|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-10-2016, 20:21 | #341 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Markus ostrożnie przychylił się do propozycji Sforowego popartej przez Dietera. Reszta oddziału przyjęła to a ulgą. Ruszyli w mozolną drogę najpierw na północ po własnych śladach by ominąć Trebbus i Sydow. Po mniej więcej dwóch godzinach przedzierania się przez chaszcze niebo zaczęło się przejaśniać. Pozbawieni zdolności widzenia w ciemności ludzio-mutanci i zwierzoludzie przyjęli to z ulgą. Znacznie zmalało ryzyko połamania nóg w jakimś wykrocie i szło się bez porównania szybciej niż po omacku. Sforowy kierując się jakimś szóstym zmysłem dał znak by skręcić na prawo. Szli wytrwale dalej, ale tempo zaczęło spadać. Sforowy będąc doświadczonym dowódcą zarządził postój. Wyciągnięto upieczoną koninę z nieszczęsnego ataku na konwój inkwizytora, posilono się i w nie najlepszych nastrojach ruszono dalej. U starej gwardii Korzara wyczuwalny był strach. Zjedli własnie ostatnie zapasy i szli ku nieznanemu. Do tego nowy dowódca, którego ledwo znali i który nie zrobił jeszcze niczego by zdobyć ich zaufanie. Gdy dotarli do rzeki słońce było już wysoko. Sama rzeka Kolpin nie wyglądała zbyt zachęcająco. Nie była szeroka, ale nurt był rwący i wydawała się jak to wszystkie rzeki wiosną wezbrana. Sforowy zaklął po ludzku i dał i kazał dwóm swoim gorom udać się w dół i górę nurtu by namierzyć bród. Wrócili dobrze po południu. Interesujące informacje miał tylko ten, który przyszedł z północy. Nie był on jak większość gorów zbyt rozgarnięty, ale Sforowemu udało się z niego wyciągnąć, że rzeka rozlewa się tam jakby szerzej. Na miejscu okazało się, że tylko trochę szerzej. Pierwszy w wartki nurt wkroczył sforowy wzbudzając tym podziw przede wszystkim zwierzoludzkiej części oddziału. Posługując się uciętą żerdzią badał dokładnie dno. Nawet jemu woda sięgała do piersi a był bardzo wysoki. -Da się przejść! Zakomunikował po dłuższej chwili reszcie. Ze skłonieniem oddziału do przejścia było jednak więcej problemów. Gory panicznie bały się wody. Ruszyły z miejsca dopiero gdy Sforowy zagroził im śmiercią. Kiedy już znalazły się w wodzie i niepewnie zaczęły iść ku drugiemu brzegowi Sforowy zwrócił się do Markusa. -Dacie sobie sami radę? Trzeba uważać. Ale nawet ktoś waszej postury powinien sobie poradzić. Na drugim brzegu będziemy musieli poszukać miejsca na obóz. Przemoczeni i głodni daleko nie zajdziemy. Sforowy wydawał się zakłopotany i niepewny. W końcu niebawem i on postawi racicę na nieznanym terenie.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
17-10-2016, 21:16 | #342 |
Reputacja: 1 |
|
17-10-2016, 22:37 | #343 |
Reputacja: 1 | Ruszyli w drogę powrotną zgodnie z nowym planem. Kastor był zły, że przez jego nieudany pomysł grupa wybrańca straciła sporo czasu i do tego racje żywności się kończyły. |
18-10-2016, 22:10 | #344 |
Reputacja: 1 | Kurt milczał. Zachowywał się przeraźliwie cicho, od kiedy podzielił się swymi lękami związanymi ze strażnikami dróg. W życiu kultysty ważna była dyskrecja - zostać odkrytym w mieście było równoważne ze śmiercią. Na szczęście byli w lasach. W lasach... Reiklandzki mieszczuch, Kurt Aascheritt, nie był przyzwyczajony do życia poza cywilizacją. Nad wiejskie powietrze wolał przepełnione uliczki, o śmierdzących rynsztokach. Współpraca ze sforą mutantów, pod wodzą czarownika-wybrańca była bardzo ciężką próbą dla kultysty. Przedzieranie się przez leśne ostępy, a później łażenie w sitowiu na zwiadach dały