lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Old WOD] Welcome to Miami (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/15100-old-wod-welcome-to-miami.html)

corax 21-03-2016 15:12

- Mhm... Jeśli o mnie chodzi to kończę liceum, wiesz? A ty, ile masz lat? Ja... ja jestem jedyną w tym towarzystwie lotną istotą, hehe. - zachichotała pod nosem z własnego żartu - - Długo siedziałeś w Kalifornii? Ja nie wyjeżdżałam nigdzie na dłużej. Reszta też daje radę, mimo, że latać nie umieją. Chociaż może Angie umie, ale ona jest hmmm specjalna. Tu w willi wszyscy zmiennokształtni.

Slan 21-03-2016 15:17

Abygail otworzyła usta, potem zamknęła i tak ze trzy razy
- Jak ktoś mógł mieszkać bez sieci? To było prawie jak mroczne wieki Nie chcę mrocznych wieków - kurczowo ściskała laptop.
Gdy skończyła się pogadanka między Cas i Marcusem, poklepała wilkołaka po plecach
- Nie martw się, Wendy zrozumie. Jak bardzo wam potrzeba leczenia to jednego z was mogę uleczyć darem Matki

Raist2 21-03-2016 16:24

Marc spojrzał na Abi jakby nie do końca wiedział o co jej chodzi z Wendy.
- Nie znałem dziadka, ale wątpię żeby była mu potrzebna sieć, albo chociaż PeCet. A zajmij się Billem, ja sobie jakoś poradzę. Mamy teraz trochę wolnego, chyba, więc się sam podleczę.

Hakon 21-03-2016 17:00

-Dwadzieścia sześć.- Odpowiedział młodej.
-W Kalifornii ponad trzy lata będzie.- Zamyślił się chwilę licząc pod nosem.
-Zmiennokształtni wszyscy jesteście? No to nieźle trafiłem.- Zaczął się śmiać. -Chyba pora pomóc naszym towarzyszom. Nie wiadomo kiedy nas namierzą a trzeba być sprawnym.- Michael zeskoczył na nogi i z uśmiechem przepuścił Cass do drzwi.

Kiedy weszli rozejrzał się.
-Komu pomóc medycznie?- Spytał dość głośno by wszyscy słyszeli. Nie było sensu kryć się ze swoimi umiejętnościami. W końcu od nich jego życie i zdrowie zależało.

corax 21-03-2016 18:59

Kruczyca jednak do willi nie wróciła, za to odczekała aż Pan Błyskotka wejdzie do środka.
Plecak, w który wrzuciła swoje ciuchy, upchnęła między krzaki. Zmorfowała w kruka i zatoczyła kilkanaście coraz szerszych kółek nad willą. W końcu zdecydowała się przejść za zasłonę.

Nie musiała się nawet specjalnie spinać, aby się przebić, chociaż po mieście była przygotowana na przechodzenie w stylu kowbojskim. Z rozpędu wyleciała jak pocisk na drugą stronę. Łopocząc skrzydłami wyhamowała i szybko rozejrzała.

- Hmmmm... - zadumała się elokwentnie na widok pól rozcierających się wokół. - Nie wygląda jakby dużo się zmieniło. I dworek jest też, ale jakoś taki mało przyjazny - przysiadła na gałęzi drzewa obserwując okolicę, pusząc pióra jakby chcąc pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia pozostawionego przez Umbrowy pałacyk.
- A to co? - krucza przefrunęła nieco dalej, bliżej tyłowi willi. - Czarnawa ta trawka... i roślinność w takim mało zachęcającym kolorze... - ponownie zerwała się do lotu spozierając w dół - Z przodu trawa wygląda normalnie.

Cass zdecydowała się polecieć nieco dalej by sprawdzić jak daleko sięga zaczernienie.
Chciała również sprawdzić czy kręcą się tu jakieś nieprzyjemne cosie. Po cosiach spod Instytutu i wyglądzie odbicia willi spodziewała się całego stada nowych mało przyjaznych... przeszkód. Chociaż... w oddali widać było kręcące się duchy. Po chwili Cass zorientowała się, że duchy te trzymają się z dala od dworku.

