Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2015, 21:44   #341
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Czwarty. Gehenna. 2 Mirtul, 1358 DR, Roku Cieni

Gehenna
2 Mirtul

Opatrywanie rannych i oddawanie ostatniej (choć, siłą rzeczy, krótkiej) posługi zmarłym zajęło trochę czasu. Warunki nie były sprzyjające by rozbijać obóz, lecz nie wiadomo było co zastaną dalej - czy nie kolejnych wrogów. Grzmot skorzystał z okazji by odciąć nie tylko płaty skóry, ale i rogi demona, choć jego krwawe operacje na ciele pokonanego wroga przyprawiały niziołka o mdłości. To tak jak ty oprawiasz kapłona... powtarzał sobie, choć niewiele to dawało. Czterometrowego kapłona z rogami nie mógł sobie wyobrazić nawet w najgorszych kulinarnych fantazjach.

Poszukiwanie zaginionych nie przyniosło rezultatu; grupy zwiadowcze natknęły się na jakieś psowate stwory, które uciekły widząc duża grupę ludzi. Natomiast jedna z grup natknęła się na coś, co mogło być jaskinią pokonanego demona. Imp zapewniał, że wejście jest bezpieczne, bo takie bestie to samotnicy, a w ogóle to demon mógł być strażnikiem licza... Widać było, że wprost pali się do eksploracji wnętrza góry. Cóż, miejsce było dobre jak każde inne, lecz Mara była przekonana co do prawdziwości swojej wizji, a jej towarzysze również mieli do nich zaufanie. Musieli minąć ogniste pola i szukać ośnieżonych stoków w kształcie czaszek. Gdzie jak gdzie, lecz tu takie formacje skalne nie wydawały się niczym nieprawdopodobnym. Oddział spakował manatki i ruszył dalej.

Korzystając z tego, że chwilowo nic ich nie atakowało Shando przedstawił magom (i nie tylko) swój pomysł na zniszczenie nowoodkrytego filakterium. Zrobienie z grzebienia bomby z opóźnionym zapłonem wywołało żywe zainteresowanie magów, lecz Eryk był sceptyczny. Jeśli się nie uda, damy wrogowi broń prosto do ręki. Lepiej wrzucić go do szczeliny wypełnionej lawą - nawet magiczny metal tego nie wytrzyma... prawda?
Magowie spojrzeli po sobie. Teoretycznie była to prawda, lecz grzebień miał na sobie tyle zaklęć... Nikt nie miał stu procent pewności, że się jego powiedzie. Aczkolwiek wyłowienie grzebienia ze strumienia lawy, nawet przy pomocy żywiołaka graniczyło z niemożliwością.

Wędrówka trwała i trwała. Oddział znów wszedł na ośnieżony teren. Przepocone ubrania sztywniały na mrozie i tylko energiczny marsz chronił ludzi przed zimnem. Kilka razy grupa rozpierzchła się, kryjąc pod skalnymi nawisami by ukryć się przed przelatującym smokiem - zwycięzcą wcześniejszej podniebnej potyczki. Jeden z barbarzyńców złamał nogę, zjeżdżając ze stromego podejścia. Innego przywalił chybotliwy głaz, gdy próbował rozeznać teren. Lecznicze zaklęcia Tibora i paladynów powoli się wyczerpywały, a fiolki starano się oszczędzać. Bez słońca ciężko było określić godzinę, lecz organizmy wyraźnie dawały wszystkim do zrozumienia, że wypadałoby rozbić się na nocleg, co też wszyscy z ulgą uczynili. Niejeden zresztą liczył na kolejny proroczy sen Mary, który pokierowałby ich we właściwą stronę. Nim to jednak nastąpiło chowaniec Morheima, który niestrudzenie eksplorował bliższe i dalsze otoczenie (zapewne dlatego, że większą część drogi jechał na czyimś plecaku) wypatrzył formację skalną, która mogła być bramą opisywaną przez zaklinaczkę. Wydawała się blisko, lecz barbarzyńcy i Grzmot wiedzieli lepiej - odległości w górach zawsze wydawały się zwodnicze, a odpoczynek był drużynie niezbędny. Mimo to kilkunastu Reghedczyków zdecydowało się sprawdzić choć kawałek drogi; Var natomiast wspiął się na skałę, wykorzystując umiejętności swego nowego ciała oraz swój sokoli wzrok. Wydawało się, że wejście nie jest strzeżone; barbarzyńcy, którzy wrócili po długim czasie również nie znaleźli żadnych śladów.
- Może ta brama to przejście na inny poziom Gehenny... - teoretyzowała Elethiena, przerzucając stronice trzech ksiąg zaklęciami, które zabrała w podróż.
- Jeśli tak, to z pewnością czatują przy nich różne demony, które przemieszczają się pomiędzy planami i polują na oszołomione zmianą warstwy ofiary - ostrzegł ją imp. Mimo swego napuszenia wiedział, że i on zaliczał się do potencjalnych ofiar, bezbronnych w obliczu potężniejszych bytów.

Nie rozpalono ognia, bo i nie było z czego. Siarczysty mróz nie dokuczał tu tak jak w Dolinie, nie było też wiatru. Tylko padający z nieba popiół "rankiem" upodobnił wszystkich do nocnych mar. Ku swemu (i nie tylko) rozczarowaniu Mara nie miała w nocy żadnej wizji, mimo że specjalnie nie budzono jej na wartowanie. Czyżby ta kobieta... jej dusza już nie żyła? Została pochłonięta, unicestwiona w liczowym rytuale? Dziewczyna poczuła złość, ale i dziwny smutek. Mimo wszystko miała nadzieję, że dzięki jej nekromantycznym zdolnościom uda im się uratować kolejną zagubioną duszę.

 
Sayane jest offline  
Stary 24-08-2015, 15:54   #342
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
O GRZEBIENIU I DEMONIEJ GROCIE



- Los dał nam broń do ręki, nie wahajmy się jej użyć - Shando Wishmaker z rękoma złożonymi na piersi nie przyjmował opcji odmownej i próbował przeciągnąć na swoją stronę sceptycznych wobec jego destrukcyjnej idei - W dolinie eksplozja filakterium zrobiła pokaźny krater, nie ma co marnować takiej mocy. Uwolniona w odpowiednim momencie może być naprawdę pomocna.
Spojrzał się w przestrzeń i niby sam do siebie rzekł - Jest w tym coś poetycko sprawiedliwego w stylu "Zło obraca się przeciw sobie".
Oczywiście upewnił się, że Eryk, który najbardziej oponował przeciwko użycia eksplozji artefaktu do ostatecznego zniszczenia bhaalitów, słyszał to. Wishmaker nie miał wysokiego mniemania o bystrości paladynów, założył więc że podpuszczenie ich kartą "Zła" i "Sprawiedliwości" może zdziałać cuda.
- Mi to obojętne, byleby zostało zniszczone, dobrze że udało się je w ogóle znaleźć. - Var nie zająknął się nawet że Morheim miał je niemalże pod nosem przez lata a nawet nie zwęszył go nosem. - Jeśli da się z niego zrobić coś zapalnego, co zrobi wielkie bum wśród kultystów, to muzyka na moje uszy, jeśli jesteście pewni że wam się to uda. Ja ruszę do tej jaskini demona, lepiej zbadać co zostawiamy za sobą. - Był ciekaw jak urządzają swoje samotnicze jaskinie takie demony. Niedługo sam miał zamiar się do jakiejś wprowadzić, choć w nieco przystępniejszych okolicach. Ot, chociażby na Faerunie, w Dolinie Lodowego Wichru, może na którymś ze szczytów Grzbietu Świata. Nie był jeszcze pewien, było tyle lodowych pustkowi do zwiedzenia. Zwłaszcza z pierścieniem piórkospadania, brakowało mu jedynie czegoś co zapewni mu zawsze dostęp do pożywienia bez konieczności polowania, lub magiczna błyskotka chroniąca przed ogniem. Magii jako takiej nie ufał… ale była bardzo pomocna jak się okazywało. Co więcej, miał zdobyczne rogi i skórę z demona, zastanawiał się jak najlepiej wykorzystać te pierwsze do wsparcia swoich i tak już zabójczych, naturalnych pazurów.
- A do jaskini demona chętnie pójdę z Tobą - dodał Shando, uśmiechając się na myśl o ewentualnych zdobyczach, które można będzie tam znaleźć.
- Zostawcie tę cholerną jaskinię w spokoju! Jesteśmy na obcym planie, nie wiadomo jak każda chwila tutaj spędzona działa na nas! - warknął Tibor. - Nie traćmy czasu, bo czas właśnie nas goni!
Rycerze również byli tego zdania, choć część Reghedczyków była gotowa na przygodę w demonicznej jaskini.
- Dokładnie, zgadzam się z tobą całkowicie. Dlatego wezmę jednego, może dwóch ochotników, zbadam jaskinię i w ciągu świecy znowu was przegonię. - Powiedział spokojnie Grzmot wydłubując coś z między zębów. Zupełnie jakby nie powiedział właśnie że kolumna wlecze sie niczym ślimak w porównaniu do niego. - Ochotników nie bojących się jechać mi na plecach się znaczy.
Burro chociaż oklapły ze strachu, słysząc tą ostatnią kwestię nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. No mógł przegapić taką okazję? Kij tam z jaskinią, ale przecież nikt w rodzinie, ba nawet na całych Słonecznych Wzgórzach i Ybn nie może powiedzieć że jechał na grzbiecie yeti przez jakieś demoniczne pustkowia.
- Pójdę z wami. - zerknął jeszcze na Tibora i dodał. - Dopilnuję by nie zabradziażyli tam za długo.
- Dopilnuj też żeby nie stracili życia czy kończyn - nie wiadomo jak długo będziemy jeszcze szukać a tracimy ludzi nie tylko w samej walce, nie możemy sobie pozwolić na większy ubytek! - zakrwawiony, brudny jak nieszczęście Oestergaard wskazał buzdyganem piekielny krajobraz Gehenny naokoło, która wchłonęła parę następnych dusz oprócz poległych wojowników, rozrzuconych naokoło cielska demona.


