Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-05-2013, 00:30   #31
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Noc z wolna zamknęła za nimi swą bramę i znany widok rudery zniknął z pola widzenia. Uczucie trwogi mieszało się z ekscytacją wzbudzoną egzotyczną scenerią nowego świata. Cała sytuacja przyprawiła Francesce o zawrót głowy. Kilka dekad spędzonych w klasztorze skutecznie pozbawiło ją odporności na niespodzianki. Jej towarzysz nadrabiał brak pewności gadatliwością. Francesca uprzejmie przytakiwała uzupełniając efekt ciepłym uśmiechem, choć z pewnością wrażeniu przyjazności nie sprzyjały kompletnie czarne oczy kobiety, jarzące się w głębi płomykiem. Mimo najszczerszych chęci, nie potrafiła się skupić na wywodach Gabora, który z resztą sam sprawiał wrażenie wielce niespokojnego. Czuła się niepewnie w nieznanym środowisku a jej ostrożna natura biła na alarm. Rozdygotany umysł potrzebował konkretnego bodźca by skoncentrować uwagę. Znajomy metaliczny smak rozlał się po języku. Przygryziona warga pulsowała boleśnie wprawiając kobietę w iście ekstatyczny stan. Ból towarzyszył jej od zawsze. Nauczyła się czerpać zeń perwersyjną przyjemność. Może właśnie dlatego potrafiła wzbudzać go w innych. Z zadumy wyrwało ją delikatne acz stanowcze pchnięcie Gabora w kierunku ciemnego zaułku. Minęli miejscową biedotę, wyrażając milczące porozumienie co do jakości ich odzienia. Alejka kończyła się ślepo, zagradzając drogę metalowym ogrodzeniem. Nim Francesca zdążyła przyjrzeć się zamkowi, Farkas nie grzesząc subtelnością, naparł na furtkę.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 02-05-2013, 19:07   #32
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Zasłyszawszy kolejne już słowa ze studni mądrości swojego towarzysza podróży, Francuz przeczesał dłonią smoliste kudły i niewyraźnie zachichotał. Chichot przypominał sobą odgłos zbliżony do zadowolonego mruczenia porządnie najedzonego kota, okupującego domowy kominek. Był spokojny i miarowy, prawie że wyuczony. Oczywiście, przebrania! Jakże mógł o nich zapomnieć! Przecież jeszcze przed chwilą o nich rozmyślał! Czuł się jak teraz jak kompletny głupiec, bardziej naiwny niż dziecko! A mimo to, dobry humor nie opuścił jego oblicza. Tkwił na nim jak wyryty w kamieniu. Odzież była pierwszym i najważniejszym krokiem gdy przychodzi do udanego wtapiania się w jakikolwiek tłum. Ech, niechaj diabli porwą uroki chwilowego zamroczenia. Istniał jeszcze problem dokładnego sposobu pozyskania nowych ubrań. Najbardziej oczywistym oraz bezpośrednim (i zdawałoby się zasugerowanym) było zdarcie ich z grzbietów jakichś zabłąkanych pechowców. Zakładając, że ktokolwiek mógł być bardziej zabłąkany niż oni. Ale nie, oni mieli przecież bardzo dokładną mapę.
- Załatwmy to więc od razu. Chcę czym prędzej przyjrzeć się tej „restauracji”.
Koncepcja, sama w sobie, była rzeczywiście nader intrygująca. Brzmiała jak coś, co mógłby wymyślić przedstawiciel jego Klanu pod wpływem nagłego przebłysku społecznościowego geniuszu… lub przytłaczającej logiczne myślenie nudy.
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 02-05-2013, 20:54   #33
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Fenrisulfr i Jean-Luc
To oczywiste, że przybysze z dawno minionych czasów natkną się na jakieś kompletnie nieznane im niebezpieczeństwa. Powinni więc trzymać się ludzi, nie chodzić w miejsca, które wszyscy omijają, nie wpadać na oślep tam, gdzie może się kryć jakieś niebezpieczeństwo.

Nie powinni także beztrosko przechodzić przez ulicę.

Znienacka tuż obok nich pojawiła się jakaś olbrzymia machina, która ryczała i dymiła okropnym, strasznie śmierdzącym dymem. Zdawała się być zrobiona cała z metalu i szkła, zza którego wyglądała przestraszona twarz jakiegoś człowieka. Z przodu oślepiały jasne światła, w jakiś przewrotny sposób podobne do tych osobliwych lamp na ulicy. Na powierzchni wyróżniał się jeden szczegół - niedbale naszkicowany kilkoma kreskami abstrakcyjny symbol, który chyba miał przedstawiać rybę.

Z piskiem machina omal nie zatrzymała się, zrobiła zwrot i spróbowała wyminąć spanikowane wampiry, co jednak nie wyszło, bo przerażony Jean-Luc stanął akurat w miejscu, w którym machina chciała się znaleźć. Francuz ze zduszonym krzykiem umknął spod kręcących się groźnie kół, zaś Fenrislufr z dużo większym rozsądkiem popędził na chodnik. Rozejrzał się - nikt z bydła nie wydawał się być niczym zszokowany.

