Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2016, 23:53   #321
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Zaskoczony zachowaniem Dietera, kultysta starał się dopasować swój sposób myślenia do tempa narzucanego przez umysł mężczyzny. Kurt zastanawiał się przez chwilę nad odbytą rozmową, dochodząc do wniosku, że Dieter tak naprawdę wcale nie był zainteresowany tym co akolita ma do powiedzenia. Nie spodziewając się już powrotu swego niedawnego rozmówcy, Kurt odszedł w kierunku obozowiska. Chciał porozmawiać z czarodziejem a ten.. pozostał w jaskini, gdy reszta wychodziła, więc może to tam było jego miejsce.

Kurt przechodził przez obozowisko dziarskim krokiem. Pomimo zagrożeń wynikających z agresywnego usposobienia członków zbrojnego stada, czuł się na właściwym miejscu, we właściwym czasie. Nowi towarzysze kojarzyli mu się z dobrą przeszłością i widział w nich możliwość przełamania ograniczeń, osiągnięcia czegoś większego, niż jego poprzedni kult. Na tę chwilę ranni byli opatrzeni, a chociaż zgromadzone w obozie sługi Tzeentcha wydawały się osłabione na duchu, nie zamierzał próbować żadnych przemóc, przynajmniej dopóki nie porozmawia z.. Dieter zdawał się nazywać go Markusem? Dobrze byłoby poznać imię czarownika.

Do groty podchodził jednak z pewnym lękiem. W końcu nowy przywódca bandy władał magią. Nie chciał wyjść przed nim na tchórza.. starał się pozostawać opanowanym, pomimo swego niepokoju. Skierował swe kroki do wnętrza jaskini.
Niechaj pozdrowiony będzie wybraniec Architekta Przeznaczenia, a wijące się głowy Wielkiej Bestii, służą mu swą przychylnością. Przychodzę do was, wodzu, bowiem pragnę się z wami rozmówić. – Po tym wstępie akolita podszedł bliżej, dla wygody dalszej konwersacji.
Zająłem się zadaniami, które mi przydzieliłeś. Ranni członkowie stada zostali opatrzeni... Zająłem się także twoim podwładnym, Dieterem. I to poniekąd z jego powodu przyszedłem z tobą porozmawiać... Pokazał mi on bowiem pewien pergamin, wypełniony intrygującymi zapiskami. – Kurt zrobił tutaj krótką pauzę, by przyjrzeć się reakcji czarodzieja, po czym wznowił – Poprosił mnie bym podzielił się swymi spostrzeżeniami, a ja, czytając treść inskrypcji, doszedłem do wniosku, że nie jest to zwykła treść. Podobno dostaliście ten dokument, od szanowanego wieszcza, z waszej osady? Elfiego czarodzieja, który zdecydował się służyć waszemu patronowi? Zgadzam się z tym, co mi przekazano. Ten pergamin, to przesłanie.. najpewniej jest wolą samego Pana Przemian! Błogosławiony niech będzie Tzeentch, przekazał nam bowiem instrukcje co możemy zrobić, by wypełniać jego boską intrygę. Postarałem się zapamiętać wszelkie zapiski i czym prędzej przybyłem z nimi do ciebie, by przekazać ci swoje spostrzeżenia na ich temat. Zgodnie z Dieterem, nie odcyfrowaliście jeszcze wszystkich wskazówek, chciałbym więc wam z nimi pomóc, potężny Magusie.
Kultysta podszedł do miejsca pracy i badań czarodzieja. Oparł się wygodnie ręką i przyjmując mądrą minę, zaczął przywoływać z pamięci swoje spostrzeżenia.
Pamiętam, że pergamin zaczynał się od słów "Zemsta Tzeentcha". Zgodnie z tym co mówił Dieter, wnioskuję, iż chodzi o losy waszej wioski, Eastadt. "Najwyższa transfiguracja opętanych serc" zdaje się mówić o zgrupowaniu, które można by tak nazwać. O ile słowa dotyczące opętania kuszą moje myśli w innym kierunku, o tyle wydaje mi się, że może to być nawiązanie do lojalnych sług waszego patrona. Zwłaszcza zaraz po słowach o zemście.. czyż nie w Eastadt, zawiązaliście z Dieterem siły? Zapewne to na waszych barkach spoczywa stworzenie tej specjalnej, odpowiedzialnej za spełnienie objawionej woli drużyny. W zasadzie cały pergamin brzmiał jak lista spisanych pośpiesznie wskazówek. Dlatego też wypunktuję swoje spostrzeżenia co do nich. Pomaga mi to je spamiętać.
W dokumencie była dalej mowa o srebrnej gwieździe. Gwieździe Kisleva. Nie wiem czym może być, brzmi to jak metafora.. dotycząca jakiegoś sławetnego przedmiotu, artefaktu.. albo nawet osoby.
Następnie w zapiskach jest wzmianka o rytuale.. aby przemienić na chwałę Pana - waszego patrona niewątpliwie. Nie jest powiedzianym co ale dotyczy to pewnie tej gwiazdy. "Formuła", którą należy "odebrać profanom", niewątpliwie dotyczy tego rytuału, a któż inny mógłby pasować do miana heretyków lepiej, niż głupcy wyznający fałszywe bożki, pozbawionego mocy panteonu Imperium? Chyba.. cóż, chyba, że istnieje grupa, którą nawet bardziej widziałbyś w roli tychże heretyków..?
Następnym punktem.. był zapis dotyczący dziedzictwa Landuina i zgniłej księżniczki... Nie jestem pewien kim ona może być.. do tego miana pasowałaby mi tylko jakaś zmarła szlachcianka, władczyni albo...
– Kurtowi wtrącił się w tym momencie nerwowy śmieszek – Albo powszechnie znana ze swej bezpruderyjności hrabina, księżna Nuln. Heh, wybacz żartobliwy ton ale tylko ona pasuje mi do tego miana... Może przejdę do tej drugiej części, Landuin bowiem jest bretońskim imieniem. Bez wątpienia, kojarzy mi się, czyż obecny król to nie jaki Leonic? Leor? A ten Landuin.. ba, zgodnie z legendami istnieje jakaś mroczna, spaczona kraina na zachodzie tego sąsiedniego kraju, której władca miał chyba tak na imię? Nie zna się na Bretonii.. i może tym wzgardzisz ale gdy byłem młodzikiem jeszcze, to ciekawiły mnie takie historie w księgach.. oraz podaniach włóczykijów i bajarzy.. i tak mi się to teraz kojarzy... Może wolisz, żebym zajął się kolejnym punktem, był to niechybnie...
A tak. Zamek, czarny zamek i złoty klucz.. albo zamek mechanizm, albo zamek budowla. Może chodzić o konkretne miejsce, w Bretonii, czy Imperium.. lub sposób na zamknięcie czegoś. Metafora byłaby najgorsza, bo najłatwiej byłoby jej nie zauważyć, pominąć. Zamek jest związany z kluczem. Klucz może być w, albo otwierać.. się okaże pewnie...
Jak dla mnie pergamin wymienia spis wskazówek co robić, co czynić, by wypełniać krok po kroczku wizję wieszcza.
– Kultysta na chwilę przerwał i wykonując poziomy ruch ręką wtrącił – Jeśli tylko uważasz za stosowne, szanowny Magusie, przerwij mi, jeśli me słowa nie są ci miłe, ani nie niosą wartości. Jeśli zaś masz jakieś uwagi, wtrącaj je do woli. Uważam jednak, że nie przez przypadek natrafiliśmy na to pismo. Wolą Tzeentcha było żebyście dotychczas postępowali zgodnie z treścią wizji, następnie tak zaaranżował nasze losy, byśmy razem zawiązali się w jedną grupę. Może teraz, na podstawie wspólnych spostrzeżeń, odkryjemy coś nowego i ruszymy dalej z wypełnianiem woli patrona naszego przeznaczenia?
Patrząc w drugą część pergaminu, nasuwają się dwa spostrzeżenia. Po pierwsze rzeczywiście pojawiają się tam wtrącenia z języka klasycznego, a po drugie.. wygląda to trochę jak instrukcja dotycząca kolejności. Może poprzednia część wskazuje co robić, a poniżej zamieszczone są wskazówki, w jaki sposób?
Zdanie "najpierw złota larva" jest wskazaniem czym się trzeba zająć w pierwszej kolejności. Larva to maska w klasycznym. A więc złoty klucz, o którym mowa w powyższym ustępie może być właśnie tą maską. Możliwe, że w pierwszej kolejności należałoby zainteresować się tym czarnym zamkiem. Czy jakiś zamek w Sylvanii nie bywa tak nazywanym? A może to były jakieś ruiny w lesie Drakwald? Eh, ciężko mi przywoływać wiedzę z dawnych ksiąg, z ledwością przypominam sobie tą naukę historii... Może przejdę do następnego zapisu...
Była tam wymieniana relikwia.. czy złota larva relikwia. Taka wskazówka dotyczy jakiegoś przedmiotu, relikwii. Czy ma to być ta złota maska, czy odrębny obiekt.. to się pewnie okaże.
Potem była jakaś mowa o Nuln.. a tak, "miasto Magnusa, nad Averem". Niewątpliwie o to chodzi, Imperator Magnus przeniósł tam stolicę, nieprawdaż?
Dalej w tekście pamiętałem wskazówki, by.. odebrać. Ale chyba nie Nuln, to by był ciężki kawałek chleba... Więc pewnie odebrać coś innego.. jeżeli druga część pisma dotyczy kolejności, to może chodzić właśnie o coś z wyższej porcji zapisów. Następnie bowiem określony był szalony alchemik, a to jest trop dotyczący osoby, zapewne w Nuln. Ale alchemicy są spotykani chyba raczej w Marienburgu.. o ile nie chodzi o złotego czarodzieja! Tak, magowie kolegium złota korzystają z tego miana... Taki czarodziej mógłby pojawić się w każdym zakątku Starego Świata, czy to Nuln, czy w Bretonii...
Kolejne hasło "passer", znowu w klasyczny.. czyli "wróbel". Niewykluczone, że odnosi się to do tego alchemika. Może uda nam się znaleźć takiego, który byłby powiązany z tym ptakiem.. to może być nawet niepozorna rzecz, jak nazwisko... A jeśli to mag, to być może przyjął takie miano? Nigdy nie wiadomo, z tymi czarodziejami.. z imperialnych kolegiów, oczywiście!
Pod koniec było coś jeszcze o księdze i zjadaczach kamienia... Hmm.. księga... "passer księga", informacja o jakowymś woluminie, być może passer odnosi się do niej, wskazuje, że to "księga wróbla"? Księgi są domeną czarodziejów, ktoś taki mógłby się na tym znać.. a skoro ta wskazówka jest tak blisko wspomnianego alchemika, to może ci są ze sobą powiązani? Może ty, Magusie więcej sensu odkryjesz w tej wskazówce?
Natomiast gildia zjadaczy.. zapewne gildia kamieniarzy, ewentualnie też jubilerów, murarzy albo górników... Dużo opcji, ciężko byłoby wybrać tą jedną, trafioną, i to jeszcze w Nuln... Ale chwilę... W Altdorfie bywają elfy, więcej niż w innych miastach Imperium, w każdym razie. Wydaje mi się, że jest to pogardliwe określenie którego używają w odniesieniu do krasnoludów.. a ten dokument był pisany przez elfa, nieprawdaż? W takim razie pewnie chodzi o to. Gildia krasnoludów.. chyba jest taka w Nuln..? Na pewno mogłaby być...