Zakołowała parę razy nad łażącymi duchami:
- Gdzie mają granicę? Czyżby na kolorowej inaczej trawie? - krucza ciekawość zaczynała wzbierać. Zauważyła, że duchy nie przekraczają jakieś pół kilometra od dworku.
- Ciekawe ile Marcus da za tę ciekawostkę.

Przez chwilę główkowała co by tu dalej robić. W końcu zdecydowała się ruszyć na rozmowę z Adą i wziąć ją z zaskoczenia.

Leoncoeur 22-03-2016 15:56



- Marcus, a u Ciebie w ogóle to skąd taka chata? - spytał Bastet gdy odebrał pizze i piwo od kuriera jaki nadjechał w końcu nawet ciut wcześniej, skuszony dużym napiwkiem. Kotołak otworzył sobie jeden browar drugi rzucając wilkołakowi.
- Spuścizna po przodkach. - Fianna złapał rzuconą puszkę i otworzył - Nie tylko zwierza po nich dostałem. Powiem ci że pierwszy raz tu jestem. Także nie pytaj się mię co gdzie jest.
- Woooohooo. Ale to wygląda na zaje stare. To Twoi tu od dawna? WASP z ciebie? Hehe.
- Nie no, bez przesady stary. Mój pradziad był pierwszym z nas który tu przypłynął. Ale jak widać dorobili się. Potem dziadek objął stery, jeszcze lepiej im się powodziło, potem przepisął to na mnie.
- Pradziad… - Chris zerknął na Marcusa i jakby coś liczył. - Tedy wychodzi mi, że przybyliście w okolicach wojny. Albo ciut przed/po? Sto lat wcześniej to wokół tej chatki mielibyście plantacje - zażartował. - I niewolników. Szkoda, że to stoi takie puste i nieużywane. Nie myślałeś by coś z tym zrobić?
- Nie wiem dokłądnie kiedy, nie interesowałem się, a raczej, nie było komu mi powiedzieć. Dowiedziałeś o tej chawirze jakieś 8-10 lat temu. Widzisz jak to teraz wygląda. A nawet mnie nie stać żeby coś z tym zrobić.
- Znajdź inwestora. Fajny XIX wieczny dworek na skraju bagien. Ewenement, bo tu w wiekszosci budowane wsio z drewna, ten podmurowany. Idealny na hotel z opcją wypadową do rezerwatu dla klientów.
- Coś czuję że starym piernikom by się to nie spodobało. Musiałbym się spytać Eilen - mówił oglądając obrazy na ścianach. - Ona powinna coś więcej o tym wiedzieć. Może udało by się coś ruszyć.
- Popytaj, namyśl się. - Kotołak zmrużył oczy i przesunął wykałaczkę z jednego kącika ust w drugi. - Moja dziewucha jest dyrektorem oddziału jednej korporacji na południowy wschód. Turystyka, Rozrywka… sex-biznes. To kwestia tylko dogadania szczegółów i ekipa remontowa mogłaby wchodzić nawet pojutrze by zrobić z tego hotel dla turystów na bagna. Obok widziałem strzelnicę? Trochę tu rozrywek jest. Na przykład Mountain Park. Miejsce ma potencjał.
- Wiesz Chris, na ubytek kasy nie narzekam. Dzadek zostawił mi też zabezpieczenie. A jak teraz tak tu stoję - zamilkł na chwilę idąc w kierunku tyłu budynku - Coś mi mówi żeby tu został. Nie oddawał to obcym, nawet jesli to goście na jedną noc. Nie wiem, nostalgia czy inne chuj wie co.
Bastet wzruszył ramionami.
- Spoko, choć ja tej nostalgii akurat nie kumam. No ale szanuję, choć z nią to się ciężko w czymś wybić. Jakbyś zmienił zdanie, to daj znać. Ty dysponujesz lokalem, inwestor wchodzi z kasą i koneksjami w branży turystycznej napędzającymi biznes. Zakładacie spółkę pod korporacją, oceniacie koszty względem wartości wniesionego miejsca, ja myślę, że byś tu osiągnął nawet może i 75% wpływów jakby dobrze zatargować. Ale to Twoja broszka. Myślisz, że Sweet Suicide na jakiej zasadzie działa, hehe.
- Ta, gdybym ja tą nostalgię rozumiał - powiedział ciszej. - No chuj, trzeba się wypytać jej wypytać o Rainy Dog. Ona będzie wiedzieć.
- Ta Eileen? To siostra?
- Nie, była nauczyielką muzyki w mojej szkole, a wcześniej bliską współpracownicą dziadka. Miała mię obserwować czy i u mnie nie obudzi się wilk.
- Aaaaaa, rozumiem… - Chris pokiwał głową. - Taki Kinfolk-scout-mentor. Też mam tu takiego, faktycznie z takimi się łatwo zżyć. Muszę odwiedzić Paddy’ego cholera, już ładnych kilka dni nie zaglądałem.
- Ta, nawet nie wiesz jak łatwo. Obecnie jest jednym z szamanów w kaernie. Paddy, obiło mi się coś o uszy. Kto to?
- No mówiłem, przyjaciel. Ma irlandzki pub w mieście, to on stoi za wszelkimi staraniami w ratuszu o wsparcia dla dnia św. Patryka. Ma trochę skręconą korbę na punkcie irish kultury. Ale świetny typ. A ta Twoja Eileen... No to mocno, myślałem, ze to krewniaczka, a ona Garou-szamanka w Caern. Tym bardziej nie kumam czemu nie uchroniła cię przed Adrianem.
- Aaa, ten. No tak mówiłeś coś. Ja nigdy nie obchodziłem tego święta, nie kumam go. - podrapał sie po głowię - Pewnie nie uchroniła mnię bo się ostatnio mocno posprzeczaliśmy. Pewnie gdyby się jej spytał o zdanie to stanowczo by mu odradziła. Haha - zaśmiał się krótko.
- Mhm, pająk w sumie ogarnięty - kotołak zastanowił się na głos. - Próbowaliśmy, jest za silny. Nie nasza sprawa zatem. Wychodziło by na to, że jeszcze spieprzyć coś z elfami by też okazało się, że nie nasza liga i może będziemy mieć wolne - Chris wyszczerzył się w uśmiechu.
- Tego skurwiela to najchętniej bym jednak zajebał. Ale racja, nie dla nas jeszcze. Trzeba było się bardziej przykładać do nauk, heh. Nie wiem jak ty, ale ja się postaram jednak zrobić to dobrze. Chcę, nie chcę to jednak rozkaz alfy. Już o tym mówiliśmy co to dla nas znaczy.

