Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2012, 20:03   #41
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Czas niemalże się zatrzymał!

Hałas zatrzaskiwanych drzwi samochodowych był jak zapalnik nowoczesnej machiny manipulujące czasem rodem z dzieł Herberta George'a Wellsa.
Wilga czuł się jak powieściowy Podróżnik w Czasie zasiadający na niewygodnym krześle.

Przez umysł przeleciała mu błyskawiczna myśl, że on zazwyczaj zasiada na podobnych siedziskach. Wyjątkiem była dwudziestoletnia przerwa, lecz wszystko powróciło do wątpliwie komfortowej normy.




Obrazy poddawane gwałtownej fuzji ze słowami i dźwiękami podpowiadały makabryczne rozwiązania.
Oto jego Wellsowe krzesło wprost z Time Machine. Sam zaprzągł się do niego, zakładając sobie homonto umysłowe.

Może miał je każdy? Bez wyjątku i tylko on z racji ponadprzeciętnego wykształcenia implikującego zwiększoną sprawność umysłową dostrzegał niesatysfakcjonujące, gombrowiczowskie role?

Szczekaj piesku, chłopie bezmyślny! Jam jest Prusak twój, któren gra ci, byś tańczyć mógł jako tylko mi się spodoba!
Ja cię w rolach obsadzam jako pan twój i władca.

Niedoczekanie twoje wąsie kwadratowy! Ja na Wellsowym fotelu zasiadam i gram w komuchowską ruletkę. Siadaj. Dołącz!

Bez wahania pociągnie za dźwignię dokładając wszelkich starań, by energia przepłynęła mechanizmy uruchamiając zębatki tworu doktora Wiktora Frankensteina.
Hitler mógł kontrolować wszystko, co rozumie i zna, ale nie może kontrolować czegoś, o czym nie ma pojęcia. Nieznane jest poza zasięgiem umysłów ludzkich, zaś ci dochodzą do tworzenia nieznanego poprzez przedmioty znane oraz własną wyobraźnię.

Pora zniszczyć Niemcy. Czas posyłać po grabarza, by dół dla Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich kopać zaczął.

Gdy wróg przeważa prawie na wszystkich polach z punktu widzenia strategii i taktyki najlepszym wyjściem jest długotrwała partyzantka, lecz nikt nie powiedział, iż nie ma innych punktów widzenia.
Należało przenieść bitwę na pole, gdzie można uderzyć z zaskoczenia środkami przeważającymi nad mocą wroga.

Oto jego Wellsowa droga. Musiał jedynie odzyskać kontrolę, którą ci idioci przypadkowo uzyskali.
Trzymali ją zadziwiająco kurczowo. Trupy też miały skurcze pośmiertne, tylko czemu te skurcze odbywały się coraz większym zaciskiem na jego gardle?
Czemu dusząc jego dusili też innych?

Patrzył na powoli poruszającą się babcię Annę, wnuczkę Elizę i jej znajomego. Nie mogli pomóc Albertowi. On jednak mógł postarać się pomóc im.

Wszczęcie strzelaniny czy jakiejkolwiek walki nie miało sensu. Było ich zbyt wielu na walkę w szczególności, że za kilka chwil przybyliby następni.
Pozwolenie na rozstrzelanie się nie było najlepszym rozwiązaniem podczas wojny.
Być może mieszkanie posiadało jakieś kryjówki, ale w przypadku ich odkrycia przez żołnierzy niemieckich jego obecność tylko pogorszyłaby sprawę.

-Jak mnie tu zobaczą, to koniec dla was-rzucił pospiesznie.

Wybiegł na klatkę schodową zakładając płaszcz. Zdążył jeszcze postawić kołnierz jak najbardziej chowając się w swym ubraniu.
Musiał się stąd wydostać!

-Halt! Halt!

Do niego czy nie do niego?
Żadna różnica. Jeśli do niego, to zatrzymanie oznacza tylko jedno. Za brak zatrzymania groziła jedynie śmierć. Korzystniejsze wyjście.
Jeśli nie do niego, to może kontynuować bez przeszkód.

Wskoczył w bramę, na sąsiednie podwórko, strzał!
Jednak o niego im chodziło.

Pędził ile sił w nogach! Już dawno tak nie biegł. Ostatnio wtedy, kiedy po raz ostatni miał kontakt z własnym bratem.
Przyspieszył, choć wydawało się to niemożliwe! Myśl o Januszu, wyrzut adrenaliny, pościg dodawały sił. I złość.

Żyj za nas dwóch.

Taki miał zamiar. Energia rozsadzała go od środka!
Wbiegł w kolejną bramę z jednym planem - jak najwięcej nieprzewidzianych ruchów oraz zakrętów!

Żył i dlatego oni musieli umrzeć!

Zwolnił dysząc ciężko, lecz nie zatrzymał się. Dalej kluczył Warszawskimi ulicami, zaś jego ciałem od czasu do czasu wstrząsały pokasływania.
Nie wiedział gdzie szedł. Niemniej jednak szedł dalej.

Wszedł do kawiarni z nieco spokojniejszym oddechem, jak szary obywatel pragnący napić się czegoś ciepłego podczas deszczowego, przygnębiającego dnia.
U zamyślonej, smętnej ekspedientki zamówił herbatę, a kiedy usiadł w rogu sali wlepił spojrzenie w niebo. Dla niepoznaki.

Obserwował ulice przez blisko pół godziny rozmyślając nad kolejnym posunięciem.
Ciocia Monika była drogą awaryjną, ostatecznością. Czy to była taka właśnie chwila?

***




Park Praski nocą był stosunkowo bezpiecznym miejscem. Ze względu na ograniczoną widoczność. Z łatwością mógł za pomogą trzech kroków skryć się przed niepożądanymi oczami.

Podrapał się po czole.
Pierwszym krokiem w jego wizji było odnalezienie człowieka, który wie o skradzionym jemu i Małemu Jackowi urządzenia kluczowego do kolejnego elementu wizji polegającej na ulepszeniu projektu samego Nikoli Tesli.
Wiedział nawet w jaki sposób to zrobić, lecz była do tego potrzebna pomoc Karpińskiego oraz jego genialnej maszyny.

Ponadto wiedział kto może wiedzieć coś o przedmiotach wynoszonych z tajnej pracowni w piwnicy.
Dlatego właśnie przybył do tego Parku późną nocą. Niby niechcący przechodząc za dnia blisko tak bolesnego miejsca przysiadł przy stoliku kawiarni.
Czekał długo nim właściwy człowiek wyszedł zza zakrętu zmierzając do własnego domu.

Obaj niezwykle zgodnie wzajemnie się nie zauważali, lecz przechodząc obok Albert potrącił mężczyznę. W kieszeni Filipa znalazła się mała karteczka wskazująca datę, miejsce oraz godzinę.
Park Praski. Godzina 1 w nocy.

Nagle usłyszał trzy stuknięcia kasztanem o korę. Naturalny odgłos równie dobrze mogący pochodzić od zwierząt, gdyby nie ustalony porządek.
W odpowiedzi połamał gałązkę na kilka części. Łamane drewno trzeszczało jako sygnał.

-Sprzęgło?

-Oko?-zapytał Inżynier.

-Czego chcesz? Mam nadzieję, że to ważne, bo jak nie to własnoręcznie wydam cię Niemcom-warknął Filip.
Od zawsze był zgryźliwym typem, ale gdyby chciał komukolwiek wydać Wilgę, to zrobiłby to już wielokrotnie, bo była ku temu okazja.

-Informacji. Gdzie zabrali moje rzeczy? Wiesz o co chodzi.

-Nie mam pojęcia. Widziałem, że wynoszą, powiadomiłem Małego Jacka i tyle. Dobrowolnie ryzykuję dla was już drugi raz, więc doceńcie to. Obaj. Cześć i powodzenia-powiedział ostrożnie wychylając się z cienia drzewa.

-Kto to może wiedzieć?
Albert nie zwracał najmniejszej uwagi na to, iż tamten zbierał się do odejścia.

-Cholera go wie. Ludzie nie chcą wychylać się z własnymi informacjami, bo to może ich kosztować głowę... Dobra... Zerknij jutro przed południem do skrzynki kontaktowej. Może uda mi się dowiedzieć. Trzymaj się i nie daj się zabić-machnął ręką na pożegnanie.
Tym razem Inżynier go nie powstrzymywał.

-Ty też, Oko...

***

Hałas miasta obudził mężczyznę opatulonego własnym płaszczem odwróconym na lewą stronę.
Od kiedy otworzył oczy czuł się fatalnie, natomiast do paskudnego humoru dołączyła również irytacja. Na szumiący wiatr. Na płynącą Wisłę. Na trawę pod palcami.
Sen pod mostem nie był najlepszym pomysłem na podniesienie na podtrzymywanie nadziei na przyszłość.

-Świeży?-usłyszał zachrypnięty głos, a kiedy się obejrzał, dostrzegł brodatą postać starszego, pomarszczonego mężczyzny w zaniedbanych, brudnych ubraniach.

-Można tak powiedzieć-burknął.

-Przyzwyczaisz się. Najtrudniej zacząć, a dalej już leci-powiedział bezdomny i siadając koło Alberta poklepał go po ramieniu.
Obaj w milczeniu wpatrywali się w płynącą wodę. Żałośni i bezradni.

-Nie jesteśmy bezradni-rzekł do siebie Inżynier, zaś za moment poczuł na sobie spojrzenie pełne politowania.
Jednakże nie obchodziło go to. W jego umyśle wykiełkował nowy pomysł.

-Jesteśmy...

-Nie jesteśmy. Dużo nas jest w Warszawie?

-Sporo. Co ci chodzi po głowie?-zapytał nieznajomy widząc przypływ zapału w oczach Wilgi, który nagle zdał sobie sprawę z istnienia Niewidzialnych Ludzi!
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-10-2012, 20:04   #42
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację

Oddycha miasto ciemne długimi wiekami,
spowiada miasto ciemne dawnych grobów żałość;
rozrąbane żelazem, utulone snami,
nie nasycone płaczem, nie spełnione chwałą.

