Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2015, 22:36   #141
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
- A na obiad dzisiaj... tuszoneczka - oświadczył Fox z przekąsem, kładąc otwartą, w większości zużytą konserwę na stół, wokół którego zgromadzili się ludzie przebywający w kryjówce. - Śmiało, częstujcie się do woli - zachęcił resztę, dając im chwilkę na wyrażenie swojego niewątpliwego zadowolenia na widok tego wspaniałego posiłku, po czym wrócił do kuchni. Ochota na chwilową zamianę z Zoltanem w roli głównego kucharza przyszła najemnikowi po części ze zniecierpliwienia w oczekiwaniu na przybycie Kane'a i Valerie, a po części ze względu na nowopowstałą, przyjazną rywalizację z Hradetzkim na kucharskim polu. Oczywiście prawdziwe danie właśnie kończyło się smażyć. Była to mieszanka pociętych cienko warzyw z dodatkiem mięsa z puszki, którą po usmażeniu Raver przerzucił z syczącej jeszcze patelni do wielkiej misy. Ugotowane ziemniaki leżały już w misce obok, Felix wziął więc oba naczynia i ponownie udał się do pokoju, kładąc je na stół. Następnie przyniósł jeszcze czajnik z zagotowaną wodą i słoik z kawą.
- Zoltan, a gdzie modlitwa? - zganił towarzysza, widząc, że ten zabrał się już do żarcia. Anglik sam jednak zignorował swoje słowa, nakładając sobie solidną porcję kartofli i warzyw, a także zalewając tutejszą "kawę" niewielką ilością wody. Pijąc coś takiego trudno było się nie krzywić, ale na potrzeby ludzi skazanych na chroniczne braki snu było w sam raz. Zwłaszcza, jeśli zaraz miało się wyruszyć w długą, mroźną wyprawę.

***

Raver nie wszedł do mieszkania Udinova, by nie robić tam niepotrzebnego tłoku i nie zwracać uwagi potencjalnych gapiów. Opis wnętrza najemnik poznał więc tylko poprzez komunikaty przekazane przez Bojko i Rusht. Generalnie było jasne, że ten barak byłby gorszą kryjówką niż ich obecna, a do tego po agencie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie było śladu.
- Sprawdźcie koniecznie wersalkę, szafkę i miejsca pod i za szafą, a także dokładnie wymacajcie te skóry na ścianach. Zaglądnijcie też pod dywan. Tutejsi pewnie często ukrywają różne rzeczy przed władzami i przed sąsiadami. Może Udinov pozostawił coś, co nas naprowadzi na jego trop.

Agent nie był najważniejszy w ich misji, ale skoro już włamali się do jego mieszkania, należało to wykorzystać w pełni. Według danych od Miracle, ten człowiek to był w sumie nikt, więc jeśli ktoś go porwał, jak sugerowała Val, to raczej nie z powodu tego, że mógł coś znaczyć dla tutejszych władz.

***

Po ustaleniu planu działania w okolicy składu, Fox oddalił się od reszty grupy i już po chwili zaczął mu towarzyszyć jedynie charakterystyczny chrzęst śniegu towarzyszący jego krokom. Na szczęście do wzgórz przy jeziorze nie było daleko. Raver obchodził je z boku, szukając najlepszego podejścia. Następnie lekko przykucnął i skoczył, lądując na podwyższeniu kilka metrów wyżej. Dla kogoś obserwującego tę sytuację pewnie wyglądałoby to bardzo nienaturalnie, zwłaszcza że rusztowanie egzoszkieletu mocno przylegało do ciała i jako znajdujące się pod ubraniami, było niewidoczne. Felix przeszedł parę kroków, wspiął się nieco wyżej i ponownie rozejrzał się wokół, szukając kolejnej okazji do skoku. Jako snajper, najemnik był przyzwyczajony do samotnego obserwowania okolicy z mało dostępnych miejsc, co jednak wcale nie znaczyło, że śnieg stawał się mniej zimny, a lód mniej śliski. Na całe szczęście egzkoszkielet chronił też przed upadkami.

Będąc już na pozycji, Fox wykopał sobie małe gniazdo w śniegu, po czym złożył snajperkę i zaczął obserwować okolicę w lunecie. Skupiał się przede wszystkim na strażnikach, których inni ze swoich pozycji mogli nie widzieć, starając się przy tym określić i zapamiętać, jaką przeciwnicy dzierżyli broń. Długodystansowcy byli najbardziej groźni i pierwsi do wyeliminowania w razie kłopotów. Snajper pilnie również śledził wyjścia z budynków, by w razie czego informować zawczasu o pojawieniu się nowego zagrożenia. Od czasu do czasu zerkał też na dojazdy do składu. Liczył na to, że obserwacja dróg nie będzie wymagała wiele czasu, gdyż każdy pojazd jadący z zapalonymi światłami powinien zwracać uwagę nawet bez użycia lunety.
 
__________________
Flying Jackalope
Cybvep jest offline  
Stary 18-07-2015, 23:33   #142
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Od biedy się nada - skrzywił się Witalij rozglądając się po mieszkaniu Udinova. - Ale na krótko. Trzeba sprawdzić te ogłoszenia z gazety, które znalazłaś.
Bojko i Rusht sprawdzili wszystkie miejsca, które doradził im przez komunikator Raver a ponadto opukali podłogę, również pod i za meblami, przetrząsnęli i wyjęli wszystkie szafki i szuflady, szukając w nich drugiego dna, zajrzeli pod materac i do materaca. Po wszystkim ustawiali i układali wszystko z powrotem na miejscu.
- Albo jego zniknięcie to przypadek albo ktoś jednak wpadł na trop siatki Miracle - rzekł Ukrainiec. - Dwoje z czworga agentów porwano, trzeci zaginął. Przyznajcie, że coś jest na rzeczy.

***

Bez przeszkód dotarli pod wskazany przez porywaczy Sorokin adres na ulicy Gornaya. Zgasili światła, po czym zaparkowali busik na końcu ślepej uliczki prowadzącej do starej, drewnianej cerkwi, zbudowanej na szczycie pagórka.
Na planach i zdjęciach, które przed misją wygrzebali w sieci bądź dostali od Miracle wyglądało to jak jakieś prawosławne sanktuarium.
To był prawie skraj miasta. Zaraz obok wznosiło się pasmo stromych wzgórz, tworzących naturalną granicę Norylska. Ze swojej pozycji (busik tylko częściowo wystawał zza jakiejś rudery) najemnicy mieli jakieś dwieście metrów do budynków i wjazdu, na który dzięki noktowizji mieli całkiem dobry widok.


- Chciałbym przedstawić nieśmiałą propozycję - odezwał się kpiarskim głosem Witalij - którą następnie poddamy pod demokratyczne głosowanie. Mianowicie za dwadzieścia szósta zajmiemy pozycje. Jako, że nie lubicie, gdy was rozstawiam po kątach, sami zdecydujecie kto gdzie przyda się najlepiej, ale jak dla mnie Fox powinien zająć pozycję w tych pagórkach między składem a jeziorem, naprzeciw budynków i szlabanu. Ja i Shade mamy pancerze maskujące więc przekradniemy się wcześniej na teren składu i pozwiedzamy teren.
Mówiąc sprawdzał sprzęt, wyjmując kolejno z plecaka broń i różne akcesoria, w tym nożyce do cięcia drutu z gumowymi uchwytami.
- Roy i Kane powinni na razie zostać w wozie, żeby ewakuować nas w razie większej zadymy. Kto za? - Vader uniósł dłoń do góry.
- Bojko, nie wziąłeś może ze sobą szczura? - spytał Fox. - Mógłby podsłuchać, po jakiemu tu gadają.
- Niet, Puszkin pilnuje z Zoltanem meliny - odpowiedział Ukrainiec.
- Jak nie on, to może uda się to Wam - kontynuował Raver. - Może byłaby to jakaś wskazówka odnośnie tego, kto kontroluje ten skład. Miejscowi mają inne akcenty, a ta lustrzana wiadomość była napisana kulawym rosyjskim. A co do planu… - snajper zrobił dramatyczną pauzę - ja, Fox, posiadający wszelkie prawa wyborcze, mogę przejść się od strony wzgórz, więc jestem za - oznajmił poważnym głosem, unosząc rękę. - Egzoszkielet pomoże mi wskoczyć tu i tam. Będę obserwował okolicę w lunecie... Tyle że jest jeden problem. Skąd wiemy, że przenieśli tutaj Sorokin? W sumie jeśli nie są idiotami, to tego pewnie nie zrobili i nie zrobią, zanim się nie upewnią, że wszystko gra. Zamierzasz się z nimi spotkać sam, Vader, czy tylko napaść i przeczesać okolicę?
- Da - skinął głową Ukrainiec. - Też nie myślę, by ich tu trzymali. Trzeba będzie dorwać i przesłuchać. Warto. Naszym podstawowym zadaniem jest dowiedzieć się, co wywołało anomalie pogodowe. Takie cuda działa chemia a ojciec Sorokin jest chemikiem. Może mieć coś z tym wspólnego.
- Mój strój maskujący nie obejmuje zewnętrznego ubrania, którego przy panujących tu temperaturach wolę nie zdejmować. - Powiedziała Shade odnośnie zwiedzania terenu. - Dlatego muszę raczej polegać jedynie na swojej zręczności w ukrywaniu i umiejętności cichego poruszania się. W związku z tym wolałabym poruszać się po innej części tego kompleksu niż ty Witalij. Nie obraź się, ale nigdy nie poruszałeś się z wdziękiem kota i robisz przy tym za dużo hałasu.
- To dlatego, że nie jestem małym kotkiem a tygrysem. Rrrau! - Witalij wyszczerzył zęby. - Zgoda. Kocica weźmie północą część a tygrysek południową, tam gdzie świecą się latarnie.
W odpowiedzi kobieta skinęła głową. W tej sytuacji nie było powodów do dyskusji.
- Zgoda, zostanę blisko busa. Podejdę trochę bliżej drogi na południe od składu i sobie poczekam - powiedział krótko Kane. - Ciekawe czy o szóstej coś się tu w krajobrazie zmieni.
- Jeśli nie, to piętnaście po wchodzimy - rzekł Bojko. - W miarę możliwości po cichu. Trzeba wziąć przynajmniej jednego jeńca. Jeśli chcecie możecie wtedy podjechać busem pod szlaban udając zgubionych czy coś i załatwić strażników jak podejdą. Zdaję się na waszą pomysłowość, towarzysze.

