|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
23-11-2011, 09:32 | #211 |
Reputacja: 1 | Pościg spowolnił, dzięki czemu Moperiol zdołał nieco dogonić jego szpic. Przystanął gdy usłyszał krzyk Gustawa, a z między drzew ujrzał dość posępnie wyglądającą postać mężczyzny na ogierze. Po chwili usłyszał jego wezwanie do wyjścia z ukrycia, a także żądanie by zwrócić mu należność. Nie, na pewno elfowi nie w myśl było pojawić się teraz na polanie, mężczyzna z pewnością go nie dostrzegł i póki co Moperiol wolał by tak pozostało. Chwilę zastanawiał się kim jest ten mężczyzna i czegóż on chce. Co takiego posiadają i że może warto mu to oddać. Choć pewnie jeśli postać w czerni tego tak bardzo chce, to lepiej mu jednak tego nie oddawać. Magowie z pewnością wiedzieli o co chodzi, jednak elf nie miał czasu ich teraz wypytywać, trzeba było działać. Ruszył przy linii drzew, w stronę szlaku którym mężczyzna mógłby później oddalać się z polany, próbując znaleźć miejsce w którym mógł się przygotować do strzału. Miejsca w którym wciąż mógłby pozostać w ukryciu, ale z którego mógłby także przymierzyć i oddać celny strzał. Kto jak kto, ale on potrafił tak poruszać się po lesie, by nikt inny go nie dostrzegł. Nie miał zamiaru jednak za bardzo oddalać się od reszty, wolałby nie pozostawać sam, gdy nie wiadomo kto, czy co może się jeszcze czaić w okolicy. |
23-11-2011, 15:29 | #212 |
Reputacja: 1 | Mierzwa wypadł zdyszany na polanę. Za nim nadbiegł Leo. Później paru innych. Scena, która ukazała się kozakowi nie napawała optymizmem, ale i sytuacja nie była zupełnie bez wyjścia. - Po pierwsze - odwarknął Dmuch tajemniczemu jeźdźcowi. - Grzeczniej o naszym chlebodawcy, bo nie lubi jak go wyzywać. A srogi w gniewie i wtedy my, jego synkowie zmuszeni jesteśmy giąć krnąbrne karki skurwysynów, którzy go obrażają. Ciągnął niespeszony dalej: - Po drugie... dobrze, że wiesz ilu nas jest i, mam nadzieję, że wiesz co potrafimy. Wiesz przeto, że jeśli zabijesz chłoptysia, niech Ursun ma go w swej opiece, nie ujdziesz żywy. Obejrzał się za siebie, na czających się w mroku kompanów i oblizał spierzchnięte wargi: - I wreszcie, po trzecie. I to jest niedobra rzecz dla Ciebie: nieszczęsny chłopak nie jest nam potrzebny. Za to potrzebny i to pilnie jesteś Ty, mości Nieznajomy. Stanowisz klucz do zagadek wszelakich, co Tu się kurwa dzieje. - Toteż przemyśl sobie co zdołasz uczynić zanim ktoś z nas wypruje Ci flaki z trzewi, hę? - kozak kiwnął głową na topór trzymany oburącz. - Czy nie lepiej, po dobroci? Do nas prostaczków zejść z konia i oddać się W nasze ręce. Oświecić błądzących w mroku. A wtedy my się odwdzięczymy. Ale nie kozikiem w dupę, lecz... pakunkiem? - zmrużył oczy, co nadało mu wygląd jakiegoś dzikiego zwierzaka ze stepów. Ostatnio edytowane przez kymil : 23-11-2011 o 20:07. |
25-11-2011, 21:50 | #213 |
Reputacja: 1 | Czas na krótką chwilę zatrzymał się w miejscu. Bruno myślał. Myślał głęboko i intensywnie. Był łowcą nagród. W życiu zabił nie jednego człowieka. Było ich kilku. Każdy stawał na drodze, podczas wypełniania zadania dla zleceniodawcy, albo najzwyczajniej takimi osobami były jego cele. Myślał. Czy zamordowanie starca będzie aktem bestialstwa? Kiedyś ktoś mu powiedział, że litość to zbrodnia. Miał rację. Obuch młota błyskawicznie świsnął w powietrzu wydając charakterystyczny dźwięk, by ostatecznie zderzyć się z głową człeka. Cios był bardzo silny. Wręcz morderczy. Nie dał oponentowi żadnych szans na przeżycie. Obszarpany i poparzony osobnik padł nieruchomo na ziemię. Właściwie to powinien był podziękować Brunonowi za oszczędzenie cierpienia. Wszak trafił do swej żony i dziecka. Bruno nie czekał, kątem oka wejrzał znacząco na Gislana dając mu do zrozumienia, że traz już nie mają wyjścia. Bruno ujął młot oburącz i błyskawicznie doskoczył do najbliższego przeciwnika. Czy był bezlitosnym katem? Pewnie był, lecz żaden łowca nagród, który pragnie godnie zarabiać za swoje usługi nie pozwoli sobie, by jego imię było rozsławione wśród bandytów i oponentów jako litościwy i słaby. Ponoć cel uświęca środki. Celem wojowniczej dwójki mężczyzn był nieprzytomny Iskariota. Może dało by się go przepytać i czegoś dowiedzieć, jednak jego śmierć w znaczący sposób i tak wpłynie na postępy w zadaniu pozbycia się bestii. Szkoda tylko, że w tej chwili to oni stawali się na moment bestią...
