Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2012, 23:16   #211
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- A Ty się opanuj - powiedział w klasycznym Kasimir do Eryka gdy kozak już się oddalił. - Nie potrzebujemy więcej problemów z krasnoludami niż z chaosytami.

- Trochę mnie poniosło, myślałem, że krasnoludowie to rozumna rasa. Najwyraźniej tylko Ci którzy wychowali się w naszych miastach albo mieszkają tu na stale. Przynajmniej teraz wiem, że nie warto z nimi dyskutować. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, czasami... bywam nieco impulsywny. Najpierw robię później myślę. - opowiedział w klasycznym.

- Wiem, niestety, i pogodziłem się już, że to ja z nas dwóch muszę dźwigać brzemię chłodnego myślenia - westchnął Ignatz. - Nie ma co dyskutować z Khazadami, nie przegadasz ich, bo wiedzą swoje. Jak Khaldin, od dwóch uczonych i swojego krasnoludzkiego kuzyna mądrzejszy bo zobaczył zbroję co mu się spodobała. Proszę więc, dwa razy pomyśl zanim coś przy nich powiesz, a jeśli jest taka możliwość, najlepiej nie mówmy nic.

- Trudno, w razie czego probówałem negocjować. Teraz po prostu będę ignorował jego dziecinne tłumaczenia. Mam nadzieję, że to zadziała.

-Mniejsza o to, zdajmy się na Wołodię, może uda mu się ich uspokoić. Potem tylko tego nie zepsuć. Myślę że ważniejsze na tę chwilę jest co zrobimy z tymi przeklętymi rogami na posągu Sigmara?

- Nie mam pojęcia. Chociaż... te rogi się odrodziły... ten cały grzyb jest żywy, może posąg jest częścią tego czegoś?

- Może, ale jak po zniszczeniu tego grzyba rogi zostaną... Obawiam się, że coś trzeba będzie z tym zrobić.

- Ja ręki na posąg nie podniosę. Choćby wszystko wskazywało na to, że jest spaczony. Zawsze jest ziarnko nadziei... nie będę Wam w tym przeszkadzał, ale sam... nie jestem zdolny.

- Rozumiem, ale nie przesądzam jeszcze, może uda się oczyścić to miejsce.

- Chyba po to tu przybyliśmy. Może to właśnie mówi nasza wizja w snach? Ta wielka bestia czai się gdzieś w tym czymś na polanie?

-Oczywiście, że po to tu przybyliśmy, ale sam najlepiej wiesz Eryku, że czasem jedyna droga do oczyszczenia wiedzie przez ogień. A to coś na polanie, tak czy inaczej trzeba rozwalić w proch i pył, nieważne co tam się czai.

- Gorzej jeśli to coś na polanie jest faktycznie organizmem, a my spalimy jedynie jakąś wierzchnią warstwę.

- Tym się nie kłopocz Eryku, przyszłe problemy zostawmy na przyszłość. Teraz mamy posąg z rogami, żywą zbrojownie nurglitów i dwóch wściekłych krasnoludów. Mało Ci?

- Widzę, że poszeregowałeś to od największego problemu do najmniejszego. Dobrze, póki mamy siły sprawdźmy o co chodzi z tym pomnikiem. Jeśli chcesz to masz mój młot i rozłup jakąś warstwę... Albo... - Eryk wpadł chyba na jakiś pomysł
- Albo po prostu zniszczmy kawałek postumentu na którym stoi Sigmar. Skoro to coś jest w środku to na platformie też.

-Można spróbować - przytaknął Kasimir - ale myślę, że lepiej zaczekać jednak z posągiem aż zajmiemy się tym czymś na polanie. To może być ze sobą powiązane. Póki co wziąłbym przykład z Wołodii i odetchnął chwilę. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, a lepiej nie iść tam tylko we dwójkę.

- Chodźmy więc, gdy Wołodia dojdzie do siebie pójdziemy z nim.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 26-04-2012, 22:30   #212
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Eryk przez caly czas przyglądał się kozakowi. Miał kamienną twarz, nie wyrażał żadnych emocji. Słuchał co ich przyjaciel z wschodnich krain ma do powiedzenia. Od czasu do czasu akolita kiwnął głową, aby dać znać, że zgadza się z Wołodią. Gdy kozak mówił o wizjach Eryk wstał i powiedział:
- Niestety, nie wydaje mi się, aby spalenie tego ścierwa na polanie było takie łatwe jak podłożenie ognia pod stodołę z sianem. To coś żyje, mam wrażenie, że to może być jakaś istota po której wnętrzu chodziliśmy. Dodatkowo z Kasimirem próbowaliśmy odciąc rogi z posągu naszego patrona i pana - Sigmara. To plugastwo odrosło na nowo. Co teraz proponujecie? Jeśli szukasz wsparcia Wołodio w sprawdzeniu tego tworu na polanie masz mnie do dyspozycji. - po tych słowach zakończył wznosząc kielich z winem w stronę kozaka na znak “przymierza”.