- Tiaaaa… - Chris rzucił po dłuższej chwili. - Wiesz, może to i powód dla którego wy rozdajecie karty w Miami. Może to powód dla którego to wy powyżynaliście tyle ras w wojnach szału. Dyscyplina i organizacja. Prowadzące do siły, potęgi. Mimo wszystko jakby ktoś mnie wsadził jako klocuszek w taką solidną ściankę, to bym się na śmierć zarzygał. - Bastet odpalił fajka. - Różnimy się mocniej niż formami pozamałpimi.
- Wojny to dość drażliwy temat, większość uważa to za czarną kartę w naszej historii, w tym i ja. Bez sensowny rozlew krwi. U nas słuchanie alfy jest instynktowne, możemy się z nim nie zgadzać, jak chuj nie zgadzać, ale dopóki sami nie mamy siły pokonać go to cóż…. Trochę jak w wojsku.
- Pieprzenie. A Masters i Price? Nie mają siły wydrzeć Adiemu przywództwa, a knują. Kombinują. Cass dała cynk co Masters szykuje, he? Z tym drażliwym tematem Marcus to jak u ludzi z Holocaustem. Czemu młody Mosze ma nienawidzić i mieć pretensje do młodego Jurgena z Frankfurtu za to co robił jego dziadek w SS? Nie ponosimy win za czyny swych przodków. Tak jak i ja nic do ciebie nie mam za to, że może Twój przodek ganiał moich. Ot tak mu się widziało - Kotołak zmrużył oczy. - Problem jest gdy Jurgen we łbie ma tę ideę, jaką miał jego dziadek. Młody Mosze wtedy już nie jest do niego neutralny. A wiesz dobrze czego w Miami chce Price. I dłubią pod Adim. A ten nic nie robi i chce budować z innymi zmiennymi Pax Garou, chce żebym zapierdalał po mieście za pająkami gdy toleruje w Caern frakcje jaka chce go zdjąć ze stołka i najchętniej wróciła do casusu wojen szału. Wytłumaczysz mi to, Marc?
- Nie powiem ci co siedzi w głowię Adiemu. Ale sytuacja z Mastersem i Pricem jest taka że oficjalnie nic takiego nie robią, a nawet słuchają się szefa, u nas to wystaczy. Dodatkowo Masters to Władca Cieni, oni zawsze i tylko pragną władzy, a Pricie to Pomiot Fenrsia, ¾ z nich ma popierdolone we łbie, tacy naziści świata garou. Podejrzewam że Adi trzyma ich jednak bo to w razie bitki zawsze jakaś pomoc, albo chuj wie co mu się we łbie rodzi. Nigdy się polityką nie interesowałem póki ona nie interesowała się mną.
- Czasem leppiej się zawczasu zainteresować - mruknął Chris. - Bo inaczej polityka potrafi jebnąć znienacka w łeb jak worek cementu. Póki zadanie było znaleźć sunię i szczeniaka, spoko sprawa cywilna. Nagle okazuje się, że Pentex, ok, sprawa wciąż apolityczna. Ale pierdut. Ktoś chce skłócić elfy z wilkami, Masters knujący z Furiami i pierdut… siedzimy w polityce po uszy Marc.
- Poczułem tą politkę 2 dni temu, jak nas jebła wiadomość że działamy razem. Ale Chris, spoko - uśmiechnłą się do niego - ważniejsza jest wataha od szczepu, więc jak cię polityka za mocno będzie chciała bić, to razem jej oddamy.