***

Plan z drobnymi korektami został zaakceptowany. Witalij pomału uczył się jak przewodzić tej drużynie. Najemnicy tym lepiej działali im więcej pozostawiało się im własnej inicjatywy a poznawszy ich już trochę - każdego z osobna i wszystkich razem - stwierdził ostatecznie, że może im w tej kwestii zaufać. Zespół się zgrywał, zaczynając działać jak dobrze naoliwiona machina. Zgrzytów było coraz mniej.

Witalij i Shade opuścili ciepłe wnętrze busika pierwsi, zaraz po wpół do szóstej. Mieli najdalszą drogę do przejścia. Dwieście-trzysta metrów to mało, pod warunkiem, że idzie się drogą a nie przedziera przez zasypane metrową warstwą śniegu przemysłowe ruiny. W tych warunkach dotarcie do ogrodzenia składu zajęło im blisko kwadrans.

Ukrainiec zostawił za duże o dwa numery buty, kurtkę oraz czapkę w pojedźcie, na głowę nakładając hełm, nawet trochę przypominający ten Vadera z Gwiezdnych Wojen. Pod szczelnym pancerzem miał jeszcze trójwarstwowy, ocieplany narciarski kombinezon, ale jedna warstwa ubrania mniej i tak stanowiła tu odczuwalną różnicę. Niedługo Bojko zacznie szczękać zębami a mniej więcej za godzinę organizm zacznie się wyziębiać. Poruszać się w nagim pancerzu nie dało się tu zbyt długo. Tylko w twarz, teraz szczelnie zasłoniętą hełmem, było cieplej.
Poupychał pistolet, granaty i sprzęt do skrytek w pancerzu (który miał też wbudowane coś w rodzaju małego plecaka) a karabin zarzucił na plecy, nakrywając go peleryną-niewidką.
Na szybie hełmu zaczęły wyświetlać się dane:

HUD DISPLAY ON
LOW LIGHT VISION ON
THERMOVISION AUTO-TARGETING SYSTEM ON
FN HAR RIFLE SMARTLINK RECOGNIZED
AMMO 30/30
BATTERY 97% FULL
ARMOR HYDRAULICS OK
CHAMELEON SYSTEM FULLY OPERATIONAL, CURRENT STATUS: OFF
WARNINGS (1): EXTREMLY LOW TERPERATURE EXPOSURE

Japońska technologia była jak dotąd niezawodna. Japońce pośrednio sąsiadowali ze zdestabilizowaną, pogrążoną w wewnętrznych konfliktach Rosją, ich sprzęt musiał zatem działać w warunkach syberyjskich. Oni również, jak niemal cały świat miał chrapkę na tutejsze surowce... a dotknięte suszami kraje południa kusiła nawet słodka woda z wielkich syberyjskich rzek. To co się działo w Norylsku było tylko przygrywką do rozbioru Syberii przez mocarstwa i korporacje. Z czytanych przed wyjazdem analiz wynikało, że takie pionki jak grupka Witalija będą miały tu jeszcze sporo do roboty.

Vader i Shade przekradli się przez ulicę, którą wcześniej tu przyjechali i podeszli do ogrodzenia składu od tyłu, gdzie nie istniało ryzyko zauważenia przez jakiś przejeżdżający akurat pojazd. Witalij z pomocą termowizji wypatrywał kamer, lecz przynajmniej w tym miejscu żadnych nie znalazł.

CHAMELEON SYSTEM ON
REARVIEW ON

Ze szczelin pancerza wysunęły się malutkie panoramiczne kamerki oraz holoprojektory 3D, otaczając najemnika projekcją otoczenia. Jeśli stał przez ceglanym murem to ktoś patrzący na niego widział tylko tenże ceglany mur, trochę uwypuklony i zniekształcony, gdy Bojko się poruszał. Na przedniej szybie ustawił sobie w małym okienku widok z kamerki na tyle hełmu, by widzieć co się dzieje za jego plecami.

Wyjął nożyce do cięcia drutu z gumowymi uchwytami (do pokonywania ogrodzeń pod prądem) i wyciął im zgrabne przejście, w ten sposób by siatkę dało się następnie ułożyć z powrotem tak jak była wcześniej.
- Panie przodem - uchylił siatkę zakutą w pancerną rękawicę dłonią, drugą szarmanckim gestem wskazując przejście Shade.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 18-07-2015 o 23:45.
Bounty jest offline  
Stary 19-07-2015, 14:10   #143
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Ulubione w cudzysłowie, zajęcie najemnika: czekanie, Kane umilał sobie zajmowaniem się ekwipunkiem. Shade zamknęła się w kiblu, Fox bawił się w kucharkę, kobiety taktycznie prawie nie wyłaziły z sypialni, sielanka jak się patrzy. Ciepło też było, a sprzęt nie wymagał wielu czynności dodatkowych. Tuszonka pachniała zacnie.
- Jeszcze kilka dni na tym lodowym wygwizdowie i polubię ichnie konserwy. Wiedzą jak to robić, skubani. Niektóre mogłyby mieć i po dwadzieścia lat - zaśmiał się, biorąc do ust duży kęs odkrojony za pomocą bojowego noża, którym przed chwilą dłubał w swoim shotgunie.

Czas mijał i sprawiał, że znalazło się kilka chwil na przemyślenia. Ani negatywne, ani pozytywne po prawdzie. Byli w mieście, czyli pierwszą przeszkodę pokonali. Zżymał się na cywilne kobiety, pałętające się pod nogami i ograniczające pole manewru, lecz pojawiła się szansa, że tego aspektu się pozbędą niedługo. Ciągle nie wiedzieli z czym tak na prawdę przyjdzie im się mierzyć i to było gorsze. Bojko widać, że zapędy okazywał proludzkie, to i jeszcze chwilę im zajmie zbadanie prawdziwego celu ich wizyty w Norylsku. Irlandczyk nie marudził głośno, Val wystarczała w tej kwestii. Nie naciskał jej, wierząc w ten sam profesjonalizm, co widział u niej we wcześniejszych misjach.

Podobnie jak Raver nie poszedł do domu Udinova, wyszedł natomiast z busa i zajął pozycję na rogu ulicy, kierując wzrok w stronę wyraźnej strzelaniny. Jak był młodszy to zawsze ciekawiło go, kto z kim się strzela. Obecnie cieszył się, że nie strzelają do niego i nic poza tym zazwyczaj go nie interesowało w tym temacie. Słuchał sprawozdania przez komunikator, zaraz po Foxie dodając swoje trzy grosze.
- Shade, użyj termowizji po najbliższej okolicy. Podobno były tu ślady, wcale nie sprzed kilku dni. Może zaszył się u jakiegoś sąsiada. W tych barakach gówno znajdziemy, ale ludzie z takich miejsc, niezależnie od rejonu świata, doskonale umieją się ukrywać.
Pamiętał doskonale Manilę, gdzie tropili igłę w piekielnie wielkim stogu siana. Tamtejsza biedna dzielnica i cholerni kolorowi, wszystko wyglądało tak samo. Tu ludzi mniej, ale kryjówek wcale niekoniecznie. Na miejscu Rosjan on sam wybudowałby sobie tu podziemny labirynt. Słońca i tak nie mieli.

***

Odczekał kilka minut od opuszczenia busa przez Shade, Vadera, a następnie Foxa. Roy w swoim zwyczaju nie wdawał się w dyskusje, widocznie zgadzał się na wszystko. O'Hara blaszanej puszeczki za dobre miejsce na obserwację nie uważał, dlatego też zdecydował się wyjść.
- Podejdę drogą kawałek, do najbliższego budynku i tam zaczekam. Raver nie będzie musiał pilnować całego terenu, a w razie czego po tej prawie odśnieżonej drodze jestem szybszy na krótki dystans od tego złoma. Dasz sobie radę? - spytał kompana, nie wierząc, że ten odpowie negatywnie. Tu w okolicy panował spokój. - Jak zauważysz jakiś ruch to mów, wrócę.

Wyszedł, owijając się szczelnie zimowym ubraniem od Miracle. Pancerz pod nim sprawiał, że jego sylwetka przypominała trochę niedźwiedzia, skradającego się szybko skrajem odśnieżonej drogi. Noktowizor nasunął na oczy i jego zielone światło przyjemnie uspokajało. Wszedł w śnieg, zbliżył do dużego zrujnowanego budynku i odnalazł wygodny pagórek, usypany z gruzu lub ziemi. Nie miało to znaczenia przy tak grubej warstwie śniegu. Kane ułożył się w nim, mając widok na południową drogę.
- Fox, widzę drogę od wschodu, możesz skupić się na samym składzie i podjeździe od północy.
Ulubione zajęcie najemnika. Musiał je tak nazywać, bo jak inaczej dałoby się to zdzierżyć.
 
