Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2012, 09:37   #91
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Pięć wierzchowców gnało ile tylko natura dała im w pęcinach mocy, a żaden z jeźdźców nawet nie próbował obejrzeć się za siebie. W ślad za nimi kroczyć musiała śmierć i tylko ktoś, komu nie zależy na życiu pragnąłby spojrzeć jej w oczy i zapytać, czy nie zechciałaby zasiąść z nim do ognia. Choć będąc kolejny dzień stale w siodle musieli już mocno czuć zmęczenie, byli zdeterminowani do odkrycia granic możliwości swoich własnych jak i niosących ich zwierząt. Odrywająca się całymi gronami z końskich pysków piana świadczyła, że przynajmniej one są tej granicy już bardzo bliskie...

*

Wzory pokrywające całe ciała dziwnych istot nie były tatuażami, przynajmniej na tyle na ile uważny obserwator mógł to ocenić. Na pierwszy rzut oka nawet ktoś znający się na sztuce operowanie igłą i inkaustem nie był w stanie rozpoznać techniki jaką naniesiono na ciała tych ludzi serię skomplikowanych i wzajemnie przenikających się wzorów. Dopiero przyglądając im się przez dłuższy czas z bliska można było odkryć całą misterność wzorów i zacząć rozgryzać ich symbolikę, na to by zrozumieć jej przesłanie i płynące z nich moce trzeba było jednak znacznie, znacznie więcej.
Grimm siedział w kręgu pomiędzy dwoma stworami przyglądając im się z wciąż rosnącym zainteresowaniem. Od momentu, gdy jego dopiero co poznani towarzysze postanowili nie oglądając się za siebie spiąć konie ostrogami, tak że najbardziej narowisty z nich stanął dęba niemal zrzucając Owaina ze swojego grzbietu, nie wiedział co się z nim stanie. Ostatnie spojrzenia jakie wymienił z d'Arvillem gdy szlachcic przypadkowo spojrzał w stronę wciąż skrępowanego pod grabem Davosa było jednocześnie pożegnaniem. Oceniając to później Grimm uznał, że szlachcic nie mógł postąpić inaczej. Ich konie były już gotowe, na ostatniego wolnego wierzchowca załadowali co najmniej pół tuzina kusz i ponad dziesiątkę mieczy, narażając życie poodcinali wszystkim Łapaczom sakiewki, ostatnim rzutem zgarnęli zapasy jedzenia i wszystko z wyposażenia co mogło być w ucieczce przydatne. Milczący - jak nazywał wytatuowanych Davos - z dużymi stratami pokonali jednak główne zagrożenie i w każdej chwili mogli ruszyć przeciw grupie uciekinierów. Skoro przygotowani, doskonale wyposażenie i wyszkolenie we wspólnej walce Tropiciele nie byli w stanie im sprostać jakie szanse miała grupka przypadkowych wędrowców, znająca się nie dłużej jak kilka dni, gdzie każdy miał dodatkowo własny cel, o który gotów był walczyć nie zważając na resztę. Davos zrozumiał i kiwając głową dał szlachcicowi rozgrzeszenie. Po prostu zostawienie go tam było jedyną szansą. Jedynym co mogło zyskać im w ucieczce choć chwilę przewagi...

*

Claude z ogromnym wysiłkiem utrzymywał wodze w poranionych dłoniach. Możliwe więc, że przy kolejnym oporze swojego konia to właśnie ból spowodowany szarpnięciem wywołał bezwarunkowy odruch zaciśnięcia i podkurczenia dłoni do siebie, na co wierzchowiec zareagował, w powodowany zmęczeniem, sposób nieprzewidywalny. Możliwe też, że jako prowadzący cały orszak zarówno jeździec jak i koń mieli najtrudniejsze zadanie, zawsze jako pierwsi sprawdzając co jest za zakrętem i nie mogąc jak pozostali przygotować się na to co przynieść mogły bezdroża na które ponownie skręcili kilku godzinach jazdy. Bez względu na przyczynę liczyło się jednak to, że niosący szlachcica koń odbierając różne sygnały ze ściskających jego boki kolan i targających głową wodzy zbyt długo zastanawiał się nad kolejnym krokiem, co dla przemęczonego zwierzęcia, wciąż zmuszanego do utrzymania tempa musiało zakończyć się błędem. Jadący w kilka metrów z d'Arvillem Lu widział doskonale jak przednie nogi wierzchowca nienaturalnie krzyżują się ze sobą na chwile przed tym jak całe zwierze dziwnie złamało się do przodu upadając na pysk. Mnich odruchowo objął kurczowo wyciągnięta szyję swojego konia, który z wielkim wysiłkiem minął tego, który nie miał dość szczęścia.