mu w kość, jednak całość tych doświadczeń zgrabnie zamykała mu gębę. Nie miał humoru do gadania, toteż w milczeniu wypełniał polecenia. W końcu dotarli do brodu na Kolpin. Osłabione stado o podupadłym morale, którego zapasy właśnie się skończyły. Sytuacja zapowiadała się paskudnie. Sforowy sam zaznaczał, że nie zna okolic, do których się zbliżali. Błądzenie po lesie bez jedzenia, narzędzi, namiotów brzmiało w uszach Kurta jak pewne samobójstwo. Jego zdaniem lepiej byłoby pozwolić zwierzoludziom przekroczyć rzekę i zostawić ich już po tamtej stronie. W końcu nie byli oni potrzebni do wypełnienia misji, a pozostała - nie zdradzająca się swymi mutacjami grupa - spokojnie dałaby radę wędrować drogą ku Nuln. Zwłaszcza z jego zwinnym językiem i sprytnym przebraniem... Wbrew rozsądkowi zachował swoje przemyślenia dla siebie. Grupa zaczynała być spięta, zmęczenie nie pomagało, to mógł nie być dobry moment żeby się odzywać... Z drugiej strony potem mogło być jeszcze gorzej... Stał długo nad brodem, jakby rozważając sensowność zanurzania się w wodach Kolpin. Zamarudził nad brzegiem i w końcu ostał się sam jeden po wschodniej stronie. Zdecydował tym razem zaufać Tzeentchowi. Samo bóstwo doprowadziło go do tej zgrai, musiał zatem istnieć jakiś ukryty w tym szaleństwie większy plan. Plan mający doprowadzić go do jego Przeznaczenia. Kultysta wszedł do wód brodu i zaczął go przekraczać. Później rozmówi się z wybrańcem - planem bóstwa była widać pomoc Kurta - może gdyby wcześniej wyraził swoje przemyślenia, oszczędziłby sforze tej przykrej kąpieli... |
19-10-2016, 08:22 | #345 |
Reputacja: 1 | Dieter zachowowywał czujność podczas drogi, co jakiś czas obserwując spod oka Sforowego, kiedy ten był zajęty czymś innym. Zastanawiał się, na ile użyteczne jest niepewne towarzystwo zwierzoludzi na nieznanym im terenie - czy gdyby chcieli się rozdzielić, zwierzoludzie zwrócili by się przeciwko nim? Markus wydawał się być niezadowolony, że został zmuszony do przyjęcia roli przywódcy, natomiast Kurt wydawał się być niezadowolony z przedzierania się po lasach w towarzystwie zwierzoludzi. Po drodze Dieter poinformował go po cichu, że rozumie jego obawy i jeżeli sytuacja będzie wydawać się właściwa, jest skłonny zasugerować rozdzielenie - lecz teraz było na to nieco za poźno, przynajmniej w tej chwili. |
19-10-2016, 09:59 | #346 |
Reputacja: 1 |
|
20-10-2016, 10:41 | #347 |
Reputacja: 1 |
|
20-10-2016, 21:11 | #348 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Następne dwa dni minęły na przedzieraniu się przez nieznany las. Szczególnie pierwszy dzień był ciężki. Przeprawa przez rzekę nie wszystkim udała się bezproblemowo. Kobieta skorpion nie wytrzymała naporu nurtu i upuściła niesiony nad głową tobół z dobytkiem. Był tam między innymi jej namiot. Na wpół żywa została wyłowiona przez Jemlaya i bestigora. Szczególnie postawa Jemlaya była zastanawiająca. Przełamał swoim bohaterskim wyczynem apatię w której był pogrążony. Skorpionica wymiotując wodą i klnąc na czym świat stoi długo dochodziła do siebie na brzegu. Zanim wstała rzuciła jeszcze nienawistne spojrzenie w kierunku Dietera i Markusa szybko jednak odwróciła wzrok. Koniecznym było odejście od rzeki by znaleźć suche miejsce na obozowisko. Wszystko wskazywało na to, że spędzą noc wsłuchani w burczenie w swoich brzuchach. Nienajlepsze nastroje sprawiły, że zwierzoludzka część oddziału popatrywała łakomym spojrzeniem na Grimwolda będącego żywą kłodą siedzącą tam gdzie go usadowiono i śliniącego się jak dziecko. Oddział