Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2013, 13:35   #131
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Faerith doszła do wniosku, że nie wytrzyma dłużej tego siedzenia w bezruchu. Już miała zaproponować, że wybierze się w górę rzeki sprawdzić, co się dzieje, kiedy zostali otoczeni przez stado centaurów. Przybyłych nie wiadomo skąd i po co. No i oczywiście akurat teraz... Półelfka z irytacją przyjrzała się przybyłym. “Na strach przyjdzie czas później...” - powtarzał jej niegdyś stary dowódca, z którym przesiadywała długie godziny, patrząc w gwiazdy i słuchając opowieści o Rycerzach Solamnijskich dosiadających smoków... to było w innym życiu, w innym świecie, a jednak rada miała w sobie wiele mądrości. Wszelkie drogi ucieczki mieli odcięte, w walce nie mieli szans... więc pozostało jedno, jedyne wyjście. Porozmawiać.

Kiedy opadł kurz wzniecony kopytami, stanęła prosto i dumnie podniosła głowę.
- Możemy w czymś Wam pomóc? - zapytała dźwięcznym głosem.
Centaury krążyły dookoła nich przez dłuższą chwilę, jakby żaden nie potrafil ustać w miejscu choćby na moment. W końcu jeden z nich, duży rosły gniadosz o ciele pokrytym tatuażami, podjechał do Faerith i przyczajonego tuż obok niej Tivaldiego.
- Co się stało? - rzekł dumnym i nawykłym do rozkazywania głosem.
- Rozumiem, że pytasz o stan jeziora? - półelfka patrzyła centaurowi prosto w oczy.
- Tak... o to przede wszyskim. Przybyliśmy z rozkazu Skerrita, “Leśnika”, pana wszelkich centaurów... - zaczął wygłaszać swoją tyradę, w którą wtrącił się Tivaldi. - Mówi o Mocy... eee... bóstwie centaurów.
Dziewczyna z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczami. Pani Kotów, Pan Małp, teraz Skerrit, pan centaurów. Kogo jeszcze tu spotkają?
- My jesteśmy tu z wiedzy i woli Pani Kotów, a także Pana Małp. Właśnie po to, by rozwiązać tę zagadkę. - wskazała ręką jezioro - Te zanieczyszczenia spowodowane są marszem Modronów przez rzekę. Nasi towarzysze próbują wyjaśnić, dlaczego Marsz nie przebiega inną trasą... są teraz wyżej, w górnym biegu rzeki.
- A wy? - spytał krótko centaur wpatrując się w półelfkę z pewnym “zainteresowaniem”, co sprawiło że diablę owinęło ogonem Faerith.
- Nam udało się trochę oczyścić jezioro... - jakby w odpowiedzi na jej słowa z karafki trysnęła niewielka fontanna, by po chwili znów uspokoić strumyczek wylewanej z siebie wody - ...i dotrzymujemy towarzystwa Alisiphone. Na wypadek, gdyby potrzebowała pomocy. - półelfka uśmiechnęła się do nimfy mówiąc te słowa.
- Możemy was w tym zastąpić, byście bezpiecznie dostali się do towarzyszy, niestety... Wemikowie mają dość blisko swe tereny, a my się z nobanionowymi wyznawcami nie bardzo lubimy i z psami... też nie. - wyjaśnił centaur.
Dziewczyna skinęła krótko głową. Takie rozwiązanie było jej na rękę.
- Jeśli Alisiphone nie ma nic przeciwko... pójdziemy do towarzyszy. - uśmiechnęła się lekko do centaura - Wrócimy, gdy uda nam się rozwiązać problem... Jestem Faerith. - przedstawiła się - Jeśli będziemy potrzebowali pomocy... udzielicie nam jej?
- Ile zdołamy. Jestem Xalander, o piękna Faerith. - rzekł dumnie centaur, a Alisiphone skinęła głową na znak zgody.
- W razie kłopotów mój orzeł Was zaalarmuje. Dziękuję Ci, Xalanderze. - skinęła głową w dumnym geście, rozbawiona zazdrosnym zachowaniem Tivaldiego - Do zobaczenia zatem. - złapała diablę za rękę i spojrzała wyczekująco na centaury, które nadal blokowały im przejście.

Kot dotąd ukrywający się pomiędzy korzeniami drzew śmignął pierwszy w kierunku otwartego przez centaury przejścia pośród nich, a diablę przyglądając się nieufnie zwłaszcza samcom centaurów, eskortował półelfkę pilnując ją i będąc zawsze blisko niej.
Kiedy odeszli poza zasięg ich słuchu, Faerith w końcu się roześmiała.
- Nie przesadzasz trochę? - wyplątała się z uścisku ogona, który z każdym ich krokiem nieznacznie się wzmacniał. Wyraźny znak, że diablę naprawdę mocno się denerwuje.
- Może trochę, ale w końcu mam prawo być choć trochę zaborczy, co? - rzekł Tivaldi - Nie myśl, że tylko ja zauważam jak urodziwa i urocza jesteś.
- To były centaury... - jakoś trudno jej było sobie wyobrazić ewentualny związek z centaurem.
- No właśnie... Ty wiesz jakie opowieści o nich krążą? - diablę było jednak przekonane o swych racjach.
- O porywaniu dziewic, o pijaństwie i innych bezeceństwach. - doprecyzował Ydemi.
- Cóż... nie miałam o nich pojęcia. - dziewczyna roześmiała się beztrosko - Porywanie dziewic raczej mi nie grozi... więc nie macie się czym martwić.
- No tak... w porywaniu centaury zastępuje pewien rogacz. Nie żeby mnie to martwiło. W końcu... ja jestem kotem. - odparł koci przewodnik z przekąsem i pognał nieco do przodu, ścigany gniewnym spojrzeniem Tivaldiego i radosnym śmiechem półelfki.
- Wiesz... on ma rację. - Faerith spojrzała z rozbawieniem na diablę.
- Jestem okropny, przywyknij. - jakby na potwierdzenie słów Faerith, objął ramionami półelfkę i zaborczo przycisnął do siebie. Równie zaborczo zaczął całować usta policzki i szyję, nie zważając na słowa protestu... o ile jakieś się pojawiły.
Pojawiły się nie tylko słowa. Półelfka bezskutecznie usiłowała wymknąć się z objęć, nie mogąc się zdecydować, czy się śmiać, czy złościć na to bezczelne diablę. W końcu skapitulowała i przestała się ruszać, z westchnieniem czekając aż Tivaldi wycałuje każdy skrawek odsłoniętej skóry i trochę się uspokoi.
Tivaldi wtulił twarz pomiędzy szyję a bark drowki dociskając jej ciało do swego. - I mógłbym tak w nieskończoność całować, wiesz? I tulić. To trochę wina tych ziem. Ale tylko trochę.
- Wiem, wiem... to ta rogata natura, bez której byłoby tak okropnie nudno... - pogładziła go czule po włosach - Ale teraz mamy coś do zrobienia. Im szybciej się z tym uporamy... sam wiesz. - dodała, nieświadomie obniżając głos do zmysłowego szeptu.
- Chcę cię w moim hamaku. Brakuje mi takiej przytulanki. - mruknął Tivaldi odsuwając się od Faerith. Tymczasem kot wrócił i chrząknął głośno by parka zwróciła na niego uwagę. - Właściwie... to gdzie zamierzamy iść?
- W górę rzeki oczywiście. - półelfka spojrzała na kocura i wskazała niewielki punkcik na niebie - Avargonis nas prowadzi.
- A w hamaku możemy się nie zmieścić we dwoje. - zwróciła się do diablęcia i lekko zarumieniła - Lepszym rozwiązaniem będzie łóżko.
- Twoje łóżko? - szepnął żartobliwie Tivaldi nadal obejmując ją, gdy kot prowadził ich w górę rzeki. Cóż.. wraz z orłem. Bądź co bądź Ydemi nadal czuł się przewodnikiem.
- Mhm... - z jakiegoś powodu ciężko było jej teraz spojrzeć mu w oczy, więc przytuliła się po prostu nieco mocniej.

A dżungla zaczęła ustępować miejsca stepowi i to bardzo szybko. Wkrótce otoczyło ich morze traw, a Ydemi trzymał się bardzo blisko półelfki i rozglądał nerwowo. - Zbliżamy się do terytorium Pana Psów i jego zgrai... Oj, nie lubimy się z psami i to bardzo.
- Jesteś kotem. - Faerith wzruszyła ramionami - Trzymaj się blisko i nie gadaj za dużo, to może Ci się upiecze. - dodała z rozbawieniem w głosie.
- Oby... - mruknął cicho kocur, a orzeł zaczął kołować nad dwójką wędrowców i zaskrzeczał ostrzegawczo. Coś się zbliżało, coś głośnego... słychać było szczekanie i warczenie. Psy. Całe stado.
- A oto i kolejni mieszkańcy tego świata. - westchnęła dziewczyna przystając i czekając, aż stado dobiegnie i ich otoczy.
Co też uczyniło dość szybko, warcząc i okazując gniew. Aż ich przywódca powiedział. - Nie ma wstępu na Ziemie Psów!
- Są bardzo terytorialne i bardzo, bardzo... głupiutkie. - ostatnie słowo Ydemi wypowiedział bardzo cicho.
- Naszym towarzyszom pozwoliliście przejść... są w górnym biegu rzeki. Chcemy do nich dołączyć. - Faerith ze spokojem spoglądała na przywódcę stada.
Te słowa wywołały konsternację i zamieszanie wśród psów. Przez chwilę rozmawiały miedzy sobą rzucając hasłami “Prawdę mówi”, “Zjedzmy ich”, “Pan Psów będzie zły”, “Powinnyśmy...” i podobnymi. Najwyraźniej nie bardzo potrafiły się dogadać, bo trochę czasu zajęło im zajęcie wspólnego stanowiska.
- Eeee.. A skąd wiesz? - padło buńczuczne pytanie.
- Mój orzeł... - Avargonis z łopotem skrzydeł opadł na ramię półelfki - ...przekazał mi, że nasi towarzysze tkwią na płyciźnie niedaleko stąd. Pilnujecie granic swego terytorium, więc nie weszli bez Waszej wiedzy... i zgody, prawda?
Znowu psy zbiły się w gromadę i znowu wybuchła cicha rozmowa pełna kolejnych propozycji argumentów i oznak zmęczenia sytuacją ze strony psów.
- No dobra... Możemy was przepuścić. - warknął Pies będący przywódcą reszty. - Odeskortujemy was do waszych towarzyszy.
-Ale kota możemy zjeść?- spytał jeden z nich.
Półelfka zdusiła wyrywający się śmiech i odpowiedziała poważnie - Ydemi jest naszym przewodnikiem na polecenie Pani Kotów... więc zjedzenie go nie byłoby mile widziane.
- Nawet jednego kota... - jęknął psiak, po czym został zrugany za bycie samolubem... wszak na ile psów starczyłby jeden kot.
- Za mną... - rzekł przywódca psów prowadząc całą trójkę w stronę rzeki.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 09-07-2013, 20:23   #132
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
Przez chwilę polem bitwy dla Wojny Krwi, na Wielkie Moce, no to pięknie!
Paskudzące mechanusowe pudła i paskudzące kaduki z Otchłani i Piekieł.. jak dla Miry obie grupy były równie odrażające, i jak widać uciążliwe dla tutejszych mieszkańców Ziem Bestii.