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |
26-11-2011, 11:26 | #214 |
Reputacja: 1 | Na polanie Tajemniczy nieznajomy nawet nie drgnął po przemowie kozaka. Tylko pistolet dziwnie zadrżał mu w dłoni i wybuchnął... śmiechem. Śmiał się głośno i po chamsku. Gdyby nie odległość, to można by powiedzieć, że prosto w twarz. - Nie bądź głupszy nie jesteś, Mierzwo zwany „Dmuchem” z Praag. Daleko zawędrowałeś ze swej ojczyzny, więc powinieneś się czegoś nauczyć. Wiesz co zrobi z tobą stary Maguns jak dowie się, że posłałeś na zatracenie syna jednego z jego przyjaciół? Drugi już chyba stracił przez was córkę, nieprawdaż? O ile zdąży przed Larsem, którzy wciąż jest na tyle sprawny z łukiem, że powystrzela was jak kaczki, zanim dowiecie się, skąd lecą strzały. A dowie się o tym, to wam gwarantuje. Co, nie wiecie o co tu chodzi? Powiem wam. Pierdziel von Antara waszymi rękami chce załatwić swoje sprawy z von Kytke. Starego już załatwił, teraz widać chce skończyć z młodym i rodem, jako takim. Fakt, że ten idiota w swoim zaplutym, rozpadającym się zamku mu to ułatwia jak może, ale cóż... - Nie mam na to czasu! Dwa wyjścia. Pierwsze - oddajecie mi skrzynkę, Bestia znika a wy z pewnością znajdzie dowody winy von Kytke na jego zamku, jak zlecił wam to Magnus i wszyscy będą szczęśliwi. Powinniście tam nawet znaleźć kilka kreatur, które z powodzeniem mogą robić za Bestie przed wieśniakami, jak dobrze poszukacie. Ponieważ prawdziwa zniknie wraz zemną a wy udowodnicie winę von Kytkego, wszyscy będą zadowoleni. - Drugie... Dopowiedz sobie sam kozaku, skoroś taki mądry. Ilu was zostało? Ja jestem cierpliwy, poczekam a was będzie z każdym dniem coraz mniej... - Nieznajomy przyłożył drugą dłoń do ust i w powietrzu rozległ się gwizd. ~ O kurwa, niedobrze... ~ pomyśleli wszyscy, którzy od razu skojarzyli ten dźwięk z miejsca potyczki, albo później z miasta. - Naprawdę myślisz Mierzwo zwany Dmuchem z Praag, że przybyłem tu sam? Tam w mieście, zrobiliście na mnie wrażenie muszę przyznać. Uleczenie jej w tak krótkim czasie wymagało nieco... poświęceń. Muszę też jednak was zmartwić, że mieliście wtedy dużo szczęścia. Teraz tak nie będzie, bo poprawiłem te kilka niedoróbek i jesteście na moim terenie. Tak więc powiedz swoim przyjaciołom, aby nie chodzili sami po lesie, bo nie wiadomo kogo mogą spotkać... - Oddacie co moje. Już! - Ostatnio edytowane przez malahaj : 26-11-2011 o 11:28. |
26-11-2011, 13:02 | #215 |
Reputacja: 1 | Po odpowiedzi kapelusznika Mierzwa poczuł, że traci grunt pod nogami i mocną pozycję przetargową. Gdy nieznajomy gwizdnął kozaka przeszył strach, ale w porę się opanował. Mimo to miał istny mętlik w głowie, a to w jego profesji było niedobre. "Cóż nam czynić? Co to za cacko moi kompani znaleźli? Do czego mógłby posunąć się von Antara? Czy ten czarny charakternik mówi prawdę?" - kozak zachodził w głowę. Stary von Antara powiedział mu kiedyś, jeszcze podczas wojen na Północy, jedną mądrą rzecz: "Widzisz Mierzwa, zaufanie się zdobywa, a nie dostaje w prezencie. Na szacunek się pracuje, a