Kozak skinął głową -Brat mój bijimber pędził. Da. Czasami, jak był za mocny, to była po tym straszna iszżoga... Znaczy siję zgaga. Da. Co byśta powijedzieli, jakby my spróbowali tam na polanę, naznosijić oliwy i wszystkijego, co łatwopalne. I od środka grzyba zabijić? Spróbować zawsze można, he?- wejrzał po towarzyszach chcąc poznać ich zdanie.

Po wysłuchaniu słów kozaka Eryk wtrącił się ponownie.
- Tak też można spróbować, jednak grzyb nie wygląda na łatwopalny i nie wiemy czy nie ciągnie się gdzieś wgłąb ziemi. Tam płomienie nie sięgną. Chyba, że nasi kransoludzcy towarzysze znają jakieś metody na niszczenie … jakby to ująć... podziemnych korytarzy? Mniejsza o to... najpierw może zobaczmy co tam jest. Ta zbroja, która Khaldin próbował zmierzyć... mam wrażenie, że należala do jakiegoś wojownika chaosu... Zwierzoludzie, ani pomniejsi mutanci nie noszą takiego czegoś.

-Nijet.- pokręcił głową -Jeden maluch, co żeśmy z Anzelmem go pytali. Wspomijinał coś o zbrojowni za mijastem. O ile dobrze kojarzę, to chyba o to mijejsce mu siję rozchodziło. Może to zwyczajny ekwijipunek poległych żołnierzy?- wzruszył ramionami -Ale z drugijej strony... Skoro, kto plądrował mijasto to i tego typu rzeczy by zabrał a nije zostawijił...- zawiesił ręce na piersi -Cholera wije. W każdym razije. Ja bym zrezygnował z zabieranija czegokolwijek. Spróbujmy spalijić to. Jeśli nije pójdzie, wymyślim co innego.-

-Jeśli już mowa o zbroi - podłapał temat Khaldin - to nadal uważam się za pokrzywdzonego i domagam się słusznego odszkodowania. -Rzekł tonem wielce niezadowolonym. -Odebrano mi me słuszne prawo do łupów. Tak się nie godzi! Atakujecie nas strzałami w plecy, zabieracie nam nasze zdobycze! To jawny rasizm.- oponował.
-Poza tym, moim zdaniem, cała ta okolica spaczona jest przez chaos. Dlatego macie to gówno na polanie i rogi na posągu, które odrastają.

Eryk przewrócił oczyma i weschnął patrząc w niebo, a właściwie w sufit.
- Khaldinie, zwykła zbroja nie ma na sobie symboli zarazy, nie wiem co Ci strzeliło do głowy próbując ją założyć, może w ogóle nie byłbyś

-Jakie symbole zarazy? Te pare rys? - Oburzył się Khazad - Wy fanatycy we wszystkim dopatrujecie się ukrytych znaczeń i symboliki Chaosu.- Khaldin popukał się palcem w czoło.

- Myślałem, że krasnoludy mają nieco lepszy wzrok, widać się myliłem. Może to po prostu chciwość przysłoniła Ci te plugawe symbole. - Eryk ze spokojem w głosie mówił do Khaldina starając się mu przegadać do tej chciwej złota i skarbów czaszki.

Unikanie zwady. To było właśnie to, o czym myślał Wołodia. Kiedy Eryk wspomniał o chciwości, poturbowany potyczką kozak tylko przewrócił oczami wiedząc, co zaraz z tej rozmowy wyniknie.
-Nijech Ci będzije bracije, khazadzije. Skoro uważasz, żeś zasłużył na zadośćuczynijenije, dostanijesz je. Od dzisijaj rezygnuję z mojej częściji łupów, jakie znajdzijemy, dla cijebije, tak długo, aż nije odkujesz sobie tej zbroiji. Zgoda?- wejrzał na brodacza.

-Chędożeni asceci! Najlepiej wszystkie ozdoby pousuwać, bo nie daj boże znakami chaosu się okażą. - Splunął Khazad. -Wy panie kozak długu u mnie nie macie, jednak ten, co mu zbroje popsuł jak najbardziej. - Khazad zagotował się i zapowietrzył. -Swoje straty wyceniam na sto złotych koron i nie spoczne zanim długu nie odzyskam od tego fanatyka co mi tak bestialsko moje sprzęty poniszczył.


- Swoje usługi w czytaniu listów od naszej szanownej kapłanki wyceniam na 120 złotych koron. Nie próbuj ze mnie wyciągnąć pieniędzy Khaldinie, bo ich nie mam, wszystko oddałem na walkę z chaosem w formie ofiary w świątyniach. - Eryk powiedział pierwszą część swojej odpowiedzi z ironicznym uśmiechem.

