Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-07-2014, 22:59   #191
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
-Dupa, dupa, dupa! - tyle spraw nie wyjaśnionych, tyle do ustalenia, a wy sobie siedzicie jakby nigdy nic! -Zed był wyjątkowo nerwowy. Męczyła go niezałatwiona sprawa medalionu, prawie pewne wilkołactwo Kelvina, no i najważniejszy problem podział znalezionych dóbr. -Powiedzcie mi, co robimy z tym medalionem, bo rozumiem, że czerepy niesiemy do Viseny? Nie wiem, czy widzicie, ale dymi to badziewie cały czas – ja tam bym utopił gówno, to i dymić przestanie. A co z Kelvinem? - Upieprzymy mu łeb, zanim się przeinaczy? To, że nam pomógł w boju, nie znaczy, że mamy dać się pożreć – dodał konspiracyjnym szeptem, nie zważając, że prawdopodobnie słyszy to również Kelvin. No i najważniejsze – jak się dzielimy?
Chciwość, Zeda siostra rodzona podpowiadała mu, że ci uwolnieni nie mają prawa do podziału. Co jednak będzie gdyby chcieli? Nie, no chyba nie będą aż tak pazerni? Nic to. Najważniejsze, żeby nie dać po sobie poznać, że mu zależy. Perełki warte były małą fortunę a i resztą nie można pogardzić. Może się wartości nie domyślą? Dla odwrócenia uwagi postanowił bagatelizować znalezione przedmioty.
- Myślicie pewnie, że mamy tu jakieś skarby? Nie chcę was dołować, ale nie są one jakoś szczególnie cenne, żeby nie powiedzieć – bez wartości. Weźmy te perły – tłumaczył trzymając je w dłoniach – małe takie, barwa pospolita, no i nie wiadomo, czy prawdziwe. Albo to coś, co wypadło z Melisowego kostura – podniosłem przez szacunek - może i duże, ale przecież można takie kupić na byle targowisku. A te kryształy? Śmiech na sali – miałem związane z nimi pewne nadzieje, ale niestety – praktycznie żadnej wartości, ot błyskotki takie... Ostatecznie jeśli chcecie mogę to wszystko przechować do naszego powrotu, a tam jakoś to będzie. Czując na sobie podejrzliwe spojrzenia przerwał i zgrabnie zmienił temat:
- O! Dymi franca!
 
Paszczakor jest offline  
Stary 16-07-2014, 22:47   #192
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Khogir siedzący na powalonym pniaku, sennie pyknął w fajkę. Słowa Zeda, znów skierowały jego wzrok na dymiący medalion. W zamyśleniu dmuchnął jeszcze kilka razy w żarzący się tytoń, uwalniając przy tym kilka kolistych obłoczków.
Z pewnością mógł zgodzić się ze staruszkiem, że nie wróży to nic dobrego.
- Może by tak piaskiem to przysypać?- zasugerował, widząc że nikt bardziej obeznany w temacie magii i przeklętych przedmiotów nie kwapi się podzielić swoimi przemyśleniami.
Uśmiechnął się, gdyż na myśl o przeklętych przedmiotach, zaraz przypomniał sobie, jak to Melis ubrał nausznicę, co to potem zejść nie chciała. Ha! Ileż on zamieszania wtedy narobił! Uśmiech zniknął jednak tak nagle, jak się pojawił.
- Można by nieść to zasypane w tym żelastwie… - wskazał po chwili na zawieszony nad ogniem, wesoło bulgoczący kociołek. Była to jedna z niewielu rzeczy jakie Khogir zabrał ze sobą z podziemi. W jego torbie spoczywał jeszcze tylko jeden z tajemniczych kryształów. Nigdy wcześniej nie widział takiego minerału- dopieru tu, w okolicach Viseny.
- Zabierzmy go do Viseny. Alvenus na pewno zna się na magii lepiej od nas i oceni czy jest niebezpieczny i czy da się go naprawić by znów chronił wieś - wtrącił się Rufus.
- Albo medalion pierdyknie gdy tylko wejdziemy w obręb palisady i tyle nas widzieli - burknął Kosma.
- Alvenus mógłby sałatfić sprawę, ale jakoś ziwnie mu nie ufam, niepzyjemny carodziej - Bimp dziwnie szybko otrząsnął się po okrutnych wydarzeniach w stalagnacie, tak jakby przeszłość nie miała dla niego znaczenia.
- Poza tym… - prawił krasnolud - …najpierw musimy z tym dojść na miejsce. Najlepiej bez demona za plecami. Toć mówię wam - albo się pośpieszmy, albo zapieczętujcie to do cholery jakimś czarem! Na mój krasnoludzki łeb też trzeba zanieść to do jakiegoś większego magika. Ha! Nie wypada rzucać demonów od tak na ziemię. Nie po tośmy wszyscy karku nadstawiali. Nie po to Delamros z drzewa spadł. Melis nie po to dzielnie umierał, jak jakiś kretyn, by teraz cały ten syf wyrzucać. Yarkiss!- zwrócił się nagle do łowcy. - Ha! Co się stało z tym koniem, co to z figurki pojawia się i jest? Niech ktoś weźmie ten medalion i pędzi z nim do tego całego Alvenusa.
- Został w skrytce na Przeklętej… już nie przeklętej Polanie. Ciężki był - odparł bartnik. - Ale to całkiem niezły pomysł, tyle że po ćmoku wracać tam nie będziemy, trzeba poczekać do rana już. Zresztą wszystkim nam przyda się odpoczynek.
- Zatem ruszajmy tam skoro świt.


Kelvin siedząc na pniaku słuchał oglądając swój nowy miecz i dyndając niewinnie nogami. Po puencie Krasnoluda uniósł głowę i wbił wzrok w Bimpa uśmiechając się drapieżnie i drgając brwiami. Potem uśmiechnął się niewinnie i schował leniwie ostrze do pochwy.
- Wiecie co? Tak sobie teraz pomyślałem, że Khogir ma rację.- Oznajmił Zed- Ten talizman jest niebezpieczny i trzeba go jak najszybciej dostarczyć Alvenusowi. Nie mówiłem tego wcześniej, ale nie zawsze byłem jubilerem. Jako małolat pracowałem jako konny kurier. Byłem najszybszy i byłbym pewnie jeździł do tej pory, ale źli ludzie żyć nie dali. Pojawiły się pogłoski o moim rzekomym pijaństwie i tego typu pomówienia. Raptem parę razy koń mnie przywiózł nieprzytomnego – z wysiłku pewnie – ale zawsze na czas i na miejsce. Musiałem zmienić zajęcie, ale żalu nie miałem – zostałem wtedy złotnikiem. Lat w siodle nie zapomniałem, więc dam radę dosiąść tej chabety i dostarczyć to dymiące coś na czas.
- Skoro macie magicznego konia to świetny pomysł - ucieszył się Rufus. - A co z… - zawahał się, po czym nachylił w stronę Khogira. - Mówiliście, że go wilkołak ugryzł? - niepewnie zerknął w stronę niewinnie uśmiechającego się łucznika.

Ciszę, która zapadła po tych słowach przerwało głośne “puk”. Wszyscy zwrócili się w stronę z której dochodził dziwny, jakby odkorkowywanej butelki dźwięk. Z głupim wyrazem twarzy Zed siedział i patrzył na wypolerowany do połysku hełm w jednej ręce i oderwany róg w drugiej. Spostrzegłszy, że wszyscy na niego spoglądają zaczerwienił się nieco i zmieszany wymamrotał - przepraszam - po czym zajął się przytwierdzaniem oderwanego rogu. Po pewnym czasie doszedł do takiej wprawy, że potrafił bardzo szybko odkręcać i mocować z powrotem zarówno jeden jak i drugi. Bardzo z siebie zadowolony założył hełm, zsunął go na oczy i się zdrzemnął.

Khogir wstał i ostrożnie odłożył fajkę na pniak, na którym wcześniej siedział. Ze stęknięciem rozprostował plecy i podszedł do bulgoczącego kociołka, by wymieszać zawartość. Niezręczna cisza straszliwie bzyczała mu w uszach. Odgonił uporczywą muchę i przemówił jak gdyby nigdy nic.
- Kelvin był ugryziony i ugryziony pozostanie. Zaręczam, że i on o tym wie doskonale, więc przyciszanie głosu, waćpanie Rufus, jest trochę bezcelowe… - Posmakował gotującej się polewki i kiwnął z uznaniem, po czym kontynuował:
- Ostatniej nocy zauważyłem, że zbliża się pełnia. Pełnia z kolei jakoś ostatnio, k*rewsko kojarzy mi się z wilkołakami. – tu wskazał drewnianą łyżką Kelvina i zwrócił się do niego. - Zawsze miałem cię za rozsądnego chłopaka. Strachliwego i dlatego rozsądnego. Pozwól więc, że usłyszymy co ty o tym myślisz, bo mojego zdania wysłuchać raczej nie chcesz.

