31-01-2010, 14:43 | #81 |
Reputacja: 1 | Środa, 26 październik 2016. 8:15 czasu lokalnego. Darrington, granica parku narodowego. Ani lekarz, ani Snow nie wyglądali na głupków. Mogli nie wiedzieć co dokładnie dzieje się w miastach, gdzieś dalej poza rezerwatem, ale swoje musieli widzieć, inaczej przejazdu nie blokowałby zupełnie nikt. Hallis pokiwał głową na słowa Liberty. -W takim razie rozumiem, czemu akurat tutaj. Skoro nas znasz... to pewnie nie mamy powodów do niepokoju. Pojadę z wami, Green zabierze pozostałych do naszego miasteczka. Na pewno ktoś się nimi zajmie. Jak tam z tym rannym? Lekarz pokręcił głową, kończąc bandażowanie. -Miał szczęście, może przeżyje. Przydałby się chirurg, ale w swoim gabinecie zrobię ile będę mógł. Tylko musimy go szybko zabrać. Nie było sensu się zastanawiać. Dorothy podeszła do siostry. Trzymała się jakoś, zapewne uczepiona nadziei. -Zabiorę dzieci. Wracajcie szybko. Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie do końca jej to wyszło. Wzięła kluczyki do Hummera, zabierając dzieciaki. White'a położono na tylnym siedzeniu, Green miał swój samochód. Odjechali. Maria nie odzywała się przez ten czas, zapisując coś na kartce. Potem podała ją Hallisowi. -To lista rzeczy, które można zdobyć w sklepach, potrzebne mi albo te, albo podobne. Prócz tego niezbędna będzie bardzo dobrze zaopatrzona apteka... i szpital, przynajmniej szpital. Bo inne wyjście, to tylko jakieś naukowe laboratoria, ale nie chciałabym wracać do tych Umbrelli, a nie znam innych. Mam jeszcze materiału na kilka szczepionek, ale musielibyście wybrać tych kilka osób. Gdybym miała z czego, jestem w stanie zrobić znacznie więcej. Snow skinął głową, ale zastanawiał się jeszcze chwilę. -Szpital najbliższy jest w Arlington, ale możemy najpierw zdobyć ile się da tutaj na miejscu. Znam kilku ludzi, mogę popytać. Jak dużo mamy czasu? -Jeśli to wybuchło wszędzie z taką samą siłą, pierwsze zarażenia mogą być już za kilka dni. -Czyli musimy się spieszyć. Wyszli, zdeterminowani do tego, by przeżyć. Pokój był niewielki. Ustawiono tu tylko okrągły, konferencyjny stół i trochę krzeseł, z których większość była teraz zajęta. Przystojni, chociaż już nie młodzi mężczyźni w bardzo drogich garniturach wpatrywali się w ekran na ścianie, rozświetlany materiałami filmowymi. Projektor szumiał cicho i to był jedyny odgłos, który prócz oddechów zebranych ludzi, rozbrzmiewał w sali. Filmy były bez dźwięku, często marnej jakości. Gdy się skończyły, odezwał się najstarszy z nich. Głos miał zmęczony, ale inni wiedzieli, że jest silnym człowiekiem. Akcent miał obcy, chociaż mówił po angielsku. -Jak widać, zakończono pierwszą fazę operacji. Skuteczność pięćdziesiąt procent, większa niż się spodziewaliśmy, dzięki działaniom rządu. Nie musiał mówić za dużo, plan był dokładnie opracowany, filmy widzieli wszyscy, a raporty leżały przed nimi już na tyle długo, że zdążyli je już przeczytać. Dyskusja była krótka. -Jak to się przedstawia w innych krajach? -W większości podjęto błyskawiczne decyzje, zablokowano granice. Trochę za późno, ale wirus nie miał skuteczności wyższej od dwóch procent. -Powietrze? -Wciąż za małe stężenie, groźba wciąż niewiadoma. -Negocjacje? -Połowicznie skuteczne, kilka osób już zapłaciło. Rządy zapłacą niedługo. -USA? -Przechodzimy tam do fazy drugiej. Zgodnie z prognozami, prawdopodobna skuteczność - dziewięćdziesiąt pięć procent. -Skuteczność antywirusa? -Sto procent, zbiorniki gotowe do użycia, gdy cele zostaną osiągnięte. Wirus nie wyjdzie poza Amerykę Północną. Kraje ościenne wzmocniły ochronę granic, gdy wykupią szczepionki będą bezpieczni. -Gratuluję panowie. Do zobaczenia po drugiej fazie. Szmer odsuwanych krzeseł i wstających z nich ciał. Ta rozmowa się nie odbyła, każdy z nich o tym wiedział. Ale w głębi serca każdy się z niej cieszył. Wygrywali. Dziękuję za grę w sesji, ten jej epizod uważam za zakończony. |