-Jam Cię o czytanie nie prosił - odparł Khazad. -Sam żeś czytał i jeśli już to nie ode mnie się domagaj zapłaty. Jeśli nie masz z czego oddać, to po zaleczeniu raz będziesz musiał stanąć ze mną na ubitej ziemi, bo inaczej nie spłacisz hańby, którą żeś okrył siebie i mnie swym występkiem! A mówię tu o zniszczeniu mojej pięknej zbroi- krzyknał Khaldin.

Eryk przez całą wypowiedź Khaldina starał się w dłoniach ukryć śmiech. Jednak jakby się dobrze kto wpatrzył ujrzałby jak akolita daje po sobie znać jak bardzo wziął sobie groźby krasnoluda do siebie.
- Nie. - opowiedział krótko.

-W takim razie jedynie pojedynek może mnie usatysfakcjonować! Nie popuszczę Ci. Niech tylko zaleczą się nasze rany a możesz być pewny, że upomnę się o spłatę długu. - Khazad obrócił się i odszedł.

Wołodia słuchał przegadywania kompanów, głaskając się palcami po skroniach. Powoli tracił cierpliwość, co dało się poznać po energicznym stukaniu kozakowego buta o podłoże.

Eryk popatrzył na zniecierpliwionego Wołodię. Podniósł delikatnie do góry kielich z winem.
- Za … jedność? - zapytał cicho.

-Daaa...- odrzekł krótko z miną pozbawioną krzty optymizmu, po czym uniósł swój kubek i wypił resztę wody.

-I żeby nie było!- Khazad wrócił się wygrażając palcem - Że to z mojej winy. Ja ugodę uczciwą zaproponowałem. Jak zwykle fanatyczny człowiek odtrącił rękę wyciągniętą na zgodę. I jak tu wam ufać? - Powiedział, co miał do dodania i odszedł ponownie.

Zanim krasnolud wyszedł Eryk tylko powiedział:
- Zbroja leży tam gdzie ją zostawiłem, chcesz to sobie po nią wróc, ja Ci nie bronię.

-No jak mam po nią wrócić, jak ją młotem rozwaliłeś?!- Krzyknął w złości Khaldin. Jego twarz była bardziej czerwona niż zwykle i ślinił się też bardziej. Nawet brodę sobie opluł z tego wszystkiego.

A Eryk jedynie próbował ukryć swój uśmiech w dłoniach. Widok krasnoluda bulwersującego się jak niziołek, gdy ten dowie się, że nie będzie śniadania, doprawdy wywoływał u niego niepohamowane ataki śmiechu.

Wołodia milczał. Nie bawiła go sytuacja. Ani skrywane uśmieszki Eryka, ani mina rozjuszonego krasnoluda. Wstał od stołu i podszedł do okna wyglądając przez nie krótką chwilę.
-Paniji.- zwrócił się do kapłanki -Kijedy będzijem gotów wrócijić na polanę? Kijedy nije będę musijał o rany siję martwić?- zmienił temat, nie chcąc już słuchać o zbroi i zadość uczynieniu za jej zniszczenie.

***

Khaldin udał się do tworu na polanie. Miał zamiar zniszczyć posąg boga wewnątrz bąbla. Liczył, że to pomoże w przywróceniu ładu okolicy.

-Jako krasnolud obyty w świecie, nie to co niektórzy z was, proponuję, aby zniszczyć posąg tego bożka w tej świątyni. - Khazad zaczął wymądrzać się przy wszystkich po tym jak wrócił ponownie już któryś raz ze spaceru, który odbywał dookoła budynku. -Myślałem trochę nad tym i nie sądzę, aby to cholerstwo się dobrze paliło, jak ktoś wcześniej proponował. Świątynia wygląda jak żywe ciało, a żeby zabić ciało najlepiej urwać łeb. A na łeb wygląda ten ołtarzyk. To on musi wszystko powodować. Zniszczymy ołtarzyk, to bogowie Chaosu nie będą nękać okolicy. Ot co! - Zakrzyknął.
 
Mortarel jest offline  
Stary 28-04-2012, 20:51   #213
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia położył się na swym posłaniu. Mimo iż była jeszcze dość wczesna godzina nie miał zamiaru pełnić straży, czy próbować pogodzić zwaśnionych kompanów. Rozłożył się w śpiworze głowę układając na swych rękach. Wzrok skupił na suficie pomieszczenia. Mimo iż był zmęczony jak pies po polowaniu wielmożnego lorda nie mógł od tak zasnąć. Mógł tego dnia odejść w zaświaty. Mutantowi, z którym się mierzył prawie udało się go zabić. Wciąż miał w pamięci silny cios w ramię, który prawie pozbawił go tchu, cios który aż go zamroczył. Gdyby z pomocą nie przyszli towarzysze pewnie teraz nie leżałby tu opatrzony przez kapłankę a zawinięty w jakieś płótna kilka stóp pod ziemią. Cholerny świat wystawiał ich na próbę. Prawie dostawał obłędu zastanawiając się, co by było gdyby wtedy zaatakował inaczej, lub bardziej ostrożnie. Co by było gdyby nie pobiegł na pomoc dziecku. Co by było gdyby Khaldin nie podał mu swego naparu leczniczego. W końcu usnął.

