Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2017, 19:36   #51
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację

- Możesz nas krótko zapowiedzieć. Nazwa zespołu wystarczy, bez niepotrzebnych peanów - odparła Liz i podała rękę FistBaby. - Jestem Liz. A to Howl, Billy, JJ i Chris - przedstawiła wszystkich pokrótce i rozejrzała się po rychtującej się scenie.
Howl przywitała się z wszystkimi podaniem ręki. Tylko do Chrisa podeszła żeby sprzedać mu przyjacielskiego łokcia pod żebro.
- Chyba że Chris ma jakiś inny pomysł, w sumie. - Z Rasco wcześniej przybiła piątkę, rozejrzała się jeszcze za resztą techników, ale nim okręciła głową w ich poszukiwaniu, Sully w reakcji na kuksańca złapał dziewczynę w pół, okręcił dookoła i postawił na ziemi.
- Nie mam - rzucił z uśmiechem, czochrając jej włosy.
Zaśmiała się i zapiszczała w trakcie.
- Industrial, fajnie. Zagrasz jakieś Gwoździe? - poprawiła włosy, co niewiele dało. - I tak, liczymy na fanów. Zaczynamy dość żywo, więc fajnie że będziemy mieli już rozgrzaną publiczność.
- Nine Inch Nails? - upewniła się FistBaby. - Jasne.

- Uwielbiam industrial - nawijała dalej Liz, ciągle pobudzona. - Szczególnie początki, z lat 70 i 80. Surowe dźwięki, odgłosy fabryk, wierteł, młotów. Throbbing Gristle, Cabaret Voiltare, Laibach, Skinny Puppy… I Ministry. Kurwa, moc.
Howl kiwała głową twierdząco i energicznie. Wyglądało, jakby miała powiedzieć zaraz coś bardzo ważnego.
-Ta-ak. - Z pełnym przekonaniem. - Ej, JJ, może ten twój pomysł tak z innej beczki nie był taki zły? Nasze Diversity rzecz jasna i tak zagramy, ale wcześniej… No, może nie cała Carmina Burana, ale O Fortuna? Ej, a właściwie - jej myśli przeskoczyły gdzieś dalej - nie to że coś, ale zaimprowizowaliście nam jakąś garderobę czy coś? I gdzie się mamy szlajać między 21 a 23?
- A szlajajcie się gdzie chcecie - zaśmiał się Dale. - Tylko nie przesadzajcie z procentami i tak dalej, bo na dachu pociągu nie ma barierek. Garderobę macie w przedostatnim wagonie, zaprowadzę was. - wskazał na część pociągu ukrytą w tunelu metra.
- Dale, ty to nie miałeś za wiele do czynienia z kapelami, nie? - Howl popatrzyła na niego sceptycznie. - Jasne, puść nas luzem na szlajanie się, zapewniam cię że wynik cię zaskoczy. Niestety chyba jesteś skazany na dotrzymywanie nam towarzystwa.- Mrugnęła do niego.
- Zdradzisz kto gra przed nami? Jakie jeszcze zespoły zostały dziś zaproszone do Niewidzialnego? - zapytał po przedstawieniu się Billy, uznając że dobrze poznać “konkurencję”. Poza tym czuł się “goły” bez noża… który był nie tylko jego bronią, ale i rodzinną pamiątką. W sumie nawet bardziej tym drugim.
- Tylko ja - odpowiedziała z uśmiechem FistBaby, okręcając wokół palca kabel od słuchawek. - I po was też, bo impreza tradycyjnie do świtu.
- Ok… to… dziewczyny idą się przebierać, chłopcy idą rozstawiać sprzęt. - zadecydował Billy. - Jakieś pytania?
- Hahaha… Nie. - Howl pokręciła głową. - Znaczy ja nie idę nie to że nie mam pytań. Ale serio, czy mamy się jakoś ukrywać przed gośćmi, czy wam to wisi? A, no i to trochę do przytargania do garderoby mamy też. Dajcie mi kogoś do pomocy to mu pokażę wszystko co i jak.

- Ukrywać? - zdziwił się Dale. - Po co? To znaczy róbcie jak chcecie, przed waszym wejściem zaciemnimy dach pociągu, żebyście niezauważeni weszli na scenę.
Howl pokiwała głową. Jej uśmiech mówił że spoko jasne, nie każdy musi ogarniać zasady show.
- Ej, gdzie jest tak właściwie Anastazja? - zmieniła temat i rozejrzała się dookoła.
- Nie miała przyjechać z wami? - Chris zrobił niewinną minę. - Pewnie zaraz będzie. Co zaś do intra, żadnej Burany czy innych kawałków przy których dźwiękach polowały dinozaury. Mam opracowane nasze wejście na intrze. Przy okazji… jak będziemy już wszyscy, to dam info co potrzeba w choreografii na ten kawałek. Cała reszta już bez takich udziwnie… - przerwał mu dzwoniący holofon. Odwrócił się na chwilę, odbierając połączenie.
- Nie nasze wejście, pożegnanie DJa. - Howl nie rozumiała, ale widząc że Chris się odwraca zignorowała go i popatrzyła na FistBaby. - Zresztą ja się nie wtrącam, ale jak puścisz mi z dedykacją jakieś “Only” albo coś innego Gwoździ, to będzie zajebiście. O. - popatrzyła na holofon który zaczął dzwonić melodyjką nyan-cata. - O wilku mowa. - Odebrała, odchodząc kawałek dalej.

- Lista życzeń? - Liz odpaliła szluga i spojrzała na DJ’kę rozmarzonym wzrokiem. - To dla mnie Front 242. Headhunter albo Neurobashing. A co do przebierania, to ja się nie przebieram, pierdolę. - Liz było zwykle ciężko przekonać by zrobiła coś pod publikę, dla dobra show lub w imię popularności - ku cichej rozpaczy Howl, która czasem podsuwała pomysły na ich wspólną stylistykę. Na koncertach image Liz nie zwykł odbiegać od codziennego luźnego stylu. Dziś miała na sobie postrzępione dżinsowe szorty, skórzana kurtkę nabijaną na ramionach ostrymi ćwiekami, a pod nią mocno wycięty tanktop, który nawet nie sięgał pępka. Biały napis na czarnym tle wolał drukowanymi literami „I HATE MYSELF AND I WANT TO DIE”. Całość dopełniały jej nieśmiertelne, mocno przetarte na czubkach glany i okulary słoneczne, podobnie ćwiekowane jak kurtka. - Czyli wygląda na to, że mam wolne.

- Ja ci dam wolne, Lizka - Rasco stuknął ją w ramię. - Przebrać się możecie później, niech tylko chłopaki podłączą sprzęt i próbę dźwięku robimy.
Na dachu lokomotywy ustawione już zostały klawisze i perkusja i uwijało się tam kilku tecnnicznych.
- Co z cateringiem dla muzyków? - zapytał Billy starając się robić za menagera zespołu.
 
liliel jest offline  
Stary 09-11-2017, 12:31   #52
 
Ganlauken's Avatar
 
Reputacja: 1 Ganlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwu
JJ był w doskonałym humorze. Problemy, jakie nawarstwiały się tego ranka, zniknęły jak w okamgnieniu.
Kochał koncerty i uwielbiał je grać, nie przeszkadzało mu nawet bycie w cieniu pozostałych członków zespołu.
Już miał odpowiedzieć na pytanie Howl, gdy wtrącił się Chris, i cały temat umarł, nim się praktycznie pojawił. - O Fortuna, to właśnie miał na myśli. No ale cóż jak nie teraz, to może kiedyś.
Spojrzał na FistBaby.
- To ja poproszę Carcass z numerem Heartwork. Jak lista życzeń to lista życzeń. Nie ma to jak starusieńki death metal dający mega kopa. - Po czym dołączył się do pytania Billego. - No właśnie, strasznie zgłodniałem, a na samym batoniku energetycznym długo nie zajadę. I napiłbym się jakiegoś dobrego single malta. To mi zawsze dobrze przeczyszcza przełyk przed dmuchaniem. - Nie dopowiedział ani w co, ani kogo będzie dmuchał, jedynie się zaśmiał. Wyjął z plecaka skórzane spodnie, które specjalnie przygotował na ten występ. - Mam nadzieję, że macie tu dobrą wentylację, inaczej jajka ugotują mi się na twardo.

- Wszystko zanotowane, ale nie przeginajcie z tą listą życzeń - zaśmiała się FistBaby. - Ja tam zagram nawet death metal, ale przede wszystkim muszę ściągnąć ludzi na parkiet.
- To chyba mówi o klasie DJ’a, nie? - Liz przekrzywiła głowę i otaksowała FistBaby od stóp do głów jakby właśnie tę klasę u niej oceniała. - Jak pracuje na nie swojej muzyce, jak ją łączy, przeobraża, tnie, a wszystko by ludzie wpadli w amok tańca. To, kurwa, ma coś z dzikiej plemiennej magii. Jesteście szamanami nowej ery - Liz zaciągnęła się z tym samym entuzjazmem i tempem z jakim mówiła, czyli zawrotnym. - Chociaż pewnie pomaga wam trochę fakt, że wszyscy są naćpani. Podatni na bodźce.
- Dopiero później, a i tak puść dwa kawałki z rzędu, których ludzie nie poczują i musisz ich rozkręcać od nowa. Dlatego ta noc to dla mnie wyzwanie.
Liz ślizgała się wzrokiem po DJ’ce by na końcu wycelować w jej bliżej nieokreślony fragment końcówka papierosa. - Ty… nie masz na sobie ciuchów, co?
FistBaby, która uśmiechała się przez całą wypowiedź Liz, teraz roześmiała się perliście.
- A chcesz sprawdzić?
Liz zdusiła podeszwą niedopałek i wyciągnęła dłoń w kierunku DJ’ki. Palce opadły na bezpieczne tereny rządku żeber. Wyczuła pomalowaną skórę, a DJ-ka wpierw zmrużyła oczy, po czym zaśmiała się, jakby dotyk ją połaskotał i okręciła na pięcie, odsuwając taneczny krokiem.
- Więcej, jak się lepiej poznamy - puściła oko do Delayne.
- W kwestii poznawania się, to ja też bardzo chętnie - Chris wyszczerzył się w uśmiechu. - Ja tam specjalnych życzeń względem kawałków nie mam. Zdaję się na twój gust - przejechał wzrokiem po co ciekawszych aspektach bodypaintingu.
Najpierw pokazała mu metaliczny język a potem uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dzięki, ciasteczku.

Gdzieś tam w międzyczasie Howl, nadal w odległości kilku kroków, przeszła dookoła rozmawiającej grupki tak żeby móc dobrze widzieć Chrisa i posłała mu spojrzenie z gatunku “oh no, you didn’t”. Uśmiechała się kącikiem ust, co nie przeszkadzało jej mieć tonu głosu człowieka który właśnie użera się z jakimś telefonicznym biurem obsługi i zaraz poprosi o przełączenie do przełożonego. Jej wyraz twarzy to była natomiast typowa korpo-suka.
Rozmowa nie była długa, po chwili Howl która trzymała się na granicy słyszalności - tak że mogli słyszeć urywki, ale niekoniecznie - wróciła do towarzystwa.
- Podobno - starała się nie śmiać i nie patrzyć na kolegę, który lubił ludziom dosypywać soli do piwa - mamy jakaś psychofankę która lubi się podszywać pod Anastazję. Chris, idź może zobaczyć czy cię nie ma gdzieś indziej, na przykład w naszym backstage w garderobie, bo zaraz tu będzie, co? - celowo przemilczala czy Anastazja, czy psychofanka.
- A tam… - Sully machnął tylko ręką z uśmiechem.

