Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2012, 17:38   #61
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Sen - stan w którym nasze ciało i umysł odpoczywa.
Odpoczynek były bardzo Stryjowi potrzebny. W ciągu ostatnich dni przeżywał wiele stresujących i niebezpiecznych sytuacji. Przybyło mu obowiązków i zadań. Żadnego z nich nie chciał zaniedbać, czy też porzucić. Musiał, więc bardzo rozsądnie dzielić czas pomiędzy dotychczasową działalność polegającą na pomaganiu ludziom, których bliscy trafili do obozów, między aktywność w podziemiu i między swojej hobby - teatr.
Nie chciał niczego porzucić, gdyż wszystkie te rzeczy stanowiły swoiste antidotum na trudy codzienności. Konstanty nie potrafił siedzieć bezczynni i patrzeć, jak na ulicach giną ludzie.
Musiał działać, by mieć poczucie że w jakikolwiek sposób przeciwstawia się otaczającej go ponurej rzeczywistości.

Sen, tym razem jednak nie przyniósł wytchnienia i spokoju.
Wielu pewnie uznałoby, go za cudowny i ekscytujący. Jednak dla Konstantego był on istnym horrorem.
On i Izabela, razem w lubieżnych uściskach i pieszczotach. Zatopieni w sobie i zjednoczeni.
To był tylko sen.
Sen, jednak tak realny, że Konstanty czuł upajający zapach jej skóry. Niemal czuł jej dotyk.
To wszystko było takie prawdziwe, takie rzeczywiste, takie potworne.
Stryj czuł się zbrukany, choć nic nie zrobił. Ta kobieta opętała jego myśli i zawładnęła nimi. Mimo, że chłopak nie chciał o niej myśleć, nie mógł przestać.
Nie potrafił się pogodzić, że gdzieś na granicy świadomości pragnął jej. Pożądał, jak mężczyzna kobietę.
Czyżby Izabella go uwiodła? Czyżby niczym pradawna wiedźma rzuciła na niego miłosny urok?
Czyżby zdradził Monikę?

Nic się przecież nie stało. Do niczego nie doszło.
Konstanty jednak i tak czuł się zbrukany, nieczysty.
Kościół przecież nauczał, że można zgrzeszyć na trzy sposoby - myślą, słowem i czynem.
I każdy z nich, wbrew obiegowej opinii, był równoważny.
Wyrzuty sumienia gnębiły chłopaka i dławiły jego duszę.
Dławiły tak bardzo, że praktycznie zapomniał o płonącym chłopcu, którego ujrzał na zakończenie snu.

Była późna noc, gdy Konstanty przebudził się z krzykiem. Do samego rana już nie zasnął, przekręcając się z boku na bok.

Ledwo wzeszło słońce Stryj ubrał się, zjadł szybkie śniadanie i ruszył na miasto.
- Dokąd znowu idziesz Konstanty? - spytała go matka, gdy zakładał buty.
- Muszę załatwić parę spraw w urzędzie.
- Dlaczego kłamiesz? Urząd otwierają dopiero o ósmej, a jeszcze nie ma siódmej.
- Nie kłamię mamo. Naprawdę idę do urzędu, po drodze wstąpie jeszcze do Ludwika po scenariusz nowej sztuki, którą chce wystawić.
Matka o nic więcej nie pytała. Ucałowała syna w czoło i zrobiła na nim znak krzyża.
- Uważaj na siebie Konstanty.
- Dobrze mam. Kocham cię. Pa.

Może to wyobraźnia, może wyrzuty sumienia, ale znak który matka nakreśliła mu na czole palił chłopaka niczym żywy ogień.
To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że musi iść się wyspowiadać.

Wskoczył w tramwaj i pojechał na Stare Miasto do swojego ulubionego kościoła św. Jacka.
Gdy tylko Konstanty wszedł do środka omal nie zemdlał. Zamiast bowiem ujrzeć wybielonych kolumn głównej nawy, zobaczył coś co sprawiło, że natychmiast klęknął i się przeżegnał.
Trwało to tylko jedno mgnienie oka, ale i tak obraz ten wypalił się w pamięci chłopaka niczym na fotograficznej kliszy. Zrujnowany kościół, zniszczone ściany, strop i podtrzymującego go kolumny.
Na ścianie wisiał złamany krzyż z Chrystusem bez głowy.
Widok ten był potworny i przerażający.

Na miękkich nogach Stryj udał się do konfesjonału i wyznał swoje grzechy. Szczerze i uczciwie opowiedział o tym, co trawiło jego duszę.
Wierzył, że moc Boga Wszechmogącego ocali go i da mu siłę do dalszego działania.

Po wyjściu z kościoła Konstanty ruszył do urzędu.
Kolejne spotkanie z Obersturmführerem Gerhardem Mainhoffem przebiegło w tradycyjny już sposób.
- Moje uszanowanie panie Mainhoff - powiedział Stryj nisko kłaniając się wokół.
- A to ty - uśmiechnął się złośliwie SS-man - Właź. Tylko buty wytrzyj, bo mi kurzu tutaj naniesiesz.
Konstanty posłusznie wykonał polecenie Niemca i wszedł do gabinetu.
- Chciałem zapytać, czy są może jakieś listy dla mnie.
- Może i są. To zależy - SS-man rozparł się w fotelu i przez długą chwilę wpatrywał się w stojącego przed nim chłopaka - Z tego, co mi kolega mówił wasz ojciec skarży się, że paczek mu nie przysyłacie. Rodzinny innych więźniów bardziej dbają o swoich bliskich.
- Ale przecież pan wiem, Obersturmführer, że żyjemy bardzo skromnie i ledwo starcza pieniędzy dla mnie i dla matki.
- Jak tam uważacie - burknął Mainhoff - W obozie głody niby nie będzie, ale wiadomo jak to jest w więzieniu. Niektórzy więźniowie roznoszą choroby, nie dbają o higienę. A choroba nie wybiera. Zawsze dobrze mieć jakieś swoje witaminy, czy lekarstwa. Widać nie zbyt kocha pan ojca, skoro tak nie chce pan przeznaczyć paru złotych, by go wspomóc.
- A czy jemu coś dolega? - zapytał zatroskany chłopak.
- Na razie na szczęście nie - wyjaśnił z uśmiechem Niemiec - Różnie to jednak bywa i zawsze lepiej działać profilaktycznie, niż później żałować.
- Oczywiście Obersturmführer. A co z listem?
- Jakim listem? - zapytał autentycznie zdziwiony Mainhoff.
- Listem od mojego ojca.
- W tym tygodniu jeszcze nie było transportu poczty. To, co wam powiedziałem to poufne informacje. Tak po starej znajomości.
- Rozumiem Obersturmführer. W takim razie dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia, do widzenia. I nie zapomnijcie o tej paczce dla ojca.
- Tak jest. Do widzenia.

Po upokarzającej wizycie u Mainhoffa Stryj zszedł na parter i poszukał znajomej sprzątaczki. Pani Pelagii dorabiała sprzątając w różnych miejscach stolicy, dzięki czemu była doskonały źródłem informacji. Stryj poznał ją, gdy sprzątała gabinet Mainhoffa. SS-man chcąc pokazać swoją wyższość i upodlić zarówno jego, jak i panią Pelagię kazał jej robić swoje, gdy Konstanty z nim rozmawiał.
Po tej wizycie pani Pelagia podeszła do Stryja i poprosiła go o pomoc. Jej mąż także trafił do obozu i nie miała ona od niego żadnych wieści. Chłopak obiecał zrobić, co w jego mocy, by dowiedzieć się co się z nim stało, gdzie przebywa i jak się ma.

Po krótkiej rozmowie na korytarzu z panią Pelagią, Konstanty znał już imię i nazwisko SS-mana z którym spotkała się Izabella. Zdobycie informacji kim on jest i jaką pełni funkcję było już tylko formalnością.
Sturmbannführer Denis Tifft okazał się być jednym z wysoko postawionych nadzorców warszawskiego getta. Odpowiadała za wyłapywanie zbiegłych i ukrywających się Żydów.
Konstanty pożegnał się z panią Pelagią i udał się na spotkanie z chłopakiem, którego wyznaczył do pilnowania ślicznej Izabelli.

Niestety tutaj nie poszło mu już tak dobrze, jak w urzędzie.
Chłopak mimo całonocnej warty i najszczerszych chęci nie zdołał nic ustalić. Na domiar złego twierdził, że żadna piękność w tej kamienicy nie mieszka.

Wyglądało na to, że albo chłopak nie miał szczęście i za mało się starał, albo Izabella była sprytniejsza niż Konstanty na początku przypuszczał.
Prawdopodobnie zaprowadziła Stryja pod zupełnie przypadkowy adres, by się tutaj na niego zaczaić. Od początku była świadoma tego, że jest śledzona i tylko bawiła się chłopakiem.
Ta świadomość poraziła Konstantego.
Gdy uciekł z bramy i wracał do domu, był tak rozgorączkowany, że nawet nie pomyślał o tym, aby sprawdzić, czy Izabella nie ruszyła za nim.
A przecież to było możliwe.
Świadomość konsekwencji jakie mogły z tego wyniknąć przygnębiły chłopaka. Bał się.
Nie tyle od siebie, co o matkę, swoich przyjaciół i kolegów z podziemia, o wszystkich wokół.
Jeżeli Izabella współpracowała z Niemcami, to mogło się to dla wszystkich skończyć tragicznie.

Przygnębiony i smutny ruszył na umówione spotkanie z Beniaminkiem.
Zamierzał złożyć mu meldunek i otrzymać nowe rozkazy.

Gdy tylko zobaczył weterana poczuł ukucie w sercu. Wiedział, że nie będzie w stanie powiedzieć mu całej prawdy o spotkaniu z Izabellą. Wiedział, że ukryje zarówno fakt spotkania twarzą w twarz, jak i swoje niedbalstwo.
Był świadomy ryzyka, jakie takie postępowanie za sobą pociąga, ale nie potrafił przyznać się do błędu.
Znowu, gdzieś na granicy świadomości pojawiła się myśl, że Izabella rzuciła na niego urok i opętała go.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 28-11-2012, 12:06   #62
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Łomot do drzwi był równie głośny jak łomot serca Natalii bijącego w jej piersi ze strachu. Co robić? Uciekać? Ale jak, dokąd? No i co wtedy stanie się ze staruszką? Nie mogła jej tak zostawić. Zresztą jak daleko zdołałaby uciec jedynie w samej bieliźnie i bez Kennkarty? Tunia z goryczą rozważała wszystkie za i przeciw.

Sekundy wydłużyły się w nieskończoność, kiedy dziewczyna w samej koszuli nocnej wysuwała się spod kołdry, aby zmierzyć się z tym czego bała się najbardziej.
Popychając lekko babcię z powrotem do pokoju i szepcząc jedynie “zawiadom Witka jak mnie zabiorą” przeszła przez długi przedpokój i otworzyła drzwi katom.

Wpadli do pomieszczenia, jak sfora dzikich psów. Niemalże widziała wilcze mordy - dyszące żądzą krwi i pewnością siebie. Wściekłe ślepia bestii w ludzkich skórach. Lufy karabinów mierzyły prosto w obie kobiety. Bezlitosne oczy oprawców wpatrywały się z z obojętnością w zastraszone kobiety.

Pośród Niemców pojawił się granatowy policjant. Polak na usługach okupantów.

- Dokumenty - rzucił sucho, beznamiętnie, nie patrząc w oczy ofiarom represji.

- Dokumenty, Natalio - powiedziała drżącym głosem babcia z przerażeniem wpatrując się w mundury i broń wymierzoną w ich stronę.

Tunia poszła szukać, bacznie obserwowana przez żołnierzy. Jednak nie zdążyła odszukać kenkarty gdy do mieszkania wszedł SS-man w mundurze i twarzy bandziora. Zimne oczy spojrzały na Tunię. Dłoń w rękawicy wyciągnęła się w stronę znalezionych dokumentów.

Niemiec wziął je do ręki, spojrzał na zdjęcia i na kobiety.

- Beide mitnehmen! - powiedział zimnym tonem. – Jetzt, sofort. Führt sie zur Gestapo. Passt auf die Jüngere auf!

- Ubierajcie się! - przetłumaczył granatowy policjant. - Zabierają was na Szucha. Obie. Macie minutę!

Natalia świetnie rozumiała co powiedział esesman. Mieli na nią uważać. Czyli wiedzieli kim była.
Minuta popłochu. Babcia nie ukrywała strachu. Mimo lata czuły zimno wychodząc na ulicę. Dopiero zbliżał się świt. Nawet, jeśli ktoś widział najście Niemców, nie zareagował. To było normalne.



