Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2012, 17:33   #71
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post zbiorowy

Po pierwszym szoku, jakie wywołały sensacyjne słowa mężczyzny przedstawiającego się jako Janusz Kowalski, Konstanty coraz bardziej przekonywał się, że ten człowiek nie stanowi dla nich zagrożenia. A raczej prawdopodobnie nie stanowi dla nich zagrożenia. Stryj gotów był mu nawet zaufać mimo całej absurdalności i niedorzeczności tego co mówił. Jednak wszystko, co opowiedział mężczyzna było tak niesamowite, że trudno było sobie wyobrazić inny sposób zdobycia tej wiedzy, jak właśnie magiczna wyrocznia. Konstanty jednak nie odezwał się już ani słowem. Obserwował tylko mężczyznę i swoich kompanów, a zwłaszcza Beniaminka i Doktorka.
To ich dowódca musiał podjąć ostateczną decyzję w tej dziwnej sprawie.
Natalia powtarzała w myślach każde ze słów, które usłyszała od nieznajomego. Wszystko co powiedział wydawało się tak logiczne, a zarazem kompletnie niemożliwe. Gdyby nie wiedział o nich tyle, albo gdyby nie śniła o małej czarnowłosej dziewczynce, która nakazywała jej uciekać chyba nie uwierzyłaby nawet w jedno słowo. Ale wszystko zdawało się łączyć w jakąś całość. W końcu i notes,którego szukali był czymś niezwykłym i... tajemniczym. Nie chciała tutaj używać słowa magicznym, bo przecież magia nie istniała, czyż nie??

Beniaminek przypatrywał się osobliwemu przybyszowi z lekko uniesionymi brwiami. Sytuacja była absurdalna, niedorzeczna, groteskowa. Byłaby śmieszna, gdyby nie chodziło o być albo nie być ratunku ich oddziału... A być może całej cholernej konspiracji.
- Rozumie pan, panie Kowalski, że to co pan opowiada brzmi... Na litość Boską, czy tylko mnie ten facet wydaje się naciągaczem? Dobrze, zdemaskowales pan naszą kryjówkę, znasz nasze pseudonimy, czego to u diabła dowodzi, poza tym, że mamy przeciek? W co ty grasz, Kowalski?

- Już powiedziałem - mężczyzna zachował spokój. - Sybilla potrzebuje pomocy. Wybrała was. Miała ku temu jakiś powód. Być może widziała swoją przyszlość związaną z wami. Nie wiem. Wiem tylko, że wiedziałem, że tutaj będziecie, o tej porze. Że nie zdradziła tej kryjówki SS-manom.

Zamrugał oczami, jakby o czymś przez chwile myślał. Jakby chciał coś powiedzieć lub zrobić, lecz w ostatniej chwili rozmyślił się.

- Nie potrafię tego lepiej wyjaśnić. Możecie mi wierzyć lub nie. Wasza sprawa.

- DOŚĆ! - Beniaminek walnął pięścią w stół, wstał i w ułamku sekundy znalazł się przed Kowalskim. Pistolet niemal dotykał lufa czoła.nieznajomego. - Skąd masz informacje o nas?!

- Już mówiłem - spokojne, zimne, opanowane oczy nie zmieniły się nawet na chwilę. - Nawet jak zagrozisz mi torturami, niczego więcej ci nie jestem w stanie powiedzieć. Bo to prawda.

Stryj był zaskoczony reakcją Beniaminka, ale jednocześnie podziwiał i jego opanowanie i realistyczne spojrzenie na sprawę. On sam był w tym momencie gotów zaakceptować słowa o magii, przepowiedniach i małej dziewczynce odpowiedzialnej za to wszystko.
Ich dowódca wykazał się niezwykłym rozsądkiem i nie dał się omamić nieznajomemu. Ten, jednak nie przestraszył się ataku i nadal spokojnym, wręcz monotonym głosem powtórzył do samo. Konstanty dawno nie widział takiej konsekwencji i determinacji.
- A kim pan właściwie jest? Posłańce Sybilli? Jej opiekunem? Jaki ma pan w tym interes, by nam pomagać?

- Nie jesteś przypadkowym przechodniem, który miał sny. - wycedził przez zeby Piotr. - Nie jestem idiotą, panie Kowalski, masz wyszkolenie, kurewsko dobre. Pytam po raz ostatni, KIM JESTEŚ?

-Mam pomysł-pierwszy raz Albert podniósł głowę i spojrzał na wszystkich.
-W poprzedniej komórce pracowałem z kimś nad pewnym projektem. Jeśli pan Kowalski będzie znał odpowiedź na moje pytanie, to nie będzie lepszego dowodu na prawdziwość jego słów-rzekł nie bardzo starając się ukryć niedowierzanie w padnięcie poprawnej odpowiedzi.
-Oczywiście jak nie będzie jej znał, to nie znaczy, że kłamie. Niemniej nie znam lepszego testu. Nad czym pracowałem, panie Kowalski?-zapytał mężczyznę niczym niewierny Tomasz, a następnie zwrócił się do pozostałych:
-Niemożliwe, żeby pan Kowalski wiedział to bez danych od jasnowidza. Na tym polu szkolenie wywiadowcze jest bezradne jak niemowlak na minie naciskowej. Bez jasnowidza niemożliwe. Jeszcze nie teraz-założył ręce na piersi. Był niemal pewien, że Kowalski nie będzie wiedział.

-Sybilla nie wie.Nie wie jak to się nazywa.Maszyna.Skomplikowana.Miałaszybko liczyć.Bardzoszybko.Prawie jak inteteligentna istota - odpowiedział Kowalski po chwili namysłu.- Proszę jednak pamiętać, że Sybilla jest małą dziewczynką. Ni inżynierem. Nie zna się na technice.Ja zresztą też nie. Czy taka odpowiedź pana satysfakcjonuje.

Odwrócił wzrok w stronę Mazura.

- Jestem jej przyjacielem - dodał jakby w odpowiedzi na jego pytanie. - Możliwe, że jedynym jaki jej pozostał w tej chwili. Znałem ją jeszcze z czasów przed wojną. Przyjaźniłem z jej ojcem. Józefem Człuchowskim.
- Zaczekajcie! - zawołała Tunia.- szefie.... ja... ja widziałam to dziecko - wykrztusiła wreszcie widząc, że za chwilę mogą zastrzelić tego człowieka - to znaczy nie bezpośrednio, ale śniłam o niej, tuż przed aresztowaniem. Ostrzegała mnie, kazała uciekać. Ja mu wierzę, ta dziewczynka miała na imię Sybilla... i ... i jeszcze mówiła coś o przeprosinach... że nie chciała. Pewnie stąd wiedzieli gdzie mnie znaleźć. - spojrzała na dowódcę śmiało.

Albert odrzucił od siebie szmatę i zastanowił się czy przypadkiem czegoś nie pominął. Czegoś, co pozwoliłoby mu uzyskać takie informacje.
Jedynym źródłem mógłby być Mały Jacek, ale to niemożliwe. On należał do innej komórki, a jakby go złapali to by prędzej się powiesił na własnym ubraniu niż tajemnicę wydał. Musiał wyjaśnić na czym polegał fenomen tego stwierdzenia.
-Cała komórka znosiła potrzebne części. Prócz dwóch osób. Jedna jest dość daleko, drugą jestem ja. Tylko nas dwóch wiedziało nad czym pracujemy-skrzywił się.
-Tylko, że Niemcy przechwycili te plany, ale mają one świadomie zastawione pułapki. Optymalizacja z mojej strony była grupami zaburzona o pewne dane, ze strony konstruktorskiej zbudowanie maszyny wedle schematu doprowadzi do jej przepalenia się. Prócz tego opracowałem dość skomplikowany szyfr kryptograficzny małymi porcjami poddany ocenie najlepszym w fachu. Dla wszystkich poza mną i tym drugim to bezładna plątanina kresek, kropek, fal i nieskładnych liter oraz symboli. Nikt w tym nie dopatrzyłby się maszyny bez deszyfracji. Tego jeszcze Niemcy nie zrobili. Za mało czasu upłynęło, ale niektóre podzespoły maszyny są już gotowe...-ponownie się skrzywił wypowiadając kończące słowa:
-Ja... jestem skłonny uwierzyć.

Beniaminek nadal stał, nadal trzymał palec na spuście, jak przyśróbowany do podłogi stalowy posąg. Stryj zdawał się wierzyć nieznajomemu od pierwszego spojrzenia, Tunia uwierzyła swoim snom, Sprzęgło... cokolwiek oznaczał ten jego inżynierski bełkot, zdawało się w nim czaić zimne, logiczne potwierdzenie. Trójka z ludzi, którym ufał uznała, że ma powody by zaufać temu człowiekowi. To było dużo.
- W porządku. - Uniósł lufę do góry i zabezpieczył broń. - Nie rozumiem tego, ale zaufam oddziałowi.

