Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-05-2014, 16:15   #181
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Zaraz po spektakularnym wybuchu kończącym walkę, dziewczyna nie biorąca czynnego udziału w bitwie stanęła jak wryta. Wpatrywała się miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał Melis, nie widząc nic poza tym.

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to już koniec walki, że wszystko już skończone i że... Melis już nie wróci. Z wielkiego, szmaragdowozielonego oka popłynęła pojedyncza łza.

W głowie druidki kłębiło się mnóstwo myśli.
Był dobry. Był mądry. Pomógł nam. Nie, on nas uratował. Nie powinien zginąć. Nie tak. Nie on!


Właśnie wtedy, myśląc o śmierci obejrzała się w stronę Edgara. Otarła łzę spływającą po policzku.
~ Nie. Nowej Eillif nie wypada płakać nad nikim. Muszę skończyć to, co zaczęłam.

Biegiem ruszyła do rannych. Jako, że Yarkiss uzyskał już pierwszą pomoc, zielarka zbliżyła się do Kelvina, aby sprawdzić czy chłopak daje jakiekolwiek oznaki życia.
 
Eillif jest offline  
Stary 28-05-2014, 22:21   #182
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KAmN270P_Fg[/MEDIA]
Krok, oddech, cios, krok oddech cios, puls, krok, oddech... wszystko następowało w rytmicznej harmonii chaosu. Płeć, rasa, profesja, pochodzenie, ideały, wiara - nic nie miało znaczenia, liczyła się tylko walka. Ogarnięty tym cudnym stanem Kelvin odsłonił wszystko by zadać ostateczny cios. Czując ciepłotę krwi plugawca uśmiechnął się zadowolony, po chwili jednak jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, ciepło rozlało się też po jego własnym torsie, ogrzewając i tak rozpalone do czerwoności ciało. Po chwili jęknął czując coraz potężniejszą falę ostrego bólu i padł na wznak, lądując obok przeciwnika.
"To bardzo dziwne,czemu robi się tak zimno?"
***
Kelvin był otoczony nieprzebranym mrokiem. Wstał, rozejrzał się i w jego głowie pojawiła się myśl, że jest niezwykle ciemno. I nagle spostrzegł, że w tej ciemnej przestrzeni czaiły się ogniki pochodni, co ciekawe wszystkie majaczyły gdzieś daleko, poza zasięgiem wzroku. Oderwał wzrok od tych rozsypanych po czarnej materii gwiazd i zerknął pod nogi widząc wyrastającą z kamieni ścieżkę. Czując dziwny impuls zrobił krok do przodu - to było ważne, to było jego zadanie. Wiedział, że musi iść i nie wolno mu się zatrzymywać, ani niczym dziwić. Każdy krok skutkował wyrastaniem kolejnego kamiennego segmentu podczas tego niepowstrzymanego pochodu, gdy gdzieś z boku zmaterializowała się naga, odlegle piękna Maura i dochodzącym zewsząd głosem spytała:
-Kelvinie synu Kagara, kim jesteś?
Kelvin, syn Kagara ruszył powoli dalej, dziwnie otępiały. Jego zmysły były nieostre, a umysł ogarniała pustka, choć czaił się w niej bodziec, jedna myśl by kontynuować marsz. W pewnym momencie zorientował się, że idzie przez las i jako nastolatek jeszcze bez blizny podbiegł chichocząc do ogromnej ściany krzaków. Rozgarnął gałęzie i z ukrycia, ciekawe obserwował dwóch chłopaków idących na polowanie. Kelvin i syn Damiela tropili właśnie hobgoblinów. Kelvin-obserwator oślepiony słońcem które przebiło się między koronami drzew przymknął na chwilę oczy. Usłyszał bębny, piszczałki i przebijające się przez nie plugawe odgłosy nawoływania, jakby strasznych demonów chcących porwać jego duszę. Głosy narastały, a on zlękniony nie potrafił wyjść spomiędzy krzaków, zmusił się jedynie by otworzyć oczy. Ujrzał siebie samego schwytanego przez Hobgoblinów, dziwnie monstrualnych, z iście diabelskimi pyskami i wielkimi ostrzami, które zbliżały się do jego oka, póki co wodząc wokół i tkając wzory rozcinanej skóry. Ogromne jak świat ostrze zbliżyło się nagle niebezpiecznie do jego własnego oka, zupełnie jakby przesłoniło cały świat, a on krzyknął przerażony stalą i jeszcze bardziej przerażony tym, że zielone potwory go usłyszą i złapią. Krzyk wypełnił cały wszechświat, jedynie głos Maury nawołujący do ataku znalazł sobie kawałek świata i dotarł do - zdawałoby się - wypełnionych dźwiękiem uszu.
***
Obudził się, gdy połaskotało go słońce. Uśmiechnął się - w jego nozdrza uderzyła woń słodkich pyłków kwiatów, woń traw i zapach wiosny. W uszach rozbrzmiała melodia mgieł, ćwierkanie ptaków i tupot leśnego zwierza. "Jestem w raju?"
Usiadł i rozejrzał się, kontemplując spokojnie harmonię łagodnej natury. Poczuł idealny balans, ale usłyszał stanowcze pytanie:
-Kelvinie, synu Kagara i Samary, kim jesteś? Myśliwym, czy łowcą?
Ogarnął go szok i panika. To było fundamentalne pytanie, podstawa świata! Choć odpychał od siebie myśl to odległe pierwotne, prymitywne śpiewania i bębny ciągnęły go do mroczniejszej części lasu. Zaczął biec w stronę, z której dochodziły niepokojące dźwięki, smagały go gałęzie, ciernie drapały nagie (nie zauważył) ciało, dyndający na szyi wisiorek Silvanusa zahaczył o jakąś gałązkę i urwał się. Nim spadł, Kelvin wpadł do groty wypełnionej mistycznymi malunkami, gdzie przy ognisku tańczyły szaleńczo i dziko dziwne, obrośnięte długimi włosami postaci.
Ujrzał kobietę, która powiedziała mu o demonie. Driada, czy wodne dziwo - czymkolwiek była teraz jedynym odzieniem okrywającym jej powabne ciało była farba barwy czerwonej gliny. Złapała go za rękę, podprowadziła do wielkiego ogniska i wrzuciwszy tam kłąb okrwawionych piór uśmiechnęła się uwodzicielsko.
Dym wypełniał jaskinię, uderzał do głowy i osnuwał umysł. Kelvin przetarł łzawiące oczy i ujrzał kołyszącą się w dymie postać. Srogi, monumentalny Malar z ostrymi, jakby spiłowanymi zębami i wielkim pióropuszem, maską z tajemniczymi malunkami stał, ciągle rosnący i pytał:
-Kim jesteś, Chaanakya Kailashchandra? Myśliwym, czy łowcą?
Twarz skrywała maska, ale Chaanakya Kailashchandra wiedział, że boska istota uśmiecha się złowrogo. Naga driada klęknęła przed nim wyciągając przed siebie ręce z darem - maską w kształcie wilka. Chaanakya uniósł powoli dłoń, wyciągnął ją przed siebie tylko po to, by wstrzymać ją gdy opuszki jego palców nieomal dotknęły kościanej ozdoby. W tym momencie wizja zafalowała, a on poczuł na wskroś swoje wahanie, ale też nieprzyjemny zew, który odciągał go od wizji. "Eilif?" - pomyślał nagle, nie wiedząc dlaczego. Zamrugał i rozdziawił usta, jakby w dziecinnym zdziwieniu.
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 28-05-2014 o 22:30.
Aramin jest offline  
Stary 02-06-2014, 11:57   #183
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Eillif biegiem ruszyła do rannych. Jako, że Yarkiss uzyskał już pierwszą pomoc, zielarka zbliżyła się do Kelvina, aby sprawdzić czy chłopak daje jakiekolwiek oznaki życia.
Może oznaki były słabe, jednak to jeszcze nic straconego. Zamknęła oczy i mimo trudności, skupiła całą swoją uwagę na leczeniu tropiciela. Czuła słabnącą energię przepływajacą przez jego ciało; wzmocniła ją jej własną. Oddech chłopaka wkrótce wyrównał się; co prawda nie otworzył oczu, lecz druidka wiedziała, że nie umknie jej już do krainy Kelemvora.

