Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2015, 22:06   #281
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Nawet teraz kiedy nie powinien mieć humoru za grosz, nie potrafił sobie odmówić sarkazmu pod adresem kompana. Nie miał ostatnio zbyt wiele okazji do zabawy. Reakcja Grozkazzy była całkowicie normalna, ale Fanga nie potrafił się powstrzymać. Jedyną dobra uwaga jaka mu przychodziła to, że statek mógł nie dolecieć wcale, ale jakoś nie miał się zamiaru nią podzielić. Zamiast tego napawał się w rozbawieniu widokiem wookiego bijącego głowa w ziemię z rozpaczy. Zachowanie Fangi nie było jedynie kierowane złośliwością, w dużej mierze był to sposób w jaki przyjmował nadmiaru złych wiadomości.
Stanął bokiem, złapał się z brodę i krytycznym wzrokiem oceniał statek niby wybitne dzieło.
- No, no- udał zadumę.
- Tu i tam się wyklepie i będzie cacy- zaśmiał się. Okazało się szybko, że całe jego staranie dopiecenia spełzło na niczym. Ten nie zdał sobie żadnej sprawy z uszczypliwości łowcy, stan statku pochłonął go bez reszty. Jednak co się pośmiał to się pośmiał.
- Beznadzieja- żachnął się z politowaniem. Miał nadzieje że szybko mu przejdzie lamentowanie i weźmie się w garść. Rozumiał go w stu procentach ale to nie była teraz najbardziej piekląca sprawa.
Teraz interesowało go co ma do powiedzenia ich gwiezdny przybysz. Podszedł do wychodzącego z transportowca człowieka.
- Witam, chodźmy do środka- szorstko powiedział podając rękę, po czym skierował się do hangaru. Oszczędność w słowach była spowodowana pustynnym pyłem unoszącym się w coraz to mocniejszych podmuchach wiatru. Zanosiło się na burzę.
 
Krzat jest offline  
Stary 18-11-2015, 19:23   #282
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol chwilę pokręcił się po statku, ale w końcu uznał że szybka przebieżka dobrze mu zrobi. Miał spędzić ponad 350 godzin na pokładzie z 15 innymi osobami i droidem zabójcą. Zresztą potrzebował chwili na oczyszczenie myśli. - HK, Em, wychodzę na zewnątrz. Powinienem wrócić w przeciągu 5 godzin. - rzucił na globalnym kanale i opuścił trap Nilusa. - Zamknijcie za mną. - dodał i natychmiast zaczął biec. Opiekun lądowiska rzucił mu zdziwione spojrzenie, ale najemnik się nim nie przejmował. Szybko nabrał sensownej prędkości i ruszył w kierunku dzielnicy handlowej. Opuszczał planetę, równie dobrze mógł wrócić z jakąś pamiątką.

Po półgodzinie był na miejscu. Prawie nie miał gotówki, ale nie było to specjalnie dużym problemem. Początkowo chciał kupić coś ciekawego, ale ostatecznie zrezygnował. Nie miał mieszkania, gdzie miałby trzymać duperele? Zamiast tego zdecydował się na coś słodkiego. Za kilka kredytów zaopatrzył się w torebkę musujących cukierków które z wielką przyjemnością zaczął zajadać. Życie potrafiło zaskakiwać. Najlepszym tego przykładem była Yuthura. Sol pogodził się z myślą że nigdy nie spotka nikogo z kim mógłby dzielić przyszłość. Zdażało mu się przespać z różnymi kobietami, ale to było coś innego. Znał ją tak naprawdę parę godzin, ale w jej obecności czuł niemal fizyczny ból. Miał tylko nadzieję że Yuthura nie gra na nim by dostać się do Laurienn. Skrzywił się do swych myśli, cukierki nagle przestały mu smakować. Rzucił półpełną torebkę najbliższemu przechodniowi - Smacznego. - warknął i poszedł dalej. Nie zauważył przez to barczystego faceta z charakterystycznym wibroostrzem u pasa...

Powrót zajął mu zdecydowanie więcej czasu. Głównie dlatego że postanowił przetestować generator pola maskującego, a to wykluczało bieg. Z zaciekawieniem obserwował reakcje przechodniów gdy nagle “wychodził” z nicości, na tej podstawie wnioskując na temat siły pola i zasięgu jego działania. Gdy w końcu uznał że wie jakie są ograniczenia generatora zniknął w zaułku i postanowił wrócić do Nilusa nie dając się nikomu zauważyć. Dla pewności zatoczył koło by sprawdzić czy nikt go do tej pory nie śledził. Wątpił by zasłużył na specjalną atencję z czyjejkolwiek strony, ale wolał się upewnić. Zresztą miał jeszcze trochę czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 18-11-2015 o 19:37.
Zaalaos jest offline  
Stary 18-11-2015, 21:57   #283
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Część posta pisana wspólnie z Kolejnym.

"A więc nadszedł ten dzień" przebiegło przez myśl Alkesa, gdy przygotowywał się do wyruszenia. Trafił do akademii prawie 3,5 roku temu, po długiej tułaczce, która z rodzinnej Cerea doprowadziła, go aż tutaj. Na Courscant, klejnot wśród planet Republiki.

Kto by pomyślał, że moc pokieruje ścieżkami jego losu, w taki sposób, aby znalazł się w Akademii Jedi ... "A przynajmniej tego co z niej zostało", przebiegło mu przez myśl. Nie wiedział, czy gdyby nie wydarzenia sprzed kilku lat, powrót Revana, praktyczne zniszczenie zakonu i wyeliminowanie Sithów, znalazłby się tutaj? Był dość stary, na standardy Jedi, gdy mistrzyni Visas przyjęła go na swojego ucznia.

Trwała powolna odbudowa zakonu Jedi, a po tym czego Qltarz był świadkiem podczas lat, które minęły od opuszczenia przez niego rodzinnej planety, był pewien, że galaktyka ich potrzebowała. Wojna zebrała swoje żniwo i pozostawiła liczne blizny. Zbyt wiele osób pozostało pozbawionych obrony, a wszakże od tego miał być zakon? Od tego ... i oczywiście ochrony przed Sith.

Pokiwał głową. Triumwirat Sithów został rozbity. Jednak jak pokazywała historia, ciemna strona zawsze znajdowała uczniów. Sithowi raz po raz powracali ... ledwie kilkadziesiąt lat wcześniej, wojna toczyła się przeciwko siłom Exara Kuna ... Pozostawała im zachować czujność ... wszakże historia lubiła się powtarzać.

Musiał jednak powrócić do realnego świata. Trzeba było przygotować się do misji. Ze stołu znajdującego się w pracowni, już wcześniej zebrał wszystkie "projekty", nad którymi pracował. Do archiwum oddał wszystkie tomy, które wcześniej zalegały, w jego kwaterze.

Sam przed sobą musiał przyznać, że przywiązał się do tego miejsca. Odpowiadało mu to, że nie było tu zbyt wielu innych istot. Co mu odpowiadało, nie miał nic przeciwko towarzystwu, wiedział jednak, że potrafił być niezręczny, w kontaktach z innymi. Potrafił powiedzieć coś nieodpowiedniego, czy obrazić swojego rozmówcę ... nie wiadomo z jakiego powodu. Dlatego wolał maszyny, były one dużo prostsze ...

Zabrał swój pas, przy którym wisiał nie tylko podarowany mu miecz świetlny, ale także liczne narzędzia i komunikator. W zamykanej i wyściełanej kieszeni pasa spoczywał jeden z nowszych i przerobionych na potrzeby Aleksa modeli datapadów. Chyba był gotów ...

Pożegnania i ładowanie się na statek poszło dość sprawnie, nawet mimo całej scenki, która rozegrała się na lądowisku. Ta misja wydawała się poważniejsza, niż Cereanin mógł z początku sądzić. Ich drużyna była dość liczna ... a wsparcie mistrza, mogło oznaczać tylko, że Rada spodziewała się kłopotów. "Mam nadzieję, że się sprawdzę" pomyślał wchodząc na pokład okrętu i udając się do swojej kajuty.

Dość szybko i chaotycznie rozpakował swoje rzeczy. Jedno dostępne biurko zajął mechanizmem, nad którym pracę zaczął jeszcze w świątyni, a którego nigdy nie miał okazji zakończyć, rozdzielił części i położył niektóre z nich na małej płachcie rozścielonej na stołku. Nie był do końca pewien, czy będzie ich potrzebował teraz, ale kiedyś na pewno mogą się przydać.

Dopiero po chwili przypomniał sobie o prezencie od mistrzyni Visas. Otworzył walizkę i wyjął z niej zbroję dopasowaną do niego. W środku znajdowała się jeszcze druga ... dla Jona. "Dodatkowa ochrona zawsze się przyda" pomyślał wieszając nowy sprzęt w szafie.

Wtedy rozległo się pukanie do drzwi jego kajuty.