Na ulicy czekał samochód. Półciężarówka. Obie kobiety zostały siłą wrzucone na pakę auta, obciągniętą ciemnym brezentem. Jak się okazało, nie były tam same. Na drewnianej ławeczce siedziało już dwóch ludzi. Mężczyźni wyglądali na takich “po przejściach”. Szczególnie jeden z nich, z twarzą ociekającą krwią. Drugi był jeszcze dzieckiem. Mógł mieć góra czternaście lat. Brudną twarz znaczyły ślady po łzach. Palce umazane miał białą farbą, na której wyraźnie odcinała się krew starszego towarzysza.

Naziści zamknęli pakę i po chwili samochód ruszył w drogę ku osławionej na całą Warszawę katowni na Szucha.
Blade usta dziewczyny zacisnęły się w niemym skowycie. Nie liczyła się z tym, że mogą zabrać również babcię i że to od razu będzie gestapo.
Nie miała teraz złudzeń co do tego jaki los je czekał. Przyciągnęła do siebie przerażona staruszkę i uspokajała ją cicho. Wiedziała, że Witek dowie się najpóźniej jutro od ich lokatora. Ale z Szucha się nie wracało. Albo zameczą je jeszcze w Warszawie albo wywiozą do jakiegoś obozu. Gdyby tylko zdążyła zabrać truciznę nie dała by im tej satysfakcji, ale nie zdążyła...
Jechali w milczeniu przez uśpioną stolicę, kiedy nagle rozległy się strzały. Samochód wpadł w wyraźny poślizg, kierowca musiał stracić panowanie nad kierownicą. Kobiety poleciały na mężczyzn, mężczyźni na krzyczących coś Niemców. Padł strzał. Ale nie w środku samochodu, lecz gdzieś na zewnątrz. Po nim drugi i kolejny. Ktoś krzyknął przeraźliwie.

Tunia czuła, że jeden z mężczyzn przygniótł ją swoim ciałem. Zobaczyła, jak pobity więzień siedząc na plecach drugiego Szkopa zakłada mu chwyt na gardło, dusząc bez litości. Młody chłopak - ten z ubrudzonymi farbą rękami, podobnie jak jej babcia nie ruszali się.

Ciało Niemca, bo to on przyciskał ją do podłogi samochodu, było ciężkie i bezwładne. Cięższe, niż Tunia sądziła. Kiedy zaczęła się z nim szarpać, by uwolnić spod ciężaru, Szkop zaczął dawać pierwsze oznaki tego, że odzyskuje przytomność. Mocując się z Niemcem Tunia widziała drugiego Szwaba. Widziała, jak ciemnieje mu twarz, jak wybałusza swoje oczy w zwierzęcym przerażaniu, walcząc daremnie o oddech. Z twarzy żołnierza zniknęła cała buta i pewność siebie. Teraz wyglądał na przerażonego, młodego mężczyznę, zapewne niewiele starszego niż Tunia. Próbując wyswobodzić się spod ciężaru przygniatającego ją Niemca Tunia ujrzała, że oczy duszonego straciły nagle blask. Zmętniały, kiedy - dosłownie - wyparowało z nich życie. Duszący nie przestawał jednak dusić.
W końcu, sapiąc i nadrywając odzienie, Tunia wypełzała spod Szkopa. Jej ręka trafiła na coś twardego i drewnianego - kolbę karabinu. W tak ciasnym furgonie stanowił on kiepską broń ze względu na swoją długość i nieporęczność.
Gdzieś zza plandeki huknęły kolejne strzały. Wymiana ognia się nie skończyła.
Pobity mężczyzna puścił uduszonego żołnierza.
Spojrzał na drugiego Niemca, który właśnie wyraźnie poruszył się na podłodze ciężarówki.
Widok umierającego człowieka, nawet jeśli był Niemcem i żołnierzem nie pozostawił Natalii obojętnej. Jednak jej odczucie współczucia szybko zastąpił gniew. Nie wiedziała co z babcią, nie miała pojęcia co ich czeka kiedy opuszczą transporter. Najpierw trzeba było jednak ogłuszyć drugiego ze strażników. Tunia nie chciała zabijać. Przyklęknęła na plecach Fryca, zsunęła z jego głowy hełm i kolbą karabinu przyrżnęła mu porządnie.
Jęknął boleśnie i jego głowa opadła na podłogę ciężarówki.

- Wiejemy! - mruknął pobity sięgając po sznury mocujące plandekę.
Strzały nie cichły. Co więcej, gdzieś blisko wybuchł granat.
- Ta kanonada zaraz sprowadzi nam na łeb Szkopów!
Młody chłopak jęknął przeciągle. Także babcia Tuni zaczęła poruszać się niemrawo.

Natalia nie dawała się prosić. Pomogła babci usiąść i powiedziała szybko:
- Musimy uciekać. Trzymaj się blisko mnie, będę cię wspierać kochana. Wiedziała, ze staruszka będzie opóźniać ucieczkę, ale nie mogła zostawić jej samej sobie. Dopóki Niemcy byli zajęci strzelaniną mieli szansę.
Tunia dopadła wraz z pobitym do plandeki żeby ją otworzyć

Węzły puściły i owiało ich chłodne, poranne powietrze. Ujrzała brukowaną ulicę i niemiecki motocykl w którym wisiały dwa bezwładne ciała żołnierzy. Ujrzała domy po lewej stronie- ciche, ciemne. Nawet jeśli ich mieszkańców obudziła wymiana ognia, to nikt nie odważył się wyjrzeć. Po prawej znajdowały się jakieś krzaki i drzewa. To był park. Sądząc po zapachu wody w powietrzu, park gdzieś koło Wisły. To była ich szansa, którą pobity postanowił wykorzystać.

- W drzewa - syknął, ale - o dziwo - zaczekał przy wyjściu z ciężarówki, aby pomóc wydostać się z niej kobietom.
Chłopak z dłońmi w farbie nie czekał. Pognał, niczym chyży lis, w stronę chaszczów.

To był dobry wybór. Musieli uciekać tam, gdzie można było dobrze się ukryć. Tunia schwyciła babcię mocno pod ramię i pochylona, szybkim truchtem ruszyła w stronę parku. Oby tylko dostać się w jakąś gęstwinę, jak najdalej stąd. Jak ukryje staruszkę może pomyśleć co dalej i jak skontaktować się z podziemiem. Jeśli przyszli po nią mogli również wpaść na trop chłopaków. Musiała zawiadomić resztę zespołu, albo chociaż dowództwo. Byli spaleni.
Myśli kłębiące się w głowie i strach zmieszany z gniewem towarzyszyły dziewczynie w następnych minutach.
Oby tylko nie sprowadzili psów...

Podreptały w krzaki, za mężczyznami. Okazało się, że za nimi skrywała się skarpa opadająca w dół, zapewne w stronę rzeki. W ciemnościach ciężko było oszacować, czy jest stroma, ale Tunia słyszała jak ktoś się po niej stacza, cicho jęcząc. Obok niej pojawił się pobity mężczyzna.

- Pomogę paniom - zaproponował i nie czekając na odpowiedź, chwycił jej babcię pod ramię.
W ciemności, z boku zamajaczył kolejny kształt i wyłonił się z niej mężczyzna.
- Kim one są?
- Pomóż, Władek - wysapał pobity. - Potem pogadamy.
Więc to po niego. Po tego człowieka z obitą twarzą zaatakowano transport. Musiał być kimś ważnym.
- Opóźniają nas - powiedział nazwany Władkiem. - Fryce się zaraz ogarną i będziemy mieli przesrane.
- Słowa, Władek!
Skarpa skończyła się i znów stanęli na grząskim, podmokłym gruncie.
- Tam jest rzeka - ledwie w mroku widziała rękę, którą obity wskazywał kierunki. - W lewo leżą tereny nadrzeczne. W prawo - dojdzie pani na Solec. Do domu radzę nie wracać.
Zawahał się.
- Macie gdzie iść?
- Andrzej! Musimy iść! - przeszkodził Władek w odpowiedzi.
- Dziękuję panu za pomoc. Nie będziemy już wam przeszkadzać - tutaj spojrzała ponuro na drugiego mężczyznę - jakoś zorganizuję nam schronienie.
- Na pewno - Andrzej nie ustępował, w tonie głosu wyczuwała obawę o ich los.
- Muszę tylko dostać się do telefonu - Natalia próbowała się uśmiechnąć, ale usta nie chciały jej słuchać - nie wiem jedynie co z babcią, czy będzie miała na tyle siły żeby ze mną iść. Tu spojrzała z troską na zdyszaną staruszkę.
- Andrzej .. - ponaglił kompana drugi mężczyna.
- Krucza 12 - rzucił Andrzej. - Gdybyście miały problem. Powiedzcie, ze Andrzej was przysłał. Zaszyjcie się na mieście. Przeczekajcie do końca godziny policyjnej. A potem idźcie do którejś jadłodajni. Przykościelnej lub świeckiej. Tam zawsze kręci się sporo osób i wasz wygląd nie wzbudzi sensacji. Powodzenia.
- Dziękuję... dziękuję za wszystko - powiedziała Tunia ściskając nieznajomego za ramię.

Rady tego człowieka mocno podbudowały Natalię. Od momentu aresztowania dopiero teraz zaczęła logicznie myśleć. To był świetny plan. W jadłodajni mogły na krótko pozostać anonimowe, tak aby Tunia zdążyła sprowadzić pomoc.

- Babciu, jak tylko odsapniesz ruszamy - powiedziała stanowczo do swojej opiekunki z dzieciństwa. To już nie była wystraszona polska więźniarka, to była bojowniczka podziemia, która z całą determinacją postanowiła bronić życia swojego i swoich bliskich.

Szły z przerwami wzdłuż brzegu rzeki robiąc przerwy w gęściejszych zaroślach, tak aby babcia mogła regularnie odpoczywać. Gdyby staruszka straciła siły nie poradziłaby sobie z ewentualnym transportem. Nie była na tyle silna żeby ją nieść. Zresztą i tak musiały odczekać aż skończy się godzina policyjna.

Na szczęście nie słychać było pościgu. Tunia niejednokrotnie zastanawiała się kim był Andrzej. I czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczy.
No i ten jej sen, na krótko przed aresztowaniem. Dziewczynka... mała Żydówka... Sybilla... jak imię wyroczni, która przestrzegała przed niebezpieczeństwem...
Nie umiała sobie tego wytłumaczyć.

Kiedy w końcu po kilku godzinach wyszły na ulice Solca zaczynał się nowy i piękny dzień. Natalia postanowiła zrobić tak jak radził jej nieznajomy. Odszukały z babcia kościół św. Marka i w jego pobliżu przeczekały aż do otwarcia jadłodajni. Było już po dziesiątej kiedy zostawiwszy babcię przy stole i talerzu owsianki ruszyła na pocztę żeby wykonać telefon zgodnie z otrzymanymi instrukcjami w razie sytuacji awaryjnej. Chciała tez ostrzec Witka, a potem wrócić do babci, do jadłodajni.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 28-11-2012 o 14:00.
Felidae jest offline  
Stary 30-11-2012, 16:33   #63
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Beniaminek trącił wisielca końcem lufy. Ledwie widoczne w mroku ciało zaczęło lekko się kołysać i obracać wokół własnej osi. Do ogólnego smrodu panującego w pomieszczeniu dołączyła nutka woni gorzały i ekskrementów.

- Wieczny odpoczynek... Cholera z tym, obyś się smażył, Bolszewiku. - mruknął Piotr chowając pistolet. - Tarcza nie będzie zachwycony.

Sprzęgło popatrzył na dyndającego Olgierda, po czym spojrzał na Beniaminka.
-Nie wiem jak ty, ale ja z niego nic nie wyciągnę. Cyganka potrafiąca gadać z duchami by się przydała. Tylko przesłuchanie mogłoby być kłopotliwe, bo już w mordę dać nie można. No chyba, że chce się oglądać plującą zębami Cygankę-wzruszył ramionami.
-Problem nie tkwi w tym, że Kurzajko robi za wahadełko, tylko w tym, że trop nam się urwał. Nic nie zrobimy. Według mnie nie ma co ryzykować powrotu i lepiej się zdrzemnąć chwilę tutaj. Nigdzie się nie spieszy, więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy ryzykować. Dopiero tuż przed zakończeniem godziny policyjnej można się wymknąć do punktu wyjścia, przeczekać jakiś czas po nastaniu “bezpiecznej” godziny i dopiero wyruszyć. Tak przynajmniej uważam-ponownie spojrzał w ciemności na towarzysza.
Beniaminek przez dłuższą chwilę po prostu stał z założonymi rękami i nieodgadnioną w tych ciemnościach miną. W końcu westchnął.