Anastazja zmierzała ku nim właśnie, przyprowadzona przez jednego z bramkarzy. Dale zaczekał aż podejdzie, po czym przedstawił jej siebie i FistBaby, po czym poprowadził cały zespół do baru w pierwszym wagonie.
- Tu macie wszystko na koszt firmy, ale w Niewidzialnym nie ma kuchni, więc z żarcia tylko frytki, odgrzewane zapiekanki, hot-dogi i takie tam. Ale żebyście poczuli się dziś jak prawdziwi celebryci mogę wam później zamówić do garderoby nawet gruzińskie pierożki, czy co tam chcecie - wyszczerzył się. - Aha, dla pana saksofonisty dwunastoletnia Glen Garioch - polecił barmance, która oderwała się od rozpakowywania szklanek i do jednej z nich wlała JJ-owi szkocką single-malt.

Howl zajęła strategiczną pozycję tak mniej więcej pomiędzy Anastazją i Chrisem.
- O nie, frytki, fuj, pójdzie mi w dupę. - Jej korpo-sucza mina odeszła już w niepamięć. - Ej, Liz, czy ja dobrze słyszałam że nie zmieniasz kreacji? O nie no, ja zabrałam sukienkę na zmianę i teraz będę odstawać. - Nie było dnia w jej życiu żeby nie nosiła spodni. I to długich, nikt jeszcze nie miał okazji oglądać jej nóg, nawet jej współlokatorzy. - Jakaś szama z dowozem byłaby spoko, chociaż zazwyczaj jesteśmy samowystarczalni. Ale dziś mam z sobą tylko jakieś gówna dla sportowców. - Były niezbyt smaczne, ale dawały niezłego kopa, zawsze miała je przy sobie i utykała w różnych miejscach za sceną i w jej okolicach.
- Jeśli o mnie chodzi… jeśli da się zjeść, to nie ma problemu. Może być junk food. - Billy nie był wybredny, gdy chodziło o jedzenie.
- Bierzemy wszystko, co dają! - Anastazja rozstawiła w dramatycznym geście ręce - Kieckę mam na sobie, więc mogę wpieprzać i pić aż do koncertu. A potem... będę wpieprzać, pić iiiii pieprzyć. Brzmi jak plan na dobry wieczór! - rzuciła się na szyję Howl i stojącego niedaleko Billy’a, ściskając ich oboje.
- Brzmi obiecująco. - stwierdził tulony Rebel Yell.- Więc po koncercie, dorzucicie jakieś procenty?
- Serio przetkaj uszy, Bill. - Howl się zaśmiała i zakłuła go pod żebro. - Dziś pijemy za darmo. Oczywiście po koncercie. Chyba nikt nie chce spaść i sobie połamać łapki, co? Zwłaszcza jak nią zasuwa smyczkiem. Ej, co to są kurwa gruzińskie pierożki?
- Chinkali - wyjaśnił Dale. - Takie z mięskiem i rosołkiem.
- Dobra, ale my tu o pierożkach, a ja muszę ogarnąć moje gitary. O, właśnie, Dale, wysłałam ci tę listę naszych gości. Jakby ktoś z nich chciał wbić na backstage, to nie będzie problemu? To częściowo fani, częściowo znajomi czy rodzina, od tej 21 nie powinni przeszkadzać, nie?
- Jasne - zgodził się Dale. - Pokierujemy ich do was na biforka. Ech, powinienem się wcześniej zająć organizacją koncertów, to dużo więcej funu niż negocjacje z holowizjami.

- Dobra panie i panowie. Najpierw szybka konsumpcja, potem rozkładanie sprzętu i przygotowania, potem próba dźwięku i potem… czekamy na kurtynę. - zadecydował wesoło Billy pełzając dłonią po pośladkach Anastazji, aż w końcu zdołał ją przyjacielsko objąć.
- To wy sobie żryjcie jak chcecie, ja idę zobaczyć czy czegoś jeszcze nie trzeba zabrać z auta, w tym pierdolnika do poprawiania waszych paszczek. - Howl jak widać postanowiła zignorować to, że Billy postanowił zdecydować co wszyscy mają robić. Wyplątała się i tym razem to ona zrobiła piruet. - Dale, idziesz ze mną? To mi potem tę garderobę pokażesz, gdzie zostaną przyprowadzone nasze ofiary. A, no i przebrać się muszę, nawet jak wy na to macie wyjebane. - Odrzuciła dumnie głowę do góry i zadarła nosa. - Liz, może jeszcze coś walniemy poza tymi kreskami? Znaczy na twarzy, na twojej twarzy! - Jak na osobę która na co dzień nie używała makijażu, była w tym całkiem niezła. - Chris, w wolnej chwili ci powiem co z… No, z Didi. - Skończyło jej się powietrze. Odetchnęła głęboko.
- Ale co z Didi? Pytałem na czat, nic nie pisaliście, to nic nie przygotowywałem - Perkusista rozłożył ręce.
- Bo… To skomplikowane, potem ci powiem. - Howl zacisnęła usta i pomaszerowała przed siebie, a Anastazja ruszyła za nią w podskokach. Dosłownie.
- Będę się kręcił tutaj - rzucił za nimi Dale.
- Ok, ludziska, bębny i klawisze podpięte! - zawołał Rasco, który wszedł na scenę do techników. - Zaakceptujcie ustawienie i za kwadrans próba dźwięku.
- To ja już idę na posterunek - rzekła FistBaby, kierując się ku stanowisku po przeciwnej stronie stacji. - Podążaj za mną szatanie!
- Ok! Już idę! - rzucił za nią Sully otwierając puszkę piwa.
- Nie ty, diabełku - pokazała mu język.
- Dale, co do wygaszania świateł to nie trzeba, niech będzie cały czas widać dach pociągu, jeszcze zanim wejdziemy. Potrzebuję tylko podpiąć mojego ducha do systemu oświetlenia, by dostosowywała holoanimację do natężenia świateł w pierwszym utworze. Da się to zrobić?
- Eee, jasne - odparł niepewnie Dale. - Da się, chłopaki?
- Da! Da! - zawołał z lokomotywy jeden z techników.
- No, to gadaj z Siergiejem. - Dale wskazał Chrisowi na technika .
- Okey, to została jeszcze najważniejsza sprawa… - Sully upił łyk piwa i pochylił się do Dale’a. - Fist jest wolna?
Ten wzruszył ramionami.
- Raczej diablo szybka - odszepnął. - A serio to jej pytaj.
- Odpuść sobie Sully - Liz uśmiechnęła się pobłażliwie do perkusisty. - Gołym okiem widać, że ona woli dziewczyny.

Najlepszym w roli saksofonisty był fakt, że muzyk zbytnio nie musiał się do koncertu przygotowywać. Próba dźwięku to minuta, rozruszanie palców, niewiele dłużej. Gardło? hmm spojrzał na swoją dwunastoletnią szkocką, to zdecydowanie rozrusza jego gardło. Sączył spokojnie alkohol ze swojej szklaneczki, patrząc jak cała reszta, zaczyna te swoje nerwowe podrygi, makijaż, próba dźwięku, próba holo. To był ten moment, gdy inni zaczynali się powoli denerwować, on wręcz przeciwnie. Stawał się coraz bardziej rozluźniony. Nie to żeby nigdy nie odczuwał jakiejś nerwowości, to bardziej jakaś forma podniecenia, gdy czeka na odegranie pierwszego dźwięku. Jakaś dziwna ekstaza go wtedy ogarnia, świat przestaje istnieć, liczy się tylko to, co wydobędzie z instrumentu. Jak spieprzy pierwszy dźwięk, reszta koncertu będzie dla niego męczarnią.
- A może ona woli saksofonistów? Od razu zakładacie, że to wy jej wpadliście w oko. - Zwrócił się do pozostałych.
Liz gwizdnęła i przewróciła oczami.
- Nie wiem kto wpadł w oko jej, ale widzę komu z całą pewnością w oko wpadła ona… - ułożyła dłonie na ramionach saksofonisty i rozmasowała jak trener zagrzewających boksera na ringu. - Bierz się za nią, macho muchacho. Ufff, co za ulga, zaczynałam podejrzewać że wolisz chłopców albo… nie wolisz nikogo. Tylko, kurwa… poezję. Albo platoniczne historie.
- Przesadzasz Liz, nic po niej nie widać tak jednoznacznie. - Sully uśmiechnął się. - A nawet jak lubi dziewuchy to może być bi. - Poruszył śmiesznie brwiami. - No ale jak Ty albo JJ w nią celujecie, to odpuszczam… Ale w tej kwestii w takim razie jasna info, a nie podśmiechujki.
- Ja do niej nie uderzam, mam kogoś. Chyba - Liz uniosła ręce na znak, że poddaje temat DJ’ki.
- O tak, rób mi tak jeszcze, hahaha. - JJ rozluźnił się pod wpływem masażu. - Wiesz Lizusku - nie wymyślenie dla niej kolejnego nowego przezwiska byłoby dla niego niewypowiedzianą tragedią - ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. - Odczekał chwilę, po czym wybuchnął śmiechem. - Znasz bajkę o romantyku? Pewnie nie, także słuchaj. Roman ty ku tasie. - Skończył i puścił oczko do Liz.
- Od ciebie, JJ spodziewałam się akurat mniej cynizmu. Ja znam inną bajkę o romantykach. Zaczyna się mniej więcej tak, dawno, dawno temu urodziła się się smutna dziewczynka o imieniu Lizzy… - odpaliła kolejnego szluga, wzruszyła ramionami w stronę JJ’a i poparła gest głupkowatym uśmiechem. - Wiem, takie kurwa, rozczarowanie. Dinozaury nie wymarły...
Chris nie chcąc im przeszkadzać tymczasem skierował się ku stanowisku Siergieya.
- Swoją drogą Sully! - krzyknęła za nim Liz. - W życiu nie widziałam bardziej chujowej fryzury!
 