Zed nie siedział długo. Wstał i tym razem spokojnie zlazł ze stalowej płyty. Jeden z wilkołaków wyglądał mu na takiego, co zaraz wykituje – krew ciekła mu z nosa i ust. Drugi, sponiewierany i zakrwawiony ale ewidentnie żywy.
-Cip, cip, taś, taś... Chodź do Zeda ty bydlaku – nie był pewien jak wołać to coś. – Wyłaź mówię skurczysynie – przekonywał podejrzanie miłym głosem – ja ci tylko ukręcę głupi łeb i naszczam do szyi. Potem wyrwę ci te kłaki i wepchnę w rzyć razem z pochodnią. Powieszę na flakach - przerażone spojrzenie likantropa tyko nakręcało Zeda bardziej. Złapał leżącego za odzienie na plecach i usiłował wywlec z pod płyty.
- Nie stójcie tak, pomóżcie – rzucił w stronę obecnych.
- Litości… - jęknął młodszy z likantropów.
- Później się tym zajmiemy - odparł krasnolud, gdy dotarło do niego, że wilkołaki nie są w stanie same się oswobodzić. - ...i tak nigdzie nie pójdą, choć przypilnować nie zaszkodzi.- spojrzał z niepokojem na Kelvina i Yarkissa. Czy wyjdą z tego cało? Obserwował chwilę jak Audrey i Eillif robią co mogą, nieco dłużej zatrzymując wzrok na czynnościach zielarki. Chcąc zając czymś myśli, nieco utykając podszedł do uratowanych więźniów. Bez radości uścisnęli sobie przedramiona, po czym Khogir zapytał każdego z nich:
- Było ich więcej?
Raul, kapłan Chauntei spojrzał wymownie na leżace wokół pentagramu szczątki.
- Nie wiem co stało się z tymi, którzy bronili z nami karawany; czy zginęli, czy udało im się uciec. Wszystkich jeńców wilkołaki… - głos mu się załamał gdy wzrok mimowolnie uciekł mu w stronę odciętych głów. Odchrząknął. - Jeśli pytasz o wilkołaki to nie. To znaczy na zewnątrz, ale mniemam, że się z nimi rozprawiliście. To było chyba całe ich stado, nie widzieliśmy więcej.
W tym momencie do kapłana podszedł goblin. Ten ostatni rozglądał się wokół bardziej niż niepewnie; co prawda brał udział w walce, lecz wiedział, że jego rasa liczy się bardziej nić bycie pomocnym.
- Duża habu zdechł. Dhamrag iść? - spytał cicho Raula, pociągając go za brudną szatę dla zwrócenia uwagi.
- Iść, iść. Wszyscy stąd pójdziemy; jak najszybciej - chauntejczyk poklepał go w roztargnieniu po głowie i spojrzał stanowczo na Khogira. - Ten goblin odejdzie wolno.

