Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2013, 21:58   #101
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack


[MEDIA]http://fc03.deviantart.net/fs45/i/2009/059/3/c/Cave_by_eWKn.jpg[/MEDIA]

Helfdan i Jagoda szybko zabrali się za badanie jaskini, która z pewnością była zamieszkana - głównie przez pająki. Wielkie jak męska dłoń (albo i większe), biegały po skałach bardziej zainteresowane niż przerażone nagłym pojawieniem się światła i nowych drapieżników. Ich wygląd zdecydowanie nie zachęcał do sprawdzania czy są jadowite. Ślady jednego orka biegły na południowy zachód, do korytarza, z którego delikatnie czuć było wilgoć; drugiego na północny zachód - ten zielonoskóry był ranny, trop znaczyły krople krwi, którymi natychmiast zainteresowały się arachnidy.

Ku rozczarowaniu półelfa podłoże było na tyle twarde i mało zróżnicowane, że nie odnalazł tropów innych stworzeń. A może po prostu ich tutaj nie było - przynajmniej takich, które mogły odbić swą stopę, łapę lub pazur w kamieniu. Miał wrażenie, że coś się tędy przemieszczało, ale co? kiedy? jak duże? - tego nie potrafił określić. Nie znalazł ani odchodów, zapachów, ani fragmentów futra, łusek czy piór. Mógł polegać jedynie na swoim szóstym zmyśle i doświadczeniu tropiciela, a te wyły na alarm.

Niziołka zaś odkryła dwie niewielkie jaskinie przylegające do miejsca ich lądowania. W jednej były resztki leża, w którym może umościłby się Tor i wyschnięte kości jakiegoś szczuropodobnego ssaka. Obejrzała sobie jeszcze popiersie ogrzego maga, który stanowił teraz wątpliwą ozdobę tej starej jaskini. Jedyne co zwróciło jej uwagę to zwisający mu z szyi klejnot. Zwabiona błyskiem pięknego kamienia, szybko odgięła ściskające go palce i schowała do sakiewki.

Poza tym jaskinia… cóż, nie stanowiła wybitnego dzieła natury. Trochę stalaktytów i stalagmitów przeszkadzało w chodzeniu; jeden stalagnat stał w pobliżu “mokrego” korytarza. W najdłuższym miejscu kawerna miała około 15 metrów, w najszerszym 8. Sufit ginął w mroku. Od czasu do czasu gdzieś kapnęła kropla wody, lecz miejsce było generalnie dość suche. Znikąd nie było słychać szumu wody - źródło mokrego zapachu było więc albo daleko, albo było wodą stojącą. Tropiciel odpalił pochodnię i sprawdził wloty wszystkich korytarzy, lecz przy żadnym ogień nawet nie drgnął; wszędzie było czuć to samo stare, zastane powietrze.

Po krótkiej dyskusji na temat sensu rozdzielania się, z uzbrojoną w słoneczny pręcik Jagodą drużyna ruszyła w głąb korytarza, który dawał obietnicę źródła wody. Gahnawek liczył na podziemną rzekę - może nawet taką, która wyprowadzi ich na zewnątrz. Wędrówka trwała dość długo - może godzinę, może pół; pod ziemią ciężko było określić czas. Korytarz był przestronny i suchy; dopiero po jakimś czasie z sufitu zaczęły skapywać krople wody, a na skałach pojawił się brązowawy, śluzowaty nalot. Oddzialik minął trzy odnogi (dwie w prawo, jedną w lewo); nic nie wskazywało na to, by ork w którąś skręcił. Helfdan cały czas uważnie lustrował otoczenie, ale nie znalazł śladów obecności żywych istot - nawet pająki, których kilka zauważył w grocie lądowania, tu nie występowały wcale. W końcu kapanie przybrało na sile, helfdanowa pochodnia się dopaliła i kompania dotarła do obszernej kawerny, niemal w całości wypełnionej przez jezioro - resztę miejsca zajmowała skromna, kamienista plaża. Woda była czarna jak atrament - wydawała się pochłaniać odbijające się w niej magiczne światło. Nie wyglądało na to, by dopływała lub wypływała stąd jakaś rzeka; jedynie po drugiej stronie jeziora widać było kolejny tunel wznoszący się łagodnie. Ślady orka były wyraźnie odbite na wilgotnej skale, po czym na krawędzi wody zniknęły.

Triel zadrżał, gdy zimna kropla rozbiła się o jego odsłonięty kark. Odwrócił się nerwowo, by sprawdzić, czy nic za nimi nie czyha. W ciemności trudno jednak było dostrzec cokolwiek poza własnym nosem. Jeszcze raz przeszły go dreszcze, gdy wrócił wzrokiem do ciemnej toni wody.
Przez chwilę nikt nic nie mówił, łotrzyk postanowił więc przerwać tę nieznośną ciszę.

- Wygląda na to, że albo nasz przyjaciel przepłynął całe jezioro wpław, albo go coś zżarło, albo po prostu utonął – wymamrotał cicho. Jakoś nie miał specjalnej ochoty zbliżać się do brzegu.
- Za dużo tego albo... - stwierdził Gahnawek i cisnął dwoma kamieniami w taflę jeziora. Żałował, że nie mają żadnej przynęty. Choć… spojrzał przelotnie na Jagodę. “Ciekawe, czy niziołka potrafi pływać”, przemknęło mu przez myśl.

Wrzucone przez przemytnika kamienie utworzyły na wodzie koncentryczne kręgi. Przez moment całe jezioro było w ruchu, połyskując w świetle pochodni, po czym znów znieruchomiało. Echo plusku jeszcze przez chwilę brzmiało wszystkim w uszach.

Jagoda z zadumaną miną przyglądała się czarnej, nieruchomej tafli, a potem, zachęcona przykładem Ganhaweka, znalazła sobie nieduży, płaski kamień i ze skupieniem puściła “kaczkę”. Kilkakrotny plusk dał znać, że sztuczka się udała. Dziewczyna aż klasnęła w dłonie z uciechy; suchy dźwięk rozniósł się po jaskini dudniącym echem, aż przestraszona Jagoda skuliła się, rozglądając się niepewnie dookoła.

Wdrapała się więc na jakiś większy głaz, i przycupnęła na nim, oceniając wzrokiem odległość od drugiego tunelu. Ze trzydzieści metrów jak nic; może nawet więcej.
- No! Z głodu nie umrzemy, mam haczyk na ryby! - obwieściła zadowolona, machając nogami nad ziemią. Po chwili dodała poważniej – Trzeba by przeciągnąć linę na drugą stronę… Albo dorzucimy… albo ktoś będzie musiał się pomoczyć! - w jej oczach zalśniły psotne iskierki.

Helfdan uważnie przyglądnął się tafli wody. W poszukiwaniu czegokolwiek… śladów podwodnego nurtu czy pozostałości po orku czy czegoś innego... szczątków ubrania czy ciała, fal czy innych załamań powierzchni podwodnego jeziora. Bez pośpiechu. Spokojnie. Bardzo dokładnie. Następnie podszedł do kamyków tworzących małą plażę. W poszukiwaniu innych tropów niż te pozostawione przez ściganego. Przykucnął i przyjrzał się… czy coś nie wyłaziło stamtąd… lub czy kiedyś już nie właziło. Jeśli coś… to jak wielkie. Prócz orczych śladów nie znalazł jednak nic - jedynie wilgoć wody.

- Jeżeli coś tu żyje to pewnie za często nie musi jeść mięcha… bo coś mi się wydaje, że często tutaj zwiedzających nie ma. Obserwujcie wodę. - zwrócił się do reszty podając najbliższej osobie pochodnię. Sam zaś zbliżył się do podziemnego jeziora. Wziął na dłonie wodę. Zastanawiała go ta nieprzejrzystość. W końcu skały nie były smoliście czarne a tego typu wody są czyste. Powąchał. Popatrzył czy coś w niej nie pływa. A potem ostrożnie wszedł. Chciał sprawdzić głębokość i szybkość z jaką opadało dno. Nie zamierzał się wykąpać cały, nawet jajek nie chciał sobie zmoczyć. Dlatego wszedł parę kroków tak by mu buty ledwo przykryło. Potem zaś zmacał dno sejmitarem. Chwilę tak postał obserwując czy coś się zmienia. Narobił trochę plusku i ruchu. Odczekał czy jednak coś. W pewnym momencie ciecz wydała mu się dziwna, gęsta jak galareta.