Nie wierz, jeżeli ci się ulice pogłębią
i staną się jak otchłań, w której śmierć się przyśni,
powierz swą myśl mieniącym się nad nią gołębiom
i obłokom kwitnącym jak gałęzie wiśni,
i chmurom, które zawsze te same, tam, w górze,
jak oblicze tęsknoty wykutej w marmurze.

Nie wierz nawet pragnieniom, jeśli cię zawiodą
nad brzeg spalonych domów i każą ci skoczyć
przez wytłuczone okno do czarnych ogrodów,
ażeby na zhańbione prochy - zamknąć oczy.

Ale uwierz tym głazom, co z kamieni bruku
jak psy zdeptane wyją i krwią ludu chluszczą,
i rwą się nie pomszczone, i o bramy tłuką.
O! niech ci one będą jako słowa ustom,
niech ci wydrapią czułość z wzroku i krew z rany,
abyś kochając wielu, sam był pokochany.

O pij, pij te ciemności z zawalonych ruder,
przyjmij w siebie to miasto gromów, które biją,
tych Kilińskich, Okrzejów, jak oskardy trudu,
i kiedy runą w bruki - niech w tobie ożyją.
Stań się krzywdą i zemstą, miłością i ludem.
O! chwyć za miecz historii i uderz! i uderz!


Wtulona w Witka, półleżąc na małej kanapie, słuchała brzmienia jego słów. Ten wiersz… przypominał o każdym minionym dniu tej długiej wojny. O poległych, zamęczonych Polakach, ale i o tych żyjących, którzy cierpieli jak ona, jak Witek, bezsilni w swojej maleńkości wobec potęgi wroga. Codziennie. W każdej sekundzie.

Ich akcje przypominały walkę z wiatrakami. Ilu takich Don Kichotów jak oni wierzyło jeszcze w zwycięstwo? Najgorzej bolały Tunię reperkusje jakie niosły ze sobą każde ich nawet małe sukcesy. Fryce nie znali litości. Zapalczywi w swojej mściwości chcieli w partyzantach wypalić tego ducha, który nakazywał im walczyć. Ale najbardziej deprymowali Natalię właśni rodacy. Ci, którzy potępiali ich wolę walki, tuląc się w upokorzeniu, chowając głowy w piasek i potępiając wszelki ruch oporu.

Nawet babcia jej nie rozumiała. Ale wojna potrafiła zmienić każdego.

Nieraz zastanawiała się jakby to było gdyby nagle Niemcy zmuszeni zostali do odwrotu. Czy byłaby znowu tą Natalią sprzed kilku lat? Czy umiałaby powrócić na studia, zapomnieć o przeszłości i założyć wreszcie z Witkiem rodzinę, o której tak często wspominał?
Pocałunek złożony na jej głowie wyrwał Tunię z zamyślenia.

- Gdzie byłaś Natalciu? – spytał Witek. Tunia uśmiechnęła się. Tylko jemu wolno było tak do niej mówić.
- Szybowałam wysoko, ponad tym czarnym miastem – powiedziała cicho – i wiesz? Brakowało mi tam ciebie.
Czuły pocałunek spoczął na jej ustach. Przez chwilę rozkoszowali się jedynie ciepłem swoich ciał.
- Babcia bardzo martwi się o pieniądze. – dziewczyna odezwała się po dłuższej chwili - Niemcy żądają po 200 złotych od głowy za ostatnią akcję. – nie musiała wspominać szczegółów, jej chłopak doskonale wiedział o czym mówiła.
Witek skrzywił się lekko, ale po chwili powiedział:
- Sprzedałem motor… mam też trochę odłożone, pomogę wam.
- Witku… przecież wiesz, że nie mogę wziąć. Sprzedałeś motor? Ten swój ukochany motocykl?
Chłopak chmurnie pokiwał głową.
- I tak ostatnio wcale nim nie jeździłem. Daj spokój. Kto wam ma pomóc jak nie ja? Johann? A może Irena? Jesteśmy razem na dobre i na złe, pamiętasz?

Dziewczyna skinęła twierdząco głową. Wiedziała, że miał rację, ale to wcale nie sprawiało, że czuła się lepiej. Znała ten gorzki smak, kiedy sprzedawało się coś, co było bliską pamiątką. Jak biżuteria jej matki czy książki ojca…
Za ścianą, lokator pan Karol włączył płytę gramofonową. Z tuby popłynęły dźwięki skocznej muzyki.

- Z Ireną już rozmawiałam – rzuciła szybko Tunia – Pożyczy trochę grosza, ale będę musiała oddać z procentem. Wiesz jaki jest Tadeusz… Ale obiecała też trochę mięsa dla babci. Może nareszcie ugotujemy jakąś porządną zupę.
Witek uśmiechnął się i oblizał wargi.
- Wpraszam się zatem.
- Będzie okazja. Na razie wstrzymano nam akcje. Mamy się przyczaić i czekać na dalsze rozkazy. Martwi mnie to trochę, ale co robić.
- U mnie podobnie. Podobno są przecieki na górze i chcą na razie zbadać sprawę.
Natalia westchnęła i wstała mówiąc:
- Chodź, zrobię herbaty i pomogę babci przy kolacji. Jutro pojedziemy do Ireny, trzeba przywieźć obiecany prowiant. Dowiem się też co z Doktorkiem – pomyślała.

***

Leżąc pod pierzyną, wsłuchana w odgłosy bębniącego deszczu i wpatrzona w ciemne okna wróciła myślami do ostatniego zadania. Wtedy, w tych tunelach w zoo naprawdę myślała, że żydowska dziewczynka była duchem. Jej oczy były takie czarne, przepastne i takie smutne. Ale wtedy nie widzieli by jej oboje z Doktorkiem, prawda? Wzdrygnęła się lekko. Było coś niesamowitego w tym dziecku. Czy duchy istniały?

Natalia pomyślała, że dawno już nie była w kościele. Modlitwy niewiele pomagały w ich obecnej sytuacji, ale nagle w jej duszy zrodziła się jakaś tęsknota.
Wysunęła się z ciepłego łóżka, zapaliła świecę i podeszła do komody stojącej w pokoju. Z górnej szuflady wyjęła modlitewnik należący wcześniej do matki. Otworzyła na ślepo jedną ze stron. Mama zapisywała z boku swoje myśli i spostrzeżenia. Na otwartej stronie widniała tylko jedna notatka:

Modlitwa nie zmienia świata, zmienia ludzi, a ludzie zmieniają świat.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 31-10-2012, 21:56   #43
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Po deszczowym dniu kolejne trzy dni okazały się naprawdę słoneczne i piękne. Na niebie nie pojawiła się najmniejsza chmurka, a warszawiacy szukali ochłody nad Wisłą i w parkach. W takie dnie, jak te łatwo było zapomnieć o tym, że jest wojna.

Niestety, naziści nie dali o tym zapomnieć. łapanki i aresztowania oraz masowe egzekucje w podwarszawskich lasach były odwetem za wyrok wykonany na Kacie z Szucha.

Żołnierze podziemia jednak cieszyli się tą chwilą przerwy. Zbierali siły z niepokojem nasłuchując kolejnych informacji o wpadkach i kotłach, w których wpadali kolejni żołnierze podziemia. Już nawet dla szeregowych żołnierzy stało się jasne, że Niemcom zbyt łatwo idzie wyłapywanie kolejnych komórek bojowych. Gdzieś, zapewne na samym szczycie, ktoś grał dla wroga. To było oczywiste. A zwykli żołnierze, ci którzy ryzykowali najwięcej wykonując rozkazy, mogli tylko mieć nadzieję, że nikt nie załomota im nocą do domu, nie wyciągnie zaspanych z łóżek i nie zawlecze na Szucha lub, przy odrobinie szczęścia, na Pawiak. Pozostało im tylko mieć nadzieję i modlić się. Chociaż, jak wiedzieli, modlitwy w czasach wojny, niewiele dawały. Bóg najwyraźniej odwrócił się od rodzaju ludzkiego. Pozwalał, by naziści bez większych przeszkód prowadzili swoją politykę ludobójstwa.

Minęło pięć dni.

Zaczął się dzień 6 lipca 1942 roku. Upalny i słoneczny.

STRYJ


Te kilka dni po akcji dłużyło mu się naprawdę strasznie. Stryj czuł się wyczerpany psychicznie. Niby dzielił czas na normalne życie, o ile jakiekolwiek życie można było uznać za normalne w okupowanej przez wroga Warszawie. Niby spędzał czas z przyjaciółmi i bliskimi, na swoich zajęciach. Ale myślami często wracał do kamienicy i Dudzińskiego.

Aż do przedpołudnia 6 lipca, kiedy znalazł nazwisko poczciwego stróża na liście rozstrzelanych przez Niemców. Widząc jego imię i nazwisko przypomniał sobie przez chwilę oczy stróża, kiedy dawał mu klucze. Ten strach, ale też wiarę i nadzieję. A teraz Dudziński był martwy. Podobnie jak dwójka innych mieszkańców kamienicy. Odszedł od betonowego słupa czując, że coś gniecie go w gardle.

W skrzynce łącznikowej otrzymał wezwanie. Druga popołudniu. Dzisiaj. Tryb alarmowy w punkcie kontaktowym w mieszkaniu „Sokoła”, jednego z łączników AK. Stryj znał ten lokal. Spotykał się tam również odbierając ulotki, które rozrzucał po mieście.

Zajął się czymś przez te klika pozostałych godzin, a potem poszedł na spotkanie.


TUNIA


Upalne dni pozwalały młodej dziewczynie przez chwilę, chociaż tylko krótką, zapomnieć o tym, jak w strasznych czasach przyszło jej żyć. Toczyła pozorne życie. Ze spacerami po parku. Z wycieczkami nad rzekę. Nawet z lodami i watą cukrową.