~***~

Wołodia stał na pustej polanie spowitej mrokiem i mgłą. Wszędzie dookoła dało się usłyszeć ciche powarkiwanie i sapanie otaczających go istot. Wiedział, że stwory czekają tylko na jego nieprzemyślany krok. Kozak ściskał Swietłanę tak mocno za rękojeść, że aż go dłoń bolała. W końcu w mroku dało się dostrzec czerwone ślepia tajemniczych bestii. Zbliżały się. Nie z jednej strony, monstra otaczały go dookoła. On czekał tylko na wyrok mając świadomość, że samotnie nie da rady bronić się zbyt długo. O ile w ogóle będzie mu dane się bronić. Stwory zbliżały się z każdą chwilą robiąc się co raz bardziej widocznymi. Otaczały go mutanty, zwierzoludzie, kultyści odziani w czerń nosząc złote symbole przeklętych bogów, a on stał tam sam dysząc ciężko. Bestie nagle zatrzymały się w miejscu i ich zwarty szyk w pewnej chwili się rozstąpił. Kozak długą chwilę spoglądał wyczekująco w tamtą stronę czekając co mu się ukaże. Doznał szoku kiedy z mroku wyłonił się jego ojciec idący z rozpostartymi ramionami i łzami w oczach.
-Wołodio. Kiedy do mnie przyjdziesz?- spytał.

~***~

-Argha!- kozak zbudził się w środku nocy dysząc ciężko. Człek wejrzał na zabandażowaną ranę. Bolała i piekła, ale nie było to dla męża niczym dziwnym. Kozak wstał by rozprostować kości i napił się wody. Czuł, że musi się spić, kiedy to wszystko już się uspokoi. Do wschodu słońca Wołodia już się nie kładł. Dość się wyspał a nie był człowiekiem, który może spać czy choćby leżeć długimi godzinami. Kozak wziął głęboki wdech. Wyszedł z budynku przewietrzyć się. Co prawda Swietłane miał przy sobie ale wiedział, ze w razie ewentualnej potyczki nie byłby w stanie zbyt efektywnie walczyć. Przechadzając się między zrujnowanymi budynkami Wołodia nieustannie rozmyślał jaka będzie przyszłość tej drużyny. Wiedział, że musi uspokoić krasnoludy, a właściwie Khaldina, gdyż drugi z brodaczy wykazywał nieco zdrowsze podejście do sprawy pancerza i zadośćuczynienia za jego zniszczenie. Wołodia miał świadomość, że tak naprawdę tylko on może tu coś zaradzić. Wiedział, że spośród całej grupy to on cieszy się największym poszanowaniem krasnoludów i najprędzej jego posłuchają. Wejrzał w dal. Przed nim było trudne zadanie.

~***~

-Zdrastwojcje.- przywitał brodaczy z rana, kiedy już wrócił z nocnego spaceru po okolicy.
-Pogadać musijim.- rzekł kładać pochwę z Swietłaną na kolanach -Nije chcę patrzeć jak się kłócijimy. Nije chcę byścije siję kłócijili. Jesteśmy w środku wijelkijego szaleństwa...- pokręcił głową -Życije każdego z nas zależy od całej grupy. Gdyby nije Kasijimir wczoraj, to mutant by mnije wysłał w otchłań, da. Gdyby nie Ty...- wejrzał na Khaldina -I twoja mikstura, też bym pewnije zdechł tam na polanije. Jeden i drugi mnije pomogli. Ja bym zrobijił to samo.- wstał spokojnie z krzesła -Nije chcę patrzeć jak się żrecije, obrażacije i atakujecije. Nije mam słów by to skomentować, da. Nije będę dawać wam ultijimatum, aniji szantażować, da. Powijem to tylko raz a sami zdecydujecije za sijebie. Jeśli znów będzijecie się kłócijić i atakować z innymi odejdę. Zwyczajnije porzegnam siję i odjadę jak najdalej. Wtedy nijkt nije stanije z wami ramiję w ramiję. Nijikt nije będzije baczyć na wasze bezpijeczeństwo, nije stanie po waszej stronije w czasije sporu o łupy. Jeśli wam nije zależy abyśmy wspólnije tworzyli hijistoriję, to niechaj zwady o zwykłe głupoty trwają nadal.- powiedział co chciał powiedzieć.