Gdy statek wzbił się już w powietrze, Jon, chcąc jakoś zabić czas, pomyślał, że dobrze będzie lepiej się zapoznać z Alkesem. Choć oczywiście kojarzył go z widzenia, to nie pamiętał, żeby zamienili ze sobą wcześniej więcej niż kilka słów. A teraz, bądź co bądź, był za niego odpowiedzialny. Zawsze lepiej się pracowało, gdy między drużyną panowały dobre stosunki i jeden wiedział o możliwościach drugiego. Podszedł do drzwi, za którymi znajdował się pokój Qltarza i zapukał:
- Tu Jon. Mogę wejść?-

-Tak, tak … proszę, zapraszam - po pewnej chwili odpowiedział padawan. Był wysokim. mierzącym ponad dwa metry przedstawicielem rasy Cerean. Mógł liczyć co najwyżej dwadzieścia kilka lat. Miał dość bladą cerę i włosy podobnego odcienia, które wydawały się niemalże wpadać, w nienaturalny odcień błękitu. Jego pokój po tym wydawało się krótkim czasie zdawał się przedstawiać naturę bałaganiarza. Zarówno małe biurko jak i stolik zawalone były jakimś rozebranym mechanizmem, nad którym młody Jedi zdawał się pracować jeszcze chwilkę wcześniej.

-Oh Jon, witaj … przepraszam za bałagan. Chcesz usiąść? -
Jonowi ciężko było domyślić się dokładnie, ile lat ma rówieśnik, ale nie mógł być jakoś bardzo starszy. Co prawda Baelish musiał podnosić głowę, żeby spojrzeć mu w oczy, ale taka już była chyba natura tej rasy. Omiótł wzrokiem pomieszczenie i uśmiechnął się.

- Nie trzeba. Tak tylko przechodzę, sprawdzam czy każdemu jest wygodnie. – wskazał na zagracony stół - Nie wiedziałem, że masz do takich rzeczy smykałkę. Fajne hobby. Jak tam nastroje przed misją?-

Alkes uśmiechnął się lekko
-To moja pasja - powiedział -Moi pobratymcy wolą żyć bliżej “natury”. Używają raczej prostych narzędzie … ale ja kocham mechanizmy, przemawiają do mnie … - Przerwał na chwilę patrząc na drugiego Jedi, aby po chwili odezwać się ponownie
-Co do nastroju … Nie do końca wiem, czego się spodziewać, ale próbuję myśleć pozytywnie o naszej małej misji. -

Jon pokiwał ze zrozumieniem głową. Widział, że Cerean nie przesadza, gdy mówi o miłości do techniki. Słychać to było w jego głosie.
- Dobrze mieć rzecz, która zawsze daje radość. - założył ręce na piersi i oparł się o ścianę
- No, na małą się ta misja nie zapowiada. Nie dość, że potrzebujemy pomocy aż dwóch Mistrzów, to okazało się, że to będzie moja próba. - Potarł ręką po brodzie
- Nie wiem, czy się cieszyć czy smucić. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Mam nadzieję, że jestem gotowy i dam radę. Mistrzowie najwyraźniej tak myślą, a to musi coś znaczyć… Ale i tak ciężko się nie stresować. Chociaż, ty chyba wcale nie masz łatwiej, prawda? To twoja pierwsza misja, co nie…?-

-Próby to poważna sprawa … mam nadzieję, że podołasz. Potrzeba nam Rycerzy Jedi, jeżli chcemy doprowadzić do odrodzenia zakonu. Odwieczna tradycja nim Padawan stawał się Rycerzem … uważaj na siebie … ale wierzę w osąd naszych mistrzów. Musisz być gotowy - uśmiechnął się lekko do drugiego Padawana, po czym sięgnął do szafy i wyciągnął z niej walizkę

-Oho … właśnie … Mistrzyni Visas, chciała żebym ci to przekazał - po tych słowach otworzył walizkę, aby pokazać Jonowi lekką zbroję złożoną w środku.

-Dostałem taką samą … oczywiście dopasowaną do moich rozmiarów. Jest lekka i nie ogranicza ruchów. Widocznie mistrzyni uznała, że przyda nam się dodatkowa pomoc - położył walizkę na koi, aby po skończonej rozmowie nowy właściciel mógł ją zabrać.

- I tak, to moja pierwsza misja. Zanim wstąpiłem do zakonu pracowałem jako mechanik z pewnym przemytnikiem …. - wydawało się, że młody Cereanin zorientował się, że mógł powiedzieć coś nie do końca odpowiedniego, dlatego po chwili poprawił się
-Znaczy się, niezależnym przewoźnikiem. Jednak jestem pewien, że to będzie coś zupełnie innego … nowego. Czuję niepewność, połączoną z oczekiwaniem. Jak w dniu urodzin … przed rozpakowaniem prezentów -

- Łał, niezłe cacko. - powiedział Baelish przesuwając dłonią po powierzchni zbroi.
- Śmiesznie się składa, bo akurat przed misją złożyłem zamówienie na coś podobnego. Co prawda tamta wydaje się być nieco bardziej solidna, ale będę na nią musiał długo czekać i dużo zapłacić, a ta będzie jak znalazł w tej sytuacji. Muszę podziękować Mistrzyni, jak wrócę. Normalnie jakby czytała mi w myślach.-
Uśmiechnął się na wzmiankę o podróżach z przemytnikiem.
- Przede mną nie musisz się krępować. Heh, sam Mistrz Atton był wcześniej ”niezależnym przewodnikiem”, także wiesz. Nie wiem i nie muszę wiedzieć, co tam robiłeś, ale pewnie parę niebezpiecznych sytuacji przeżyłeś, a to dobrze. Doświadczenie zawsze na plus. Tak z ciekawości, bo nie będę Ci już zabierał więcej czasu… W czym jesteś dobry w kwestii Mocy? Wiadomo, że nie da się kogoś, kto specjalizuje się w leczeniu na pierwszą linię frontu, ani kogoś, kto świetnie walczy mieczem do leczenia chorych. Niby błaha sprawa, ale wolałbym wiedzieć zawczasu. -

-Oho … raczej nie jestem szermierzem. Jakoś walka fizyczna, nie przemawiała do mnie. Pod okiem mistrzyni Visas, rozwijałem jednak swój talent skupiając się na mocach ofensywnych. Jestem w stanie w ten sposób wspomóc naszą misję … poza tym znam się na systemach komputerowych i inżynierii … nie są to specjalne przydatne umiejętności podczas walki, ale chyba warto o nich wspomnieć -

- No, to dobrze będzie nam się współpracować, jak obaj czujemy się mocni w mocach ofensywnych. - poklepał przyjacielsko Alkesa po ramieniu
- Twoje umiejętności techniczne też na pewno się przydadzą, w jakiś sposób. A co do szermierki nie martw się, na pewno nie pobijesz w tym Laurienn. Widziałeś ją kiedyś na treningu? -

Odnotował w myślach to, czego się dowiedział. Jeśli ta misja miała mieć charakter mało dyskretny, z możliwymi starciami z uzbrojonymi wrogami, to dobrze się składało. Będą w stanie, jeśli tylko skoordynują dobrze ataki, wyeliminować z walki dwie osoby naraz. A nie miał wątpliwości, że Mistrzowie i Atton z Nelią będą więcej niż zdolni zająć się resztą. Pomyślał też, że on sam ze zbroją będzie mógł nieco śmielej podchodzić do sprawy walki mieczem świetlnym. W gruncie rzeczy nie miał jeszcze okazji wykorzystać tego, czego się nauczył, a zapowiadało się, że misja na Zonju V da mu na to parę okazji.

- Miło się rozmawiało - mówił, podnosząc zbroję z koi
- Teraz, jeśli pozwolisz, pójdę zobaczyć, co u reszty. Jakbyś miał jakieś pytania wpadnij do mnie.-

-Tak, oczywiście ... dzięki za wizytę - odpowiedział mu spokojnie padawan. Gdy tylko Baelish znalazł się poza kajutą Careanin usiadł na drugim , wolnym krześle. Wyjął swoje narzędzia i zaczął pracować nad mechanizmem.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 19-11-2015, 22:07   #284
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Slevin obejrzał uważnie darowanego konia, pilot był z niego marny i byle gruchota najpewniej zostawił by na pierwszym lepszym budynku, a co najgorsze siebie za sterami tego wraku. Ale nie, nie było tu żadnego haczyka którego by nie zauważył. Maszyna była sprawna, uzbrojona – jednym słowem gotowa do lotu. Oczy mu się zaświeciły bowiem rynkowa cena takiego cacka była wysoka i normalnie Kelevra raczej nie mógłby sobie na coś takiego pozwolić. Hojność Vao nurtowała go, ale koniec końców był najemnikiem. Był jak kurwa, tylko nie pracował dupskiem, a swoim życiem. Uznał że taka cena za jego życie jest wystarczająca. I uścisnął towarzyszce, a raczej pracodawczyni dłoń.
- Nie mam pojęcia skąd go masz, ale mam nadzieję że jest twój. – dodał tylko ironicznie, w końcu na Zonju wzięli się znikąd, przez czysty przypadek, a co za tym idzie wyglądało mu to wszystko na intrygę grubymi nićmi szytą.

