jego słowa do stłoczonych w namiocie mężczyzn.
-Hej! Gamonie! - Borgheim wrzasnął - Wiem kto wie czego szukacie! Hej! Słyszycie mnie!?
Do namiotu wpadł postawny mężczyzna z batem. Strzelił nim w powietrzu aby powiedzieć więźniom by liczyli się ze słowami, które mają teraz wypowiedzieć.
-Kto wie? Mów!
-Prezydent Republiki Wolnego Miasta GDA77, Generał Logistyki Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych GDA77 oraz Minister Obrony - każde z tych słów agent wypowiedział z namaszczeniem - Główna siedziba rządu to bunkier Polis 1 znajdujący się 3 km pod ziemią za murami obronnymi, szczerzony system wczesnego ostrzegania i automatyczną obroną przeciw powietrzną. Dodatkowo mamy w mieście 300 tysięcy zawodowych żołnierzy i 5 milionów zadziornych obywateli - splunął pod nogi dzikusa - P o w o d z e n i a!
Borgheim i Amoryta skrzyżowali spojrzenia. Dłoń dzikusa mocniej zacisnęła się na zakrwawionym bacie. Ambicja wojownika i jego duma to wszystko. Nic nie da się obrazić tak łatwo i tak szybko jak te dwie rzeczy tkwiące gdzieś głęboko w korzeniach podświadomości pustynnych ludzi. Borgheim nie owijał w bawełnę.
Amoryta złapał agenta za kołnierz i zacząć ciągnąć po piachu w stronę wyjścia. Kiedy odsuwali się od miejsca gdzie przetrzymywano więźniów Alex, Topaz i Kirk zobaczyli, że tuż za miejscem gdzie siedział Borgheim w piasku napisał: "Uciekamy. 20 minut".
Kirk widząc ten napis szybko przesunął nogą by zakryć go piachem. Strażnik nic nie widział.
Kiedy wściekły dzikus odsunął materiał przesłaniający wejście ich oczom ukazał się krajobraz niezwykłej pustyni. Z wysokości około dwudziestu metrów zobaczyli wydmy usypane z białego jak śnieg piasku. Na pograniczu piasek był żółty miejscami bursztynowy lub nawet brunatny jeśli mieszał się z drobinkami skalnymi. Na horyzoncie często widać też było góry i formacje skalne typowe dla tych pustyń. Tutaj... Gdzie okiem sięgnąć widać było tylko wydmy. Żadnych gór, skał. Tylko bielutki piasek.
Kiedy Borgheim zobaczył ten widok, ku zdziwieniu strażnika, wstał na równe nogi i zagwizdał.
-Witamy w Ogas Thull - zerknął przez ramię na swych kompanów i razem ze strażnikiem zniknął

Broń i wszelkie niebezpieczne przedmioty Wam zabrano
 
__________________
Regulamin jest do bani.

Ostatnio edytowane przez Volkodav : 30-11-2013 o 00:40. Powód: Uzupełnienie
Volkodav jest offline  
Stary 03-12-2013, 10:15   #130
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wraz z mechanikiem znaleźli też kłopoty. W momencie jak Alexander się ocknął, zdał sobie sprawę, że przebywa w dusznym namiocie, skrępowany i oczywiście bez broni. Borgheim zostawił wiadomość o ucieczce. Nic nowego nie odkrył. Musieli się stąd zabrać nim na przesłuchaniach Amoryci wyciągną im jelita przez gardła. Informacja o prezydencie nęciła, pomimo faktu, że do człowieka na takim stanowisku praktycznie dostać się nie dało. Wolne Miasta to nie małe Gersville; w przypadku tych pierwszych pilnowano władzy jak oka w głowie. W każdym bądź razie ci tutaj z całą stanowczością chcieli dowiedzieć się jak najwięcej.
Alexander rozejrzał się po namiocie. W centralnej części stało palenisko mające ocieplać mieszkańców chłodną nocą. Za ujście dla dymu robił niewielki otwór w sklepieniu. Pomyślał o Edgarze. Nie mógł odlecieć daleko. Zawsze trzymał się bardzo blisko. To było mądre ptaszysko, więc kruk nie zostawiłby go tutaj. Z duszą na ramieniu szeryf ujrzał wreszcie mały, czarny łebek wychylający zza otworu w górze.
- Nie wszystko stracone - powiedział towarzyszom.
Uprzednio upewniając się, że strażnicy nie obserwują pojmanych, wydał cykający dźwięk, mający przywabić ptaka. Crow znacząco wiercił się w miejscu, dając znać pupilowi, co go krępuje. Ptak wnet podchwycił sygnał. Przeskoczył na Alexandra, aby szarpać ostrym dziobem sploty rzemienia. Crow, jego kompani oraz mechanik mieli szansę wkrótce być wolni. Osadnik uśmiechnął się ponuro na myśl co zrobi z nieprzyjacielem. Czas wdrożyć bardziej krwawe prawo.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 03-12-2013 o 14:20.
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172