- A grzebień… na razie nieśmy go dalej. Eksplozja - gdyby lawa go zniszczyła - mogłaby zwrócić na nas zbyt wiele uwagi - dodał, odruchowo sięgając do sakwy w której niósł grzebień; osadzony w solidnej skrzyneczce okutej ołowiem, od kiedy okazało się że nie “błyskotka dla dam” to, lecz kolejne filakterium. - Może gdyby przed ciśnięciem go w lawę spróbować rozproszyć zabezpieczające zaklęcia - nawet na parę chwil, minutę może - to gorąc łatwiej by go zniszczył? - zwrócił się do Elethieny Froren.
- Myślę, że rozproszenie magii i wrzucenie go do lawy to znakomity pomysł - odparła czarodziejka. - Szkoda że nie możemy aktywować tego czaru z opóźnieniem…
- Ja i tak wysadziłbym go blisko obozu wroga... - rozmarzył się Wishmaker i dołączył do Yeti-Grzmota oraz niziołka by udać się do demoniego leża.
- Nie możemy ryzykować, że grzebyk wpadnie w łapy wroga. Ja tam bym go zniszczyła tu i teraz. Czy wybuch przykuje czyjąś uwagę? Nie bardziej niż splątane w walce latające smoki - Mara nie uniosła wzroku na towarzyszy, równie dobrze mogła nawet mówić do siebie. - Do jaskini nie idę. Nie po to tu jesteśmy.
Jeśli reszta zamierzała penetrować leżę demona to ona wykorzysta ten czas aby poszukać obecności kobiety. Jej zniknięcie potwornie dziewczynę niepokoiło i z jej twarzy łatwo dało się wyczytać podenerwowanie.
Tibor skinął głową na słowa Mary po czym przez chwilę z niepokojem przyglądał się skurczonej dziewczynce.
- Panno Elethieno, panie Morheimie, jakiego jesteście zdania? - odezwał się wreszcie i dodał z namysłem - Jeżeli grzebień jest ostatnim filakterium po sercu które zniszczyliśmy w Bryn, to czy jego zniszczenie mogłoby osłabić licza do którego należy? Albo wręcz zniszczyć go - choć na tyle szczęścia nie liczę?
- To nie jest ostatnie filakterium - wtrąciła się nekromantka. - Są jeszcze trzy. A przynajmniej takie mam przeczucie…
Powróciła pamięcią do swojej wizji i zaczęła wyliczać.
- Wisior z okiem. Szczęki na łańcuszku. I ptasia łapka.
- Do diabła! - wyrwało się Tiborowi. - Jeśli pozostałe filakteria znajdują się w miejscach gdzie miał być odprawiony rytuał… pomyślcie - jedno było w Bryn Shander, drugie w Dougan’s Hole gdzie Lam miał swoje w opiece… to i może w Targos i Easthaven są jakieś. Jeszcze jedno albo w Luskan, albo tam gdzie zmierzamy. Nie żeby w naszej sytuacji dużo to zmieniało - przyznał po chwili.
- Skoro nie są ostatnie to tym bardziej nie powinniśmy ich gromadzić, lecz zniszczyć - orzekli pozostali magowie.
- Skupmy się na zagrożeniu bieżącym - Shando mruknął niecierpliwie - nie mamy czasu biegać i szukać. Powstrzymanie rytuału i bhaalitów jest teraz najważniejsze, a jak nasz wróg ożyje ponownie dzięki filakteriom, to trudno, trzeba będzie jeszcze raz go pokonać.

Myśleli, że goni ich czas. Nie mogli się bardziej mylić. Przez pokryte wulkanicznymi dymami niebo Gehenny goniło ich coś o wiele bardziej zabójczego...

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 26-08-2015, 22:24   #343
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Rozdział Czwarty. Gehenna. 2 Mirtul, 1358 DR, Roku Cieni

Gehenna
2 Mirtul

Tibor pokręcił tylko głową, gdy niemal wszyscy jego towarzysze ruszyli na poszukiwanie leża demona. Morheim posłał z nimi impa jako przewodnika i tłumacza, na co ten przystał zaskakująco chętnie. Gdy dołączyło kilku barbarzyńców, którzy truchtem podążali za Grzmotem, grupa rozrosła się do tuzina osób. Na szczęście tak znamienite i waleczne grono nie miało już z kim walczyć, a jaskinię potwora odnaleziono dość łatwo. Widać demon czatował przy jednym z niewielu (jeśli nie jedynym) przejść przez ten ognisty obszar na nieświadome zagrożenia ofiary.

Jaskinia urządzona była prymitywnie, li i jedynie szczątkami łupów demona - oraz jego posiłków. Cóż, nikt się w Otchłani sklepów nie spodziewał. Imp radośnie komentował jadłospis rogatej bestii, a ludzie i nieludzie buszowali wśród zalegających podłogę rzeczy, co bardziej obiecujące zgarniając jak leci do Samonośki. Robili przy tym tyle hałasu, że dopiero po dłuższej chwili Burro, który wcale nie czuł się pewnie w legowisku tak potężnej bestii, dosłyszał cichy jęk dochodzący z dalszej części groty. Za załomem faeruńczycy odkryli coś, co przypominało prymitywną komnatę tortur. Wiszące na ścianach, pod sufitem, albo przykute do podłogi przeróżne stworzenia zamieszkujące Gehennę były w większości dogorywające (kilka nawet zaczęło się już rozkładać), jednak wzrok Grzmota przykuła chuda postać w kącie. Ludzka postać! Zagłodzoną i pokrwawioną, ale bez wątpienia ludzką. Nie była to kobieta z wizji Mary, tylko mężczyzna - sądząc po resztkach ubrań - z Północy. Wspólnymi siłami rozerwano pęta i napojono go miksturą lecznicą by nie zszedł po drodze. Grzmot wziął ostrożnie nieznajomego w łapy i ruszono w drogę powrotną do oddziału. Uwięzionymi potworami nikt sobie głowy nie zaprzątał.




Marsz dłużył się niemiłosiernie. Uratowanego z leża mężczyznę paladyni i Tibor podleczyli jak mogli, ale ten zapadł w jakieś odrętwienie, z którego budził się czasem wydając nieartykułowane okrzyki. Podczas oględzin znaleziono u niego bhaalicki medalion, przez co sympatia dla ocaleńca znacznie spadła,wzrosła zaś determinacja by utrzymać go przy życiu. Przynajmniej chwilowo.

Potem przed podróżnikami pojawiła się międzywymiarowa brama i kwestia przesłuchania zeszła na dalszy plan.