Kosma, zaklinacz, nie zwrócił na krasnoluda uwagi. Starannie omijając wzrokiem krwawe szczątki i ciała poległych podszedł do zebranych pod ścianą pakunków i zaczął w nich grzebać. Znalazłszy torbę z prowiantem łapczywie przyssał się do bukłaka, a opróżniwszy go rzucił się na jedzenie z niemal zwierzęcą gwałtownością.
 
Sayane jest offline  
Stary 07-06-2014, 12:40   #184
 
Sznycelek's Avatar
 
Reputacja: 1 Sznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znanySznycelek nie jest za bardzo znany
Dziewczyna zajęta leczeniem Edgara zupełnie nie zdawała sobie sprawy, jak wyglądają losy walki. Póki co szala zwycięstwa przechodziła na stronę drużyny, tego była pewna. Słyszała krzyk Melisa, ale czy mogła przypuszczać, że będą to jego ostatnie słowa? Wtem kątem oka dostrzegła szarżę kapłana, trzymającego w uścisku magiczny kostur - tak przynajmniej jej się zdawało. Wiedziała w jakim jest stanie, korzystanie z magii wykraczającej poza jego rozum odebrało mu wiele energii, dlatego ze zdziwieniem, niemal w bezruchu obserwowała atak. Mężczyzna był coraz bliżej przeciwnika, jednak niefortunnie - tuż przy samym końcu - broń wyślizgnęła mu się z dłońmi. Powstała ze zdenerwowania, gdy dostrzegła niewielki błysk na kosturze. Natychmiast zrozumiała co zamierza zrobić.
- Melis, nie... NIE! - krzyknęła w jego stronę, ale było za późno... Nie odczuwała już cierpienia Melisa. Przez łzy pytała sama siebie: czy jego droga musiała zakończyć się w właśnie tutaj, w taki sposób...?

***

Przepełniona bólem po śmierci Melisa Audrey próbowała tymczasem zebrać jakoś wszystkie szczątki w jedno miejsce, ale z każdą ich częścią było to dla niej coraz trudniejsze. Krzątała się w ciszy, wewnętrznie walcząc ze stratą kapłana. Dłonie trzymające szczątki drżały jak nigdy, ale nie mogła odpuścić. Melis nie zasługuje, żeby jego ciało stało się ozdobą tego okropnego miejsca, ani tym bardziej pokarmem dla wszelkiej maści plugastwa.

Gdy oddech Yarkissa się wyrównał, a rany przestały krwawić, gnom podszedł do magicznie wywołanej ściany i przy pomocy kawałka drewna i włóczni próbował ją podważyć. Szło mu niesporo i tylko słychać było jego sapanie i stękanie, a ściana ani drgnęła. Leżący pod nią młodzieńcy spojrzeli na Bimbrusza z nadzieją, po czym ze strachem na stojącego obok Zeda, trzymającego miecz.
- Pomóżcie mi. - zawołał zaklinacz do przyjaciół.
Zed opacznie odebrał zamiary Bimpa. Już właściwie odwracał się od unieruchomionych wilkołaków, pewny, że Khogir wymyślił dla nich jakiś paskudny rodzaj śmierci - nawlekanie na pal, czy spalenie jakieś. Na coś takiego warto przecież troszkę poczekać. Jednak gdy towarzysz, w jego przekonaniu usiłował zadźgać bestię, pomyślał, że w końcu pomęczyć mogą jednego, a drugiego zabić od razu.
Wyjął włócznię z rąk nieświadomego gnoma i zamierzył się na jednego z likantropów.
- Nie, dość zabijania! - krzyknął Bimp starając się powstrzymać Zeda chwytając włócznię.
Zaskoczony Zed wytrzeszczył oczy.
- Czemu? Słuchaj, też bym chciał obu torturować, ale czy upilnujemy ich? A jak nas pogryzą? Jeden to co innego. Chcesz? - Wyłup mu oko teraz, jak tu leży, czy zrób mu co tam chcesz... Albo wiesz co? - Olśnienie spadło jak grom - Nie będziemy go męczyć, tylko wozić w klatce i za kilka miedziaków pozwolimy wieśniakom strzelać do niego z łuku. Zarobimy fortunę. To bydlę przecież będzie się leczyć szybciej jak oni strzelać.
Po chwili chciwość odezwała się ze zdwojoną mocą.- Właściwie dwa wilkołaki to nie jeden - zysk też będzie dwa razy większy. Masz łeb Bimpie, a ja głupi chciałem go ubić. Poklepał gnoma z uznaniem po plecach, oddał włócznę, po czym dołączył do Audrey zbierać z nią szczątki Melisa a następnie jego mienie.
Gnom stał w konsternacji nie zupełnie zdając sobie sprawę czy dobrze zrozumiał Zeda. Tak czy siak efekt na którym mu zależało, czyli dość kolejnych trupów został osiągnięty. Apropo trupów; obżarty do nieprzytomności smok wyłożył się na rozszarpanym ciele jednego z wilkołaków i posapywał z zadowolenia, grzejąc się w resztkach ciepła uciekających ze stygnącego trupa.