A potem zaczął wypytywać o szczegóły takie jak kim jest jej kolega, dlaczego został porwany, czy na pewno mówi mu prawdę, gdzie, przez kogo, jak daleko itd. Lubił wiedzieć na co się zapisał, a co za tym idzie za co nadstawia życie. Czerwoni i Siwy musieli poczekać, choć podejrzewał że następne spotkanie z Siwym może być dla jednego z nich przypłacone życiem. Vao nie podobali się pracodawcy Siwego i w sumie nie zdziwiłby się gdyby okazało się że to oni przetrzymują jej „przyjaciela”, o ile coś takie jak przyjaźń w kosmosie jeszcze istniało. Równie dobrze Slevin mógłby zamienić to słowo słowem „interes”. Jakby nie patrzeć, całą galaktyką rządziły kredyty. Im miałeś ich więcej, tym więcej mogłeś. I dupie były takie honorowe organizacje jak Zakon Jedi, jeżeli sypnąłeś im odpowiednio dużą stawką. Jedynie Mandalorianie mieli jakieś namiastki honoru, choć i on sprowadzał się do kredytów i interesów. Slevin wyrobił sobie przez swoje życie nawet powiedzonko: ”Gdzie sypią się kredyty, i stos ciał ubity.” Jak żył nie widział interesów bez trupów.

Kiedy domówili ostatnie szczególiki nowej umowy, przyszła pora na ruszenie dupska.
- A więc dokąd ruszamy? I co z tym starym pierdzielem który nas tu przytransportował? On też jest w to zamieszany, czy tylko go wykorzystałaś?
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 19-11-2015, 23:09   #285
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
pozor: ściana tekstu

Zaczęła od setnego już sprawdzenia wytycznych do misji jakie otrzymała od Micala.
“Osoba rekrutująca została namierzona” pomyślała. “Nie mam informacji o źródle ich funduszy” skrzywiła się.
Miała mimo wszystko problem, żeby zebrać myśli do tego raportu. Postanowiła zacząć, więc od końca.
- W sumie to Czerka zapłaciła, za cło Elsana… - mruknęła pod nosem.
Im dłużej pisała tym więcej sobie przypominała i nadawanie chronologii wydarzeniom jakie miały tu miejsce zdawało się być co raz łatwiejsze.
Opisując swój wypad do kasyna zastanawiała się co powinna z tego przemilczeć.
Przypomniała zaraz sobie, że częściowy raport złożyła już Mistrzowi Attonowi. I niestety dla Ban wspomniała w nim o niej. Musiała więc to ciągnąć dalej.

Kiedy siedziała tak zamyślona do kajuty weszła Yuthura z swoim płóciennym workiem, w którym trzymała swoje skromne rzeczy.
- Co tam? - rzuciła.
Laurienn jednak zdawała się być tak pochłonięta tym co robiła, że mimo iż twileczka stała przed nią to nie zwróciła na nią uwagi.
Dopiero po naprawdę dłuższym czasie padawan przetarła oczy kładąc datapad na koję, westchnęła i wyglądała, jakby skończyła. Spojrzała przed siebie zauważając w końcu Ban.
- O, już jesteś - stwierdziła beznamiętnie. - Piszę raport i zastanawiam się czy w ogóle go uda mi się przekazać. - dodała z równie małym zaangażowaniem. Spojrzała na datapad zastanawiając się nad listem, na którego napisanie pomysł przyszedł jej, gdy podpisała się pod raportem.
- Do Akademii? - zapytała krótko.
- Tak - odpowiedziała nie odrywając wzroku od urządzenia. - Chyba pozostaje mi skorzystać z dawnego kontaktu.
Ban przygryzła wargę.
- Jak teraz wygląda sytuacja Jedi? Arkanianin trochę mi to nakreslił…
- A co ci Sol “nakreślił”? - zapytała, chciała powiedzieć coś więcej, ale ugryzła się w język.
- Jego punkt widzenia. Chciałabym poznać twój. Padawan.
Laurienn spojrzała na nią wprost po raz pierwszy od momentu nakrycia ją z arkanianinem w magazynie.
- Jest nas mało. Zdecydowanie za mało - odparła - Mamy czterech mistrzów, przez co selekcja padawanów jest wysoka, ale ilościowo ograniczona. W tej chwili na mistrza przypada trzech padawanów. Akademia przyjmuje tylko osoby powyżej 10 roku życia, ale najchętniej starsze osoby. Ja sama trafiłam tam w wieku 14 lat, a niektórzy nawet są tam dopiero od 20 roku życia. - usiadła w pozycji do medytacji - Mistrzowie robią co mogą by uczyć nas najlepiej jak tylko są w stanie. Każdy z nich ma pod opieką trójkę padawanów, którzy wykazują się talentem do konkretnych rodzai zastosowania Mocy. Oczywiście uczą też pozostałych. Do Akademii trafiłam jako trzeci uczeń i pod opiekę wziął mnie Wielki Mistrz zapewne przez mój talent do manipulacji innymi, bo tą mocą okazuje się, że nieświadomie posługiwałam się od dawna - uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie.
Twilek słuchała jej oparta o ścianę z założonymi rękami. Trudno było określić jej minę. Dopiero po dłuższej chwili się odezwała.
- Dobrze, że jest taka wysoka selekcja. Twoje umiejętności po tak krótkim szkoleniu świadczą o jej słuszności. Uważam jednak, że za szybko wypuszczają was na akcje. Chyba, że jesteś jedynym przypadkiem?
- Zawsze będzie za wcześnie - odpowiedziała wymijająco. Odwróciła od niej wzrok. - Z resztą, ja nie należę do zbyt przykładnych padawanów, więc jestem słabym odniesieniem co do przygotowania pozostałych.
- Oho, już nie bądź taka skromna. Opowiedz mi o tych mistrzach waszych - wróciła do głównego tematu.
Nie wiedzieć czemu Ban wzięła jej słowa za przechwałkę. A ona przecież, no cóż… uciekła z Akademii.
- Jest ich czwórka, choć tak naprawdę jest jeszcze piąta mistrzyni. Ona jednak od założenia Akademii nie uczestniczy w uczeniu padawanów. Czego konkretnie chcesz o nich wiedzieć? Ich biografie, powiązania rodzinne, charaktery czy co? - zapytała bo temat wydał jej się za obszerny.
- No tak - uśmiechnęła się - pytanie bardzo ogólne. Może po kolei, będziemy mieć dużo czasu. Kto przewodzi radzie? Czy jakoś inaczej to rozwiązali?
- Całkiem demokratycznie podejmowane są u nas decyzje. Mistrzowie omawiają dany temat, każdy wypowiada się, przedstawia swoje argumenty. - wzruszyła ramionami - Tytuł Wielkiego Mistrza ma charakter reprezentacyjny poza Akademią i nie podejmuje on decyzji bez konsultacji z resztą mistrzów, no a w samej Akademii pozycja ta nie dodaje mu dodatkowych przywilejów.
- Ciekawie jak to wychodzi w praktyce… - mruknęła. - W każdym razie, kto… był twoim mistrzem?
Laurienn znów spojrzała na Ban.
- Jestem pierwszym padawanem Wielkiego Mistrza - odparła z naciskiem na czas teraźniejszy - To on pomaga mi rozwijać moc wpływania na umysł oraz nauczył innych defensywnych mocy.
Twilek przechyliła głowę.
- W takim razie chodźmy je sprawdzić ostatni raz przed wylotem. - po czym odwróciła się kierując się do magazynu.
- Muszę napierw skończyć raport - powiedziała pozostając na swoim miejscu i wymownie patrząc na datapad. Co prawda był on już gotowy, ale jeszcze chciała napisać drugą wiadomość. - Ale jeśli jesteśmy w temacie moich mocy... Mam zdolności, w których rozwijaniu żaden z moich mistrzów tak naprawdę nie jest mi w stanie pomóc. Myślę nawet, że marnuję potencjał jaki za nimi stoi. Archiwa Akademii też na niewiele się zdają.
Podeszła bliżej do niej.
- Chodź. Raport możesz pisać jak oni będą na pokładzie. Opowiesz mi o tych mocach trochę.
- Muszę to zrobić... - ale szybko odpuściła. Co prawda wysłać to musiała zanim ktoś obcy pojawi się na pokładzie, ale co do dodatkowej wiadomości to musiała jeszcze przemyśleć co w niej ująć. Wygasiła datapad i wstała z koi.

