Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2014, 09:13   #51
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Drzwi otworzył się z lekkim jęknięciem ukazując parce to, co znajdowało się za nimi. Potrzebowali chwili, aby przeanalizować obraz jaki dotarł do ich oczu. Na lustrze naprzeciwko drzwi, czerwoną cieczą wymalowane były słowa ” Opuśćcie mój dom” , na staromodnym, mosiężnym żyrandolu, wisiał sznur jakby poruszany lekko przez powiew wiatru, choć z tego co Richard pamiętał, wychodząc zamykał wszystkie okna. Odgłos nasilił się. Jednak nie byli w stanie dostrzec jego źródła. W ich głowach pojawiła się myśl porównująca go do odgłosów nadchodzących z zaświatów.
Zachodzące za oknem słońce dodawało widokowi nuty tajemnicy i grozy, rzucając po pokoju długie, żyjące własnym życiem cienie.


- Czy to krew? – Rich spytał się dziewczyny, gdy tylko zobaczył czerwony napis. Sznur poruszał żyrandolem hipnotyzując ruchami w lewo i w prawo. Mężczyzna wszedł do pokoju jako pierwszy rozglądając się uważnie. Najpierw wejrzał w stronę nieprzysłoniętą drzwiami, a potem szybko zerknął i za nie.

Gdy podchodził do łóżka, nagle drzwi szafy otwarły się i wypadła z nich osoba, której twarz zakrywał dziwny worek.


Podniósł obie ręce do góry, w jednej z nich trzymał topór, a w drugiej jakiś dziwny metalowy przedmiot.

- Buuuuahahaha - rozległo się w pokoju.

Na stercie ręczników znajdujących się w otwartej torbie leżały rzeczy, które Rich zostawił przed pójściem na śniadanie. Oprócz telefonu i zaginionych swego czasu kluczy w świetle błyszczał również załadowany sześcioma pociskami rewolwer. Impulsem było aby sięgnąć po broń. Rich szybko doskoczył do torby, poderwał rewolwer i odbiegł kawałek dalej by nie być aż tak blisko wyskakującego z szafy typka. Szybko jednak wycelował w prawą nogę nieznajomego i nacisnął na spust trzymając broń oburącz.

Widząc że Richard sięga po pistolet, postać w masce zatrzymała się i opuściła broń. Po chwili zdjęła maskę i oczom zebranym ukazał się Murphy:
-Aleś ty nerwowy - Irlandczyk nie wytrzymał i zaczął się śmiać -Coś myślał, że duch z szafy Cię zaatakował - mówiąc to McManus śmiał się głośno i radośnie

- Ja pierdole – powiedział Rich, gdy pociągnięta za spust a broń nie wypaliła. Kurek nawet nie drgnął. Rewolwer nie był odbezpieczony, facet zupełnie o tym zapomniał.
- Człowieku, nawet nie wiesz jakie Ty masz szczęście! – krzyknął siadając na łóżku które miał zajmować McAvery. Położył broń na szafce nocnej. Chwilę popatrzył na śmiejącego się Murphy'ego i sam zaczął się śmiać nie wiedząc do końca czy robi to z powodu żartu, czy też ze szczęścia iż broń pozostała zabezpieczona.
- Ciekawe co Ty byś zrobił, jakby w Twoim pokoju z szafy wyskoczył facet z siekierą – odpowiedział zupełnie normalnie, a do tej pory blada skóra nabrała rumieńców wynikających ze śmiechu.

Nagle znaleźli się w tandetnym horrorze klasy “ż” - jak żenada. Szubienica, krwawe malowidła na tafli lustra…nawet psychopata z siekierą się znalazł. Dziewczyną zatrzęsło, wpierw ze strachu i zdziwienia, potem ze śmiechu. Przyłączyła się do ogólnej radości, chowając paralizator do kieszeni bluzy. Spojrzała na Murphy’ego i pokręciła głową z politowaniem, a w głębi serca poczuła radość. Oto znalazła kozła ofiarnego dla swoich wszystkich przeszłych i przyszłych numerów, które wyciąć miała zamiar bezczelnemu małolatowi. Absolutnie musiała poinformować Bri o dziwnych upodobaniach budowlańca.
- Ani mi się waż grzebać w moich kosmetykach. Jak przyjdzie ci na myśl przebrać się za ducha to użyj mąki - mrugnęła do niego, po czym wzdychając ciężko podeszła do nowojorczyka. Richard zdecydowanie miał chyba dość wrażeń jak na jeden dzień. Dobrze, że nie odbezpieczył broni i nie strzelił mimo wszystko. Przycupnęła na krawędzi łóżka, wciąż rechocząc pod nosem.
- Chodź, zmieniamy lokal. Tutejszy wystrój stał się zbyt pretensjonalny.

Murphy spojrzał się na Erin tylko, i wzruszył beznamiętnie ramionami. Było fajnie, a mina Richa..bezcenna. Zastanawiał się teraz jak “dobrać” się do Erin. Na nią też przyjdzie pora. Wszystko w swoim czasie. Zabawa trwała dalej, ale od tego wszystkiego Murphy zgłodniał
-Ktoś jest głodny ? - zapytał

- Nie znasz dnia ani godziny chłopie – powiedział taksówkarz szczerząc się jakby już planował zemstę na Mc'Manusie. Gdyby tylko zakupił ślepą amunicję, którą mógłby wpakować prosto w śpiącego budowlańca. No nic, będzie trzeba wymyślić coś bardziej subtelnego. Rich wstał i wcisnął sobie rewolwer do tylnej kieszeni spodni. Podszedł do torby by wziąć do ręki komórkę.
- Może zadzwonimy do O'Maley'a? Jeśli jechał do nas w taką mgłę to warto by się upewnić, że nic mu nie jest – spytał sprawdzając czy jego telefon łapie zasięg.
- A Ty za karę narąbiesz drewna. Zrobimy grilla jeśli znajdzie tutaj jakiś – zwrócił się do Muprhy'ego patrząc na ostrze siekiery.
- Siekierę już masz, nie musisz szukać – wyszczerzył się.

-Zadzwońcie, ja pójdę uspokoić Brianę...a, i bym zapomniała - dziennikarka również podniosła się z łóżka i wyciągnęła w kierunku nowojorczyka otwartą dłoń na której leżał niewielki, żelazny kluczyk - Tylko nie zgub.
Pokazała Murphemu język i pogwizdując pod nosem wyszła na korytarz.

Murphy wziął topór z ziemi i uśmiechając się ruszył ku wyjściu. Gdy przechodził koło Erin rzucił cicho:
- Uważaj bo Ci go ktoś może odgryźć - a potem podgwizdując wesoło ruszył na dół porąbać drewna.

