Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2013, 06:25   #51
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Cisza.

Nieludzki krzyk!

Praha oparł się o ścianę, była twarda i zimna. Czuł się znużony, zmęczony psychicznie, jakby miał na mózgu okład z zakurzonej, ciężkiej szmaty. Czuł sie jakby nie spał kilkadziesiąt godzin. Nim jednak dziwne, jakby zwierzęce wycie przebrzmiało, szczur poczuł napływ nowych sił. Całkiem jakby dostał zastrzyk adrenaliny lub przez jego ciało przepłynęło wysokie napięcie voltów o małym natężeniu mocy pobudzając jednak serce do kilkuset uderzeń na sekundę.

Dostał kopa.

Niemal zakrztusił się wyrazistością obrazu, odbioru mentalnych i fizycznych bodźców. Przed nimi kroczył Psion. Idąc za instynktem chciał wyjść naprzeciw niemu. Przecież to była zbiorowa projekcja, halucynacja, atak na ich umysły. Chciał już powiedzieć reszcie, żeby pomyśleli o czymś przyjemnym. O ogolonej, czystej i ciasnej cipce, pobiciem starego rekordu na strzelnicy, ekstazie uczty duchowej mówienia językami, pięknym i czystym złoto-krwistym ogniu czy co tam innego ich kręci. Nawet nie starał się zgadywać co kręci Jonasza. Pewnie ukrzyżowanie kubizmu hermetycznego lub absolutna symetria kwantyfikatora egzystencjonalnego operatora bytu „Ja, Jonasz”.

A Praha?

Zdziwił się świadomością pustki własnej tożsamości i dominacji antagonizmu. Tak bardzo pragnął uciec, być wolnym, że zapomniał po co. Jakby środki ewoluowały w cel. Stały się interwałem istoty bytu, zawieszone w czasie absolutnym Gehenny, anomalicznej nieobecności struktury złożonej z następstwa momentów. Toczyły w sercu duszy szczura czarną dziurę, co pochłaniała jestestwo rodząc je równolegle w nieustannym cyklu perpetuum moblie samo-resetu. Zamrugał oczami.
Kurwa.
Nie chciał tego wiedzieć.

Zrewidował plany rozwiania iluzji, gdy pełzające wbrew prawu grawitacji, po ścianach i suficie, hybrydy psów i kałamarnic, okazały się całkiem materialnymi skurwysynkami. Reakcją na huk wystrzelonych pocisków Ricka i pastora był rozbryzg potworków. Kontakt amunicji z celem był przyziemnie namacalny. Spływał po korytarzu kapiąc soplami glutonowej mazi z rozsmarowanych członków świty przybocznej poniekąd wirtualnego humanoida z prozaicznie zarzuconym kapturem na głowę.

Szczur słyszał każde słowo towarzyszy wyraźnie i dźwięcznie. Wyczuwał zawarte w nich ładunki emocji.

- Wycofujemy się. - powiedział sucho Rick. - Praha prowadź. Szybko. - dodał żołnierz z przerzuconym przez ramię, bezwładnym jak lalka Jonaszem.

Mogli by go zostawić i ostatecznie przekonać się czy to iluzja czy nie. I jeśli nie, to co zrobi obojnakowi kroczący z hybrydami. Może przygarnie go do stada? Dziwnie wyglądałby genetyczny posąg ideału z niesymetrycznymi odnóżami spontanicznie machającymi członkami wyrastającymi z czoła, policzków i pięknie rzeźbionej brody. Myśl prysła szybciej niż się objawiła i gdy przebrzmiał rozkaz Punishera szczur potulnie i skwapliwie cofnął się. Zmienił szyk przechodząc obok Richarda potwierdził to krótkim gestem salutu przykładając krawędź ręki do czoła. Nieprzytomnemu androidowi posłał zagadkowe spojrzenie.

- Najlepiej byłoby ich obejść, do 775. Spróbujemy jeden z bocznych korytarzy. Co o tym myślisz? - zwrócił się Torch do Praha.- Póki co te cholerstwa nie szarżują, może nie mogą, może damy radę im uciec. Niech tylko ksiądz ma na nie oko. I żwawo, z życiem się ruszamy!

Praha kiwnął głową omiatając wzrokiem kamienną twarz Blondasa i chyba podjaranego Netaniasza z shotgunem.

- Torch ma zawsze dobre pomysły. – pochlebił śpiesznie przewodnikowi dbając, by słowa naturalnie zapadły na decyzji, brzmiąc szczerym uznaniem bez wazeliny.

Przecież tego właśnie potrzebowali terrańscy celebryci.