Gdy skończył swoje wywody, zdecydował się nagle przekazać czarodziejowi jeszcze jedną informację.
Magusie, jest jeszcze coś, o czym chciałbym porozmawiać. Opatrując rannych, miałem okazję przyjrzeć się panującym wśród nich nastrojom. Poza tym, nie da się ukryć, że morale jest dość niskie wśród większości stada, po śmierci poprzedniego wodza. Nawet twój.. nowicjusz? Dieter. Nawet on wypytywał mnie, czy wam ufam, wodzu. Jestem przekonany, że powinniśmy współpracować aby wypełniać wolę Architekta Przeznaczenia, dlatego też wyciągam do ciebie rękę, oferując pomoc. Jak już mówiłem, nie jeden raz zdarzało mi się przemawiać w imieniu mego poprzedniego Magusa, głowy naszego kultu. Był człowiekiem zajętym swymi badaniami, nie raz więc zdawał się na moją gładką mowę i zgrabny język, bym budował morale i opinię wśród naszych współwyznawców. Byłem świadkiem konfliktu tworzących się wewnątrz.. naszego stada grup, wtedy, pod wozami... Będąc bestigorem, sforowy niejako wciągnął cię w ten konflikt.. a wy, czcigodny przywódco, nie skonfrontowaliście się z przywódcą drugiej grupy... Ten żabiogłowy mutant zdawał się być zachwycony z możliwości zawładnięcia stadem, myślisz, że pogodzi się z obecnym obrotem spraw? Obawiam się, że trzeba mieć go na oku.. sprawdzić jakie nastroje panują wśród obozowiczów... Ale wybacz. Zaczynam snuć tutaj teorie, a nie to pragnę powiedzieć. Chciałem zaoferować, że gdybyś uznał stosownym, to zawsze mogę przemówić do twych podwładnych. Podnieść ich morale zagrzewającą mową albo uspokoić nastroje poruszając tematy jedności, przetrwania i jawnej woli waszego patrona. Zrobię jak uznasz za stosowne, a tymczasem proszę podziel się ze mną swoimi myślami na temat dokumentu.
 

Ostatnio edytowane przez Slaaneshi : 14-09-2016 o 00:01.
Slaaneshi jest offline  
Stary 19-09-2016, 01:08   #322
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację

Markus słuchając słów Kurta kiwał z zadowoleniem głową.
- Dobrze, dobrze. Rad jestem że się tym tak zająłeś. Niestety póki co nie mam głowy ani czasu by się temu bliżej przyjrzeć. Zapamietaj swoje wnioski i wrócimy do tego później.

- Dziękuję za chęci - odpowiedział grzecznie mag - póki co w moim imieniu gdy nadchodziła taka potrzeba wypowiadał się Dieter i tak tez póki co zostanie. Mimo to na pewno znajdziemy użytek dla Twoich zdolności. Jednak teraz możesz pochodzić pomiędzy zwaśnionymi stronami i wybadać czy aby ktoraś ze stron nie zamierza zbyt pochopnie wystąpić przeciwko mnie. Jeśli przy okazji uda Ci się wystudzić gorące głowy to tym lepiej - Markus uśmiechnął się by dodać sił swojemu rozmówcy.
Nie chciał by posłuszeństwo jego słowom wynikało tylko z rozkazów i strachu przed nim ale by kultyści sami tego pragnęli.

 
Dnc jest offline  
Stary 21-09-2016, 21:03   #323
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Kultysta skłonił się, gdy czarodziej udzielał swej odpowiedzi i w skupieniu słuchał jego dalszych słów. Cała jego postawa wskazywała na zgodę, podporządkowanie słowom nowego wodza.
Tak jest, wybrańcze. Jeżeli nie jestem ci potrzebny, udam się w takim razie na spoczynek. Nie zaznałem jeszcze nawet chwili wytchnienia, od czasu gdy schwytali mnie ludzie inkwizytora.
Kurt jeszcze raz schylił się spolegliwie, po czym odszedł ostrożnym krokiem. Z groty starał się wyjść raczej dziarsko ale doganiało go już zmęczenie po dniu pełnym wydarzeń. Marzył o krzepiącej strawie i należytym odpoczynku. Poczuł w powietrzu woń koniny.. i postanowił sprawdzić jakie są jego szanse, by zatopić w niej zęby.
Podszedł do jednego z ognisk, nad którym z mięsa wytapiał się drobnymi strużkami tłuszcz. Licząc na gościnę stada, ostatnie chwile przed snem spędził na sporadycznej wymianie słów ze zgromadzonymi wokół ognia mutantami. Ani oni, ani on nie mieli ochoty na dłuższe rozmowy.

***

Kurt śnił o najróżniejszych rzeczach, a umysł heretyka wypełniały bluźniercze, wstrząsające i niesamowite obrazy. Dlatego też, gdy ze snu wyrwały go prace obozowe chłopa, nazywanego Maxymilianem, ekstatyczny niepokój nocnych majaczeń trzymał się go silnie, wprowadzając kultystę w poddenerwowanie i dziwnie wyniosły nastrój. Odszedł na skraj obozowiska, odciążyć w tym wszystkim chociaż swój pęcherz.