Nie korzystała tylko z karuzeli ustawionej w pobliżu murów getta. Unikała tamtych okolic. Każdy kto mógł, tak robił. Pozwalało to zapomnieć o tym, co naziści wyprawiają po drugiej stronie muru. O mrożących krew w żyłach opowieściach o ludziach umierających z głodu: dzieciach, kobietach, starcach. O brudzie, robactwie i chorobach.

Rozkaz otrzymała przez skrzynkę kontaktową w kwiaciarni. Spotkanie w trybie alarmowym. Takie rozkazy budziły zawsze jej niepokój. Niektórzy mówili o godzinie W. O powstaniu. Ale chyba jeszcze za wcześnie było mówić o takich rzeczach. Ruch oporu, podziemna armia do której i ona należała, dopiero rósł w siłę. Dopiero rodził się we krwi, strachu i cierpieniu.
Do drugiej nie pozostało zbyt wiele czasu, ale Tunia wiedziała, jak go zająć.

BENIAMINEK


Miał rację. To oczekiwanie dobijało go bardziej, niż bezpośrednia konfrontacja. Wykonywał swoje obowiązki w kościele, wychodził na miasto po sprawunki lub też zwyczajnie leżał w łóżku nasłuchując z żołnierską czujnością tego, co działo się za oknami.

A nic się nie działo. Słońce świeciło, jak głupie. Jak wtedy, we wrześniu. Takie samo gorąco. Takie samo czyste niebo. Tylko wtedy spadały z niego bomby.
Rozkaz spotkania przyjął z ulgą. Wolał coś robić, niż pocić się bezczynnie. Wolał walczyć, niż oczekiwać na ... właściwie sam nie wiedział na co. Zapamiętał adres miejsca spotkania i spalił gryps.

Miał dziwne przeczucia, że ten piękny dzień wcale jednak nie będzie tak piękny.


SPRZĘGŁO


Wiedział, że spać na ulicy po prostu długo nie może. Że pierwszy, bardziej czujny patrol niemiecki, zgarnie go i wszystko się skończy. Że zakończy swoje życie od kuli, lub pobity na śmierć. A jak będzie miał szczęście i oprawcy nie odkryją jego tożsamości, pojedzie z transportem do Oświęcimia. W tej wojnie nie było miejsca dla bohaterów. Nie było w niej miejsca na samodzielne działanie. Był żołnierzem, mimo że nie traktował siebie tą kategorią. Jednak w tym przypadku musiał się ugiąć. Musiał odszukać „swoich”. Zdobyć nowe papiery. Nową tożsamość. Nowy adres.

Ciotka Monika była ostatnią deską ratunku. Niestety. I skorzystał z niej. Zdrowy rozsądek wziął górę nad ideami.

Ciotka Monika okazała się zaradna i niezwykle wpływowa. Dwa dni później miał nową kenkartę – na nazwisko Alfred Grzyb, mechanik. Dostał też adres u kolejnej osoby z rozbudowanej sieci konspiracyjnej. U małżeństwa Ewy i Andrzeja Kruczyńskich. Ona była pielęgniarką w jednym z warszawskich szpitali, on przed wojną był nauczycielem, a obecnie zarabiał pracując dla Niemców i zajmując się tłumaczeniami. Losy ludzkie podczas wojny zaiste splatały się w niepojęte wzory.

Rozkaz otrzymał kilka dni później. Kiedy myślał, że AK o nim zapomniało. Miał stawić się na spotkanie na przyniesionym przez łączniczkę adresie. To była jego szansa. Wiedział, że po tych wszystkich „wpadkach” musiał stać się osobą podejrzewaną przez Armię Krajową. On by sobie nie ufał. Spotkanie w trybie alarmowym stwarzało pewną szansę na rehabilitację. Pokazanie swojej niezachwianej lojalności. Chociaż wolałby zając się czymś bardziej naukowym, mniej bojowym.


DOKTOREK


Szóstego lipca w końcu wyszedł z domu. Odzyskał na tyle siły, by funkcjonować normalnie. Najpierw Tunia, a potem doktor Dowgierd spisali się na medal.

Armia Krajowa nie dała mu o sobie zapomnieć i długo na siebie czekać. Mimo, że Doktorek polubił już zajęcia w ogrodzie pani Pelagii i ten pozorny spokój rekonwalescenta.

Miał stawić się na spotkanie. Adres prywatnego mieszkania. Takie spotkania, na jakiejś kwaterze, zawsze niosły z sobą pewien niepokój. Góra wyraźnie coś szykowała. Inaczej nie zdradzałaby kolejnego adresu szeregowym żołnierzom.


WSZYSCY


Spotkali się o umówionej godzinie w umówionym lokalu. Małe mieszkanie w zabytkowej kamienicy było niektórym z nich znane jako lokal kontaktowy. Należało do „Sokoła”, jednego z łączników Armii Krajowej.

Na miejscu czekał na nich Tracza. Miał zmęczoną twarz i czerwone oczy.

- Serwus – przywitał ich z ponurą miną.

- Przyniesę zimnej wody z miętą – powiedział „Sokół” i opuścił ich grupkę.

Znali się prawie wszyscy. Stryj, Tunia, Beniaminek, Doktorek – którego dobrze było widzieć w zdrowiu. I nowy człowiek, w wieku bardziej zbliżonym do wieku Tarczy lub Baniaminka, a nie Tuni, Doktorka czy – rzecz jasna – Stryja.

- Powitajcie nowego – powiedział Tarcza wyciągając rękę do Sprzęgła. – Nosi pseudonim Sprzęgło i góra przydzieliła go do waszej grupki operacyjnej na czas najbliższej akcji.

Akcja operacyjna. To słowo nie budziło optymizmu.

- Sprzęgło – to Tunia, to Beniaminek, to Doktorek a ten rezolutny chłopaczek tam, to Stryj – dowódca komórki przedstawił wszystkich nowemu.

Przez chwilę trwała wymiana spojrzeń i uścisków dłoni zgodnych z kulturą osobistą i manierami.

- Jest kłopot – powiedział Tarcza jak to miał w zwyczaju przechodząc od razu do sedna. – Pamiętacie tą akcję sprzed niespełna tygodnia.

Było oczywiste, że zwraca się do wszystkich, którzy w niej uczestniczyli.

- Problem jest taki, że jesteście ostatnimi, którzy widzieli notatnik. Zameldowałem, tak jak powiedział mi Beniaminek, górze, że zadanie zostało wykonane. Wczoraj łącznik od Starego skontaktował się ze mną, że notatnik przepadł. Człowiek z punktu kontaktowego, szewc Alojzy, nie żyje. Zginął zapewne przed tym, nim Stryj przekazał mu dokumenty.

Tarcza spojrzał na chłopaka z uwagą, ale bez cienia przygany we wzroku. Ruchem dłoni uciszył jego potencjalny protest.

- Wiem, że to nie twoja wina. Kłopot polega na tym, że Stryj jest chyba jedyną osobą, która może rozpoznać człowieka, któremu przekazał dokumenty. Bo, że to nie był szewc Alojzy to już wiemy.

„Sokół” przyniósł wodę z miętą i kilka szklanek. Z wdzięcznością napili się.

- Góra przeprowadziła pewne śledztwo. Mamy trzy ślady. Jednym z nich jest pewien szmalcownik. Nazywa się Olgierd Kurzajko. Działa na Karcelaku. Ma tam stragan z garnkami i czajnikami, ale to jego przykrywka. Wiemy, że jakiś czas temu z niewiadomych powodów próbował podejść jednego z ludzi, którzy zdobyli notatnik. Musicie go sprawdzić. Drugim śladem jest dziewczyna. Nazywa się Martyna Józefowska. Jest ... – zawahał się - ... sprzedaje się Niemcom. Była kontaktem „Młokosa”, jednego ze złapanych naszych. Znajdziecie ją przed godziną policyjną w okolicach teatru Komedia. Tutaj macie jej zdjęcie. Może pomóc, jak ją odpowiednio podejdziecie. Może wiedzieć, kto wypytywał o „Młokosa”.

Upił łyk wody.

- Trzecim i ostatnim śladem jest pewien stary profesor. Nasz człowiek. Nazywa się Adam Waśniewski. Tutaj macie jego adres. To biegły lingwista i dwa dni temu ktoś kontaktował się z nim w sprawie tłumaczenia dziwnych tekstów. Góra uznała, że to może być próba deszyfrarzu zapisków z notatnika. Pewności jednak nie ma. Jedno jest pewne. To nie Szkopy zdjęły Alojzego. Taką przynajmniej mamy nadzieję.

Zabębnił palcami po stole.

- Góra daje wam trzy dni. O wszelkich sukcesach lub problemach macie modelować bezpośrednio mi przez ustalone drogi kontaktowe.

Zakasłał.

- Czy są jakieś pytania?
 
Armiel jest offline  
Stary 03-11-2012, 09:41   #44
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
- Panie kapitanie - rzekł Konstanty, po tym jak Tarcza opowiedział im o ich nowym zadaniu - Ja... chciałbym zrezygnować. To znaczy wycofać się z tego zadania. To moja wina, że akcja skończyła się właśnie w taki sposób. Działaliśmy zbyt szybko i nieroztropnie. Przez to zginęli ludzie, a teraz jeszcze ten notes. Wszystko na marne. Lepiej będzie, jak się wycofam i nie będę więcej przeszkadzał. Pozostanę w konspiracji, ale będę wykonywał dotychczasowe obowiązki. W tym czuję się o wiele lepiej. Proszę o wybaczenie, panie kapitanie. Za pańskim, pozwoleniem.
Stryj zasalutował skinieniem głowy i chciał wyjść.

- Stój, żołnierzu - głos Tarczy pozostawał spokojny. - A ty dokąd się wybierasz? Jesteś dobrym żołnierzem, jeśli mogę zauważyć. Czasami, podczas walki, coś idzie nie tak. To niczyja wina. Na pewno nie twoja. A to, że Fryce zabili cywili, obciąża tylko ich, nie ciebie. Twoją rolą jest zrobić tak, by pożałowali każdej zbrodni, każdego mordu, jakiego dopuścili się na naszym narodzie.

