Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2013, 00:45   #21
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Skald znalazł się w niewielkim zakłopotaniu. Pójść w nieznane, zostawiając tą dwójkę samemu czy pozostać i włączyć się do konwersacji? Rzadko miał okazję oglądać w tym nieśmiertelnym życiu duchownego płci przeciwnej. A przynajmniej kogoś kto wyjątkowo dobrze go udaje, gdyż wątpił aby jakikolwiek wampir mógł nim zostać tak do końca. Pamiętał, owszem pamiętał, że w kulturze chrystusowej wiary daleko brakowało do ideału zapisanego w księgach. Owa piękność, która docierała do niego pomimo zakonnego okrycia, dawała wiele obiecujących odstępstw od owej wiary i miał wrażenie, że właścicielka umiała ją wykorzystać.

- Witamy w naszej małej gromadce - podpatrując Toreadora skłonił nieco głowę na znak szacunku - Mniemam iż jesteś o pani równie zdezorientowana co wszyscy. Lecz proponuję - spojrzał na Jean-Luca - i tobie również paniczyku, abyśmy opuścili ten przybytek i wykorzystali nasze umiejętności do zdobycia informacji. - starał się przemawiać łagodnie by nie spłoszyć nowej towarzyszki. Widocznie ukryła się przed taką zbieraniną wojaków.

Jego włączenie się do rozmowy najwyraźniej jednak ostudziło "pałacowe" zapędy Francuza. Etykieta wyższych sfer ma znaczenie gdy wszyscy są z nią zaznajomieni. Skald odniósł wrażenie, że Jean-Luc jest mu wdzięczny za wtrącenie. Błysk ulgi w oku można było interpretować jako podzięka za sprowadzenie go „na ziemię” i zaprzestania kurtuazji. Co innego, że na obecną chwilę zabawianie damy nie powinno mieć miejsca. Znajdowali się w opałach po uszy. Obcy świat, nowe i zupełnie nieznane obyczaje, potencjalni wrogowie.

- To mój nowy znajomy, Fenrisulfr. Jeśli mogę wysilić się na sugestię... przyjacielu, Twój wygląd niemal napewno zwróci na nas niepotrzebną uwagę. Nie uwłaczając nikomu, już w naszych czasach strój ten budziłby niepokój wśród ludności większych miast. Być może wskazane byłoby wpierw zdobyć stroje bardziej pasujące do... obecnej mody. Musimy działać bardzo ostrożnie. Kto wie jakie niebezpieczeństwa czają się na zewnątrz.
Kończąc swój wywód, Jean-Luc dowiódł, że nie tylko posiadał niezwykłą głębię emocji. Potrafił być też dość pragmatyczny, gdy wymagały tego od niego zaistniałe okoliczności.

-Owszem, również nad tym myślałem. Uważam, że każde z nas powinno podpatrzeć panującą tutaj modę by wtopić się jak najmocniej. - przytaknął paniczykowi - Chociaż w mrokach ulic, pomimo że są o stokroć jaśniejsze niż nasze zamkowe korytarze, łatwiej ukryć się będzie mi, w skórach niż temu tam - rzucił dłonią w pokój z trumnami - który ma cały oręż. Najłatwiej będzie się skryć tej oto - wskazał głową - damie. Dlatego nim wyjdziemy, proponuję już wybrać cel dla naszej - rozejrzał się przez chwilę - trójki. Widziałem przez tą taflę, że niektóre tutejsze kramy pomimo późnej pory wciąż działają. A na pewno każde z nas ma drobny trzos na sprzedaż czy wymianę. - Zakończył swą wypowiedź zdejmując tarczę - Ach, byłbym zapomniał, czy ktoś dysponuje jakimś nietępym sztyletem i ma na tyle umiejętności by moje włosy przyciąć prawie do skóry? Na pewno odrosną a nie mamy czasu by je porządkować - spojrzał na obie postacie przybierając wyuczoną minę łagodnego osobnika zmęczonego życiem.