Gdy w końcu powrócił ze swojej eskapady, wśród stada panowało zamieszanie. Agenci Niszczycielskich Potęg przygotowywali się do wymarszu, celem wypełnienia woli wybrańca Mrocznych Bogów i zadań, które przydzielił mieszkańcom obozu. Kurt nie widząc odpowiedniego zajęcia dla siebie, zdecydował, że będzie to odpowiedni moment na przygotowanie przebrania. Zgodnie z wolą czarodzieja, mieli wyruszyć dzisiaj w drogę, a nowy wódz wyraźnie zaznaczał, że nie chce przyciągać do siebie zbędnej uwagi.
Kultysta zdjął swój kaptur, poprawił rzadkie, przetłuszczone po intensywności ostatnich dni włosy, następnie z wielkim namaszczeniem zdjął swój wisior, przedstawiający Wielką Bestię. Zawinął ośmioramienny kawał metalu, w nakrycie głowy i schował je do swojej torby. Wyciągnął też miedziany, choć cały pokryty jasnymi rysami i zadrapaniami medalionik Morra - ostatni element, kompletnie odmieniający jego wygląd. Nie zdecydował się jednak przewieszać go na swojej szyi, dopóki nie wyruszą. Gardził Imperialnym panteonem, a jego symbole uważał za zły omen. Nie chciał przynosić sobie pecha z samego ranka, symbol założy dopiero gdy będą bliżej cywilizacji, toteż schował go pośpiesznie do kieszeni. Stojąc tak, samotnie, wyglądał zupełnie jak zwykły, pobożnie ubrany żak, lub akolita nieokreślonej religii.
Opierając się o swój okuty kij podróżny, zwrócił się w kierunku chłopa, który wcześniej go obudził. Co prawda nie wiedział jak mógłby pomóc w jego przygotowaniach ale chciał poznawać członków stada, a ponieważ przy wozie Maxymilliana stał też inny mutant, pomyślał, że może będzie miał większe szanse, by zamienić z kimś parę słów. Podszedł swobodnie i przystanął w pobliżu, mniej więcej gdy ci dwaj rozmówili się, a chłop przygotował się do odjazdu. Szybko kalkulując oraz widząc w tym szansę na poznanie kogoś, a może nawet wykazanie się przed nim, Kurt doskoczył do zydla, uchwycił się go i zawieszony na wozie zapytał:
Hejże, dobrodzieju, Max was zowią, nie? Może zabiorę się z tobą? Na zwiad cię wysyłają, dwie pary poradzą sobie lepiej niż jedna. A widzisz po mnie – tu kultysta powiódł ręką wzdłuż swojego stroju – ...że nie będę ściągał uwagi, ba, może nawet pomogę takową odwrócić, gdyby ktoś się nami niepożądanie ciekawił? Powiem takiemu co chce usłyszeć i pójdzie w swoją stronę.
No, to co? – Wznowił wpatrując się w siedzącego na zydlu woźnicę – Zabiorę się z wami, nie? Dam tu tylko te rzeczy... – Mówiąc to, zamieścił na wozie płaszcz i kapelusz. Były wykonane ze skóry, ciężkie, nie chciał tachać ich przez cały czas przewieszonych przez torbę. A niewykluczone, że takie przebranie jeszcze przydałoby im się na drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Slaaneshi : 22-09-2016 o 02:15.
Slaaneshi jest offline  
Stary 22-09-2016, 13:26   #324
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Do wyprawy dołączył jeszcze Kastor i wóz z trzema kultystami ruszył przez leśne ostępy. Konie na początku płoszyły się wyczuwając obecność fałszywego demona, ale po pewnym czasie przestały strzyc uszami i parskać. Wraz z upływem czasu mgła się podniosła i mimo lekkiego zachmurzenia zrobiło się ciepło. Wiosna była już w pełni i ptasi świergot był wręcz ogłuszający. Po jeździe jakiś czas między drzewami po leśnych wertepach ryzykując połamanie kół. Maxymilianowi udało się znaleźć jakaś zapomnianą leśna drogę, która po długiej jeździe wyprowadziła na łąki otaczające jakąś dużą wieś. Maxymilian wstrzymał konia i przyjrzał się badawczo. W końcu rozpoznał miejsce.

-To Trebus-oznajmił towarzyszom.


Coś niecoś wiedział oczywiście o tej osadzie. Nie była w końcu daleko oddalona od jego rodzinnego Sydowa. Sołtys nazywał się Kirchner a żona kowala Haidruna Thea uchodziła za najbardziej rozpustną i niewierną kobietę w okolicy co było wiadome wszystkim oprócz kowala. Jego wiedza o Trebus nie ograniczała się zresztą tylko do tego. Podjechawszy bliżej zobaczyli, że zostali zauważeni. Na wioskowym placu zapanowało poruszenie a w ich stronę szla grupa czterech chłopów uzbrojona w pordzewiałe gizarmy roboty Haidruna.

Maxymilian znał ich przywódcę. Był nim niejaki Albert Schafer. Cechował go niezbyt lotny umysł, który natura mu zrekompensowała słuszną posturą i ponoć nielichą krzepą. Szedł na czele trzech niezbyt bojowo wyglądających kmiotków. Jeden był zezowaty, drugi miał jedną nogę krótszą a trzeci był wypierdkiem niewiele wyższym od krasnoluda i chudym jak drzewiec swojej broni. Widać tu także wychodzono z założenia, że do stróżowania w oddziale ochotniczym opłaca się dawać tylko takich, którzy już gdzie indziej się nie nadają.

Grupa podeszła do wozu i zatrzymała się. Albert w butną miną zakrzyknął do jadących.

-W ymieniu Imperytora gadać jakie miano i cyl wizyty. Ino pryndko!

Pytanie nawet pomijając to jak zostało wypowiedziane było cokolwiek idiotyczne bo Schater znał Maxymiliana, ale widocznie przejęcie nową funkcją rzuciło mu się na pamięć. Pozostali ochotnicy skulili się za plecami dowódcy widocznie niezbyt dobrze wspominając poprzednie próby egzekwowania imperialnego prawa.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 25-09-2016, 17:46   #325
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Gdy w końcu Markus został sam w jaskini myślał że będzie miał chwilę dla siebie i uda mu się poskładać wszystkie myśli w całość. Jednak do groty przyszedł Dieter.
Markus odrzucił zmęczenie i ucieszył się na widok sojusznika.
- Dieter, drogi przyjacielu! Porobiło się trochę nieprawdaż? Pan Zmian ciągle poddaje nas próbie i oddaje nam nowe narzędzia do wykonania naszego zadania. Co myślisz o tym wszystkim? Rozmawialas już z tymi nowymi co chcą dołączyć?

Dieter odetchnął z ulgą, kiedy znalazł się sam na sam z Markusem. Potrząsnął mocno głową kilka razy i poczuł jak jego myśli stają się czystsze, chociaż ciarki cały czas chodzily mu po plecach. Czy Pan Przemian dotknął jego umysłu, aby udzielić mu ostrzeżenia o czających się wszędzie wokół wrogach i czyhającej zdradzie?

- Tak, Pan nas nie opuszcza pomimo naszych błędów, ocaliśmy Księgę i zdobyliśmy nowe artefakty - myslę, że zatrzymam magiczny miecz i płaszcz w nowej sytuacji. Śmierć Korzara dobrze się nam przysłużyła - możemy zawładnać jego Sforą i skarbami. Jednak musimy mieć pewność, że Sfora jest nam wierna - Angham i Żabiogłowy chcieli chyba sami przejąć władzę, myśle, że szukają okazji by cię obalić. Proponuje zwabić ich w pułapkę i zabić jak najszybciej. Możemy też ich wykorzystać jako ofiary w rytuałach, zresztą ich widoczne mutacje i tak zmniejszają ich przydatność dla naszych planów w Nuln. Pan zesłał mi wizję po walce, w ktorych ostrzega, że wszędzie czyha zagrożenie i zdrada. - Dieter wzdrygnął się to mówiąc, spoglądając nagle za siebie jakby spodziewał się, że ktoś zaraz wyskoczy zza jego pleców.

- Co do nowych przybyszy to oczywiście nie możemy im ufać i musimy obserwować, natomiast myślę, że Pan Przemian zesłał ich żebyśmy mogli wykorzystać ich talenty w naszej misji. Kastor jest wspaniałą bronią, jego siła będzie użyteczna. Kurt może udawać akolitę tak jak ty maga Kolegium, co daje nam nowe możliwośći. Jest on też bardzo dociekliwy, może nawet aż za bardzo - ma ciekawe przemyślenia na temat tego pergaminu ze wskazówkami co do naszej misji, rozumiem, że podzielił się już nimi z tobą?


Gdy usłyszał odpowiedź, Markus kiwnal głowa na słowa Dietera i powiedział:
- No a teraz najważniejsze. Masz pomysł jak przedrzemy się do Nuln?

Jeżeli chodzi o podróź do Nuln, to powinniśmy zostawić członków Sfory którzy nie mogą udawać ludzi w lasach jak najbliżej naszego celu, natomiast my i ci bez bardzo widocznych mutacji powinni udać się do miasta - możemy udawać orszak Maga Kolegium i Kapłana. Może przy tym zabitym inkwizytorze są jakieś użyteczne papiery? - Odpowiedział Dieter po chwili namysłu.