Widz jest offline  
Stary 19-07-2015, 22:31   #144
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wymiana uprzejmości Witalija i Foksa za bardzo trąciła gówniarstem, żeby zachęcić Roya do gadania albo chociaż rozbawić, ale… Może to on się starzał.
Nie czuł w każdym razie wewnętrznego przymusu głośnego zapewniania, że sam też uważa, że ktoś powinien w furze zostać, i - owszem - może to być on. Nie dlatego, że jakoś wyjątkowo martwił się o swoją zdobycz, chociaż po tym, jak ją otworzył, o ponownym zamknięciu można było tylko pomarzyć. Chodziło głównie o możliwość szybkiego wykorzystania jej zalet w akcji, a w takim wypadku naturalnym wyborem był ktoś, komu zmuszenie gruchota do posłuszeństwa przyjdzie najłatwiej.
Buckman już go uruchamiał, w dodatku pod norą Udinowa urozmaicał sobie czekanie porządkowaniem wybebeszonej instalacji, a wcześniej sporo czasu poświęcił na przejrzenie z pomocą Zoltana sprzętów stanowiących skromne wyposażenie kryjówki. Szukali przycisku, odpowiedniego do uruchamiania rozrusznika, i - przede wszystkim - przełącznika, który dałoby się wykorzystać do bardziej cywilizowanego obejścia stacyjki. Rozplatanie za każdym razem kabelków byłoby co najmniej kłopotliwe, a zostawianie włączonego zapłonu - zabójcze dla akumulatora. W tutejszych warunkach i tak nie miał lekko.
Poza tym Roy chyba najmniej z całego zespołu nadawał się do cichych akcji, z czym zresztą nigdy się nie krył.

Pytanie Irlandczyka wymusiło na nim niezbyt entuzjastyczne potwierdzenie, że wbrew pozorom ciągle żyje i nawet zachował kontakt z rzeczywistością.
- Jasne - odpowiedział zza kierownicy, kiwając oszczędnie głową.
Na wypadek, gdyby rzeczywiście było z czym sobie radzić, na siedzeniu obok położył już pod usmarowaną szmatą gotowy do strzału pistolet, a dwudziestka szóstka Militechu czekała grzecznie na swoją kolej za oparciem.
Teoretycznie w środku powinno być znacznie przyjemniej niż na zewnątrz. Buda chroniła przed wiatrem, po wyłączeniu silnika wychładzała się jednak błyskawicznie, szczególnie, że Roy pouchylał okna. Z ciężkim sercem, ale i świadomością, że jeśli dopuści do zaparowania szyb, będzie bezużyteczny.
 
Betterman jest offline  
Stary 21-07-2015, 15:22   #145
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Dom Udinova

Wrażenie, jakie odniosła Shade przyglądając się mieszkaniu Udinova było jak najbardziej poprawne. Dymitr, jeśli tu był i coś zmieniał, to nie tego dnia i pewnie nie poprzedniego. Termowizja ujawniła jedną osobę w baraku przylegającym do domu agenta, ale co znacznie bardziej ciekawe, również mały odczyt z dołu. Tym razem to uwagi Foxa okazały się mieć sens. Nic co prawda nie ukrywało się za ścianami i meblami, za to odsłonięty dywan i przyjrzenie się podłodze pozwoliło odnaleźć klapę prowadzącą do piwnicy. Ostrożnie otworzyli ją, zaglądając do środka.

Brak ludzi, ślady bytności zdradzał jednakże ciepły jeszcze piecyk z prymitywnie zamontowaną rurą do odprowadzania dymu, wychodzącą gdzieś na zewnątrz, prawdopodobnie na tyle daleko, że smużkę dymu łatwo myliło się z tą z któregoś z sąsiadujących baraków. Udinov ukrywał się tu na dole, on lub ktoś korzystający z tego pseudo mieszkania. Materac, koce i skóry, mały stolik i nawet telewizor. Trochę rzeczy osobistych, w tym zdjęcie przedstawiające Dymitra wraz z jakąś kobietą, najpewniej zmarłą żoną. Była nawet miska z wodą, pojedyncze talerze i sztućce, kilka puszek jedzenia, mała butla gazowa będąca jednocześnie kuchenką. I nocnik, opróżniony.

Teraz agenta nie było, ale jasne okazało się, że jednak złapany nie został i teraz ukrywał się pod własnym mieszkaniem.



Shade, Vader

Godzina 18:06 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
Skład elementów żelaznych, Norylsk, Rosja


Siatka poddała się bez walki, wpuszczając dwójkę najemników na ogrodzony teren składu. Kilkumetrowej wysokości, długie rzędy stali i miedzi piętrzyły się tuż obok, tworząc szerokie alejki ubitego śniegu, który skrzypiał cicho pod stopami najemników. W tych warunkach nawet Valerie nie potrafiła wyeliminować zupełnie tego dźwięku. Rozdzielili się, używając licznych tu elementów otoczenia, aby ukryć się przed potencjalnym wzrokiem strażników. Trzy działające latarnie oświetlały wystarczająco terenu, aby odkryć potencjalnych złodziei: czy to metalu, czy sprzętu zaparkowanego niedaleko kwadratowego budynku przy bramce wyjazdowej. Oprócz dźwigów stały tam także dwie ciężarówki.

Panowała cisza, oczy nie wychwytywały ruchu. Zaczął padać śnieg, zielonkawe w świetle noktowizorów, zmrożone płatki opadały powoli na ziemię. Witalij bez przeszkód zbliżał się ku zachodniej strony składu, ukrywając się za tonami metalu. Nie musiałby nawet używać maskowania, a dyskomfort sprawiało wyłącznie zimno. Widział kawałek budynku, raz w oknie jedynie pojawiła się jakaś postać i szybko wróciła gdzieś w głąb pomieszczenia. Valerie radziła sobie równie dobrze, przechodząc dalej, w gąszcz mniejszych alejek i wyglądających na rozrzucone bez ładu i składu stert różnorodnego towaru, w większości całkiem zakrytych pokrywą śniegu. Stąpając po co bardziej odśnieżonych alejkach obserwowała małą budkę ustawioną od zachodniej strony, z oknami wychodzącymi na wnętrze składu. W świetle noktowizora widziała siedzącego tam wartownika, może nie dokładnie, ale sylwetka tam była. Podejście bliżej nie okazałoby się trudne, gdyby nie jeden szczegół, który zauważyła w ostatniej chwili. Przypadła do ziemi, chowając się za dwumetrowej wysokości stosem miedzianych drutów. Nad główną alejką przelatywał właśnie mały dron, wirując powoli w powietrzu. Bez wątpienia miał zamontowane noktowizyjne kamery, za ich pomocą przepatrując okolicę. Przeleciał obok i skręcił w drugą alejkę, zmuszając z kolei Witalija do ukrycia się.

Poza tym nic się nie działo.
Godzina osiemnasta nastała i minęła, zmuszając ich do zastanowienia się co dalej.
Ruchu wykonać nie zdążyli, bowiem rozległ się ostrzegawczy komunikat od Foxa.


Fox, Irishman, Roy

Nic się nie działo. W przeciwieństwie do zwiadowców, Raver i O'Hara nie mogli się nawet rozgrzać ruchem, zmuszeni do trwania na swych pozycjach, powoli przysypywani przez padający śnieg. To miało akurat dobry wpływ, bo im bardziej się było osłoniętym od lodowatego wiatru, tym lepiej. Irlandczyk gapił się na pustą drogę, słuchając dalekich odgłosów wystrzałów. Był prawie pewien, że wiatr przyniósł również odgłos z innego kierunku, ale nie potrafił określić odległości. Nikt nie nadjeżdżał ani nie nadchodził z tego kierunku.

Anglik leżący na wzniesieniu, miał lepszy i szerszy widok. Wykorzystując lunetę mógł dokładnie dość przyjrzeć się ludziom pojawiającym się w niedużych oknach kwadratowego budynku przy szlabanie wjazdowym. Uzbrojeni w karabiny pozbawieni byli mundurów. Mimo, że znajdowali się w pomieszczeniu, twarze mieli osłonięte, a ciała okryte grubymi kurtkami. Było ich co najmniej trzech, ale nie dostrzegał nic w głębi. Kierując spojrzenie bardziej na północ, widział kilka sylwetek poruszających się przy następnym zakładzie pracy, a drogą jeszcze bardziej na północ, wóz pancerny oraz budynek z pewnością wykorzystywany jako posterunek. Około osiemnastej podjechał tam terenowy pojazd cywilny. Z budynku wyszło dwóch uzbrojonych ludzi, zatrzymując samochód na chwilę, po czym przepuszczając go dalej. Nadjeżdżający minął pierwszy zakład i zbliżał się do obserwowanego przez najemników składu. W środku pojazdu siedział za kierownicą samotny mężczyzna.
Fox poinformował o tym resztę.