Kelvin siedział spokojnie przybierając na twarz łagodny uśmiech i słuchając co inni szepczą na jego temat. Samo to, że rozmawiali o nim jednocześnie traktując go jak powietrze było bardzo dziwnym uczuciem. Splótł ręce na klatce piersiowej i czekał co ustalą nie potrafiąc znaleźć sposobu by wgryźć się do rozmowy - nigdy nie był specjalnie charyzmatyczny. Obawiał się tego jaki wyrok zapadnie bo nie chciał zostać zabity ani spętany, a na to się zanosiło. Niektórych już ogarniała taka panika, że najchętniej zamordowaliby go jak najszybciej. Gdy Khogir, którego Kelvin polubił zwrócił się bezpośrednio do niego było to miłą odmianą. Łowca poczuł falę wdzięczności i chrząkając zaczął formułować swoją odpowiedź:
-Miło, że ktoś przypomniał sobie o mojej obecności. - zaczął zgryźliwie - Jeżeli będziecie chcieli mnie zabić przed pełnią nie pozwolę wam na to i zabiorę ze sobą ilu się da. Proponuję żebyśmy normalnie ruszyli do Viseny; dajcie mi tylko jakieś srebrne narzędzie bym mógł popełnić samobójstwo gdybym odczuł jakieś zmiany. W samej Visenie skieruję się do Alvenusa - w takiej sytuacji musi zareagować, a nikt nie będzie wiedział lepiej od niego co czynić. Przypominam, że wielu z was bardzo humanitarnie chciało potraktować dwójkę tych bandytów ocalałych z naszej ostatniej walki. Moglibyście zachować choć trochę tej empatii dla mnie. - zakończył lekko rozgniewany, w ostatnim zdaniu podnosząc ton. Nie wiedzieć kiedy złapał jakiś patyk i z nerwów zaczął rysować coś na ziemi.
- Pierwsa pzemiana moze być bardzo groźna Kelvinie - odpowiedział Bimp - więc dobze byłoby gdybyś w tym casie pzebywał w jakimś odosobnionym i bezpiecnym miejscu. Poza tym nie pamiętas co mówiły ci wilkcłeki ze kontrola pzemiany w znacnej mieze zalezy od krwiozercości obdazonego cłeka, a ty nie obesłeś się z nimi łagodnie, to i nam trudno ocekiwać ze będzies gzecny.
- Ha! Kelvin krwiożerczy! Dobre sobie. Ale co do reszty to racja- Khogir mówiąc to podszedł do swojego bagażu i wyszperał jakieś zawiniątko. Podszedł z nim do Kelvina. - Mam nadzieję, że nie będziesz musiał go użyć, ale lepiej tak, niż żebym ja użył tego- wskazał swój topór oparty o powalony pień drzewa.
Kelvin odwinął zawiniątko. Był w nim magiczny sztylet znaleziony na Przeklętej Polanie.
- Ja i tak nie wiem gdzie to ma rękojeść, a gdzie ostrze, ha! – żartował Wygnaniec, klepiąc przy tym po przyjacielsku chłopaka w ramię.
Wreszcie krasnolud odwrócił się do reszty i poradził:
- Niech każdy zawsze ma pod ręką jakąś broń. Warty i tak trzeba wystawić, to nadal niebezpieczna okolica, więc i krwiożerczego można przypilnować. No! Panie i panowie spać idziemy, a rano czym prędzej w drogę.- spojrzał przelotnie na Edgara, a wyraz jego twarzy o czymś mu przypomniał, dodał więc szybko:
- Co do wart proponuję najpierw panienka Eillif, potem Rufus, Raul, Bimp i wreszcie Audrey. Zed…- spojrzał na śpiącego staruszka- …skoro ma zawieść medalion, niech odpocznie przed jutrem. Reszta nadrobi przy następnej okazji.
Po tych słowach krasnolud znów zwrócił się do Kelvina:
- …a jak jeszcze raz zobaczę ten głupi uśmieszek na twojej twarzy, to nie ręczę za siebie. – uśmiechnął się szeroko, łagodząc tym znacznie wydźwięk groźby i zaczął przygotowywać sobie posłanie.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-07-2014 o 15:31.
Rewik jest offline  
Stary 21-07-2014, 22:17   #193
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Ledwie brzask rozjaśnił mrok Wilczego Lasu drużyna ruszyła w stronę Przeklętej Polany; co prawda nadkładając nieco przez to drogi, ale magiczne przedmioty to w końcu nie w kij dmuchał. Zwłaszcza koń, który miał dowieść Zeda i przeklęty medalion do Alvenusa. Na szczęście żadne stworzenie nie zagnieździło się w tym czasie w wieżach; nawet ścierwa trzech wiedźm nie były przyzwoicie oczyszczone z mięsa. Widać mieszkańcy lasu nie przekonali się jeszcze o “czystości” polany.

Yarkiss wymacał drzwiczki do skrytki pod schodami i wyciągnął magiczne zdobycze. Figurkę konia, harfę, dywan, bronie, kostur, księgi i różne drobiazgi pozostałe po śmierci Melisa, którymi pozostawało się podzielić. Z ruin dworu Kelvin przyniósł trochę elfich przetworów, gdyż droga do Viseny była daleka, a zapasów świętej pamięci Delamrosa nie starczyłoby im na długo; w jeziorku napełniono bukłaki. Chwilę zajęło wszystkim przypomnienie sobie hasła aktywującego kamiennego konia.

Ostatnie przygotowania były troszkę nerwowe. Droga w końcu nie tak daleka. Zed robił kiedyś takie trasy prawie codziennie. Niby stawka trochę większa, w końcu demon medalionu to nie to samo co poczta, ale chyba trochę przesadzali starając się wyekwipować Zeda. Owszem, broń jest potrzebna, ale trzy miecze, łuk, kusza, dwa magiczne sztylety, tarcza, drugi hełm i morgenstern nie jest tym, co powinno zabierać się w taką drogę. Ostatecznie zabrał jeden sztylet i kiścień, ale tylko po to, żeby nie robić przykrości Khogirowi.. Po chwili zastanowienia zabrał też siodło i uzdę ze stajni na przeklętej polanie. Owszem, potrafił jeździć na oklep, ale po co się męczyć? Kilka rzemieni, żeby przywiązać się do siodła też nie było od rzeczy – ten koń wyglądał na szybkiego.
Nie marnując czasu na pożegnania dosiadł konia a właściwie próbował, bo płaszcz nie pozwalał mu sprawnie wskoczyć na siodło. Bez skrępowania poprosił krasnoluda o pomoc i przytrzymanie narowistego rumaka.
- I już po chwili siedział na nim, dumny jak paw, a felerny wisior dyndał mu u pasa.
Będąc wreszcie w siodle, właściwie nie musiał nic robić - magiczny koń wyrwał przed siebie z prędkością, która wręcz zadziwiła Zeda. Odruchowo przywiązał się do łęku siodła. Zawsze tak robił, żeby pijany nie spaść po drodze.
Wyglądało na to, że zrobił to w ostatniej chwili. Magiczny ogier bez przerwy przyspieszał, aż do prędkości niedostępnej dla zwykłych, choćby najszybszych koni. Dodatkowo wyczuł, że Zed zawodowo jeździł konno i szybkość którą rozwinął była większa niż dla zwykłego, śmiertelnika. Gdyby nie rzemienie Zed na pewno zostałby na polanie. Tymczasem pędził przez las z prędkością zapierającą dech w piersi i rozwiewającą resztki włosów na głowie prędkością Mimo strachu przed upadkiem i ciążącą na nim odpowiedzialnością odczuwał wielką przyjemność. Drzewa i monstra czające się za nimi rozlały się w szpaler a właściwie jako, że z obu stron to w aleję. Wiatr chłodził starcze ciało, z piersi wydarł mu się okrzyk, iiiiiiiiiiiihaaaaaaaaaaaaa przywodzący na myśl ludy żyjące w siodle. Potem było jeszcze szybciej.
Pędził tak szybko, że nie doścignęły by go nawet demony, gdyby na przykład teraz chciały opuścić talizman. Gałęzie siekące po twarzy przyjmował na rogi hełmu pochylając głowę nisko. Cały, wygięty w łuk prawie unosił się nad siodłem.
Gdyby nie rzemienie...
Jeszcze szybciej.
Brakuje tchu.
Jeszcze szybciej...
Muchy i inne owady biją w stal hełmu z siłą kowalskiego młota.
Nie widzi nic, a słyszy tylko przeciągły gwizd.
To minie.
Prowadzić nie musi – koń wie dokąd biegnie. Talizman cały czas dymi a teraz nawet zaczął parzyć. To nic. Zdąży.
Łopoczący wściekle płaszcz sprawia, że jeździec wygląda jakby miał skrzydła. Ciemniejsze niż noc, jakby ćmy ogromnej.
Po dniu takiej szaleńczej jady wyczerpany do granic możliwości Zed zsunął się z siodła. Przyssał się chciwie do bukłaka i pił długo. Później ostatkiem sił wlazł na drzewo i znów się przywiązał. Kolejny dzień wyglądał podobnie, z tą różnicą, że późnym wieczorem dostrzegł pierwsze zabudowania Viseny. Wjechał między nie i kompletnie pijany zsunął się z siodła, do którego zapomniał się tego dnia przywiązać. Wiedziony poczuciem obowiązku podniósł się na czworaki i zwymiotował na nogi usiłującemu mu pomóc mężczyźnie. Gdy ten z obrzydzeniem odskoczył Zed uśmiechnął się głupkowato. Wielkim wysiłkiem woli stanął na nogach i prawie się nie zataczając skierował kroki do wieży.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 26-07-2014, 22:59   #194
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wspólny

Fakt, że ten podły Edgar żyje, nie dawał Eillif spokoju. Jeśli wyda się, że celowo podała mu niebezpieczne zioła, jej kariera zielarki będzie skończona a wtedy jak zdobędzie nowy materiał do badań? Gdyby potraktowali to jako zwykłą pomyłkę spowodowaną zmęczeniem byłoby w porządku, nawet jakby się to wydało, ludzie i tak przychodziliby do niej. Ale z jakiegoś powodu czuła na sobie podejrzliwe spojrzenia. Zwłaszcza krasnolud od początku był wyjątkowo dociekliwy, no i coś tam szeptał z Edgarem.
A gdyby go zabiła bez względu na konsekwencje? Same domysły nie wystarczą, żeby jej zaszkodzić. Nawet jak nazwą ją morderczynią, część mieszkańców Viseny nie uwierzy, część pomyśli, że musiała się bronić a jeszcze innych wcale to nie będzie obchodziło. Wyleczy kilku z nich a wtedy szybko zapomną o tym przykrym incydencie.
To chyba jedyne sensowne rozwiązanie.
Dodatkowo Zed, jedyny jawnie potępiający Edgara, właśnie miał wyruszyć do Viseny.
Postanowiła natychmiast mieć to za sobą, dlatego kiedy Khogir pomógł Zedowi dosiąść konia i razem z innymi odprowadzał go wzrokiem, uderzyła włócznią celując w nerkę druida. Broń weszła gładko a Eillif dla pewności przekręciła ją i przerażona swoim uczynkiem wyrwała broń.. Zapewne z powodu rozdzierającego bólu upadł nie wydając nawet westchnienia. Nie wiedząc skąd ma na to siłę, zakończyła jego marne życie wbijając mu ostrze w oko. Bez czekania na reakcję pozostałych, zostawiła broń i pobiegła szybko w odwrotną stronę niż Zed.

Kiedy Zed był już w siodle gotów do podróży, Khogir bez ceregieli klepnął magicznego konia w zad, aż huknęło, a ten ruszył z kopyta niczym strzała mknąc, między drzewami.
- Ha! Śpieszno mu jakby bimbru zabrakło!- wołał radośnie krasnolud, nie wiedząc czemu machając przy tym na pożegnanie plecom Zeda.
Krasnolud nie wiedział jeszcze co stało się kilka kroków od niego, a gdy się odwrócił do pozostałych, uśmiech na jego twarzy zgasł niemal natychmiast.
- Kąsacz? -zapytał niepewnie.
Podbiegł niezgrabnie do leżącego nieruchomo Edgara. Widząc jego rany, nie musiał nawet sprawdzać, czy jeszcze żyje. Nerwowo rozejrzał się na boki, a przeklinał przy tym tak szpetnie, jak to tylko potrafią krasnoludy. Widząc uciekającą zielarkę Khogir rzucił się wściekle w pogoń. Ciężki pancerz i topór na plecach nie był jednak jego sprzymierzeńcem w tym wyścigu. Nie miał szans jej dogonić, zwłaszcza że strach przed ryczącym krasnoludem dodawał Eilif sił.

