Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2015, 14:13   #261
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Jaroo opierał się o regał wpatrując się w datapad zastanawiając się czy mógł zrobić więcej nie wzbudzając podejrzeń. Odłączył ten magazyn od centrali ochrony. Przekierował obraz z kamer i dane z czujników do swojego sprzętu, ustawił stacjonarne działko za pustymi skrzyniami i sprzągł je z inteligentnym systemem celowania. Dodał ich troje jako wyjątki a resztę jako cele do eliminacji. Wszystko zależało od gości jak zostaną przywitani.

Zanim jeszcze ktokolwiek się pojawił, przeprowadził rozmowę z wookim na temat jego wynagrodzenia. Potwierdzając, że cały czas ma to w pamięci i żeby się nie martwił o to, że zostanie na lodzie. Napomknął również co myśli o dalszej współpracy, zaznaczając że w dłuższej perspektywie należało by przedyskutować warunki partnerstwa. Na razie nic nie obiecywał, chciał jedynie aby Grozkazza walczył nie mając wątpliwości i dał z siebie wszystko.
Ustalili również, że jak dojdzie do potyczki, a wszyscy byli pewni,że tak się właśnie stanie, to on zajmie się synem gubernatora, żeby zachować go przy życiu.
Hernanowi zaś kazał założyć na siebie jakąkolwiek ochronę posiada i trzymać głowę nisko.

W oczekiwaniu na ruch przeciwnika wpatrywał się w ekran, z którego pulsacyjnie wpijało się w jego umysł słowo, aktywować. Które w końcu doczekało się spełnienia.
- Zaczęli- machnął wookiemu aby ruszał.
Fanga aktywował system, który wyszedł ze stanu gotowości i niemal z miejsca obrał cel. Przez głowę łowcy zdążyła jeszcze przebiec myśl, czy by tak się nie dało aby działko strzelało w rytm jakiejś piosenki, ale doszedł do wniosku, że sprawdzi to może przy innej okazji.
Jaroo wykluczył użycie ciężkiego sprzętu czy silnych materiałów, chciał mieć czyste pole gdzie liczy się celność a nie siła. Dobył broni i skierował kroki w przeciwnym kierunku do Grozkazza. Łowca miał zamiar wziąć członków Czerwonego Kraytu z flanki. Gdy ten zdążył się wychylić za skrzyń, działko dokonało już sporych spustoszeń, które musiało mu podłożyć łatwy cel do wykończenia. Na to liczył. Wystarczyło że na chwile utracą równowagę, a łowca im pomoże już się nie pozbierać.
 
Krzat jest offline  
Stary 28-10-2015, 21:15   #262
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Slevin nieco zwolnił, ale się nie zatrzymał. Fakt faktem, lubił Vao, ale współpraca z Czerwonymi mogłaby być bardziej owocna. Vao z tego co wiedział nie śmierdziała groszem, a on nie był najemnikiem pracującym za piękny uśmiech, z resztą uśmiechy innych kobiet niż ludzkie go nie ruszały. Tak było i tym razem, dlatego też postawił sprawę jasno.
- Pomogę Ci, ale nie za darmo. To po pierwsze, a po drugie czy nadal chcesz szukać tej dziewczynki?
- To nie ma dla mnie większego znaczenia - odparła na temat poszukiwanej. – Natomiast oczywiste jest, że nie mam zamiaru cię wykorzystać jak jakąś organizację charytatywną. Wyjdziesz na swoje.
- To mnie cieszy. - odpowiedział z charakterystyczną dla siebie rozwiązłością, a w sumie to jej brakiem – Chcesz dokończyć to, co mamy do roboty tutaj? Szukamy tego dziecka? - nie powiedział że jeśli ona nie będzie chciała go szukać, dokończy tą robotę samodzielnie.
Wzruszyła ramionami.
- Mi nie zależy, a tobie?
- Zależy. - odpowiedział bez zastanowienia.
- Niech będzie - nie była z tego zadowolona. – Tylko się z tym uwińmy. Co proponujesz?

Sprawa dla niego wyglądała dość prosto. Z danymi które wręczył im Siwy, mieli skromną przewagę nad innymi najemnikami, a przynajmniej tak sądził Slev. Oczywiście Vao w zabawie z mapami i danymi była o wiele lepsza, Kelevra to był raczej typowy najemnik nie trudzący się na myślenie większe niż to, jak przeżyć.

Kiedy Vao wyciągnęła cokolwiek z tych danych, cóż, wtedy pozostało tylko jedno. Ruszyć tym tropem. Po ostatnim wpierdolu jaki dostał nie powiedziałby też nic na wyżycie się, na jakimś tępym bandycie który porwał córkę gubernatora. Życie najemnika było takie proste. Przynajmniej do czasu aż nie zaczynał się mieszać z innymi ludźmi, wiedział już że jego „samotna wyspa” została naruszona i w jego interesie jest jak najszybciej pozbyć się pozostałych rozbitków.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 01-11-2015, 22:32   #263
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Taris, rejon 14, kwadrat TS12
Mandalorianin, który ściągnął w międzyczasie hełm, spojrzał na Martella z niedowierzaniem.
- Ty jakiś glina jesteś, czy co? – nieświadomie powtórzył pytanie Dorna sprzed chwili. Jednak odsunął się nieznacznie od najemnika w lekkim pancerzu. Ten uważnie obserwował Aarona. Widział, że jest w ciężkiej sytuacji, zanim choćby podniesie karabin to oberwie granatem w klatę.
- Mogłem cię tam na dole zostawić, ale tego nie zrobiłem – odezwał się w końcu. – Jeśli w ten sposób się odpłacasz to może lepiej, że nie będę z tobą więcej działał. Pytanie tylko, czy wy też nadal macie na to ochotę – powoli sięgnął ręką i ściągnął maskę, którą nosił. Ich oczom ukazał się czarnoskóry mężczyzna, który pasował do opisu podanego przez Nelię.
Aaron natomiast zawahał się. Ten gość trafił w sedno i miał rację. Gdyby rzeczywiście był szalonym mordercą, to by go wtedy zostawił. Nie miał żadnych motywów by mu pomóc, ale to zrobił. Chęć swoistego przykozaczenia oraz zaprowadzenia pozornej sprawiedliwości - przez oddanie murzyna do więzienia, bądź po prostu rozwalenie go - minęła. Martell opuścił broń. Pomiędzy walczącymi ramię w ramię wojownikami zawsze rodziła się swoista więź. Niezależnie od miejsca i czasu. Wspólny wysiłek przeciwko zagrożeniu życia łączył. Musiał łączyć. Czasami wystarczyło niewiele.
Aaron w krótkich słowach kazał mu się stąd zmyć. Nigdy więcej nie mieli się spotkać. Dla dobra ich obojga.
Czarnoskóry najemnik bez słowa założył swoją maskę z powrotem. Zeskoczył z podniesienia zaczął wracać na własną rękę.
Dorn i mandalorianin obserwowali to wszystko również w milczeniu. Dopiero kiedy ich były towarzysz zniknął im z pola widzenia, ranny najemnik się odezwał.
- Zakładam, że ten gość zginął w walce z rakghulami?
Nie skomentowali tego. To było oczywiste. Cztery godziny później przyjechał po nich Gollado. Nie był zbytnio zmartwiony „stratami”. Fakt, że sobie poradzili oznaczał, że zyskał trzech dobrych żołdaków i oczyścił teren dla swoich pracodawców.
Powrót do Olaris minął Martellowi na słuchaniu pochwał z jego strony.