- Dobra, ruszymy nad ranem, nie ma co kusić losu. - Z nieskrywanym obrzydzeniem uniósł połę marynarki wisielca i zlustrował zawartość wewnętrznych kieszeniu - Możesz spać jeśli chcesz, ale najpierw przetrząśniemy trochę tę norę, może trafimy na jakiś ślad.

Przeszukiwanie mieszkania Kurzajko po ciemku mogło okazać się trudniejsze, niż sądzili. Wszędzie bowiem szmalcownik zgromadził sporo żelastwa poustawianego w sterty. Po kątach walały się też sterty szmat - prawdopodobnie ubrań sprzedawanych przez Kurzajkę na Karcelaku. Po ciamku poruszanie się pomiędzy tymi zawalidrogami stwarzało poważne ryzyko narobienia hałasu, a zapalenie światła mogło przyciągnąć uwagę patrolu. Wszak obowiązywała godzina policyjna i mało kto odważył się po jej czasie palić świece.

Idąc na rozsądny kompromis z bezpieczeństwem szukali w iście żówim tempie. W mieszkaniu nie znalazło się nic szczególnego poza stertami garnków, starych ubrań, gazet i Bóg wie czego jeszcze. Gdy Beniaminek ze skrajną odrazą wziął się za przetrząsanie kieszeni w zasranych spodniach wisielca, wśród drobnych monet natrafił na coś... intrygującego.


Moneta wyglądała na starą, ale była w dobrym stanie. Przypuszczalnie by ją przeoczył, ale biło z niej jakieś dziwne zimno. Piotr pokazał znalezisko przysypiającemu kompanowi, po czym owinął w bawełnianą chustkę do nosa i schował gdzieś na dnie kieszeni. Moneta mogła być tropem w śledztwie... mogła być też kolejnym badziewnym bibelotem na sprzedaż. Czas pokaże.

*

Gdy nad ranem dotarł do swojej kryjówki przy kościele Michała Archanioła, zastał tam wywalone drzwi i widoczne z zewnątrz ślady przetrząsania. Hitlerowcy działali na tyle wściekle i niechlujnie, że dyskretny, wymalowany w pobliżu na murze symbol ostrzegający przed "kotłem" był już zbędną dekoracją.

Martwy świadek.. spalona kryjówka... co dalej do diabła?

*

Ze Stryjem spotkał się w okolicach południa. Spotkali się w jadłodajni, gdzie często, w gwarze i szumie przy misce taniej zupy, można było porozmawiać bez większych problemów o sprawach konspiracji. Zwyczajne stoły, ludzie, którzy liczyli na repetę od uśmiechniętych wolontariuszek.

- Meldujcie, Stryj. - Beniaminek sprawiał wrażenie mocno niewyspanego i wyraźnie zirytowanego. - Może chociaż ty masz dziś jakieś dobre wieści.
- Hmmm - mruknął Konstanty - Zasadniczo ciężko powiedzieć, czy dobre, czy złe. Na pewno ważne. Wraz z Tunią wczoraj odwiedziliśmy profesora Waśniewskiego. Opowiedział on nam kto przyniósł mu notes i ogólnie, co mógł zawierać. Te dziwne znaki, które widzieliśmy to ponoć jakiś starożytny szyfr zwany pismem aniołów. Tak, wiem jak to brzmi. Profesor jednak był o tym święcie przekonany. Notes przyniósł profesorowi jego znajomy doktor wraz z niejakim Zytkiem.
Profesor nie znał adres doktora, ale wskazał nam kawiarnie w której bywa. Licząc na łut szczęścia udaliśmy się tam wraz z Tunią. Po jakieś godzince doktor się pokazał w towarzystwie pewnej ślicznotki. Niestety nie słyszeliśmy o czym rozmawiali, gdyż siedzieliśmy za daleko. Wiem tylko, że doktor przekazał coś tej kobiecie. Po wyjściu z kawiarni oboje rozdzielili się, więc ja poszedłem za kobietą, a Tunia za doktorem. Nie widziałem się z nią jeszcze i nie wiem, jak jej poszła rozmowa z nim.
Ślicznotka udała się do parku i spotkała się tam z SS-manem. Udało mi się ustalić jego dane. To Denis Tifft. Jest on odpowiedzialny za wyłapywanie Żydów, którzy uciekli z getta. Jest to o tyle ważne, że profesor Waśniewski wspomniał mna, że w Warszawie przebywał znawca pisma aniołów, Żyd o nazwisku Oldstainer. Miał on także kilku uczniów. Profesor nie wiedział, ani co się stało z Oldstainerem, ani z jego uczniami. Wiemy jednak, co spotyka teraz Żydów. Możliwe, więc że Niemcy poszukują właśnie tego Oldstainera albo jego uczniów. Co w oczywisty sposób łączy się z tym SS-manem.
Stryj zaczerpnął powietrza i referował dalej.
- Śledziłem tę kobietę, aż do kamienicy w której mieszka. Niestety nie wiem, gdzie dokładnie jest jej mieszkanie, gdyż w ostatnim momencie zniknęła mi z oczu. Pokręciłem się jeszcze jakiś czas po okolicy licząc, że może jeszcze wyjdzie na ulicę. Niestety nie pokazała się. Poprosiłem jednego gazeciarza, by przez noc wypatrywał ślicznotki i ewentualnie wypytał o nią, ale i on nic nie ustalił. To w sumie wszystko, czego się dowiedziałem i pytanie, co teraz. Sprawa wygląda na naprawdę skomplikowaną i niebezpieczną. Na dodatek cały czas zastanawiam się dlaczego ryzykujemy życie dla jakiś starożytny zapisków. Nasz wywiad chyba nie używa, aż tak absurdalnego kodu?

- Nie znam się na kodach, Stryj, "pismo aniołów" jest dla mnie dobre jak "pismo krasnoludków", czy jakiekolwiek inne. Pewnie jakieś kabalistyczne banialuki. Jeśli nikt nie może tego odczytać, najwyraźniej spełnia swoją rolę. - potarł czoło kciukiem i palcem wskazującym. - Zeszyt. Celem zadania jest notatnik. Myślę, że trzeba skupić się na tym doktorze i... Zytek mu było, tak? Na początek nazwiska, adresy. Im szybciej odzyskamy cholerny notatnik, tym szybciej będziemy mogli wrócić do normalnej roboty. Pogadam też z pejsatymi z ŻOBu i naszymi w gettcie, musimy znaleźć tego Oldstainera przed Niemcami bo będzie kiepsko.

- To, co ja mam zająć się doktorem? Myślę, że jakiś ważny dokument lub informacje trafiły za jego pośrednictwem do Niemców. To na pewno istotny trop - powiedział bardziej do siebie niż do Beniaminka - A ten Żytek... poza nazwiskiem i rysopisem nic więcej o nim nie wiemy. Może być go trudno namierzyć.

- Żytek nie jest priorytetem, ale może okazać się pomocny w dotarciu do swojego pracodawcy. Podobnie pewnie jak ta panna, którą śledziłeś. Ważny wydaje mi się teraz doktor i dziennik, i tak, chciałbym dać tą robotę tobie i Tuni, wydajecie się najbardziej... wygadani z naszej kompanii. Będziecie czegoś potrzebować?

- Chyba nie... Tak mi się wydaje - odparł niepewnie Stryj.

Beniaminek spojrzał na chłopaka badawczo, przez chwilę milczał.
- To wszystko, żołnierzu?

- Tak jest - odparł Stryj, równie służbowo, co Beniaminek. Chłopak się wyrabiał, Piotr lubił z nim pracować. Może i miał tendencję do zbytniego drążenia i zadawania zbędnych pytań, ale w pełni rekompensował to odwagą i inicjatywą.
Beniaminek wpatrywał się w swój talerz chudej zupy i zastanawiał się co dalej. Zostanie tu jeszcze jakiś czas, w nadzei, że spłyną jakieś wieści od Tuni, Doktorka i z porannej akcji Sprzęgła. Później zamelduje Tarczy o spalonym lokalu i postępie prac. Potem miał zamiar skupić się na profesorze Oldsteinerze - jako AK mieli dość dobre układy z ŻZW i ŻOBem, jak również z cywilami organizującymi pomoc mieszkańcom getta. Pokrąży, popyta, może natrafi na jakiś ślad.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 01-12-2012, 20:21   #64
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Zapadła niezręczna cisza. Martyna starannie unikała wzroku Doktorka. Wielki, kopertowy zegar stojący w korytarzu wybił głucho godzinę piątą.

Jakto jaka muzyka- zdziwił się w myślach Zygmunt. Przecież niczym na jawie pamięta, że zszedł sprawdzić co się dzieje na dole gdy tylko usłyszał muzykę która zaczęła grać i ... potem jedynie pamięta upadek i ból pleców. Gdy już się ocknął na dobre, obserwował uważnie Martynę, spojrzał na jej twarz i zapytał:
- Nic Pani nie jest, jak się Pani czuje? Niewiele brakowało ...
Potem wstał, był obolały, i podszedł do okna szczelnie zasłoniętego. Lekko uchylił zasłonę żeby zobaczyć co się dzieje na ulicy. Było już dość jasno i spokojnie. Dobrze, pomyślał, teraz pora na realizację zadania.

- Już wszystko dobrze. Nic mi się nie stało. Dzięki panu - powiedziała słabo.

- Jestem Janek - postanowił nie zdradzać swojej prawdziwej tożsamości, wyciągnął w kierunku Martyny rękę i lekko się uśmiechnął. - Znała pani tego Niemca? Zapytał poważnie.

- Nie. - Odpowiedziała z drżeniem w głosie. - Ale od razu wyczułam, że jest jakiś inny.

- Chyba rzeczywiście miała pani trochę szczęścia, że ... zawahał się, .. że potrzebuję z panią porozmawiać. Pani nazywa się Martyna, prawda? - stwierdził raczej a nie pytał, - A ja jestem przyjacielem “Młokosa” ... - zawiesił głos czekając jak zareaguje kobieta.

- Młokosa - uśmiechnęła się. - Mogłam się domyśleć.
- Zginął, nie ma go, najpewniej został pojmany przez Hitlerowców. Kontaktował się z Panią, a ponieważ okoliczności jego aresztowania lub zaginięcia są niejasne próbujemy się dowiedzieć kto za tym stoi. Czy w sprawie jego osoby ktoś Panią wypytywał? Mam na myśli ludzi z którymi się Pani spotyka ... nieco zakłopotany opuścił wzrok ... z twarzy Martyny na nogi ...

Opuściła wzrok. Może nawet zarumieniła się. Co nie umknęło uwadze Doktorka.

- Ja... wie pan ... - zamilkła na chwilę. - Ma pan papierosy? - zmieniła temat. Nie miał bo nie palił.
- Nie palę, ale zaraz coś spróbuję zorganizować, może jakieś dobre niemieckie znajdziemy. Uśmiechnął się i wstał aby spełnić potrzebę dziewczyny. Szperając po pokoju dalej mówił ...
- Byłbym wdzięczny za wszelkie informacje na temat “Młokosa”, każdy trop jest ważny. Proszę niech pani spróbuje sobie przypomnieć, może coś .... - O! Proszę bardzo. Wyciągnął rękę z pudełkiem papierosów które znalazł na półce, spojrzał głęboko w oczy dziewczynie ...

- Młokos - westchnęła. - Nie pochwalał tego, co robię. Wie pan. Nikt tego nie pochwala. Lecz wielu ... korzysta. taka ludzka obłuda. Fałszywa dwulicowość. Młokos przynajmniej nie udawał. Za to go szanowałam. Lubiłam.

Zaciągnęła się papierosem. Głęboko, łapczywie. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo trzęsą się jej ręce. Doktorek usiadł obok, miał ochotę ją uspokoić, jakoś wewnętrznie jej ufał ...

- Znaliśmy się od bardzo dawna. - zamilkła gwałtownie. - Widzi pan, panie Janku. Już mówimy o nim w czasie przeszłym. Jakbyśmy wiedzieli. Przeczuwali, że ... no wie pan .... że ... Niemcy.

Głos jej się załamał. Zaciągnęła się raz jeszcze. Zakasłała cicho. Doktorek, drżąc wziął ją za rękę, jego własna była zimna i spocona ...