- Nie ma w tym wcale nic pewnego, jeśli zna się pewien sekret...
Twarz młodszego mężczyzny momentalnie rozbłysła iście lisim uśmiechem. Upewniwszy się, że skald z zainteresowaniem na niego spojrzał, kontynuował w najlepsze - Cała tajemnica polega na tym żeby przez krótki czas po ich ścięciu, aktywnie myśleć o tym, aby nie odrosły. Skoncentrować się na zachowaniu dokonanych zmian. Wmawiać sobie, że nie chcemy powrócić do poprzedniego stanu. Znałem Spokrewionych, którzy byli wystarczająco zdeterminowani aby na stałe zmienić swój visage, nawet wiele dziesiątek lat po przemianie.

Fryzury, tatuaże, odrażające ozdoby wykonane z kości - dokładna natura zmian nie miała większego znaczenia, rozchodziło się o zwykłą ludzką (czy też wampirzą) upartość.Tak wywnioskował Fenrirsulfr. Zasłyszawszy prośbę, Jean-Luc wyraźnie wahał się przed jakimś szczególnie skrywanym wyborem. W końcu jednak chęć kooperacji wzięła górę nad paranoją typową dla wampirzego rodzaju, czy też dla średniowiecznych różnic majątkowych. Fenrisulfr sprawiał wrażenie osoby poczciwej i godnej zaufania poza tym gdyby się zastanowić, to zapewne w swoich Nordyckich kręgach jako minstrel historyczny cieszył się niemałym szacunkiem. Porównywalnym do pozycji zajmowanej przez paniczyka. Nie takiej samej, o nie, ale w pewnym sensie zbliżonej. Bellerose wyjął więc z buta łowiecką niespodziankę i złapawszy za rękojeść, wskazał drugiemu mężczyźnie aby zajął miejsce na jednym z pudeł wypełnionych złomem.

- Skoro dzisiejszej nocy wcieliłem się już we włamywacza, mogę stać się również fryzjerem. Proszę, usiądź przyjacielu. Miej jednak na uwadze, że nie posiadam w tym wprawy...

- Po prostu je zetnij. Jak znajdę chwilę to je zepnę, a na razie niech nie wyglądam jak wyjęty z gardła wielbłąda. - cichym parsknięciem podsumował Fenrirsulfr siadając na pudle. Wyciągnął kawałek rurki. - Ciekawe do czego to jest potrzebne - zamyślił się czekając na charakterystyczne, lekkie szarpnięcia podczas ścinania.

“ Trzeba będzie się wziąć za brodę i może blizny. Chociaż, zostawię je widoczne, a nos poprawię... Ciekawe, wypróbujemy z brodą, a potem się zobaczy” Widział jak ostrze zbliża się do jego głowy. Jednak wolał zaufać temu paniczykowi, z którym jakoś udało mu się dogadać niż obcemu “nowoczesnemu” Kainicie z chrapką na starą krew.

Bellerose zrobił to, o co go proszono. Mimo upływu wielu setek lat (a ściślej zapewne kilku dni jeśli brać pod uwagę dzieło Magów), sztylet był wciąż pachnący świeżością i odpowiednio naostrzony. Jedna dłoń zebrała włosy kudłatego mężczyzny i napięła je pod odpowiednim kątem. Druga wykonała płynny ruch ostrzem, pozbawiając właściciela nadmiernej ilości owłosienia. Mniej-więcej w momencie gdy kudły dotknęły podłogi, na scenę ich małego teatrzyku wkroczyła reszta wojów. Najwyraźniej uporali się z wynaturzoną bestią raz na zawsze. Gabor przedstawił nawet kilka ze swoich pomysłów, odnośnie jak najszybszego odnalezienia się w nowym otoczeniu.

- Owe “męty” będą również przydatne jako źródło informacji. Nawet jeśli jakiś osobnik jest bezwartościowy w oczach współczesnego społeczeństwa, dla nas może być bezcenny ze względu na posiadaną wiedzę. Postaram się znaleźć nam jakieś schronienie na kolejną noc. Spotkajmy się tu na dwie godziny przed świtem. Czy brzmi ro rozsądnie?

Pytanie, które padło z ust Francuza, wydawało się tak naprawdę nie czekać na odpowiedź. Jako grupa mogli ściągnąć na siebie niepożądaną uwagę. Działając samotnie będzie miał większe szanse pozostania niezauważonym. Oczyścił ostrze i schował je na powrót do buta.

-Dzięki – rzucił skald zastanawiając się z kim najlepiej kooperować.