-Mniemałam.. ym.. myślałam ja, iż odgradzacie się od sił z zewnątrz, nie to, iż siebie odgradzacie chroniąc ziemie poza swoimi terenami...-przerwała na chwilę i ponowiła-gdyż tuż przy waszej granicy, wzdłuż której biegnie koryto rzeki, jej wody są skażone przez pomiot Mechanusa, które to zatrucie wód rozprzestrzenia się coraz bardziej..-powiedziała bolącym głosem, nie była sama kontent, iż jest posłanką, która nowe złe wiadomości przynosi.
-Modrony w końcu przejdą rzekę, a jakiekolwiek brudy przynoszą ze sobą i tak nie równałyby się skażeniu jakie rozniosły by po Ziemiach Bestii przełażąc przez ten obszar. Wiemy o zniszczeniach jakie dokonały dotąd i... jak na razie były one niewielkie i nieznaczące.- wyjaśniła druidka spokojnym głosem. -Oczywiście skażenie wód byłoby mniejsze, gdyby Marsz podążał odwieczną trasą jaką mu przeznaczono na Krigali.
-Drzewiej jaką to drogą zatem podążały pudła przez Krigalę?-babcia nie chciała się wdawać w dysputę, dla kogo tak, a dla kogo to było jedynie małe skażenie. Lecz czuła sama na swojej skórze, że wpuścić je tutaj byłoby co najmniej złym konceptem.
-Starym udeptanym szlakiem w pobliżu starego brodu... Nie wiem co je tu zepchnęło, ale może odwrócenie niefortunnego zbiegu zdarzeń pozwoliło, by Marsz powrócił na właściwą trasę.- wyjaśniła druidka.
-Widać coś musiało się w tych ich łbach przewrócić od tego poukładanego myślenia.. gdzie ów udeptany szlak przebiega?-Dopytywała się.
-Nie wiem dokładnie.- wzruszyła ramionami druidka.-Tylko o nim słyszałam.
-Jeśli one same nie wiedzą, to któż inny mógłby? Nie przebiega on, aby w obrębie twojej krainy?-drążyła temat dalej.
-Z tego co wiem, to one wiedzą. Zostały ze swej drogi zepchnięte i dlatego zmieniły marszrutę.-wyjaśniła druidka.-W innym przypadku pewnie podążałyby starym szlakiem.
-Jak długo ciągnie się granica twej krainy, która styka się z brzegiem rzeki?
-Czterdzieści kilometrów... aż do łączących się dwóch rzek, które dają początek tej, w której brodzą modrony.- rzekła w odpowiedzi druidka.
-Pod prąd iść całemu Marszowi taki kawał drogi, uhuhuh..-zasapała Mira.-Zdaje się, że pudła mówiły, iż mortai i lwocentaury były dla nich nieuprzejme, i one spowodowały w pierwszej kolejności zmianę trasy..-pochyliła głowę i poczęła skubać wargę, i marszcząc bardziej czoło.-Możecie powiedzieć, gdzie ich ziemie leżą względem twojej, i Ziem Psów?
-Nie orientuję się... o którym mortai mówiły modrony, ale ziemie wemików leżą gdzieś w pobliskiej okolicy... choć nie wiem czy przy Ziemiach Psów czy może...- zanim druidka zdążyła dokończyć, nowa istota przeleciała przez płot.
Skelerak... wzbudził jej smętne westchnięcie.- Może trzeba było postawić ścianę ognia... Może to by było wystarczającą wskazówką dla innych, by trzymali się od tego miejsca z daleka.
- Niezbyt miło z twojej strony, satyrko. - Powiedział beznamiętnie; chwilę popatrzył na nią, a następnie uśmiechnął się jedynie lekko, gdy spod brwi wyleciały mu zwoje eozynowej mgły. - Widzę, że macie problem z modronami... Niedługo sforsują tę ścianę; macie plan natenczas?
-Nie sforsują.- odparła druidka spokojnie.-I nie mamy problemów z modronami. To wy jesteście naszym problemem, jeśli już. I skażenie tych ziem złem Wojny Krwi. Nie modrony.
- “Złem Wojny Krwi”? - Zapytał. - Czy aby to nie modrony są tymi, które skaziły tę knieję?
- Czy nie mówię dość wyraźnie? Woj-na-krwi. Nie modrony.- krótko rzekła druidka.Wzruszyła ramionami.-Na razie problemem jesteście wy dwoje. Nie po to odgrodziliśmy ten teren, by przypadkowi wędrowcy rozwlekali skażenie złem po całej Krigali swą lekkomyślnością i niefrasobliwością.
- Cóż... - Zastanowił się z wręcz teatralnym wyrazem twarzy. - Przepraszam cię, szlachetna satyrko, za podeptanie waszej trawy. - Odsunął się nieco. - Chciałem jedynie pomóc.
-Najbardziej pomożecie, jak najszybciej opuszczając to miejsce.- stwierdziła satyrka splatając ramiona razem.-Ja już i tak zmarnowałam dość czasu na rozmowę. Robota czeka.
- Droga starowinko... - Odwrócił się do Miry i uśmiechnął od ucha do ucha. - Wracamy?
-Ajejej, co ja ze wszystkimi wami mam, idziem!-zamamlała twierdząco babuszka.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline  
Stary 11-07-2013, 15:19   #133
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Skelarak podszedł wraz z insektopodobnym, nieznanym mu tak naprawdę stworzeniem do reszty. Ukłonił się nisko, uśmiechnął, zapłonął do nich przyjaznym spojrzeniem i począł gadać.
- Ku swym własnym celom podróżowali przybysze, a on tak cały aż zmęczony dysze. Widzą go, oceniają, tak w głębi duszy nawet go nie znają... Nie minie chwila, a spytają: “Jakie jego imię?”, zabrzmi pytanie; a on bez chwili zawahania przecież odpowie na nie. Jego imię brzmi Skelarak; choć nazwiska jakoś tak brak. Za to dwa tytuły zdobią tę osobę, Chaosytę tego, zaciekawionego. Saesurdi Toskarti, z języka biesiego. Ma on także przydomek, brzmi on wszakże Menon; nazwali go tak, bo w biesim to “demon”. Właściwie to skłamał, na końcu “-n” wzmiankował; tak naprawdę go nie ma, tak dla rymu dodał. - Wyrecytował na jednym tchu, następnie podając rękę każdemu z osobna. - Czy mógłby poznać ich imiona?
Thaeir uświadomił sobie, że nie ma z nimi Faerith. Thri-kreenowi przybysz wyraźnie nie przypadł do gustu, więc genasi musiał zająć się uprzejmościami. Ukłonił się lekko i powiedział: -Nazywam się Thaeir, a to Pik-ik-cha i Kreator Efemery. Pomyślał, że przedstawiając wszystkich od razu uniknie długiej gadaniny. Chociaż rozmówca nie dość, że wydawał się rozmowny to jeszcze rymował. -Mmm możemy wiedzieć co sprowadza cię.. do tak.. ee.. w tak nieprzyjazne, obecnie, miejsce ?
- On mówi: a co nie sprowadza? Wszedł portalem, ostatnio w Limbo bywawszy. Dlaczego? A tak, dlaczego. Niech “Wieloświat” będzie dla niego odpowiedzią.
- Przeprowadziłem analizę twej wypowiedzi. Używasz wielu zbędnych słów jak i niepotrzebnie stawiasz pytania na które udzielasz odpowiedzi. Twe procesy logiczne wydają się być zakłócone.
- Fascynujący, on myśli. - Kaduk złożył ręce, zlustrował konstrukt bursztynowym spojrzeniem i kontynuował. - Mądry, acz niedoinformowany, on myśli. Wieloświat stoi przed nim otworem, wiedza przyjdzie do niego z czasem. Konstrukty rządzą się prawami, a inne istoty nie; jeśli chce tymi prawami podążać, musi zrozumieć, że inni nimi nie podążają.
- Stwierdzenie twe jest nielogiczne. Wszystko ujęte jest zasadami.
- Tak? - Zapytał, podnosząc wysoko brwi. - On odpowie zatem: czy wie czym jest Limbo?
- Dom dla tych którzy pomagali stwórcom.- Chwilę analizował swe słowa po czym uzupełnił. - Miejsce wysokomorficzne. To wszystkie dane które na temat tego miejsca posiadam.
- On zatem powtórzy: konstrukt niedoinformowanym jest. - Spojrzał nań znacząco, gdy jego oczy skrzyły się wciąż tą samą barwą. - Limbo to dom chaosu, czystego i nieskrępowanego *żadnymi* prawami li zasadami. Wszelkie prawa jakie tam istnieją przyniesione zostały z zewnątrz i nie są trwałe, mijają, bowiem plan nie pozwala na ich egzystencję. Gdy on zawita do domu chaosu, żadne informacje jakie zdobył gdziekolwiek w Wieloświecie nie będą miały wartości wobec tamtego miejsca. Gdy wkroczy w wiry nieładu, gdy chmury będą krzyczeć pod jego stopami a żal wlewać się do jego butów śpiewając smrodliwie, on zrozumie, że nie wszystko co istnieje jest ujęte zasadami. To lekcja nie od niego, a od Wieloświata; ten niech zapamięta.
- Więc prawem, zasadą rządzącą chaosem jest jego nieprzewidywalność i zmienność. - Dokończył konstrukt bez litości wytykając słabość logicznej argumentacji adwersarza.
- On się myli; bowiem chaos może działać według praw, logicznie i nieustępliwie. Nigdy nie wie jednak dlaczego. Jego myślenie jest proste: wszystko ma zasady, a jeśli nie ma, zasadą jest brak zasad. On się nauczy, że słowa mają wiele znaczeń, ukutych przez tych, którzy zasady mają, oraz przez tych, którzy ich nie mają. Ci, którzy ich nie mają, nie mają także szacunku dla znaczenia słów. Ci, którzy mają tylko zasady, starają się nimi objąć co tylko się da. Wieloświat go nauczy, z czasem.
- Semantyka nie przeczy logice. Niezależnie od słów użytych, logika pozostaje niezmienna i obejmuje wszystko. - Filozofowie Eberronu nieraz próbowali łapać się w pułapki słowne a ich traktaty stały się częścią wiedzy konstrukta.
- Logika jest subiektywna, on mówi. Jak już rzekł: konstrukt jest istotą prawa i nie akceptuje tego, iż coś bez prawa istnieć może, tak jak i githy nie akceptują, że można zamknąć życie w klatce praw. Obie strony kiedyś będą musiały poznać się wzajemnie i zmienić, inaczej sczezną w ignorancji i zgubi je zamknięty umysł.
- Twa wypowiedź jest wewnętrznie sprzeczna.
- On dobrze wie, że nie. Inaczej wytłumaczyłby, gdyż jego zdaniem rozmówca nie zdaje sobie z tego sprawy. Jeśli jednak według niego przekonywanie rozmówcy nie ma celu, nie mówiłby nic.
Kreator milczał, jako iż Skelarak nie przedstawił nowych argumentów. W większości przypadków konstrukt nie kłócił się z rozmówcami ani nie kwestionował ich opinii, co innego kwestie czysto logiczne, w tych aspektach po prostu nie potrafił nie skorygować wypowiedzi. Diablę podało mu rękę i uśmiechnęło się serdecznie, gdy jego oczy zmieniły barwę na nieco łagodniejszą, emeraldową. Konstrukt w ciszy przyglądał się wyciągniętej dłoni Skelaraka. Cisza przedłużała się...
- Kreator Efemery ma rację, on chce mu pogratulować debaty.
Wysoka, srebrna, pokryta kryształami postać Kreatora trwała w milczeniu. Najwyraźniej konstrukt nie rozumiał jaki cel miała informacja diablęcia, czy może był to już sam czyn. Czasami zachowania organicznych bywają trudne do zinterpretowia. Kaduk zbliżył usta do konstruktu i wyszeptał spokojnie.
- Obieżysfer. - Powiedział to cicho, ledwo słyszalnie. Po tych słowach odstąpił, a jego wyraz twarzy był zupełnie jak kamień. Bardziej mechaniczny niż ten Kreatora.
 
