Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2015, 07:25   #221
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
od Felki i Edka

Felipa dotarła do wynajętego mieszkania jako pierwsza. Eda jeszcze nie było co przywołało czarne myśli ale stłumiła je w sobie. Zdjęła kurtkę i buty i rozejrzała się po wnętrzu lustrując każde pomieszczenie z osobna. Chyba udzielała jej się paranoja męża.

Salon przypominał chlew. Z głośników nadal sączyła się cicha melodia, stół zasłany był dragami różnych kształtów i kolorów a sam Ignacio de Jesus ululany w narkotykowym śnie wydawał się nie tyle nieobecny, co zupełnie martwy. Z przegubu jego dłoni nadal sterczała zapomniana i opróżniona strzykawka, widok tak dobrze Felipie znajomy. Podetknęła palce do szyi Latynosa sprawdzając machinalnie puls a później wyciągnęła igłę i z odrazą odrzuciła na stolik.
Miała dość. Zmęczenie dopadło ją jak przyczajony w zaułku bandzior i dało w łeb aż zawirowały gwiazdy. Ostatkiem siły woli zrzucała z siebie ciuchy, zostawiając za sobą szlak, jak sierotka z jakiejś dawno słyszanej bajki dla dzieci. Pod prysznicem zwyczajnie usiadła czując jak strumienie ciepłej wody przynoszą senne ukojenie, rozgrzewają i rozleniwiają. Objęła ciasno nogi, brodę podparła na kolanach i zamyśliła się tak dalece, że straciła poczucie czasu. Może na chwilę przysnęła, a może po prostu tak potwornie nie chciało jej się stąd wychodzić, że tkwiła w bezruchu kolejne i kolejne minuty, aż skóra na palcach pomarszczyła się jak rodzynki a ściany zaszły mleczną parą.

Ed otworzył drzwi do mieszkania. Wszedł do środka. Wzrokiem omiótł pokój gościnny prześlizgając sie po naćpanym Ignacio z takim samym wyrazem twarzy jak po generalnej kompanii rozpiździaj, która zdawała się być jeszcze większa niż ją zostawił zeszłego wieczoru. Podszedł do łazienkowych drzwi i posłuchał szumu lejącej się wody patrząc na leżące na podłodze ubrania.
- Kochanie, jestem w domu. - powiedział spokojnie, na tyle głośno, aby usłyszała. - Jesteś głodna?
W reakcji usłyszał dźwięk zakręcanej wody i przytłumiony znajomy i mocno zmęczony głos.
- Si. Quizas. Kupiłeś coś? Lodówka jest pusta.
- Tylko piwo i pączki. Jest kawa. Zaraz zaparzę. Zamówię meksykańskie, jeśli nie masz ochoty na wyjście. - opierał sie plecami o ścianę korytarza przy łazience, racząc się dopiero co otworzoną butelką zimnego browaru czekając aż woda się zagotuje.