Francuz, obnoszący się dość wyraźnie ze swą Artystyczną linią krwi więc skald sądził, że doceni literalną wiedzę posiadaną przez Fenrirsulfra. Dodatkowo nie rzuca się na problemy z kopniaka, jak jego północny sąsiad Brandr. We trzech, plus rzucająca pięknościami dama, mogliby dość łatwo poradzić sobie ze znalezieniem kryjówki. „Priorytet to wydostać się i znaleźć odzienie. Potem się zobaczy” pomyślał wiking a na głos odparł

– Myślę że nie jest to złym pomysłem, jednak jeśli oświadczę nie ingerować w twoje zdolności to czy pozwolisz mi zająć się twoimi ‘plecami”? We 2 zawsze bezpieczniej. – bard skłonił się jeszcze raz dziękując za uporządkowanie kołtunów. Wyglądał teraz jak wyrwany ze szczęk Jörmungandra ale przynajmniej nie martwił się o wpadające wszędzie kosmyki.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 25-04-2013, 09:42   #22
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Richardowi szkoda było tego stwora. Na prawdę mu się podobał. Mógłby sobie go zamknąć gdzieś na swoim zamku i straszyć nim służbę w razie niezadowolenia z ich usług. Templariusz zastanawiał się jak te ileśset lat później wyglądają zamki i twierdze. Z pewnością budowniczy wymyślili jakieś nowe rozwiązania i teraz grube kamienne mury mają jakieś stalowe wzmocnienia i inne zadziwiające konstrukcje. Sir Heldson był bardzo ciekawy tego nowego wspaniałego świata. Miał nadzieję, że cholerne chrześcijaństwo odeszło już w cień zapomnienia i jakaś nowa doktryna tkwi w sercach ludzi. Paradoksalnie Richard znienawidził “jedyną słuszną religie”. Dlaczego? O tym jego przyszli towarzysze mieli się dopiero przekonać.

Znów w korytarzu tego budynku zadźwięczyła płytowa zbroja. Richard wychodził po schodach na górę. Patrzył się z kamienną twarzą na wszystko co go otaczało.
- Pff... trafiliśmy pewnie do spiżarni jakiegoś biednego chłopa. - powiedział krzyżowiec zdrapując tynk ze ściany.
- Przecież to jakaś śmieszna ziemianka. Można palcami uszkodzić ścianę.

Następnie idąc dalej w górę minął grupę wampirów obserwujących szklaną kulę z jakimś drucikiem. Zmarszczył czoło i przypatrzył się jej. Słyszał legendy i podania o tym, jak czarownice wróżyły z podobnych przedmiotów. Więc jednak w liście była napisana prawda. To była jakaś cholerna kryjówka magów. Trzeba było jak najszybciej wydostać się na zewnątrz i znaleźć sobie jakiegoś sprzymierzeńca. Przynajmniej na ten moment.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 25-04-2013, 10:50   #23
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Czarnowłosy mężczyzna przez chwilę zastanawiał się nad tym, co zasłyszał od ostrzyżonego sojusznika. Woda nordyckich słow lała się na jego mentalny młyn, wprawiając go w zgrzytliwy ruch. Trzeba przyznać, że z poczkątku Jean-Luc był dość sceptyczny. Czuł, że bez większych problemów zająłby się sprawą sam, nie mieszając w to innych Kainitów. Wierzył we własne umiejętności. Naiwnie chciał dowieść pozostałym, że on także się do czegoś nadaje. Fenrisulfr posiadał jednak nieco racji. Dwóch wędrowców wciąż jest w stanie nie zwracać na siebie uwagi, jednocześnie zapewniając jeden drugiemu bezpieczeństwo. A to zdawało się być teraz ich najcennniejszą walutą... zwłaszcza, że podróżnicy pokonali nie tylko przestrzeń, ale i czas. Do tego dochodziły również problemy, które mogą zaistnieć z powodu marnie kontrolowanego zachwytu i otępiałej fascynacji pięknem. Przekleństwo jego linii krwi było przy obecnych realiach wyjątkowo niebezpieczne. Nawet teraz utrzymanie abstrakcyjnego odczucia w ryzach sprawiało pokaźny problem. Zagrożenie nie ustępowało, wciąż czając się na granicy świadomości. Musiał stąpać ostrożnie, w razie potknięcia licząc na pomocną dłoń sojusznika. Smukły palec francuskiej dłoni kilkakrotnie przemknął po wargach swojego właściciela, kiedy ten kontemplował potencjalne problemy jakie mogą zaistnieć po drodze. Plan zaczął się klarować, nabierać kształtów.
- Niech i tak będzie. Jako, że zostanie tutaj nie wchodzi w rachubę, we dwóch wyruszymy w poszukiwaniu schronienia odpowiedniego dla całej naszej grupy. Wrócimy dwie godziny przed wschodem słońca, aby zabrać tam resztę. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że przyniesiemy ze sobą dobre wieści.
Postawa paniczyka wskazywała na opanowanie, ale zawdzięczał je tylko ojcowskim poradom. Świat zewnętrzny wzywał go, wabił syrenim śpiewem. Wystarczył jeden zły krok aby roztrzaskać się na chropowatych skałach niezliczonej liczby nieznanych dotąd doznań. Ponownie odgradzając się od destrukcyjnych myśli, Jean-Luc ruszył do wyjścia.
 