- Na waszym miejscu też bym nie rozumiał -zgodził się spokojnie Kowalski.-To normalne. trudno uwierzyć w coś, co wymyka się nauce. Jednak robimy to na co dzień. Prawda? Wierzymy w Boga.

Piotr schował lugera za tył paska i zmierzył Janusza poważnym spojrzeniem.
- Boga w to nie mieszaj.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 17-12-2012, 19:32   #72
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Małe piszczące kociaki, które nieomal nie przeraziły Tuni na śmierć szturmem zdobyły jej serce. I nic na to nie mogła poradzić. Pchały się do jej ciepłej dłoni jak do matczynego brzucha szukając pyszczkami mleka. Czyż mogło być coś bardziej bezbronnego niż te kosmate kluski, które resztkami sił walczyły o życie?

Znalazła szybko jakiś pusty karton i przełożyła maluchy do niego. Nawet nie miały sił protestować. Teraz trzeba było pomyśleć o mleku. Zostawiła kocięta w bezpiecznym miejscu i wyszła na ulicę.

To była jedna z dzielnic Warszawy leżąca na peryferiach, bardziej przypominająca wieś niż miasto. Domy były małe, z podwórkami przerobionymi w ogródki. To tutaj właśnie mieszkała jej siostra z mężem, zaledwie dwie przecznice dalej.
Miała nadzieję, że zastanie Irenę w domu bez Tadeusza i chociaż ten jeden raz dopisało jej szczęście.

- Natalia? – kobieta, która otworzyła drzwi była dość podobna do Tuni, chociaż sporo starsza. Jedyne co je różniło, oprócz wieku, to kolor włosów. Siostra Natalii miała włosy o kolorze letniego żyta, gęste i kręcone. Jak matka. Tunia odziedziczyła kolor włosów po ojcu. – A co ty tu robisz?? Wchodź szybko – powiedziała wciągając dziewczynę do środka i rozglądając się szybko w prawo i w lewo. – Coś z babcią?
- Nie, nie Irenko – powiedziała Tunia przytulając kobietę szybkim i krótkim gestem - wpadłam zapytać czy nie miałabyś odrobiny mleka?
Irena spojrzała odrobinę skonsternowana wietrząc w słowach Tuni jakiś podstęp?

- Nie patrz tak na mnie. Załatwiałam coś w pobliżu i znalazłam małe kociaki. Nie mogę pozwolić im zdechnąć. – Natalia rzuciła trochę zawstydzona

- Ech ty… Natka, ty się nigdy nie zmienisz. Sama z głodu zdechniesz, a przybłędy nakarmisz. Tylko co potem z nimi zrobisz? Co?

- No wiesz…może ktoś przygarnie… - powiedziała niepewnie Tunia. Tak przejęła się rolą ratowniczki, że nie pomyślała o konsekwencjach swojej decyzji.

- Może, może…dziewczyno masz szczęście, że Tadeusza w domu nie ma, bo ani kropli byś nie dostała. – gderała siostra Tuni prowadząc ją przez sień do starej, opalanej kuchenką węglową kuchni. – Dam ci mleka, żebyś nie mówiła, że żałuję. Wiele ich masz?

- Pięć…

- O matko – westchnęła Irena lejąc z kanki mleko do szklanego słoika. – Przynieś tu dwa. Przydadzą nam się, myszy ostatnio się rozpleniły, a wiesz, że o piwniczkę dbać musimy.

Natalia z radości raz jeszcze doskoczyła do siostry i przytuliła się do niej.
- A daj mi święty spokój – Irena niby to oburzona oderwała się od młodszej siostry, ale na jej twarzy malował się delikatny uśmiech. – Masz. I przynoś zaraz tutaj te darmozjady, póki mąż mój nie wrócił.

- Dziękuję ci Irciu.

- Idź już i uważaj na siebie – powiedziała Irena kiwając głową z dezaprobatą.
Tuni nie trzeba było powtarzać. Złapała mleko w ręce i ruszyła szybkim krokiem tam gdzie zostawiła maluchy.

Kiedy dotarła na miejsce nalała mleka do zakrętki i sięgnęła do kartonu. Niestety jedno z kociąt nie doczekało jej powrotu.

- Moje biedactwo – po polikach Tuni spłynęły gorące łzy kiedy gładziła małe, już stygnące ciałko.

Pozostała czwórka nie bardzo wiedziała co ma robić, dlatego dziewczyna po kolei moczyła ich mordki w białym płynie. Kiedy tylko maluchy poczuły smak mleka zaczęły łapczywie chłeptać krztusząc się i dławiąc, nieprzyzwyczajone do picia z pojemnika.

- No, no, powoli…- pouczała Natalia – mam już dla dwojga z was domek. A dwa następne zabiorę do babuni. Ucieszy się z towarzystwa.

Dziewczyna wcale nie była pewna reakcji babci, ale teraz nie miała już odwrotu. Przejęła odpowiedzialność za małe stworzonka.


***


- Powiem to najprościej, jak potrafię. W Warszawie, dziewięć lat temu, w żydowskiej rodzinie urodziła się niezwykła dziewczynka. Szybko odkryto jej zdolności. Dziewczyna, nazwijmy ją Sybillą, dokonuje sztuki precyzyjnej prekognicji. Potrafi przewidywać przyszłość. Wiedziało o tym zaledwie kilka osób. W tym ja. Przyjaźniłem się z rodziną Sybilli. Ale, jak się okazało, wiedział o tym przynajmniej jeden Niemiec. Kiedy zaczęły się prześladowania Żydów ujął zarówno Sybillę, jak też jej rodzinę. Ukrył gdzieś i zmusza dziecko do ... wykrywania wrogów Rzeszy.

Rozłożył ręce, jakby w obronie, jakby wiedział, że jego słowa muszą brzmieć jak bełkot szaleńca.

- Próbowała się z wami kontaktować - powiedział przyglądając się żołnierzom AK. - Musieliście to zauważyć. Być może traktowaliście to jako omamy. Być może były to sny. Nie wiem. Mnie odnalazła dzięki snom. I skierowała tutaj. Bym was ostrzegł i przekonał. Myślę, że ona coś o was wie. Że ujrzała waszą przyszłość, tak jak przepowiedziała mi moją jeszcze przed wojną. Myślę, że wie, że ją znajdziecie. I dlatego wybrała was. Bo ona nie ma pojęcia, gdzie trzymają ją Niemcy. Wie tylko, że robi to niewielka grupka SS-manów. Że ukrywa to przed swoimi przełożonymi zasłaniając im oczy ciężką pracą. Widzicie więc, że jeśli uwierzycie w coś tak nieprawdopodobnego jak prawdziwa jasnowidzka na usługach wrogów Polski, to wtedy wiele rzeczy zaczyna wyglądać jaśniej. Układa się w całość. Trudną do przyjęcia, ale logiczną. Prawda, panie inżynierze - spojrzał na Sprzęgło.

Natalia powtarzała w myślach każde ze słów, które usłyszała od nieznajomego. Wszystko co powiedział wydawało się tak logiczne, a zarazem kompletnie niemożliwe. Gdyby nie wiedział o nich tyle, albo gdyby nie śniła o małej czarnowłosej dziewczynce, która nakazywała jej uciekać chyba nie uwierzyłaby nawet w jedno słowo. Ale wszystko zdawało się łączyć w jakąś całość.. W końcu i notes, którego szukali był czymś niezwykłym i... tajemniczym. Nie chciała tutaj używać słowa magicznym, bo przecież takie coś jak magia nie istniała, czyż nie??

Nie dziwiła się kolegom, że nie ufali temu człowiekowi. Jego słowa brzmiay jak bełkot szaleńca, a jednak wiedział o nich wiele. Bardzo wiele.

- Już powiedziałem - mężczyzna zachował spokój. - Sybilla potrzebuje pomocy. Wybrała was. Miała ku temu jakiś powód. Być może widziała swoją przyszlość związaną z wami. Nie wiem. Wiem tylko, że wiedziałem, że tutaj będziecie, o tej porze. Że nie zdradziła tej kryjówki SS-manom.

Zamrugał oczami, jakby o czymś przez chwile myślał. Jakby chciał coś powiedzieć lub zrobić, lecz w ostatniej chwili rozmyślił się.

- Nie potrafię tego lepiej wyjaśnić. Możecie mi wierzyć lub nie. Wasza sprawa.
Kiedy Beniaminek doskoczył do nieznajomego z pistoletem i przystawił go do ciała Kowalskiego aż ja zamurowało. Nie mogli go zabić! Czuła, że ten człowiek mógł im w jakiś sposób pomóc, że nie kłamał.