Nie czekał na komentarz, chciał by krasnoludy przemyślały sobie jego słowa. Wyszedł. Kozak pragnął by krasnoludy przestały się kłócić z pozostałymi członkami grupy, ale wiedział, że jeśli sytuacja się nie zmieni odejdzie szukać zarobku gdzieś indziej.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 28-04-2012, 22:25   #214
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Alex po raz kolejny przeklął w duchu nieszczęsną misję.
Khaldin był zachłanny, Eryk głupi, zaś Ignatz z Erykiem do spółki - pozbawieni kultury. Jeśli chcieli coś omówić między sobą, mogli po prosu wyjść. Nie ważne, czy to było jedno zdanie, czy dwadzieścia.
Na dodatek wszyscy trafili w sam środek obłożonego klątwą miasta, a ich pracodawczyni, wielce szanowna kapłanka, czekała na głos z niebios by zdecydować, co mają robić.
Oczywiście można było się domyślać, że ich zadaniem może być zdjęcie zesłanej na miasto i okolicę klątwy, ale łatwo było powiedzieć ‘zróbcie’. Dużo ważniejsze byłoby zdobycie wiedzy o tym, w jaki sposób mają to osiągnąć. Bo chyba nie miało to polegać na zrównaniu miasta z ziemią, spaleniu wszystkiego do gołej ziemi i zabraniu się za ewentualną odbudowę.
Czy rację mieli ci co uważali, ż w owym grzybkopodobnym tworze mieści się centrum ogarniającego całą okolicę Chaosu? Trudno było powiedzieć, ale osobiście Alex bardzo w to wątpił. To by było zbyt łatwe. Prędzej znajdowała się tam sprytna pułapka na takich durni jak oni. Ale trzeba było spróbować. Z mniejszym lub większym zapałem. Dobrze by było zorganizować jakąś butlę oliwy. Albo jeszcze lepiej - baryłkę. Oczyszczające płomienie ognia (jak powiadali ci, co kultystów prowadzali na stos) może i tym razem by się na coś przydały.
Okaże się.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-04-2012, 11:34   #215
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wołodia chcąc dać krasnoludom czas na przemyślenie jego słów miał dość czasu by przemyśleć jakiś dokładniejszy plan na zniszczenie bąblo-grzyba na polanie za miastem. Kozak gładził się zdrową ręką po zarośniętej twarzy. Trzeba było coś w końcu zrobić. Od samego myślenia nic się nie zrobi. Wołodia udał się do Eryka i Kasimira. Przywitał ich skinieniem głowy. Nikt nie oczekiwał od kozaka silnego uścisku ręki, wszak miał z nią spore problemy.
-Zdrastwojcje. Rozmawijał ja z khazadami. Powijedzijał ja im, że pragnę by grupa była całościją. Jednym organijizmem, da? Powijedzijałem, że jeśli kłótnije nije ustaną... Odejdę. Być może podzijała, ale chcijałbym byścije i wy zważali na swe słowa. Wijecije jak to jest z dumą krasnoluda. Trochę ich znacije przyjacijele. Wijecie, że o głupoty wykłócać siję nije opłaca. Czasami lijepijej machnąć ręką i odpuścijić rozmowę o nijiczym. Z resztą głupi żeśta nije są. Wijecije o co mi chodzi.- pokiwał głową.

-Dobra. Teraz sprawa grzyba... Zróbcije coś dla mnije. Przejdźcije siję po mijeście i zorganizujcije wszystko, co siję łatwo pali. Najlepiej jakie oliwy, im wijęcej tym lepijej. Nasączymy wszystko od środka, co by się łatwo podpaliło a na środku tego przeklętego mijejsca postawijimy... Beczkę z prochem.- widząc pytające spojrzenia Eryka i jego przyjaciela kozak uniósł dłonie by ich uspokoić -Powijedzmy, że talent Anzelma do odnajdywania różnych rzeczy okazał się bardzijej przydatny niż nam siję wydawało, da. Teraz wybaczcije. Idę do naszego zbijeracza by poprosijić o użyczenije nam ów prochu.- rzekł, po czym odszedł. Anzelm musiał kręcić się gdzieś po okolicy.
-Aaa! Anzelm! Cijebije chcijał ja zobaczyć!- uśmiechnął się ciepło, kiedy tylko spotkał znajomka w towarzystwie jego... Wózeczka.

-Obmyślijił ja plan. Wydaje siję, że to jest wykonalne ale potrzeba mnije twojej pomocy przyjacijelu. Pamijętasz, jak żeśmy przedwczoraj po okolijicy spacerowali? Wtedy co z dzijecijakami żeśmy rozmawijali? Znalazłeś beczkę z prochem... Być może będzije siję go dało użyć i załatwijić problem raz do porządku.- Anzelm uśmiechnął się ciepło kładąc dłoń na ramieniu Kislevity.
-Oczywiście mości Wołodio.- odrzekł kompan. Kozak uśmiechnął się zawadiacko i skinął mu głową.
-Zatem nijebawem ruszymy. Może jutro, chcijałbym lepijej siję poczuć, co bym mógł walczyć w razije czego.- pożegnał towarzysza skinieniem głowy i wrócił do krasnoludów.
-Co żeścije wymyślijili?- spytał.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 29-04-2012, 12:07   #216
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Khaldin wysłuchał słów Wołodii. Słowa kozaka wzruszyły Khazada, który zdawał się zmieniać swoje nastawienie.
-Nie odchodźcie, Panie kozak. Głupio myśmy postąpili rzucając się sobie do gardeł. - Odparł Khaldin. -Ja urazy długo nie chowam. Jak nie ta to inna zbroja. Stratę sobie w jakiś inny sposób powetuję i będzie jak dawniej. - Odparł Krasnolud.
-Puśćmy więc te głupoty w niepamięć i zacznijmy wszystko od nowa. Wykażę się tu dobrą wolą ze względu na dobro misji i waszą osobistą prośbę. - Rzekł Khaldin.