- Mogę iść na zwiad przez portal. - Rzucił yeti nieco niepewnie, po przedłużającej się chwili milczenia. Nie był może w starciu równy demonom, ale miał szansę rzucić się do tyłu do portalu, gdyby zaszła konieczność w razie ataku czegoś większego i dożyć, a po tej stronie można było zastawić pułapkę na wszelki wypadek ze zwartego szyku bojowego ludzi. Jego wygląd też mógł swoje zdziałać, wciąż umorusany demonią krwią, biały i zasypany popiołem, nie wyglądał na jakieś niewiniątko.
- Albo wyślemy znów jakiegoś przywołańca. Dobre pomysły warto eksploatować. - wzruszył ramionami Shando.
- Jestem za wysłaniem przywołańca. Ten pomysł już raz się sprawdził - Oestergaard poparł Południowca.

Zanim jednak Shando zdołał wyskandować czar, z góry rozległ się znajomy ryk i szum skrzydeł. Z kierunku, z którego przyszedł oddział nadlatywał ognisty (czy też pytoklastyczny, jak go nazywał imp) smok, a droga ucieczki… była w zasadzie tylko jedna.
- Nooo, to chyba nie ma czasu, biegnę przodem, trzymajcie się blisko i uważajcie na to coś. - Rzucił yeti i rzucił się pędem do portalu. Mógł znosić wiele rzeczy, wielu rzeczy się nie obawiał, ale przy ogniu czuł się nieco niepewnie. Najdelikatniej rzecz ujmując.
- Nie jestem na to w formie, może zapolujemy, jak będziemy wracać, co? - nerwowo rzucił czarodziej i nie oglądając się na nikogo zaraz za Varem rzucił się w portal.
- Ruszać się, szybko, szybko, do przejścia! - Oestergaard już trzymał tarczę i buzdygan, ale był to jedynie odruch; rozejrzał się czy ktoś nie spanikował czy nie osłupiał z wrażenia na widok olbrzymiego gada. Sam czuł wzmagające się z każdą chwilą przerażenie ale walczył z lękiem, koncentrując się na tym by nikogo nie pozostawić na pastwę bestii.


Jak tylko coś zaszumiało i ryknęło, kucharz już był w biegu. Wiał instynktownie bo wychodził z prostego założenia że z niczym tutaj nie wygra, pozostawała więc tylko rejterada lub też chowanie się za kamratami.
- Zaczekajcie na mnie! - wrzasnął rozpaczliwie i prewencyjnie bo jak na razie był na przedzie, galopując do kamiennej bramy, ale przecież zaraz go wszyscy przegonią i zostawią samego na pastwę tego latającego cholerstwa.

Wishmaker przez chwilę rozważał zostawienie smokowi na pożarcie jakiegoś bohaterskiego paladyna z grzebieniem na szyi, co powinno załatwić jednocześnie problem i przeklętego artefaktu, z którym żar smoczych trzewi dałby sobie radę, i samego smoka, którego eksplodujące filakterium zmieniłoby w malownicze strzępki. Nie wspominając o zmniejszeniu populacji faeruńskich idiotów, ale ostatecznie dał sobie spokój. Wciąż zamierzał użyć artefaktu by zrobić naprawdę duże BUM w gnieździe kultystów, i był pewien że pozostali czarodzieje mu w tym pomogą. Było to takie eleganckie i oczywiste że nie można było tego zignorować. A reszta... przekona się. Jakoś.



Ogłuszający ryk, który zagłuszył zupełnie krzyki umierających, żar płomieni i smród płonących ciał towarzyszyły faeruńczykom gdy pojedynczo i grupami rzucali się w portal. Nikt nie był na tyle głupi by mierzyć się ze smokiem. Grzmot pilnował tylko by nie zgubili jeńca, lecz i to musiało zejść na dalszy plan, gdyż smok... wleciał za nimi w portal! Czy zrobił to rozmyślnie, czy też źle wymierzył lub nie wyhamował - dość, że gadzina z impetem wbiła się w magiczną bramę i pozostała w niej, szarpiąc się i wyjąc, z głową i szyją po jednej, a resztą ciała po drugiej stronie. Zapewne przy odrobinie pomyślunku smok mógłby zwyczajnie wycofać się na macierzysty plan, ale faeruńczycy nie mieli okazji się przekonać, czy w gadzim móżdżku istnieje odrobina rozsądku. Wijący się smok naruszył konstrukcję portalu i całość implodowała, pozostawiając w ziemi głęboką, okrągłą dziurę i wciągając w siebie kilku najbliżej leżących shanderczyków.
- I po smoku - rzekł imp, ale nikt go nie słyszał, gdyż wszystkim dzwoniło w uszach po implozji i smoczych wyczynach. Musiało minąć dobre pół świecy by doszli do siebie i zebrali się ponownie w jednym miejscu. Szybki przegląd pokazał, że stracili ponad połowę ludzi i sporą część zapasów. Oraz drogę powrotną, rzecz jasna.
- Chyba jesteśmy na miejscu - niepewnie oświadczył chowaniec. Czarne niebo, czerwonawy horyzont i szumiąca wokół woda były według niego wyznacznikami Khalas, domeny Bhaala. Przynajmniej było tu cieplej i lżej się oddychało, a i teren wydawał się lepszy - nadal stromy, lecz przynajmniej człowiek ślizgał sie po kamieniach, a nie lodowym lustrze.
- O, i ten się obudził... - zauważył demonek wskazując na jeńca, który spoglądał na stojących wokół ludzi nieco przytomniej niż wcześniej.


 
Sayane jest offline  
Stary 02-09-2015, 22:39   #344
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
PAKTOWANIE

Uwięzionymi potworami nikt sobie głowy nie zaprzątał... nikt z wyjątkiem Shando Wishmakera. To, co dla reszty było niegodnymi niczego innego niż obrzydzenie i pogarda uosobieniami zła i ciemności, dla niego było... zasobami. Okazją. Taaak, zaprawdę ciemna była dusza czarodzieja. Zdolna do wyższych uczuć, a jednocześnie tak podatna na pokusy, tak cyniczna i wyrachowana... czarodziej, gdy już wszyscy wychodzili z groty palnął się w głowę i rzekł szybkie - Na łajno hieny! Zaraz wracam, potrzebuję demoniej krwi do zaklęcia.
I zawrócił.


Nieludzki ból i jęki wypełniały komnatę. Zapach był jednocześnie obcy i znajomy, krew i trzewia pozaświatowców miały inną nutę, obcą. Jednak Ci, którzy konali mało interesowali czarodzieja. Szukał czegoś konkretnego. Zdesperowanego diabła z wolą życia, takiego który przehandluje własną moc i ułamek wolności za uwolnienie z łańcuchów. Nie wątpił, że znajdzie niejednego... pytanie który zaoferuje Shando Wishmakerowi najwięcej?

Cóż, patrząc na stan i przyszły los więźniów Shando mógł być pewien, że każdy z nich zaoferuje wszystko co ma na stanie byle tylko się stąd wydostać. Miał tu niezły przekrój demoniego świata, od wielkich stworów, przez dziwaczne lub zwyczajnie obrzydliwe. Potężny sługa miał też swoje minusy - mógł obrócić się przeciw właścicielowi, aczkolwiek po tylu przejsciach Shando był całkiem pewny swoich umiejętności. Znalazł też kilka mniejszych stworów, skrzydlatych i nie - jeśli nie słabszych to przynajmniej dyskretniejszych w użyciu. Pojawienie się z wielkim demonem u boku w środku miasta z pewnością byłoby efektowne - ale czy rozsądne?
Najlepszy dla celów czarodzieja byłby demon, który oferowałby mu to, co utracił. Pamięć, pamięć o wszystkim co stało się po jego śmierci, a co znikło w odchłani nieżycia. Nie łudził się jednak, że takiego by tu znalazł - istoty tak potężne nie dałyby się złapać bydlakowi który ich napadł. No i żaden nie miał na szyi karteczki ze spisem umiejętności… Miał natomiast całkiem ciekawy przekrój obrzydlistw... do wykorzystania.
Oczywiście mógł uwolnić wszystkie... ale nad hordą mógł nie zapanować. Postanowił więc zrobić to metodą kupiecką, jak na Wishmakera przystało.
- Które z was chce uwolnić się z łańcuchów? - rzucił w jaskinię czarodziej we wspólnym - słucham tylko poważnych ofert.
Licytację czas zacząć, pomyślał Shando, myśląc jak ironiczna jest sytuacja, gdy niewolnicy sami zdecydują, kto sprzeda się najdrożej…