Kotołak mrugnął rozbawiony porównaniem.
- Wiesz co świadczy o potędze Alfy? Nie mówię o alfie-Adim. O grupie bojowej.
- No niby co? Jak dla mnie to to że działają razem, a nie osobno. W kupie siła, kupy nikt nie ruszy. Oddzielnie to tylko dobrzy wojownicy, razem są elitą.
- Nom i multinadnatural casus. Uzupełniają się. Wampir, mag, mokol-smok, wilkołak. Weź tu rusz takie kombo - Chris się zaśmiał.
- Pijawy? To chyba dla śmiechu uzupełnienie. - Marcus roześmiał się również - Ale mag to poważny przeciwnik. To z tego co mówisz My powinniśmy być od nich nie wiele gorsi, ale sorry, ale jakoś tego nie widać.
- Bo my średnio bojowi. Ale wiesz, Alfa broni miasta przed zagrożeniem zewnętrznym. Mam niejakie podejrzenie, że Adiemu zachciało się kompletować i stworzyć nazwijmy to “Betę”, od zadań nie osłonowych, a szperania wewnątrz. Jeżeli to wypali, jeżeli taki ma faktycznie plan i jeżeli się sprawdzimy… To będzie miał tą “Betę”. I będzie wpierdalał nas w gorsze sprawy. Alfa od walki z zagrożeniem zewnętrznym… Beta od rozkmin wewnętrznych. Bedziesz miał polityki po uszy, bo od tego będziemy. Mi to się średnio podoba.
- To ja już wolę bić się co drugi dzień z pająkami czy innymi robalami. Ale co zrobisz? Od razu chcesz wypowiedzieć Adiemu posłuszeństwo, oczywiście jak mówiłem pewnie nie będziesz sam, ale i tak to przegramy.
- Pokazać starania ale spektakularnie spieprzyć, by dał nam spokój… chodzi mi to po głowie. Choć nie zrobię tego specjalnie by wam nie zrobić koło pióra. Chyba, że wszyscy podejmiemy taką decyzję. - Bastet zmrużył oczy i uśmiechnął się lekko.
- Stety albo i nie, nie jestem tu alfą, więc nie powiem co i jak. Pójdę za resztą w tej sprawie, chociaż średnio mi się uśmiecha spierdolić specjalnie sprawę.
- Zaraz tam specjalnie. Z pająkiem się staraliśmy? Tak. Mnie to nawet w umbrze nie powinno być. A ot efekty - wskazał szramy na barku. - Pająk zaś hasa dalej, choć prawie tam polegliśmy. Dlatego ja chce szwy zakładać, a nie się nadnatural leczyć. Niech obejrzy Ad, że ryzykowałem, starałem sie. Ale spoko. Pogadamy z resztą, ustalimy co i jak, hm?
- Rób jak uważasz, ja swoje zdanie powiedziałem. Będę się starał, a jak się spieprzy to naturalnie, chyba że cała wataha się podkłada, to jej nie zostawię. My z Billem pewnie zaraz pojedziemy do Indian, więc może Adi looknie jak u nas to wyląda.
- W porządku. Masz moje słowo, że nic specjalnie nie będę spierdalał jak to nie będzie decyzja grupy. Ucałujcie ode mnie Adiczkę, bedę trochę zajęty popołudniu i wieczorem, sam do Indian raczej nie wpadnę.
- Już ci to kilka razy mówiłęm, ale powtórzę. W razie w, call me. Zawsze może coś poradzi się. To co? Wracamy do reszty? Bill pewnie już zszyty.
Kotołak kiwnął głową kierując się do pudełek z pizzą jakie leżały na starym stole.