Ganlauken jest offline  
Stary 09-11-2017, 13:02   #53
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
- Anastazjo moja piękna, bo tamta dwójka się wymigała, zrobisz mi oko? - ruszając na górę Howl zapytała skrzypaczkę. - Albo dwa. Chociaż w sumie jedno, takie Horusa, byłoby… wow, czadowe!
Anastazja spojrzała na nią wzrokiem pod tytułem “A szamanko?”, westchnęła jednak pełna poświęcenia i kiwnęła głową na znak zgody. Ona swój futerał miała cały czas przy sobie.
- Namaluję ci te oko, oka... może trzy jak chcesz? Oszpecić cię bardziej nie oszpeci, a może uczyni piękną. - wyszczerzyła się do gitarzystki, dołączając do niej.
Howl przez chwilę miała ochotę pokazać Anastazji środkowy palec, rozmyśliła się jednak. Może dlatego że jej najczęstszą ripostą na taki gest było “tyle ci wchodzi?” i nie chciała zostać potraktowana swoją własną bronią.
- No wiem, myślisz że czemu - wskazała obydwoma palcami wskazującymi na swoje włosy - mam to? Zresztą, przyjemna potrafi być taka niewidzialność.
Czy Howl czasem trochę gwiazdorzyła? Nie, chyba nie. Im bliżej występu, tym bardziej była podekscytowana, wstępowało w nią nowe życie. Wszystko zaczynało mieć coraz silniejszy sens. Nawet gdy miała świadomość, że będzie napędzana głównie negatywnymi emocjami które wcześniej skumulowała. To było tylko paliwo i nieważne jak je zebrała. Teraz już odeszły w niepamięć - oczy jej błyszczały, pchało ją do działania.
Owszem, nie lubiła, kiedy ktoś jej mówił co ma robić. Potrafiła wtedy być przekorna. Nie z jakimś strasznym uporem, po prostu ignorancją - olewała to co jej nie przypasowało, chociaż nigdy nie naraziłaby występu. Tak było i teraz.
Ze świadomością, że mają jeszcze dużo czasu do 21, powędrowała z powrotem do auta, na parking z tyłu budynku. Skręciła jednak w pewnym momencie i poszła w kierunku malowideł, które okazały się być jej pierwotnym celem.
- Fight the real enemy, co? - Mruknęła pod nosem, a potem cyknęła kilka fotek. Wyszły tak sobie, bo robione pod zachodzące słońce a mural był częściowo zasłonięty przez zaparkowane pojazdy. Ale po krótkiej obróbce apką graficzką Howl uznała, że jedno się nada.
W vanie zostały jeszcze jakieś pierdoły, głównie kuferek charakteryzatorski z pasem do przewieszenia przez ramię, oraz pudło z drobnymi pierdołami, opisane “na wszelki wypadek”.

Anastazja zaś była jak dziecko. Wydawało się, że w ogóle nie myśli o koncercie, za to fascynuje ją nowe miejsce. Doprawdy przy niej co chwile chciało się mówić “nie wchodź tutaj”, “nie wieszaj się na tym”, “nie liż tego!” A im więcej uwagi zwracała, tym bardziej de Sade się cieszyła i rozrabiała jeszcze mocniej.
Wpierw wpadała w kadry zdjęć, robionych przez Howl (co w sumie jej nie przeszkadzało, cyknęła kilka fotek Anastazji), a teraz, gdy ta pochylała się w vanie, by zabrać graty, skrzypaczka zaczęła macać ją po tyłku.
- Pójdziemy do fanów? - zapytała wesoło - Niech piszczą. A potem na scenie pokażę im cycki, jak będą fajnie się zachowywać. Jak niefajnie, to pokażemy im cycki JJ-a!
- A będzie do tego taki efekt jakby z nich strzelały fajerwerki? - przypomniał jej się ten moment, kiedy Chris chciał dorobić Anastazji wąsy dla jaj. - I ty nie byłaś głodna? A do fanów to może lepiej bliżej dziewiątej, będą bardziej wygłodniali. Czy coś. - Wyprostowała się i złapała Anastazję za rękę - I serio, co ludzie w tym zespole mają z macaniem się po tyłkach?
- Na afterku mogę cię pomacać gdzieś indziej, nienasycona istoto. - Zaśmiała się de Sade, korzystając z chwytu Howl, by się do niej przybliżyć i cmoknąć w czubek nosa.
- Ass Aefect. - Mruknęła Howl pod nosem. - Tak się powinniśmy nazywać. - na przekór tym słowom, pogładziła Anastazję po policzku. - I wszyscy wiecznie tacy niedojebani. No, gdzie jest paparazzi gdy go potrzeba?
- Wszyscy? - zapytała Anastazja, przybliżając usta do jej ucha - Opowiedz i więc o swoim niedojebaniu Howl... - znów ją prowokowała.

- Ja mam z tym akurat najmniejszy problem. - Mruknęła znowu Howl. - Niektórym chyba nawet jebanie codziennie by nie pomogło. Słyszałaś w ogóle o czymś takim, jak sublimacja, co? - Uśmiechnęła się krzywo i trochę wilczo. W sumie może nie różniły się aż tak od siebie, obie nie miały problemu z tym żeby wjeżdżać ludziom w życie na płonącym rydwanie, nie pytając się czy komuś to nie przeszkadza. Obie w sumie chyba uznawały, że ludzie będą po prostu zachwyceni. - O kurwa, wiesz co, jak ja bym sobie poszła potańczyć. FistBaby potrafi rozkręcić całkiem niezłą imprezę, raz byłam jak grała, całkiem miłe transowe łupanie. Ale przed graniem to nie bardzo. Tańczenie jest naprawdę bardzo fajną, khem, sublimacją. Albo muzyka.
- Sublimacja to przemiana fazowa bezpośredniego przejścia ze stanu stałego w stan gazowy z pominięciem stanu ciekłego. - podpowiedziała Anastazji Maya.
Czerwonowłosa kiwnęła głową.
- Jak oral po analu, czaję. Bez zwykłego jebania. - Puściła Howl i okręciła się wokół własnej osi. - Dobra, zgłodniałam. Ja idę po szamę, a ty się rozłóż w garderobie. Za chwilę przyjdę i ci zrobię te oka na cyckach czy co tam chciałaś.
- Nie wiem, czy gdzieś tu podają surowe mięso. - Howl popatrzyła całkiem poważnie po foodtruckach. - Które by nasyciły twój jak widzę krwiożerczy apetyt. I o kurwa, fuuuu. - Lekko się skrzywiła, jakby zdegustowana. - Ja nie wiem co ci chodzi po głowie. Oral po… - Uśmiechnęła się mimo wszystko. - Nie, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. O kurwa, wyobraziłam to sobie. - Zaśmiała się. - Nie chcę o tym myśleć. To co, sama mam to tachać? Dzięki. Zapisz się do zespołu, mówili. Będzie fajnie, mówili. - Przewiesiła sobie torbę przez ramię i złapała pod pachę pudło.
Anastazja pomachała jej radośnie na do widzenia.
- Zamówić ci też coś?! - krzyknęła za odchodzącą, zupełnie nie zdradzając wyrzutów sumienia.
Nie odmachała, bo nie bardzo miała wolną rękę.
- Spytaj ich czy mają gruzińskie pierożki. I Dale podobno płaci.
- Dooobra! - krzyknęła de Sade i krokiem zdobywczyni weszła między foodtrucki.
Howl wprawdzie mamrocząc coś pod nosem, ale dzielnym krokiem ruszyła z powrotem na peron. Poleciła też Jimiemu, żeby przesłał Chrisowi zdjęcie które wcześniej zrobiła. Podyktowała też krótką wiadomość na zespołowego czata.





Howl: Zaraz przyjdę. Chris, wysłałam ci foto. Spojrzyj czy da radę to w miarę duże wyświetlić żeby w miarę wyglądało plz.
Chris: Gdzie wyświetlić? W Warsaw w salonie? Nie możemy na razie skupić się na koncercie?
Howl: Na twojej dupie, ciołku.
Chris: W sumie… czemu nie. Lennon na tych boskich pośladkach..., zaje opcja. Jeżeli zaś chodzi Ci o wmontowanie tego w oprawę to zapomnij.
Howl: Nie, chciałam to wyświetlić na 15 sekund i coś powiedzieć o Didi.
Chris: Przed którym utworem?
Howl: Po Stracie.
Liz: Naprawdę musimy w to mieszać Lennona? To był jego wybór, nie jej. To jak dawanie mu satysfakcji, imho.
Chris: No też uważam, że to słabe. Hołd dla chorego skurwiela to bardziej niż dla D.
Howl: Dobra, już mi chyba ręce i macki opadły. Odpuśćmy w ogóle temat.
Liz: Może po prostu przed Stratą powiedz, że to dla Didi. Prosto i jednoznacznie.
Howl: Miałam już zaplanowane co powiedzieć, ale nie mam siły tłumaczyć po raz kolejny, nagram coś na social media.
Anastazja: Tak Ci zależało, a teraz nie masz siły, bo komuś nie spodobała się Twoja wizja? LOL i to niby ja jestem księżniczką. Widać sprawa wcale nie jest dla Ciebie taka ważna…
Howl: Sprawa jest ważna, ale do zrealizowania w inny sposób. A ja się nie będę szarpać jak ktoś do mnie nie ma zaufania i powtarzać że nie nie będę mieszać Lennona w morderstwo i nie nie będę oddawać hołdu mordercy. Nie ufacie mi że wiem co robię to trudno, zrobię to sama i nie dziś.
Chris: Ja tam nie wiem. Didi zostałą porżnięta “Lennonem” przez typa, a Ty chcesz wizualizować Lennona ku wspomnieniu Didi. Mi i Liz wygląda to słabo na tyle na ile kminimy. Wyjasnij o co cmmn, to chyba nie trudne?
Howl: Wiesz co, nie macie pojęcia do czego to zmierzało ani co chciałam powiedzieć a już macie opinię, bez kontekstu. Rzeczywiście może to był słaby pomysł angażować zespół w moje personalne sprawy, jednak nasz koncert to nie dobry moment. Tyle.
Anastazja: Z tym ostatnim zgadzam się od początku.
Howl: Trzeba było mówić. Chris, mówiłam ci że wyjaśnię później, a nie mam ochoty wdawać się w pyskówki na czacie, gdzie jak widać wiecie lepiej co chciałam przekazać.
Chris: Pas.
Liz: To zdaje się ty, Howl, preferujesz dialog a najwyraźniej nie chce ci się z nami gadać. Mam wrażenie że dostało nam się z Chrisem za samo otwarcie ust. Nie chcę spinek w bandzie, tym bardziej z powodu jakiegoś maniaka.
Howl: Laska, z dupy wyciągnięte opinie to nie jest samo otwarcie ust, ale czat to nie jest miejsce na takie rozmowy, nie wiem czemu w ogóle tutaj pisaliście. Głupio się dałam wciągnąć w kontynuację, z mojej strony eot tutaj.
 

Ostatnio edytowane przez Selyuna : 09-11-2017 o 16:20.
Selyuna jest offline  
Stary 10-11-2017, 14:43   #54
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nagle wszystkie światła na stacji zgasły, pogrążając ją w egipskich ciemnościach.
- Próba oświetlenia! - zawołał z dachu lokomotywy oświetleniowiec Siergiej, co poznali po ruskim akcencie.
Po chwili wszystkie lampy, skupione głównie wokół sceny, rozbłysły oślepiającym światłem a następnie włączały się i wyłączały kolejno, zmieniając jasność i kolory. Reflektory przeczesały scenę. Siergiej z holopadem na kolanach uśmiechał się szeroko a Howl schodząca właśnie po schodach omal się nie zabiła o własne nogi, co skomentowała siarczystym przekleństwem.
- Nie no, nie przeszkadzajcie sobie - zawołała. - Ja mam czas, dajcie znać kiedy będę mogła się stąd ruszyć.
I na potwierdzenie tych słów przysiadła na schodach tam gdzie stała. Jedną ręką zaczęła sobie wybijać rytm na kuferku, który zestawiła obok i prawdopodobnie zablokowała trochę przejście. Drugą ręką zaczęła przeglądać obrazki i podrzucać je Anastazji.

