Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2014, 14:26   #71
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Nagle na pokładzie pojawiła się Adza. Zainteresowana zbiorowiskiem krzyczących, wiwatujących i dopingujących ludzi, zbliżyła się do grupy. Próbowała stanąć na palcach, przemknąć się bardziej do przodu, ale kiedy to nie podziałało zaczepiła rozwrzeszczanego matrosa:
- Co to za zbiorowisko?
~No no no… To teraz się zacznie.~ Przyznał sobie w myślach Makados uśmiechając się lekko, nadal stojąc w tym samym miejscu. Ciekawiło go to jak ta sytuacja dalej przebiegnie. Zapowiadało się ciekawe widowisko.
Mężczyzna o zniszczonej twarzy spojrzał na nią, najpierw z irytacją, a potem z prawdziwym i szczerym rozbawieniem.
- Ty nie wiesz? - zarechotał obrzydliwie. - Oglądaj, bo za chwilę poznasz swojego rycerza, hehe - po tych słowach wrócił do krzyczenia jakichś bzdur.
- Nie wydaje mi się, abym lubiła rycerzy. - wymruczała pod nosem wyciągając głowę, aby zobaczyć cokolwiek. Nie dała rady wychylić się ponad skaczących i wymachujących rękami, więc stanęła przed matrosem i spróbowała jeszcze raz. A jako, że zachowanie mężczyzny ją po części zaciekawiło, ale też po części zaniepokoiło zrobiła to już o wiele bardziej stanowczo.
- Chcę wiedzieć co się tu dzieje. I przestań tak drzeć mordę, do licha.
Marynarz z niechęcią przerwał krzyczenie.
- Czego chcesz? Turniej jest, nie widać? - warknął, a wtedy odezwał się stojący obok niego towarzysz. - Uspokój się stary, ona cię podrywa. Widziałem tę sztuczkę milion razy. - nagle jakby go oświeciło. - E zaraz, zaraz - czy ty przypadkiem nie jesteś kurwą Oswalda?
- Ani razu nie trafiłeś, kolego - popatrzyła na towarzysza z politowaniem. A po chwili dodała z zaciekawieniem do bardziej rozgadanego matrosa:
- Mają jakiś powód do bitki? Motywację? Nagrodę chociaż, czy to tylko bezsensowne mordobicie?
- Nie no, nagroda jest. Ta zielona - skinął na Khett. - i jakiś jej przydupas dadzą beczkę wina temu, kto obije mordy pozostałym. A poza tym jeszcze powiedzieli, że dasz dupy zwycięzcy.
- A więc faktycznie mają dobrą motywację. - pokiwała głową z uznaniem. Po krótkiej chwili Adza zaczęła przepychać się w stronę miejsca walk, co mogło świadczyć tylko o działaniu pod wpływem emocji. Rufus wyczuł już zamiary dziewczyny i zaczął niespokojnie kręcić się w kieszeni. Wyjście okazało się niemożliwe, gdyż z każdej strony zaklinaczkę ściśle otaczał tłum rozwrzeszczanych matrosów. Szczur starał się przemówić Adzie do rozsądku, jednak ta nie słuchała. Była zbyt zajęta myślami i emocjami kłębiącymi się w jej głowie.
Dość szybko i bez zbytnich obrażeń dostała się do wolnej przestrzeni, gdzie w danej chwili nie odbywały się żadne walki.

-Właśnie dowiedziałam się o nagrodzie. Zgłaszam się do turnieju. Ktoś chętny do pierwszej walki? - przekrzyczała tłum, starając się wyglądać na opanowaną.
- Nje pozwolem jej skrzywdzić! Jeśli ktoś chce jom bić to napierw musi pokonać mnje! - wrzasnął ile sił w płucach Oswald i wyskoczył z tłumu zakrywając zaklinaczkę własnym ciałem.
Zapadła cisza, nikt nie wiedział co powiedzieć w takiej sytuacji. Wreszcie nieco skonsternowany Alanaar odezwał się.
- Adzo, przykro mi, ale zapisy są już zakończone. Lada moment finał. - bard spojrzał na nią zdziwiony.
-Alanaar, zamknij się, bo stracisz drugiego kulfona i będziesz miał swój finał. Mogę uczestniczyć w turnieju i nikt mi tego nie zabroni. Wygram i rozbiję beczułkę na głupim oswaldowym łbie. A pocałować to mnie możecie, sami wiecie gdzie…
- Nje musisz ukrywać przede mnom swoich uczuć... - szepnął Oswald, ale resztę jego wypowiedzi zagłuszył Alanaar.
- Hej! Spokojnie, spokojnie. Nie możesz teraz dołączyć, tymbardziej, że jesteś… - ugryzł się w język, ale skoro się powiedziało A trzeba powiedzieć i B. - ...nagrodą jakby nie patrzeć. - spojrzał na nią z niepewnością w oczach.
- Jeżeli ktoś może nazywać mnie nagrodą, to mogę mu chyba obić twarz, czyż nie? - rzuciła w stronę Alanaara rozwścieczona zaklinaczka. Nie czekając na odpowiedź kontynuowała:
- A więc pytam. Kto tak pali się do nagrody? - spojrzała wyzywająco po tłumie matrosów. - Może i łatwo nie będzie, ale skoro sami uznaliście, że warto…
- Adza, spokojnie. - starał się jakoś unormować sytuację elf. - Może porozmawiamy o tej sprawie przy kieliszku wina?
Wtem wrzasnął Oswald wciąż stojący przed zaklinaczką.
- Nie, ty gupi szarpidrucie, nie podrywaj mojej żony! - w jego oczach widać było gniew, po chwili zwrócił się do Adzy. - Nie pozwalam ci ryzykować twojego zdrowia i naszej miłości!