Claude zrozumiał gdy było już za późno, sytuacji nie dało się uratować, chodziło już tylko o to by zminimalizować straty. Mógł być zmęczony i ranny na ciele, umysł maga pracował jednak wciąż na najwyższych obrotach i szlachcic potrzebował ułamków sekund by ocenić w którym momencie musi wyskoczyć, by nie koziołkować razem z kilkuset kilogramami końskich mięśni. Nogi płynnie uwolniły się ze strzemion i d'Arville wystrzelił z siodła na mrugnięcie oka przed uderzeniem o ziemię...

**

Milczący nie potrzebowali ognia, lecz zmarznięty Grimm mimo wszystko czuł się lepiej, czując choć żar tlącego się za plecami płomienia. Starał się więc stale dokładać do niego kolejne brewiona robiąc to jednocześnie na tyle ostrożnie, by niczym nie dać wymalowanym osobnikom powodów do zaniepokojenia. Grzebał własnie szerokim kijem starając się odsłonić cieplejsze węgliki gdy jego wzrok padł na ułożone na kupie ciała poległych. Milczący zebrali ich w jedno miejsce, nie tykając tego co pozostało z ich rynsztunku. Zabronili mu też zbliżać się do stosu i choć nie wiedział co zamierzają z nimi zrobić, nie miał ochoty się z tym zakazem spierać. Życie tych ludzi już się zakończyło, jego nadal trwało i wolał aby tak pozostało.

Gdy wrócił do niemego kręgu jeden z milczących podał mu do wpół obgryzioną kość ociekającą jeszcze świeżą krwią. Choć nie było to dla niego nowością wzdrygnął się trzymając w dłoni kawałek człowieka, na którym wciąż jeszcze było widać ciemne męskie włosy porastające łydkę. Wiedział, że odmowa będzie odebrana jako okazanie braku zaufania i szacunku, a na to nie mógł sobie pozwolić. Wbił zęby w ścięgna uważnie obserwując reakcję Milczących.

Byłą niemal niezauważalna, pozbawiona jakichkolwiek emocji, wiedział jednak, że ocenili jego gest pozytywnie tym samym godząc się na jego obecność. Nie tylko przy tym ogniu, ale po prostu na ich terenie, na ich północy, w ich świecie...

*

Reszta kompanii zatrzymała swoje wierzchowce nim d'Arvill zdołał podnieść się po efektownym przewrocie. Owain pierwszy zeskoczył podbiegając do towarzysza i sprawdzając jego stan. W porównaniu z koniem szlachcicowi nie stało się właściwie nic.
- Przesadziliśmy.
- Ta, konie nie dadzą rady dalej.
- Rzeka jest o milę na zachód, może damy radę.
- I co z tego, dalej ruszysz wpław?
- Co więc?
Przez chwile zapanowało milczenie, czwórka badał się wzrokiem a każdy z nich myślał o innym planie. Od miejsca nocnej potyczki dzielił ich niemal cały dzień morderczej jazdy, nadal mieli jednak wrażenie, że nie odjechali dość daleko.
Obładowany jukami koń, który do tej pory nie był jak pozostałe stale smagany przez swojego jeźdźca spojrzał smutno na zwijającego się na ziemie pobratymca. Był najmniej zmęczony ze wszystkich a i tak oznaczało to, że para unosząca się z jego boków przywodziła wszystkim na myśl nienaturalną mgłę poprzedniego wieczoru budząc niepokojące obawy...