Wziął głęboki oddech.

- W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego....

Spojrzał na Stryja.

- Pamiętasz, co było dalej? Pamiętasz, co mówiłeś? Bo ja wierzę, że nie tylko pamiętasz, ale i wierzysz w to, co powiedziałeś podczas swojej przysięgi. Znam się na ludziach, a ty, żołnierzu, masz w sobie prawdziwy spryt, zapał i siłę. Bądź z nami i pokaż Niemcom, że zadarli nie z tym człowiekiem, co powinni,. Pokaż im, że nie powinni tego robić. Nigdy.

Doktorek w skupieniu wysłuchał wszystkich informacji przekazanych przez Tarczę. Siedział cicho w skupieniu, uniósł oczy i ocknął się ze snucia możliwych przyczyn porażki ostatniej akcji gdy usłyszał Stryja. Zwątpienie, najgorsze z uczuć, dalej pozostaje przecież już tylko bezcelowa egzystencja albo śmierć. Sam w podobnej sytuacji był po stracie Agaty, a wcześniej gdy jego ojciec trafił do obozu w Treblince, choć to miał nadzieję tylko przejściowa rozłąka. Nie myśląc długo odezwał się:
- Jeśli myślisz, że jak się wycofasz to oni przestaną zabijać naszych bliskich to się mylisz. Oni chcą żebyśmy zwątpili, od momentu gdy weszli do naszych domów zabijają i nie przestaną. Jeśli nie będziesz tego widział to nie znaczy że tego nie będzie. Nie patrząc poddajesz się i godzisz na rzeczywistość jaką tu zgotowali. Ja nie pozwolę na to, nie zgodzę się a Ty … nie poddawaj się człowieku. Teraz jesteśmy razem, tylko tak możemy odzyskać … Zawahał się.
- Siebie.

Spokój kapitana i surowość jego słów oraz wypowiedź Doktorka sprawiły, że Konstanty usiadł bez słowa. Spuścił nisko głowę i przez długą chwilę nic nie mówił. Słuchał i zastanawiał się.

- Skurczybyki podstawili kogoś za szewca, a jego samego zamordowali. Stryj dostarczył notes a Niemczuchy wyprzedzili nas o krok. Teraz pora to zmienić. To pora wyrównania rachunków. Wyjaśnimy tą sprawę.
Zakończył stanowczo. Doktorek spojrzał nieco speszony na Tarczę i Beniaminka. Nie należał do mówców i sam nieco był zaskoczony że empatia do Stryja, zrozumienie jego zwątpienia dodało mu odwagi do tych kilku zdań.

Beniaminek od deklaracji Stryja zamilkł. Teraz spoglądał wprost na chłopaka. W spojrzeniu nie było oceny, czy potępienia. Raczej pytanie. Krótkie i konkretne: "wychodzisz, czy zostajesz".


Konstanty jeszcze przez kilka chwil analizował to, co usłyszał. Szczere słowa dowódcy i Doktora trafiły go w samo serce. Jest wojna. Teraz nie ma prostych wyborów. Muszą walczyć. Walczyć, by żyć i pokazać okupantom, że się nie poddali. Tylko w ten sposób mogą odzyskać upragnioną wolność.
A błędy... Błędy zdarzają się zawsze. I choć pamięć o zamordowanych będzie tkwić w sercu Konstantego, niczym drzazga, to nie może się poddać.
Gdy w końcu podniósł głowę w jego oczach nadal był smutek i żal, ale gdzieś na dnie czaiło się jeszcze coś. Coś czego wcześniej nie było. Pewien błysk, iskra, która mówiła, że chłopak podjął decyzję. Tarcza w momencie to zauważył.

- Przepraszam, panie kapitanie. Przepraszam was wszystkich. To, co pan mówi kapitanie jest szczerą prawdą. Wiem, co przysięgałem. Wierzyłem w to wtedy i wierzę teraz. To jednak nie zmienia faktu, że ponoszę odpowiedzialność za to co się stało. Zrobię jednak wszystko, by zmazać moje przewiny i zadośćuczynić tym, którzy przeze mnie ponieśli śmierć. Jeszcze raz przepraszam, panie kapitanie.
Stryj usiadł i w milczeniu czekał, aż ktoś zabierze głos. Choć w jego głowie układał się już plan działania, nie chciał znowu wychodzić przed szereg.
Chciał wraz z Tunią odwiedzić profesora o którym mówił Tarcza.

Albert przez długi czas przysłuchiwał się bez słowa pogrążony we własnych myślach. Jedynie od czasu do czasu krzywił się lekko.
Gdy tylko mężczyzna zwany Stryjem skończył mówić, głos wreszcie zabrał Wilga.
-Preferowałbym część zlecenia obejmującą profesora lub szmalcownika. Odwiedziny u pani Martyny byłyby najbardziej wiarygodne w przypadku wizyty młodego-potarł kilkudniowy, stosunkowo długi, jeszcze czarny zarost.

- Słucham? - oburzył się Konstanty - Raczy pan żartować. Nie czuję się odpowiednią osobą do wykonania zadania, polegającego na kontaktach z prostytutką. O wiele bardziej wolałbym z Tunią odwiedzić profesora, jeżeli pan kapitan nie ma nic przeciwko temu. I oczywiście ty Tunii - chłopak uśmiechnął się nieśmiało do Natalii.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 03-11-2012, 11:03   #45
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Jak nie szkopy to kto? Kto mógł zabić Alojzego i dlaczego. Myślał, nie rozumiał kto jeszcze w tej wojnie może zabijać. Przecież są dwie strony w tej wojnie- Niemcy i cała reszta Europy. Skoro to nie Niemcy a Alojzy był po stronie Polaków to kto. Niezrozumiałe i tajemnicze to się wydało Doktorkowi. Po wysłuchaniu Tarczy odezwał się:

- Jeśli mogę Panie kapitanie. Ta kobieta, jeśli to Polka, no przecież … ona robi to bo pewnie nie ma z czego żyć … Odzywał się w Doktorku idealizm, wiara. - Zresztą, nieważne, trzeba ją wyśledzić i porozmawiać, wieczorem, jak będzie wracać do domu. Czy wiemy coś więcej o niej- ile ma lat, czy mieszka sama z rodziną, gdzie mieszka ? Trzeba znaleźć powód, jeśli się nie mylę, dla którego robi co robi, to może ułatwić rozmowę. Przerwał na chwilę żeby zobaczyć reakcje innych. - No i … zastraszyć, zmuszać każdy z nas pewnie by mógł, ale z nią pewnie lepiej będzie porozmawiać. Ostanie słowo wymówił powoli i wyraźnie. - Wtedy może coś uzyskamy, … być może obecność drugiej kobiety, Tuni mogłaby pomóc. Ja widziałem te kobiety na pasażu, w nocy w okolicy Nowego Światu. To jest … to było, one za chleb i jedzenie … to mogą być pomocne argumenty. Zawahał się, nie wiedzieć dlaczego miał wrażenie że chce z nią porozmawiać, niezrozumiałe pragnienie kontaktu z kimś kto jest zmuszony (tak wierzył) żeby robić tak uwłaczające rzeczy. - Ja to zrobię. Wydusił z siebie, cicho ale stanowczo, nie czekając na zdanie innych. Będzie potrzebował tylko jedzenia, pomyślał ,że choć tak może jej pomoże i chciał znać jeszcze te kilka informacji o niej.

- Doktorek, na Litość Boską, nie macie się z tą kurwą żenić, tylko ją przesłuchać, zapłaćcie jej i po krzyku. - Beniaminek nie był typem romantyka. - Ja z radością przyłączę się, panie Sprzęgło, do was. Lubię robotę przy szmalcownikach. - wąsy uniosły się w nieprzyjemnum uśmiechu.

Doktorek ocknął się, a raczej Beniaminek go wytrącił z postępującego stanu rozmyślania nad losem kobiety. To nie pierwszy raz doświadczony żołnienierz pomógł Zygmuntowi podjąć decyzję, jedną jedyną. On sam wielokrotnie popadał w moralne rozterki, wątpliwości co raczej nie pomagało w sytuacjach gdzie trzeba było działać. - No tak. Tak, wiem .. wiem co robić. Załatwię sprawę. Poproszę o fotografię. Wydukał z siebie po ostrym poinstruowaniu przez doświadczonego kolegę, co sprawiło że znowu poczuł się niepewnie i nieco się zawstydził, szczególnie w obecności nowego o pseudonimie Sprzęgło.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 03-11-2012 o 11:17.
Szamexus jest offline  
Stary 07-11-2012, 18:18   #46
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Albert przewrócił jedynie oczami na słowa mężczyzny zwanego Stryjem.
Nie było przecież nic bardziej wiarygodnego niż starszy człowiek udający się do kurtyzany i ani fragment nie odbiegał od modelu zwanego normą.
Każde dziecko wiedziało, iż takie wizyty są przywilejem wiekowych, bowiem im mężczyzna bardziej leciwy, tym na kobiety miał większą chęć.
Każdy wykładający biologię stwierdzenie to w ciemno poprze jak kreacjonizm miast darwinizmu.
Tyle samo sensu owe dwa twierdzenia miały.

Niemniej nie odezwał się ani jednym słowem. To w końcu on zdawał się być nowym członkiem w komórce pracującej razem już od pewnego czasu.
Nie jemu było wyrażać swe wątpliwości, zaś przydział obowiązków jedynie w niewielkim stopniu należał do niego.
Jedyne, co był władny zrobić, to wyrazić swe preferencje, co też zrobił. Na tym jego rola w planowaniu musiała się zakończyć.

Był w końcu osobą nową - znakiem zapytania, zaś takie osoby nie powinny mieć żadnej mocy decyzyjnej, by w przypadku zdrady minimalizować straty.
On właśnie był taką osobą. Na doczepkę.

