Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2009, 09:41   #1
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Miasteczko Twin Peaks


Jasno świecący księżyc wznosił się nad miasteczkiem. Większość mieszkańców spała już bezpiecznie w swoich domach i tylko nie liczni nocni hulacy wracali z baru chwiejnym krokiem po opustoszałych ulicach. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że właśnie teraz gdzieś w mroku nocy dzieją się przerażające rzeczy.
Las wokół Twin Peaks pełne były dzisiaj strachu, wściekłości i przemocy. Odwieczne zło czające się ponoć wśród starych drzew, nasyciło się bólem i przerażeniem dwóch niewinnych dusz.
Nikt nie mógł im przyjść z pomocą, bo nikt nie wiedział o ich tragedii. I tylko sowy były niemymi świadkami ich cierpienia.



Audrey Williams
Audrey Williams przebudziła się z krzykiem. Jej nocna koszula była cała przemoczona od potu. W pokoju unosił się jego ostry i drażniący zapach. Nie przypominał w niczym potu licealistki, bardziej kojarzył się ze smrodem wydobywającym się z męskiej szatni po meczu footballowym. Audrey usiadła na łóżku i oddychała ciężko. Jej serce waliło szybkim, nierównym rytmem, jakby właśnie ukończyła długi bieg. W nocnej ciszy słychać było monotonne tykanie ściennego zegara. W wpadającym przez okno księżycowym świetle dziewczyna zobaczyła, że jest druga w nocy.
Praktycznie nigdy nie pamiętała swoich snów po przebudzeniu, oczywiście poza tymi w których występował ON. Teraz jednak potrafiłaby przypomnieć sobie najdrobniejszy szczegół tego przerażającego koszmaru.

Stała w ciemnym lesie, sama. Wokół tylko niewyraźne sylwetki wysokich drzew. Bosa, ubrana tylko w nocną koszulę, czuła przejmujący chłód na całym ciele. Otuliła się rękami, by choć przez trochę się ogrzać. Zimno jednak przenikało ją do głębi, do samych kości. Czuła się tak jakby połknęła kulę lodu, która zaległa w żołądku i promienuje lodowatym zimnem na całe ciało.
Bała się poruszyć, gdyż miała nie jasne poczucie wielkiego zagrożenia. W nikłych promieniach księżycowego światła widziała niewiele, ale wydawało się jej że ktoś czai się wśród drzew i obserwuje ją. Nagle usłyszała za sobą pohukiwanie sowy. Odwróciła się w jej stronę i wtedy go ujrzała. W jasnym snopie białego światła padającego z góry, tańczył karzeł ubrany w czerwony staroświecki garnitur. W butach na wysokim obcasie wykonywał dziwne ruchy w rytm niesłyszalnej dla Audrey muzyki. Trwało to tylko kilka chwil, gdy niespodziewanie światło zgasło i dziewczynę otoczyły atramentowe ciemności. I cisze nocy przeszył odległy krzyk. Przeraźliwy i przenikający duszę, wrzask bólu, samotności i bezradności. Audrey spanikowała i zaczęła biec na oślep. Potknęła się na pierwszym korzeniu wystającym z ziemi. Przed upadkiem ochroniły ją szorstkie, męskie dłonie. Jego twarz znalazła się tuż przy jej twarzy. Cuchnął tanią whisky i kilkudniowym potem. Jego nieogoloną od kilku dni twarz okalały długie, siwe przepocone włosy. Audrey czuła, że ten odrażający typ zaraz ją pocałuje. Ten jednak tylko zbliżył się do niej jeszcze bardziej i wybuchnął szaleńczym chichotem.



Jack Lampard
Jack nie mógł zasnąć. Choć położył się wcześnie, bo przed dziesiątą to nie udało mu się zmrużyć oka. Przewracał się z boku na bok szukając wygodnej pozycji do snu. W każdej z nich czuł jakiś dyskomfort. Coś go gniotło, uwierało lub swędziało. Bezsenne noce zdarzały mu się teraz o wiele rzadziej niż kiedyś. Do dziś pamiętał pierwszy tydzień pobytu w więzieniu. Te straszne noce przepełnione strachem o własne życie i bezradnością. Przez te siedem dni przespał może trzy, może cztery godziny. I wtedy było dokładnie tak jak dziś. Niemożność znalezienia wygodnej pozycji, piasek w oczach i dojmujące uczucie strachu. Ten strach zagościł i dzisiaj w jego sercu. Dławiło go nie pojęte uczucie obawy i lęku. Było bardzo nieokreślone, ale Jack miał mgliste przeświadczenie, że ktoś lub coś mu zagraża.
- Kurwa! - ganił się w myślach - Co się z tobą dzieje stary?
Próbował odnaleźć spokój w medytacji, ale i ta dzisiaj mu nie pomogła. Myśli goniły gdzieś na oślep i nie był w stanie nad nimi zapanować. Każdy najmniejszy dźwięk wybijał go z koncentracji i nie pozwalał się skupić.
W końcu zrezygnowany wstał i poszedł do kuchni. Przygotował sobie kanpkę z szynką i szklankę soku pomarańczowego. Gdy wrócił do pokoju zegar wskazywał godzinę drugą. Wtedy usłyszał krzyk. Piskliwy, dziewczęcy pełen przerażenia krzyk. Postawił talerz i szklankę na nocnej szafce i podszedł do okna. Ulica była kompletnie pusta, tylko bezpański pies biegł wzdłuż żywopłotu. Jack stał jeszcze przez chwilę przy oknie wypatrując czegokolwiek w ciemnościach. I nic.
Coś jednak nie dawało mu spokoju. Założył szlafrok i wyszedł na ganek. Rozejrzał się po ulicy. Nie zakłócona niczym nocna cisza trwała w najlepsze.
Gdy wrócił zobaczył ślady zabłoconych butów na dywanie w salonie.
- A to co? - spytał sam siebie.
Ślady zaczynały się na progu i kończyły przy wejściu do kuchni. Jack stał przez chwilę jak sparaliżowany. Wrócił do świadomości i poszedł po miotłe i szufelkę, by uprzątnąć bałagan. Składzik znajdował się pod schodami. Gdy wrócił z odpowiednim sprzętem, zabłocone ślady zniknęły.
- Co to ma być do cholery?