Dopiero potem odwrócił się, by znaleźć Jean-Luca, ale Toreador zniknął.

Jean-Luc
Francuz ochłonął dopiero na jakiejś nieznanej mu ulicy. Widocznie w panice musiał uciekać na oślep... Co za diabelskie machiny istnieją w tych czasach! Jakie jeszcze okropne niespodzianki czekają na niezorientowanych przybyszów z przeszłości?

Odruchowo potarł rozbolałą nagle rękę, którą otarł się o metalową powierzchnię machiny. Jedno było pewne. Nie ma zielonego pojęcia, jak stąd wrócić do miejsca, w którym rozstali się z resztą. Ma na szczęście mapkę...

Fenrisulfr
Francuz zniknął. Widocznie spanikował i gdzieś uciekł. Przy lada potworze. Zachowanie było bezsensowne, należało skupić się na zadaniu, ale cóż - czego się spodziewać po Toreadorze?

Nagle ogarnęło go dziwne uczucie. Jakby ktoś go obserwował... Odwrócił się gwałtownie - z widoku umknął jakiś niewyraźny cień. Tylko jedna istota mogła tak szybko zniknąć. Kainita. Jakiś nieznajomy wampir obserwował ich, widział ich panikę na widok diabelskiej machiny - i ukrył się, zamiast ujawnić.

Gabor i Francesca
Furtka ustąpiła zaskakująco łatwo. Wampir poleciał do przodu, mimo wszystko zaintrygowana Francesca zerknęła za nim.

Ich oczom ukazał się dość niespodziewany widok. Chwasty i wybujałe krzewy sięgały ledwie na łokieć od ogrodzenia, dalej były starannie wykoszone. Powstała przestrzeń tworzyła niewielką, owalna polankę, na której w kręgu siedziało kilku ludzi i jeden bardzo brudny, kudłaty kundel. Wilczur. Choć także obdarci i wyraźnie biedni, ci włóczędzy nie śmierdzieli gorzałką na stajanie. Ich ubrania były czyste, a spojrzenia bystre i spokojne. Spojrzeli na oba wampiry bez najmniejszego zaskoczenia, tak, jakby dwie nieludzko silne istoty w skrajnie staroświeckich ubraniach wpadały do nich co wieczór.

Wilczur przebudził się. Na widok Gabora zaczął nagle warczeć w niebudzący wątpliwości sposób - psu nie spodobał się widok wampira. Franceski chyba nie zauważył.

Żaden z włóczęgów nie odezwał się. Po prostu siedzieli i czekali, patrząc spokojnie na wampiry.

sir Richard
Nieznajomy zignorował słowa krzyżowca albo przyjął je jako potwierdzenie swoich domysłów. Po prostu poprowadził wampira przez labirynt uliczek, ciągle coś gadając o jakichś Elfach. Sądząc z kontekstu, byli to ludzie charakteryzujący się ogromnym zmanieryzowaniem i dziwnym wyrażaniem się, więc może to była jakaś współczesna obelga? Gadał też o jakichś pomiotach Chaosu, które najeżdżały ciągle Imperium. Zatem w tym nowym świecie Turki miały jakiegoś nowego, strasznego wroga i Richarda niezbyt to martwiło. Nie musiał przynajmniej nic mówić.

Szli tak i szli, aż w końcu znaleźli się niedaleko parku - dużo drzew, staw, kaczki, spacerujący ludzie. Nagle drogę przestąpiła im jakaś wyraźnie przestraszona kobieta. Sam nie wiedział, skąd ta pewność, ale krzyżowiec był przekonany, że była wampirem. Miała przyjemne, brązowe oczy, dość krótkie, ciemne włosy i bladą cerę. Nerwowo się poruszała.

Na jej twarzy widniało ogromne napięcie, gdy spojrzała w twarz rycerza. Rozpoznała go, widać to było w jej ładnych oczach. Bała się, ale nie wampira - nie chciała wpuścić go do parku. Czemu?

- Paul - powiedziała, mrugnąwszy jednym okiem szybciej, niż mógł to zrobić i zauważyć człowiek - nie pamiętasz, że dzisiaj się na coś umawialiśmy? Mieliśmy obejrzeć film o tym wampirze, Nosferatu czy jakoś tak. I miałeś mi opowiedzieć o słynnym hiszpańskim Toreadorze. A ty idziesz na jakiś konwent?

Towarzyszący Richardowi dziwak popatrzył na nieznajomą maślanymi oczami, a wyraz jego twarzy zdecydowanie wskazywał na zachwyt. Niemal spijał słowa z ust kobiety, choć jej nie znał...

- Paul - powtórzyła wampirzyca prosząco - musimy porozmawiać. Porozmawiaj ze mną.

- Nie mogę cię pozbawiać towarzystwa tej pięknej kobiety - powiedział nagle dziwak, który jeszcze niedawno beztrosko nawijał o Elfach i Imperium, a teraz zachwycał się przeciętną urodą nieznajomej. - Zostawiam was.