Miał zamiar doprowadzić ich zgodnie z planem do 775. Zbieraczom z Odszczepieńców zależało na ich fantach, nie ich życiu. Jeżeli po drodze nie znajdą bezpiecznego przejścia Wędrowcy na górę, to trudno. Wytargują w siedem-piątce przemarsz z zyskiem dla jednych i drugich. Nie opłaca się Zbieraczom ponosić straty w walce. Przepuszczą intruzów za odpaleniem doli. Potargują sie i dogadają. A Hieny, cóż, Hieny są i będą zawsze i wszędzie na tych poziomach. Wiedział, że nie zejdzie z nimi stąd do ósemki, nie mieli masek. Zresztą obok radioaktywnego wycieku z systemu chłodzenia nuklearnego silnika nie tylko brak czystego tlenu tam mogli spotkać. Resztą dróg nawet nie zaprzątał sobie głowy marnowaniem czasu i energii na formułowanie przemyśleń na ich temat. Póki co poruszali się do przodu, po drodze jednokierunkowej, zmieniając przecznice, klucząc w raz obranym kierunku, jak głodny szczur w labie mknący przez labirynt do sera.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 02-08-2013, 21:00   #52
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wszechogarniające ciemności, cisza, nijakość sprawdzały czujność i kondycję zmysłów grupy więźniów. Widać było, że nie pasowało to nikomu wliczając żołnierza, który przyzwyczajony był do skupienia w mało dogodnych warunkach. Mało dogodnych czyli po ukąszeniu przez jadowitego węża, będąc rannym, słysząc rozsadzające bębenki salwy z karabinów i wybuchy granatów, widząc wszystko w zielonym świetle noktowizora czy też bursztynowej czerwieni wizjera infrawizyjnego. Rick Ortega, numer więzienny 0614541, były snajper sił specjalnych USA powinien się świetnie odnajdować w każdych warunkach. Na Ziemi. Na Gehennie wiele zjawisk, wydarzeń i osób było poza zdolnością pojmowania i analizy normalnego, a nawet mądrego człowieka. Punisher czuł tę ciszę. Była sucha, zimna i niemal namacalna. Idący na końcu pochodu żołnierz często obracał za siebie głowę kurczowo trzymając łoże karabinu. Broni będącej symbolem precyzji i ładu...

Nagły krzyk, który poniósł się korytarzami zjeżył włosy na karku nawet takiego zabijaki jak Ortega. Rick przez chwilę nie był w stanie skupić wzroku. Był zszokowany. Gdy się opanował zatrzymał się równocześnie obracając o kąt półpełny. Przyklęknął, ale pomimo skupienia wzroku nie widział swojego celu. Wydawało mu się, że zaraz coś wyciągnie z mroku dłoń i złapie lufę jego karabinu. Po paru sekundach do żołnierza dotarło, że reszta się nie zatrzymała i był zmuszony dołączyć do grupy. „W kupie raźniej” w terminologii wojskowej bardziej sprawdzało się w CQB, które tutaj opanowane miał tylko on. W tej sytuacji wystarczyła jedna, porządna seria, granat czy mina i większość z nich przeniosłaby się do Stwórcy. Ta myśl nie ułatwiała żołnierzowi zadania...


Wizja ojca idącego w jego stronę wstrząsnęła mężczyzną jeszcze bardziej niż sam wrzask. Wrzask, po którym znowu nastąpiła nieznośna cisza. Wzrok przodka mówił "Już po Tobie" i mimo iż Rick widział go krótką chwilę zdążył się wyprostować i pokazać, że się nie boi. Nie wiedział na ile to się udało, bo po chwili miejsce ojca zajęło coś znacznie bardziej pasującego do okolicy. Wysoki, zakapturzony humanoid szedł niemal bezgłośnie. Nie było widać jego oczu, twarzy, nawet dłoni. Potwory mu towarzyszące były już bardziej... charakterystyczne. Macki, które podrygiwały przy ich każdym kroku wywołały w szeregach więźniów panikę. Nawet Rick się bał. Bał się tego co nastąpi, gdy pozwoli tym stworom się zbliżyć...

Mniej więcej w momencie kiedy gulgoczące coś ciało Jonasza dotknęło ziemi Ortega złapał pewnie karabin, szybko wycelował i strzelił. Jeden z potworów kroczących sufitem rozbryznął się w jakiś szlamowaty glut i zachlapał wszystko wokół. Ten widok nie napawał Ricka optymizmem więc żołnierz postanowił iść za ciosem. Następnym jego celem był wysoki humanoid z kapturem na głowie. Pan potworów. Ortega wycelował i ściągnął spust. Kolejny huk zlał się w jedno z poprzednim, ale tym razem efekt był zgoła odmienny. Kula uderzyła w coś co przypomniało gęstą kałużę. Pozostawiła na tym czymś ślad niczym po wrzuceniu kamienia, zafalowała, a potem wszyscy usłyszeli, jak obija się z metalicznym łoskotem o metalowe elementy korytarza za przeciwnikiem. Ortega zaklął szpetnie w momencie, gdy celny strzał księdza rozchlapał kolejną bestię. Mężczyzna widząc, że ołów nie robi na przeciwniku wrażenia puścił karabin i szybkim susem znalazł się przy Jonaszu. Nikt nie spieszył się z pomocą więc musiał działać osobiście. Złapał komputerowca jak manekina i przerzucił sobie przez plecy jakby gość ważył parę kilogramów.