Zonju V, Zoronhed, pałac gubernatora
W momencie, w którym duros wraz z wookim wypadli z swojej kryjówki rozległ się jazgot działka automatycznego. Widok jaki jawił się przed jego oczami, gdy wychylił się zza jednej ze skrzyń był niezły. Jeden z najemników właśnie przewracał się po serii, która zniszczyła doszczętnie jego pancerz. Drugi z nich przypominał nadwęglony kawał mięsa. Jednak wcale nie było idealnie. Hernan leżał na ziemi, nie dając znaków życia, a przywódca przeciwników właśnie odpalił z naręcznej wyrzutni rakietę, która zniszczyła ostrzeliwujące go działko. Jaroo od razu podniósł oba blastery i wypalił szybkie serie w najemnika, lecz te zatrzymały się na jego tarczy energetycznej. Siwy skierował w jego kierunku swoją broń i nacisnął spust. Łowca nagród zrobił szybki unik, którym zamierzał uniknąć pocisków. Jednak tą bronią nie był karabin blasterowy, ale miotacz ognia. Szeroki strumień objął Fangę, który w ostatniej chwili włączył swoje rakietowe buty wpadając z impetem w stos skrzyń, zawalając je na siebie. Płonął jego płaszcz i spodnie, a przeciwnik nadal podnosił temperaturę, podpalając wszystko wokół.
Zrzucił z siebie jedną skrzynię i wystawił rękę na zewnątrz. Wystrzelił hak, który wbił się w ścianę tuż pod sufitem. Uruchomił silnik, który wyciągnął go z sterty, która teraz już praktycznie cała stała w płomieniach. W tym momencie uruchomił się system przeciwpożarowy, zalewając ich wszystkich strumieniami wody. Gorn wystrzelił w kierunku durosa rakietę, której uniknął po prostu odczepiając się od haka i upadając na ziemię. Nie utrzymał się na poparzonych nogach i przewrócił się. Krew spływała mu po czole. Musiał oberwać jednym z odłamków eksplodującej rakiety.
Siwy kopnięciem usunął sobie z drogi płonącą ciągle skrzynie i szedł w jego kierunku.
Jaroo doskonale sobie zdawał sprawę, że nie może liczyć na jego miłosierdzie. Zebrał się w sobie, jeszcze raz odpalił silniki w swoich butach i staranował go swoim własnym ciałem. Przewrócili się oboje, ale w tym zamieszaniu łowca nagród zdołał przyłożyć najemnikowi do czaszki paralizator i go odpalić.
Trzepnęło nim kilka razy i znieruchomiał. Fanga odetchnął ciężko przygnieciony ciałem w pancerzu. Kiedy już myślał, że jest po wszystkim ze strumieni wody lejącej się z sufitu wyłoniła się sylwetka ostatniego z najemników. Zaskoczony spojrzał na swojego nieprzytomnego teraz dowódcę. Podniósł blaster i wycelował w głowę Durosa.
Wtem pojawił się nagle za nim olbrzymi cień. Grozkazza chwycił mężczyznę za głowę i gwałtownym szarpnięciem mu ją urwał. Fala krwi zalała Jaroo, kiedy kolejne ciało upadło na niego. Zdołał tylko stęknąć. Marzył tylko o szybkim zastrzyku przeciwbólowym, ledwo był w stanie myśleć.
- Ufrarcrauf oaah caowa ohrooaahrrwh – do rzeczywistości przywołał go ryk wookiego.
Zrzucił z niego oba ciała i zarzucił go sobie na plecy. Jak przez mgłę duros zauważył, że Hernan stoi tuż obok i prowadzi ich na korytarz za magazynem. Tam już czekał droid medyczny, który bez zwłoki wbił strzykawkę w jego tyłek i nacisnął tłok, pakując Fandze pełną porcję środków przeciwbólowych. Łowca nagród odpłynął w fazę narkotycznych wizji…

Gdzieś w przestrzeni kosmicznej, lekka fregata model XS Nilus
Trzeci dzień lotu właśnie zbliżał do końca, kiedy wreszcie wyskoczyli z nadprzestrzeni. Przez iluminatory kabiny mogli zobaczyć teraz czerwono-czarną planetę, okrążaną przez trzy nieduże księżyce.
- Uch, duży jest tutaj ruch – mruknęła Emily.
Trudno było się z nią nie zgodzić. Choć byli jeszcze daleko od planety, to wyskakiwało im wiele ostrzeżeń o pobliskich wylotach z nadprzestrzeni. Praktycznie co chwilę jakiś statek pojawiał się znikąd, a następny rozmywał się odlatując w sobie znanym tylko kierunku.
-Informacja: Przecinają się tutaj rimmski i coreliański szlaki handlowe – odezwał się zza ich pleców HK-50. – Przypuszczenie: Statek, który ścigaliśmy mógł jeszcze nie dolecieć, chyba że miał zmodyfikowane silniki.
- Musimy po prostu wyszukać statek o konkretnym kodzie rozpoznawczym. Jak trudne to mogłoby być? - Laurie spojrzała pytająco na siostrę.
- Musiałby się nam zameldować – odpowiedziała z spojrzeniem „przecież to oczywiste”.
Wzruszyła ramionami.
- A możemy zgłosić do kontroli lotów że poszukujemy tego statku w związku z kolizją jaką niby mieliśmy? - zaproponowała.
- Hm, to może się udać – mruknęła i wpisała wiadomość w terminal, którą puściła w eter. Po kilkunastu minutach przyszła odpowiedź z kontroli lotów na Yag’dhul, że poinformują nas o przylocie statku o wskazanym identyfikatorze.
Padawanka uśmiechnęła się.
- Myślę że po prostu jeszcze nie doleciała - mrugnęła do Emily. Lubiła ją chwalić. Ta choć tego po sobie nie chciała pokazać, to ukradkiem pogładziła konsoletę Nilusa. Statek o takich możliwościach był świetnym dopełnieniem jej umiejętności. I wcale nie ukrywała swojego zadowolenia.
Dryfowali sobie w przestrzeni przez czternaście godzin. W tym czasie Em słusznie zauważyła, ze będą musieli zatankować przed następnym skokiem, ale ceny paliw były astronomicznie wysokie. Taka polityka jednak miała swoje usprawiedliwienie, w końcu byli w jednym z najbardziej uczęszczanych zakątków Galaktyki.
Betszeba trzymała się na uboczu, ale Laurie zauważyła, że kobieta obserwuje mijające ich statki z pewną dozą tęsknoty. Mogła tylko spekulować za czym.
Wreszcie jednak nadszedł tak bardzo oczekiwany przezeń sygnał. Transportowiec o identyfikatorze 22-DVGP wyszedł z nadprzestrzeni ledwie kilka tysięcy kilometrów od nich. Jej siostra odpaliła silniki i natychmiast ruszyła w tamtym kierunku.
- Co teraz chcesz zrobić? – zapytała.
- Pogadać o ugodzie - powiedziała z powagą. - Zaproponuj jej jakieś miejsce, ewentualnie jak coś sama wymyśli gdzie się mamy spotkać to zgódź się. Ja idę się przebrać.
Po tych słowach odwróciła się i wyszła. W kajucie rozbierając się przejrzała swoją garderobę. Była tu nawet szata padawana, która była wygodna i doskonale sprawdzała się w roli szlafroka. Niestety poza akademią była mało przydatnym strojem ze względu na charakterystyczny wygląd. Jej moce wydawały jej się być silne, ale najlepiej działały gdy ewentualny obiekt działania którejś z jej mocy, nie był świadom kto przed nim stoi.
Założyła, więc buty o wysokiej cholewce, czarne spodnie z grubym pasem mającym mocowanie na blaster do tego niebieska bluzka i brązowa skórzana kurtka. Blaster Mistrza Attona zabierała raczej dla szczęścia, niż z myślą używania go. Była gotowa do wyjścia. Wróciła do siostry by sprawdzić czy udało się nawiązać kontakt Yuthurą.
Emily odwróciła się na fotelu, kiedy wchodziła do kokpitu.
- Ta gościówa była mocno zdziwiona naszą prośbą i pytała o Zhar-kana, ale zgodziła się spotkać na tamtej stacji kosmicznej – wskazała na powiększający się punkt niedaleko jednego z księżyców. – Zaraz tam ląduję.
- Nasz arkanianin wszędzie potrafi zaskarbić sobie przyjaciół - skomentowała.
Orbitująca w znacznej odległości od planety stacja kosmiczna okazała się paliwową. Właśnie tankowanie rozpoczynał olbrzymi transportowiec z Duro, który w swojej ładowni mógłby pewnie zmieścić kilkadziesiąt frachtowców pokroju Nilusa. Statek twileczki, z którą mieli rozmawiać czekał już na jednym z bocznych stanowisk.
- Zaprasza cię na swój statek – powiedziała lekko zdenerwowana nagle siostra.
Poczuła adrenalinę. Skinęła głową.
- Dobra, załatwię to i zaraz wracam - odparła.
Do rampy podłączono krótki rękaw, przez który weszła do szerokiego korytarza. Było w nim kilkoro obcych, którzy korzystali z chwili przerwy w locie. Znaki wskazywały drogę dalej w głąb stacji, ale ona skierowała swoje kroki do wyjścia tuż obok Nilusa. Tam też zadokował RVN. Wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi do luku dekontaminacyjnego. Po zakończonej procedurze otworzył się przed nią właz, którego progi przekroczyła.
Była w niedużym korytarzu, który rozchodził się na dwie strony. Zawahała się przez chwilę, kiedy po jej prawej stronie pojawiła się postać fioletowoskórej twilek. Twarz kobiety zdobiły tatuaże, a ona sama była ubrana w prosty, szary strój pilota. Patrzyły przez chwilę na siebie i nagle Laurienn zalały fale Mocy płynące strumieniem od drugiej kobiety. Nie spodziewała się tego. Nie mogła się tego spodziewać. Przecież wszyscy Jedi należeli do Akademii na Coruscant, a Sith już nie istnieli. Dotarła do niej myśl, że tak twilek emanuje bardzo podobnie do mistrzyni Marr… i wtedy też zorientowała się, że ta kobieta również ją wyczuła. I była równie zaskoczona.
Choć Hayes wydawało się, że minęła co najmniej godzina, to ten status quo trwał raptem kilka sekund. Twilek wykonała charakterystyczny gest i pchnęła Mocą. Laurienn momentalnie osłoniła się wszystkim co miała w zanadrzu, ale fala Mocy przebiła się przez to jak buldożer.
Uderzenie w pierś wyrzucające prawie całe powietrze z płuc, zamroczyło ją na chwilę. Kiedy z trudem łapiąc oddech odzyskała wzrok, twilek stała nad nią trzymając w ręce czarną rękojeść skierowaną emiterem w pierś dziewczyny. Jej kciuk spoczywał na przycisku włączającym.
- Kim ty do cholery jesteś i czego tu szukasz?!