-Mam pomysł-pierwszy raz Albert podniósł głowę i spojrzał na wszystkich.
-W poprzedniej komórce pracowałem z kimś nad pewnym projektem. Jeśli pan Kowalski będzie znał odpowiedź na moje pytanie, to nie będzie lepszego dowodu na prawdziwość jego słów-rzekł nie bardzo starając się ukryć niedowierzanie w padnięcie poprawnej odpowiedzi.
-Oczywiście jak nie będzie jej znał, to nie znaczy, że kłamie. Niemniej nie znam lepszego testu. Nad czym pracowałem, panie Kowalski?-zapytał mężczyznę niczym niewierny Tomasz, a następnie zwrócił się do pozostałych:
-Niemożliwe, żeby pan Kowalski wiedział to bez danych od jasnowidza. Na tym polu szkolenie wywiadowcze jest bezradne jak niemowlak na minie naciskowej. Bez jasnowidza niemożliwe. Jeszcze nie teraz-założył ręce na piersi. Był niemal pewien, że Kowalski nie będzie wiedział.
O czym on mówi ? –zastanawiała się Tunia

-Sybilla nie wie.Nie wie jak to się nazywa.Maszyna..Skomplikowana. Miała szybko liczyć.Bardzoszybko.Prawie jak inteteligentna istota - odpowiedział Kowalski po chwili namysłu.- Proszę jednak pamiętać, że Sybilla jest małą dziewczynką. Ni inżynierem. Nie zna się na technice.Ja zresztą też nie. Czy taka odpowiedź pana satysfakcjonuje.

Odwrócił wzrok w stronę Mazura.

- Jestem jej przyjacielem - dodał jakby w odpowiedzi na jego pytanie. - Możliwe, że jedynym jaki jej pozostał w tej chwili. Znałem ją jeszcze z czasów przed wojną. Przyjaźniłem z jej ojcem. Józefem Człuchowskim.

- Zaczekajcie! - zawołała w końcu.- szefie.... ja... ja widziałam to dziecko - wykrztusiła wreszcie widząc, że za chwilę mogą zastrzelić tego człowieka - to znaczy nie bezpośrednio, ale śniłam o niej, tuż przed aresztowaniem. Ostrzegała mnie, kazała uciekać. Ja mu wierzę, ta dziewczynka miała na imię Sybilla... i ... i jeszcze mówiła coś o przeprosinach... że nie chciała. Pewnie stąd wiedzieli gdzie mnie znaleźć. - spojrzała na dowódcę śmiało.

-Cała komórka znosiła potrzebne części.. – powiedział Sprzęgło - Prócz dwóch osób. Jedna jest dość daleko, drugą jestem ja. Tylko nas dwóch wiedziało nad czym pracujemy-skrzywił się.
-Tylko, że Niemcy przechwycili te plany, ale mają one świadomie zastawione pułapki. Optymalizacja z mojej strony była grupami zaburzona o pewne dane, ze strony konstruktorskiej zbudowanie maszyny wedle schematu doprowadzi do jej przepalenia się. Prócz tego opracowałem dość skomplikowany szyfr kryptograficzny małymi porcjami poddany ocenie najlepszym w fachu. Dla wszystkich poza mną i tym drugim to bezładna plątanina kresek, kropek, fal i nieskładnych liter oraz symboli. Nikt w tym nie dopatrzyłby się maszyny bez deszyfracji. Tego jeszcze Niemcy nie zrobili. Za mało czasu upłynęło, ale niektóre podzespoły maszyny są już gotowe...-ponownie się skrzywił wypowiadając kończące słowa:
-Ja... jestem skłonny uwierzyć.

Beniaminek nadal stał, nadal trzymał palec na spuście, jak przyśrubowany do podłogi stalowy posąg..
- W porządku. - Uniósł lufę do góry i zabezpieczył broń. - Nie rozumiem tego, ale zaufam oddziałowi.

- Na waszym miejscu też bym nie rozumiał -zgodził się spokojnie Kowalski.-To normalne. trudno uwierzyć w coś, co wymyka się nauce. Jednak robimy to na co dzień. Prawda? Wierzymy w Boga.

Piotr schował lugera za tył paska i zmierzył Janusza poważnym spojrzeniem.
- Boga w to nie mieszaj.
- Tylko....jeśli wierzyć pańskim słowom dzięki zdolnościom tej biednej dziewczynki Niemcy będą znać każdy nasz krok. Jak w taki sposób możemy jej pomóc? Wyłapią nas jak muchy... - Tunia odetchnęła kiedy Beniaminek zabezpieczył broń.

- Nie sądzę. Myślę, że na dzień lub dwa uda zmęczenie. Uwierzą w to. Teraz mają sporo więźniów, od których wyciągną informacje w bardziej tradycyjny sposób.

- W takim razie chyba powinniśmy usłyszeć szczegóły? - Natalia chciała się jeszcze utwierdzić w decyzji dowódcy.

- Sybilla nie wie gdzie się znajduje. Przekazała mi tylko obrazy. Strzępki tego, co widzi. To jakaś cela. Ale nie jest to więzienie na Szucha czy Pawiaku. Raczej jakiś klasztor czy coś podobnego. Może szpital. Wie, że czasami wiatr przynosi do niej zapach świeżego chleba lub bułek. Czasami słyszy też jakieś ciężkie pojazdy. Czołgi lub coś podobnego, bo słyszy także gąsienice. Jej cela ma małe okienko pod sufitem. Zbyt wysoko, by mogła coś przez nie zobaczyć, ale nie słyszała tam ludzi. Raz czy dwa jednak gruchały tam gołębie. To właśnie tam odwiedzają ją ci Niemcy. Nie zna ich nazwisk. Ale kazała mi powiedzieć, że jednego z nich spotkał wasz Doktor. Nazywała go Zimnym. Drugiego nazywa Mlaskacz a trzeciego, najmilszego, nazywa Łasicą. To wysocy oficerowie. Wszyscy z SS. Wie, że ukrywają fakt jej istnienia przed przełożonymi. Że zaszczyty przypisują sobie. Mają tam również jej matkę i brata. Blisko. Kiedy nie chce wieszczyć, lub jej przepowiednie nie są prawdziwe, mówią że ich zabiją. Sybilla wie, że nie kłamią. Kazała też powiedzieć, że wie, czego szukacie i że oni - ta trójka Niemców - też szuka tego samego. Że w sumie już dobyła to, co miała zdobyć. Teraz jednak szukają kogoś, kto potrafi odczytać język, w jakim zapisano informacje.
Tunia notowała w pamięci każdy szczegół przekazywany przez nieznajomego. Jeśli uwolnią Sybillę trzeba będzie również odbić jej rodzinę, a to komplikowało i tak już prawie niemożliwą sytuację.
- A mówiła... czy przekazywała jeszcze jak długo trwał transport do tej celi?
- Niestety nie - pokręcił głową. - To odbyło się nocą. Zabrali ich z terenu getta. razem z innymi rodzinami by nie budzić podejrzeń. Nieszczęśników rozstrzelali w lecie pod Warszawą. Sybilla widziała to.
- Biedna mała, tyle już przeszła, a ma dopiero dziewięć lat - Tunia pomyślała o wszystkich dzieciach, które miały to nieszczęście urodzić się w czasach wojennej zawieruchy i które zaznały już tyle cierpienia.

Ustalili, że poszukają na mapie Warszawy klasztorów, szpitali i innych budynków, w których ukryte mogły być cele, a w których pobliżu znajdowała się piekarnia.

Jeśli Sybilla była w Warszawie znajdą ją.

Potem, czekała ją wyprawa do mieszkania, które jej i Beniaminkowi załatwił Tarcza.

Po drodze chciała jeszcze zadzwonić do babci, żeby ta czekała w bezpiecznym miejscu, aż Tunia się odezwie oraz do Tarczy, żeby podziemie przechwyciło profesora Waśniewskiego zanim zrobią to Niemcy.

No i były jeszcze dwa małe kociaki, o które musiała zadbać…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 18-12-2012, 11:01   #73
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Jakkolwiek trudno było uwierzyć w słowa człowieka, który przedstawiał się jako Janusz Kowalski, to jednak trudno było nawet największym sceptykom przekonania, że ta niedorzeczna, absurdalna opowieść o Sybilli rzucała sporo światła na sprawę. Mimo swej nierealności była najbardziej realną. No, bo jak? No, bo jak inaczej?

Szybko jednak otrząsnęli się z nachodzących ich wątpliwości i ... znów stali się żołnierzami polskiego podziemia. Planowali kolejne działania – tym razem zorientowane nie na zdobycie notesu, ale na odnalezienie Sybilli. Chociaż – jeśli oczywiście wierzyli w słowa Kowalskiego – jedno miało ich doprowadzić do drugiego.