Bimp stał przez chwilę z rozdziawioną gębą, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Dlaczego zielarka zabiła? Wyglądało na to że jednak prawdę mówił Edgar i Eillif jest trucicielką, a teraz także morderczynią.
- Musimy jakoś unieskodliwić tę mordercynię - zawołał przejęty gnom i zaczął tkać czar.

Kelvin z rozbawieniem oglądał odjeżdżającego Zeda, ale już wtedy poczuł, że coś się dzieje, a i dałby przysiąc, że jego ucho drgnęło wtedy niczym ucho jakiego psa pasterskiego. Jednakże wydarzenia z jaskini, bliskość śmierci i te dziwne majaki tak nim wstrząsnęły, że wciąż zachowywał się dziwnie i niezrozumiale. Odwrócił się powoli i z zainteresowaniem uczonego oglądał zajście, zaskoczony zachowaniem zielarki. “Mam szczęście - mi uratowała życie” - pomyślał w końcu nie mogąc się zdobyć na nic więcej. Obserwując poczynania Khogira i ucieczkę kobiety w końcu otrząsnął się z tego osłupienia i odruchowo sięgnął po łuk… którego nie miał bo przecież złamał go jeden z wilkołaków. A skoro tak to nie dorwałby dziewczyny w żaden sposób więc… wzruszył ramionami i podszedł do martwego. Uklęknął i zaczął przeszukiwać jego zwłoki ciekaw, co zrobi Yarkiss.
-A to suka - powiedział przy okazji.

Bartnik rzucił się w pogoń, ale osłabienie po walce chyba dało się we znali, bo w pewnym momencie runął jak długi - a już był od Eillif dosłownie o krok.
W tym samym momencie Bimp uwolnił zaklęcie i plama śliskiego tłuszczu pojawiła się pod nogami druidki, która również zwaliła się na ziemię, niezgrabnie machając rękami. Yarkiss zdołał do niej podpełznąć i złapać ją za nogę. Druidka zaczęła kopać jak szalona; nagła fontanna krwi świadczyła o tym, że złamała Yarkissowi nos. Za nimi, coraz bliżej, dało się słyszeć ciężkie posapywanie nadbiegającego krasnoluda.
Kelvin pomyślał, że nie może zignorować sytuacji bo nastawi to innych przeciwko niemu dlatego wyciągnął jeden z trzech zdobycznych sztyletów i zaczął biec w stronę zajścia.
Gnom przebierał nogami tuż za krasnoludem, gdyby udało mu dobiec na odpowiednią odległość mógłby spróbować ogłuszyć zabójczynię “deszczem kolorów”, który przy okazji objął zasięgiem również podążąjących za Eillif mężczyzn. Yarkiss i Khogir padli oszołomieni, lecz Eilif zdołała odturlać się poza zasięg obu zaklęć, zaś Kelvin przeskoczył nad ciałami towarzyszy i miękkim krokiem zaczął zbliżać się do swej ofiary. Druidka zerwała się na równe nogi świadoma, że teraz rozpoczął się prawdziwy wyścig na śmierć i życie. Nadal miała przy sobie sztylet, a Thorbrand kołował jej nad głową, krzycząc piskliwie.
Bimp nie dawał za wygraną i wyciągnął Melisową różdżkę. Zakręcił nią nad głową, wypowiedział hasło i magiczna energia przepłynęła prze jego skromne ciało, przywołując niebiańskiego ptaka. Gnom rozkazał stworzeniu unieszkodliwić chowańca druidki. Na niebie rozpoczął się szaleńczy wyścig, gdzie jastrząb był wyraźnie stroną przegraną.

Powalony Khogir z błogosławieństwem przyjął miękką ziemię pod plecami. Całkowicie pasowała mu ta strategiczna pozycja. Pozwalała nogom odpocząć, a oddechowi się wyrównać. Trochę tylko uwierał go topór pod plecami.
- „Niech ucieka…”- myślał w przerwie między wdechem, a wydechem- „...złapać i co potem?”
Leżał czas jakiś, próbując wrócić do siebie. Wreszcie uniósł się na łokciach.
- Za babą nigdy nie nadążysz. - zwrócił się do Yarkissa, który obok ostrożnie badał nowe kształty swego złamanego nosa.
Khogir spojrzał za biegnącymi. Hen, hen w oddali zobaczył znikających między drzewami Bimpa i Kelvina. Pogoń trwała. Zwyciężony znów opadł na łopatki, a czuł się jakby to były grabie.

Kelvin biegł za druidką bez zbytniego zapału, gdy nagle jakaś myśl wpadła mu do głowy i wyraźnie przyśpieszył. Zaczął pędzić nie szczędząc tchu by w pewnym momencie skoczyć na Eilif i przewrócić ją na ziemię. Jednak Eillif miała więcej energii i motywacji niż myśliwy; upadając wykręciła się i siekła napastnika trzymanym w dłoni nożem przez twarz, rysując na obliczu Kelvina krwawą szramę.
Bimp dobiegł do walczących ale nie był wojownikiem by sprawnie wesprzeć Kelvina, czekał więc na moment by móc ponownie wykorzystać swe magiczne zdolności i tym razem skutecznie ogłuszyć Eillif.
-Dziwko! Będę miał kolejną bliznę! - warknął Kelvin próbując jej odpłacić tą samą monetą i chlastając przez twarz umagicznionym sztyletem. Chwilę szarpali się bezładnie, aż w końcu mężczyzna wbił sztylet w policzek Eillif; ostrze wyszło pod rzuchwą niemal przygważdzając wijącą się z bólu kobietę do ziemi.
Kelvin spróbował kopnąć ją w bok i wysyczał:
-Nie przejmuj się i tak byłaś już brzydka.

Ból był ogromny, ale przerażenie i wybuch nienawiści jeszcze większe. Eillif bez patrzenia sięgnęła do jednej z kieszeni torby, z której wyciągnęła garść, dziwnego, skrzącego się proszku i zamaszystym ruchem sypnęła w kierunku prześladowców. Była to mieszanina wysuszonych i sproszkowanych halucynogennych grzybów, które w małych ilościach działały nasennie i przeciwbólowo, natomiast w większych częściowy paraliż i dziwne wizje. Co prawda proszek powinno się wypić z wodą, żeby działał w ten sposób, ale druidka z doświadczenia wiedziała, że jeśli dostanie się do oczu, albo nosa powoduje niesamowite, prawie niemożliwe do opanowania swędzenie. Przekręciła się i czołgała się byle dalej.
Bimp nie czekał aż potyczka stanie się moralną i fizyczną porażką i po raz kolejny przywalił “deszczem kolorów”. Migoczące barwy wypłynęły z jego palców i zmieszały się z proszkiem rzuconym przez druidkę dając bardzo ciekawy efekt wizualny, coś jak padający wielobarwny drobny śnieg. Tym razem upór gnoma został uwieńczony sukcesem i dwójka eks-towarzyszy padłą nieruchomo na ziemię - oślepiona i oszołomiona. Yarkiss, który zdołał otrząsnąć się z efektu wcześniejszego zaklęcia szybciej niż krasnolud nie czekał - podbiegł i związał oboje tą samą liną tak, że siedzieli plecami do siebie, a ich ręce były związane razem. Oszołomiona i zrozpaczona wydarzeniami, które właśnie miały miejsce Audrey również dobiegła do reszty grupy i przyłożyła do policzka Eillif dłonie, lecząc zranienie; potem zajęła się pozostałymi rannymi.

- I co?! Macie ją?!- dobiegł z oddali gromki głos Khogira. Krasnolud wkrótce wszedł w pole widzenia. Zasapany szedł śpiesznie z dobytym toporem. Czasem gdzieś w najbardziej zakurzonych zakamarkach mitochondrialnych odnajdywał jakieś zapleśniałe resztki energii, podbiegał wtedy kilka metrów, lecz zapasy kończyły się szybko i nie były smaczne.
Wreszcie krasnolud dotarł do reszty i przystanął opierając się na stylisku topora. Stał tak przez chwilę łapiąc oddech, wreszcie zapytał wskazując Kelvina:
- Co z nim? – widząc zakłopotane spojrzenia, po chwili machnął ręką – Zresztą nieważne…, macie jakiś pomysł co z panną Eillif... - przerwał by splunąć na ziemię- ...zrobić?
- Dziewcynę tzeba przetransportować do wioski i osądzić
- wyraził swą opinię Bimp - Kelvina zabespieconego takze, bo nie wiadomo cynie stanie się agresywny po pzemianie.
 
Rewik jest offline  
Stary 02-08-2014, 22:35   #195
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
VISENA

Gdy Zed dotarł do wieży było już prawie ciemno. Nie wyglądała zbyt gościnnie i zachęcająco. Ot, zwyczajna wieża maga. Za Zedem podążał spory tłumek gapiów; mało interesowało ich dokąd toczy się Zed, byli jednak żądni wieści o Yarkissie, Kelvinie i innych, którzy wyruszyli na poszukiwanie wilkołaków. Czy jadą? Czy nie żyją? Skąd Zed ma takie znakomite rzeczy i konia, który znika? Czy wracają powoli niosąc właśnie takie skarby? Pytania kłębiły się wokoło staruszka, lecz ten w pijackim uporze brnął przez rzekę ludzi (tak troili i czworzyli mu się w oczach), roztrącając ich łokciami, aż znalazł się pod kamienną wieżą-nie wieżą Alvenusa, która górowała nad drewnianymi zabudowaniami Viseny.