Ghoster jest offline  
Stary 16-07-2013, 06:56   #134
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
POST WSPÓLNY

Skelarak spojrzał na osoby obok niego; nawet w Limbo rzadko się zdarzało, by tak odmienne persony spotykały się wzajemnie, ba, by miałe te same cele i ścieżki. Bynajmniej nie był niezadowolony, wręcz przeciwnie, bardzo dobrze się czuł w takim towarzystwie. Purpurowy dym wykrzesał się z jego oczu, a on otworzył usta i przemówił raz jeszcze, znów to miłym tonem.
- Słyszał, że oni już próbowali powstrzymać modrony, racja? Czego próbowali, jak to robili i co odkryli? - Powiedział, choć każdy w jakimś stopniu wyczuł, iż nie czeka na odpowiedź. - On proponuje: zostawić głupie pudła, nic się nie poradzi, nic ich nie wyrżnie. Trzeba zaczekać, aż do Planów Konfliktu dojdą, wynająć diabły li demony, a stanie się, co ma się stać; wyrżnięte w pień modrony zostaną.
- Ia tho ich sspecialnie nie loobię, ale po cho ie ssabiiać? - spytał thri-kreen - One tho chyba iakąś mmhmaią i nic ich nie pofsstrzymhma, aby ią fykonać. Trtzeba by kogoś ssainteressofać, że coś z nimhmi iesst nie tak. A nie ssabiać. - spojrzał na swych towarzyszy szukając poparcia.
- Pik-ik-cha spytał, a on odpowie: jego rozumowanie jest bardzo dobre, troskliwe i logiczne, ale nie tak Wieloświat stworzony został. Modrony nie giną, powracają do domu i odżywają na nowo. Jeśli zniszczyć, nie zabić, a zniszczyć modrona, urodzi się raz jeszcze. Jeśli był zepsuty, będzie naprawiony. Nikt wątpliwości nie ma, a i on chce to powiedzieć: modrony są popsute, wszystkie w tym Marszu. Jeśliby je zniszczyć, odrodziłyby się na nowo i polazły w sfery znowuż to, tym razem poprawnie, nic nie niszcząc. A interesują się nimi wszyscy, od niebianinów, którym zniszczyli miasta, przez archontów, którym bezczeszczą lasy. Niedługo wejdą do Limbo, zezłoszczą githyanki, potem wejdą do Otchłani, zezłoszczą tanar’ri. Minie chwila, wejdą do Hadesu, zezłoszczą szare wiedźmy, potem wejdą do Piekieł, zezłoszczą i samych baatezu, a Łaskobójcy? Szukają ich zapewne i teraz...
- Czekai, czekai - próbował przerwać tyradę modliszkowaty - - Czy mhmi ssię fytaie, czy komhmooś mhmoże ssależeć na tymhm, aby blasszaki fyfołały iak naifięcej chaosoo?
- Tak! - Krzyknął Skelarak. - Pik-ik-cha ma rację, znowu; mądra to istota i dociekliwa. Nie wiedzą jednak nic na pewno, ale iluż jest w Wieloświecie magów, iluż władców i iluż uzurpatorów, którzy chcieliby coś zniszczyć, zamienić w proch i żużel? On mówi: trzeba się dowiedzieć i pójść do źródła, albowiem problem sam się nie rozwiąże dopóty, dopóki modrony nie wlazły do Otchłani.
- Mhmoże tho namhm pomhmoże przekonać mhmodrony, że pofinny zafroocić loob sapytać ssię tego... iak mhmoo tamhm było. Primhmoosa? Tak?
- A on ma rację, znów! - Uśmiechnął się szczerze. - Trzeba się go spytać. Czy ktoś zna z tego miejsca przejście do Mechanusa? Czy ktoś zna do jakiegoś Miasta-Bramy? Czy ktoś zna choćby do Sigil? Tam pełno obieżysferów, portal w jedną stronę wszystko załatwi; zapytają się i wrócą, problem rozwiązując.
- Tho Ssigil mhmamhmy toiście. Tho nassz tomhm -powiedział z dumą thri-kreen nie zdając sobie sprawy, jak bardzo się ośmiesza wobec bardziej doświadczonego podróżnika. -- Thylko terass mhmoossimhmy ooporać ssię z tymhmi tootai
- Dom w Sigil? Pyta. On ma nadzieję ten dom zobaczyć, poznać go i się z lokatorami zapoznać; w Sigil nigdy nie był, z chęcią rady uzyska od tych, którzy więcej wiedzą. Ale problem czeka, o tak. - Podrapał się po brodzie, zamyślił przez moment, a z jego oczu świsnęły lazurowe wstęgi. - Co jest po drugiej stronie tej ściany? - Zwrócił się do trupy; chwilę potem uświadomił sobie, iż przecież gnomka, miła starowinka o niewielkim wzroście, właśnie znajdowała się po drugiej stronie. - On pyta: co tam jest?! Czy ona, Mira, doświadczona w wieku i intelektem, na to pytanie mu odpowie?! - Krzyknął, mając nadzieję, iż ta go usłyszy.
- Jeśli sobie tego życzysz przywołam efemerę, istnieje szansa, że uda jej się Cię przenieść podobnie jak starą kobietę. - Znów dała o sobie znać “pomocna” natura Kreatora Efemery.
- Propozycja miłego konstrukta: on na nią przystanie. W przyszłości odwdzięczy się, jeśli będzie mógł, potulnie go prosi o to, by uczynił co ma czynić.
Wydanie polecenia astralnemu konstruktowi trwało mniej niż mgnienie oka, co innego jego powrót do Kreatora. Kiedy to w końcu nastąpiło orzeł złapał w locie diablę w mocny uścisk swych wielkich szponów.

