Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2009, 21:02   #31
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Całe zajście wyjaśniło się nad wyraz szybko, a przecież jej słowa nawet jeszcze nie przebrzmiały. Kobieta, która dowodziła ich oddziałem, była nad wyraz konkretna i raczej nerwowa. No i ta ilość przekleństw, w towarzystwie, w którym obracała się jeszcze w Nuln, takiej ich ilości nie słyszała często przez tydzień albo i miesiąc. Trafiła do chamów i prostaków, ale nie mogła się temu dziwić, sama będąc im podobna.

Nie odzywała się już do końca dnia, starając się nie zostawać w tyle za pozostałymi, nie potykać za często i nie zemdleć od ciężaru, który niosła na grzbiecie. Przemoknięta do suchej nitki, śmiertelnie zmęczona i obolała już po dwóch milach marszu, Ann nie miała odrobiny nawet sił, by robić coś innego od ciągłych prób nie zgubienia pleców towarzysza niedoli idącego przed nią. Nawet nie do końca zdawała sobie sprawę, kto to był.
~Czemu żołnierz musi tak długo iść i się męczyć tylko po to by umrzeć?~

Jak miała zginąć, to mogli zrobić to tu i teraz. W królestwie Morra będzie jej przecież i tak wszystko jedno kto ją zabił. A patrząc po reputacji Sylvanii, to spokojna i szybka śmierć może być nawet błogosławieństwem. Oczywiście szli na gobliny, to im powiedziano. Przestawała wierzyć ludziom, wszyscy kłamali. Ona też będzie. I postanowiła, że zrobi wszystko by przeżyć jak najdłużej i pokazać tym hardym żołnierzom, że nie tylko mężczyźni przydają się na wojnie.

Jeden postów w czasie dnia nie przyniósł jakiejkolwiek ulgi, ale dzięki niemu dotrwała do wieczora, kiedy to sierżant Helga pozwoliła wreszcie się zatrzymać. Wydając od razu inne rozkazy wywołała u Ann tylko ciche jęknięcie, ale przecież miała być przydatna. Namiotów rozbijać nie umiała, została więc przy zbieraniu chrustu, co wiązało się z dalszym chodzeniem. Dobrze, że wzrok miała dobry, w ciemnościach dojrzenie czegokolwiek było i tak trudne. A zmęczenie nie pozwalało myśleć.

Miała praktycznie pewność co do tego, że z tego dnia zapamięta tylko pewne przebłyski i chwile. Jeźdźcy na szybkich koniach, w dobrych zbrojach i podążający do suchej karczmy. Ciepła strawa, pierwsza od poprzedniego wieczora, przyjemnie rozchodząca się po jej wycieńczonym ciele. Przydzielone warty i przyjęcie wyroku kolejnych godzin na zimnie, w mroku, z jednym tylko mężczyzną, z całkowitą obojętnością. Może, gdyby miał być to Marco to trochę by się przejęła, ale tylko wtedy. Zaczynało być jej wszystko jedno.

Gdy pozostali położyli się już spać, rozłożyła płaszcz na ziemi przy jakimś drzewie, blisko ognia. Skrzyżowała nogi, kładąc na nich łuk i odwijając cięciwę, która przez całą drogę leżała schowana przed deszczem w plecaku. Ivo spacerował wokół, ale ona wolała nie czynić hałasu - nie dość, że i tak by wroga nie dostrzegła, to jeszcze nie usłyszała. Tak było lepiej. Przywiązała cięciwę i kilka razy sprawdziła napięcie, tak jak ją uczyli. Znała podstawy, chociaż nigdy nie wartowała w ten sposób ani nie użyła łuku przeciwko żywej istocie. Pierwsze razy zawsze były najgorsze.

A jej towarzysz okazywał się równie gadatliwy jak na początku podrózy, gdy rozmawiał z tutejszymi. Tylko ten dworski język!
~Nie pasuje ani na szlachcica, ani na nikogo, kto mógłby tak mówić. Może go wydziedziczono dawno temu i teraz wykorzystywał tę kwiecistą mowę do miłosnych podbojów?~
Przysłuchiwała mu się przez większość czasu, nie odpowiadając mu. Czy miał dziwne wyobrażenie jej osoby? Wolała, żeby nie. Tak samo nie brała go w pełni poważnie. Takie słowa zawsze będą się jej kojarzyć źle. Gdy robił kolejne kółko, postanowiła go o to zapytać, w dłoniach wciąż miętoląc mokre drewno łuku.
-Skąd u ciebie taka mowa? Nie wydajesz się pochodzić z wyższych sfer, bez obrazy oczywiście. I proszę, mów mi po imieniu. Jestem Ann, po prostu.

Lekko uśmiechnęła się, pozwalając mu kontynuować. Ale zaskoczył ją dopiero, gdy włożył coś do jej dłoni, a po chwili zobaczyła co to za przedmiot. Popatrzyła najpierw na kamień a potem spojrzała w oczy Ivo, delikatnie, prawie niezauważalnie odsuwając się od niego. Po ciele przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz. Na jego przybliżających się ustach położyła wskazujący palec.
-Gdy tego nie przyjmę obrazisz się, a potem weźmiesz siłą?
Jej oczy zaikrzyły, była zła, ale jednocześnie ten mężczyzna jej nie odrzucał. Chyba właśnie dlatego była zła.
~Wydaje się lepszy od pozostałych, nawet jeśli to tylko pozory, to całkiem miłe.~
-Po tym co proponował Marco, to i tak miła propozycja. Wybacz, ale jestem bardzo nerwowa w ostatnich dniach.
Włożyła pierścień z powrotem do jego dłoni.
-Nie mogę go przyjąć. Jeśli twoje czyny będą takie same jak słowa, to zachowasz wstrzemięźliwość, cny rycerzu. A wtedy może i ja zachowam się inaczej i nie będziesz musiał mnie kupować jak kurtyzany.
Oderwała palec od jego ust, a wyraz twarzy próbowała utrzymać hardy i nieustępliwy. Głosu również nie podniosła i drżał jej tylko odrobinę.
~Głupia! Nawet jeśli go chcesz, to nie możesz mu teraz tego pokazać. Gotów tylko opowiedzieć innym i pogorszyć sytuację!~
 
Lady jest offline  
Stary 05-11-2009, 21:59   #32
 
Corran's Avatar
 
Reputacja: 1 Corran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumnyCorran ma z czego być dumny
Gdy tak wisiał w górze „w ramionach” Helgi, czuł do niej jedynie wstręt i obrzydzenie, jak z taką twarzą, manierą i zachowaniem można było być dowódcą, no chyba że za karę. Jego nogi wreszcie zetknąwszy się z ziemią ugięły się pod nim niemal powodując kolejną wywrotkę i bliskie spotkanie z ziemią. Wyprostował się i uśmiechnął do Helgi wypowiadając przez zaciśnięte zęby „Tak Jest”. W głowie nie mógł uwierzyć że tak bardzo się zmienił przez tak krótki czasu... A wszystko przez tego durnego dziada, gdyby nie on ta ogrzyca właśnie cięta byłaby w drobną kosteczkę z samo to że poczuł od niej alkohol a jej dusza zostałaby uwieziona dla żartu w tej samej butelce z której piła.


Nie mógł tylko odżałować jednego. Że całą drużyna nie umiała słuchać i choć wytłumaczył dokładnie swoje zamiary, i wszystko to czym kierował się rzucając czar, oni dalej myśleli że zrobił to by im zaimponować, no cóż będzie musiał się przyzwyczaić że czasami nie warto nawet niczego tłumaczyć a jedynie otworzyć księgę i mieć wszystko z rzyci gdyż i tak do człowieka który słuchać nie chce żadne słowa nie przemówią...