Domyślając się, że nie będzie łatwo, szykował się na małe oblężenie, ale postanowił jednak na razie zachowywać się grzecznie i elegancko - w końcu pora późna, no i tak bez zapowiedzi. Podszedł do drzwi i zapukał kołatką w kształcie gargulczej głowy. Cierpliwie stał chwilę a że nie wydarzyło się nic godnego uwagi, zapukał ponownie, nieco głośniej. Tym razem czekał trochę dłużej pilnie nasłuchując. Lekko zdziwiony usiadł i napił się kilka łyków. Wtedy przyszło olśnienie – mag jest na górze i nie słyszy, zwłaszcza że okna są wysoko, bynajmniej nie na parterze czy pierwszym piętrze.
Wstał i niewiele myśląc przyładował głową w hełmie o drzwi. Zadudniło głucho, aż usłyszał echo gdzieś z środka domostwa. Lekko zamroczony zamarł w oczekiwaniu.
- Nikogo nie ma w domu! - wrzasnęła naraz kołatka, łyskając czerwonymi ślepiami. - Won!
Jakiś chłopaczek w tłumie zachichotał.
- Znów będzie miał demonik używanie, zupełnie jak przy tym obcym elfie parę dni temu.
- Jak nie ma? - Zed w pierwszej chwili nie zrozumiał. - Widzieliście gdzieś ostatnio Alvenusa? - zapytał obecnych. Pokręcili tylko głowami. - W takim razie jest u siebie - zawyrokował. - A ty złomie, nie będziesz mnie oszukiwał. - Mówiąc to dobył kiścienia, zakręcił nim i z całej siły w kołatkę przypieprzył. - A teraz kultury cię chamie nauczę - Won? Do bohatera? - Raz jeszcze mordercze narzędzie zaśpiewało w ręku Zeda.
Przerażeni ludzie rozpierzchli się po domach, ale nadal wyglądali przez przymknięte drzwi i okiennice, ciekawi rezultatu zedowego szału. Zed biłby zapewne w drzwi tak długo, że rozniósłby je w drzazgi, ale naraz z okna na piętrze wyleciał paskudny, pazurzasty potworek wielkości dużego kota… albo małego rysia i zaczął krzyczeć: -No już już! Zostaw! Uspokój się bo zniszczysz wszystko i go zdenerwujesz! Wpuszczę cię, tylko przestań walić!



- Dziękuję - uprzejmie uchylając hełmu odpowiedział Zed -Wiedziałem, że kulturalni i cywilizowani eeee… ludzie zawsze znajdą wspólny język. Trzeba tylko być opanowanym i spokojnie dyskutować.
Triumfalnemu wejściu Zeda do wieży towarzyszyło chóralne westchnienie zebranych, choć niejeden sądził, że czarodziej przerobi bezczelnego pijaczynę na mielonkę gdy tylko zamkną się za nim drzwi. Jednak po wejściu do środka dziadyga zobaczył tylko pustawy korytarz i kilka pomieszczeń użytkowych oświetlonych bladym magicznym światłem. Ku jego zdumieniu z tej strony były okna i Zed całkiem nieźle wzidział sąsiedztwo wieży i rozchodzących się do domu ostatnich śmiałków, którzy przetrwali atak Zeda na drzwi.
- No przebieraj nogami - sarknął imp i poprowadził nieproszonego gościa na kolejne piętro; duża, wyściełana grubymi dywanami sala pełna była regałów z książkami i witryn z egzotycznymi przedmiotami zebranymi przez kolejne pokolenia tutejszych czaromiotów, lecz po widokach z elfich wież na Przeklętej Polanie nie robiły one na Zedzie większego wrażenia. Nieopodal okna stało duże bukowe biurko, a zdenerwowany imp wykładał właśnie cicho Alvenusowi dlaczego wpuścił do jego domostwa takiego śmierdzącego obdartusa i to o tak późnej porze. Czarodziej westchnął i popatrzył wrogo na Zeda.
- No to czego chce? - spytał.
- Miksturę, co by męskie siły przywróciła? Albo, co by włosy po niej na głowie wyrosły gęste i czarne? Powodzenia u kobit? Żyć długo i szczęśliwie? - Ironizował Zed. Niby taki wielki mag a nie wie kto i po co przyszedł. No ale z drugiej strony nie wróżbita… - A tak po prawdzie to zostawić chce tu, to cosik - mówiąc to, wyciągnął medalion w stronę maga - co dymi i parzy. - Zed uwielbiał robić za wiejskiego głupka, jeśli już ktoś tak go ocenił. Może zabierze medalion bez zbędnego gadania i każe odejść? A może da co jeszcze za fatygę? Uśmiechnął się do tych myśli, a był to uśmiech, nadający mu wygląd “lichy i durnowaty” co by pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć Alvenusa.
Na widok medalionu, który Zed wyciągnął z kieszeni czarodziej najpierw zamarł, a potem rzucił się jak jastrząb i chwycił go w trzęsące się z emocji dłonie. Widać nie tylko u Zeda w pewnym wieku niezwykłe pokłady energii ujawniały się tylko z powodu silnych bodźców.
- To jest...! to jest…! - Alvenusowi najwyraźniej zabrakło słów; nawet jego diaboliczny chowaniec przyglądał się mu z zadziwieniem. - Wiedziałem, wiedziałem że na tym zadupiu znajdzie się coś takiego, wiedziałem! Mów szybko, mów jak to zdobyłeś! - zażądał mag drżącym głosem, po czym podszedł do częściowo ukrytego za regałem stołu z retortami i zaczął szybko mieszać składniki, mamrocząc coś do siebie.
- No gadajże dziadu! - warknął ponaglająco imp, z obawą patrząc na medalion. Nagle otwarcie drzwi temu wiejskiemu pijaczynie wydało się jeszcze gorszym pomysłem niż wcześniej.
Z pewnym zaciekawieniem Zed oglądał krzątaninę maga, Bardzo zadowolony z faktu, że pozbył się medalionu, powoli kierował się w stronę wyjścia. Pytanie Alvenusa zatrzymało go, a brzydkie zachowanie jego potworka lekko zniesmaczyło. Podszedł niechętnie.
- Jakoś tak samo się zdobyło. Najpierw były szpetne babska, ale one nie żyją, potem wilki i elf, ale ci też nie żyją. Potem chciałem zabrać to coś, ale sie rozmyśliłem, a na koniec i tak mi go dali, cobym przyniósł tutaj, bo strasznie dymi cholera. - Bardzo jasno i klarownie wyjaśnił. - A tak przy okazji mam sprawę. Chodzi o to, żeby zidentyfikować mój piękny, magiczny płaszcz. Jak mi pomożesz to zrezygnuję z nagrody za dostarczenie tego czegoś. - Dodał przebiegle.
- Hę? - zdumiał się Alvenus, który najwyraźniej pogubił się w logice wyjaśnień i kurczowo uczepił się ostatnich zdań. - Nie mam pereł potrzebnych do identyfikacji.
- Oooo… To nie problem - Zed mówiąc te słowa zdjął, hełm, z głośnym “puk” odczepił jeden z rogów i z jego wydrążonego wnętrza wyjął trzy perły. - Wystarczy? To bardzo ważne… - tajemniczo powiedział zakładając go z powrotem.
- Nawet jedna starczy, chyba że masz coś jeszcze - Alvenus przeniósł punkt zainteresowania z wisiora na Zeda; chyba w omroczonym szczęściem mózgu zaskoczyło mu, że ten dziwny śmierdziel nie jest takim znów zwykłym obdartusem. Ostrożnie włożył medalion Hararda i Viseny do jakiejś szkatułki. - Ale trzecia perła za fatygę - ostrzegł i zgarnął wszystkie rzeczone przedmioty. Podszedł do stołu, wziął srebrną misę, młotek i ŁUP! Zed skrzywił się boleśnie gdy śliczna czysta perełka została zgnieciona na proch. Szybko jednak ukoił go zapach dobrego wina, które mag wlał do niedużego kielicha. Wsypał do niego sproszkowaną perłę, zamieszał niezbyt czystym piórem i zaczął recytować niezrozumiałe słowa, wykonując nad płaszczem skomplikowane gesty palcami. Cóż, z pewnością magowe czarowanie było osobliwą i niezbyt smaczną rzeczą.
- To płaszcz podróżny, czy też podróżnika - stwierdził po chwili Alvenus, z zadowoleniem strzelając palcami. - Magicznie chroni przed deszczem, zimnem, raz dziennie zmienia się w namiot, trzy razy dziennie nakarmi ciebie - i tylko ciebie do syta, oraz napoi... - przerwał i pociągnął nosem - ...wodą, lub herbatą, jeśli wiesz co to jest. Bardzo przydatna rzecz. To mówiłeś, że skąd go masz i że masz tego więcej?
- Pozostali idą z resztą, a mają tego, że ho - ho. Jak już tu dotrą, to zobaczycie więcej skarbów niż kiedykolwiek. -Zed nie dodał, że właściwie wszystko, co wyglądało na wartościowe zabrał on sam. Jednak nie wydawało się najlepszym pomysłem informowanie o tym Alvenusa - Ja mam jeszcze tylko to - Tym razem podał pas. - Gdybyś był tak uprzejmy….