Po skończonej rozmowie wyruszył, jak miał w zamiarze, na polanę, aby tam zniszczyć posąg plugawego boga. Uważał, że to uratuje okolice przed chaosem. Inni woleli spalić paskudny twór, więc musiał iść sam, gdyż nikt nie poparł pomysłu zrzucenia posążka z piedestału.
 
Mortarel jest offline  
Stary 29-04-2012, 17:48   #217
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Od początku nie widziałem sensu tej kłótni. Dobrze mieć ciebie za głos rozsądku kozaku.- Mruknął Aliq uważając temat za skończony. Potem już na osobności, rzekł do pobratymca.
- Jeśli chcesz iść zniszczyć posążek, idę z tobą. Spalenie tego może nie starczyć, o ile da się to spalić. - Chwycił młot i narzucił tarczę na plecy, gotów do drogi.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 30-04-2012, 08:36   #218
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Khaldin i Aliquam ***

Khaldin z Aliquamem, zaraz po rozmowie z Wołodią, udali się na polanę. Szli samotnie, bez reszty grupy, mieli więc okazję by się uspokoić , swobodnie porozmawiać, tylko w swoim towarzystwie. Możliwość ponownego wyżycia się na monumencie Pana Zarazy, powinna jeszcze bardziej uspokoić zszargane nerwy khazadów. Obaj przytaknęli na słowa Wołodii. Obaj mieli wrócić do walki tylko i wyłącznie z wrogiem, Chaosem, nie towarzyszami.

Nie minęło dużo czasu, jak znaleźli się na polanie. Wszystko było w takim stanie, w jakim ją zostawili. W Bąblu również. Od razu ruszyli do posągu Nurgla, wokół którego kłębiła się cała masa much. Posąg wyglądał straszliwie, był on wyprawiony w niektórych miejscach owrzodzonymi skórami. Bronie poszły w ruch. Obijanie posągu trwało dobrą chwilę, na koniec wspólnym, potężnym kopniakiem zrzucili figurę z piedestału.

Teraz mieli moment, by odsapnąć, musieli tylko opuścić to przeklęte miejsce. Trudno było powiedzieć, czy to co zrobili cokolwiek dało. Patrząc na ten twór plugawy, zachowywał się teraz, jak zachowywał się wcześniej. Ściany pulsowały, powiększył się, przynajmniej takie sprawiał wrażenie, ale prawdopodobnie raczej wciąż ‘żył’.

Kolejny raz, tylko rzucili okiem na drugą salę, ale nie odważyli się tam jednak wejść. Ruszyli do wyjścia. Khaldin postanowił jeszcze na moment wejść do zbrojowni, Chciał ostatni raz obejrzeć jego upragnioną zbroję. Aliquam dla pewności poszedł z nim. Była roztrzaskana, nie do użycia. Taka strata! No nic pora wracać do wioski. Khaldin szedł za kuzynem, aż jego uwagę przykuł inny skarb. Korony zaświeciły mu przed oczami, już zastanawiał się ile on może być wart. Sztylecik był mniejszy, taki który bez problemu mógł ukryć. Aliquam minął próg, wtedy tarczownik, schylił się szybciutko, chwycił bijący drobną, żółtawo-zielonkawą poświatą, sztylet i schował go za pasem. Szybko dołączył do towarzysza, tak że tamten nawet się nie spostrzegł.

Niedługo potem byli już w wiosce.


*** Alexander ***

Alexander również spędził czas z dala od drużyny. W czasie kiedy Wołodia dochodził do siebie odpoczywając, jak mu kapłanka zaleciła, Ranelf ruszył na miasto. Miał zamiar znaleźć oliwę, ale też zorganizować żołnierzy na wyprawę do Grzybiastego bąbla.

Pierwsze odwiedził ratusz, czy właściwie teraz stołówkę. Przywitał go tam niziołek Faldwise. Przedstawił się on Alexowi. Po krótkiej rozmowie łowca dowiedział się, że niziołek postanowił zorganizować tu miejsce, w którym mieszkańcy mogliby się żywić. Ratusz wydawał się najlepszy, ale oczywiście zwróci go, gdy prawowite władze powrócą.