I odszedł. Mało nie wpadł na jeden z tych świetlnych słupów, ale zaraz potem spokojnie ruszył dalej. Wampirzyca złapała Richarda za rękę.

- Nie możesz wejść do parku - szepnęła nagląco. - Właśnie przybyłeś do miasta, skoro o tym nie wiesz. Nikt ci nie powiedział? Tu jest mnóstwo zasad, innych niż gdzie indziej, no ale ze Świrem za księcia... Błagam, daj sobie wyjaśnić kilka spraw. Nikt z nas nie chce kłopotów...
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 03-05-2013, 00:54   #34
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację

Nieznaczne zgrzytnięcie towarzyszyło wpadającemu przez furtkę Gaborowi. Zaskoczony łatwością z jaką poddała się bramka wampir, wparował na rozpościerającą się za ogrodzeniem polankę. Francesca nie była pewna czy zdumienie odciśnięte na twarzy towarzysza spowodowane było niespodziewaną uległością ogrodzenia, czy może bardziej faktem iż na środku polany, całkiem niewzruszenie siedziała sobie w kręgu grupka biedaków strzeżona jedynie przez sporego i równie sfatygowanego co właściciele, psa. Zwierzę ostrzegawczo i nieprzyjaźnie zawarczało. Franceskę bardziej zaniepokoiło jednak zachowanie zgromadzonych ludzi. Nie wykazywali zdumienia, faktem iż nieznajomi intruzi wdarli się tak bezceremonialnie na teren ich posiadłości. Kobieta odruchowo wstrzymała nabierany z przyzwyczajenia oddech. Mrok nieco zgęstniał wokół jej postaci. W dłoni błysnął podłużny kształt. Czekała na reakcję Gabora.

 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 04-05-2013 o 23:05.
katai jest offline  
Stary 05-05-2013, 16:42   #35
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Nagła zmiana zachowania Toreadora, jego niemal szaleńcze ruchy i słowa wymusiły na skaldzie by wraz z nim zrobił kilka kroków na drugą stronę. Dźwięk zawodzącego Jotuna i oślepiające światło wybrało dokładnie ten sam moment by niebezpiecznie blisko przemknąć w ich stronę. Właścicielem owego dźwięku było coś na kształt odwróconej, dziwnie przemalowanej barki, której obsługę było widać zza wszechobecnej tafli szkła. Twarz wydawała się skaldowi przerażona ich obecnością. W ułamkach sekundy, wyuczone odruchy ratujące mu tyłek niejeden raz pchnęły go do powrotu tam skąd przybył. Na ten dziwny, wyjątkowo równy chodnik. Wiedział, że Jean-Luc nie dał rady wrócić, ale może uskoczył gdzieś dalej. Machina znikała w zakamarkach tego dziwnego świata. A obecność paniczyka znikła wraz z nią. Nieżywe ciało Fenrirsulfra napędzone i postawione w stan gotowości wychwyciło znajome mrowienie na barkach, a dłonie automatycznie odszukały rękojeść toporka za pasem.
Szybkie rozejrzenie się pozwoliło ustalić Fenrirowi źródło. "A to ci małe wredne nowoczesne pijawki. Śledzą nasze poczynanie nie racząc się przedstawić.
"
Bard nie potrafił się kryć. Postura nie pozwalała mu na to. Jednak wiele podchodów na łowach, gdy najmniejszy podmuch wiatru potrafi zniweczyć cały plan, wykształciły u niego coś na kształt znikania w otoczeniu. Uczył się tego od małego podlotka znikając nie raz na kilka dni w górskich lasach. Może nie było tu liści, krzewów i grubych pni ale taki bałagan oraz wiecznie trwająca kakofonia pozwolą mu zgubić niepożądanego szpiega. Przynajmniej do czasu kolejnej wpadki.

Na pewno jednak zdobędzie kilka chwil potrzebnych do ogłuszenia i niezbyt honorowej grabieży odpowiedniego odzienia. "Tarcza, na Odyna! Muszę ukryć tarczę."
Wampir rozejrzał się po dziwnych budowlach w poszukiwaniu dobrej drogi na dach. Nikt przecież, poza złodziejami, nie będzie szukał takich rzeczy na dachach. Znalazł w końcu mało oświetlony zaułek, na tyle ciemny, by skąpane latarniami oczy potrzebowały chwili do dostosowania się w mroku.