Właśnie. Jeśli wierzyć słowom kogoś, kto nazywa się Kowalski.
Tak czy siak, kiedy niecodzienny informator oddalił się w swoją stronę, zostawiając jednak namiar na swoją osobę – mieli pytać o niego w cukierni przy ulicy Krakowskiej. Właścicielka wiedziała, gdzie znaleźć Janusza.

Potem usiedli nad mapą Warszawy, trzymaną w skrytce w warsztacie i ze szczątków posiadanych informacji próbowali ustalić, gdzie może być przetrzymywana Sybilla. Brali pod uwagę piekarnie, klasztory, szpitale, nawet większe kamienice. W ten sposób udało im się ustalić, aż pięć potencjalnych miejsc. To zawsze były punkty zaczepienia. Każdy otrzymał rozkaz od Beniaminka, by jutrzejsze przedpołudnie pokręcić się przy wyznaczonym punkcie. A w południe mieli znów spotkać się w warsztacie i złożyć meldunki.
Kiedy opuścili kryjówkę w zniszczonym warsztacie do zachodu słońca pozostało jeszcze klika godzin. W sam raz, by zająć się kilkoma sprawami przed godziną policyjną.

STRYJ


Wprost z miejsca spotkania Stryj udał się do urzędu, licząc, że złapie jeszcze Mainhoffa. Jak zawsze przekroczył bramę okazując przepustkę uważnym, niemieckim strażnikom. To musieli być nowi żołnierze, bo do swojego zadania podeszli bardzo skrupulatnie. A poza tym Stryj nie kojarzył ich twarzy. Zatrzymali go dobre kilka minut, ale i tak zdążył na czas.

Odczekał jednak swoje na korytarzu, pod czujnym okiem kolejnego strażnika. To budziło niepokój. Niemcy wydawali się czegoś obawiać.

- To ty – Mainhoff wyraźnie był nie w sosie, ale na widok Stryja humor
troszkę mu się poprawił. – Masz pieniądze.
- Mam, panie oficerze – powiedział Stryj.
Mainhoff wziął kopertę, przeliczył zawartość i wyraźnie się rozpromienił.
- Dobrze, dobrze – protekcjonalnie uśmiechnął się do młodego Polaka. – Twój ojciec może liczyć na sporą paczkę. Naje się do syta.
- A czy mógłby pan mi pomóc jeszcze w jednej sprawie. Szukam kogoś. Dziewczynki. Nazywa się Człuchowska. Dałby pan oficer radę sprawdzić. Odwdzięczę się. Jak zawsze.
- Człuchonska – Niemiec próbował powtórzyć trudne, polskie nazwisko.
- Zapiszę je panu, panie oficerze – usłużnie podsunął pomysł Stryj wysilając cały swój kunszt autorski, by nie zabrzmiało to protekcjonalnie.
- Dobrze, dobrze – pokiwał głową niemiecki oficer i podał mu kartkę papieru i ołówek. – Pisz. Zobaczę, co się da zrobić.
- Coś jeszcze?
- Nie, dziękuję.
- To wynoś się stąd – ostry ton głosu Mainhoffa wyraźnie świadczył, że traci chwilowy dobry nastrój.

Stryj wyszedł. Pozostało mu akurat tyle czasu, aby złapać tramwaj i przed godziną policyjną powrócić do domu. Z jakiś jednak powodów myśl o powrocie do własnego pokoju budziła w nim większe obawy, niż cokolwiek innego.

DOKTOREK


Przez całą rozmowę z Januszem Kowalskim myśli Doktorka biegły w stronę Martyny i zabitego Niemca. Zapewne o nim wspominał Janusz. Cala historia jeszcze kilka dni temu Doktorowi wydała by się stekiem bredni, ale ostatnio doświadczył kilku niewytłumaczalnych zdarzeń wiec spoglądał na wszystko z szerszej perspektywy, której się nawet u siebie nie spodziewał.

Opis zimnookiego idealnie oddawał zabitego w piwnicy Niemca. Czyżby los był tak łaskawy, że wrzucił w ich ręce przez przypadek jakieś materiały dotyczące Sybilli. Nie powiedział nic, sam nie wiedząc dlaczego. Musiał dokładniej przejrzeć zdobyte informacje.

* * *

Po powrocie do mieszkania wydobył rzeczy znalezione u Szwaba z kryjówki pod łóżkiem Ze szklanką wody usiadł do zdobycznych materiałów.
Zaczął od zdjęcia dziecka. Przyglądając się uważnie tym ciemnym, spokojnym oczom dziewczynki poczuł dziwny dreszcz.

Wyjął jakieś akta. Nazwisko CZŁUCHOWSKA wyraźnie wypisane równym charakterem pisma upewniło Doktorka że zabity Rüdiger Korbinian Fürst to jeden z trójki nazistów więżących Sybillę. Fakt, że przynajmniej w tej materii Kowalski nie kłamał uspokoił odrobinę Doktora.

Na razie musiał wstrzymać się z tymi rewelacjami do spotkania w południe. Zbliżała się godzina policyjna, a on nie za bardzo wiedział, jak może szybko skontaktować się z Tarczą lub Beniaminkiem.

Nie kusząc niepotrzebnych odwiedzin Niemców zgasił lampę, przy której przeglądał zdobyte informację i położył się do łóżka wsłuchując w przytłaczającą ciszę warszawskich ulic nocą.


BENIAMINEK, TUNIA, SPRZĘGŁO



Po przydzieleniu zadań na kolejny dzień przez Beniaminka, trójka konspiratorów udała się do mieszkania profesora Waśniewskiego podejrzewając, że będąc jedyną osobą, zdolna przetłumaczyć notatki, prędzej czy później przyciągnie Niemców.

Profesor przywitał ich podobnie, jak wcześniej przywitał Tunię i Stryja. Poczęstował zimną, miętową herbatą, ale stanowczo odmówił jakichkolwiek prób jego ukrycia.

- Proszę państwa – wzruszył ramionami. – Gdzie miałbym się ukryć. Skąd wziąć dokumenty. Nie. To zbyt ryzykowne. Będę się ukrywał w piwnicy, jak to ponoć niektórzy nasi dzielni warszawiacy ukrywają zbiegłych z getta Żydów? Czy na wsi, udając starego rolnika? To dość śmieszne, zgodzą się państwo. Nigdzie się stąd nie ruszam.

Starszy człowiek miał rację. Gdyby zabrali go bez przygotowania odpowiedniej „przykrywki” narażali go jeszcze bardziej, niż teraz.

- Sprzęgło – w przypływie niespodziewanego impulsu Beniaminek wydał rozkaz podkomendnemu. – Zostaniesz tutaj na dzisiejszą noc. Tak na wszelki wypadek.

Profesor nie zaprotestował. W Warszawie nie raz zdarzało się, że w strachu przed godziną policyjną ludzie zostawali w mieszkaniach znajomych. Było to ryzykowne bo w razie „nalotu” trzeba było się ostro tłumaczyć, ale złapanie na ulicy po godzinie policyjnej kończyło się zazwyczaj dużo gorzej.
Wilga został w mieszkaniu profesora, a Tunia i Beniaminek poszli po dokumenty dla ich dwójki na wskazane przez Tarczę miejsce spotkania.


SPRZĘGŁO


Sprzęgło został sam z profesorem Waśniewskim, który okazał się niezwykle inteligentnym i zajmującym rozmówcą. Mimo, że ich wykształcenie było jak ziemia i woda, to jednak oczytanie, erudycja i niesamowity intelekt starszego naukowca zapowiadały naprawdę ciekawy wieczór. I tylko myśl o tym, ze do drzwi załomotać może Gestapo lub SS-mani psuło odrobinę to, jakże niecodzienne, akademickie spotkanie.

Po godzinie można było śmiało powiedzieć, że pogrążeni w naukowych dyskusjach łączących w przedziwny sposób matematykę i nauki ścisłe z filozofią i naukami humanistycznymi, zapomnieli o wojnie, o zbliżającej się godzinie policyjnej i o horrorze, jaki stał się udziałem tych wszystkich, którzy mieli nieszczęście urodzić się i dorastać w czasach wojennej zawieruchy.

Mieli, jak się zorientowali, wspólnych znajomych – wykładowców przedwojennych uczelni. Przyjaciół. Niestety – większość z nich już nie żyła lub zaginęła. Kolejne piętno wojennego barbarzyństwa. Barbarzyństwa, w którym dwóch pogrążonych w intelektualnej dyspucie ludzi, stanowić mogło oazę wiedzy i normalności.

BENIAMINEK i TUNIA


Tarcza wywiązał się z zadania zdobycia nowych dokumentów doskonale.
Spotkali się z nim na podwórzu jednej z kamienic, tuż przed zmrokiem. Na ławce pośród opuszczonego, zniszczonego placu zabaw.