Markus wyciągnął papiery, które dostął od akolity.
- Trzymaj, Kurt je znalazł. Mogą się przydać. Ustal prosze naszą drogę do Nuln byśmy się nie rzucali w drogę. Wysłałem Maxa na zwiady a i Kastora by można. Karocą inkwizytora bym nie jechał bo cześć żołnierzy uciekła i wieść się może szybko roznieść o tej potyczce. Jeszcze by nas dogonili po drodze. Chyba żebyśmy ich wszystkich wytropili ale na to czasu nie ma. Myślę, że powinniśmy porzucić plan o podróży karocą, to zbyt niebezpieczne, no chyba że będziesz się upierał - Markus rozłożył ręcę - i będzie Ci na tym zależeć wtedy w porzadku.
Co do pomysłu z udawaniem to póki mamy zwój możemy wszystko.
Ponad to zastanawiam się w czym nam mogą pomóc ci mutanci, którzy mają widoczne mutacje. Będą przeszkadzać na trasie, a w mieście nie pomogą. Poza tym oni szybko nie zaakceptują naszego przywództwa a ostatnie co to mam w głowie to walka z nimi.
Moje zdanie jest takie by ich zostawić na pastwę losu lub wziąc ze sobą i jakoś później zgubić, im prędzej tym lepiej. By raz nie wiedzieli dokładnie gdzie idziemy, a dwa nie narobili nam kłopotów…


- Tak, oczywiście, nad trasą się zastanowię - rozumiem twoją argumenty w kwestii Sfory, ale jest ona jednak siłą którą dał nam Tzeencht - na pewną tak długo jak podążamy lasami będą użyteczna ochroną. - Dieter pogładził pieszczotliwie rękojęść miecza - Myślę, że jakbyśmy dla przykładu pozbyli się Anghama i Żabiogłowego to reszta byłaby mniej skłonna do buntu, strach jest dla takich jak oni wspaniałą motywacją - można by ich wezwać teraz i zaskoczyć. Zwierzoludzie są póki co po naszej stronie

-Niech będzie. Dobrze, że jesteś. Widzisz jak jesteśmy sobie nawzajem potrzebni i żaden z nas by tyle nie osiągnął ile we dwóch na usługach Pana Zmian.

Dieter widząc aprobatę Markusa , wyszedł z jaskini, by zrealizować plan. Niedaleko wyjścia spotkał jakby poszukującego go Kastora.

- Dobrze, że jesteś - znajdź Psiogłowego i Żabiogłowego i powiedz im, że Markus chce z nimi porozmawiać w jaskini. - Wydał polecenie pewnym głosem, potem znalazł najbliższych zwierzoludzi.
- Weźcie broń i chodźcie ze mną do jaskini - jest pilne zadanie do wykonania od przywódcy.- Powiedział cicho, starając się nie ściągać na siebie większej uwagi.

Kastor przytaknął kiwnięciem głowy na rozkaz. Odprowadził Dietera wzrokiem i rozejrzał się po obozujących mutantach. Znalazł w końcu tych kogo wypatrywał i podszedł wolnym krokiem.
- Nasz Pan was oczekuje w jaskini.
Oznajmił spokojnym głosem obserwując reakcje tej dwójki. Kiedy ruszyli na spotkanie z Magusem ruszył za nimi. Weszli do groty i dwójka mutantów staneła przed Markusem.
- Przyprowadziłem ich Panie jak kazałeś.
Kastrator stanął z boku przyglądając się zaproszonym. Był przygotowany na każdą ewentualność. Walkę również. Nie pozwoli by coś się miało stać przywódcy, a przy okazji miał nadzieję pokazać się jako obrońca w oczach wybrańca.

Markus widząc zebranych powiedział pokazując na Dietera:
- Mój uczeń i prawa ręka ma dla was zadanie. Wykonajcie je tak jakbym ja wam to zlecił.

W tym momencie Dieter wyłonił się z cieni za dwójką mutantów, korzystając z mocy elfiego płaszcza. Wbił ostrze złowrogiego miecza w plecy Żabiogłowego, który nie spodziewał się zasadzki i zadygotał, krew tryskała z jego rozdziawionego w szoku pyska.

- Zabić zdrajców! - krzyknął Dieter, i zwierzoludzie rzucili się na mutantow. Żabiogłowy został szybko dobity, Angham zdołal wyciągnąć ostrze i sparować atak pierwszego z napastników, ale szybko padł, przytłoczony nawałą przeciwników - jego początkowo gniewne warknięcie przeszło w psie skomplenie gdy konał w kałuży juchy.

- Taki los czeka zdrajców - oni chcieli sprzeciwić się woli naszego potężnego Pana, którą realizujemy pod przywództwem Mistrza Markusa! Teraz ich truchła posłużą w naszych rytuałach. Ci którzy slużą wiernie zostaną zaś nagrodzeni mocą i chwałą! - Dieter przemówił do Kastora i zwierzoludzi, jego oczy gorejące ,a glos natchniony.

- Kastorze, dobrze się stało, że Pan skierował ciebie na naszą drogę. Dołącz do Kurta i Maxa w misji zwiadowczej. Planujemy przeprawić się przez Rzekę Kolpin i podążyć do Nuln przez Las Nattern. - Dieter uśmiechnął się z uznaniem do nowego członka grupy.

- Jak sobie życzysz. - Powiedział z wolna patrząc na rzeź mutantów. Nie podobało się to Kastorowi. Marzenia o wielkiej bandzie nawiedzającej środkowe Imperium zaczynało pryskać.
Odwrócił się i wyszedł, skierował swoje kroki do wozu.
 
Lord Melkor jest offline  
Stary 26-09-2016, 07:28   #326
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kastor wyszedł z jaskini i rozejrzał się po obozowisku. Żywego ducha poza Kurtem krzątającym się w okolicy wozu.
Fałszywy demon ruszył ku kultyście.
- Nasi przywódcy skierowali mnie bym z Wami się udał.- Powiedział zaskoczonemu z lekka nowemu członkowi pomniejszonej już drugi raz tego dnia bandy.

Droga z początku była trudna i konie dziwnie się zachowywały. Kastor wiedział czemu. Większość zwierząt tak reagowała na niego. No poza kotami chyba. Przedzierając się przez gęstwiny leśne wielki mutant z mieczem w ręce wycinał drogę dla wozu i nowych towarzyszy. Zastanawiał się ile czasu mu zabierze przyzwyczajenie się do kompanii. Kilka lat w samotności przeżył naznaczony darami od Pana Przemian. Zrobił się odludkiem a teraz? Odnalazł rodzinę. No może nie taką normalną z ojcem i matką, ale z braćmi i ojcem. Jedyną kobietę, która mogła dać poczucie ciepła rodzinnego zostawili w obozie. Ciekawe czy jak resztę mutantów rozsiekają ją. Teraz to nie było istotne. Zadanie było do wykonania. Jakże istotne. Kastor nie zamierzał zawieść i według woli Tzeentcha zamierzał doprowadzić wybrańca do Nuln. Kiedyś jedno z miast gdzie jako gladiator gościł na tamtejszych arenach. Trochę złota wyniósł po paromiesięcznym goszczeniu się w tym mieście zanim musiał z cywilizacji uchodzić ku lasom i kniejom Imperium by zazdrośni ludzie o jego boskie dary nie spalili go na stosie.
Teraz wracał do tego miasta i z wolą Tzeentcha i wybrańca wykonają misję, która od dłuższego czasu wypełniała sny Kastora.

Dotarli do traktu i po sprawdzeniu okolicy wyjechali. Zabezpieczyli miejsce wyjazdu zacierając ślady szorując gałęziami i robiąc zasłone z krzaków. Lepiej by jakiś patrol żołdaków nie wpadł na tą drogę. Bo po zwiadzie mogą wrócić do zaatakowanego obozu. Jego tam nie było a nie darowałby sobie gdyby włos spadł Markusowi przez jego głupotę.
Wszedł na wóz i ruszyli sprawdzać drogę. Miał nadzieję, że nie będą mieli problemów.
 