- Gdzie Mira? - Faerith już bez psiej eskorty, za to z kotem w objęciach wkroczyła do rzeki, by dołączyć do towarzyszy - I co to był za ogromny orzeł?
Kreator wskazał dłonią na ścianę.
- Po drugiej stronie tej bariery. - Natomiast na drugie pytanie odpowiedział jednym słowem. - Efemera.
- Och - półelfka roześmiała się. W końcu wyjaśniło się dziwne imię Kreatora - A po co tam poszła? I jak? Do tego sama... Zaniósł ją tam ten... orzeł... efemera? - zapytała, wpatrując się uważnie w ścianę cierni.
- Żeby odnaleźć tych którzy postawili ścianę, nie jest sama, tak zaniosła ją moja kreacja.
- Z kim w takim razie? - dziewczyna powiodła zdziwionym wzrokiem po towarzyszach. Nikogo nie brakowało.
Kreator spojrzał prosto w oczy półelfki, milczał jeszcze przez jedno uderzenie serca nadając, całkowicie przypadkowo, swej odpowiedzi dramatyzmu.
- Ze mną, a dokładniej z częścią mnie.
- Z tym małym kryształem, tak? Więc wiesz, co tam się dzieje. Dlaczego ta ściana cierni tu stoi? - Faerith zasypała konstrukta pytaniami.
- Tak. Wiem. Żeby ograniczyć Marszowi dostęp do terenów znajdujących się za nią. - Padły kolejne odpowiedzi.
- Dlaczego? Czy tam są jakieś budynki, które Marsz może zniszczyć? - znając już naturę Kreatora, półelfka cierpliwie zadawała kolejne pytania.
- Nie zaobserwowałem budynków. Powody jakimi kierowali się twórcy zapory nie są dla mnie w pełni zrozumiałe.
- Mógłbyś je przytoczyć?
- Najwyraźniej doszło do skażenia terenów za ścianą i ma ona owo skażenie zatrzymać. - Konstrukt próbował przedstwić sytuację jak najjaśniej jednak kiepsko mu szło. Być może dlatego, że sam nie wiedział w czym tkwił problem.
- Czyli tę drogę mamy zamkniętą. - Faerith wyraźnie się zmartwiła - Ciekawe, jak daleko ciągnie się ta zapora... Ydemi, czyje są te ziemie za cierniami i jak daleko sięgają? - zwróciła się do przewodnika - Może mieszkańcy następnych ziem pozwolą Modronom wyjść z rzeki... - dodała, ze zmarszczonymi brwiami przyglądając się maszerującym blaszakom.
- Dalej rzeka się rozdwaja i nabiera siły i... brzegi stają się skaliste wyniosłe. Tam rządzą kozice, koziorożce i satyry. Nawet gdyby pozwoliły im iść przez swe ziemie, to... modrony nie wdrapią się na tamte klify... Marsz będzie musiał podążać, aż do źródła jednej z rzek. - wyjaśnił kocur, a Tivaldi westchnął. - Trzeba będzie jakoś marsz cofnąć i wyrzucić z rzeki.
- Żeby zatrzymać Modrony trzeba by chyba postawić im na drodze tamę... ale wtedy woda zupełnie odpłynie z jeziorka Alisiphone, a puszczona później zupełnie je zrujnuje... - półelfka myślała głośno, szukając jakiejkolwiek opcji - A może żywiołaki wody zdołałyby to zrobić? Jak myślisz? - podniosła zatroskane spojrzenie na diablę.
- Nie te, które mamy.... raczej coś znacznie znacznie większego. - stwierdził po namyśle Tivaldi.
- Czyli te, których nie mamy? - uśmiechnęła się kwaśno dziewczyna - Gdzie tu w ogóle jest najbliższy portal dokądkolwiek?
- To raczej pytanie do kota. - diablę spojrzało na Jyssona, kocur zaś machając na boki ogonem, rozważał. - Hmmm... jest dwukierunkowy portal do żywiołu powietrza... kilkanaście kilometrów stąd. I jest jakby to rzec... kilkanaście metrów ponad ziemią, jakieś dwadzieścia... mniej niż dwadzieścia, tak sądzę.
- To raczej odpada. - stwierdziło diablę.
- Efemera może przenieść jedną osobę, jednak po przekroczeniu portalu rozwieje się. - Dodał Kreator.
- Takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Nawet, jeśli byłbyś w stanie przenieść każdego modrona z osobna, zajmie to byt dużo czasu. - półelfka pokręciła głową.
- Jak daleko jest do źródła? Zresztą.. modrony mają przecież.. skrzydła. Nie mogą.. wzlecieć nad klify? - zapytał genasi.
- Gdyby mogły lecieć... Nie... Gdyby planowały lecieć, to by leciały nad rzeką i wrogimi ziemiami. Ale nawet tu w tej rzece, mimo że się topią, nie próbują wznieść się na skrzydłach. - wtrącił Tivaldi i podrapał się po głowie. - Zresztą one nie idą do dowolnego portalu, tylko do ściśle określonego portalu, zgodnego z ich planem... zapewne.
- Niezależnie od wszystkiego, musimy je wyciągnąć z tej rzeki. - Faerith pokręciła głową - Gdzie tylko się pojawią, stwarzają same problemy.
- Iakieś pomhmyssły? - zapytał thri-kreen. Sam nie miał ich zbyt wiele, a większość z nich sprowadzała się do metodycznych rozmów z mechanicznymi istotami.
-Może.. po prostu odprowadzimy je.. gdzie chcą? - rzucił niepewnie Thaeir. - W końcu muszą gdzieś wyjść z rzeki.. a gdybyśmy... negocjowali za nie.. przejście... yy.. nie narobiłyby takich szkód ?
- Możemy spróbować. - półelfka wzruszyła ramionami - Być może z mieszkańcami tych ziem łatwiej będzie się porozumieć, niż z Modronami... - przerwała, widząc poruszenie w ścianie cierni.
Cierniowe pnącza na moment się otworzyły tworząc niewielkie przejście w żywym murze. I zza tego muru można było usłyszeć głos. - A teraz opuść ten teren diablę.
Diablę? Odruchowo obejrzała się, szukając wzrokiem Tivaldiego. Był tuż obok... kto więc wyjdzie ze szczeliny? Faerith z zaciekawieniem obserwowała brzeg. Wyłonił się stamtąd naprawdę wysoki kaduk, nieco ubłocony, ale wciąż promienujący pewnością siebie i jakąś niewytłumaczalną radością. Gdy zbliżył się do nich, z jego oczu wytoczyły się dymy oliwkowej chmury. Stanąwszy tuż obok nich okazało się, że przewyższa ogół tutaj zgromadzonych o głowę, może nawet dwie. Spojrzał na tych, których wcześniej nie widział. Ukłonił się nisko, uśmiechnął i podał dłoń półelfce.
- My się chyba jeszcze nie poznaliśmy. Skelarak; a jak brzmi twoje namię?
Niewąliwie przy okazji drażniąc stojące za nim diablę, a i kocur prychnął gniewnie będąc ignorowany... zwłaszcza przez fakt, że trzymająca go na ramionach półelfka nie mogła podać ręki bez upuszczania go.
- Faerith. - dziewczyna zerknęła na wyciągniętą dłoń, potem na trzymanego w objęciach kota, by w końcu z ciekawością przyjrzeć się przybyszowi.
- No cóż... - Rzekł do samego siebie, gdy spostrzegł, iż kobieta ma zajęte dłonie. - Witaj zatem ty, kocie; czuję dobrze, iżeś magiczny. Oczekujący, jak mniemam?
- Ydemi Jysson... oczekujący Krigali. Sługa Pani Kotów.- wyjaśnił dumnie kocur.
- Miło poznać, a jakże. - Ostatecznie spojrzał też na diablę stojące nieco dalej. Oczy rozświetliły mu się sino, a następnie i jemu podał dłoń. - A pański łudomian?
-Tivaldi. - odparł krótko mężczyzna, zaborczo oplatając ogonem półelfkę w pasie.
- Nie bądźmy podejrzliwi. - Odparł, widząc zachowanie kaduka obok. - Jestem diabelstwem, ale pochodzę wcale nie z Planów Konfliktu, jeśli ktoś tu kogoś ma zamiar skrzywdzić, to prędzej ty mnie. Bądźmy uprzejmi, prawda? - Uśmiechnął się, machając swoim własnym ogonem, raczej zakończonym kitą niźli gładkimi nożami jak u Tivaldiego.
- Uprzejmość różnie jest definiowana. Ale dopóki twój ogon będzie z dala... od pewnych osób, ja będę zadowolony. - odparł z uśmiechem Tivaldi.
- Tam skąd pochodzę nie ma definicji definicji. Rzeczy po prostu są. Niemniej rozumiem.
A zza zamykającego się muru cierni rozległ się kobiecy głos. - Na Krigali nie można ot tak działać na oślep. Zanim zabierzecie się za rozwiązanie problemu modronów, dotrzyjcie do korzeni problemu. Odkryjcie przyczynę, zanim wasze działania, zamiast polepszyć, pogorszą sytuację.
- Nie chciałbym być natarczywy... - Rzucił Skelarak, gdy jego oczy rozświetliły się cyjankową mgłą. - ...Ale skąd założenie, iż dążymy do tego, by wam pomóc? Widzisz, moje zmysły mi mówią, iż znajdują się tutaj dwa diabelstwa, neutralny, zdawałoby się, konstrukt, oraz kilka istot, które, chyba za wyjątkiem szanownego kota, nie miałyby interesu w pomocy wam. - Zrobił teatralną, pytającą minę. Po chwili jednak dodał. - Oczywiście, że wam pomogę, ale będąc tak niezachęcającym nie zdobywa się sojuszu u przypadkowych person, nie mylę się, satyrko?
Nie otrzymał odpowiedzi. Cierniowy mur się zamknął. Wydawało się że druidka ma głęboko w poważaniu i modrony i pomoc w ich pozbyciu się.
- Tak się składa, że my jesteśmy tu właśnie po to, by ten problem rozwiązać. - zirytowana półelfka wpatrzyła się w Skelaraka - I każda rada jest dla nas bardzo ważna.
- Modrony nie zmienią trasy, to pewne. - Odparł. - Jak już rzuciłem, gdy dane mi było rozmawiać z waszym przyjacielem, thri-kreenem, możnaby wynająć to miejsce jako pole bitwy Wojny Krwi. Modronów się pozbędziemy na pewno, tylko czy miejscowym spodoba się opcja zalania tego zagajniku diabłami i demonami?
- Nie wiem czy bardziej głupi pomysł, czy bardziej szalony. - stwierdził kocur autorytarnie.
- Szalony na pewno, za to jest szansa, że podziała. Cóż, w pewnym sensie. Oczywiście chciałbym wiedzieć jaki jest *wasz* plan, abowiem z chęcią się do niego dostosuję.
- Priorytetem jest oczyszczenie jeziora. - Po dłuższej chwili zabrał głos Kreator Efemery. - Można tego dokonać piętrząc wody rzeki, przy dobrym rozplanowaniu zadań dokonamy tego w niecały tydzień.
- Jeśli woda uniesie się ponad ścianę, modrony przejdą na drugą stronę, tego chyba nie chcemy? - Rzucił obojętnie. - A i jakiekolwiek zmiany samego rozwiązania będą nietrwałe, jeśli modrony zostaną tam gdzie są po wsze czasy, gdyż pocić się będą w nieskończoność, aż zatrują wszystko, gdzie będzie sięgać woda.
Genasi spojrzał w górę na ścianę, później krytycznie na diabelstwo. -Nie.. nie.. woda nie podniesie się aż tak. A.. samo... spiętrzanie... eee czy do tego czasu modrony... nie wyjdą z rzeki ? Tydzień.. to długo.
- Tak, do tego czasu mogą dojść do tego same. Tak czy inaczej póki tam są, oczyszczenie czegokolwiek nie wchodzi w grę, Kreatorze.
- Jeśli modrony przez tydzień opuszczą rzekę wówczas problem powtórnego jej zanieczyszczenia zostanie rozwiązany.
- Jedyny kierunek w którym chcą ją opuścić prowadzi przez ścianę. - Odparł kaduk.
- Czy ktoś w ogóle wie, dlaczego właściwie Modrony wkroczyły do rzeki? - Faerith powiodła wzrokiem po towarzyszach.
- Stosując zasady implikacji logicznej stwierdzam, iż najbardziej prawdopodobną przyczyną jest zmiana trasy marszu w stosunku do trasy wcześniejszej.
- Najpierw przeszkodziły im motari, a później wemikowie nie chciały ich przepuścić - wyjaśnił genasi.
- Jeśli wszyscy mieszkańcy tych ziem są tak skłonni do współpracy, to Modrony w końcu utkną na dobre w tej rzece. - mruknęła półelfka.
- Dokładnie to. Pytamy zatem o pomoc wszystkich innych? - Rzucił kaduk.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 17-07-2013, 20:40   #135
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Trudno określić kto był trudniejszym rozmówcą. Modrony ze swym oślim uporem i koncepcją optymalnej drogi. Czy też psy niechętne i wrogie wszelakim intruzom na swej ziemi. Rozmowy były ciężkie, zwłaszcza z psami... choć w przypadku psów jakiś postęp został osiągnięty. Pozwoliły im wyjść z rzeki i przejść przez swe ziemie. Oraz zatrzymać postęp marszu w górę rzeki, na dwie godziny. Nie zgodziły się jednak pozwolić konstruktom wyjść z samej rzeki. Tyle dało się osiągnąć. Czy to dużo, niewiele... czas pokaże.
Psy nie pozwoliły jednak drużynie zostać na swych ziemiach, szybko odprowadzając grupę poza nie.

Z wyraźną ulgą pozbyły się ze swych ziem namolnych awanturników. Co więc pozostało drużynie? Podążać dalej... Jakkolwiek porada druidki była mętna i niezrozumiała, a pomysłów na rozwiązanie patowej sytuacji brakowało, stanie w miejscu nie miało sensu. Zresztą pogodne niebo i ciepła pogoda zachęcały do wędrówki, zwłaszcza po długim staniu w zimnej wodzie.
A przed nimi rozciągało się morze traw, wedle słów obu przewodników, zarówno kociego jak i mrukliwego małpiego, kraina wemików.



Morze wysokich, na trzy metry czasem, traw... Które i tak trzeba było pokonać.



Wędrówka przez sawannę przez długi czas upływała spokojnie. Czasem jakieś stado gazeli, czy innych kopytnych zerwało się do ucieczki na widok drużyny. Czasem było słychać ptasie trele przemieszane z ludzkimi przechwałkami... Co po jakimś czasie zmieniało się głośną kłótnię i pyskówkę.
Jak się bowiem okazywało, ptasie trele nie służyły jako piękna melodia, a były... wabikami na samiczki i odstraszanie rywali. I czasem nie wystarczały. Drużyna mijała duży baobab na którym dwa identyczne czarne ptaszki wyzywały się od obszczymurków i dość obrazowo opisywały co zrobią sobie nawzajem jeśli jeden z nich nie opuści drzew. Ydemi rozsądził ten spór przepłaszając oba w nieudanej próbie upolowania jednego z nich. Małpa też się ożywiła przy baobabie zbierając owoce na swój posiłek i z powrotem wdrapując się na Kreatora Efemery.
Ten spokój był usypiający, aż do czasu, gdy thri-keen poczuł zapachy... dużo zapachów. Kilkadziesiąt woni otaczających ich szybko ze wszystkich stron i osaczając.
Nie widział istot je wydzielających, bo te wykorzystywały trawę do krycia się w niej. Pik-ik-cha znał tą strategię zbyt dobrze. Jego plemię polowało w ten sam sposób.
Wiedział też że już jest za późno, stworzenia poruszały się bardzo szybko i zwinnie. I już domykały pułapkę.
Po chwili dookoła drużyny pojawiły się owe lwocentaury.


Uzbrojone i gotowe do walki. Liczne. Zbyt liczne by drużyna mogła przeżyć taki bój. Na szczęście nie chciały się bić. Domagały się tylko złożenia broni do ich rąk w zamian za gwarancję bezpieczeństwa i obietnicę doprowadzania do ich przywódczyni Thrallspur. By drużyna mogła wyjaśnić powód wtargnięcia.
I tak drużyna wyruszyła do osady wemików. Która... cóż... wydawała się obrazem nędzy i rozpaczy.