...potem już nie myślał, bo diabelski wrzask jaki uderzył w jego uszy sprawił tylko, że je sobie zasłonił. Część demonów darła się we wspólnym, część - po swojemu, więc nie wiadomo czego chciały. Aż dziw, żę w tych zmasakrowanych cielskach zostało tyle siły. Widać gadziny regenerowały się pomiędzy kolejnymi “sesjami” tortur.
- Cisza - huknął, dla pewności dając rękoma gest ucinający krzyki. Po czym z "instrumentów" wybrał sobie coś paskudnego i wbił z rozmachem w jednego z tych, którzy go nie posłuchali. Przy okazji wyłowił wzrokiem te, które krzyczały najmniej, oszczędzały siły i planowały. Te mądrzejsze, bardziej przebiegłe. One mogły mu zaoferować więcej niż krzykacze…

Demony zamilkły, popatrując na maga i siebie nawzajem. Żaden nie chciał skończyć z mieczem w bebechach; z drugiej strony zaś magowi kończył się czas - towarzysze nie będą czekać wiecznie.
Shando podszedł do jednego z tych, którego sobie upatrzył - mniej pełnych temperamentu, bardziej myślących niż rozjuszonych i dotknął go wciąż okrwawionym końcem mieczopodobnego szpikulca z arsenału narzędzi tortur.
- Ty. Co oferujesz? - zapytał przypominającego wielkie ptaszysko skrzydlatego diabła.
I zaczęły się targi.


Gdy Shando Wishmaker wyszedł z jaskini był bardziej niż zadowolony. Demon, uwolniony z okowów zgodził się na pakt z podstawowymi Siedmioma Ograniczeniami Alzahreda, które zapewniały bezpieczeństwo pętającym dżinny Sha'irom, przysiągł też utrzymać przy życiu wybranego na chowańca wielkookiego diabełka, z którego czarodziej zamierzał skorzystać po powrocie z odchłani piekielnych, służyć mu przez jedną godzinę na każde cztery tuziny przez sto lat i jeden dzień oraz dostarczyć jedno zaklęcie, za każdym razem gdy czarodziej opanuje kolejny stopień wtajemniczenia. Pakt potwierdził podaniem przywoływaczowi swojego Imienia, którym ten wezwie go w chwili potrzeby.


Były demony które oferowały więcej. Nieśmiertelność, góry złota i władanie światem ludzi. Wishmaker nie był na tyle naiwny, aby wierzyć, że istota na tyle potężna by mu to dać dała się tak złapać. Pierwszym zadaniem uwolnionego demona było pozbycie się całej reszty, z wyjątkiem jednego, wyłupiastookiego stworka, który będzie miał pecha służyć jako chowaniec wkrótce pod wyjątkowo wymagającym panem. Zresztą, jednego zabił i pożarł zanim jakikolwiek rozkaz dostał.
Oczywiście Shando zabrał też krew, po którą rzekomo się udał, do tego wziął też wielki, obrzydliwy nóż, który najwyraźniej dla wielkiego demona był czymś w rodzaju skalpela do precyzyjnych zabaw z ofiarami. Co jak co, ale broń która z pewnością może zranić demona przyda się mu w tych nieprzyjaznych zaświatach.



PO DRUGIEJ STRONIE I BEZ ODWROTU

Gdy portal eksplodował, Shando wyszedł z tego całkiem znośnie. Otrząsnął się szybko, gdyż raz - był jednym z pierwszych, którzy chcieli ocalić skórę, dwa - do wybuchów i ognia był przezwyczajony i trzy - ognisty podmuch był dla jego ciała jak ciepłe powietrze, krew przodka dawała jego rodzinie taką moc. Nie przypominał sobie, by którykolwiek z krewnych zginął w pożarze.
Jego pierwszym zmartwieniem byli towarzysze. Mogłoby to zdziwić, że chciwego i cynicznego czarodzieja interesują bardziej przyjaciele niż złoto czy magiczne przedmioty, jednak Wishmaker wiedział, że wierność i przyjaźń są na wagę złota. Już raz przywróciły go z martwych, nie raz pomagały w potrzebie. Dlatego gdy tylko upewnił się że Varowi, Tiborowi, Burrowi i Marze nic nie jest zaczął chłodno kalkulować straty w pozostałych zasobach. Czyli sprzęcie i mięsie armatnim, jak kwalifikował pozostałych członków wyprawy, wliczając w to nawet tych potężniejszych od niego. Ku jego uldze obaj czarodzieje (których traktował odruchowo jako najważniejszy zasób) przeżyli. Uldze i jednocześnie rozczarowaniu - z trupa czarodzieja przywłaszczyłby sobie jego księgi i przedmioty, ku wspólnemu dobru i wyższej potrzebie oczywiście. Ale wolał ich żywych - byli potężniejsi od niego, co oznacza że skupią na sobie uwagę wroga, a poza tym co trzy języki rzucające zaklęcia to nie jeden.
Tym niemniej wyglądało to fatalnie. Wyprawa do innego świata okazała się mordercza w skutkach - od opuszczenia ośnieżonego krańca świata jej siła spadła o połowę. Oby to wystarczyło do pokonania wroga, bo choć powiedział Grzmotowi, że tchórzyć mu się nie zdarza, to wbrew temu, co można by wywnioskować po poprzedniej śmierci - samobójcze szarże nie były w jego stylu.
- Zbierzmy od poległych co tylko przydatne. Mikstury, strzały i tak dalej - rzucił beznamiętnie do pozostałych - i odetnijmy trupom głowy. Przypominam, że idziemy śladem nekromanty nie zostawiajmy mu surowców.
Gdy złowił kilka spojrzeń, które pałały gniewem i obrzydzeniem dodał ponuro - Opłakiwaniem poległych zajmiemy się, jak już winni awanturze spłoną.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 05-09-2015 o 05:06. Powód: Dodanie akapitu
TomaszJ jest offline  
Stary 09-09-2015, 12:47   #345
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Tibor wreszcie stanął w miejscu i odsapnął po tej całej nieprzytomnej krzątaninie która przypominała mrowisko po tym jak ciężki but wstrząśnie mrówczymi korytarzami. Towarzysze wyglądali tak samo jak owady pełzające wśród ruiny swojego siedliszcza. Przeklął i strzepnął popiół i sadzę z rękawów, niemal nie zauważając rozdarć i dziur wypalonych w płaszczu. Przesycające ten Plan zło raniło jego duszę niczym gwoździe drapiące po szkle.

To był cud prawdziwy. Zwiastun Świtu wpadł w portal jako jeden z ostatnich a przeżył tam gdzie inni zginęli. Wielu dobrych ludzi zginęło, trup ścielił gęsto pochód drużyny. Ilu jeszcze polegnie nim dotrą na miejsce?

Nagłość ataku smoka i eksplozja portalu sprawiła że młody Oestergaard nadal czuł się jak po solidnym ciosie w łeb, na słowa impa obrócił się jednak szybko.
- Dzień dobry, śpiąca królewno - warknął do domniemanego bhaality; śmierć towarzyszy i żal po nich pozbawiły go resztek współczucia dla mężczyzny który najpewniej należał do ściganych kultystów. Świadomość tego że znajdowali się na planie który Pan Mordu mógł nazywać swoim własnym i stracili właśnie drogę powrotu nie poprawiała mu humoru. Z chłopskim uporem zdusił wszelkie uczucia poza zimnym gniewem. Złapał mężczyznę twardymi dłońmi i podniósł do pionu - Kim jesteś i jak się tu znalazłeś, ścierwo?

Grzmot rozejrzał się po pobojowisku, jakie zostawiło po sobie pojawienie się smoka i zamknięcie portalu. Zapewne pozbyli się z zaświatów jednej z tych bestii. Ciężko jednak było się cieszyć, widząc spustoszenie, jakie zostało po jej ognistym zionięciu. Nie mogli nawet zawrócić poszukać legendarnego smoczego skarbu, był ciekaw co taki ognisty smok może mieć w swoim skarbcu, ale szybko stwierdził, że nic, co mogłoby się przydać jemu lub reszcie w jakikolwiek sposób. Zwrócił się wreszcie do reszty. - Trzeba zrobić chociaż minimalny zwiad. Mogę się tym zająć. Zaś co do ciebie… - Rzucił do trzymanego przez Tibora człowieka. - Lepiej mów szybko i prawdę, inaczej ja się tobą zajmę w imię Kuliak.- Powiedział głebokim, zimnym głosem, drapiąc pazurem między kłami.
- Szkoda zachodu - ponuro orzekł Wishmaker- ludzie kłamią, zwłaszcza jak chcą ocalić skórę. Wyrwę mu duszę, zmuszę do mówienia, a potem przehandluję któremuś z miejscowych odchłańców. Szkoda mi marnować dobry pergamin na takie ścierwo, ale drań musi pocierpieć. Zasłużył.

