|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-02-2016, 12:13 | #221 |
Administrator Reputacja: 1 | Zbyt wielce czarodziejka pomocna nie była i Gotfryd poczuł się nieco zawiedziony. Skoro jednak nie można było polegać na magicznych mocach, trzeba było poszukać innych źródeł informacji. - Wojaków różnych w mieście wielu się kręci - powiedział. - Po paru piwach z pewnością niejednemu język się rozwiąże. Z pewnością ten oficer, bo to zapewne jest oficer, będzie komuś znany. No i zawsze była szansa, że któryś z uliczników zdoła coś wypatrzyć i, skuszony nagrodą, przyniesie jakieś informacje. - Jeśli dowiemy się czegoś więcej o miejscu, gdzie znajduje się odłamek, to powiemy - obiecał. - Dobrej nocy. |
19-02-2016, 08:23 | #222 |
Reputacja: 1 | Wolmar w czasie ich krótkiej wizyty u ametystowej czarodziejki był dziwnie milczący. W zamyśleniu skubał brodę i zagryzał wargę właściwie się nie odzywając. Było to do niego niepodobne, ale ten dziwny stan został spowodowany przez myśl, która wykiełkowała w jego genialnym przecież umyśle. Ametystowa czarodziejka działa na rzecz demona! To było tak proste, a zarazem tak nieprawdopodobne i przez to zaskakujące. Przedłużające się i nie przynoszące twardych dowodów śledztwo w sprawie kielicha skierowało myśli bystrego umysłu tego zdolnego i w przyszłości podziwianego przez wszystkich maga na kilka faktów. Kto brał udział w zniszczeniu sztyletu w Altdorfie? Kto dziwnym zrządzeniem losu interesował się kielichem w Middenheim? Odpowiedź na powyższe byłą jedna - czarodziejka... Czy była ona rzeczywiście sprzymierzeńcem zainteresowanym jedynie ostatecznym zniszczeniem demona? Czy sztylet naprawdę został zniszczony - może rytuał był tylko sztuczką mającą uśpić ich czujność, a odnalezienie kielicha i połączenie jego mocy z mocą sztyletu umożliwi demonowi uwolnienie się z przedmiotów, w jakie został niegdyś zaklęty? A może czarodziejka działała na własną rękę, pragnąc zwiększenia swej potęgi za sprawą artefaktów lub samego demona podobnie, jak ognisty czarodziej z Altdorfu? Klein nie znał odpowiedzi na te wszystkie pytania - z jednej strony swoista solidarność zawodowa kazała mu uznać czarodziejkę za sprzymierzeńca, a z drugiej... sam dobrze wiedział, jak wiele czarodzieje potrafią uczynić w imię zdobycia wiedzy, władzy i majątku. Rozumiał to doskonale i dlatego nie mógł jej w pełni zaufać. - Sprawdźmy trop w koszarach. - Zgodził się z towarzyszami. - Może fortuna się do nas uśmiechnie... - dodał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
20-02-2016, 23:30 | #223 |
Reputacja: 1 | I znów w deszcz. Pogoda doszczętnie rujnowała wesoły charakter nulneńskiego święta. Zapowiadało się, że w tym roku będzie to zupełny niewypał. Wbrew temu co być miało – prezentacja nowej armaty określanej mianem inżynieryjnego majstersztyku miała stanowić główny element obchodów, ale deszcz mógł pokrzyżować te plany. Kierowali się w okolice garnizonu miejskiego i zlokalizowanych w jego pobliżu lokali, jako tych, do których najczęściej uczęszczali nulneńscy żołnierze. Po drodze natknęli się na kilka patroli straży miejskiej, wyposażonych w latarnie i dodatkową broń, na wypadek gdyby zamieszki rozlały się po całym mieście. Mówiło się o ofiarach śmiertelnych i planach Hrabiny, co do wprowadzenia stanu wyjątkowego w mieście. Gospoda do jakiej trafili na początek – „Pod Czarnym Kapeluszem”, tętniła życiem. Z wnętrza dobiegał gwar głosów wymieszany z dźwiękami orkiestry i stukotem szklanek. Okna