Duże chaty o ścianach z wikliny oblepionej ziemią i pokryte jakimiś patykami splecionymi razem i tworzącymi dachy. Osada wemików wyglądała żałośnie i paskudnie. Ale owe stwory jakoś się tym nie przejmowały. Ich młode wesoło bawiły się pomiędzy samicami gotującymi posiłek dla swych pociech. Samice i samce wracały bądź wyruszały na polowanie. Gdzieniegdzie było słychać śpiewy bądź grę na bębnach.
A sama Thrallspur


… właśnie rozmawiała z wędrownymi handlarzami magią, jak stwierdził z daleka Tivaldi. Samicy towarzyszył rosły ochroniarz pilnujący jej bezpieczeństwa. Gdy rozmówiła się z nimi truchtem zbliżyła się do drużyny awanturników i spytała wesołym głosem. -A was jakie wiatry przywiały?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-07-2013, 12:38   #136
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
wytężona praca wspólna :)

- Założenie jakoby przywiał nas wiatr jest z gruntu nielogiczne. Jakikolwiek wiatr zdolny unieść stworzenie o mojej masie i rozmiarach z pewnością byłby odczuwalny w promieniu wielu setek staj. Nie zaobserwowałem natomiast podobnych zjawisk pogodowych. Oczywiście zawsze istnieje możliwość jakoby moje zmysły były nie dość sprawne, jednak zakładam iż spełniają swoją funkcję należycie. - Konstrukt zaczął swoje tyrady nim ktokolwiek zdołał przewidzieć zbliżające się zagrożenie dla dyplomacji i zareagować uciszeniem Kreatora.
- Wybacz, Pani... - Faerith wyszła na czoło ich niewielkiej grupy, by skupić na sobie uwagę wemików, nim wdadzą się w polemikę z Kreatorem, co, jak doskonale wiedziała, czasami mogło nieco wytrącać z równowagi - ...nasz towarzysz jest... specyficzny... - uśmiechnęła się lekko mówiąc to słowo - ...rozmawiając z nim trzeba ostrożnie dobierać słowa. Wszystko odbiera bardzo... dosłownie. - przerwała na moment, po czym odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie - Sprowadza nas do Ciebie sprawa Modronów... i ich marszu. Obiecaliśmy pomóc Alisiphone... mamy błogosławieństwo Pani Kotów, Pana Małp i Leśnika, Pana Centaurów. - wszystkie bóstwa wymieniła jednym tchem - Udało nam się ustalić, że nie pozwoliliście im przejść przez swoje ziemie... to samo zrobiły psy na własnych ziemiach, zmuszając je do wejścia do rzeki. Nie mogły się jednak przez nią przeprawić, gdyż drugi brzeg jest skażony... i dla bezpieczeństwa pozostałych ziem, odgrodzony od nich ścianą cierni. Więc idą korytem rzeki, zanieczyszczając ją, a także pobliskie jezioro, skazując na cierpienie mieszkającą w niej nimfę... - przerwała, łapiąc oddech - ...więc przybyliśmy spytać, jaki był tego powód. Dlaczego nie przepuściliście Marszu przez swe ziemie?
- Nie tylko nie pozwoliliśmy im przejść przez nasze ziemie, ale też spędziliśmy ich z obranego kierunku wędrówki. To był wielki triumf mego plemienia. - odparła z rozbrajającą szczerością kobieta. - A zrobiliśmy to na prośbę avarieli, Marsz zagrażał istnieniu ich miasta. Oferta ich przywódcy była więc hojna.
- Kim są avariele i gdzie są ich ziemie? - półelfkę powoli zaczynała boleć głowa od nadmiaru ras zamieszkujących Ziemie Bestii.
- Skrzydlate elfy, które pierwotnie uciekły ze swego świata przed pogromami. Osiedliły się tutaj jakiś czas temu. Miłe... Nie wtrącają się za bardzo w sprawy innych. Ładnie śpiewają i jeszcze lepiej tkają. - wyjaśniła beztroskim tonem Thrallspur.
- Jednak jedno ich wtrącenie skazało na śmierć inną istotę... czy nie było innej drogi, którą mogliście skierować modrony, by obronić miasto? - przerwała na chwilę, po czym dodała - Czy każdy marsz przebiegał przez obecne ziemie avarieli?
- Nie wiem. Za przodka, przodka, przodka, przodka... - zaczęła wyliczać tych przodków na palcach. Gdy się skończyły palce, wzruszyła ramionami. -... Dawno, dawno temu nie było avarieli. Nie wiem czy wtedy Marsz przebiegał przez ich ziemie. Potem gdy się pojawiły, Marsz nie sprawiał kłopotów. Dopiero ostatnio zmienił przebieg... i był nieco chaotyczny w swym zmierzaniu na ich miasto.
- Nic nofego. - westchnął modliszkowaty.

***

Kreator natomiast słysząc odpowiedź półelfki zwrócił się do Pik-ik-cha.
- Dlaczego zadała pytanie o pogodę chcąc najwyraźniej uzyskać informację o celu naszej tu wizyty? Nie dostrzegam, żadnego logicznego związku pomiędzy tymi sprawami.
- Tho taki rossatzai poroofnania. - odparł modliszkowaty, choć nie był specjalistą w tych sprawach - Taki sstyl mhmoofienia, taki bartziei poetycki. Ty mhmassz ięssyk prossty, bes oztobnikoof, konkretny przekaz bes sssbętnych ssłoof. Fiękssość rass oożyfa bartziei opissofego jęssyka. Thobie sapefne fytaie ssię tho nielogiczne.
- Niepraktyczne - Sprecyzował Kreator. - Po co używać większej ilości słów, w dodatku ryzykując nieporozumienia? Jaki jest tego cel?
- Nie mhma nieporossoomhmień, bo fsszysscy fietzą i ssnaią te osstobniki. Ty mhmasssz problemhmy, bo nie ssnassz tych osstobnikoof. A po cho tak mhmoofić? Hmmm... Czassamhmi fielosnaczność iesst tobra. Mhmożna ookryć iakieś informhmacie lub jetnymhm sstaniemhm przekassać fięcei informhmcji.
Thri-kreen sam nie wiedział, czy przekazuje dobrą definicje i czy nie wprowadza Kreatora w błąd. Nie był też pewien, czy jego g (towarzysz) jest to w ogóle w stanie zrozumieć.
- S takimhm ssposobemhm mhmślenia, iaki mhmassz nie pofinieneś mhmieć problemhmoof z przekonaniemhm mhmotronoof, a ietnak nie ootaie ssię. Tlaczego? - spróbował zmienić temat.
- Ponieważ *coś* zakłóca logiczne procesy myślowe modronów. Zauważyłem to już podczas pierwszej rozmowy z Quintonem. - Odpowiedział szybko Kreator po czym zadumał się chwilę nad słowami modliszki.
- Rozumiem, względy estetyczne i praktyczne o ile oboje komunikujący się posługują się tym samym kodem wypowiedzi. Skąd jednak Fearith wiedziała jaki to kod? Przecież jest prawie nieskończona ilość ras na niesończonej ilości planów. Szansa aby spotkały się dwie rasy posługujące się podobnym kodem wypowiedzi jest ekstremalnie niska z punktu widzenia statystyki.
- Nie mhmamhm toożego tośfiatczenia w fętroofkach po planach, ale fytaie się że isstnieje pefien fsspoolny kot tla fsszysstkich, a przynajmhmniej tla fięksszości. Taki tiabeł mhmoofi jooż trosszkę inaczej - thri-kreen wskazał czółkami nowego członka ich stada. - On pochotzi z tzifnego planoo i oożywa innych ssłoof, ktoore nie zafssze rosoomhmiemhm. Isstnieią fięc i inne koty.
- Twoje argumenty sa... - Konstukt ważył słowa dokonując ostatnich przemyśleń i kalkulacji. - ...logiczne.
A tziękooię - ucieszył się modliszkowaty. To był chyba największy komplement jaki mógł powiedzieć Konstrukt. W tej samej chwili i Skelarak poklepał thri-kreena po plecach, dość ostrożnie i wciąż się uśmiechając serdecznie, tym samym pokazując, iż nie ma on złych intencji.