- Hm, hm, hm… - czarodziej niby to obojętnie sięgnął po pas, ale widać było, że tym razem już zżera go ciekawość. Szybko powtórzył proceder z miażdżeniem i piciem, po czym rzekł. - Hm, nic ciekawego. To Pomniejszy Pas Rozległej Ziemi, dzięki niemu możesz nosić na plecach dwa razy więcej niż normalnie. Widać wasza hm… czyli skąd to macie?
- To zdobycz po wiedźmach i gigancie - moja część - bardzo wymijająco odpowiedział Zed - Zaraz, zaraz, byłoby jeszcze trochę ksiąg magicznych i zwojów a i jakieś odczynniki by się znalazły. Nie braliśmy dużo, bo ciężko nosić, ale teraz jak mam pas… Byłbyś zainteresowany współpracą? Mógłbym przynieść więcej niż dasz radę do śmierci przeczytać. Oczywiście nie za darmo… Ale zaraz, przecież ja tu w sprawie - co z medalionem? Będzie jeszcze chronił? Zdążyłem? Co powiedzieć reszcie? Warto było wilkołaki usiec?
- Hm… - Zed nie mógł przeoczyć błysku chciwości w oczach czarodzieja; tak podobnego jego własnemu. Przeoczył jednak fakt, że mag również głupi nie był i łatwo wyłapywał liczne luki w wyjaśnieniach starca. - Możemy współpracować, czemu nie. Ale zamiast nosić wte i wewte nie wiadomo co, to może byśmy tam razem poszli, chociażby jutro z rana. Szybka podróż to nie problem, a oszczędzi ci noszenia bezwartościowego śmiecia. - zaproponował Alvenus. - Co do medalionu zaś wymaga to trochę pracy, z pewnością. - czarodziej otworzył puzderko, z którego wydobył się kłąb dziwnej mgły i wrócił do analizy wisiora. Stuk-miesz-łyk - tym razem mag studiował artefakt znacznie dłużej niż poprzednie, a zmarszczka na jego czole pogłębiała się. Potem wsadził wisiorek do skrzynki i z trzaskiem zamknął wieko. - Muszę znaleźć sposób by domknąć demoniczną pieczęć, która najwyraźniej została uszkodzona; tylko wtedy będzie działał zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Ale to nie jest praca na godzinę czy dwie. To co, wybieramy się jutro po skarby?
-Oczywiście mistrzu Alvenusie – Zapał na twarzy Zeda walczył o lepsze z wyrazem uczciwości i oddania. - Faktycznie tak byłoby najszybciej. Ale czy nie potrzebujesz czasu by zapieczętować medalion? Chyba, że zdążysz zanim wyruszymy? Tymczasem, wybacz – oddalę się. Odświeżę się po podróży, przekąszę co nieco i napiję się. Długo wędrowaliśmy o głodzie. Wzywa mnie wygodne posłanie. A wyruszyć możemy jutro, przed południem- po co zrywać się tak wcześnie? - Skinął uprzejmie głową, odwrócił się i wyszedł.
Po wyjściu z wieży skierował się w stronę zabudowań, ale gdy minął kilka z nich, nagle odbił w bok, skrył się za jedną i zaczął nasłuchiwać. Stał tak w oczekiwaniu, że zobaczy albo usłyszy tego paskudnego impa Alvenusa. W wieży widział, że to coś nie potrafi zachowywać się cicho, ciągle coś mamrocze, mlaska i głośno bije małymi skrzydłami. Zed był cierpliwy. Stał tak długo, aż jeden z bukłaków pokazał mu dno i sflaczał przy tym jak... Już pewny, że nie jest śledzony skierował swoje kroki w stronę z której dopiero co przybył. Zagłębiając się w las nie czuł zimna, ani wilgoci, nie ciążyła mu nawet figurka konia. Odruchowo sięgnął do kieszeni płaszcza i uśmiechnął się do pęta suszonej kiełbasy, którą stamtąd wyciągnął.
Nie zaszedł zbyt daleko, szedł godzinę, może dwie - tak tylko zostawił wieś za sobą. Mimo, że noc była jasna nie widział jednak zbyt dobrze.
-No to kolej na ciebie – Zdjął płaszcz i podrzucił go do góry. Ten załopotał, powiększył się i za chwilę, przed Zedem stało piękne i solidne schronienie.

Pełen podziwu zbliżył się i zajrzał do środka


Widok zaskoczył go. Wnętrze było wielokrotnie większe, niż można by się tego spodziewać z zewnątrz.Z uznaniem pokiwał głową. Tym bardziej cieszył się z płaszcza. Wszedł do środka, przed dywanem nawet zdjął buty i rozsiadł się w jednym z foteli.

~To mnie chciał magik oszukać. Pokaż mu gdzie są fanty, a on wybierze te najlepsze i wszystkie je ode mnie kupi... Albo będzie mi płacił od każdego czaru jaki rzuci. - Sarkazm w najczystszej postaci szczelnie wypełnił namiot.
~ Poza tym, gdyby był taki bogaty i potężny, nie mieszkałby w Visenie tylko w jakim mieście.
A z tym medalionem? Nie ucieszył się, ale i nie zdziwił... Nie dociekał zbytnio gdzie i jak go zdobyłem. Niby taki przejęty, a nie bierze się do roboty, tylko mnie na wycieczkę namawia. Nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że tamten wilkolud miał go właśnie od Alvenusa.

Dobrze, że uciekłem.
Właściwie wypadałoby ostrzec pozostałych.

Przemyślenia te znużyły go tak bardzo, że zasnął, dziwnie spokojny, że ani zwierz, ani człek nie zakłóci mu w tym namiocie odpoczynku.

Śniło mu się, że wspólnie z Bimbruszem uruchomili na przeklętej polanie bimbrownię na skalę przemysłową. Cały spirytus na wybrzeżu pochodził od nich.

Wczesnym rankiem, właściwie tak bliżej południa, gdyby ktoś tędy przechodził zobaczył by niewielki szarozielony namiot, natomiast usłyszał by dziwne odgłosy, jakby rycia.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 02-08-2014 o 22:55.
Paszczakor jest offline  
Stary 04-08-2014, 12:55   #196
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rankiem świeży jak kwiatuszek na wiosnę Zed odpalił konika i ruszył w stronę już-nie-Przeklętej Polany. Co prawda gdy się przebudził płaszczowy namiot wcale nie wydawał się tak okazały - był wręcz niego przyciasny jak na jego potrzeby - ale Zed stwierdził po prostu, że człowiek zbyt łatwo przyzwyczaja się do luksusu. Dumał nawet nad tym czy by nie podskrobać końskiej figurki co by się wygodniej na wierzchowcu siedziało, jednak koniec końców stwierdził, że nie wiadomo czy zadziała, a i narzędzi też nie ma. Dossawszy się do kolejnego bukłaczka pędził jak wiatr - to znaczy koń, bo przywiązanemu do siodła dziadkowi tylko wiatr i gałęzie świszczały w uszach - a wieczorkiem natknął się na resztę swojej wesołej kompanii, która szła po jego śladach. Nie było to trudne; w końcu Zed jechał najkrótszą - co nie znaczy że najłatwiejszą - trasą do Viseny, zostawiając w roślinności - niczym rozjuszony niedźwiedź - wyraźny ślad.
- Zadanie wykonane! - zameldował się raźno, o mało co nie spadając przy tym z wierzchowca. Uratowała go tylko lina; zresztą i tak chwilę później klapnął tyłkiem na ziemię, gdyż wyczerpał się koński czar na ten dzień. Dopiero z tej perspektywy zauważył brak Edgara, więzy na dłoniach Eillif i ponure - ani chybi zwilkołaczone - spojrzenie Kelvina. Ten ostatni koniec końców szedł wolno, gdyż Bimbrusz nie miał wystarczającej siły przebicia, a Yarkiss stwierdził, że lepiej w przypadku problemów w podróży mieć o jeden miecz więcej do obrony. Na szczęście nic ich nie zjadło, nie zaatakowało nawet. Może smród śmierci, magii i wilkołaków skutecznie odstraszał drapieżników. Niemniej jednak Kelvin zdawał sobie sprawę, że starszy krasnolud jest jego jedynym sprzymierzeńcem; reszta wolała nie ryzykować ukrywania jego potencjalnego wilkołactwa przed współmieszkańcami i rodziną - zarówno własną jak i kelvinową.

Zed streścił swoją wizytę u Alvenusa - jak zawsze pomijając te szczegóły, które nie były dla niego wygodne i ubarwiając inne. Nie zauważył wcale - bo i jak miał to zrobić - że na pobliskim drzewie pod osłoną niewidzialności siedzi skórzasty diabełek i strzyże uszami.

Rzecz jasna Alvenus wcale nie uwierzył w niespójne wyjaśnienia Zeda, a dyskretny czar ukazał mu również inne magiczne przedmioty jakie dziadyga posiadał. Wiedząc w jakim kierunku i celu udała się kilka dni wcześniej dziwaczna grupa ryzykantów mógł się domyśleć, że magiczne fanty pochodzą z elfich ruin, od wilkołaków lub z Polany. Każda opcja była mu na rękę i nie miał zamiaru wypuścić swojego jedynego źródła informacji z zasięgu wzroku. A że tym wzrokiem był zadyszany po szaleńczym locie za magicznym wierzchowcem imp - to był już drobny szczegół. Teraz podniecony chowaniec przesyłał mu informacje na temat wyposażenia wędrowców - wyposażenia, jakiego nikt w tej zadupiastej wiosce nie miał prawa mieć; ba! nawet o takim pomarzyć! Alvenus zatarł ręce i nakazał impowi dalszą obserwację. Sam zaś - obłożywszy pokój ochronnymi glifami - zabrał się do studiowania medalionu.
 