*

Gdyby wiedział, że nie odnajdzie już grupy z którą los związał go na poprzednim brzegu nie pozwoliłby sobie na tak długi pobyt na polanie w kręgu Milczących. Znał jednak czas i miejsce gdzie grupa będzie następnego dnia, wiedział też, że cztery ocalałe konie będą już tak zmęczone, że postój który zarządzą z musu, będzie długi.
Nie spieszył się więc sprawdzając mocowania tratwy i kilkukrotnie upewnił się, że wszystkie wiązania trzymają jak powinny. Szykowało się przed nim kilkanaście godzin spływania z bystrym nurtem i Grimm nie miał ochoty ryzykować. Pogłaskał skulonego na brzegu tratwy elfa - jedynego z ocalałych. Byli teraz we dwóch, samotni na kawałki drewna zdanego na łaski coraz bystrzej podążającej do swojego ujścia rzeki. Tuzin par niemych oczu odprowadzał ich z brzegu a Davos wiedział, że nie jest to ich ostatnie spotkanie.
 
Akwus jest offline  
Stary 10-03-2012, 08:13   #92
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Davos Grimm zwykle spadał na cztery łapy. Życie nauczyło go tej sztuki już dawno a przez lata on podniósł ją do rangi wirtuozerii. Pewnie dla tego nie miał za złe elfowi, który po godzinie wspólnego spływu ujął w sękate dłonie tyczkę i zaczął sam powodować tratwą. Skoro chciał, to pewnie się na tym znał. Davos nie miał mu tego za złe. Dryfował. Po rzece i przez życie. Nie odzywali się do siebie, ale nie było takiej potrzeby. Póki co płynęli w spokoju. Spokój to było coś, czym Davos nie mógł się radować od dawna…


***


Pozwolili sobie na małe ognisko, bo na myśl o surowej koninie wywracało im żołądki. Zresztą byli na tyle daleko od potyczki z której szczęśliwie się wyrwali, że ta odrobina luksusu nie wydawała im się nadmiernym zbytkiem. Konie musiały odpocząć. Ludzie również. Znaleźli małą, piaszczystą plażę nad brzegiem Mandu, okrytą gęstwiną olch i tataraków, niemal niewidoczną od strony głównego nurtu rzeki i zupełnie skrytą od polnej drogi. Ostatnie mijane sioło oddalone było od nich o dobrych kilka mil, więc przypadkowe spotkanie nie wchodziło w rachubę. Przypadkowe jednak ich nie martwiło. Martwiło to mniej przypadkowe, których uczestnikami byli od kilku dni.

Wylegując się na derkach zdjętych z końskich grzbietów żuli niedopieczone mięso i zachodzili w głowę czemuż stali się centrum tych wszystkich wydarzeń. Czy chodziło o owego biesa z pokładu? Łgarstwo rzucone w nos Inkwizytorowi? Omyłkowe wzięcie ich za tych, za których się Inkwizytorowi podawali czy w końcu o coś zupełnie innego? Kim byli wytatuowani łowcy i czemu podążali ich tropem? Czemu ich śladem szli Łapacze i kto ich wynajął? Z kim Łapacze się spotkać mieli wczoraj o północy? Kto i czemu ich ścigał? I czy w końcu udało się go zwieść? I co czynić dalej? Byli na wschodnim brzegu Mandu w miejscu gdzie rzeka nie była już do pokonania bez łodzi. Do Criche zostało im z dwa, może trzy dni podróży. Gdyby byli po drugiej stronie rzeki pewnie już trafili by na trakt wiodący do miasta, może nawet na jaką oberżę.

Oberżę…

Jakoś za nimi nie tęsknili.

Musieli zaplanować co dalej. Ustalić plan działania. Musieli, ale byli zbyt zmęczeni. Zasypiali na siedząco. Dobrze, że mieli dość sił by ugasić mdły płomień ogniska. Pogrążeni w ciemnościach stali się już zupełnie niewidoczni. Tylko tak mogli liczyć na chwilę wytchnienia…


***


Obudził ich zapach pieczystego skwierczącego na ogniu. Była to miła odmiana od tego, co dotychczas ostatnimi czasy budziło ich ze snu, ale i tak zerwali się od razu sięgając po broń. Widok Davosa, którego zostawili w rękach wytatuowanych łowców zdumiał ich nie mniej jak widok skulonego na skraju lasu elfa. Elfa, który ogryzał na poły spieczony kęs koniny.