emanowały przyćmionym przez zasłony blaskiem, a drzwi co chwila otwierały się, gdy klienci wchodzili bądź wychodzili. W środku pełno było wojskowych. Niemal wszyscy bywalcy byli umundurowani w czarne uniformy z zielonymi bądź szarymi elementami. Nikt jednak nie miał broni. Wojacy pochłaniali spore ilości piwa, wina i miodów; śpiewali, tańcowali z dziewkami i oddawali się grze w kości lub karty. W tym towarzystwie nie trzeba było wiele, żeby zdobyć przydatne dla awanturników informacje. Długowłosy oficer nazywał się Rolf Vogt i niedawno powrócił do Nuln, jako jedyny ocalały z rzezi oddziału, którym dowodził. |
21-02-2016, 11:13 | #224 |
Administrator Reputacja: 1 | Kolojne srebrne monety zniknęły z sakiewki, lecz Gotfrydowi zdało się, iż ten wydatek zdecydowanie się opłacił. Mieli nazwisko oficera, który pasował do całej tej historii, szczególnie jeśli chodziło o masakrę oddziału. Ciekawą rzeczą było, jakim sposobem miecz Tolzena znalazł się w rękach Rolfa Vogta, który pewnie zostawił go w podziemnym korytarzu. Ale było też możliwe, że to Tolzen zabrał puchar, a potem, z niewiadomych powodów, przekazał go Vogtowi. Z drugiej strony... Tolzen miał przebywać w Nuln od paru tygodni, a przecież znalezione ciała żołnierzy nie miały nawet tygodnia. To by znaczyło, że byli głupcami, jako że nie wzięli pod uwagę kwestii czasu. - Gdzie go można znaleźć? To ktoś ważny? - spytał niby od niechcenia, napełniając kolejny kufel. |
24-02-2016, 13:13 | #225 |
Reputacja: 1 | Potwierdziło się przypuszczenie, że to nie Tolzen jest poszukiwaną przez nich osobą, a Vogt. Chwycili się pierwszego w miarę wyraźnego tropu i do końca próbowali powiązać Tolzena ze sprawą zaginięć, ignorując przy tym jakiekolwiek niepasujące do tego informacje. Teraz wszystko aż nazbyt głośno krzyczało, że to nie jest właściwy cel. Musieli odnaleźć Rolfa Vogta jak najszybciej. - Zgłośmy to komendantowi. A wcześniej potwierdźmy, czy mężczyzna odpowiadający opisowi Vogta nie był widziany razem z którymś z zaginionych... może Frau Ortzlowen, rodzice Maglyn albo Raubena? - Powiedział. [i]- Zanim stąd pójdziemy spróbujmy się dowiedzieć, gdzie można tego Vogta spotkać. [/I- Dodał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
26-02-2016, 21:40 | #226 |
Reputacja: 1 | - Może Vogt nie jest kimś ważnym, ale z pewnością sławnym. Wsławił się bohaterstwem podczas walk na północy. O jego odwadze, graniczącej z głupotą i okrucieństwie, które nie wszystkim się podoba mówi się zarówno w koszarach, jak i na salonach – opowiadał indagowany oficer. – Ale nie wiem, gdzie go spotkać. W garnizonie nie pojawia się. Może siedzi w domu, pocieszając ojca, odsuniętego od prac przy Magnusie. Pewnie bywa też w pałacu, bawiąc dworaków i gości opowieściami z frontu. A jeśli chcecie się z nim spotkać, to polecam załapać się na maskaradę organizowaną przez Elektorkę. On tam z pewnością będzie – ton żołnierza zmienił się na żartobliwy, bo któż by przypuszczał, że grupa wagabundów dysponować będzie zaproszeniem na bal. Gdy opuszczali gospodę „Pod Czarnym Kapeluszem”, była już późna noc. Nie było szans, żeby konstabl był u siebie w biurze. Nie wypadało też tak późną porą nawiedzać zrozpaczonych krewnych ofiar. Takie sprawy musiały poczekać do rana. Wrócili do Złotego Talara. Rankiem, przy śniadaniu czekała ich niespodzianka. Do izby wkroczył w asyście dwóch strażników konstabl Mürdow. Słomka w jego ustach poruszała się niespokojnie. Nie przywitał się ani nie powiedział dobrego słowa. Przeszedł od razu do sedna. – Czy wczorajszego wieczora widzieliście się z Frau Gabrielle Marsner, Magister Ametystowego Kolegium? Odpowiedzcie na pytania. Na razie nie jesteście jeszcze oskarżeni o jej zabójstwo... |