Slan 22-03-2016 18:04

Abigail zajęła się leczeniem Billa, choć nie była doskonałym uzdrowicielem
Całęj rozmowie przysłuchiwała się jedząc pizzę łapczywie. Riketti ją nagrodzi, jeśli usłyszy coś ciekawego. Na przykład nie zje jej. Czuła sympatię do tych istot... Choć wolała myśleć, że smakują jej. Potem nagle wyszła im zza pleców i rzekła
- Nie deptajcie pająków - i zmieniła się w stado pająków. Ruszyła szukać krwi małych istotek...

Hakon 22-03-2016 19:48

Michael popatrzył po zebranych i przystąpił do dzieła leczenia. Nie popisał się zbytnio, ale podczas zabiegów sprawdził materiał genetyczny magią. Chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Wilkołaki czy inni zmiennokształtni zawsze dzięki danym z ich ciał mógł poznać ich genezę i lepiej się przygotować na inne sytuacje. Kiedy już wszyscy byli opatrzeni poczęstował się kawałkiem pizzy.
-Dobra. Pojechał bym z wami oddać zwłoki. Pojadę swoim Nissanem za wami. Teraz idę się przewietrzyć i czekam na was już w aucie.- Oznajmił wszystkim i wyszedł na ganek.

Przeszedł się po okolicy rozglądając się co to za miejsce i czy jest stosunkowo bezpieczne w jego mniemaniu. Kiedy dotarł już do auta oparł się o drzwi i czekał na resztę by ruszyć za nimi.

corax 23-03-2016 18:34

Kruczyca dolatywała powoli do caernu, gdy poczuła pierwsze oznaki, że nie jest tu sama. Nie lubiła tego wrażenia dziwnego obserwowania, ale cóż poradzić? Czasem to ty obserwujesz, czasem to Ciebie obserwują. Duchy caernu jednak raczyły nie podnosić alarmu, więc Cass miała jeszcze chwilę przewagi.
Nad Adą.
Która właśnie kierowała się z budynków głównych w zabudowy gospodarczej.
I niosła coś…
Krucza przyjrzała się temu czemuś bliżej.
Jakaś papierowa teczka.
Kruczyca zatoczyła jeszcze jedno kółko nad wilczycą by spikować zupełnym przypadkiem tuż przed Adę z głośnym kraknięciem.
Nie liczyła na za wiele… ale może uda jej się sprawdzić czy teczka jakoś oznakowana czy nie.
Łopotaniem skrzydeł narobiła nieco szumu i kołowrotu, by dać sobie szansę a następnie zmofrowała do ludzkiej postaci.
- Hej… - pisnęła -... dobrze, że cię złapałam… Masz chwilkę teraz co nie? - uśmiechnęła się nieśmiało do Furii.

