Młot na erpegowców | Cytat: — [...] Poza tym będziecie musieli wyważyć drzwi za pomocą broni... No, chyba że płynie w waszych żyłach krew złodziei z Luskan – wtedy możecie spróbować otworzyć zamek.
— Zaiste wiadomym jest, iż w Luskan już w kołysce noworodki bawią się wytrychami — Oryon odparł suchym tonem, z iskrą rozbawienia w oczach przebijającą się przez pochmurny całun. — Tak jak w Eigersstor narzędziami rzemiosła swych ojców, a w Athkatli abakusami. | — A mieszkańcy Dziesięciu Miast w przerwie od skrymszanderstwa z odsłoniętymi piersiami siłują się z tundrowymi yeti, przepijając przednim miodem i przegryzając mięsem remorhazów — odciął się Brogan. — Gadaj, co chcesz, więcej tu mamy z południowców, a zwłaszcza Luskańczyków, kłopotów niźli pożytku. Te dranie z bandy Żelaznej Obroży ponoć przybyły z Cormyru i co właśnie robią? Zachlewają w najlepsze mordy gdy gobliny szturmują doki! Jeden nie lepszy od drugiego, trzech zbirów, obłąkany myrkulita i parszywy czarodziej w łachmanach. Jeśli gobliny podpalą doki, słono nam za to zapłacą.
Po gorzkich i bezlitośnie pragmatycznych słowach zakamuflowanego githzerai Nolan, Luskańczyk z pochodzenia, a Neverwinterczyk z obywatelstwa, w ramach próby zażegnania drobnego, acz potencjalnie rodzącego się konfliktu odezwał się do pary sferotkniętych, którzy to wcześniej otwarcie stanęli w obronie życia goblińskiego jeńca. Cytat: — Oryonie, Auroro czy ruszycie ze mną do Wilka Morskiego? Trzeba będzie przekonać tych najemników do tego, żeby zrobili to, za co im płacą. Pomówię z tym Czarnym Geoffreyem, ale jeżeli zdroworozsądkowe argumenty doń nie trafią, to może trzeba będzie go podpuścić. Ugryźć jego ambicję. | — Jako wcześniej rzekłam, w obliczu nieznanych, potencjalnie dużych sił wroga każdy sojusznik jest na wagę złota — skończywszy wymowną odpowiedź, kobieta przez krótką chwilę zerknęła w znaczący sposób doskonale czarnymi studniami oczu to na goblina, to na diabelstwo, jakby pogrążona w zadumie. Cytat: — [...] Wrócimy z Bandą, nim się obejrzycie. Przy okazji zabierzemy ze sobą goblina i zostawimy spętanego w "Wilku", by wyzbyć się przysłowiowego balastu — ton diablęcia był stanowczy, gdy wyciągnął dłoń po sznur. Zerknął przy tym w stronę Aurory, jakby licząc, że tym razem to ona przyjdzie mu w sukurs, popierając jego słowa. | — Owszem, winniśmy gdzieś go zostawić na czas zawieruchy — oznajmiła chłodno selûnitka. — Stanowi wszak potencjalnie przydatne źródło informacji o najbliższych krokach hordy i lukach w obronie miasta. — Dranie spod znaku Żelaznej Obroży — zaklął Brogan, jakiś czas po tym jak sferotkrwiści oddalili się razem z piratem i goblińskim jeńcem. — Miejmy nadzieję, że w pobliżu nie ma już żadnych żółtych bydlaków. Następnie powrócił do swej warty przed odrzwiami starego magazynu. Stojąc na posterunku, rozglądał się czujnie, jednocześnie nasłuchując odgłosów ze środka. Tymczasem po pokonaniu kilku kroków w jego kierunku i nadstawieniu uszu Thanix zdołał wyłowić szereg mocno przytłumionych goblińskich głosów dobiegających z wewnątrz, po czym posiłkując się wiedzą z czasów swej służby w podziemiach klanu Kamiennego Hełmu, wyłuskał spośród nich proste i nieprzyjazne okrzyki, czy też komunikaty typu: „Palić i mordować!”, „Zabić wszystkich!”, „Spalić statki!”, „Zabić ludzi z miasta!”. Szary krasnolud wiedział, że istniała nieco ryzykowna, ale realna możliwość zerknięcia do środka bez natychmiastowego alarmowania znajdujących się wewnątrz stworów, ponieważ kompani przekazali mu, że także ten, którego uważano za leśnego elfa, znał ślusarski, a prędzej złodziejski fach. Była to przydatna informacja, bowiem nie ulegało dlań wątpliwości, że powodujące wiele hałasu wyważenie drzwi niechybnie zaalarmowałoby tamtejsze gobliny. A gdyby tylko je po cichu otworzyć i delikatnie uchylić to przy niewielkim ryzyku patrząc przez utworzoną szczelinę, mogliby dyskretnie dokonać wstępnego rozpoznania sił wroga.