Tymczasem Liz skorzystała z zamieszania z wyłączeniem światła i przemieściła się blisko Billy’ego.
- Coś mi obiecałeś. Przed próbą.
- Przed próbą… przed koncertem. Uważaj, żeby nie przesadzić. Nie możemy pozwolić na spaprane tego koncertu. Nie bierz za dużo - mruknął cicho Billy podając Liz działkę.
- Yep. Koncert najważniejszy - wzięła woreczek w dwa palce i dyskretnie wsunęła do kieszeni dżinsów.
- Na razie skoczę na małą przekąskę. Mam nadzieję, że żarcie tutaj jest w miarę świeże i zjadliwe - stwierdził z uśmiechem Rebel Yell ruszając tam gdzie spodziewał się znaleźć obiecane jedzenie.

Wykorzystując próbę oświetlenia Chris odpalił najpierw wewnętrzną holobarierę wokół sceny, a potem zewnętrzną wokół perkusji i klawiszy Billa. Lamia spięła się z systemem sterującym światłami i regulowała wyświetlany obraz o jasność oświetlenia. W efekcie z dachu pociągu ‘zniknęły’ perkusja i klawisze, a przestrzeń tej improwizowanej sceny dla postronnych zachowywała się… dziwnie. Jakby ta strefa nie do końca spinała się z rzeczywistością pod względem natężenia świateł odpalonych lub gaszonych przez Siergieja. Gdy on dawał reflektory na full, scena ginęła w półmroku. Gdy wygaszał światła dach pociągu wyglądał jak rozświetlony. Gdy odpalał oświetlenie zielone przestrzeń sceny tonęła w czerwonawym poblasku.
Nie trwało to długo, bo Lamia była SI wręcz profilowaną na pracę z hologramami. Sully stojący obok Siergieja przedłużał te testy świateł, aż kontrola nad jasnością i nasyceniem barwami holobarier była praktycznie pełna.
- Opóźnienie kalibracji na poziomie 65 milisekund, niżej nie zejdę… - Lamia fruwająca wokół perkusisty i oświetleniowca rozłożyła bezradnie ręce. - Chyba, żebym to ja sterowała oświetleniem, wtedy mogę osiągnąć pełną płynność, bo będę modyfikować…
- Nie…, ooo nie… - Sully odpowiedział powoli, on i Siergiej spojrzeli na siebie. Chris wyobraził sobie, że ta SI z zaimplementowaną złośliwością, będzie odpowiadać za reflektory i zadrżał. - 65 to dobry wynik, mało kto zarejestruje takie przeskoki.
Klepnął lekko Siergieja w plecy.
- Dzięki, to my jeszcze próba dźwięku i jesteśmy gotowi - rzucił ruszając do wagonu po kolejne piwo.

Akurat wróciła Anastazja, niosąc aromatyczny pakunek, który okazał się być gruzińskimi plackami i pierożkami z foodtrucka na górze, i Dale zaprowadził ich wszystkich torami do garderoby, mieszczącej się w przedostatnim wagonie, w części pociągu ukrytej w tunelu.
W wagonach działało oświetlenie, zainstalowano im nawet duże lustro kamerowe (czyli kamerkę wyświetlającą filmowany obraz na holoprojektorze w skali 1:1) oraz przenośną umywalkę. Przenośny kibelek postawiono na torach obok.
Przejścia do sąsiednich wagonów były zamknięte i zasłonięte kotarami.
- Dostarczę wam tu później alko i co tam chcecie - powiedział Dale, po czym nauczył ich jeść gruzińskie pierożki. Rrobiło się to rękami, nadgryzając i wypijając z wnętrza rosołek i dopiero potem zjadając resztę.
Ledwo zdążyli zjeść i się przebrać kiedy zamontowany w wagonie głośnik odezwał się głosem Rasco:
- Koniec opierdalania się! Zapraszam na próbę dźwięku, wypindrzycie się później!

Howl, która nigdy nie przebierała się przy innych, a w tym zamieszaniu i okolicznościach nie bardzo miała jak ich wypierdolić na chwilę na zewnątrz, zresztą przebieranie się trzy godziny przed występem byłoby dla niej bez sensu... Dlatego siedziała sobie w drzwiach wagonu w tej samej koszulce z głupim napisem - podniosła się i wydarła z grubsza w kierunku gdzie znajdował się kumpel Liz.
- Rasco, kurwa, trochę szacunku dla artystów! - Nie bardzo ją przy tym obchodziło czy miał szansę ją usłyszeć czy nie, ale krzyczała dość głośno.
- Jak zarobimy kupę forsy i zdobędziemy sławę po pachy, obsmarujesz go w autoryzowanej autobiografii - zażartował Billy.

Czas leciał nieoczekiwanie szybko i została im godzina do otwarcia klubu, więc po chwili stanęli na scenie, z instrumentami w dłoniach. W związku z nietypowym umieszczeniem i kształtem sceny statyczne instrumenty umieszczono jeden za drugim: perkusja na końcu, przed nią klawisze a z przodu lokomotywy miejsce dla pozostałych.
Dostali oczywiście mikrofony, zarówno bezprzewodowe jak i stojące.
Rasco, na swoim stanowisku po drugiej stronie stacji, komunikował się z nimi przez słuchawki.

Najpierw stację wypełniła chaotyczna kakofonia strojonych i testowanych indywidualnie instrumentów. Potem zagrali wspólnie kilkanaście fragmentów różnych utworów a Chris przeprowadził próbę przygotowywanych cały dzień efektów holograficznych na intro. Lamia, latając dookoła i filmując z różnych stron przesyłała mu obraz na e-glassy i po paru korektach Sully stwierdził, że wyszło całkiem zajebiście. Podobnie jak nagłośnienie.
Stacja metra nie była obiektem koncertowym, ale akustyka nieoczekiwanie okazała się być świetna. Brzmieli jak młodzi bogowie i tylko Liz mogła zwalić to odczucie na kokę.

- Dobra dzieciaki… - Chris wskazał holoprojektory ułożone wokół perkusji i stojących przed nią klawiszy. Fluorescencyjnym markerem przejechał po dachu pociągu by miejsce było dla nich widoczne. - To strefa 2. W intrze Bill, Howl i Liz niech trzymają się tu ze mną wewnątrz aż do wejścia gitar. Póki w "Diversity" jedziemy w trójkę, czyli: ja, Anastazja i JJ, nie wychodźcie poza tę strefę. Potem jak chcecie. - Wskazał projektory zamocowane do rantu dachu - To strefa 1, czyli cała scena. Na początku tylko JJ i Ann’ w niej... i skarbie - spojrzał na czerwonowłosą - wiem że lubisz wystawać, ale nie dziś. - Wyszczerzył się. Anastazja widziała projekt w sali prób, więc wiedziała o co chodzi. - Przynajmniej nie przez kilka pierwszych kawałków. - Podrapał się w głowę. - Przed koncertem postawię wokół sceny i wokół second zone - wskazał ślad markera - bariery holo ze zmontowanym obrazem pustego dachu pociągu. Będziemy… niewidzialni. Do pewnego momentu. W pewnych układach będę zdejmował barierę jedynki, utrzymując dwójkę, więc ważne by ktoś był w jedynce, a ktoś w dwójce. Kogoś widać kogoś nie. Więc ogarniajcie gdzie stoicie w intro. Potem to bez większego znaczenia. JJ - spojrzał na latynosa - tak jak chciałeś, z Sergiejem przygotowaliśmy ci zaciemnioną miejscówkę. - Wskazał jedno miejsce w strefie 1. - Póki tam będziesz, to nawet gdy zdejmę bariery holo, nie będziesz widoczny. A i łapajcie - Sully zaczął wyjmować z torby paczuszki z personalnymi miniprojektorami. Każdy był oznaczony kolorowym plastrem: Czerwony dla Anastazji, żółty dla JJ, fioletowy dla Billa, niebieski dla Howl i różowy dla Liz.
- Główny przy instrumencie, pozostałe… Nadgarstki, łokcie, ramiona, i tak dalej. Jak w Lucifer’s Den - wspomniał ich występ w jednym z klubów, gdzie głównym elementem oprawy byli oni sami. Ich ruchy kreujące dzięki miniemiterom poświaty, echa ich ruchów.
- Ok. Może być. - Billy nie zamierzał robić kłopotów wykłócając się o detale. Liczyła się muzyka, liczył się występ. Liczył się flow na scenie i feel u widowni. Liczył się ten hipnotyczny trans który wiązał się z całym występem, a ogarniał Rebel Yella podczas gry.
- Może być? Wyczes, Chris, kawał dobrej roboty. - Howl podniosła rękę do przybicia piątki, klasnęło gdy Sully dobił jej HF. - Zresztą jak zawsze, jesteś po prostu... Najlepszy.
Anastazja zadowolona z wyboru, złapała paczuszkę i w nagrodę włożyła Chrisowi do ust pierożka, którego sama właśnie miała zjeść. Był zresztą już nadgryziony na brzegu przez skrzypaczkę.
Liz pomysł na oprawę bardzo przypadł do gustu.
- Masz do tego dryg - skomentowała krótko i zgarnęła swoją paczkę. Nawet się nie wykłócała, że trafił jej się świński róż.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 10-11-2017, 14:53   #55
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację



Za pięć 21 zwinęli się ze sceny i zaszyli z powrotem w garderobie. W wagonie mieli podgląd na stację i mogli obserwować jak schodami zaczynają schodzić na perony pierwsi goście. Napływali wąskim, lecz nieprzerwanym strumieniem i po kwadransie w Niewidzialnym Klubie było już kilkaset osób, w najdziwniejszych strojach i przebraniach. Oświetlenie było na razie dość mocne a z głośników leciał niezbyt głośno industrialny ambient. Kolejnych kilka minut później stacja niemal się zapełniła, zaś muzyka nagle przycichła.

- Panie i panowie! – odezwał się z głośników nieco zachrypnięty, lecz mocny męski głos. Słyszeli go bez głośników, bo niósł się tunelem metra. - Bracia i siostry! Witajcie w Niewidzialnym Klubie!
Z publiki rozległy się głośne wiwaty i aplauz.
- Wasze problemy zostały na zewnątrz, do świtu zapomnijcie o nich. Jesteście dziś niewidzialni, bowiem zeszliście do podziemia! Za niecałe dwie godziny zagrają dla was Mass Æffect! – publiczność znów zawyła. – A tymczasem rozgrzeje was niepowtarzalna… FistBaby!
Na ekranie widzieli tylko sylwetkę wskazującego na DJ-kę mężczyzny na tle mocnych świateł. Po chwili zniknął a FistBaby, przeczekawszy swoją porcję wiwatów, niskim zmysłowym głosem powiedziała do mikrofonu:
- Tonight… we’re going deeper underground!
Już w tle jej słów z głośników sączyło się intro do jakiegoś utworu, który po chwili okazał się… rockowym funkiem. Wybór lżejszej muzy dla jeszcze nierozgrzanych gości okazał się trafny, bo ci którzy zaliczyli konkretniejsze biforki od razu uderzyli na parkiet. Większość oczywiście jeszcze stała w kolejkach do barów, impreza dopiero się rozkręcała.