Reszta tej górskiej podróży minęła spokojnie, wiadomość o zielonoskórych wcale go nie zdziwiła przecież po to tutaj przybyli właśnie. Zmrok zapadł dosyć szybko a wydane rozkazy były dosyć jasne.


** ** **


Wyszedł z namiotu sam nie zbudzony przez nikogo, zobaczył jeszcze kątem oka jak dwójka jego poprzedników znika w namiotach i oddaje się w ramiona Morra. Zawsze był ciekaw co religia daje ludziom, on wiedział o niej tylko tyle że bogowie to tak naprawdę inteligentne byty chaosu czyli żywej Magii i nic więcej a cuda to tylko ich manifestacje na ziemi.


Rozglądnął się po obozie i zlokalizował swojego partnera na tę noc, był nim Goran ów góral który mówił tak bardzo zawiłym i niezrozumiałym dla Kah'ela językiem. A także kolejny zabobonny człowiek który nie mógł przyjąć do wiadomości prostych treści, elf miał nadzieję że chociaż w walce jest dobry gdyż jak się okazało na razie jedyne co miał dobre to głos do śpiewania piosenek w tym pokracznym języku.


Elf usiadł niedaleko ogniska wpatrując się w nie przez chwile ciągle nasłuchując czegoś wśród szumu lasów, jako elf widział w nocy tak samo dobrze jak w dzień i miał nadzieję nie zawalić warty, przez chwilę walczył z zapiaszczonymi od snu powiekami i odwrócił wzrok w stronę Gorana który podejrzliwie się mu przyglądał:
-Boisz się mnie prawda ? Teraz gdy nie ma tutaj nikogo z oddziału nie masz już takiego wsparcia jak wtedy na trakcie prawda ? - Twarz Elfa przybrała udawany złowieszczy wygląd na ułamek sekundy a po chwili na jego twarzy wykwitł uśmiech całkiem przyjacielski jak na tą porę nocy – Nie potrzebnie mówię Ci, ludzie zazwyczaj boją się tego co jest im nieznane, boją się rzeczy których nie umieją wytłumaczyć w sposób racjonalny. Taką rzeczą jest magią nieprawdaż, ale mam sposób byś przestał się bać i chociaż trochę mnie zrozumiał, gdyż nie w moich intencjach jest mieć cię za wroga a już szczególnie nie wtedy gdy dzierżysz tą broń. Istnieje osiem szkół Magii, każda zajmuje się czym innym, Czarodzieje ognia walczą jako dowódcy podczas bitew, Hirofanci słudzy białego wiatru odpędzają demony z tego świata, Czarodzieje Cienia są najlepszymi szpiegami w imperium, druidzi zaś najlepiej strzegą lasów i bronią natury przed splugawieniem, Alchemicy są najlepsi w płatnerstwie i warzeniu mikstur. Astromanci za to potrafią przewidzieć przyszłość jedynie spoglądając w gwiazdy. Natomiast Tacy jak ja ścigają Nekromantów i nieumarłych, takich jak wampiry czy Licze. Służymy Imperium a większość ludzi myśli że jesteśmy potworami w ludzkiej bądź w moim przypadku elfiej skórze. Powiedz mi czemu ?

Spojrzał wprost na Górala i podszedł do niego omijając ostrze broni delikatnie dotknął go, wokół Gorana przez chwilę zamigotała srebrna poświata i zniknęła, sam człowiek mógł wyczuć żed nie było w tym nic złego.
- Ten mały czar wzmocni cię i da ci czasowo odporność na ciosy i strzały wymierzone w Ciebie, nie musisz się niczego obawiać z mojej strony.
Po chwili takim samym blaskiem zalśniło ciało elfa gdy już siedział na swoim miejscu przy ognisku wsłuchując się w ciszę lasu, uniósł on swój kostur do pozycji pionowej i wyszeptał kilka słów, czaszka na końcu kila otworzyła szczękę i zaczęła świecić fioletowym światłem z którego utkało się ostrze kosy w którą przemienił się kij. W szatach kolegium Śmierci i z kosą na ramieniu wyglądał naprawę jak postać którą można straszyć niegrzeczne dzieci by zjadły obiad gdyż inaczej ponury kosiarz przyjdzie i zabierze je do królestwa morra.
- Wolę być przygotowany niż dać się zaskoczyć... Raz już mnie zaskoczono
Podwinął rękaw i można było zobaczyć kilkanaście blizn od ran ciętych i palonych, widać było że nie raz musiał być torturowany w brutalny sposób. Ale nie powiedział nic więcej...

** ** **


Na szczęście noc minęła spokojnie, i po niedługim czasie przyszłą kolej zbudzić kolejnych wartowników, zostawił to góralowi, gdyż nie wiadomo jak mogli oni zareagować na jego obecność przy ich łożu podczas ich snu, wgramolił się do namiotu i siadł przy samym wejściu, przysłuchując się wszystkim rozmowom i nasłuchując niebezpieczeństw które mogły im zagrażać. Nie spał do rana...
 
__________________
Dyplomata to ktoś, kto mówi ci abyś poszedł do diabła, a ty cieszysz się na podróż...
Corran jest offline  
Stary 05-11-2009, 22:18   #33
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
W powietrzu dało się wyczuć szczególne napięcie...Trzaskanie palących się drew w ognisku zdało się być nienaturalnie wręcz głośne, a z miny mężczyzny kompletnie nie można było wyczytać, co stanie się za chwilę...Na ustach Ivo pojawił się jedynie ślad bardzo nikłego, tajemniczego uśmiechu...

Wtedy to za plecami siedzących przy ogniu rozległo się głośne ziewanie, a zaraz potem trzeszczące nie gorzej niż drwa w ognisku kości przeciągającego się Gorana, który właśnie wytoczył się z namiotu niczym zaspany niedźwiedź.

Obejrzeli się jak na komendę, a potem Ivo roześmiał się nagle dźwięcznym, szczerym śmiechem.

- Nie obrażam się tak łatwo, Ann. Jednak, co do pierścienia, podejrzewając, żem mógł popatrzeć na kogoś takiego jak Ty, o Pani, jak na kurtyzanę, jesteś o krok o urażenia mojej dumy. - ponownie położył przed nią klejnot - Proszę, przyjmij go po prostu jako ochronę, która przyda Ci się bardziej niż mnie w trudnych chwilach, które czekają nas wszystkich. Bez żadnych zobowiązań. Lub po prostu wyrzuć, bo wiedz, że masz przed sobą mężczyznę, który nie zwraca się z raz podjętej drogi.

Wojownik przeciągnął się, podobnie jak góral, a potem słysząc zbliżające się kroki Gorana wstał prostując się dumnie.

- Wiedz i to, że jeśli biorę siłą, to po prostu to robię, nie pytam i nie opowiadam o tym wcześniej. - powiedział twardo patrząc na Ann.

Zaraz potem jednak znów się uśmiechnął - Pochlebiasz mi nazywając mnie rycerzem, ale sama wiesz, że stoi przed tobą ktoś inny. Pozostajesz skryta w swej Tajemnicy, więc pozwól że i ja skorzystam z mrocznego Jej uroku, nie mówiąc o moim pochodzeniu. Pomnij, com radził ci o rozwadze.