Drzwi uchyliły się i w progu, pośród kłębów gorącej pary stanęła okutana w ręcznik Felipa.
- Nic raczej nie zamówisz, przecież sieć padła. No te preocupes, piwo i pączki w zupełności wystarczą - uśmiechnęła się do Eda, lecz był to uśmiech tak mało przekonujący, że równie dobrze mógł być zwiastunem wybuchu płaczu albo nadciągającego załamania nerwowego.
Walters dyskretnie odstawił piwo na szafkę korytarza i przytulił żonę. Z przyjemnością zaciągnął się jej pachnącym ciałem.
- Dzisiaj robimy sobie wolne od wszystkiego. - powiedział i cmoknął jej nagie ramię.
Pokiwała skwapliwie głową i oplotła go ramionami.
- I jutro. I pojutrze... - dodała za nim. - To mnie przerasta, Eddie. Odbiłam Michaela, reszta to przecież już nie moja sprawa, racja? - szukała w jego oczach poparcia. Zmęczenie i ogólne zniechęcenie walczyło w niej z jakimś poczuciem winy, że może należy to ciągnąć. - To wszystko bez sensu. Jeden trop prowadzi do kolejnego, ten do następnego i tak w kółko... Więcej pytań, żadnych odpowiedzi. Drabina, której szczeble nigdy się nie kończą a ty zapominasz nawet dlaczego w ogóle na nią wlazłeś... Przepraszam - mokrą dłonią zmierzwiła szczeciniaste włosy Waltersa. - Za to że uciekłam. Że cię w to wciągnęłam, narażałam. Za mojego padre, za cały syf, który się za mną ciągnie…
Ed przytulił Felipę jeszcze bardziej.
- Nie przepraszaj, bo nie ma za co. Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. Mamy zestawy specjalistycznych umiejętności. Można grzebać się w brudzie i pobrudzić. My już jesteśmy... zmienieni. Jesteśmy złodziejami, oszustami, zabójcami i tak dalej. Ale w tym wszystkim nie zgubiliśmy tego, co odróżnia nas od prawdziwych skurwieli. Mamy dobre czarne serca. I odnaleźliśmy siebie. Jesteśmy wolni. Myślę, że teraz dadzą mi odejść i mam nadzieję, że wkrótce otrzymam wiadomość, że lekarstwo jest gotowe.
Ostatnie zdanie było kłamstwem, gładko złożonym z lekko uśmiechniętych warg w jej głębokie oczy.
Nie spiesząc się złożył serię delikatnych pocałunków na jej długiej szyi, policzku, brodzie, nosie i skroniach i przymkniętych powiekach.
- Kocham cię. – mruknął i ucałował usta. - Też muszę się wykąpać.
- Chodź, pomogę ci - kącik ust zadrgał filuternie. Felipa pociągnęła za kołnierz Edowej kurtki aż dwie splecione sylwetki zniknęły w kłębach pary.


***



Następnego ranka Eda obudziła miękkość, huk i brzdęk. Miękkość kobiecych ust na jego obojczyku, huk rzuconej na podłogę walizki i brzdęk kluczyków potrząsanych w powietrzu.
- Spakowałam nas - mruknęła Latynoska. Jak zarejestrował Ed po otwarciu jednego oka - rześka i wyszykowana jak do wyjścia. - Wynajęłam wóz. Zrobiłam kanapki i kawę na drogę. Wstawaj carino.
- Ale... gdzie kochanie... chcesz jechać? - Walters ziewnął. - Co kombinujesz? - zapytał z przekąsem.
- Nada - przysiadła na skraju łóżka. - Po prostu uciekam. Jestem w tym dobra, zapomniałeś? Czas zostawić Wielkie Jabłko za sobą. Zahaczymy tylko o dwa miejsca. Chcę pożegnać się z Bulletem i zwalić mu na barki opiekę nad Mikiem. A ty w tym czasie mógłbyś załatwić swoją emeryturę. I... naprawić swój sprzęt? - wyszczerzyła białe ząbki wyraźnie się z niego natrząsając.
Rzucił w nią poduszką.
- Zouza. Ale kochana.
Wyszedł z łóżka, wskoczył w dżinsy, naciągnął przez głowę bluzę z kapturem. Idąc do łazienki wskoczył w buty i po dwóch minutach mycia zębów był gotowy do drogi.