Choć miał wiele pytań odnośnie poprzedniej misji, jak się wydawało zakończonej porażką, nie zadał ani jednego. Nie była to jego sprawa i mógł jedynie domyślać się czego mogła dotyczyć.
Jego zdaniem dziennik będący obiektem poprzedniej misji został odnaleziony, ale obecnie zaginął, czego przedmiotem było obecne spotkanie.
Niezidentyfikowana Góra za pośrednictwem Tarczy odnalazła ślady prowadzące do profesora, szmalcownika oraz kurtyzany, zaś oni mieli owe tropy zbadać oraz docelowo ów dziennik odzyskać przed upływem trzech dni.

Sprzęgło z racji własnego wykształcenia preferował drogę wiodącą do profesora jako do człowieka jak Albert wykształconego.
Nie miał również wiele naprzeciw udaniu się do szmalcownika.

Wkrótce decyzja zapadła.
Adamem Waśniewskim miał zająć się Stryj wraz z Tunią, Olgierd Kurzajko przypadł jemu i Beniaminkowi podejmującemu się pracy ze Sprzęgłem dobrowolnie, zaś Doktorek miał zjawić się u Martyny Józefowskiej.
Podział obowiązków był jasny.

Teraz należało ustalić plan działania w obrębie grupek tak, by inni niczego się nie dowiedzieli.
Wilga sam bardzo nie chciał znać posunięć pozostałych, więc oddalił się w obawie przed tym, iż usłyszy choćby słowo samemu rozpoczynając układanie akcji z wąsatym sprzymierzeńcem.
Jego pomysł brzmiał sensownie...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-11-2012, 13:04   #47
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Atmosfera odprawy przypomniała mu stare dobre czasy sprzed I Wojny. Byli młodzi, pełni ideałów, używali w zdaniach zwrotów w rodzaju "Udręczona Ojczyzna" i wypatrywali nowego Napoleona, który przemaszeruje przez ziemie zaborców i wreszcie zrobi porządek. "Doktorek", "Stryj", "Tunia"... Dobry Boże, jakże oni mu przypominali ludzi z tamtych lat. Zwłaszcza "Doktorek", poeta-wojownik, rodem z antycznego eposu, chłopak, który z jednej strony potrafił w ciągu sekund załatwić trzech uzbrojonych gestapowców, z drugiej godzinami rozprawiać, czy wyciąganie informacji z prostytutki jest etyczne.
Piotr też kiedyś taki był. Dawno, dawno temu. Wiele wody w rzece... wiele krwi z przestrzelonych głów. Wtedy uważał wojnę za zło konieczne. Później za sztukę. Teraz była dla niego po prostu rzemiosłem. Krwawym, paskudnym, ale również jedynym na jakim tak naprawdę się znał.
Postawa ta miała skutek uboczny - alergię na patos i słodki młodzieńczy idealizm. Jak zawsze starał się to ukryć, by jego cynizm nie podcinał młodym towarzyszom skrzydeł - udawało się z większym lub mniejszym rezultatem. Dziś raczej mniejszym, ale też stężenie alergenów w powietrzu było wyższe niż zwykle.

*

Przydzielony mu świeżak, "Sprzęgło", na odprawie nie odzywał się dużo, co już na wstępie zaskarbiło mu sympatię Piotra. Po opuszczeniu lokalu skierowali się prosto na targowisko, po drodze układając wstępny plan działania.
Pierwszą myślą Mazura, było zaciągnięcie szmalcownika w ciemną bramę, obicie pyska i seria krótkich pytań z pistoletem przy głowie. W miarę jednak zbliżania się na miejsce plan ewoluował, nabierał realizmu i subtelności.

Po pierwsze, przygotowanie kija: W sklepie z materiałami piśmienniczymi zaopatrzą się w notes możliwie jak najbardziej podobny do zaginionego. W warunkach okupacji asortyment artykułów papierniczych był raczej ograniczony pod względem różnorodności wzorów - jeśli notatki powstały w ostatnich latach, nie powinno być problemu. Jeśli nie... cóż, po prostu poszukają czegoś o podobnych gabarytach.

Po drugie, włożenie go w mrowisko: Dziennik należało dyskretnie pokazać Olgierdowi Kurzajce i zasugerować, że jest na sprzedaż. Po krótkiej rozmowie "Beniaminek" i "Sprzęgło" jednego dowiedzieli się o sobie z niezawodną pewnością - obaj byli fatalnymi aktorami. Piotr wciąż miał w pamięci porażkę w odgrywaniu hydraulika na Bednarskiej. Nie, bezpośrednia konfrontacja na tym etapie nie wchodziła w grę. Było prostsze rozwiązanie.
Przesyłka. Mała paczuszka zawinięta w szary papier. W środku same okładki notesu oraz krótki liścik:
"Mam PRAWDZIWY egzemplarz. Zawartość okładek przekażę jutro o 9 rano w parku na Saskiej Kępie, proszę przyjść samemu i przygotować 500 marek.
Życzliwy"

Dostarczyć za pośrednictwem uczciwie opłaconego młodocianego ulicznika. Nie pokazywać dzieciakowi twarzy i zniknąć w tłumie sekundę po nadaniu. Tyle.

Po trzecie: "Beniaminek" zajmie się tym, co umie najlepiej oprócz robienia ludziom dziur w głowach - będzie obserwował. Dowiedzą się gdzie obywatel Olgierd pójdzie, z kim się spotka. Sam Kurzajko był prawdopodobnie płotką, ale może ich doprowadzić do swoich klientów lub mocodawców.

Po czwarte: Gdyby coś poszło nie tak, cóż - zawsze zostawało zaciągnięcie szmalcownika w ciemną bramę, obicie pyska i seria krótkich pytań z pistoletem przy głowie.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 08-11-2012 o 14:04.
Gryf jest offline  
Stary 08-11-2012, 20:31   #48
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa Graczy z moją niewielką rolą jako Tarczy :)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dnVDmsncv9Y[/MEDIA]

Natalia długo i w milczeniu przysłuchiwała się dyskusjom. Nie zabierała głosu, wałkując ciągle w głowie to, co się stało. Nie tylko Stryj ponosił odpowiedzialność za to, że zdobyty z trudem notatnik zaginął. Zawalili jako zespół. Wysłali nowego w pojedynkę zamiast dać mu wsparcie. Przecież od razu rozpoznaliby oszusta. Jedynie Doktorek, z powodu rany mógł czuć się usprawiedliwiony.
Biedny pan Alojzy...

- Oczywiście, że pójdę z tobą do profesora, Stryju. Jesteśmy zespołem na dobre i na złe. Wszyscy ponosimy odpowiedzialność za niepowodzenie misji i wspólnie musimy się zrehabilitować. - powiedziała w końcu napotykając pytające spojrzenie kolegi. - Niech szlag trafi tego, kto zamordował biednego krawca. - dodała po cichu do siebie.

Co mógł zawierać notatnik, że był tak cenny dla kogoś, aby ryzykować konfrontację z AK? - myślała - Bo, że nie byli to oficjalnie Niemcy, to było jasne. Oni nie wypuściliby Stryja z rąk.

- Czy wszyscy pamiętają jak wyglądał poszukiwany przedmiot? - spytała nagle Tunia - To na wypadek gdybyśmy przez przypadek się na niego natknęli. - rozejrzała się po twarzach towarzyszy.

- Dziękuję - powiedział Stryj do Natalii - A co tak naprawdę zawiera notatnik, panie kapitanie? Oglądaliśmy go, co prawda, ale wyglądało to na jakiś szyfr.

Doktorek dalej siedział w milczeniu słuchając rozmowy Natalii i Stryja. Nie odezwał się na temat notatnika, widział go, miał w rękach wtedy po akcji, w której go zdobyli. Dziwny dreszcz i uczucie niejasnego lęku pojawiło się, gdy tylko przypomniał sobie przedmiot. Ręce spociły się natychmiast starał się dyskretnie je wytrzeć o nogawki spodni. Notatnik niczym się nie wyróżniał jak go zapamiętał, poza zawartością. Niewiele a raczej nic nie rozumiał i nie pamiętał z tego, co próbował przeczytać. Jedyne, co “wracało” w pamięci Zygmunta to ulga, jaką czuł czytając niezrozumiały tekst, ulga w bólu rannego ramienia. A potem obrazy nie do powtórzenia i opowiedzenia, nieznane głosy w niezrozumiałym języku. Próbował tłumaczyć to sobie gorączką, wykrwawieniem jednak nie rozumiał, dlaczego czuł lęk i strach jak próbował o tym myśleć. Spojrzał na dowódcę czekając na odpowiedź na pytanie Natalii i Stryja.

- Nie mam pojęcia - powiedział Tarcza z typową dla siebie prostotą. - Nie moja sprawa. Ale na pewno to coś bardzo ważnego, na czym zależy Górze. A to wystarcza.

Podrapał się po głowie.

- Pewnie jakaś książka szyfrów. Może spis agentów i ludzi. Na pewno strasznie ważne dokumenty. W każdym razie dwóch naszych ludzi najpewniej oddało życie na katowni Gestapo, by to zdobyć. To mi wystarcza.

Stryj zdziwił się odpowiedzią Tarczy. Było coś w jego tonie, co nie spodobało się chłopakowi. Kapitan, albo faktycznie nie wiedział, co kryje notes, albo nie chciał wtajemniczać nowych, by ich nie narażać. Słowa kapitana brzmiały, jak kiepska wymówka. Stryj jednak nie odzywał się. Nie miał prawa podważać słów Tarczy. Swoje przemyślenia zostawił jednak dla siebie.

- Rozumiem. Ale skoro tak, to dlaczego potencjalni sprawcy napaści na szewca oddali notes profesorowi, ani jakimś deszyfrantom? - spróbował drążyć temat Stryj.

- Hmm. Dobre pytanie - Tarcza znów podrapał się po włosach. - Nie wiem. Nie mam pojęcia. Mamy zadanie, trzeba je zrobić. Jeśli Góra uważa, że to ważne, to oznacza, że jest ważne i już. - Dodał z ciężką, wojskową logiką.

Odpowiedź Tarczy całkowicie zgadzała się z opinią Tuni.