Taksówkarz przyjął prezent od dziewczyny i wsadził go do kieszeni. Mały kluczyk był praktycznie niewyczuwalny. Nie miał zamiaru sam zostawać w pokoju. Odwiesił jedynie linę z żyrandola i rzucił ją na swoje łóżko. Zgarnął niezbędne rzeczy z szafek oraz bieliznę i ręcznik z torby. Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi, oparł się plecami o ścianę i wybrał numer do profesora O’Maley’a. Zasięg pojawiał się znikał w zatrważającym tempie więc miał nadzieję, że uda mi się chociaż zamienić kilka słów ze swoim zleceniodawcą.


Twarz Murhpiego ciągle się uśmiechała. Miał całą noc by zaplanować swoje działania. Spokojnie zjadł śniadanie, udając zmęczenie i nie wyspanie by móc spokojnie udać się samotnie na spacer. Trafił do szopy, gdzie znalazł odpowiednie narzędzia. Farbę, worek z cementem, sznury i liny, a także topór i ostrzałkę do niego. Zabrał spokojnie swoje rzeczy a potem nie zauważony dotarł do domku. Prawie wpadł by bowiem wpadł na starszą miłą Panią, lecz ta...czmychnęła na jego widok. Początkowo miał zamiar tylko pomalować lustro i zawiesić linę na żyrandolu, ale zauważył szafę. Spora a w dodatku nie pozajmowana przez żadne rzeczy Richarda. Wszedł do niej i zaczął ostrzyć topór. Robił to szybko i głośno by można było to usłyszeć na dole. Początkowo drzwi do szafy były otwarte, ale gdy usłyszał kroki i odgłosy kierujące się ku górze zamknął ją. A potem reszta była już dziecinnie prosta, bowiem przez szparę w drzwiach obserwował zebranych. Gdy Ci weszli i spoglądali na widowisko jakie im zafundował postanowił, że punkt kulminacyjny przedstawienia osiąga szczyt. Wyskoczył z szafy...no i szczęście go nie opuściło. Pistolet. Zapomniał o broni. Kurwa. Musi następnym razem być bardziej uważny. Erin była kolejna na jego liście. Ann zostawi na sam koniec. Uśmiechnął się znów.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-08-2014, 22:21   #52
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Dzień minął dosyć spokojnie. Poza Brianą, która rzucała wściekłe spojrzenia Murphyemu, sycząc od czasu do czasu pod nosem jakieś złowróżbne groźby. Sama rzadziej pojawiała się w towarzystwie.
Richardowi, mimo starań nie udało się dodzwonić do doktora O'Maley jednak po wybryku z jakim wyskoczył Murphy z jego głowy uleciało wspomnienie wcześniejszego widzenia. Wieczorem do grupy w dosyć ponurych nastrojach dołączyli Nat i Lenny i sam wieczór choć po wielu zmaganiach minął spokojnie.

Kliknij w miniaturkę

Murphy Mc'Manus


Tej nocy Murphy nie spał tak spokojnie. Najpierw miał problemy z zaśnięciem, wiercił się jedynie wśród smaganych wiatrem ścian i przestarzałego puchu pierzyny, którą był nakryty. W pewnym momencie, gdy mężczyzna z rezygnacją spoglądał w sufit poczuł jak coś wskakuje na łóżko. I mimo wrodzonego sceptycyzmu przez chwilę czół jak zimne igły strachu wbijają się w okolice jego brzucha, jednak widząc durny rudy łeb zwierzęcia odetchnął z ulgą.
Kot ułożył się na poduszce obok jego głowy i mrucząc głośno, zasnął zwinięty w kłębek, a Murphy utulony do snu tą mruczaną murmurando pieśnią zasną wraz z nim.
Nie wiedział, która była godzina, jednak zbudziło go wściekłe mruczenie zwierzęcia, gdy tylko mężczyzna otworzył oczy, zobaczył jak w nogach jego łóżka stoi Ann i wpatruje się z rozbawieniem w rzucającą w jej stronę wściekłe pomruki grubą rudą kulkę wijącą się na poduszce obok niego. Gdy tylko dziewczyna zobaczyła otwarte oczy Murphy'ego przytknęła zmysłowo palec do ust wskazując by był cicho po czym szepnęła.
- Chodź, coś ci pokażę.

Kliknij w miniaturkę

Richard Vence, Erin McEringan

Richarda prześladowały we śnie szalone obrazy, przeplatające się czerwienią i łzami, zdawało mu się, że widział w nich płaczącą i krzyczącą w przerażeniu Erin. Sen urwał się, gdy obudził ich oboje dobiegający z korytarza krzyk. By upewnić się, że już nie śni zerknął na Erin, której twarz była lekko zaskoczona, odrobinę spłoszona, ale nigdzie nie znalazł na niej śladu łez.
Krzyk powtórzył się i odsłonił on kołdrę, którą był nakryty szykując się do sprawdzenia źródła hałasu, wtedy też dostrzegł, że całe jego ciało ubrudzone jest w mokrej, ciemnej ziemi, której grudy kleiły się nieprzyjemnie wypełniając przerwy i wgłębienia na jego ciele.
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 04-08-2014 o 22:27.
Nimitz jest offline  
Stary 07-08-2014, 12:33   #53
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wieczorna wizyta Ann

- Chodź, coś ci pokażę - i obudzony Murphy mógł zobaczyć jak Ann przytknęła zmysłowo palec do ust wskazując by był cicho po czym szepnęła.

Sen był niczym błogosławieństwo, niestety został on przerwany przez kobietę. Tą kobietę, z którą rozmawiał poprzedniej nocy, a za dnia wydawała się ona być nieuchwytna. Spojrzał na nią zaspany, czuł jak bolą go wszystkie mięśnie a oczy same składają się do zamknięcia. Poczuł straszną suchość w gardle, i sięgnął po szklankę wody, którą sobie zostawił na wszelki wypadek. Upił łyk i spojrzał na Ann i rzekł do niej:
-Naprawdę nie znasz milszych sposobów na wybudzanie? - gdy wypowiadał cicho te słowa, jego usta rozszerzyły się w radosnym uśmiechu
Dziewczyna wywróciła oczami jakby zniecierpliwiona, nadal uśmiechając się jednak.
- To idziesz czy nie ? Podobno byłeś ciekawy tego domu. - Uśmiechnęła się szerzej pokazując rząd bielutkich ząbków.*

Spojrzał na nią, a potem przeciągnął się wygodnie na łóżku.
-Gdzie i po co? Poza tym jest noc..nie lepiej poleżeć w łóżku - nieśmiało

Wzruszyła ramionami.
- Jeżeli wolisz siedzieć w łóżku -Powoli odwróciła się od niego rzucając przez ramię od niechcenia “słodkich snów”.