Ord Mantell, Dreliad, dzielnica kasyn
Noc mijała spokojnie. Przed kasynem pojawiła się tylko raz nieco mniej spita ekipa, lecz i tak byli na tyle grzeczni, że bramkarze ich wpuścili. Nie zanosiło się na żadną rozróbę. Sol musiał przyznać, że zaczynało mu się po prostu nudzić. Dopiero jakąś godzinę przed końcem zmiany, pojawił się jego cel. Wyszedł bocznym wyjściem, nie zatrzaskując ich za sobą. Zamiast tego włożył tam kawałek stalowej rury, żeby elektroniczny zamek nie zarejestrował powtórnego otwarcia. Mężczyzna rozejrzał się, czy nikt go nie widzi, po czym szybkim krokiem poszedł w południowym kierunku.
Zhar-kan nieco zaklął, bo gość oddalał się od jego pozycji. Zsunął na niższe piętro i zeskoczył na ulicę. Przebiegł na drugą stronę i szybko wskoczył na balustradę knajpy obok kasyna. Wspiął się po fasadzie i szybko dostał się na dach. Ruszył prawie że sprintem. Przeskoczył na kolejny dach, potem na następny. Rozejrzał się uważnie. Na szczęście Ferru nie był jakimś genialnym przełajowcem. Szedł szybko wzdłuż ulicy kierując się na wschód. Sol mógł go obserwować z kolejnych dachów. Dotarli na skraj centrum handlowego, gdzie Holtin skręcił w nieoświetlony zaułek. Każdy by go w takim momencie zgubił. Każdy oprócz Sola. Widział go nadal jak na dłoni. Widział też drugą postać, z którą ten właśnie zaczął rozmawiać. Po chwili czymś się wymienili i Ferru ruszył z powrotem do kasyna. Jego rozmówca odczekał chwilę, po czym udał się w przeciwnym kierunku. Arkanianin długo się nie zastanawiał. Styl działania pozostał taki sam, zmienił się jedynie obiekt.
Jakąś godzinę później obserwował zza rogu budynku, jak wspólnik bramkarza z Wściekłego Pazaaka otwiera drzwi na zaplecze sklepu z częściami dla droidów. Sol zdążył w tym czasie upewnić się kilku rzeczy. Ten mężczyzna był żołnierzem. Świadczyły o tym wyprostowana sylwetka i charakterystyczny, sztywny krok będący skutkiem wielu godzin musztry. Sith nigdy nie przykładali wagi do takiego szkolenia. Ten gość był… albo nadal jest na żołdzie Republiki.
Przed Zhar-kanem pojawił się dylemat, czy donieść na niego Randalowi, czy jednak zostawić tą sprawę w spokoju, zaprzepaszczając tym samym możliwość szybkiego awansu w szeregach Czerwonego Krayta.

Zonju V, Zoronhed
Trzy dni, które spędzili na przeszukiwaniu pustyń były równie bezowocne ajk próby podbicia Republiki przez Sith w ostatnim stuleciu. Niby jakiś ślad mieli, ale ostatecznie skończyło się na niczym. Największym sukcesem było znalezienie porzuconego obozowiska pod skalnymi formacjami na jednej z pustyń. Ślady kto i dokąd stamtąd się udał były dawno rozwiane przez wiatr. Dużym śladem był porzucony skuter, ale bez ogniw paliwowych musieli go tam zostawić. Mission zdołała jedynie odczytać, że pochodził z malutkiego kosmoportu, prawie po drugiej stronie planety.
Był to jednak jakiś ślad. Kiedy wrócili do Zoronhed aby uzupełnić zapasy okazało się, że cały ich wysiłek spełzł na niczym.
W długim ogłoszeniu, władze planety informowały o próbie zamachu stanu ze strony organizacji najemników oraz o odnalezieniu porwanej przez nich córki gubernatora. Jednocześnie informowano o zaostrzeniu przepisów kontroli przylatujących statków.
- Ktoś nas ubiegł – skwitowała to kwaśno Vao. Nie poświęciła jednak temu kolejnych zbędnych myśli. Choć niepowodzeniem, to zlecenie się skończyło. Od teraz Slevin miał pracować dla niej.
- Nie mam w tym momencie większej gotówki – powiedziała, kiedy wchodzili na lądowiska w kosmoporcie. – I nie wiem, jak z nią będzie po uwolnieniu mojego kumpla. Jednak w razie czego, to będzie twoja zapłata – zatrzymała się przed jednym z stanowisk, na którym stało coś pomiędzy ciężkim myśliwcem, albo lekkim bombowcem.


Taris, Olaris, Nefaren
Nelia przyniosła sprzęt z biura Jen’Kinsa na kilka chwil przed tym zanim wrócił Martell. Najemnik dostał od Ferrida Golldo propozycję stałej pracy. Jak devaronianin powiedział „trochę pilnowania robotników i nieco więcej ciekawszej roboty”. Miał dzień na danie odpowiedzi. To była niezła okazja do tego, żeby wprowadzić swojego człowieka do ich organizacji. Z drugiej strony Baelish właśnie wprawił we wstrząs całą Czerkę, informując ich o istnieniu „Sith”. To mogło dać im olbrzymie pole do załatwienia swoich spraw i odsyłanie gdzieś na zadupie Aarona wiązało się z marnowaniem jego umiejętności.
W międzyczasie Jon przeglądał instrukcje, jakie dostał z akademii. Wszystko ponownie było na jego barkach.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 01-11-2015 o 22:55.
Turin Turambar jest offline  
Stary 02-11-2015, 22:29   #264
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Arkanianin potrzebował nieco czasu by zdecydować co zrobić. Gdy tylko ustalił że w pobliżu nie ma nikogo niepowołanego wspiął się na dach pobliskiego budynku i wygodnie się ułożył. Zdjął maskę, czasem zaczynała mu ciążyć i wbił wzrok w gwiazdy. Zostało mu jeszcze parę godzin nim znowu będzie zmuszony ją włożyć, chciał z tego skorzystać. Obiecał Laurienn że nikogo nie zabije, a gdyby wydał nieznajomego żołnierza to najprawdopodobniej przyłożyłby rękę do jego śmierci. Co prawda pośrednio, ale jednak. Nie mógł się też pogodzić z tym z innego powodu. Wojsko Republiki przygarnęło go gdy tego najbardziej potrzebował. Zapewniło mu wikt i opierunek, o edukacji nie wspominając. Czułby się źle wydając kogoś z kim być może był na tym samym polu bitwy. Musiał ustalić kim jest nieznajomy. Najemnik założył maskę i zeskoczył z dachu na ulicę. Skierował się do sklepu i zapukał do frontowych drzwi. Gdy nikt nie odpowiedział zaczął w nie walić.
O ile pierwsze, grzeczne podejście nie przyniosło rezultatów, to walenie pięścią w okolice wizjera okazało się nadto skuteczne. Usłyszał zapewne głośne, ale mocno wyciszone przez ściany przekleństwo, a po chwili dostrzegł ruch kamery nad drzwiami.
- Ktoś ty?! - dobiegło z interkomu.
- Szukam części do droida. Model D5-T39-Y3. - był to obowiązujący podczas jego służby kod oznaczający konieczność ekstrakcji. Miał tylko nadzieję że drugi żołnierz zareaguje na przestarzały szyfr.Chyba go zaskoczył bo przez chwilę był brak odpowiedzi.
- Przyjdź rano. - odparł znudzony i się wyłączył.
- Idiota. - mruknął pod nosem najemnik i obrócił się na pięcie. Postanowił wrócić na wcześniej zajmowany dach i poczekać do rana.