Highlander jest offline  
Stary 25-04-2013, 11:55   #24
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Skinął głową na znak zgody. Popatrzył na niewiastę i zastanawiał się czy nie zaproponować jej spaceru w celu podobnym do pierwszej grupy. W końcu dwie małe grupy zwiększają szanse powodzenia dwukrotnie. Jego rozmyślania przerwało przybycie Templariusza. W sumie to usłyszał go dużo wcześniej. Szczęk zbroi był słyszalny z daleka. Gdy rycerz w końcu się zjawił Gabor wpadł na inny pomysł. Znów spojrzał na Kainitkę.

- Jeśli nie masz nic naprzeciw Pani. To może zrobimy mały zwiad po okolicy. Jeśli się uda możemy przyprowadzić języka. Jeśli nie to może zdobędziemy jakieś odzienie dla nas wszystkich.

Mówił dla wszystkich, ale głownie myślał o rycerzy. Był przekonany, że moda nie mogła się zmienić aż tak bardzo i pewnie on i Kainitka, nie będą się rzucać w oczy.

- Nic niebezpiecznego.
– Dodał szybko – Ot rzucimy okiem zza węgła.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 25-04-2013, 14:15   #25
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
- Nic niebezpiecznego. – Dodał szybko – Ot rzucimy okiem zza węgła.

Francesca zmierzyła wzrokiem towarzysza niedoli. Już po chwili na jej obliczu zagościł iście teatraly, acz przyjazny uśmiech. Dygnęła z gracją jednocześnie skinieniem przystając na propozycję Gabora.

- Może być ciekawie - pomyślała.

-Zaiste, pozostać w tym miejscu nie powinniśmy. Zatem prowadź Imć Farkas. Sprawdźmy coż szykuje nam los.

Kończąc tymi słowy ujęła pod ramię współtowarzysza, zachowując jednocześnie przyzwoity dystans.

-Zachowajmy pozory. Zapewne i ów czas, damie nie godzi się przechadzać samej po zmroku.
- dodała, widząc nieco zmieszaną minę mężczyzny.
Podążyli za chyżo oddalającymi się w kierunku wyjścia Jean-Luc’iem i Fenrisulfrem.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 25-04-2013 o 14:19.
katai jest offline  
Stary 25-04-2013, 21:59   #26
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Jean-Luc i Fenrisulfr
Gdy tylko Kainici opuścili budynek, podszedł do nich jakiś młody człowiek. Odziany w ubiór z dziwnej tkaniny i o niespotykanym kroju, wyraźnie zmęczony, ale usiłował się uśmiechać.

- Serdecznie zapraszamy do naszej restauracji wegetariańskiej - wymamrotał.

Wcisnął im w dłonie po małej, zielonej karteczce, a dopiero potem przyjrzał się im uważniej - i podświadomie doszedł do wniosku, że nie chce dłużej przebywać z tymi dwoma na tej samej ulicy. Nie było zresztą zbyt wielu przechodniów. Większość tylko zerkała na otrzymane karteczki. Nie wyglądało na to, by młodzieniec chciał za nie jakąś zapłatę.