27-02-2016, 12:35 | #227 |
Reputacja: 1 | - Na młot Sigmara to ona nie żyje ?! - zawołał poruszony Gaston - To... to nie może być. Kto? Gdzie? Kiedy? Dopiero po chwili dotarło do niego że są głównymi podejrzanymi. - Tak byliśmy u niej wczoraj wieczorem, chcieliśmy zweryfikować informacje związane ze śledztwem jakie prowadzimy w sprawie zabójstwa naszego przyjaciela Markusa Oppela. |
01-03-2016, 09:51 | #228 |
Reputacja: 1 | - Jako szanowany członek Bursztynowego Kolegium mogę zaświadczyć, że gdy żegnaliśmy Frau Mersner była ona w dobrym zdrowiu. - Klein dołączył do rozmowy z konstablem. - Ponadto cały wieczór spędziliśmy "Pod Czarnym Kapeluszem", o czym może zaświadczyć przynajmniej kilka tuzinów żołnierzy hrabiny Emmanuelle, że o szynkarzu nie wspomnę. - Dodał, starając się nadać głosowi zupełnie naturalny ton. - Prowadzone przez nas śledztwo w sprawie zaginięć pozwoliło nam uściślić, kim jest nasz podejrzany. - Tutaj Wolmar ściszył głos tak, aby nie słyszał go nikt poza konstablem. - Okazuje się, że poszukiwany przez nas człowiek to Rolf Vogt - uniesioną dłonią powstrzymał protest urzędnika - Tak, zdaję sobie sprawę, że to zasłużony oficer, ale to jego widziano z jedną z ofiar, Herr Ortzlowenem, zanim ten zaginął bez wieści. Tutaj wasze i nasze śledztwo łączą się ze sobą, bowiem Herr Vogt próbował sprzedać Herr Ortzlowenowi poszukiwany przez nas kielich.- Przerwał na chwilę sprawdzając, jaki efekt wywarły jego słowa na konstablu. - Zatem wspólnie usiłujemy ująć tego samego człowieka - my za kradzież relikwii, wy - za serię morderstw i zaginięć. - Kuł żelazo póki gorące. - Zaiste wielka to strata dla wszystkich magistrów - czy wiadomo coś w jakich okolicznościach zginęła? - Wrócił do śmierci czarodziejki.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-03-2016, 10:24 | #229 |
Administrator Reputacja: 1 | Gotfryd nie chciał uwierzyć własnym uszom. Czarodziejka nie żyje? Zaskoczony, nie od razu odzyskał zdolność mowy, a gdy wreszcie doszedł do siebie, wszystko było już powiedziane. - Ktoś ją zabił? - upewnił się. - Gdzie, kiedy? - powtórzył po Gastonie. |
01-03-2016, 15:30 | #230 |
Reputacja: 1 | - A więc macie alibi. To dobrze – Mürdow wypluł słomkę, którą natychmiast zastąpił nową, wyjętą z kieszeni. – Prawdę powiedziawszy, nie podejrzewałem was. Rolf Vogt, mówicie? Bohaterski oficer Vogt. Macie na to dowody? Przecież nie pojawię się w domu Vogtów z niczym i nie oznajmię, że go aresztuję, powiadam. Potrzebne są twarde dowody! Możecie go podejść i wybadać. Ja jestem wciąż na służbie, więc mógłbym go spłoszyć. Rozumiecie, co mam na myśli? - A co do Frau Marsner, to zobaczycie sami – oznajmił konstabl. – Chodźcie, opowiem Wam po drodze. W drodze do „Złotego Młota” strażnik podzielił się posiadanymi informacjami. Ciało czarodziejki zniknęło z pokoju w gospodzie. Zostało prawdopodobnie wyrzucone przez okno na ulicę i stamtąd zabrane. Całe pomieszczenie umazano krwią. Na miejscu wszystko się zgadzało. Okno było uchylone, a na zewnętrznej ścianie widniały ślady błota z podeszw intruza. Ciała nie było, a pomieszczenie tonęło we krwi. Jedynym szczegółem, o którym konstabl nie wspomniał był fakt, że krwią wykonano też powtarzający się kilkadziesiąt razy napis na ścianach. Brzmiał on: SIGMAR POWRACA!!! |