Hakon jest offline  
Stary 01-10-2016, 20:09   #327
 
Slaaneshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Slaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumnySlaaneshi ma z czego być dumny
Pytanie, nawet pomijając to jak zostało wypowiedziane, było cokolwiek idiotyczne bo Schater znał Maxymiliana, ale widocznie przejęcie nową funkcją rzuciło mu się na pamięć. Pozostali ochotnicy skulili się za plecami dowódcy widocznie niezbyt dobrze wspominając poprzednie próby egzekwowania imperialnego prawa.
Jak myślisz łazęgo. Na targ jedziemy, po co innego pchałbym się tutaj. Mam też swoje sprawy, z Haidrunem do załatwienia. Teraz złaź z drogi bo mi konie się przez was płoszą – Max wiedział, że trzeba z nimi ostro, inaczej władza zaczyna uderzać takim do głowy. Odwrócił się do swoich pasażerów – Idźcie przodem, posłuchajcie plotek. Ja udam się do kowala by pozbyć się złomu i przywitać się z niegrzeczną Theą.
Zezowaty będąc chyba zorientowany w temacie, po usłyszeniu “niegrzeczna Thea” zachichotał nerwowo, ale dowódca nie wyglądał na rozbawionego.
Jakie kurwa przodem?!
Albert zrobił się purpurowy na twarzy i zaczął się trząść jak galareta zaś wielkie piąchy zaciskały się i rozluźniały raz po raz.
Lork, Rolf, Michael otoczyć wroga
Trzech przerażonych podkomendnych z ociąganiem otoczyło wóz nastawiając gizarmy trzymane w drżących dłoniach.
Nie byndziesz mi się tu sszaru… szaregesi… rzomdził siem mnie nie byndziesz! To obraza władzy! Tu nie Sydow przybłyndo! Miana twuje i ryszty obwiesi albo zamknimy w komurce.
Albert spogladał władczo i ze śmiertelną powagą na trójkę siedzących na wozie kultystów. Nadal czerwony jak burak zdawał się być gotowy na wszystko.
Nie rządź się tak człowieku. Do władzy daleko jeszcze masz. – Gdy Kastrator się podniósł na wozie aż zatrzeszczało. Zeskoczył przed sepleniącym i uniósł twarz by spojrzeć mu w oczy.
Idziemy na targ a Ty narażasz swoich ludzi. Ciekawe czy przełożony będzie zadowolony. – Zwrócił się do sepleniącego. Patrzył przenikliwie, napinając mięśnie.
Albert trochę pobladł i zrobił krok w tył, ale zaraz wsadził palce za pas i poprawił spodnie odzyskując rezon.
Miana albo byndzie źle!
DOBRA. JUŻ! – Max krzyknął czym chciał uspokoić całe towarzystwo. – Ja jestem Maximillian, Max z Sydowa, Ci dwaj to podróżnicy, których zabrałem na szlaku. Przypomnijcie mi swe imię, ojcze..? – Muller powiedział te słowa do Kurta, wyraźnie sugerując, że ta rola najszybciej załatwi ich problem.
Spokojnie! Spokojnie, zacny dobrodzieju. – Kurt powstał opierając się lewą ręką na kiju, a prawą unosząc w pokojowym geście, po czym lekko niezgrabnie zaczął zsuwać się z zydla.
Nie chcecie chyba w imię naszego zacnego Imperatora wszczynać burd ze swoimi - mówił niejako wskazując na Maxa – ani tym bardziej z zacnymi sługami Pana Snów, opiekuna naszych zmarłych – tu uderzył w rzewną nutę, kierując swe słowa do dowódcy wiejskich strażników.
Nazywam się Kurt Aascheritt i jestem wędrującym akolitą Kruczego Boga, Morra. Razem z moim pomocnikiem, porywczym Kastorem podróżujemy po Imperium, oferując ostatnią posługę oraz godny pochówek, w każdym odosobnionym miejscu. Przybywamy do dalekich leśnych wiosek, nie posiadających własnego duszpasterza, odwiedzamy też pobojowiska i pola bitwy, gdzie szlachetni synowie Imperium oddali swą krew i życia, za bezpieczeństwo i ład dla wszystkich jego mieszkańców. Kastorze, spokojnie, nie potrzebujemy żadnych awantur. Widzicie, samotne podróżowanie przez leśne drogi naszego kraju bywa wyzwaniem. Ten zacny mężczyzna, który przed wami stoi, sam był grzesznym, niebezpiecznym wojownikiem, jednak nawrócił się i szuka odkupienia pomagając mi swym zbrojnym ramieniem w trakcie podróży, a swą krzepą i zdrowiem przy grzebaniu zmarłych. Widziecie, na wielu pobojowiskach nasi ludzie odchodzą w zaświaty bez ostatniego namaszczenia, bez pochówku zgodnego z naszymi tradycjami… Jak mają odnaleźć drogę do Ogrodów Morra, bez naszej pomocy?
W miarę wypowiadania swego monologu, kultysta w przebraniu przybliżył się do wzburzonego formalisty, blokującego im wjazd do wsi, tak by ten mógł zauważyć naszyjnik z symbolem patrona zmarłych.
Po długiej posłudze wśród północnych i wschodnich zakątków kraju, wędrujemy na zachód. Morr zesłał mi nocą tajemniczą wizję, w której prowadzący mnie kruk wylądował na zrujnowanej kaplicy, pod zachodzącym słońcem. Wierzę, iż przeznaczeniem moim jest odnaleźć tą kaplicę i odbudować jej dawną chwałę, zaś tego rosłego mężczyzny, pomóc mi w tym słusznym zadaniu.
Podczas wędrówki napotkaliśmy tego uczciwego człowieka, a on zaoferował wziąć nas ze sobą na swój wóz, coby oszczędzić nam trudów drogi…
– Mówiąc to Kurt obrócił się w kierunku Maxa, cały czas gestykulując z nabożną czcią, by uzmysłowić rozmówcy swoje religijne uniesienie. – Nie rezygnujemy jednak ze służby naszemu patronowi, toteż wszędzie na trasie oferujemy pomoc. Może i wy.. nie wyłapałem waszego imienia, zacny człowieku, może i wy potrzebujecie we wsi pomocy akolity Morra, modlitwy, pochówku, czy błogosławieństwa swoich zmarłych? Toż to nie godzi się oddawać ich ziemi, bez uprzedniego zabezpieczenia ich duszy i ciała - namaszczeniu i przekazaniu ich pod opiekę Pana Snów. Czasy mamy ciężkie, żywot na tym ziemskim padole obfity jest w trudy i nieszczęścia… Może wpuścicie nas do wioski, a my porozmawiamy z mieszkańcami, uzupełnimy zapasy i dowiemy się, czy komuś nie sposobna byłoby pomóc?
W miarę jak Kurt mówił, usta Alberta otwierały się coraz bardziej. Chłop wybałuszył ślepia a na twarzy malował się nadludzki wysiłek, związany zapewne ze zrozumieniem długachnej i zawiłej przemowy. Stan ten utrzymał się również, gdy padło końcowe pytanie. Krępującą ciszę przerwał zezowaty. Podchodząc do Alberta i konfidencjonalnym szeptem, doskonale słyszalnym dla wszystkich powiedział:
Wędrowny Morryta, Albert
Albertem wstrząsnęła nagła konwulsja związana z odkryciem tej strasznej prawdy. Zarówno on jak i ochotnicy odskoczyli na boki czyniąc drogę wolną. Nim Maxymilian zdążył ruszyć, Albert splunął trzy razy przez lewe ramię i uczynił znak młota na piersi mamrocząc coś o złym omenie. Można było jechać.

Ludzie w tych stronach zdają się być.. Nad wyraz zabobonni? – Wymamrotał pod nosem kultysta. Nieco zbity z tropu oglądał się przez ramię na niedawnego rozmówcę, wracając na wóz.
Kastor nie wsiadał z powrotem - ruszył obok wozu patrząc pod nogi. Był zaskoczony łatwością mowy oszukanego akolity. Zaczynało się rodzić w głowie Kastratora coraz więcej opcji przyszłości w takiej kompanii.
Jak wszędzie. – Max odpowiedział poganiając konie. – Jak wszędzie proszę ojca. – Ostatnie zdanie Muller powiedział śmiejąc się do akolity.


Trebbus było takie jak Max je zapamiętał. Duża, ponoć bogata wieś. W centrum świątynia Sigmara, a także, co było dosyć niezwykłe na osadę tej wielkości, niewielki przytułek, w którym posługę pełniły trzy siostry Shallyi, czyniąc Trebbus słynnym na całą okolicę i świadcząc jednocześnie o bogactwie wioski. Stary sołtys Kirchner był już bardzo wiekowy i wszystko wskazywało, że niedługo uda się do ogrodów Morra. Zdawał się nie mieć pojęcia czy jeszcze żyje.
Karczma pod “Gęsią i Lisem” była dużym piętrowym, drewnianym budynkiem. Przed wejściem stało kilka furmanek, ale zarówno przed karczmą, jak i na placu, ruchu dużego nie było. Dzieciarnia i przechodzące wieśniaczki zatrzymywały się i ciekawie spoglądały na “nowych”. Od strony ulicy, która dalej na południe przechodziła w trakt do Missen, dochodziły rytmiczne uderzenia młota. Słychać je było wyraźnie, mimo, że od wioskowego placu dzieliło kuźnię dobre pięćdziesiąt kroków.
Kastor szedł obok zaprzęgu. Widział jak ludzie na nich spoglądają. Gdyby wiedzieli na co patrzą, pewnie uciekaliby w popłochu. Już od dawna nie był w żadnej większej osadzie. Jeśli już, to jakaś farma czy mała wioska na obrzeżach.
Teraz udali się do gospody, miał gladiator nadzieję, że wywiedzą się czegoś o okolicy i czy wiadomo już o likwidacji łowcy czarownic.