- To był porządny człowiek. Nazywał się Dariusz Nawrotny. Znałam go jeszcze ze szkoły podstawowej. Mechanik. Kto wie, może nawet, gdyby los chciał inaczej, pobralibyśmy się. Ale przyszła wojna i wszystko się zmieniło. Może i lepiej, bo w sumie ja go nie kochałam. Ani on pewnie mnie też. Tak to już bywa.

Zaciągnęła się.

- Ale pana takie szczegóły pewnie nie interesują. Pan chce wiedzieć konkretnie. Kto się o niego pytał. Kiedy. Co chciał wiedzieć - spojrzała na niego w końcu. - Dobrze się domyślam?

Bez wahania odpowiedział, lekko przecząco kręcąc głową.
- Nie, proszę mówić, mamy trochę czasu jest jeszcze za wcześnie żeby stąd wyjść. Choć nie ukrywam, że informacje o które pytam są ważne bo , bo .. ja wierzę że jemu można jeszcze pomóc. Że nie musimy mówić o nim w czasie przeszłym ... Ostatnio wydarzyło się dużo rzeczy, złych rzeczy które trzeba wyjaśnić, i póki można ukarać winnych. Sprawiedliwość jest jeszcze na świecie. - powiedział dość stanowczo i z ewidentną wiarą w swoje słowa ....

- Sprawiedliwość - zaśmiała się dźwięcznie, lecz cicho. - To, że uratował mnie pan, jak jakiś rycerz na białym koniu nie zmienia faktu, że naokoło setki ludzi mają mniej szczęścia. Co dzień wyjeżdżają z Warszawy transporty do Oświęcimia, co dzień wynosi się z getta kolejnych zmarłych, co dzień słychać strzały w pobliskich lasach i co dzień leje się krew w miejscach, gdzie Gestapo łamie biciem opór takich ludzi, jak pan czy Młokos. Panie Janku. Pan naprawdę wierzy w tą, tak zwaną sprawiedliwość? Bo ja już dawno przestałam

Zaciągnęła się ponownie. równie łapczywie.

- Pytali o Darka. Trzech ludzi, nie licząc pana. Jeden dość młody chłopak. Jakaś kobieta, co podawała się za jego siostrę, chociaż doskonale widziałam, że Darek siostry nie miał. Był sam. I jakiś inteligencik w okularach. Ale taki paskudny i śliski. Przedstawił się jako Alfred, ale na pewno nie miał tak na imię. Chciał mi zapłacić, za ... no wie pan. Coś w nim było podobnego do tego martwego zboczeńca w piwnicy. Odmówiłam mu, ale Szwabowi odmówić nie mogłam. Wie pan, panie Janku, jak by się to skończyło.

Czyżby szukała u niego rozgrzeszenia? Próbowała się usprawiedliwić?
- Pewnie, że wiem i rozumiem. Dla jasności, nie ganię tego co Pani zrobiła, nikt nie chce skończyć w trumnie ... jeśli nie trzeba. A ... ,zawahał się, ... a w sprawiedliwość wierzę, jeśli nie teraz, dziś, jutro ,to kiedyś to wszystko się wyrówna. I wierzę, że trzeba pomóc, pomagać ... tej sprawiedliwości. Dlatego robię co robię, i nie godzę się na bierność wobec tej ... piekielnej materii.
Rozpędził się trochę w tym swoim wywodzie i o mały włos nie zaczął wylewać wątpliwości egzystencjonalnych i tematu Boga, ale w porę się zatrzymał. Nie miał zamiaru “odkrywać” w pełni swojej duszy.
- No, a ... wracając do tych ludzi co pytali o Darka, widziała Pani ich wcześniej? Wie pani gdzie można ich znaleźć, jak spotkać, bywają w okolicy teatru?
Czas mijał dość szybko, spojrzał na zegar. Nie pozwalał sobie na uśpienie czujności. Chciał zdobyć możliwe informacje i jeszcze rozejrzeć się po domu.

- Widziałam każde z nich tylko jeden raz. Nie wiem kim są. Nie wiem nawet, jak dowiedzieli się, że znałam Darka. - widać było, że chce pomóc, ale nie za bardzo wie jak to mogłaby zrobić. - Mogę jednak ... gdybym jeszcze któreś z nich zobaczyła .. zostawić gdzieś panu wiadomość, panie Janku. Ja pomagałam Darkowi. Wie pan. Pomagałam wam. Czasami, jakiś Szwab coś chlapnął, czasami coś zawinęłam, gdy spał. Czasami, jak poprosił, to coś podrzuciłam. Mogłabym to robić nadal. Wtedy ... no wie pan, panie Janku. Czułam, że nie do końca...

Umilkła. Spojrzała na podłogę. Z niepalonego papierosa dym leniwie ulatywał w górę.

Doktorek współczuł dziewczynie, czuł że mówi prawdę i że cała sytuacja w jakiej była pozwalała jej funkcjonować pomimo tego co robiła. Czuła się potrzebna ... Objął ją ramieniem i lekko przytulił, wyszło to spontanicznie.
- Rozumiem, bardzo pani pomogła i myślę, że nadal może pani być pomocna. Potrzebujemy pani. Tak, poproszę panią, żeby była pani czujna i jeśli zdarzy się, że ktoś z tych ludzi się pojawi żeby dała pani znać. Skontaktujemy się z panią ...

Nabrał wątpliwości, ona nie może tam wrócić, teraz gdy okaże się że ten Niemiec zginął będą szukać, szperać, ona nie może tam wrócić.

- Nie. Teraz pani nie może tam wrócić, przynajmniej przez kilka dni.

- To co mam robić? Podam panu swój adres, panie Janku. Będzie pan mógł przyjść, gdyby coś.

- Tak to dobry pomysł, niech tak będzie. Skontaktuję się z panią. Odpowiedział Doktorek.

Uśmiechnęła się.

- Proszę mnie źle nie zrozumieć, to są pieniądze na cele operacyjne i chcę żeby pani wzięła te parę złotych.

Czuł się odpowiedzialny za nią, przecież teraz nie będzie pracować, więc nie będzie miała pieniędzy na życie. Musiał jej dać.
Zygmunt poczuł niejasny spokój. Postanowił przeszukać mieszkanie. Martyna mu w tym pomogła. Zawsze jakaś gotówka może się przydać, a być może jakieś dokumenty ... Szybko zaglądali na półki, sprawdzali szuflady w salonie, kuchni. Doktorek przeglądał książki, przerzucając strony. Poza pieniędzmi sam nie wiedział czego szukać, co może znaleźć ale coś go popychało do zbadania tego miejsca ... Kartkując jedną z książek przed oczami mrugnęła mu fotografia

[MEDIA]https://dl.dropbox.com/u/72358962/trupy.jpg[/MEDIA]

i kartka przewróciła się na następną. Odruchowo cofnął się chcąc znaleźć tą z fotografią ale nie znalazł, nerwowo przewracał strony i nic. Jestem zmęczony - pomyślał.

Zabrał pistolet Niemca ze sobą, chowając go za paskiem z tyłu spodni. Około ósmej opuścili dom tylnymi drzwiami. Gdy wyszli na ulicę szli pod rękę niczym para- tak zdecydował Zygmunt dla konspiracji. Był zmęczony, obolały i zmęczony a to dopiero początek nowego dnia.

Teraz pozostało spotkać dotrzeć na miejsce spotkania, do jadłodajni. Rozstał się z Martyną, spoglądając jej w oczy, spędził z nią noc i chyba polubił ją ... chciał ją jeszcze zobaczyć.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 01-12-2012 o 20:48. Powód: POST PISANY Z ARMIELEM
Szamexus jest offline  
Stary 02-12-2012, 00:04   #65
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Po przeszukaniu przez Beniaminka trup dyndał lekko, przywodząc Albertowi na myśl wahadło matematyczne. Obrzydliwie niesmaczne wahadło otoczone rupieciami.

Z dwojga złego wolał zajmować się punktami materialnymi. Zawsze, gdy rozmowa z fizykami schodziła na tematy punktu materialnego bezwzględnie szydził z owego pojęcia.
Punkt materialny. Nieważki ołów. Sucha woda.

Pokręcił głową z założonymi rękami. Nie tego oczekiwał pod koniec dnia. Sądził, że przynajmniej porozmawiają z rzeczonym Olgierdem. Spodziewał się jakichś tropów, a jeśli nie, to chociażby rozmowy.
Nic takiego się nie stało, więc wrócili prawie do punktu wyjścia.

Jedyną pozytywną informacją okazał się brak przekazanych Kurzajce przedmiotów, czyli w knajpie spotkał się z osobnikami, którym informację tą przekazał.
Ktoś mógł się stawić w wyznaczonym miejscu i Sprzęgło miał zamiar to sprawdzić, ale do tego pozostało jeszcze trochę czasu.

-Nie wiadomo kiedy trafi się kolejna okazja, by się w miarę porządnie wyspać. Jak będziesz chciał się położyć, to mnie obudź-rzekł do Beniaminka, po czym powoli udał się w kierunku łóżka.

***

Wyszli cicho jeszcze przed zakończeniem godziny policyjnej bacząc na to, by do końca pozostać niezauważonymi ukrywając się zarówno przed oczami Niemców jak i pełnoprawnych obywateli.
Po wyjściu z domu jeszcze przez pewien czas ukrywali się w poprzednim miejscu schronienia i dopiero wtedy, gdy godzina policyjna dobiegła końca wyszli natychmiast się rozdzielając.

Wilga przed stawieniem się w wyznaczonym miejscu zahaczył jeszcze o kiosk, w którym kupił dwie najgrubsze gazety, jakie tylko ukazały się tego dnia w nakładzie.
Jedną z nich powoli czytał przy kawie zamówionej w kawiarni. Jeszcze nie myślał o tym, co może się zdarzyć w parku. Jeszcze nie w tej chwili.
Ze spokojem czytał najnowsze doniesienia, lecz kiedy tylko prasa się skończyła zaczął rozmyślać.

Co będzie, jeśli nikt nie przyjdzie? To by oznaczało, że albo Ktoś wiedział, że ma oryginał, albo notes nie stanowił dla niego żadnej wartości i było mu wszystko jedno co w nim jest.
Tylko po co w takim razie by zdobywał te kilka kartek? Może chciał sprzedać?

Wstał powoli i po uprzednim uregulowaniu rachunku wyszedł. Po drodze wyrzucił przeczytaną gazetę układając plan działania.
Musiał być na miejscu około kwadransa przed czasem oraz usiąść w odległości uniemożliwiającej powiązanie go ze sprawą. No i jednocześnie takiej, by móc przyjrzeć się osobnikowi, który zjawi się na ich żądanie.

W towarzystwie ćwierkających ptaków wybrał ławkę, na której rozpoczął niespieszne przeglądanie gazety. Nie mógł zbyt szybko przebrnąć przez nią, ponieważ wtedy musiałby odejść ze względu na brak powodu dłuższego przesiadywania w tym miejscu.
To mogłoby spowodować zgubienie celu.

Po pewnym czasie wreszcie go zobaczył. Wysoki mężczyzna w jasnej marynarce i słomkowym kapeluszu. Rozglądał się na wszystkie strony, ale Albert zauważył, że mężczyzna nie był sam.
Przy stawie udając, że obserwuje kaczki stał człowiek średniego wzrostu w kapeluszu i ciemnej marynarce.
W rzeczywistości obserwował otoczenie.

Sprzęgło nic sobie z tego nie zrobił kontynuując powolną lekturę. W końcu znudzi im się siedzenie, a wtedy Wilga ruszy za nimi.
Jakby się rozdzielili, podąży za facetem, który udawał, że nie przybył w tej sprawie. Był to osobnik tajny, więc prawdopodobieństwo puszczenia za nim ogona było mniejsze, zaś posiadane przez niego informacje większe.
Nigdy ci wystawiani na front nie wiedzieli wiele.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 02-12-2012, 10:58   #66
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SPRZĘGŁO


Sprzęgło potrafił, kiedy chciał, wmieszać się w tłum, tak aby wzbudzać podejrzeń. Potrafił ukrywać się przed wzrokiem niepożądanych ludzi. Szedł więc czujnie i obserwował swój cel.

Mężczyzna, którego śledził, wyraźnie się spieszył. A kiedy ktoś się spieszy dużo trudniej jest śledzącemu pozostać niezauważonym. Ale na szczęście dla Sprzęgła człowiek w czarnym kapeluszu szybko zatrzymał się na przystanku i wskoczył do pierwszego tramwaju, jaki się zatrzymał. Albert zrobił to samo zachowując bezpieczną odległość i pozory normalności. Ot, jeszcze jeden spieszący się dokądś warszawiak.