Nagle coś błysnęło na niebie. Biała smuga zaświszczała nad ich głowami. Obok steru stał Lathidrill, oczy miał zmęczone i wyglądał, jakby umarł niedawno. Gestem przywołał do siebie Szarobrodego. Kapitan utkwił wzrok w elfie i wyglądał jakby zobaczył boga. Po chwili nasilonego szeptu, Szarobrody nabrał odwagi i zaczął wrzeszczeć.
- Rozejść się! Wszyscy! Co to za zbiorowisko? Jeszcze wam za mało krwi po ostatnich wydarzeniach? Wszyscy won!
Tłum zaczął powoli opuszczać pokład, zaś Lathidrill spojrzał z zażenowaniem na kabaret rozgrywający się w otoczeniu Adzy i gestem nakazał Szarobrodemu iść za nim, co też kapitan skrupulatnie wykonał.
Aramin stojący na uboczu nie był w stanie w tym gwarze słyszeć rozmów pomiędzy Adzą a jej wielbicielami, co więcej nie chcąc się żenować tym widowiskiem odwrócił się w stronę morza i kontemplował widoki zastanawiając się, co się dzieje z tymi kobietami w dzisiejszych czasach, że tak pozwalają się upadlać. Gdy kapitan zaczął wrzeszczeć szlachcic spojrzał na niego spod ukosa i ruszył w kierunku kubryka posłusznie (acz bez gorliwości) wykonując rozkaz.
Makados jako jeden z pierwszych ujrzał lecącą białą smugę, gdyż znajdował się razem z Kukiem najbliżej miejsca, gdzie pojawił się elfi mag. Trzeba było przyznać, iż czarodziej lubił efektowne wejścia. Kapłan spojrzał na elfa zanim ten jeszcze wezwał do siebie Szarobrodego i patrzył na niego zaciekawiony i zmartwiony, lecz nie pokazywał tego otoczeniu. Patrzył na od dawna nie oglądana scenę, aż kapitan ogłosił, iż zbiorowisko ma się rozejść. Makados spotkał się swoim zimnym spojrzeniem ze spojrzeniem Lathidrilla, którego zmęczona twarz wskazywała, iż ledwo co odszedł z tego świata, lecz wymiana spojrzeń trwała tylko krótką chwilę. ~Mój Pan i tak cię dostanie elfie, nie myśl sobie...~ Kapłan odchodził już z pokładu, kiedy pomyślał o tym, iż wiedza na temat tego co planował teraz elf i kapitan mogła być bardzo cenna. Idąc dalej za tym pomysłem skierował się pod pokład w poszukiwaniu zacisznego kąta. Musiał porozmawiać z Hulrikiem.
 
Eillif jest offline  
Stary 14-02-2014, 16:28   #72
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Tak szybki powrót Lathidrilla do zdrowia był dość niepokojący. Prawdopodobnym było, iż wielki mag miał jakieś mikstury, a może nawet czary leczące, lecz jego stan był naprawdę ciężki, a rzec by można, iż był umierający. Te rozważania nakłoniły Makadosa, by spróbować dowiedzieć się czegoś o tym, co będzie obgadywane z kapitanem. Na całe szczęście Kapłan ma swojego szpiega na statku, któremu trzeba by zlecić jego pierwszą misję.


Makados po jakimś czasie wreszcie znalazł zaciszne miejsce, czyli ładownię. Zszedł schodami, a następnie przekroczył próg dużego pomieszczenia pełnego skrzyń i beczek. Gdy był już w środku natychmiast spojrzał na schody, czy czasem ktoś nie szedł za nim, a po upewnieniu się, iż będzie miał trochę spokoju zamknął drzwi, a następnie doszedł do przeciwnego krańca pomieszczenia. Wolał mimo wszystko bardzo nie ryzykować, więc jeszcze wszedł za jakąś stertę skrzyć. Na koniec rozejrzał się asekuracyjnie.
-Hulrik? Jesteś gdzieś tutaj? Hulrik?- Zadał pytanie w pustkę mają nadzieję, że duch będzie w pobliżu.
- Znowu ty? - rozległ się głos, a za jego plecami pojawiła się zjawa.
-Mam do ciebie sprawę. Otóż chcę, byś podsłuchał o czym będą rozmawiać Szarobrody i Lathidrill.
Hulrik spojrzał na niego gniewnie.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, pajacu. To tobie powinno zależeć by mnie stąd odesłać, jeśli nie chcesz rozgniewać swojego bożka. A po drugie skąd pomysł, że zostałem twoim sługą, co?
-Jest moją powinnością, by dusze zmarłych opuszczały ten świat, lecz mój pan nie wydaje takiego nakazu. Co do ciebie, to wiedz, iż jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji. Dlatego też, zważywszy na dobro twoje, jak i moje rób co mówię, lecz traktuj to jako sugestie, czy też wskazówki prowadzące cię, do twego celu, czyli zapewnienia bytu rodzinie. Wybór zawsze należy do ciebie, tak samo jak do mnie jeśli chodzi o wysłanie złota twej rodzince.- Odparł Kapłan jakby nie zwrócił uwagi na groźny ton ducha.
- Tfu! Na psa urok! Zachciało mi się z nekromantami układać! Żeby cię Tyr dostał w swoje łapska, łajzo! - spojrzał z niechęcią na kapłana. - No dobrze, dobrze. Czyli co, mam sprawdzić co mówią i ci przekazać? Kiedy się odbędzie ta rozmowa?
-Dokładnie. A teraz idź, bo rozmowa pewnie już się zaczęła. Wrócę tutaj za kilka godzin, a wtedy opowiesz mi o czym rozmawiali. Za wykonanie tego zadania dam ci trochę spokoju. - Rzekł Kapłan, po czym ruszył ku Kubrykowi, gdyż przyszedł czas, by trochę odpocząć.
 