Max zostawił wóz i konie w gotowości, teraz rumaki raczyły się gościnnością lokalnych, pijąc wodę ze studni. Po krótkim pożegnaniu ruszył do kowala.

Gdy weszli do karczmy ujrzeli zadymioną salę, której podłoga wyłożona była niezbyt dobrze ociosanymi kłodami. Łatwo było się potknąć. Ławy i inne sprzęty były równie toporne. Gości zaledwie sześciu. Czterech z nich z pewnością było chłopami. Sprawa nieco komplikowała się jeśli chodzi o dwóch jegomości siedzących przy stole w pobliżu baru. Mieli na sobie skórznie a ten o posiwiałych skroniach nawet kolczy kaftan. Na ławie obok mis z jedzeniem i kufli leżały kusze a o stół były oparte miecze. Widać chcieli mieć je pod ręką w razie czego jak przystało na wyszkolonych i obytych z wojaczką ludzi. Przy palenisku znajdującym się w centrum karczmy nad którym wisiał kocioł z bliżej nieokreśloną strawą suszyły się, zapewne ich, płaszcze. Chłopi nie zwrócili na was uwagi, natomiast dwójka wojaków zamarła z łyżkami wędrującymi do ust i utkwiła w was pełne wyczekiwania spojrzenia.

Karczmarz widząc kolejnych gości przerwał czyszczenie kufla i uśmiechając się chytrze zagadał.
Niech będzie pochwalony Sigmar! Czego dusza pragnie. Czym chata bogata ugościmy. Oczywiście o ile macie czym zapłacić.
Kastor wszedł bokiem schylając się. Niby coś zobaczył na ziemi i podniósł. Jego prawdziwą postawą ciężko by było wejść wyprostowanym więc musiał stosować przy ludziach takie sztuczki. Nie reagował na pytanie karczmarza i tylko podszedł do lady w najobszerniejszym miejscu by mieć miejsce dla siebie.
Piwa. – Powiedział nie odwracając wzroku od zbrojnych. Przyglądał im się szukając w nich kogoś, kogo widział podczas ostatniej walki. Może to dezerterzy i kogoś rozpoznali z nich?

Dwóch jegomości było jednak Kastorowi kompletnie nieznanych. Nie nosili poza tym barw Talabeklandu. Nic nie wskazywało, żeby mieli coś wspólnego z tymi, których napadli na trakcie. No i Lieske było daleko. Jak by nie patrzeć, Trebbus było zapadłą dziurą na uboczu, nawet jeśli miejscowym wydawało się metropolią.
Były gladiator szukał w ich spojrzeniu tego czegoś. Czy może wyczuwają kim są? Może są grasantami i oceniają czy warto ich napaść? Szukał w sposobie ich zachowania jakiś cech znamiennych.
Próżno jednak szukał. Nie mieli żadnych oznaczeń. Po chwili gdy zamarli obserwując przybyłych wrócili do jedzenia, jakby nigdy nic, w dalszym ciągu popatrując w stronę Kastora i Kurta.
Kurt widział spojrzenie Kastora, łączące się z niepożądaną uwagą charakternych jegomościów. Postanowił budować pozory, przynajmniej póki towarzystwo się nimi interesowało.
Witajcie gospodarzu. Wędrujemy na południe i chcielibyśmy zażyć chwili spokojnej przerwy w waszym przybytku. Wybaczcie grubiańskie maniery memu towarzyszowi ale z natury jest człowiekiem bardzo bezpośrednim. Podajcie nam piwa, dla mnie ciemne, proszę.
Kultysta sięgnął ręką do sakwy i wydostał z niej skórzaną sakiewkę. Wyskrobał z niej srebrną monetę, którą położył na ladzie dodając:
To na poczet napitku, a i rozmowy, mamy parę pytań dotyczących podróży po okolicy.

Na sam widok sakiewki karczmarz rozpogodził się jak dziecko na widok cukierka i sięgnął po kufle.
Usiądźcie przy ławie, zaraz podam. Co do piwa to mamy tylko jeden rodzaj, ale jest ono dość ciemne, więc powinniście być kontenci. A może jakąś strawę? Heike, rusz dupsko, gości mamy! – wydarł się gdzieś ku zapleczu.
Kastor aż odwrócił się słysząc pewne słowo, którego nie był pewien.
Kontenci? – Zmarszczył brwi, ale szybko do jego łba przyszło co mogło znaczyć to tajemnicze słowo. Z resztą wzrok Kurta sam mówił za siebie. Kastor odpuścił. Nie po zaczepkę tu przybył.
Odepchnął się od baru i ruszył ku wskazanej ławie. Rozejrzał się za porządnym siedziskiem, które utrzyma jego ciężar.
Na szczęście solidne dębowe ławy utrzymałyby i minotaura problemem jednak było, że były budowane pod rozmiar człowieka. Próba posadzenia na nich kogoś rozmiarów Kastora, mogłaby skutkować przewróceniem stołu. Już przeciśnięcie się przez wejście do karczmy, mimo większych drzwi niż w zwykłym domu, sprawiło mu trudności. Zawsze mógł zaryzykować, chociaż siedzenie z kolanami pod brodą nie było najwygodniejszą perspektywą.
Ex-gladiator tylko odpowiedział gospodarzowi.
Jeśli łaska przy szynku wolę. – Nie chciał ryzykować, że ktoś zauważy dziwne zachowanie.
Klient nasz pan – wyszczerzył się w odpowiedzi karczmarz.
Powiedź przyjacielu. Jak droga na południe się prezentuje? Coś na drodze mamy się obawiać? – Rozpoczął i miał nadzieję, że może uda się przekonać obserwatorów, iż jest jakimś ochroniarzem.
Karczmarz chrząknął wymownie i podając kufle ze świeżo nalanym piwem rzucił spojrzenie w kierunku, gdzie siedzieli dwaj zbrojni. W tym samym momencie Kurt i Kastor usłyszeli za sobą odgłosy kroków. Gdy odwrócili się w tamtą stronę stał tam starszy szpakowaty mężczyzna.
To wy nie z południa do nas przybyli? A skąd jeśli wolno spytać? Toć innego traktu niż na południe tutaj nie ma.
Pytać wolno, jednak, wypadałoby okazać obcym, zwłaszcza należącym do kultu świątynnego, nieco szacunku. – Kurt odwrócił się powoli. Małomiasteczkowość i czepliwość miejscowych zaczynała działać mu na nerwy, toteż jego głos powoli zmieniał ton, z lejącego słodki miód, na oschły, szorstki formalizm.
Pytam nie bez powodu. Nie dalej jak tydzień temu, na trakcie między Welleborn a Rangenhof wybito oddział żołnierzy, eskortujący jakiegoś maga i jego ucznia. Ciał maga i ucznia nie znaleziono. Znaleziono zamiast tego ciała mutantów i ślady oparzeń, które zidentyfikowano jako magiczne, na ciałach zabitych żołnierzy. Dlatego w całym regionie postawiono w stan gotowości oddziały ochotnicze i strażników dróg takich jak ja i mój podkomendny. Widzę, że nosicie na szyi symbol Morra, powinniście być więc rozumni i wykształceni. Gdzie pełniliście posługę skoro pytacie o szlak na południe?
Nie czekając na odpowiedź odwrócił się do młodziana z którym siedział i zakrzyknął do niego.
Leć po tych idiotów ochotników. Chcę wiedzieć czy wypytali ich jak im przykazaliśmy.
Wygląda na to, że każde z nas mylnie odczytało pozory. My wszakże też nie przyuważyliśmy waszych insygniów pełnionego urzędu…
Dlatego, że ich nie nosimy. – wtrącił strażnik – Chcecie wiedzieć czy mamy prawo pytać. Ta podejrzliwość jest wielce zastanawiająca ale niech będzie.
Starszy mężczyzna sięgnął za pazuchę i wyciągnął dokument. Podał go Kurtowi.
Wewnątrz jest glejt uprawniający mnie, sierżanta Hassela, do ścigania przewin i wymierzania sprawiedliwości w razie czego. Chybaście piśmienni?
W tym czasie młodzian wybiegł z karczmy.
Kastor tylko odprowadził młodego wzorem i wrócił spojrzeniem do sierżanta. Nic nie dodawał do wypowiedzi jedynie patrzył i oceniał. Jedno go cieszyło. W razie problemów nie mieli kusz pod ręką.