Widząc że Ann wychodzi przykrył się kołdrą i wtulił głowę do poduszki. Co jak co, ale nie lubił wstać bez powodów. Tym bardziej iść gdzieś z kimś obcym. Co to to nie. Ziewnął sobie głośno i doraźnie.

Dziewczyna zatrzymała się na moment przy drzwiach i rzuciła jeszcze raz za siebie.
- Czyli jednak dalej śpisz?

-A masz lepszy pomysł…? - zapytał nie podnosząc wzroku

- Rzuciłam już swoją propozycję.. - odpowiedziała.

-To dobranoc.. Może Erin będzie chciała pobuszować z Tobą w nocy w polu.. baw się dobrze.. -odpowiedział z lekkim sarkazmem.

Choć nie mógł tego widzieć, Murphy był prawie pewien, że tuż przed wyjściem wzruszyła ramionami. Po chwili drzwi lekko stuknęły odgłosem zamykającego się zamka a rudy kot uspokoił się nieco i ułożył obok mężczyzny na poduszce. Nie wiedział jak długo śnił w objęciach Morfeusza, gdy ponownie został zbudzony dobiegającym z korytarza hałasem. Mimo, ospałości od razu rozpoznał odgłos jakim był ludzki krzyk.

Podniósł niepewnie głowę z nad poduszki, lecz po chwili oklapł. Pierwsza myśl była taka, że trzeba wstać jednak powstrzymał się. Uśmiechnął się i rzekł:

-O nie Richi..nie dam się nabrać na ten numer.. Możecie sobie krzyczeć...ale nic z tych rzeczy. - mruknął do siebie i wtulił się w poduszkę. Choć głos nie należał do taksówkarza..pomyślał że pewnie, zmówili się grupowo by się odegrać.. Przykrył się cieplej kołderką, bowiem było mu tak dobrze i ciepło.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 09-08-2014, 10:08   #54
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rich obudził się dokładnie w takiej samej pozycji w jakiej spał zeszłej nocy. Ułożony na plecach z jedną ręką wzdłuż ciała, a drugą pod smacznie śpiącą Erin, która wtulała się w jego klatkę piersiową smagając ją wydychanym powietrzem. Różnica tym razem jednak polegała na tym, że Vence pozostał w bokserkach, a dziennikarka zbudziła się wraz z nim zaalarmowana krzykami na korytarzu. Nie opuszczało go też dziwne uczucie zimna i wilgoci na przykrytych kołdrą częściach ciała.

Zorientowanie się co jest źródłem odczuwanych bodźców zerwało go na równe nogi. Szybko wstał i zaczął się otrzepywać z nagromadzonej na ciele ziemi. Cała połowa łózka zajmowana przez niego była ubrudzona błotnistą mazią. Pod paznokciami miał grudy piasku.
- Co jest do cholery?! – zrobił przerażoną minę patrząc na Erin, a księżyc sprawił, że rażona światłem część twarzy stała się kompletnie biała.

Kolejna noc i znowu coś się działo, jakby w dziwnym domu przespanie spokojnie od zmierzchu do świtu było co najmniej niestosowne. Drugi raz w przeciągu doby rudą obudził krzyk i nagłe poruszenie po stronie łóżka okupowanej przez taksówkarza. A było tak miło... zjedli kolację, chwilę pogadali i zajęli się sobą. Niby wszystko w normie, bez dziwnych widziadeł, niespodziewanych odwiedzić Nathana, ani kolejnych dowcipów budowlańca o aparycji pitbulla na sterydach. Mówił, że pracował na budowie...jasne, dziennikarka z chęcią by to zobaczyła. Jednak to nie Murphy był aktualnie problemem.

W pierwszym odruchu Erin miała zamiar przewrócić się na drugi bok i zignorować dochodzące z wnętrza posiadłości krzyki. Misterny plan dalszej drzemki pokrzyżował nowojorczyk i syf który zostawił w jej łóżku.
-Kurwa mać, Richard!- zaklęła z wyrzutem, podrywając się do pozycji siedzącej. Potrząsnęła głową odganiając resztki sennego otępienia. Zogniskowała wzrok wpierw na pokrytym warstwą błota prześcieradle. Dotknęła go ręką i uniosła umazane palce na wysokość oczu. Potarła ciemną maź, próbując sklasyfikować błocko. Nie było to takie trudne, czarnoziem od zawsze należał do specyficznego rodzaju gleby... no ale skąd wziął się w jej pokoju, w jej łóżku...i do tego na jej ciemnookim diable? Dziewczyna westchnęła. Powoli przestawała ogarniać tą kuwetę.
- Gdzie ty żeś się szlajał po nocy? - warknęła, spoglądając na niego spode łba i wzdrygnęła się. Nawet jego twarz oraz włosy pokrywała skorupa zaschniętej ziemi. To że wyglądał podejrzanie stanowiło spore niedopowiedzenie.
- Dobra... kogo zabiłeś i gdzie go zakopałeś? - spytała siląc się na dowcip, choć najchętniej udusiłaby dziada za roznoszenie brudu po pokoju. A niby taki czyścioch i pedant...

Wspomnienie z Murphym wróciło. Postać bez twarzy znów stanęła mu przed oczami, a on zbladł natychmiast. Znowu go to trafiło, po raz trzeci już od przybycia do tego opuszczonego przez ludzkość domu. Najpierw kluczyki, które znalazły się na łóżku Erin w irracjonalny sposób. Potem dziwaczna istota przed domem, która rozpłynęła się w powietrzu wprawiając go w początki obłędu. Teraz ziemia na jego ciele i łóżku, której sposób dostania się tutaj był równie niewytłumaczalny co pozostałe przypadki. Omiatał wzrokiem łóżko, błocko na którym spał i które oblepiło go zmieniając w karykaturę bałwana ulepionego z ziemi.

- Naprawdę sądzisz, że ja to zrobiłem?! – uniósł głos, a jego obłąkańcze spojrzenie nie potrafiło znaleźć celu na którym mogłoby się zatrzymać. Zaczął przeszukiwać rzeczy, które przyniósł ze swojego pokoju nim poszli spać, znalazł broń i chwycił ją pewnie w dłoni.
- Murphy przesadził tym razem. Zachciało mu się żartów. Ciekawe czy będzie mu teraz do śmiechu – odbezpieczył, mechanizm szczęknął gdy odciągał kurek, a załadowany bębenek przesunął się o jedną pozycję w lewo.