Ułamek sekundy później “woda” zacisnęła się wokół jego kończyn oraz ręki; tropiciel szarpnął się całym ciężarem w tył, ale "jezioro" trzymało mocno. Stopy paliły jak włożone do ogniska; z bólu pociemniało mu w oczach.

Gahnawek widząc, że z tropicielem jest coś nie tak, podbiegł do niego szybko by wyciągnąć go z wody. Zdążył tylko chwycić go za rękę, gdy i jego stopy objęła czająca się w jeziorze istota, raniąc i więżąc tak samo jak półelfa.
Helfdan zawył z bólu. Poczuł się jakby w imadle. Jakby do butów ktoś zaczął wlewać mu żrącej cieczy… i chyba coś w tym było, bo nogawki spodni już zaczęły się rozpuszczać. Spróbował się bezskutecznie wyrwać.

Rzućcie mi cholerną linę! - krzyknął do najwyraźniej zaskoczonej obrotem spraw drużyny. Sam zaś wyjętą z zasobnika i odpieczętowaną fiolkę wylał na galaretę obok uwięzionej ręki. Liczył, że kwas jakim ją poczęstował nie będzie dla tego cholerstwa przyjemny. Faktycznie, plama zadrżała i wybrzuszyła się, ale nie puściła zdobyczy; przeciwnie - ruszyła do przodu jak rosnąca powoli czarna fala.

Triel rozszerzył oczy w szoku widząc reakcję półelfa. „Woda” przylgnęła do kostek i wyciągniętego sejmitaru mężczyzny, uświadamiając wszystkim, że bestia, na którą czekali wcale nie musi czekać w jeziorze, posilając się świeżym truchłem orka, a może być samym jeziorem.

Szybko odsupłał zawiązaną przy plecaku linę i rzucił jeden koniec w kierunku wyciągniętej dłoni Helfdana. Dobrze, że nie wszedł głębiej w ciemną masę. Pólelf był już zajęty walką; zresztą od liny odgradzał go Gahnawek, lecz Viseńczyk zdołał uchwycić rzuconą linę.

Jagoda była zszokowana tak mocno, że zapomniała o swojej własnej linie. Na szczęście Triel miał odpowiedni sprzęt. Włożyła rękę do sakiewki i wyciągnęła alchemiczny ognień, a potem zerwała zębami plombę buteleczki. Przymierzyła starannie; ugotowanie uwięzionych mężczyzn raczej nie poprawiłoby ich sytuacji...i rzuciła podpalony flakonik wprzód, dalej od stojących, mając nadzieję, że ogień wypali w galarecie solidną dziurę, odgradzając ofiary od reszty tafli. Alchemiczna substancja rozlała się po powierzchni, płonąc intensywnie. “Woda” i woda wzburzyły się, po czym czarna fala uniosła się i przewaliła nieco w lewo, dzięki czemu Helfdanowi udało się wyciągnąć poparzoną kwasem dłoń (i nienaruszony sejmitar).
- Ciągnąć, teraz! - ryknął Triel i wszyscy pozostali na brzegu szarpnęli linę.

Tropiciel okręcił rzuconą linę wokół przedramienia i dopiero potem mocno uchwycił dłonią. Tak by mieć pewność, że ratunek nie wyślizgnie się mu z rąk. Nim jednak poczuł szarpnięcie zdołał na pożegnanie chlasnąć magicznym sejmitarem galarecie. Cios wyprowadził dokładnie wprost przed uwięzionymi nogami… a potem siła kilku ramion sprawiła, że się uwolnił. Kisielek go nie utrzymał. Wyrwał się… Czując swobodę ruchów od razu się odczołgał od brzegu.

Jagoda nie brała udziału w pomaganiu ofiarom; przykucnięta na swoim głazie, w skupieniu wślepiała się w zdradziecką taflę, a w rękach trzymała wygrzebany z plecaka drugi alchemiczny ładunek. Miała nadzieję, że cokolwiek czaiło się w głębinach, nie zapragnie nagle wyleźć na brzeg; gdyby jednak tak się stało, była gotowa zareagować, ciskając w brzydala kolejną buteleczką.

- Co to było? - sapnął Triel, pomagając utykającemu Gahnawekowi - Nie wylezie na nas?

Odpowiedź przyszła… a raczej wylazła sama. Czarna galareta nie zamierzała łatwo zrezygnować z posiłku - zapewne pierwszego od bardzo dawna sądząc po pustkach w okolicznych korytarzach i jaskiniach. Istota powoli lecz sukcesywnie unosiła się nad powierzchnię wody i sunęła w ich stronę. W mętnej toni - ciele potwora unosiło się ciało orka, odarte już ze skóry i ubrania; mimo krótkiego czasu już częściowo strawione.

[MEDIA]http://fc03.deviantart.net/fs51/f/2009/316/2/b/Slime_mold___Call_of_Cthulhu_by_Shockbolt.jpg[/MEDIA]

- Zbierajmy się stąd. Wodę można zebrać ze skapujących kropel, będzie bezpieczniejsza niż to coś. - Jargo przyglądał się uważnie toni, na tyle na ile pozwalało światło i zamieszanie. - Lepiej sprawdzić czy z którejś odnogi nie dochodzi podmuch, może zaprowadzi nas na powierzchnię. - rzucił szybko, a w ręku trzymał buteleczkę z kwasem, nie miał ich wiele, ale mogła się przydać w tej sytuacji bardziej niż kawał żelaza.
- Noooo! Zabierzcie ich i uciekajcie! - krzyknęła Jagoda, zeskakując z głazu - Mam trochę ognia, będę was osłaniać! - i dla potwierdzenia swoich słów rzuciła kolejną odpieczętowaną flaszką w pełznącą masę. Galareta zatrzymała się, po czym przelała w bok zamierzając ominąć płomienie. Korzystając z sekundy czasu, zaczęła szukać czegoś gorączkowo w plecaku i w końcu wyciągnęła z niego solidnie wyglądającą butelkę z ciemnego szkła.
- Szybciej, szybciej do korytarza! - ponagliła drużynę, mocując się z korkiem. Na szczęście te przygotowania okazały się niepotrzebne; śluz poruszał się na tyle wolno, że nawet obciążona rannymi grupa zdołała się w miarę szybko ewakuować z zasięgu krwiożerczych galaretek.

Jargo nieco przyśpieszył odwrót. Schował buteleczkę i ocenił kto ma najbardziej poranione nogi, zdawało się że Helfdan. Bezceremonialnie przerzucił ramię Helfdana przez swój kark i ruszył na z góry upatrzone pozycje w celu reorganizacji. Plan był prosty, przynajmniej dla najemnika.
- Do głównej komory, zatłuczemy śluzy ogrem, lub przynajmniej nakarmimy i będziemy tłuc kiedy będzie trawić ścierwo. - rzucił przytłumionym głosem. Jego chwilowy balast wcale nie był taki lekki.

Paladyn przytaknął najemnikowi.

- Sądzę, że to jedyne rozwiązanie… To coś było… - Zamilkł na chwilę nie mogąć znaleźć odpowiednich słów - W każdym razie, nie mamy z nim szans na jego terenie. Powinniśmy się stąd oddalić jak najszybciej i zająć się Helfdanem… Potem ruszymy do głównej komory.

Kiedy tylko odskoczyli na tyle daleko od galarety aby ta znienacka ich nie oblazła tropiciel przysiadł i obejrzał swoje rany. Pomimo iż wyglądało to paskudnie, a bolało co najmniej tak jak by było spalone do żywego mięsa… jednak aż tak źle nie było. Za pomocą magicznej różdżki uleczył siebie i Gaha. W końcu to on pierwszy rzucił mu się na ratunek. Mało rozsądnie… ale taki czyn nie mógł pozostać bez podziękowania. Przebrał tez gacie, paradowanie w krótkich po tych podziemiach ujmowało mu sporo bohaterskości i w mało odpowiednim momencie mogło ujawnić sporo męskości.

Parę tęgich łyków wódki przywróciło mu jasność myślenia. Próbując porozciągać poparzoną dłoń stwierdził. – Trzeba będzie się rozeznać jak zdeterminowane jest to cholerstwo. Jeżeli będzie cały czas za nami lazło to może się to dla nas źle skończyć. Lepiej to ukatrupić nim nie mamy do czynienia z zagrożeniem z tyłu i z przodu… albo podczas snu. My odpoczywać musimy tamto raczej nie.

Było trzech tropicieli… każdy się nadawał do tego zadania. Łącznie z nim.