Ivo podniósł z ziemi pistolet i zatknął go sobie za pas, a potem wyciągnął rękę do siedzącej Ann.

- Pozwól mi pomóc sobie wstać, o Pani. Warta nasza dobiegła końca.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 06-11-2009, 08:28   #34
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Marco nie należał do ułomków, toteż podniesienie go przez Helgę mu zaimponowało. Lubił silne, zdecydowane kobiety. Pani sierżant musiała, to dostrzec w jego oczach, bo zarządzając później wspólną wartę dała mu dobrych kilka godzin snu na odpoczynek i choć było głodno, chłodno i do domu daleko, Tileańczyk był daleki od narzekania.
Tempo marszu nie było zbyt duże, po części przez błocko, a po części przez niedoświadczenie tej zbieraniny nazywanej na wyrost „kompanią”.
Spotkanie z jeźdźcami dało mu do myślenia. Albo mieli dowódcę do rzyci, albo byli dezerterami. Przynajmniej dowiedział się, że w pobliżu faktycznie są gobliny i to w małych grupkach, zatem raczej będą mieli spokój dopóki zieloni się nie przegrupują.
Przez resztę marszu szedł wlepiając wzrok w zgrabną, choć trochę chudą pupcię Ann lub w znacznie dorodniejsze pupsko Helgi, czasami przegryzając suchą kiełbasą zwiniętą poprzedniego wieczora z karczmy. Deszcz i wilgoć mu nie przeszkadzał, wszak nie był z cukru. Mogło być tylko nieco cieplej, bo zimnica w tym kraju była jak cholera, ale i na to się znalazła rada. Pociągnął trochę z bukłaczka. Alte Gehenrode rozlało się po jego gardle docierając ze zbawczym ciepełkiem do brzucha.
Na postoju zabrał się za stawianie schronienia. Przez chwilę pomyślał, czy nie spróbować skręcić dodatkowego namiotu, ale w sumie nie był potrzebny. Do numeru potrzebny był ktoś kto umie pisać. Może jeszcze będzie okazja. Przezornie poczekał, który namiot wybierze elf i położył się do innego. Wszak strzeżonego Myrmidia strzeże, a we śnie to i największa ciamajda może zarżnąć pierwszorzędnego rębajłę. Smrodu Gorana się nie obawiał, nie z takimi śmierdzielami miał do czynienia. Po za tym żadne nogi, nawet tej niewdzięcznej dzierlatki Ann nie będą pachnieć po całym dniu marszu w mokrych butach.
Zasnął prawie od razu, gdy tylko się położył. Umiejętność bardzo przydatna u najemnika. Zbudził się zaś, gdy tylko Kurt zajrzał do namiotu. Przeciągnął się, aż zatrzeszczały kości i ziewnął potężnie.
- Służba nie drużba. – mruknął uśmiechając się pod wąsem. Zabrał dodatkowo śpiwór i flaszeczkę gorzałki i poszedł do Helgi.
- Pani sierżant melduję się do służby pod Pani komendą. Może małe co nieco na rozgrzewkę ? – spytał wyciągając flaszkę.
- Przyszedłeś mnie rozgrzać chłopczyku ? – spytała uśmiechając się kącikiem warg.
- Zrobię wszystko co Pani karze. – mruknął podchodząc do niej i zniżając głos.
- Po za tym bardzo łatwo możesz się przekonać, że nie jestem już chłopczykiem. – dodał przysuwając się bliżej i zadzierając głowę, by zajrzeć jej w oczy, przy okazji przechodząc na „ty”.
Uśmieszek nie schodził jej z wargi, gdy chwyciła go za kark i pchnęła w stronę pobliskich krzaków.
- Choć no mały, zaraz się przekonamy.
Helga zaiste, była zdecydowaną kobietą. Marco posłusznie wypełnił jej polecenie. Gdy tylko jako tako osłaniały ich zarośla Pani sierżant wydarła mu z ręki śpiwór i rzuciła na ziemię najpierw materiał, a potem Tileańczyka.
- To teraz będziesz miał okazję służyć pode mną. – zaśmiała się odpinając pas od spodni.
- Choć tu, Ty wielka, dzika bestio. – Marco też wyszczerzył się szarpiąc za pludry.
Helga usiadła na nim okrakiem i chwyciła za włosy.
- Niegrzeczny, co ?
- I to bardzo. – warknął żartobliwie i wbił paznokcie w jej nagie pośladki zadrapując ją do krwi.
W odpowiedzi Helga wymierzyła mu siarczysty policzek, choć zapewne potrafiła uderzyć mocnie. Nachyliła się i przydusiła go obfitym biustem.
- Pokarzę Ci, jak poskramiam takich jak Ty. – mruknęła mu do ucha nabijając się na to, co do tego służyło i zaczęła poruszać biodrami w górę i w dół.
W odpowiedzi Marco ugryzł ją w sutek. Helga w tylko jęknęła i mocniej przycisnęła głowę Tileańczyka do swych bujnych piersi.
- Mmmmmm … - zdołał tylko wymamrotać przyduszony.
Najemnik był w niebie, po prostu w niebie.
Resztkami rozsądku zdołał pomyśleć, że wrogowie na ogół atakują o świcie.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 06-11-2009, 10:00   #35
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Warta przebiegała spokojnie, póki elfon nie zaczął mówić. Jego ton był przyjazny a głos spokojny, ale już sam fakt, że chciał czegoś od Gorana był niepokojący. Góral rozumiał z tego co mówił elfon piąte przez dziesiąte - że magia nie jest zła, a i on sam - elfon - jest przyjacielem, co jednak mogło być podstępem. Lecz tak niezrozumiałe słowa jak "racjonalny", "nieprawdaż", nie mówiąc już o "hirofantach" czy "astromantach" budziły w ciasnym umyśle Gorana uzasadniony niepokój. Gdy elfon podszedł do niego, niepokój przerodził się w przerażenie. Zaskoczony zwinnym zbliżeniem się nieludzia, sparaliżowany strachem góral wbrew sobie pozwolił elfonowi minąć ostrze broni i dotknąć jego dłoni. Lecz w momencie, gdy rozbłysło z niej srebrzyste światło i poczuł dziwne mrowienie, nastąpiła reakcja, którą można było przewidzieć.

Może gdyby Goran był bardziej obyty w świecie, stało by się inaczej. Jednak ten elfon był pierwszym, którego w życiu widział, nie mówiąc o tak bliskim spotkaniu trzeciego stopnia. Służba Imperium, w oczach Gorana, nie świadczyła specjalnie o niczym. Ciemny góral nie wiedział o Imperium wiele, nie znał imienia panującego cesarza, nie wiedział nawet zbytnio kim jest Sigmar.
Maga widział po raz trzeci. Pierwszym był jego wampirzy książę, pokonany przez owo Imperium. Drugim - imperialny mag ognia, widziany z daleka w bitwie. Była jeszcze stara zielarka z sąsiedniej wioski, ale jej wątpliwe moce były czymś swojskim i mniej spektakularnym. Moc kapłanów z kolei pochodziła od bóstw, choć góral nie widział specjalnej różnicy między magami a nimi. Bogom należało oddawać bojaźliwą cześć, a od magii trzymać się z daleka. Tylko czort jeden wiedział, jakim mocom zaś naprawdę służył elfon. Był czymś dziwnym i nowym, a reakcją Gorana na większość rzeczy dziwnych i nowych, był strach, albo agresja. W tym wypadku jedno wypłynęło z drugiego.