Jeszcze milszym widokiem była przybita do brzegu tratwa. Solidna na tyle, by pomieścić ich wszystkich. Znana już im z lekka.

Jak jednak ta dwójka odkryła ich obozowisko pozostało dla nich nierozwiązywalną zagadką…


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 11-03-2012, 12:50   #93
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Grimm potrząsnął głową jakby chcąc odgonić resztki snu umysłów towarzyszy, po czym uśmiechnął się do nich, nadal skulony nad ogniem. Kucając z rozstawionymi kolanami i opierając się na lekko uniesionych piętach nie mógł sięgać nikomu prócz Lu nawet do pasa. Nie wydawało się, by miał przy sobie jakąkolwiek broń o czym dobitniej jeszcze świadczyły, niby nieświadomie, skierowane do nich wnętrza dłoni. Davos nie miał nic do ukrycia i musiał się upewnić, że żaden z czterech mężczyzn nie wysnuje innych wniosków.

- O konie trzeba dbać - przerwał pierwszy ciszę - w tych, które padną z wycieńczenia, tak jak i w zdechłych jest coś dziwnego w smaku, nie sądzicie?

Powiódł spojrzeniem na trzy z ocalałych wierzchowców, które ściskały się próbując odsunąć od truchła ostatniego przywiązanego razem z nimi do jednego konara. Los jest wszak sprawiedliwy i wymienia środki transportu jeden za jeden...
 
Akwus jest offline  
Stary 11-03-2012, 22:05   #94
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Widok Davosa, którego zgubił z oczu w czasie walki, a później nie wypatrywał zbyt gorliwie, nie zdziwił go za bardzo. Typ był co najmniej dziwny, fakt i najwyraźniej na tyle cwany, by zawsze jakoś wykręcić się z kabały, dodatkowo nadal żywy. Owain nie miał mu tego za złe, sam był bardzo podobnym człowiekiem.
Ale na widok elfa odruchowo wyciągnął sztylet, zrywając się na równe nogi. Fakt, że pokraka szamała koninę, a nie ich samych powstrzymał go jednak przed natychmiastową egzekucją stwora.
Nie zdołał i nie chciał zresztą, kryć grymasu niesmaku, który pojawił się, gdy spoglądał na elfa. Najdobitniejszy przykład inności i dzikości Północy - żywe relikty, potwory dawno wyparte i zapomniane w krajach Południa, o których ślad pozostał jedynie w niedorzecznych opowieściach naniek.
Miał ochotę zabić to stworzenie, choćby tylko za to, że uosobiało dla niego wszystko to, czego nienawidził w Północy.
- Póki da się je zjeść, mam to w dupie. Jadałem gorsze rzeczy. - wzruszył ramionami. - Miło z twojej strony, że przyprowadziłeś nam tratwę. Skoro mamy transport, to może byśmy tak zebrali dupy w troki i ruszyli dalej?
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 12-03-2012, 21:05   #95
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
- Przestańcie pieprzyć o koniach, smakach i kto, co i kiedy żarł - Lu był już zmęczony tym ciągłym wpadaniem prosto w gówno - Mamy do wyboru albo spieprzać dalej, najlepiej w miejsce gdzie inkwizycja nie sięga swymi brudnymi łapskami, albo zostać w tej krainie i próbować dojść o co do kurwy nędzy w tym wszystkim chodzi. Bo chyba o coś jednak chodzi, no nie? - mnich spojrzał na Claude'a i Owain'a - Po mojemu chodzi o jakąś pieprzoną książkę i bynajmniej nie moją. Jacyś skurwiele mieli ją dostarczyć do karczmy tak? I prawdopodobnie mieli przypłynąć tam rzeką, tak? Więc przyczajmy się na nich gdzieś w pobliżu i przejmijmy ten kawałek papieru. Jak będziemy ją mieli w naszych łapkach, to może uda nam się coś na tym ugrać. I co wy na to?
 