- Wycofujemy się. - powiedział sucho. - Praha prowadź. Szybko. - dodał żołnierz.
 
Lechu jest offline  
Stary 04-08-2013, 23:36   #53
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Prawdopodobnie nasłanie na nich złych wspomnień, bo Oleg nie miał wątpliwości, że inni również mierzyli się właśnie z własnymi demonami, miało ich rozmiękczyć przed pojawieniem się rezydentów tego sektora. Jeśli tak, to u Torcha efekt był zgoła odmienny. Jakkolwiek głębokiego doła by nie złapał, jak bardzo by nie gardził sobą, o jednak chciał żyć. Gdy upiorny dźwięk przeszył jego głowę na wylot, odrzucił na bok całą skierowaną do wewnątrz nienawiść i skupił się na ratowaniu tyłka. Priorytety się zmieniają- nie ma sensu rozczulać się nad sobą w sytuacji zagrożenia życia.

Wrzask wpłynął na wszystkich, mniej lub bardziej widocznie, oszałamiając na moment wszystkich poza Jonaszem- tego oszołomił na dłużej. Nogi ugięły się pod nim w chwili, w której Torch przymknął oczy. Gdy je zamykał, Jonasz kulił się za Blondasem, w pionie, a gdy je otworzył, kulił się już na posadzce, w poziomie. Jednak on był nieważny. Wszystko było nieważne, wszystko poza przeżyciem. Kiedyś miał inne priorytety, jednak Gehenna jest jak wypaczone lustro- zniekształca wszelkie Twoje marzenia, pragnienia, wyobrażenia o życiu, a na dodatek, to co kiedyś było po lewej, teraz zdaje się być po prawej. I im dłużej tu żyjesz, tym bardziej ulegasz tym wszystkim zniekształceniom, przyjmując za pewnik ich prawdziwość. Nawet serca Torch szukał najpierw po prawej stronie. I fakt faktem, czół je, ale nie mocniej niż po drugiej stronie- cała klatka pulsowała szybko w rytm niesłyszalnego kawałka techno.
Pragnienie przypomnienia sobie walki z prawdziwym niebezpieczeństwem przeciwstawiało się zdrowemu rozsądkowi, który od dawna przejął kontrolę nad jego życiem.
Chciałby jak dawniej po prostu igrać z ogniem, dosłownie i w przenośni. Chciałby wierzyć, że liczy się tylko zwycięstwo, chciałby mieć tę iskrę, która wiecznie go napędzała, nieważne jak zły obrót przybierały sprawy. Ale był teraz innym człowiekiem, takim, dla którego liczyło się przede wszystkim przeżycie. Lepiej zejść z areny z opuszczonym czołem, ale o własnych nogach.

Dlatego teraz również nie wstydził się uciekać. Część jego się buntowała, chciała wziąć aktywny udział w tym, być może ostatnim, przedstawieniu, pokazać innym jaki drzemie w nim potencjał, chciała zwyciężyć. Jednak tym razem ta cząstka została zagłuszona, i to przez instynkt, który przez pierwsze lata nie przeszkadzał jej w pokonywaniu kolejnych wyzwań. Można śmiało rzec, że instynkt przetrwania wykształciła w nim dopiero Gehenna.

Nie wiedział, czym były stworki stojące im na drodze. Rozstrzelanie dwóch z nich nie pomogło- maź, którą w sobie miały nie przywodziła Olegowi niczego znaczącego na myśl. Miał jednak teorie na temat kroczącego w środku humanoida. Albo był to psion, który z jakichś względów nie chce samemu ich zaatakować, albo był to zwykły majak, stworzony przez mackowate potworki do odstraszania niechcianych gości. Ale jeśli to zwykły zwid, do co tak potwornie zaskrzeczało? Jeśli te małe, to czemu zamilkły? Zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, żeby pchać się do walki. Oczywiście, jeśli będzie trzeba, będą walczyć, ale szkoda naboi na konfrontację, skoro istniała szansa na obejście przeszkody i ponowne skierowanie się w stronę sektora A0775. Przechodzenie do któregokolwiek innego z przyległych było tą gorszą alternatywą dla walki, której Torch nie brał nawet pod uwagę. Z jednego piorącego mózgi obszaru do drugiego? A może do legowiska Hien? Nie, dziękuję, nie oszalałem aż tak bardzo...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 05-08-2013, 12:14   #54
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Złe, niedobre wspomnienia wkrótce zastąpił nagły, niespodziewany ból. Czacha Blondasa omal nie eksplodowała, jakby ktoś odpalił mu w głowie petardę. Uczucie było podobne jak po uderzeniu w punkt witalny, jednak to teraz trwało o wiele dłużej. Igor skupił się starając przełamać to tępe odczucie i po chwili udało się. Ból zniknął równie szybko co się pojawił, a Lentz mógł teraz ocenić co się właściwie stało.