- AAAaaaa! - Goran odskoczył, waląc plecami w drzewo. Jednocześnie drzewce trzepnęło elfona w bark, a but górala kopnął go w kolano. - Eeaaaee! - odepchnąwszy elfa, góral głośno wrzeszczał, cofając się śpiesznie, osłaniając berdyszem. Co ciekawe, czuł w sobie dziwną siłę. Jego wrzask zbudził caly obóz, na którego drugi koniec uciekł. Ciarki - skutek czaru - przebiegły mu po plecach.
- Ratujtie! - Zawołał, z przerażeniem w oczach, wciąż machając berdyszem. - Ratujtie! Elfon! Ručil na mne urok!
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 06-11-2009 o 11:00.
Bounty jest offline  
Stary 07-11-2009, 13:59   #36
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tej nocy nie zaatakowali was wrogowie, nie podkradli się przed świtem z obnażonymi ostrzami, by pozarzynać jak świnie w chwili, gdy stękająca i krzycząca Helga ujeżdżała Tileańczyka. Nie, nikt obcy wam nie zagroził, bo po co obcy, gdy w kompanii znajduje się hołubiący swoją moc elfi mag? Nie było potrzeby się zastanawiać, czemu na swojej warcie zaczął przyzywać wiatry magii, przecież był innej, niezrozumiałej rasy. Może to było powszechne tam, skąd pochodził? Ale tu, w mrocznej Sylvanii, było to tylko niebezpieczne i prawdopodobnie głównie dla samego czaromiota.
Raban, uczyniony przez Gorana, obudził wszystkich natychmiast. Większość była już nawykła do natychmiastowego budzenia się z bronią w ręku, dlatego przed namioty wyległo prawie od razu kilka postaci z obrażonymi ostrzami. A to co zobaczyli spodobać się nikomu nie mogło. Elf, stojący na środku z kosą w dłoniach i góral, najpierw kopiący i walący na odlew drzewcem, a potem uciekający do tyłu, byle dalej od przerażającego go maga. Maga ogłuszonego lekko panicznym ciosem, trzeba dodać. Dziwny, lodowaty i przenikający do szpiku kości wiatr zerwał się właśnie wtedy, owiewając niewielki lasek, w którym założyliście obóz. Każdego bez wyjątku ogarnęły dreszcze, a Harg wycharczał prawie niezrozumiałe słowa.
-Pocałunek pierdolonego Chaosu.
Sierżant Helga nie mówiła nic. Zanim Kah'el zdążył się w pełni otrząsnąć, jej wielka pięść trafiła go w nos, łamiąc go bez większych problemów. Mógł się bronić, może gdyby nie został zaatakowany przez Gorana nawet przez chwilę by odpierał jakieś ataki. Ale ćwierć ogrzyca była wytrenowanym w boju żołnierzem, a nikt tu nikogo zabijać nie miał zamiaru. Czarodziej jednak jak długi padł na ziemię a na jego usta zostały zamknięte zawiniętą w onuce stopą Helgi.
-Mówiłam ci, psie, że pierdolone czary rzucasz na rozkaz, do kurwy nędzy!
Była wściekła, ale rządzę mordu trzymała jeszcze na wodzy.
-Związać mu dłonie i zakneblować usta. Nie wiesz co znaczy rozkaz, będziesz zapierdalał w ten sposób.
Harg bardzo ochoczo zabrał się do roboty i po kilku chwilach wylądował w namiocie związany i zakneblowany. Potem zwrócił się do Ann.
-Dziewczyno, wyprostuj mu tego nochala i zrób coś, by nie krwawił jak zarzynany prosiak. Reszta, spać. Zostanę z Goranem do końca jego warty.
Medyczka zajęła się elfem, takie złamanie to nie było nic trudnego. Kość chrupnęła, a opatrunek załatwił sprawę krwawienia. Inna sprawa, że elf miał przez to poważne kłopoty z oddychaniem. Z drugiej strony przeszkadzało mu to głównie w uśnięciu, a reszcie nie bardzo zależało na poprawieniu warunków jego bytowania. Krasnolud zaś usadowił się obok Gorana, poklepując górala po plecach.
-Tera już skurwiel uroków nie rzuci, co?
Zarechotał, jakby to był dobry żart. Obóz powoli znów się wyciszył, pozostawiając w ciemnościach tylko chrapanie i trzask gałązek w ognisku.

***

Świt nadszedł zdecydowanie za szybko i chyba tylko elf mógł być z tego faktu odrobinę zadowolony, gdyż na stojąco oddychało się mu lepiej. Obolali, niewyspani i wciąż w wilgotnych ubraniach, mrużyliście oczy, chociaż grube warstwy chmur wciąż zasłaniały niebo, a gęsta, mleczna mgła ograniczała widoczność. Nie było teraz już czasu na pichcenie ciepłej strawy, dlatego trzeba było się zadowolić suchym mięsiwem i tylko trochę twardym chlebem, który wczoraj dano wam razem z resztą zapasów. Helga na czas pożywiania wyjęła knebel z ust Kah'ela, ale zaraz potem wsadziła mu go znowu.
-Będziesz grzeczny, to może dziś się prześpisz bez tego w gębie.
Zwinięto namioty i śpiwory, znów pakując to wszystko na dwa biedne osły, które patrzyły na was z niechęcią. Nakarmione i poklepywane przez Gorana ruszyły jednak w końcu, tak samo jak cała ósma kompania od siedmiu boleści.

Teren nie był już taki łatwy, jak dnia poprzedniego. Nie było tu dużych traktów, a ścieżki były nierówne, zabłocone i poryte koleinami tych nielicznych wozów, których właściciele postanowili tędy przejeżdżać. Rosło sporo lasów, zagajników, a bajorka czy inne utrudnienia nie były niczym niezwykłym. Dominowały jednak łąki, które tutejsi wykorzystywali głównie jako pastwiska - upraw na wzgórzach było niewiele, bo i teren trudny i ludzi do pracy mało. Przez pierwsze kilka godzin minęli tylko jedno sioło, którego mieszkańcy lękliwie wyglądali zza drzwi, kto zacz przechodzi. W końcu ostatnio widywali sporo wojska, pewnie więcej niż wcześniej w życiu - niewielu prowadziło kampanię na wzgórzach, a gobliny dawno nie zapuściły się tak daleko. Szczęściem nie było ulewy, a mżawka przestała przeszkadzać już wcześniej, gdyż ubrania tak czy inaczej wciąż pozostawały mokre.

Dym zobaczyliście w ostatniej chwili, kilkadziesiąt metrów przed pierwszą z chałup wiochy, do której prowadziła was sierżant Helga. Mgła całkowicie uniemożliwiła odkrycia tego wcześniej. Coś płonęło, a wioska pokryta była nie mleczną, a brudnoszarą warstwą dymu. Nikt też nie pojawił się na powitanie, a przecież prócz kilkudziesięciu mieszkańców, powinny tu stacjonować dwie dziesiątki górskiej straży! Harg zatrzymał grupę, gestem nakazując przywiązać osły do jakiś pniaków. Sam sięgnął po topór, sprawdzając mocowanie tarczy na ramieniu. Helga odpięła zaś swój miecz, ważąc wielkie dwuręczne ostrze w łapach. Nie wyglądało na to, by był to dla niej istotny ciężar.
-Trzymać się w kupie. Nizioł na zwiad.
Oskar wyjścia nie miał, przecież sam się zgłosił wcześniej. Grupa ruszyła powoli, a wszyscy już sięgnęli po broń. Ann czym prędzej wiązała cięciwę do swojego łuku, wykazując się przy tym sporą zręcznością i opanowaniem. No, ale wroga jeszcze nikt nie widział. Było zbyt wilgotno na broń palną, ale kilku jeszcze miało kusze, teraz naciągając ich cięciwy i pakując bełty do rowków. Niziołek sięgnął po procę, wkładając ostry kamień do uchwytu i kręcąc tym powoli. Tylko elf wciąż zakneblowany i związany nie mógł podjąć konkretnych działań.