Teczka była zwykła, bez żadnych oznaczeń. I niezbyt gruba więc mało dokumentów musiała zawierać.
- A jeśli nie mam, to polecisz sobie? - zapytała Ada.
- Nieładnie kłamać. Jaki przykład młodym dajesz? - wyszczerzyła się krucza bardziej. - Wystarczy mi, żeby cię odprowadzić tam gdzie idziesz… Dawno nie gadałyśmy, nie?
W zasadzie zrobiła lekką pausę ale zanim wilczyca zdążyła się odezwać dodała:
- Chodzi o Adriana i jego bezpieczeństwo… - rozglądała się przy tym wokół spod grzywki.
- Mów - o ile wcześniej nie była radosna ze spotkania z Cass, to teraz weszła w tryb profesjonalistki odkładając odczucia na bok. Zbliżały się do miejsca gdzie zazwyczaj odbywały się rytuały.
Cass przez chwilę zastanawiała się nad tym jak to ująć…
- Ada…słuchaj… dużo masz znajomych w Grecji? - zaczęła od końca.
- A co za różnica?
- No różnica… masz czy nie?
- Mam.
- Aha...Kogoś, komu ufasz?
- Nie do końca.
- Może i słusznie
- mruknęła pod nosem kruczyca - słuchaj… bo jest taka sprawa… że niedługo mogą przyjechać goście z Grecji...a w zasadzie gościówy… - Cass przyglądała się stojącej przed nią wilczycy. - do jednego takiego ważnego gościa blisko Alfy... Załatwisz mi z nim spotkanie? 5 minut?
- Do kogo przyjechać mają? Wizyta gości nie jest jakimś zagrożeniem… O co chodzi? Co wiesz?
- Noooo bym powiedziała wam obojgu… no wiesz, żeby uniknąć głuchego telefonu. A wiem, że oboje jesteście super zajęci więc proszę tylko o góra 5 minut. No zgóóóóóóóóóóóóóóóóóódź się.
- Cass zrobiła proszącą minę. - Jakby nie było ważne to bym ci dupy nie zawracała.
- Jak polecisz w kulki to oskubię cię i wsadzę te pióra w dupę
- powiedziała Ada. Zatrzymała się przy palenisku i przyklękła. Wypowiedział kilka słów w języku duchów, znikąd pojawił się ogień. Ada wrzuciła teczkę, płomienie błyskawicznie pożarły papier. Gdy okładki zwinęły się z gorąca Cass zdołała zobaczyć parę liter. Nie była w stanie ich odczytać, ale na pewno nie były to normalne litery.
Ada wstała i powiedział:
- Idziemy, twoi kumple będą tu niedługo, wiozą Jacoba.
- Ok, to możemy w między czasie machnąć to spotkanie
- dziewczyna ruszyła za Adą podskakując. Parę razy oglądnęła się za siebie, spoglądając na miejsce ogniska.
Ogień wygasł równie nagle jak się pojawił, pozostawiając tylko popiół.