"Najpierw tarcza, potem gubimy ogon, zdobywamy ciuchy i szukamy miejsca na nocleg. Nie będzie tak źle, kto przeszkodzi tego ogłuszyć albo zagadać. Bez pośpiechu, analizując."
Norweg dostrzegł podobną barkę do tej która ich o mało co nie rozpłaszczyła. Podszedł do niej od razu dostrzegając jej połyskliwą warstwę czegoś farbopodobnego. Zawisł twarzą kilka centymetrów i przyjrzał jej się z bliska. Za warstwą szkła zobaczył jakieś dziwne siedziska, abstrakcyjny układ cyfr i wskazówek, jakieś dźwignie, pokrętła, a nawet niewielkie lusterko odbijające wnętrze tego czegoś. Nie chcąc sprowadzić na siebie jakiegoś przekleństwa nie dotknął żadnego fragmentu barki. "Muszę się dowiedzieć co nas ominęło" Z tą myślą spojrzał na budynki w zaułku. Jak na złość wszelkie nierówności, które tak często obecne były we współczesnych mu czasach w budownictwie, tutaj przejawiały wielką ochotę się nie pokazywać. Jedynie otwory okienne dawały jako takie obietnice pewnego chwytu jednak dzieliła je zbyt duża odległość. Na szczęście jednak skald dokładnie rozejrzał się w otaczających go ciemnościach więc dostrzegł jakieś dziwne metalowe rusztowanie, najpewniej przymocowane do budynku. Podchodząc bliżej oczy wyłowiły szczegóły. Rzeczywiście miało to coś na kształt budowlanych kładek jednak wyglądało na solidniejsze a przede wszystkim, nie dotykało podłoża.

- Musi wmurowane w ścianę - mruknął do siebie wampir szukając czegoś co by mu pomogło wspiąć się na tą dziwną konstrukcję.

Poprawił tarczę spinając dodatkowe paski by nie spadała mu podczas ruchu. Była to zdobyczna, prawie nie poniszczona osłona której nie miał okazji wypróbować w większych bojach. Kilka razy ratowała mu plecy przed zbłąkaną strzałą ale te miejsca zostały zreparowane i na nowo zabarwione utrzymując pierwowzór zdobień.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 06-05-2013, 11:46   #36
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Prowadźcie więc Pani w jakieś ustronne miejsce. Nie do końca mi wiadomo o czym chcecie mi powiedzieć. W mieście jestem dopiero od paru godzin i z każdym krokiem jestem coraz bardziej zdziwiony tym co me oczy tutaj ujrzały. - powiedział Richard do kobiety, która właśnie chciała go chyba uświadomić, że pchał się w nie lada kłopoty.

Nieznajoma kobieta poprowadziła Richarda przez kilka ulic, tak szybko, że właściwie nie zapamiętał drogi. W tych czasach wszystko było inne, nowe, tak samo nieznane...

W końcu znaleźli się na jakiejś wyraźnie mało uczęszczanej, wąskiej uliczce, przy której stało kilka ławek. Wokół nie było żadnego postronnego przechodnia, więc wampirzyca spokojnie usadowiła się na jednej z ławek, gestem zapraszając krzyżowca, by usiadł obok.

- Możemy tu rozmawiać, nie niepokojeni przez nikogo - powiedziała, już dużo spokojniej. - Jestem Angelica. Może to trochę ułatwi nam rozmowę... Wybacz, że przerwałam wam tak bezceremonialnie, ale o mało co nie wszedłeś do parku. Wampiry mają tam wstęp wzbroniony od dziewiętnastej do dwudziestej pierwszej. I nie można w ogóle tam polować. Mieszkam tuż obok, gdybyś złamał ten zakaz, wszystkie gromy wściekłości spadłyby na mnie...

- Me imię Richard Heldson. Syn Bernarda Heldsona, możnowładcy ziem w hrabstwie York. Z dawnych lat zdobywca Jerozolimy i kawalerzysta drugiej chorągwi Królestwa Anglii. Wybaczcie pani pytanie, ale gdzie ja jestem? Jaki mamy dziś dzień?
- Krzyżowiec nie krył zdziwienia. Zastanawiał się kto jest na tyle bezczelny aby dawać komukolwiek ze szlachty zakaz korzystania z dobrodziejstw parku.

Kobietę po prostu zatkało.

- Albo sobie ze mnie kpisz - powiedziała nie bez złości - albo przespałeś jakieś osiemset lat. Mamy trzynasty sierpnia dwa tysiące dziesiątego roku. Jesteśmy na Dewey Street, w Tallahassee, stolicy stanu Floryda, w USA, w Ameryce Północnej. Czyli dość daleko od hrabstwa York, ba, nawet od New York. I którejkolwiek Anglii jesteś kawalerzystą, do parku nie wchodź. Chyba że chcesz mieć na karku księcia, primogen, jakieś wilkołaki i całą gromadkę Tremere.

- Nie bardzo rozumiem o czym mówicie pani. Ostatnie co pamiętam to … - Richard zamyślił się chwilę - chyba królestwo Węgier. Co to jest u-es-a? To jakieś lenno Anglii? Nie wiem dokładnie też co się ze mną stało, ale z tego co wiem, to magowie czy ktoś inny maczał w tym palce i trafiłem tutaj. Co się zmieniło od tamtego czasu?