Zakapturzona postać nacierała z całym swoim obrzydliwym stadkiem prosto na ich grupę. Lentz słyszał o takich ludziach, czy może istotach, ale nigdy ich nie spotkał, aż do tej pory. Teraz na własnej skórze przekonał się, jak wyglądać może atak mentalny oparty na energii psi. Kumple, ci co posiadali broń, oddali salwę w kierunku towarzyszącym kapturnikowi bestiom i jemu samemu. Kule działały na stworki, rozbryzgując je, ale sam psion pozostawał nie naruszony.

Nie pozostało nic innego jak tylko odwrócić się i spieprzać stąd w te pędy. Kumple także wpadli na ten pomysł i Igor ruszył za całą bandą. Silny jak tur Ortega niósł omdlałego Jonasza, można się było spodziewać że hermafrodyta nie da rady otrząsnąć się po ataku. Blondas postanowił osłaniać tę dwójkę, a w razie gdyby Rick nie dawał rady, przejąć "zwłoki" Jonasza.
 
Komtur jest offline  
Stary 05-08-2013, 16:06   #55
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Zbliżające się kreatury najpierw zaszokowały kapłana, zmuszając go, by zastygł w bezruchu. Wkrótce potem odzyskał trzeźwą ocenę sytuacji. Czymkolwiek te wynaturzenia nie były, spodziewanie się po nich przyjaznych intencji było istotą głupoty.

I oto znalazł się pierwszy mądry. Ortega, bez słowa wypalił ze swojego karabinu. Ze skutkiem. Z bardzo zadowalającym skutkiem. Te stwory potrafiły umierać.

Taki przeciwnik zmusił Netaniasza do maksymalnej koncentracji. Idąc po śladach Ricka, ksiądz przymierzył opartą na lewym przedramieniu broń i wypalił w środek idących po suficie pełzaczy. Następnie w iście kowbojskim stylu podrzucił strzelbę, łapiąc za łoże i gwałtownym ruchem ją przeładował, ani na chwilę nie opuszczając łuny światła.

Jeśli nie przyjdzie ich więcej, mieli szansę na jakiś czas je powstrzymać.


W międzyczasie jeden z towarzystwa więźniów upadł na ziemię, kuląc się w konwulsjach. Crucifix dostrzegł to kątem oka. W obawie o powodzenie misji, ale także o życie kompanii, zmotywował się do nieustannego prowadzenia ognia. I tak jak przewidywał, grupa zamierzała się wycofać. Stwory były śmiertelne, jednak ta... istota krocząca po środku zdawała się unikać kul w sposób, który ksiądz nie potrafił wyjaśnić.


- Wycofujemy się. Praha prowadź. Szybko.

Netaniasz rzucił okiem na resztę. Tak samo jak on, nie chcieli mierzyć się z takim przeciwnikiem. Może byli mądrzejsi niż sam się tego spodziewał.

- Nie ma czasu, ruszajcie! Ja zostanę na tyłach - dokończył, wysuwając się przed Ricka.

Głęboki wdech. Potem rutynowa czynność dodająca mu morale. Zostanie tu tak długo, jak będzie to konieczne. Musi dać im czas, by mogli wynieść stąd Jonasza oraz znaleźć drogę okrężną.

On sam nie ustąpi. Powtarzając niczym mantrę różaniec, z każdym kolejnym fragmentem wypluwał z lufy kolejne pociski.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-08-2013, 18:01   #56
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ence pence
W której ręce?


Carli przypomniała się wyliczanka z czasów dzieciństwa, kiedy tak stała i patrzyła to w prawy, to w lewy korytarz. Dokąd powinna się teraz skierować? W tym miejscu mogła liczyć wyłącznie na własne doświadczenie związane z wędrówkami po kanałach.

W pełni świadoma tego, że każdy oddech bez ruchu zwiększa szanse jej zauważenia, starała się nie tracić czasu. Spróbowała przywołać w myślach wszystkie plany, które dotychczas widziała. Teraz szczerze żałowała, że dość swobodnie potraktowała schematy, skoro to nie ona miała być przewodniczką grupy. Czy mogła jednak przypuszczać, że znajdzie się w tej sytuacji?

Te dupki… te sukinsyny z jej ekipy jeszcze zapłacą za to, że ją zostawili.
Kobieta splunęła, jakby w ten sposób chcąc pozbyć się narastającej agresji. Nie było to ani miejsce, ani czas na wybuchy gniewu.

- Krótka piłka. – szepnęła do siebie – Fifty-fifty, połowa szans.

Zamknęła oczy. Wiedziała, że sama się oszukuje, gdyż każdy z tych korytarzy mógł tak naprawdę doprowadzić ją do zguby. Każdy wybór mógł być równie zły. Czego więc się bać? Jeśli tu zostanie, to zginie na pewno, a tak... miała szanse. Dopóki serce tłoczyło krew - istniała nadzieja.