Nadszedł moment, w którym Richard definitywnie rozstał się z logiką i racjonalnym myśleniem...a do tego miał broń - połączenie najgorsze z możliwych. Wariat ze spluwą mający wyraźny problem by opanować nerwy. W głowie Erin jak na zawołanie pojawiła się wizja w której policja pakuje ciała członków eksperymentu do czarnych worków, a każde zwłoki mają piękną, owalną i bardzo krwawą dziurę pośrodku czaszki. Od zawsze nienawidziła broni, teraz miała jedną przed swoim nosem. Kto by pomyślał, że największym niebezpieczeństwem niby-nawiedzonego-domu nie będą duchy czy gnijąca podłoga, tylko wariat z pistoletem?
- Richard - zaczęła, podnosząc uspokajająco otwarte ręce na wysokość piersi i powoli podniosła się z łóżka. Starała się przemawiać łagodnie mimo gotującego się wewnątrz wulkanu negatywnych emocji - odłóż klamkę. Naprawdę sądzisz, że Murphy wszedłby tutaj, wymazał cię całego ziemią i wyszedł nie budząc ani mnie, ani tym bardziej ciebie? Zastanów się...jakby tu wlazł? Są dwa klucze i oba są w tym pokoju. Drzwi zamknęliśmy, oknem też by się nie dostał, bo jest uchylone górą. Odłóż broń i chodź do mnie, no już. Nic się nie stało, przeniesiemy pościel z twojego pokoju, umyjesz się. Proszę...zaczynam się bać. - uśmiechnęła się blado, choć usta jej drżały.

- Cicho tam! – krzyknął obracając głowę w stronę drzwi aby krzyki ustały. Spojrzał na Erin, na jej odsłonięte nagie ciało. Mógł rozkoszować się jej widokiem dobrowolnie wystawionym do wglądu.
- Chcę szczerze porozmawiać – powiedział z wibracją w głowie. Broń skierował w dół. Znów odczuwał niepokój wynikający z niemocy wyjaśnienia sobie kolejnej irracjonalności. Nozdrza powiększały mu się przy każdym wdechu, ciało oblał zimny pot tworzący brudne smugi.
- Skąd moje kluczyki do auta wzięły się w Twoim pokoju – zapytał patrząc na twarz dziewczyny.

Strach wypełnił ciało dziennikarki, sadowiąc się gdzieś pod sercem i ściskając szponami wyschnięte gardło. Puls przyspieszył do szaleńczego galopu, białą skórę przedramion pokryła gęsia skórka. Powróciło pytanie którego obawiała się najbardziej, jako że nie miała na nie jednoznacznej odpowiedzi. Mogła wyjść albo na złodziejkę, albo totalną wariatkę - nie wiedziała co gorsze. Stała całkowicie bezbronna, narażona nie tylko na ostrzał negatywnych słów lecz przede wszystkim stalowych pocisków. Szczerość...nie była wskazana, nie w momencie w którym brzmiała niczym majaki ćpuna. Taksiarz ledwo nad sobą panował, prawda jedynie wyprowadziłaby go bardziej z równowagi. Wtedy mógł strzelić, ot tak po prostu. W przypływie gniewu nawet by się nie zawahał. Zrozumienie spadłoby na niego później, dużo za późno żeby dziewczyna dożyła świtu. Działanie w afekcie, chwilowa niepoczytalność... historia znała setki tysięcy podobnych przypadków.
- Odłóż broń - powtórzyła łamiącym się głosem.

Kurek zgrzytnął, a chwilę później rewolwer upadł na deski.
- Tak lepiej? – spytał taksówkarz patrząc na Erin świdrującym spojrzeniem.
- Nie oszalałem. Tutaj dzieje się coś dziwnego. Jak miałbym wstać i nanieść tyle ziemi bez uprzedniego obudzenia Cię? To niemożliwe, jeśli nie szprycujesz się prochami przed snem! - podniósł dłonie na wysokość barków pokazując, że nie jest już uzbrojony.

Kilka chwiejnych kroków i dziewczyna znalazła się przy nowojorczyku. Objęła go niepewnie jedną ręką w pasie, drugą dotknęła umorusanego policzka. Przesunęła dyskretnie stopę, posyłając broń za swoje plecy, dopiero wtedy odetchnęła w złudnym poczuciu ulgi. Czekała ją gorsza przeprawa.
- Co się stało rano, dlaczego byłeś taki zdenerwowany? Wyglądałeś jakbyś coś brał, nie dałeś się zbadać. Bądź ze mną szczery, tak trudno pojąć że ktoś może się o ciebie martwić? Naprawdę zrozumiem wszystko, jestem tolerancyjna i otwarta - zaczęła, patrząc mu prosto w oczy.

W jej oczach zobaczył swoje odbicie. Swoją twarz i wielki znak zapytania fruwający tuż nad głowa. Przez umysł przewijało się tysiące myśli próbujących poskładać to wszystko w jedną spójną historię.
- Pierwsza odpowiedz – odparł przekrzywiając głowę.

- A jeśli powiem, że nie mam zielonego pojęcia to mnie udusisz, albo sięgniesz po ten cholerny pistolet i wpakujesz kulkę w łeb? - spytała z rezygnacją.

-Nie zrobię Ci krzywdy moja droga. Nie będziesz szczera, jeśli powiesz że nie masz pojęcia, prawda?

Erin zagryzła wargi i opuściła głowę, chowając ją między ramionami. Po chwili jednak ponownie spojrzała na Richarda, a w jej oczach czaiły się smutek i żal.
-I tak mi nie uwierzysz, ale dobra. Chcesz szczerości, proszę bardzo. Tylko potem nie miej pretensji i nie mów, że cię nie ostrzegałam - odparła lodowato zimnym tonem, odsuwając się do tyłu. Cofnęła się aż do łóżka i przysiadła na nim, okrywając ciało niebieskim kocem.
- Nie wzięłam twoich cennych, pieprzonych kluczyków. Nawet nie wiedziałam gdzie je trzymasz. Gdy rzuciłeś mnie na łóżko i zacząłeś całować, poczułam coś zimnego na piersi. Nie mam pojęcia jak się tam znalazły, skoro ani ty...ani tym bardziej ja nie mieliśmy na sobie ubrań. Odłożyłam je na drugą stronę materaca nawet tego wtedy nie roztrząsając. Miałam...co innego na głowie - prychnęła niczym rozjuszony kot i wlepiła w taksiarza zmęczone spojrzenie - Żadnych fajerwerków i wybuchów. Nie wiem jak, nie wiem skąd… po prostu, po ludzku nie wiem, nie ogarniam. Zadowolony?