- Lenno Anglii - powtórzyła powoli Angelica. - Cóż, w pewnym sensie masz rację. Byłe lenno Anglii, jeśli upierasz się przy tym staromodnym określeniu. Coś się zmieniło? No tak, sporo się zmieniło! - Kobieta parsknęła śmiechem. - Cholera, tego się nie da powiedzieć w dwóch słowach. - Nagle spoważniała, gdy zdała sobie z czegoś sprawę.

- Zaraz, magowie? Mamy tu w mieście trochę magów, owszem, ale oni nam nie przeszkadzają. My mamy przewagę liczebną, to nie chcą szukać guza, nie zaczepiamy się nawzajem. Bo po co? Oni zresztą są strasznie słabi, nie wykombinowaliby przenosin z Królestwa Węgier... to gdzieś w Europie, nie? No więc nie zrobiliby czegoś takiego. - Wyraźnie się nad czymś zastanawiała. W końcu chyba podjęła decyzję. - Słuchaj, panie Zdobywco Jerozolimy, mogę cię chyba zaprowadzić do kogoś, kto może coś zrobić z tym fantem. Do księcia nie ma sensu iść, choć oficjalnie powinieneś to zrobić... no ale co ci da wariat? Zależnie od humoru, poprosi cię o autograf na Biblii lub wywali z miasta za krzywe spojrzenie, i tak za sznurki pociąga Steel, on zaś chce utrzymać obecny stan rzeczy. Nie trzeba mu tu obcych. Ale jest parę... godnych zaufania osób, które mogłyby podejść do tej dziwnej sprawy... bardziej elastycznie. - Wyraźnie kręciła, nie chcąc zbyt wiele zdradzić. O co mogło jej w ogóle chodzić?

- No dobrze. Niechaj tak się stanie. Czy będziecie o pani tak łaskawa i doprowadzicie mnie do swego przyjaciela? - na wszelkie pytania nieznajomej Richard odpowiadał jedynie ruchem głowy. Nie chciał jej przerywać. Totalnie nie wiedział o czym mówiła. Słuchał mimo wszystko starając się zapamiętać cokolwiek. A nuż przypomni mu się to kiedy będzie trzeba i olśni go.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 06-05-2013, 12:10   #37
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Szybki rzut oka dostarczył mu sporo informacji. Niestety wnioski były lekko niepokojące. Zmierzył kundla wzrokiem i zastanawiał się, czemu nigdy nie nauczył się choć podstaw animalizmu.

„Bo ci durniu czasu nie starczało na pierdoły.”
– od razu odpowiedział sobie na wpół sarkastycznie.

Zaszczycił zwierzę ledwie przelotnym spojrzeniem bo tyleż tylko było warte. Bardziej interesowali go ludzie. Ich widok sprawił, że zastanowił się nad ich zachowaniem. Zbyt porządni jak na włóczęgów.

„Cholera. Zbyt czyści. Wyglądają na czystych i …” – Dłuższą chwilę zabrało mu znalezienie słowa lecz gdy je znalazł wiedział już co go zaniepokoiło – „…zorganizowanych.”

Wnioski, do których doszedł nie sprawiły, że się przestraszył. O wiele więcej trzeba było by zaczął się bać. No, może gdyby usłyszał głos ojca zza pleców. Taaa. To niewątpliwie by go przeraziło. Śmiertelnie. Po raz drugi i ostatni.

Nie chciał zacząć od sprawienia złego wrażenia, a za to mogło by być poczytane zabicie tego kundla. Stanął więc by go nie drażnić i odezwał się do zgromadzonych.

- Witajcie. Kto zarządza tym przybytkiem? – Powiódł badawczo wzrokiem – Potrzebuję pewnych informacji. - na wszelki wypadek nie zdradzał, ze przyszedł nie sam. Choć z drugiej strony, jeśli tego nie wiedzieli to chyba nie warto się było nimi przejmować.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 07-05-2013, 23:29   #38
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Młody mężczyzna stał przez chwilę jak wryty, podziwiając niegościnny zaułek. Nie wiedział gdzie trafił, a szczegóły odbytej podróży były, lekko mówiąc, dość chaotycznie rozsypane po jego makówce. Chwilę potem, rażony piorunem tychże wspomnień, gwałtownie rozejrzał się wokół, trochę jak przestraszone zwierzę, upewniając się, że piekielna maszyna nie podąża dalej jego śladem. Co to właściwie było? Czy w środku naprawdę siedział jakiś człowiek? No i gdzie podział się Fenrisulfr? Spokój, tylko spokój mógł go teraz uratować. Musiał odpędzić od siebie Bestię, uporządkować myśli. Francuz oparł się z czerwonej cegły i masując skroń zaczął rekonstruować przebieg wydarzeń. Wypadek, strach przed nieznanym oraz paniczna ucieczka. Najwyraźniej te technologiczne monstra zastąpiły tradycyjne powozy. On i Gangrel po prostu czmychnęli w inne strony, a Bellerose pozwolił, żeby tchórzostwo wzięło w nim górę. Na dodatek z powodu takiej błahostki…