- Nazywasz się teraz Natalia Pająk – wręczył dokumenty Tuni. – Pracujesz jako robotnica przy taśmie w fabryce Kohl und Weissem w Warszawie. Tutaj masz kennkartę oraz potrzebne dokumenty, wraz z zameldowaniem.

Wręczył dokumenty Tuni.

- Ty nazywasz się Alfred Pająk. Jesteś jej ojcem. Pracujesz jako sprzątacz ulicy. Trzymaj.

Tarcza przestąpił z nogi na nogę.

- Jest problem z twoją babcią, Tunia – powiedział ciężko. – Na razie, najpewniej do jutra, nie damy rady załatwić jej dokumentów. Musi przenocować u kogoś zaufanego. Albo z wami. Jedna noc niczego nie zmieni. Fałszerze mają pełne ręce roboty. Przez te wszystkie wpadki. A skoro jesteśmy już przy nich. Baniaminek. Możemy pogadać chwilę na osobności.

Obaj mężczyźni odeszli na chwilę.

Tarcza szepnął coś Beniaminkowi wprost do ucha.
- Nie wierzę. Jesteś pewien? – w glosie Mazura słychać było autentyczny szok.
- Niestety. Będziesz musiał to sprawdzić i w razie co podjąć się stosownych kroków. Wiesz co mam na myśli.

Wiedzieli.

* * *

Ruch oporu dokwaterował ich do mieszkania, w którym na jednym pokoju mieszkała leciwa staruszka, pani Leonida Węglowska. Małomówna, wydawała się żyć we własnym świecie.

- Trzeba jej tylko od czasu do czasu pomóc – powiedział Tarcza żegnając się z nimi i ich gospodynią. – To wspaniała kobieta. Polubicie ją na pewno. Jej synowie – oficerowie wojska polskiego – zaginęli na wschodzie, więc przy niej lepiej nie dotykać tematu ZSRR i bolszewików.

Pani Leonida faktycznie okazała się nad wyraz gościnna. Poczęstowała nawet nowych lokatorów okupacyjną herbatą i chlebem z miodem i konfiturami. Niewiele jednak mówiła, a nawet kiedy pomagali jej w kuchni nie uśmiechnęła się ani razu.

WSZYSCY


Noc minęła im spokojnie, mimo że było upalnie i duszno. Nie śnili żadnych mrocznych snów. Nie mieli halucynacji i niespodziewanych wizyt nazistów i ich pachołków.

W ten sposób rozpoczął się kolejny dzień – 7 lipca 1942r.

Dla Beniaminka o tyle trudny, że być może zmuszony będzie zastrzelić jednego ze swoich, który najpewniej był kapusiem.

Nie był w stanie jednak odwołać zadań, które przydzielił swoim ludziom i sobie samemu na dzisiejsze przedpołudnie. Siłą rzeczy kapuś nie powinien wiedzieć, że go wykryto. Więc raczej sprawa i tak zostanie wyjaśniona w południe.
O ile to faktycznie był kapuś. Bo Beniaminek miał poważne wątpliwości w tej kwestii i nim wyda wyrok, będzie musiał rozpoznać temat bliżej.
 
Armiel jest offline  
Stary 21-12-2012, 07:11   #74
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Konstanty po spotkaniu z tajemniczym mężczyzną udał się do urzędu. W drodze cały czas rozmyślał o tym, co się wydarzyło. Słowa Kowalskiego były tak nie rzeczywiste, że można go było bez wahania uznać za wariata. Dla Stryja była ona jednak bardzo bliskie. Wszystko, co się wydarzyło od początku tej misji było dziwne, tajemnicze i niewyjaśnione. Słowa Kowalskiego doskonale wpasowywały się w tę logikę. ]
Być może Stryj ze względu na swoje zainteresowania literaturą i teatrem miał skłonność do fantazjowania i łatwo mu przyszło uwierzyć w hisotrię żydowskiej Sybilli. Może wolał taką bajeczkę od zbyt brutalnej prawdy, jaka go otaczała. Magiczne rozwiązanie było lepsze od tego, że SS po raz kolejny torturami skłoniło kogoś do zdradzenia przyjaciół.

Kolejne spotkanie z Mainhoffem w ciągu ostatnich dni, jak zwykle nie należało do przyjemnych. SS-man mimo pozorów wysokiej kultury osobistej i szlacheckich manier, był zwykłym bydlakiem w mundurze, który wykorzystuje swoją pozycję i pastwi się nad innymi.
Stryj przy każdym spotkaniu z nim czuł się faktycznie, jak jakiś podczłowiek. Konieczność zachowania grzeczności i służalczości ciążyła chłopakowi niczym młyński kamień u szyi. Pocieszał się, że to wszystko dla dobra innych i że jest to konieczne, aby pomóc innym.
Od kaprysu Mainhoff zależało, czy ktoś otrzyma wieści od swych bliski, czy przekaże paczkę z żywnością lub list do więźnia.
Tym razem Mainhoff miał jednak nad wyraz dobry humor. Być może dzięki temu udało się Stryjowi uzyskać obietnicę, że Obersturmführer postara się zdobyć informację o poszukiwanej przez Podziemie dziewczynce.

Nazajutrz skoro świt Konstanty udał się na obserwację miejsca, które zostało mu wyznaczone na naradzie.
Klasztor sióstr Karmelitanek leżał niedaleko mostu Kierbedzia, na Powiślu.
Stryj znał dobrze tę okolice. Obecnie nadal w klasztorze działały zakonnice, co w jakiś sposób mogło ułatwić chłopakowi działania.
Na początku obszedł cały teren okalający klasztor obserwując uważnie pobliskie budynki i wypatrując, czy przy którymś z nich nie kręci się więcej żołnierzy niż powinno. Najwięcej uwagi poświęcił budynkom, które znajdowały się najbliżej sklepów z pieczywem.

Gdy obszedł teren udał się do zakonu. Zapukał do furty i zaczekał, aż jedna z karmelitanek mu otworzy:
- Szczęść Boże - przywitał się.
- Szczęść Boże - odparła siostra.
Nie pytając o pozwolenie Stryj wszedł szybko zza bramę klasztoru, lekko odpychając zakonnicę. Zamknął szybko furtę i widząc przerażona minę kobiety położył palce na ustach, błagając ją jednocześnie wzrokiem, by nie krzyczała.
- Jak śmiesz, młody człowieku! - oburzyła się karmelitanka.
- Bardzo przepraszam, ale to było konieczne. Przychodzę z dość nietypową sprawą. Ojczyzna potrzebuje sióstr pomocy.
Zakonnica zmarszczyła brwi, ale nie przerwała Stryjowi gdy ten mówił o swojej prośbie.
- Chciałbym prosić, aby udostępniły mi siostry na dzisiejszy dzień kościelną wieżę. Roztacza się z niej doskonały widok, a ja muszę obserwować okolicę. Nie będę przeszkadzał. To zajmie tylko kilka godzin. W południe mnie już tutaj nie będzie.

Stryj miał nadzieję, że zakonnica w imię pomocy ojczyźnie wyrazi zgodę na nietypowa propozycję. Wtedy chłopak mógłby obserwować z wieży cała okolicę i łatwo dostrzec, czy to jakąś niemiecką limuzynę, czy też SS-manów zmierzających do jakieś kamienicy.
Gdyby karmelitanka się nie zgodziło, Stryj zamierzał kręcić się po okolicy uważnie wszystko obserwując. Na koniec planował porozmawiać też z piekarzami, czy nie widzieli nic podejrzanego w okolicy ostatnimi czasy.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 26-12-2012, 00:20   #75
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Doktorek po przejrzeniu zdobytych rzeczy, przemyśleniu tego co przeżył postanowił co zrobić. Wiedział, że miejsce które przypadło mu w udziale do rekonesansu o statusie TYLKO DLA NIEMCÓW jest wręcz nie do "odwiedzenia"... no chyba, że powiedzie się jego plan ...

Bał się ... to złe określenie .. Zygmunt tracił poczucie bezpieczeństwa, tracił poczucie, że miał jakikolwiek wpływ na własne bezpieczeństwo .. zastanawiał się dlaczego w ogóle postanowiono aby badać tą lokację w taki sposób, wysyłając go w pojedynkę, bez planu ... czuł się jak wysyłany na pewną śmierć ... Myśli pędziły przez głowę, obraz ze zdjęcia pojawiał się jak zamykał oczy. Wierzył w tą całą historię, chciał pomóc ale wobec tej potęgi zła czy mieli szanse, czy warto ... dlaczego nie rzucić tego wszystkiego, uciec poprostu uciec stąd ... nie ważne co będzie, może śmierć jest łatwiejszym rozwiązaniem .. nie będzie już tych wyborów, decyzji i lęku ....
Patrzył w sufit, ciemny, taki pozorny spokój ... cóż to znaczy, to jak ładująca się bateria która zaraz, za kilka godzin będzie się wyładowywać ... nie wiedział co ma zrobić, zadanie które go czekało wydawało sie nie do pokonania ...

postanowił ...