- Zapomiałem ci powiedzieć. - podrapał się w tył głowy patrząc na walizki. - Skasowałem Jeepa…
- No te preocupes. Nieistotne - jeszcze raz zadzwoniła kluczykami i sięgnęła po swoją walizkę. - Samochód czeka, zbieramy się. Masz jeszcze jakieś rzeczy do domknięcia w NY?
Przepychając walizę przez salon zatrzymała się na moment nad pogrążonym we śnie Ignaciem.
Wzruszył beztrosko ramionami.
- Nic co beze mnie się nie obędzie. - podniósł walizę żony. - Ale dokąd jedziemy? Jeszcze nie zdążyłem niczego zorganizować. No i chciałaś święta... i Nowy Rok... tutaj… z rodziną i w ogóle… Jesteś pewna, że chcesz wyjechać już dzisiaj? - upewniał się przyglądając pogodnie Felipie.
- No cóż, będę za nimi tęsknić… - Latynoska pochyliła się nad ojcem i cmoknęła go w skroń. - Mimo, że są… dalecy od ideału to jednak moja familia. Wiesz, na początku sądziłam, że jak sproszę ich wszystkich, będzie huczna impreza i świąteczny nastrój… To też ich pokochasz i ostatecznie zgodzisz się żebyśmy uwili sobie gniazdo gdzieś niedaleko. Ale… to było naiwne z mojej strony. Nie mogę tego od ciebe wymagać carino. Będę ich odwiedzała, od czasu do czasu i to będzie musiało wystarczyć. Bardzo chciałabym się zobaczyć z Michaelem jak wróci do zdrowia…- pomogła Edowi z bagażami i już ostatecznie ruszyła do wyjścia stukając obcasami po posadzce. - Myślałam o świętach w Philadelphii.
- A to rzut kamieniem. Daleko nie uciekniemy. - uśmiechnął się.
- Na początek wystarczy. Mam tam koleżankę. A w zasadzie… byłą dziewczynę - strzeliła z brwi nie kryjąc uśmiechu. - Bardzo rozrywkowa i zabawna. Tyle razy mnie prowokowałeś z tą trójką do kompletu...Niech to będzie twój prezent gwiazdkowy, carino.
- Serio? - oczy rozbłysły Waltersowi jak blask lampek choinkowych mieniący się w świątecznych bombkach. - Ale zajebisty prezent kochanie! - wypalił i z wrażenia postawił walizę z powrotem na podłodze. - Jeszcze... jakbyście przebrały się za śnieżynki w czapeczkach Mikołaja... ? - zaczął ostrożnie i niewinnie.
- Czapki Mikołaja mi się źle kojarzą po moich więziennych przygodach - pokazała mu język oplatając go ramieniem w pasie. - Ale przebieranki będą, w ramach niespodzianki. Może elfy? Albo… renifery?
- Jasne.
Elfy. Podjął decyzję i poprawił chwyt na rączkach walizek.
Był gotowy do drogi.


***



Zatrzymali się w jednej z przydrożnych knajpek przed samą Philadelphią, bo Felipa upierała się, że absolutnie umrze z głodu. Było nadal wcześnie a i nie tak dawno jedli śniadanie w motelu ale Ed nie miał sumienia protestować przygwożdżony argumentami, że to pewnie przez hormonalne tornado. W końcu jej holo precyzyjnie wyznaczyło poprzedni dzień jako prokreacyjny pewnik i Felipa po mocno wyczynowej nocy zachowywała się jak rasowa ciężarówka z kilkumiesięcznym stażem. Właśnie pochłonęła gigantyczną porcję ryby z frytkami, popiła lemoniadą - czytała, że należy unikać kawy i procentów!, i zbeształa wiązanką latynoskich przekleństw mężczyznę, który ośmielił się wydmuchać w jej stronę nikotynową chmurę.

Zapowiadał się słoneczny mroźny dzień, z samochodowego radia sączyły się świąteczne przeboje i stare przeboje z innego, nieznanego im świata.
Felipa poprawiała makijaż na siedzeniu kierowcy, Ed sączył piwko tuż po jej prawej gdy coś zakłóciło tą sielankę.
- Puta… - Felipa zamarła gapiąc się na boczne lusterko. - Gliny… Puta, puta, puta. Miałam nie opuszczać stanu, jestem na zwolnieniu za kaucją. No i… wspominałam ci kochanie, że to kradziony wóz?
Posłała Edowi spłoszone spojrzenie i w tej chwili ktoś zastukał w szybę od strony kierowcy, mignął mundur patrolu drogowego.