Sayane jest offline  
Stary 10-08-2014, 17:57   #197
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Już w czasie, gdy opowiadał o swojej wizycie u Alvenusa Zed zauważył, że Eillif jest związana.
-A tą co, Kelvin pogryzł? Dlaczego nie związaliście też jego?
Brak Edgara jednak mówił sam za siebie.
-Aaaaa, jednak ubiła go? No i dobrze, właściwie nigdy nie lubiłem gościa. A czemu ją związaliście?
- Żeby nie zabiła żadnego z nas, a jak! - burknął ponury jak zawsze Kosma. - Na sąd ją prowadzimy do Viseny, choć po mojemu to moglibyśmy obwiesić ją i tutaj; na jedno by wyszło.
-Zaraz, jaki sąd? Targacie ją do Visenny, żeby ją tam powiesili? A nie możecie tutaj? Przecież wiecie jak to się skończy. Skoro wy jej nie wierzycie, to we wiosce na pewno tego nie zrobią, no i nie odmówią sobie kulturalnej rozrywki. Kelvina też ukatrupią - spalą pewnie.
Uśmiechnął się do siebie na tą myśl, ale jednocześnie poczuł coś w rodzaju zazdrości. Zwilkołaczony Kelvin właściwie jest jakby ich i jeśli sami go nie zaciukali, to wara chamom od niego. A może jednak mylił się i nie ulegnie przemianie?
Kelvin spojrzał na nowoprzybyłego Zgreda spode łba i słuchając jego wieści cały czas dyskretnie obserwował innych. Wcześniej udało mu się dorwać Khogira na osobności podziękował mu za jego wstawiennictwo.
- Toć cały czas mówię waćpannom i waćpanom żeby młodzika z dala od wszelkiej świadomości tłuszczy trzymać. Ha! Nie trzeba było ruszać się z uroczej polanki, jeśli chcecie go przez noc we wnykach trzymać.
- Co do panienki… – Khogir zwrócił się bezpośrednio do Eillif i podszedł do niej. Przykucnąwszy spojrzał jej w oczy
- Co do ciebie…- podjął znów - …wykazałaś się niesamowitą głupotą zabijając Kąsacza. Najpierw otrucie, potem to! …Przy tylu świadkach! – splunął na ziemię niedaleko związanej, po czym mówił dalej:
- Gdy walczyliśmy z wilkołakami znikąd pojawiły się magiczne wilki. Wszystkie jak jeden mąż rzuciły się na Kąsacza właśnie… Jeśli i to było twoją sprawką…, w momencie gdy na szali postawiono żywoty nas wszystkich! To życzę ci długiej i bolesnej śmierci, Eillif... –po tych słowach Khogir wyprostował się, a jego twarz przybrała nieco bardziej dobrotliwy wyraz.- Nie ufam ci i nigdy nie zaufam, ale nie chcę kolejnej śmierci. Z mojej strony nie spadnie na ciebie żaden topór i jeśli tak zdecyduje reszta pozwolę odejść.
- Bimp?- nie wiedząc czemu zaczął właśnie od niego, od kogoś musiał.
- Ja jestem pzeciwny zabijaniu bez potzeby. Najlepiej byłoby zamknąć ją w komórce, cy coś takiego.
- Zed?
- Skoro go włócznią zabiła, to nie otruła przecie - Zed jak zwykle wykazał się niesamowitą zdolnością do jasnego i klarownego przekazywania swoich przemyśleń. - Nie można ubić kogoś dwa razy, a ten jeden raz możemy jej w końcu darować?
Kelvin zastanowił się przez chwilę; zraniła go i była nieobliczalna, z drugiej strony mogła być BARDZO przydatna no i uratowała mu życie… wyciągnął monetę, rzucił i wydał wyrok:
-Niech żyje.
W podobny sposób krasnolud wypytał całą grupę. Yarkiss był za wymierzeniem sprawiedliwości; uwolnieni jeńcy także, zwłaszcza że Eillif prawie wcale nie pomogła w walce z wilkołakami, a wręcz - wedle słów Khogira - zaszkodziła raniąc sprzymierzeńca. Jednak współczująca Audrey była przeciw kolejnej śmierci i wierzyła, że Melis postąpiłby tak samo. W końcu zdecydowali o puszczeniu Eillif wolno.
- W takim razie to wy poinformujecie rodziców Edgara, że został zabity a jego morderczyni chodzi wolno - sucho oświadczył Yarkiss.
-Tak?!- krasnolud wyraźnie obruszył się na te słowa Yarkissa. Podszedł doń i wcisnął mu swój topór w dłoń, po czym oddalając się niemal wykrzyczał:
- Nikt niczego ci nie broni człowieku! Śmierci Edgara też nie chcieliśmy, a jednak nie żyje. Chcesz zemsty?! Proszę bardzo! Zrób to, albo zamilcz! Zrób to tu i teraz i miejmy to ku*wa z głowy... – przystanął w odległości, z której nie byłby wstanie powstrzymać Bartnika przed zadaniem ciosu i z pewnym drwiącym wyrazem na twarzy obserwował jego reakcje. Był pewien, że Yarkiss stchórzy. Bartnik tylko popukał się wymownie po głowie.
- Chyba ci się wilkołaki na mózg rzuciły, skoro mylisz zemstę ze sprawiedliwością. Chyba że krasnoludy morderców po główkach głaskają i gratulują wyczynów - zwłaszcza gdy wbijają bezbronnej ofierze nóż w plecy. Ja się tam przecież nie znam - do tej pory szanował starszego mężczyznę, który przez całą podróż wykazywał się opanowaniem i rozsądkiem, a tu naraz chce bronić morderczyni, którą sam już wcześniej podejrzewał.
- Nazywaj to jak chcesz, ale nigdy nie skazuj na śmierć kogoś, kogo sam nie potrafisz zabić. -splunął pod nogi i na odchodnym rzucił przez ramię- zawsze potem się tego żałuje.
- A jakby ją tak samknąć w wiezy, na pzeklętej polanie? Poniosła by karę z tym ze ktoś musiał by jej pilnować. - zaproponował Bimp - Moze jakiś ochotnik?
- Masz rację - po chwili namysłu Yarkis wyprostował się i sięgnął po miecz. - To ja zorganizowałem tę wyprawę i jestem w jakiś sposób odpowiedzialny za czyny jej członków. Przynajmniej będę mógł powiedzieć Devonowi i Shalamri, że morderczynię ich syna dosięgła sprawiedliwość wedle naszego prawa; czy też, że został on pomszczony, jak wolisz - to rzekłszy podszedł do Eillif, spojrzał jej w oczy i wbił miecz pomiędzy żebra. Słysząc rozpaczliwy kobiecy krzyk odwrócony tyłem Khogir przystanął osłupiały. Stał tak przez długą chwilę, wymamrotał coś pod nosem na temat rasy ludzkiej i sięgnąwszy po swoje tabołki ruszył przed siebie. Nie oglądał się, ani nawet nie wrócił po swój topór. Szedł zdaje się w kierunku Viseny, ale czy taki był jego zamiar?

Od pewnego czasu Zed z pewnym niesmakiem przysłuchiwał się wymianie zdań.
Traf chciał, że w momencie Yarkisowego samosądu stał dokładnie za nim. W momencie kiedy zauważył, co się święci dobył kiścienia i już z pewną wprawą a niewątpliwą gracją zakręcił nim i tak delikatnie musnął tylko Yarkisową potylicę. Nie mocno, jakby bił w kołatkę, tylko tak, żeby ogłuszyć. Niestety nie zdążył zapobiec pchnięciu mieczem i dwa ciała bezwładnie upadły na ziemię. Wyglądało, że oboje żywi, choć rana Eillif nie dawała wielkich nadziei.
-Czy on kurna ocipiał? Wilk go dziabną, czy co? Tak na zimno będzie ją szlachtował? - Ryczał jak bawół - A kogo potem? Audrey kochana, zrób coś bo dycha jeszcze, no i zobacz czy Yarkisowi nie przypieprzyłem zbyt mocno. Raul, umiesz przecie leczyć, może ty dasz radę.? Khogir, a ty gdzie leziesz? Zostawisz nas z tym czubkiem? Związać ich znowu trzeba, teraz już chyba troje… Zed wyglądał na mocno przejętego rozwojem wydarzeń jak i swoją reakcją. Stał tak nie wiedząc co robić i patrzył tylko na twarze przyjaciół.
- Czyn Yarkissa był zgodny z viseńskim prawem - sztywno rzekł Raul i położył leczące dłonie na głowie bartnika ignorując Eillif, a Kosma stanął obok niego z bronią w ręku pewien, że “drużyna ratowników” jest kompletnie szalona. Przynajmniej duża jej część.
-Sędzia i kat się znalazł. Nie jesteśmy jeszcze w Visenie, a jak było naprawdę tylko się domyślacie. Ty zaś Raul, nie wiem, czy pamiętasz, że Eillif szła i walczyła razem z nami, żeby was ratować, choć nie musiała. Leczyła… Audrey, a ty?
- Z tego co widziałem to stała w drzwiach i się patrzyła; dołączyła dopiero gdy zwycięstwo było przesądzone - warknął Kosma. - A ja tam nie będę czekał aż mnie wbije włócznię w oko.
- Dla niej juz nic nie mogę zrobić - szepnęła Audrey.
- W takim razie widzę, że nie było warto… -twarz Zeda stężała. - Khogir, poczekaj idę z tobą. Bimp, Audrey, Kelvin a wy idziecie? - Zapytał drepcąc już za krasnoludem. - A wy - tu splunął - przeproście ode mnie Yarkisa jak już się obudzi, nie chciałem mu nic zrobić.
Krasnolud zastanowił się dwa razy, wreszcie przystanął i poczekał na Zeda. Yarkiss tymczasem odzyskał przytomność i spojrzał na rozdzielającą się drużynę.
- Wróćmy do Viseny, Audrey - powiedział. - Powiadomimy rodziców Edgara i Eillif. Jeśli masz wątpliwości tam możesz zasięgnąć porady kapłanów. Ich Kelvin poprowadzi... gdziekolwiek zechcą się udać - co prawda młody myśliwy był mniej wprawny od Yarkissa, ale po własnych śladach wrócić raczej umiał.
- Wybac Yarkissie ale to nie było dobre - gnom smutno spuścił głowę i ruszył razem z Zedem i Khogirem.
- Powiedz to trupowi Edgara - syknął Yarkiss. - A ty bierz odpowiedzialność za swoje słowa tak jak ja za czyny! - krzyknął za Khogirem. - Ale w odwracaniu się plecami masz wprawę, prawda?
Khogir Wygnaniec nie odpowiedział nic Yarkissowi. W głowie tylko, stale kłębiła się mu myśl: ”Biorę każdego dnia”. W milczeniu, oddalił się, krocząc u boku Bimpa, Zeda i Kelvina.
- Lepsza szybka honorowa śmierć niż duszenie się na stryczku na oczach wszystkich we wsi i sranie pod siebie po śmierci - Raul uspokajająco poklepał bartnika po ramieniu. - Dałeś jej więcej niż sobie zasłużyła.
Yarkiss skinął głową, choć wcale nie poprawiło mu to humoru.