***

Gdy tylko gwiazda tego systemu pojawiła się na horyzoncie Zhar-kan założył maskę i znowu zeskoczył na ulicę. Spotkało się to z kilkoma zdziwionymi spojrzeniami, ale nic sobie z nich nie robił. Ponownie skierował się do sklepu i wszedł przez frontowe drzwi. Nie była to typowa graciarnia, jakimi są takie miejscówki. Tutaj naprawdę panował porządek jak w jakimś labolatorium. Wszystko było opisane i uporządkowane. Było dużo nowego sprzętu, ale większość jednak nosiła ślady używania. Sol nie był specjalistą, ale ceny raczej były wysokie.
Za ladą siedział raczej wysoki mężczyzna, mający jednak lekką nadwagę. Nosił długie włosy, choć zaczynał mieć początki łysizny. Spojrzał na niego spod okularów, przerywając rozkręcanie jakiegoś czujnika.
- Coś potrzeba?
- Odpowiedzi na kilka pytań. Służysz, czy jesteś na emeryturze? - spytał trzymając ręce na widoku.
Zmrużył oczy. Nie takie pytania się spodziewał.
- Ty jesteś tym wariatem z nocy - ni to zapytał, ni to stwierdził.
- Tak. Powiem wprost. Czerwony Krayt zlecił śledzenie Ferru Holtina który doprowadził mnie do Ciebie. Ze względu na czas spędzony w Wojsku nie uśmiecha mi się wydawanie kogoś z kim być może byłem na tym samym polu bitwy. A nie mogę wrócić z niczym.
- Jeśli współpracujesz z czerwonymi to ci się należy kula w łeb, bez względu na możliwe sentymenty - powiedział to spokojnie, ale bardzo zdecydowanie. Jednak nie zrobił nic w kierunku spełnienia swojej groźby. Zapanowała nieco niezręczna cisza.
- Pokaż swą mordę - mruknął w końcu.
- Zhar-kan Sol, piąta łączona. Oficjalnie na emeryturze. - rzucił najemnik, powoli zdejmując maskę. - Powiedzmy że moja praca wymaga bym się z nimi zaprzyjaźnił.
Wpatrywał się w niego uważnie.
- Greg Holltu, były inżynier na Leviatanie - odwdzięczył się tym samym. - Czyli przeszliśmy ostatecznie do tej samej, gównianej branży?
- Na to wygląda. - mruknął najemnik zakładając maskę. - Krewni ludzi z którymi byłem w Piątej są zainteresowani spojrzeniem od wewnątrz na działalność Czerwonych. Masz pomysł jak rozwiązać nasz problem?
Pokręcił głową.
- Sam wyłapuję tylko okrawki, choć szukam tego samego. Mówiłeś, że czerwoni wpadli na ogon Holtina?
- Tak. - powiedział wyciągając z kieszeni datapad który dostał od Randala. - Mi dali to, mogą mieć więcej.
- Mogę? - przejął go od niego. Podłączył się pod niego i zaczął skanować.
- Kurwa - zaklął. - Podłożyli ci nadajnik - stwierdził, po czym przełknął głośno ślinę. Zaczął się nagle pocić.
- O kurwa. - zawtórował arkanian. Spieprzył sprawę. I to na dodatek koncertowo. Nagle do jego głowy wpadł dziki pomysł. - Jak bardzo jesteś przywiązany do sklepu?
- Co?! - był oszołomiony.
- Musisz zniknąć. Zwiń tyle interesu ile dasz radę, bierz kredyty, drobne kosztowności i gdzieś się zabunkruj. Ja zorganizuję nieco krwi i upieprzę sklep. Nie cały, ale jakąś jego część. Nie wiem, krzesło, łóżko, coś takiego. - najemnik uśmiechnął się paskudnie za swoją maską. Czemu nie pomyślał o najprostszym rozwiązaniu? Powoli sięgnął po wibroostrze i podał je rękojeścią do przodu. - Ukłuj się. Pół litra Twojej krwi wystarczy. Potem z datapadem wybiorę się gdzieś gdzie można zutylizować zwłoki i wrócę do Czerwonych. Myślę że mamy na to 30 minut. Powiem że musiałem Cię zabić, bo miałeś zamiar skontaktować się z “szefem gdyż zdobyłeś krytyczne informacje na temat działalności Czerwonych”. Powinienem zdobyć ich zaufanie. Podzielę się wszystkim czego się dowiem.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 02-11-2015 o 22:33.
Zaalaos jest teraz online  
Stary 04-11-2015, 22:25   #265
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zaskoczenie szybko przemieniło się w przerażenie. To było przecież niemożliwe. Wszystkich Jedi wymordowali Sith, a Sith ostatecznie zgładziła Mistrzyni Surik. Jej poczucie bezpieczeństwa opierało się na tym. Jakim więc cudem ta twilek stała tu przed nią?!
Czas dla niej się zatrzymał. Jednak fioletowa w przeciwieństwie do niej postanowiła działać prewencją. W ostatniej chwili Laurienn zauważyła gest jaki tamta wykonała i bardziej ze strachu niż celowego działania wyciągnęła przed siebie ręce i próbowała osłonić się przed atakiem.
Co prawda na statek weszła gotowa użyć Mocy jednak w zupełnie innym celu. Strach jaki ją opanował nie pozwolił jej się skupić by w pełni zaczerpnąć z Mocy.
Efektem tego było to jak łatwo twileczka przeszła przez jej barierę mocy rzucając nią o ścianę, aż ją zamroczyło. Strach pomyśleć co by z nią było, gdyby w ogóle nie użyła bariery.
W jednej chwili wszystko się zmieniło. Zwykła pogadanka jaką miało być to spotkanie przerodziło się w walkę o życie.

Hayes czując piekący ból w klatce piersiowej starała się nie oddychać za głęboko. Objęła się w pół rękami leżąc na podłodze i z przerażeniem patrząc jak twileczka sięga po broń. Laurie nie była nawet w stanie sięgnąć po blaster, bo jeden ruch, a ta druga włączy miecz świetlny i pozbawi ją głowy.
- Nie wiedziałam, że … - ostrożnie dobierała słowa, bo była to jej ostatnia linia obrony. - … jesteś użytkownikiem mocy... - nie użyła określeń “Jedi” czy “Sith”, bo mogłoby to ubliżyć jej, gdyby nie trafiła, po której stronie ta jest.
Ban patrzyła na nią uważnie, jednak miała mocno zaciśniętą szczękę. Też była zdenerwowana i oddychała głęboko starając się opanować emocje.
- Twierdzisz, że przez przypadek goniłaś mnie przez pół galaktyki?! - wycedziła.
Hayes łapała oddech i czuła jak po plecach zaczyna się rozchodzić promieniujący ból. Bała się, a jej spojrzenie gorączkowo przeskakiwało to na twarzy twileczki to na rękojeści nie włączonego jeszcze miecza świetlnego.
- Nie - wydusiła pierwsze słowo przez ściśnięte strachem gardło - Nie przypadkowo tu czekałam. Ale nie z powodu tego - wskazała wzrokiem na trzymany przez twileczkę miecz - Chciałam nawiązac przymierze przeciw Czerwonym - próbowała opanować się by skupić się na mocy by ta przyszła jej z pomocą, gdy słowa ją zawiodą. Ale rozsądek jej podpowiadał, że to może twileczka wyczuć w postaci wzmacniającej się aury mocy, dlatego Laurienn przezornie skryła swoje starania za zasłoną. Była to ta sama zdolność jakiej użyła, gdy ukrywała się przed wzrokiem przechodniów chociażby na targach corelliańskich.
Kciuk kobiety zaczął delikatnie gładzić przycisk włączający. Widać ważyła słowa dziewczyny. Jej lekku delikatnie zadrgało. Gdyby była Twilekiem mogła by odczytać ten podświadomy przekaz. Nie było jednak tak łatwo.
- Zapytam jeszcze raz - powiedziała powoli. - Chcesz knuć przeciwko czerwonym i tym kimś przypadkowo - zaakcentowała - jestem ja, jak to powiedziałaś… użytkownik Mocy? NIE ŁŻYJ - nagle krzyknęła zaciskając dłoń na rękojeści, aż zbielały jej kłykcie.

Laurie zamknęła w tym momencie oczy oczekując na cios.
Nie poczuła jednak palącego bólu w klatce piersiowej. Niepewnie otworzyła oczy.
Yuthura jednak go nie włączyła.
Serce padawan waliło jak oszalałe.
- Tak, chce knuć, bo uznałam, że to lepsze niż wrabiać cie w cokolwiek byle tylko odwalić robotę, która da mi do nich wejście. I nie miałam pieprzonego pojęcia, że posługujesz się Mocą. Jakbym wiedziała to bym na pewno nie pchała się do jednego układu gwiezdnego z tobą. - mówienie zaczynało powoli ją uspokajać. To, że Yuthura nie odpaliła miecza dodało jej otuchy.
Złość na twarzy twilek nieco stopniała. Nieco.
- Masz zbyt dużo skrupułów by ułożyć sobie życie jako najemnik - wypomniała jej. - Zresztą nadal zastanawiam się, czy jednak cię nie dobić. Zbyt dużo złego może zrobić ktoś tak niewyszkolony jak ty.
Słowa twilek szczerze ją zaskoczyły.

“Złego? Nie ja tu rzucam ludźmi po ścianach i wymachuje mieczem.” przeszło jej przez myśl i zapewne by to powiedziała… Gdyby nie to jak bardzo się bała.

- Nigdy nie zamierzałam działać przeciw tobie - starała się nie patrzeć na miecz - Nie twierdzę też, że jestem wyszkolona. Ale Akademia Jedi stara się jak może, żebym wyszła na ludzi. - nie miała w planach się z tego spowiadać, ale jeśli od tego zależało jej życie to mówi się trudno. Tym bardziej, że stała nad nią może jakaś zbiegła Jedi, którą ominęły czystki Nihilusa... Cholera ją wie.
Yuthura patrzyła na nią nieco zaskoczona. Nie odpowiedziała jej, ale wydawało się, że wyraz jej twarzy złagodniał.
Laurienn wzięła jej brak reakcji za dobry znak.
- Rozumiem jeśli chcesz zostać w ukryciu i tak może pozostać. Masz moje słowo, że cię nie wydam - zapewniła twileczkę - Ale jeśli mnie zabijesz to moi mistrzowie zaczną cie szukać, a moja załoga bez problemu dostarczy im wystarczająco dużo informacji by cię znaleźli - w jej głosie nie było nawet odrobiny groźby, po prostu zwykłe stwierdzenie faktu, do którego Ban mogła sama już dojść.
- Wzięłaś pod uwagę to, że po pozbyciu się ciebie, mogłabym to samo zrobić z twoją załogą? - zapytała, jak się okazało retoryczne. Zrobiła dwa kroki w tył i schowała miecz za plecami za pasem.