Komtur jest offline  
Stary 12-03-2012, 22:46   #96
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Ludzie, którzy zwykli robić sobie wrogów, musieli stale szkolić się, podnosić swoje umiejętności, ewentualnie zdobywać coraz potężniejszych sojuszników czy sprzymierzeńców. Ot tak, by zawsze być choć o kawałek przed tymi, którzy swoich wrogów chcieli dopaść. Ta rywalizacja zwyczajowo była wzajemna i napędzała odwieczną machinę śmierci nie bacząc na to, która ze stron ponosiła tym razem ofiarę, na równi mając łotrów, szlachetnych rycerzy, wiedźmy czy biskupich najemników. Chodziło tylko o to, kto w tym wyścigu lepiej się przygotuje przed kolejnym spotkaniem.
Z Davosem sprawa miła się z goła inaczej - nie zwykł robić sobie wrogów, co w równej mierze wynikało z tego, że po prostu inaczej pojmował świat i potrzeba utrudniania sobie życia w ten niepotrzebny sposób wybiegała poza to pojmowanie. Po drugie w związku ze jego dziwnym sposobem bycia, wielu wolało dla świętego spokoju omijać go szerokim łukiem, tak by nie kusić losu.

- O księgę powiadasz - zaczął filozoficznie wznosząc jednocześnie do góry palec by skupić na nim uwagę zebranych - o księgę pytał też Starszy Łapaczy.
Poprowadził palec w prawo a następnie w górę cały czas odprowadzając go wzrokiem i przesuwając niemal głowę zgodnie z tym torem.
- Rzec można, że nie byłoby to zbiegiem okoliczności, gdyby tego samego dnia dwie osoby o księgi pytały wszak dwie to księgi.
Zatrzymał wzniesiony palec, po czym szybkim ruchem wyprostował do niego drugi.

Zebrani przy ognisku ani nie rozumieli póki co ani do czego zmierza, ani czego am to być metaforą, wpatrzeni jednak zmęczonymi oczami w Grimma nie przerywali słów wieszcza. Ten powoli opuścił zaś dłoń pionowo w dół obracając jednocześnie dłoń wedle wyprostowanych palcy zatrzymując je dokładnie na wysokości swojej twarzy.
- A może - cedził słowa starając się spojrzeć z każdej strony na pożółkłe szpony środkowego i wskazującego palca- do rozwiązania zagadki - zaczął badawczo obwąchiwać swoją dłoń - potrzeba wyeliminować część zmiennych - środkowy palec znikł tak szybko jak się pojawił, drugi zaś Davos przysunął sobie bliżej ust obracając go jednocześnie do poziomu - może wtedy, udając, że jest tylko jedna sprawę da się jakość ugryźć.
Klapnięcie zębami poprzedziło o uderzenie serca śmiech jaki wydał z siebie mężczyzna. Po chwili przykucnął i ignorując zebranych zaczął ssać brudny szpon jakby chcąc wyssać z niego smakowity tłuszcz po dopiero co skonsumowanej koninie.

Grimm nie wierzył w przypadki, miał po prostu dowody, że one nie istniały. Tak samo zresztą niewinność czy szczerość, szczególnie w słowach łotra...
 
Akwus jest offline  
Stary 18-03-2012, 18:36   #97
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
"Mhm" - burknął Claude kątem oka rejestrując przybycie pokraki - "Trzeba było ruszać pizdę po tym, jak Lu cię uwolnił, a nie mitrężyć. No, ale jesteś. I nawet z elfem".

"Monsieur elfie" - szlachcic tym razem zwrócił się do istoty - "Mówicie we wspólnym?"

Mówił czy nie mówił, czas było się zbierać. Zatem d'Arvill wziął co jego i gotów był do drogi.
 