***

- Wygląda na to, że obecny Marsz jest chaotyczny w ogóle. - Faerith skinęła głową na potwierdzenie słów Thrallspur - Zniszczyły Automatę. Na Celestii zniszczyły Serce Wiary, nie udało nam się ich powstrzymać. - wzruszyła ramionami - W ogóle wszędzie niszczą wszystko na swojej drodze, jakby ich obecna wędrówka właśnie na tym miała polegać.
- Modrony nie stosują logiki podczas wyboru obecnej drogi marszu. - Być może nie dla wszystkich słowa Kreatora miały znaczenie, jednak dla tych którzy wiedzieli cokolwiek o modronach jak i dla samego konstrukta przepełnione były grozą.
Półelfka westchnęła - Próbowaliśmy z nimi rozmawiać, ale to niewykonalne. A teraz... jeśli nie wyjdą z rzeki, dotrą do rozwidlenia i klifów, na które się nie wdrapią. Utkną tam na nie wiadomo jak długo... ich smary zupełnie zatrują rzekę. Alisiphone umrze, ale to będzie tylko pierwsza ofiara. Z pewnością nie ona jedyna korzysta z tych wód. Zanieczyszczenia dotrą do wodopojów, studni... życie na Waszych ziemiach zacznie chorować i umierać. - pokręciła głową - Psy zgodziły się wstrzymać Marsz przez dwie godziny i przepuszczą je przez swoje ziemie, jeśli będą miały dokąd pójść. Czy mogłabyś mi pomóc znaleźć taką trasę dla modronów, by nie wyrządziły więcej szkód, niż do tej pory?
- Trudno cokolwiek... wyznaczyć, kiedy się nie wie gdzie one idą. I po co... - rzekła w odpowiedzi Thrallspur i dodała.-Nie mogę jednak przepuścić ich przez moje ziemie. Nie bez zezwolenia avarieli. Dałam im moje słowo, a my wemiki honor traktujemy bardzo poważnie.
- Czy mogłabyś więc wskazać, gdzie mogę je znaleźć? - desperacja w oczach dziewczyny mieszała się z rezygnacją - Czas zbyt szybko płynie... jeśli modrony znów ruszą... - pokręciła głową, nie kończąc zdania.
- Mogę wam dać przewodnika do miasta avarieli. - stwierdziła wemiczka.
- Jeśli uda nam się przekonać avariele... przepuścicie modrony przez swoje ziemie? - Faerith wolała się upewnić, że kolejne negocjacje nie będą na próżno.
- Jeśli avariele się zgodzą... to tak. Zwolnią nas ze swego słowa i możemy wam pomóc. - uśmiechnęła się Thrallspur.
- Dziękuję. - Faerith odpowiedziała krótko, skłaniając lekko głowę.
Kreator Efemery nieczęsto zwracał na siebie uwagę towarzyszy i równie rzadko próbował ingerować w kwestie należące do przywódcy. Tym razem jednak zrobił wyjątek.
- Szansę przekonania avarieli szacuje na dziesięć do stu pięćdziesięciu ośmiu. Biorąc pod uwagę informację iż marsz im zagraża. Sugeruję zatem aby część z nas udała się bezpośrednio na Mechanusa w celu zbadania problemu u źródła. Zgłaszam się również jako pierwszy do tej grupy.
- Itę s tobą
- Jeśli już trzymamy się statystyki, macie większe szanse na proces na Mechanusie niż na dotarcie do wnętrza Regulusa.- wtrącił się Tivaldi i wzruszył ramionami.-No i... Ja nie znam żadnego portalu na ten plan, gdyż jest to jedno z miejsc, których unikam. Musicie przejść przez Automatę i zdaje się wypełnić jakieś papierki, czy coś...
- Fsszętzie pot goorkę. - westchnął thri-kreen - Ale tamhmy ratę. Iak nie mhmy tho kto?
- Dlatego proponuję rozdzielenie się, zwiększą się dzięki temu szansę na osiągnięcie celu nawet jeśli jedna z grup zostanie wyeliminowana. - Spokój z jakim konstrukt mówił o możliwości “wyeliminowania” mógł budzić niepokój zwłaszcza wśród osób które jeszcze go dobrze nie poznały.
- Zaprowadzę was do portalu do Sigil. - stwierdził smętnie Ydemi.
- Dlaczego nie możemy wybrać się na Mechanusa wspólnie, po zakończeniu spraw... tutaj? - zdziwiła się półelfka - Czy będąc razem, nie mamy większych szans na powodzenie?
- Ponieważ teraz marsz się zatrzymał. Istotnie powoduje to skażenie Ziem Bestii, jednak zniszczenia są mniejsze niż w przypadku gdyby modrony kroczyły nieskrępowane przez plany. Widzieliśmy zniszczenia których potrafi dokonać ich przemarsz. - Argumentował konstrukt.
- Uznaję decyzję avarieli za logiczną. Zablokowanie drogi modronów powstrzyma marsz, przynajmniej do czasu znalezienia radykalnego rozwiązania problemu. Ofiary są oczywiście nieuniknione.
Na to Faerith nie potrafiła odpowiedzieć Kreatorowi. Jak wytłumaczyć myślącemu wyłącznie logicznie konstruktowi, że każde istnienie ma wartość? Że należy starać się chronić każde życie? Ona nie przyjmowała tłumaczenia, że ofiary są nieuniknione. Avriele ochroniły swoje miasto, nieświadomie skazując innych na cierpienie. Musiało być inne wyjście.
- Avriele nie wiedziały, czym się skończy ich działanie. Gdyby wiedziały, być może znalazłyby inne rozwiązanie. Sposób na wstrzymanie marszu, który nie wymagałby żadnej ofiary... - odezwała się w końcu, szukając wsparcia u towarzyszy - Zapominasz, że psy puszczą Marsz już niedługo, a my nie potrafimy przewidzieć, co się z nim później stanie. Być może utknie... ale to tylko jedna z możliwości. Nie jedyna.
- Czassemhm, by tziałać efektyfnie sstato mhmoossi ssię potzielić na mhmniejssze groopy, gtyż tylko thak ossiągnie cel. Terass iesst fłasnie taka sstyooacia. Gtybyśmhmy fsszyscy zossstali tootai mhmoże ssię okassać, że przess tho ssginie w przysszłości fięcej isstot. Obie groopy moossszą tziałac tla fsspoolnego celu, choć w innych mhmieisscach. Nie mhmarf ssię Faerith, fkrootce ssię sobaczymhmy w Sssigil i nassze sstato bętzie ssnofoo rassemhm.
Półelfka uśmiechnęła się do Pik-ik-cha. Jego słowa sprawiły, że zrobiło jej się cieplej na sercu. Coraz częściej myślała o swoich nietypowych towarzyszach jak o rodzinie, a thri-kreen właśnie jej udowodnił, że widzi ich grupę podobnie... ich stado, ich rodzina.
- Powodzenia zatem. - powiedziała i krótko uścisnęła górną kończynę modliszkowatego.
-Echych.. do samej fabryki metalowych pudełek nie jestem rada się udać, ale co rzec do długich skrzydlatych uszu.- samo napomknięcie o planie Mechanusa zdawało się marszczyć zmarszczki na twarzy gnomiej babki jeszcze bardziej.
Thaeir chrząknął, co wskazywało na to, że długo myślał nad swoją wypowiedzią. - Nie sądzicie - zaczął - że... nie damy sobie z tym rady? Sami. W poszukiwaniu dowódcy modronów. Eee.. w końcu.. to.. coś złego musiało się stać na wyższych szczeblach.. hierarchii. Najpotężniejsze modrony.. to prawie Moce. Nie.. nie lepiej rozwiązać teraz sprawę nimfy... a po powrocie.. poszukać pomocy? Choćby ten mag, pamiętacie? W Automacie. Ktoś.. oprócz nas.. musi być zainteresowany.. przyczyną.
- Jeśli za chaotycznym zachowaniem modronów stoi istota o mocy tak znacznej jak zauważyłeś, nie będziemy dążyć do konfrontacji. Jeśli nawet nie uda nam się jej uniknąć to już sama nasza nieobecność będzie dla was istotną wskazówką co do przyczyn dziwnego zachowania modronów. - Kreator mówił o poświęceniu własnego życia z łatwością jaką tylko konstrukty i stworzenia o kolektywnych umysłach mogą osiągnąć.
Półelfka w zdumieniu wodziła wzrokiem od genasiego do konstrukta i z powrotem. Jeden z nich powiedział właśnie, że modronami kierują bóstwa, a drugi, że w takim razie najwyżej nie wrócą. Faerith sama nie była pewna, co ją bardziej przerażało. Byli tylko grupą przypadkowych wędrowców, którzy zostali niemal mimochodem wplątani w sprawdę chaotycznego Marszu. Szukając różnych rzeczy, odnaleźli inne... a jednocześnie zaangażowali się w obronę światów, jakby nikt w całym Wieloświecie, poza nimi, nie mógł się tym zająć. Ryzykowali, to prawda... ale poświęcenie życia? Próba sił z bóstwami?
- W jaki sposób fakt, że możecie nie wrócić, ma nam pomóc? - dziewczyna zwróciła się do Kreatora - Pozostaną nam jedynie domysły... które mogą być dalece błędne. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak mówi Thaeir, powinniśmy się znacznie lepiej przygotować do wyprawy na Mechanus.
- Jeśli nie wrócimy, zyskacie pewność, że źródło problemu znajduje się na Mechanusie i jest zbyt potężne abyście w przyszłości mogli z nim skonfrontować własną moc. - Wyjaśnił dziewczynie Kreator.
- Nie mhmartf się - powiedział thri-kreen do elfki - -Mhmamhmhy tylko tho ietno życie i farto ssrobić w nimhm coś cho sssprafi, że bętą o nasss pamhmiętać. Trzeba poteimhmofać trootne tessyzje, aby fykazac się otfagą i possostafić po sssobie ślad. - thri-kreen podobnie, jak Kreator nie znał strachu i nie bał się śmierci. Za to wiele dałby by zostać kimś znacznym i rozsławić swoją rasę i stado.
- Być może Wasza dwójka ma większe szanse, niż cała drużyna... - tak ją uczono na zajęciach. Łatwiej zignorować mniejszą grupę. Poza tym, Kreator miał największe szanse na porozumienie się z mieszkańcami Mechanusa. Mimo wszystko było jej smutno, że się rozdzielają - ...uważajcie na siebie. - dokończyła cicho.
- To ssobaczenia - rzucił modliszkowaty.
- Idę z wami. - Rzucił jeszcze kaduk. - Jeśli idziemy do Mechanusa, to znaczy, że będzie trzeba wypełnić mnóstwo papierkowej roboty, bądź też wbić się tam siłą. Czego byście nie chcieli uczynić, przydam się wam. - Jego oczy rozbłysnęły kasztanowym dymem.
- Możnaby... Możecie spróbować dostać się na Mechanusa przez Guwernatów. Stowarzyszenie Porządku ma tam swoją siedzibę, więc... zna pewnie portale, które ominą Automatę. - wtrącił dotąd milczący Tivaldi po chwili namysłu. Wzruszył ramionami. - Tylko... tym razem cicho sza, w mojej kwestii. Oni mnie nie lubią i to bardzo.
- A iesst ktoś ktho cię loobi? - spytał thri-kreen.
- Wolna Liga i Czuciowcy... jeśli chodzi o Frakcje. - wyjaśnił Tivaldi wzruszając ramionami. - Jeśli musisz wiedzieć.
- Wolna Liga to ledwo frakcja, a Czuciowcy lubią wszystkich. - Uśmiechnął się to znów kaduk.
- Cóóż... ja za Frakcjami też nie przepadam. - odparło diablę. - Więc niechęć jest obopólna.
- Ich jest więcej. - Dodał konstrukt niby przypadkiem wtrącając się do tej wymiany zdań.
- Ich jest więcej. - potwierdził Tivaldi, dodając z niechęcią w głosie. - I każda z nich bardziej pokręcona od poprzedniej. I każda ma fanatyków zaślepionych ich... teoriami. Tak, jest ich więcej.
- Właśnie! Frakcje! - genasi zdawał się nie zauważać, że przerwał ważną wymianę zdań. - Przecież.. one muszą się tym interesować. No i Moce... chyba któreś chcą chyba wiedzieć.. co się dzieje. Chociaż w ich sferze - alchemik nie wiedział właściwie jakie bóstwa mieszkają w Mechanicznej Nirwanie, ale był pewien, że jakieś. - I.. noo.. nie.. nie podoba mi się.. to całe rozdzielanie - dodał ciszej i jakby ze wstydem w głosie.
- Tho czassamhmi konieczne - rzekł spokojnie thri-kreen, jakby tłumaczył oczywistości małym dzieciom - - Ssapefniamhm fass ietnak, że sspotkamhmy ssię rychło w Ssigil
- Czyli... zadecydowane, tak? Idziemy do tego portalu do Sigil? - mruknął Ydemi zeskakując z rąk Faerith.
- Oczyfiście - przytaknął modliszkowaty.
- No to za mną... Po odprowadzeniu was, wracam tutaj. - rzekł kot ruszając przodem. - Sigil i tak już nie pamiętam, więc marny byłby ze mnie przewodnik.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 25-07-2013, 22:30   #137
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdzielili się ponownie.


Tym razem Faerith, Thaeir oraz Mira Greenhollow i Tivaldi podążali w kierunku osiedla avarieli. Prowadził ich młody wemik, wielce dumny z przeznaczonej mu roli. I jeszcze bardziej dumny z faktu, że półelfka chętnie z nim rozmawiała i że zwrócił jej uwagę. Ku niezadowoleniu samego diablęcia.
Niemniej Faerith robiła co chciała, a wemik wiózł mirę i towarzyszącego im małpiego przewodnika.
I odpowiadał na każde pytanie półelfki. Nazywał się Krassus i był młodym łowcą, który dopiero nie dawno przeszedł rytuały męskości. Jeszcze nie szukał partnerki do związku, ale miał już plany.
Oprócz wemika interesujący był obiekt do którego zmierzali. Drzewo.
Wyłaniające się z trawiastej równiny drzewo było olbrzymie... gigantyczne wręcz.


Potężna leśna struktura w której to i na której zbudowano miasto. Wokół owego olbrzymiej rośliny wyrastały kolejne drzewa … zapewne dzieci giganta pośrodku.
Awanturnicy jeszcze nie dotarli w pobliże tej olbrzymiej roślinnej struktury, a już się czuli mrówkami.
Nad owym drzewem latała chmara owadów... które, im bliżej byli drzewa, tym mniej do owadów były podobne. A bardziej do niebian z którymi drużyna zetknęła się Celestii. I właśnie około dwudziestu takich istot leciało w kierunku drużyny.
By po chwili wylądować przed nimi. Były to skrzydlate elfy, lekko opancerzone i lekko uzbrojone.
Widok wemika w drużynie sprawił, że nastawieni byli przyjaźnie.


Jeden z nich wyszedł przed szereg i rzekł.-Witacie szlachetni podróżnicy, życzymy wam dobrych dni i przyjemnych podróży w waszej wędrówce przez Krigalę. Jestem porucznikiem skrzydła i na imię mi Estejan Estiss z al karak elam i jestem dowódcą tego oddziału. Chciał zaprosić waszą grupkę do Ilifar na wietrze, miasta w którego zdążacie i zaproponować swą eskortę. Oczywiście, jeśli będziecie tak mili i wyjawicie powód waszej podróży do naszego miasta.