Przy pierwszej przesiadce ryzyko wykrycia wzrastało. Matematyczny umysł Sprzęgła mógł nawet wyliczyć prawdopodobieństwo wpadki. A śledzony przesiadł się kilka przystanków dalej. Wyraźnie obserwując otoczenie wokół siebie. Jak profesjonalista, który widział, że może mieć „ogon”. Kiedy mężczyzna wsiadał do kolejnego tramwaju, Sprzęgło podjął się ryzyka. Jeszcze nie było aż tak wysokie.

Kiedy człowiek w czarnym kapeluszu zmienił tramwaj kolejny raz, Alfred już nie ryzykował. Zapamiętał numer, chociaż pewien był, że śledzony wybiera transport przypadkowo i pozwolił mu odjechać. Wilga był inteligentny. Wiedział, że w tym czasie, kiedy on śledził swój cel, drugi mężczyzna mógł udać się gdzieś i przygotować pułapkę na niechcianego obserwatora.

Zrezygnował Był wręcz pewien, że postąpił słusznie.


TUNIA


Załatwiła, co najważniejsze. Telefon z ostrzeżeniem oraz zawiadomiła Witka. Mogła wrócić do babci.

Jak na osobę, która właśnie straciła wszystko Tunia była nadzwyczaj spokojna. Zastanawiała się jedynie, kto mógł ją sypnąć. Kto z tych osób, które wiedziały o jej mieszkaniu lub znały jej tożsamość, wpadły ostatnio w ręce Gestapo. Mieszając łyżką w wodnistej zupie nie bardzo mogła wpaść na pomysł, kto to był.

Potem jej myśli powędrowały w stroną Andrzeja. Kim był, jeżeli jego kompani zaatakowali niemiecki transport – zapewne z marszu, bez przygotowania i rozpoznania. I to, jak słyszała i widziała, zaatakowali ten transport skutecznie. Odnosząc sukces. Jak wyszkoleni w boju, doświadczeni żołnierze.
Myśli. Tysiące niespokojnych i fatalistycznych przebiegało przez jej głowę, niczym natrętne ćmy dążące do światła.

W końcu spojrzała na babcię. Ta trzymała się dość dzielnie, chociaż nie wyglądała najlepiej. Przynajmniej w tłumnie odwiedzających jadłodajnię wynędzniałych ludzi, nie wyglądały najgorzej.

- Babciu – powiedziała Tunia łagodnym głosem. – Możesz pójść do kogoś? Tak po prostu. W odwiedziny. Do kogoś mieszkającego na tyle daleko, że raczej nie słyszał o naszym aresztowaniu.

Natalia wiedziała, że nie mogą siedzieć w jadłodajni nie wiadomo ile. Nie mogą się też szwendać po ulicach. Po takiej akcji, w której odbito Andrzeja Niemcy na pewno organizują liczne łapanki. Lepiej było zostać gdzieś w domu.

- Może pani Wróblewska – zaproponowała babcia po dłuższej chwili namysłu. – Spotkałam ją kilka dni temu w sklepie. Zapraszała w odwiedziny.

- Doskonale – ucieszyła się Tunia. – Zaprowadzę cię do niej.

Półgodziny później, znając adres pod którym ukryła się babcia, Tunia szła na spotkanie z dowódcą. Kto, jak kto, ale Beniaminek na pewno będzie wiedział co ma robić.

- Przepraszam – nie wiadomo dlaczego słowa dziewczynki z sennego widziadła wracały do niej uporczywie.

Dziecko ze sennego majaku brzmiało tak, jakby ... było czemuś winne.


DOKTOREK


Rozstali się z Martyną pod jej kamienicą.

- Drugie piętro. Mieszkanie numer osiem. Mieszkam jeszcze z jakimś dokwaterowanym małżeństwem i ich córką oraz ze starszym panem, kiedyś właścicielem lokalu. Nic nie wiedzą o tym, czym się zajmuję. Mają mnie za aktorkę i volksdeutscha.

Pożegnali się niezręcznie i Doktorek ruszył najpierw w stronę mieszkania. Do spotkania, które umówili na pierwszą pozostało jeszcze sporo czasu. Mia l szansę złapać kilka godzin snu. Poza tym musiał ukryć gdzieś pistolet. Znów zapowiadał się upalnie. A kiedy Niemcy odkryją zamordowanego oficera, na pewno zaczną swoje typowe procedury zastraszania. Łapanki z ulicy. Lepiej wtedy nie mieć przy sobie pistoletu, bo to równało się wyrokowi śmierci. W innym przypadku istniała szansa, że aresztowany zostanie wypuszczony. Albo rozstrzelany. Tutaj nie było reguły.

Do mieszkania dotarł bez przeszkód. A po chwili spał już snem pozbawionym snów, aż do jedenastej, o której obudził go budzik.

Wtedy dopiero zadał sobie trud i raz jeszcze przejrzał rzeczy zabrane z domu zabitego Niemca.

Było tam sporo gotówki. Były jego dokumenty i zdjęcie jakiejś dziewczynki, która patrzyła na niego ciemnymi oczami.

Były także jakieś notatniki zapisane po niemiecku nieczytelnym, prawie aptekarskim stylem. To akurat Doktorkowi nie przeszkadzało. Potrafił odczytywać zawiłe esy – floresy, które na studiach przez większość niedoszłych absolwentów medycyny uznawane były za kaligrafię.

Zapiski opatrzone były również dziwnymi znakami. Rozpoznawał wiele z nich: oznaczenia znaków zodiaku, oznaczenia planet. Ale znacznej części nie potrafił rozpoznać.

A potem trafił na rysunek, który drobinę nim wstrząsnął. Łysa głowa, puste oczodoły i czarne dziury zamiast oczu.



Kilka stronic dalej trafił na kolejny szkic. Równie przerażający, przedstawiający jakiegoś ... demona.


Oprócz tego były tam jakieś wykresy, jakieś okręgi i figury geometryczne.
Znalezione dokumenty przypominały ... stronice ksiąg okultystycznych czy wręcz magicznych. Co, w połączeniu z tym, co działo się wczorajszego wieczoru w piwnicy zabitego Niemca wywołało ciarki na plecach Doktorka.
Opłukał twarz wodą i poszedł na spotkanie.


STRYJ i BENIAMINEK


Do wyznaczonego spotkania zostało już niewiele czasu. Więc Beniaminek i Stryj zostali w jadłodajni. Wokół nich szmer głosów, kaszel, uderzenie sztućców o talerze, zlewały się w ten charakterystyczny szmer. Niczym w ulu.
Beniaminek myślał o kolejnych działaniach.

Musiał poprzez Tarczę zdobyć namiary na kogoś, kto utrzymuje kontakty z gettem. Potem porozmawiać z kimś takim. Wybadać kwestie tego Oldstainera. No i dowiedzieć się, co stało się w nocy w jego mieszkaniu. Szwaby nie zgarnęły księdza. Chyba. Musiał to sprawdzić.

Tymczasem w głowie Stryja panował zamęt. Kiedy tylko przestawał myśleć o czymkolwiek, koncentrować swoją uwagę na jakiś innych sprawach, kiedy tylko rozluźniał swoją wewnętrzną dyscyplinę, wtedy ... powracała ona . Iza. Jej twarz ze spotkania w bramie. Te wielkie, uwodzące oczy. No i jej ciało ze snu. Gładkie, ciepłe. Nim przemieniło się w glinę i krew. Na to wspomnienie Stryj wzdrygnął się. Coraz bardziej był przekonany, że faktycznie Izabela rzuciła na niego jakiś ... czar. Jakby niedorzeczne się to nie wydawało.

W końcu pojawiła się reszta oddziału. Wyraźnie zaspana i czymś przybita Tunia, zmęczony Doktorek i spocony, zgrzany Sprzęgło. Oczywiście nie wchodzili razem. Ale w dość krótkich odstępach czasowych i najpierw szli do kolejki po zupę, nim dosiadali się koło Stryja i Beniaminka.

WSZYSCY


Spotkali się w jadłodajni, w porze największego ruchu. Tak było najbezpieczniej, ale i ta pora nie dawała okazji na swobodne porozmawianie w tak licznym gronie. Dwie osoby jeszcze mogły konwersować cicho, bacząc by nikt obok nich za bardzo nie przysłuchiwał się pogawędce. Ale pięć już robiło zamieszanie. Zwracało niepotrzebną i niepożądaną uwagę.

Ale oni mieli na to sposoby. Kawałek od jadłodajni zaczynał się cmentarz. Tam zawsze były jakieś pogrzeby. Wystarczyło nabyć jakiś wieniec. Stanąć gdzieś z boku, udając żałobników przygotowujących się do ceremonii. I można było swobodnie porozmawiać.

Skończyli zupę i po kilku minutach, odpowiednio zaopatrzeni w znicze i kwiaty, stanęli blisko siebie. Teraz mogli porozmawiać w miarę swobodnie, wymienić się informacjami, podzielić zadaniami oraz ustalić kolejne miejsce spotkania. Beniaminek znał jedno. Stary warsztat samochody leżący na uboczu. Beniaminek wykorzystywał go wraz z ludźmi już kilka razy. Idealnie nadawał się do skoordynowania działań ich grupy.

Ale póki co byli tutaj i mogli podjąć decyzję – co dalej.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-12-2012, 10:56   #67
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Post wspólny MG i Wszystkich Graczy - rozmowa na cmentarzu

WSZYSCY

Stali blisko siebie, wśród kilkunastu żałobników zgromadzonych przy grobie nieznanego im człowieka. Nastrój Tuni był odpowiedni do owej chwili. W jednej chwili straciła znane sobie życie, a mieszkanie, w którym wychowywała się tyle lat pewnie zasiedlą jacyś obcy ludzie.
W sumie powinna się cieszyć, że są z babcią na tę chwilę całe i zdrowe, ale jakoś nie miała siły.
Patrzyła więc przygaszona jak młody ksiądz święci miejsce pochówku i powiedziała cicho:

- Jestem spalona. Dzisiaj w nocy przyszło po mnie i moja babcię Gestapo. Cudem udało nam się nawiać z transportu. Jakaś bojówka odbijała jednego człowieka z podziemia i ... - głos Tuni trochę się łamał. Była już zmęczona przeżyciami nocnymi i niepewnością. - Ktoś wsypał, bo nawet nie stawiali pytań, tylko zabrali od razu.

- Opatrzność Boska że udało się panience uciec – odszepnął Beniaminek - Michał Archanioł też spalony. Nie wiem czy namierzyli mnie, ojca Szymona czy samo lokum. – stary żołnierz spojrzał po współpracownikach z ponurą miną. - Będę dziś rozmawiał z Tarczą, może czegoś się dowiem. Do tego czasu spotykamy się w warsztacie na Pradze.

Znali to miejsce bardzo dobrze. Korzystali z niego tylko w sytuacjach wyjątkowych. Wszyscy, poza Sprzęgłem, którego trzeba było pokazać to miejsce.

- Mam jeszcze jeden problem, a w zasadzie dwa – drążyła Tuna dalej temat. - Nie mamy z babcią dokumentów, a miejsce gdzie ją ukryłam jest bezpieczne jedynie na kilka godzin.

Stryj słuchał wyznania Tuni z rosnącym przerażeniem. Zastanawiał się, czy to możliwe aby kolejne wsypy były powiązane z jego wpadką.

- Muszę się wam do czegoś przyznać - szepnął chłopak - Nie wiem na ile to może być niebezpieczne i powiązane z tym, co się wam przydarzyło, ale obawiam się, że znowu zawaliłem. Tak kobieta, którą śledziłem... ona okazała się o wiele bardziej cwana niż na początku myślałem. Od razu zauważyła, jak ją śledzę i pozwoliła mi chodzić za sobą. Doprowadziła mnie do kamienicy o której ci opowiedziałem - Konstanty spojrzał w stronę Beniaminka - a gdy wychodziłem, czekała na mnie w bramie. Przez chwilę rozmawialiśmy. Zapytała dlaczego za nią chodzę. Odpowiedziałem, że spodobała mi się i zauroczony jej urodą śledziłem ją, nie mając odwagi podejść i porozmawiać. Nie wiem, czy uwierzyła. Okazała się bowiem o wiele lepszą aktorką ode mnie. Na domiar złego, gdy się z nią pożegnałem nie zwróciłem uwagi, czy przypadkiem teraz ona mnie nie śledzi. Nie powiedziałem ci o tym wcześniej, bo sam nie wiedziałem czy to ważne. Jednak wobec tego, co opowiedzieliście może się okazać to bardzo ważne. Przepraszam. Wybaczcie mi. Choć wiem, że żadne słowa nie naprawią mojego niedbalstwa.

