Bernhardt skinął skwapliwe głową słysząc ultimatum Axela. Spokojnym ruchem wyciągnął miecz z pochwy i skierował w stronę obwiesia. - Przecie nie chcecie tu zginać, tak na odludziu. Oddajecie aptekarkę i żyjecie w zdrowiu długo i szczęśliwie... do następnego nieudanego skoku, że tak powiem, he, he. Pasuje Wam, czy potrzebujecie trochę żelaza dla kurażu, hmm? Oddacie nam broń, później się zobaczy... |
Spomiędzy pokrzyw, w które przed momentem wskoczył wyłonił się utytłany mężczyzna. U jego stóp, wciąż w starej słomie i chwastach wiła się zakneblowana i związana Elvyra. Łotr uśmiechnął się głupkowato, cisnął na ziemię sztylet i podniósł ręce w górę. Jego wzrok wędrował od wylotu lufy garłacza, przez twarz Axela, twarz Bernhardta do czubka miecza trzymanego przez tego ostatniego. I z powrotem. - To ja... Ja sobie już pójdę... Co? - zaproponował nieśmiało, równocześnie wykonując niepewny krok w tył. Od frontu Lothar krzyczał, że uciekają. Lothar wybiegł. A jego wrzaski spowodowały, że obudził się zbir przed momentem uśpiony przez Wolfganga. Widząc, że dzieje się coś niedobrego i nie do końca pojmując co zaszło, mężczyzna zerwał się na równe nogi, uderzając ramieniem o wózek. Pieniądze ułożone w stosik spadły z brzękiem na klepisko, ale zbir tego nie widział. Jak strzała pomknął do drzwi i dalej na zewnątrz, ku wolności i bezpieczeństwu. |
Za drzwiami czekał Lothar. Od dłuższego czasu słowa zawodziły. Złość dodała siły ręce. Nie namyślając się wielce, pchnął uciekającego szpadą. |
- Do Ogrodów Morra się wybierasz? - Do słów dołączony był dość wymowny ruch lufy garłacza, trzymanego przez Axela. - Kładź się grzecznie na ziemi, bo chcemy porozmawiać, a jeśli nie posłuchasz, to ci wpakuję w łeb garść ołowiu i twoje sekrety trafią, wraz z tobą, do grobu. - No już! - dodał. |
|
Jeśli to było możliwe ręce wycofującego się draba powędrowały jeszcze bardziej w górę. Jego twarz przybrała szarą barwę, a wzrok skupił się w końcu na jednym punkcie, którym był czarny jak dupa wylot lufy garłacza. - Nigdzie.... się nie... wybieram - wydukał mężczyzna. - Mnnn phflll gmmmmlgg - rozległo się u jego stóp. Bernhard podszedł, podniósł i odkneblował poobijaną i poparzoną pokrzywami aptekarkę. Ta szybko otrzepała się, rzuciła złe spojrzenie w kierunku stojącego obok porywacza, po czym z całej siły wyrżnęła go pięścią w twarz. Łotr upadł w pokrzywy, a Elvyra splunęła na niego siarczyście. - Panowie wybaczą - powiedziała. - Komuż zawdzięczam uwolnienie z rąk porywaczy? Dziabnięty szpadą w zadek porywacz podskoczył w górę, kwiknął niczym nabijana na szpikulec świnia i nawet nie oglądając się za siebie, aby sprawdzić kto był przyczyną jego niedoli pognał dalej, w pola. Podskakując zabawnie, gdyż rana na tyłku utrudniała mu bieganie. |
Będąc na miejscu zbira Axel również by nie uciekał, więc strażnik dróg nawet się nie zdziwił, gdy tamten zatrzymał się, jakby nagle wrósł w ziemię. Jako że Bernhardt zajął się aptekarką, Axelowi pozostało pilnować, by 'jeniec' nie narobił jakichś głupot. 'Ognista niewiasta', pomyślał, gdy Elvyra walnęła porywacza w zęby. I postanowił, w miarę potrzeby, nie narażać się aptekarce. - Axel, Bernhardt - przedstawił siebie i kompana. - Czy mamy przyjemność z panią Elvyrą? |
|
|
Bernhardt ukłonił się dwornie Elvirze i z uśmiechem dodał. - Ściślej: Pani niedoszli klienci. Chciałem też dodać, że Pani wychowanka jest bezpieczna u sąsiadów. A teraz, jeśli łaska proszę nam powiedzieć co tu się stało? Kim są Ci ludzie? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:58. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0