Burro podczas wyprawy do jaskini dzielnie asystował w poszukiwaniach, wychodząc ze śmiałego założenia, że co już niebezpiecznego z niej miało wyleźć, to już wylazło. Rozglądał się ciekawie i próbował wszystko zapamiętać, bo niestety na robienie notatek nie było czasu. Zresztą i tak mu przecież nikt nie uwierzy… Sam tak średnio wierzył w to co widział na tym planie i ciągle łapał się na tym że czeka tylko na to aż ktoś szturchnie go i obudzi się gdzieś w obozowisku na lodowym pustkowiu.
Kucharz więc nie oddalał się zbytnio od nogi Grzmota, aż do chwili kiedy nie znaleźli poprzykuwanych do ścian istot. Widząc cierpienie i ból nawet maszkar zamieszkujących okolicę, niziołek cofnął się do wyjścia i tam czekał na resztę. Nie chciał nawet wiedzieć co zrobili kompani z resztą stworzeń, teraz to chyba najbardziej ludzko było by je dobić. Wywlekli jednak stamtąd półżywego człowieka i nawet to że znaleziono przy nim medalion Bhaala nie sprawiło że było mu go mniej żal. Znalezionych gratów w jaskini niziołek nie tykał, uzupełnił jedynie zapas kamieni do procy, takimi czarnymi i ostrymi jak brzytwy na krawędziach.

Potem zaś już trzeba było galopować do portalu. Na wszystkich bogów morza, jeszcze nigdy się tak nie bał. Słysząc krzyki płonących ludzi tuż za swoimi plecami, łopot wielkich skórzastych skrzydeł. Zamknął oczy i biegł przed siebie na oślep z sercem trzepoczącym w piersi. Tylu paladynów i barbarzyńców poginęło przez tego potwora…
W uszach piszczeć chyba mu nie przestanie do następnych Traw, ale że rozpoczęło się przesłuchanie więźnia, podszedł bliżej by mu się przyjrzeć.
Na słowa Shanda wzdrygnął się wyraźnie, po czym powiedział:
- No, bratku. Gadaj po dobroci, bo oni naprawdę nie żartują, a cierpliwość to teraz rzadszy towar niż lody truskawkowe w okolicy.

Uwolniony-schwytany czciciel Bhaala nie doszedł może jeszcze całkiem do siebie, ale zorientowanie się, że wpadł z deszczu pod rynnę nie wymagało wyjątkowej percepcji. Wrzasnął gdy Tibor szarpnął go w górę; ledwie wygojone rany po demonich torturach zaczęły znów krwawić, ale nikt się tym nie przejął. Pozostali przy życiu paladyni albo nie mieli ochoty na praworządne protesty, albo ich bogowie nie mieli nic przeciwko takiemu traktowaniu przestępców. Tibor nie zamierzał się nad tym zastanawiać.
Kultysta zaczął bredzić coś o nieudanym zaklęciu teleportacji czy przyzwania demona. Kilka porządnych sztuk “perswazji” od lathandryty oraz “siła przekonywania” yeti szybko wybiły mu z głowy próby krętactwa - zwłaszcza gdy okazało się, że jego “wybawiciele” mają całkiem niezłą wiedzę na temat poczynań bhaalitów. Okazało się, że przybył tu w niewielkiej grupie kapłanów, którzy po prostu zostawili go jako przynętę gdy gigantyczny demon zaatakował. Kapłanów było sześciu, prócz niego, główny kapłan, kilku ochroniarzy i więzień. Mara nadstawiła uszy: więźniem była kobieta w średnim wieku.
- Dokąd zmierzaliście?! - Oestergaard ryczał kultyście w twarz. - Kim był więzień?!
Tu pojawiły się schody. Więzień nie wiedział dokładnie dokąd szli - to wiedział ów bezimienny Najwyższy Kapłan, mały, stary człowiek. Znał tylko ogólny kierunek, ale wobec niewielkiej ilości dostępnych dróg dobre było i to. Pod warunkiem oczywiście, że mówił prawdę; Bhaal skorzystałby przecież na śmierci swoich przeciwników. Co do kobiety: kultysta wiedział, że była magiczką; kapłani poszukiwali jej w Dolinie i poza nią od lat. Słyszał, jak przywódca mówi o niej “krew z krwi”.
- Krew z krwi... - mruknął Wishmaker, myśląc o swojej, ifiriciej - krew ofiarowuje dostęp do potężnej magii. Nie zdziwiłbym się, jeśli płynie w niej krew tego, do kogo filakteria należą. Może ma zostać naczyniem dla duszy naszego wroga? Narzędziem Jego powrotu?
Celowo nie używał imion. Czasem, zwłaszcza w magicznie nasyconych miejscach imiona wiąże magia, tak, że słyszą je Ci, o których mowa... Poza tym czuł, że jeniec może i stracił wiarę w swojego przełożonego, ale w Bhaala - nie.
- Jeśli okaże się że kłamiesz zostawimy cię w pętach żeby mieszkańcy Planu mogli sobie z tobą pohasać - Tibor warknął wreszcie - Również jeśli się będziesz ociągać. Twoi “przyjaciele” nie mieli oporów przed tym żeby cię ostawić jak niepotrzebny śmieć, frajerze, my również nie będziemy ich mieli. Wyciągaj kulasy!
Tym niemniej najprostszym zaklęciem zasklepił rany kultysty by ten nie uświerknął po drodze. I zakneblował go.

Mara spięła się wyraźnie na zasłyszane nowiny. Ewidentnie chciała coś powiedzieć swoim towarzyszom ale przerwała po pierwszym słowie łypiąc nieufnie na kultystę.
- Po co marnujesz na niego magię? Mało jest rannych wśród naszych? - Mara pokręciła głową i obrzuciła kultystę pogardliwym spojrzeniem. - W Bryn dopiero co zdemaskowanych bhaalitów sznurkiem na szubienicę ciągnęli a ty mu łaskę okazujesz. Nie zasłużył na nią.