Zormar jest offline  
Stary 14-02-2014, 23:43   #73
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację


ROZDZIAŁ 2

„Wiele trzeba rozumu, żeby wiedzieć, kiedy powiedzieć prawdę, a kiedy ją zmilczeć; nie każdą prawdę zawsze można powiedzieć już to ze względu na nas, już to ze względu na innych”

Baltazar Gracian Y Morales

Szarobrody szedł cicho za swoim współpracownikiem. Lathidrill nie wydawał się zachwycony sytuacją jaką zastał. Mag, jak na elfa przystało, jakoś nie lubował się w prostych, przyziemnych rozrywkach pokroju wesołego wzajemnego obijania sobie gęb. Za to bardzo spodobał mu się jego własny pomysł sprowadzenia barda na pokład jakiś czas temu . Szarobrody już dobrze wiedział co go teraz czeka – poważna rozmowa na temat jego kwalifikacji. Westchnął, gdy znaleźli się przed drzwiami kajuty Lathidrilla. Mag, swoim starym sposobem, użył kredy do otwarcia drzwi. Trik ten stosował odkąd kapitan tylko pamiętał. Weszli do wewnątrz. Zapachniało kwiatami i wiosną. Otaczały ich drzewa wiśniowe, a u ich stóp płynął strumyk. Drzwi, którymi weszli zamknęły się i znikły. Elf odwrócił się do swojego towarzysza.

- Ja wiem, ja przepraszam.. – zaczął Szarobrody.
- O tym za chwilę. – warknął elf. – Posłuchaj, mamy tutaj na statku ciekawego osobnika. – spojrzał na rozmówcę, który najwyraźniej nie zrozumiał o kogo chodzi. – Osobnika wścibskiego, bezczelnego, ciekawskiego. Takich ludzi nam potrzeba.
Kapitan zdjął kapelusz i podrapał się po głowie.
- A nie raczej głupich i nie zadających pytań?
- Jeden starczy. – rzekł z pogardą elf. – Wracając do sedna sprawy: pamiętasz tego chłopaka, którego sparaliżowałem na uczcie? Wtedy, gdy minotaur robił zamieszanie.
Lathidrill celowo nie używał imion, jego wspólnik i tak nigdy ich nie zapamiętywał.
- Tak, tak kojarzę. I co z nim?
- Wyobraź sobie, że nie dość, iż postanowił rozmawiać sobie z duchami poległych podczas ataku – przygryzł wargę, nie mógł sobie wybaczyć tej sromotnej klęski. – to jeszcze ma czelność wygrażać mi, gdy myśli, że nie słyszę. Zero szacunku dla pracodawcy, jakież to ludzkie. Dajemy mu złoto i jeszcze ma obiekcje. Nieco rozśmieszył mnie co prawda swymi groźbami, ale jednocześnie zaintrygował mnie. Zagrajmy na jego zasadach. – ściszył głos. – Jesteśmy obserwowani.
Szarobrody podskoczył i zapytał cicho.
- Kto?
- Dawny przyjaciel. Pozwoliłem mu tu wejść. Ten bezczelny chłopak sądził, że może na moim statku knuć z moimi marynarzami przeciw mnie. Mylił się. Jego posłaniec jest tutaj. Wyjdź Hulrik, wyłaź i pogadaj z nami!
Jednak coś zaskrzypiało i nagle zmaterializowane drzwi otworzyły się tylko po to, by lada moment zniknąć.
- No cóż, przestraszył się. Słusznie. – rzekł LathidrillZajmę się tym później, a tymczasem przejdźmy do spraw teraźniejszych…


Kajuta Lathidrilla

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QaY78tAUVHk[/MEDIA]

Dni na Aquernice mijały. Wszystko się uspokoiło, a załoga otrzymała od losu zasłużony spokój. Przez pierwsze dni było dość nerwowo, wszyscy obawiali się powrotu potwora z głębin. Ten jednak na ich szczęście nie nadszedł, a jedynym wyróżniającym się epizodem pośród kołysania fal był widok statku rozbitego o skały i, ku niesmakowi marynarzy, dokładnie wyczyszczonego ze wszelkich kosztowności W końcu nastąpił ten dzień, na który wszyscy czekali. Jedzenie ryb dzień w dzień było dla większości podróżnych nie do zniesienia po jakimś czasie. Zapasy kurczyły się, dodatkowo uszczuplone przecież przez koboldy. Same stwory zniknęły gdzieś podczas ataku i słuch o nich zaginął, choć sprawdzano dokładnie cały okręt. Trwało kolejne leniwe popołudnie, a wszyscy niemalże zgromadzili się na dziobie.
- Chwila, jeszcze chwila – mamrotał kapitan
Oczekiwanie było dość męczące, powietrze stało duszne i ciężkie. Żar lał się z nieba.
- Już za chwilę…
Po chwili na horyzoncie pojawił się czubek czegoś, co przypominało górę. Kapitan zawył.
- To ona! Moja piękna! Arthuria! – wrzeszczał zadowolony.
Wkrótce ich oczom ukazała się spora, całkowicie prawie porośnięta palmami wyspa, której centrum stanowiła samotna góra. W miejscu, do którego płynęli, widać było chaty z jasnego drewna.
- No, moi drodzy. – chyba pierwszy raz kapitan zwrócił się uprzejmie do załogantów. – To wasz nowy dom. – po czym dodał szybko. – Na jakiś czas.
Za chwilę mieli schodzić. Marduk po raz kolejny zauważył jak Lathidrill lekko skłonił się, gdy koło niego przechodził. Ostatnimi czasy robił to dość często, zwróciło to uwagę elfa, bo wobec innych mag był raczej oschły i nie zwracał uwagi na nikogo. Od niektórych wręcz odwracał wzrok, gdy przechodził obok. Od czasu powrotu Lathidrilla do zdrowia, Szarobrody wyraźnie nabrał pewności siebie i dawnego chamstwa. Uwielbiał robić złośliwe uwagi Bradowi na temat jego profesji, ubioru, fryzury – słowem wszystkiego. Makados pewnego razu podczas snu otrzymał czytelny sygnał od swojego niematerialnego towarzysza, który zakomunikował, że nie może z nim rozmawiać przez jakiś czas i poprosił, aby spotkali się na wyspie, gdy dopłyną. Natomiast Adza podczas pewnego poranka obudziwszy się znalazła na sobie wymięty kawałek papieru z rysunkiem i wierszykiem na odwrocie.


Rysunek z kartki

Zawsze, wszendzie
Tam i tó
Chcem ci muwić
Ajlawiu

Trap opadł na piaszczystą plażę Arthurii. Przywitały ich wiwaty. Znaleźli się w dość dużej osadzie, której centralnym punktem było wejście w głąb góry. Najbliżej trapu stał barczysty ork z miną zrzędliwej żony i kamienny golem wysoki na około trzy metry. Do golema podszedł Lathidrill, gdy tylko udało mu się zejść z pokładu i zupełnie bagatelizując resztę udał się wraz z nim do jakiejś wyjątkowo małej i brzydkiej chałupy. Tymczasem kapitan starał się przekrzyczeć tłum.