Roy nie miał wiele do roboty, siedząc w zimnym pojeździe. Zmodyfikowana stacyjka pozwalała łatwiej i szybciej odpalić samochód, ale nie mógł trzymać silnika na chodzie. Dźwięk w panującej dookoła ciszy przyciągałby sporo uwagi, a bak miał zapełniony ledwie w jednej czwartej. Trwał na swoim posterunku, słuchając raportu Ravera, gdy nagle ujrzał sylwetki narciarzy. Zbliżali się od zachodu i południowego zachodu. Kilkanaście postaci w białych maskujących strojach, z czymś niepokojąco przypominającego karabiny przewieszone przez plecy.


 
Sekal jest offline  
Stary 24-07-2015, 09:51   #146
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Daj to. - Gnedenko chwyciła broń i przez chwilę jej się przyglądała.
Zoltan bez wahania podał jej pistolet oraz dwa magazynki. Był tutejszej produkcji, PJC, 15 nabojów w magazynku.
- Nie wychodźcie z tego pokoju. Ukryjcie.
Szybko przesunął też w ich kierunku wyładowane magnetyczne sanie. Zoe widziała już na nich wcześniej także karabiny AK, znacznie potężniejsze od trzymanego przez nią pistoletu. Najemnik nie zaproponował ich, ale tam były. Wycofał się natychmiast i wszedł do otwartego już urządzenia. Wieko zamknęło się za nim, zawory syknęły i metalowe monstrum uniosło się. Ninna patrzyła na to w bezruchu i z przerażeniem. Gnedenko usłyszała z boku głos Sorokin.
- Co… co robimy?
- To co powiedział. - Powiedziała sucho pułkownikowa. - Czekamy w pokoju. Ukryte. - Siliła się na spokój, chociaż w środku się bała tak jak w domu. - Lepiej znaleźć sobie nawet prowizoryczną osłonę. Choćby łóżko.
Ninna skuliła się jakby bardziej, ale Helena zebrała się w sobie. Z dużym trudem przesunęła sanie tak, żeby znajdowały się zaraz za drzwiami, same w sobie stanowiąc jakąś ochronę. Zamknęła też drzwi.
- Tu są karabiny - powiedziała nagle, odsłaniając zasłoniętą plandeką zawartość sań. Podniosła jeden z nich ostrożnie. Nie miał włożonego magazynka, ale była to jedna z rosyjskich broni. Gdzieś spoza mieszkania doszły ich stłumione słowa po Rosyjsku, poprzedzone waleniem w drzwi.
- Otwierać! Kontrola!
- Cii. - Zoe przyłożyła palec do ust, chociaż była pewna, że jest to zbędny gest.
Ruch należał teraz do najemnika. To nie ona stała przy drzwiach i to nie ona decydowała czy otworzyć je czy też. A mino to serce waliło jej jak oszalałe, tak jak kilka dni temu. Sorokin uklękła za saniami, gorączkowo szukając czegoś, pewnie amunicji, gdy z dużego pokoju rozległ się głos z paskudnym akcentem, należący niewątpliwie do Zoltana.
- Idę, idę! Czego tam od starego Arsenki? Job twaju... OTWARTE!
Coś łupnęło. Zoe była więcej niż pewna, że napastnicy otworzyli gwałtownie drzwi do mieszkania. Potem był krzyk, strzały, głuche uderzenia, dudnienie i kilka innych, niezidentyfikowanych odgłosów.
Gnedenko spojrzała na trzymany pistolet. Następnie na swoje towarzyszki. I znowu na broń. Zamknęła na chwilę oczy. Policzyła do pięciu a gdy je ponownie otworzyła wyjrzała ostrożnie za drzwi. Adrenalina zaczęła już działać i pułkownikowa wyraźnie słyszał w uszach szum krwi tłoczonej przez serce. To samo serce, które szybciej pracowało pod wpływem działania tego gruczołu dokrewnego.
Na górze, gdzieś od strony wejścia do budynku, rozległa się długa seria ciężkiego karabinu maszynowego, prawie jednocześnie z wyraźnym wybuchem. W mieszkaniu panowała cisza. Skulona w kącie Ninna nawet nie drgnęła, ale Helena znalazła gdzieś magazynek do broni i udało się jej go załadować. Zoe nie zwróciła uwagi czy kobieta pomyślała o odbezpieczeniu karabinu… i może lepiej, gdyby nie. Korytarz był pusty, oprócz jednego faktu: na podłodze, w przedpokoju przy drzwiach, leżał człowiek. Nieruchomy. Chodnik przy jego głowie nasiąkł czymś ciemnym. Przeczucie podpowiadało kobiecie, że jest ich tam więcej. Kilka kroków dalej. Łącznie trzy trupy. Nie, nie trzy. Dwa. Jeden z mężczyzn rzęził jeszcze ciężko. Z ciał, ścian i podłogi wystawało mnóstwo połamanych igieł lub czegoś je przypominającego.
Zoe podeszła powoli i ostrożnie do żyjącego, osunęła nogą karabin od niego i ściągnęła mu z głowy kominarkę.
- Kto wy? - Spytała wpatrując się w jego twarz.
Nie był tutejszy, na pewno nie. Ciemna skóra, trochę tak jak u Mongołów, spotykanych w tych rejonach. Ale rysy inne, nierówna broda i kompletny brak zrozumienia jej słów wskazywały na pochodzenie z południa, z arabskich pustyń. Lub skądkolwiek indziej, ten lud rozprzestrzenił się już wszędzie. Z ust ciężko rannego wydobył się jedynie niezrozumiały bełkot i trochę krwi. Na górze zaś rozpoczęła się regularna kanonada, wspierana niezrozumiałymi dla Zoe komunikatami przez megafon. Zoltan nie był cichym najemnikiem i właśnie rozgłaszał na pół miasta swoją obecność.
Że też Bóg musiał na jej drodze postawić niemówiących w ludzkim języku pogan. Pułkownikowa zostawiła konającego. Dobijać go nie miała serca. Patrzeć na jego męki też nie.
Głośne zachowanie najemnika zdecydowanie musiało ściągnąć im na głowę służby podległe lokalnej administracji. To było zbyt głośnie i zbyt nachalne. Tam, na obrzeżach miasta, to co innego. Ale praktycznie w sercu…
- Obawiam się, że zaraz staniemy się celem naszych własnych żołnierzy i ciężko będzie się wytłumaczyć. - Rzuciła przez ramię do towarzyszek cofając do nich.
Swoje kroki skierowała ku cieplejszej garderobie wybierając co cieplejsze rzeczy dla siebie i Ninny.
- Ubierz się lepiej. - Poleciła też Helenie.
Sorokin stała zaraz za nią, kiedy Zoe przyglądała się Arabom. Skierowała lufę w stronę jeszcze dychającego, a palec drżał jej na spuście. Nie nacisnęła go jeszcze. Skinęła głową Gnedenko i nie rozstając się z karabinem zaczęła ubierać. W tym momencie, budłując po schodach, do kryjówki wrócił Zoltan.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 25-07-2015, 08:58   #147
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Obraz z kamery Puszkina nie obejmował już pięciu uzbrojonych w duże czarne torby mężczyzn, kiedy Zoltan wchodził i zamykał się w odpornym pancerzu. Naprawiona w wolnym czasie maszyna chodziła jak na razie bez zarzutu, wstając na swoje solidne nogi. Brak pomocy kamery i tak już nic nie znaczył. W swoim egzoszkielecie Węgier małymi zabawkami bawić się nie mógł. Plan miał taki, aby wyjść im naprzeciw, lecz nie zdążył. Rozległo się walenie w drzwi.
- Otwierać! - krzyknął ktoś za nimi, po rosyjsku. - Kontrola!
Węgier wcześniej upewnił się, że dziewczyny zostały w jak najodleglejszej części mieszkania, z dala od linii ognia. Teraz, już w stalowej skorupie Zoltan Hradetzky uchylił nieco wizjer, by jego głos brzmiał naturalnie i skulił mecha jak najbardziej za kanapą, by wystawała tylko nieokreślona góra białopomalowanego metalu.
- Idę, idę - zacharczał udając przepity głos - Czego tam od starego Arsenki? Job twaju... OTWARTE!
Po czym z syknięciem zamknął przyłbicę i wyciągnął pistolet szrapnelowy z kabury w udzie.


Do środka wpadły najpierw drzwi, a potem dwóch zamaskowanych mężczyzn z karabinami automatycznymi w dłoniach. Rozejrzeli się, w pierwszym momencie zdezorientowani. Niestety mech był zbyt duży, aby ukryć się w małym mieszkaniu, choć ściana i drzwi do pokoju trochę go zasłoniły. Na tyle, by to on miał inicjatywę, wiedząc, że gdzieś z tyłu czeka przynajmniej trzech ich kumpli.
Z zawodowcami nie ma żartów, więc Hradetzky żartować nie zamierzał. Tym razem HUD nie wyświetlał tak wielu danych jak zwykle, gdyż broń, którą dzierżył nie była bezpośrednio podłączona do systemów mecha. Nacisnął spust i z cichym wizgiem zawyło zasilanie pistoletu, który zaczął wypluwać z siebie setki policeramicznych drzazg, tnących wszystko na swojej drodze. A wszystko to, krocząc do przodu, ku drzwiom i ukrytym wrogom, by dorwać ich zanim uciekną. Po drodze nie przejmował się po czym depcze. Kanapa, ciała wrogów... miażdżone pod stopami maszyny nie spowalniały jej specjalnie.
Zoltan mógł oczywiście przejechać po ścianie serią z WKM-a, chowani za nią nie mieliby szans. Ale póki co nie sięgał po ciężką artylerię - im mniej hałasu tym lepiej. Na tę odległość i te warunki, przeciwko przeciwnikom mającym co najwyżej lekką osłonę, była to broń zabójcza. Chmara pocisków wbijała się we wszystko i wszystkich na drodze. Pierwszy wróg nie zdążył nawet wrzasnąć, bo trafienie dostał w szyję i zarzęził tylko, a krew bryznęła z tętnicy na ścianę. Drugi rzucił się w tył, ale przyjął w siebie zbyt wiele strzałów. Wrzasnął, padając. Zza drzwi wyłonił się trzeci i wypruł w stronę Zoltana serię z karabinu. Pociski zrykoszetowały od pancerza wspomaganego, trafiając ostatecznie po ścianach, podłodze i suficie, zanim seria z pistoletu nie dostała i jego. Inni już się nie wychylali. Wręcz przeciwnie, rzucili się do ucieczki, której Hradetzky nie widział, wkraczając dopiero do przedpokoju, ale słyszał, bo dodawali sobie szybkości słowami mało rosyjskimi, zwiewając po schodach w górę.