A kilka minut później zajrzał do nich Dale i oznajmił, nieco dziwnym tonem, jakby nagle wyczerpał mu się zapas pewności siebie:
- Szef klubu zaprasza.
Zaprowadził ich całe dziesięć metrów dalej, do ostatniego wagonu, którego okna podobnie jak w ich wagonie zasłaniały zasłonki. Przed drzwiami stał ochroniarz w czarnej kamizelce i z widoczną kaburą pistoletu. Dale otworzył im drzwi, ale sam nie wszedł z nimi.

Pogrążone w półmroku wnętrze było urządzone niemal tak samo jak większość w pociągu: między siedzenia wstawiono stoliki. Ale na końcu wagonu na samotnym krześle, ustawionym pośrodku niczym tron, siedział mężczyzna. Miał długie siwe włosy, trochę białe jak Rosalie a trochę metaliczne jak FistBaby. Właściwie trudno to było określić, podobnie jak wszystko inne w jego wyglądzie. Gładko ogolona twarz była trochę chłopięca, ale i poznaczona zmarszczkami, mógł mieć równie dobrze trzydzieści albo i pięćdziesiąt lat. Na szczupłym ciele mężczyzna miał obcisły, zachodzący aż na szyję kostium w futurystyczne wzory. Spod włosów pod kostium schodziły jednak prawdziwe kable.
Obok niego stała zaś nieruchomo dziewczyna o ładnej, niemal dziecięcej twarzy, bez wątpienia już będąca androidem. Głowa o przeszklonym tyle czaszki trzymała się na widocznym hydraulicznym zawieszeniu.

- Witajcie przyjaciele – mężczyzna uśmiechnął się lekko a jego głos brzmiał jak głośny zachrypnięty szept. – Usiądźcie. Cieszę się, że zgodziliście się dzisiaj zagrać. Czy obsługa dobrze się spisuje? To wyjątkowy wieczór, i dla was i dla mnie.
Prześlizgnął się wzrokiem po wszystkich członkach zespołu, po czym zawiesił spojrzenie na Billy’m.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 10-11-2017 o 16:34.
Bounty jest offline  
Stary 10-11-2017, 18:28   #56
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Nie mamy powodów do narzekań. Zwłaszcza że nie każdy ma okazję zagrać tutaj na Niewidzialnym. - stwierdził przyjaźnie Rebel Yell.
- Nie każdy… mało kto - zgodził się szef Niewidzialnego Klubu. - Janis i twój brat - przeniósł spojrzenie na Liz. - myślą, że przedstawili mi was… nie wyprowadzajcie ich z błędu. Ale obserwowałem was już wcześniej. Widzicie, stworzyłem ten klub jako miejsce spotkań. Miejsce, gdzie ludzie przychodzą zobaczyć coś nowego. San Francisco, całe NoCal to dwa światy i tutaj się łączą, tą jedną noc w tygodniu. Jasne, wielu korporatów przychodzi tu jak do ZOO, zobaczyć ten drugi świat w bezpiecznych warunkach. Ale to też miejsce gdzie ludzie, którzy na co dzień są wrogami mogą spotkać się i pomówić jak równy z równym. Czasem ważniejsze niż to co się dzieje na parkiecie jest to co dzieje się za kulisami. W tych wagonach zasiądą dziś bardzo różni ludzie, niektórzy bardzo nieprzyjemni i będą rozmawiać. Czasem w cztery oczy, czasem z pomocą rozjemców i negocjatorów, jak ja, Janis czy Dale. Jeśli się postaracie was też czeka dziś spotkanie. Dale mówił, że ma się zjawić tu sam Steve Silver.

Wszyscy znali to nazwisko, chcąc czy nie chcąc. Steve Silver, znany także jako Agent Gwiazd, sam był gwiazdą i celebrytą. Prowadził znany muzyczny talk-show w holowizji, jak również ostatnią galę Youtube Music Awards. Obok okazjonalnego celebrowania muzycznej papki był jednak również znany z wypromowania wielu rockowych a nawet cyberpunkowych kapel, pomiędzy tymi pierwszymi takich gigantów jak The Lords.
- A właściwie to… - Chris popijając piwo wyglądał na coraz bardziej wkurwionego - czemu my?
- Bo jesteśmy najlepsi. - odparł szybko Rebel Yell i zerknął gniewnie na Chrisa. Po czym zwrócił się do szefa klubu. - Aaaa… wiadomo coś planach Steve’a? Czy tylko wpadnie się rozerwać.
Szef Niewidzialnego uniósł dłoń, dając do zrozumienia, że zaraz odpowie na to pytanie, po czym spojrzał na Chrisa.
- Bo jesteście najlepsi - uśmiechnął się. - I wierzę, że zrobicie tu dziś dobry koncert. I z jeszcze jednego powodu, którego jednak nie mogę dzisiaj zdradzić. Czy to nie będzie problemem? - zapytał perkusisty.
- To budzi ciekawość - po wyrazie twarzy Sully’ego nie wyglądało, jakby słowa “szefa Niewidzialnego” go uspokoiły. - Nie dziś to jutro? Po północy? W sensie po koncercie?
- Nie - pokręcił głową. - I raczej nieprędko. Ale to nic czego moglibyście się obawiać. Tylko mój własny, osobisty powód. Każdemu wolno mieć swoje tajemnice, czyż nie?
Przeniósł wzrok na Billy’ego.
- Taki człowiek jak Silver nie pojawia się nigdzie przypadkiem - odpowiedział. - Przyjechał tu dla was.
- Intrygujące. - zamyślił się Billy drapiąc po brodzie. - Jakieś plotki na ten temat krążą czy może się to tylko domysły?
Po czym dodał z entuzjazmem. - A co do koncertu, jesteśmy profesjonalistami… z doświadczeniem. - nawet jeśli było ono różne. - Nie zawodzimy publiczności.
Howl była dobrze wychowana, dlatego udawało jej się nie gapić oraz siedzieć dosyć grzecznie. Utrzymywała pozę luzaka i patrzyła co najwyżej kątem oka.
Wreszcie jednak prychnęła cicho.
- No tak, tajemnice, bardzo głębokie. - Rzuciła półgębkiem. Zazwyczaj bywała milsza. - Niemniej, naprawdę doceniamy że możemy tutaj zagrać. Niezależnie od powodów. - Udało jej się przy tym nie wywrócić oczami, ale zespół znał ją na tyle żeby wiedzieć, że się powstrzymuje. - Mam tylko jedno pytanie w sumie. Nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale ty wiesz o nas sporo, jesteśmy w końcu kapelą, a my nie wiemy o tobie nic. - Przywołała swój najuprzejmiejszy, lekko trącący korpo ton. - Powiesz nam coś o sobie, bo nie mam pojęcia kim tak właściwie jesteś?
Nim “szef” odpowiedział, Sully wstał i pociągnął łyk piwa.
- Billy ma rację. Nigdy nie zawodzimy publiczności - ostatnie słowo zaakcentował. - I Howl ma rację. Doceniamy, że możemy zagrać tu... dla publiczności. - Skierował się do wyjścia. - Nawet, gdy ktoś ma w dupie Silvera i gadające głowy w wagonach - mruknął w drzwiach.
Gdy wyszedł rozległo się jeszcze pierdolnięcie na wpół opróżnionej puszki o ścianę tunelu.

- Niecierpliwy… - uśmiechnął się mężczyzna, odprowadzając go wzrokiem. - Dale przecież mówił wam, że będą tu headhunterzy?
Anastazja, która siedziała na poręczy obejrzała się za Chrisem, lecz na jej twarzy nie było jakichś szczególnych emocji. Za to, gdy spojrzała znów na bossa, uśmiechnęła się szeroko.
- Jednego nie ogarniam... - powiedziała, machając radośnie nogami - Po chuj nam to mówisz? Skoro to tajemnica, to... dlaczego zaznaczasz jej istnienie? Mogliśmy myśleć, że zapraszasz nas tylko dlatego, że jesteśmy fajni i znajomki Liz nas poleciły. I byłoby git, a ty wyraźnie chcesz nas do czegoś sprowokować. Mało masz zabawek, ziooom?
- Niepokój jest twórczy - odpowiedział. - Ale mój sekret to tylko sentyment związany z przeszłością a moją przeszłość zna tylko Erika - pogładził czule ramię androida. - Niektórzy nazywają mnie Niewidzialnym Człowiekiem i od czterech lat to moje jedyne imię. Ja tylko organizuję spotkania. I mam cholerną nadzieję, że zagracie dla publiczności, bo inaczej to będzie gówniany koncert a ja dbam o reputację tego miejsca. Tam na stacji - wskazał gestem głowy ekran z podglądem. - jest jakieś dwa tysiące osób, ale góra połowa z nich was zna. Myślę, że Silver chce zobaczyć jak radzicie sobie ze publiką wychodzącą poza waszą bazę fanów. Ja oczekuję tylko, że zrobicie dobry show. Czy dogadacie się potem z Silverem czy nie, nie moja sprawa. Mogę tylko doradzić, żebyście nie podpisywali niczego dzisiaj i najpierw pokazali ewentualny kontrakt zaufanemu prawnikowi.
JJ przyglądał się całej rozmowie z boku. Coś tu było nie tak, niby zapraszają ich na koncert, a w praktyce ze względu na jakieś niedopowiedziane tajemnice. Śmierdziało na kilometr. Nawet jeśli zagrają zajebisty koncert to i tak ci ludzie mogą zniszczyć ich karierę, szybciej niż się ona zaczęła.
Miał już dosyć tego całego bełkotu, spojrzał na siwego i odpowiedział.
- My zawsze gramy dla publiczności. A pan Silver zapewne słyszał już że na żywo dajemy z siebie wszystko. Nie rozumiem, po co ta cała szopka.
- Przepraszam na chwilę, ale... Bill - Howl pochyliła się trochę do przodu i popatrzyła na Billa - Janis tutaj dziś jest? Przedstawisz nas?
- Jak zechce, to sama się przedstawi. Raczej po koncercie niż przed. - Billy wydawał się wyraźnie rozdrażniony zachowaniem Chrisa i przez to mało… wylewny.
- A co do tajemnic, hmm - podjęła Howl. - No taki jest zazwyczaj problem z ludźmi, którzy nie mówią wprost, czego chcą. - Teraz z kolei popatrzyła na Anastazję, a dopiero potem na szefa klubu. - Ludzie, chociażby tacy jak ja, na ogół słabo na to reagują. I jasne, tylko odpowiadasz na pytanie, mówiąc że powód jest ale nie chcesz mówić, i ja to szanuję. Akurat ja jestem w stanie to zrozumieć. Ale nie dziw się że jak się czegoś nie wie, to zakłada się najgorsze. Myślę jednak, że tak jak jesteś wyrozumiały dla naszego trochę… nerwowego kolegi, tak ja mogę powiedzieć - pax? Pokój między Romanami? - Popatrzyła po zespole. - Ja tylko jestem trochę zła, niby jesteśmy tacy najlepsi, a bujam się po tym klubie od dłuższego czasu i jeszcze nigdy nie zostałam zaproszona na prywatną audiencję. - Uśmiechnęła się wilczo.
- Wybacz Howl - szef klubu rozłożył dłonie. - Jestem niestety bardzo zajętym człowiekiem.
Machnęła ręką i skinęła głową, co miało oznaczać “spoko, rozumiem, to był półżart”.
Billy spojrzał na Niewidzialnego, mówiąc:
- Znamy reputację tego klubu, niech się pan nie martwi. Zrobimy porządne show, jakby to była ostatnia noc tego świata.
- Dobra, to jak wszystko wiemy z tego co wiedzieć mieliśmy, to ja idę zadbać o naszego perkusistę. Jak będzie trzeba, to obciągnę mu rurą od odkurzacza. Siju! - Powiedziała Anastazja i nie czekając na reakcję Niewidzialnego Człowieka niemal wyskoczyła ze swojego siedziska i ruszyła ku wyjściu z pomieszczenia.