- Osobiście wolę nie wiedzieć co zawiera ten notes. Im mniej wiemy, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że w razie wpadki możemy zaszkodzić sprawie. Najważniejsze, żebyśmy go odnaleźli. - dodała zupełnie poważnie.

Doktorek przysłuchiwał się rozmowie swoich kolegów z Tarczą. Rzeczywiście może lepiej się nie zagłębiać. Po co Stryj o to wypytuje, trzeba go zdobyć i już? Hmm, tok myślenia, który pewnie by pochwalił Beniaminek, uśmiechnął się w duchu. - Może po prostu tekst w nim napisany jest w jakimś języku, który zna profesor, i tyle. Odrzekł.

- Ale jaki to język, kimże jest ten profesor? – Zapytał Doktorek nieśmiało .... wątpliwości i pytania jednak również go nie opuszczały.

- Nie mam najmniejszego pojęcia. - wzruszył ramionami Tarcza. - Jakiś mądraliński z uczelni. Przeszedł przez sito czystek nazistów. Dzięki pomocy naszym. Tyle wiem. Ja do szkół nie chodziłem.

- Ten Kurzajko - Beniaminek rozsiadł się wygodnej i oparł splecione dłonie na stole. - Co rozumiesz przez "próbował podejść"? Wiedział o dzienniku?

- Bardzo możliwe. Przekazałem wam wszystko, co przekazała mi Góra. Dokument przepadł. Ostatnimi, którzy go widzieli była nasz grupa. Sprzęgło pewnie dostał swoje rozkazy, co do nas. Dlatego jest z nami. Nie muszę się chyba wyrażać jaśniej, no nie, ludzie?

- Panie kapitanie, z całym szacunkiem - odezwał się niepewnie Stryj - Ta cała sprawa zaczyna wyglądać dość dziwnie. Mamy bardzo mało informacji o tym notesie, a mamy dla niego ryzykować życie. O wiele łatwiej byłoby nam podejmować to ryzyko, gdybyśmy wiedzieli, o co tak naprawdę toczy się gra. Wiem, że nie mam doświadczenia i może to normalna praktyka, że tak wyglądają tajne zadanie. Jednak jak dla mnie to wszystko jest jakieś dziwne. Pan, albo nie wie faktycznie nic więcej, albo z jakiś powodów nie chce nam powiedzieć. Jeżeli są to względy konspiracji i tajemnicy i robi to pan, by nas chronić - zrozumiemy. Jeżeli jednak nie, to ja jestem naprawdę niezmiernie zdziwiony. I Niemcy i ponoć ktoś trzeci, nie wiem może Ruscy, chcą zdobyć ten notes, a my wiemy o nim tylko tyle, że zawiera jakiś dziwny kod i jest niezwykle ważny. Jeżeli mamy go odnaleźć powinniśmy chyba wiedzieć, nieco więcej.

Stryj nie czuł się dobrze mówiąc te słowa. Poważanie kompetencji dowódcy po tym, jak sam wykazał się brakiem profesjonalizmu było trochę nieodpowiednie i śmieszne. Jednak po tym, jak Konstanty podjął decyzję o kontynuowaniu działalności, obudził się w nim jego analityczny umysł. Wyjaśnienia Tarczy wydawały mu się po prostu niewiarygodne i dlatego drążył temat.



Tarcza spojrzał ciężko z ponurą miną na Stryja. Doktorek dostrzegł minę dowódcy. Oj, będzie poważnie, pomyślał. Sam, gdy wstąpił w szeregi Państwa Podziemnego dużo dyskutował, głównie z Agatą i już wiedział, że takich pytań się nie zadaje głośno. A przynajmniej nie tyle słów w tak krótkim czasie.

Tunia miała równie poważną minę, a wywodom chłopaka przysłuchiwała się ze zmarszczonym czołem. Młody wydawał się być bardzo niedoświadczony albo.... Tej drugiej możliwości nawet nie wypowiedziała w myślach. W każdym razie ciekawa była jak zareaguje na to dowódca.

- W wojsku mamy taką zasadę, Stryj – powiedział Tarcza spokojnym, prawie mentorskim tonem. - Nie pytamy, jeśli nie chcemy znać odpowiedzi. A uwierz mi, na mój żołnierski nos, my tych odpowiedzi znać nie chcemy. To mi wygląda na robotę wywiadu. Na jakąś ich spartoloną akcję.

Sięgnął po papierosa, zapalił.

- Poza tym - kontynuował - teraz w konspiracji mamy drugą zasadę. Im mniej wiesz, tym mniej powiesz, jak trafisz na Szucha. To dobra zasada. Nie naraża innych.

Zaciągnął się papierosem.

- Ja osobiście nie wiem i nie mam zamiaru wiedzieć, co to za notes - kontynuował Tarcza. - Dostałem rozkaz by go odzyskać. To mi wystarcza. Może tam być przepis na ciasto drożdżowe, jakie robiła z jabłkami moja świętej pamięci mamcia. Mogą być tajne kody i szyfry. Nieważne. Rozkaz to rozkaz i wypełnię go tak czy siak. Czy to jest jasne? Bo uprzedzając pytania, ja nie pytałem Góry, co to za notes. Kiedy mi powiedział, ważny, to wystarczyło. Ważny, to ważny. Oznacza, że zadanie jest ważne. Oznacza to, że ważne zadanie powierzono mi i wam. Że Góra ma do nas zaufanie. Albo i nie - spojrzał na Sprzęgła. - Wszystko jedno. Więc, czy to przepis na jabłecznik, czy nazwiska głównodowodzących podziemnym państwem polskim, znajdziemy ten notes i przekażemy, komu trzeba. A wiesz, czemu, Stryj?

Ciężki wzrok pancerniaka zawisł na chłopaku.

- Wiesz, czemu? - powtórzył dodając powagi słowom.

- Wiem, panie kapitanie - odpowiedział Stryj wstając - Rozkaz to rozkaz - zasalutował głową i usiadł pokornie.

Zrobiło mu się niezmiernie głupio, że dostał taką reprymendę przy reszcie kolegów. Nadal jednak nutka niepewności i ciekawości czaiła się na dnie serca Konstantego. Nie zamierzał jednak więcej wystawiać cierpliwości dowódcy na próbę.

Doktorek, spojrzał w oczy Stryja, dyskretnie kiwnął głową i przymknął oczy na znak, że dobrze robi “odpuszczając” dalszą dyskusję. Czoło Tuni wygładziło się, a sama dziewczyna zdawała się być bardziej odprężona. Tarcza był bardzo mądrym liderem. Była dumna służąc po jego dowództwem.

Tarcza uśmiechnął się. Radośnie i z zadowoleniem. Zaciągnął papierosem. Pokiwał głową z uznaniem.

- Ale wiesz, Stryj – dowódca wydmuchnął dymka. - Podoba mi się twoja dociekliwość. Jak nic, kiedy zostaniesz oficerem, twoi ludzie będą mieli dobrego dowódcę.

- O ile wcześniej jego ciekawość nie zaprowadzi go do piekła - dodała cichutko Natalia bez cienia złośliwości, raczej ze smutkiem i zadumą.

Przypomniała sobie Grześka, kolegę z roku, który kiedyś tak samo jak i Stryj z zapalczywością i ogniem w oczach poświęcał się każdej sprawie. Pamiętała, że dyskutował o każdym szczególe, zawsze o wszystkim musiał wiedzieć i ciężko mu było zaakceptować hierarchię wojskową, której podlegali. I tak, ze szlachetnych pobudek naraził całą swoją komórkę, kiedy wbrew rozkazom sporządził pewne notatki, które wpadły przez głupi przypadek w niepowołane ręce. Tunia nie twierdziła, że i Stryjek narazi oddział. Ten zdawał się przynajmniej akceptować rozkazy przełożonych. Nie mniej jednak zamierzała mieć na niego oko.

- Panienka nie bluźni, licho nie śpi. - Mruknął Beniaminek i przeżegnał się nerwowo. - Skoro nic więcej z naszego wodza nie wydusimy, myślę, że nie ma, nad czym deliberować. Czas ucieka, więc za pozwoleniem... - Dopił swoją wodę i wstał od stołu. Spojrzał na nowego członka oddziału. - Sprzęgło, pozwoli kolega ze mną, musimy rozeznać to targowisko i obgadać jakiś szczegółowy plan działania.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-11-2012, 22:18   #49
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Decyzje zostały podjęte. Rozkazy wydane. Na zewnątrz słońce świeciło wręcz szaleńczo. Aż żal było konspiratorom opuszczać chłodne mury kamienicy, w której odbyło się spotkanie.

Upał miał swoje dobre strony, ale miał też i złe. Trudniej było ukryć podczas niego broń. Bo człowiek w płaszczu zwracał uwagę. A pod tweedową marynarką, czy luźną koszulą wpuszczoną w spodnie, nawet pistolet było ciężko ukryć. W tej sytuacji kobiety miały odrobinę łatwiej. Ich torebki doskonale nadawały się do przenoszenia broni.

Wychodzili pojedynczo lub parami, w odpowiednich odstępach czasu. Ostatnim, czego im było potrzeba to spalenie tego punktu kontaktowego. I tak ostatnio Armia Krajowa otrzymała wiele bolesnych ciosów zadanych przez wroga. Jedna komórka po drugiej ulegała dekonspiracji, a jej członkowie trafiali na Szucha, w łapy nazistowskich bydląt mieniących się żołnierzami.
Jeśli się nad tym zastanowić, żołnierz polskiego podziemia nie miał łatwej walki. W ciągły ukryciu, w ciągłym napięciu walczył nie tyle o zwycięstwo, które wydawało się tak odległym celem, lecz bardziej o mniejsze tryumfy: honor, dumę i nadzieję.

Bóg, Honor i Ojczyzna. Trzy najważniejsze wartości dla polskiego patrioty.
Ale co zostawało, kiedy Bóg zdawał się pozostawać głuchym i ślepym na modlitwy miliony udręczonych dusz.? Kiedy Ojczyzna została rozdarta na dwa strzępy przez germańców i bolszewików? Co pozostawało dumnym Polakom? Jedynie honor. Ale i on był wystawiony na ciężką i trudną prób. Jakże łatwo było zatracić go w tej dziwnej, okropnej wojnie.