- Niech diabli porwą moje przeklęte pochodzenie!
Oczywiście było to kłamstwo, mające poprawić jego samopoczucie poprzez skierowanie winy na kogoś innego. Znał Francuzów, którzy byli uosobieniem odwagi, pech chciał, że on do nich nie należał. Co też pomyśli sobie na jego temat kompan podróży? Czy opowie o tym niegodnym zachowaniu pozostałym krwiopijcom? Jeśli tak, Jean-Luc stanie się kompletnym pośmiewiskiem! Zwyczajnie spali się ze wstydu! Nie. Fenrisulfr nie wyglądał na kogoś, kto czerpał by radość z czyichś słabości. Z pewnością zachowa to, co się stało dla siebie. Ale Bellerose miał teraz ważniejsze problemy niż ochrona dobrego imienia swojego Ojca - musiał się odnaleźć i bynajmniej nie chodziło o metafizykę, a o położenie w świecie rzeczywistym. Wyjął staranie złożony pergamin i zaczął go analizować.
- Najrozsądniejsze będzie chyba udanie się do tej wegetariańskiej restauracji. W końcu to ona była naszym celem nim zostaliśmy rozdzieleni. Jeśli wszystko pójdzie dobrze…
Wypowiadał myśli na głos, ponieważ starał się przekonać samego siebie. Prawdopodobieństwo, że Gangrel wpadnie na ten sam pomysł było raczej niewielkie, ale nie miał na chwilę obecną lepszych pomysłów. Poza tym, lepsze poznanie metropolii mogło okazać się przydatne później. W końcu nie mógł chyba zgubić się bardziej. No i zgodnie z tym co radził zaginiony kompan, musiał jeszcze znaleźć jakieś wiarygodne przebranie.
 
Highlander jest offline  
Stary 08-05-2013, 22:48   #39
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Fenrisuflr
Pomijając drobne szczegóły, architektura to architektura. Wchodzenie na domy zasadniczo się nie różniło - zawsze jest jakiś punkt podparcia. A takie cudowne rusztowanie... Innymi słowy, wampir spokojnie wszedł na dach. Właściwie nikt go chyba nie zauważył. Na ulicy było zaskakująco pusto i cicho.

Dach był prawie płaski, jednak plątanina jakichś rur i drutów nieopodal kilku kominów umożliwiła w miarę swobodne ukrycie tarczy. Gdy Gangrel się za to zabrał, znowu poczuł, że ktoś mu się przygląda.

Nieopodal na dachu stała wysoka, chuda sylwetka, zapatulona w wytarty i za duży płaszcz. Nieznajomy miał narzucony na głowę kaptur, skrywający twarz w głębokim cieniu, tym głębszym, że od ziemi i osobliwych świateł na słupach dzieliło ich kilka pięter.

- Jesteś nowy w tym mieście - wychrypiał nieznajomy. Nie pytał, tylko stwierdzał fakt. - Muszę cię zaprowadzić do Elizjum. Takie mam rozkazy. Idziesz?

Był bardzo pewny siebie. Może dlatego, że na dach bezszelestnie wspięły się kolejne zamaskowane sylwetki. Razem było ich pięciu - pięciu zdeterminowanych nieznajomych, co do których nie można nawet być pewnym, jakiej są płci. Tarczy chyba nie zauważyli...

Gabor i Francesca
Włóczędzy popatrzyli najpierw po sobie, a potem na przybyszy. W końcu jeden z nich, poważnie wyglądający mężczyzna z przyprószoną już siwizną niegdyś brązową brodą wstał i wysunął przed siebie puste ręce. Nie mam broni, mówił jasno ten gest. Przynajmniej w rękach.

- Ano, trzeba ci informacji - powiedział powoli mężczyzna. Wyglądał na przywódcę grupy, bo pozostali nie przerywali mu, wsłuchując się z uwagą w każde słowo. - Przecież Morgan ustalił, że to nasza ziemia. Czy panienka może schować broń? - zwrócił się do Franceski. - Byłbym zobowiązany. Wracając do rzeczy, wiedz, panie wampirze, że nie powinno cię tu być, w tym ogrodzie. Tu wy nie możecie wchodzić. Tak ustalono i od trzech lat tych zasad się sumiennie przestrzega.
- Nie interesuje nas walka - dorzuciła nagle kobieta, która siedziała ze skrzyżowanymi nogami na starannie rozścielonym, niewielkim kocu. Była dość młoda. - Nie chcemy zwady. Możecie odejść w pokoju.
- A po informacje chodźcie do swoich - uzupełnił domniemany przywódca. - Szczury Kanałów mają gdzieś niedaleko swoje gniazdo. Idźcie sobie.
Wilczur ponownie wydał z siebie groźny warkot. Sprężył się, jakby do skoku...
- Uspokój się, Gavinie - rzucił ostro jeden z włóczęgów. - To tylko drobne naruszenie. Morgan i tak natrze im za to uszu.

Sir Richard
Angelica poprowadziła krzyżowca przez labirynt wąskich uliczek aż na drugie piętro świeżo pobielonego skromnego budyneczku, przed starannie zamknięte, solidne z wyglądu drzwi. Zapukała.