Tymczasem Zed gromadził wszystko skrzętnie w jednym miejscu, nic nie chowając. Polubił tego upierdliwego kapłana i postanowił, że zajmie się jego pochówkiem. Nie to żeby odczuwał taką wewnętrzną potrzebę - raczej miał w pamięci upór maniaka z jakim Melis dbał o pogrzebanie zwłok. Widać mu na tym zależało. Tu w stalagnacie raczej grobu nie wykopiemy, wynieść szczątków też nie damy rady. Pozostaje tylko spalenie. Tak myśląc ruszył przekopać graciarnię w poszukiwaniu drewna na stos pogrzebowy. - Będzie miał pogrzeb godny króla - pomyślał.
Kapłanka doceniała, że ktoś podzielał jej zdanie na temat pochówku Melisa. Nie mogłaby żyć z myślą, że śmierć towarzysza byłaby tylko nic nieznaczącym czynnikiem, a jego ciało rozkładałoby się i karmiło te przeklęte ziemie.
- Po wszystkim chciałabym zabrać jego prochy do wioski, porozmawiać z rodziną czy kimś, kto go bardzo dobrze znał… Sama nie wiem… I pochować, oczywiście… - głos jej się załamywał. Wyraźnie nie mogła się pogodzić z tym, co się stało. Nerwowo sięgnęła jeszcze po religijne symbole Mystry. Jeżeli ktoś z jego rodziny żyje, rozpozna własność kapłana, która nabrała jeszcze bardziej symbolicznego charakteru.
 
Sznycelek jest offline  
Stary 07-06-2014, 23:39   #185
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Eillif ze wściekłości zacisnęła pięści.
~Albo ze mną jest coś nie tak albo on ma niezwykłe szczęście. Nie uwierzę, że tak trudno wykończyć przeciętnego druida.~ pomyślała zielarka przyglądając się leczącej Edgara kapłance.

Dziewczyna powróciła wzrokiem i myślami do nieprzytomnego Kelvina. Nawet teraz nie miała pewności czy postąpiła dobrze. Wykorzystała swoje ostatnie zaklęcie na ratowanie kogoś kto i tak już niedługo może być martwy, lub co gorsza uśmiercić kogoś.
Podjęła decyzję. Na jakiekolwiek zmiany było już za późno.
Nie czuła ani radości ani żalu z powrotu chłopaka do świata żywych. Na dodatek za wszelką cenę próbowała oprzeć się chęci wyszukania wzrokiem Khogira czy Yarkissa, który jak wierzyła, mądrze by jej doradzili.

~To zabawne. Po co mi ich rady? Nawet gdyby były one słuszne… Nie pozwolę, aby ktokolwiek podejmował decyzje za mnie. Nawet gdybym wybrała złą drogę… To już się skończyło. To już minęło. A do tego się nie wraca. ~ układała sobie w myślach Eillif machinalnie opatrując chłopaka.
 
Eillif jest offline  
Stary 09-06-2014, 21:18   #186
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Kelvin zbliżał się do poznania tajemnicy swojego świata. Jego drżący palec prawie dotknął kościanej ozdoby, a on sam wyczuwał, że złamanie niewypowiedzianego tabu pozwoli mu poznać tajemnicę świata natury, czy może w zasadzie natury ludzkiej - tajemnicę skrytą przed wyznawcami Silvanusa. Jego ego wiedziało, że stał przed decyzją, która pozwoli mu zrozumieć kim jest i jaka jest różnica między łowcą a myśliwym. Nagle jednak w grocie zaszumiało, jakby powiało bryzą a duch, czy umysł poczuł ze zdziwieniem jakby obecność Eilif ciągnącą go do innego wymiaru.
***
Szybko otworzył oczy i od razu poczuł ostry ból głowy związany z niespodziewanym natłokiem bodźców. Próbował coś powiedzieć, ale na początku wycharkał tylko:
-Czanakja?

Czuł, że budzi się ze snu, że w zasadzie już się obudził i teraz traci mgliste resztki mar, odpływające z umysłu gdzieś do świata poza tym światem. Rozpaczliwie chwycił się tych obrazów, ale one były jak woda! Im mocniej próbował je zapamiętać, tym bardziej je tracił, w panice zerwał się siadając i zaczął gorączkowo myśleć co zrobić. Kurwa! Gdyby był piśmienny... już prawie nic nie pamiętał. Tylko jakiś mętny zarys, to co najważniejsze hasało gdzieś w nieświadomości zostawiając go z posmakiem prawdziwego imienia, które poznał, a którego nie zdołał zapamiętać. Wiedział jednak, że ciągle mu czegoś brakowało, że poszedł na wyprawę by to znaleźć i częściowo znalazł. Uśmiechnął się jadowicie i spojrzał w kierunku Eilif:
-Dziękuję, zielarko. Przyjemnie byłoby zabijać w Twojej obecności.
Ten komentarz rozbawił go więc zachichotał. Szybko jednak spoważniał i dotknął swojej skroni pytając:
-Co się stało? Co się teraz stanie? - po chwili milczenia mruknął do siebie - Przeszłość nieważna, a przyszłość... życie spokojnego wieśniaka nie jest dla mnie. Nie wiem jeszcze dokąd prowadzi moja ścieżka, ale pierwsze kroki Kelvina mężczyzny będą ochlapane krwią.
Czuł, że tak będzie właściwie. Że w walce, adrenalinie, ryzyku - w tym odnajdzie samego siebie. Wstał powoli, bacząc na rany. Rozejrzał się po pobojowisku i z miną uprzejmego zdziwienia znalazł wzrokiem swój zniszczony łuk. Podszedł powoli do swojego miecza i wycierając go z krwi o truchło pomyślał, że to nawet całkiem symboliczne, a miecz będzie teraz bardziej do niego pasować.
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 11-06-2014 o 17:02. Powód: brakowało 1 "w"
Aramin jest offline  
Stary 24-06-2014, 13:24   #187
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Wszyscy powoli zaczęli zbierać się do kupy, czyścić broń, sprawdzać pozostałości po wilkołakach, czy też gromadzić szczątki - zarówno poległych wcześniej Viseńczyków, założycieli wioski, jak i Melisa.