Ostrożnie lecz w miarę szybko wycofano się do “głównej” komory. Nikomu nie uśmiechał się godzinny marsz powrotny (a najmniej mężczyznom, których nogi zostały nieco nadtrawione), lecz tylko to miejsce dawało jaką-taką gwarancję, że nie wpadną z deszczu pod rynnę… czy też pod inny glut. Jednak dwie godziny to szmat czasu, a zapach krwi rozchodzi się szybko nawet w miejscu, gdzie nie ma wiatru. Gdy zmęczona drużyna dotarła na miejsce, słoneczny pręcik oświetlił...pająka wielkości dorodnego wołu, który metodycznie wlókł wyrwany - czy też wygryziony - ze ściany zezwłok ogra w stronę prawego korytarza. Drobne pajęczaki zagnieździły się już w drugiej połowie trupa; odór krwi i rozdartych wnętrzności wypełniał nieruchome powietrze. W lewym korytarzu, około pół metra nad podłogą połyskiwało kilka par oczu istot, które zapewne czekały na swoją kolej.

Najwyraźniej pomysł miał również swoje wady. Tylko skąd Jargo miał wiedzieć, że te tunele są całkiem rozwiniętym ekosystemem, gdzie większy je mniejszego a mniejszy we śnie podgryza kupą większego. Sięgnął po tarczę i morgensztern, zdawało się że będzie trzeba znowu kilka łbów przetrącić, na tym się przynajmniej znał. Na szczęście Helfdan w międzyczasie zdążył już użyć jakiegoś magicznego cudeńka, więc zasuwał na własnych nogach. - Co tam widać? - zapytał lepiej zorientowanych.

Jagoda, która szła najbardziej z tyłu, wpadła na nogi kolejnej osoby, która zatrzymała się zdecydowanie zbyt gwałtownie jak dla niej.
- No! Jak łazisz, niezdaro! - burknęła, otrzepując się z kurzu - Czemu stoimy? A jak to kisielowo-deserowe coś zaraz nas dopełznie?! - zapytała z wyrzutem i zaczęła przepychać się między nogami większych ludzi naprzód.

Paladyn
przytrzymał niziołkę za ramię i nie pozwolił jej wyjść przed szereg.
- Stój! Chyba, że chcesz skończyć jak ten ogr przed nami… - szepnął - Jeśli nie sprowokujemy pajęczaka być może on i jego pobratymcy zostawią nas w spokoju… - starał się brzmieć pewnie, aby dodać otuchy towarzyszom, jednak sam nie wierzył w swoje słowa. W napięciu czekał co za chwilę się stanie. Pajęczak przyjrzał się nieoczekiwanym gościom, po czym ruszył dalej.

Półelf zdawał sobie sprawę z przewagi jaką dawały jego wyczulone zmysły… przystosowane do zwiadu jak i ciemności znacznie lepiej niż oko paladyna. Miejsca było dość dlatego i on stał z przodu. Dał wcześniej znak, że coś się dzieje… żeby kolejno jeden na drugiego nie wpadali. Przyglądał się zajściu w centralnej komnacie z niepokojem. Spory tłok się tutaj robił. Szczęściem pajęczak poszedł samotnie konsumować ogra… - Cztery humanoidalne stwory, pierwszy raz takie paskudztwo widzę… Będzie trzeba się jednak przebić. Nim nas ten kisiel dopędzi - powiedział szeptem do reszty. – Poczekajmy moment i zobaczymy co zrobią. - dla pewności strzałę trzymał na cięciwie łuku.

Jargo
powoli przeszedł do przodu, skoro wiedział ilu było mniej więcej przeciwników, mógł jakoś rozplanować pole. Mimo tego że nie było za wiele widać. Jego ludzkie oczy nie były przystosowane do łażenia po miejscach gdzie krasnoludy czułyby się jak w raju. Przeszedł na prawo, tak żeby mógł w każdej chwili zareagować i przechwycić stwora, który chciałby zasmakować mięsa stojącego z łukiem zwiadowcy.

Jagoda też się przygotowała. Polegało to głownie na tym, że wepchnęła się między półelfa a paladyna i wyciągnęła szyję jak najdalej w kierunku centralnej komnaty. Kuszę jednak trzymała przed sobą, gotowa zareagować, jakby coś się miało stać.
- Może im tam poświecić? - zapytała szeptem, przebierając palcami po zasobniku z patyczkami świetlnymi. Walka w ciemnościach zupełnie jej się nie uśmiechała, bo raz, że ich strzelecka przewaga topniała wtedy błyskawicznie, a dwa...no...po prostu to było bardzo, bardzo niemiłe, stać tak bezczynnie pośrodku czarnej pustki, w której mogło się zawsze czaić jakieś niewiadomoco. Póki co widziała tylko kilka istot mniej więcej jej wzrostu - strasznie paskudnych - które strachliwie wycofały się w korytarz gdy tylko padło na nie światło. Czy bały się światła, czy po prostu ludzi… w każdym razie nie sprawiały wrażenia wojowniczych stworzeń. Inna sprawa, że nie poruszały się też zbyt głośno, ciężko więc było stwierdzić czy uciekły, czy tylko wycofały się w cień.

Tropiciel zirytowany do granic możliwości nie wytrzymał. Okazało się, że to małe coś co aspirowało do roli zwiadowcy co i rusz wpadało na kogoś, a potem jeszcze wyzywało nie widząc swojej przewiny. O zgrozo robiąc więcej hałasu niż paladyn. Teraz jakby było tego mało i wepchało się między Albrechita, Jargo i półelfa torując sobie drogę jak chciała… zupełnie nie zauważając, że korytarz ma swoje możliwości i trójka dorosłych… wcale nie małych mężczyzn je w pełni wyczerpała. Jednak ona wlazła żeby mieć jak najlepszy widok ale kiedy przejechała kuszą po rannej nodze Helfdan nie wytrzymał… Pierw syknął z bólu, a potem warknął zniżając się do jej poziomu.

Opanuj te swoje chędożone owsiki. Jak ci rzyć tak nosi to ją posadź na kamulcu bo nie ręczę za siebie. Chcesz leźć z przodu… droga wolna. Chcesz z tyłu też możesz tam być… ale nie skacz z lewa na prawo wymachując tym pręcikiem i kuszą. Nie zostawiaj tyłów bo się coś dzieje z przodu. Nie warcz jak się zagapisz i w kogoś wdepniesz. Podejmij decyzję o miejscu jakie chcesz zająć i się go trzymaj… to chyba nie jest takie trudne. - wskazał ręką jeden z korytarzy. – Zatem prowadzisz grupę? Bo jeżeli nie chcesz to rozsądniej jest nie wychylać się przed pierwszego bo możesz mu w czymś przeszkodzić czy wystawić na niepotrzebny hazard nie wiedząc co się przed nim dzieje. Tym bardziej jak pokazuje żeby się zatrzymać.
- Noo..przepraszam...ale to takie ciekawe! - niziołka zrobiła najsłodsze oczka, jakie mogła, wpatrując się w górę na zagniewanego półelfa - Ale naprawdę, naprawdę mogę prowadzić?! To wspaniaaalee! - przytuliła się do nogi Helfdana, a po chwili wybiegła zaaferowana naprzód - To idziemy tam! - pomachała łapką w kierunku odleglejszego z korytarzy, prowadzącego w lewo - Tylko ci-ci-ciiiicho! Bo się Pan Pająk pogniewa, że mu przerywamy obiad...albo kolację...albo deser...mhm...może też byśmy coś zjedli? - zapytała z nadzieją, ale po chwili zmarkotniała - Noo...chodźmy po prostu znaleźć wyjście przed obiadem!
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 14-11-2013, 22:11   #102
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post MG + wspólny