Zoltan nie zatrzymywał maszyny, dopadł furtryny jak najszybciej mógł, by sięgnąć uciekających. W miarę możliwości miał zamiar skosić ich po nogach, ale czy ich dopadnie? Niestety, wyjście na zewnątrz było małą, wybetonowaną klatką schodową. Kiedy mech wypadł na zewnątrz, obrywając przy przejściu na tej prędkości spory kawał wspomnianej futryny, napastnicy byli już gdzieś przy parterze, osłonięci załomem. Jak do niego dobiegł, zobaczył tylko trzaskające u góry drzwi.
Hradetzky na potrzeby gapiów uruchomił zewnętrzny głośnik i głośnym, syntetycznym głosem zakomunikował:
- Wojskowa Operacja Antyterrorystyczna w toku. Prosimy zachować spokój i pozostać w mieszkaniach. Dziękujemy za współpracę.
Jednocześnie nie zatrzymywał mecha depcząc po piętach uciekającym, nie pozwalając im się zatrzymać by zorganizować opór czy wymyślić plan. Wcale nie mieli zamiaru, za to plan wydawali się mieć. Prosto do samochodu. Egzoszkielet, nie przystosowany do pokonywania schodów szerokich co najwyżej na ludzkie stopy, sprawił, że Zoltan pozostał nieco z tyłu. Komunikat rozległ się w całej okolicy. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że tutejsi nigdy na oczy nie widzieli czegoś podobnego do maszyny prowadzonej obecnie przez Węgra.

Gdy dobiegł do drzwi wyjściowych, zobaczył, że tamci dwaj wpakowali się już do stojącego niedaleko busa. Trójka cywilów musiała usłyszeć strzały, bo uciekała do wejścia do klatki, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego co się działo, ale teraz już widząc broń. Samochód z napastnikami ruszał, a zza okna machnęła ku Zoltanowi ręka. Czujnik wyłapał lecący ku niemu mały, jajowaty przedmiot.
Nie było czasu na reakcję typu unik, tym bardziej trzeba było powstrzymać napastników. Impuls myślowy pobiegł przez cyberłącze i ożyła siatka HUD i dwa krzyże celownicze skupiły się na aucie, tam gdzie powinien znajdować się silnik. Chwilę później odezwała się ponurym terkotem lufa WKM-u w nadgarstku mecha oraz kaszlnęło działko naramienne, wypluwając ołów w uciekających.
Czasem nie było innego wyjścia, jak się modlić - w tym przypadku o to, by lecący ku niemu granat był tradycyjny, odłamkowy, a nie przeciwpancerny lub EMP. Miał systemy chroniące przed falami elektromagnetycznymi, ale tylko krótko. Ludzie zaczęli krzyczeć. Huk wystrzałów zagłuszał większość tych dźwięków, dziurawiony samochód zdecydowanie przeciwpancerny nie był.

Pierwsza seria przeszyła go w tym samym momencie, w którym celny granat eksplodował pod pancernymi stopami mecha. Zatrzęsło, kontrola uszkodzeń nóg błysnęła się na zółto i czerwono, ale Zoltan ustał. Celna seria trochę zboczyła z kursu i przerobiła bus na szwajcarski ser, wolno toczący się po odśnieżonym parkingu, tuż przy wyjeździe na ulicę. Toczący się tylko po to, aby bezwładnie zatrzymać się trochę dalej. Teraz ludzkie krzyki słychać było lepiej.
Hud śnieżył pikselami, napisy pojawiały się to po angielsku, to w cyrylicy, gdy programowa nakładka na rosyjski hardware zaszwankowała, ale wizja była, motoryka jakoś działała, przynajmniej dopóki nie próbował chodzić. Zoltan uspokoił szalejącą kontrolę uszkodzeń wyłączając piszczące dźwięki i zmniejszając natężenie ostrzegawczych kontrolek. Spiker zewnętrzny wciąż działał, więc przefiltrowanym przez elektroniczny syntezator głosem nadał do - być może wciąż żywych - pasażerów wraku.
- W imieniu Federacji Rosyjskiej nakazuję rzucić broń i wychodzić z rękoma do góry! - elektroniczna wersja rosyjskiego nie zdradzała akcentu - Opór jest bezcelowy! Macie dwadzieścia sekund!
Aby podkreślić wagę swych słów, skierował w to, co zostało z busa wszystkie lufy jakie posiadał.
- Piętnaście!
Po przejściu na pełen tryb noktowizyjny Zoltan zorientował się, że kierowca już raczej nie jest w stanie spełnić tych żądań. Leżał na kierownicy bez ruchu. Ten drugi nie był widoczny, ale boczne drzwi, zasłonięte przez bok busa, otworzyły się. Nikt nie wychodził z podniesionymi rękami. W ogólne nie widział tam ruchu. Drugi z napastników korzystał z zasłony jaką tworzył pojazd.

Zoltan bawić się w ostrzeżenia kolejne nie zamierzał i odpalił z dwudziestki. Przeciwpancerne działko charknęło raz i drugi, bus nie stanowił przeszkody dla broni stworzonej do niszczenia wozów pancernych.
W międzyczasie HUD uspokoił się i zaczęły spływać dokładne dane o uszkodzeniach nóg. W kilku miejscach odłamki przebiły powłokę pancerną, zerwane było kilkanaście włókien myomerowych, prawy żyrostabilizator oszalał nieco od fali wybuchu. Pianka wypełniła przestrzeliny, ponownie hermetyzując środek mecha, a do Zoltana dotarło tępe wrażenie niby-bólu w nogach gdyż bezpośrenie połączenie sprzęgiem z maszyną miało też pewne efekty uboczne...
Zignorował to jednak, skupiając się na robieniu dziur w busie. Stary samochód nie mógł wytrzymać czegoś takiego. Nie mógł też wytrzymać tego ktoś ukrywający się za nim. Blacha busa nie stanowiłaby przeszkody większej dla solidniejszego pistoletu, co więc mówić o działku? Szczątki fruwały wszędzie, a potężny terkot odbijał się echem od wysokich bloków, niosąc daleko.
To nie mogło przejść niezauważone.
Na szerokiej ulicy dochodzącej do miejsca, w którym stał, pojawiły się błyski syren i ich dźwięk, słyszalny zaraz po ustaniu serii z działka. Zbliżały się służby Norylska.

Zaiskrzyło, gdy mech ruszył pokiereszowanymi nogami i wycofał się z powrotem do klatki. Gdy dotarł do kryjówki otworzył mecha i wyskoczył sprawdzić co z kobietami.
- Pani Gnedenko, proszę do mnie mówić. Nic się nikomu nie stało? Wszystkie całe? - zapytał pułkownikową. Chwilę później spróbował nawiązać łączność z kimkolwiek z pozostałych.
- Tak. Dziękuję. Wszystkie jesteśmy całe. - Powiedziała Zoe ubierając Ninnę w cieplejszą odzież. - Tam leży jeszcze żyw jeden z nich. - Głową wskazała na ciało mężczyzny, z którego zdjęła kilka chwil wcześniej kominiarkę. - Nie mówi po rosyjsku.
- To akurat jest mniejszy problem - Zoltan wydostał się z mecha i oszacował, ile gratów miałby do zabrania. Za dużo. - Wali tu dzielna rosyjska kawaleria. Oby rosyjska, bo z nimi możemy ponegocjować, ale cholera wie, kto tu kontroluje Norylsk.
- To go dobij, żeby się nie męczył. - Powiedziała nie odwracając się jednak już do niego.
- Nie ma pośpiechu - Węgier sprawdził czy ranny nie ma pod ręką broni i spytał po angielsku:
- Kto jest twoim dowódcą? Jakie miałeś rozkazy?
- Spróbuj po arabsku. - Pułkownikowa rzuciła jakby z lekkim rozbawieniem w głosie.
- Po arabsku znam kilkanaście słów na krzyż, a jak próbuję gadać, wszystko przekręcam - odpalił Hradetzky, który w arabskojęzycznym Chartumie spędził ćwierć życia, ale języka nie złapał ni w ząb. Mimo że się starał, a żona - urodzona lingwistka, mówiąca też biegłym arabskim - dzielnie mu pomagała. - Ale spróbuję, jak nie tak to holofonem. Arabski mam na szybkim wybieraniu...
I Zoltan Hradetzky spróbował.
- Zaraz będziemy gotowe do wyjścia. - Oznajmiła Gnedenko.
Ranny nie otrzymał żadnej pomocy medycznej. Nie wiadomo, czy nawet słyszał, że ktokolwiek do niego mówi, a oczy miał szkliste. Z ust ciekła mu strużka krwi. To cud, że jeszcze żył tak po prawdzie. Ninna biernie pozwalała się ubierać, znowu wracając w stan pół-szoku. Sorokin radziła sobie lepiej, już ubrana. Słysząc o nadjeżdżających, zawahała się, ale ostatecznie nie zdjęła broni z ramienia.