Przechodząc obok Zeda Kelvin obejrzał się z łagodnym zdziwieniem. “Po co mu to? Przecież Melis nie żyje, na cóż ta troska? Skoro umarł to winien zostać zapomniany, taki los słabych.” Nawet przystanął zaskoczony brzmieniem własnych myśli. Uniósł pokaleczoną dłoń i przyglądając się jej zaczął się zastanawiać skąd się wzięła jego dziwna apatia. Przecież akurat Melis był jedną z tych osób, które Kelvin bardzo polubił, choć nie poznał bliżej (jak nikogo). Ale może tak naprawdę jego zamknięcie w sobie i dystans do innych nie były nieśmiałością, tylko pewną formą obojętności? Bezwiednie wzruszył ramionami i kontynuował swój spacer pełen odrętwienia.

Raul dołączył do Zeda i Audrey; Kosma, gdy już napełnił brzuch, również zaczął pomagać w gromadzeniu drewna na stos pogrzebowy dla zmarłych. Palenie ich w pomieszczeniu nie miało sensu - wszyscy by się podusili - zaczęli więc wyrzucać meble przez okno, mając nadzieję, że nie przyciągnie to niechcianego zainteresowanie jakiegoś podmrokowego stwora. Goblin nieśmiało dreptał obok, najwyraźniej woląc się trzymać blisko towarzyszy niewoli niż krwiożerczych oswobodzicieli, jedynie towarzystwo Bimbrusza nie robiło chyba na nim wrażenia. Edgar również przyłączył się do nich, z zagadkowym wyrazem twarzy spozierając w kierunku Eillif. Po opróżnieniu sali z czego się dało przeszli na niższe poziomy. Ku rozczarowaniu Zeda nie znaleźli nic cennego; zapewne dziwna twierdza została splądrowana już niejeden raz.

Kelvin po schowaniu oręża podszedł do swojego martwego przeciwnika i delikatnie schylił się by wydobyć z jego ciała srebrny nóż. Leżący na kolejnym truchle smok łypnął na niego podejrzliwie, jakby oczekiwał, że myśliwy zechce zabrać mu jego zdobycz. Następnie chłopak podszedł do wilkołaków i zaczął wpatrywać się w ich oczy, ciekaw co tam dostrzeże. “Jak wyglądają oczy, w których odbija się widmo śmierci?” Nie wiedział, co chciałby w nich zobaczyć, ale ujrzał przerażenie, niedowierzanie z powodu porażki, rozpacz, a także zwykły strach i ból. Zrobił mały krok w ich stronę i demonstracyjnie pokazał swój srebrny nóż. Następnie ostrożnie, aby nie otworzyć ran przykucnął i zapytał:
- Umiecie to kontrolować? - jednocześnie wskazał narzędziem w stronę jednego z martwych wilkołaków. Chłopak przełknął ślinę.
- Eee… Na początku nie. To… przychodzi z czasem. Tego… ale im byłeś ten… im bardziej lubileś zabijać na początku, tym bardziej cię korci - rzekł nadspodziewanie szczerze.