- Skoro tak się sprawy mają tym bardziej uważam, że powinniśmy zniszczyć filakterium zanim dotrzemy do kultystów - rzekł Eryk, gdy kultysta był już spacyfikowany i poza zasięgiem słuchu. Kilku innych paladynów przytaknęło. Elethiena również nie wydawała się przekonana co do idei niesienia grzebienia w stronę bhaalitów.
- Var, rozejrzyj się po okolicy czy nie widać śladów ludzkiej bytności albo jakiejś budowli i wróć szybko, a my przygotujemy się do zniszczenia grzebienia - zdecydował chłopak. - Mości Eryku, mości Turogu, obserwatorów potrzeba wyznaczyć, którzy by przed atakiem ostrzegli. Nie wiem czego się tutaj spodziewać, ale na pewno niczego dobrego - dodał rozglądając się po czarnym jak noc niebie i rumowisku dokoła.
- Głupcy! - Shando niemal krzyknął - to wyrzucanie broni w błoto, a będziemy potrzebowali każdej, gdy przyjdzie się nam mierzyć ze złem na końcu tej drogi!
- Twój sprzeciw został odnotowany. A teraz zajmij się czymś pożytecznym - odpowiedział Oestergaard. - Panno Elethieno, mogę panią prosić ze mną? - pamiętając katastrofalny wręcz efekt niszczenia pierwszego filakterium zaczął szukać miejsca w którym można by dokonać podobnej próby w sposób bezpieczny dla drużyny.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 10-09-2015, 17:02   #346
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Mara tylko skinęła w pełni popierając pomysł ze zniszczeniem grzebienia.
- Zanim się rozejdziemy - wystąpiła krok naprzód. - Muszę wam coś powiedzieć. Ale tylko wam, to osobista sprawa.
Poprosiła na stronę Burra, Vara, Tibora i Shanda i odeszła na tyle daleko by nikt nie mógł dosłyszeć, a w szczególności kultysta.
- Ten więzień… - zaczęła sucho. - Ta “krew z krwi”. To Marit Clandestine. Córka Korferona. Nie wiem jak zbałamucił jej matkę, ponoć już wtedy gdy ją uczynił brzemienną był obleśnym staruchem. Niemniej urodziła córkę, będąc zamężną z kim innym. Korferon po jakimś czasie zgłosił się po dziecko żądając jego wydania. Po co? Prawdopodobnie by złożyć na ołtarzu Pana Mordu? By dodać sobie potęgi? Tak chyba robią czciciele Bhaala, składają ofiary z tych, których winni kochać i o których winni dbać gdyby nie mieli tak posrane w mózgu... - dziewczynka rzadko okazywała mocne emocje ale teraz niewątpliwie takie w niej szalały. - W każdym razie dziewczynka uciekła. Chyba swoje musiała wiedzieć, bać się… Może ją oświecił jaki los ją czeka? Pewnie jej wartość jako dziewicy była dla Bhaala większa to i w swojej główce Marit sobie uwidziała, że jak się splugawi straci dla tatusia na atrakcyjności… Zatrudniła się w burdelu, w Bryn. Dziewica czy kurwa, dalej jednak była “krwią z krwi” i nekromanta ją ścigał. Odziedziczyła też ponoć po nim nieco mocy czarodziejskiej. Ale więcej niż córka przejęła w schedzie tej mocy wnuczka. Wnuczka Korferona. Nieślubna córka Marit z… bogowie jedni wiedzą kim, ale ojciec w tej historii ważny nie jest.
Przełknęła głośniej ślinę.
- Tą wnuczką jestem ja. Tak więc… chyba również jestem jego “krwią z krwi”. I tak, uprzedzając pytanie… jestem czysta jak łza, nietknięta i w ogóle, więc Bhaal i mój dziadunio pewnie zacieraliby ręce na myśl by mnie skrwawić na ołtarzu… No i… nie wiem czy powinnam w ogóle iść dalej. Z drugiej strony oni chcą zabić moją matkę. Owszem, matkę nierządnicę, która mnie oddała wioskowemu idiocie i kazała myśleć, że jest moim ojcem… No ale nie chciałabym aby zginęła, przynajmniej zanim omówię z nią kilka kwestii. Chciałabym iść. Ale uznałam, że powinniście wiedzieć jak sprawy stoją. I jeśli mi zabronicie i uznacie wszyscy, że to dawanie mu asa do ręki, to nie pójdę. Poczekam tu, bo wrócić już nie wrócę. Mogę też robić za przynętę. To informacje warte przemyślenia. Myślcie.

Niziołek był w ciężkim szoku. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. To wszystko było przytłaczające dla niego, a jak musiała się czuć biedna dziewczyna? Przypomniał sobie ich rozmowę, jeszcze przed Doliną, kiedy “wyprodukowała” krąg śmierci, który niemal nie ogolił niziołkowi włosów na stopach.
Podszedł do niej i położył rękę na ramieniu. To że byli oboje kurduplami, pomogło objąć ją i przytulić.
- Cokolwiek dalej się stanie, zostanę z Tobą. Nie wiem, co lepsze, ale wydaje mi się że powinniśmy wszyscy iść dalej. Tak będzie bezpieczniej dla ciebie.
Kucharz już parę razy się upierał kiedy chcieli ją wcześniej odesłać do Ybn. Teraz jednak nie był pewny swego. Zerknął na kompanów.
- Powinniśmy wiedzieć to szybciej, zostawilibyśmy Cię bezpieczną w Bryn - Shando skrzywił się niemiłosiernie - Ale skoro już się stało nie ma co narzekać. wierzę w Ciebie młoda, masz moc, choć nie do końca okiełznaną. A jeżeli miałoby się stać najgorsze... nóż masz. Wierzę że umrzesz na własnych warunkach, nie na ołtarzu. Ale póki co - Shando skrzyżował ręce na piersi - postaram się utrzymać Cię przy życiu. Choćby po to, by zobaczyć jak któregoś pięknego dnia zostajesz prawdziwie potężną nekromantką. Potężna krew w tym pomaga, możesz mi wierzyć, wiem coś o tym.
Poczekał chwilę, uśmiechnął się złośliwie do kapłana i dodał - Oczywiście teraz, w kontekście naszego dziecka-niespodzianki niszczenie filakterium pod pretekstem "nie oddawania broni w jego ręce" nabiera zupełnie nowego znaczenia. Może przemyślimy tę decyzję? Skoro zabieramy dalej Marę, weźmy i wybuchową niespodziankę dla kultystów...
- Zrobiła to, co uważała za rozsądne, dała ci życie, a jednocześnie schowała tak, że nikt o tobie nie wiedział. Dzięki temu, przynajmniej do tej pory nikt na ciebie nie polował jako na potencjalny sposób do odrodzenia się potężnego złego czarodzieja. Grzmotowi łatwiej było mówić, młode goliaty nigdy nie wychowywały się przy rodzonych matkach a mamkach, które zajmowały się na zmianę wszystkimi dziećmi klanu. – Jeśli uważasz że to niebezpieczne, nie idź, ale krew ciągnie do krwi, bezpieczniejsza będziesz z nami. Przez bezpieczna nie rozumiem tu wcale przeżycia, po prostu nie zginięcia w imieniu tego ścierwa od płonących czaszek. – Kontynuował cicho yeti. – Najlepiej jeśli pójdę na zwiad, ciężej mnie wypatrzyć. – Miał już nawet plan, gdyby kogoś znalazł, miała zamiar użyć sznuru jak garoty żeby uciszyć delikwenta, gdyby zaszedł takiego od tyłu a potem wziąć na spytki. Gdyby się do niczego nie nadawał, lub nie powiedział niczego interesującego, zwyczajnie skręciłby takiemu kark. Jednak gdyby coś ciekawego powiedział... Grzmot nie miał zamiaru oszukiwać siebie i tak miał zamiar skręcić każdemu kultyście kark.
- Var sprawdzi okolicę, zniszczymy filakterium i ruszymy dalej - Oestergaard zignorował mimiczno-retoryczne popisy Shando i podsumował obojętnym tonem.

Goliat-yeti wyruszył w drogę. Khalas był mniej przyjazny jeśli chodziło o możliwości ukrycia się białego stwora w śniegu, lecz wielość załomów i gigantycznych głazów rekompensowała brak zimnego puchu. Grzmotowi udało się nawet odnaleźć jakieś tropy; niewielki rozmiar i brak pazurów odbitych na kamieniach wskazywałby na ludzi, lecz czy na pewno? Wyżej na skałach dostrzegł olbrzymie stwory podobne do gigantycznych wilków, choć z pyska dziwnie kojarzyły mu się z goblinami; na szczęście nie zwróciły na niego uwagi.



Innym problemem był fakt, że ten plan nie był obfity w jeziora lawy; wzbijająca się w czarne niebo para pochodziła najpewniej z wrzących źródeł, które raczej nie zniszczą artefaktu. No, chyba że lawa płynęła głęboko pod ziemią, tam gdzie wpływała woda z okolicznych wodospadów. Do tego trzeba by jednak zejść do podziemnych jaskiń. Var zlokalizował kilka prawdopodobnych wejść, przy jednym zauważył nawet jakieś dziwne znaki, których oczywiście nie potrafił rozczytać. Sprawdził jeszcze raz znalezione tropy, po czym wrócił do drużyny.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 21-09-2015, 11:16   #347
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Tymczasem Wishmaker ruszył pokrzątać się wokół, szykując się i dyskretnie ustawiając się tak by więzień go nie widział ani nie słyszał. Z paskudnym uśmiechem wyciągnął zwój z Krystalizacją Wspomnień postanowił rzucić go skupiając się na głowie schwytanego kultysty. Nie przejmował się specjalnie, że w momencie, gdy jego myśli zmienią się w okruch zrani to mózg sondowanego, a proces wyrwania Kryształu Wspomnień z czaszki prawdopodobnie zabije nieszczęśnika. I tak należał mu się nóż w gardło, ale ta banda świętoszków tego nie zrobi. A tak - Shando pozna myśli bhaality w momencie gdy sądził, że przesłuchanie się skończyło, pozbędzie się balastu (i potencjalnego szpiega) odwalając brudną robotę za resztę, no i przetestuje zaklęcie!
- W porządku Tiborze Oestergaardzie - mruknął uśmiechając się złowieszczo, gdy kapłana nie było już w pobliżu - zajmę się czymś naprawdę pożytecznym.