Otworzyła oczy. Podjęła decyzję i... ruszyła korytarzem na prawo.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-08-2013, 21:33   #57
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


CARLA

W prawo.

Kierunek tak samo dobry, jak ten w lewo. Lub tak samo zły.
Carla szła ostrożnie, nasłuchując odgłosów, które zdradziłyby jej obecność czegoś, co mogło stanowić zagrożenie, ale poza szumem krwi w swoich własnych skroniach, chlupotliwym dźwiękiem wody pod jej butami i skapujących z sufitu na podłogę cieczy Córa Rzeźni nie słyszała niczego więcej.

Ściany korytarza, który wybrała, pokrywała rdza. Krwiste zacieki na wejściach do mijanych cel, na ścianach i suficie, wyglądały jak strumienie i plamy krwi. Jakby … sama GEHENNA krwawiła.

Carla zrobiła może z dwieście kroków, kiedy jej przyzwyczajone do ciemności korytarza oczy dostrzegły coś przed nią. Zbliżała się do rozwidlenia ze słupem STRAŻNIKA. Iglicę do której podczepiały się maszyny strażnicze, w czasach, gdy Gehenna nie była jeszcze … tym czym była teraz.

Wyraźnie usłyszała, że koło tej metalowej kolumnady ktoś się kręci. Ktoś tam był. Krążył koło kolumny, jakby czegoś szukał. Przynajmniej tak to wyglądało z miejsca, w którym znajdowała się kobieta.






WSZYSCY, POZA CARLĄ


Praha biegł pierwszy, wskazując drogę. Za nim pędzili Blondas i Torch czujnie wypatrując kolejnych zagrożeń. Za tą dwójką, z przerzuconym przez ramię Jonaszem dreptał Ortega. Ucieczkę zamykał Nateniasz zawzięcie, nie zważając na straty w amunicji, ostrzeliwując zbliżające się monstra. Każdy jego strzał powodował, że trafiony przeciwnik rozbryzgiwał się w kałuże dymiącej breji, jednak, – co dziwne – wrogów nadal nie ubywało. Ksiądz miał wrażenie, że na miejsce jednego z nich przybywa przynajmniej jeden następny.

Praha czuł się w swoim żywiole. To było to, w czym najlepiej sprawdzał się na Gehennie. Ucieczka przez plątaninę zapomnianych, wymarłych korytarzy statku – więzienia. Wybierał drogę pewnie, stosując analogię do znanych sobie sekcji, w sposób wręcz naturalny i pewny.

Ale ta jego pewność zachwiała się przy kolejnym zakręcie, gdy wybiegł ma środek skrzyżowania z Iglicą, a przy kolejnym, gdy znów zobaczył, że na końcu obranej drogi wznosi się potężna kolumna rdzenia energetycznego – pospolicie zwana właśnie Iglicą lub Ładowarką.

To było niemożliwe. Odwrócił się, by poinformować o tym, że dzieje się coś niedobrego, resztę zespołu i zamarł. Za nim biegł tylko Torch i Blondas. Pozostala trojka: Ortega, Jonasz i Ksiądz gdzieś zniknęli. Nie słychać było również strzałów, które do tej pory towarzyszyły im podczas ucieczki.

Kiedy Praha stanął zdezorientowany i spojrzał na Iglicę usłyszał nagle cichy, dziewczęcy śpiew, który dochodził do niego gdzieś z bocznych korytarzy. Głos śpiewającej był młody. Mógł należeć do … dziecka, co znów było niemożliwością na tym przeklętym okręcie.




JONASZ, ORTEGA, NETANIASZ

Netaniasz zwolnił i załadował kolejne pięć pocisków do swojej broni. Miał chwile czasu, bo udało mu się zdystansować ścigające ich potwory.
I wtedy usłyszał, jak Ortega syczy przez zaciśnięte zęby.

- Chyba się zgubiliśmy. Nie widzę reszty przed sobą.

Czyżby w pospiechu skręcili w nie ten korytarz, co powinni? Tak zwyczajnie, po ludzku gubiąc współtowarzyszy niedoli, czy też działo się tutaj coś innego, niezwykłego.

I nagle to usłyszeli. Śmiech dziecka. Chyba dziewczynki. Dobiegał gdzieś z boku, spośród tonących w ciemnościach korytarzy.

Poza tym śmiechem sektor znów wydawał się cichy i opuszczony, chociaż przez chwilę Ortedze wydawało się, że poza śmiechem dziecka słyszy również szczęk metalu, jakby opadających drzwi lub czegoś podobnego. Ten nowy odgłos doleciał do ich uszu mniej więcej od strony, z której tutaj przybiegli, chociaż oczywiście na GEHENNIE dźwięk potrafił roznosić się dziwacznie i niekoniecznie dobiegał stamtąd, skąd wydawało się, że dobiegał.

Jonasz niesiony przez Ortegą wydał z siebie przeraźliwy skrzek – ni to kobiecy, ni to męski - i gwałtownie otworzył oczy, jak człowiek, który wciąga w płuca haust powietrza po zbyt długim przebywaniu pod powierzchnią wody.

