|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-05-2010, 16:59 | #31 |
Reputacja: 1 | Nie mogła uwierzyć w to, co stało się przed chwilą. Wstrząśnięta drżała na całym ciele, prawda o własnym uczynku docierała do niej powoli. W ręce nie było już noża. Tkwił, zanurzony aż po rękojeść, w ciele służki. Zabiła ją. Nie miał znaczenia fakt, że nie zrobiła tego sama. Zabiła. Zrobiła to naprawdę. Ruchami, nad którymi nie miała kontroli, które w niepojęty sposób wykonały się same. Nie wiedziała nawet, że jest do tego zdolna. Broniąc się odebrała życie innej osobie. Złej czy dobrej nie miało znaczenia. W ustach czuła smak tej przelanej krwi. Metaliczny i gorzki. W żyłach krążyło coś niedobrego zagłuszając strach i zmuszając do działania. Coś, co pchnęło ją do przodu, wyciągnęło rękę, zadało cios. A teraz cieszyło się. Wrednie, złośliwie. Zwycięsko. Bo oto stały wciąż dwie, ona i Inga, a martwa leżała dziewczyna. Zanim na dobre poczuła gorzką ulgę krasnolud, wbrew wszelkim oczekiwaniom, zwalił się na ziemię. Przez jego plecy biegła paskudna, wykwitła szkarłatem pręga. Soll zachwiała się zaciskając pięści. W gardle zrodziła się chęć wycia, chęć krzyku i złorzeczenia bo wszystko szło źle. Od początku do końca niesprawiedliwie i źle. Zapadający zmrok był świadkiem ich porażki. Uczynków, które już teraz chciała wyrzucić z pamięci, a które, wiedziała, będą wracały. Wokół nich na ziemi leżały trzy trupy, w pobliskich krzakach, o czym dobrze pamiętała, leżał czwarty. Na granicy lasu jeszcze, powłócząc nogami uciekał obiekt rodzącej się urazy i nienawiści. Powstrzymała cisnące się do oczu łzy. Ogrzana i sucha, z żołądkiem wypełnionym posiłkiem, leżąc w ciepłym łóżku pozwoli sobie na płacz. Teraz, wciąż trzęsąc się jak osika pochyliła się nad krasnoludem. Podniesienie go nie będzie łatwe. Chrapliwy oddech brzmiał strasznie, nie mniej strasznie niż jęki niedawno zmarłego. Z wielkim trudem chwyciły go z Ingą pod ramionami. Dystans, jaki musiały pokonać do karczmy wykończył ją doszczętnie. O położeniu krasnoluda na ławie nie mogło być mowy. Zamiast tego zaimprowizowały posłanie tuż przy kominku układając zgarnięte w pośpiechu futra i koce. Ignorując, a przynajmniej starając się ignorować rozlaną wszędzie krew. Soll pobiegła do kuchni. Dobiegające stamtąd odgłosy trzaskających naczyń i głuchy stukot przedmiotów wypadających z drżących rąk, dawały wyobrażenie w jaki sposób dziewczyna poruszała się po pomieszczeniu. Nie minęła długa chwila i akolitka mogła obserwować jak wraca, niewiele tylko spokojniej, przy każdym kroku rozchlapując wodę z trzymanej w rękach misy. Na samą myśl o ranie krasnoluda Soll czuła mdłości. Wypływająca ze szramy, wciąż jeszcze ciepła krew przerażała ją o wiele bardziej niż zastygła czerwień należąca do obcych jej osób. Strach, że Garil odejdzie i zostawi je same górował teraz nad wszystkim innym. Świadomość, że nie posiadała potrzebnej w tym wypadku wiedzy przygniatała ją i złościła jednocześnie. Ledwie miała siły się ruszać. Na nogach trzymało ją tylko przeświadczenie, że gdyby teraz padła na podłogę pozwalając sobie na odejście w błogi niebyt, rankiem, zakładając że ranek w ogóle nadejdzie, obudziłaby się wśród martwych. - Błagam powiedz, że wiesz co trzeba zrobić – łamiącym się głosem rzuciła w stronę towarzyszki. Pobladła twarz zdradzała więcej nawet niż niepewny ton. – Jeśli tylko zajmiesz się nim, ja zrobię całą resztę... – machnęła ręką w stronę okna. Oczy niezdolne do zatrzymania się na krasnoludzie w szaleńczym tańcu omiatały wnętrze karczmy. – Znajdę płótna do... do... I okno, trzeba jakoś załatać okno. I zamknąć drzwi. I wysuszyć rzeczy. I... – zapomnieć, przede wszystkim zapomnieć. O własnym strachu i słabości. Zdradzieckich ruchach, które wykonały się same i potrzebie, która je do tego zmusiła. O leżących za zewnątrz martwych unurzanych w błocie i nieludzkim z pewnością szaleństwie, bo przecież ludzie nie robią sobie takich rzeczy. Przycisnęła rękę do ust w ostatniej chwili zatrzymując wyrywający się z gardła szloch. Oczy, pociemniałe niczym niebo przed burzą zdradzały toczącą się w niej walkę o resztki opanowania.
__________________ "...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela." |
27-08-2010, 10:30 | #32 |
Reputacja: 1 | Z powodu padu forum i braku moich postów, proszę o zamknięcie tej sesji i przeniesienie jej do archiwum.
__________________ If I can't be my own I'd feel better dead |