Ich gospodarz z trudem powstrzymał śmiech.
- Tak, to wszystko - zwrócił się do pozostałych, ale znów zatrzymał spojrzenie na Billy’m. - Lubię poznawać osobiście ludzi, którzy u mnie grają. Co do kwestii praktycznych… honorarium otrzymacie od Dale’a w chipach gotówkowych po koncercie. Moi ludzie zdemontują sprzęt i zaniosą do waszego wozu kiedy będziecie chcieli, chociaż mam nadzieję, że zostaniecie dłużej. FistBaby rozkręca się na całego dopiero po północy.
- Było miło. - Howl już zaczęła zbierać się do wyjścia. - A na pewno ciekawie. Wy się znacie? - Pokazała na Billa i na gospodarza.
Saksofonista nie dał szans, wypowiedzieć się Billowi.
- Czy się znają, czy nie, to już rozstrzygniecie bez mojej obecności. Idę przygotować się do koncertu.
Ukłonił się lekko w stronę Niewidzialnego. - Uszanowanie.
Po czym odwrócił się na pięcie i udał się do "zespołowego" wagonu.
- Nie. Nie znamy. - stwierdził lakonicznie Rebel Yell.
Liz nie zabierała głosu. W ogóle wydawała się niemal niewidzialna, wkomponowana w ścianę i pogrążona we własnych myślach. Można było obstawić dwa warianty. Albo miała w dupie dywagacje na temat ich popularności tudzież przyszłej popularności albo była naćpana jak mops. A może i wszystko naraz.
Dała znać o swoim istnieniu jednym wymownym chrząknięciem gdy większość zespołu była już na zewnątrz.
- Nie lubię słowa show - poprawiła skórzaną kurtkę jakby co najmniej była korpo-garsonką od Jean Pierra Chujera. - Show kojarzy mi się z bionicznymi małpami cyrkowymi.
Zębami wyciągnęła z paczki szluga, odpaliła, ciągle mocno zamyślona jakby rozważała tajemnicę wszechświata.
- I to nie jest mój brat - dodała bez emocji. - Po prostu mamy zbliżoną pulę genów.
- Przyrodni? - rzuciła od niechcenia Howl. - Nie jesteście zbyt podobni. - Trudno powiedzieć na czyją korzyść wypadło to porównanie. - Cóż, mimo wszystko, dobrze było cię poznać, Niewidzialny Człowieku. - Trzymała się z tyłu, żeby wyjść jako ostatnia. - Warto wiedzieć pewne rzeczy. Zresztą może kiedyś nie będziesz tak zajęty. - Z rękoma wbitymi w kieszenie, skłoniła się nonszalancko, po męsku. - Była taka piosenka. Niejedna zresztą. Bardziej jak Marillion, czy Queen? - Otaksowała go spojrzeniem. - Pewnie to pierwsze. Chyba że książka, ale tam bohater marnie skończył.
- Marillion, jeśli już - uśmiechnął się trochę smutno Niewidzialny Człowiek. - Was też było miło poznać. A Dale… - przeniósł spojrzenie na Liz - przepraszam, jeśli nadużyłem tego słowa, ale on nie mówi o tobie inaczej jak “moja mała siostrzyczka” - wzruszył ramionami. - A teraz wybaczcie, ale spodziewam się zaraz innych gości.
Howl zasalutowała i wyszła z tym samym korpo-uśmiechem, nucąc utwór Marillionu, ale nie “the invisible man”, tylko “the hollow man”.
- Oczywiście… nie będziemy zajmować czasu. - stwierdził z lekkim uśmiechem Billy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 10-11-2017, 20:55   #57
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Jeszcze w samochodzie Rosalie założyła perukę i uznając, że wygląda zajebiście zrobiła sobie selfie, które szybko znalazło się na profilach w jej mediach społecznościowych z hashtagami

#Niewidzialny #MassÆffect! #bluehair #najlepiej

Zebrała szybko całkiem sporo lajków.

- Kurwaaa, ile ludzi - jęknęła widząc niemały tłumu przed wejściem. - Myślicie, że podali nas na listę swoich gości i wbijemy się szybciej? - rzuciła do pozostałych. - Nie chce mi się... - zaczęła marudnie i nagle zamilkła. - Cholerne Pacyfki - syknęła śledząc wzrokiem znajomo wyglądającego drona - wszędzie wcisną swoje nochale.
W pracy opowiadał Kirkowi swoją niedawną przygodę z upolowanym dronem, a że napatoczyła sią akurat i druga tatuażystka to i jej nie ominęła relacja. Wspomniała też o ostatnim wieczorze w Insomnii wszyscy więc wiedzieli, że Pacyfikatorów powinna na wszelki wypadek unikać.
Dron przefrunął nad nią, z pewnością filmując, ale tym razem Rosalie nie miała pod ręką flaszki. Po chwili zniknął za dachami budynków.
- Chyba powinnaś nosić tą holomaskę, skarbie - rzekł Kirk. - Na Niewidzialny nalotu nie zrobią, nie ma mowy, ale jak będziemy wychodzić lepiej ją załóż. Rosalie pokiwała głową niemo przyznając mu rację.
- Albo przeniesiemy cię do samochodu twarzą do ziemi - zachichotała Arwanee.
- Aż tak się dzisiaj nie zrobię - pokazała jej język.
- Zobaczymy, jest w końcu dobra okazja - zaśmiał się Oliver.
- I MassÆffect tam będą a już wiesz, że z nimi nie ma lekko - dodała Tajka. - Zwłaszcza Chris to straszny chlor, jak z nim byłam to prawie nie trzeźwiałam. Dobrze, że zaszłam w ciążę, bo bym skończyła na odwyku.

Na ziemi żadnych Pacyfikatorów nie było widać i rozmawiając doszli do końca kolejki, a raczej kłębiącego się przy wejściu tłumu. Nawet jeśli byli na liście, przepchanie się graniczyło z cudem, więc musieli uzbroić się w cierpliwość. Kirk wykorzystał okazję, by skoczyć do jednego z zaparkowanych obok foodtrucków i wrócić z gruzińskimi placuszkami. Zjedli je akurat nim dopchali się do wejścia. Pilnowało go dwóch łysych bramkarzy w obcisłych czarnych koszulkach. Towarzyszył im zaś wyglądający na szalonego Murzyn w płaszczyku w panterkę i z absurdalną fryzurą przypominającą wystający z czoła wałek malarski.
To on wyceniał koszt wstępu do Niewidzialnego Klubu indywidualnie dla każdej osoby.
Spojrzał na Rosalie, przewrócił oczami, zabulgotał i zawołał:
- Gggggorąca! Dwadzieścia Ebaksów! - wystawił terminal płatniczy.

Pomyślała, że to zdzierstwo, ale nie dała tego po sobie poznać. Przecież niebieskie dredy w połączeniu z czarnym topem odsłaniającym plecy i krótkimi, srebrnymi spodenkami mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy, co najmniej jaj róg homo jednorożca, wyglądały zajebiście.
Puściła murzynowi oczko i uśmiechnęła się dziewczęco. - Świetna fryzura! - powiedziała, choć uważała, że wygląda idiotycznie. - Sprawdzisz, czy naszych mordek nie ma na liście gości zespołu? Bo powinny - wyszczerzyła się uroczo.

Murzyn kliknął coś w e-glasach, przyglądając się im.
- Mordki, mordki, są wasze mordki - wyszczerzył się. - Twoja, twoja i twoja. Sorry, twoja nie - przepuścił wszystkich prócz Kirka, od którego skasował dwadzieścia Ebaksów. Bramkarze zaś przeszukali ich i odebraną broń schowali w depozycie.

Zeszli zepsutymi ruchomymi schodami na jeden z peronów. Tory między nimi zostały zakryte metalowymi płytami aż do połowy stacji, gdzie zaczynało się czoło pociągu. W Niewidzialnym Klubie było już kilkaset osób, w najdziwniejszych strojach i przebraniach. Oświetlenie było na razie dość mocne a z głośników leciał niezbyt głośno industrialny ambient. Zdążyli stanąć w kolejce do baru, kiedy muzyka nagle przycichła.

- Panie i panowie! – odezwał się z głośników nieco zachrypnięty, lecz mocny męski głos. - Bracia i siostry! Witajcie w Niewidzialnym Klubie!
Z publiki rozległy się głośne wiwaty i aplauz.
- Wasze problemy zostały na zewnątrz, do świtu zapomnijcie o nich. Jesteście dziś niewidzialni, bowiem zeszliście do podziemia! Za niecałe dwie godziny zagrają dla was Mass Æffect! – publiczność znów zawyła. – A tymczasem rozgrzeje was niepowtarzalna… FistBaby!
Na galerii widzieli tylko sylwetkę wskazującego na DJ-kę mężczyzny na tle mocnych świateł. Po chwili zniknął a FistBaby, przeczekawszy swoją porcję wiwatów, niskim zmysłowym głosem powiedziała do mikrofonu:
- Tonight… we’re going deeper underground!
Już w tle jej słów z głośników sączyło się intro do jakiegoś utworu, który po chwili okazał się… rockowym funkiem. Wybór lżejszej muzy dla jeszcze nierozgrzanych gości okazał się trafny, bo ci którzy zaliczyli konkretniejsze biforki od razu uderzyli na parkiet. Większość oczywiście jeszcze stała w kolejkach do barów, impreza dopiero się rozkręcała.

- Napiszę do Chrisa! - zawołała Arwanee. - To wbijemy na backstage!
- Ale najpierw kolejeczka za awans Rosalie! - zakomenderował Kirk. - Ja stawiam!