wysłany na polowanie wrócił donosząc o czymś co mogło być równie dobrze zagrożeniem jak i szansą. Zwiadowcy wyczuli dym i idąc tym śladem dotarli do obozowiska goblinów piekących dwie sarny. Po powrocie do obozowiska zapadła szybka decyzja o ataku. Decyzja trochę szalona bo nie znano dokładnej liczebności goblinów. Gory będące na zwiadzie nie potrafiły liczyć. Tzeentch jednak tego dnia patrzył chyba na swych wyznawców łaskawym wzrokiem. Goblinów było niewiele ponad dziesięciu zaś atak został przeprowadzony z takim zaskoczeniem, że większość zielonoskórych zginęła w pierwszych chwilach. Jedynymi zabitymi byli Grimwold i jeden z gorów. Grimwold po prostu po zadaniu pierwszego ciosu popadł w otępienie i został zaszlachtowany przez goblina. Gor zaś został pechowo ugodzony oszczepem w szyję. Reszta goblinów uciekła krzycząc "ylf! ylf!", gdy Markus rzucił pierwsze zaklęcie. Sarny zostały zjedzone w mgnieniu oka a na ruszt wkrótce powędrował również Grimwold. Pozostali zwierzoludzie nie mogli się oprzeć pokusie spróbowania kogoś kto wyglądał jak człowiek czyli ich ulubione pożywienie. Ruszono dalej skoro świt. Znowu przewodnikiem był Sforowy. Podczas krótkich narad na popasach zapewniał "kierownictwo", że będzie się starał kierować na południowy zachód ku Stirowi i osadzie Unterbaum. Był już koniec Pflugzeita, 26 dokładnie jeśli dobrze liczyć co uświadamiali sobie ci lepiej wykształceni, którzy liczyć potrafili. Ku zdenerwowaniu grupy słońce chyliło się ku zachodowi a celu podróży nie było widać. Skończyła się woda i dawał znać o sobie głód. Gdy zrobiło się zupełnie ciemno między gorami, skorpionicą a Sforowym wybuchła kłótnia. Wzajemne groźby przerwał dopiero Jemlay. -Słyszycie? Żaby rechocą. Wszyscy zamilkli i rzeczywiście dobiegło ich uszu odległe rechotanie. Jak się okazało nie dalej jak trzydzieści kroków znajdowała się rzeczka. Co więcej za nią znajdowała się osada okolona prymitywnym ziemnym wałem, który chyba bardziej miał za zadanie chronić przed wezbraniami niż przeciwnikiem. Wały od strony rzeczki przy której się ukrywali były dosłownie na wyciągnięcie ręki. Widzieli w świetle Morssliba strażników, którzy parami obchodzili wały, zaś w przystani nad brzegiem Stiru zacumowana była szkuta. Mimo, że przystań była dalej niż miasto była dobrze widoczna za sprawą oświetlenia. Szyper widać był uprzedzony o atakach na rzece i łódź była pilnowana. Osada nie wyglądała na dużą zaś strażnicy na zwykłych ochotników oderwanych od pługa. Do tego niepokojący blask Morssliba, który burzył wszystkim krew w żyłach. Markus czuł jak mięśnie jego ciała ruszają się niezależnie od jego wolim jakby chciały rozerwać skórę i chwilę zajęło mu opanowanie się. Kiedy doszedł do siebie zobaczył czołgającego się w jego kierunku Sforowego. -Wybrańcze co robić? Rzeczka nie stanowi przeszkody. Woda nie sięga w niej głębiej jak do kolan. Ale atakować z tego miejsca, czy może przeprawić się wyżej i obejść osadę. Jeśli dobrze cię zrozumiałem interesuje cię łódź.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
21-10-2016, 00:03 | #349 |
Reputacja: 1 | - Panie.- Maxymilian również podszedł do wodza. - Pozwól mi się tym zająć. Ukradnę dla nas łódź. Potrzebny mi będzie jedynie jeden człowiek do pomocy. Ktoś gibki w ciele i prędki na umyśle.- Życie mistrza było dla Mullera zbyt ważne, by pozwolił mu ryzykować. Jeśli nie mógł im dać schronienia w Sydowie, to Muller zamierzał zdobyć dla nich łódź.
__________________ Man-o'-War Część I |
21-10-2016, 06:44 | #350 |
Reputacja: 1 |
|