Syreny wyły już tuż obok budynku. Przez nie przebiły się pierwsze krzyki, sugerujące, że ktoś tam próbuje opanować sytuację. Mogli mieć już zaledwie kilka, kilkanaście sekund na przygotowania.
- Cholera, są szybciej niż myślałem - Zoltan szybko włączył szyfrowanie na swoim holofonie i wysłał do Puszkina szybki komunikat.
"Kryjówka spalona, 5 napastników i jeden pojazd odparci, bez strat własnych. Mam na karku miejscowych, prawdopodobnie policja lub wojsko, nie wiem co będzie dalej. Jakby co, powodzenia."
Ustawił, by schowany na dachu robocik połączył się z holo Witalija, jak tylko ten znajdzie się w zasięgu. W tym czasie mech składał się z powrotem do wersji kompaktowej w skrzyni.
- Wygląda na to, drogie Panie, że musicie sobie przypomnieć kogo znacie wśród miejscowych policjantów, bo może ja nabałaganiłem, ale wszyscy będziemy się gęsto tłumaczyć... - powiedział swoim sztucznym rosyjskim - i miejmy nadzieję, że będą chcieli najpierw gadać, potem strzelać. I że ich żony są w domach, a nie w łapach porywaczy.
- Chce pan, żebyśmy to my negocjowały we służbami? - Gnedenko spytała zdziwiona.
- Jeżeli to policja, mogę ich zmasakrować - Zoltan, mimo że zabrzmiało to poważnie, skrzywił się, jakby to rozwiązanie mu nie pasowało - Z wojskiem mogę mieć problemy, ale wy jesteście w części żonami wojskowych. Jeżeli ja będę negocjował, z miejsca wezmą mnie za obcego, jednego z tych co was porwali. Jeżeli wy... sprawa będzie prostsza. Jesteście tutejsze i macie w rodzinie wpływowe osoby. Jeżeli to pomoże, mogę wskoczyć w Gatora i Cię ubezpieczać, choć myślę że widok machiny wojennej sprawi, że zrobią się bardzo nerwowi.
- Proszę posłuchać siebie uważnie. - Powiedziała ostrożnie Zoe po czym przysunęła się bliżej, żeby tylko Węgier ją słyszał. - Ja mogę wam pomóc, ale bez mieszania się oficjalnie. Jeżeli do uszu przełożonych mojego męża dotrze, że ja pomagałam uzbrojonym obcym, to nawet jego pozycja mi nie pomoże. - Nie wspomniała, że przed Konstanty nic nie obroniłoby jej. A tego obawiała się najbardziej.
- W porządku - westchnął Hradetzky, najwyraźniej uznając, że nie ma sensu dyskutować z kimś kto lepiej zna tutejsze realia - Ja będę negocjował.

Trwało to trochę dłużej niż początkowo mogło się wydawać. Głosów na górze przybywało, pewnie pierwsi na miejscu czekali na posiłki, dzięki czemu Zoe i Zoltan zdążyli zakończyć swoją rozmowę, a Sorokin jednak dojść do wniosku, że odłoży karabin. Okrzyki były zdecydowanie po Rosyjsku, w miejscowym dialekcie. Gnedenko poznawała je dobrze. Nie musieli też wysilać się z określeniem, skąd nadeszła ta metalowa bestia, autorka całego przedstawienia.
Na schodach usłyszeli kroki, krótkie polecenia i chwilę później w piwnicy zaroiło się od ubranych na biało żołnierzy. Mierząc z karabinów od razu skierowali się we właściwe miejsce. Pod drzwiami leżał trup, a rozwalona futryna uniemożliwiała zamknięcie drzwi.
- Rzucić broń!
- Ręce w górę, na ziemię!
Krótkie, zdecydowane, głośne polecenia. Któryś kopnął w drzwi, poszerzając przejście.
- Na ziemię!!! - wrzaski żołnierzy jasno dawały do zrozumienia jakie wrażenie zrobił egzoszkielet Zoltana. O negocjacjach w chwili obecnej nie było mowy.
Zoe posłusznie wykonała polecenie pociągając za sobą Ninnę.
Hradetzky też wiedział co robić, by jak najmniej komplikować życie uzbrojonej władzy. W końcu savoir-vivre najemnika obejmował także procedurę poddawania się, którą przepraktykował w obie strony przez ostatnią dekadę.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-08-2015, 13:05   #148
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Zoe, Zoltan

Godzina 18:31 czasu lokalnego
Wtorek, 19 styczeń 2049
Posterunek milicji, Norylsk, Rosja


Rzec można, że czasami jeden jedyny błąd wystarcza. Jedna zła kalkulacja, pójście za ciosem lub zignorowanie małego szczegółu. Silne ręce pomogły Zoltanowi przywrzeć mocno do podłogi. Krępowano go bez pardonu, ale i bez dodatkowej brutalności. Może zauważyli ściągniętą kominiarkę i ogorzałą twarz zabitego. Najemnik wyglądał bardziej jak oni. Kobiety wyglądały zupełnie jak mieszkanki Norylska. Kilku pierwszych wpadło do mieszkania, sprawdzając wszystkie kąty. Broń leżała wszędzie na wierzchu, rozgrzebana przez zszokowaną Sorokin. Z niewiastami postąpili łagodniej. Zwłaszcza, że Ninna nagle odzyskała wigor.
- Dzięki Bogu! - wydyszała, prawie łkając. - Moim mężem jest major Roman Landis, a to Zoe Gnedenko! - pokazać nie mogła, bo młody żołnierz skrępował jej ręce, tak jak i pozostałym dwóm. Hradetzkiego już wyprowadzano. - Chcę zadzwonić do mojego męża! Pozwólcie mi! - szarpnęła się, ale wtedy w drzwiach zjawił się trochę starszy mężczyzna z wąsem i szeroką, typowo rosyjską twarzą. Pagony wskazywały na sierżanta.
- Proszę nie krzyczeć - powiedział przyzwyczajonym do wydawania rozkazów głosem. - Na najbliższym posterunku milicji wszystko sobie wyjaśnimy. Moi ludzie zabiorą stąd wasze rzeczy.
Poprowadzono ich do terenowego kamaza, wsadzając na tylne siedzenia. Przy palącym palącym się samochodzie stał już wóz pancerny i trzy inne pojazdy, nadjeżdżała straż. Więcej obejrzeć nie zdążyli, ruszając w stronę centrum.

Nie wieziono ich daleko, wybierając - o ile Zoe się nie pomyliła - najbliższy posterunek milicji zaopatrzony w cele. Zdecydowanie poprowadzono ich do nich, prostych okratowanych klatek z ławkami. Kobiety wsadzono do jednej z nich, Zoltana do drugiej. Na protestującą głośno Landis nie zwracali większej uwagi.
- Jak wasza tożsamość i wersja wydarzeń zostanie potwierdzona, będzie mogli zostać wypuszczeni - powiedział eskortujący ich kapral. Dwóch żołnierzy obszukało, zabierając wszystko, łącznie oczywiście z holofonem Hradetzkiego i wszystkimi przedmiotami, które uznali za podejrzane lub niebezpieczne. Zoe odczuła to boleśnie, żebra i siniaki zaprotestowały. Teraz jednak i ona nie mogła nic wywalczyć. Nie rozpoznała żadnego z żołnierzy, utrudniały to dodatkowo noszone przez nich maski chroniące przed zimnem. Węgra potraktowano brutalniej, sprawdzając wszelkie zakamarki oprócz tych najbardziej intymnych. Potem po prostu zamknięto cele i ich zostawiono.

Trwało to kilkanaście, kilkadziesiąt minut, zanim pojawił się ktoś znowu. Pod cele podszedł ten sam sierżant, którego "poznali" w kryjówce, młody i całkiem przystojny kapral oraz jakiś starszy milicjant o nalanej twarzy. Odezwał się ten pierwszy, zerkając na trzymane przez siebie kartki papieru.
- Nie możemy się skontaktować ani z panem Landisem, ani pułkownikiem Gnedenko, o ile pani faktycznie jest jego żoną - powiedział, patrząc na Ninnę i Zoe. - Jednakże zgłoszono zaginięcie obu pań. Żadne z was nie ma dokumentów. Kim jest pozostała dwójka i dlaczego w miejscu waszego pobytu znaleziono bojowy pojazd załogowy, dużą ilość broni i ponad sto kilogramów ładunków wybuchowych? - zapytał spokojnie, nawet zbyt spokojnie. - Dopóki nie zostanie stwierdzone inaczej, oskarżeni zostaniecie o nielegalny pobyt i sabotaż, być może zdradę stanu. Lepiej więc postarajcie się o dobrą historyjkę.
Kapral zerknął na niego, a potem przesunął wzrokiem po kobietach, zatrzymując się na Gnedenko. Milicjant wyglądał, jakby czuł się w tym miejscu całkiem niekomfortowo.


 
Sekal jest offline  
Stary 27-08-2015, 17:50   #149
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Przy składzie elementów metalowych...