Zazgrzytały łańcuchy, zaszczękały kłódki, a drzwi się otworzyły. Ze środka wyjrzał nijaki mężczyzna w średnim wieku. Spojrzał na wampirzycę z lekkim zaskoczeniem.
- Mam ważną sprawę do Marie-Anne, Gerardzie - wyjaśniła nerwowo Angelica. - Bardzo ważną. Wprowadzisz nas?
Mężczyzna nazwany Gerardem zastanowił się, po czym pokiwał głową i otworzył drzwi na całą szerokość. Angelica sama weszła i pociągnęła rycerza za sobą.

Przeszli przez wąski, ciemny korytarz, a potem znaleźli się w gustownie urządzonym pokoju, chyba salonie, o czym świadczyła sofa i kilka foteli, wraz z gustownymi zasłonami przy oknach, kilkoma ładnymi obrazami i mnóstwem drobnych ozdóbek w rodzaju wazoników, niewielkich figurek czy biżuterii. Wampirzyca usiadła w jednym z foteli, zachęcając Richarda gestem, by usadowił się w drugim.

Po chwili do pomieszczenia weszła kobieta - zapewne owa Marie-Anne. Podobnie jak Gerard, nie wyglądała zbyt charakterystycznie. Jasne włosy, szare, nijakie oczy, niezbyt piękne rysy twarzy oraz pozostawiająca trochę do życzenia sylwetka.

- I znowu przyłazisz, Woods - warknęła na Angelicę, jednocześnie siadając na kanapie. - Oby to znów nie był jakiś drobiazg.
- To ważna sprawa - zaprotestowała nieśmiało wampirzyca. - Ten tutaj rycerz twierdzi, że był jakimś kawalerzystą i zdobywcą Jerozolimy, i przeniósł się tutaj z Królestwa Węgier, i jestem już pewna, że to nie żart - trajkotała jak prawdziwa kobietka.

Marie-Anne spojrzała na nią, nie kryjąc zdumienia. Zastanowiła się, po czym błyskawicznie podjęła decyzję.

- Gerardzie - rzuciła, a mężczyzna pozornie znikąd pojawił się tuż obok - panna Angelica Woods wychodzi, odprowadź ją do drzwi. A teraz - dorzuciła, gdy już zostali sami - powiedz mi, drogi zdobywco Jerozolimy... czy mówi ci coś nazwisko niejakiego Antoine'a Laideura?

Dopiero teraz dali dojść Richardowi do słowa.

Jean-Luc
Francuz był w błędzie, sądząc, że nie może zgubić się jeszcze bardziej. Zgubił się w sposób totalny, kompletny, nieopanowany, bo nagle znalazł się w okolicy, która kompletnie nie przypominała niczego, co kiedykolwiek wcześniej widział. Olbrzymie, jednakowe budynki w kształcie prostych pudeł otaczały go ze wszystkich stron, jak szczyty gór.

Była jednak jedna dobra strona tej sytuacji. Wypatrzył kilku zataczających się młodych ludzi, najwyraźniej wracających z czegoś w rodzaju libacji alkoholowej. Byli ubrani w osobliwym stylu tych czasów, a w chwili obecnej niezdolni do stawienia oporu wobec kogokolwiek. Widać czuli się tu jak u siebie.
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 11-05-2013, 14:03   #40
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Mimo przytłaczającego ciężaru własnej niekompetencji był w stanie dostrzec w tym wszystkim aspekt komediowy. Jak głosiło stare przysłowie, im dalej w las, tym więcej drzew. W tym przypadku drzewa zamieniono na wielkie kamienne kwadraty, ale nikt nie raczył go o tym poinformować zawczasu. Z wnętrza dziwacznych konstrukcji wydobywało się światło, tworząc losowe wzory… tylko, że majestat tego wszystkiego znacznie zbledł w jego oczach. Toreador cierpiący na przesyt piękna? Nie, raczej nie. Nader trudno jest grać na nosie własnej naturze. Przyczyna leżała gdzieś indziej. Już on dobrze wiedział gdzie. Bez wątpienia, osoby odpowiedzialne za stworzenie pokracznych budynków stawiały na funkcjonalność, ponieważ zacięcie artystyczne było dla nich terminem zupełnie obcym, niemożliwym do ogarnięcia. Góry? Hmm. Może i wyglądały jak skalne wzniesienia, ale jeśli postrzegać je w ten abstrakcyjny sposób, to byt odpowiedzialny za ich stworzenie nigdy nie spoglądał na zapierające dech w piersiach widoki oferowane przez szczyty takie jak Grande Casse, Arcalod czy Puy de Sancy.
- To wszystko jest tak zaawansowane, a jednocześnie tak puste i bezduszne…
Aspekty estetyczne musiały jednak zejść na dalszy plan, bo oto Francuz dostrzegł okazję, na którą czekał odkąd oddzielił się od reszty grupy. Dwójka idących ulicą młodych mężczyzn miała za sobą ciężką noc, wystarczyło jedno spojrzenie aby zdać sobie sprawę, że zbyt namiętnie obcowali z dnem butelki i romans ten zakończył się dla nich poważnym otumanieniem. Mimo wzajemnej pomocy ledwie trzymali się na nogach, co czyniło ich idealnymi kandydatami do… oswobodzenia z odzieży.