- Albo i dwie szybkie kolejeczki - mrugnęła do nich porozumiewawczo, bo jak wiadomo, żeby dobrze wchodziło pierwszą trzeba szybko zapić. - Następną stawiam ja! - mówiła głośno żeby przebić się przez muzykę.
- Kurde Howl, coś ode mnie chciała, zapomniałam. Chyba za dużo emocji dzisiaj - wytłumaczyła się sama przed sobą.
- Pewnie nic ważnego - skwitował Oliver.
Wypili kolejkę, potem drugą… a potem trzecią, którą postawiła Arwanee.
- Za Rosalie i jej umowę o pracę! - wzniósł toast Kirk.
Potem zaś poleciał jakiś dobry kawałek i skoczyli na parkiet.
Do rozpoczęcia koncertu została jeszcze godzina, lecz kilkudziesięciu najwierniejszych fanów zespołu już obsiadło najlepsze miejsca - raczej nie pod samą lokomotywą, skąd słabo byłoby widać, ale kilkanaście metrów od niej.
- Oho, pokazali się nasi gwiazdorzy - Arwanee wskazała na tory wzdłuż pociągu, którymi z tuneli wyszli Chris z Anastazją.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 11-11-2017, 11:18   #58
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Czerwonowłosa ruszyła tropem Sully’ego, by dotrzeć w ten sposób do miejsca blisko wylotu tunelu, w którym Chris stał oparty o ścianę i w ciemności obserwował budzącą się do życia przestrzeń stacji. Fani zaczęli ją już zapełniać i gibali się w rytm muzy puszczanej przez FistBaby.
Anastazja wyciągnęła z kieszeni zawiniątko, w którym okazały się spoczywać dwa ostatnie pierożki. Wysunęła na dłoni otwarty pakuneczek w kierunku Chrisa.
- Jedz, głodny nie jesteś sobą. - zacytowała jakąś archaiczną reklamę, która jednak stała się swojego rodzaju szkieletem, który potem różne agencje reklamowe przerabiały na własną modłę.
Zgasił niedopałek o ścianę i westchnął.
- Dzięki. - Przełknął smakołyk. - Nawpieprzam się po koncercie. - Uśmiechnął się choć na twarzy wciąż miał echa emocji widocznych gdy wychodził z wagonu.
- Co cię ugryzło? Zwykle takie teksty cię nie ruszają... - powiedziała de Sade nie patrząc na Chrisa, za to przyglądając się FistBaby.
- Mam dosyć, Ann. - Sully skrzywił się. - Ile jeszcze jakieś fiuty będa pieprzyć jaką to mogą dać nam wielką szansę? Ile takich Silverów będzie nas oceniać, czy wypromować, czy nie. Czy mamy potencjał? - Przełknął drugiego pierożka. - Pierdolenie. Jesteśmy my, jest publiczność, to ona powinna decydować o wzlotach i upadkach, a nie pojeby robiące w promo i z łaską windujące na szczyty chłam, albo tłamszące talent. Jesteśmy artystami kurwa, mamy produkt dla tych co go chcą, potrzebują. Ale nie - Odpalił fajka. - Korporatyzacja muzyki. To promotorzy będą decydować co jest fajne i czego się będzie słuchać. Pierdoleni headhunterzy zbędni w tym całym procesie. Wkurwia mnie to jak cholera.
De Sade spojrzała na niego spod ozdobionych ledami rzęs.
- Naprawdę nie masz innych problemów? Oni są tylko pośrednikami, SillyBoy. Wydaje im się nie wiadomo co, obrastają w piórka, ale oni nic nie tworzą, oni tylko rozprowadzają. I jest tak jak mówisz, to ten co nas słucha decyduje czy jesteśmy fajni, czy nie, ale... musi nas usłyszeć, żeby się wypowiedzieć, nie? No i dlatego nie możemy całkiem olewać pośredników. Po prostu traktuj ich jak... gości noszących sprzęt. A to że się mają za kogoś lepszego... to ich problem. My się nie sprzedamy. Żadne z nas, więc po kiego tu nerwy? Denerwuje się ktoś, kto czuje się zagrożony, a my jesteśmy drapieżnikami, zwierzaku. - pogłaskała go po karku delikatnie.
- Bo ja się boję Ann. - Westchnął. - Jesteś pewna, że nikt się nie zechce sprzedać? Tak na full pewna? A może czeka nas w Warsaw ciężka dyskusja nad propozycją będącą niczym szatański cyrograf? Wolę budować legendę w Alamo na skraju ostatecznego wpierdolu, niż w studiu Silvera, koszącego 50%, zarzucającego miasto holo promowanych bandów, a może gdzieś tam i lekko sterującego jak grać i o czym śpiewać.
- Och silly... SillyBoy - dłoń dziewczyny zmierzwiła jego włosy, choć po prawdzie, by wykonać ten gest Anastazja musiała wspiąć się na palce - I kto by to miał być? Sam wiesz, że każdy z nas sporo gada i nikt nie lubi ulegać, dlatego naszą mocną stroną nie są kompromisy, lecz fakt, że jesteśmy grupą popapranych idealistów, która chce w życiu coś więcej niż korposyf i kasa.
- Złamać można każdego - mruknął obejmując skrzypaczkę. - Luz, wierzę w nas, ale wkurw siedzi. Byłem w korpo, nosi mnie jak widzę analogie. Jesteśmy tu dla nich - wskazał stację - i jebać Silverów.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- No, ‘jebać’ to słowo klucz. Właśnie miałam powiedzieć, że brzmisz jak ktoś komu dawno nikt nie zrobił dobrze. - Zaczęła się śmiać.
- Wiesz, mamy parę minut, a te wagoniki na razie jeszcze puste. - Poruszył brwiami wymownie.
- Dobrze wiesz, że parę minut ze mną tylko by zaostrzyło twój apetyt, zwierzaku. A tobie teraz wystarczy obciąganko rodem z top listy radiowej. Na prawdziwą rapsodię trzeba więcej czasu. - Otarła się o niego znacząco biodrem, a potem odsunęła nieznacznie.
- To co, idziemy dać im powód do kilkudziesięciu słodkich pisków? - Wyszczerzyła się, wskazując głową zbierający się tłum fanów.
- Chodźmy, niech popiszczą!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-11-2017, 13:29   #59
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
- Taaaa, przyrodni - odparła jej Liz już w progu. Ton miała raczej reporterski. Albo już się z tematem oswoiła i nie robił na niej wrażenia albo dobrze udawała. - Korpo-chujowi zamarzył się ekscytujący skok w bok z artystką. Nie muszę mówić, że nie było happy endu?
Howl pokręciła głową.
- Korpo-chuje ciągle skaczą na boki, głównie w nudów. A Dale dużo pewnie dziedziczy po tacie, w tym znaczeniu, że pierwsze wrażenie zrobił całkiem spoko, ale teraz zachowuje się trochę jak fiut.
- Po czym wnosisz? - zapytała Liz szczerze zaciekawiona.
- Daj spokój. - Howl rozejrzała się i zatrzymała w takim miejscu, gdzie jeszcze dało się cokolwiek słyszeć. - Ktoś tu mówił o przychodzeniu jak do ZOO, co nie?
- Nie wiem, nic mi nie zrobił. Znaczy ani ziębi ani grzeje, ale może nie jestem obiektywna. W końcu dzielimy zbliżoną pulę genów. Nie mówiąc o tym, że jestem od dwóch dni na haju. A właściwie, skoro o tym mowa - Liz poklepała się wymownie po kieszeni od spodni. - Idziemy przypudrować noski?
- Hę? - Howl przez chwilę zdawała się być nie tutaj i nie teraz. - A, no możemy. Ale ty mówisz o Dale’u? Cóż, trochę się już bujam w Niewidzialnym Klubie, poza tym mam całkiem niezły korpo-radar, i zdaje mi się że rozpoznaję ten typ. Och, jestem takim cool spoko gościem, patrzcie jak wtapiam się w tłum tych proli, co nie? Kurwa - zmieniła temat tym uniwersalnym słowem - muszę się przebrać, coś czuję że będę to robić w kiblu.
- Ma obciążenie genetyczno-społeczne - wyjaśniła Liz tonem profesorskim zaciągając się szlugiem i obierając azymut na toaletę. - Pewnie też nie jest mu łatwo. Ma swój własny cyrk w domu. Taki kurwa idealny, że strach postawić stopę.
- Cóż, każdy ma swoje problemy. - Howl obejrzała się za siebie. - Ale też nikt nie jest drzewem, nie? Jaki cyrk?

- Nie… zakumałam tego o drzewie - Liz się uśmiechnęła głupawo i potarła dłonią skroń. - Kiedyś dragi wypłukają mi mózg. A o cyrku mówiłam tak ogólnie. Wiesz, korpo-dzieci mają pewnie swój jebaniutki domowy cyrk. Idealny korpo-tata w gajerze, zadbana korpo-mama w garsonce, biały korpo-płotek wokół korpo-domku na strzeżonym osiedlu… Nie wiem, mam takie wyobrażenia. Ale ja wyrosłam w slumsach więc chuja wiem.
- No tak, mamy. - Howl odparła nieco bezmyślnie. - Ale drzewo, bo jak ci się nie podoba gdzie jesteś, to nie jesteś drzewem, możesz zmienić to gdzie tkwisz, co nie? Poza tym pamiętaj, od jutra detoks i woda z cytryną. - Zaśmiała się ochryple. - Ale jest jednak pewna skala problemów, nawet jak jej nie widzisz. Moja matka miała zwyczaj powtarzać, że przejmuję się głupotami a dzieci gdzieś tam głodują. To jest sposób żeby zniechęcić swoje dziecko do jedzenia, mówię ci. Ale… - Zacięła się wyraźnie. - To z kolei moje wyobrażenie, że takie powtarzanie też nic nie zmieni. W sumie jest coś w tym, że to dwa światy, nie?
- Nie wiem, Howl, ja widziałam tylko jeden z nich. - Liz kopnęła nogą drzwi od wagonika-łazienki. - Ale jestem, kurwa, empatyczna. Staram się widzieć ludzi, nie bariery.
- Ale jeśli spotykasz tych ludzi, takich chociażby jak ja, to chyba widzisz w ich oczach trochę tego, skąd przychodzą? Może najlepsze, co można powiedzieć takiemu Dale’owi, to żeby wsadził sobie swoją fantazję w… z powrotem i wrócił do miejsca po którym umie się poruszać?
- Czasem się zastanawiam gdzie w tym chudym ciałku mieści się tyle okrucieństwa - Liz oparła się o lustro i nakazała Howl zamknąć za sobą drzwi. - Znalazł mnie bo chciał poznać nieślubną siostrzyczkę z destrukcyjnymi tendencjami. Kim jestem żeby go za to potępiać?
- W ogóle nie miałam na myśli ciebie. - Howl machnęła ręką. - Raczej o to gadanie jakie to organizowanie koncertów jest fajne, chociaż w sumie… Po tym co właśnie usłyszeliśmy, to co on robi nie jest chyba takie do końca legalne, nie? I hmm, nie wiem, powiedziałabym że wyssałam swoją okrutność z mlekiem matki, ale wiesz, korpo-matki na ogół nie karmią piersią. - Wzruszyła ramionami. - Ale serio o co chodzi?
- Jak to o co chodzi? - Liz starła skrawkiem bluzki białą powierzchnię umywalki i na róg wysypała zawartość woreczka.
- No z tym okrucieństwem.