- Uzbrojeni narciarze. Z zachodu, południowego zachodu. Kilkunastu - wyrecytował spokojnie Roy z dużą poprawką na niedoskonałości komunikatorów. - Na biało. Może to ci sami albo koledzy tych, których spotkaliśmy w drodze do miasta. Na razie zostaję w wozie.
- Bojko, jeśli zaczną się strzelać z tymi ze składu, możemy wykorzystać chaos, by kogoś porwać, na przykład gościa z wozu - rzucił Fox, nawiązując do wcześniejszego pomysłu Vadera. - Od siebie będę widział wszystkich jak na dłoni. Będę gotów, jak zrobi się gorąco.
- Jeszcze tych ruskich gierojów tu kurwa brakowało – westchnął do komunikatora Witalij. – Poczemu się zjawili właśnie tutaj? – myślał głośno. - Muszą coś wiedzieć o tym składzie. Ze wszystkich frakcji bijących się o Norylsk potencjalnie to z nimi najłatwiej byłoby się nam dogadać o ile to nie ci sami i nas nie rozpoznają. Kanieczna, najlepiej by nikt nas nie zauważył. Jako rzecze Fox, korzystamy z zamieszania by porwać jeńca. Ja spróbuję się dostać do dużego budynku. Shade, dołączysz do mnie? Z południowej części składu najłatwiej byłoby kogoś capnąć i potem uciec drogą na wschód.
- Tak. - Odpowiedziała najemniczka. - Ruszam w kierunku dużego budynku.
Poruszała się ostrożnie w cieniu. Niestety wszystkich hałasów nie dało się uniknąć ze względu na śnieg, ale poza dronem nie zauważyła nigdzie dodatkowych zabezpieczeń.
Ukrainiec włączył na powrót maskowanie w pancerzu i rozejrzawszy się ruszył przez parking na tyłach budynku w stronę tego ostatniego. Dron leciał akurat przed nim w tą samą stronę, zapewne zaprogramowany, by po doleceniu do budynku zawrócić z powrotem w alejki. Bojko pokonywał otwartą przestrzeń skokami, od pojazdu do pojazdu, tak by być schowany za jakimś, gdy ten zasrany, przerośnięty komar z kamerą zacznie nawracać. Wypatrywał już jakiegoś tylnego wejścia lub okien, w których nie paliłoby się światło.
- Ruskie mogą chcieć odbić jeńca wraz z tym co jedzie wozem - odezwał się w komunikatorze cichy głos O'Hary. - Południowa droga czysta, zmieniam pozycję żeby mnie narciarze nie odkryli. Roy, poradzisz sobie?
Przeczołgał się na drugą stronę swojego małego pagórka, bardziej zasłaniając się od strony zachodniej niż wschodniej i czekał. Z tej pozycji niewiele mógł zanim nie zdecydują się na bardziej bezpośrednie kroki.
- Ay. - Wzmożona troskliwość Irlandczyka najwyraźniej rozbawiła Buckmana, mimo że w ich sytuacji trudno byłoby wątpić w jej absolutnie pragmatyczne podstawy. Nawet poznawszy O’Harę tylko pobieżnie.

Witalij dotarł do ściany budynku jako pierwszy, odgrodzony od drogi solidną betonową ścianą, a od stróżówki nieco na północy stojącymi mniej więcej pomiędzy pojazdami. Okna, prawie wszystkie wielkości lufcików lub wizjerów strzelniczych, znajdowały się na wysokości piętra. Budownictwo w Norylsku zakładało srogie mrozy, a oknami zimno wchodziło najłatwiej. Na parterze były za to drzwi wychodzące na stronę, z której się znajdowali razem z Shade, która wykorzystując ciemność i dużo przeszkód terenowych, przemknęła się ku Bojko. Ukryci za dźwigiem przeczekali nawrót drona. Za stalowymi drzwiami nie dało się ujrzeć żadnego światła, a termowizja Valerie nie odkrywała nikogo czającego się gdzieś tam.

W tym czasie samochód zbliżył się do szlabanu i zatrzymał. Z oświetlonej części budynku, dobrze widoczni dla Foxa, wyszli trzej uzbrojeni, ciepło ubrani ludzie, powoli zbliżając się do pojazdu, mierząc w niego z broni. Jeden gadał coś do krótkofalówki. Podeszli, gestem nakazując kierowcy wyjście, co ten uczynił. Snajper zauważył, że nie zgasił silnika, a w oknach budynku czaił się przynajmniej jeszcze jeden facet, obserwując całą scenę.
Niestety pozycja Ravera nie była już taka bezpieczna. Narciarze zbliżyli się i chociaż nie wspinali się tak wysoko, to najemnik śladów narobił i wcale nie musiał być tak dobrze ukryty jak sądził. W końcu tamci podchodzili na ledwie kilka, kilkanaście metrów. Przynajmniej większość grupy. Kryjący się w wozie Roy odkrył, że pięciu z nich odłączyło się od grupy, przemknęło przez drogę i wjechało na pozycję pomiędzy O'Harę a Buckmana, z wyraźnym zamiarem podejścia lub ukrycia się z drugiej strony głównej grupy, zajmującej pozycję naprzeciw wjazdu do składu.

Fox przekazywał na bieżąco suche informacje dotyczące zachowań ludzi przy wejściu do składu, zanim narciarze nie zbliżyli się niebezpiecznie blisko.
- Ruscy się tu czają, znikam - zakomunikował cichym głosem, przeczołgując się kawałek, a następnie chowając za zaspą. Teraz nie mógł znajdować się w bezpośrednim polu widzenia narciarzy. Niestety sam również ich nie widział, więc włączył termowizję w hełmie, by móc wykryć ludzkie sylwetki. Przyjął pozycję na kuca, złożył snajperkę na pół i przewiesił ją przez plecy, po czym w jednej ręce przygotował granat, w drugiej zaś - odbezpieczony pistolet. Broń miał gotową jedynie na wszelki wypadek, gdyż wcale nie zamierzał odkrywać swojej pozycji ani wdawać się w otwartą walkę z kilkunastoma ludźmi naraz. Rozglądnął się po najbliższych zboczach, tworząc sobie na szybko w głowie możliwe drogi ucieczki. I czekał, nasłuchując.
- Kane, pięciu ładuje się między nas. - Komunikator w zasadzie nie przekazywał niczego poza słowami, ale stłumione stęknięcie mogło świadczyć o tym, że Buckman sięgnął właśnie po ukryty dotąd za siedzeniem karabin. - Chyba też szykują zasadzkę albo coś podobnego.
- Przyjąłem, przepuszczam ich. - O’Hara przesunął się do podnóża sterty złomu i zagrzebał bardziej w śniegu, zsuwając z ramienia Jackhammera. - Jak zobaczą przebijam się do ciebie, osłaniasz.
Ukrył się przed wzrokiem nadjeżdżających, tymczasowo wystawiając się na ewentualne spojrzenie kogoś mogącego poruszać się po drodze.
- Dotarło - potwierdził Buckman.

Sto z okładem metrów dalej, przykucnięty za dźwigiem na tyłach budynku Witalij przywitał Shade niewidocznym zza hełmu uśmiechem i szeptem.
- Witaj, kocico - skinął jej głową. - Dasz radę to otworzyć? - wskazał ręką na drzwi. - Mam piłę laserową, ale ona robi światło i hałas, więc póki nie zaczną strzelać wolałbym nie używać.
Shade bez zbędnych słów podeszła do drzwi i przyjrzała się zamkowi. Był całkiem zwykły, standardowy, bez elektronicznych zabezpieczeń. Ponownie wyjęła swoje proste, choć w zręcznych dłoniach wyjątkowo przydatne narzędzia i zabrała się za otwieranie. W temperaturze panującej na zewnątrz nic nie było proste, ale w końcu udało jej się pokonać mechanizm.
- Otwarte - powiedziała do stojącego obok mężczyzny - W środku nie widać ludzi. - Dodała jeszcze nawiązując do jego wypowiedzi na temat możliwości zabrania stąd jakiegoś zakładnika. - Wchodzę pierwsza. - Po ty słowach uchyliła drzwi i ostrożnie wśliznęła się do wnętrza.
- Idę za tobą. - Witalij uważnie stawiając drobne, jakby chodził po składzie chińskiej porcelany, kroczki, wszedł za nią, po czym powoli i delikatnie zamknął za nimi drzwi. Wyłączył zbędne w tym momencie maskowanie pancerza i rozejrzał się wraz z Valerie po ciemnym wnętrzu.

Fox ukryty za zaspą stracił prawie całe pole widzenia. Narciarze z tego co się zorientował, zatrzymali się zanim dotarli do jego wcześniejszej pozycji, zajmując pozycję wzdłuż drogi, mniej więcej naprzeciwko wjazdu na teren składu. Ukrywając się mógł spoglądać pod niewielkim kątem i przez to nie widział wszystkiego, co działo się przy samochodzie, ale ostatecznie wszyscy znajdujący się na zewnątrz skierowali się w stronę budynku i weszli do środka.
Kane zagrzebany w śniegu jeszcze bardziej niż Raver, bardziej słyszał niż widział przejeżdżających obok żołnierzy. Nie zajęło im to dużo czasu i już byli przy budynku bardziej na zachód, kryjąc się za nim i zdejmując broń z pleców. To na co czekali mogło się już objawić, w postaci narastającego od zachodniej strony warkotu silników. Niestety żaden z najemników nie miał jak na razie pojęcia jakie i ile pojazdów się zbliżało. Na Buckmana nikt nie zwrócił uwagi, znajdował się najwyraźniej zbyt daleko od głównej trasy przejścia.