Przez kolejną chwilę Ortedze i Netaniaszowi wydawało się, że krzyk przytomniejącego Jonasza, powraca do ich uszu jak … słowa. Słowa wykrzyczane w nieznanym nikomu języku, ale takim, po którym ciarki wędrują człowiekowi wzdłuż kręgosłupa powodując nieprzyjemne doznania emocjonalne.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-08-2013, 09:30   #58
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carla przystanęła. Wyraźnie usłyszała, że koło tej metalowej kolumnady ktoś się kręci. Ktoś tam był. Krążył koło kolumny, jakby czegoś szukał. Przynajmniej tak to wyglądało z miejsca, w którym znajdowała się kobieta.

„Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa” –
powtarzała w myślach, zupełnie jakby odmawiała mantrę lub w ten sposób liczyła upływający czas.

Choć pot ściekał po jej skroni, nie odważyła się poruszyć. Zamarła, starając się oddychać tak cicho, jak to tylko możliwe. Przeczekać – jak szczur. Ukryć się i przeczekać, dopóki wokół czaili się silniejsi drapieżnicy.

Czy minęło kilka minut czy już godzina? Tego Ford nie potrafiła określić, czuła jednak, że cała zdrętwiała. Postać pokręciła się wokół Iglicy i spiesznie, przykurczona, ruszyła w jedną z odnóg skrzyżowania, tę na lewo od Carli. Poruszała się z kocią wręcz gracją, jak duch czy inna zjawa, a nie istota z krwi i kości. Przynajmniej taka natrętna myśl przeszła przez głowę Córy Rzeźni.

Wybór istoty – czymkolwiek była – potwierdził tylko przypuszczenia kobiety, które korytarze winna omijać. Skierowała się na prawo, choć droga wyglądała równie smętnie jak poprzednie.

Korytarz, lekko zalany śmierdzącą cieczą, w której Ford musiała brodzić po kostki, prowadził w bok. Po obu stronach widziała wejścia do cel, pootwieranych i pustych, Nagle, przed sobą, usłyszała jakiś dźwięk. Węszenie i chlupotanie wody. W ciemnościach jakieś dwadzieścia- dwadzieścia pięć metrów przed Carlą ktoś był. Sądząc po odgłosach nawet kilka “ktosiów”.

„Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa” – radosna mantra powróciła do umysłu dziwki, w dziwny sposób wyciszając go z emocji i pozwalając rozsądnie myśleć.

Starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, by nie zdradzić swojej obecności, Carla schowała się w jednej z cel, która w miarę możliwości ma całe drzwi. Nie odważyła się ich zamknąć, by nie zwrócić tym uwagi, przymknęła je jednak i schowała się za skrzydłem framugi. Jeszcze kilkanaście kroków, chlipnięć, siorpnięć i innych niezidentyfikowanych bulgotów i grupka znalazła się w tym samym korytarzu.

Kobieta wstrzymała oddech. To były Hieny. Sfora przynajmniej sześciu osobników. Węsząc i prychając powoli szły przed siebie, nie zaglądając do cel. Kobieta zamknęła oczy. Tym razem poczuła to, czego nienawidziła – strach. Lodowate igły wbijały się w jej kręgosłup, prowokując do ruchu, krzyku, a najlepiej ucieczki. Mimo to jednak kobieta trwała jak zaczarowana. Hieny przeszły obok.

Najwyraźniej kogoś tropiły. Carlę? Kogoś z jej teamu? A może… może jeszcze kogoś lub nawet coś?

Kiedy potwory zniknęły za zakrętem, a odgłos ich kroków był już tylko odległym pluskaniem, Ford wychyliła się z kryjówki, otarla pot z czoła, napiła się wody i ruszyła dalej. Czas nie miał dla niej znaczenia. Wiedziała, że zbytni pośpiech może kosztować ją życie, dlatego zanim kolejny raz postawiła stopę, nasłuchiwała i wypatrywała najmniejszego nawet poruszenia przed sobą. Powoli, ale nieustannie brnąc przed siebie, zmierzała ku ocaleniu… lub zagładzie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-08-2013, 05:11   #59
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Biegł. Uciekał. Pędził. Gnał. Adrenalina pchała do przodu. Serce rwało się dziko jak pies na smyczy. Biegł, biegł, biegł. Spierdalał przez ciemne korytarze Gehenny. Metalowe sklepienie wisiało tak nisko jak czarne ciężkie niebo bez gwiazd chylące się mroczną pierzyną chmur nad ziemią. Nic nie wyglądało dobrze. Nic a nic. Niby takie same, analogiczne widoki. Te same krajobrazy, lecz jakby po drugiej stronie lustra. Wybierał drogę pewnie kręcąc się między zaułkami jak cygan na bazarze lub doliniarz między sztucznym tłumem w autobusie. Szybkość podejmowania decyzji przychodziła niezbyt trudno. Może nawet za łatwo? Ot doświadczenie, albo rutyna...