Mężczyzna stał w samych bokserkach na wprost dziewczyny siedzącej na krawędzi łóżka. Słuchał uważnie jej słów i chociaż wydawały mu się kompletną bzdurą, to sam musiał zmierzyć się teraz z wyzwaniem opowiedzenia jej swojej części.
- Gdy Mark obudził się z krzykiem, bo przyśnił mu się koszmar, to wyśmiałem go za jego mało męską postawę – zaczął trochę niepewnie. Przysiadł obok dziewczyny i chwycił ją za dłoń.
- Tego samego dnia miałem urojenie, że palący ze mną papierosa Murphy nie ma twarzy. Zdarłem sobie ręce gdy chciałem mu przywalić, ale on rozpłynął się w powietrzu i okazało się, że na werandzie stoję sam – Rich ścisnął trzymaną dłoń mocniej. Wbił wzrok w podłogę z twarzą pełną zadumy.
- Dziwi mnie to, bo nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło. Zawsze potrafiłem wszystko wyjaśnić... racjonalnie.

-Witam w strefie mroku, gdzie zwykłe rzeczy nie dzieją się zbyt często - dziennikarka burknęła pod nosem, sięgając po paczkę Marlboro leżącą na stoliku obok łóżka. Wyciągnęła z niej dwa papierosy i zapalniczkę. Pokój rozjaśnił krótki błysk, a po chwili w półmroku jarzyły się wesołą czerwienią bliźniacze, dymiące punkciki. Jeden został w jej ustach, drugi powędrował ku Richardowi.
- Więc na tym polega ten cały eksperyment - westchnęła zaciągając się porządnie - Podali nam LSD albo inne cholerstwo, może jakieś wojskowe leki w fazie testów i sprawdzają ich działanie. Okoliczności przyrody są idealne - odcięty od świata dom na zadupiu, który wszyscy uważają za nawiedzony. Najpierw dopadło Marka, potem ciebie...i mnie gdzieś po drodze. Widziałam w lustrze Aileen, dlatego prosiłam żebyś je zasłonił. Pewno mają tu gdzieś zamontowane kamery i obserwują nasze reakcje. Może jakieś testy na podświadomość albo inny diabeł, nie jestem psychologiem ani psychiatrą. - pokręciła ze złością rudą głową. Wolała już uwierzyć w militarny spisek niż w zjawiska nadprzyrodzone. Spisek brzmiał bardziej swojsko.

- Mam nadzieję, że twoja teza jest słuszna. Inaczej oboje postradaliśmy zmysły i skończymy w zakładzie dla obłąkanych – chyba po raz pierwszy tej nocy uśmiechnął się do dziewczyny. Wziął papierosa i zaciągnął się mocno. Wypuścił dym, który szybko zniknął w mroku pomieszczenia.
- Pójdę zobaczyć kto się darł na korytarzu – zupełnie zapomniał przez to wszystko. Z papierosem w ustach podszedł do drzwi i przekręcił kluczyk.

Erin westchnęła, podnosząc się z łóżka
-Czekaj. Daj mi chwilę, ubiorę się i pójdę z tobą. Co dwa naćpane łby to nie jeden.
Z papierosem w zębach wciągnęła spodnie i nie patrząc na krzywą minę taksiarza, założyła jedną z jego koszul. Sztywnymi palcami zapięła kilka guzików w strategicznym miejscu, podwinęła zbyt długie rękawy. Paralizator wylądował zapobiegawczo w tylnej kieszeni jeansów. Zgarnęła też rewolwer i upchnęła go za paskiem spodni z przekonaniem, że lepiej by broń miał ktoś rozsądniejszy.
-Po wszystkim nie podnoszę się z wyra do południa, choćby się paliło i waliło - pogłaskała Richa po ramieniu, głową dając znak żeby otworzył drzwi. Rzuciła jeszcze tęskne spojrzenie w kierunku łóżka i wyszła na korytarz.
Niektóre dni po prostu były złe od początku do końca.
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.
Tiras Marekul jest offline  
Stary 24-08-2014, 20:02   #55
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Marek “Mark” Czyżewski - uśmiechnięty, krótko-ścięty brunet



Mężczyzna puścił dłoń Marka i życzliwym uśmiechem zachęcił do rozmowy, widać, że nie do końca odpowiadało mu miejsce w którym się znajdował. Zerknąwszy mu przez ramię do wnętrza domku zobaczyłeś wysłużony drewniany stół, na którym w rzędzie stało pięć kubków i świeczka. Niezręczna cisza między tobą a mężczyzną zaczęła się wydłużać.

- Jestem Mark. Złapałem gumę w rowerzę więc chwilowo straciłem na mobilności i, i eee... dzielności terenowej. - uśmiechnął się Polak podając obcemu mężczyźnie rękę na powitanie. Nie był pewny czy te ostatnie to "endurance" ale jakoś tak mu się kojarzyło to słowo to równie dobrze mogło być i takie. - Jesteś z kimś w tym samochodzie? - spytał zgodnie z wyspiarską etykietą przechodząc od razu na “ty” by nie było sztywno i oficjalnie.

- Jadę sam, muszę dotrzeć w jedno miejsce, czekam aż ta przeklęta mgła trochę opadnie, najpierw deszcz, potem mgła, nie chcę zniszczyć auta. W ostateczności, mógłbym później podjechać z Tobą do miasta, ale jestem już spóźniony więc musielibyśmy pojawić się na chwilę, tam gdzie zmierzam - odpowiedział jego rozmówca życzliwie.

- No to chyba możemy poczekać tu razem. A gdzie zmierzasz? I jak mam się do ciebie zwracać? - spytał Polak trochę zaskoczony, że obcy się nie przedstawił. Poza tym gdzie on do cholery mógł jeszcze jechać na tym końcu świata? Dalej był tylko dom z którego właśnie zwiał i wcale nie chciało mu się tam wracać. Chyba, że z jakiegoś powodu zjechał tylko z głównej drogi czy co. Dziwne to trochę było. Ale na razie nie tak jak to co mu się przytrafiło w nocy.

-Zmierzam w stronę domu nad jeziorem. - Stwierdził mężczyzna. - Mam już dwa dni opóźnienia dlatego muszę tam zajechać choć na chwilę, gdyż później może okazać się, że nie mam do czego jechać. - Mrugnął do Marka okiem. - W sumie to nie jest najlepszy pomysł podrużować w tych okolicach. Nawet nie wiedziałem, że istnieje tu ta chatka…- dodał lekko zamyślony.

- O… - zawahał się Marek słysząc te rewelacje. Nie był pewny czy przyznać się skąd wraca i dlaczego ale w sumie co mu szkodziło? - Też zgłosiłeś się do tego paranormalnego eksperymentu? No więc bez obaw jeszcze on trwa. Właśnie stamtąd wracam ja już skończyłem swój udział. Dlatego chce się dostać z powrotem do cywilizacji. - uśmiechnął się do Neil’a klepiąc go lekko w ramię jak dla dodania otuchy.