Podziemia, lokacja nieznana
Dwunasta doba podróży; ok. 4 godz. marszu


Zgodnie z decyzją Helfdana ruszyliście pajęczym korytarzem, zostawiając za sobą wyłupiastookie potworki i czarny glut. Śledzony arachnid nieco przyśpieszył; w pewnym momencie wspiął się po ścianach i wraz ze zdobyczą zniknął wszystkim z oczu. Jedynym śladem była lepka nić ciągnąca się po skałach. Gdy kolejna pochodnia półelfa dopaliła się do połowy natknęliście się na niewielką grotę - skrzyżowanie. Korytarz w prawo wyraźnie prowadził do pajęczych włości - nawet Jagoda zauważyła starsze i nowsze nici na ścianach, podłodze i suficie. Lewa odnoga była ukryta za załomem i prowadziła nieco w dół. Korytarz na wprost zwężał się, lecz nadal pozwalał dwójce mężczyzn na swobodną wędrówkę. Zgodnie z dewizą Helfdana “iść do oporu” pomaszerowaliście prosto; tradycyjna pochodnia się dopaliła i drogę oświetlał jedynie słoneczny pręcik Jagody, nie mierząc jednak czasu. Wreszcie korytarz rozszerzył się i zakończył ścianą… a raczej dwumetrowym głazem o nieco trójkątnym kształcie.
- Chyba odpadł stąd… - Jargo wskazał odłamany trzon stalaktytu.
- I co dalej, przelewitował? - prychnęła Elaine. Faktycznie, kamień nijak nie mógł się dostać w docelowe miejsce sam.
- Sprawdzać wszystko do końca - zarządził półelf, a Jagoda, Triel i Jargo się z nim zgodzili. Mężczyźni musieli solidnie się przyłożyć by przepchnąć głaz na tyle, by można było przecisnąć się bokiem; gdy wreszcie ruszył byli cali mokrzy od potu. Ale się udało. Jagoda wykorzystała fakt, że pchacze musieli chwilę odsapnąć i wcisnęła się w dziurę jako pierwsza. Lecz ku jej rozczarowaniu dalej był tylko korytarz, niknący w mroku. Ponad to śmierdziało tu podziemiem bardziej niż gdzie indziej - cokolwiek było zamknięte przez ułamany stalaktyt na pewno nie prowadziło do wyjścia i było zamknięte przez dłuuuugi czas.

Nie było co liczyć, że znajdziecie tu wyjście; ale szkoda też by wysiłek, jaki włożono w odwalenie tajemniczego głazu się zmarnował, toteż ruszyliście gęsiego na przód. Jagoda raźno sunęła pierwsza, za nią Albriecht, który nie czuł się najlepiej. W pierwszej chwili nie zwrócił na to uwagi; odwalanie głazu dało mu się we znaki, może nie doszedł jeszcze całkiem do siebie po bitwie? Jednak gdy zaczęło go mdlić zrozumiał co to jest - obezwładniająca zła aura, nasilająca się z każdym krokiem. Otworzył usta by ostrzec resztę, lecz w tym momencie usłyszał krzyk niziołki: Hej, tu coś jest!!

Weszliście za tropicielką do niewielkiej groty, tak idealnie okrągłej, że nie mogło być to dziełem natury. Na środku stał półtorametrowy postument, a na nim mały gong i niewielki klucz.




Dokładnie na wprost postumentu był króciutki korytarzyk i druga owalna jaskinia. Wyglądało to jakby ktoś wyrzeźbił we wnętrzu góry coś na kształt klepsydry. W drugiej jamie również coś było - najpierw niziołka wzięła to za kolejny postument, lecz dokładne oględziny ujawniły figurę człowieka, siedzącego z rękami oplecionymi wokół kolan i opartym na nich czołem. Dziewczyna już biegła by się temu lepiej przyjrzeć, gdy ostry okrzyk Elaine “Stój!” osadził ją na miejscu. Kapłanka uniosła dłoń i zakreśliła łuk wokół wejścia do drugiej groty. W pierwszej chwili nikt nie wiedział na co patrzeć; dopiero po chwili wszyscy odkryli, że to, na co wskazuje bardka to nie rysy na kamieniach a znaki - dziwne, obce, niezrozumiałe, biegnące się wokół przejścia. Niestety, niezrozumiałe również dla niej.
- To nie jest dobre miejsce - wychrypiał z trudem Albriecht. Przed oczami latały mu mroczki. - Powinniśmy stąd jak najszybciej odejść.

- Odejść? Jak to odejść?! Musimy to zbadać! - niziołka była po równo zaciekawiona, co oburzona i zaskoczona tą propozycją - Przecież noo...Tajemnica! Przygoda! Odkryliśmy jakieś mityczne sekrety! Jak tacy prawdziwi bohaterowie z pieśni! - ekscytowała się, rozglądając się z przejęciem po całej komnacie. Znalazła jakiś mały kamyczek i z rozsądnej odległości rzuciła nim tak, żeby wpadł do drugiej komnaty, przecinając linię znaków. Kamień upadł i potoczył się kawałek nie wzniecając żadnych fajerwerków. - Zresztą, przecież nikogo tu nie ma! Co się boicie! Helfdan był w Pyłach, no, i nie takie rzeczy widział i żyje, o! - dodała, jakby ten argument kończył wszelkie dyskusję, po czym ruszyła by zajrzeć do drugiej sali.

Helfdan położył rękę na ramieniu niziołki. Właściwie to złapał ją tak, że kolejny krok… by przekroczyć próg magicznie zabezpieczonej komnaty stał się niemożliwy. – Paladyn czuje, że jest tu wiele zła. Czyli czeka nas tutaj walka. Wyjścia… niestety nie widać. Przemówił spokojnie. Jednak uścisku nie rozluźnił. – Kisiel jeżeli za nami ruszył nie za innymi mieszkańcami już jest w korytarzu… nie miniemy go. Będziemy musieć walczyć… Czyli już dwie potyczki. A bliżej wyjścia nie będziemy. Nie jesteśmy tutaj szukać złota czy przygód. Próbujecie przeżyć… musicie się stąd wydostać. Ja mogę się stąd w każdej chwili wyjść… ale sam. Ja nie będę na próżno tracić krwi. Warto teraz tracić siły? Popatrzył na małe wścibskie coś. - Chcesz być zwiadowcą. Prowadzisz grupę… powinnaś to robić tak by unikali pułapek i zagrożenia. Zatem Jagodo, co jest ważniejsze zaspokojenie ciekawości czy ich zdrowie?
- Nooo… - Jagoda nie do końca zrozumiała, o co chodziło tropicielowi - To jak sam możesz wyjść, to czemu nie wyjdziesz i nie poszukasz nam wyjścia od zewnątrz? Albo zawołasz pomoc? Tuja na pewno się martwi… - pokręciła się trochę, usiłując uwolnić się z uścisku półelfa. To, że wszyscy ostatnio ciągali ją za kaptur, kiedy czegoś potrzebowali, stawało lekko męczące - Aa...a..a tam jest klucz! Widziałeś?! A jak jest klucz...noo..to..to...to są drzwi! Drzwi na zewnątrz! Musimy je tylko znaleźć! - wyjaśniła, zaaferowana - I tu jest bezpiecznie, i w ogóle, i nic nas nie chce zjeść…jeszcze - pokręciła głową - A Albreicht...noo...jest chory po tej całej bitwie i zasłabł? - zapytała z nadzieją, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonywująco.
Helfdan wzruszył ramionami, puścił kaptur i ruszył do wyjścia, a Jagoda wysunęła rękę do przodu. Jej dłoń napotkała niewidzialną barierę, która nie pozwoliła ciekawskim palcom na dalszą eksplorację.

Jagoda jak zwykle biegała jak nakręcona, zastanawiał się momentami czy czegoś specjalnego nie ma w tych jej ciastkach. Zachowywała się jak sześciolatek po kawie. Jargo pokręcił tylko głową; stał sobie spokojnie w pobliżu postumentu, obrócony do niego plecami. Może Paladyn miał rację i faktycznie coś tu było nie tak, może po prostu bał się zamkniętych przestrzeni. Nie miał to większego znaczenia, niziołki nie dałoby się stąd raczej zabrać inaczej niż siłą, a tej potrzebowali na później. Wyciągnął swoją wieczną pochodnię i przyświecając nią zajrzał do plecaka. Był głodny, nie był tylko pewien czy miał czas na pełen posiłek, wrzucił do ust garść suszonych owoców, a kiedy już przeżuł, doprawił kilkoma paskami suszonego mięsa. Gryząc z błogością zarzucił plecak na ramiona. Właśnie wtedy usłyszał coś, czego nie chciał. Nie miał zamiaru ruszać niczego w tej komnacie a właśnie usłyszał brzdęk, całkiem jakby jakiegoś gongu. Musiał zahaczyć którąś ze sprzączek, kiedy zakładał klamoty na plecy. - Cholela. - Wydusił z siebie, chwytając morgensztern i blokując tarczę na ramieniu. W dłoni ciągle miał magiczne światło; szybko odskoczył od postumentu i spróbował połknąć twarde mięso, jednocześnie rozglądając się za nieprzyjemnymi niespodziankami.