- Pomóżcie mi zakopać jej ciało i pozbierać kamienie - poprosił byłych jeńców. Goblin już dawno dał nogę, gdy tylko wyciągnięto broń i nigdzie nie było go widać.
- Tak ją niby kochali, ale trupa zostawili, żeby go padlinożercy rozwlekli - splunął Kosma za odchodzącą połową drużyny. Potem w milczeniu zabrali się do pracy.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-08-2014, 17:10   #198
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Późną nocą siedzieli we czterech przy ognisku. Nie mówili wiele, bo i nastrój nie skłaniał ich do tego. Mówią, że przyjaciele potrafią przebywać razem nie rozmawiając ze sobą. Może w tym coś było.
Jeśli potraktować Kelvina jako prawie wilka, każdy był innej rasy, każdy miał swoje poglądy, których nie zamierzał zmieniać i w jakimś stopniu wszyscy denerwowali pozostałych swoim zachowaniem i w ogóle sposobem bycia.
A jednak siedzieli razem przy ognisku i milczeli.
Bukłak Zeda w ciszy krążył wokół.
Po pewnym, dość długim czasie, Zed tak po prostu zaczął mówić. Relacjonował dokładnie swoją podróż do Viseny, wizytę u Alvenusa no i powrót.
Słuchali go w milczeniu, nie zdradzając jakichkolwiek oznak zainteresowania, a jednak wiedział, że ma mówić dalej.
Jego słowom czasami towarzyszył zgrzyt ostrzonego toporka do rzucania. Kiedy Zed w swej opowieści doszedł mniej więcej do momentu, w którym opisywał zalety podróżnego płaszcza, Khogir spojrzał z niechęcią na swą lichą broń i po namyśle odrzucił ją na bok, by dokończyć pracę później. Siedział dalej w milczeniu i słuchał. Wreszcie zaświtała mu jakaś myśl i zapytał:
- Jesteś pewien, że ten Alvenus cię nie śledził?
- Nie wiem. Starałem się zgubić ogon, gdybym taki miał. Wypatrywałem tego cholernego impa cały czas i wydaje mi się, że nie byłem śledzony, ale ten cały Alvenus nie podoba mi się wcale. Jakoś mam uczucie, że ten magik cały czas nas widzi i słyszy a przynajmniej wie gdzie jestem. Czar mi jaki przykleił czy jak? Gdyby był tu Melis, może by co wyniuchał. Myślę, że chce nas cwaniak oszukać i fanty zgarnąć.
- Smocku mógłbyś zbadać cy nikt go nie śledził -
powiedział Bimp do bransolety i wskazał na Zeda. Sam zaś próbował swoją magią, wykryć czy nikt na przyjaciela nie nałożył jakichś czarów śledzących, ale nie wyczuł nic podobnego. Smok leniwie odwinął się z ramienia gnoma, ziewnął lustrując wzrokiem otoczenie, po czym nagle wyprysnął w górę i do przodu. Chwilę potem spomiędzy drzew dały się słyszeć odglosy szamotaniny i drużyna mogła zaobserwować pościg zaklętego przedmiotu za sporo od niego większym impem. Diablik piszczał i raz po raz robi się niewidzialny, ale smoczek leciał za nim jak po sznurku, entuzjastycznie plując w niego stożkami ognia. W końcu chowańcowi Alvenusa udało się zmylić smoka sprytnym zwodem i odlecieć na północ robiąc intensywnie dużo większymi od smoczych skrzydłami. Złośliwy gad plunął za nim jeszcze raz ogniem, po czym zadowolony rozsiadł się na glowie Zeda.
Zed był tak zaskoczony widokiem chowańca, że nawet nie zwrócił na smoka uwagi.
- A to bydle latające, to ja się skradam, gubię tropy, po lesie nocą łażę, a to coś i tak za mną przyleciało? Mówię wam, ten magik na pewno chce naszych skarbów. Musimy coś zrobić - wrócić tam może i zabezpieczyć rzeczy, albo lepiej nie, bo go tam doprowadzimy? Ale głupi też nie jest, w końcu się i tak domyśli… Cały bimber wypije… Skarby… Bandyta jeedenn... Radźciee cccooś... Czemmmu tak siedziiicie?
Kelvin nie skomentował całego zajścia choć kąciki ust mu zadrgały gdy jego idol przebił mieczem zdradziecką Eilif. Nie wiedząc co ze sobą zrobić stwierdził, że pójdzie za większością ekipy ratowniczej - będzie ciekawiej. Już przy ognisku popijając wodę źródlaną okręcał powolnie wolną dłoń bacznie obserwując jak owłosiona jest ręka i czy paznokcie nie zaczynają aby rosnąć i stawać się coraz ostrzejsze. Chwilami serce zaczynało mu bić szybciej a ciało i umysł owiewał chłodny nimb strachu. Wojownik z Zewnętrznej Osady w myślach przeklinał powolny upływ czasu i dojmującą niepewność. Czym był? Wciąż nie dane było mu uzyskać odpowiedzi. Ze złością wyciągnał magiczny sztylet i zaczął się nim nerwowo bawić.

Zmęczenie powoli dawało o sobie znać, Zed dodatkowo mówił dużo, więc obficie gardło płukał. Nawet nie zauważył kiedy oczy mu się zamknęły. Sen, który go zmorzył, był podobny do ostatniego – znów była bimbrownia. Bimbrownia nie byle jaka, bo wystarczająca na potrzeby całego miasta, a może nawet kilku. Pomoc Bimbrusza pozwoliła znacznie zwiększyć wydajność przy zachowaniu surowych zedowych standardów. Pozostali też mu się śnili- Khogir jeżdżący po wybrzeżu wozem wyładowanym beczkami, Eillif pracująca nad nowymi rodzajami nalewek, Yarkiss pilnujący bezpieczeństwa w okolicy, Audrey ochoczo mieszającej w kotle wielgachną chochlą, nawet radośnie biegający po okolicy Kelvin zarówno w ludzkiej, jak i wilczej postaci. Było to tak piękne, że uczepił się snu z całych sił. Trwałby w tym błogim stanie dłużej, gdy nagle, przed jego oczami pojawił się nie kto inny, a Melis we własnej, tym razem całej osobie. Zed wiedział, że pijany śpi, a nie obudziło się w nim żadne medium, więc nie dziwił się nawet, tylko zastygł w oczekiwaniu z wyrazem zainteresowania na twarzy.
- Niech będzie Mystra Pochwalona -Melis uśmiechnął się do mistrza życiowych mądrości bimbrem malowanymi - Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha?
-Eeeee…-
Bardzo inteligentnie zaczął Zedz - Witaj Melisie, cieszę się, że widzę cię eeee…. całego? - Tu zatrzymał się, rozumiejąc niestosowność swoich słów - i zdrowego? Czemu zawdzięczamy wizytę? Z resztą nie ważne. Na długo? Wiesz, że Eillif, nam Yarkis, razem z tymi uwolnionymi ubili? No powiem ci, że trochę mnie to ruszyło. Nie tego się po nim spodziewałem, no i po tych uwolnionych też. Do tej pory dojść do siebie nie mogę… No ale dość o mnie - co u ciebie? Jak ci się mój płaszcz podróżnika podoba?
- Wielce szykowny i praktyczny. Jak to się stało, że wystarczyło paru dni gdy mnie nie było i zginęło więcej osób niż w walce z wilkołakami? -
zainteresował się kapłan - Eilif... Edgar... widziałem jak odchodzili. Nie wiem czy zatrzymali się, jak ja.
Melis wyglądał na smutnego, jakby cała sytuacja, którą zostawił odchodząc przerosła jego najśmiesze oczekiwania. I to - niestety - w negatywnym znaczeniu. - Liczyłem, że Audrey Was poprowadzi...- dodał smętnie.
- Widziałeś jak ginęli? - No to wiesz już wszystko, to znaczy tyle co i my…
Audrey z Yarkisem wraca, ale jej można darować, bo młoda i głupia.
Było, minęło -
Sentencjonalnie powiedział Zed - Powiedz lepiej co myślisz o tym całym Alvenusie?
- Gdy bogowie tworzyli świat, dali ludziom żądze, by szli do przodu. Wiele ich jest. Złoto. Miłość. Władza. -
Melis wyliczał pokazując każdą na innym palcu - I Magia, która z tych wielu jest pokusą najsilniejszą, bo potrafi dać wszystkie inne. Czarodzieje zmagają się z tą żądzą codziennie. Aby ocenić czarodzieja, odpowiesz sobie na pytanie, czy uległ pokusie, czy też nie - zakończył mystryk i uśmiechnął się, a chwilę później dodał - Jeżeli to za trudne, postaw siebie na miejscu Alvenusa, a "magia" zmień z "okowita".
Zed zamyślił się
- No to mi pomogłeś - zaczął sarkastycznie - myślisz, że o tym nie wiem? - Po chwili jednak pomyślał o tej okowicie i dodał - Ale myślisz, że aż tak? Gotów jest na wszystko, żeby tylko zdobyć te rzeczy? To znaczy, że nie tylko możemy wszystko stracić, ale jesteśmy też w niebezpieczeństwie?
- Na Przemagiczną Panienkę, jestem martwy, nie jasnowidzący. Ocenić musisz sam, ja dałem Ci tylko radę, jak ocenić -
Melis mimo tonu nie wyglądał na zirytowanego. Właściwie za życia też nigdy nie wyglądał.
- Sam mi się na jego miejscu stawiać kazałeś i o tej okowicie mówiłeś… Ja myślałem, że coś przydatnego powiesz - na przykład że Alvenus jest tym demonem, albo czy nie śledzi mnie teraz, albo jak zwiększyć wydajność mojej destylarki? A ty tak towarzysko? Nie to, żebym się nie cieszył, ale jak już jesteś to powiedz coś, czego inaczej byśmy się nie dowiedzieli albo zidentyfikuj choć ten talizman.
- Prawa Zaświatów mi zabraniają. Czasem robi się wyjątek od reguły, w przypadku duchów wybitnych jednostek, ale najwyraźniej wybitny nie byłem. -
Kapłan zmarkotniał, ale zaraz poweselał - Na pociechę powiem, że jeden z mnichów w moim zgromadzeniu destylował zielony trunek z piołunu, anyżu i kopru, po którym miał wizje, nie wiadomo czy prorocze, ale z pewnością fascynujące, bo do jego "badań" tłumnie przyłączali się inni bracia. - tu zmieszał się przez chwilę i szepnął - Sam raz wypiłem…
- Ha!!! Wiedniałem!!! I ty mówisz, że nie jesteś wybitny? Co tam Alvenus, demony i talizmany! Więc to koper??? Łączyłem piołun i anyż z tojadem, bieluniem a nawet z gałką muszkatołową… A to koper był!
- A Eilif oskarżano o bycie trucicielką -
uśmiał się Melis serdecznie. - Na Splot, Zed! Pomyśl ilu składników jeszcze nie próbowałeś - smocza krew, oczy bazyliszka, liście entów, cząstka żywiołaka wody... gdzieś tam są całe setki materiałów do odkrycia. I możliwości upędzenia legendarnie mocnej gorzałki.
Zed słuchał z błogim wyrazem twarzy i cielęcym spojrzeniem, pokazując przy tym braki w uzębieniu. Jednocześnie był wielce podniecony otrzymaną wiedzą, tak, że powoli zaczynał się budzić. Ze strachu, że tak jak ze snem, zapomni, co się w nim działo nie myślał o niczym, tylko ciągle powtarzał: koper, koper, koper…