- Ale eksperyment zaczął się wczoraj. Wczoraj wszyscy się zjechali. Czemu miałeś być wcześniej? - spytał zaciekawiony tą nieścisłością. Może był trochę rozkojarzony porannymi wydarzeniami ale rzuciło mu się to w oczy. Może jest jakimś "technicznym" co miał coś przygotować albo z jakiejś komisji inspekcyjnej czegoś - tam... W tej Unii to teraz prawie same komisje od czegoś tam... Można nieźle wyżyć z tego jak ktoś się wkręci... ~ A może mnie by się udało? Powiedzmy... Jakaś komisja od sprawdzania nowowprowadzanych gier planszowych, karcianych i bitewniakowych... Takie Game Workshop to normalnie mógłby testować za półceny... ~ rozmażył się na chwilę młodzian.

Rozmyślania, plany i marzenia przerwał mu wesoły smiech mężczyzny. - Chyba się nie zrozumieliśmy, miałem być wczoraj.. tylko ta paskudna pogoda mnie zatrzymała. - stwierdził spokojnie w swojej obronie. - A co takiego się stało, że już postanowiłeś zrezygnować? Jedzenie nie takie? - spytał "uciekiniera" już poważniejszym tonem.

- Nie takie najgorsze… - też się rozesmiał Mark. Ale trochę nerwowo. Teraz tak w świetle dnia i komuś obcemu trochę głupio czuł się mając powiedzieć to co przeżył. - Powiedzmy, że uznałem, że to jednak nie dla mnie. Chyba się do tego nie nadaję po prostu. Poszukam sobie bardziej standardowego zajęcia. - odparł wymijająco na pytanie.

- A ty też jedziesz jako ochotnik? A można wiedzieć dlaczego się zgłosiłeś? - starał się dość gładko zmnienić temat i odbić piłeczkę. Jak każdy facet niespecjalnie lubił gadać o rzeczach które niekoniecznie mu wyszły najlepiej.

-Chyba nie czytałeś zbyt uważnie, przesłanych wam materiałów. Hm? - Zapytał mężczyzna, spoglądając się na Marka bystrym wzrokiem.

Młody imigrant z centralnej części kontynentu, skupił na nim wzrok i odwzajemnił czujne spojrzenie. Od początku wydawało mu się, że kojarzy faceta. Mimo, że go pierwszy raz widział. Teraz gdy ten mu podpowiedział już wiedział skąd. Nie jego tylko jego nazwisko. Tak z rana i z zaskoczenia w ogóle nie skojarzył ale teraz już wiedział na czym stoi.

- Aaa… Już wiem… To ty jesteś tym profesorem co to wszystko zorganizował… - twarz Polaka rozjaśnił uśmiech zrozumienia. - No czekaliśmy na ciebie wczoraj. Zastanawialiśmy się co się mogło stać. - w końcu tak było. Chwilowa radość jednak gasła na twarzy po czym zastąpiło je zakłopotanie. - No ale w sumie dla mnie to jedna noc wystarczy. Zgaduję, że jedziesz do tego domu spotkać się z resztą studentów tak? - spytał raczej dla formalności.

- Miałem wszystko nadzorować, prowadzić badania, ale niestety pech chciał, że nie zdołałem dotrzeć tam na czas. Chętnie Cię odwiozę do miasta, ale najpierw musiałbym tam pojawić się, choć na chwilę. Pewnie wszyscy zastanawiają się gdzie zniknąłem i co to za głupi żart, a tak między nami, to nie chciał bym zostać nawet dnia dłużej w tym domku ..- Wskazał znacząco głową za siebie, gdzie starowinka układała coś na starej i wymęczonej czasem komodzie.

Marek dłuższą chwilę poważnie się zastanawiał. Za cholerę nie usmiechało mu się wracać do tego cholernego domu. Ale z rozwalonym rowerem mógł iść z buta, iść prowadzić rower albo zabrać się z profesorem z powrotem. Koleś obiecywał, że się pokaże na chwilę w domu i odwiezie go z powrotem do wiochy. W końću westchnął i zgodził się na tę ostatnią opcję. Żaczynało być jak we "Wstrząsach". Za każdym razem gdy główni bohaterowie już byli za najechanym przez podziemne stwory mieście to coś ich zmuszało do powrotu i to w sytuacjach gdy niby mogli dalej jechać w siną dal. Dobry film swoją drogą, Mark go bardzo lubił. Choć oczywiście nie chciałby tego przeżywać na swojej skórze.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-08-2014, 21:55   #56
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny


Erin Mc'Eringan, Richard Vence
Dwójka ruszyła na korytarz. Richard był cały ubabrany w błocie, które rozsmarował po całym ciele, upodabniając się do karykatury tygrysa.
Gdy tylko drzwi się otworzyły zobaczyli drobną postać, na której twarzy rozchodził się jakiś nienaturalny, błękitny poblask. Chłopak musiał nie zauważyć wymierzonej w niego lufy rewolweru, gdyż ledwo zobaczył wasze zdenerwowane, rozbiegane po korytarzu spojrzenia ryknął gromkim śmiechem.
Drzwi obok was otworzyły się z trzaśnięciem, podobnie te, na końcu korytarza. Dopiero po chwili radosnemu rechotowi dzieciaka zawtórowały bliżej nieokreślone warknięcia Briany, która zorientowała się w całej sytuacji.
W ogólnym zamieszaniu dopiero po chwili wszyscy usłyszeli okrzyki z dołu.
- Halo! Co się tam dzieje?

Kliknij w miniaturkę

Murphy Mc'Manus


Mimo, że przewrócił się na drugi bok, ciężko mu było zasnąć w tym hałasie. Najpierw krzyk, później śmiech, a teraz zdawało się, że na korytarzu opodal jego drzwi powstawał się jakiś podejrzany harmider.
Przez moment zastanawiał się, czy nie wstać i nie zrobić awantury, ale na chęciach się skończyło. Szepnął tylko „Cicho…”, zaś „tam” utonęło w głębinach snu.

Kliknij w miniaturkę

Marek „Mark” Czyżewski

Dopiero popołudniem ruszyliście w stronę domu, gdyż dopiero wtedy droga zdawała się na to pozwalać. Niestety doktorowi udało się po drodze dwa razy ugrzęznąć w błocie, jakie zapanowało na pewnych odcinkach drogi, i auto trzeba było nie bez trudu wypchnąć na mniej grząski grunt.
Do domostwa dostali się dopiero późnym wieczorem. I, jakby chcąc podsycić niepokój Marka, ledwo otworzyli wejściowe drzwi, na górze najpierw rozległ się głośny krzyk, który po chwili jednak, zmienił się w rechot.