***
-…Ale tylko wtedy! Nie odzywaj się niepytany, bo <hic!> on może się wkurwić. Pamiętaj, facet dobrze płaci, ale nie lubi kiedy ktoś cały czas gada jak najęty. Podobno ostatni…
- No to… <ugh> nie wiem… jak on… z tobą wytrzymuje...Mitch. Przecież Ty…<Mmmph!?>

Wielki orator zatrzymał się w pół kroku. Przez kilka sekund stał w zupełnym bezruchu, nim strach w końcu przebił się do osłoniętych alkoholową znieczulicą szarych komórek i zasugerował mu odmienny zestaw reakcji. Potem Mitch odwrócił się do tyłu, zaniepokojony przedwcześnie urwaną wypowiedzią swojego równie napranego kolegi. Niższy mężczyzna zniknął, ale charakterystyczne odgłosy pijackiej szarpaniny dobiegające z wąskiej uliczki pomiędzy blokami dawały mało subtelną sugestię gdzie mógł się udać. Szanując wytworzoną przez lata braterską więź i odczuwając nagłą chęć stłuczenia komuś papy, Mitch wkroczył w zaciemniony zaułek i… zdębiał ze zdziwienia. Jego ziomek opierał się o ścianę z połowicznie ugiętymi nogami i odchyloną na bok głową. Jego dłonie spoczywały na betonowej ścianie. Jęczał przy tym i stękał jak podrzędna gwiazdeczka porno z lat 90tych, a tymczasem jakiś długowłosy homo w błękitnym kubraczku i szpiczastych bucikach oblepiał jego szyję swoimi gejowskimi pocałunkami.
- Hej, ty pedale! Zostaw Jacka! Zostaw go w tej chwili, słyszysz!?
Niedowierzanie Mitcha przerodziło się w bombę agresji, która eksplodowała natychmiast. Rzucił się do przodu z wyciągniętymi pięściami, jednocześnie chcąc wymazać całe zajście z pamięci, ponieważ zwyczajnie nie pasowało do jego bezpiecznej i sprawdzonej wizji jego świata. Uwłaczało jej, deptało ją pod swoimi spedalonymi buciorami. Ten chuj, jak on śmiał! Nie mógł na to pozwolić! Po prostu nie mógł! Ale nie był zdolny zrobić nic więcej, bo zniewieściała dłoń wystrzeliła jak wąż w stronę jego gardła i zacisnęła się nań z siłą przemysłowego imadła. Niezależnie od tego jak mocno się szarpał, nie mógł odtrącić patykowatego ramienia, którego właściciel nigdy nie skorzystał z usług siłowni. Jak!? Dlaczego!? Z twarzą szybko nabierającą koloru ostrej czerwieni, Mitch walczył teraz nie dla swojego przyjaciela czy przekonań, ale o zaczerpnięcie kolejnego oddechu… i wiedział, że była to walka z góry skazana na przegraną.

***
Jean-Luc wyszedł z zaułka kilka minut później, dobrze najedzony i ubrany w skradzione przed chwilą ubrania. Nosił teraz parę czerwonobiałych tenisówek z czarnymi sznurówkami, błękitne, przetarte w kolanach jeansy oraz czarną bluzę z kapturem, która miała na sobie różnokolorowy napis Daft Punk i jakiś pogański symbol. Nie wiedział dokładnie, czym są pojęcia „daft” i „punk”, ale połączone dawały bardzo ładny wydźwięk. Poświęcił też kilka chwil na zaznajomienie się z zawartością fikuśnie ukształtowanych sakiewek z utwardzonej czarnej skóry (chyba świńskiej). Zawierały monety w różnych rozmiarach oraz parę zielonych pasków pergaminu z różnymi numerami i podobiznami ludzi. Na koniec obejrzał się w tył, rzucając pożegnalne spojrzenie swoim dobroczyńcom. Mitch i Jack siedzieli zupełnie nieprzytomni za wzniesieniem ułożonym z kartonowych pudeł. Tak jak ich Pan Bóg stworzył, jeśli nie liczyć ich dość sugestywnego uścisku. Rany na szyjach zostały należycie zalizane, a wokół porozrzucano chaotycznie elementy odzieży, jakby ktoś ubierał się w wielkim pośpiechu i nie mógł do końca zdecydować co na siebie włożyć. Bellerose przejechał językiem po swojej dolnej wardze.
- Panowie, mam nadzieję, że spędziliście nasz wspólny czas równie przyjemnie jak ja.
Owinąwszy średniowieczny strój w pozostałości wysłużonego płaszcza, ujął improwizowany pakunek pod pachą i ponownie, prawie tanecznym krokiem, ruszył w miasto.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172