Choćby i uznawał to za bezużyteczne, jako ewidentny Toreador Jean-Luc Bellerose musiał zobaczyć treść owej dziwnej... wiadomości? Nie była zbyt wysublimowana, za to napisana tak niesamowicie równymi, identycznymi w kroju literami. Kto mógłby pisać tak starannie?

A oto i obie strony otrzymanej ulotki.





Jakkolwiek wydawało się, że na śliskim pergaminie nie ma nic oprócz dziwnych wyrażeń i bardzo kiepskich rymowanek, abstrakcyjna kombinacja prostych linii na drugiej stronie wyglądała obiecująco. Coś jakby mapa, ale bardzo symboliczna, dawała się jednak zrozumieć. Wynikało z niej, że w pobliżu jest jakiś park z czymś niebieskim w środku (woda?), cmentarz i stary kościół jakichś baptystów (czymkolwiek by nie byli). A gdyby tylko odgadli, gdzie są teraz, mogliby się poruszać po najbliższej okolicy.

Wiadomości dostarczyła im pokryta pajęczynami tabliczka na budynku, z którego wyszli. Tallahassee Street. Przy odrobinie trudu mogą odnaleźć dowolne miejsce w najbliższej okolicy z pomocą dziwnej mapki...

Gabor i Francesca
Nie zwracając uwagi na rozdającego kawałki pergaminu dzieciaka - w końcu jakie informacje mógłby dostarczyć? - rozpoczęli poszukiwania jakiegoś języka. Lub dziwnego odzienia, które było popularne w tych czasach - tajemnicze tkaniny, osobliwy krój. A kobiece stroje odsłaniały tak wiele, jakby miasto było domem ladacznic. To znaczy prawie tak wiele. I niektóre nosiły nogawice!

Już krótka przechadzka zawiodła ich w niewielki zaułek, będący najwidoczniej sypialnią dla kilku zarośniętych, śmierdzących nędzną gorzałką żebraków. Którzy nie żebrali ani nie mieli fałszywych wrzodów, ran, kikutów, więc wątpliwe, czy byli żebrakami - ale przecież czymś być musieli! Z obu stron zaułek otaczały zmurszałe mury zaniedbanych domów wraz z rozeschniętymi, prawdopodobnie okropnie skrzypiącymi drzwiami prowadzącymi wewnątrz. Zasuwy były przerdzewiałe. Zaułek kończył się niewielką furtką w metalowym ogrodzeniu, zza którego wyrastały wybujałe zielska. Zdecydowanie jakiś zaniedbany ogród... ale bystre wampirze oczy mogły dostrzec, że furtka, w przeciwieństwie do domów wokół, nie jest zaniedbana. Ktoś ją świeżo naoliwił, a na zamku nie było ani śladu rdzy. Zasuwa była solidna, choć pewnie i tak nie wytrzymałaby w starciu z wampirem.

sir Richard
Gdy tylko krzyżowiec opuścił budynek, zorientował się, że Gabor i Francesca już zniknęli, a Francuz wraz ze skaldem kontemplują jakiś zielony kawałek pergaminu. Tak jakby jakieś słowa mogły dać im niezbędne wsparcie w tak trudnej sytuacji, jaką jest bycie głównym obiektem eksperymentu szalonych magów!

Tak się jakoś złożyło, że Heldson poszedł dokładnie w przeciwną stronę, niż Gabor z Francescą. Najpewniej zawędrowałby w końcu w jakieś obiecujące miejsce, gdyby nie jakiś dziwak, ubrany w nędzne kopie starych ubrań zrobione z tych nowych materiałów, który wypadł nagle z jakiegoś szynku (sądząc po dobiegających ze środka uniwersalnych dla każdego czasu odgłosach) i zawołał:

- O, kolega też na konwent? Ale przebranie genialne! Rycerz Imperium, co? Bo te pomioty Chaosu to inaczej wyglądają...