Przebudził się nagle z obłędem w przekrwionych oczach.
- Koper! - Oznajmił dobitnie. Na zdziwione spojrzenia obecnych odpowiedział: - Rozmawiałem właśnie z Melisem i wiecie co mi powiedział? Powiedział, że nie powinniśmy wracać do wioski, tylko zostać na przeklętej polanie i założyć tam bimbrownię. - Z przyjemnością patrzył na opadnięte szczęki - Podobno duchy jakichś przodków tak chcą, chyba moich przodków. Mówiłem mu, że idziemy do Viseny, ale on takim strasznym, jakby tysiąca demonów głosem zaryczał: “NIE PÓJDZIECIE DO VISENY, TAM ŚMIERĆ WAS SPOTKA. NA PRZEKLĘTĄ POLANĘ IŚĆ WAM TRZEBA, GDZIE WRAZ Z BIMBRUSZEM WYROBEM OKOWITY ZAJĄĆ SIĘ MUSISZ.” - Zed darł się przy tym okropnie. - Potem młody mówił, już normalnie, takie tam szczegóły, że Khogir mógłby wozić i sprzedawać spirytus po całym wybrzeżu, a nawet, powiem wam w zaufaniu, zdradził mi całkiem nowy przepis. - Szczęki słuchaczy sięgnęły ziemi - Ja to widzę tak: Wrócimy z Bimpem i Kelvinem na polanę i przygotujemy ją trochę. Przy okazji schowamy rzeczy przed Alvenusem. A Khogir jako, że handlować potrafi, no i zadbać o siebie umie pojechałby choćby tym naszym koniem do wioski i wozem z mułem Kacprem wrócił. Mam odłożone trochę srebra więc na wóz i jakie dwa prosiaczki powinno starczyć.
Zed zgłodniał nieco, więc sięgnął do kieszeni płaszcza po jedzenie, ale na myśl o suszonej kiełbasie zatrzymał się. Nie to, żeby mu nie smakowała, wręcz przeciwnie - była świetna i znakomicie wysuszona, ale po konsumpcji ostatniej bolała go jeszcze nadwyrężona szczęka. Sięgnął więc do innej kieszeni i zgodnie z przepuszczeniem wyciągnął dorodną marchew. Po chwili namysłu stwierdził że nie da jej rady i podał warzywo Bimbruszowi, który jak pamiętał jadał takie rzeczy. Zanim jednak Bimp uniósł ją do ust ta rozsypała się w jego ręku w proch. Zed przypomniał sobie słowa Alvenusa “nakarmi ciebie i tylko ciebie”. Wyjął więc tą kiełbasę i z pewnym zawstydzeniem powoli ją konsumował.
-Mphm…! - Khogir odchrząknął, bo i cóż miał zrobić? Widział w rozumowaniu Zeda niewielki szkopuł. Otóż według jego słów, miał właśnie samotnie wrócić do Viseny na magicznym koniu, a TAM ŚMIERĆ GO SPOTKA”. Nie skomentował jednak tego nieistotnego szczegółu. Był chyba już przyzwyczajony do rewelacji staruszka. Było jednak coś co go zaniepokoiło tak mocno, że aż znieruchomiał. W stanie tym nie obeszła go nawet rozpadająca się w nicość marchewka. Oto Zed chciał użyczyć mu część swych kosztowności…
Kłębiące się w krasnoludzkiej głowie myśli przeobraziły się wreszcie w krótkie słowa, poparte szerokim jak rogal uśmiechem.
- A niech mnie… Zgoda!
 
Sayane jest offline  
Stary 21-08-2014, 18:01   #199
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wilczy Las, jesień




Mijały dni, łącząc się w dekadni. Czas na Przeklętej Polanie płynął leniwie. Bimbrusz i Zed pracowali nad budową destylarni, która zajmowała już jedną salę w piwnicach dworu i nadal rosła. Gdy gnom nie pomagał Zedowi siedział z nosem w księgach, rozszyfrowując kolejne elfie zaklęcia i magiczne formuły. Wiedział, że wkrótce na Polanę zawitają goście - okoliczne potwory, drapieżniki, łowcy skarbów… może nawet sam Alvenus! Choć patrząc na to, co osiągnął przez ostatnie dekadni marzył czasem by wyprawić się do elfich ruin. Furda smoczydła - skoro w samotnej wieży było tyle wiedzy i magii to ile tego mogło być w całym mieście! Z dumą pogłaskał smoczka, który już bardzo rzadko zmieniał się w trującą bransoletę. Magiczny stwór okazał się być bardzo terytorialnym stworzeniem - tak jak i jego gigantyczne, naturalne odpowiedniki - toteż służył za najlepszego strażnika jakiego można było sobie wymarzyć. Oczywiście gdy nie spał dobę czy dwie wzorem innych gadów trawiąc jakiś szczególnie wielki kawał mięsiwa. Kilkukrotnie przegonił także alvenusowego impa, raniąc go tak bardzo, że czarodziej w końcu zrezygnował ze szpiegowania Polany. Binkerbaum odkrył ponad to, że w najdalszym kącie piwnicy smok wykopał sobie norę i urządził tam mały skarbczyk, do którego - ku wielkiemu niezadowoleniu Zeda - znosił wszelkie znalezione w wieżach precjoza, nie dając nikomu podejść nawet do wejścia sali, w której znajdowała się nora.

Khogir zajmował się głównie remontem, przystosowując budynek do zamieszkania; a zwłaszcza do przeżycia tam zimy - ciężkiej jak wszystkie zimy u podnóża Grzbietu Świata. Kelvin zajmował się głównie polowaniem, lub przesiadywaniem na szczycie wieży z nieodgadnionym - i często nieco upiornym - uśmiechem. Zawsze przynosił obfity łup, ale nikt nie wnikał jakim cudem mu się to udawało. Pierwsza pełnia - pierwsza przemiana chłopaka - była przeżyciem dla wszystkich i nikt nie wspominał tego miło, ciesząc się, że myśliwy zaspokaja głód krwi i przemocy łowiąc jelenie zamiast ludzi. Ale czy na pewno? Gdyby był tu Yarkiss pewnie obawiałby się, że chłopak buduje w lesie własną watahę. Ale Yarkissa tu nie było. Był za to Zed, który nazywał pieszczotliwie młodzieńca “naszym chłopaczkiem-wilkołaczkiem” i nadal utrzymywał, że rozmawia w snach z tragicznie zmarłym Melisem. Krasnolud zaczynał się martwić, że dziadyga po prostu popada w starczy obłęd lub dręczą go - choć było to wysoce wątpliwe - wyrzuty sumienia odnośnie przejętych po kapłanie rzeczy. Myślał tak dopóki którejś nocy sam nie ujrzał ducha, który koniec końców zamieszkał z nimi na dobre.

Po kilku dniach od przemiany Kelvina Khogir wybrał się do Viseny po zapasy i przedmioty niezbędne do samodzielnej egzystencji w lesie (oraz do wyrobu melisówki, bimbruszówki i zedówki - czy też “dziadówki” albo “zelówki”, jak z kpiną nazywał ją Kelvin). Zdawał sobie sprawę, że ich czwórka nigdy nie będzie samowystarczalna, a gdy przyjdzie zima żadna ilość złota nie skłoni wieśniaków do sprzedaży żywności czy opału, do miast Królestwa było zaś o wiele za daleko. Poki co jednak Kelvin miał szczęście na łowach, więc było co jeść, suszyć, wędzić i wymieniać. Choć nie samym mięsem krasnolud żyje… Ku niejakiemu zdziwieniu Wygnańca podróż minęła mu bez przeszkód. Podejrzewał, że winny był zapewne zapach wilkołaka, jaki przeniknął go przez długie dni obcowania z Kelvinem. Potwierdziło to przeraźliwe wycie napotkanych na polach przed Viseną psów, które z wyciem uciekły na jego widok.

Khogir nie wiedział co Yarkiss powiedział we wsiach o ich przygodach. Grunt, że nie przepędzono go kijami, a to już był plus. Niemniej jednak sołtys i Knut wzięli krasnoluda na spytki zarówno odnośnie śmierci Edgara i Eillif, jak i wilkołactwa Kelvina. W miarę jak rozmawiali do gospody schodziło się coraz więcej ludzi i ku swemu skrępowaniu Khogir ujrzał zarówno bliskich poległych osób jak i liczną rodzinę Kelvina. Koniec końców jednak udało mu się załatwić to po co przyszedł, choć nadal nie miał pewności, czy viseńczycy nie wybiorą się przed zimą na polowanie na wilkołaki. Widział, że Yarkiss miał obecnie w Visenie duży respekt i znał jego pogląd odnośnie likantropów. Coż, nie wziął się on przecież znikąd; bądź co bądź wilkołaki omal nie zniszczyły obydwóch wsi. Spotkał również Audrey, która najwyraźniej pełniła teraz posługę w wiejskiej świątyni i nie wyrażała chęci zamieszkania w głuszy. Wreszcie obładowany jak muł, z mułem Kacprem u boku krasnolud ruszył spowrotem w las, zastanawiając się jak daleko odszedł od zwyczajów swych przodków. Wyglądało na to, że zaczyna nowe życie, życie którego nie przewidziałby nawet w najśmielszych snach.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 21-08-2014 o 22:18.
Sayane jest offline  
Stary 29-08-2014, 22:46   #200
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Czas na Przeklętej Polanie mijał beztrosko, a przynajmniej dla Bimpa. Wszystko układało się jak należy, gnom miał dach nad głową, miał co jeść, mieszkał w otoczeniu przyjaciół i mógł się skupić na tym co najbardziej kochał, czyli na studiowaniu magii. Oczywiście były pewne problemy które należało rozwiązać, ale to tylko dodawało smaczku egzystencji zakrapianej wyśmienitym Zedowym trunkiem.

Jednym z takich problemów było czasami dość dzikie zachowanie Kelvina, czemu trudno się dziwić bo w końcu był "wilkocłekiem". W tej sprawie Bimp miał jedno dość skuteczne jak uważał rozwiązanie, a mianowicie trzeba będzie na wiosnę znaleźć młodemu dziewczynę. Kobieta zawsze wpływa na burzliwą naturę młodych mężczyzn kojąco i uczy ich rozwagi, a według niektórych uczy "stąpania po kruchym lodzie", co w sumie na jedno wychodzi.

Kolejną sprawą którą niepokoił się gnom był mag Arvelus. W prawdzie "smocek" skutecznie uniemożliwiał sługom czarodzieja szpiegowanie, to Bimp miał dziwne przeczucie że ten wredny człowiek szykuje coś paskudnego i wkrótce będą musieli stawić mu czoło. Zagrożenie według małego zaklinacza było duże, dlatego też ostatnio wpadł na pomysł by odnaleźć i przeciągnąć na swą stronę olbrzyma, który kiedyś służył wiedźmom zamieszkującym polanę. Taki sojusznik sprawił by niespodziankę wielu wrogom, którzy chcieliby zagrozić ich spokojnemu siedlisku.

Był jeszcze problem jaskini która odpieczętowana, stała otworem dla istot, które być może kryły się w jej czeluściach. Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby zawalić przejście, ale gnom nie znał się na tym zupełnie i tylko wspomniał o tym Khogirowi, nie jako na jego barki zrzucając tę zagwozdkę.

Jesień była już w pełni i Bimp z przywiezionych przez krasnoluda warzyw i owoców zaczął robić przetwory na zimę. Po starych właścicielach pozostało tutaj wiele pustych słoików i flaszek, także gnom miał pełne ręce roboty zwłaszcza że musiał Zedem wykłócać się o niektóre produkty, gdyż staruszek wpadł w istny trans twórczy i eksperymentował z destylowaniem coraz to nowych składników.

Tak oto mijały małemu Bimpowi dni, aż do nowej przygody która zapewne zaburzy jego beztroskie życie.
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172