- Obie te moce są nietypowe - zaczęła, gdy szły korytarzem.
- Mów dalej - weszły do magazynu, a Yuthura zamknęła za nimi śluzę.
- Jedna z nich pozwala mi przewidzieć pewne drobne wydarzenia, które mogą diametralnie zmienić sytuację. Roboczo nazwaliśmy to z Mistrzynią Marr punktami przełomu. Są to z pozoru nieznaczące rzeczy, jednak gdy wie się, że one nastąpią to można je wykorzystać na swoją korzyść. Całkiem niedawno gdy uciekałam z terenu Huttów zaatakowanego przez Czerwonych wiedziałam, że wkrótce pojawi się transporter, który zrobi bardzo dużo hałasu. Na tyle dużo, że najemnik, który stał mi na drodze, nie usłyszy jak się do niego ktoś zakradnie i przystawi blaster do pleców. - wyjaśniła.
- Wygląda to na przewidywanie przyszłości. W różnym stopniu niektórzy mogli z tego korzystać. Masz nad tym kontrolę?
Wzruszyła ramionami.
- Jak do tej pory to korzystałam z tego tylko w kryzysowych sytuacjach… - zamyśliła się - Jakąś kontrolę mam. Zanim zobaczę dane wydarzenie to muszę się mocno skupić, a i tak “w przyszłość” wybiegam tylko kilka sekund.
- Spróbuj teraz. Skup się - powiedziała nagle Yuthura.
- Co?!
Ban bez ostrzeżenia uderzyła Hayes w twarz. Ta nie uchyliła się.
- Ała! - złapała się dłonią za zaczerwieniony policzek i odsunęła poza zasięg rąk twileczki - Zwariowałaś?!
- Miałaś się uchylić… - stwierdziła. - Myślę, że to jednak nie o to chodzi. Hmm… muszę się nad tym zastanowić, pomedytować.
Laurienn pocierała bolący policzek patrząc na nią gniewnie.
- Mówiłam, że muszę się najpierw skupić… - powiedziała z pretensją - I jak już ją używam to jest w koło chaos i przypomina to bardziej zgadywankę: jak to użyć jak już zacznie się dziać.
Ban pokiwała głową w zadumie.
- A ta druga moc?
Hayes jeszcze bardziej zwiększyła dystans od Yuthury.
- Linie słabości - powiedziała w końcu - Choć mistrzyni od szermierki określiła tą moc, że umożliwia mi widzenie punktów witalnych to ja bym tego tak nie nazwała. Bo te linie widzę nie tylko na żywych istotach, ale też na przedmiotach.
- I pomimo tego nie przykładałaś się do walki mieczem świetlnym? - nie mogła najwidoczniej uwierzyć w to co słyszy. - Każdy szermierz marzy o czymś takim.
Laurie przewróciła oczami.
- Wiem! - wybuchnęłą z irytacją - Mówiłam przecież, że te moce się we mnie marnują… Nic nie poradzę, że po prostu jestem BEZNADZIEJNA w walce na miecze i nawet najcięższe treningi w niczym mi nie pomagają!
Ban założyła ręce na piersi patrząc taksująco na nią.
- Mam pół roku, żeby coś w tym zmienić. Zajmę się mieczami treningowymi, a ty przetrwaj nadchodzącą misję, ok?
- Ale to NIE ma sensu... - jęknęła i ręce jej opadły - Cztery lata treningu z najlepszym szermierzem galaktyki nic nie zmieniło, NIC.
Yuthura chwyciła ją za ramię.
- Takie chuchro jak ty nigdy nie byłoby dobrym szermierzem, to prawda. - na te słowa padawan prawie się ucieszyła - Jednak jeśli będzie prowadzić cię Moc, to możesz osiągnąć wiele. A twój kontakt z nią się polepszył od ostatniego treningu z tym... najlepszym szermierzem galaktyki, co?
Laurie odsunęła się od niej.
- Bo prawie non stop ich używam, żeby nie dać się zabić - nie chciała wprost przyznać, że po tak krótkim czasie trenowania z nią przyznać, że to jej zasługa. Mogło tak być... ale za wcześnie by to powiedzieć. - Czy naprawdę muszę sobie jakąś kończynę odciąć, żebyście dali mi z tym spokój?! - ewidentnie był to dla niej drażliwy temat.
Yuthura zaśmiała się.
- Może to jest jakieś wyjście - mrugnęła do niej. - To na dziś dam ci spokój. Rób swoje, ja poślę Zhar-kana po potrzebne części.
Laurienn bez słowa odwróciła się na pięcie i wyszła z magazynu. Teraz jeśli uda jej się przeżyć najbliższą akcję to będzie czekała na nią Ban pełna determinacji by zamęczyć ją, bo wydaje jej się, że coś tym zmieni. Była zła na siebie, że w ogóle ten temat podjęła.

Wpadła do kajuty i najchętniej by już z niej nie wychodziła. Zrzuciła z siebie wszystko i poszła pod prysznic. Ciepła woda uspokoiła ją.

Kolejne godziny spędziła na poprawianiu raportu. Owinięta w miękki płaszcz padawana siedziała na koi oparta plecami o ścianę. Nie, żeby pierwsza wersja dokumentu była zła, ale Laurie nie była w stanie zabrać się za list. A tak przynajmniej miała wrażenie, że coś robi.
- Eh, to nie ma sensu… - westchnęła zdając sobie sprawę, że powinna jak najszybciej to wysłać. Wyprostowała nogi.
Na datapadzie napisała odbiorcę wiadomości:“Do Wielkiego Mistrza”. Miała nadzieję, że po rozszyfrowaniu zapisków Mira nie będzie czytać wiadomości tak zatytułowanej. Westchnęła, bo pewnie wszyscy mistrzowie będą znali jej treść. Przewróciła oczami, ale również ostudziło to jej zapędy odnośnie tego co naprawdę chciałaby do niego napisać. Bardzo długo nad tym siedziała i wielokrotnie kasowała to co napisała. Ostateczna wersja brzmiała strasznie sucho. Ale tak musiało zostać.

Na koniec dopiero sporządziła wiadomość do swojego “pośrednika”.
Cytat:
Przykro mi, ale w podanym przez ciebie terminie nie mamy dostępności.
Rozumiem, że to cie nie ucieszy, ale obrabiamy zlecenie, które nam zajmie dłuższą chwilę.
Na bieżąco będziemy cie informować o naszej dostępności dla twoich zleceń, tym bardziej, że nasz nowy statek otwiera nam nowe możliwości przerzutowe.
pozdrawiam serdecznie
L.Derei
<załącznik1>
-------
Raport:
Po przybyciu na Org Mantell staraliśmy się znaleźć sposób na ustalenie kontaktu by zrekrutować się do Czerwonego Kryata.
Na początek postanowiliśmy uzyskać dostęp do danych urzędu celnego. Zhar-kan skutecznie zinfiltrował budynek i podpiął urządzenie do pobierania danych, które otrzymał od Emily. Uzyskane dane przesyłam jako załącznik (Załącznik nr 1).
Sol niepostrzeżenie opuścił budynek nie pozostawiając żadnych śladów. Niestety informacje przez nas uzyskane nie wniosły za wiele na tym etapie poszukiwań.

Kolejnym miejscem poszukiwania informacji stało się miejscowe kasyno. Udałam się tam osobiście z obstawą w postaci droida HK-50.
Na miejscu zapoznałam twileka- Elsan Vis’Conti, który początkowo wydawał się nie związany ze sprawą. Jednakże po kilku drinkach wygadał się, że został zwerbowany przez Kryata - jak to stwierdził sam “Żelazny Tony” go zwerbował. Po późniejszym sprawdzeniu jego przeszłości okazało się, że przyleciał na Ord Mantell z Nar Shaddaa, a jego cło za broń opłaciła - Czerka.
W momencie, gdy twilek stał się nadto natarczywy opuściłam lokal.

Po powrocie na Nilusa (statek po incydencie na Corellii został przerejestrowany i przemianowany) Sol przekazał informacje jakie uzyskał od fioletowej twileczki, którą napotkał w kosmoporcie. Twileczka o nazwisku Ban zeznała, że pracowała dla Czerwonego Kryata, ale z powodów osobistych opuściła ich - uważa, że nie zgadza się z ich polityką. W odwecie Czerwoni postanowili wrobić ją w przemyt podrzucając jej narkotyki na pokład statku, którym miała odlecieć. W momencie kiedy Betsheba - pomniejszy człowiek Czerwonych - podrzuciła narkotyk Sol zauważył to i zawiadomił Ban.
W podzięce Ban przekazała część informacji o czerwonych: podała nazwisko Tony Sladek jak i Randal Morn. Udało się ustalić, że osobą rekrutującą na Ord Mantell jest Randal Morn. Pół roku temu przybył na planetę na pokładzie frachtowca Skood. Statek odleciał po tygodniu. Morn został. Morn miał ze sobą broń, ale według papierów wszystko jest w porządku.

Po uzyskaniu tych informacji skontaktowałam się z Akademią chcąć porozmawiać z moim mistrzem. Odebrał Mistrz Rand (podana dokładna data rozpoczęcia rozmowy).
Mistrzowi przekazałam wszystkie uzyskane do tego momentu informacje. Mistrz dał zgodę na wykonanie ostatniego punktu misji. Podjęliśmy zadanie zinfiltrowania Kryata.

Wkrótce po tym osoba która podrzuciła Ban narkotyk pojawiła się z powrotem. Nawiązaliśmy współpracę i dzięki Betshebie - bo tak się nazywa - udało nam się spotkać z Mornem. (Załącznik nr 2 na temat zdolności Betsheby)
Randal Morn zgodził się na nasze dołączenie do Czerwonych pod jednym warunkiem. Mieliśmy wrobić Ban. Jeszcze tego samego dnia uzyskałam informacje o miejscu docelowym jej lotu - Yag’Dhul - i ruszyliśmy jej śladem. Przybyliśmy tam na kilka godzin przed jej statkiem. (Załącznik nr 3 zawierający dane o tym statku)

Postanowiliśmy nawiązać z nią współpracę uznając, że samo spreparowanie danych o powodzeniu naszej misji może nie być wystarczające i z czasem wyjść na światło dzienne. Ban przystała na tą propozycję i sama zaproponowała wysadzenie jej statku by na dobre uwolnić się od Czerwonego Kryata. Odczekaliśmy tydzień by nie wzbudzić podejrzeń Czerwonych.
Po powrocie na Ord Mantell udałam się by poinformować Morna o powodzeniu naszej akcji.