Wstał wcześnie, bardzo przed świtem, poszedł do małej piwniczki w której jego gosposia trzymała narzędzia. Znalazł tam sznurek, zabrał niewielki scyzoryk, i pieniądze .. tylko to potrzebował. Pocichu wyszedł na podwórze, niebo zaczynało się przejaśniać z nocnej głębi .. już niedługo nastanie nowy dzień, być może dzień spotkania z Agatą ...

Zabrał dokumenty i jeszcze jak było ciemno i szaro wyszedł z domu, świadom zagrożenie poruszania się o tak wczesnej porze, jednak liczył na swoją czujność i umiejętność ukrywania się któremu mrok zapewne sprzyjał. Tak wczesna pora nie była najlepsza dla patroli niemieckich, to najlepszy czas na przejście w zaplanowaną okolicę tuż przed końcem godziny policyjnej ... Pod osłoną bram, parków, przemieszczał się miał nadzieję niepostrzeżenie w okolicę piekarni ...

Planował dotrzeć na miejsce zanim dostawa pieczywa wyruszy z piekarni. Nie miał pojęcia jak się odbywa, to wszystko było do zbadania na miejscu. Chciał dostać się do dzielnicy niemieckiej samochodem dostawczym, razem z chlebem. A do samochodu .. to wszystko zależało od okoliczności, myślał o przekupieniu pracowników dowożących chleb i zamianie z jednym z nich - miał być "nowym" pracownikiem .. Liczył, że dzięki temu dostanie się do dzielnicy i być może zdoła dokonać rekonesansu w okolicy willi .... Bardzo chciał dokonać tego co wydawało się niemożliwe, dać rzeczowe informacje ...

Jeśli nie uda się, to miał zamiar przybyć na spotkanie z grupą i zameldować, o potrzebie "planu" na to miejsce, o tym że "z biegu" nie da się zbadać miejsca w dzielnicy dla Niemców.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"
Szamexus jest offline  
Stary 29-12-2012, 16:48   #76
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Zadanie jakie wyznaczyli po części samym sobie było piekielnie trudne. No bo jak w czasie okupacji bezpiecznie obserwować na przykład taki budynek jak szpital dla niemieckich żołnierzy?
Ogrodzony teren zawężał pole widzenia, a liczne patrole żandarmerii i jednostki ochraniające sam szpital uniemożliwiały nawet częsty spacer ulicą znajdującą się bezpośrednio przed budynkiem.

Tunia zdawała sobie sprawę, że aby poszukiwania małej Żydówki zakończyły się sukcesem potrzebny był cud. I to nie byle jaki. Bała się. Jak chyba każdy z grupy… ale to ten strach dodawał jej przekonania, że jeśli czegoś nie zmienią, to nie będzie innego jutra, ba… nie będzie żadnego jutra.

Siedząc w przydzielonym przez podziemie lokalu myślała jak dostać się do środka i co ważniejsze gdzie mogłyby znajdować się odosobnione cele, takie, w jakiej czekała na nich Sybilla.

Musiała tam wejść bez broni, najlepiej w wiarygodnym przebraniu, tak aby jej obecność nie wydała się ani dziwna, ani tym bardziej podejrzana. Nie mieli pewności, w którym miejscu znajduje się to dziecko, a ściągnięcie na siebie uwagi Szkopów było równoznaczne z utratą co najmniej wolności.

Jej jedyną szansą były firmy obsługujące Niemców w szpitalu, czyli dostawcy chleba i żywności, pralnie lub… zakład pogrzebowy. Ten ostatni zdawał się najmocniej przemawiać do Natalii. No bo na zdrowy rozum biorąc, pralnie czy kuchnie znajdowały się zawsze tam gdzie byli ludzie, a Sybilla nie słyszała odgłosów krzątających się kucharzy czy innych ludzi, ani nie czuła charakterystycznych dla owych miejsc zapachów. Z kolei prosektorium, gdzie można było zabrać ciała zmarłych musiało znajdować się w wydzielonym miejscu, najczęściej gdzieś w piwnicach, tam gdzie nawet Niemcy niechętnie zaglądali. Sama pamiętała z praktyk szpitalnych, że studenci omijali te miejsca jak zarazę, a grabarzy wpuszczano zawsze „tylnymi drzwiami”.

Noc przeminęła jak mgnienie oka. Jak tylko zrobiło się widno kobieta zabrała nowe dokumenty, trochę pieniędzy, drobnych na tramwaje i bez broni udała się na rekonesans. Musiała dokładnie przeszukać okolicę i odnaleźć właściwy zakład pogrzebowy, a potem albo się w nim zatrudnić, albo „przekonać” właściciela żeby ją zabrał do środka przy okazji odbioru kolejnych ciał zza szpitalnych murów. Pieniądze lub obowiązek patriotyczny miały być jej argumentami w rozmowie.

Z okien samochodu i od środka mogła się przyjrzeć ewentualnym możliwym miejscom ukrycia dziewczynki.
Przed samym szpitalem nie miała zamiaru się kręcić, aby żaden z patrolujących żołnierzy przypadkowo nie zapamiętał jej twarzy.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Armiel : 29-12-2012 o 19:03. Powód: zmiana skrótu na normalny zapis
Felidae jest offline  
Stary 31-12-2012, 15:04   #77
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Tunia i ich gospodyni już spały. Piotr nie mógł. Zamknął za sobą drzwi do niewielkiej kuchennej izdebki, zmiótł okruchy ze stołu, rozłożył jedną z haftowanych serwetek i położył na niej pistolet zdobyty w czasie ostatniej akcji. P08 Parabellum, popularnie zwany lugerem lub po prostu parabelką. Dobra broń, półautomat, była celna jak diabli. Prawie się nie zacinała, jednak jak każda broń wymagała regularnego czyszczenia. Spokojnie, systematycznie rozłożył pistolet na części i zaczął standardową procedurę konserwacyjną. Ciepłe światło świecy tańczyło radośnie po naoliwionych, metalowych elementach, tym jaśniej i wyraźniej im dalej posuwał się w czyszczeniu. Na zakończenie Beniaminek starannie dopasował uprzednio wypolerowany tłumik. Uniósł broń na wysokość wzroku. Zajrzał w lufę. Prześledził wzrokiem linię od muszki do szczerbinki. Spróbował jak chodzi spust. Jak wchodzi i wychodzi magazynek. Przeliczył naboje.

Znalezienie zdrajcy we własnym oddziale było wystarczającą katastrofą. Nie potrzebował kolejnych problemów w czasie wykonywania na nim egzekucji.

*

Nowa przykrywka zdawała się wręcz nadana z myślą o dzisiejszym zadaniu, choć Tarcza nie mógł o nim wiedzieć.
Wczesnym rankiem, w okolicach świtu uda się w okolice drukarni na Hożej. W roboczych ciuchach, ze starą miotłą w dłoni po prostu wziął się za swoją nową pracę sprzątacza. Spędzi tam tyle czasu ile to będzie konieczne, by doprowadzić ulicę do porządku, wystarczająco długo by przyjrzeć się kamienicy i terenowi wokół. Gdy miasto trochę zbudzi się do życia, Piotr zacznie sobie gwizdać. Jakąś neutralną, acz wpadającą w ucho melodyjkę. Coś co nie wpieni Niemców, a co potencjalnie uwięziona w kamienicy Sybilla będzie mogła rozpoznać i potem odtworzyć.

Gdy skończy pracę wróci do kryjówki, zabierze broń i uda się na spotkanie. Spotkanie po którym zastrzeli kogoś, za kogo jeszcze wczoraj był gotów ręczyć głową. Bolało, ale co zrobić... dowody były oczywiste. Wielkie rozczarowanie. Szkoda. Cholernie szkoda.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 06-01-2013, 11:31   #78
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY


Ulice Warszawy ponownie zalewały od samego rana słoneczne promienie. Rankiem było nawet znośnie, ale potem upał znów da się we znaki umęczonym ludziom. Każdy z nadzieją wypatrywał chociażby jednej chmurki na niebie. Takiej, która zwiastowałaby deszcz. Mieszkańcy i okupanci. Żołnierze i cywile. Każdy.

A najbardziej mieszkańcy getta, których poza głodem zabijały teraz bezlitosne promienie słoneczne i brak wody pitnej. Tym razem o świcie zebrano z ulic getta dwa razy więcej ciał, niż wczoraj. W takim upale również wszystkie zakażenia trudniej się goiły. Wdawały się powikłania, zakażenie, zgorzel co przy środkach medycznych jakimi dysponowali umęczeni Żydzi, kończyło się pewnym zgonem nieszczęśnika.