- E! Cicho być! Zamknąć się! – wrzeszczał bez większego skutku, ale po jakimś czasie zapanował spokój. – No to tak, ci którzy zostali przyjęci jako najemnicy przechodzą teraz od opiekę Kradoka. – wskazał na rzeczonego wyżej orka. – Reszta za mną!

Plac się nieco wyludnił, a nowoprzyjęci najemnicy stali oczekując jakiegoś sygnału od swojego nowego zwierzchnika. Nastała długa cisza przerywana szumem fal. Nagle ork wypalił zupełnie bez przyczyny tak, że większość podskoczyła.
- Jak na was patrzę to rzygać mi się chce! – wrzasnął na całą osadę i znowu przerwał. – W szeregu stać!
Cóż było robić, stanęli jak kazał. Kradok postanowił przyjrzeć się swoim podopiecznym. Po kolejnej chwili ciszy na nowo rozległy się jego wrzaski.
- Witajcie na Arthurii, debile. Będę się waszym dowódcą przez jakiś czas ku mojej rozpaczy. Tacy debile jak wy mogą co najwyżej czyścić pokład, a nie bronić górników. Poza tobą. – wskazał na Khett Ty masz możliwości. Do rzeczy, nie rozpraszajcie mnie, debile. – powiedział, choć nikt go nie rozpraszał, przynajmniej celowo. – Chodźcie za mną, zaprowadzę was do waszego nowego domu.

Szli za Kradokiem, aż przystanęli przy jakiejś tablicy nieopodal portu. Wisiały na niej dwie starannie wykonane mapy, prawdopodobnie elfiej roboty.

- Posłuchajcie. To jest mapa wyspy i osady. Układ uliczek jest tutaj tak prosty, że tylko tacy debile jak wy mogliby się tu zgubić. Dla was właśnie jest ta mapa. Obok macie wypisane tutejsze atrakcje i ważne miejsca. Zrozumiałeś, elfie? – zapytał Marduka. – To jest mapa. – powiedział powoli. – Za mną.

Doprowadził ich do podłużnego budynku z drewna. Idąc przez osadę bohaterowie zauważyli ognisko stojące w jej centrum, kilka budynków rzemieślniczych – garbarnię, kuźnię i zakład kuśnierza oraz karczmę, której nazwy nie mogli odczytać ze zniszczonej tabliczki. Gdy już Kradok ich zatrzymał wydarł się w swoim stylu.

- Tutaj mieszkacie. Nie wiem jak Lathidrill mógł dać takim debilom jak wy takie warunki, ale to jego sprawa. Wpakujcie tam swoje graty. Jak się wam zachce żreć to możecie iść do karczmy, Malvina powinna wam coś dać. Spotykamy się jutro przy mapie, zrozumiałeś elfie? Przy mapie. – znów przeciągnął ostatni fragment wypowiedzi. – A teraz cieszcie się, bo od jutro będziecie mieli ze mną niezły zapierdol. – i odszedł złorzecząc na nich pod nosem.

***

Chałupa, wbrew zapewnieniom Kradoka nie należała do luksusowych. Kilka piętrowych łóżek, skrzynia, szafa, stół i cztery krzesła. Tutaj mieli żyć przez najbliższy czas. Dodatkowo Aramin odkrył pod swoim kocem na łóżku zdechłego szczura w zaawansowanym stanie rozkładu. Mieli czas by odpocząć po podróży i zapoznać się z osadą i jej mieszkańcami.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 15-03-2014 o 11:58.
MrKroffin jest offline  
Stary 17-02-2014, 12:06   #74
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ku niemałemu zaskoczeniu Brada wymyślona przez Khett rywalizacja o puchar, tfu, o baryłkę wina, nie zakończyła się powszechną bijatyką. To by wcale nie było aż takie dziwne, skoro ktoś coś źle zrozumiał, ktoś coś źle powtórzył, i wśród załogi rozeszła się wieść, iż Adza będzie dodatkiem do baryłki wina.
Na awanturze i bijatyce (chociaż ta bez wątpienia rozruszałaby niemrawą załogę) Bradowi nie zależało w najmniejszym stopniu. Khett miała całkiem niezły pomysł i szkoda byłoby go zmarnować, wieńcząc finał jakąś pospolitą rozróbą.
Stosunkowo niemiłym elementem było pojawienie się Lathidrilla, przez którego nie dokończono rywalizacji, ale cóż...
I tak najważniejsze było to, że dzięki pomysłowi Khett załoga się rozruszała. No a Brad zgarnął kilka monet, bowiem postawił na Khett, zaś ta wygrała swoje pojedynki.

***

Reszta rejsu upłynęła we względnym spokoju.
Brad wylegiwał się na koi, uzupełniając siły nadwątlone podczas ataku morskiego potwora.
Nieco przyjemności zaczęło Bradowi dostarczać prowokowanie kapitana. Im bardziej Szarobrody czepiał się czy to fryzury, czy to stroju, tym bardziej Brad podkreślał te właśnie fragmenty swego wyglądu. Gdyby rejs trwał dłużej, to pewnie łotrzyk nijak nie różniłby się od typowego pirata.
No i gdyby miał ciut większe możliwości ubarwienia swego stroju. A tak ograniczył się do barwnej opaski czy też podchodzenia po cichu tuż za plecy Szarogębego.
- Ma pan jeszcze sakiewkę, kapitanie? - Temu słowu Brad nadawał kpiący wydźwięk. - Aż dziw...


Jak się w końcu okazało, wyspa będąca celem ich podróży nosiła nazwę Arthuria. Kto i czemu nadał jej taką nazwę, tego Szarogęby nie raczył nikomu wyjawić, a Brada (prawdę mówiąc) niezbyt to interesowało. Bardziej był ciekaw, po co w końcu kapitan ich zatrudnił. Bo raczej nie zafundował im bezpłatnej wycieczki, powodowany tylko i wyłącznie altruizmem.