Słyszał, że biegną za nim jego nowi najlepsi koledzy. Stukot wojskowych kamaszy o martwą, zimną kratownicę niósł się dudnieniem. Rytm ucieczki na początku zagłuszały wystrzały ze starodawnej pompki Nawiedzonego. Potem ucichło i nawet deptanie Commando uciekający szczur tunelowy przestał rejestrować za sobą.

Zatrzymał się z lekko przyspieszonym oddechem. To dopiero był początek biegania, nie żeby wysiadał. Co jak co, ale kondycji Praha do spierdalania nie miał najgorszej na sektorze nigdy. Musiał się rozejrzeć. Iglica.

Iglica.
Iglica jak Iglica.
Wyjrzał zza słupa i zobaczył jak w oddali na skrzyżowaniach sterczą...
takie...
same...
iglice...

Rząd Iglic.

Kto je zasiał? I po kiego? Całkiem jakby patrzył w odbicie lustra przez lustro i widział nieskończoną serię tego samego elementu. I po co tyle Ładowarek? Gdzie okiem sięgnąć w głąb tunelu, na każdym skrzyżowaniu stały postawione Iglice! Niby czemu ten sektor miałby być taki wyjątkowy? Dlaczego aż tyle? Nie znając odpowiedzi stwierdził,że nie będzie siał paniki. Zresztą na głupków co pierwszy raz widzą Iglice nie wyglądali. Pewnie skumali, że coś jest nie tak. Blandas poruszał się po tunelach całkiem sprawnie, widać nie był zielony w te klocki. Torch, wiadomo. Praha nie zamierzał majstrować w Iglicach. Co to, to nie.

No i co najważniejsze... Zgubił się! Jak nic się zgubił! Chyba. Nie pierwszy i ostatni raz, ale, że też kurwa musiał akurat w takich okolicznościach!? No niby wiedział gdzie jest... i jednocześnie nie wiedział. Pięknie. Kurwa nader miło się zrobiło. Z deszczu pod rynnę. Stracił pewność, lecz był zdeterminowany nie tracić pewnej miny.

Odwrócił się by podzielić tym odkryciem z resztą i... stał się jeszcze bardziej ogłupiały. Połowę oddziału, tą sekcję specjalną z giwerami i tajną bronią wątłych ramionek hakera, amba wcięła...

No i nagle ten śpiew! Słyszał go wyraźnie. Młoda kobieta? Dziecko? Dziewczynka? Nie wierzył. Nie wierzył, że to było normalne. Otrząsnął się. Psiony! Psiony jak nic psiony...

Z nieufnością popatrzył w głąb pustego korytarza skąd dochodził ten przechodzący w śmiech głos dziecka. Przewrócił oczyma oglądając twarze swoich towarzyszy jak gdyby upewniał się, czy oby nie tylko on ma omamy słuchowe. Chyba nie. Raczej na pewno nie tylko on. Ulżyło mu od razu. Nie żeby w snach nie przychodziło jego nienarodzone dziecko... Przychodziło i pewnie już miało tam na dole z dziesięć lat. Urodziło się, tylko on pamiętał je jako ten piłeczkowy brzuch tak dziwnie pasujący do jej zgrabnego ciała. I kopiące przez niego nóżki. Ciążową czkawkę. Wieczorne fikołki i zasłuchanie w jego głos gdy czytał bajki. Urodziła się i myśli, że nie ma ojca. Bo przecież nie ma...

Spojrzał jeszcze raz długim wejrzeniem w czający się mrok. Zmrużył oczy. W końcu wypuścił powietrze, które trzymał na wdechu w tym swoim sfrustrowanym skupieniu. Wystukał coś pospiesznie w wukapie. Wiadomość, która miała w lupie wysyłać się co dziesięć sekund to Bladego. Oby te 10 decybeli postawiło na nogi jego zajęcze serce, pomyślał szczur.


PIKU! PIKU! JONASZ POBUDKA! ODEZWIJ SIĘ JAK SIĘ OCKNIESZ PATAFIANIE... DICK CIĘ ZGUBIŁ RAZEM Z WIELEBNYM A MY TU NIE NA AKCJE RATUNKOWA SIĘ WYBRALI, NIE? DAJ ZNAK KONIECZNIE ASAP. CZASU NIE MA.

Na szczęście w końcu myśli miał czyste, bo we łbie jakoś tak pusto się zrobiło. Skończyły się popierdolone rozważania nad pytaniem istoty bytu czy nie bytu...

Położył się na skrzyżowaniu pod słupem i przyłożył ucho do kratownicy. Nasłuchiwał przez chwilę z podniesioną ręką prosząc tym gestem więźniów o nie szuranie butami. Nic. Słychać było duże nic i jeszcze większy brak wszelkich pożądanych dźwięków.

Wstał zawiedziony i rękawem wytarł zabrudzony policzek. Wzruszył ramionami.