Brzmienie gongu wypełnilo pomieszczenie; najpierw cicho, potem - wbrew wszystkiemu - coraz głośniejsze, odbijające się echem od ścian; w finalnej nucie wszyscy zatkali uszy czując się jak we wnętrzu potężnego dzwonu. Wreszcie dźwięk urwał się jak ucięty, a runy wokół przejscia zaczęły rozbłyskiwać jedna po drugiej. Przez moment cały półokrąg lśnił krwistoczerwonym światłem, po czym równocześnie wszystkie znaki zgasły. Nawet najmniej wrażliwi na moc poczuli podmuch potężnej magii towarzyszący wypaleniu się run. W ciszy i półmroku wszyscy czekali co się stanie… lecz nic się nie wydarzyło. No, może poza tym, że Helfdan jeszcze bardziej przybliżył się do wyjścia - był pewien, że koncert Jargo słychać było aż w Podmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 16-11-2013 o 23:52.
Sayane jest offline  
Stary 18-11-2013, 23:06   #103
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tego się nie spodziewał, w zasadzie był na siebie nieco wściekły. Widząc że nic ich nie atakuje, sięgnął po kluczyk leżący koło gongu i schował go do jednej z sakiewek przy pasie, nie chciał niczego ryzykować z biegającą dookoła niziołką. Były takie drzwi i zamki, które lepiej zostawić zamknięte. Wyciągnął zapasową koszulę i zabrał się ostrożnie za zawijanie gongu w materiał. Nie miał pojęcia czy koncert był jednorazowy, czy też cała magia wyparowała z przedmiotu, ale starczyło mu jednorazowe zapoznanie się z jego mocą. Miał nadzieję że nie rozbrzmi ponownie.
- Wynośmy się stąd, przypilnuje tego klucza gdyby się okazało że bez otwierania czegoś tutaj nie wyjdziemy z tych przeklętych jaskiń. – Wysarkał Jargo. – Nikt nie wspominał że będziemy przechodzić przez jakieś podziemia do tego dworu. – Powstrzymał się przed wyrzuceniem z siebie wszystkich epitetów, jakie cisnęły mu się na usta, mimo że było ich sporo i mógłby ułożyć z nich poemat. Wolał jednak nie zapeszać, paladyn może po prostu cierpiał na omamy, ale jakby nie patrzeć, zazwyczaj pomyleńcy w zakonach padali na pierwszym polu bitwy lub tracili boskie względy. Najpierw trzeba było się pozbyć pełzającej kałuży, potem można było myśleć o igraniu z ogniem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 19-11-2013, 22:48   #104
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Przed


[MEDIA]http://fc01.deviantart.net/fs71/i/2013/133/3/4/cave_by_nele_diel-d655qw5.jpg[/MEDIA]

"Nareszcie chwila odpoczynku". To była pierwsza myśl Jagody, kiedy drużyna znalazła się w drugiej części jaskini, a jej większa i silniejsza część i zaczęła siłować się z głazem. Od czasu, kiedy magicznym sposobem znaleźli się pod ziemią, cały czas się coś działo; to oczywiście było wspaniałe i ekscytujące, ale nawet najciekawsze przygody tracą wiele ze swojego uroku, kiedy nie przewiduje się w nich miejsca i czasu na posiłek, fajkę albo drzemkę. Albo najlepiej na wszystko na raz. Mimo napędzającej ją fascynacji, niziołka musiała przyznać, że pod ziemią nie czuje się zbyt dobrze: była w końcu dzikim leśnym dzieckiem, przyzwyczajonym do nieustannego poszumu wiatru w koronach drzew, słońca, no i otwartych przestrzeni. Ciasne i zakręcone korytarze, tajemnicze dźwięki niosące się dziwnym echem wokół, zupełnie odmienna od naziemnej fauna i flora...podróż po jaskini przypominała raczej wędrówkę po innym Planie, jednym z tych niezrozumiałych i tajemniczych miejsc gdzieś poza Królestwem, o których czasem opowiadała jej Nod.

Właśnie, Nod. Wypadki dotychczas toczyły się zbyt szybko, żeby o tym myśleć, ale teraz, kiedy nic ich nie goniło, ani (chwilowo) nie usiłowało zjeść, Jagoda przypomniała sobie o wysłanych z obozu armii listach do rodziny i przyjaciela. Ciekawe, kiedy dotrą do Sioła? No i jak posłaniec znajdzie ją i dostarczy odpowiedź, skoro ona jest teraz nie wiadomo gdzie i to w dodatku pod ziemią? Trzeba będzie chyba stąd wyjść jakoś szybko.

Ale nie miała wiele czasu na te pocztowe przemyślenia. Napierany przez kilku mężczyzn głaz odsunął się na tyle, że Jagoda mogła włożyć w szczelinę kudłatą głową, a potem resztę pulchnego ciałka. Co też zresztą zrobiła, w pośpiechu przeżuwając i przełykając połowę żywnościowej racji, którą odpakowała w czasie przerwy.

Wstyd przyznać, ale pierwszą rzeczą, która ją zainteresowała po tym, jak weszła w dopiero co odkryty korytarz, było nie to, że biegnie on dalej, być może do wyjścia, ale możliwość wysikania się bez patrzący oczu reszty drużyny. Nie żeby była jakoś specjalnie pruderyjna, ale świecenie gołą pupą w małym korytarzu niespecjalnie jej się uśmiechało. A chodzenie "za winkiel" za potrzebą, jak wskazywały niedawne doświadczenia, nie był zbyt mądrym posunięciem. No, chyba że chciało mieć się coś odgryzionego...

W sumie, oprócz tego, że było ciemno, zimno i mokro, to najedzona i uwolniona od ciężaru trosk doczesnych Jagoda była całkiem zadowolona. Z nową energią ruszyła naprzód, i wkrótce odkryła wyłaniające się z ciemności sanktuarium.



Kiedy w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk gongu, niziołka postanowiła dać losowi drugą szansę i odważniej naparła na niewidoczną barierę ręką. I zgodnie z jej podejrzeniami tym razem nie napotkała oporu. Zachęcona wpadła jak burza do drugiego pomieszczenia, spodziewając się znaleźć tam jeśli nie jakieś wyjaśnienia, to przynajmniej drzwi na powierzchnię, albo chociaż skarby...

Niestety, prócz statui (a może zamrożonej magią istoty?) przedstawiającej skrępowanego łańcuchami łowcę, jaskinia okazała się tak samo tajemnicza i niepojęta jak poprzednia. Niziołka pobieżnie przyjrzała się figurze; mężczyzna nie wyróżniał się niczym szczególnym, nie miał też żadnych budzących zainteresowanie przedmiotów. Skoro ktoś zostawił go tutaj związanego, miał pewnie dobry powód, żeby tak zrobić...W każdym razie nic więcej nie pozostało tu odkrycia, a przeszywający powietrze dźwięk też nie pobudził drzemiących w kątach upiorów czy innych straszydeł. Zawiedziona Jagoda po raz kolejny musiała z żalem przyznać, że rzeczywiste przygody bardzo ustępują jakością tym z pieśni i opowiadań...

[MEDIA]http://fc02.deviantart.net/fs70/f/2013/262/7/c/magick_book___inside_spells_by_kyojiwinter-d6mp75q.jpg[/MEDIA]

Trzeba było ruszać dalej, i poszukać innego wyjścia. Korzystając jeszcze z chwili zamieszania, Jagoda przyświeciła sobie patyczkiem i na wziętym z zapasów Riviel arkuszu pergaminu skopiowała (najwierniej jak potrafiła) tyle run, ile mogła. Może potem Tuja coś o nich powie? Magowie zawsze znali się na takich sprawach, prawda?

Dopóki nie została zawołana, stała tak, przesuwając się od ściany do ściany, i przerysowując co się da. Kiedy reszta drużyny stała już niecierpliwie w wyjściu, zwinęła pergamin i ostrożnie wetknęła go do tuby, a potem pobiegła za ostatnią osobą. Przecież miała prowadzić ten pochód! Przepchnęła się naprzód i zaproponowała - Może zaczniemy sparwdzać te boczne korytarze? Jeden jest tu niedaleko! - a potem dziarsko ruszyła przed siebie.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 19-11-2013, 23:01   #105
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Podróż przez te cholerne korytarze w poszukiwaniu wyjścia nie należały do przyjemnych. Kudłacz pomimo ran i naturalnej niechęci do zamkniętych przestrzeniu znosił to nawet bez zbytnich utyskiwań. Chyba tylko z sobie znanych powodów. Mało pił i w ogóle nie jadł… a jak pił to tradycyjne lekarstwo dezynfekujące rany… i przełyk. Od czasu do czasu jakaś kropelka okowity lądowała w jego gardzieli. W plecaku wprawdzie miał żelazne racje ale na dobrą sprawę z pierścieniem na palcu nie musiał nic jeść i pić. Jagoda prowadziła, a on zamykał pochód. Nawet mu to pasowało… znacznie bardziej niż wpakowanie się w pajęczą sieć czy owłosione szczękoczułki. Nie bez znaczenia była też chęć dopilnowania drużynowych zadków bo wbrew pozorom wcale to takie bezpieczne miejsce nie było… kisiel i brzydale mogli czekać na dobry moment by ich dorwać.