Khogir również podszedł do więźniów żelaznej ściany. Wilkołakom nie trzeba było już więcej ‘perswazji’. Nie miały jednak też wiele do powiedzenia. Według nich Alantaar dziergał swój plan już od lat, tworząc nowe wilkołaki głównie z zagubionych, porzuconych dzieci i zaszczepiając im nienawiść do osady. Za pomocą czarów, uroku osobistego, przemocy lub - zwyczajnie - złota zbierał informacje o Visenie, powoli dodając dwa do dwóch. W końcu z grobowca Hararda i Viseny ukradł ich czaszki oraz medalion chroniący wieś przed katastrofami. To właśnie z pomocą tych przedmiotów chciał przyzwać demona, żeby zniszczył Visenę i Zewnętrzną Osadę. Ale skąd miał takie umiejętności, jak chciał zapanować nad demonem? O to nie pytali.
- To był demon medalionu, może medalionem - wymamrotał drugi z więźniów, niemal płacząc z bólu jaki sprawiały mu zmiażdżone nogi.
Choć Khogir nic nie rozumiał z tego, co z trudem mu powiedzieli, darował im dalsze pytania. Ciągle czuł się otępiały. Ze wstrętem opróżnił swoją miksturę leczenia ran, którą dał zaraz po wejściu do tej cholernej jaskini Audrey na przechowanie. Wcale nie poczuł się lepiej. Rzucił szklaną fiolkę w kąt, nie dbając o to, że się zbije.
- Za dużo kurewskiej magii jak na jeden dzień- mruknął.
W milczeniu i pewnej rezygnacji słuchał kłótni jaka wywiązała się między Bimpem, a Kelvinem i Zedem.
-Nie martwcie się - powiedział spokojnie Kelvin - Skrócę wasze męki. Nawet nie poczujecie, to będzie tylko chwila - po tym zapewnieniu ostrożnie zbliżył się by szybko poderżnąć gardło swojemu rozmówcy.
- Nie - Brimbusz zasłonił wilkołaka włócznią. - Dość zabijania!
Głos gnoma był stanowczy jak nigdy dotąd.
- Jak dosyć??? To ty nie chcesz ich męczyć a potem ubić??? To na co ci one? - Zed nie mógł zrozumieć o co chodzi Bimpowi. - Podoba ci się który? Dopiero co strzelałeś do takich z kuszy, a teraz co? Gadaj, o co ci chodzi? - Był trochę zdenerwowany, bo przeszukanie stalagnatu, nie dało oczekiwanych wyników. Spodziewał się skarbów, a znaleźli trochę jedzenia i broni. Jedynie z rzeczy po Melisie udało mu się dyskretnie założyć pas, znakomicie pasujący do płaszcza, ale już przy próbie zaopiekowania się perłami spotkał się z podejrzliwymi spojrzeniami. Położył je więc na stercie razem z resztą fantów, aczkolwiek trochę z boku i przykrył je pokrywą od dwojaków - a nuż o nich zapomną? Po chwili zastanowienia bardzo zgrabnie i niepostrzeżenie wyrzucił z tobołka na stertę talizman, który jakoś podejrzanie grzał się i jakby dymił? A na jego miejsce schował ze sterty talizman, który nosił Melis. Sztuki się zgadzały, a on był trochę spokojniejszy, że nie wyskoczy mu już nagle z tobołka żaden demon.
- NO GADAJŻE!!!
Na początku zdziwiony zachowaniem Bimpa Kelvin uśmiechnął się jadowicie i wytłumaczył:
- Spokojnie, on po prostu chce żeby zdechli tu przygniecieni i osamotnieni z głodu i pragnienia.
-Fajne, ale nie możemy tu tyle siedzieć - wiadomo ile będą zdychać? Co byśmy jedli? No i pili - dodał już w myślach Zed.
- Nie rosumiecie?! To juz koniec walki i tej salonej historii - odpowiedział wzburzony Bimp. - Zabijając ich teraz będziemy nie wiele lepsi od nich, a tak jest sansa ze zrozumieją swój błąd i w psysłości będą pzyjaciółmi Viseny. Zrestą pzyroda nie znosi prózni, puste miejsce w tych dzikich rejonach w końcu ktoś zajmie i mozliwe, ze będą to gorse istoty niz oni. Poza tym ty Kelvinie nie będzies chyba chciał się włócyć samotnie po lasach, a mozliwe ze wkrótce cię to ceka.
- Jak to nie wiele lepsi? - Przecież żywi są lepsi niż martwi, bo ci drudzy nie żyją, więc są gorsi…? - Tutaj Zed nie wykazał się bystrością, ale na prawdę nie potrafił pojąć intencji Bimpa. Pociągnął kilka razy solidnie z bukłaka i kiedy umysł mu się nareszcie rozjaśnił zawołał - Ty chcesz im darować? Jak to niby sobie wyobrażasz? Że będziesz miał jakby takie pieski? Trochę mu jednak ulżyło, bo przez chwilę wydawało mu się, że Bimp po prostu lubi młodych blondynów z loczkami. Wyglądało jednak, że można go mieć za plecami, co w ciasnych, podziemnych korytarzach nie jest bez znaczenia.
- Oni jus nie zrobią nikomu ksywdy, a moze ta pzegrana i towazystwo Kelvina pomogą im zejść na dobrą drogę i zrekompensować wyządzone zło.
- Skąd wiesz, że nie zrobią? - Zdziwienie Zeda było jak najbardziej szczere - i jak mogliby zrekompensować zło? Będą pracować, czy jak? Karzesz im nosić ciężkie rzeczy, bo takie silne, czy biegać z wiadomościami, bo takie szybkie? A może na roli? - Wiesz jak szybko by mogli tymi pazurami żąć zboże?
Zed przez chwilę stał zamyślony - może jednak pomysł z obwożeniem i zarabianiem wypali? - A co mu tam… - Dobra, ale ty ich pilnujesz?
Nie czekając na odpowiedź przeszedł na drugi koniec powalonej ściany. Skoro była tak wielka a mimo to nie zmiażdżyła ich na placek, to znaczy, że oparła się o coś. Faktycznie - drugi koniec nie opierał się o podłogę lecz znajdował się minimalnie w górze. Poskrobał się po głowie, coś mu świtało, że trzeba użyć jakiejś tam siły. Rachunki jednak nie były jego pasją więc na wszelki wypadek skoczył obiema nogami na najbardziej oddalony koniec ściany.