Ada zaprowadziła Cass do gabinetu Adriana.
- Masz gościa, zajmie ci pięć minut.
Adrian odłożył tablet ekranem w dół i spojrzał na kruczycę.
- Hej… - mruknęła mała, która zrobiła się jeszcze mniejsza - No to ten… Mam wiadomość, co cię może zainteresuje. - spojrzała to na Adę to na Adriana. - Wiem, że Masters knuje z greckimi Furiami przeciwko tobie - palnęła patrząc na Alfę - i to tak dosyć długo już. A że teraz zaczęły się te jaja w mieście to tak sobie główkuje, czy to nie jest jakoś hm… noooo …. przedsmak.
- A co konkretnie knuje?
- spyta Adrian.
- Kontaktował się z nimi i zawarł układ z szefową greczynek, że pomogą mu ograniczyć Twoją władzę. Zabił pośrednika, więc wygląda na to, że złożą tu wizytę wkrótce. Tyle udało mi się ustalić przed dołączeniem do Rozjemców.
- A jak chcą ograniczyć moją władzę?
- No zgadnij.
- obruszyła się krucza.
- Nie po to tu jesteś by zagadki zadawać - odezwała się Ada. - Wiesz, to mów.
- Nie zadaje zagadek, tylko raczej nie przyślą stada greckich dziewic, żeby poprosiły Adriana o odejście nie? Szczegółów nie znam, bo od paru dni latam za Rozjemcami zamiast za Mastersem, który prowadził ostre gadki z Furiami tam. Teraz wjeżdżają do miasta elfy i robią rozpierduchę. Wcześniej cyganie. Stawiam na to, że chcą rozjebać układ jaki Alfa tu tworzy, wskazać na niego jako nieudolnego lidera i pozbyć się go. Bo ruchu bezpośredniego nie zrobią. Wtedy miałyby na głowie wszystkich, z którymi pakt zawarty. Chcesz
- zwróciła się do Adriana - to polatam za Mastersem dalej. A nie chcesz, to tylko Ci daje ostrzeżenie, żebyś mógł kogoś innego przydzielić. - wzruszyła ramionami, jakby się strosząc.
- Uważasz, że wszyscy są w zmowie? Obce elfy, cyganie, Furie i Masters? - spytał Adrian.
- Masters jeśli chce przejąć pałeczkę to musi być niewinny i mieć czyste ręce, nie? To outsourcował wykopanie cię z siodła, piekąc dwie pieczenie na jednym rożnie. Ada ma powiązania z greckimi furiami, co nie? - spojrzała na wilkołaczkę - jest pierwsza na liście do podejrzeń, jeśli by to wyszło. Obce elfy wpadły na chwilę i mają się wynieść “zanim się ktokolwiek obejrzy”. I nagle w mieście cyganie ? I jeszcze dalsze czujki wampirze spoza miasta dopytujące o układ. Choć to ostatnie raczej nie związane z zakusami Mastersa to i tak za dużo przypadków jak na mój gust. Tworzy się chaos, który łatwo wykorzystać by uderzyć. A Masters jest tutaj… obserwuje. - młoda wzruszyła ramionami.
- Ciekawa teoria, dzięki za info - powiedziała Ada - pięć minut minęło.
- Czekaj, Ada. To on tu jest Alfa, nie?
- krucza wskazała na mężczyznę. - To co? - spojrzała na wilkołaka.
- Dzięki - powiedział Adrian - Naprawdę. Przemyślę to. Na razie nie zbliżaj sie do Mastersa. Mógłby coś zacząć podejrzewać.
- OK
- chociaż jej mina mówiła nieco co innego. Powiedzieć krukowi, żeby czegoś nie robił… jeszcze uczniowi Guerrero. - To idę do Price’a. Poczekam tam na resztę.
Cassey ruszyła do drzwi czochrając łepetynę.
- Nie będzie czego skubać, ani gdzie wetknąć jak nie odpuścisz tego - warknęła Ada gdy Cass koło niej przechodziła.
- Strasznie nerwowa jesteś - Cass rzuciła odskakując nieco.
- Ja tylko przewiduje najbliższą przyszłość. A wierz mi wolała byś skubanie przeze mnie, niż rozmowę z Mastersem…
Cass się wyszczerzyła wesoło:
- Martwisz się o mnie? To… słodkie. Miałam wrażenie, że mnie nie lubisz. - uśmiech poszerzał się z każdym słowem.
- Martwię się, że wygadasz wszystko jak Masters weźmie się za ciebie. A wygadasz, choćbyś miała umrzeć to i tak wyciagnie to z ciebie. A nawet i po tym też. - Ada się nie uśmiechała.
- Ehhh… - mała zmarkotniała - … ale… - dodała weselej - do tej pory mnie nie namierzył.
- Jesteś pewna? Może tylko czeka na okazję… albo bawi sie tobą.
- Starczy tego
- powiedział Adrian - Nie strasz młodej. Rozjemcy mają być niedługo, Price będzie by zobaczyć się z Billem.
- Co z pogrzebem? Bo z Jacoba została tylko wydmuszka. Nic więcej
- dodała z ponurą miną - nawet nie widać było nic więcej w Umbrze… - zmarkotniała na amen.
- Zajmiemy się i tym, dam wam znać kiedy to będzie.
- Ok. Dzięki. Aha, Ada? Co to była za teczka co ją paliłaś?
- spytała ciekawsko z łapką na klamce. - Nie macie niszczarek?
- Zmień się, a potem odwróć i pochyl.
- warknęła Ada.
Cassey nie posłuchała.

Zamiast tego czmychnęła by pokręcić się po caernie i powkurzać kogo się dało. Przed niektórymi popisała się świeżo nauczonym od basteta
"mhhrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrmmmmm". Głośno i wyraźnie. Z tyłu.

Po załatwieniu kwestii Jacoba, planowała poszukać specjalistów od duchów, by popytać o willę Marcusa.

Raist2 23-03-2016 19:22

Kilkanaście minut później, gdy wszyscy byli już opatrzeni (przynajmniej częściowo) a po Chrisa przyjechali kumple, pożegnał się z nimi.
- To co? Zwijamy się? Bill, daj znać komu trzeba że jedziemy odstawić Jacoba.
Marc ruszył do samochodu, jak wszyscy opuścili budynek zamknął za nimi drzwi na klucz. To samo uczynił z bramą wjazdową. Skierował się do Indian Creek.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172