Hayes odetchnęła z ulgą i nawet lekko się uśmiechnęła. Skrzywiła się jednak, gdy zaczęła podnosić się z podłogi, bo plecy mocno ją bolały.
- Dobrze, że mój droid protokolarny tego nie słyszy, bo by to wziął za wyzwanie - zażartowała. Wyprostowała się z niemym jękiem. Przeczesała palcami lewej ręki włosy i je rozpuściła, bo w całym tym zamieszaniu jej fryzura mocno się potargała.
- To możemy wrócić do interesów? - zaproponowała.
Twilek wzięła głęboki oddech.
- Czerwony Krayt nie chce mi odpuścić? Czy po prostu dali ci to, byś mogła się wykazać?
- Bardziej to pierwsze niż to drugie, więc jak ja nie odniosę “sukcesu” - uniosła dłonie robiąc gest cudzysłowiu - To przyślą kogoś innego. - stwierdziła. Tak jak wstała tak stała, nie zbliżała się do twileczki. Oparła się tylko ramieniem o ścianę przez co stanęła lekko bokiem do Yuthury.
- Mam możliwość spreparowania dowodów, które będą świadczyły, że zostałaś przyskrzyniona za, powiedzmy, przemyt. Ale potrzebuję czasu, żeby wejść w Czerwonych na tyle głęboko by uniemożliwić im to co teraz planują. A dla uwiarygodnienia moich dowodów potrzebuję… Twojej współpracy. - wyjaśniła pokrótce swoje plany wskazując lekko ręką na nią.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-11-2015, 23:44   #266
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Obudził go medyczny bełkot droida, który już wiedział że Fanga jest świadomy. Łowca zignorował całkowicie mechanicznego opiekuna choć ten spisał się wyśmienicie. Poza lekkim dyskomfortem wywołanym przez poparzenia i ledwo wyczuwalnym uciskiem w okolicach czoła, był cały i zdrów.
Rozejrzał się dookoła. Jaroo leżał w przestronnym pokoju podobnym do jednego z tych które mijał przed pierwszym spotkaniem z Hernanem. Co pozwoliło mu zrazu przypomnieć sobie dlaczego tu jest, a jego myśli wróciły na właściwy tor. Znaczyło to o jednym, że się udało to co do tej pory sobie założył, a co było jedynie preludium. Teraz dopiero miała zacząć się zabawa.
Czekał go ogrom pracy, przy której liczyła się każda chwila.
- Ile?- wtrącił rozkręconemu droidowi.
- Przy tym tempie gojenia...
- Ile czasu byłem nieprzytomny?!- prawie krzyknął poirytowany łowca, powstrzymując się od wyzwisk.
- Trzynaście godzin czterdzieści dziewięć minuty Panie Jaroo- posłusznie odpowiedział.
Czyli już trochę czasu stracił ale ta strata jeszcze była dopuszczalna. Niepokoić się zacznie gdy będzie jej znacznie więcej.
Schodząc z kozetki nogi lekko się pod nim ugięły co zawtórowało kolejną falą droidziego biadolenia. Jednak nie zwracając już uwagi na nic ubrał się, pozbierał graty i na chwiejnych nogach opuścił pokój. Musiał znaleźć Hernana.
- Wpuście go do cholery!- usłyszał za drzwi po tym jak wysłał kilka siarczystych przekleństw po adresem ochrony.
- Jak tam...?- powiedział zanim się przyjrzał jego towarzyszowi- Wyglądasz fatalnie- rzucił z przekąsem duros, na widok zmarnowanego człowieka.
Ten natomiast obrzucił go spojrzeniem mówiącym że jego stan również nie jest fantastyczny.
- Coś się wymyśli- wlot pochwycił pomysł. Cofnął się pod drzwi, gdzie zaczepił jednego strażnika- Leć mi tu zaraz do Zhorina, powiedz że Jaroo prosi o ten niebiański trunek- tłumaczył nie przejmując się rozdziawioną gębą jego rozmówcy- A i powiedz mu że tam wpadnę, także niech się nie martwi- dodał.
Strażnik nie słysząc czy to potwierdzenia czy zaprzeczenia jego pracodawcy z wolna zniknął w korytarzu.
- I co się dowiedziałeś- spytał, rozsiadłszy się już w wygodnym fotelu.
- Sprecyzuj - odparł. Miał podkrążone oczy, ale wyglądał o niebo lepiej niż to co Jaroo widział w lustrze.
Co powiedziała twoja siostra?- zaczął od najważniejszego - Czy znalazły się jakieś dokumenty?- wszelka wzmianka była ważna.
- Tą gówniarę uda mi się spacyfikować, jeszcze chwila i powie to co będziemy chcieli. Musimy się tylko zastanowić co z tym jej fagasem, on też ma na nią duży wpływ.
- Bądź delikatny- ostrzegł- Damy mi zajęcie, nie chce żeby takie drobnostki nam przeszkadzały- podrapał się po szyi- Z nim tylko po dobroci. - Zwrócisz się do republiki, znajdziesz przychylnego nam senatora- wczuwał się w sytuacje pionującą w galaktyce- Posiadamy mocna kartę, Znoju jest idealnym zapleczem, wejściem do wnętrza, do inwazji- teraz już dobrze to widział- Tu zaczynają się ważne, bezpośrednie połączenia hiper-przestrzenne. Tu jest ważne kto je kontroluje.
- Też o tym myślałem, jednak najpierw ojciec musi mi oficjalnie przekazać stanowisko, żebym miał mógł to zgłosić.
- Jeśli ich nie kochasz - stwierdzał jego relacje z rodziną - Graj, pokarz pokorę , kłam, odwróć ich uwagę- wymieniał sposoby uzyskania tego co potrzebują- Musisz dostać ten tytuł.
Skinął głową.
- To kwestia czasu. Jak mówiłem, siostrę kończę urabiać. Pochwali się przed ojcem, że to ja ją uratowałem i myślę, że sprawa załatwiona. Kwestia teraz reakcji Republiki. Nie możemy liczyć tylko na nich, bo możemy się ostro przejechać
Wprowadzono Zhorina, który był totalnie zaskoczony tym nagłym zaproszeniem do pałacu. Podał alkohol, którym wcześniej raczył Fangę i stał nie odzywając się.
- O właśnie miałem powiedzieć co oprócz republiki- wskazał na wolny fotel dla zmyślnego kupca- Mam zamiar dokonać umowy handlowej z Hutt'ami, obiecać im transfer do republiki- tu wskazał na to co musza zrobić najpierw- Każdy ich statek dostałby pełnoprawny kod republiki- spojrzał na ithorianina- Stworzymy prawdziwy kosmoport, uzyskamy ogromny przychód- dał im samym dopowiedzieć sobie resztę.
- Dosyć odważne- powiedział po chwili Hernan- Jednak Huttowie nie mieliby takiej władzy jak teraz, gdyby to było takie proste.
- Jak każdy nasz ruch- potwierdził- Miałem zamiar przyjść do ciebie i przedyskutować tą sprawę na osobności- zwrócił się do zaskoczonego kupca- Ale cieszę że się tak nie stało, dzięki temu mamy okazje wejść w silną konfidencję- skinął głową w stronę przyszłego gubernatora- Hernan, przedstawia Ci profesjonalistę w swojej dziedzinie, Zohorin- nie ukrywał, że go potrzebuje- Czy jest to możliwe?- powierzył tą idę umiejętnością galaktycznego handlarza.
Zhorin usiadł na wolnym fotelu. Założył ręce na swoim sporym brzuchu i zamyślił się.
- To... to bardzo ciekawy pomysł. Jesteśmy jednak na zadupiu Galaktyki, nie przesadzajmy z tym, jak bardzo Huttowie będą chcieli z tego skorzystać. Jednak - poklepał się po brzuchu - na pewno będzie panował tu znacznie większy ruch niż teraz.
- Może to dziwne, ale dlatego potrzebujemy naszego wroga, Czerwony Krayt. Musimy utrzymać ten kanał wolny od ich wpływu, czyniąc go o wiele ważniejszym- zrobił przerwę dla przetrawienia tego co powiedział- Całość wdaje się skomplikowana, ale tworzą ją proste składniki- powiedział jakby wiedział co mówi.
- Rozumiem - odparł Zhorin - Oni będą gwarantem naszej istotności.
- Każde ich działanie zwiększa nasza wartość- rozwinął słowa kupca, który jakby wyciągnął mu z ust- Pomagają nam nie mając na to wpływu- sam Fanga się zdziwił jak proste to było- Ale jest jeszcze jedna rzecz, która jest potrzebna w prowadzeniu wojny- uśmiechnął się - A właściwie trzy, kredyty, kredyty, kredyty- plan był coraz bardziej spójny- To jest zamknięte koło, organizm który sam utrzyma się przy życiu- wyłaniała się przed ich oczyma nowa siła w galaktyce- A my będziemy jego ojcami. Panowie, przedstawiam wam Syndykat- po czym wstał i uniósł kielich.

