| [Wampir: Mroczne wieki] Ognie na wzgórzach Ognie na wzgórzach
Pierwszy dzień lata, 1241 r., Skrzynno na Mazowszu
- Jakiż słodki z ciebie głuptasek, pieszczoszek pocieszny – odparła mu na komplement Biruta. W jej spojrzeniu zmieścił się cały lód północnego morza. A Janek rzekł jej tylko, że niewiasta tak piękna jak ona mądra być już nie musi, byle była słodka… tyle że wnuczka Jawnuty słodka nie była ni trochę. Uraczywszy go jeszcze pogardliwym spojrzeniem, bo na dłuższe komentarze zdaje się nie zasłużył, wróciła do rozpakowywania swoich troskliwie otulonych w pakuły i płótna podczas podróży z Kurlandii lunet, map nocnego nieba i przyrządów. Prócz znanych powszechnie i prostych, jak używana przez żeglarzy laska Jakubowa, mogła się Biruta pochwalić misternym astrolabium.
- Stawiasz wróżby i horoskopy? - postanowił zmienić temat.
- Stawiam. Głuptaskom i pieszczoszkom.
- Dobrze – zaczął od nowa, bo się nie zwykł poddawać. - Co cię, pani, pociąga w astronomii?
- Namacalna świadomość, że nawet ci najwięksi i najpotężniejsi podlegają prawidłom i regułom. Gdy je poznasz i zrozumiesz, pojmiesz też tajniki ruchu i poczynań.
Pochylona nad okularem, przytrzymując grube, bladozłote warkocze, patrzyła przez lunetę w niebo. Przywołała Janka gestem nieznoszącym sprzeciwu, capnęła mało delikatnie za kark i przygięła, by też zobaczył.
- Widzisz?
- Gwiazdy widzę – odparł, choć jedno oko uparcie mu uciekało do krągłości biodra odzianego w len barwiony na obłoczysty kolor.
Syknęła zniecierpliwiona.
- Trzy gwiazdy na górze, trzy poniżej i jedna, później wielość w splocie wężym i kolejne, jedna za drugą, jak w warkoczu.
- Co to?
- To, Janie, smok jest – palce dziewczyny, za ciepłe jak na wampira, tak ciepłe jak jego własne, co go dotąd ściskały jak kleszcze, pogładziły pieszczotliwe jego szyję, zagłębiły się we włosach.
- Smok podlega regułom?
- Oczywiście. Jak wszyscy. Tyle że prędzej mu rozdwojony ozór kołkiem stanie, niż się do tego przyzna.
Oczywiście, sama także musiała ugiąć twardy kark przed przemożnymi regułami i przed laty opuścić ich dom wcześniej, niż to było zamierzone i pomimo tego, że Jan najchętniej zatrzymałby ja na zawsze.
Przeciągnął dłonią po stole. Niegdyś zastawiony przyrządami astronomicznymi i zasłany pergaminami, dziś pokrywał się jeno warstwą kurzu. Czy to jednak było ważne, skoro Jan jechał na północ, do Kurlandii, do niej?
Na dziedzińcu ich obronnego dworzyszcza pod Skrzynnem wrzało jak w kociołku czarownicy. Ośrodek burz i zawieruch wszelakich jako zwyczajno był Krzesimir, paradnie odziany i wyczesany jak klacz na sprzedaż. Żegnał się wylewnie i mało przystojnie z każdą dziewką, co mu się nawinęła, na zbrojnych pokrzykiwał i robił wokół swej persony masę zbytecznego hałasu.
Jednak nawet on skurczył się, zwinął w sobie, gdy na podwórzec wyszedł ojciec Janowy. W rozchełstanym gieźle i skórzanych portkach mógłby za zwykłego woja robić - jeno że wystarczyło, by się odezwał, by spojrzał czy krok uczynił, a nikt by go za zwykłego i przeciętnego nie wziął. Władza pasowała Bożywojowi, leżała na nim jak druga skóra. Niecierpliwym ruchem dłoni kazał wstać klęczącemu Krzesimirowi, połozył dłonie na ramionach jasnowłosego ghula.
- Pamiętaj - doleciało do Jana - to mój syn. Mój jedyny potomek.
I Jan dobrze wiedział, co to oznacza. Krzesimir będzie słuchał jego, Jana, rozkazów. Gdy jego martwe istnienie będzie zagrożone, z uśmiechem na namiętnych ustach położy głowę i da się ubić, by go chronić. Ale gdy Jan swoim słowem i czynem znieważy imię Bożywoja i imię rodu, Krzesimir mimo łączącej ich sympatii bez wahania wbije kołek w serce Janowe, i przywiezie ojcu związanego jak owieczkę na rzeź.
Skończyli mówić i Bożywoj ruszył ku niemu, po ojcowsku objął, ścisnął niesłabo wcale, żebra aż Janowi zachrzęściły.
- Ona tam będzie. Wiem, że na to liczysz, nie zapieraj się. Czyń, co uważasz za słuszne... ale tym razem pamiętaj. Każden problem, każde nieszczęście, każda strata ode czasów Adamowych u swego źródła zawszeć ma niewiastę.
Jan drgnął. Zimne przeczucie ścisnęło palcami jego martwe serce. Pomyślał bowiem, że tak. Prawda-li to, ojciec słusznie prawi i racja przy nim.
|