|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-01-2012, 22:37 | #41 |
Reputacja: 1 | Porządek, w jakim rzeczy działy się w karczmie starego Roberta nie w pełni zgadzał się ze standardową kolejnością działań, do jakiej Claude nawykł. Kiedy szlachcic zabierał się do ruchania to i owszem, zwykle gacie w tym celu zdejmował, a pamiętał i kilka przypadków, gdy zdarzyło mu się poszaleć z różnymi sznurami, kajdankami i tego typu rzeczami (czego później trochę się wstydził). Być wrzuconym do jakiejś nory czy innego więzienia też mu się już zdarzyło, choć to było już po solidnym wyszaleniu się libido. Ale żeby tym razem w porządku wydarzeń zabrakło samego stukania dziewczęcia to już w rachubach d'Arvilla była aberracja. I stąd pobudka na kartoflisku, z poobcieranymi dłońmi i kostkami i dupskiem zanurzonym w ziemniorach była zaskakująca. Claude zacisnął zębiska i zaczął przewalać się po zimnej posadzce, szukając coraz to nowych nierówności w kamiennej podłodze, o które mógłby spróbować zetrzeć krępujący sznur. Syczał, szarpał się i sapał. Wił się jak piskorz, a wcinająca się w ciało lina całkiem przemokła od ściekającej z poranionych dłoni i kostek posoki. W końcu szlachcic pochylił się, z całej siły zaciskając kły na pechowym ziemniaku i spróbował rozerwać więzy. Wygryziony kawał kartofla był mało smakowity, ale wolność nadrabiała smakiem. Zlany potem i zasapany d'Arvill zabrał się za rozwiązywanie kompanów i po chwili cała czwórka była wolna. Nagi jak go bogowie stworzyli, Claude ruszył po omacku do drzwi obórki, piwniczki czy też czymkolwiek to miejsce było. Gówniana kłódka ustąpiła w oka mgnieniu i zmagającym się z nagłym oświetleniem oczom więźniów ukazał się zalany jasnością pochodni korytarzyk i schodki w górę. Dziewka, której jama ustna okazała się wcześniej tak gościnna, teraz też otworzyła pyszczek zapraszająco. Chciała widać krzyknąć, ale niedoczekanie. Szlachcic rąbnął ją potężnym sierpem. Młódka osunęła się na bieloną ścianę, zakwiliła cichutko i zsunęła się po schodach. D'Arvill chyba miał co do związku z niewiastą poważne oczekiwania, bo furia z jaką kopniakami zmiażdżył jej gościnne gardło przystawałaby tylko kochankom z miłosnych powieści o zdradzie, śmierci i podobnych. Może. Ale nie wyjaśniałoby to czemu dopadnięty przez golasa pachołek, który na zapleczu karczmy podjadał szynkę skończył z czterdziestoma siedmioma ranami kłutymi zadanymi nożem, którym wcześniej odkrajał sobie wędlinkę. Claude opadł bez sił na worek z mąką, sapiąc jak kowalski miech. Reszta zdążyła już trochę rozejrzeć się po salce i okolicy, ale sprzętu, z którym przybyli dalej brakowało. Na szczęście w kuchence znajdowała się pokaźna kolekcja noży, tasaków, młotków do mięsa i haków na których wisiały półtusze. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie. "Dobrze, zrobimy tak..." – szlachcic uspokoił oddech i zdjął ze ściany tłuczek do mięsa – "Zbadam teren i wrócę tu, żebyśmy nie musieli pakować się w żadne łajno na oślep. W razie, gdybym potrzebował waszej pomocy, zawołam: Lara! Tak się nazywała ta mała sucz, chuj jej na grób". "A ty co taki wyrywny, he?" – Owain rzucił uwagę mimochodem, nie odrywając wzroku od kolekcji tarek, szpikulców, korkociągów, nożyc i siekierek. "Otóż..." – ubrany w zgrzebne szaty pachołek, którego przed chwilą utłuczono leżał w kałuży juchy. Ale obok stał drugi, bez śladu ran, świeży i uzbrojony w tłuczek do kotletów. A po d'Arvillu nie było ani śladu – "Chyba najlepiej będę do tego pasował. Zgodzicie się?" Kolejne czary? Głos ewidentnie należał do Claude'a, ale chłopaka nie szło odróżnić od jego sobowtóra zaległego na deskach zaplecza. I dobrze, o to przecież chodziło. Wcinający szyneczkę pachołek ruszył w głąb karczmy. Skurwiele zadarli z zupełnie niewłaściwymi ludźmi. Nawet im współczuł. Trochę. Claude rzuca czar "Zmiana siebie". |