Udał się do lochu bo powiedziano mu że tam spotka wookiego, który pilnował więźnia. A że do obydwu miał sprawę to mu było na rękę, że załatwi je za jednym razem.
- Wiem, wiem- podniósł ręce w geście kapitulacji, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć - Długo musiałeś czekać, ale wszystko wziąłem pod uwagę - chwalił jego cierpliwość. Po czym wyciągnął kartę i przelał jego dolę. Całe dwa i pół tysiąca.
- Poczekaj tu na mnie jeszcze musimy coś razem załatwić- poprosił włochatego kompana ruszając do celi.
Wielki wookie położył swoją włochatą łapę na ramieniu Fangi i zatrzymał go w pół kroku.
- Shworhahwo scwhahwo aowowh orooanwo ah aora warcoorhwhra chuscra. Oaacoa scahwo huwaufahra oh aorosc, oaoo aohu orooscrhahwhhushwocuf. Ra ohahwaufwo, wo ahwaufahwocuf whra wahu corraan.
- Mój przełożony zamierza współpracować z panem na wielu płaszczyznach - odparł po chwili droid.
- Bardzo na to liczyłem- był zadowolony z postawy wookiego- Jeszcze chciałem Ci podziękować za wczoraj- pochwalił nie rozwlekając się za bardzo- Jednak nie długo będziemy musieli się rozdzielić na jakiś czas- przeszedł do konkretów- Będziesz chronił Hernana, dlatego chwiałbym cię poprosić o głowę- skazał na droida pod pachą- Dla przeprowadzenia kilku modyfikacji.
- Whahwo akrcufworrahwhrash -wywarczał
- Ekhm, nie zgadza się.
- whahwo shwocaowosc oooaacrcoowhahrarcufwosc, scrasc oh wahuakahwo aoworroo orooanwocahra, rhwa cah aorcufroscra oaahworhahwo - kontynuował.
- I stwierdza, że najwięcej się dorobi przy tobie, a nie przy tych lalusiach.
Duros spojrzał z kąta jednym okiem na towarzysza. Odrzucenie jego prośby zmusiło go do kolejnych przemyśleń- W porządku- odpuścił sobie- Zrobimy to inaczej a ty zostajesz ze mną- uśmiechną się na myśl, że to własnie dzięki niemu dokonał możliwie najlepszej decyzji. Dopiero po tym zapewnieniu Grozkazza puścił go i pozwolił wejść do celi.
- Masz kilka opcji- zwrócił się wprost do więźnia- Zostać tu i być uznanym za martwego, lub powiedzieć co wiesz o czerwonych i po jakimś czasie odzyskać wolność, chociaż już do końca będziesz patrzał za plecy bo tego co wczoraj się stało raczej nie puszcza ci płazem- powiedział to równym, bez zbędnych uniesień tonem- Trzecia natomiast opcja i ta powinna się spodobać wszystkim- odrzucenie tej oferty nie będzie dobrze mu wróżyć- Odzyskasz wolność, argumenty aby zachować swoje imię, ale w zamian oczekuje że zdobędziesz władze w Krayt i kiedy będzie taka potrzeba zrobisz o co cię poproszę- oferował mu nową przyszłość.
- Żebyś dobrze mnie zrozumiał wyjaśnienie to jeszcze na przykładzie- zaczął widzą że tępy wyraz twarzy członka wrogiej organizacji nie zmienił się choćby odrobinę- Ja wystawie ci niewygodnych dyplomatów i osobowości, ty natomiast wystawisz mnie niewygodnych dla naszej sprawy członków Kraytu- banalniej nie potrafił tego wytłumaczyć- Także widzisz że w obydwóch przypadkach zyskujesz, a twoje wpływy w organizacji się zwiększają.
- Pierdol się równo - odparł. Oczy nadal mial przekrwione po paralizatorze - Nie masz pojęcia z kim zadarłeś.
Łowca stał jeszcze chwile, zastanawiając się czy warto jeszcze coś powiedzieć. Doszedł jednak do wniosku że nie warto i bez słowa obrócił się i wyszedł. Nawet nie znał jego imienia ale to nie miało znaczenia, bo był już trupem.
 
Krzat jest offline  
Stary 06-11-2015, 23:52   #267
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Lista rzeczy do zrobienia prezentowała się teraz następująco: wykonać polecenia zawarte w wiadomości od Akademii, zmontować raport i zadecydować, czy wracać na Coruscant czy zostawać na miejscu. Wyszedł ze statku, chcąc wpierw zająć się tym pierwszym. Zapytał się jednego z mieszkańców wioski, gdzie znajduje się oficjalne biuro Czerki i właśnie kierował swoje kroki w kierunku wskazanym przez tubylca. Teraz, gdy widział już budynek przed sobą starał się przypomnieć sobie, jak nazywał się tamten najemnik. Kalen Watho? Nie, nie... Kolen Wotho? Coś takiego. Wszedł do biura i z rozbiegu zwrócił się do recepcjonisty:
- Chciałbym widzieć się z Kolenem Wotho.
Powiedziano mu, że ów jest na chwilowym urlopie zdrowotnym, że wróci do pracy za trzy dni. Jeśli jednak pilna sprawa, można zostawić wiadomośc. Padawan z chęcią skorzystał z okazji.
- Witam, Kalenie. Liczę na to, że co do słowa zastosujesz się do poleceń, które za chwilę wydam. Po pierwsze: Czerka ma nie wspominać nikomu o naszym powrocie. Plotki nam nie służą. Po drugie: od tej pory będzie się z wami kontaktował mój Mistrz. Sam znajdzie on drogę do was, wy tkwijcie w ukryciu. Po trzecie: status quo w galaktyce ma zostać zachowany. Służy to naszym wspólnym celom, więc postaraj się, żeby tak było. Do usłyszenia kiedyś... albo i nie.

Wrócił na statek i przeglądając ekstranet w kajucie myślał, czy zawrzeć prawdę i tylko prawdę w raporcie. Wiedział, że kłamstwo ma krótkie nogi, no ale chyba nie trzeba zdradzać wszystkich rzeczy? Nie wspomnienie o czymś to nie kłamstwo... Nie mam teraz do tego głowy. Wiedział już jednak, że na pewno chciałby wrócić do Akademii, chociaż na kilka dni. Wyspać się we własnym łóżku, pogadać z przyjaciółmi, potrenować z Mistrzami. Przetworzyć i poukładać sobie w głowie te wszystkie mniej i bardziej burzliwe wydarzenia z tych dwóch misji. Pomedytować dłużej niż zazwyczaj. Wypocząć, zregenerować się i nabrać sił do dalszego działania. Ciekawiło go, czy spotka Laurienn i czy jego mistrz powrócił już ze swojej misji. Ciekawy odpowiedzi poszedł podzielić się z resztą załogi swoją decyzją.
 
Kolejny jest offline  
Stary 07-11-2015, 01:05   #268
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Yuthura słuchała jej uważnie, by po wszystkim zadać proste pytanie, które jednocześnie było swoistą zgodą na jej propozycję.
- Zatem, jaki masz pomysł?
Laurie zganiła się w myślach by nie cieszyć się za wcześnie z tego, że udało jej się zapanować nad sytuacją.
- Zniknij. Zaszyj się na jakimś zadupiu na dłużej. Podobno Kashyyyk jest do tego idealne. Skontaktuję się z tobą jak zakończę misję niezależnie od efektów jakie uzyskam - wyjaśniła nie chcąc wdawać się w szczegóły, których tak naprawdę jeszcze nie miała. - Spokojnie nie powiem o tobie moim mistrzom w Akademii. - dodała z zapewnieniem.
Twilek analizowała jej słowa. Oparła się o ścianę podobnie jak Hayes.
- To jest jakieś rozwiązanie. A nie lepiej by było, gdybyśmy po prostu wysadzili ten statek? To najlepszy sposób na zatarcie śladów po mnie. Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł.
Hayes aż otworzyła usta słysząc jej propozycję.
- Eee… No to by było bardzo… widowiskowe - wydusiła w końcu. - Upozorowanie twojej śmierci na pewno by zajęło ci na zawsze Czerwonych z głowy. - przyznała.
- Mhm - przyznała. - Muszę to jednak przemyśleć. I także to, co będę chciała w zamian za współpracę z tobą.
Laurienn pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Ile potrzebujesz czasu na zastanowienie? - zapytała.
Przekrzywiła głowę, patrząc na nią jak na idiotkę.
- Jak skończę dam znać. Nie odlatujcie na razie.
- Ok - doparła i powolnym krokiem skierowała się do wyjścia - HK otwórz śluzę - powiedziała opierając się ręką na panelu sterowania drzwi.

Przechodząc na pokład Nilusa wyprostowała się mimo bólu i nieco sztywnym krokiem mijając droida skierowała się do kajuty.
- Powiedziała, że przemyśli moją propozycję ale mamy jej dać na to chwilę czasu. - krzyknęła w kierunku kokpitu, gdzie siedziała jej siostra. Po drodze zgarnęła medpakiet i zamknęła się w sypialni.
Usiadła ze stęknięciem na koi. Otworzyła apteczkę i wyszukała w niej zastrzyk przeciwbólowy. Musiała się tym wspomóc, bo ledwo wytrzymywała, a leczyć się nie mogła teraz, bo cholera wie czy Moc nie będzie potrzebna zaraz do czego innego. Znalazła ulotkę z dawkowaniem, w pamięci próbowała określić swoją wagę. W końcu zrobiła sobie zastrzyk i położyła się na boku czekając aż środek zacznie działać.