Na miejscu okazało się, że obecny był również jeden z 9 czerwonych - Tony Sladek, zwany Żelaznym Tonym (Załącznik nr 4 opisujący Sladka po pierwszym spotkaniu).
Sposób w jaki zaszkodziliśmy Ban bardzo mu się spodobał dlatego już na starcie miałam łatwość z uzyskaną pozycją negocjowania naszego udziału w zbliżającej się akcji.
Dostaliśmy wstępne wytyczne (Załącznik nr 5) oraz zwrot poniesionych kosztów podróży.
Niestety obecny był również twilek Vis’Conti, który zdecydowanie nie był zadowolony z zapłacenia wysokiego rachunku za trunki dla wszystkich w drogim kasynie. Podejrzewałam, że mając okazję będzie chciał się za to zemścić. Na szczęście dywersja jaką zastosowałam, nie dość, że pozwoliła mi zapunktować ponownie u Sladka to również daje mi na przyszłość opcję wyeliminowania twileka bez oskarżenia mnie o zdradę.

Niedawno otrzymałam wiadomość o zbliżającym się rozpoczęciu akcji (Załącznik nr 6 zawierając komunikat o wylocie na Zonju V).

Na tą chwilę przystajemy na warunki czerwonych i wraz z załogą 11 zbrojnych lecimy na Zonju V bez wiedzy co planują tam zrobić.

(Załącznik nr 7 zawierający propozycje rozwiązania tej sytuacji omówione na zebraniu załogi. Propozycja HK została podkreślona i opatrzona dodatkowym komentarzem Laurienn co do sytuacji w jakiej mogłoby to zostać zastosowane)

Udało mi się też podsłuchać rozmowę Sladka z kimś kogo nazywał “Shawn”, był to gość z bliznami po oparzeniach. Mówili w nieznanym mi języku, ale z pomocą Mocy udało mi się mniej więcej rozumieć kontekst. (Załącznik 8 rozmowa Sladka z Shawnem)

Padawan Hayes.


Mistrzu
Jestem Ci wdzięczna za zaufanie jakim mnie obdarzyłeś.
Cieszę się, też z naszej ostatniej rozmowy i wiedz, że nie zmienię nigdy swojego zdania w tym temacie.
Z powodu zobowiązań jakich się podjęłam, przez najbliższe miesiące nie będę mogła wrócić do Akademii i zmuszona będę również ograniczyć kontakt z wami.
Nie martw się proszę o mnie.
Tęsknię
Laurie
Do wiadomość załączony został dokument zawierający dane techniczne statku. Plik dużo ważył więc przy nim ładnie skryją się pozostałe wiadomości zaszyfrowane kodowaniem jakie miała od Miry. Była to jedyna możliwość na przesłanie wiadomości. Każda inna forma będzie wzbudzać niezdrowe zainteresowanie.

Westchnęła ciężko. Wstała, ubrała się i wyszła do kokpitu gdzie siedziała Emily.
- Wyślij to do Miry. Sprawdź też proszę czy czegoś z kodem nie namieszałam. - przekazała siostrze swój datapad.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-11-2015, 22:38   #286
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Gdy lądował na jednym z lądowisk Coruscant poczuł ulgę. Nareszcie odpocznę przed następnymi misjami.
Po opuszczeniu statku podobnie jak Nelia udał się do swojego apartamentu. Pierwsze co to wszedł pod prysznic i przyglądał się swojej zmechanizowanej ręce po której woda ściekała w nienaturalny sposób, pomiędzy tymi wszystkimi drutami, płaskownikami. Aż go ciary przeszły wyobrażając sobie ludzi mających wszystkiego kończyny sztuczne.
Na drugi dzień jak to każdego dnia trzeba trzymać formę, czyli standardowo o siódmej rano przebieżka. Wybrał się popołudniu do klubu jak to sobie obiecał. Zerżnął tam jedną panienkę, którą udało mu się poderwać. Film mu się urwał zanim zaczął z nią działać, dlatego mało pamięta z tamtego przebiegu wydarzeń, jednakże miał nadzieję, że nie na wyrabiał czegoś głupiego.
Następnego dnia ciężko, ale dał radę pobiegać, chociaż nie była to aż tak długa przebieżka jak na co dzień biega.

Weszli w końcu na statek i według zaleceń Jon’a, udali się każdy do swoich kwater. Rozlokował się i poleżał chwile na łóżku zanim zacznie łazić po statku jak przybłęda.
Statek wystartował i ruszyli w kosmos. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić i w końcu chciał iść pogadać z Jon’em, nie miał z nim kontaktu od przylotu na Coruscant.
Był tylko najemnikiem, który miał słuchać wydawane polecenia. Czekał na dalszy rozwój wydarzeń, a najbardziej ciekawiło go, jakie zadanie mu przydzielą.
Czuł, że może to być coś ciekawego i tym razem też będzie zadowolony. Się okaże.
 