Pewnych wyjaśnień powinien im udzielić przydzielony jako "opiekun" ork, ale ten nie dość że wyglądał na bardziej tępego, niż golem, ale i zachowywał się jak idiota, więc trudno było sądzić, że w jego pustej głowie jest coś innego niż sznurek, podtrzymujący uszy. A wiedzy o wyspie pewnie nie było żadnej.
- Mapa? To ty wiesz, Kradok, co to jest mapa? - zagadnął go Brad, gdy ork po raz kolejny rozdarł ryja. - To może i czytać umiesz? Czy też na pamięć się nauczyłeś tak trudnego słowa?
Nie miał zamiaru dopuścić do tego, by jakiś wrzaskliwy półgłówek wyładowywał na nich swoich frustracji. I lepiej było od razu ukrócić takie zapędy.

W chacie luksusu nie było, ale można było sądzić, że po przepędzeniu paru pająków da się jakoś wszystko ogarnąć.
Brad rzucił swoje bagaże na najbliższe łóżko.
- Idziemy sprawdzić, co serwuje owa Malwina? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-02-2014, 14:42   #75
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Marduk o zamieszaniu związanym z konkursem dowiedział się już po fakcie i były to informacje szczątkowe. Nie żałował, że nie brał w tym udziału. Nie był stworzony do bójki na pięści, obce mu też było prostackie poczucie humoru, zaś z baryłką wina i Adzą nie wiedziałby co robić.

Przez resztę rejsu opuszczał kubryk tylko po to by dać swojemu jastrzębiowi okazję do rozprostowania skrzydeł. Całkowicie pochłonęły go badania i doskonalenie warsztatu magicznego. Z pewnym zaskoczeniem zauważył, że Lathidrill zaczął odnosić się do niego z czymś na kształt szacunku. Przynajmniej tak interpretował skinienia głową. Przyjął to z niemałym zadowoleniem i starał się odwzajemniać. Z innymi członkami załogi starał się być na dystans. Nie ufał im, lub się ich obawiał, jak na przykład orczycy Khett. Nie miał pojęcia jak w ogóle kapitan mógł przyjąć kogokolwiek jej rasy do załogi, ale czego się spodziewać po kimś kto zatrudnił minotaura.

Na szczęście podróż morska dobiegła końca. Arthuria Nie zrobiła na Marduku jakiegoś nadzwyczajnego wrażenia. Przyczyniły się do tego zapewne krzyki ze strony Szarobrodego a potem Kradoka a także mizeria zabudowań na wyspie.
"Dowódcy mają najwidoczniej słabość do orków"- przeszło przez myśl Mardukowi.

Nie dał jednak po sobie poznać, że coś mu nie odpowiada. Zaczepki ze strony Kradoka zbył milczeniem. Uważnie się natomiast przyjrzał mapie. Osada istotnie nie wyglądała na taką w której można się zgubić. Zastanawiało go natomiast co będą tu robić. Było tu całkiem spokojnie i nie zanosiło się żeby miało to się zmienić.
Gdy weszli do chaty którą mieli zajmować Marduk Wypakował tylko składane posłanie, racje podróżne, kuszę i bełty. Natomiast w mieczem i księgą czarów w plecaku nie miał zamiaru się rozstawiać.

Na pytanie Brada odpowiedział niezwłocznie.
- Z miłą chęcią. Ja i Szpon jesteśmy dość głodni. Poza tym muszę załatwić komponent do czarów. Czerwony, żółty i niebieski proszek, lub piasek. Mam nadzieję, że znajdzie się gdzieś na wyspie.
 
Ulli jest offline  
Stary 17-02-2014, 18:54   #76
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Po niezbyt udanym, bo wszakże przerwanym przez Lathidrilla turnieju na pięści oraz wysłaniu swojego nowego współpracownika na przeszpiegi, Makados nie miał zaznał na statku więcej rozrywek, a przynajmniej takich godnych uwagi, by o nich wspominać. Większość czasu spędzał na odpoczynku i obmyślaniu swych następnych poczynań. Dużo myślał o tym czego się dowiedział od Kobolda, który był bardziej rozmowny niż nieufny Hulrik. Bardzo ciekawiła go ta brama czaszki, więc pewnego dnia, czy też raczej nocy opuścił niezauważony kubryk i skierował się do najbardziej zacisznego miejsca na statku, czyli do ładowni.

Po dotarciu na miejsce rozważnie zamknął za sobą drzwi i wyjął zza pazuchy dość grubą księgę w już podniszczonej czarnej oprawie, na której froncie widniała czaszka. Zaczął ją wertować w poszukiwaniu jakichś wskazówek, czy to aby nie było coś związanego z Myrkulem. Po przerzuceniu ponad połowy stronic w księdze nic nie znalazł poza tym, iż symbol czaszki mógł mieć związek z Bogiem Śmierci, lecz niestety Myrkul nie był jedynym bóstwem, które posiadało w swych iluminacjach czaszkę. Był choćby Cyric, a w odległych stronach mogli być wyznawani nieznani mu bogowie. Niestety jego wysiłek był daremny, lecz mimo wszystko dało mu to zapas wiary, gdyż poprzez powtórne studiowanie księgi fundamenty jego wiary i nadzieją na ziszczenie się jego dążeń. Po skończonej lekturze udał się na spoczynek, gdyż dość długo ślęczał w ładowni, a świt zbliżał się nieubłaganie.

Następne dni były równie spokojne jak te poprzednie z wyjątkiem jednej nocy, kiedy to dosłyszał słowa Hulrika. Wprawdzie zaczynał się już zastanawiać, czy aby duch nie został uwięziony przez maga, lecz teraz jego wątpliwości, a przynajmniej część z nich, zostały rozwiane. Mimo to wiadomość od ducha nie odpowiedziała na jego pytania. Ba, sprawiła, iż powstały nowe. Jednym z najważniejszych było, dlaczego duch nie chce opowiedzieć o tym czego się dowiedział teraz lub niedługo, a nie dopiero na wyspie. Zmartwiło go to. Zaczął nawet podejrzewać, że Lathidrill nawiązał kontakt z byłym marynarzem. Rozważania te doprowadziły go do wniosku, iż chyba trochę nie doceniał możliwości maga. Mimo to postanowił uszanować wolę ducha. Mógł poczekać jeszcze trochę. Wolał wszakże spotkać się na wyspie, która była ewidentnie bardziej bezpiecznym miejscem na rozmowę z widmem, niż ciasny statek. Skończywszy rozważania położył się znów spać.