Smród dotarł do was przy pierwszej chacie. Nie było tu trupów, ale swąd spalenizny rozchodził się równomiernie po całej wsi. Widzieli już co się paliło - przynajmniej jedno gospodarstwo i dobudowana do niego stodoła stały w ogniu. Zabudowa była jednak rzadka, a pogoda nie sprzyjała roznoszeniu się ognia, nawet biorąc pod uwagę podmuchy zimnego wiatru. Nie było ludzi, ale nie było i trupów. Oskar szedł dalej, ostrożnie rozglądając się wokół i badając ślady. Było ich wiele, w większości obutych ludzkich stóp, ale pojawiały się też inne. Małe, bez butów, czasem szponiaste. Już miał powiadomić o tym grupę, gdy nagle jęknął, podnosząc wzrok. Z najbliższej chałupy wychodziły właśnie małe, pokraczne istoty o paskudnych, brutalnych gębach, długich ramionach i zielonkawych skórach. Były mniej więcej jego wzrostu, uzbrojone w ręczną broń. Nie czekał, kamień poleciał, trafiając jednego z nich w brzuch. A potem wziął nogi za pas, goniony przez jazgot i krzyki w niezrozumiałym języku.

Szybko wrócił do kompanii, ale ta już widziała co się święci. A kilka goblinów, które za nim pobiegły, nagle ujrzało znacznie większą grupę wielkich ludzi, zamiast jednego nizioła. Jeden z bełtów zmiótł jakąś pokrakę, która tylko zarzęziła, pozostali zrejterowali natychmiast. Ale to nie był koniec walki, a jedynie preludium. Piskliwe i wściekłe goblińskie głosy zaczynały dobiegać zewsząd, a z dwóch ulic wsi z mgły wynurzały się kolejne sylwetki. Pięć, osiem, piętnaście. Dwadzieścia minimum i wciąż nadbiegały kolejne. To nie wyglądało na bardzo małą grupę zielonoskórych, ale na pewno też nie na wielką. Harg zawarczał.
-Goblińskie gównojady! Gdyby nie ta mgła to wyczuł bym je dawno! No chodźcie pokraki!
Splunął na dłoń i mocniej chwycił stylisko topora. Sierżant poruszyła lekko mieczem, rozgrzewając ramiona.
-Trzymać się blisko, nie gonić uciekinierów! To zielone bydło nie mogło pokonać naszych ludzi z tej wsi, potem się dowiemy, gdzie spierdolili! Nie myśleć o tym, najpierw gobliny!
Nie próbowała narzucić taktyki, co biorąc pod uwagę różnorodność stylów walki i różnorodność broni oddziału było raczej słusznym podejściem. Pomknęły kolejne bełty, strzała i kamień, zatrzymując na zawsze dwie pokraki. Ale przewaga tamtych była wciąż ponad dwukrotna, a kupie była siła. Gobliny natarły, szczerząc swe ohydne mordy.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-11-2009, 18:23   #37
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Zamieszanie wywołane przez Gorana wyrwało wszystkich ze snu. Z tego co Kurt zdążył skojarzyć, to znów wszystkiemu winien był elf. Najemnik nie zdążył się jeszcze dobrze rozbudzić, gdy sprawę w odpowiedni sposób załatwiła Ogrzyca. Cios był naprawdę silny i coś nieprzyjemnie chrupnęło na twarzy czarodzieja. Jak się później okazało, dowódczyni złamała mu nos. Steiner doszedł do wniosku, że chyba wszystkie kobiety w stopniu sierżanta miały jakieś awersje do magów, bo gdzie by nie był, czarodzieje dostawali wpierdol od swych przełożonych. Wiatry magii były niebezpiecznie, a Kurt miał nadzieję, że Kah'el pozna kiedyś wiatry najemnika. I te mogły się okazać bardziej zabójcze w skutkach niż sama magia.

Elf powinien się cieszyć natomiast, że nadal mógł ruszać palcami i miał wszystkie zęby na miejscu. Jeszcze. Bo wszystko szło ku dobremu, by zrobić z niego kalekę wojenną. A w wojsku z reguły było tak, że jak od razu podpadłeś dowództwu, to potem miałeś przejebane. Życie.

Po krótkim instruktażu jak należy łamać nosy, Helga zarządziła knebel dla elfa, a Steiner nie zrobił nic innego jak udał się na spoczynek, miał w końcu przed sobą wartę z Reinhardem. A czarodziej może się wreszcie nauczy, że rozkazów trzeba słuchać. Bo wpierdol.

* * *

Poranek nie należał do najprzyjemniejszych, a minął im na śniadaniu i składaniu namiotów. Suszone mięso może nie należało do dań, za którymi Steiner przepadał, ale dawało przynajmniej to, czego najemnik potrzebował – siłę i energię na zmagania z dalszą częścią dnia. Standardowo po śniadaniu wykonał kilka ćwiczeń na rozgrzanie mięśni, po czym zebrał się do kupy i ruszył w dalszą drogę.

Teren po którym przyszło im iść był trudny i nierówny. Drzewa, głównie iglaste, porastały trakt po obu stronach, a wokół hulał wiatr. Przed nimi majaczyła rozległa dolina, od północy i południa zamknięta wzgórzami. Nad tą rozległą krainą unosiły się tumany zimnej mgły, znajdującej swe źródło w kilku bajorkach i mniejszych strumykach, które mijali. Dla niedoświadczonych podróżnych takie szlaki były szczególnie niebezpieczne. Wielu tu błądziło lub ginęło. Nawet dla Steinera i jego towarzyszy, zapewne nawykłych do trudów podróży, taki teren stanowił niebywałe wyzwanie.

Wioskę którą minęli zostawił za sobą bez większego zdziwienia, wszak zabobonni wieśniacy niechętnie rozmawiali ze zbrojnymi i zwykle zamykali się w swoich domach. Kolejną część drogi pokonał rozmawiając z Ivo o sylvańskich kobietach i alkoholu, a mężczyzna okazał się kolejnym porządnym rozmówcą w tym towarzystwie.

W końcu w oddali dostrzegli tumany dymu unoszące się nad kolejną wioską, na co Helga od razu zareagowała wysłaniem na zwiad niziołka. Może w niektórych kręgach zostałoby to wyśmiane, ale Steiner wielokrotnie przyznawał, że lubi służyć pod kobietami. Według niego miały lepszą intuicję i bogatszy zmysł taktyczny od mężczyzn. Zwykle dostrzegały szczegóły, których niejeden sierżant by nie zauważył. Taka przynajmniej była Wertha, a Helga zdradzała podobne cechy.

Nie zastanawiając się długo, dobył swoich dwóch lekkich mieczy trzymając je w gotowości i wyczekiwał na dalszy rozwój zdarzeń. Gdy Oskar pędem wracał do kompanii ze zwiadu, ciągnął się za nim ogon zielonoskórych pokrak. Steiner nie cierpiał goblinów – to małe zielone gówno może i nie miało zbyt wielkiej siły ofensywnej, ale po prostu wkurwiało swoją idiotyczną egzystencją. Tak jak się spodziewał, było ich wielu, co przyjął z nieskrywaną radością. Minę miał zarówno ponurą, jak i rozochoconą – tę samą minę, jaka wzbudzała zarówno strach, jak i dreszcz emocji w przeciwnikach.