30-01-2012, 12:07 | #42 |
Reputacja: 1 | Lu napinał mięśnie, to znowu je luzował, przekręcając powoli dłoń, pęta musiały się rozszerzyć do maksimum, jednocześnie nie zaciągając się. Gdy był w klasztorze, nie przykładał się zbytnio do treningów Li Sheng Huanga, mistrza ucieczek, ale mimo tego wszystkie testy zdawał poprawnie. Uformował dłoń w tak zwaną pięść węża i naprzemiennymi ruchami powoli wyciągał ją z pętli sznura. Triumf z oswobodzonej ręki, zmienił się szybko w jęk zawodu i urażonej ambicji, gdy ten kudłaty szlachciura zdołał się szybciej uwolnić niż on sam. Lu przeklął w duchu swoją lenistwo podczas nauki ucieczek i starał się jak najszybciej dołączyć do działań d'Arvilla. Niestety zanim wróciło krążenie w członka, szlachcic zdołał już ogłuszyć dziewkę i zaszlachtować jakiegoś pachołka. Lu wziął powrozy, zakneblował lalunię, a później związał ją jak baleron. Nie omieszkał przy tym dotknąć jej tu i ówdzie, już dawno nie miał kontaktu z kobiecym ciałem. "Pieprzony czarownik" - Lu spoglądał na zmienionego Clauda z nutą podziwu i zawiści, ale na jego plan przystał. Czuł że wkrótce wyładuje swą frustrację na czyimś pieprzonym łbie. |
30-01-2012, 15:16 | #43 |
Reputacja: 1 | Po obudzeniu się w niezbyt ładnie pachnącej piwnicy Vincent nie zdążył podjąć nawet próby oswobodzenia się z więzów własnymi siłami, bo Claude już przy nich majstrował. Po krótkiej chwili nic już go nie krępowało i mógł bez problemu wstać z ziemi. Względnie bez problemu, ponieważ dobrą minutę zajęło mu wyeliminowanie ziemniaków spod jego stóp. Podążył za towarzyszami. Nim zdążył cokolwiek zrobić d'Arvill uporał się z tą uroczą panienką, która zeszłego wieczoru zabawiała się z niektórymi z nich. Lu już ją wiązał. Przechodząc do kolejnego pomieszczenia zauważył pachołka leżącego na ziemi i Claude'a przeobrażającego się właśnie w niego. Vincent skinął głową na słowa szlachcica dając tym samym znak, że doskonale zrozumiał. Ktoś mu zajebał rzeczy i chciał je prędko odzyskać. Nie powinni jednak działać całkowicie na oślep. Mieli do czynienia z wielce podejrzanymi ludźmi. Dopadł do wielkiego tasaka i był przygotowany na wezwanie d'Arvilla. Wziął także nóż na wypadek, gdyby musiał czymś w kogoś rzucić. |
30-01-2012, 17:06 | #44 |
Reputacja: 1 | Owain spokojnie czekał, aż uwolniony Claude uwolni i jego, bowiem z całej bandy on wyglądał i czuł się najgorzej. W końcu najwięcej zeżarł i wychlał, a czymkolwiek ich otruto, musiało być w jadle albo napoju. Gdy jego więzy puściły, Owain nie wstał. Podniósł się na czworaka i rzygnął obficie. I jeszcze raz, ale już bardziej żółcią, niż zwartością żołądka. We łbie huczało mu, jakby cała kompania tłukła tam w tarabany. Z ledwością utrzymał pion, gdy podniósł się, a raczej wspiął po ścianie. Mimo ulżenia żołądkowi, nadal było mu niedobrze. Ogólnie rzecz biorąc, czuł się jak na potężnym kacu. A może i był to kac, nałożony na efekty narkotyku? Wspiął się po schodach, sapiąc ciężko. Claude tymczasem zdążył już zabić i dziewkę i posługacza. - Karczmarz jest mój - warknął, ocierając pot z czoła, za odchodzącym Claude'em, będącym już pod postacią niedawnej ofiary. Owain tymczasem znalazł beczkę z wodą, zapewne używaną do chrzczenia trunków i zatopił w niej pysk, pijąc nie mniej łapczywie niż wcześniej alkohol. Ugasiwszy pieczenie gardła, ulżył pęcherzewi, odlewając się na schody. - Jajka mi marzną - poskarżył się, wycierając ręce o odzienie zabitego pachołka. - Oto wspomnienie, które najgłębiej wryło mi się z podróży po Północy: gdzie bym się nie udał i w co bym nie był ubrany, bądź nieubrany wcale, marznęły mi jaja. Do dupy z tą krainą. Sarkając tak i klnąc pod nosem, zdjął ze ściany młotek do mięsa i nóż, po czym ruszył w głąb karczmy.