Sam Niziołek bardziej wyglądał na szczurołapa, niż kucharza. Gdy się wypowiadał, było widać, że nie grzeszy inteligencją, choć z drugiej strony stołówkę zorganizował. Seplenił, zza górnej wargi wystawał mu krzywy ząb. Był ubrany w kubrak, a na jego plecach znajdowała się peleryna wykonana z wielkiego szczura. Z dumą opowiadał o nim - To njafienkse bydle jake złapałem .– Koło Niziołka biegał jego mały, wychudzony kompan, pies Rudolf.

Alex spostrzegł, że Faldwise oprzyrządzał jakieś ogromne mięso i nie było to z pewnością mięso szczurze. Skupił się jednak na poszukiwaniu oliwy, prosząc o nią niziołka. W końcu wyszedł stamtąd z wypełnionym nią do połowy dużym słojem .

***

Ranelf ruszył następnie po opuszczonych domostwach. Koniec, końców, udało mu się zebrać pełne dwa słoje oliwy. W międzyczasie, spotkał przy cmentarzu Gretę. Starowinkę, która została miejscowym grabarzem, po śmierci męża. Greta po krótkiej rozmowie powiedziała łowcy, że ktoś rozkopuje groby, co zresztą było widać. - Ale mój drogi Josefie – zaczęła tłumaczyć Alexowi. – To pewnie dzikie stwory z lasów, zakradające się nocą, gdy śpię. Bądź też Josefie… wygłodniali ludzie. –Kobieta patrzyła na mężczyznę ciepłym, matczynym spojrzeniem, wydobywającym się z mocno pomarszczonej twarzy.

***

Po tym jak odniósł oliwę, ruszył jeszcze do siedziby żołnierzy. Tu chwilę porozmawiał z dowodzącym nimi szeregowcem Bartem. Mężczyzna był najwyższym z ocalałych. Ciekawe, czy to był powód dla którego został dowódcą? Był też najbardziej otyły, niepasujący pod tym względem do pozostałych. Miał wąsy i krótkie włosy. Co jakiś czas dłubał w nosie.

Alex próbował wypytać o bąbla i sytuację w mieście.
- Eee tam. Jest jak jest. Wojna skończyła się, teraz już bezpieczni. Trzeba chronić tutaj i żyć tutaj, a nie ganiać za murami naszymi. - Mówił tak, jakby kompletnie nie miał motywacji do robienia czegokolwiek. Alex próbował go przekonać, by dał choćby dwóch chłopaków, no może jednego, to sam postara się naprawić problem.
- Eee tam - Bart znów zaczął odpowiadać leniwym tonem. - A po co? Oni tu pilnują ognia świętego. Tam niepotrzebni.
Ranelf nie poddawał się w przekonywaniu, w końcu chyba trafił w czuły punkt. Stwierdził, że Bart nie nadaję się na dowódcę, że mu nie zależy, a dowódca walczyć powinien. Na co Bart wyraźnie się obraził, ale ostatecznie powiedział, że da dwóch chłopaków jutrzejszego dnia, z samego rana. Ale kazał już opuścić świątynię.


*** Wszyscy ***

Pozostali odpoczywali, dochodzili do pełni sił, zdrowieli. Akcję ‘bąbel’ zaplanowali na kolejny dzień. Tego wcześnie poszli spać.

Jednakże po nocy. W większości, czuli się jeszcze gorzej. Choć rany częściowo się pozasklepiały, problem był inny… To miejsce zdecydowanie im nie służyło. Alex czuł się słabiej, jego skóra, w miejscach gdzie nie była poparzona, wyraźnie zaczęła przybierać fioletowawy kolor. Podobne objawy miała Saraid. To samo działo się też z Erykiem, tego jednak na dodatek strasznie w nocy przesrało. Sam widząc co narobił, był w stanie określić co złapał – krwawą biegunkę. Niedobrze, potrzebował teraz sił, a te siły z każdą chwilą tracił. Ignatz również zmieniał kolor i również go przesrało niemiłosiernie, chociaż nieco inaczej niż Eryka. W pewnym momencie Kasimir dostał srogich dreszczy. Ataki dreszczy i kaszlu zaczęły dosięgać także Aliquama i Wołodię.

Wszyscy wstali okropnie zmęczeni. Tylko Khaldin i Wujaszek, wyglądali na pełnych sił. Pewne było jednak, że opuścić to miejsce czym prędzej muszą. Z każdym dniem będzie coraz gorzej. Niedawno tu przyjechali, a powoli zaczynają się czuć jak żywe trupy. Przy tak wszechobecnej obecności Nurgla, zdrowienie w tym miejscu, prawdopodobnie graniczyło z cudem. Z cudem, dla którego możliwe, że tu się znaleźli.