...myśląc, że to jacy awanturnicy, czy miecze najemne, tak się nam tu przyglądają… - Kontynuował z kwaśną miną Kurt, pomimo wcinającego się strażnika. Przyjął do ręki papier od mężczyzny i przeczytał na głos pierwsze zdanie:
“Papier ten uprawnia posiadacza, Sierżanta Hassela...”-nie, nie ma potrzeby czytać dalej. Jak mówiłem, źle się wzajem oceniliśmy. Czy pytać macie nas prawo, to dla nas problemem nie jest, jako że i tak byśmy odpowiedzieli - nasza misja tajemnicą nie jest, a i może wytłumaczy niepotrzebne nam tu napięcie. Od chłopa.. Alberta, jak mniemam miano jego.. za dużo się i tak nie dowiecie, bowiem pytania jego ustały, gdy tylko medalion mój zobaczył. Skoro jednak wytłumaczyliśmy sobie już to i owo, pozwólcie mi zasiąść z wami przy ławie, usta zmoczyć i opowiem wam tedy, skąd wędrujemy, kto my, a i wszelkie pytania dodatkowe, które macie.
Sierżant wzruszył ramionami na tą propozycję i skierował się do stołu.
Kastor odprowadził wzrokiem sierżanta i Kurta. Sam nie poszedł do stolika.
Nasiedziałem się na wozie. – Odpowiedział sierżantowi.
Ten zaczął, mówiąc do kultysty.
Skoro aż tyle macie zamiar powiedzieć, to siądźmy. Wolałbym krótkie wyłożenie sprawy, od kazania...
Zwę się Kurt Aascheritt, a kompan mój, ochroniarz i grabarz w jednym, nosi imię Kastor. Wędrujemy razem, po dziczy, leśnych ostępach, odwiedzamy sioła głęboko w puszczach, drobne wioski, które nie mają szczęścia by posiadać własnego kapłana Pana Snów. Wykazujecie się wiedzą, strażniku, toteż na pewno nie zdziwi was, że dla naszego kultu ważnymi są ostatnia posługa, odpowiedni obrządek i pochówek względem zmarłych. Istnieje wiele zapomnianych pól bitew, pobojowisk po potyczkach, oddalonych od cywilizacyji wiosek, dotkniętych chorobą, złym omenem, czy innym nieszczęściem. W miejscach takich bieleją pod niebem nagie kości, wołających o pomstę, o swą godność, umarłych. My, słudzy Morra, troskamy się o ich dusze, o spokojne ich przejście do jego Ogrodów i należyty im, niezachwiany odpoczynek.
Ostatnie miesiące wędrowaliśmy po leśnych szlakach Talabeklandu, często obierając nieoczywiste ścieżki przy pełnieniu swej posługi. Przeczuwam jednak, że patron mój pragnie, bym innym jego zadaniem się zajął, zsyła mi bowiem we snach znaki, wskazujące na zachodnie i południowe kierunki. A że nienazwane mogiły i odchodzący bez opieki naszego kultu pojawiają się w każdym zakątku Imperium, toteż kierunek nie jest dla nas nawet taki ważny, jak potrzebujący, których napotykamy po drodze.

Tutaj Kurt pozwolił sobie na pauzę, w której wreszcie sięgnął po proszone piwo. Pił ociągając się, jedynie dla zmoczenia ust i zgaszenia pragnienia, nie samego trunku.
Muszę jednak przyznać, że wasze słowa zmartwiły nas. Było nie było, prawda jest taka, że podróżujemy we dwójkę, a nie jest to dostateczna siła, by mierzyć się z magami i mutantami, którzy są w stanie rozgromić oddział żołnierzy… Pociesza mnie jeno to, że robimy, co robimy z woli Pana Snów, a naszego patrona i jeśli jego wolą jest, byśmy szli tymi szlakami, to nie dozwoli, by spotkała nas krzywda
Sierżant pokręcił ciężko głową.
Pewnie nie macie żadnego listu polecającego od swej zwierzchności, potwierdzającego wasze posłannictwo. Kolejny nawiedzony fanatyk, kurwa jego mać. Słuchajcie no - Trzymajcie się głównych traktów jeśli chcecie przeżyć. Będę miał was na oku.

Ledwo wypowiedział te słowa, do karczmy wpadł zziajany podkomendny, wysłany by wywiedzieć się u ochotników.
Mówią, że przywiózł ich jakiś ich znajomy i że pytali.
Banda idiotów, wpuściliby do wsi demona, byleby jechał z ich kumem. Dobra, dokończ jeść i się zwijamy.
Obaj strażnicy wrócili do swoich stołów i do jedzenia.
Opuszczony przez sierżanta, Kurt wrócił do picia piwa. Dokończył je cicho, spokojnie, siedząc samemu. Gdy na dnie kufla zostały już tylko mętne resztki, oszczędzając sobie tej wątpliwej przyjemności wrócił do lady.
Gospodarzu, mój towarzysz zadał wam wcześniej pytanie. Nie wiecie jak się te południowe trakty prezentują? Rzeczywiście takie licho po nich szaleje, że aż patrole trzeba było przysłać? Jak droga stąd do Welleborn się prezentuje?
Karczmarz wzruszył ramionami.
Wiemy tu wszyscy tyle co od takich jak ci strażnicy dróg. Po tych atakach mutantów ludzie zaszyli się w domach. Interesy cierpią, a ino wojska przybywa. Mówi się, że mają przeszukiwać lasy. Ściągają ponoć posiłki. Uważajta na siebie.
Ukontentowany uzyskaniem odpowiedzi, Kurt wzruszył ramionami ku Kastorowi, po czym ruszył do wyjścia.

W tym samym czasie Max dotarł już do domu Heidruna. Farmer wszedł bez pukania. Jeśli miało mieć ono miejsce to jedynie w towarzystwie kowalówny.
Kuźnia była budynkiem w podwórzu zabudowań kowala. Na wprost był dom mieszkalny, do którego przystawała obora. Nieco z boku była zaś stodoła. Sam budynek kuźni znajdował się tuż przy wejściu na ogrodzoną posesję. Przed samą kuźnią stało kilku chłopów z końmi do podkucia i lemieszami do wyklepania. Nie było żadnego sposobu by przemknąć obok nich do domu, w którym zapewne znajdował się upragniony cel wizyty Maxa. Sama kuźnia miała ściany tylko z trzech stron, dzięki czemu Heidrun doskonale widział wchodzących. Widząc Maxa na chwilę przerwał kucie podkowy i machając w jego kierunku młotem zakrzyknął:
Przyjdź najwcześniej za dwie godziny. Jestem zawalony robotą.
Kowal był łysym i wąsatym mężczyzną około czterdziestki. Thea i jej liczni kochankowie mieli z pewnością szczęście, że mąż nie był zbyt przenikliwy. Był on bowiem, jak przystało na kowala, potężnie zbudowanym mężczyzną i gdyby tylko chciał rozerwałby człowieka na sztuki.
Max mimo wszystko podszedł do rosłego rzemieślnika.
Spokojnie Heidrunie. Moje konie są podkute. Przychodzę z szybkim interesem, ale widzę, że zaprawdę masz sporo pracy. Mogę poczekać u Ciebie w domu? Wody po długiej drodze się napić i wrócić później?
Kowal uniósł brwi w geście zdumienia.
Karczmę zamknęli czy kie licho, że u mnie w domu chcesz wypoczywać? Żona obiad robi, jeszcze byś jej przeszkadzał. Ki chuj, ani brat - ani swat i mi się do domu wprasza – dodał już ciszej, do siebie, po czym wrócił do kucia.

Pozostało albo iść do karczmy, albo spróbować obejść gospodarstwo z drugiej strony i pukać w okno komórki. Jednak szanse, że kowalowa posłyszy nie były zbyt wielkie.
Max uznał to więc za znak od Pana Zmian i wrócił do swych towarzyszy do karczmy. Za dwie godziny miał zamiar powrócić i dokończyć interesy z rogatym kowalem.
Pod karczmą zastał Kurta przechadzającego się po okolicy. Razem weszli do przybytku, w którym pozostawał Kastor. Akolita Chaosu, w przebraniu sługi Morra poprosił gospodarza jeszcze o napitek dla Maxa, oraz strawę dla trojga, za co zapłacił wyskubanym z sakiewki grosiwem.