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
03-02-2012, 20:57 | #45 |
Reputacja: 1 | Karczma już nigdy nie miała kojarzyć się niedoszłym podróżnikom do Criche z miejscem przytulnym, bezpieczną przystanią. Była więzieniem, miejscem gdzie próbowano ich... … no właśnie co? Spętano ich, otumaniono, struto i więziono, ale czemu? Wydostając się z komórki, wdrapując się po piwnicznych schodach myśleli jedynie o tym by się wyrwać z matni w która ich schwytano. By się zemścić. By dostać tego skurwiela, który za tym wszystkim stał. Taki mieli plan... Prowadził Claude, bo oczywistym było, że „pachołek karczemny” był najlepszym zwiadowcą. Ruszyli uzbrojeni w tasaki, noże i tłuczki. Oręż wystarczający do tego by zrobić z karczmy rzeźnię. Karczmarza chcieli dostać wszyscy. Pierwszy akces na niego zgłosił Owain ale sądząc z zaciętości oblicz pozostałych pewnym było, że na widok zdradzieckiego skurwiela mord w oczach stanie się udziałem wszystkich. Jego los był już przesądzony. „Pachołek karczemny” prowadził idąc pewnie, nie kryjąc się wcale. Reszta kryła się w mroku za jego plecami. Za oknem panowała ciemność, aczkolwiek Vincent zerkający przez okno, dostrzegł blask ognisk. I usłyszał odgłosy. Rozmów, pobrzękującego oręża, parskania koni. Wiele głosów, wielu ludzi. Do przystani zjechał oddział... Zatem powiadasz dobry człowieku, że parali się zakazaną przez Kościół czarną magią? - cichy głos dochodził z biesiadnej, ku której zbliżali się przez korytarzyk. Stali w progu zaplecza, od biesiadnej dzielił ich wysoki kontuar. Claude, który szedł na przedzie, dostrzegł karczmarza, który stał przed grupką odzianych na czarno zbrojnych. Srebrzący się na ich przyodziewku krzyż nie budził wątpliwości, Inkwizytorium. Claude dostrzegł najmniej czterech, którzy stali wokół stołu, przy którym siedział starszy, brodaty. Najpewniej ich dowódca. Przed nim, w skulonej, stłamszonej pozie, stał oberżysta. Nie wyglądał na zwycięzcę. Tak Mistrzu! Zaklęciami ci i ci drudzy ciskali, ale ci, których schwytałem najpierwsi w sztuce wszetecznej onej byli bo i tych drugich pognębili. Drugich? Czyli których? - ton głosu brodatego nie uniósł się ni o jotę, ale Claude poczuł ziejący odeń chłód. Jego głos brzmiał, jakby dochodził z głębin grobu. Lub też ku niemu wnet miał słać. Panie wybacz … - karczmarz dostrzegł to co i Claude. Głupim nie sposób było go nazwać. - … chodziło mi o tych, co przypłynęli. Ci, których schwytałem. Oni oną magią najlepiej... Tedy jak ich schwytałeś? Panie... dodałem do ich... potrawy i napitku... Otrułeś ich? - otwarty grób pachniał świeżą ziemią i robactwem. Nie Panie! Jedynie, ku chwale Wszechmocnego... uśpiłem. I wnet żem do zamku posłał, po Mistrzów! Dobrze uczyniłeś... - kwiaty zakwitły na świeżej mogile. Zasypanej. Nie była to mogiła karczmarza. Jeszcze. - Hunt, weź ludzi i z tym dobrym człowiekiem obejrzyj, co tam czeka na nas w piwniczce... Claude usłyszał już dosyć. Czający się za jego plecami pozostali „więźniowie” również. I mieli świadomość, że czas ich życia odmierza bardzo mała klepsydra... .