Zgodnie z planem Ydemi zaprowadził pozostałą część drużyny do portalu do Sigil. Była to dość mała jama, przez którą trzeba było się przecisnąć na czworaka. Najtrudniej miał z tego powodu Kreator Efemery. Pik-ik-cha i Skelerak poradzili sobie dość łatwo, choć trzeba przyznać że nie był to szczególnie udane dotarcie do Sigil... na czworaka i miaucząc przy przechodzeniu.Niemniej trafili do Sigil i to wprost


do dzielnicy Pani. Znacznie szersze główne ulice i mniejszy tłok sprawiał, że ta dzielnica wydawała się wyjątkiem od ciasnych i zatłoczonych uliczek reszty miasta. Niemniej poza nimi Dzielnica była taka sama jak inne. Alejki pełne były ostrych narożników, ze światłami bijącymi z głęboko osadzonych okien. Znajdowało się tu dobre pół tuzina publicznych wież zegarowych na placach, z czego wszystkie chodziły naprzód i do tyłu, od szczytu do przeciwszczytu.
Dotarli do Sigil, ale przecież to był ich przystanek w drodze do Mechanusa i siedziby modronów. Czy mieli za radą Tivaldiego spróbować znaleźć pomocy u Stowarzyszenia Porządku?


Wszak Rada Miasta, budynek który był ich siedzibą w Sigil znajdował się w pobliżu. O czym dobrze wiedział Skelarak. Tyle... że jak ich skłonić do pomocy ?
Mogli też wykorzystać znany sobie portal do Automaty i tamtędy przejść na Mechanus. Zapewne istniały też i inne możliwości. Wszak Sigil było miastem pełnym portali i możliwości.
Tyle, że inne nie były tak oczywiste jak te dwie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-07-2013 o 11:20.
abishai jest offline  
Stary 03-08-2013, 10:23   #138
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Post wspólny
Sigil
Dyskomfort jaki musieli znieść podczas w najmniejszym stopniu nie wpłynął na konstrukta. Za to konieczność podjęcia decyzji już tak. Rozważał najbardziej efektywną, z punktu widzenia logiki, drogę, jednak nie mógł się zdecydować.
- Oczywistym wyborem wydaje się portal do Automaty, jednak tylko pozornie takim jest. - Kreator postanowił podzielić się problemem i zasięgnąć rady modliszki który wykazał się już wcześniej umiejętnością racjonalnego myślenia. - Wszak Stowarzyszenie Porządku może być w posiadaniu informacji o drodze szybszej i prowadzącej bliżej celu. Tylko czy nie stracimy zbyt wiele czasu na uzyskanie owej informacji?
- Dostanie się do siedziby modronów a dostanie się do miasta-bramy Mechanusa to dwie różne rzeczy. - Szybko zareagował kaduk. - Jeśli Guwernanci posiadają informacje o portalu prowadzącym bezpośrednio do Planetarium Modronów, Katedry, Wieży Primusa bądź chociażby na Regulusa, to i tak jest to lepsze wyjście niż mieć nadzieję, że trafimy do siedziby Modronów z wejścia do sfery. - Popatrzył się w kierunku fluorescencji nieba Sigil; jego oczy rozjaśniały i zapłonęły amarantynowymi językami ognia, następnie kontynuował. - Fakt, z Automaty na pewno jest prosty portal do przynajmniej Katedry Modronów, ale pomyśl ile czasu stracisz na wypełnianiu papierów w tamtejszych rządach. Guwernanci, a już szczególnie ci w Sigil, nie są tak radykalni i tu szybciej trafimy na taką informację. - Uśmiechnął się do Kreatora. - Proste, a tak?
Modliszkowaty słuchał słów diabła i głęboko się zastanawiał.
- F soommie ssależy namhm, na tymhm aby ssainteressofac mhmotronamhmi, iak naifięcei ossoob, ieśli iesszcze o nich nie fietzą. Tho Sstofarzysszenie Porzątkoo fytaie się być otpofietnimhm mhmieisscemhm. Przy naimhmniei na początek. Ssproobooimhmy ssię czegoś ot nich tofietzieć, a cho bętzie pooźniei tho się okaże. Zafssze mhmożemhmy ssproobofać iśc przez Aootomhmatę. Papierki ietnak mhmogę być oociążlife.
- Z twych słów wynika iż możesz nas poprowadzić - konstrukt zwrócił się do diabła - zatem podążymy za twoim przewodnictwem.
Nie chętnie, ale thri-kreen musiał się zgodzić ze stwierdzeniem Konstrukta. Spojrzał wymownie na diabła i czekał, aż ten ruszy, by ich poprowadzić.
Wokół budynku Rady Miasta kłębiło się sporo ciężkozbrojnych typków chodzących parami lub wielokrotnością dwójki. Na ich lśniących zbrojach, Skelarak zauważył i rozpoznał symbole

Harmonium. Tutaj nie wypadało rozrabiać, zwłaszcza że Rada Miejska pełniła rolę sądu... o czym Skelarak też wiedział. Jednym słowem... wszelkie zamieszki zostałyby tu szybko spacyfikowane, a ich sprawcy jeszcze szybciej osądzeni. Pocieszającym faktem jednak było to, że osądzone prawdopodobnie sprawiedliwie... prawdopodobnie.
Budynek Rady Miejskiej robił olbrzymie wrażenie, zarówno z wewnątrz jak i od środka, jednak dzielni bohaterowie nie przybyli tu zwiedzać, a w konkretnej sprawie. Nie oni jedni.
W środku kłębili się petenci, adwokaci... mnóstwo dobrze ubranych krwawników z papierami pod pachami. Wchodzący i wychodzący, gadający, rozważający... harmider.
Skelarak domyśliał się że uliczni klatkowicze nie mają szans na spotkanie z samym faktonem, ani nawet z pomniejszymi faktorami Stowarzyszenia Porządku, ale przecież nie musieli sięgać tak wysoko. Wystarczyłby ktoś ze średniego szczebla Guwernatów.
Thri-kreen rozejrzał się wokół i pokręcił zniechęcony głową. jego czułki wyłapywały przeróżne feromony. Podniecenie, zdenerwowanie, niecierpliwość, a nawet strach. Od nadmiaru emocji i zapachów, aż bolała go głowa. Spróbował wypatrzeć kogoś, kto mógłby im pomóc. Kogoś kto wyglądał na osobę zorientowaną w tutejszych porządkach, a jednocześnie umiejącą je obejść.
Jednocześnie powiedział do swoich g (członków stada)
- Fyglata na tho, że tho nie betzie tak prosste iak mhmyślałemhm. Iakieś pomhmyssły?
Wśród mieszaniny zapachów, jedna woń była wyraźna... głównie dlatego, że całkowicie odróżniała się od nich. Nie było w niej strachu, ni gorączkowości, ni gniewu czy niepewności.
Był spokój, opanowanie i duża kapka ciekawości. Woń pochodząca od małej istotki przypominającej krasnoluda, wychudłego na wiór i mizernie małego krasnoluda... gdyby one miały włosy (Choć ponoć tutaj miały!).


Ów osobnik dodatkowo był ekscentrycznie ubrany i zajęty badaniem czegoś przed szkło powiększające.
- Fitai - rzekł thri-kreen zbliżając się do nieznajomego - Iesstem Pik-ik-cha, thri-kreen łofca i posszookifacz ssagionionych śfiatoof. Potrzebooie pomhmocy, a thy fyglątassz na kogoś ssorientofanego w tooteisszych porzątkach.
-Co mówiłeś? Jakiej znów pomocy?- spytał osobnik zerkając na modliszkowatego.-Jeśli jesteście pierwszy raz w Radzie Miasta, to przy bramie jest paru usłużnych Guwernatów, którzy wskażą wam drogę, jeśli szukacie pomocy prawnej, to... nie takimi prawami się zajmuję.
- I tlaczego iesssteś opryssklify? - syknął groźnie modliszkowaty - Czy ia cię obrassiłemhm? Sa grossz kooltoory nie mhmassz. Nafet ssię nie przetsstafiłeś, chamhmie.
-Och...kultura. No tak. Zapominam o niej, gdy jestem zajęty badaniami. Reguły grzeczności są jednak dość różne...- odparł niski osobnik pocierając dłonią krótką bródkę.-...i niejednoznaczne niestety. Gesty, ton głosu... można różnie interpretować. A więc jestem Leordius “Nutcracker” Philipold Mesmerstick... tak w skrócie.
- Taaa.... - westchnął thri-kreen -- A iesstemhm Pik-ik-cha, tak w skroocie. Potrzebooie tosstać ssię to ietnego z goofernatoof. Mhmamhm bartzo pilną ssprawfę. Mhmożna by rzec fażna tla całego fieloświatoo. Mhmotrony osszalały, tak w sskroocie.
-Tak w skrócie... Hmm... a które Modrony?- zastanowił się Leordius.-Którym to się śrubki poluzowały?
- Fsszysstkie - odparł krótko modliszkowaty.
-Dziwne... myślę, że ktoś by zauważył, gdyby wszystkie Modrony oszalały.- nie wydawał się za bardzo przekonany.-Aaaa... jakież są objawy tego szaleństwa?
- Ssapefniamhm cię, że fsszysstkie i fiele ossoob, tho potfiertzi. Ssaczęło ssię ot Aootomhmaty. Ssmhmieniły trassę ich otfiecznego mhmarsszoo i ssnisszczyły ssporo bootynkoof. Pooźniej była Celesstia i ta ssamahm hisstoria. Terass ssą na ssiemhmiach Besstii i snnofoo tho ssamhmo. Na totatek nie tocieraią to nich żatne logiczne argoomenty. Mhmooi g (członek stada) proobofał z nimhmi rossmhmafiać, a przecież on też iesst taki iak one - zakończył thri-kreen i wskazał Kreatora stojącego pod ścianą.
-Nie. On nie jest taki jak one. A zachowanie Modronów, choć dziwne to jednak nie świadczy o szaleństwie. Marsz zawsze czynił jakieś szkody na swej drodze... zwłaszcza tam, gdzie nie dawało się zawrzeć umów, bądź... nie było z kim zawierać. A to że się nie można dogadać z nimi, nie jest rzeczą dziwną.- wzruszył ramionami.
- Tylko ohne łamhmią oomhmofy iooż ssafarte. - próbował wtrącić thri-kreen.
-Marsz rzeczywiście wyruszył za wcześnie, ale... wyjątki potwierdzają regułę. A Marsz Modronów to ledwie ułamek całej liczby tych stworzeń.- wzruszył ramionami Leordius.
-Ty tho chyba mhmiałeś z nimhmi kontakt, cho? Gatasz tokłatnie, iak one. Komhmpletny bessens. - wysyczał roześlony Pik-ik-cha - - Sskro fyroosszył ssa fcześnie i nisszczy fsszysstko, cho napotka po trotze, tho ssnaczy, że coś ieasst nie tak. Ieżeli łamhmią ssafarte oomhmofy i tepczą ssoiuussze, tho ssnaczy, że coś iesst nie tak. Ieżeli nie tocieraią to nich żatne logiczne argoomhmenty, tho ssnaczy, że osszalały te cholerne pootła. Prafta? Fsskaż mhmi ssatemhm kogoś, kto oceni pofażnie ssskalę problemhmoo.
Kreator słuchał i rozmowy modliszki i rozglądał się analizując swoje otoczenie. Zbyt wiele praw i nie wszystkie w zgodzie ze sobą. “Może to miejsce służyło prawu, ale czy służyło też logice?” Wszak modrony dalej przestrzegały swych praw, a jednak pozostawały ślepe na argumenty rozumu. ”Czy zbyt wiele praw zbyt wiele porządku może doprowadzić do chaosu?” Zaczynał sądzić, że jest to możliwe.
- Modrony nie podążają już za logiką, pozostało im tylko prawo. - Niespodziewanie dla siebie wypowiedział te słowa na głos. I Jeszcze przez chwilę potem wsłuchiwał się w ich brzmienie, zupełnie tak jakby to nie on je właśnie wypowiedział.
-Coś wam się wyraźnie myli. Ten budynek to sąd Sigil, rozpatrywane są tu przestępstwa popełniane w mieście... przeważnie.- osobnik spojrzał po obu stworzeniach.- A wy... właściwie wiecie czego chcecie? Nikt bowiem nie ma władzy nad Modronami Regulusa, by ich osądzać. A tym bardziej ten Marsz. Po co tu właściwie przyszliście, bo poza obrażaniem mnie... Guwernata, nie określiliście jasno swych potrzeb. Z jaką sprawą przybywacie tutaj, poza oczywiście teorią że modrony oszalały,mniejsza o jej prawdziwość.
- Itziemhmy sstąt - syknął thri-kreen - Iakoś nie mhma ochoty na przekonyfanie koleinego opornego na logikę i argoomhmenty, ssaślepionego przes iakieś tzifne prafa gościa.
Jednak te słowa dały do myślenia modliszkowatemu.
- Ssskoro iesst tho ssąt, trzeba posszzookać gtzie intziei. Tziękooiemhmy ci ssa pomhmoc - zwrócił się do małego jegomościa - - Byłeś niessfykle oozyteczny, o sskarbnico mhmątrości. Byfai
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 06-08-2013, 10:51   #139
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Skelerak znalazł niskiego człowieczka o pryszczatej twarzy i lekko zaokrąglonym brzuszku ubranego w wyświechtaną liberię służącego, z naszytym na ramieniu znaku Stowarzyszenia Porządku, udzielającego dwójce trepów informacji dokąd się mają udać ze swą skargą. Zauważywszy Skeleraka spytał się z urzędowym uśmiechem na obliczu.- W czym mogę pomóc obywatelu klatkowiczu?
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnął się, gdy jego źrenice mignęły jasnym cyjanem. - Me imię to Skelarak Saesurdi Toskarti Meno... - Przedstawił się, podając rozmówcy dłoń. - Czy jest szansa, iż podzieliłbyś się ze mną informacją na temat tego w jaki sposób można się dostać do Regulusa, najlepiej jak najbliżej Primusa? Znalazłem się w dość głupiej sytuacji i potrzebuję przetransportować tam dwójkę sferowców, dodając mnie, ale nie znam żadnego portalu.
-Ja też nie... A na pewno nie na Regulusa. Ja tylko udzielam porad co do publicznej części tego budynku. Znaleźć portal do siedziby Primusa... ambitne. Wiesz ile brzdęku byś zarobił, za takie przejście?-odparł rozentuzjazmowany młodzik i wzruszył ramionami.-Poradziłbym ci udać się do Automaty, może niezbyt szybko, ale w dostaniesz się na Mechanusa. A jeśli tam będziesz, to radzę dotrzeć do Delon - Estin Ori, pytaj Freda Zgrzytacza. Osiedlił się tam, odkąd jego żonę Łaskobójcy ukarali zgonem. Powołaj się na Ricka Zwichrowanego... Może pomoże.
- Zatem dzięki ci, dobry panie. - Odparł. - Życz mi szczęścia z tamtejszymi papierami. I życz mi atramentu. - Rzucił po raz ostatni, po czym skierował swe kroki ku dwóm personom, z którymi tam przybył.
 