-Trzymać się blisko, nie gonić uciekinierów! – krzyknęła Helga. - To zielone bydło nie mogło pokonać naszych ludzi z tej wsi, potem się dowiemy, gdzie spierdolili! Nie myśleć o tym, najpierw gobliny!

Steiner nie odezwał się nic, a jedynie ruszył do ataku z obnażonymi ostrzami i okrzykiem bojowym na ustach. Wiedział, że w takim starciu ma przewagę już na starcie – rzadko który przeciwnik potrafił dobrze sobie radzić z oburęcznym szermierzem, a zwłaszcza takie małe, zielone ścierwo. Pierwszy z zielonych, zaskoczony szybkością najemnika próbował podnieść groteskowo wyglądającą włócznię, choć dla Steinera bardziej ona przypominała patyk z grotem strzały umieszczonym na szpicy. I pewnie tym właśnie była.

Zielony stwór ruszył na niego, ale Kurt był szybszy. Zanim czubek włóczni goblina w ogóle się poruszył, najemnik rzucił się w jego stronę, trzymając przed sobą swoje dwa miecze. Pozostałe cztery zbliżające się gobliny patrzyły z podziwem, jak ostrza Steinera uderzają dwukrotnie, rozdzierając gardło ich pobratymca. Goblin padł w milczeniu na plecy, chwytając się bezskutecznie za szyję. „Epica walka z goblinami, kurwa… bardowie będą pisać o tym pieśni.”, pomyślał ironicznie Steiner uśmiechając się do siebie i pognał na kolejnego.

Goblin z prawej zareagował jako drugi, unosząc włócznię i szarżując na człowieka. Zwinny najemnik z łatwością uchylił się przed prostym atakiem, lecz celowo nie spowolnił pędu goblina. Kiedy stwór przemykał obok, Kurt przetoczył się wokół niego i kopnął go w plecy. Pozbawiony równowagi zielony zachwiał się, wbijając swą włócznię głęboko w pierś zaskoczonego towarzysza.

Steiner nie czekał na jego reakcję, tylko od razu zatopił miecz w jego plecach. Buchnęła krew. Kolejnemu goblinowi najemnik odciął rękę przy samym ramieniu i kopnął w brzuch. Zielony z piskiem zatoczył się do tyłu i wpadł wprost pod spadający topór Harga, który rozpłatał jego łeb na dwie części. Steiner skinął mu porozumiewawczo głową i rozejrzał się po polu, na którym dominował bitewny chaos. Uniósł dwa zakrwawione ostrza w górę i rzucił się w kolejną grupkę goblinów.
„Niech muzyka gra!”, przypomniał sobie stare porzekadło "Szarych Sokołów".
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 07-11-2009 o 20:05. Powód: Drobnostki ;)
Serge jest offline  
Stary 07-11-2009, 21:57   #38
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Droga była ciężka jak urżnięty w trupa krasnolud, ale wytrawni podróżnicy potrafili poprawić sobie jakoś humory. Ivo, który już od jakiegoś czasu szedł pogrążony w dość ożywionej rozmowie z najemnikiem, niewidocznym dla innych ruchem podał rozmówcy bukłak z alkoholem. Pociągnęli obaj, niewiele, tylko dla wzmocnienia. Rozmowa stała się ożywiona jeszcze bardziej. Kurt okazał się zaskakująco rozmowny, jeśli chodziło o niewiasty. Co jak co, ale temat ten nie był wcale dla Ivo niemiły, więc konwersacja toczyła się gładko. Do pewnego momentu.

- Dym.

Jedno słowo, ale efekt na każdego członka oddziału niebagatelny. Skończyły się pogawędki, brzęknęła stal. Niejedno serce zaczęło bić szybciej.
Wieś sprawiała wrażenie wymarłej, gdy kompania wkraczała ostrożnie pomiędzy wyłaniające się stopniowo z mgły chaty. Ivo wciągnął głęboko lodowate, zawilgocone mocno powietrze nosem, stwierdzając nieprzydatność pistola w tych warunkach.

~Cóż…~ pomyślał, wyjmując broń zza pasa i przypinając ją sprzączkami do skórzanej kabury noszonej zaraz za biodrem ~ Będzie więc tak jak lubię. Blisko. Blisko i krwawo.~

Teraz nic już nie przeszkadzało pełnej swobodzie ruchów. Mógł pochylić się nisko do przodu i iść dalej, ostrożnie stąpając po nierównej ziemi osady. Więcej niż połowę ciała chroniła całkowicie potężna, okrągła tarcza. Druga ręka poluzowała górną część skórzanej pochwy na prawym udzie mężczyzny, tak by jej zawartość mogła znaleźć się w tej ręce w oka mgnieniu.

Szli jak duchy, a do nozdrzy coraz wyraźniej bił gryzący dym. Ivo pomyślał, patrząc na przesuwające się wokół niego bryły kompanów, że w tej mgle wyglądają jak nieumarli, snujący się powoli w nienaturalnych pozach, powłócząc nogami. Dłoń Sylvańczyka ujęła rękojeść miecza, obejmując ją jednak na razie lekko.

Gdy chwilę potem wszystko się zaczęło, umysł Ivo był już przygotowany. Nie zwracał już uwagi na nic innego. Jak przez mgłę słyszał pokrzykiwania nadbiegającego Niziołka. Ivo stał, wyprostowany. Stał, widząc nadbiegającą zieloną forpocztę. Stał, gdy pomknęły pierwsze bełty i gdy Kurt ruszył do przodu, tnąc bezlitośnie. Zmrużone oczy patrzyły spokojnie, ale uważnie jak do gry wszedł krasnolud i z pierwszego rzutu zielonych nie było już kogo młócić. Ivo zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza. Ale wciąż stał.

Ze skrytych w mgle uliczek osady zaczęły się wysypywać gobliny, jeden za drugim. Mięśnie Sylvańczyka napięły się, oczy zmrużyły jeszcze bardziej. Jak zza tafli wody usłyszał warkliwe, głośne komendy. Oddział trzymał się w kupie, zwracając się plecami do siebie co dawało szansę, że tył i flanki każdego były względnie chronione. Dobrze. Zielonoskórzy biegli, wydając skrzekliwe odgłosy i wymachując dzidami. Zdawali się mnożyć. Ivo omiótł wzrokiem, skąd biegnie ich najwięcej. Tam. Dziesięć metrów. Stał spokojnie. Siedem. Świst strzały. Sześć. Wytrzymaj. Pięć metrów.

Ivo ruszył do przodu, wyszarpując jednym płynnym ruchem miecz. Buty zachrzęściły, rozkopując z impetem ziemię, gdy nabierał prędkości. Zielone mordy zaczęły zbliżać się z jeszcze większą szybkością, a adrenalina grała swój koncert, gdy osłonięty tarczą Ivo wpadał między wrogów…

Milisekundy przed zderzeniem wszystko było ciche. Klarowne. Umysł skupiony do granic tylko na jednym…

- Dla takich chwil żyję…- myśl jak wiatr. Z całego świata tylko ten jeden dotyk, pewna dłoń na rękojeści.