***

Chwile po tym, jak wszyscy wstali, przyszli dwaj żołnierze gotowi do pomocy. Najmici Juliene patrząć na swój stan, czym prędzej zebrali swój ekwipunek. Zapakowali oliwę i beczkę prochu, będąc gotowym zniszczyć świątynie Pana Zarazy. Musieli działać szybko…
 
AJT jest offline  
Stary 30-04-2012, 11:02   #219
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Po zniszczeniu posągu Khaldin z zadowoleniem wrócił do obozu. O wydarzeniach w bąblu nikomu nie wspominał i mówił o nich niechętnie. Twierdził jedynie, że po zniszczeniu rzeźby przedstawiającej mroczne bóstwo wrócił wraz z Aliquamem, co drugi Khazad mógł potwierdzić.

W nocy większość kompanów srała albo dostała dziwnych objawów jakichś chorób. Khaldin nie był medykiem, ale starał się trzymać z daleka, aby nie zostać zarażonym. Choroby zostały spowodowane zapewne walką z mutantami. Ich wymiociny, wydzieliny skórne, ślina i krosty musiały być pełne chorób i zaraz. Nic więc dziwnego, że po walce z nimi wszyscy się pochorowali. Krasnolud natomiast czuł się dobrze i chwalił za to bogów.

Wszyscy szykowali się do spalenia świątyni. Khazad postanowił się do nich przyłączyć. Widocznie zniszczenie figury nic nie dało. W takim razie trzeba użyć ognia. Idąc poklepał się po brzuchu upewniając się, że za jego pasem wszystko jest na swoim miejscu. Khaldin wydawał się być bardzo zadowolony. Nawet przestał kłócić się o zbroję, za której zniszczenie chciał niedawno nawet zabić.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 30-04-2012 o 11:04.
Mortarel jest offline  
Stary 30-04-2012, 13:56   #220
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Informacje, jakie udało się zebrać Alexowi, były niezbyt optymistyczne. Ktoś rozkopywał groby - zapewne Faldwise do spółki z Bartem, dzięki czemu pierwszy ma co podawać na stół, zaś drugi jest taki spasiony. A na dodatek bart nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany walką z Chaosem - widać awans (według Alexa całkiem niezasłużony) odebrał mu ochotę do jakiejkolwiek konstruktywnej działalności. Posadzić dupsko na stołku i pilnować, nu stołka nikt spod niego nie wyciągnął.
- Więcej takich wojaków i nigdy już z nikim nie wygramy - mruknął do siebie, wracając do miejsca, gdzie wszyscy obozowali.
***
Rankiem czuł się fatalnie. Znacznie gorzej, niż poprzedniego wieczora. Na dodatek nie tylko on.
Podszedł do Juliene.
- Dzisiaj się rozstajemy - powiedział, nie mając zamiaru owijać spraw w bawełnę. - Bez względu na to, czy spalimy tamto coś, czy nie. Zapewne twoja misja ma wielkie znaczenie, ale bez względu na wszystko ja tu nie zostanę. Nawet ty i Shallya nie jesteście w stanie ochronić nas przed wpływem tego miejsca. Nie mam zamiaru stracić tu życia. Ani też nie mam zamiaru stać się mutantem. Mam nadzieję, że z dala od Vogelsang wrócę do zdrowia. A nawet jeśli nie, to wolę umrzeć wśród zielonych drzew, z błękitnym niebem nad głową.
I z bukłakiem pełnym dobrego wina pod ręką. Ale o tym nie miał zamiaru wspominać.
Walka z przeciwnikiem, którego się nie widzi i któremu nie można zadać żadnych strat jest walką z góry przegraną. A umrzeć tylko po to, by umrzeć... to coś dla idioty, a tak bardzo Alex jeszcze nie zgłupiał. Lepiej było się nieco wycofać, zebrać siły i spróbować od nowa.
- Nie mogę cię zatrzymać - powiedziała kapłanka. Skinęła na pomagierkę, która z wyraźną niechęcią wypłaciła Alexowi jego dolę. - Proszę cię jednak, żebyś jeszcze raz przemyślał swoją decyzję - poprosiła.
Spojrzała na Alexa, a potem na pozostałych, wzrokiem matki, której zabierają może nie najukochańsze, ale jednak dziecko, zaś w perspektywie ma utratę następnych.
Spojrzenie do Alexa nie przemówiło, za to ciężar złota - nieco bardziej. Co prawda nie sądził, by Juliene mogła mu coś jeszcze zaoferować, ale mimo wszystko...
Skinął głową.
- Zatem poczekam jeszcze dzień lub dwa - oznajmił.

Wrócił do swego pokoju i spakował cały swój ekwipunek. Nie miał zamiaru odjeżdżać już teraz, ale w razie czego nie chciał tracić niepotrzebnie ani sekundy. Potem zszedł na dół, uzbrojony po zęby. Osiodłał wierzchowca. Nauczony wcześniejszym doświadczeniem wolał mieć w zapasie szybki transport.
- Zabiorę proch i oliwę - zaproponował. - Tak będzie szybciej i wygodniej, a wy się mniej zmęczycie.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172