Po kilku dniach nadszedł ten dzień! Wreszcie dotarli do celu, którym była wyspa Arthuria. Mimo wszystko nie była bardzo duża, lecz dla takiego szczura lądowego jakim był Makados, to ta wysepka była dość pokaźna, a otaczający ją morze sprawiało, iż stawała się naprawdę szczęśliwym widokiem. Rosły na niej drzewa, których nigdy nie widział, lecz usłyszał sporo opowieści o wyspach, by wiedzieć, iż są to palmy. W centrum wyspy wznosiła się samotna i dość pokaźna kupa kamieni. ~To pewnie gdzieś tam jest ta brama czaszki...~ Stwierdził kapłan wpatrując się w dość szybko rosnącą przed nim wyspę.

Po jakimś czasie dobili do brzegu. Wreszcie! Szczerze powiedziawszy Makados miał już serdecznie dość ciasnoty na statku i ucieszył się, iż może wreszcie postawić stopy na stałym lądzie, tudzież piasku. Zaraz po zejściu na ląd przywitał ich- choć raczej chłodno- nowy przełożony, którym był... Ork! ~Ork dowódcą... Albo przeklęta Tymora sobie z nas kpi, albo Szarobrody i Talhidrill mają słabość do niezbyt rozgarniętych podkomendnych na dość ważnych stanowiskach.~ Sytuacja stała się niezbyt korzystna dla najemników, gdyż Kradok nie należał do przyjemniaczków. Ba, prędzej mu było do ogra, który nie dostał żarcia, lub któremu ktoś walnął młotem w krocze. Mimo to kapłan znosił tą szopkę ze stoickim spokojem. Miał na tyle duże doświadczenie jeśli chodziło o sprawy przełożonych w jednostkach zbrojnych, by wiedzieć że dyskusje z kimś takim jak Kradok nie przyniosły by żadnych korzyści, a sprowadziły by pewnie jakieś kłopoty.

Ich nowy przełożony oprowadził ich po dość skromnej osadzie, nie domawiając sobie przy tym żadnej okazji, by kpić z Marduka, by na koniec zostawić ich pod chatą, która była od tej pory ich wspólnym miejscem do odpoczynku. Po wejściu do niezbyt zadbanego budynku Makados pocieszał się ty, iż przynajmniej główna konstrukcja wygląda w miarę solidnie. Zajął sobie jedno z górnych łóżek poprzez wrzucenie na nie swojego plecaka, gdzie w sumie ni było za wiele przedmiotów, a jak już to żadnych ważnych. Wszystkie ważne przedmioty miał przy sobie. Po chwili usłyszał jak Brad proponuje wypadnięcie do karczmy, by coś wrzucić na ząb.
-Ja również się tam wybiorę. Solone ryby już mi obrzydły. Zjadłbym nawet grochówkę polową.- Odrzekł Makados, ruszając za towarzyszami, gdy ci ruszą ku karczmie.
 
Zormar jest offline  
Stary 20-02-2014, 14:31   #77
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Kiedy rejs dobiegł końca Aramin był szczęśliwy, że wreszcie postawią stopę na suchym lądzie i może w końcu się do czegoś przydadzą poza tym miał już dość dziwnego zachowania załogi i niepokojących wydarzeń. Kiedy jednak poznał bezpośredniego przełożonego zżymał się i z trudem powstrzymywał od niezbyt szlachetnej pokusy by zwyczajnie, porządnie przypieprzyć tamtemu Kradokowi. Mimo wszystko był jego dowódcą i należał mu się respekt. Nie szkodziło za to zapytać:
-Mogę gdzieś tu dostać albo kupić pancerz?

Ich kwatery może nie były luksusowe, ale tragedii nie było - przynajmniej Ksenia miała gotową szczurzą przystawkę do konsumpcji. Nie było jednak za bardzo czego zwiedzać toteż zgodził się na propozycję wystawioną przez Brada - a nuż będzie to okazja by się lepiej poznać.
 
Aramin jest offline  
Stary 21-02-2014, 03:31   #78
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
Po trzykroć przeklęta podróż morska.
Statki, morze, kołysanie, sól, ciasnota, kołysanie, kołysanie, kołysanie.

Choroba morska zaatakowała ponownie, z jeszcze większym impetem, gdy tylko opuściła go adrenalina związana z walką. Upadł na swoje nowe posłanie, rzucając pod siebie toboły i zajął się tym, co robił przez cały czas, odkąd wsiadł na statek.
Umieraniem.
Spuściwszy litościwie zasłonę milczenia na to co się działo przez następne dni z Gabrielem, należy jedynie wspomnieć, że nie udało mu się nawiązać żadnych znajomości na statku. Nie był w stanie. Również wszystkie ciekawe wydarzenia zupełnie mu umknęły. Nie ruszał się z kajuty nawet na krok, jeśli nie musiał.

Wreszcie ląd.
Półprzytomny spóźnił się wyraźnie na zbiórkę, ledwo powłócząc nogami. Kołysanie wprawdzie ustało, ale w najśmielszych marzeniach nie podejrzewał, że to związane jest z końcem podróży. Wyszedł na pokład i dobre kilka chwil przecierał oczy z niedowierzaniem. Wyspa. Ląd.
Zachłysnął się nadzieją, że to koniec męki i z niepokojem słuchał słów, które padały na zbiórce.
A jednak! To prawda, schodzimy...
Zebranie tobołków, i przerzucenie miecza przez plecy zajęło mu minimalną ilość czasu, wypełnionego obijaniem się o ściany i zawrotami głowy. Niemniej pędził jak alkoholik do flaszki. W końcu gdy jego stopy dotknęły stałego lądu, ugięły mu się kolana i upadł, ze wzruszeniem całując ziemię.
Podnosząc się dostrzegł zażenowane spojrzenia, jednak w odpowiedzi posłał tylko szeroki uśmiech i raźno ruszył za grupą.