Ramp jest offline  
Stary 22-11-2015, 00:02   #287
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Serce waliło mu jak młot. Z całą pewnością nie był najlepszym pilotem, a to nie był najlepszy statek. Nie mniej, udało się . Kiedy posadził maszynę, dłonie jeszcze mu się trzęsły. Nie tak to miało wyglądać, nie tak. Musiał zapalić, przeszukał swoją kamizelkę, jednak nie miał niczego. Z nerwów uderzył pięścią w wyświetlacz poziomu ciśnienia w kokpicie. - Szlag by to! - wykrzyczał sam do siebie. Po czym wreszcie podniósł się z fotela. Wiedział że oberwali, nie interesowało go to w tej chwili. Chciał jak najszybciej opuścić ten złom. Kiedy podszedł do głównej dyszy. Zobaczył swoje odbicie, dawno się nie golił. Włosy także mu podrosły. Sięgały mu prawie oczu, zawsze obcinał się na krótko. Ostatnio jednak stracił zainteresowanie swoim wyglądem. Nie otwierały się. Prawdopodobnie podczas ataku, ucierpiał komputer pokładowy. Wymusił ręcznie, po czym znalazł się na zewnątrz. Wookie już na niego czekał. Był zły, jednak nie miał ochoty z nim teraz rozmawiać. Ten widocznie także, gdyż od razu pobiegł doglądać swój pojazd. Lucien machnął ręką. Po czym podszedł do drugiego obcego, po czym odwzajemnił uścisk- Lucien…
Weszli do hangaru przez wrota przeznaczone do załadunków. W tej części kręciły się raczej wyłącznie droidy także nikt im nie powinien przeszkadzać.
- Rozgość się- powiedział do pilota, nie przejmując się tym, że w około nie było raczej nic poza stertami skrzyń i regałami- Tylko wyśle wsparcie temu marudzie- puścił oko uśmiechając się.
W drugiej części magazynów był myśliwiec który kazał przeskanować astrodroidowi, chciał mieć pewność że w najważniejszej chwili nie posypie się jakiś moduł. Pewnie miał już to skończone i mógł się zając czymś innym.
Przyłożył komunikator do ust.
- T7-O1 przed główne wrota- przywołał droida.
- Tak poza tym jestem Jaroo Fanga- powiedział w oczekującej pozie- A ty mówiłeś że jak?- spytał z zainteresowaniem.
Mężczyzna był wyraźnie zainteresowany hangarem. Po chwili odpowiedział na pytanie.- Lucien...Lucien Ver'Oneil. Widzę, że masz piecze nad tym miejscem. Nie spodziewałem się tutaj myśliwców. - mówił wyraźnie rozkojarzony. - Zwykły transport. Nie podoba mi się to.
- Tak- zostawił długą przerwę, zbyt dużo by musiał tłumaczyć więc sobie odpuścił- Z naszej strony, mojej strony- dodał- Nic ci nie grozi- zatrzymał się nie wiedząc jak mu to wyjaśnić, że grozi mu dużo i to wkrótce. Na szczęście pojawił się droid co pozwoliło mu uniknąć rozwijania tematu, na razie- Leć na lądowisko nr 2- zwrócił się do droida. Kleknął przy nim sczytując diagnozę myśliwca na datapada. Jedyne co wymagało uwagi był rozkalibrowany system celowania, ale nie musiał się już tym zajmować bo droid już to poprawił- Sprawdź co tam nie gra, a i powiedz Grozkazzie żeby przyszedł do mnie i pozwolił pracować profesjonalistą- wstał i skierował się do małej kanciapy znajdującej się bardziej w głąb magazynu- Nie wiem jak to powiedzieć, ale ostatnio trochę się tu działo- zwrócił się do człowieka oznajmiając aby poszedł z nim- Za chwile ma tu być dość ostro- zaśmiał się wchodząc do pomieszczenia- Sam już trochę tego widziałeś- skinął jakby w stronę statku.
Lucien zatrzymał się na chwilę- Jest aż tak źle? - no tak, mógł się tego spodziewać. Ale dzisiaj miał wyjątkowo podły humor. Nad zbyt dużo problemów- Mówisz o piratach? Tym złomem raczej nie uciekniemy- wskazał ręką za siebie- Powiedz mi, co planujesz teraz zrobić?- widać było, że robi się coraz bardziej nerwowy- Chyba nie zamierzacie tutaj zostać, prawda?
- Nazwa Czerwony Krayt chyba ci coś mówi?- to było raczej pytanie retoryczne, bo ciężko ostinato się od nich opędzić- Jakby ci to powiedzieć, ta planeta, my mamy z nimi zatargi- wyprowadził z błędu- Kto mógł i chciał już uciekł- spojrzał uważnie na człowieka- Prowadzę tu pewne przedsięwzięcie i nigdzie się nie wybieram- oblizał suche wargi- Ty też chyba nie masz innego wyjścia jak tu zostać- wskazał na jeden z foteli wyciągnięty z jakiegoś pojazdu- Gdzie moja gościnność- skarcił się udawanym tonem- Zaraz coś tu cię znajdzie- sięgnął do szafki gdzie ostatnio widział trochę paszy i jakiś napitek. Rozlał po szklance mętnego płynu i otworzył pudełko suszonych mięsa z charattaków- Częstuj się, na zdrowie- zachęcił- Powiedz mi na co natrafiłeś, każdy szczegół może być pomocny?- spytał nie ponaglając. Dał mu czas przełknąć i popić.
Lucien zajął wskazane miejsce. Kiedy towarzysz podał jedzenie, wyraźnie poprawił mu się humor- Co nas spotkało? - mówił wkładając do ust mięso- Dziwnie to zabrzmi... Ale, cóż. Ja, jestem tylko pilotem. Mówią leć, ja lecę. Nie wnikam w szczegóły- popił płyn- Miałem tutaj przylecieć i spotkać się z...wami? - ostatniego słowa nie był pewien- Dobrze wiesz, że niekiedy lepiej nie wnikać. Robić swoje i tyle, po co więcej zmartwień- tego zdania sam nie był pewien- Obawiam się, ze nie mogę ci pomóc. Powiedz tylko, są tu jacyś żywi...? Wiesz, prowadzisz ten interes z droidami czy pracują tutaj, organiczni?
- No szkoda- zamyślił się duros. Liczył że dostanie jakieś wskazówki, które mógłby dodać do układanki- Ja?- wrócił- Nie, gospodarzem tego przybytku jest mój przyjaciel Zohiron- wyjaśnił- Jest nie obecny, w sumie to i tak nie ma z kim tu robić targów- co było rozwinięciem tego co wcześniej powiedział- Widzisz ja prowadzę działania przeciw interesom Czerwonym i lada chwila nastąpi ich kulminacja- nie miał ochoty i potrzeby wchodzić w detale- Spodziewam się ataku i mam zamiar go odeprzeć- spoważniał- Możesz mi pomóc i oczywiście zarobić- każda para rąk mu jest teraz potrzebna- Czym się zajmujesz poza pilotowaniem?- zwęził oczy w skupieniu.
Odeprzeć atak. Nie podobało mu się to. Miał swoje cele, jednak zdobycie gotówki było nad wyraz kuszące, szczególnie teraz, kiedy tak bardzo potrzebował funduszy- em... Ja, jestem lekarzem- dawno tego nie wspominał. - Od pewnego czasu, poświęcam się jednak innej pracy. Nie lepiej, byłoby po prostu to porzucić?- był wyraźnie zainteresowany.
- Uchm- analizował. Do walki nie miał co go wysyłać. Pewnie obycie z bronią też miał nie wielkie.
-Powiedzmy, że to jest praca której się poświęcam- w odpowiedzi uśmiechał się szeroko, pokazując groźnie zęby.
- Nie mam dla ciebie nic ciekawego w tym momencie- przyłożył szklankę do ust, upijając odrobinę- Ale jestem pewny, że przydasz się teraz naszemu wookiemu- wrócił do tematu statku, wiedząc już wystarczająco wiele o przybyszu. Nie zdradził tego ale już znalazł zastosowanie dla transportera i jego pilota. Chciał aby jak najszybciej stracił się z lądowiska i ukrył się poza miastem.
 
Krzat jest offline  
Stary 24-11-2015, 23:27   #288
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Podziękowania kierujcie dla Mag, która mnie do tego odpisu wytrwale poganiała :)

Gdzieś w Galaktyce
Tumany piasku rozsypanego po podłodze z durastali wzbijały się w powietrze przy każdym ich ruchu. Cztery świetliste ostrza spotykały się raz po raz w tym szybkim starciu dwóch wojowników. Rzadko kto miał na tyle siły i umiejętności by walczyć dwoma brońmy na raz, a tutaj te dwie osoby się spotkały przeciwko sobie. Niewysoka kobieta była jednak zdecydowanie szybsza od jej przeciwnika. W kilku ruchach wybiła potężnie zbudowanemu mężczyźnie jedno z ostrzy, po czym szybkim cięciem zaatakowała jego pierś. To nie był sparing, tylko walka na śmierć i życie. Miecz świetlny przeciął go prawie wpół.
Kobieta stanęła oddychając powoli. Była zdecydowanie lepsza, spodziewała się czegoś więcej. I właśnie wtedy to dostała. Jej przeciwnik wstał. Rana na piersi była zagojona. Przywołał swoją broń do ręki i ponownie zaatakował.
Nie zastanawiała się nad tym. Ponownie wspięła się na wyżyny swoich umiejętności i w kilku ruchach wręcz poszatkowała mężczyznę, przezornie niszcząc także rękojeści jego broni. I miała rację. On znów powstał. Tym razem się temu dokładnie przyjrzała.
Jego ciało wydawało się być zrobione z piasku. To była jej pierwsza myśl. To nie był człowiek. To nie mogła być żywa istota. Szybko zmieniła sposób działania. Cofnęła się, wyciągnęła przed siebie prawą dłoń i wstrzeliła błyskawice. To sprawiło widoczny ból temu potworowi, spora część piasku spadła zeszklona na podłogę. Istota zawyła ze wściekłości i strzeliła strumieniem piasku w kobietę. Ta w ostatniej chwili zasłoniła się lewą ręką, ale impet cisnął nią o ścianę. Zamroczyło ją. Próbowała się podnieść. Jej lewa, jak się teraz okazało mechaniczna kończyna była wygięta w nienaturalny sposób. Adrenalina nieco tłumiła ból. Lecz nie jej zmysły. Była za słaba. Z strachem zdała sobie z tego sprawę. Może go zranić, ale nie pokonać. Podniosła głowę i spojrzała na potencjalnego sprawcę jej zagłady. Wtedy do pomieszczenia wtargnął huragan. Huragan mściwej i niszczycielskiej Mocy. Demon piasku zamarł w zaskoczeniu, a leżąca u jego stóp kobieta krzyknęła coś w kierunku szalejącego Żywiołu.
Powoli, jakby trwało to całe wieki, to nieposkromione skupisko Mocy stworzyło świetlistą kulę. Status quo trwał ułamki sekund. Z kuli w kierunku piaskowego potwora wystrzeliły dziesiątki, setki, tysiące błyskawic zadając mu niewyobrażalny ból. Niszcząc go.
Leżąca kobieta również wystawiła zdrową rękę i sama potraktowała potwora cząstką swojej Mocy. Demon próbował się pozbierać, lecz przewaga była zbyt oszałamiająca. Nie był w stanie przeciwstawić się temu istnemu żywiołowi Mocy, który niósł ze sobą jedno. Śmierć.
Potwór zaryczał wydając ostatnie tchnienie.
Jon obudził się zlany potem.

Nefaren
Tymczasem w kokpicie Aaron zaczął wyhamowywać i przygotowywać statek do wyjścia z nadprzestrzeni. Te kilkanaście dni lotu minęło załodze spokojnie. Podczas tak długiej podróży, można było docenić ich transportowiec klasy Wayfarer. Choć sterowało się nim jak wielką krową, to komfort podróży nadprzestrzennej był niesamowity. Jeśli ktoś chciał odpocząć niepokojony przez nikogo, to miał swoją prywatną kajutę. Jeśli ktoś chciał poćwiczyć, to do dyspozycji był bardzo przestrony luk transportowy. Jednakże mistrzyni Brianna przez większość czasu medytowała w swojej kajucie. Nelia była jeszcze bardziej cicha niż zwykle, nawet przestała droczyć Baelisha – prawdopodobnie ze względu na Jedi właśnie. Trójka mężczyzn była praktycznie pozostawiona samym sobie.

Zonju V, Zoronhed, sklep „U Zhorina”
Hernan nerwowo przygryzał wargę. To był już czwarty dzień, gdy lekkiej klasy krążownik orbitował wokół planety. Nie odpowiedział na proceduralną próbę nawiązania kontaktu. Nie musiał. Oczywistym dla wszystkich było, że to flota Czerwonego Krayta. Nikt już nie opuszczał planety. Wszyscy, którzy chcieli to zrobić dawno podróżowali w nadprzestrzeni.
Fanga był w pokoju kontrolnym. Wszystkie jego przygotowania były gotowe. Jemu pozostawało teraz tylko czekać.