- Daj spokój Stryju, skąd niby miałaby mnie znać? Nawet gdyby kojarzyła twarz, to przecież ani nie wiedziała jak się nazywam, ani gdzie mieszkam... - odpowiedziała cicho Tunia.

Żałobnicy zaczęli śpiewać „Dobry Jezu”. By nie zwracać na siebie uwagi cała piątka konspiratorów włączyła się do śpiewu. Łopaty poszły w ruch. Trzask ziemi uderzającej o wieko trumny, jakże ponuro rozbrzmiewający w przerywanej szlochami ciszy, zdawał się być dziwnym fatum. Zapowiedzią czegoś nieuchronnego i strasznego. Mimo, że dzień był upalny i słoneczny, to jednak całą piątkę, mimo że się do tego przed sobą nie przyznali, przeszył zimny dreszcz. Jak to się mawiało w stolicy „jakby ktoś przeszedł właśnie po moim grobie”. Do rozmowy mogli wrócić dopiero wtedy, kiedy pierwsi uczestnicy pogrzebu zaczęli odchodzić.

- Wpadki przy obserwacji się zdarzają – odchrząknął Beniaminek podejmując przerwany wątek. - Postąpiliście prawidłowo. Ale zapomnijcie mi jeszcze raz zameldować o czymś takim, a resztę wojny spędzicie na roznoszeniu poczty. Jasne? - Ton wypowiedzi Beniaminka wahał się między poklepaniem po ramieniu a walnięciem na odlew w pysk. - Doktorek, Sprzęgło, co tak stoicie jak słupy soli. Meldować.

Doktorek pokrótce opowiedział reszcie, jak spotkał Martynę. Jak pojechał za nią do domu Niemca. Jak uratował ją z rąk dewianta seksualnego i jak zabił Niemca. Coś jednak powstrzymało go przed opowiedzeniem o muzyce, której nikt inny nie słyszał. Powiedział też, że zabrał z domu nazisty trochę dokumentów. A potem, nieco drżącym głosem, dodał, że wydaje mu się, że poświęcone są one przyzywaniu demonów i okultyzmowi.

Stryj spuścił w milczeniu wzrok i trwał chwilę w tej pozycji. Gdy nikt się nie odzywał Konstanty zabrał głos.

- I teraz właściwie co mamy robić? Z tego, co mówił Beniaminek my - tutaj Stryj spojrzał na Tunię - mamy dalej zajmować się profesorem. Wcale nie jest jednak powiedziane, że on go ma. Ta cała sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż się na początku wydawało. Myślę Beniaminku, że powinieneś porozmawiać o tym wszystkim z Tarczą.

- Porozmawiam, ale nie licz, że góra rozwiąże tą sprawę za nas – odpowiedział dowódca grupy.

- Ja wcale na to nie liczę – pokręcił głową Stryj. - Czuję jednak, że z jakiś względów nie powiedzieli nam wszystkiego, a brak tej wiedzy okazał się już dla nas niebezpieczny. I zapewne będzie tak jeszcze nie raz.

- Cóż. - Beniaminek wzruszył ramionami - Witamy w partyzantce. Tak to właśnie działa. Ryzykujesz życiem swoim, życiem bliskich, życiem cywilów, gówno wiesz i masz nadzieję, że któregoś dnia dzięki temu nasz kraj wyjdzie na prostą. Wybacz, chłopcze. Od natchnionych przemówień jest Tarcza.

Stryj kompletnie nie zgadzał się z Beniaminkiem w kwestii podejścia do tej sprawy, jak i tego jak powinna funkcjonować partyzantka. Do tej pory też narażał codziennie życie dla innych, ale przynajmniej wiedział po co i za co. Teraz też groziła mu śmierć, ale teraz cel wyglądał na absurdalny.
- Jakieś starożytne zapiski... pfff też mi coś. - pomyślał – I za to mają ginąć ludzie? Szaleństwo.
Nie zamierzał się jednak więcej kłócić z Beniaminkiem. Wyglądał on na człowieka, któremu ciężko przemówić do rozsądki. Ot, zwykły żołnierz.. frontowiec, jak to się mówiło. Zamiast tego zapytał.
- To mamy, jakiś plan, czy nie?

Sprzęgło stał przez długą chwilę, zastanawiając się. Teraz już cała trójka, a nawet może czwórka z ich komórki była spalona. W tym on sam jako pierwszy.

-Byłem tam. W umówionym miejscu. Przyszło dwóch. Jeden wystawiony na odstrzał siedzący w umówionym miejscu, a drugi obserwujący. Zgodnie z podejrzeniami nie pojechali razem, natomiast ja poszedłem za tym obserwującym. Nie wystawia się cennych ludzi jako mięso armatnie. Lepiej rokował ten drugi.
Wlazł do tramwaju i przesiadł się dwa razy. Według rachunku prawdopodobieństwa rzeczy “nieprawdopodobne” zdarzają się często, co nie znaczy, że nie zwracają uwagi. I o to właśnie chodzi. O wyizolowanie kwestii zwracających uwagę. Do trzeciego tramwaju za nim nie wsiadłem. Gość był spokojny, nie spieszył się. Zachowywał się profesjonalnie i mógł mieć na celu prowadzenie ogona jak na sznurku, by wkleić go w zastawioną pułapkę. Prawdopodobieństwo, że facet przypadkowo łazi za nim od parku przez trzy lub więcej tramwajów wprost do zasadzki jest znikome. Matematyka nie kłamie - zakończył i przeżegnał się.
-Czyli trop wiodący od szmalcownika urwał się-pocałował palce prawej dłoni i przytknął je do ziemi w pobliżu grobu zmarłej. Bądź zmarłego.

- Czy to możliwe, że oni - kimkolwiek są - wiedzieli o nas wszystko - powiedział sam do siebie Konstanty - Wygląda na to, że każde nasze działanie począwszy od momentu odzyskania notesu jest przez kogoś obserwowane. Jeżeli tak, to sytuacja jest naprawdę kiepska. Na domiar złego... Ja może się nie znam na kontrwywiadzie, ale to wygląda na krecią robotę.

-Moim zdaniem...-zaczął Albert zasłaniając usta jakby kontemplował nad śmiercią bliskiej mu osoby.

-...u nas, przy sprawie Olgierda wszystko wydarzyło się bez metaudziału strony przeciwnej. Facet musiał być przerażony i własną głową poręczyć za ten lub inny notatnik. Jak dowiedział się, że zbyt silnym sojusznikom wcisnął bubel, to poszedł się spić na odwagę, uprzedzić swoich i skończyć ze sobą nim oni skończą z nim. Na miejscu tych ludzi, którym Kurzajko podpadł zrobiłbym dokładnie to samo. Prawie. Ja dałbym trzy czujki w odstępach zwiększających się podług szeregu geometrycznego. To jedyna różnica. Aczkolwiek mogę się mylić - dodał.

Stryj był humanistą i nie bardzo rozumiał słowa Sprzęgła. Jedno jednak nie ulegało dla Konstantego wątpliwości. Mieli poważne kłopoty z zadaniem, które wyznaczyła im tak zwana góra.

- Jeżeli dobrze rozumiem, to wykluczasz zdradę w naszych szeregach? -spytał Stryj Alberta.

- Moim zdaniem nie, ale chcę nikogo nakłaniać do przejęcia mojej opinii. Równie dobrze ja mogę się mylić - odparł ten Stryjowi.

- U mnie również na razie ślepa uliczka – Tunia postanowiła zmienić temat po niezręcznej ciszy, jaka nastąpiła po szczerych słowach Sprzęgła. - Śledziłam doktorka aż do kamienicy w której mieszka. Używa co prawda innego nazwiska, ale to na pewno on. Widziałam jak czegoś lub kogoś wypatrywał przez okno, ale nie miał odwiedzin. Potem musiałam się zbierać, przed godziną policyjną, a potem to już wiecie. Pytanie dla mnie teraz brzmi jak zdobędę nowe dokumenty dla siebie i babci. Czy Tarcza będzie mógł pomóc? - spytała dowódcy.

Ten tylko skinął pospiesznie głową, jakby zirytowany zdawaniem oczywistych pytań.

Potem, nadal udając grupkę żałobników, którzy pozostali nad grobem nieco dłużej, niż reszta, szybko podzielili się zadaniami. Wszyscy czuli, że im szybciej załatwią sprawę tajemniczego notesu, tym szybciej ich życie stanie się mniej skomplikowane.


Gdyby mogli spojrzeć w niedaleką przyszłość wiedzieliby, jak bardzo się mylą. W jakim są błędzie. Niedługo mieli się o tym przekonać na własnej skórze. Boleśnie. Jak zawsze.

C.D.N
 
Armiel jest offline  
Stary 10-12-2012, 22:04   #68
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOKTOREK i BENIAMINEK


Ruszyli na spotkanie z Tarczą w punkcie kontaktowym, w którym najczęściej spotykał się z nim Beniaminek. Zakładzie fotograficznym należącym do jednego z AK-owców. Niejakiego „Fryzjera”. Tam właśnie, w studio, mieli możliwość pogawędzić chwilę. Niezbyt długą. aby nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi innych klientów.

Upał dawał się im we znaki, podobnie jak innym mieszkańcom podbitej stolicy. W takie lato jak to, w czasach pokoju, młodzi wypoczywali nad brzegiem Wisły. Spacerowali po parkach w cieniu drzew racząc się lodami i wodą sodową. Wojna jednak nie była czasem i miejscem na takie atrakcje.
Tarcza czekał już na nich w dusznym studio, do którego wpuścił ich „Fryzjer”. Sześćdziesięciopięcioletni mężczyzna zadbał nawet o flaszkę mineralki i trzy szklaneczki. Przyjęli ten podarek, jak najcudowniejszy nektar, spłukując kurz z wyschniętych gardeł.

Tarcza wysłuchał meldunku. Otarł pot z czoła.

- Źle się dzieje, Beniaminek – powiedział, kierując słowa do dowódcy drużyny.

– Tunia i ty nie jesteście pierwszymi. Góra podejrzewa, że gdzieś wysoko Szwaby zaszyli kreta. Źle się dzieje – powtórzył ciężkim głosem.

Beniaminek wyłuszczył prośby, które go tu sprowadziły.

- Dobra. Ty i Tunia zatrzymacie się na noc u jednego mojego znajomego. Dokumenty spróbujemy jej załatwić. Ale zrobienie dobrych zajmuje dzień lub dwa.

Zapisał adres i podał Beniaminkowi.

- Zapamiętaj i zniszcz. Uprzedzę go o waszym przyjściu, nic się nie bój. Będzie na was czekał tuż przed godziną policyjną.

- Co do naszych kolegów z getta. Zobaczę, co da się zrobić. Niemcy tam ostatnio mocno wszystko uszczelnili. Psia ich mać. Szykują coś, Fryce śmierdzące. Mówię wam, koledzy. Zostawię ci wiadomość u pucybuta. Wiesz którego.

Beniaminek wiedział, więc kiwnął głową.

- Ale nie wcześniej, niż jutro przed południem. Wiesz. Takie sprawy wymagają czasu. Przez ten czas próbujcie działać dalej. Może trzeba pogadać z tym doktorem, jak mu tam było. Pawłowskiego. Ten chudy, wiecie, pasuje do opisu faceta, który odebrał przesyłkę od Stryja. Może to te sam koleś. Jeśli będzie trzeba nastraszcie troszkę doktorka – spojrzał w stronę Zygmunta i uśmiechnął się – Bez obrazy.

Westchnął ciężko. Otarł zroszone potem czoło. Dopiero teraz poczuli, jak mocno ciasne atelier przesiąknęło ich ciężkim, kwaśnym potem.

- Dobra. Koniec. Widzimy się jutro o czwartej wieczorem w warsztacie. Wychodzimy pojedynczo. W odstępach, co dwie minuty. Ja pierwszy.

Uścisnął każdemu z nich dłoń.

- Serwus – powiedział i wyszedł.

Zostało im tylko kilka godzin do umówionego spotkania w warsztacie. Nie na tyle jednak, by podejmować się jakiś niezaplanowanych działań.


STRYJ


Upał nie sprzyjał zadaniu, które otrzymał. Dzielnica, w której mieszkał doktor Pawłowski należała do dość dobrych i często patrolowały ją Szwaby. Stojący gdzieś młody chłopak mógł przyciągnąć ich uwagę. A to było niebezpieczne.
Ale Stryj był sprytny. Poradził sobie. Jak zawsze.