Dźwięk elektrycznego dzwonka niczym ostry nóż uciął gwar na szkolnym korytarzu. Wszyscy w pośpiechu udawali się do sal.
Audrey zamknęła szafkę i ruszyła korytarzem w stronę sali matematycznej. Za chwilę miał się rozpocząć lekcja z panną Morison. Nienawidziła ten podstarzałej panny, której wydawało się że pozjadała wszystkie rozumy i wie wszystko o życiu. W czasie zajęć poza omawianiem zagadnień matematycznych często poruszała tematy etyczne. Starał się pouczać jak ważna jest moralność i etyczne zachowanie w życiu młodego człowieka. Laura nazywała ją "starą prukwą" i zawsze dodawał "Ona pewnie nigdy nie miała faceta. Nie wyobrażam sobie kto, by zechciał tą starą dewotę" Trudno było nie przyznać Laurze racji, ale sposób w jaki to mówiła budził niesmak Audrey. Często się zastanawiała czy Laura faktycznie już coś tego... ciekawe tylko z kim.
- Właśnie, gdzie ona jest - myślał Audrey otwierając drzwi do sali.
Do tej pory nie mogła otrząsnąć się po nocnym koszmarze. Chciała wszystko opowiedzieć Laurze, a tej jak na złość nie było. Rozejrzała się po sali, ale tu też jej nie było.
- Panno Williams! - krzyknęła nauczycielka - Znowu spóźnienie. To już chyba trzecie w tym tygodniu.
- Bardzo przepraszam, ale...
- Żadnych ale. Jeśli nie nauczysz się punktualności i przestrzegania zasad społecznego współżycia do niczego w życiu nie dojdziesz, zrozumiesz?
- Tak panno Morison.
- Siadaj, ale już. I to samo tyczy się całej klasy. Punktualność to podstawa, zapamiętajcie sobie.
Nauczycielka otworzyła dziennik i zaczęła sprawdzać listę obecności.
- Sue Abeageal.
- Jestem.
- Bobby Brigs.
- Tutaj.
Panna Morison skarcił Bobby'ego wzrokiem za złamanie zasad, ale kontynuowała.
- Donna Hayward
- Obecna
- Audrey Horne
- Jestem
- James Hurley
- Jestem
- Laura Palmer
Donna Hayward i Audrey Williams spojrzały na puste krzesło Laury. Audrey zauważył, że dziewczyna pobladła.
- O proszę kolejna spóźnialska. No ładnie. Pewnie do tej pory siedzi w łazience i poprawia makijaż. Makijaż w jej wieku, to karygodne. Ja gdy byłam w waszym...
Tyradę pani Morison przerwało wejście do sali policjanta. Podszedł do nauczycielki i szepnął jej parę słów na ucho. Ta w jednej chwili pobladła ja ściana. Drżącym głosem powiedziała zdołała tylko powiedzieć:
- Oczywiście, że tak. Bobby Brigs wstań proszę.
Bobby wstał widać było po nim, że jest zdezorientowany.
- O co chodzi? - spytał butnie.
- Pójdziesz z panem do dyrektora.
- Ale za co?
- Nie dyskutuj, tylko ruszaj.
Bobby nie chętnie wyszedł z policjantem z sali. Po jego wyjściu nastała kompletna cisza. Pani Williams milczała, a nikt nie miał odwagi zapytać co się stało. Tylko Donna Hayward patrzyła z coraz większym strachem na puste krzesło Laury.

Jack właśnie zbliżał się do końca odczytywania listy obecności w pierwszej klasie. Lubił prowadzić lekcje ale tych świeżaków. Mieli jeszcze nie skażone dusze licealną modą i zachowaniem. Był już przy literze W, gdy z głośników wydobył się głos dyrektora szkoły.
- Witajcie mówi wasz dyrektor. Mam dla was bardzo ważne i smutne ogłoszenie. Dziś rano policjanci naszego miasteczka... - słychać było że głos mężczyzny się załamał i najwyraźniej zaczął płakać.
Dalsze słowa wypowiedział już ze szlochem w głosie.
- ... znaleźli nad rzeką ciało naszej uczennicy. Nasze ukochanej Laury Palmer. W związku z tym tragicznym wypadkiem odwołuje wszystkie lekcje w dniu dzisiejszym. Idźmy do domów i spędźmy ten czas z rodzinami, wspominając naszą ukochaną Laurę. Za nim się rozejdziemy, proszę wszystkich o powstanie i uczczenie pamięci Laury minutą ciszy.
Głośnik zaskrzeczał i zapadła głucha cisza.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 05-12-2009 o 00:02.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172