- Laurie! Mam sygnał od tej twilek - wykrzyczała do niej Emily. Laurie powoli i niechętnie zwlokła się z łóżka. Plecy nadal ją bolały, ale cóż zrobic. Przynajmniej dało się to już znieść. Jednak cały ten czas nie mogła przestać myśleć o tym co się wydarzyło. Martwiło ją co twileczka może chcieć w zamian za współpracę. Czy mogła podejmować takie decyzje sama?

Kiedy dotarła na RVN, Yuthura zaprowadziła ją na mostek. Choć Hayes miała nijakie pojęcie o pilotażu to zauważyła, że Ban dostosowała sobie wszystko tak, że jedna osoba mogła poradzić sobie z sterowaniem wszystkim. Z małym zastrzeżeniem - musiała korzystać z Mocy.
- Przystaję na twoją propozycję. Uwagi są dwie. Ten statek zniszczymy, oficjalnie ze mną na pokładzie. Druga sprawa… Lęcę z wami. Nie będę się w nic wtrącać, ani w ogóle opuszczać wasz statek, ale przez najbliższe pół roku zostaniesz moją uczennicą. Stoi?

Stojąc ze skrzyżowanymi rękami przed sobą słuchała uważnie warunków twileczki. Temat zniszczenia i pozorowania jej śmierci już przyswoiła, to że leci z nimi było raczej logiczne, ale...
Zmarszczyła brwi w zadziwieniu.
- Ale... ale, że jak twoją uczennicą? - opuściła ręce patrząc na Yuthurę bez zrozumienia. Jej warunek współpracy był... absurdalny.
- Ty mi się nie tłumaczysz z powodów, dla których wstępujesz do Krayta, ja z moich też nie musze - była bardzo zdecydowana.
- No dobra... - odparła mocno nieprzekonana do tego. - Umowa stoi. - wyciągnęła rękę do twileczki, która ją uścisnęła.
- Zaraz uruchomię silniki i statek wyleci w przestrzeń. Podłożyłam ładunki, będziesz mogła wziąć to jako swoją zasługę.
Laurienn pokiwała głową. Zaczęła zastanawiać się czy dobrze zrobiła. I co ma napisać w raporcie?!
- Od razu mówię, że trochę ciasno mamy na Nilusie - powiedziała, a w jej głosie można było usłyszeć niepewność - To chyba nie ma na co czekać… - wzruszyła ramionami - Tylko z powrotem będzie trzeba poczekać, żeby nie nabrali podejrzeń, że za łatwo... - trochę się skrzywiła -... mi poszło.
- Zrobimy jak uważasz za słuszne. I żeby formalności mieć za sobą… zwracaj się do mnie per Mistrzyni - uśmiechnęła się.
Laurienn znów pokiwała głową, ale przyglądała się podejrzliwie Yuthurze.
- Tylko zastanawiam się co mam teraz napisać w raporcie, który muszę złożyć do Mi... mojego Mistrza… - spojrzała na nią wymownie.
- Och, nie musisz mi pisać raportów - machnęła ręką.
Hayes już chciała skomentować słowa Yuthury, ale odpuściła sobie. Odwróciła się i ruszyła spowrotem na Nilusa martwiąc się jak wytłumaczyć TO przed radą.
“Pół roku?! Jak ja mam to przez taki czas utrzymać to w tajemnicy?!” padawan nie było do śmiechu. Nie rozumiała, dlaczego twileczka akurat takie postawiła warunki. Niby Laurie wydawało się, że nie wieje od niej ciemną stroną mocy, w każdym razie nie bardziej jak od Mistrzyni Marr, ale mimo to pozostawała nieufna.
“Pół roku to kawał czasu” zdała sobie sprawę, że w tym czasie będzie musiała omijać Coruscant, bo nie ma prawa bez wiedzy Mistrzów kto jej towarzyszy nawet zbliżyć się do Akademii. I ta myśl sprawiła, że czas jaki chce Yuthura ją szkolić jeszcze bardziej się wydłużył.
Jedyne co padawance w tej sytuacji wydawało się być jej małym sukcesem to to, że dała się namówić Mistrzyni Briannie by zrobiła pierwszy krok. Przynajmniej teraz wiedziała na czym stoi.
Ale już gorzej, że będzie zaraz musiała skłamać Micalowi by dotrzymać słowa danego Yuthurze...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-11-2015, 20:38   #269
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Wracajac do Olaris nurtowała go sytuacja z czarnoskórym najemnikiem. Mimo że był poszukiwany listem gończym, to i tak pokazał się z lepszej strony. Uratował Martell’a od głupiej śmierci. Świadczyło to o szacunku do członków drużyny, widocznie Aaron sobie na to zasłużył.
Doszedł do wniosku, ze nie warto oceniać ludzi po pozorach, nawet gdy ten ktoś jest poszukiwany żywy lub martwy.

Słysząc pochwały kierowane w jego stronę przypomniał sobie jego służbę w republice gdy walczył pod rozkazami Onasi’ego. Ale tutaj to działał na własny rachunek i został tak jakby dowódcą drużyny co nigdy mu się nie przytrafiło. Był z siebie zadowolony i to bardzo.
Dostał nawet propozycję stałej pracy, ale po zastanowieniu stwierdził że chyba woli być wśród swoich, których już zna i wrócić z Jon’em i resztą na Coruscant.
Następnego dnia przed odlotem poszedł do Ferrida Golldo się pożegnać.
- Wracam na Coruscant i dzięki za fajną robótkę – wyciągnął rękę i po uściśnięciu odszedł w kierunku statku.
 
Ramp jest offline  
Stary 08-11-2015, 21:54   #270
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Zonju V, Zoronhed, pałac gubernatorski
Donośny, regularny warkot wwiercał się w jego czaszkę. Wookie chrapał w najlepsze leżąc na kanapie. Salon przerobiono na centrum dowodzenia. W tej chwili jedynymi źródłami światła były cztery monitory wokół dużej konsolety. Sięgnął po puszkę z energetykiem, ale był już pusta. Rzucił nią w kierunku zsypu na śmieci. Ta odbiła się od kantu i wpadła do środka. Wcześniej trafiał bez pudła, ale teraz był już zbyt zmęczony. Żadna chemia nie mogła zastąpić kilku godzin snu, a tych Jaroo brakowało od pięciu dni. Pracy jednak było sporo. Kiedy Hernan ogarniał sytuację sukcesji, łowca nagród wraz z Zhorinem i Zerru dopracowywał ich stanowiska wobec karteli Huttów oraz Republiki. To były bardzo delikatne sprawy i nie mogli sobie pozwolić na choćby drobną niejasność.
Spojrzał na wyświetlacz. Obaj przedstawiciele wystartowali godzinę temu. Grozkazza, który ich odprowadzał, potwierdził wieści – plotki szybko się rozchodziły i kto mógł opuszczał Zoronhed. Podobnie, choć na mniejszą skalę działo się w mniejszych kosmoportach Zonju V. Krayt nie odpuści, był tego pewien. Jednak w tej chwili nie pozostało mu nic innego, jak tylko czekać.

Ord Mantell, Dreliad
- … więc ten trup z wczoraj to twoja sprawa? – ton głosu Morna nie pozostawiał złudzeń, że nie był zadowolony z poczynań Zhar-kana. Późniejsza rozmowa sprowadziła się ostatecznie do tego, że arkanianin miał siedzieć gdzieś na tyłku i czekać na informacje. Za to śledztwo nie dostał żadnego wynagrodzenia, bo nie dostarczył mi żadnych ważnych informacji.
Jednak Sol był świadom tego, jak źle to wszystko mogło się skończyć. Upiekło mu się nieźle, choć ewidentnie został odsunięty od innych, prawdopodobnie ciekawszych robót.
W tym momencie nie zostawało mu nic innego jak czekać kolejne dni na powrót Hayes. Z racji braku zainteresowania Randala, wypełniał je treningami. Nie mógł tego wiedzieć, że już wkrótce będzie miał aż nadto możliwości do wykazania się.

Orbita Coruscant
Nefaren wyskoczył z nadprzestrzeni po ponad ośmiu dniach podróży. Zewnętrzne Rubieże były olbrzymim obszarem i powrót do Światów Jądra zajmował naprawdę sporo czasu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że ich statek nie należał do najszybszych. Aaron poprowadził statek ku sektorze Senatu, gdzie niedaleko była Akademia Jedi. Ich misja się skończyła, Nelia była już spakowana. Jednak nim wylądowali podeszła do Jona:
- Dzięki za robotę. Jeśli coś ci jeszcze ciekawego wpadnie, to kontakt do mnie masz na swoim dysku – mrugnęła i po raz pierwszy uśmiechnęła się miło.
Rozstali się już na lądowisku, na którym Baelisha ponownie powitał Rav. Od razu poinformował go, że rada oczekuje jego raportu, więc pierwsze kroki skierował właśnie w tamtą stronę. Aaron zarzucił sobie na plecy swój bagaż i tropem Nelii ruszył do postoju taxi, żeby udać się do swojego apartamentu. Kasa wkrótce będzie na jego koncie, a jemu należał się odpoczynek.
Tymczasem Jon szybko wkroczył do pokoju narad. W środku byli mistrzowie Mical oraz Marr i Brianna.
- Witaj Jon – skinął głową Wielki Mistrz. Był bardzo poważny, nieco zmęczony. – Cieszymy się, że wracasz w pełni zdrowia z tak dużymi sukcesami. Jednak nasza praca tutaj się nie kończy. Proszę cię o raport z misji, a później przejdziemy do dalszych spraw.