Tym jednak mało kto już się w getcie przejmował. Tutaj śmierć kroczyła ulicami w nazistowskim mundurze i mordowała bez opamiętania, nie zważając na wiek, wygląd, płeć.

STRYJ


Zakonnica spojrzała na niego i przeżegnała się się, jakby ujrzała nie zwykłego warszawiaka, a diabła, co najmniej. Prze chwilę starsza siostra i młody bojownik spoglądali sobie w oczy. To, co w nich ujrzała zakonnica, musiało wypaść dobrze, bo karmelitanka uchyliła szerzej drzwi i wpuściła Stryja do klasztoru.

- Ale niech kawaler nie wychyla się i nie mówi, gdyby coś, że pomogłyśmy.

Zastrzegła sobie zakonnica drobiąc nóżkami w stronę wieży. Spod habitu wydobyła jakiś klucz i podeszła do małych drzwiczek widocznych w dolnej części podstawy wieży. Potem podała Stryjowi klucz mówiąc:
- Jak kawaler skończy swoją .. pracę to mi go odda.

Przez chwilę stała jeszcze.

- Przyniosę kawalerowi mleka. Pewnie się przyda. Zimne.

Stryj uśmiechnął się i pokiwał głową na znak akceptacji pomysłu. Po chwili był już na wieży, skąd widział nie tylko most, ale i doskonale okolicę.

Czas płynął. Mostem przejechały – poza normalnymi pojazdami – dwa konwoje niemieckich żołnierzy w asyście aż dwóch ciężkich czołgów. Kierowały się w stronę dworca wschodniego. Kolejny transport na front wschodni. Słyszał plotki, że niemiecka maszyna bojowa parła w głąb kraju bolszewików z ogromną trudnością. Że Stalin zatrzymał ofensywę sprzed roku i że szykuje się pomiędzy nazistami i bolszewikami długa wojna nastawiona na wyniszczenie wroga. Londyn na pewno coś z tym zrobi.

Nic się nie działo. Nie widział żadnych miejsc, w których mogliby być przetrzymywani więźniowie. Chyba jednak ta lokacja nie była tą, której się spodziewali, albo on coś przeoczył.

Po godzinie jedenastej zszedł z wieży, oddał dzbanek po mleku uczynnej siostrze, podziękował i opuścił klasztor.



BENIAMINEK



Zamiatacz ulic. W takim kurzu i spiekocie. Co też mu wpadło do łba.
Już kilka razy od wzbitego pyłu podczas zamiatania o mało nie wypluł z siebie płuc. Ale – jak mawiał jego dawny sierżant – „służba to nie je bajka, tu się nikt z nikim nie jeba”. Mądry gość ten Liszczek. Pewnie jeszcze gdzież żyje i wali szkopów po zadkach, aż gubią buty uciekając przed jego prostą, żołnierską argumentacją.

Beniaminek po raz chyba tysięczny otarł pot z czoła. Pachniało pięknie. Bułkami i chlebem.

Jego uwagę przyciągnął jakiś hałas dochodzący z podwórza obserwowanej kamienicy. Z teren starej drukarni dało się słyszeć narastający, charakterystyczny łoskot i po chwili z wewnętrznego podwórza na ulice Warszawy wyjechał niemiecki czołg plując chmurą spalin.

Piekielne żelastwo! Ilu dobrych żołnierzy zginęło od kiedy wprowadzono tą broń na pola walki. Trudno było się przed nią bronić bez transzei, bez ciężkiej broni, granatów lub chociażby butelek z benzyną.

Za czołgiem wytoczyły się dwie ciężarówki z żołnierzami. Wehrmacht. Kiedyś Beniaminek darzył ich nawet niechętnym szacunkiem – jak żołnierz, żołnierza. Od kiedy jednak żołnierze tej formacji stali się narzędziem morderczych praktyk związanych z „oczyszczeniem” świata z „podludzi” budzili w nim tylko gniew i nienawiść. Być może kiedyś widząc młode i wystraszone twarze jadących na front wschodni niemieckich chłopaków czułby cień litości lub zrozumienia. Teraz życzył im w duchu kulki od ruskiego. Niech się swołocz wybije nawzajem. Wtedy Polskę uczynią wolną tacy ludzie jak on, jak Tarcza i jak ich żołnierze. Sami.

Czas mijał i poza tym transportem z koszar nie wydarzyło się nic niecodziennego. Sam teren starej drukarni był tak dobrze strzeżony, że nawet rodzące się w myślach Beniaminka plany dywersji lub nocnego sabotażu znikały tak szybko, jak szybko pojawiały się w spoconej głowie. Na teren niemieckich koszar nie miał szans się dostać.

W końcu, zakurzony, zmęczony kaszlem Beniaminek opuścił swoją „placówkę” i poszedł do domu, by zrobić to co zaplanował.

Po chwili, z ciężkim sercem, był już w drodze do starego warsztatu na Pradze.

Wiedział, że musiał jeszcze wysłuchać słów domniemanego zdrajcy. Nie wierzył w tą zdradę, podobnie jak nie wierzył w nią Tarcza. Musiał dowiedzieć się prawdy nim pociągnie za spust. Lub nie.



SPRZĘGŁO



Sprzęgło wybrał stajnie za swój cel. Rozmawiali z profesorem bardzo długo. Prawie po ciemku. O dawnych czasach. O uczelnianym życiu. Wspólnych znajomych. Nie czując upływu czasu, nie czując zmęczenia.
Lecz czas bywa zdradziecki. Jakby żył własnym życiem.

Sprzęgło zaspał. Po prostu. Kiedy się obudził było już prawie w pół do jedenastej. O obserwacji dawnych stajni mógł jedynie zapomnieć. Musiał szybko ogarnąć się jakoś, jeśli chciał zdążyć na odprawę.

Tylko co na niej powie? Że zaspał? Że zagadał się ze starym profesorem? Że zapomniał, że ma określony czas na wykonanie zadania? Nie wiedział. Zawalił zadanie, a w konspiracji tylko to się liczyło. Bo jeśli nie będą mogli na sobie polegać, to na kim będą mogli?

Cholera.

Profesor Waśniewski, jak się okazało, wstał wcześniej. I czekał na niego ze śniadaniem. Ciemny chleb, zbożowa kawa i sucha kiełbasa. Czy można było sobie wymarzyć coś lepszego w czasach okupacji? Można. Ale trzeba by było sprzedać Ojczyznę za kartę volksdeutcha. Sprzedać duszę diabłu.


TUNIA



Niemieckie mundury naokoło Tunii powodowały, że serce o mało nie wyskoczyło jej z gardła.

- Nowa – powiedział kierowca do sprawdzającego dokumenty Niemca.
Żołnierz uśmiechnął się.

- Spokojnie – powiedział pan Maślana do niej. – Mówiłem ci, że nie będzie problemu.

Karawan wjechał na podjazd.

- Niemcy nie lubią działać przy swoich trupach, wiesz. To im przypomina, że Warszawa jeszcze walczy.

Pan Adolf Maślana był właścicielem firmy pogrzebowej. Właścicielem nienawidzącym swojego imienia. Właścicielem, który jednak nosił podobny wąsik, co przywódca Niemiec. Właścicielem, który za sto złotych i za uśmiech Tuni, z patriotycznych pobudek zabrał jej, zamiast swojej córki – brzydkiej i niskiej dziewczyny w wieku Tuni, zmożonej obecnie gorączką.
Miała proste zadanie. Musiała przygotować ciało niemieckiej żołnierki. Pomalować. Przygotować do pochówku. Dziwne, ale nie narzekała.

Podjechali do wejścia, skąd łatwo było przedostać się na teren kostnicy.
Kolejne trzydzieści minut pan Maślana spędził na wypełnianiu papierków, a ona na malowaniu twarzy zmarłej. Niemieckiej oficer z Pawiaka. Zastrzelonej przez AK kilka dni temu. Zimnej zarówno przed jak i po śmierci.

Poza kostnicą nie miała jednak szans wyjść gdzie indziej. Wyjścia na resztę szpitala pilnował uzbrojony wartownik, a kostnica z częścią techniczną – kotłownią, spalarnią odpadów medycznych i magazynami zużytego sprzętu – stanowiła zamknięte skrzydło podziemnego szpitala.

Nie miała też za bardzo kogo zapytać się o izolatki. Nikomu przecież nie mogła zaufać.

Wrócili do zakładu pana Maślany, skąd przez okna do końca swojego „rozpoznania” obserwowała szpital.

Jednak nic specjalnego, poza normalnym, gorączkowym rytmem takich miejsc, nie wzbudziło w niej, że w tym szpitalu przetrzymywana może być Sybilla.