Jeśli ktokolwiek z walczących miał czas zwrócić uwagę na tę scenę, nie mógł mieć wątpliwości do czego bogowie powołali na świat Ivo. Jego atak był jak taniec, ruchy spokojne i oszczędne, ale mimo to sprawiające efekt jakby zielone stwory wokół niego poruszały się co najmniej dwa razy wolniej.

Dwa pierwsze nacierające gobliny nie zarejestrowały nawet, co się stało. Rozpędzony do szarży człowiek, którego ledwo widziały zza olbrzymiej osłony dosłownie w ostatniej chwili zanurkował gdzieś w dół, nabierając dwa zielone ciała na tarczę. Wykorzystany przeciwko goblinom ich własny impet wyrzucił je do góry. Ivo przemykał już dołem, schowany pod poziomo ułożoną tarczą słyszał jak przez mgłę wrzaski przelatujących nad nim stworów, nawet nie obejrzawszy się za siebie gdy za jego plecami rozległy się hałasy ich szlachtowania przez ludzkich kamratów.

On wynurzał się już dalej, nie wytracając energii uderzenia i ustawiając się bokiem, mocno zaparłwszy się nogami o glebę. Dwa kolejne wściekle atakujące stwory straciły nagle z oczu swoich kolegów ze szpicy, a potem całą parą szarży uderzyły w wielką tarczę, która wyrosła przed nimi jak spod ziemi.

Mózg jednego rozbryzgł się z potwornego uderzenia łba o nieruchomą przeszkodę, drugi miał więcej szczęścia, ale obaj odbili się od postawionej jak mur tarczy padając na klepisko. Kolejni nacierający nie wytracając pędu z trudnością przeskoczyli nad ich ciałami, tracąc na moment równowagę. Ivo rzucił się do przodu, wyskakując zza tarczy jak spod ziemi. Dwa proste pchnięcia krótkiego miecza były szybkie i precyzyjne, wyglądało to tak, jakby człowiek przeleciał tylko między dwoma zielonymi potworkami, ale kiedy był już z przodu, za jego plecami pozostały tylko dwa trupy.

Teraz opadło go kilka następnych, już przygotowanych na to, co nadchodziło. Wojownik stanął na szeroko rozstawionych nogach za wielką tarczą, a wściekłe łomotanie broni zielonoskórych o osłonę zadudniło pod czaszką. Usłyszał odgłos wbijającej się w tarczę strzały. Wrzeszczący goblin zaatakował z boku, ale cięcie przez chudą rękę pozbawiło go animuszu. Cięcie innego goblińskiego noża rozcięło mu rzemień na bucie, ale nie dotarło nawet do ciała. Ivo rzucił błyskawiczne spojrzenie do tyłu, gdzie dożynano leżących. Pchnął silnie tarczę do przodu, napotykawszy opór, a potem odskoczył i nisko przy ziemi, sprawnie dał parę kroków do tyłu. Usłyszał z przodu wrzask nacierających, ale już po obu swoich stronach znowu miał kompanów. Uda napięły się, gdy gobliny próbowały wściekle przeforsować twardą przeszkodę, ale ich dzidy tylko rozpaczliwie łomotały o tarczę.

- Teraz! –
rzucił Ivo i szereg ruszył ostro, odpychając zielonoskóry motłoch. Wpadł wraz z innymi, całą mocą, ścinając brzegiem tarczy jakiś gobliński łeb, po czym dłoń jego wykonała energiczny sztych wrażając klingę w znajdujące się tuż obok zielone plecy stwora walczącego z którymś z żołnierzy. Cienki pisk goblina zawibrował w uszach Ivo, gdy ten szybkim ruchem wyciągał już zakrwawiony miecz. Bojowe okrzyki ludzi przybrały na sile. Sylvańczyk wciągnął w nozdrza zapach bitwy.

~ Do tegom stworzony.~ – na zbryzganym posoką obliczu wojownika pojawił się zupełnie inny rodzaj uśmiechu.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 08-11-2009, 17:44   #39
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Z nadejściem świtu nastał kolejny dzień mozolnej wędrówki. Zmęczony i obolały Reinhard w milczeniu pomógł uprzątnąć obozowisko, posilił się suchym prowiantem, poczym przygotował swój ekwipunek do wymarszu. Sylvańczyk z pożałowaniem spojrzał na elfa, który z popuchniętą twarzą, skrępowany, z kneblem w ustach wyglądał żałośnie. Cóż, jeśli ktoś, mimo dobrych rad, niczego nie chce się nauczyć, to znaczy, że nie wart jest współczucia.


Droga biegła ku wzgórzom, a wyboisty i śliski teren wcale nie ułatwiał marszu. Oddział kroczył wśród licznych zagajników, co pewien czas mijając łąki oraz sadzawki. Mimo ciągłej mżawki nastrój w kompanii był znacznie lepszy niż dnia wczorajszego, chociaż nie dla wszystkich – zważywszy położenie elfa. Reinhard, standardowo trzymając się środka kolumny, cieszył oczy mijanym krajobrazem sylvańkiej przyrody oraz wypatrywał miejsc mogących nieść zagrożenie. Idąc niedaleko górala, sylvańczyk, zagadnął do pobratymca na temat szczegółów nocnego zajścia. Jednak nim rozmowa zdołała się rozkręcić - jedno słowo - niczym wypuszczona strzała, przerwało przyjacielskie pogawędki, mobilizując każdego w kompanii do gotowości bojowej.


Pogoda nie sprzyjała broni palnej. – Cóż…. – wycedził przez zęby Reinhard. Sylvańczyk poluzował rękojeść miecza, a następnie mimowolnie ściągnął z pleców torbę w kształcie latawca, zwolnił rzemienie jednym pociągnięciem, poczym wyciągnął skrywaną broń. Jak pewnie wielu domyślało się zawartości tej nietypowej torby była to kusza, jednak jedno spojrzenie starczało, by zauważyć oryginalność owej broni. Brunatnoczerwona barwa surowca, z którego wykonano oręż był charakterystyczna dla wysokojakościowego cisowego drewna, a podczepiany magazynek oraz metalowa dźwignia służąca do przeładowywania i naciągania cięciwy zarazem nadawały broni złowieszczy charakter. Jednak to nie był czas na podziwianie broni towarzyszy, wojowie przelotnie zbadali kuszę Reinharda, poczym w skupieniu przygotowywali się do walki. Tylko elf, którego sytuacja nie pozwoliła na mobilizacje, mógł przyjrzeć się łęczysku urządzenia. Łęczysku pokrytymi symbolami, jak dobrze znanymi dla elfa zagłębionego w tajniki mortis. Symbolami, rzekomo pętającymi nieumarłych…..
Sylvańczyk w wielkim skupieniu przygotował mechanizmy broni, przeciągnął gęsim smalcem napiętą cięciwę, poprawił naładowany magazynek, następnie wyprostował się z bronią gotową do strzału.

Dopinając płytowy obojczyk ochraniający szyję i kark noszącego, stał skoncentrowany czekając na resztę kompanii.
Wreszcie ruszyli niczym duchy, przez osnute mgłą pole, skradali się do płonącego sioła. Wchodząc między pierwsze zabudowania do nozdrzy Reinharda dotarł smród spalenizny, w sylvańczyku zaczęła narastać złość. Sylvańczyk opanował uczucia, przygotował umysł do zbliżającej się walki, podciągnął kuszę do ramienia i w skupieniu czekał na nadbiegających przeciwników.

Garstka gobasów ścigająca Oskara, na widok grupy ludzi zrejterowała zaraz po pierwszym bełcie wypuszczonych niechybnie przez Marco. Rozkaz był wyraźny: - Nie ścigać uciekinierów!!
Więc czekali, aż napłynęła na nich fala zielonego robactwa …..i się zaczęło.