Ord Mantell
Na godzinę przed wyznaczonym terminem niedaleko lądowiska pojawił się pierwszy z najemników. Ubrany w skórzany płaszcz, niósł na plecach wielką torbę, sznurowaną rzemieniami u góry. Na prawym ramieniu miał zawieszoną podłużną skrzynkę, zapewne z jakąś bronią. Zrzucił swój sprzęt na ziemię i zapalił papierosa. Po kilku minutach dołączył do niego niewysoki rodianin, który ciągnął za sobą dwie walizki. Poczęstował się papierosem od pierwszego i stali w milczeniu. Nie minęła chwila, gdy ich grono powiększyło się o dobrze zbudowanego, żółtoskórego trandoshianina. Ten miał na plecach podwójne wibroostrze oraz podobną torbę jak przybyły pierwszy mężczyzna. Zagadał do nich i rozpoczęli rozmowę. Później przybywali kolejni, witając się i mieszając z resztą. Obserwująca ich załoga statku mogła stwierdzić, że nie było tam przypadkowych istot. Zhar-kan mógł z pewnością ocenić, że każdy z nich miał za sobą wiele jeśli nie bitew, to przynajmniej ostrych strzelanin i bójek w wszelkich zakątkach Galaktyki.
- Wyjdziesz po nich? – zwróciła się do Laurienn jej młodsza siostra. Jakby teraz lekko przestraszona widokiem za iluminatorami kokpitu.
Padawanka skinęła głową.
- Czas się przywitać i zrobić dobre pierwsze wrażenie - odparła podobnie jak reszta nie spuszczając z wzroku najemników. Idąc przez korytarz do rampy wszystko dokładnie sprawdzała by nic co mogłoby ją zdradzić nie leżało w zasięgu "gości".
- Ban, lepiej żebyś zabrała już wszystko do kajuty kapitańskiej – rzuciła przechodząc.
- Już się tam chowam – usłyszała w odpowiedzi.
Hayes stanęła przed rampą, skupiła się i zeszła po niej na lądowisko.
- Czas goni – odezwała się – Lepiej, żeby wszyscy już byli bo nie będę czekać na maruderów.
Przez sekundę wydawało się, jakby w ogóle nie dotarły do nich jej słowa. Wtedy też głośno warknął ów trandoshianin.
- Ruszać dupy wy kozojebcy! Słyszeliście! – po jego opieprzu natychmiast każdy z pozostałych najemników zebrał swoje graty i ruszyli w kierunku rampy.
Laurienn teraz zauważyła, że u szczytu wejścia stoi HK-50.
- Uprzejme oświadczenie: Witamy panów i panie – dopiero teraz Hayes wyłowiła spośród tej zgrai najemników kobietę, która nosiła się zupełnie jak mężczyzna – na skromnym statku kapitan Hankor. Proszę za mną, wskażę miejsca – po czym odwrócił się i śmiesznym, lekko sztywnym krokiem podreptał wgłąb statku. Ogrywał idealnie rolę przygłupiego droida protokolarnego.
Jako ostatni do rampy podszedł żółtoskóry jaszczur.

- Derei? – ni to stwierdził, ni zapytał – Jestem Nachkt – mówił z dziwnym charczeniem nawet jak na jego rasę. Wyjaśnieniem mogła być paskudna szrama na jego szyi – Tony kazał mi mieć tą bandę pod sobą. Lećmy już, nie lubię się spóźniać. Podam pilotowi koordynaty na tankowanie.
- Doskonale - odparła ze zniecierpliwieniem. - To nie jest statek transportowy, więc mają nie jęczeć, że miejsca niewiele. – dodała spoglądając na niego beznamiętnie – Chodź, zaprowadzę cie do pilota. - nie czekając na jego odpowiedź ruszyła przodem.

11 dni i 23 godziny później, Orbita Zonju V, Nilus
- Huhu, rzeczywiście szybko - Nachkt wyszedł z magazynu rozprostować kości po wylocie z nadprzestrzeni. Pozostali najemnicy siedzieli na swoich miejscach. Trandoshianin był wobec ich ostry, choć po prawdzie to żadnych kłopotów mu nie sprawiali. Podczas tankowania rozeszli się na chwilę po niedużej asteroidzie zarządzanej przez współpracującego z Kraytem quarrena. Podczas podróży większość z nich spała będąc odurzonymi lekkimi narkotykami, kilku oddawało się namiętnie pazaakowi. Nawet nie mieli kiedy się z nimi poznać. Choć jeden z nich wodził lubieżnie oczami za przechodzącymi obok nich Laurienn czy Betszebą, to nie podjął żadnych kroków, pozostając w sferze obserwacji.
- Ten statek naprawdę należy do tej młodej? – Nachkt zapytał cicho Zhar-kana, kiedy szedł do kajuty. Nie zatrzymał się jednak by wysłuchac odpowiedzi, tylko od razu zwrócił się do Emily.
- No, no, młoda panno, masz się czym pochwalić. Chyba jesteśmy tutaj pierwsi, choć widziałem, że ten stary skunks Schotto wystartował kilka godzin przed nami. Będzie się miał z niepyszna, jak mu całą zabawę zabierzemy.
Emily oderwała się na chwilę od przyrządów i spojrzała na żółtą górę mięśni stojącą nad nią. HK również był w kokpicie, lecz nawet bez niego dziewczyna zrobiła się ostatnio bardzo pewna siebie.
-Niestety ktoś nas ubiegł – mruknęła wskazując na skanery.
- Hmmm, ten kod to ktoś z naszych, ale nie rozpoznaję tego okrętu. Pewnie z innej planety startowali. W każdym razie Shotto przegoniłaś!
- Na razie nie było tak naprawdę czym się chwalić – w jej głosie strasznie wyczuwalna była fałszywa skromność. – Co to za zabawa, o której wspominałeś wcześniej? – spojrzała na niego z ukosa, ale najwidoczniej miała ochotę zaprezentować swoje umiejętności pilotażu.
Jaszczur zarechotał.
- Cóż, dostałem info o jakimś wsparciu, na które oczekują tamci na planecie – wskazał palcem odleglą Zonju V. – Będziesz miała okazję pokazać co umiesz w walce kosmicznej i być może przelać przysłowiową pierwszą krew.
Nagle ekran zamigotał informacją. Emily wrzuciła ją na duży ekran.
- To niejaki Bragan, ktoś wyszedł w ich pobliżu z nadprzestrzeni. Ruszają na niego.
- Bragan jest duży ale wolny! Leć tam dziewczyno! Ubiegniemy ich i zgarniemy pryz!

Nefaren
- Na planetę! Nie dam rady mu uciec w kosmosie! – krzyknęła Nelia przypinając się pasem.
Kolejny wstrząs szarpnął statkiem. Aaron robił co mógł, starając się manewrować. Byli pod ostrzałem od momentu wyjścia z nadprzestrzeni. Ścigający ich krążownik był starszą wersją typowego republikańskiego Hammerheada.
- Do diabła – zaklęła Brianna stojąc pewnie na nogach. – Zna się ktoś na artylerii?! Niech ktoś obsadzi to działko i przynajmniej rakiety strąca! – krzyknęła na padawanów.

Zonju V, Zoronhed, sklep „U Zhorina”
Nowe informacje z radarów wyskakiwały jedna po drugiej. Drugi statek. Po chwili kolejny. Ten ostatni zostaje ostrzelany przez stacjonujący tu od kilku dni krążownik. To rozwiało większość wątpliwości.
- To jest ta obiecana pomoc? – zapytał Hernan. Od kilku dni był coraz bledszy. Stres wydawał się w niego uderzać z podwójna siłą.
Dla Fangi to jednak była dobra wiadomość. Czekanie się skończyło. Była pora na jego ruch.