DOKTOREK



Szczęście mu sprzyjało, bo do piekarni dotarł, nie zwracając uwagi żadnego z patroli.


Gorzej poszło z Ludwikiem Biernackim – niskim, chudym właścicielu piekarni o oczkach wyrośniętej łasicy.

- Panie, a co ja z tego, panie, będem miał, panie.

Dopiero, kiedy dwie setki zmieniły właściciela, Biernacki dał się przekonać.

- Żółtko, cho no tu – przywołał mały, antypatyczny typek jakiegoś ubranego w ubrudzony mąką fartuch człowieka.

- Tak, szefie – Żółtko był dość wysokim blondynem przechodzącym w odcień rudzenia o jasnych, niebieskich oczach i ubrudzonej mąką facjacie fryzjera.
- Ten kolega pojedzie z tobą na Szkopowo zamiast Henia.
- A przepustka.
- Powiedz Helmutowi, że nowy. I że ja nie zdążyłm że załatwić wszystkich papirów. Że się odwdzienczem. I będzie luzik, jak w naszym dostawczaku.
- Jasne, szefie, ale ...
- Żadnych mnie tu ale, Mietek. Zamiatajcie z dostawą, bo się Szkopy wkuźwią. A ty –spojrzał na Doktora – nałóż fartuch.


Ruszyli po trzech minutach. Po pięciu byli już za granicami szlabanu. Poszło nadspodziewanie łatwo.

Mietek Żółtko nie odzywał się prawie przez całą drogę. Widać było, że chce jak najszybciej skończyć feralny objazd.

I wtedy, kiedy mijali willę, którą wytypowali jako cel Doktorek go zobaczył.
Stał tam, jak wtedy w piwnicy. O pomyłce nie mogło być mowy. Rüdiger Korbinian Fürst. Niemiec, którego Doktorek zabił w innym mieszkaniu, w piwnicy.

Zlany zimnym potem Doktorek odwrócił się od okna.

- Dobra. Jeszcze tylko bułki do sklepiku Szmelcowej, zapierdziałej volksdeutchki, i fajrant.

Mietek spojrzał na bladego „współpracownika”.

- Coś ty, kolego, tak zbladł?

Doktorek nie odpowiedział. Spojrzał w boczne lusterko, gdzie nadal widział stojącego nieruchomo Rüdigera Korbiniana Fürsta. Niemiec odwrócił się powoli i skierował do willi.

Doktorek dochodził do siebie całą drogę powrotną. Był pewien, że zabił tego SS-mana. Nie czuł pulsu!

Tylko jak zabici mogą chodzić pośród żywych.

Ale jedno było pewne. Obecność Rüdigera Korbiniana Fürsta przy willi stanowiła zapewne dowód, że Sybilla znajduje się tam również. Pozostawało jedynie pytanie, jak się tam dostać.



WSZYSCY



W południe, o godzinie wyznaczonego spotkania, żar lał się z nieba, jak z otwartego pieca hutniczego. Każdy, kto tylko mógł, szukał ochłody w czterech ścianach. Nawet patroli niemieckich zrobiło się jakby mniej na ulicach. W takim upale jednak Warszawa śmierdziała. Śmierdziała gnijącym mięsem, starą krwią, miazmatami śmierci.

To był „oddech” Getta. Przypominający Warszawie, że tuż obok nich naziści skazali naród na powolną agonię, a oni nie są w stanie nic zrobić. Albo nie chcą, bo i takie głosy również dało się słyszeć tu i ówdzie.

Byli w komplecie. Pięcioro. Czas było rozpocząć dalsze działania, ale najpierw Beniaminek musiał rozstrzygnąć jedną kwestię, której rozstrzygać bardzo nie chciał.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-01-2013, 20:15   #79
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
W drodze do warsztatu
Przechodził obok cmentarza, wcześniej dużego kościoła, zdecydował się skrócić drogę i przejść przez cmentarz ...krzyże patrzyły na niego ... jak Hitlerowcy, jak mordercy ....

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xMoCbXIDJ7k&feature=related[/MEDIA]

Gdy Zygmunt oddalał się od dzielnicy w której właśnie przeprowadził rozpoznanie dobiegało południe. Szedł szybkim krokiem pomimo gorąca, emocji i myśli kłębiących się w głowie. Trochę nerwowo oglądał się za siebie, całkowicie nie pamiętając o podstawowych zasadach konspiracji i nierzucania się w oczy. Nawet cicho mówił do siebie, uspakajał i przywracał do "normalnego"zachowania. Jest przecież zwykłym przechodniem ....

Nie mógł uwierzyć że On żył. Nawet jeśli go nie zabił, to nie ma siły i takich możliwości medycyny żeby był już na własnych nogach ... zderzenie rzeczywistości z tym co wydawało się nierealne totalnie Doktorka paraliżowało i dezorientowało. Gorąco, może to upał ... myślał ... Chciał już być w warsztacie, na miejscu z kolegami ...

Szkoda, szkoda, że nie miał przy sobie fotografii tej dziewczynki. Mógłby pokazać ją Tuni i skonfrontować ją z jej snem. O Matko, skarcił się, co ty wymyślasz, to niemożliwe! ... ale był ten drugi świat, ta druga rzeczywistość, to co wiedział już, że ogarnia nie tylko jego ... ten w którym wierzył, nie - po prostu wiedział że ta Sybilla ze snu Tuni jest na jego fotografii ... bał się, bał się że zwariuje.

Teraz dojdź na miejsce, do warsztatu. Nie myśl. Dotrzyj na miejsce ... Powtarzał w myślach. Co raz bardziej go niepokoiło, że musi się doprowadzać do rzeczywistości aby działać ... koszmar!

W warsztacie
Wszedł spocony, szybkim krokiem ...
- Czołem. Krótko się przywitał.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 13-01-2013 o 20:18.
Szamexus jest offline  
Stary 14-01-2013, 12:53   #80
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Sprzegło stał z założonymi rękami. Nic nie mówił, bo i nic specjalnego do powiedzenia nie miał.
Jak przyjdzie jego kolej na opowieści, to będzie odpowiadał na pytania krótko i rzeczowo. Póki co jednak słuchał pozostałych umiejscawiając wydarzenia w zapamiętanych miejscach Warszawy.

Jako ostatni przemówił Doktorek. Przyciągnął szczególną uwagę Alberta już pierwszym zdaniem.
Wyglądało na to, że ją znaleźli. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, zaś Beniaminek chciał wiedzieć coś o owym pałacyku.

-Kiedyś to było mieszkanie przedsiębiorców mających Żydów za przodków. Moim zdaniem “szlachetni rycerze Hitlera” dokopali się do ich przeszłości i całe zło ów pałacyku postanowili wypędzić-wzruszył ramionami własną kpiną dobitnie dając do zrozumienia co myśli o Niemcach.

-Teraz “rycerze Adolfa”... To znaczy SS-wtrącił dla zasady.

-Oddali go pod komendę jakiegoś aryjczyka. Lub pseudoaryjczyka. W każdym razie jest tam jakiś ważny Szwab.

-Sama możliwość przedostania się do tej dzielnicy nie wystarczy. To miejsce jest tak dobrze strzeżone, że każda akcja zbrojna to samobójstwo. Musielibyśmy wykraść ją jakoś, nie rozpętując przy okazji prywatnej wojny. - Tunia rzuciła kiedy Sprzęgło skończył. - Poza tym należałoby zastanowić co zrobimy z małą w przypadku powodzenia akcji.

-To jasne, że będą jej szukać -odparł natychmiast Albert.
-Warszawa nie będzie bezpieczna. Mało to humanitarne, ale można by było małą w sporej walizce wywieźć za miasto. Każdy Szwab będzie miał jej rysopis. Można byłoby przykryć ją łachami i położyć obok butelkę wódki jakby Niemcy jednego z nas zatrzymali. Przy kontroli bagażu zobaczą tylko ubrania, a butlę można im podarować. Jedna osoba mogłaby ją nieść, zaś reszta trzymałaby się w pewnej odległości takiej, by ustalony wcześniej człowiek bez problemów mógł pochwycić walizkę i uciec. Przekazując ją następnej w kolejności osobie. Wtedy uciekinier skupiłby na sobie uwagę tyle, ile dałby radę. No i oczywiście należałoby ustalić punkt spotkania.
Większy problem stanowi jej rodzina. Mogliby wskoczyć do kanałów i w ten sposób przedostać się na granice miasta. Oni nie mogą znać naszego punktu, bo w razie złapania mogą nas wydać.
Ktoś musiałby z nimi zostać. Najlepiej osoba choćby z grubsza znająca rozkład kanalizacji lub mająca zaufanego znajomego o takiej wiedzy.


Plan ucieczki mógł być dużo łatwiejszy do ułożenia niż plan samego dostania się do środka i oswobodzenia więźniów.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172