Podczas tej dyskusji, Khogir cały czas przyglądał się wilkołakom i leżącej na nich stalowej ścianie. Według niego, gdy tylko ją podniosą, jeden z nich - ten z krwotokiem z ust wykituje i nie będzie to miła śmierć. Nie powiedział jednak tego na głos. Cały czas patrzył tylko biernie na niego, jakby zastanawiając się czy nie ukrócić jego cierpień już teraz.
Nie ufał wilkołakom i dziwił się, że Bimp wierzy, że odkupią swoje winy. Znudzony, w jego przekonaniu, bezsensowną wymiana zdań Khogir raz jeszcze rozejrzał się po sali. Miał przed sobą wystarczający dowód do czego są zdolne te potwory. Spojrzał raz jeszcze głęboko w przepełnione bólem oczy paskudnie rannego wilkołaka. Ze zdziwieniem stwierdził, że ten domyśla się co zaraz nastąpi. Ukradkiem poprawił chwyt na trzonku topora. Khogir miał miękkie serce. Śmierć to była najlepsza rzecz jaką mógł mu zagwarantować…
Mniej więcej wtedy gdy Bimp i Kelvin obserwowali próby podniesienia ściany przez Zeda, na szyję wilkołaka spadł krasnoludzki topór.

Bimp nie mógł uwierzyć w to co zrobił krasnolud. Ręce mu opadły i jakby uszło z niego powietrze. Biedny gnom chyba stracił wiarę w Khogira.
Nie było to jednak wszystko, co czekało biednego gnoma. Zed skaczący po ścianie, na widok Khogira wymierzającego sprawiedliwość nie wytrzymał i rozdarł się na cale gardło - No szlag mnie trafi - ja tu skaczę jak pajac jaki i debila z siebie robię, żeby ich uwolnić a ten w najlepsze łeb mu ścina. Zdecydujcie się wreszcie. Albo dosyć tego, bo stąd nie wyjdziemy - mówiąc to wyjął miecz i zanim gnom zdążył zaprotestować, spuścił go w stronę szyji ostatniego z wilkołaków. Prawdę mówiąc nie wyglądało, żeby poza Bimpem ktoś miał taki zamiar, a ten był zbyt oszołomiony, by zareagować.

Kelvin zastanowił się nad słowami Bimpa. Taki oddziałek wilkołaków pod jego komendą… to by było coś. Nagle jednak Khogir jednym cięciem przeciął rozmyślania łowcy, który westchnął i spojrzał z zazdrością na krasnoluda. “Ciekawe jak to jest… zabić kogoś.” Gdy Zed przyszykował się do zabicia drugiego, Kelvin również wyjął miecz i mając migawkę z dziwnych majaków umierającego spróbował zablokować miecz Zeda po to żeby… samemu dokończyć dzieła. Ostrza zgrzytnęły o siebie; kelvinowe odbiło miecz dziadka, po czym opadło na kark jeńca.

Kapłanka, po dłuższej chwili nieobecności mentalnej, w końcu powróciła myślami do rzeczywistości. Odwróciła głowę w kierunku dźwięków dobiegających od grupy i ponownie zamarła - nie wiadomo jednak czy to z przerażenia, czy złości. Natychmiast podeszła do mężczyzn, nie ukrywając swojego zdenerwowania, wywołanego dekapitacją dwóch wilkołaków. Nie pytała nawet kto dopuścił się tego czynu - wszystko było podane jak na tacy.
- Nie sądziłam, że byłbyś w stanie zrobić coś takiego. Jeszcze kilka godzin temu trząsłeś gaciami nie mniej niż ja, a teraz? Wymierzasz sobie sprawiedliwość, jakbyś był panem życia i śmierci! Co się z tobą dzieje? - mówiła do Kelvina uniesionym tonem. Zupełnie go nie poznawała.
- Nie no, jaja sobie robicie. Czy na prawdę myślicie, że ja mam tyle lat co wy? Po cholerę mi dupę zawracacie zamiast ich normalnie ubić? Zamiast szukać przydatnych rzeczy niańczę was. Na drugi raz nie karzcie mi pokazywać jak się to robi, tylko to zróbcie.
Obrażony Zed odwrócił się na pięcie i poszedł ładować co niektóre rzeczy do tobołka. Trochę jedzenia oraz jego część znaleźnego.