- Halo! Co się tam dzieje? - zawołał lekko zaniepokojony O'Maley.
 
Nimitz jest offline  
Stary 28-08-2014, 08:43   #57
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Hałasy działały na Murphiego lekko denerwująco. Pierw Ann, potem hałasy...nie dadzą człowiekowi porządnie się wyspać. Próbował wcisnąć głowę mocniej w poduszkę, zagłębiając się w swoich marzeniach sennych. Niestety nic z tego..W końcu wstał z łóżka, i ruszył powoli w samych bokserkach ku drzwiom. Otworzył je ostrożnie i tak samo wyjrzał na zewnątrz, chcąc zorientować się w sytuacji. Oczy miał lekko zmrużone, jeszcze zaspane i zapewne pełne "śpiochów". Ziewnął, a potem jeśli było "bezpiecznie", wyszedł mówiąc:

- Dobra komu przetrzepać skórę... Późno już a normalni ludzie albo śpią albo ... - nie do kończył...Stanął tylko z rękami opartymi na biodrach, i groźnie spojrzał na zebranych w holu.

Dzieciak. No tak. Teraz jemu się zabrało na żarty. Warto by mu odpłacić ale to w swoim czasie. McManus zaczął już obmyślać kolejny plan dla swojego kolejnego, potencjalnego celu rozrywki, jednak nagle ktoś z dołu się odezwał. Ruszył więc powolnym krokiem w tamtą stronę, przy okazji wypatrując Ann. Trochę żałował, że ją tak spławił, ale nie przywykł by kobiety nawiedzały go nocą w sypialni. Nigdy jakoś... nie miał za dużego powodzenia u płci przeciwnej. Cóż, jak ma się ciągle rozkwaszoną mordę, podbite oczy, szwy na łukach brwiowych to nie można wymagać za wiele od życia.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 28-08-2014 o 08:54.
valtharys jest offline  
Stary 01-09-2014, 12:25   #58
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Kolejny dowcip i nic więcej, w sumie można było się tego spodziewać. Nastrój domu wypaczał ludzkie poczucie humoru, aktywując w głowach obszar odpowiedzialny za kreatywne wykorzystywanie reputacji nawiedzonej rudery. Erin pokręciła rudą głową, chowając pistolet za pas. Nawet go nie odbezpieczyła, woląc nie ryzykować przypadkowego naciśnięcia na spust w sytuacji, gdy jej myśli mogły zatruwać środki halucynogenne. Wciąż pamiętała rewelacje taryfiarza i własne doświadczenia z lustrem - wystarczające dowody na utratę zdrowych zmysłów i manipulację kogoś trzeciego. W zamyśleniu spojrzała na sufit, szukając czegokolwiek, co przypominałoby obiektyw kamery, lecz zaraz dała sobie spokój. Taki sprzęt, dobrze zamontowany, ciężko było znaleźć nawet wprawnemu oku. Dziennikarka była pewna, że jeśli ktokolwiek zadał sobie tyle trudu, by ich tu wszystkich ściągnąć, na bank do montażu kamer użyłby specjalisty.

-Zanim wrócisz do łóżka doprowadź się do stanu względnej używalności - mruknęła cicho w kierunku Richarda, klepiąc go uspokajająco po ramieniu. Spróbowała się przy tym uśmiechnąć, nawet wyszło. Facet wyglądał jakby miał dość problemów na jeden dzień i nie chciała zarażać go dodatkowo własnymi wątpliwościami - Ja w tym czasie zobaczę kto tak piłuje gębę na dole. Może w końcu doktorek raczył zaszczycić nas swoją obecnością.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-09-2014, 22:19   #59
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
- Wiesz Nail... Myślałem, że to tak o angielskiej pogodzie są takie kawały a tuu... - rzekł półżartem Polak wskazując mokrą szarówę za oknem. Ale będąc niejako skazani na siebie Mark miał okazję pogadać z doktorkiem. Generalnie był go ciekaw. No i tego czym się zajmuje. Zdawał sobie sprawe, że ekscentryczni badający dziwne dziedzin nauki to fajny temat na książkę, film czy serial, grę nawet... Wówczas można zrobic serial o dwójce agentów od dziwnych, rządowych spraw albo pani archeolog obowiązkoweo strzlającej z łuku i z dwoma Desertami w osltrach na udach... I dużymi cyckami oczywiście bo przeca musi się sprzedać u młodocianych i pokrewnych niszach... No ale to tak "for fun"... A tak na serio?

Więc Marek był ciekaw co skłoniło doktora do zajęcia się taką... hmmm... nietypową... dziedziną wiedzy. I to tak na stałe czy teraz ma jakiś eksperyment, że coś chce udowodnić czy też zaprzeczyć? I był ciekaw bo jak tak czytał wcześniej zasady tego eksperymentu to jakoś tak nie do końca mu się klarowało co własciwie można uznać, a właściwie co doktorek byłby skłonny uznać, za taki konkretny dowód czy niedowód na istnienie czegoś z archiwum Mulder'a i Scully.

W końcu jednak wrócili do tego przeklętego domu. Polak w dośc markotnym nastroju. Jakoś nie był pewny czy jego kompan spełni obietnicę i odwiezie go do wiochy. A tak mu się usmiechało nocować tu po raz kolejny...

Mimo to trochę "poczuł się" do roli gospodarza choć spędził tu wczoraj zaledwie parę godzin. Zgarnął z powrotem swój ogromny, wojskowy plecak w panterkę i jeszcze spytał czy jego przygodnemu kierowcy czegoś nie zanieść. Wszedł też do domu pierwszy ale w drzwiach stanął i przpuścił gościa przodem. Przez chwilę głowił się, że jakby był głónym hirołsem w filmie czy książce to zamiast szpetnego doktorka, to pewnie przepuszczałby tu teraz jakąś cycatą, długonogą niunię która oczywiście tylko udawałaby, że na niego nie leci bo fabuła....

Cóż... Najwyraźniej nie był głónym hirołsem tej opowieści... Z góry doszedł go głos Murphy'ego. - Cześć Murphy. Zgadnij kogo znalazłem po drodze. Pan doktor o drogę pytał to postanowiłem pobawić się w dżentelmena... - mruknął nie bardzo mogąc się zdecydować na w pełni żartobliwy czy w pełni kwasny ton więc ostatecznie wyszło mu coś pośredniego.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-09-2014, 11:05   #60
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Korytarz zapełniony był ludźmi. I wszyscy choć częściowo byli zaskoczeni pojawieniem się wreszcie doktora O’Maley.
Myśl, że nieprzyjemna pobudka była związana jedynie z wygłupem młodego rudzielca była w jakiś sposób pokrzepiająca.
Doktor, stwierdziwszy że jest zmęczony, a może to z winy szybkiego rzutu oka na paralizator w dłoni Erin, udał się do swojej sypialni, gorąco obiecując, że następnego dnia odpowie na wszystkie pytania.
Ku uciesze rudowłosej jeszcze przez długi czas cisza nocy była rozrywana przez wściekłe krzyki Briany skierowane w stronę małolata.