nie go oczekuje. Ale skurwysyństwo to już trzeba mieć już we krwi" - Dmuch dobrze zapamiętał te słowa. "Taak, ten Czarny to bez wątpienia to skurwiel jakich mało. Rzadkie dobro" - uznał kozak. Głośno zaś Dmuch odparł: - Z Twojej obstawy, Nieznajomy, zdaje mi się, że pozostał tylko ten gębosraj - wskazał toporzyskiem na zmutowanego herszta. - Ale i on długo nie pożyje, bo chcę jego głowy, jeśli dobijemy targu. Nic Ci po nim, a nam zalazł za skórę. Nie kupuję jednak Twojego kawałka o rodowej zemście Antary. Przerwał na chwilę nasłuchując czy aby któryś z jego kompanów nie postanowił uczynić czegoś bohaterskiego. - Widzimy jednak, że to co Twoje wydaje się być Ci drogie. To dobrze. Chcesz tego? My chcemy w zamian oprócz Gustawa odpowiedzi. Nie lubimy tajemnic. Po co Twa Bestia zabija niewinnych ludzi? Skąd mamy mieć pewność, że nie powróci, gdy dostaniesz swoje cacko? Skąd mamy wiedzieć, że to Ty nie jesteś von Knytkiem, hę? Masz nas za wielkich głupców, że damy się podejść tak łatwo. Cóż, Twoje prawo. Splunął na ziemię. - Odpowiedz łaskawie. Zawsze zdążymy się nawzajem pozabijać. |
26-11-2011, 18:24 | #216 |
Reputacja: 1 | -Stać kurwa! - krzyknął Gislan tuż po ataku Bruna i chwycił Iskariotę za włosy, jednocześnie przystawiając mu sztylet do gardła - Herezji posłuch dajecie kurwiesyny! Zginiemy tu to inkwizytorium kamienia na kamieniu tu nie zostawi! Cofnijcie się, a waszemu prorokowi z głowy włos nie spadnie! Jeśli prawy on, tedy bogowie wolność mu zwrócą, a i ja Gislan rękę do jego wolności przyłożę, natomiast jeśli heretyk z niego to stos będzie i módlcie się wtedy żeby tylko jeden stos płonął! Krasnolud czekał, mając nadzieję, że działania jego i Bruna przyniosą zamierzony efekt. |
26-11-2011, 18:36 | #217 |
Reputacja: 1 | Słowa, słowa, słowa. Niech kozak zajmie go przez chwilę, gdy on sam przygotuje swój sprzęt. Najpierw wszystkie komponenty ułożone tak by były gotowe do użycia, krzesiwo, butle z oliwą przełożył na wierzch torby. Na koniec załadował kuszę i poprawił tarczę na plecach. Tak przygotowany w swoim zużytym mundurze wyszedł na polanę. Może gość wiedział o magistrach ale pewnie nie wiedział jak oni wyglądają a on był chyba najdalej od wyglądu czarodzieja jak się da. Mógłby się uśmiechnąć, gdyby nie powaga sytuacji. -Jak mówi, broń zawsze zdąży zaśpiewać i gdy ostrza są w akcji nigdy nie wiadomo kto wyjdzie żyw. Choćbyśmy wszyscy mieli po armii nie uchroni ona nikogo od przypadkowego pocisku. Wasal jest wierny suwerenowi więc masz szczęście, że nie sługą Antary, mnie żadna wasza feudalna zemsta nie obchodzi. Mam pozbyć się bestii i będę mógł wrócić do swoich spraw. Mówisz, że się wyniesiesz? Jaką mam gwarancje, że znikniesz? Żadnych gwarancji tylko pogróżki. -Co jest takiego ważnego w tym czego chcesz i po co ci to jest? Jesteśmy gotowi ci sprzedać to co chcesz tylko najpierw musimy wiedzieć czy cena jaką oferujesz jest adekwatna. Przede wszystkim twój sługa ma dług życia do spłacenia, oko za oko. Wiesz jaka za ten dług powinna być zapłata, wydaj nam go. |
27-11-2011, 12:34 | #218 |