Znalazł sobie miejsce i obserwował. Nuda. Koszmarna nuda. Obiekt, którego wypatrywał nie pojawił się ani razu. Stryj obserwował kamienicę, aż do godziny, w której miał spotkać się z resztą w opuszczonym warsztacie. Z ulgą opuścił swój posterunek. Upewnił się, że nikt za nim nie idzie i skierował się na miejsce spotkania.

SPRZĘGŁO

Otrzymał zadanie obserwowania kamienicy, w której być może mieszkała śledzona przez Stryja dziewczyna. Zadanie o tyle niewdzięczne, co i nudne. A na dodatek w takim upale dość męczące. To była dość ruchliwa cześć miasta. Wokół ulice ze sklepami, warsztatami – prawie jak przed wojną. Prawie. Bo co jakiś czas ulicą przejechał zmotoryzowany patrol lub przeszedł trzyosobowy skład Niemców.

Jedyne, co mogło pocieszać Sprzęgła w takiej chwili, to fakt, że w pełnym oporządzeniu Szwaby musiały pocić się, jak świnie. Cóż. Stalowy hełm nie był najlepszym nakryciem głowy w upalny dzień.

Dziewczyna się jednak nie pojawiła. Nic się nie działo. Nadchodziła pora, by mocno zmęczony Sprzęgło udał się na spotkanie w warsztacie.


TUNIA


Najlepszym rozwiązaniem w jej sytuacji wydawało się być przyczajenie w miejscu spotkania. Stary warsztat był na tyle ustronnym miejscem, że mogła tam przeczekać do czasu, aż koledzy załatwią jej jakieś dokumenty.
Po dłuższej chwili zagłębiła się przez szczelinę w metalowych drzwiach do chłodnego wnętrza budynku. Mimo, że był dzień czuła się dość nieswojo w tym niezbyt dużym, zakurzonym, lekko zagruzowanym miejscu. Po dawnym warsztacie został kanał, nad którym stawały samochody, jakieś rupiecie, stare, sparciałe dętki, i trochę naprawdę nic nie wartego złomu.

Tunia siadła gdzieś, bliżej okna i obserwowała zagruzowane podwórze, którym dochodziło się do ich „kryjówki”.

Cisza była przytłaczająca. Wręcz grobowa. Ale pozwalała uspokoić myśli. Oddalić poczucie strachu.

I wtedy usłyszała dziwny hałas. Jakby płacz. Dochodził spod kanału. Jękliwy, przerażający. Zamarła. Walcząc z przeraźliwą potrzebą ucieczki.
Potem jednak wygrała ciekawość. Ostrożnie, nie wiedząc, co zobaczy w kanale naprawczym, zerknęła do środka. I ujrzała coś, czego nie spodziewała się zobaczyć.

Sześć kotów. Pięć małych, nawet nie podrosłych, miauczących przeraźliwie kociąt. I jedną większą – zapewne matkę. Najwyraźniej martwą.

Trzy kociaki czyniły ten nieludzki wręcz hałas. Pozostała dwójka była chyba już nie miała nawet sił, aby miauczeć.


DOKTOREK, BENIAMINEK, TUNIA, SPRZĘGŁO, STRYJ


Spotkali się w ustalonym miejscu, dwie godziny przed zachodem słońca. Dzisiejszy dzień mocno ich wymęczył. Mieli serdecznie dość upału i tego zadania, które zmuszało ich do ganiania za nie wiadomo, czym i nie wiadomo, kim.

Byli głodni, spragnieni i przepoceni. Jak zresztą większość ludzi na ulicach. Marzyli o odpoczynku.

Ale nie dane im było odpocząć.

Ledwie zdążyli się przywitać, wymienić kilka zdań na podejściu, które obserwowali, pojawił się jakiś człowiek. Nie znali go. Ale jego widok w jakiś sposób wydawał się im wszystkim znajomy.

Stanął spokojnie na środku podwórza i spojrzał w zakurzone, potłuczone okna ich kryjówki.
 
Armiel jest offline  
Stary 16-12-2012, 16:43   #69
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Obserwacja profesora nie przyniosła żadnych rezultatów. Stryj działał ostrożnie, może nawet zbyt ostrożnie, ale nie chciał kolejnych wpadek. Nie chciał kolejny raz zawieść swych przyjaciół i przełożonych. Za dużo już popełnił błędów w ciągu ostatnich dni.
Zrezygnowany ruszył na umówione spotkanie. Miał nadzieję, że innym poszło lepiej niż jemu i że udało im się zdobyć jakieś informacje.

Gdy spotkali się pod opuszczonym warsztatem, nagle i niespodziewanie pojawił się jakiś człowiek. Wcale nie krył się ze swoją obecnością i wyglądało to tak, jakby na nich czekał. Zimny pot oblał plecy Konstantego. Znowu wpadka.
Rozejrzał się, czy gdzieś w pobliżu nie czają się Niemcy. Wyglądało jednak, że mężczyzna jest sam. Tak naprawdę niewiele to zmieniało, gdyż i tak ich kolejna kryjówka była w tym momencie spalona.

- A to kto? - spytał Stryj spoglądając na towarzyszy - Znacie go?
- Szlag. Tunia, Sprzęgło, nie wychylać się. Doktorek, palec na spuście i osłaniaj nas. Stryj ze mną. - Beniaminek zmiął pod nosem jakieś wysublimowane ukraińskie przekleństwo i spokojnym krokiem wyszedł przed warsztat. - Nieczynne. W czymś panu łaskawemu możemy pomóc?

Tuni nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przyczaiła się za jakąś metalową beczką gotowa w każdej chwili na dalsze rozkazy.

Mężczyzna skinął głową. Wskazał na Beniaminka palcem.

- Ma pan coś, co powinien pan szybko wyrzucić lub schować. I na pewno nikomu nie oddawać. Pod żadnym pozorem.

Stryj bez zbędnego gadania ruszył za Beniaminkiem. Ucieszył się w duchu, że to właśnie on jest dowódcą i potrafił tak szybko podjąć decyzję.
Konstanty spojrzał zdziwiony, kątem oka na Beniaminka. Jednak cały czas obserwował nieznajomego.

- Co mam to mam i nic nikomu do tego. - Piotr wytarł czyste dotąd ręce w zaolejoną ścierę. Może był kiepskim aktorem, ale mordy i postawy prostego robola nikt mu nie mógł odmówić. - Mógłby się pan szacowny wyrażać jaśniej?

- Moneta - odpowiedział spokojnie. - Ryzykownie ją trzymać przy sobie. Jeszcze gorzej, komuś oddać. Sybilla mnie przysłała. Szuka was. Wybrała was. - zmienił nagle temat. - Powiedziała mi, że tutaj was znajdę.

Czy on powiedział Sybilla?? Tunia ze zdumienia otworzyła szeroko oczy. Ta dziewczynka ze snu, tuż przed aresztowaniem miała tak na imię! Ale to przecież niemożliwe... Prawda?
Oczy Beniaminka zwężyły się w podejrzliwe szparki, czuł jak prąd przechodzi mu po ciele. Kryjówka była spalona. Kolejna. Nie poruszył się, ale w głowie już mapował drogę dłoni do ukrytego pod lekką marynarką pistoletu.
- Nie znam żadnej Sybilli. Coś ty za jeden.

- Kowalski Jan ...Janusz - uśmiechnął się nieznajomy. - Ona was zna, mimo, że wy nie znacie jej. Tak to już jest. Prawda. Czasami.

- Pańska Sybilla dużo wie, panie Januszu. - mowa ciała Beniaminka wciąż przywodziła na myśl zjeżonego kota. - Więc znalazł nas pan. Dziękuję za radę w sprawie numizmatyki. Możemy pomóc w czymś jeszcze?

- Nie ignorujcie tego, co ona wie. Bo wie bardzo dużo. Wie pan. Nie ufa mi pan. Nic dziwnego. Ja jednak przywykłem do tego, że ludzie mi nie ufają. Miałem na to naprawdę sporo czasu. Lepiej teraz porozmawiać, niż potem żałować.

- Dobrze, porozmawiajmy więc. Co pan wie o monecie? Jest jakaś szczególna? Cenna dla pana? Cenna dla Sybilli?

- A kim właściwie jest ta Sybilla? - wtrącił Stryj - Nie powie mi pan przecież, że tą antyczną wieszczką.

Mężczyzna spojrzał na Stryja.

- Nie. Oczywiście że nie. Skąd takie przypuszczenie, młody człowieku? Sybilla to tylko małe dziecko. Nieświadome tego, co robi, lecz świadome tego, co może zrobić. Wie bardzo dużo. Może to was przekona. Jest tam, w tym warsztacie ktoś, kogo nazywacie Sprzęgłem. Ma ścisły umysł. Wręcz nudny. To jej słowa nie moje. Jest dziewczyna, na którą wołacie Tunia. Dzisiaj w nocy o mało nie schwytali jej Niemcy. Ty, młody człowieku, nazywasz się Stryj. I lękasz się słusznie swoich snów. Jest tam jeszcze Doktorek. który dzisiejszej nocy przelał krew w obronie kobiety. Chociaż ten akt bohaterstwa sprowadzi na niego i na was naprawdę wiele problemów. I jesteś ty - spojrzał na Mazura. - Dowódca. Zwą cię Beniaminkiem. Dzisiejszej nocy krzyż przestał być dla ciebie ochroną. Czy to wszystko się zgadza?
- Skąd pan to wszystko wie? - niemal krzyknął Stryj - Albo ta dziewczynka naprawdę jest wyrocznią, albo pan szpiclem. W to pierwsze raczej mi ciężko uwierzyć.
Konstanty spojrzał na Beniaminka i lekko się zawahał. Czekał na reakcję dowódcy, by przypadkiem znowu nie wyjść przed szereg i potem tego żałować.

- Shoah - spojrzał na Stryja. - Powiedziała, że powinien pan znać te słowo. Dość dobrze je znać. Myliła się? Jeśli jestem, jak pan to ujął, szpiclem, to chyba nie powinienem tego wiedzieć. Z wiadomych powodów. Ani tego, że widziałem cię w kamienicy. Na dachu. Prawda?

Stryj był autentycznie przerażony. Zapewne pobladł na twarzy. Nogi się pod nim ugięły, a po plecach spłynęła cienka strużka potu.
- To.. to... to niemożliwe - wyjąkał - Skąd pan to wie? To niemożliwe. To się nie dzieje naprawdę? Kim pan jest?
Z każdym kolejnym zdaniem głos Konstantego stawał się coraz głośniejszy i bardziej piskliwy.
Chłopak był autentycznie przerażony i nie wiedział, co ma myśleć o tajemniczym nieznajomym. To wszystko było absurdalne i kompletnie nierealne. A mimo to działo się i to nie był sen. Tego Stryj był pewny. Z niecierpliwością czekał na odpowiedź mężczyzny i reakcję Beniaminka.

- Możemy porozmawiać w środku? - Janusz Kowalski spojrzał prosto w oczy Beniaminka.
Wzrok przybysza był twardy, zdecydowany i naprawdę przytłaczający. Takie oczy mieli jedynie ludzie, którzy nie raz patrzyli w oczy śmierci Beniaminek wiedział to. Frontowi weterani, którzy mieli na tyle dużo siły woli albo sukinsyństwa, by z piekła okopów wyjść, niczym hartowana stal. Nieugięci i twardzi. Jak ten człowiek, czy jak sam Beniaminek.

Stryj z napięciem oczekiwał odpowiedzi Beniaminka. Słowa tajemniczego przybysza wywarły na Stryju ogromne wrażenie. Było w jego głosie i postawie coś, co wręcz nakazywało wierzyć w każde jego, choćby najbardziej absurdalne słowo.
Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni było równie tajemnicze i niewyjaśnione, jak wiedza tego człowieka.
Sny, przewidzenia tym Stryj z nikim się nie dzielił. A teraz ten człowiek próbuje ich przekonać, że jakaś mała żydowska dziewczynka ma proroczy dar i to właśnie ich wybrała na swych obrońców.
Konstanty czekał na decyzję dowódcy. Pragnął, aby ten wyraził zgodę na rozmowę wewnątrz warsztatu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 17-12-2012, 16:25   #70
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wszystko szło nie tak jak powinno poczynając od samego początku, czyli sprowokowania Olgierda Kurzajki.