Role zostały podzielone.

Adamem Waśniewskim – profesorem - miał zająć się Stryj wraz z Tunią. Szmalcownik - Olgierd Kurzajko przypadł Sprzęgłu i Beniaminkowi. Zaś Doktorek miał zjawić się u Martyny Józefowskiej.


STRYJ, TUNIA


Profesor Adam Waśniewski mieszkał w dość dobrze wyglądającej kamienicy nad apteką.

To była dość ludna część Warszawy. Po ulicach spacerowali przechodnie, na rogu siedział stary akordeonista wygrywający dość skoczne kawałki. Przy nim stało kilkoro zasłuchanych dzieciaków. Nawet patrol niemieckich żołnierzy zatrzymał się na chwilę przy muzyku. Jeden z Niemców słuchał przez chwilę a w końcu wyjął kilka drobnych monet i wrzucił do puszki postawionej przy grajku. Potem patrol pomaszerował dalej.

Stryj i Tunia obserwowali przez dłuższy czas kamienicą, kręcąc się po okolicy i udając przechodniów zainteresowanych okolicznymi sklepikami. W końcu upewnili się, że okolica jest chyba czysta i weszli do bramy.

Jej chłód przyjemnie kontrastował z rozgrzaną ulicą, ale też przypominał nieprzyjemną konfrontacje sprzed kilku dni.

Mieszkanie profesora znajdowało się w bramie, na pierwszym piętrze. Schody były zadbane. Kiedy stanęli przy drzwiach usłyszeli dochodzącą za niej cichą muzykę, puszczoną zapewne z patefonu.


Zapukali, a po chwili usłyszeli, że ktoś podszedł do drzwi.

- Kto tam? – zapytał jakiś mężczyzna głosem bez wątpienia starego człowieka.

- Profesor Waśniewski? – zapytała Tunia, licząc, że kobiecy głos zachęci naukowca do odpowiedniej reakcji.

Nie pomyliła się. Drzwi zostały uchylone i pojawił się w nich ubrany w spodnie i koszulę mężczyzna w sporej wielkości okularach.

- Wejdźcie, proszę – szepnął niespokojnie. – Po drugiej stronie mieszkają volksdeutsche.

Nie musiał dwa razy powtarzać.

- Jesteście niezwykle młodzi – Waśniewski przyjrzał się im oczami powiększonymi przez szkła. W jego głosie krył się smutek. tak wyraźny, że prawie bolesny.

- Mam zimną herbatę z mięty. Z dołu. Z apteki. Napijecie się?


BENIAMINEK i SPRZĘGŁO


Karcelak o tej porze dnia, jak zawsze, tętnił życiem.

Mimo upału warszawiacy załatwiali tutaj swoje interesiki i interesy. Zarówno te legalne, – w których ktoś pozbywał się resztek majątku, by zapewnić sobie środki na przetrwanie. Kartki aprowizacyjne, które dostawał każdy pracujący Polak od okupanta, nie starczały prawie na nic. No i ceny żywności rosły w zawrotnym tempie. Nic więc dziwnego, że za bezcen można było zrobić interes życia. Poza zwykłymi dobrami – lustrami, odzieżą, garnkami – przymuszeni przez życie Polacy handlowali tym, co udało im się ukryć przed Niemcami. Srebrem, złotem, biżuterią, antykami.

Tym właśnie zajmowali się szmalcownicy. Żerowali na ludzkiej krzywdzie. Żerowali na ludzkich potrzebach. Niektórzy posuwali się nawet dalej i sprzedawali w łapska Szwabów swoich rodaków czy też Żydów, którym jakimś cudem udało się uciec z getta. Dla tych Polska Podziemna nie miała litości. Nie raz i nie dwa egzekutorzy Armii Krajowej wykonywali wyroki śmierci na takich metach i szumowinach.

Ale na Karcelaku handlowali nie tylko Polacy. Tu i ówdzie, dało się zauważyć mundur Wehrmachtu, czy nawet SS lub inne jednostki nazistowskiej, jak również mundury Polaków służących dla okupanta w granatowej policji. Handel przyciągał wszystkich. Niezależnie od nacji i zawodu.

Nie tak łatwo było odszukać Kurzajkę w całym tym dzikim, przepoconym, śmierdzącym tłumie. Ale w końcu go wypatrzyli przy jednym z kramów. Na pierwszy rzut oka nie sprawiał dobrego wrażenia. Wąska, szczurza wręcz facjata, zarośnięta, i lekki zez. Kurzajko nie był wysoki. Wręcz był niski. I zabiedzony, jak wygłodzona nutria. Asortyment, który miał na swoim straganie wyglądał równie żałośnie, jak sam handlarzyna. Jakieś garnki i rondle, stare sprężyny i zegarki – jednym słowem rupiecie. Zastanawiającym było, czemu ktoś taki, jak Kurzajko interesuje się notatnikiem? Bo nie wyglądał na miłośnika tajemniczych notatników.

Przesyłka została dostarczona, przez dzieciaka, tak jak zaplanowali. Dzieciaka wynajął Sprzęgło, który zajął się też zdobyciem odpowiedniego notatnika. A Beniaminek obserwował Kurzajkę. Jak ten dostaje paczkę, jak przygląda się jej z zaciekawieniem ale i chyba lekkim przestrachem, jak wypytuje ulicznika ciągnąc za kołnierz. Obserwował, jak Kurzajko, z oporami ale jednak, rozwija paczuszkę, jak zapoznaje się z zawartością i jak czyta kartkę z wiadomością coraz niespokojniej i nerwowo.

Kij w mrowisko okazał się być dobrą metodą. Bo nie minęła godzina, kiedy Kurzajko zaczął zbierać swoje bambetle w tobół zrobiony z ogromnej, wzorzystej tkaniny, i jak zarzucając rupiecie na plecy, opuścił swój kram. Widać było, że połknął przynętę. Teraz pozostawała kolejna część zadania. Nie zgubić go po drodze.


DOKTOREK


Doktorkowi nie było łatwo. Znał sytuację kobiet stojących na ulicy. Większość z nich decydowało się na tą ostateczność, przypartych do muru. Postawionych przed wyborem – umrzeć z głodu, lub zdecydować się na coś tak absolutnie niemoralnego. Ale nie był tutaj, by je osądzać, co zresztą byłoby niezwykle trudne. Był tutaj, aby odszukać jedną z nich i porozmawiać. Zdobyć informacje, tak potrzebne jego oddziałowi. Czuł, że zadanie jest ważniejsze, niż się zdaje. Wiedział, że Stryj ma sporo racji, mimo zbyt młodzieńczego podejścia do tematu.

W porze, w której wybrał się w rejony teatru Komedia, gdzie kręciła się Martyna Józefowska, niewiele się jednak działo. Owszem, mógł domyślić się roli, jaką pełni kilka młodych dziewcząt pozornie bez celu kręcących się po okolicy, ale Martyny nigdzie nie wypatrzył. Pieniądze, które odebrał nieco wcześniej z umówionej skrytki kontaktowej ciążyły mu w kieszeni. Aby nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania swoją osobą Doktorek zdecydował się usiąść pod jedną z parasolek, przy stoliku obok kawiarenki. Uszczuplił zapas gotówki zamawiając prawdziwą kawę oraz ciastko z kremem. Już nawet nie pamiętał, kiedy pił prawdziwą kawę i jej aromat roznoszący się po okolicy przeciągnął go, niczym magnez.

- Czy to miejsce jest wolne? – z celebracji „małej czarnej” wyrwał go kobiecy głos.

Spojrzał na mówiącą.

Mogła mieć koło dwudziestki. Była ładna i ubrana w zwiewną, letnią sukienkę, kapelusz przyozdobiony kwiatami. Wyglądała na młodą damę. Ale – tego Doktorek był pewien – damą już raczej nie była.

- Widziałam, że pan kogoś szuka? – uśmiechnęła się zachęcająco wyciągając lufkę z papierosem. – Może mnie?

Ostatnie pytanie rozbiło resztę złudzeń.

Dziewczyna miała jednak coś w oczach. Jakiś smutek.

Chciał już coś odpowiedzieć, kiedy nagle obok nich, jak spod ziemi, pojawiła się czteroosobowa grupa chłopaków niewiele młodszych od Stryja.

- Niemiecka dziwka! – krzyknął jedna z nich z czystą nienawiścią, a reszta zawtórowała mu gwizdami i śmiechem.

- Nierządnica!

A potem, w stronę dziewczyny i Doktorka poleciały jakieś przedmioty. Jeden z nich trafił dziewczynę w policzek. To była wydmuszka wypełniona niebieskim inkaustem. Ciecz zachlapała twarz i ubranie prostytutki. Jedno z „jajek” trafiło także Doktorka w głowę. Ciemna ciesz pobrudziła mu twarz i włosy. Zachlapała stolik i kawę oraz ciastko.

- Halt! – nie tylko chłopaki z jajkami mieli zdolność pojawiania się nie wiadomo skąd.

Również niemiecki patrol wyłonił się zza zakrętu.

Chłopaki rzucili się do ucieczki. Prowadzący patrol Niemiec wyjął pistolet.
Dziewczyna płakała. Chłopaki zwiewali wykrzykując „Jeszcze Polska nie umarła”. Padł strzał. Trójce wyrostków udało się zbiec. Jeden nie miał tyle szczęścia.

Kiedy Doktorek przejrzał już na zalane atramentem oko zobaczył go leżącego na bruku. Strzelający Niemiec podbiegł bliżej. Huknęły dwa kolejne strzały i dzieciak znieruchomiał.

Dziewczyna płakała.

Ludzie wrócili do swoich zajęć. Nikt nie miał zamiaru reagować. Bali się. Doktorek doskonale o rozumiał Strach był królem warszawskich ulic.
 