Ghoster jest offline  
Stary 06-08-2013, 11:54   #140
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Półelfka zmierzyła sylwetkę skrzydlatego elfa dyskretnym spojrzeniem i spłoniła się lekko widząc, że jest niemal nagi... i całkiem dobrze zbudowany. Gdy zapytał o cel ich wizyty, wyszła naprzód i dygnęła, żałując, że nie ma na sobie sukni. Uśmiechnęła się do porucznika i odpowiedziała, rzucając mu spod długich rzęs przeciągłe, smutne spojrzenie.
- Witaj, dostojny Estejanie Estissie. - odruchowo założyła włosy za uszy, pokazując ich spiczaste zakończenia - Jestem Faerith, Półelfka z ludu Qualinesti i przybywam prosić Was o pomoc... - westchnęła, lekko skłoniwszy głowę - Od Thrallspur wiemy... - tu zerknęła na towarzyszy - ...iż wemikowie pomogli Wam ocalić monumentalne Ilifar na wietrze przed zniszczeniem, które mogło nastąpić, gdyby przez te ziemie przeszedł Marsz Modronów. Jednak raz zepchnięte ze swojego szlaku, zostały ostatecznie zmuszone do podążania w górę rzeki, zanieczyszczając ją swoimi wydzielinami. Zanieczyszczenia zbierają się w jeziorze zamieszkanym przez nimfę Alisiphone, która umiera, nie mając czystej wody. - znów westchnęła, spoglądając tym razem prostow oczy elfa - Jednak im dłużej modrony przebywają w rzece, tym więcej zanieczyszczeń trafia nie tylko do jeziora, ale też do gleby i wód podziemnych, zatruwając całe Ziemie Bestii... Otrzymaliśmy błogosławieństwo Pani Kotów, Pana Małp i Leśnika... a także pomoc i wsparcie ze strony psów i wemików. Psy zgodziły się wstrzymać Marsz, by dać nam czas na znalezienie pomocy, jednak nie potrwa to już długo. Thrallspur zaś zgodziła się pomóc pod warunkiem, że Wy, szlachetni mieszkańcy Wietrznego Miasta, wyrazicie na to zgodę... dlatego też przybyliśmy błagać Was o pomoc. Chcemy spróbować przeprowadzić Marsz przez te ziemie tak, by mogły powrócić na pierwotny szlak swej wędrówki, ale też tak, by nie dokonały żadnych zniszczeń. - mimowolnie spojrzała na sięgające nieba drzewo, a w jej oczach odbił się zachwyt. Ledwie nad sobą panowała, czując przemożny zew tego miejsca... miała ochotę wspiąć się na najwyższą gałąź, by poczuć wiatr we włosach i promienie słońca na skórze... i soki płynące od korzeni aż po końcówki liści. Miasto na drzewie nie było dla niej nowością... ale tęsknota za domem w cieniu Ilifar stawała się zbyt dojmująca, sprawiając, że oczy zrobiły jej się lekko wilgotne.
Mira rada była, iż to nie ona rozpoczęła dialog z avarielami, tylko ktoś w kogo żyłach
płynęła elfia krew, mniej lub bardziej. Gnomka nie darzyła sympatią elfów, głównie przez poznanie tych pochodzących z Ysgardu i ich swoistego poczucia honoru i pogarda dla niedoskonałości.
- W takim razie, czujcie się... mile widziani w naszym Ilifar na Wietrze, naszym nowym domu. - rzekł w odpowiedzi Estejan, kłaniając się drużynie. - Szlachetni goście, proszę was jednak o oddanie pod naszą opiekę oręża i wszelkich środków do rozniecania ognia, lub przedmiotów mogących ogień zaprószyć. Nasz nowy dom jest mało odporny na płomienie. Zapewniam też, że jako naszym gościom, nie spadnie wam włos z głowy. Przeciwnie... wręcz zadbamy o wszelkie wasze wygody. A o powodach waszego przybycia zostanie powiadomiony nasz władca, książę Allarien.
- Dziękuję za tak serdeczne powitanie. - Faerith jeszcze raz skłoniła głowę - Jednak nie wygód nam trzeba, a pośpiechu. Psy pozwolą modronom ruszyć już za godzinę... więc błagam, by szlachetny książę raczył przyjąć nas jak najszybciej. - odpowiedziała, podając strażnikom swój łuk i kołczan, a także krótki miecz, który zwrócił uwagę tygrysołaka i nóż po ojcu i dając pozostałym znak, by zrobili to samo.
- Jestem pewien, że książę weźmie pośpiech pod uwagę szlachetna niewiasto. - odparł uprzejmie avariel, kłaniając się. - Aczkolwiek książę ma wiele pilnych obowiązków na swej głowie. Niemniej postaramy się, by oczekiwanie nie było ani długie, ani nużące.
- Dziękuję. - półelfka z uśmiechem odpowiedziała kolejnym ukłonem, tym samym kończąc powitalne uprzejmości.
- Nie ma szans, na jakiś rodzaj... transportu? - wtrącił Tivaldi zerkając w kierunku siedziby avarieli, będącej wciąż daleko.
- Obawiam się, że nie... my, urodzeni ze skrzydłami, nie mamy potrzeby posiadania takiego transportu. Kiedyś mieliśmy pegazy, ale... nie udało nam się przenieść wystarczającej ich liczby do rozrodu, a tutejszych nie chcemy łapać i niewolić. - wyjaśnił Estejan, rozpraszając wszelkie nadzieje diablęcia na darmową podwózkę.
- Eeee.. tam... długie marszruty poprawiają kondycję. - odparł wesoło wemik. Robar nic nie rzekł. Małpiszon jechał bowiem na grzbiecie Krassusa.
- Długie marszruty mają też to do siebie, że są długie. A nam zależy na czasie... - odpowiedziała mu półelfka, po czym zwróciła się do elfa - Może więc szlachetny Estejanie pozostawisz nam jedynie przewodnika, byśmy nie zgubili się między drzewami? Być może dostojny książę Allarien zdąży w czasie naszej wędrówki zakończyć najpilniejsze sprawy i będzie mógł poświęcić nam kilka chwil swego cennego czasu... - dodała z nadzieją w głosie.
- Ależ zrobię więcej... odeskortuję was na miejsce. - rzekł w odpowiedzi avariel. - Jesteście naszymi gośćmi, moim obowią... nie... moim przywilejem, jest zadbać o wasze bezpieczeństwo. - i skinął głową ku jednemu ze swych przybocznych. - Belthenorze... leć natychmiast do księcia, powiadom go o tym co tu widziałeś i słyszałeś.
Skrzydlaty elf skinął głową przykładając prawą pięść do lewej piersi. Po czym odleciał zaraz po pozdrowieniu.
- Bardzo... kwiecisty. - mruknął do siebie Tivaldi.
Faerith z trudem zapanowała nad sobą, by nie parsknąć śmiechem na te słowa. Rzuciła diablęciu karcące spojrzenie, po czym ruszyła naprzód, przyciągana przez Ilifar na Wietrze...
Babcia niechętnie rozstała się z swoim składanym sierpem, bądź co bądź równie dobrze można było nim ciąć zboże, jak i jakiegoś trepa. Uprzejmość skrzydlatych elfów budziła podejrzliwość staruszki.
- A macie w zwyczaju z waszej wspólnoty wyrzucać współplemieńców, który aby zranił się, czy pobrudził? - łypnęła okiem na Estejana.
- Och... nigdy. Jesteśmy bardzo zżytą ze sobą społecznością. - wyjaśnił krótko avariel zaskoczony jej pytaniem. - A właściwie dlaczego o to pytasz?
- Właściwie.. chyba lepiej.. żeby.. nie odpowiadała. Lepiej.. dla.. wszystkich. - wtrącił łamiącym się tonem głosu Thaeir.
- Estejanie... - idąca z przodu i zapatrzona w drzewiasty kompleks Faerith zdawała się nie do końca wiedzieć, w jakim kierunku zaczęła się rozwijać dyskusja - ...czy byłbyś tak uprzejmy i opowiedział mi coś więcej o Ilifar na Wietrze? Pierwszy raz widzę tak wspaniałe drzewo, a przecież wychowałam się w mieście na drzewach. Skąd pochodzicie? W jaki sposób nadaliście miastu tak wspaniały kształt? Ile ma lat? - półelfka zarumieniła się lekko i zamilkła nagle, zdając sobie sprawę, że zasypała strażnika pytaniami, zapominając przy tym o połowie zasad, jakie wpajano jej na lekcjach etykiety.
A odciągnięty w ten sposób od Babci, avariel zaczął opowiadać.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172