Kiedy Karanthir, Zor'ayth i Thanix stali na straży wypełnionego goblinami magazynu, pozostali bohaterowie parli razem ze swym małym jeńcem na południe. Krocząc na przekór śnieżycy i mrozowi, trzymali się kurczowo brzegu jeziora Maer Dualdon. Po drodze musieli wyminąć parę wyciągniętych na brzeg łodzi, a także pokiereszowanych zwłok kombatantów z obu stron konfliktu. Kiedy dotarli do wschodniej ściany nieco okazalszego budynku, w pobliżu jednego z pomostów dostrzegli zatopione w śniegu ciało, które uderzająco pasowało do uzyskanego wcześniej opisu towarzysza Brogana. Trup leżał rozłożony na wznak, wielokrotnie ugodzony goblińskimi strzałami. Tuż obok niego spoczywał żółtoskóry przebity na wylot grotem włóczni, dowodząc, że przed śmiercią strażnik pociągnął za sobą na drugą stronę jednego ze strzelców. Oba nieruchome ciała stanowiły wymowne, acz nieme świadectwo niedawnego starcia. Po zbadaniu znaleziska poszukiwacze przygód weszli w zakręt prowadzący do frontu budynku, po kilku krokach dostrzegając drewniany znak przedstawiający tawernę „Pod Wilkiem Morskim”. Rozejrzawszy się dookoła, kawałek po lewej, dokładnie pośrodku rozwidlenia dróg, dojrzeli innego trupa, tym razem należącego do jakiegoś zaszlachtowanego cywila. Poza tym w pobliżu nie zaobserwowali niczego niepokojącego, a tym bardziej śladu aktualnej bytności wroga.
W momencie kiedy przybysze z Luskan mieli już wejść do środka tawerny, wprost z domostwa leżącego na południu usłyszeli dobiegające przez uchylone okiennice donośne słowa starszej kobiety: „Brudaczne gobliny, wynocha stąd!”, „Hedron! Heeedron!” i na koniec „Aaaaaaaaaaaach!”. Aurora nie zwlekała ani chwili, tymczasem Oryon i Nolan po niezwykle krótkiej wymianie spojrzeń i zdań udali się w krok za nią. Minąwszy zakręt przy północnej ścianie budynku, weszli na drogę prowadzącą prosto do wejścia. W trakcie pochodu dojrzeli w częściowo rozebranej chacie na zachodzie kolejne ciało zamordowanego mieszczanina, ten nieszczęśnik najwyraźniej próbował znaleźć jakieś bezpieczne schronienie, lecz nie odniósł skutku. Po paru chwilach bohaterowie stanęli u drzwi domostwa. Dzierżący poręczny toporek Hornraven w tym samym momencie zerknął na ich goblińskiego jeńca, przezornie badając jego reakcję, ten jednak okazał się stać w zupełnej ciszy. Można było jedynie odnieść wrażenie, że stara się wypatrzyć coś przez otaczającą ich śnieżną kotarę. Pojmując, że więzień raczej nie ma zamiaru pomagać kompanom, uspokojony wojownik uchylił nieco drzwi, wypuszczając z wnętrza ciepło i odór kocich wydalin. Przez utworzoną szparę Szkutnik ujrzał starszawą, korpulentną kobietę o szarych włosach przyklejoną plecami do przeciwległego rogu pomieszczenia, wciąż nawołującą pomocy i urągającą trzem wrażym intruzom, którzy wymachując energicznie bułatami, biegali po całej izbie za syczącymi i błagalnie miauczącymi kotami. Całą dziewiątką kotów, jeśli mam być dokładna. Oświetlana kilkoma oliwnymi latarniami izba zasłana była w wielu miejscach śmieciami i nieczystościami zwierząt. Poza skrzyniami, stolikiem i dużym siennikiem przeznaczonym dla humanoida tu i ówdzie porozkładane były kocie legowiska wykonane z drewnianych mis wypełnionych sianem przykrytym suknem. W pewien sposób to właśnie one utrudniały poruszanie się napastników, powodując ich potykanie, dzięki czemu naturalna zwinność kotowatych mogła pozwolić im przetrwać aż do tej chwili przed zaszlachtowaniem.
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 17-02-2024 o 14:43.
|