Reputacja: 1 | Po chwili pościgu dotarli na miejsce , Dirk nie spodziewał się spotkać kogoś nowego. Objawił im się człowiek z charakterystycznym kapeluszem na głowie , który mówił że jest "właścicielem" bestii , i domagał się od drużyny jakiejś skrzynki o której porywacz nic nie wiedział. Do tego doszły groźby. Dirk wolał się nie odzywać , sprawa i tak już zbyt się skomplikowała , lepiej nie kusić losu. Na wszelki wypadek łuk będzie w pogotowiu. |
27-11-2011, 19:55 | #219 |
Reputacja: 1 | Leo westchnął i skrzywił się. Nie nadawał się do negocjacji. Jak kiedyś powiedział mu znajomy tropiciel, Bies, charyzma Heinza porównywalna była do drewianego kołka z zawieszonym nań hełmem kawaleryjskim. "Zmuszała do minimalnej refleksji, ale nic po za tym". Łowca pogładził lotki strzały. Jeszcze nie naciągnął cięciwy, ale w każdej chwili gotów był do strzału. Równie dobrze mógł strzelić w konia, topornika lub szmaciarza w kapeluszu. Finalnie wybrał kapelusznika, jeśli doszłoby do czegokolwiek niemiłego.
__________________ Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die... |
28-11-2011, 17:23 | #220 |
Reputacja: 1 | Cóż za niespodziewany zwrot akcji! Siegfried miał nadzieję, że wytropią mutanta, ubiją i będzie po kłopocie, a tu proszę... Nie dość, że do zabawy dołączyła się kolejna osoba, to jeszcze okazała się być pieprzonym jasnowidzem! No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wiedział o ich wizycie w karczmie? Nikt nie mógł się wygadać, bo nawet nie było kiedy... Von Antara podszedł bliżej, tak by widzieć całą scenę, lecz nadal pozostawać w cieniu drzew. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Jeśli dobrze udało mu się rozpoznać, to mężczyzna na koniu był tą samą osobą którą widzieli na pobojowisku... Czyli władał Bestią. Dodatkowo miał nadzwyczajną wiedzę na temat wydarzeń. Musieli mieć do czynienia z potężnym magiem. A właściwie to czarnoksiężnikiem, gdyż magowie kolegium nie mogą działać na szkodę Imperium... a pod coś takiego podpada terroryzowanie miasta stworzonym przez siebie potworem. Siegfried zmienił zdanie. Sytuacja nie przedstawiała się niezbyt dobrze, ona przedstawiała się cholernie źle. A najgorsze było to, że chciał zabrać im skrzynkę. Czy mogli oddać przedmiot przepełniony czarną magią czarnoksiężnikowi, który raczej nie ma zbyt dobrych zamiarów? Z drugiej strony, czy mogli poświęcić niewinnego chłopaka? Zastanowiwszy się czarodziej doszedł do wniosku, że poświęcili już Protta (możliwe też, że sporą grupę uchodźców), więc mogą poświęcić i chłopaka. Dla dobra sprawy. Wuj zrozumie. Gdyby szlachcic nie groził im Bestią, już dawno posłałby w jego kierunku magiczny pocisk. W czasie gdy towarzysze zagadywali tajemniczego jegomościa, on przygotował sobie komponenty do rzucenia magicznego żądła. Zaatakuje gdy zaatakuje reszta, nie wcześniej. Nie chciał brać na siebie odpowiedzialności, ani wystawiać się na atak. Trochę się też bał, że Bestia przybędzie, ale pocieszał się myślą, że druga grupa już z nią walczyła i nawet udało im się ją zranić! |