Gdzieś w przestrzeni kosmicznej, lekka fregata typu XS Nilus
- Wstawaj. Przecież obie wiemy, że dopiero się rozkręcasz – zachęciła ją Yuthura. Tymczasem Laurienn miała już serdecznie dość. Dlatego sama się zdziwiła, gdy mimo wszystko zdołała wstać. Jakby ta fioletowo skóra twilek znała ją lepiej niż ona sama siebie.
Hayes dała im tydzień na przebumelowanie w przestrzeni, zanim będą mogli wrócić na Ord Mantell i zgłosić „wykonanie” zadania. W tym czasie Ban wzięła się na poważnie za bycie Mistrzem. Standardowo chciała zacząć od sparingu na miecze świetlne i wtedy wydały się zdolności, tudzież ich brak, Laurie w tej kwestii. Była największa porażką Brianny na tym polu i twilek mimowolnie skwitowała to lekko drwiącym uśmiechem. Później jednak zaczęły się poważne zawody. Tak bardzo, że raz na rozkaz Emily, HK wpakował się między nie z odbezpieczonym blasterem. Wszystko jednak było pod kontrolą. Choć Yuthura potrafiła być brutalna w swoim nauczaniu, to nigdy nie zrobiła jej krzywdy. Co więcej, bezbłędnie potrafiła ocenić w czym padawan naprawdę była dobra i szybko kierowała tor nauki w tym kierunku. Miała swoisty instynkt, którym wyciągała z swojej nowej uczennicy to co najlepsze.
Betszeba trzymała się przez ten czas na uboczu, jednak Laurienn wyczuwała jej niechęć do ich obojga. Kwestia była jednak drugorzędna. To była pora na powrót. Emily wbiła koordynaty i wskoczyli w nadprzestrzeń.

Coruscant, Senat, biuro Marcusa Hidalgo
- To było raczej oczywiste, że odrzucą ten wniosek. W dodatku tym razem podali racjonalne powody. Flota naprawdę ma pełne ręce roboty w innych sektorach – sekretarz senatora wrzucił właśnie na olbrzymi ekran wyniki głosowania. Nie przedstawiało się ono korzystnie dla małego układu z Odległych Rubieży.
- To już jest bezczelność. Mimo wszystko, oni zostawiają ich na pastwę tych najemników – mruknął rozgniewany senator. Stał przed olbrzymią panoramą Coruscant prezentującą się z jego biura. Nie obserwował ekranu. Wiedział jakie tam wyniki się pojawią. Był doświadczonym politykiem i znał panujące realia. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia, by odmówić pomocy układowi, który chce dołączyć do Republiki. Wojny jednak zmieniły demokrację w żałosny twór, sterowany przez lobby i stojące za nimi pieniądze.
Nie miał żadnych szans, gdyby próbował samotnie walczyć przeciwko temu nurtowi. Utonąłby.
- Na szczęście, nie jesteśmy sami – rzucił do swoich myśli.
- Fhon, ustaw proszę połączenie przez kanał Iluz2. Mam do pomówienia z panem admirałem.

Zonju V, Zoronhed, Pałac Gubernatorski
Hernan uderzył pięścią o stół.
- Kurwa ich mać! – wykrzyczał. – Pierdolili się z tym dwa miesiące, podczas których my czekaliśmy wystawieni jak na strzelnicy!
Informacje przekazane przez Zerru nie napawały optymizmem. Republika oburzała się na takie działania kompanii najemniczych i potępiała je w całej rozciągłości, nawet gotowa była zastanowić się nad oficjalną rezolucją w tej sprawie. W dodatku obiecywali, że jak tylko flota upora się z dotychczasowymi działaniami, to wydzielą odpowiedni oddział, by wspomóc ich w obronie. Ktoś nowy w polityce, mógłby dać się zwieść tej wiadomości. Jednak w praktyce oznaczała ona tyle, że Republika nie ma czasu na zajmowanie się tak drobnymi sprawami na planecie, która w żaden sposób nie przyniesie im zysku. Czyli nie mieli co liczyć na jakąkolwiek pomoc.
W tej kwestii ich stanowisko podzielali Huttowie, jednak ci gangsterzy przynajmniej byli konkretni. Zhorin przekazał, że w żaden sposób fortuna wielmożnych Hutt nie może wzrosnąć w konflikcie z Czerwonym Kraytem. Jeśli jednak Hernan wykaże się nadzwyczajnymi zdolnościami, wtedy są gotowi do zawarcia porozumienia i doprowadzenia do satysfakcjonującej obie strony współpracy. Czyli wyłożą kasę i wznowią ruch, jeśli ekipa z Zoronhed przegoni tych najemników.
Zerru miał jeszcze coś do dodania:
- Panie, dostałem także prywatną wiadomość, że jednak zostanie wysłany do was oddział specjalny. Nie podali szczegółów, ale macie oczekiwać statku o nazwie „Nefaren”.

Ord Mantell, Dreliad
Najemnik zobaczył lądującego Nilusa w trakcie codziennej przebieżki. Automatycznie skierował swe kroki właśnie tam. Kiedy dotarł na miejsce Laurienn już nie było. Jak odpowiedziała Emily, Morn wzywał ją pilnie. To było oczywiste. Natomiast nie tak bardzo jak widok fioletowo skórej Twilek na pokładzie. Hayes przygarnęły kolejną żałosną formę życia. To jednak była ich decyzja, jemu nie było nic do tego. Yuthura od razu do niego podeszła witając się, w przeciwieństwie do Betszeby, która unikała kontaktu z nimi.
- Dobrze widzieć, że nie położyłeś swojej głowy w żadnej nieciekawej bójce w kantynie – mrugnęła do niego. – Dużo się zmieniło od mojego odlotu?
Tymczasem Morn przyjmował Laurie. O dziwo, w kantynie był spory ruch. Sam Randall siedział przy niedużym stoliku przy dużej konsolecie, na której ciągle coś sprawdzał.
- Widziałem informacje o jej statku – odparł mając na myśli Yuthurę.- W sumie to…
- HEJ RANDALL! – donośny głos przypominający grzmot przeszedł nad wszystkimi zgromadzonymi. – TO JEST TA DUPA, KTÓRA NIE LUBI SIĘ PIERDOLIĆ?! W KOŃCU TAK SZYBKO ZROBIŁA SWOJE! – po kantynie rozległ się rechot z tego niezbyt wysokich lotów żartu. Co ciekawe, mężczyzna będący autorem tych słów wcale nie krzyczał. Głos wydawał się dochodzić z jakby z głębi jego wielkiej klaty.
Morn coś wymamrotał pod nosem, ale szybko został zakrzyczany.
- DAWAJ JĄ TU! – po tych słowach momentalnie zrobiono dla niej przejście.
Teraz mogła się mu dokładnie przyjrzeć.

Siedział na jednej z kamiennych ław, zajmując prawie ją całą. Musiał mieć w okolicach dwóch metrów wzrostu, był naprawdę potężny. Otaczały go różne zbiry, ale każdy z nich wręcz płaszczył się przed charyzmą mężczyzny z mechanicznym ramieniem.
- Tak szefie, to ona – wyskrzeczał zza jej pleców Randal.
- CZEŚĆ – wyciągnął mechaniczną dłoń, która mogła zmiażdżyć jej wszystkie kości – SLADEK – przedstawił się. – ZABIERZESZ CZĘŚĆ CHŁOPAKÓW NA ZONJU V, CZEKA NAS TAM ROBOTA.

Coruscant, Akademia Jedi
- Osiągnąłeś niesamowite postępy padawanie. Aż dziwię się, że mistrz Rand mi ciebie wyrwał spod opieki – pochwaliła go Visas. Jon mógł być z siebie dumny. Zdecydowanie łatwiej mu przychodziła kontrola Mocy niż jeszcze dwa miesiące temu. Choć nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą, to najlepsze wyniki osiągał gdy napędzała go euforia.
Lecz nie miał zbyt dużo czasu by się nad tym zastanawiać. Po jego raporcie Rada długo się naradzała. Ostatecznie dowiedział się, że sprawę Czerki przejmuje mistrz Rand, a on sam ma w tej chwili wolne. Mical poprosił go jednak, by ściągnął do Akademii tych najemników, z którymi współpracował. Nefaren też miał być w gotowości do drogi. Na pytanie o kierunek, Wielki Mistrz odparł:
- Dzikie Przestrzenie, Zonju V.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 10-11-2015 o 21:39.
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172