Bhaality pilnowało dwóch barbarzyńców; na szczęście zaklęcie miało spory zasięg. Morheim i Elethiena zajęci byli wybieraniem zaklęć do zniszczenia grzebienia, wiec zwój Shando nie wzbudził niczyich podejrzeń. Calishyta wyszeptał zaklęcie i skupił się. Po kilkunastu sekundach wiedział już, że mu się udało. Z ohydnym trzaskiem niewielki, okrwawiony kryształ wydostał się z czaszki jeńca i pofrunął w stronę Shanda. Kultysta wrzasnął przeraźliwie, bryznąwszy krwią na strażników, i upadł na ziemię w przedśmietnych konwulsjach. Wszyscy zerwali się na równe nogi, zaalarmowani tym, co wzięli za atak wroga. W zamieszaniu nikt nie zauważył małego odłamka, który zniknął w dłoni południowego czarodzieja.

Shando bynajmniej nie zamierzał ukrywać się ze swoją zdobyczą.
- Nie był nam potrzebny - prychnął pogardliwie patrząc na kultystę - wręcz przeciwnie. Poza tym wyrwałem mu myśli z głowy i podejrzewam żeśmy wszyscy ciekawi co zawierają...
Calishanin podniósł kryształ i pozwolił swojej jaźni wgłębić się w strukturę jego rozbłysków, synchronizując swoje myśli z częstotliwością tych skrystalizowanych.
Wkrótce powinien zacząć odbierać słowa i uczucia...
- Nasz przyjaciel miał trochę na głowie - twarz Wishmakera była oświetlona blaskiem mentalnego klejnotu, trzymanego przez niego na wysokości oczu - otóż świeżo stygnący denat myślał o rytuale przyzwania demona… impa raczej imieniem Druzil; o drugim demonie Errtu - tego wyraźnie się obawiał, ten pierwszy miał być chyba pośrednikiem - wysokiej bramie prowadzącej do leża swojego ex-pana. Shando szybko streścił wizje z głowy kultysty zszokowanym towarzyszom.

Oestergaard był zszokowany. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim - zaklęciem, ale i zachowaniem. Nie mogąc dobyć z siebie głosu obejrzał się na kompanów, na paladynów i resztę. Na twarzach większości odbijały się podobne uczucia co i na jego twarzy. No, może z wyjątkiem barbarzyńców - z ich zarośniętych gąb trudno było coś wyczytać.
- Coś ty zrobił?! - wykrztusił wreszcie Lathandryta. Eryk Valstrom nie odezwał się; widać uznawał dowódctwo młodzieńca nad zwiadowcami i chciał by on rozwiązał problem.
- Coś pożytecznego, jak prosiłeś - odparł jak gdyby nigdy nic czarodziej po czym spojrzał na Tibora i dodał - nie mamy czasu na sentymenty Oestergaard. Nie powiedziałby nam tego, co wydobyłem mu z głowy, w dodatku nie będziemy marnować mieczy na pilnowanie potencjalnego zbiega. Mamy wroga do pokonania, poza tym mam jeszcze dwa takie zwoje na zapas, nie panikuj.
Można było odnieść wrażenie jakby Shando Wishmaker czuł się na tych obcych, przesiąkniętych złem planach jak ryba w wodzie, jakby najgorsze fragmenty jego duszy rozkwitały w świetle mrocznych światów. Albo po prostu miał zły dzień.

Zwiastun Świtu stał i dygotał z wściekłości. Shando miał trochę racji. Pilnowanie go byłoby absorbujące, tajemnic też by zapewne nie zdradził. I mieli też wroga do pokonania. Ale jednak…
Młody kapłan podszedł do Wishmakera i rąbnął go pięścią w twarz.
- Nie mamy czasu na sentymenty?! Zamordowałeś go, Południowcu, bez sądu i bezbronnego. Zamordowałeś go, tu, w dziedzinie Pana Mordu! W dziedzinie Pana Mordu, pomyślałeś o tym?! Mamy zło zwyciężać złem, tłumacząc się wyższą koniecznością?!
Krótka kotłowanina i po chwili rozdzielili się.
- Odłóżmy to na później, dobra? - Shando rozmasował szczękę i splunął; krew i ślina zmieszała się z pyłem pod nogami. - Mamy wroga do pokonania. I teraz przynajmniej wiemy coś więcej. Poza tym... mam plan, nawet kilka.
Oestergaard zatoczył się, odzyskał równowagę i poruszył parę razy obolałą szczęką po czym sięgnął po buzdygan.
- Załatwmy to od razu, Wishmaker. Po co wyczekiwać kto kogo zarżnie z zaskoczenia? - warknął chrapliwie. Paladyni skoczyli by ich rozdzielić, ale Morheim powstrzymał ich.
- Lepiej niech załatwią to teraz, inaczej Bhaal wykorzysta ich niesnaski przeciwko nam - mruknął.
- Tiborze Oestergardzie opamiętaj się - Shando spojrzał surowo na kapłana - skąd durny pomysł, że miałbym cię zarżnąć we śnie? Mi można ufać - czarodziej stwierdził to jak jakiś pewnik, którego wszyscy powinni być świadomi - A ty zamierzać tłuc się ze mną, bo jakiś zasrany kultysta był za słaby, by przetrwać zaklęcie czytające myśli? Może powinienem Cię poprosić, abyś go uleczył, by przeżył ten proces? Schowaj buzdygan, kretynie i weź się w garść. Zabijemy jeszcze wielu podobnych, czy z zimną czy gorącą krwią zajedno. Jak chciałeś mieć czyste rączki to trzeba było zostać w Bryn.
- Tobie nie można ufać, magiku, sam to udowodniłeś. Nie dopuszczę do tego żebyś mordował i robił co chciał, wycierając sobie gębę dobrem drużyny! Chciałeś czytać jego myśli? Nie było innego sposobu na to, debilu, jak go przy tym zamordować?! Ktoś ci kazał go prowadzić na sznurku że koniecznie musiałeś się go pozbyć?!
 
Sayane jest offline  
Stary 28-09-2015, 09:07   #348
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Burro cały zielony na twarzy odzyskał w końcu mowę i poderwał się na nogi. Obraz eksplodującej głowy to nie był widok na który narażał często swoje kucharskie oczy. Teraz jednak kiedy towarzysze rzucili się sobie do gardeł, wskoczył pomiędzy nich i rozłożył ręce zupełnie jakby mógł ich rozdzielić samym gestem.
- Zaczniecie się teraz tłuc między sobą? Naprawdę? - zerkał to na jednego to na drugiego. - Nie czas na to i nie miejsce. Później pozabijajcie się na zdrowie.
Zerknął na kultystę i odwrócił zaraz wzrok. Czarodziej wydał mu się… inny. Wiedział, że w południowcu coś siedzi odmiennego od ludzi i niziołków do których przywykł, ale zrzucał to na karb jego kultury i ojczyzny, tak różnej od Ybn i Słonecznych Wzgórz. No ale teraz na prawdę nie było na to czasu.