Leźli sporo… zacznie więcej niż by chciał. Kolejnego potwora zostawiając z tyłu, co też nie było takie dobre. A w głowie Helfdana coraz bardziej dojrzewała wizja walki z kisielem. Oczywiście to cholerstwo mogło poleźć w inny korytarz zwabiony innymi zapachami ale równie dobrze mógł iść za nimi. Na jednym z postojów jaki był im w końcu potrzebny bo łażenie w tych warunkach wcale nie należało do lekkich i łatwych. – Być może w końcu ta galareta nas dopadnie i trzeba będzie się z nią zmierzyć. Nie wiem co macie i czy coś macie na taką okazję ale na wszelki wypadek zapytam. Bo być może któreś z was ma coś lepszego niż alchemiczny ogień? Chwilę popatrzył na zebranych po czym dodał. – W sumie to ja używam łuku potrafiącego trochę zmrozić rany więc myślę że będzie skuteczny. Jeżeli ktoś chce to może coś sobie pożyczyć na wszelki wypadek… a jak się nie przyda to odda. Żarcie i picie też mam, a ja w sumie nie potrzebuję. No i ta broszka w płaszczu ma zaklęty czar teleportacji… jak ktoś by został sam to będzie widział co warto zabrać z mojego trupa. Uśmiechnął się szeroko do zgromadzonych.

***

- A ty szlachetny Albriechcie jesteś przekonany, że ten tutaj więzień jest taki zły i zasłużył sobie na tą karę? Zwrócił się do milczącego do tej pory paladyna.

Klepsydrowa komnata mu się od początku nie spodobała. Za dużo w niej było magii a w ich drużynie za magów jak na lekarstwo... Kiedyś było to nie do pomyślenia… ale tym razem żadne czaromioty go nie otaczały i niestety po raz kolejny mogli tylko poruszać się jak dzieci we mgle licząc, że za bardzo nie dostaną po łapach. Tropiciel nie chciał próbować… Jagoda… i Jargo mieli jednak inne zdanie. Helfdan całe to zdarzenie obserwował z okolic wyjścia bo po gongu można było się spodziewać wszystkiego… Ale póki co nie było nic.

Widząc zaś poczynania najemnika stwierdził krótko. – Fern nie wiesz kto zacz… a skazujesz go na beznadziejność. Być może ten kluczyk to jego ostatnia nadzieja… a dla ciebie to nic nie warte ciulstowo. Lepiej niech to tutaj zostanie… albo go użyjmy.
Helfdan zaczynał być ciekawy tego tutaj… za co go zamknęli pod ziemią… i kto…


Podszedł do krawędzi drugiej komnaty. Popatrzył na skutego mężczyznę. – A ty nic nie zrobisz? Nic nie powiesz? Nie chcesz wyjść?
 
baltazar jest offline  
Stary 20-11-2013, 11:03   #106
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Wszyscy wyglądali na przynajmniej lekko poirytowanych ostatnimi wydarzeniami. Głównie przez nadpobudliwość Jagody, która jakoś szczególnie dawała o sobie we znaki w takich miejscach. W nowej grocie skarbów raczej nie uraczyli, więc Triel nie do końca rozumiał dlaczego tutaj jeszcze stali. Czy wszyscy zapomnieli o żrącym blobie, który pewnie zaraz miał do nich dopełznąć? Z tej groty nie było innego wyjścia jak cofać się, a walka w wąskim korytarzu… Nadal stojąc przy wejściu zaczął nerwowo podrygiwać nogą i obracał się raz po raz za siebie. Ciemność jednak nie ujawniała niczego groźnego.
Kiedy w końcu zaczęli zbierać się do wyjścia, gong rozbrzmiał. Wszyscy złapali się za głowy, by zakryć uszy, a paladynowi chyba oczy wyszły z orbit; jakby nie był już dość zzieleniały od złej aury tego pomieszczenia. Dźwięk rozniósł się pewnie po całym systemie korytarzy tej jaskini, dając wszystkim jej mieszkańcom znak, że tu się coś dzieje.
Triel tylko przymknął oczy, modląc się o pomyślność w ciemności i podążył za innymi w kierunku drugiego przedsionka jaskini.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline  
Stary 20-11-2013, 17:36   #107
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jednolinijkowce Sirion+MG

Paladyn już dawno nie czuł się aż tak źle. Początkowo trudno było mu stwierdzić, czym było to spowodowane: niedawną bitwą czy może w końcu zaczął odczuwać trudny dotychczasowej wędrówki. Potem pojął jednak, że to nie to. Chodziło o aurę samego miejsca... Dawno już nie wyczuwał takiej ilości złej mocy skondensowanej w tak małym obszarze. Nie wiedział co było jej źródłem, ale zdawał sobie sprawę z tego, że znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

- Jagoda... proszę cię, nie ruszaj się i nie dotykaj... niczego. – Rzucił do niziołki, mając nadzieję, że weźmie sobie chociaż raz ich porady do serca.

W milczeniu rozmyślał nad słowami tropiciela, chociaż zbieranie myśli przychodziło mu z trudem. Nie wiedział co ma myśleć o sprawie z więźniem. Z jednej strony, każdy odbywa swoją karę za popełnione przez siebie czyny, więc skoro, ktoś zadał sobie tyle trudu, aby go tutaj zamknąć... Na pewno nie jest bez winy. Jednak idąc dalej tym tokiem rozumowania, trzeba by zadać sobie pytanie: kto go osądził i na jakiej podstawie? Czy to aby na pewno mężczyzna tutaj był źródłem złej aury? Być może zagrożenie czyhało zupełnie gdzie indziej?

Paladyn widział tylko jeden sposób, aby się przekonać.

- Daj mi... chwilę – Powiedział stając obok Helfdana i przełykając ślinę. Czuł, że to miejsce go przytłacza, jednak wierzył, że mu się uda i starczy mu sił.

Każdy przeszkolony paladyn był bardzo wyczulony na zło. Nie tylko nienawidził go i robił wszystko co w jego mocy, aby je zniszczyć, ale również potrafił je wyczuć. W chwili obecnej miał pewność, że czyha ono gdzieś w pobliżu i musiał zlokalizować tylko źródło.

- Tormie... – Wychrypiał cicho Albriecht i rozpoczął niemą modlitwę.

Albriecht rozpoczął modlitwę, ale poczuł się od tego tylko jeszcze gorzej. Czuł jak zło go otacza - przytłacza; nie mógł się skupić na wykrywaniu źródła; całą energię pochłaniało pozostanie przytomnym. Pytanie Helfdana pozostało więc bez odpowiedzi; a raczej paladyn mógł wyrazić tylko swoje osobiste zdanie, niepoparte wskazówkami Torma.

Osobliwy więzień również nie miał nic do powiedzenia. Siedział w takiej samej pozycji w jakiej go zastano. Może jego skóra zrobiła się ciut bardziej gładka, może nabrała nieco kolorów... a może było to tylko odbicie światła, lub działanie wilgoci i świeższego powietrza, które wpuścili do "klepsydry"? Z daleka ciężko było ocenić. Jagoda i Triel przytupywali już niecierpliwie przy wyjściu z groty; Elaine również, gdyż obecne tu magiczne runy nic jej nie mówiły. Sprawdziła tylko poprawność ich zapisu w notatkach niziołki. Jeśli nikt nie miał nic do dodania, to czas był się zbierać zwłaszcza jeśli nie chcieli by na tej małej, zamkniętej przestrzeni zaskoczył ich glut lub gigantyczny pająk.

- Za dużo... - Powiedział tylko Albriecht i upadł na jedno kolano.

Takie nagromadzenie zła... Nigdy nie miał do czynienia z czymś podobnym. Z trudem walczył, aby nie stracić przytomności.

- Musimy się stąd wynosić... - Powiedział cicho do tropiciela.

Pozostała jeszcze kwestia więźnia. Paladyn był rozdarty - z jednej strony czuł, że pozostawienie go tutaj nie będzie uczciwe - nie potrafił dokładnie powiedzieć kto i za co skazał go na izolację tutaj, jednak z drugiej wyglądało na to, że ktoś zadał sobie wyjątkowo dużo trudu, aby mężczyzna został tam gdzie jest. Prawdopodobnie znaczyło to, że jest kimś wyjątkowo potężnym... I niebezpiecznym. Nie mógł narażać całej wyprawy i swoich towarzyszy. Postanowił dać jednak więźniowi ostatnią szansę.