Rozglądał się ciekawie po zgromadzonych najemnikach, starając się wypatrzeć znajome twarze. Zadanie utrudniał jednak opryskliwy ork. Gabriel chciał wreszcie się coś dowiedzieć, włączyć się do akcji, poznać kogoś, a musiał wysłuchiwać bełkotu zaplutego zielonoskórego. Na usta cisnęły się pytania „czy kiedykolwiek zastanawiałeś się jak to jest mówić z przebitą tchawicą?”, tudzież „a połamane nogi? myślisz, że to bardzo boli?”, albo też „to jednak poderżnięcie gardła, czy cios w skroń, co byłoby lepsze?”.
Rozstrzygający tę kwestię Gabriel był jednak na tyle osłabiony tygodniami choroby, że zanim podjął decyzję, ork gdzieś zniknął zostawiając ich pod ich kwaterami. Cóż, może to nie było najgorsze wyjście. Rzucił bagaże na pierwsze z brzegu łóżko, nie poświęcając lokalowi większej uwagi i z radością zareagował na pomysł zjedzenia czegoś w grupie.

-Tak, cudownie! - wyszczerzył zęby. -Może przy okazji powiecie mi, jak bardzo śmierdzi to gówno, w które razem wdepnęliśmy, bo mam wrażenie, że sporo mnie ominęło – dorzucił wesołym tonem.
 
goorn jest offline  
Stary 21-02-2014, 19:55   #79
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Okazało się, że tym, co zdenerwowało Adzę do tego stopnia, że zdolna by była do zrobienia krzywdy któremuś z denerwujących ją matrosów (całe szczęście, że w pobliżu nie kręcił się Oswald), była kłótnia z Rufusem, a nie, jak mogłoby się wydawać ośmieszenie podczas zawodów. Zaklinaczka szybko zapomniała o tym incydencie, i zapewne nie potrafiłaby wytłumaczyć, dlaczego zareagowała tak gwałtownie. Jednak Rufus miał swoją teorię na ten temat. Co gorsza postanowił opowiedzieć o niej Adzie...

~ Pipi? Pipipipi...
~ Rufus? Nie uważasz, że ostatnio zrobiłeś się bardzo...
~ Pipipipipipipi.
~ Mówiłam ci już, że się mylisz. ~
Zirytowana dziewczyna starała się spławić szczura.
~ Pipi. Piii. Pip. Pii...
~ Co ty znowu wymyślasz?! Chcesz mi przez to powiedzieć, ze ten cały cholerny turniej to MOJA wina?!
~ wybuchła Adza, wcale nie przejmując się tym, że Rufus tego nie powiedział. Najważniejsze było dla niej to, że ona tak to zrozumiała.
~ Pipipi...
~ Nie. Już wystarczy. Sugerujesz, że nie zajmuje się niczym innym niż robieniem maślanych oczek do każdego faceta na tym przeklętym statku! Może posądzisz mnie jeszcze o przymilanie się do tej orczycy!?
~ Pipip... ~
Chowaniec wiedział w co się wpakował i starał się jak najszybciej załagodzić sytuację.
~ Powiedziałam „nie”! Co ty możesz możesz wiedzieć?! Jesteś tylko szczurem! Przemądrzałym do tego! Gdyby nie ja, już dawno ktoś zdeptałby cię, nawet o tym nie wiedząc. Albo jeden z tych dwóch ptaków połknął w całości. Dlatego cały czas siedzisz w mojej kieszeni?! No proszę! Czemu nie powiesz jakiejś swojej mądrości teraz? A może umiesz wytykać błędy tylko innym?
Zaklinaczka za późno zorientowała się, że powiedziała o dużo za dużo. Dopiero kiedy Rufus wyszedł, Adza poczuła maleńkie ukłucie w sercu.

***

~ Rufus! Rufuuus! Rufusiku! ~ Zdesperowana Adza błądziła w mroku po pokładzie. Nie spodziewała się, że rana z delikatnego ukłucia urośnie do tego rozmiaru, że nie pozwoli ani na sen, ani nawet na zwykłe leżenie. Rzadko kiedy czuła ten rodzaj bólu, w tym wypadku zwiększony kilkakrotnie, bo wina faktycznie leżała po jej stronie.
Zdeterminowana zaklinaczka przeszukała tamtej nocy każdy skrawek „Aquernicy”, jednak szczur okazał się zbyt dobry w chowanego. Podupadła na duchu dziewczyna niechętnie poczłapała do kubryku.
Nie spodziewała się tej nocy snu, jednak wczesnym rankiem po przebudzeniu nie zastanawiała się kiedy do tego doszło, gdyż spotkała ją większa niespodzianka. Znalazła na sobie wymięty skrawek papieru od „tajemniczego” nadawcy. Zaraz po odczytaniu treści zwinęła liścik w kulkę i rzuciła nim o ścianę. Po chwili rozmyśliła się i ponownie wzięła do ręki kartkę. Zmodyfikowała ją nieco i po raz kolejny zgniecioną położyła koło siebie.