Najwidoczniej dziwoląg wziął rycerza za jakąś inną osobę. Sęk w tym, by się zorientować, za kogo?
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 27-04-2013, 12:37   #27
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Jean-Luc odprowadził zagadkowego wędrowca wzrokiem, uważnie studiując abstrakcyjny krój jego szat oraz równo przystrzyżone włosy. Zmęczona i rozczarowana życiem twarz nie była dla Toreadora niczym nowym, widywał podobne oblicza dosyć często w odległej przeszłości – przeważnie u chłopstwa, które musiało bez ustanku pracować na utrzymanie swych władców. Chłopaczyna był jednak zbyt dobrze odziany by przynależeć do tej sfery społecznej. Dodatkowo, jego sylwetka nigdy nie nawiązała bliższej znajomości z polami uprawnymi, a dłonie nie nosiły żadnych śladów kontaktu z przyrządami rolniczymi. Najwidoczniej standard życia we współczesnym świecie uległ znacznemu podwyższeniu. Nie wspominając o przyjętych przez tych ludzi normach i obyczajach. Mieszkańcy miasta, jakby nigdy nic, spacerowali wzdłuż kamiennej ścieżki, chronieni przed ciemnością przez lampy roztaczające wszędzie wokół magiczne światło. Nie musieli obawiać się mroków nocy równie mocno jak kiedyś. Ważne były także ich reakcje na otrzymane elementy dziwnego pergaminu. Chociaż ten mógł wydawać się całkowicie niezwykły dla dwóch potępieńców, żyjący traktowali karteczkę jako coś wcale nie wartego ich uwagi. Jakiś poirytowany mężczyzna zgniótł swoją jak bezwartościowy śmieć, ciskając ją za siebie. Skoro pogardzają czymś takim, to jakie przedmioty są dla nich istotne w życiu codziennym? Bellerose nie chciał o tym myśleć. Bał się. Nawet ulotka przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Średniowieczna wyobraźnia po prostu nie mogła mierzyć się z obowiązującą rzeczywistością, wszelkie próby były z góry skazane na porażkę.
- Znaleźliśmy się bardzo daleko od domu, a ta mapa raczej nie zagwarantuje nam bezpiecznego powrotu. Mam nadzieję, że potrafisz szybko wyciągać wnioski, przyjacielu. W innym wypadku…

Uciął dość niespodziewanie. Ich szanse na odnalezienie się w nowym środowisku praktycznie topniały w oczach, nawet bez szczodrej pomocy wszędobylskich czarokletów dybiących na ich (nie)życie. Ten diabelski pergamin także tworzył znacznie więcej pytań niż oferował odpowiedzi. Jean-Luc poczuł, że robi mu się słabo. Jego nogi ugięły się pod napływem niemocy, a twarz została ukryta za wachlarzem palców. Kiedy był jeszcze śmiertelnikiem, zdarzyło mu się kilka razy omdleć.
- Kościół, Cmentarz… przynajmniej posiadamy jakieś punkty zaczepienia, prawda?
Zdesperowanie było namacalne w jego głosie. Krwawe łzy, już po raz kolejny tej nocy, zaczęły napływać do oczu. Ledwie zdołał powstrzymać napad płaczu. A co jeśli nie zdołają znaleźć schronienia na czas? Co jeśli zawiodą i bezlitosne słońce wychyli swój łeb z nad linii horyzontu obdarzając wszystkich destrukcyjnym spojrzeniem samego Boga? Nie. Nie mogą zawieść. Po prostu nie mogą! Pod wpływem bezsilnego gniewu wyprostował się jak drewniany kostur. Starannie złożył mapę na dwoje i schował ją do jednej z kieszeni swojej granatowej kapoty. W końcu dostali dwie.
- Hmm. Zakładam, że restauracja to miejsce zbliżone swoimi założeniami do tawerny lub karczmy, serwujące gościom jedzenie w zamian za pieniądze. Nie wiem czym mogą być „wegetariańskie” potrawy, ale ludzie porządnie najedzeni przeważnie są też dość ospali. Zaś alkohol słynie ze zdolności rozwiązywania gościom języków… oraz z odbierania im resztek wiarygodności w późniejszych zeznaniach. Chodźmy więc prędko, dopóki noc wciąż jest młoda. Czas działa na naszą niekorzyść.
 