Armiel jest offline  
Stary 11-11-2012, 20:27   #50
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Nie chciał tracić czasu, był dzień, upalny lipcowy. Postanowił zbadać teren, rozejrzeć się w okolicy Teatru Komedia. Musiał dostać się na Żoliborz, główne wejście mieściło się przy ulicy Kredytowej. Dzień do jakich już przywykł, ulice przez które co jakiś czas mknęły niemieckie wozy patrolowe lub transportujące żołnierzy. Równocześnie w tym okupowanym mieście, będącym pod pręgierzem bezwzględnego systemu nieuchronnie prowadzącego do zagłady narodu, ludzi i człowieczeństwa nadal ludzie próbowali żyć. Jedni bardziej inni mniej uczciwie, co raz więcej było tych posuwających się do zdrady, donosicielstwa kolaboracji. Tak ta machina miała działać, Doktorek rozumiał to coraz lepiej ... jednak nie mógł się z tym pogodzić.

Im bliżej był ulicy Kredytowej, tym uważniej przyglądał się zaułkom i bramom, uliczkom będących potencjalną drogą ucieczki lub schronienia. Teatr Komedia był jednym z legalnie działających w Warszawie, jednak dla niego znana była historia jego działania. Dyrektorem teatru był konfident Gestapo, niejaki Ernest Sym. Wydał nie jednego Polaka, również aktorów którzy przed wojną z nim współpracowali. Gdy został rozpracowany, dostał wyrok. Mógł być tylko jeden. I został wykonany, kilka miesięcy temu. W odwecie za śmierć Syma, Niemcy wzięli zakładników, spośród których 21 osób rozstrzelano jeszcze w 1941 r. Tuż po zamachu rozplakatowano listy gończe za aktorami i ludźmi podejrzewanymi o udział w akcji. Na szczęście do dziś nie zostali ujęci. A listy nadal można było spotkać na ścianach kamienic ...
Dotarł do Teatru, tuż obok zobaczył sympatyczną kawiarenkę gdzie było widać niewielki ruch, ludzi siedzących na słońcu popijających kawę. Sielankowy widok ... gdyby nie wojna, pomyślał. Ale zrobiło mu się przyjemnie ... Obok na ścianie wisiał program teatru,
zatrzymał się aby wykorzystań ten moment na obserwację ... nie dostrzegł kobiety której szukał, ale wiedział, że bywa tu wieczorem. Jednak kręciły tu kobiety, raczej w nie jedynie spacerujące. Postanowił usiąść i zamówić kawę za pieniądze które dostał na realizacje zadania.

***

Aromat przyniesionej filiżanki z kawą był przeprzyjemny. Nie pił takiej od ... niepamiętał kiedy. Ciepłe słońce grzejące w twarz, ciche rozmowy ludzi wokół, co jakiś czas nawet było słychać śpiew jakiegoś ptaka siedzącego na pobliskim drzewie, to wszystko wprawiło Zygmunta w rzec można błogostan. Widział zbliżającą się niczym dama, młodą kobietę w powiewnej sukience, a on tylko patrzył bo ten widok był dopełnieniem stanu ducha który osiągnął przez zwykłą filiżankę kawy i zapomnienie o wojnie. Ona przerwała to nagle pytaniami jakie zadała ...

***

Potem wydarzenia potoczyły się szybko. O ile zaskoczenie Doktorka było duże w związku z "pociskami" z farbą jakie trafiły oboje młodych ludzi, wyzwiska w kierunku dziewczyny, które wzbudziły w nim mieszane uczucia, to głośne "Halt", strzały i znowu martwe ciało sprowadziły go do jego świata. Szybko wstał, obrócił się tak żeby nie patrzeć na to co się dzieje na ulicy i nie zwracać na siebie uwagi. Wziął dziewczynę, płaczącą już teraz a nie zalotnie podsuwającą fifkę, pod ręką i powiedział:
- Chodźmy, podprowadzę Panią. Jestem Zygmunt, chodźmy stąd proszę.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, jednak poddała się propozycji Doktorka i ruszyła z nim szybkim krokiem. Zygmunt zdecydował się ruszyć przez niewielki park, tak by jak najszybciej zniknąć z oczu świadków tego wydarzenia. Szli szybkim krokiem, Doktorek nieskutecznie przecierał twarz chcąc zetrzeć z siebie stygmaty kontaktu z "nierządnicą" lub z chuliganami .... skronie mu pulsowały z dwuznacznych emocji. Po krótkiej chwili wspólnego marszu odezwał się:
- Dokąd Pani idzie, którędy?
- Tam. Odezwała się kobieta wskazując kierunek. - Dziękuję, nazywam się Anna. Dziękuję że Pan mi pomógł.
- Nie ma za co. Chuligani, pełno ich teraz. To takie przykre co Panią spotkało. Odpowiedział natychmiast, ale pojawiała się w nim niepewność, przecież to prawda co krzyczeli ci chłopcy. Ona sprzedaje się Niemcom, tym co przed chwilą zabili Polskiego chłopaka. Nie mógł sobie poradzić z tym co myślał, z tym co czuł. Chciał się od niej uwolnić, a z drugiej strony zastanawiał się czy cokolwiek może dowiedzieć się o Martynie. Podniósł na nią oczy, spojrzał na nią zatrzymując się na chwilę. Widział jej niepewność i wyrażał swoją. - Dlaczego Pani to robi? Zapytał wprost, drżącym głosem, jednak czuł że dostanie odpowiedź. Kobieta przysiadła na ławce obok, a wręcz osunęła się na nią z emocji. - Nie mam z czego utrzymać chorego dziecka. Nie starcza nam na nic. Ono umiera na moich oczach z głodu i choroby ... nie mam nikogo. Zrobię wszystko żeby Maciusia uratować, potrzebuję na lekarstwa. Ta cholerna wojna zabrała mi już męża. Rozłożyła bezradnie ręce, po chwili skryła w nich twarz.
- Chodźmy stąd. Lepiej nie siedzieć zbyt długo, zwracamy na siebie uwagę. Wziął ją pod rękę i ruszyli dalej.
- Szukam kogoś. Kontynuował. Zna Pani Martynę- bywa tutaj. Pokazał fotografię. Kobieta spojrzała i pokiwała głową.
- Nie, nie widziałam jej. Bywa tu wiele dziewczyn, przychodzą i odchodzą. Niektóre pojawiają się raz i nie wracają. Nie nie widziałam jej. Doktorek nie drążył tematu. I tak musi tu wrócić wieczorem. - Dziękuję. Aaaa. ... a czy nie myślała Pani o Polsce o Ojczyźnie, że może to trzeba inaczej spróbować .... Nie mógł przestać myśleć o "nawróceniu" kobiety, i spróbował, ale ona zareagowała zaskakująco ostro. Jednym ruchem otarła łzy i odpowiedziała:
- Ojczyzna, ha! ta ladacznica odebrała mi Stefana, zatłukła go we własnym łonie gdy on jej bronił. I co? I nic. Odejdź już, zostaw mnie... To wszystko nie ma sensu. Giniemy, wszyscy zginą i Ty też ty- tylko po co? za co? za co tu ginąć zamiast żyć. Mówiła co raz głośniej .. . Doktorek rozglądał się nerwowo czy nikt ich nie obserwuje. Gdy kobieta na chwilę przerwała, on pokiwał tylko głową i skręcił w alejkę obok, przyspieszył i za chwilę zniknął jej z oczu. Teraz musiał dotrzeć do domu, ogarnąć się, przebrać i wrócić z powrotem. Miał mało czasu.

***

Po opuszczeniu tramwaju, szedł szybki krokiem w kierunku teatru. Robiło się już szaro, ulice stawały się coraz bardziej wyludnione. W głowie miał plan okolicy, zaułki i bramy które nadawały się na punkt obserwacyjny. Ryzyko było, bo przecież on jako Polak nie powinien korzystać z usług prostytutek. Jedyne szczęście że ta lokalizacji, okolicy teatru uzasadniała niejako obecność mieszkańca Warszawy. Był już blisko gdy ujrzał dwójkę dzieci skulonych, żebrzących,
wtedy przypomniał sobie kobietę którą poznał w to południe ... musiała cierpieć bardziej niż jej dziecko. Widok tych dwojga niewinnych dzieciaków zachwiał chwilowo jego determinacją i skupieniem na zadaniu. Zatrzymał się ... chciał przykucnąć, dać trochę pieniędzy ... "nie macie z tą kurwą się żenić ..." usłyszał gdzieś daleko w głowie głos Beniaminka. NIE! RUSZAJ ! Nie czas na to, nie teraz, tak nie pomożesz ... takich dzieci są setki i tysiące ... Ruszył dalej.
Dotarł na miejsce, przeszedł się spokojnym krokiem, spoglądając na znany już mu program teatru. Uważnie obserwował ruch uliczny, szukał znanej mu z fotografii twarzy ... Przeszedł na drugą stronę ulicy i stanął w cieniu oparty o rynnę, dalej miał w rezerwie jeszcze bramę w której były drzwi z kratką, za którymi mógł stanąć i nie być widoczny z ulicy ...
Zobaczył jak dwóch niemieckich, pijanych żołnierzy podchodzi do jednej z dziewczyn, rozmawia, śmieje się, bezceremonialnie sięga pod spódnicę i w końcu odchodzą razem w jedną z ciemnych uliczek ... Doktorek wiedział że nie będzie łatwo, ale nie sądził że to będzie aż tak trudne. Chciało mu się wymiotować, ściskało go w brzuchu .... zdecydowanie wolałby być z Beniaminkiem i obić pysk szmalcownika.
Jednak miał zadanie, a honor nakazywał mu je wykonać, determinacja nie uchodziła z niego. Problemem były myśli, rozważania, wątpliwości co metod które stosuje ... Obserwował teren. Już chciał ją zobaczyć, zidentyfikować aby móc działać. To czekanie było najtrudniejsze, musiał dbać o to by być "niewidzialnym", zachowywać się dyskretnie ... i tak robił.


broń: bez broni
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 11-11-2012 o 21:41. Powód: broń
Szamexus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172