- Ma pani stłuczone tylne światło…
- Lepiej go oczaruj. - mruknął Ed instynktownie przygptowując się na najgorsze.
- Mówisz? - Felipa uchyliła szybę gdzie pojawiła się kobieca twarz w lustrzanych okularach.
- Proszę wysiąść z wozu i przygotować dokumenty - przedstawicielka władzy zapuściła żurawia głębiej lustrując wnętrze samochodu i skinieniem witając Eda. - Pan również.
Waters zlustrował parking w poszukiwaniu radiowozu. Dostrzegł jeden, całkiem pusty, zaparkowany pod samym wejściem do żarłodajni. Odruchowo sięgnął myślami i nieznacznie ręką w kierunku broni. Zboczenie zawodowe i paranoja. A jednak nie podobało mu się, nie grało, że w ogóle mają wysiadać z auta. Mieli zdecydowanie za dużo wrogów.
- Na jakiej podstawie jako pasażer mam wysiąść samochodu i legitymować się? Niech mi pani przedstawi zarzuty. Czy jestem zatrzymany? Bo jeśli nie, to na szczęście konstytucja chroni mnie przed takim traktowaniem o czym pani powinna wiedzieć lepiej ode mnie. Nie żyjemy w państwie policyjnym, ani faszystowskim, prawda? - powiedział poważnie.
- Spokojnie carino… - Feipa pogładziła udo Waltersa jakby chciała wyciągnąć złe emocje z byka przebierającego nogami w boksie rodeo.
- Nie wyjdzie, prawda? Zadziorny… - policjantka westchnęła zawiedziona i uniosła lustrzanki na czubek głowy. Okazała się ładną blondynką o dość surowej urodzie. - A miałam taką ochotę sobie pomacać...
Walters ze zdziwieniem uniósł brew nieco zbity z tropu.
Dłonie obleczone w krótkie skórzane rękawiczki sięgnęły w stronę Latynoski ale ta nie opierała się zbytnio, kobiety splotły się w natarczywym głębokim pocałunku. Nie trwało to długo ale wybitnie podziałało na wyobraźnię sztywnego Eda, który czuł, że może pożałować, że nie wysiadł.
- Cholera, jestem w robocie, muszę sobie dać na wstrzymanie aniołki - policjantka oblizała usta i wycofała się na zewnątrz wozu poprawiając kant czapki.
- Carino, wspominałam ci, że mi amiga, Cara, pracuje w philadelphijskiej drogówce? - Felipa obdarzyła Eda spojrzeniem roziskrzonych roześmianych oczu i niewinnie przygryzła zaczerwienioną wargę.
- Eee... musiałem zapomnieć jak zwykle. – odrzekł dyplomatycznie nie wiedząc czy wzrok lepiej skupić na Felipie, czy patrzących na niego wypiętych piersiach policjantki. – Caleb, jestem. – skinął przyjaźnie. Następnymi razem proszę śmiało rzucić mnie na maskę, skuć i zrobić rewizje osobistą. Będę potulny jak baranek. – pokiwał głową.
Czuł się dziwnie swobodnie i bezpiecznie. Mógł przy żonie delikatnie mówiąc, otwarcie flirtować, z jej byłą kochanką. Żona miała dobry gust a on... nie czuł się nawet zazdrosny.

Na kolana Felipy spadł elektroniczny klucz z breloczkiem w kształcie winylowej płyty.
- Możecie się zatrzymać u mnie - w samochodowym oknie błysnął na odchodnym uśmiech policjantki, puściła Waltersowi oko oceniając go z góry na dół. - O szóstej kończy mi się zmiana. Kupić coś w drodze do domu? Bitą śmietanę albo pluszowe kajdanki?
- Pluszowe kajdanki i lody, śmietankowe. - pokiwał głową poważnie.
Spojrzał na żonę czy miała dodatkowe życzenia.
- I piwo. - Felipa nasunęła na nos przeciwsłoneczne okulary.
Eh... Ed westchnął ukontentowany wygodnie wtulając się w fotel. To dopiero żona mu się trafiła. Lepiej nie mógł znaleźć. Prawdziwie już oszlifowany diament.

Potem jechali prostą nitką otwartej drogi pośród śnieżnej pościeli puszącej się bielą po obu stronach autostrady. Ed nie myślał o przyszłości, nie myślał o przeszłości, nie myślało Sato i jego wiadomościach czekających na przeczytanie. Ani o armii nadciągającej do Nowego Jorku.
Był tutaj.
Teraz.
W tej chwili.
Przyjrzał się ślicznemu profilowi Felipy i sięgnął ręką ku długim włosom pięknego kierowcy. Odgarnął za jej ucho kosmyki odsłaniając szyję i policzek. Delikatnie gładził palcem ciepłą, młodą twarz latynoski ufnie tuląca się do jego dotyku.
Poradzi sobie. Potrzebowała tego dziecka tak samo jak on. Bo Ed będzie mógł żyć w jej wspomnieniach, ilekroć ona spojrzy na ich potomstwo. A Felipa odnajdzie w końcu cel, warty życia, umierania i zmartwychwstawania.
Cóż, był egoistą, ale przynajmniej umierał szczęśliwy.
Nie potrzebował już nadziei. Oglądał swoją kometę. W końcu ją znalazł. Na ziemi zamiast na niebie.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172