Highlander jest offline  
Stary 29-04-2013, 09:41   #28
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Z damą pod ręką wyszedł w mrok. Noc była znajoma i przyjazna jak zawsze lecz świat, który ujrzał. Wszystko było nowe i napawało lękiem. Wodził spojrzeniem po wszystkim dookoła. Nadal miał nadzieję, że może li tylko iluzja jest i zaraz uda mu się zdemaskować całą szopkę. Bystry wzrok drapieżnika był o wiele lepszy od przeciętnego przechodnia. Dodatkowo oczy Farkasa od chwili przemiany dawały mu jeszcze lepsze spojrzenie na świat niż jego pobratymcom. Nawet on jednak nie potrafił znaleźć w tym co widział śladów magyi maskującej lub zwodzącej zmysły. Zdał sobie sprawę, że pręży mięśnie gotów do skoku od chwili gdy wyszli na ulicę. Siła narzucił sobie spokój i rozluźnił się. Wszak dama u jego ramienia mogła to wyczuć. Nie chciał okazać słabości przy innym swego gatunku.

- Nie wiem Pani jak wrażliwymi zmysłami dysponujesz, ale wygląda na to, że nie jesteśmy pod wpływem żadnego zaklęcia mącącego nasze umysł. – Zamilkł na chwilę gdy mijał ich jakiś przechodzień. Odczekawszy, aż będzie poza zasięgiem głosu kontynuował. – Wygląda na to, że jednak ci cholerni magowie dopięli swego.

Zgrzytnął zębami gniewnie i dopiero myśląc o tym co zrobi pierwszemu czarodziejowi, który wpadnie w jego ręce sprawiła, że się uspokoił.

- W tym nowym świecie jesteśmy tak odsłonięcie na razy, że czuję się jakby ktoś cały czas mierzył do mnie z kuszy. – Nie był nigdy zbyt wylewny i takie oświadczenie było jak na niego nie lada wyczynem. – Musimy znaleźć dobrą kryjówkę i działać z ukrycia, aż zdobędziemy wystarczająco dużo informacji.

Spojrzał na swą towarzyszkę. Z jej strony raczej nie spodziewał się braku subtelności. Uśmiechnął się i zaraz potem westchnął z przesadną obawą w głosie.

- Mam nadzieje, że naszym wojom starczy cierpliwości.

Rozmawiając nie omieszkał rozglądać się dyskretnie cały czas. Mimo, ze nie spodziewał się tego co jakiś czasu sprawdzał również czy nikt podejrzany z nimi nie idzie. Wszak nie wiedział czyja jest to domena i jak sprawnie ten ktoś nią włada. Jego ojciec słynął z tego, że nie lubił nieproszonych gości. Ponieważ teraz działali ramię w ramię, podzielił się obawami z Francescą.

- Musimy uważać na właściciela tego lenna. Wszak nie dopełniliśmy formalności i mógłby poczuć się urażony. – Przez chwilę zastanawiał się nad implikacjami lecz doszedł do wniosku, ze nie jest to jednak ich największy problem – Mam wrażenie, że nawet jakbyśmy mu powiedzieli prawdę to chyba by nie uwierzył.

Gdy uznał, że oddalili się wystarczająco daleko delikatnie naparł ramieniem na swa towarzyszkę kierując jej kroki w boczny zaułek. Oboje równie szybko wychwycili obecność pospólstwa lecz Gabor nie zamierzał się zatrzymywać. Sam nie miał zamiaru przywdziewać ich łachów więc afrontem było by oferować taki przyodziewek i Templariuszowi. Bez słów porozumiał się z Franceską wzrokiem wskazując koniec zaułku. Podszedł do furty, nie zaszczyciwszy zamknięcia spojrzeniem zlustrował obszar za nią. Nie brak było mu finezji lecz nie miał zamiaru grzebać przy zamkach. Obejrzał zawiasy i uznawszy, że sobie poradzi naparł na furtę silnie ramieniem.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 01-05-2013, 13:08   #29
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Richard totalnie nie wiedział co zrobić. Patrzył się na tego kmiotka, a z twarzy wampira nie mógł zniknąć wyraz zdziwienia i zakłopotania. Wahał się co zrobić. Był rycerzem, a jakiś byle wieśniak właśnie nazwał go kolegą, jakby za młodych lat razem bawili się na placu targowym. Doprawdy była to potężna zniewaga. Opanowanie krzyżowca było jednak na tyle silne, aby oprzeć się pokusie ścięcia tego śmiecia i rozwleczenia jego bebechów na pokaz, tak jak to czyniono w jego rodzinnej Anglii podczas egzekucji z 'przesłaniem'.