Gdy Max wrócił po dwóch godzinach, udało mu się dobić interesu, chociaż kowal kręcił nosem i zadawał kłopotliwe pytania typu “skąd wytrzasnąłeś te rzeczy?”. Nie wszystko też udało się kupić.
Halabardy ani włóczni nie sprzedam, bo nie mam. Mogę zrobić, ale byłaby do odebrania najwcześniej pojutrze. Co do reszty, to nie dam za to więcej niż siedem monet od sztuki. Jeśli ci to pasuje, to możemy dobić interesu. Jeśli nie, to szukaj kupca gdzie indziej.
 
Slaaneshi jest offline  
Stary 02-10-2016, 19:09   #328
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację


W drodze przez jakiś czas milczeli. Max była zarówno zadowolony jak i rozczarowany wizytą w wiosce. Niemniej był o prawie 30 sztuk złota do przodu. Broń i tak będzie mógł kupić w Nuln. Tam zmierza mistrz, tam tez są lepsi kowale niż rogaty Heidrun. Może jakiś krasnolud mu gizarmę wykuję. W końcu gdy opuścili pola i była pewność, że jedynie jego dwaj towarzysze go słyszą powiedział.
- Dowiedzieliście się czegoś ciekawego we wsi? Ja podejrzewam, że kowalowa może być kultystą pana rozkoszy, albo to zwykłe kurwiszcze. Niemniej mówcie co się dziąło pod moją nieobecność.-
– Ostrożnie Max, pilnujmy drogi. Ba, jedziemy na południe, na zachód! – zdenerwowanie sytuacją ze strażą w końcu dopadło Kurta. – Widziałeś tych charakterników w karczmie? Strażnicy Dróg. Ten psi syn, Hassel.. sierżancik, scheisse, od razu zorientował się, że jak nie nadjechaliśmy z głównego traktu, to mu to się nie zgadza i czepił się nas jak pies juchy. Musimy dobrze zaplanować drogę, bo mają nas tutaj jak na widelcu. Cały trakt od Welleborn do Rangenhof jest upstrzony od żołnierzyków, zmobilizowali całą okolicę, nawet tutaj, w Trebbus, bo był incydent jakiś, mutanci się ze zbrojnymi starli, magia jest w to zamieszana i zapuścili gęste sito. Ciężko będzie się przekraść, a i pilnować każdego swego ruchu musimy, jeśli chcemy uniknąć swoich rysopisów porozbijanych przy każdym przybytku na naszej trasie…-
Kultysta wziął głęboki oddech. – Sprzedałem im historię, że szukamy zapomnianej kaplicy w Lesie Nattern, kupili to ale ledwością, więc nie możemy dawać im powodów, żeby zwątpili w naszą opowiastkę… A ty co z tą kowalówną tutaj gadasz?-
- Nic takiego.- Odpowiedział Max.- Rozpustnica.- Po chwili kontynuował.- Z tego co mówisz Kurcie wychodzi na to, że nie tylko nasza grupa napadła na kogoś na szlaku. Jeśli tak jest, warto by nasz mistrz wiedział o drugim ataku w okolicy. Nie wiem czy nie pora, żebyśmy wracali. Pojedziemy objazdem, przez las, tak by uniknąć patroli. W razie czego powiemy, że się zgubiliśmy. Moglibyśmy też spróbować dalej z twoim odgrywaniem morryty i powiedzieć, że wracamy na północ, aby upewnić się, że te żołnierzaki z zasadzki nie gniją przy drodze, najpierw jednak pojedźmy torchę dalej na południe. Upewnimy się, że żadne niespodzianki nie spotkają nas za Trebus.-
– Dobry pomysł. W każdym razie teraz rzeczywiście najlepiej będzie jeśli Magus dowie się jaka jest sytuacja na szlaku. To może wymagać reorganizacji. – Kultysta zadarł nos, zadowolony, że udało mu się do tej krótkiej wypowiedzi, wcisnąć tak mądrze brzmiące słowo.
Jak ustalili, tak też zrobili.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 02-10-2016 o 19:11.
Baird jest offline  
Stary 02-10-2016, 22:23   #329
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Oddział po niedawnej jatce i wyeliminowaniu opozycji wyglądał nadzwyczaj nędznie. Osamotniona niemal zupełnie skorpionica zaszyła się w swym namiocie i od rana nie wyszła nawet by się posilić. Jemlay wydawał się być nadal w szoku po śmierci brata. Chodził w te i nazad dotykając swej zdeformowanej twarzy i mamrocząc do siebie. Grimwold popadł w całkowite otępienie. Siedział śliniąc się przy ognisku. Jadł kiedy mu podsunięto połeć mięsa i wykonywał drobne prace obozowe zlecane przez Sforowego. Jakikolwiek werbalny kontakt z nim był niemożliwy. Sam Sforowy patrząc na niego kręcił głową z wyraźną dezaprobatą. Gdy przechodził koło niego Markus rzucił do niego:

-Jego mózg zmienił się chyba w bryłę spaczenia. Widziałem już coś takiego. Jeśli mam rację jego przydatność dla sfory ogranicza się jedynie do bycia rezerwuarem mięsa.


***

Powrót zwiadowców z tego powodu wzbudził zainteresowanie wyłącznie zwierzoludzi. Na obozowej polanie zebrani wśród których byli wszyscy oprócz skorpionicy. Po wysłuchaniu sprawozdania do jakiejkolwiek głębszej refleksji zdolny był tylko Sforowy.

-Ta ruchawka na trakcie między Welleborn a Ragenhof to zapewne po tym ataku w którym odbiliśmy was- wskazał na Markusa i Dietera- na wschód wojsko, na południu wojsko a idąc na północ nie dotrzemy do Nuln. Pozostaje kierować się na zachód. Znam bród na rzece Kolpin między Trebbus a Zutzen. Niestety co dalej wiem tylko ogólnie. Z większych osad po naszej stronie Stiru i Reiku tylko Kemperbad i bliżej Unterbaum. Nie znam terenu w tamtej okolicy, ani nie mamy, przynajmniej nasz oddział tam żadnych informatorów. To rzadko zaludnione tereny. Może być ciężko z aprowizacją a stada zwierzoludzi i mutant€w mogą nie być dla nas przyjazne co jest tym większym zagrożeniem, że nie stanowimy w tej chwili niemal żadnej siły. Ty jednak zdecydujesz wybrańcu.

Kończąc Sforowy skłonił się uniżenie patrząc swymi koźlimi oczami na Markusa. Jego półzwierzęca natura była nie do odszyfrowania dla nikogo bardziej ludzkiego. Czy Sforowy czasem nie kieruje oddziału w pułapkę? W końcu osłabienie go zlikwidowaniem przywódców opozycji było nie po jego myśli a plany udania się pod Nuln mógł odebrać jako faktyczną likwidację sfory.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 03-10-2016, 13:01   #330
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Kastor przed dotarciem do obozu zszedł z wozu i szedł obok. Wytrzęsło go to trochę a i chciał się wyprostować wreszcie.
Weszli na środek obozu i rozejrzał się po obecnych. Tylko zwierzoludzie zachowywali się jak przedtem. Mutanci już prezentowali się znacznie gorzej.

Po zdaniu raportu i propozycji Sforowego Kastrator wysunął się ku wybrańcowi.
- Panie. Może by tak łódź rzeczna jakąś zdobyć? Nas jest za mało by bronić się w lesie czy w potyczkach. Na łodziach mało miejsca i szanse równiejsze. Poza tym szukają zagrożenia na lądzie nie na wodzie. Całą bandą da się wpłynąć do miasta i w razie co korzystać z ich pomocy.- Przedstawił swój plan i odsunął się lekko do tyłu.
Może jego pomysł nie był zbyt finezyjny, ale kto z polujących wpadnie na pomysł by poszukiwani zmienili środek transportu?
Widząc, że nie do końca wszyscy wiedzą o co chodzi zaczął dodawać swój plan.
- Można by ruszyć ku rzece. Tam będziemy bezpieczniejsi i nad rzeką zrobić zasadzkę. Przynętę zastawić w postaci napadniętych czy samotnej kobiety.- Tu pomyślał o skorpionicy. Mogła udawać martwą a mutacje schować w błocie lub pod wodą.
- Podpłynęli by blisko i byśmy zaatakowali. Ja z powietrza a reszta z lądu, drzew itd. A mistrz magią by mógł nas wesprzeć.- Miał nadzieję, że przystaną na pomysł a szczególnie wybraniec. Liczył na to. Chciał pokazać, że nie tylko do walki się nadaje, ale ma też czasem ciekawe pomysły.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 04-10-2016 o 22:31.
Hakon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172