Poleciały pierwsze bełty, pierwsze truchła zielonych pokrak osunęły się na glebę, pierwszy szereg ósmej kompanii czekał z obnażonymi ostrzami, sylvańczyk też czekał, aż goblińska masa zbliży się bliżej, bliżej, Reinhard nacisnął spust wypluwając cały magazynek w pierwsze szeregi zielonych. Dezorientacja wkradła się w szeregi wroga zwalniając je na ułamek sekundy…. tyle wystarczyło, pierwszy szereg ruszył do ataku niosąc śmierć i zniszczenie wśród goblińskich szeregów. Reinhard szybko ocenił sytuację, nie było sensu ładować kolejnego magazynka, odstawił kuszę i wyszarpał miecz.

- Sylvanya moiě očyzna!! mě meč Je zbroně remyě!! – sylvańczyk z okrzykiem rzucił się na wroga. Zrównując się z pierwszym szeregiem wyprowadził pierwsze cięcie. Długi miecz poszybował w zabójczym tańcu ścinając łeb najbliższej pokrace. Zbijając wyprowadzony atak goblińskiej włóczni, Reinhard, zręcznie przetoczył się za goblińskiej plecy zatapiając w nich swoje ostrze. Jucha bryznęła na twarz sylvańczyka, który instynktownie cofnął się o krok niemal wpadając na ostrze nadlatującego gobasa. Błyskawiczny obrót uchronił Reinharda od obrażeń, a stal wroga ześlizgnęła się po jego pancerzu. Kolejna włócznia pomknęła ku plecom sylvańczyka, jednak nim dotarła celu, dzierżący ją zieleniec padł od ciosu wściekle walczącego Ivo. Reinhard przybrał postawę mierząc się z dwoma pokrakami. Zanim włócznie wystrzeliły w kierunku sylvańczyka, Aberhoff, miarkując atak z nad głowy, wyskoczył na zielonoskóre karły, które instynktownie - chcąc zblokować przeciwnika - zastawiły się włóczniami. Na to właśnie czekał sylvańczyk, balansując ciałem przeniósł ciężar na jedna z nóg poczym z morderczą precyzją ciął na podlew. Tego zielońce się nie spodziewały, pierwszy padł niemal przecięty w pół, a drugi – mający więcej szczęścia – z przerażeniem przyglądał się odlatującym kikutom własnych łap.
Reinhard cofnął się odstępując od wijącego się w agonii gobasa. Znów stali niemal w szeregu, ociekające krwią miecze gotowe były do kolejnego starcia. Po czym z bojowym okrzykiem na ustach ósma kompania ruszyła do ataku….
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 10-11-2009, 09:21   #40
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Powietrze było ciężkie od wilgoci, duszące, do tego niedosuszone ubranie nieprzyjemnie lepiło się do ciała nie pozwalając tak naprawdę rozgrzać się pomimo tego, że maszerowali, a raczej brnęli przez coraz fatalniejszy szlak.
Marco czuł znużenie po harcach z Helgą i nieprzyjemne burczenie w brzuchu. Był niepocieszony, że nie dane mu było zjeść coś ciepłego. Cokolwiek, nawet kubek ciepłej wody byłby nieocenionym wsparciem przed nużącym marszem.
Wlokąc się raczej na końcu oddziału podszedł do Ann i trącił dziewczynę w ramię.
- Ładnie sobie poradziłaś z tym nochalem elfona, jak go zwie Goran. Myślałem, że się posikam ze śmiechu jak widziałem spieprzającego górala. Hehehe. – zagadał wstępnie medyczkę.
- Słuchaj Słoneczko nie musisz się mnie bać. Ja jestem prosty chłopak, rozumiem co znaczy nie i żadnej jeszcze nie brałem gwałtem … no … może podczas plądrowania miast, ale to inna sprawa, ty nie jesteś zdobyczna i nie musisz się mnie obawiać. Słowo. – oznajmił uderzając się dłonią w pierś.
- Straszna ta pogoda w Sylwanii. Zimno, mokro i gdyby nie gorzałka, to reumatyzm pewny. Tyle że gorzałka się zawsze szybko kończy.
Spojrzał z ukosa na Ann, by przejść do właściwego tematu.
- Tak sobie myślę, może masz jaką maść na rozgrzanie stawów, co ? Kiedyś w Nuln kupiłem taki specyfik od krewniaka, który tam jest cyrulikiem. Fabrizio Lunedi. Znasz go może ? Coś rewelacyjnego. Śmierdziało kocimy szczynami na milę z okładem, ale działało cuda. Masz może coś takiego ? A może wiesz jak to zrobić ? Jak chcesz to pomogę Ci szukać zielska, czy co tam będziesz potrzebować.
Wyszczerzył zębiska w miłym, w jego mniemaniu uśmiechu, co w połączeniu z czarną brodą nadało mu cokolwiek zbójecki wygląd.
Rozmowa przebiegała całkiem miło póki nie dotarli do wioski. Helga wysłała niziołka na zwiad, a Marco zdjął ciepły kołpak i założył barbutę, potem zaś sprawnie naciągnął kuszę zakładając cięciwę o przymocowany do pasa hak i założył bełt. Zdążył dokładnie w chwili, gdy kompan wracał co sił w kudłatych nóżkach goniony przez bandę goblinów.
Marco przycelował wybierając najbliższy i najłatwiejszy cel strzelił. Bełt pomknął przelatują koło Oskara i trafił goblina w szyję tuż pod brodą. Biorąc pod uwagę, że Marco celował w głowę, to wyszło całkiem nieźle. Banda zrejterowała, a Tileańczyk miał czas naciągnąć kuszę ponownie.
Robił to sprawnie, szybko, mechanicznie bez zastanowienia. Wkrótce miał okazję użyć ponownie broni. Tym razem nie bawił się w detale, celował w korpus i wpakował bełt w bebechy kolejnego stwora. Po strzale schował kuszę i zdjął z pleców tarczę, by do ręki wziąć miecz.
Jedyną skuteczną taktyką jaką mogły stosować gobliny, było doprowadzenie do rozproszenia drużyny i gdy pojedynczy najemnicy będą walczyć w odosobnieniu załatwić ich atakami z tyłu.
- Elf, Ann, nizioł za pierwszą linię i nie wychylać się. Goran stań przy mnie. Osłaniamy tyły.
Krzyknął odwracając się plecami od atakującego pierwszego szeregu.
Przyjął na brzeszczot atak pierwszego stwora, odbił i odepchnął go tarczą. Goblin upadł, a Marco szybko przybił go mieczem do ziemi. Od strony, od której nie stał Goran od razu zaatakował go kolejny. Goblińskie ostrze drasnęło go tuż powyżej kolana. Mała świnia atakowała ścięgna, jak zwykle to robiły te małe pokraki. Nie zdążył odwrócić miecza i trzasnął gobosa głowicą miecza w skroń. Pętak poleciał kilka kroków dalej i padł jak długi.
- Szlag. – warknął.
Załatwił dwa, ale co z tego jak dostał jakimś osyfiałym ostrzem. Co mu przyjdzie z tego, że wyrżnie i z dziesięciu, jak zdechnie z powodu zakażeń.
Marco zaczął walczyć zachowawczo. Osłaniał siebie i innych. Niech wyrywni załatwią całą brudną robotę. Miał tylko nadzieję, że medyczka ma coś na przeczyszczenie ran.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172