Jego działania uświadomiły wszystkim, że najwyższy czas zebrać się z tej przeklętej ruiny zanim wszyscy skoczą sobie do gardeł. Może zostało tutaj coś z tej przeklętej magii wilkołaków? Uwolnieni jeńcy czekali już przy pogrzebowym stosie wraz z resztkami ciał viseńczyków oraz Edgarem, który od czasu gdy podziękował Audrey za leczenie nie wypowiedział ani słowa.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-07-2014 o 14:48.
Sayane jest offline  
Stary 27-06-2014, 21:16   #188
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Khogir nie miał zamiaru zabijać drugiego wilkołaka, choć musiałby przyznać, że poczuł pewną ulgę gdy ten padł od miecza Kelvina. Dobrze się stało, choć widząc zachowanie młodzika i to jak rychle wziął się do wymierzania śmierci, uniósł brew w zdziwieniu oraz wydął wargi w zadumaniu. Zdaniem Khogira każdy Viseńczyk z osobna miał prawo do pozbawienia ich życia, ale zachowanie Kelvina… było co najmniej zaskakujące.
[...]
Krasnoludzki topór przydał się jeszcze przy przygotowaniu pogrzebowego stosu dla Melisa. To był właściwie jedyny jego wkład do pożegnania kapłana.
Chwilę po skończonej robocie, Khogir skorzystał z okazji, że Edgar i on znaleźli się z dala od uszu Eillif i Kelvina.
- Kąsacz... Edgarze- Druid odwrócił się zdziwiony w jego kierunku, a Khogir jeszcze raz upewniając się, że nikt nie podłapie o czym mówią kontynuował:
- Oblazły cię te wilki, co? Myślał żem czy sobie poradzisz, ale topór zajęty i koniec końców chyba dobrze żem na tego chędożonego elfa polazł. Nie wiadomo co by zostało z Yarkissa… ale do rzeczy… wierzę ci, że panienka Eillif coś knuje. Proponuję mały układ. Przez pierwsze pół nocy obejmę wartę… Będę miał ją na oku, coby potem nie mówiła, że to od wcześniej poniesionych ran nam wykitowałeś. Walka mnie wykończyła, ale tyle jeszcze dam radę. Drugie pół nocy będziesz czuwał ty. Miej na oku Eillif ale też… Kelvina. Coś się z nim dzieje dziwnego. Kurw*ż! Może stawać się jednym z tych sierściuchów... Nie wiem jak to przebiega, pewnie znasz się na tym lepiej… - urwał gdy nadeszła chwila pożegnania z Melisem. Spojrzał jeszcze tylko na Edgara i wyczytał z twarzy jego odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 27-06-2014 o 21:21.
Rewik jest teraz online  
Stary 04-07-2014, 11:53   #189
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
Kelvin po powrocie z zaświatów zachowywał się zaiste dziwnie. Dla niego samego to było coś nowego i wszystkim swoim reakcjom przypatrywał się z bierną, apatyczną uwagą. Ze zdziwieniem stwierdził, że ostateczne zakończenie życia - było nie było - pierwszego człowieka z jego ręki jakoś dziwnie nie wywołało w nim specjalnie wielkich emocji. Kelvin wiedział jednak, że teraz gdy przebudził się w nim instynkt musi więcej razy stawiać życie na szali, miało to jakiś ukryty i mistyczny sens. Słowa Audrey podziałały na niego tak, że z zewnątrz z łagodnym uśmiechem wysłuchiwał jej spokojnie, a w środku zastanawiał się co się z nim dzieje. Przykucnął obok truchła i zaczął myśleć, czy to nie jakiś szok związany z ledwo co unikniętą śmiercią.
Tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia co się dzieje, ale wiedział że nie będzie mógł spokojnie zostać w Osadzie tylko zacząć działać w terenie. Los jednak musiał go gdzieś zaprowadzić, a równie dobrze mógł na razie spokojnie wrócić do Viseny i zobaczyć jak skończy się ta wyprawa i jak wdzięczni będą mieszkańcy za ich poświęcenie okupione krwią i stratą niewinności. Póki co podniósł się z kucek i powoli przejrzał łupy. Swój miecz odrzucił na bok gdy znalazł inny, wyglądający na zacniejszy. Potem już nic nie mówił tylko spokojnie czekał aż opuszczą to miejsce.
 
Aramin jest offline  
Stary 04-07-2014, 12:58   #190
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Byli jeńcy i bohaterowie, którzy ich ocalili wyszli ze stalagnatu w ponurych nastrojach. Było tak, jakby nienawiść wilkołaków do Viseny przelała się na viseńczyków i gdy tylko zniknął wspólny wróg zaczęli skakać sobie do oczu. Co rzekłby na to Melis, który poświęcił życie by ich wszystkich ocalić? Nie dowiedzą się już tego - i pewnie dobrze. Zapalony na brzegu jeziora stos pogrzebowy trzaskał i dymił niemożebnie, toteż wszyscy raźno wyruszyli na powierzchnię nie czekając, aż dopalą się szczątki poległych. Jedynie czaszki założycieli i ich nienarodzonego dziecka Raul zapakował do torby wierząc, że należy je zwrócić do grobowca i poświęcić tam na nowo. Odnośnie medalionu zdania były podzielone - Zed i Bimp chcieli go wyrzucić, a Khogir z Raulem zabrać. Finalnie został zabrany - wyrzucić go zawsze zdążą.

Po drodze na powierzchnie Zed zwinnie jak jaszczurka zszedł do zwłok w rozpadlinie. Trup był stary; miał przy sobie jedynie rozsypujący się zwój i zniszczony sztylet. Dziadek wzruszył ramionami i zepchnął zwłoki ze skalnej półki głębiej w dół, po czym wdrapał się na górę.

Gdy znaleźli się na powierzchni było już ciemno. Drobne drapieżniki, które zwabił zapach starej krwi rozpiechrzły się na widok drużyny dwunogów. Grupa odeszła kawałek od wejścia do podziemi i rozpaliła ognisko. Khogir, zgodnie z umową zawartą z Edgarem, czujnie popatrywał na Eillif, która udawała, że wszystko jest w porządku. Jej jastrząb, uradowany widokiem nieba, radośnie kołował nad obozem nie zważając na to, że jest już noc. Yarkiss z pomocą Audrey poprawiał sobie bandaże. Kelvin siedział podejrzanie zamyslony; Bimbrusz również milczał, zszokowany wydarzeniami jakich był świadkiem, podobnie zresztą jak i młoda kapłanka. Tylko Zed wiercił się niespokojnie. Było przecież tyle rzeczy do omówienia! Wilkołactwo Kelvina, medalion - no i zostawione na Polanie łupy oraz ich podział!! Wrócą do Viseny jako bohaterowie - do tego niewyobrażalnie bogaci, jeśli ocena Melisa względem umagicznienia znalezionych przedmiotów była prawidłowa. A ci milczą jak ciołki. Odchrząknął więc i przeszedł do rzeczy.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 21-08-2014 o 18:09.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172