Shade i zaraz za nią Vader, weszli do środka prymitywnego, betonowego budynku, prosto do prowadzącego wgłąb korytarza kończącego się kilka metrów dalej zamkniętymi drzwiami. Po drodze znajdowało się duże pomieszczenie zaopatrzone w szafki i ławki. Śmierdziało tu potem i papierosami. Po drugiej stronie kolejne zamknięte drzwi, a w drugą stronę korytarzem - kible i metalowe schodki w górę na piętro. Dźwięki docierały tu bardzo przytłumione, ale Valerie udało się zorientować, że od frontu budynku, podniesionymi głosami, prowadzona jest ożywiona rozmowa, której słów jednak nie słyszała. W tej części, w której byli, nie odkryli żywej duszy.
 
__________________
Flying Jackalope
Cybvep jest offline  
Stary 29-08-2015, 08:51   #150
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Sprawdzę najpierw to przejście na wprost - Powiedziała cicho zwiadowczyni ostrożnie podchodząc do drzwi. Oparła się plecami o ścianę i upewniła, że Bojko nie znajduje się na wprost otworu. Nacisnęła na klamkę. Ustąpiły. Powoli zaczęła je otwierać. Druga dłoń zacisnęła się na odbezpieczonej broni zaopatrzonej w tłumik. Wprawdzie jej termowizja nie wykrywała ludzkich ciał po drugiej stronie jednak lepiej było być przygotowanym na niespodzianki losu.
- Ja zajrzę na piętro - oznajmił szeptem Witalij, jeszcze nim Shade zaczęła otwierać drzwi. Unosząc stopy na maksymalnie kilka centymetrów w górę i stawiając po jednym małym kroczku na raz, ruszył w stronę schodków, w dłoni dzierżąc pistolet z tłumikiem.
Drzwi pchnięte przez Valerie uchyliły się, przepuszczając nieco dochodzącego z oddalenia światła. Przez szparę kobieta widziała długi korytarz, kończący się otwartym wejściem do oświetlonego pomieszczenia, z którego to dochodziły dźwięki rozmowy. Jeden ze znajdujących się tam ludzi na chwilę znalazł się w polu widzenia. Nadal nie słyszała słów. Dzieliło ją prawie trzydzieści metrów otwartej przestrzeni korytarza, na którym jednakże stało kilka rzeczy częściowo blokując pole widzenia, na ścianie wisiały jakieś ciuchy, a po bokach otwierały się przejścia do innych pomieszczeń i korytarzy.
- Widzę korytarz, a na jego końcu ludzi. - Zameldowała Valerie - Stąd nie słyszę o czym rozmawiają. Spróbuję podejść bliżej i czegoś się dowiedzieć.

O'Hara przywierając do ziemi wykopał sobie niewielki otwór w śniegu z widokiem w stronę drogi. Starał się poruszać jak najmniej.
- Od wschodu zbliżają się pojazdy. Nie widzę jakie. Powinny mi wejść w pole widzenia. Narciarze mogą przechwycić je pierwsi - zameldował cicho przez komunikator. - Pozostaję na pozycji.
Fox, nie zmieniając swojej pozycji, cichym głosem przemówił do komunikatora:
- Kierowca i trzech strażników weszli do budynku. Narciarze pewnie szykują zasadzkę przed wjazdem do składu. Pozostaję w ukryciu, mam ograniczone pole widzenia. Nie widzę pojazdów.

Najemniczka wolno wśliznęła się do środka zamykając cicho drzwi. Podeszła do pierwszej widocznej zasłony gdy tylko człowiek w prześwicie zniknął jej z oczu. Postanowiła poruszać się kolejnymi skokami do poszczególnych elementów w których można było się ukryć.
Krótkimi skokami pokonywała odległości, chowając się za rogami, wózkiem, blachą falistą i kilkoma innymi rzeczami stojącymi pomiędzy nią, a oświetlonym pokojem. W ten sposób pokonała połowę odległości. Dalej paliło się światło i wystarczyłoby, żeby ktoś na chwilę pojawił się w wyjściu i bez włączonego kombinezonu natychmiast by ją zapewne wykryto. Zaczynała jednak już rozumieć strzępki rozmowy.
- (…) chcę je zobaczyć! - słowa we wprawnym Rosyjskim przełożył elektroniczny tłumacz.
- Spokojnie! - akcent drugiego z rozmówców był bardzo słaby, nawet w tym jednym słowie dało się to stwierdzić.
- (…) gdzie one są?!
- Są całe i zdrowe! (...)
Znowu zaczęli rozmawiać ciszej i słowa umykały.

Pojazdy zbliżały się i O'Hara przez wykopaną szparę dostrzegł je pierwszy. Jedna mała ciężarówka, jedna terenówka i ośmiokołowy wóz bojowy piechoty, z czterdziestomilimetrowym działkiem na wieżyczce. Cały ten konwój zaczął zwalniać przed wjazdem do składu. Irlandczyk nie widział ze swojej pozycji za dobrze, Fox musiałby się bardziej wychylić, a Buckmanowi zasłaniały zaspy i budynki. Narciarze jednakże nie ruszyli się, ciągle przyczajeni na swoich pozycjach.
- Trzy pojazdy, jeden to wóz bojowy - zameldował Irlandczyk przez komunikator. - Nie zmieniam pozycji, przypuszczalnie przywieźli jedną lub dwie drużyny piechoty. Nie mam dobrego pola widzenia. Fox, jak u ciebie? Sugeruję się nie wychylać dopóki nie zaczną.
- Bez zmian, siedzę cicho w norze - odparł Fox. - Narciarze też czekają. Cisza przed burzą.
Bojko wciąż kontynuował zwiedzanie piętra, nie odzywając się na razie.
Shade wsunęła się do jednego z otwartych przejść i pospiesznie zdjęła ciepłe ubranie, które zasłaniało jej kombinezon. Potem włączyła urządzenie i ruszyła w kierunku rozmawiających ludzi.
- Wchodzę w tryb ukrycia. Podchodzę do przeciwnika. - Zameldowała jeszcze cicho zbliżając się do otwartego przejścia.

O'Hara wydawał się mieć rację, kiedy z ciężarówki wyskoczyło kilka sylwetek i zaczęło zabezpieczać teren, kierując lufy karabinów w otaczającą skład okolicę. Nie widział ich dobrze, nie mógł też dokładnie policzyć, fakt niepodważalny był jeden - zatrzymali się przed wjazdem i czekali na coś. Żaden z nich nie poszedł w stronę budynku, nikogo też chyba tam nie przyprowadzono. Mogła to zresztą potwierdzić Shade, która szybko pozbyła się zimowego, wierzchniego odzienia i włączyła maskowanie, zbliżając się w stronę oświetlonego pomieszczenia. Nikt nowy nie wszedł tam.
- (...) igdzie nie idę!
- Rusz się! - przez drzwi przepchnięto starszego człowieka w grubej kurtce. Nie zauważyli niewidocznej kobiety, ale zaraz za nim wyszło trzech celujących do niego mężczyzn. Pchnęli jeszcze raz.
- Rusz się! Tu ich nie ma. Chcesz zobaczyć, pojedziesz z nami.
Jeden wyprzedził go i otworzył główne drzwi. Wyglądało na to, że nigdzie tutaj sióstr Sorokin nie znajdą, co więcej, cała impreza przenosi się gdzieś dalej.
Vader ciągle znajdował się na piętrze.
Shade wycofała się z powrotem do tyłu i wkładając z powrotem ciepłe ubranie zameldowała:
- Wychodzą z budynku. Trzech mężczyzn z bronią wyprowadza starszego człowieka. Z tego co mówią mają jechać gdzieś dalej.
- Któryś z tych trzech musi coś wiedzieć, a ci z wozem bojowym to zapewne obstawa - wtrącił się Fox. - Plan porwania trzeba przyspieszyć. Jak nam zaczną uciekać pojazdami, będziemy marna szansa na wyrwanie kogoś spod krzyżowego ognia. Nie ma czasu, bierzcie kogoś i spadamy - Anglik, nie mając bezpośredniego wglądu w sytuację, ograniczył się do szybkiej sugestii, wiedząc, że Witalij i Valerie sami najlepiej ocenią realność dotychczasowego planu.
Następnie Raver przyjrzał się bliżej ukształtowaniu okolicznych wzniesień, próbując znaleźć miejsce, w którym pozostałby poza polem widzenia narciarzy, ale jednocześnie nie byłby tak ślepy na to, co się dzieje przy składzie.
- Żeby nie ci narciarze… - szepnął zirytowanym tonem Bojko. - Ktoś chyba jest na piętrze, spróbuję wziąć żywcem, może wie gdzie jadą.
Na branie kogokolwiek i uciekanie nie było za bardzo możliwości. Fox mógł przecisnąć się pod osłoną śniegu na nieco lepszą pozycję, ale nagle wszystko znalazło się w ruchu. Narciarze zauważyli wyprowadzanego, może nawet mieli podsłuch i teraz naradzali się między sobą lub z kimś na linii. Tymczasem mężczyzna był prowadzony wprost do ciężarówki. Widział to O'Hara. Zaraz za nim zaczęli wskakiwać uzbrojeni ludzie. Tych trzech, co pilnowało składu, zostało na miejscu. Valerie nie dostrzegała ani nie słyszała innych przejawów ruchu w swojej okolicy.
 
Eleanor jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172