Szmalcownik doprowadził jedynie do podejrzanej knajpy dla zwolenników bolszewizmu, przed którą wytrwale czekali.
Nieco za bardzo wytrwale. W tym czasie nietrzeźwy mężczyzna zdołałaby kilka razy powiesić się pod własnym sufitem. Tymczasem raz całkowicie wystarczył.
W tymże Olgierd okazał się wystarczająco skuteczny. Niestety.

Akcja w parku rankiem dnia następnego również nie wypadła szczególnie pomyślne. Przybył tam przynajmniej jeden człowiek za dużo. Kto wie czy w zaroślach nie czai się kolejny szpicel, którego Albert nie zauważył?
Jakby tego było mało, trafił na profesjonalistów, którzy odczekali swoje, a kiedy zorientowali się, że nikt już nie przyjdzie, odeszli.

Obaj w różne strony. Zupełnie tak jakby to Albert sam zaplanował. Rozdzielenie w celu rozproszenia uwagi śledzących. W tym wypadku jednego śledzącego.
To jednak nie koniec ciągu braku sukcesów, a jedynie środek.

Mężczyzna obserwujący wystawionego na przynętę towarzysza nie doprowadził Wilgi do żadnego konkretnego miejsca.
Tak właściwie to wyprowadził inżyniera w miasto zmuszając do rezygnacji ze śledzenia lub doprowadzając ogon do pułapki.
Nic podejrzanego w wejściu do tego samego tramwaju, co cel nie było. Również przesiadka nie niosła za sobą wielkiego ryzyka, ponieważ takie dziwne zbieżności zdarzyć się mogą każdego dnia.
Na drugą przesiadkę nie mógł sobie pozwolić. To był koniec obserwacji, a za razem kolejna porażka.

Niemniej nie był osamotniony. Jak się dowiedział, pozostali również nie zanotowali żadnych spektakularnych sukcesów. Nawet wręcz przeciwnie. Zupełnie jak on.
Podczas spotkania na cmentarzu Wilga niemalże obawiał się, że z trumny wyskoczy Gestapo, zaś ksiądz okaże się zakamuflowanym SS-manem, co z ich szczęściem nie było tak całkiem wykluczone.

Jeśli drwiące czarne wizje Sprzęgła sprawdziłyby się, niechybnie staliby przed efektem zdrady na którymś ze szczebli, którą to Stryj podejrzewał, lecz Inżynier był ostrożny.
W jego ocenie wszystko, z czym miał styczność odbywało się naturalnym torem bez udziału osób trzecich, ale natychmiast zaznaczył, iż może się mylić.
Ponowna, szybka analiza wydarzeń zdawała się potwierdzać osąd. Nic nie wskazywało na to, żeby Kurzajko podjął decyzję o zakończeniu żywota przy czyjejś pomocy, natomiast dwójka mężczyzn w parku zachowywała jedynie wszelkie "protokoły" bezpieczeństwa.

Jakby nie było, dostał kolejne zadanie. Miał obserwować kamienicę, w której śledzona przez Stryja dziewczyna mogła mieć swoje mieszkanie.
Ponownie w drodze na miejsce zakupił kilka najgrubszych gazet jakie kioskarka, kobieta nieco przy tuszy, wyłożyła na ladę wybierając przy okazji czasopismo motoryzacyjne.
Pospiesznie je przekartkował, a następnie z uśmiechem położył odmierzoną kwotę, chowając zakupione artykuły za pasek.

Ruszył wyznaczoną ulicą w ciągu sklepów szukając kawiarni, gdzie mógłby przysiąść, zamówić kawę oraz poczytać gazetę. Najpierw pierwszą niespiesznie wchłaniając informacje, potem drugą, trzecią i w końcu zabrać się za literaturę z oferta prenumeraty na okładce.
Tak też uczynił, wybierając miejsce wewnątrz lokalu zamiast w jego ogródku, przez co był mniej widoczny mogąc jednocześnie mieć oko na wyznaczoną kamienicę.

Czas mijał łącznie z przeczytanymi informacjami kończącymi się przewróceniem kolejnej strony, niemniej rzeczona kobieta nie zjawiała się. Wiedziała, że Stryj ją śledzi. To praktycznie wykluczało możliwość doprowadzenia ogona we własne miejsce zamieszkania. Śledzącym mógł być dosłownie każdy.

Albert przerzucił ostatnią stronę i wstał zza stolika. Zmęczona pracownica podeszła do niego z tacą pełną brudnych filiżanek sprzątniętych ze stolików. Zabrała również tą ze stolika Wilgi z uprzejmym pytaniem czy życzy sobie coś jeszcze.
Równie uprzejmie odmówił, a następnie zapłacił życząc miłego dnia.

Dość obserwacji. Pora udać się do warsztatu.

***

W wejściu pokręcił głową na niezadane jeszcze pytanie dając znać o kolejnej kompletnej klapie przedsięwzięcia.
Usiadł na blacie nie patrząc na pozostałych. Zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie pomylił się w swym osądzie na temat szpiega w szeregach AK mającego dostęp do pewnych danych.

Albo dziewczyna zauważyła Stryja sama wykazując nadzwyczajną bystrość spojrzenia, albo ktoś jej doniósł.
Jeśli ktoś jej doniósł, to czy mogła wiedzieć, że Inżynier przyjdzie obserwować miejsce, do którego zaprowadziła towarzysza Alberta?

- Szlag. Tunia, Sprzęgło, nie wychylać się. Doktorek, palec na spuście i osłaniaj nas. Stryj ze mną - polecił Beniaminek.

Wilga natychmiast przeskoczył na drugą stronę szafki.
Gdy tylko Beniaminek i Stryj wyszli na zewnątrz Albert zmarszczył brwi, po czym powoli wyciągnął broń podchodząc pod drzwi na ugiętych nogach. Niemniej cały czas trzymał się w ukryciu gotów do wychylenia się i oddania strzału.
Zawsze dodatkowa siła ognia mogła się przydać.

Zamiast tego słyszał rzeczy, których nie spodziewał się słyszeć. Nie miał pojęcia skąd ten mężczyzna tyle wiedział.
Kiedy niespodziewany przybysz zapytał czy może wejść Wilga oddalił się chowając pistolet za pasek. Pospiesznie chwycił kawałek metalu i szmatę, by sprawić pozory nieprzerwanej pracy od chwili wyjścia jego towarzyszy.

Drzwi zamknęły się za wchodzącymi.

- Janusz Kowalski - przywitał się z resztą uprzejmym głosem omiatając ich uważnym, taksującym spojrzeniem. Wydawać by się mogło że najdłużej przypatruje się Tuni.
Potem oparł się o korpus jakiejś maszyny. Spojrzał na poniszczone przez wilgoć ściany.

- Zacznijmy od tego, że chciałbym, aby rozmowa pomiędzy nami została tylko w tym gronie. Czy możecie mi to przyobiecać?
- Oczywiście - powiedział krótko Stryj.
Tunia kiwnęła głową. Głos uwiązł jej w gardle.

- Dobrze. - kiwnął głową Kowalski. - Wiem czego szukacie. Wiem, kto to ma. Wiem, gdzie on jest. Mogę wam pomóc. Ale wy musicie pomóc Sybilli. Taka będzie cena. Zrobicie wszystko, by jej pomóc. Wszystko, co będzie konieczne. To jej słowa.
- Wszystko? - zdziwił się Konstanty - Co to dokładnie znaczy?
- Nie wiem - wzruszył ramionami Janusz. - Wszystko. Dla początku dobrej współpracy odpowiem wam na jedną, zapewne budzącą wasze obawy, sprawę. Wiecie, że ostatnio okupant odnosi poważne sukcesy na polu wyłapywania żołnierzy podziemia. Prawda? Nie tylko od was, z AK, ale także z Gwardii Ludowej i z innych ugrupowań. Wiem, czemu się tak dzieje. Wiem, skąd mają informacje. I przekażę je wam. Waszej piątce. Tu i teraz. Bez żadnych warunków. Pasuje wam ten układ?

- Nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma swój skutek. Każde działanie ma cel bardziej lub mniej ukryty. W związku z tym nic nie jest za darmo. Nawet wtedy, kiedy wydaje się takie być. W szczególności w kwestii wiedzy - rzucił w powietrze ostrzeżenie zaadresowane do pozostałych członków komórki. Nie zdradzał kto ma największą moc decyzyjną w zespole.
Na koniec wzruszył ramionami sugerując, że nie weźmie udziału w zabraniu głosu za którąkolwiek z opcji.

- Zgoda. Mów. - uciął Beniaminek. Usiadł przy odrapanym stole warsztatowym, wyciągnął lugera i położył przed sobą na stole.
Tunia słuchała uważnie. To Beniaminek decydował. Ta czy inaczej niczego nie mogli dostać za darmo. Życie ją tego nauczyło.

- Powiem to najprościej, jak potrafię. W Warszawie, dziewięć lat temu, w żydowskiej rodzinie urodziła się niezwykła dziewczynka. Szybko odkryto jej zdolności. Dziewczyna, nazwijmy ją Sybillą, dokonuje sztuki precyzyjnej prekognicji. Potrafi przewidywać przyszłość. Wiedziało o tym zaledwie kilka osób. W tym ja. Przyjaźniłem się z rodziną Sybilli. Ale, jak się okazało, wiedział o tym przynajmniej jeden Niemiec. Kiedy zaczęły się prześladowania Żydów ujął zarówno Sybillę, jak też jej rodzinę. Ukrył gdzieś i zmusza dziecko do ... wykrywania wrogów Rzeszy.

Rozłożył ręce, jakby w obronie, jakby wiedział, że jego słowa muszą brzmieć jak bełkot szaleńca.

- Próbowała się z wami kontaktować - powiedział przyglądając się żołnierzom AK. - Musieliście to zauważyć. Być może traktowaliście to jako omamy. Być może były to sny. Nie wiem. Mnie odnalazła dzięki snom. I skierowała tutaj. Bym was ostrzegł i przekonał. Myślę, że ona coś o was wie. Że ujrzała waszą przyszłość, tak jak przepowiedziała mi moją jeszcze przed wojną. Myślę, że wie, że ją znajdziecie. I dlatego wybrała was. Bo ona nie ma pojęcia, gdzie trzymają ją Niemcy. Wie tylko, że robi to niewielka grupka SS-manów. Że ukrywa to przed swoimi przełożonymi zasłaniając im oczy ciężką pracą. Widzicie więc, że jeśli uwierzycie w coś tak nieprawdopodobnego jak prawdziwa jasnowidzka na usługach wrogów Polski, to wtedy wiele rzeczy zaczyna wyglądać jaśniej. Układa się w całość. Trudną do przyjęcia, ale logiczną. Prawda, panie inżynierze - spojrzał na Sprzęgło, zaś pracujący gorączkowo umysł Alberta niechętnie nakazał ciału skinięcie.

Owszem, układało się całkiem ładnie, ale miotający elektrycznością Zeus też był całkiem niezłym wytłumaczeniem na burzę z piorunami.

- Jeśli dobrze rozumiem, to oczekujesz od nas, że odnajdziemy tę dziewczynkę i ją uwolnimy, tak? I to miałeś na myśli mówiąc, że zrobimy “wszystko” o co nas poprosi?

Przytaknął skinieniem głowy.

- Kto wie. Może tedy Sybilla zacznie wieszczyć dla AK - mruknął niby do siebie, ale zdecydowanie tak, by reszta też usłyszała.

- A jak nazywa się to dziecko? Chodzi mi o nazwisko - sprecyzował Stryj - Musimy mieć jakieś dane, jakiś trop jeżeli mamy ją odnaleźć.

- Człuchowska. Wcześniej Szmyt.

- A coś jeszcze o niej pan wie? O jej rodzinie, krewnych? Może nazwisko tego Niemca, który ją przetrzymuje? Cokolwiek co, by nam pomogło trafić na jej trop?

- Tak. Kazała powiedzieć, że wasz przyjaciel spotkał głównego z SS-manów, którzy ją uwięzili - spojrzał na Doktora z poważną miną.

- A czy mówi coś panu nazwisko Oldstainer, albo Żytko, albo Tifft? - spróbował jeszcze podpytać Konstanty.

- Wielu ludzi zna nazwisko Oldstainer - odpowiedział spokojnie. - To bardzo znany człowiek. Mądry. Z ogromnym zasobem teraz już niepotrzebnej nikomu wiedzy. Nie potrafi strzelać. Zabijać. I to czyni go mało przydatnym w tych mrocznych czasach. W tej nieludzkiej wojnie. Pozostałych nazwisk nie znam.

- Rozumiem - pokiwał głową Stryj.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172