Powoli wstał i podszedł bliżej więźnia, nadal pozostając w bezpiecznej odległości od niego.

- Hej ty! - Powiedział głośniej. - Coś ty za jeden i co tu robisz? Mów, a może spróbujemy ci jakoś pomóc! - Te kilka słów bardzo wyczerpało Albriechta, który oddychając głęboko starał się uspokoić oddech.

Zasuszony - zmumifikowany, skamieniały, czy też po prostu martwy - więzień nie zważając na krzyki paladyna nadal tkwił w pozie, w jakiej zastaliście go wchodząc do "klepsydry".

Albriecht skrzywił się nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi. Wyglądało na to, że więzień albo ich ignoruje, albo stracił całkowity kontakt z rzeczywistością. Ani w jednym, ani w drugi przypadku nie zamierzał jednak naruszyć ochronnych runów. Z bólem serca paladyn musiał przyznać, że ryzyko było za duże...

- Musimy stąd odejść... - Powiedział tylko i oczekiwał na decyzję tropiciela. Sam nie czuł się na siłach, aby zadecydować, którą ścieżkę wybiorą i ponadto zdawał sobie sprawę, że Helfdan posiada większe znacznie doświadczenie jako przewodnik.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-11-2013 o 23:14.
Sayane jest offline  
Stary 20-11-2013, 23:05   #108
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Podziemia, lokacja nieznana
Dwunasta doba podróży; ok. 7-8 godz. marszu


Droga powrotna do skrzyżowania przebiegła bez przeszkód. Prócz kilku małych pająków nie spotkaliście ani żywej, ani martwej duszy…, ani “gluta”, jak roboczo określiliście galaretowate stworzenie z jeziora. Słoneczne pręciki i wieczna pochodnia sprawiały, że w korytarzach było jasno jak w dzień; zapewne część mieszkańców podziemi mogła wycofać się na bezpieczną odległość, spłoszona nietypowym blaskiem. Chwilowo nikt nie miał ochoty na starcie z gigantycznym pająkiem, wybraliście więc drogę w dół.

Pod ziemią było dość ciepło. Już wcześniej wszyscy pozbyli się mokrych od deszczu płaszczy, a maszerując energicznie wkrótce ściągnęliście też kurtki. Zdawało się, że robi się coraz cieplej; ale może był to skutek wysiłku. Z braku pochodni ciężko było mierzyć czas; lecz nasilający się ból w nogach świadczył o tym, że idziecie dość długo. Główny korytarz miał kilka odnóg; roboczo sprawdzaliście każdą na pięćdziesiąt kroków. Jeden korytarz w prawo szedł w górę; drugi, dość wąski w dół. Pierwszy w prawo szybko skończył się niedużą jaskinią pełną starych pajęczyn. Drugi prowadził w nieznane. Trzeci, w lewo, był zbyt wąski i poszarpany by nim iść; wyglądał raczej jak pęknięcie w skale. Czwarty, również w lewo, nie zachęcał do wędrówki mimo tego, że był tak samo duży jak “główny” korytarz. Nie tylko prowadził ostro w dół, ale miał przekrój dość regularnego koła z delikatnymi żłobieniami co kilkadziesiąt centymetrów. Wyglądało jakby ktoś przepchnął przez ścianę gigantyczny karbowany pręt, ale gdy Helfdan zbliżył się do jednej ze ścian by obejrzeć te niby-żłobienia wyczuł ulotną woń… jakby kwasu. Zdecydowanie nie była to naturalna droga.

Wasz korytarz nadal prowadził łagodnie w dół i końca nie było widać. Zaczęliście wątpić czy może on prowadzić na zewnątrz, zwłaszcza że na ścianach, suficie i podłodze pojawiało się coraz więcej fosforyzującego mchu i podejrzanie wyglądających grzybów. Czasami droga rozszerzała się, czasem zwężała; coraz częściej w wędrówce przeszkadzały różnorakie nawisy skalne i stalaktyty. Jagoda zaczęła poziewywać - była pewna, że na powierzchni zapadł już zmrok.
- Przydałoby się gdzieś zatrzymać na popas - mruknęła. Nie zanosiło się na to, że w najbliższym czasie znajdą drogę na zewnątrz, a sił nie przybywało.

I jak na żądanie korytarz rozszerzył się nagle i przeszedł w wielką kawernę, w której nie było widać ani drugiego końca, ani sufitu. Wchodząc nie zauważyliście tego przez własne światło, ale cała grota lśniła zielonkawą poświatą emitowaną przez las gigantycznych… grzybów.

[media]http://1-media-cdn.foolz.us/ffuuka/board/tg/image/1343/50/1343503016038.jpg[/media]

Było w niej jeszcze cieplej niż w korytarzu, panował wilgotny zaduch; gdzieniegdzie słychać było także kapanie wody. Jagoda rozdziawiła usta i postąpiła kilka kroków do przodu. Dla czegoś TAKIEGO warto było się pomęczyć. Nastawiwszy uszu usłyszała szum płynącej wody. Nie zastanawiając się wiele ruszyła naprzód - teraz miala przynajmniej pretekst (choć wcale go nie potrzebowała), by zwiedzić pieczarę. Kilkadziesiąt kroków wgłąb i w lewo znalazła wodospad i sporą sadzawkę pełną czystej wody. Ujścia nie było wydać, najwyraźniej woda płynęła dalej pod ziemią.

Podczas gdy jedni cieszyli się czystą, świeżą (i wcale nie tak zimną, jakby się można spodziewać) wodą, inni sprawdzali okolicę. Helfdan i Gahnawek znaleźli tropy arachnidów i jakichś ciężkich i dużych, trójpalczastych zwierząt. Od czasu do czasu w powietrzu migotały wielkie ważki o olbrzymich oczach, a między grzybami przemykały żuki wielkości dorodnych szczurów i wielobarwne wije. Helfdan słyszał o gigantycznych krewniakach tych nieszkodliwych, żyjących w lasach robaczków (choć te tutaj ciężko było nazwać “robaczkami”, gdyż niektóre długością przekraczały wzrost Jagody) i wcale nie miał ochoty na spotkanie czegoś podobnego. Podobnie zresztą jak i żuków.

Popas w takim miejscu był kuszący, lecz z drugiej strony niebezpieczny - jaskinia stanowiła ekosystem obfitujący w żywe stworzenia, więc zapewne i w sporą ilość drapieżników. Prawdopodobnie stanowiła również jedno z niewielu ujęć wody pitnej, więc wszyscy byli czujni. W pewnym momencie Elaine dostrzegła jakiś ruch przy jednym ze stalaktytów… i nagle zapadła ciemność.

Wszyscy chwycili - lub próbowali chwycić za broń. Kilka sekund później Albriecht, Elaine i Helfdan poczuli, jak coś dużego i błoniastego spada na nich z sufitu i owija szczelnie, odcinając dostęp powietrza i krępując ruchy rąk. Skórzaste istoty zacisnęły się wokół swoich ofiar i zaczęły je dusić.
Triel, Gahnawek i Jargo uniknęli ataku niewidzialnego wroga. Coś otarło się o nich raz i drugi, lecz nie poczuli żadnych kłów, pazurów ani broni.
Jagoda, która oddaliła się nieco od grupy zobaczyła jak jej towarzyszy zakrywa fala ciemności, nad którą kotłują się dziwne istoty, które wcześniej wszyscy wzięli za stalaktyty. Ze środka mroku dobiegały zduszone krzyki i dziwne, jakby nietoperze piski.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 20-11-2013 o 23:26.
Sayane jest offline  
Stary 23-11-2013, 00:03   #109
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zapakował gong i schował kluczyk mimo zastrzeżeń Helfdana. Wolał mieć je ze sobą, gdyby znaleźli wyjście, mogliby spokojnie wrócić do komnaty, a na chwilę obecną, nie mieli pojęcia co ich tam mogło czekać. Nie mieli przy sobie żadnych magików. Przynajmniej z tych, co większą część dnia siedzą z nosem w księdze.

Droga podziemnymi korytarzami się dłużyła. Główny problem polegał na tym, że dookoła były same skały, z małą różnorodnością. Nie było się nawet pewnym czy się szło do przodu, czy w czasie mrugnięcia oka przypadkiem zawróciło. Tony skał nad głową i pod nogami nie poprawiały sytuacji. Podobnie jak wszystkie opowieści o Podmroku jakimi straszono go za młodu kiedy był niegrzeczny. Tłumaczył sobie, że takie rzeczy nie istnieją.