Część z osób postanowiła ukoić nerwy i odzyskać równowagę przy rozmowie i kubku gorącej herbaty, niektórzy nie mogli zasnąć już do samego rana, rozmawiając przy migotliwym, żółtym świetle starej żarówki.

Kliknij w miniaturkę

Erin McEringan


Ledwo zirytowana sytuacją dziewczyna ułożyła głowę na poduszce, jawa zamieniła się w senne mary, które nawiedziły jej świadomość.
Początkowo widziała jedynie pojedyncze obrazy.
Błyszczące, opadające raz za razem z ciemności ostrze.
Rozjarzona końcówka papierosa, która po chwili znikała w ciemności i kłębach dymu.

Śniło jej się rosnące przed domem drzewo. Szła do niego przyglądając się z zaciekawieniem nagim gałęziom, powyginanym jak trawione reumatyzmem starcze palce. Drzewo cierpiało. Dotknęła jego pnia, pieszcząc jego chropowatą strukturę.
Rozerwana szara skóra ociekała żywicą. Dziewczyna roztarła między palcami lepką czerwoną ciecz, podczas gdy z konarów drzewa obserwowała ją mała drewniana kukiełka.

Świat się zmienił. Wczorajsze popołudnie, mimo wygłupów Murphy’ego, było tak sympatyczne. Posiłek na świeżym powietrzu, śmiechy. Odpoczynek z jeziorem i tańczącymi na jego tafli promieniami słońca w tle.
Ale przecież ich wszystkich tu tak naprawdę nie było, jedynie wiatr szeptał pomiędzy źdźbłami wybujałej trawy.
I tylko ta ziemia dookoła tak mocno uciskała klatkę piersiową.

Gdy tylko otworzyła oczy, oddychając głęboko pod wpływem tych nocnych wizji zobaczyła za oknem szarówkę poranka. Ta noc dłużyła się tak niemiłosiernie.
Sięgnęła dłonią w stronę, gdzie powinien leżeć Richard, jednak pod palcami poczuła jedynie obeschnięte już grudki ziemi. Szybko oderwała wzrok od leniwej szarości za oknem, by upewnić się, że łóżko było puste.

Czy jej się wydawało, czy za oknem widziała przez chwilę małą, drewnianą, przyglądającą się jej pilnie kukiełkę.

Kliknij w miniaturkę

Murphy McManus


Spędził chwilę z tymi, którzy postanowili uspokoić swoje nerwy i ukoić kubkiem gorącej herbaty ból gwałtownego wyrwania ze snu.
Właściwie to bardziej był ciekawy, czy spotka Ann, czy jest ona gdzieś w pobliżu, jednak jedynym co mogło świadczyć o jej obecności byłwstawiony do zlewu, noszący ślad mocnej, czerwonej szminki, porcelanowy kubek z uśmiechniętą buźką,.
Przez chwilę wydawało mu się, że widział przez okno żar rozpalonego papierosa, ze strony w której pamiętał, że znajdowała się komórka, ta sama, w której szabrował za dnia.

Wreszcie poszedł spać - zirytowany, choć nie do końca był pewny dlaczego.
Ann bawiła się z nim i choć chętnie podjąłby grę, to zasady, jakie próbowała ustalić, były dla niego niezrozumiałe. A może po prostu mu się przyśniła, piękna sukkuba, pojawiająca się jedynie pod osłoną nocy.
Tylko, do jasnej cholery, sukkuby mają jakieś cele! A on chętnie poświęciłby się badaniom tego typu paranormalnej zagadki.

Wreszcie usnął, zirytowany z obrazem tej wrednej sukkuby przewijającej się wśród jego myśli i wielkim rudym kotem, śpiącym na poduszce obok.

Poranek nie należał do najgorszych. Otworzył oczy spoglądając w okno i wpadające przez nie poranne promienie słońca. W całym domu było cicho. Dla odmiany nikt nie krzyczał, nic się nie działo. Czysty, niczym nie zmącony spokój. I jedynie ten rudy kot, zawieszony w przestrzeni pod żyrandolem... Jednak nie, nie wisiał sam, a stary pleciony sznur skrzypiał, gdy rude ciałko kołysało się delikatnie na krzywo przytwierdzonej lampie.
Skrzyp….skrzyp...skrzyp…

Kliknij w miniaturkę

Marek “Mark” Czyżewski


Wymieniwszy szybkie spojrzenie z Nat postanowił spędzić noc w ‘swoim” pokoju. Rozmowy przy herbacie nie wydawały się zbyt kuszącą opcją.
Nie zamierzał przeszkadzać Murphy’emu, jednak również nie wydawało mu się, aby sen był najlepszym pomysłem. Dom i jego atmosfera niepokoiły go i z nadzieją wyczekiwał następnego dnia, kiedy to spodziewał uspokoić się w mieście przy kuflu spienionego piwa, a potemi ruszyć w dalszą drogę.
Na uszy założył słuchawki i wsłuchał się w tony jednego z ulubionych zespołów, po czym otworzył laptopa. Postanowiwszy całą noc czytać skupił się na lekturze.
Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął. Muzyka wypełniała jego uszy i koiła duszę.

Obudził go chłód przeszywający jego ciało. Chłód porannego, świeżego powietrza.
Mrugał przez chwilę, próbując zorientować się w sytuacji i ze zdziwieniem obserwując swój oddech, który wydobywał się parą z jego ust.
Był w samochodzie, a ten z kolei stał wypchnięty poza bramę prowadzącą do domu. Od razu rozpoznał zielonego Hilux'a, jakim tu przyjechał. Prawdopodobnie musiał tu już spędzić jakiś czas, gdyż szyby zaparowały lekko od jego oddechu. Wyprostował się w fotelu rozglądając uważnie w zdziwieniu dookoła. Para na przedniej szybie zdawała się odkrywać coś, na pierwszy rzut oka niewidocznego.
Pełen złego przeczucia chuchnął na nią - jedynie po to, by zobaczyć wypisany palcem napis “Już za późno”.

Kliknij w miniaturkę
 

Ostatnio edytowane przez Nimitz : 04-09-2014 o 11:26.
Nimitz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172