- Torch, kurwa, jak oni mogli się zgubić? – ni to spytał, ni to dał upust retorycznemu zdziwieniu. – Chyba potrzebujemy tą bladą cipę Jonasza... Łatwiej by było. Czy idziemy dalej?

Spojrzał najpierw na Blondasa a potem Petrenko. Ten pierwszy to miał taki wyraz mało sympatycznej gęby jakby miał zaraz z miejsca przypierdolić. Praha asekuracyjnie zrobił krok w bok. A bo to kurwa wiadomo? Może pomyślą, że ich szczur specjalnie zgubił? Niby po co? Przecież tamci mieli prócz spluw Bladego. A oni tylko Białasa. A to podobieństwo kończyło się przecie od razu na starcie. Na blondynkach. Pokręcił głową na sarkastyczny los. Gehenna rozdzieliła ich w pizdu sprawiedliwie, nie ma co! Bez podziału spluw i szczurów. Taki kurwa pech jak stąd do Terra...

Skończyła się gonitwa myśli, bo Lentz już składał się do gadania i trzeba było słuchać.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 15-08-2013, 12:55   #60
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ambicje Torcha ograniczały się w tej chwili do dwóch punktów- "Biec", oraz "Biec za Praha". Bajecznie proste, a, w danej chwili, gwarantowały przeżycie. Nie był typem długodystansowca, ani też sprintera. Kondycja nigdy nie była jego dobrą stroną, a po czterdziestce jest coraz trudniej utrzymać ją na stałym poziomie. Oleg był nieprzyzwoicie po czterdziestce, i intensywność wrażeń podczas tej wyprawy nachalnie mu o tym przypominała. Miał dziwne przeczucie, że coś jest nie tak, jednak całą siłę woli musiał skierować na przestrzeganie tych dwóch cholernych punktów, nie miał więc czasu na rozglądanie się w biegu i rozmyślanie, o co chodzi. Musiał wyglądać na sprawnego, najsłabsi wylatują ze stada jako pierwsi.

Gdy Praha wreszcie się zatrzymał, była ich już tylko trójka.
Nie słyszał ich krzyków, przez dłuższy czas nie słyszał też tego, co ich goniło, więc raczej żyli. A skoro nie umarli, to musieli się zgubić. Czyżby przestrzeganie tych dwóch cholernych punktów okazało się dla nich za trudne? Czyżby byli kondycyjnie słabsi od Torcha? Czyżby w panice skręcili w inny korytarz?
Kurwa, nie.
Fakt, że Ortega niósł nieprzytomnego Jonasza, fakt, że Netaniasz pewnie większość czasu biegł oglądając się za siebie i ostrzeliwując pomioty szatana, jednak nie mogliby się zgubić, nie bez pomocy tego psychodelicznego sektora. A biorąc pod uwagę, że Torch usłyszał właśnie dziecięcy śpiew, zaś przed nimi, obok skrzyżowania z Iglicą było skrzyżowanie z Iglicą, Sektor nadal się z nimi bawił.

Torch przypomniał sobie wypowiedź pewnego starego komika.
Po drugiej stronie korytarza, naprzeciwko Iglicy, w takim samym korytarzu jak ta Iglica, w tym samym miejscu, co ta Iglica, stoi Iglica. I to, moi mili, jest koniec świata- sparafrazował w myślach. Jakże trafne porównanie, pochwalił się w myślach. Bo czym innym może być to miejsce, które, logicznie rzecz ujmując nie ma prawa istnieć?

Jeśli coś nie ma sensu, a mimo to istnieje, masz przesrane- wspomniał słowa dawnego znajomka z Gehenny, który wprowadził go w szeregi Dzieci Peruna, jak i w więzienne życie. Nie był to dobry moment na wspominki, jednak te pesymistyczne myśli napływały same, siłą skojarzeń. Plus był taki, że nie były tam wtłaczane siłą, na tę chwilę Sektor dał im wolne umysły. Pewnie liczy, że tak zapewnią mu większą rozrywkę.
To jest jebany koniec świata. Gehenna stała się dla nich wszystkich końcem świata, a ten koniec świata zdaje się mieć swój koniec właśnie tutaj, gdzie wszystko zdaje się być realne, a jednocześnie dzieją się tu rzeczy niepojęte.

Śpiew dziecka, Iglice, wywlekanie brudów z ich umysłów... Torchowi najbardziej przypadły do gustu mackowate stworki- były na tyle realne, że postrzelone padały martwe. Jedyna rzecz, z jaką mogli walczyć na swoich zasadach.

Nie powiedział jednak nic z tego. Nie ma co zagęszczać atmosfery smętnymi teoriami i historyjkami. Postanowili skupić się na tym, co im najbliższe. Olać famę Ładowarek, której nie powinno tu być, olać śpiew dziecka, którego nie powinno tu być. Skupią się na towarzyszach którzy powinni tu być, a których brak jest tak niepokojący.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172