Panicz jest offline  
Stary 18-03-2012, 19:57   #98
 
Glyswen's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodzeGlyswen jest na bardzo dobrej drodze
Z nieskrywanym zainteresowaniem obserwował przybycie szpetnego pokurcza w towarzystwie jeszcze piękniejszego elfa. Widok niezliczonych blizn na plecach długouchego działał pobudzająco na barda. Wspomnienia zdawały się zmartwychwstać i świdrować umysł Solo. Wolał nie kusić losu. Musiał coś zrobić.
-Panie elf, weźcie no mojego płaszcza i zapasowych spodni, coby zakryć nieco... Wasze utrudzone ciało...

Sięgnął do swego tobołka, po czym wyciągnął zeń niewielkie zawiniątko.
-Masz!
Rzucił pakunek prosto w ręce tropiciela łapaczy.
-No. A teraz mili panowie wyjaśnijmy sobie pewne rzeczy. Zacznijmy może od inkwizycji...

Rozsiadł się wygodnie i począł szarpać kilka delikatnych akordów na swej misternie wykonanej lutni.
 
Glyswen jest offline  
Stary 06-04-2012, 09:06   #99
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
To był długi poranek. Poranek, który przemienił się w cały dzień. Miejsce było doskonałe do rozmów, więc mogli sobie wiele, bardzo wiele powiedzieć. Po raz pierwszy też od dawna nikt ich nie gonił. To był kolejny argument ku temu, by odpocząć i poświęcić się kontemplacji ich sytuacji.


Ile jednak można było kontemplować czarną, bezdenną dziurę w dupie?


Plan jaki sobie ułożyli był prosty. Jeden już taki mieli. Dostać się do Criche. Banał. Tak przynajmniej zdawało im się jeszcze dwa dni temu. Teraz już nie wydawało im się to takie proste i wymieniali się argumentami za i przeciw rozważając każdy możliwy wariant. Tego co ich spotkało w Criche, po tym co przeszli, przewidzieć nie byli w stanie...



***



Dotarcie do portu rzecznego Criche zajęło im dwa kolejne dni. Tratwa, choć zupełnie nie wyglądała na taką, okazała się mocna i bezpieczna. Aż żal się było z nią rozstawać, ale musieli to uczynić. Rzeka w mieście mogła być pod obserwacją jeśli tylko opowieści o o zarazie w Freyfork była prawdziwa.


Była.


Na rzece stały barki, tratwy i różne łodzie, połączone łańcuchem, na których strażnicy wypatrywali nadpływających jeźdźców apokalipsy. Pomysł, by zejść na brzeg, kiedy tylko ujrzeli wieżyce zamku w Criche, był strzałem w dziesiątkę. Omijając kordon nadbrzeżnymi łozinami bez problemu dostali się do podgrodzia rozlanego na całym nadbrzeżu przez milę niemalże. Przemierzając je wtopili się w gwarną gawiedź, która niczym pszczoły w ulu brzęczała tysiącem głosów. Mijali piętrowe, drewniane domy wśród których znaleźć można było burdele, kaplice, tawerny i siedziby dziesiątków rzemieślników. Nawet i wróżbitów. Na brudnych uliczkach grasowały bandy podrostków mieszając się z zajętymi swoimi sprawami mieszkańcami podgrodzia. Gdzieniegdzie leniwie spacerowali odziani w zieleń swego pana strażnicy miejscy. Nie dostrzegający w przybyłych niczego co wymagało by ich uwagi. Miła odmiana. Tu nawet elf na powrozie nie budził wielkiej sensacji, bo takich było tu więcej. To, że to gra pozorów było ich tajemnicą. Elf nie mówił o tym nikomu. Wcale nie mówił.


Criche wchłonęło ich i okryło płaszczem bezosobowości. Dając okazję do nowego rozdania.


Na Rubieży znane było jednak powiedzenie „lepsze jutro było wczoraj”...





=======================================

KONIEC

=======================================

Z powodu odstępu i zawieszenia zakończyłem. Bo nie wierzę w takie powroty do sesji po 3 tygodniach. Akwus mnie molestuje o kontynuację. Ewentualnych chętnych proszę o kontakt.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172