Ponad miesiąc wcześniej, Zonju V, Zoronhed
- Jest mój – ucięła krótko, ale jego sugestia ją wyraźnie rozbawiła. Poprowadziła go do wejścia. Wpisała kod i wskoczyli do środka. Ten lekki bombowiec, bądź ciężki myśliwiec – Slevin ciągle nie mógł zdecydować czym to było – był przeznaczony do obsługi przez pilota i strzelca. Oprócz tego było jeszcze dosyć miejsca na dwóch kolejnych pasażerów. Czyli całkiem spora przestrzeń, co przechylało szalę w stronę lekkiego bombowca. Vao usiadła za sterami.
- Mój… przyjaciel – zaczęła podczas włączania systemów statku. Rozruch trwał chwilę. – Działaliśmy razem przeciwko handlarzom niewolników latającym pomiędzy Kashyyyk, a Nar Shaddaa. Czerwony Krayt postanowił położyć na tym łapy i wpadliśmy. Udało mi się ukryć przed nimi, ale jego złapali. Trzymają go żywcem – od razu wyprzedziła jego ewentualne pytanie. – Jest dla nich świetnym zakładnikiem, ponieważ jest synem wodza jednego z najważniejszych klanów Wookich. Czerka ponownie rozkłada swoje łapska wokół ich planety, tylko teraz mają łatwiej, bo wspiera ich Trandosha. – to dużo wyjaśniało, bo Wookie zawsze mieli na pieńku z jaszczurami. - Podejrzewam, że jeden z Czerwonych ma tam spore wpływy. Dlatego lecimy w sektor Mytaranor, do systemu Randon. Tam podejmiemy trop.
Silniki wreszcie zaczęły równo pracować. Mission dała znać kontroli lotów i wzbiła się w powietrze. Statek był nieco toporny, ale dosyć szybki. Gdy wlecieli w przestrzeń Vao dodała.
- Jest fajny – poklepała ręką po pulpicie – ale nie ma niestety systemu sztucznej grawitacji. Jeśli chodzi natomiast o starego Dona… Poprosiłam go, żeby mnie tu dowiózł. To stary przyjaciel Zaalbara. To, że też się po drodze nawinąłeś, to już zupełny przypadek. Choć teraz przyznaję, że zupełnie szczęśliwy.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 25-11-2015, 21:20   #289
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Prawie dwa tygodnie minęły w drodze na Zonju V. Razem z nim topniał czas jaki został jej do końca umowy jaką miała z Ban. Początkowo Laurienn obawiała się, że twileczka nie da jej żyć na tej małej przestrzeni jaka przestała być jej jedyną ostoją prywatności odkąd wprowadziła się do niej Yuthura. Na szczęście jej "mistrzyni" nie narzucała jej się i większość czasu poświęcała medytacjom. Cieszyła się też, że wśród najemników nie znalazł się jej "znajomy" twilek. Zapewne po jej scenie w barze nikt nie wpadł na durny pomysł by go do niej przydzielać.
Po prawdzie nie mogły nawet pozwolić sobie na normalną rozmowę w obawie, że ktoś je podsłucha.
Praktycznie przez cały czas padawanka chodziła spięta i nabuzowana Mocą. Było to niezwykle męczące dlatego każdą wolną chwilę poświęcała na regenerację. Przez całą podróż niewiele spała, ale to już przerabiała w czasie po ucieczce z Akademii. Całkiem dobrze radziła sobie zastępując sen na regenerację Mocą.
Czas spędzała głównie na chodzeniu po statku i przelotnym podsłuchiwaniu pasażerów.

Jej komunikator odezwał się w momencie kiedy odpoczywała na swojej koi. Ramieniem zasłaniała światło, bo Yuthura nie chciała zgodzić się by je zgasić. Ta twileczka potrafiła grać jej na nerwach. "Dobrze przynajmniej, że nie grzebie mi w rzeczach" przeszło jej przez myśl, bo spodziewała się tego po niej.
Ale nie było też tak, że nie lubiła jej towarzystwa. Choć tego nie powiedziała to naprawdę doceniała jej obecność na statku. Czuła się pewniej wiedząc, że w razie draki nie jest sama zdana na tych najemników...

Em poinformowała ją, że zbliżają się do celu. Swoją drogą dziewczyna ku uciesze starszej siostry zaczynała wykazywać się co raz większą pewnością siebie. Hayes dało to promyk nadziei, że młoda poradzi sobie sama w życiu.
Laurienn czym prędzej znalazła się na mostku, ale i tak była tam później niż trandoshanin. Właśnie wyszli z nadprzestrzeni i mogła podziwiać planetę w pełnej okazałości. Stała za plecami trandosha uważnie śledząc wydarzenia. Nawet nie zwróciła uwagi, że obok niej pojawił się Zhar-kan.
Zmarszczyła brwi widząc co to za jednostka wyszła w pobliżu Hammerheada.
Wayfarer. Nefaren. Własność Emily Hayes. Na użyczeniu Akademii Jedi.

Przez krótką chwilę chciała wydać rozkaz by HK wykonał swój plan. Jednak rozsądek ją powstrzymał. Zacisnęła zęby. Życie Jona i jego załogi było w jej rękach...
Jeśli teraz spali swoją przykrywkę to nic to nie pomoże załodze Nefarena, a na pewno narazi ich samych na ostrzał. Nie miała ochoty sprawdzać wytrzymałości tarcz i poszycia Nilusa. Nie mogła jednak nie zrobić nic, bo to też byłoby cholernie podejrzane. Gorączkowo zastanawiała się nad rozwiązaniem prosząc Moc o pomoc. Wcisnęła się między dowódcę najemników, a fotel pilota, na którym siedziała Emily.
- Pokaż im jak latają profesjonaliści. Pierwsza krew będzie nasza - powiedziała nagle do pilota z tajemniczym uśmieszkiem - Zaleć od strony krążownika i wleć przed niego. Będziesz mieć czysty strzał, a Bargan nie będzie miał opcji, żeby ustrzelić go przed nami. - mówiąc to żywo gestykulowała. Na koniec uśmiechnęła się złośliwie i skrzyżowała ręce przed sobą. Spojrzała na trandosha - Nachkt leć ogarnąć tą hołotę z magazynu, żeby szykowali się do akcji. Zaraz zrobi się ciekawie - rzuciła do niego.

Wiedziała, że dużo ryzykowali, ale szczęśliwie mieli na pokładzie trochę "ich" ludzi i co więcej byli rozpoznawalni jako sojusznicy, więc nie powinni w nich strzelać kiedy Nilus stanie na linii pomiędzy krążownikiem a Nefarenem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-11-2015, 19:48   #290
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Zachłanna jesteś. - odparł Trandoshianin do padawan. - To dobrze. - wyszczerzył zęby. - Pokaż co potrafisz, my będziemy gotowi. - rzucił i pobiegł do magazynu zagrzewać do boju resztę najemników.
Drzwi na mostek zamknęły się za nim i zostali sami.
- Serio, rób co mówiłam. - powiedziała Laurienn do siostry.
- To Nefaren, prawda? Abordaż i kleszcze? - wtrącił się Sol.
Pokręciła przecząco głową.
- Zestrzelimy go. - odparła pewna siebie. - To jedyne wyjście w tej sytuacji
- Zestrzelimy? - Sol był wyraźnie zaciekawiony. - Kontynuuj?
- Nie mają szans jeśli nie zrobimy tego. Muszą wylądować, żeby ujść z tego z życiem. A my nie możemy stracić naszej pozycji, bo.. no cóż działa floty skierują się na nas. -
wyjaśniła ledwo słyszalnym szeptem. - Ale oni o tym nie wiedzą, więc musimy strzelić np w ładownie. Będą musieli lądować, a my przy tym wyjdziemy na zaangażowanych…
- Jasne. Obsadzić działka? Czy HK zajmie się wszystkim?

Emily słuchała ich z otwartymi szeroko oczami.
- Chyba was pogięło! Już wolę tych gości wywalić przez otwarcie luku na zewnątrz i strzelać się z tym dużym statkiem! Odciągnę ich od Nefarena!
- Wtedy zaczną strzelać do nich i do nas. My może unikniemy, oni na pewno nie. - odparła jej na to szybko. - Nie mamy czasu na dyskusje. Proszę zrób jak mówiłam.
- Ja dam im radę. - odparła twardo. - HK będzie ich ostrzeliwał. Niech Nefaren po prostu ucieka.
- Nie zrobi im nic, nie jesteśmy w stanie przebić się przez tarcze krążownika.
- Sztuczka polega na dostaniu się POD tarczę. Te z reguły nie powstrzymują obiektów fizycznych naszych rozmiarów. - wtrącił się ponownie Sol. - Zresztą jak znam Em to pewnie już zdążyła nasze uzbrojenie podrasować, mam rację?
Laurienn gniewnie spojrzała na Sola. Jeszcze nie widział jej tak zezłoszczonej. Nie powiedziała mu jednak nic tylko znów spojrzała na siostrę.
- Emily zrobisz jak mówiłam. - powiedziała patrząc jej prosto w oczy.
HK drgnął na ten widok, ale nie odezwał się. Młodsza z sióstr Hayes zamrugała nagle i odpowiedziała powoli.
- Zrobię jak mówiłaś. - po czym wróciła do kontrolowania pulpitu sterów.
Arkanianin zmrużył za maską oczy, domyślił się co Hayes zrobiła.
- Dobra robota.
- Jeśli zamierzasz mi dalej przeszkadzać to wyjdź. -
odparła mu na to Hayes tłumiąc w sobie gniew wywołany jego wcześniejszym komentarzem.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedział krótko najemnik i skierował się do swojej kajuty.

W zasadzie jego uwaga miała służyć tylko za wytłumaczenie procesu myślowego Em, osobiście uważał że plan Laurienn jest dobry, aczkolwiek ryzykowny. Cóż wyszło jak wyszło. Jednego jednak się nie spodziewał. Użycie Mocy na własnej siostrze... Rozumiał że Padawan zrobiła to co musiała, ale mimo wszystko... Będzie musiał mieć się na baczności. Usiadł na koi, wziął głęboki wdech i powoli oczyścił umysł z niepotrzebnych myśli. Przez całą podróż nie miał czasu oddać się medytacji, czemu by nie zrobić tego teraz? Wszystko było pod kontrolą, zresztą bardziej zawadzał niż służył pomocą...
 
Zaalaos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172