Templariusza jednak zaintrygowało dziwne słowo. Czym jest ten "konwent". Co to może oznaczać? Na konwent... Może to ma coś wspólnego z turniejem rycerskim? Skoro ten dziwak jest odziany w strój z epoki sir Richarda to z pewnością toczą się tam walki szlachetnie urodzonych, a ten tutaj to najzwyczajniej w świecie błazen. Krzyżowiec w końcu zdecydował się odpowiedzieć.

- Tak. Ja też na konkwnent. Prowadźże młodzieńcze. Rycerzem Imperium nie jestem. Byłaby dla mnie to hańba. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Żaden Anglik nie śmiałby służyć pod sztandarem Imperium Osmańskiego.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 01-05-2013, 19:50   #30
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Fenrisulfr zacisnął pięść gdy dobrze odziany podlotek podszedł do nich w wyraźną chęcią narzucenia im swej woli. Jednak jego mina podpowiedziała skaldowi że człowiek ten popadł w rutynę. A to co robi nie jest tym o czym marzył. Nord widział już podobny wyraz twarzy, u jeńców, którzy pogodzeni ze swym losem mechanicznie wykonują podawane im polecenia.

- Serdecznie zapraszamy do naszej restauracji wegetariańskiej - rzekł a skald dostrzegł że świstek zostaje mu podsunięty pod nos.

W jego rodzinnych stronach tak bezinteresownie rozdawano tylko listy gończe w postaci niezbyt wyraźnych rycin. Tutaj jednak chyba miała być to forma zachwalania swego kramu. Wiedział od ciotek co znaczy dana litera jednak bardzo opornie szło mu łączenie ich w zdania. Łatwiej mu było odtwarzać i kreować nowe opowieści bez zbędnego tuszu czy krwi. Dla skalda więc mapa była bardziej zbiorem punktów orientacyjnych. Założył że wielka zielona plama musi być ową tawerną, a krótką chwilę zajęło mu zlokalizowanie podobnych zestawień liter na mapie i dziwnych (jak wszystko dookoła) drogowskazach.

- Mam jakieś obeznanie z przetrwaniem i analizą wskazówek. To nie moje rodzinne strony ale ta wizytówka rodem z królestwa bogini HEL pozwoli nam na pewno na podjęcie marszu. Do któregoś z tych - wskazał niebieską plamkę przypadkowo - punktów.

Raz jeszcze spojrzał na znaki. Obecność podlotka oderwała jego wzrok od otoczenia więc zbeształ się w myślach za nieostrożność. Teraz dopiero wymusił pozostałości zmysłu węchu do działania, wciągając zapachy tej dziwnej ulicy. Gra barw, kakofonia dźwięków dochodzących z różnych zakamarków, szmer ogromnej jak na tą porę ilości bydła wprawiała go w lekkie oszołomienie. Czuł się jak wtedy gdy ukradł z piwniczki ciotek pęk zasuszonych grzybków. Wszystko było takie wyraźne, wwiercające się w percepcję skalda. Spojrzał na paniczyka. Ten również oszołomiony okazywał to w swój typowy dla Artystów sposób. Po prostu nieco przesadzając. Fenrisulfr położył ciężką dłoń na ramieniu towarzysza słysząc jego wzmiankę o alkoholu.

-Rozwiązuje języki, tak samo jak pięść, rzetelny uśmiech, dobra opowieść czy obietnica upojnej nocy z dziewką - Fenrir przypomniał sobie dodany specyfik przed przeniesieniem - Ale są też inne nieznane nam jeszcze substancje... A tymczasem - zmienił temat widząc prawie biegnącego podlotka marzącego o znalezieniu się już w zaciszu swego domu -Powinniśmy jak najszybciej znaleźć cokolwiek by ukryć swój dziwny wygląd. Mojej gębie nic nie pomorze ale takie coś - wskazał na obszerny czarny płaszcz spod którego wystawał kaptur. Właściciel owego odzienia podążał po drugiej stronie ulicy. Tym dziwnym chodnikiem - Taki strój na pewno by mi odpowiadał. I nikt nie rozpozna żem nie tutejszy. Dla ciebie też by się taki przydał - spojrzał wymownie na fikuśny dobór materiału u Francuza
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172