0780b02cb1d6f235med - Kopia.jpg
Modyfikacja Adzy

***

Kiedy zbudziła się po krótkiej drzemce, usiadła na koi i przypomniała sobie o wiadomości. Miała cichą nadzieję, że był to tylko sen i pewnie by w to uwierzyła, gdyby nie to, że po przetarciu oczy, obok Adzy siedział Rufus.
~ Pipipip. Pi, Pipipi. ~ Przywitał się radośnie.
~ Rufus, szukałam cię pół nocy. Chciałam ci... cię...
~ Pipi.
~ Słyszałeś mnie i widziałeś? Dlaczego mi się nie pokazałeś?! Dlaczego nie odpowiadałeś?!
~ Piiip.
~ Ach tak. Przepraszam już nie będę krzyczała. Chciałam cię tylko przeprosić.
~ Pipip?
~ Co to za pytanie? Oczywiście, że wczoraj w nocy też byłam na to gotowa.
~ Pii...
~ Nawet nie wiesz jak szybko potrafię się uspokoić. Ale przestańmy już o tym. Głupio mi, że na ciebie nakrzyczałam. To nie jest do końca tak, że tak myślę. Wcale wtedy nie myślałam.
Byłam wściekła po turnieju i... i...
Adza miała nadzieję, ze szczur przerwie jej i wtrąci coś mądrego od siebie, ale Rufus za dobrze ja znał. Czekał, aż ona wysili se i coś wymyśli.
~ Masz w sumie trochę racji. Ale tylko trochę! Nie uśmiechaj się tak. Widzisz... Byłam taka szczęśliwa z powrotu na morze, że zrobiłam się taka, taka... otwarta? Ojjj, wiesz o co chodzi. Ciągle się szczerzyłam i w ogóle. Bezinteresownie pomogłam nawet grajkowi. Może to przez to ludzie spostrzegali mnie trochę inaczej niż zwykle. Nie miałabym wobec tego nic przeciwko, jednak... Niektórzy potrafią świetnie wykorzystywać dobroć drugiej osoby. A nawet uważają, że to się im należy...
Rufus miał już dość wywodów Adzy, które przypominały trochę przemyślenia nastolatek z „problemami” sercowymi. Wpatrywał się więc w zaklinaczkę z politowaniem.
~ Rufus! Nie wygłupiaj się. Staram się. W każdym razie wiesz o co chodzi. Powinnam ich wszystkich kopnąć od razu w dupę.
~ Pipip?
~ Co?! Gdzie jest ten liścik? Zaniosłeś go? A ja głupia....
~ Pippipip.
~ Kiedy? Ale... Ty to masz łeb! Serio dziabnąłeś tego idiotę w język? Chodź no tu.
~ Podłożyła mu rękę, aby mógł się wspiąć na ramię i podała mu trochę ziarna z kieszeni. ~ Czyli mówisz, że przez najbliższy czas nie usłyszymy sepleniącego się Oswalda? To i tak tylko chwila radości. Może trzeba było mu od razu odgryźć jęzor na zawsze...


***

Kiedy Adza dowiedziała się, że lada moment dobijają do portu ucieszyła się. Po raz ostatni, przed długą przerwą chciała popatrzeć na morze. Zawsze ją to uspokajało. Mogła tak stać na dziobie godzinami nie odczuwając przy tym znudzenia.
Kiedy usłyszała krzyki i krzątaninę matrosów wykonujących manewr, niechętnie odwróciła się w ich stronę. Zobaczyła ludzi z ich wspólnego kubryku i dołączyła do grupy. Razem z nimi wyszła na ląd, ale pozwoliła sobie na jeszcze jedno, ostatnie i już tęskne spojrzenie na „Aqernicę”. Mimo iż był to najgorszy statek na jakim dane było jej pływać, wolała przebywać na nim niż na lądzie.
~ Teraz dopiero zacznie się cyrk.
I faktycznie tak było. Tłumy wiwatujących ludzi, duża osada i ponurzy orkowie jako ekipa powitalna. Nie tylko Adza skrzywiła się na ten widok. I mimo, że nie znielubiła od samego początku oprowadzającego ich orka, nie miała też powodów, aby bliżej się z nim zapoznać.
~ Przynajmniej nie ukrywa tego, że nas nie cierpi i uważa za nieudaczników. Zawsze mogło być gorzej. Mógł udawać przyjaciela i przymilać się, a po jego zachowaniu, wiadomo było czego się można spodziewać. I ma też maga za durnia. Może jednak go polubię...

Pokój do którego zaprowadził ich Kradok nie należał do najgorszych. Adza nie zamierzała wybrzydzać, ale też nie chciała zostawać nim dłużej niż było trzeba. Dlatego też zareagowała z entuzjazmem na propozycję Brada.
- Zaczekajcie. Idę i ja. - zaklinaczka rzuciła plecak na górę piętrowego łóżka i dołączyła do grupy.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg 0780b02cb1d6f235med.jpg (15.9 KB, 5 wyświetleń)
lastinn player
Eillif jest offline  
Stary 23-02-2014, 20:06   #80
 
Nimitz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumnyNimitz ma z czego być dumny
Gdy tylko rejs dobiegł końca Khett dostrzegła jakąś dziwną radość na twarzach wszystkich obecnych.
Nawet drobne niesnaski pomiędzy załogantami, zdawały się być porywane przez fale wraz z momentem gdy ich stopy miast chybotliwego pokładu Aquaernicy dotknęły przyjemnie stałego lądu.
Sama również była zaciekawiona, nowym miejscem, choć podróż, pomimo zrzędliwego potłuczonego elfa, również miała swoje ciekawe momenty.

Ich nowy przełożony był orkiem i już na starcie wiedziała, że przynajmniej na początku czeka ich z nim twarda przeprawa, gdy ostrym głosem począł wydawać polecenia. Jednak w przeciwieństwie do reszty oschłe rozkazy rzucane przez niego poprawiły jedynie jej nastrój. Lata spędzone wśród kompanii najemniczej sprawiły, że przemówienie Kardoka nie tylko jej nie zniechęciło ale również pokrzepiło ją na duchu i może właśnie to zauważył chwaląc ją, choć nie specjalnie chciała wychodzić przed szereg.

W zdziwieniu stwierdziła, że przydzielono im bardzo dobre miejsce. Praktyczne, wygodne sienniki narzucone na deski, do tego wszystko ponad poziomem podłogi co sprawiało, że nawet podczas chłodu nie powinni drżeć z zimna bijącego od ziemi, co nie raz zdarzało się w prowizorycznych obozach podczas podróży.
Ściągnęła ze swojej pryczy zatęchły koc oraz materac i wychodząc przed dom wytrzepała je z brudu, po czym ułożyła starannie z powrotem, a na nich swój skromny dobytek.

Słysząc propozycję Brada postanowiła z niej skorzystać, zwłaszcza, że wszyscy zdawali się być nią zainteresowani.
 
Nimitz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172