Najwyraźniej był w błędzie, nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Stare powiedzenie że podróże kształcą było jak najbardziej prawdziwe. Niemalże zaparło mu dech w piersiach. Niemalże, bo bardziej denerwował się tym co zobaczył i implikacjami jakie z tego płynęły. Gdyby znał słowo implikacje, zapewne denerwowałby się o wiele bardziej, na szczęście na chwilę obecną martwił się tym, że mogą na niego wyskoczyć stwory z dziecinnych bajek. Póki co jednak widział jedynie las grzybów, miejscowy wodopój i coś świecącego na ścianach. Grzyby przecież nie były groźne, no może poza muchomorami, ale te tutaj nie miały białych kropek.

Nagły atak pokazał dwie rzeczy. Nieszczęsny brak obycia Jargo z podziemnymi ekosystemami, oraz to, że bajędy dla niegrzecznych dzieci, miały w sobie więcej niż tylko ziarno prawdy. Ciemność zapadła nagle i niespodziewanie, tak samo jak stłumione odgłosy towarzyszy przeprawy przez tunele. Na początku chciał zacząć kląć na kupca, który sprzedał mu wieczną pochodnię, ale natychmiast doznał olśnienia, co rzadko mu się zdarzało. Przecież mech na ścianach zdawał się również dawać jakąś poświatę i powinno było go być widać. Niestety przed oczami miał głęboką czerń, po odgłosach domyślił się że nie tylko on. Tak więc musiała to być magia i zwykła zasadzka. Zaczął działać.


- Kto może padnij! - Warknął Jargo, dał kompanom tylko chwile na reakcje, zanim zaczął wymierzać razy w wyimaginowane w ciemności kształty. Celował tuż obok miejsc, w których przed chwila poczuł muśnięcia. Tyle że dało to tyle, co ciosy pijanego walczącego z lasem drzew, stojącego przed smukłą brzuską. Schował nieszczęsny sztylet i zaczął szukać w poszukiwaniu kogoś, kto został zaatakowany. W pierwszej chwili zdawało się że złapał coś, ale po znalezieniu brody, i odgłosach jakie to wywołało, stwierdził że to Gahnawek, bynajmniej nie szamoczący sie z tajemniczym przeciwnikiem. Odsunął go na bok, żeby mu nie przeszkadzał i przy okazji wywinął zacnego fikołka, potykając się o kogoś, kto najwyraźniej nie rozumiał słowa padnij. Wiązanka jaka wydobyła się z zaciśniętych ust najemnika, była na tyle interesująca że okoliczne chochliki i demoniszcza wyciągały notesy, zapisując co rzadsze sformułowania. Mimo tego, sprawdził który z towarzyszy jest atakowany, zdawało się że to uwolniona przed bitwą branka. Dziewczyna ewidentnie miała pecha. Zdawało się że jest w jakimś worku, czy wydzielinie. Mało delikatnie zaczął ją z niej wyciągać, czy raczej rozrywać to, co na niej było. Gdyby nie fakt, że miał na sobie zbroję i byli w środku zasadzki, być może nawet uznałby to za interesujące i przyjemne. Póki co, udało mu się jednak ściągnąć to coś, z kobiety i został nagrodzony głębokim wdechem dochodzącym z jej strony. Zaczął się kierować na dalsze odgłosy szamotaniny. Zdawało się jednak że sami się wyzwolili, słychać było głębokie wdechy. Nie było sensu marnować czasu, złapał Elaine pod pachy i zaczął ciągnąć ją idąc tyłem. W końcu udało mu się wyrwać z ciemności. Wyciągając również kobietę, nie wyglądała na zachwyconą, ale była żywa.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-11-2013, 21:26   #110
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2011/152/c/f/mushrooms_by_skorpikore-d34chnq.jpg[/MEDIA]

Nareszcie las...co prawda grzybów, ale zawsze to lepiej niż obijanie sobie stóp o twarde, kamienne podłoże. Gdyby jeszcze kapelusze szumiały jak liście na wietrze, Jagoda byłaby całkiem kontent. Podziemia były takie niezwykłe i zadziwiające w swojej różnorodności...A to jakieś katakumby, a to mordercze jeziorka, a to świecące grzyby...za każdym zakrętem jaskini na odkrycie czekały jakieś nowe cuda, i niziołka trochę już zapomniała, co było ich nadrzędnym celem. A także o fakcie, że powinni jak najszybciej się stąd wydostać. Mogłaby jeszcze chwilę tu zabawić, sprawdzając co jest za kolejnym załomem korytarza...i kolejnym...

Kiedy grupa rozbiła się nad brzegiem podziemnego źródła, Jagoda zaspokoiła pragnienie, głód i wymieniła wodę w bukłaku na świeżą, a potem wyruszyła na wycieczkę po najbliższej okolicy. Oprócz oczywiście grzybów, grzybków i grzyboli wszelkich kształtów, kolorów i rozmiarów (niziołka nawet spróbowała jednego ugryźć, ale miał dziwny, ostry smak i od razu wypluła kęs z obrzydzeniem) jaskinię zamieszkiwało całe mrowie różnych żyjątek. Szczególnie spodobały jej się różnokolorowe, pękate żuczki, przywodzące na myśl małe kamyczki, a może klejonty. Chwilę przyglądała się, jak robale dziarsko maszerują po jakimś większym głazie, ale kiedy wyciągnęła po jednego z nich rękę, ten, spłoszony, odleciał. Niezrażona niepowodzeniem niziołka ruszyła jego tropem, i w końcu, po kilku podchodach, udało jej się złapać stworzenie. Odwróciła się w kierunku obozu, żeby podzielić się ze wszystkimi radością z udanego polowania...i nie zobaczyła ani jego miejsca, ani towarzyszy. Wszystko okryła czarna, nieprzenikniona chmura ciemności, jakby ktoś wlał do jaskini butelkę atramentu. Nad tą skłębioną masą czerni unosiły się, ledwo dostrzegalne w mroku, trzy dziwaczne istoty, przypominające...właściwie to nie przypominające Jagodzie niczego, co znała.

Niziołka od razu wypuściła z ręki chrząszcza, który odleciał z gniewnym buczeniem i dała nura za jakiegoś solidniej wyglądającego grzyba, który dawał osłonę przed wzrokiem płaszczydeł i minimum psychicznego komfortu w walce z liczniejszym i większym przeciwnikiem.

Przymierzyła się i wystrzeliła do najbliższego stwora, który spadł, jakby ktoś przeciął mu nitkę podwieszająca go do sufitu. Niziołka zdziwiła się, że stworzenie jest tak mało odporne, ale nie zamierzała poświęcać temu zagadnieniu zbyt wiele czasu. Napięła kuszę i tym razem też trafiła kolejnego stwora, który rozplaskał się na ziemi, niczym niechlujnie rzucona peleryna. Nie miała jednak szansy po raz kolejny powtórzyć manewru: trzeci płaszczak zauważył, że coś jest nie tak, i ruszył w jej stronę, lecąc z cichym szelestem skórzastej błony. Jagoda nie czekała, aż i ją ogarnie ciemność; rzuciła o ziemię patyczek dymny, mając nadzieję, że zamaskuje ją to przed wzrokiem potworka, a potem dała dyla między kamienie, starając jak najbardziej oddalić się od miejsca ataku. W pośpiechu dobiegła do skalnej ściany i wcisnęła się z wysiłkiem w jakieś większe pęknięcie; tu latający potwór nie miał szans jej dopaść.

Wyciągnęła przed siebie ręce, żeby nie zjechać w głąb szczeliny...i została w takiej pozycji, kompletnie unieruchomiona. Poczuła wzbierającą w gardle falę paniki i strachu, ale nie mogła zrobić kompletnie nic, poza biernym patrzeniem, jak jej ciało oblekają zielonkawe, śluzowate macki. Po chwili ze szczeliny za nią wynurzył się miękki, długi robal z zębatą paszczęką i wyszarpnąwszy niziołkę z ukrycia, zaczął wlec między grzyby, gdzieś w głąb jaskini.

Jagodzie zaś, poza strachem, nie pozostało nic innego, jak podziwiać zmieniające się kalejdoskopowo obrazy z fosforyzujących grzybów nad swoją głową, drzeć się o ratunek, ile sił w małych płuckach i modlić się do wszystkich bogów, by towarzysze w porę zauważyli jej nieobecność...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 25-11-2013 o 13:31.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172