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |
04-02-2012, 00:52 | #46 |
Reputacja: 1 | Nigdy nic nie mogło pójść, tak jak tego sobie życzyli. Zemsta na tym zaplutym oberżyście musiała zaczekać. Za wesoło nie było, a Vincent miał pewne przekonanie, że ci goście, co się w karczmie zjawili nie mieli ochoty na żarty. Ale cóż. Raz się żyje. - No to co koledzy, czas na nas. Pędem do piwniczki.- powiedział tak, żeby nikt inny oprócz towarzyszy go nie usłyszał.-Zdaje się, że Claude wykorzystał już swoją przemianę. Na szczęście pozostaje nam jeszcze jeden Hunt. Trzeba tylko się zastanowić, co zrobić z tym pierwszym, ale to już panowie zostawiam waszej wyobraźni. No i jest jeszcze oberżysta, tu będzie większy problem, bo nie mam pojęcia co z nim zrobić. Wszystko więc w waszych rękach.- uśmiechnął się i ruszył w stronę, z której przyszli. O ile wszystko się nie zawali, to mają około dziesięciu procent szans, że wyjdą z tego cało. Wiecznie żyło się na granicy, więc i tym razem nie było czym się przejmować. Vincent nie widział innej szansy na uratowanie się z tej sytuacji, jak przemienienie się w Hunta i wyprowadzenie jakimś nieznanym sobie jeszcze sposobem reszty z karczmy. Szkoda mu było tylko oberżysty, bo chciał, żeby umierał powoli. Po chwili jednak myśli te odeszły w niepamięć, gdyż nowy Hunt niczym nie różniący się od swego pierwowzoru, musiał maksymalnie skoncentrować się na wykonaniu swojego planu. Vincent rzuca czar "Przebranie" |
05-02-2012, 17:33 | #47 |
Reputacja: 1 | - Na chuj nam to teraz? - szeptem powiedział Owain na widok zmieniającego się magika. - Nie wiemy ilu z nim pójdzie. Jak będzie ich dziesięciu, to gówno im zrobimy, a jak zobaczą ciebie to zajebią nas na miejscu za gusła. Wracajmy lepiej do piwnicy, tam zaczaimy się na nich i jeśli będzie niewielu, to zarżniemy. - A jeśli nie będzie? - To się, kurwa, schowamy w ziemniakach. Albo któryś z magików nas w nie pozmienia. To powiedziawszy, ruszył jako pierwszy z powrotem.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
05-02-2012, 17:44 | #48 |
Reputacja: 1 | -Gdzie kurwa leziecie!? - Lu ewidentnie się wkurzył - List od biskupa wyciągnął już nas raz z podobnej sytuacji no nie? Chyba więc nadszedł czas - tu mnich zwrócił się do szlachcica, kłaniając mu się nisko - żeby szlachetny Claude znów rozpoczął swoje przedstawienie, nieprawdaż? |
05-02-2012, 18:08 | #49 |
Reputacja: 1 | - O tym wolę się przekonać, gdy nie będę już błyskał gołą dupą i jajami. I miał w ręku coś lepszego niż to gówno. - potrząsnął trzymanym przez siebe tłuczkiem do mięsa.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
05-02-2012, 21:10 | #50 |
Reputacja: 1 | "Też mi się zdaje, że warto pójść dyplomatyczną ścieżką. Oprócz tej biskupiej hecy to na czarowanie mam legalne papiery. Gdyby chcieli mi dojebać za te małe sztuczki na pomoście to sami wjebaliby się w poważną srakę" - wciąż skryty pod iluzją Claude szeptał do kompanów wycofując się po cichu - "Inna rzecz, czy Ty też masz dla siebie odpowiedni papier Vincent?" Szlachcic cofnął się razem z resztą drużyny na zaplecze. Szybko zerwał więzy z dziewki, schował gdzieś między stosami ziemniaków i wpakował jej w łapę sztylet. "Z tych dwóch trupów łatwo się wytłumaczymy, ale żeby grać z nimi w otwarte karty musimy mieć pewność, że nie będą na żadnego z nas mieli haka" - Claude przejechał spojrzeniem po twarzach druhów - "Nie znajdą nic, prawda?" |