- No wiesz, masz do Dale’a dość kategoryczne podejście, nazywasz fiutem, aż cię nosi choć właściwie nic ci nie zrobił. Nawet nie był niemiły. Po prostu ma pod skórą korpo. Jak milion innych obywateli tej pojebanej planety. - Liz wprawnie rozdzieliła proszek na kilka zgrabnych kresek.
- Prrr, kowboju. - Howl obserwowała ją z zaniepokojeniem połączonym z fascynacją. - Wszystkie twoje rącze konie tak od razu? I nie wiem, w sumie wkurwiona chyba trochę jestem. Tak robią normalni ludzie, nie? Odreagowują? Ale w moim świecie jest zasadnicza różnica między nazwaniem kogoś fiutem a powiedzeniem, że zachowuje się jak fiut.
- Nie jestem zdaje się kompetentną osobą by się wypowiadać na temat tego, co robią na wkurwie normalni ludzie. Chodzą na jogę? - Liz wyjęła z tylnej kieszeni ozdobną szklaną rurkę i wciągnęła po kresce do każdej dziurki. Wydała z siebie pełen głębokiej fascynacji dźwięk gdy ponownie uniosła głowę i spojrzała na Howl wielkimi szklącymi się oczami. - Kuuuuwa. Mam ochotę coś rozpierdolić… - Potarła płatki nosa. Gestem wskazała Howl dwie chudsze i mniejsze kreski, podała jej swój podręczny sprzęt. - A co do Dale’a, daj mu szansę. Jesteśmy jednak spokrewnieni.
- Może po prostu ludzie. Może nie ma tych normalnych. - Howl chwilę się zastanawiała, ale w końcu powtórzyła ten sam rytuał co Liz. Widać było jednak że nie miała aż takiej wprawy. - Chodzi mi o surowe reakcje, nie przetworzone. Może dlatego mam taki zgrzyt z Dale’m, bo wydaje się taki wyaktorzony, przemyślany we własnej głowie? No ale jasne, nie skreślam tak od razu ludzi, nawet jak są zbyt cool żeby iść ze mną nosić graty. - Zażartowała. - W sumie uważam że jest nawet słodki trochę.
- Oczywiście, że jest wyaktorzony. Nie ma ni chuja pojęcia o rock&rollu i naszym świecie. Pożałowania godne jest to, że on się chyba stara. Dostosować. Najbardziej się boję, że zdobył się na tyle zachodu tylko po to żeby poznać mnie… - Otworzyła nową paczkę fajek, wyciągnęła równiutki rządek papierosowych główek w stronę Howl - Rozczarowanie go, kurwa, zabije.
Howl potarła nerwowo klatkę piersiową na wysokości mostka. Potem poczęstowała się papierosem. Szczęknęło zippo, zapaliła, zaciągnęła się.
- To może go po prostu spytaj, czy tak jest? I czemu w sumie taki wniosek? I cóż, myślę że niepotrzebnie się martwisz, aczkolwiek też bardziej bym się martwiła że zbierze jakiś wpierdol przy okazji, niż tym. No, wiesz, ja i mój brat zdecydowanie jesteśmy bliżej, ale tym bardziej jestem w stanie zrozumieć Dale’a. W teorii.

- Dale też ma brata. Pewnie też jest z nim bliżej... - Liz zmarszczyła czoło bo przez jej głowę przeszedł tabun głupich myśli związaną z bliskością dwóch dorosłych facetów. - W każdym razie ten drugi ma choć tyle oleju w łepetynie, że nie chce mnie poznać. A wpierdol pewnie w końcu zbierze… Za te wyglancowane włoskie buty sama mam ochotę mu przypierdolić - uśmiechnęła się szeroko na tę myśl.
- A on coś mówił, czemu cię szukał? - Howl zaczęła wystukiwać jakiś rytm na brzegu umywalki. - Jak się w ogóle dowiedział?
Liz wzruszyła ramionami.
- Prędzej czy później gówno zawsze wypłynie na powierzchnię - skończyła sentencjonalnie. - Zajebista faza. Idziemy rozpierdolić scenę?
Howl wbiła spojrzenie w lustro. Patrzyła, jakby widziała przed sobą jakąś autonomiczną istotę, z którą tylko dzieliła wygląd.
Wyglądało na to, że fala uderzeniowa dopiero zmierza w kierunku jej mózgu.
- Mi ich zawsze było szkoda. - Powiedziała głosem który zdawał się dobiegać z daleka. - Mężczyzn. Wiesz, skrzywdzeni… - Pociągnęła nosem. - Przez patriatchat. Nie jest łatwo być ojcem, ale czy… łatwo być dla kogoś kimkolwiek?... Widzisz, w sumie może powinnaś powiedzieć: “hej bracie, zabiorę cię w mój świat, ale że jest chujowy, a ja nie chcę się odwrócić i znaleźć cię z dziurą w głowie… idź przodem”. To brzmi jak jakaś piosenka, c’nie?
Chwiała się trochę, jednak po chwili otrząsnęła i potarła twarz. Potem poprawiła włosy.
- Scenę? Mózg sobie rozpierdol. - Zgrzytnęła zębami. - To jeszcze nie ten moment, ty marsjański poślizgu w czasie. Ja w takich momentach robię jedno - odwróciła się i złapała Liz za rękę. Trochę za mocno oplotła szczupłe, zimne palce dookoła nadgarstka wokalistki.
- Chodź. Idziemy tańczyć.

Kilka minut później Howl uparcie, niestrudzenie i z jakąś dziwną zawziętością, parła w kierunku parkietu i ciągnęła Liz za sobą. Jakby się bała że ta jej gdzieś ucieknie albo się zgubi. Chociaż bardziej przypominało to nie troskę a pijacki upór.
Nie lubiła występów, gdzie trzeba było czekać - gdy ktoś grał przed nimi, albo oni grali po kimś. Zwykle zabijała czas ze słuchawkami na uszach, albo ćwicząc coś na gitarze, tutaj jednak nie bardzo była taka możliwość. Postanowiła, że może dwa-trzy utwory i wróci z parkietu do garderoby, zresztą jej kumpel Jimi przez słuchawkę w jej uchu podawał jej aktualny czas.
 

Ostatnio edytowane przez Selyuna : 24-11-2017 o 11:39.
Selyuna jest offline  
Stary 11-11-2017, 13:32   #60
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Do rozpoczęcia koncertu została jeszcze godzina, lecz kilkudziesięciu najwierniejszych fanów zespołu już obsiadło najlepsze miejsca - raczej nie pod samą lokomotywą, skąd słabo byłoby widać, ale kilkanaście metrów od niej. Ktoś miał nawet flagę z napisem “Mass Æffect <3 from Portland”. Jak widać niektórzy przyjechali aż z Oregonu.
Wśród zgromadzonych byli też Rosalie, Arwanee i Oliver.

Chris i Anastazja wyszli z tunelu i ruszyli ku fanom torami, oddzielonymi tu barierką od peronu. Również wejścia do ogólnodostępnych wagonów otwarte były tylko z drugiej strony, przejść dało się za zgodą ochrony wyłącznie przez bar w pierwszym wagonie.
FistBaby przeszła już do cięższej muzy, w tym metalu, cyberpunku i rocka w industrialnym wydaniu, bezlitośnie jednak miksując, skreczując i tnąc dłużyzny, a teraz zapuściła jedno z muzycznych życzeń Delayne.

- This is a criminal age! - niósł się po stacji przesterowany wokal.

Fani dostrzegli ich i poderwali się na nogi, wiwatując i skandując nazwę zespołu, choć ich okrzyki utonęły w głośnej muzyce. Wychylali się przez barierki, wyciągając dłonie ku dwójce muzyków. Liz i Howl też były na skraju tunelu a JJ i Billy kawałek dalej, gdy przez bar na tory wyszło pięciu Latynosów. Bez trudu dało się rozpoznać najważniejszego: starszego od pozostałych brodatego mężczyznę w garniturze. Pozostali byli zwyczajnie ubrani, wyróżniały ich tylko srebrne łańcuchy - znak rozpoznawczy Los Locos. Dwóch, mocno przypakowanych, wyglądało na typowych goryli. Latynosi minęli Chrisa i de Sade, obdarzając ich oraz ich fanów pogardliwymi spojrzeniami i prowadzeni przez jednego z ochroniarzy klubu ruszyli w głąb tunelu. Ich szef otaksował ciekawym wzrokiem mijaną Liz.

Delayne zastanawiała się moment czym sobie zasłużyła na tę atencję, tym bardziej, że jego wzrok przeznaczony dla dwójki innych członków zespołu był, delikatnie mówiąc nieprzyjazny. Oczywiście na myśl przyszedł jej John. O ile mogła mieć przed nosem osławionego i przerażającego seniora Fontana, to rodziło się pytanie na ile znają się z Johnem i czy o sobie nawzajem coś wiedzą, również w kwestiach osobistych. Zakładając, że Liz nie dopowiedziała sobie większości z tej historii i nie popada w paranoję. Może to tylko przypadek, może wcale nie wie, że Liz to Liz, po prostu zawiesił na niej wzrok bo się rzuca w oczy, nawet w tłumie zajebistych panienek, tak już ma. Może, może, może...
Odwzajemniła zdecydowane spojrzenie mężczyzny w garniturze, nie mrugając ani nie uciekając nawet na chwilę wzrokiem. Odszukała w kieszeni papierosa, wcisnęła w kącik warg, przygryzła ustnik i na migi wykonała w jego kierunku gest zapytania o ogień.
- Señora - zatrzymał się przy niej, a wraz nim cała jego świta i wyciągnął ku końcówce jej papierosa mechaniczny wskazujący palec, z którego buchnął mały płomyk.
Liz zaciągnęła się i odpaliła fajkę nieśpiesznie.
- Dzięki, panie…?
- Fontana - uśmiechnął się. - Pani…?
- Wystarczy Liz.
- Liz Delayne? Pani śpiewa, prawda?
- Tak, dziś wieczorem gramy tu koncert - zaciągnęła się leniwie mrużąc oczy i wypuściła dym bokiem.
- Posłuchamy chwilę, jeśli czas pozwoli - powiedział. - Prawda, Ricardo? - zapytał jednego ze swoich ludzi.
- Tak - odparł sucho gładko ogolony Latynos, wyglądający na spiętego.
- A teraz pani wybaczy - rzekł Fontana.
- Jasne - uniosła w górę tlącego się papierosa. - I dzięki za ogień.
Odprowadzając ich wzrokiem dodała w stronę Howl.
- Zgrabny tyłek ma ten Ricardo, co? - o dziwo nie patrzyła na Howl a na mijającego ją Latynosa.
Howl burknęła coś niezrozumiałego. Może miała już dosyć tego że przy An lub przy Liz bywała ignorowana. Zresztą tyłek któregokolwiek z Latynosów nie zainteresował jej w najmniejszym stopniu.
- Co to za senor Fontana, co? - warknęła.
- Lepiej trzymaj się od niego z daleka, Howl - Liz ścisnęła dłoń dziewczyny i pociągnęła w stronę parkietu. - To szef Locos. Podobno.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172