Mara długą chwilę przyglądała się z boku ale gdy doszło do bitki ruszyła by mężczyzn rozdzielać, mimo że z góry skazane to było na porażkę.
- Wybacz Tiborze, ale Shando ma rację - wzruszyła ramionami i wzięła stronę czarodzieja. - To był łajdak i morderca. Nie szafuj tak hojnie swoim współczuciem, niektórzy na nie nie zasługują. Darujesz życie mordercy bo chcesz być miłosierny, bez skazy. Ale później ten morderca zabije dziesiątki niewinnych. Ich krew byłaby wtedy na twoich rękach i po co? A tak, Shando odwalił brudną robotę, twoje sumienie może być czyste a niewinni ludzie spać spokojnie. I jeszcze dowiedział się czegoś o naszym wrogu, nie działał w imię bezmyślnego okrucieństwa. Nie rozumiem o co pretensje i podważanie jego zaufania. Nie wystąpił przeciwko nikomu z drużyny.
- Nawet bhaalita miał prawo do sądu. Nawet on! W czym będziemy lepsi od kultystów Pana Mordu jeśli będziemy postępować jak oni?! A co do współczucia, to mam nadzieję że jeśli w przyszłości ktoś z was znajdzie się w takim samym położeniu jak tamten - Tibor wskazał zamordowanego gwałtownym gestem - to wasi wrogowie okażą więcej miłosierdzia od Wishmakera.
- A co tu sądzić? - burknął Turog Chyży. - Jest bhaalitą, zawisłby jak wszyscy. Magus oszczędził mu tylko męki. A szkoda.
- A wy chcielibyście żeby was zamordować bez sądu i szansy na obronę? - Zwiastun Świtu odwrócił się do Turoga i barbarzyńców.
- Mógł przeżyć - wzruszył ramionami Shando - Krystalizacja Wspomnień jest dość brutalna, ale nie oznacza wyroku śmierci. Żałowałeś na niego leczących zaklęć to był za słaby. Nazwij to losem, wolą boską jak chcesz. Jego wina, że nie wyśpiewał wszystkiego jak na spowiedzi. Poza tym jak się zastanowisz, to zauważysz planarny wpływ na swoje zachowanie. Miejscowa aura wyciąga z Ciebie najgorsze instynkty. Na mnie oczywiście też to wpływa, ale ja nie ryzykuję utratą łask Boga. Ty tak.
Czarodziej czekał na reakcję Tibora. Jeżeli ten wpadnie na pomysł by go zaatakować, Shando zamierzał głównie się bronić, w ostateczności powalić kapłana i dusząc, pozbawić przytomności. Skoro już wynikła taka kłótnia, wolał zostawić powstrzymywanie lathandryty innym, ostatecznie pokazując komu należy ufać. Bo szaleni zealoci godni zaufania nie są, kontrolujący swoje emocje czarodzieje tak. W końcu - nikt Krystaliacji Wspomnień na Shando nie rzucił i to, co kołacze mu się po głowie, zostanie jego tajemnicą.
- To jak, jesteście w końcu gotowi wysłuchać mojego planu?

- Spokój. - Rzucił dziwnie miękko i spokojnie yeti, stając między dwoma szykującymi się do bitki kompanami. - Oszczędzajcie siły na prawdziwych wrogów. Shando może nie postąpił dobrze. - Grzmot spojrzał z góry karcącym wzrokime na maga. - Ale jeśli koniecznie chciałeś wydawać jakieś sądy, to przypomnij sobie o dwóch rzeczach. Po pierwsze, był to kultysta, który ruszył na inne plany, do siedziby bogów zła i piekieł, żeby pomóc w dopełnieniu rytuału, którego częścią jest żywa ofiara. Tą żywą ofiarę miał pomagać poddawać torturom aż zdechnie, nie umrze. Nie byłby to zapewne również jego pierwszy rytuał, z dumą zresztą nosił symbol czaszki na szyi. - Były goliat starał się mówić spokojnym, nieco usypiającym głosem. - Druga rzecz, jeśli chcesz wydawać sądy… jeśli faktycznie jesteśmy w piekle, w domenie boga mordu, to zarówno ten martwy bhaalita, jak i Shando, są bez skazy, po prostu lepiej wykorzystał śmierć brańca. Niech ci nie przyjdzie do głowy że przyklaskuję temu co zrobiłeś. - Barbarzyńca zwrócił się do maga. - To, co zrobiłeś było złe. Złe jak to miejsce, miało swoje zalety, ale tak samo było z bhaalitami i ich wyznawcami, dopuszczali się plugawych i niecnych czynów, by ułatwić swoje życie. Czy właśnie tego chcesz? - Skierował jeden ze szponów w kierunku piersi towarzysza, drugi zaś skierował w stronę piersi Tibora. - Przypomnij sobie naszą rozmowę o zwoju z podziemnego miasta, on też był przesiąknięty złem, a jednak zdecydowałeś sie go zostawić, by ktoś inny zdecydował coś o nim. Wiesz dobrze, że tamto przywołanie byłoby nie mniejszym złem niż zamordowanie jednego mordercy. Zapewne o wiele, wiele większym, bo wszystko ma swoją cenę. - Var zacisnął dłonie w pięści i łupnął nimi w ziemię tuż przed oboma towarzyszami. - Przemyślcie to obaj, a teraz, powinniśmy przestać się spierać i wziąć do roboty, czas ucieka. Być może jak czyjaś krew, która może sprowadzić ponownie lisza, lub nie wiadomo co. Co to za plan? - Zakończył ponuro wojownik.

- Zmieniamy reguły. To oni będą gonić nas - Shando uśmiechnął się krzywo - Mogę wysłać łowcę, który upoluje tego impa, koniecznego jako pośrednik. Bez niego będą mieli utrudnione zadanie. I będą potrzebowali czegoś potężniejszego, lepszej ofiary niż mają. A my mamy czym ich zwabić - Tu uśmiechnął się do Mary - Zastawimy pułapkę, a gdy w nią wejdą - zniszczymy filakterium, tak by eksplozja artefaktu pochłonęła krwawe żniwo. Potem wykończymy resztę. Są wśród nas tacy, którym sztuka wojenna nieobca, pomogą nam wybrać odpowiedni teren i przygotować wszystko. Pułapkami zabezpieczymy flanki. Będą spodziewać się zasadzki, więc zrobimy to tak, by wpadli w nią myśląc, że ją obchodzą.
Myślę, że najlepiej zniszczyć artefakt daleko od wrogów - tak, by zabiły ich raczej efekty uboczne, przykładowo - lawina. Raz już dała radę. Dość bezsensownej pogoni. Dotąd reagowaliśmy na to co oni zrobili. Zmuśmy ich do bitwy na naszych warunkach!
- Tu czarodziej zacisnął bojowo pięść, w której chrupnęły resztki bezużytecznego już kryształu wspomnień kultysty.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 28-09-2015, 15:28   #349
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Publiczne wywleczenie przez Vara sprawy zwoju zaskoczyło Tibora. Nie odzywał się; wreszcie odwrócił się i z kamienną twarzą opuścił krąg by ochłonąć. Chowaniec Morheima prychnął zaś do Shando: Czy wiesz, głupi magusie, ile Planów zamieszkują demony? Znalezienie tego jednego impa potrwa wieki, eony nawet! Już łatwiej znajdziesz Errtu. Ale to balor… - zakończył ciszej.
- Tępy imp! - prychnął Wishmaker pogardliwie - A od czego zaklęcia lokalizujące? Oczywiście plan nie wypali, jeśli zapasie zwojów nie znajdziemy odpowiedniego, ale liczę, że ktoś z kolegów po czarodziejskim fachu ma takowy.
- Demona? Poprzez plany? Chyba nasłuchałeś się zbyt wielu minstreli w dzieciństwie; w dodatku nie tych co trzeba - burknął Morheim. - Najprostsze by było spętanie jakiegoś przyzwańca by w zamian za wolność przyniósł nam potrzebne informacje, jak mówisz Calishyto, ale to trwa; często nawet kilka dni…
- Nie mamy tyle! - zaprotestował Valstrom.
- Nie - wyjątkowo zgodził się stary mag. - Ale nie zaszkodzi nam spróbować. Mniemam, że masz w zanadrzu potrzebne zaklęcia, skoro sam to zasugerowałeś? - zwrócił się do Wishmakera.
- Nie zaklęcia. Ale mam spętanego tubylczego przyzwańca - przebiegle uśmiechnął się Shando Wishmaker. Wiedział że przyda mu się wkrótce, gdy paktował ze szkaradą, ale nie przypuszczał że tak szybko. Poza tym - wolności darować mu nie zamierzał, skrócenie służby do 66 lat uznał za wystarczającą nagrodę.
- Ach tak? - Morheim uniósł brew. Shando poczuł, że mu zaimponował. Elethiena milczała, podobnie jak Valstrom. Sprawa łapania demona chyba go nieco przerosła, podobnie jak barbarzyńców. - To na co jeszcze czekasz?
- Na powszechny podziw i aprobatę - powiedział calishanin, jakby to było zupełnie oczywiste - Poza tym warto dokładnie przedyskutować co i jak mu nakażemy, bo to sprytna bestia o złośliwym umyśle i co więcej rozumów po naszej stronie tym lepiej.
- Zupełnie jak ktoś, kogo znamy - wyszczerzył się imp.
- A skąd pewność że przyniesie informacje a po drodze nas nie zdradzi? - Zapytał yeti. - Nie powiem żeby podobał mi się pomysł, ale lepszego nie mam, a czas nam ucieka. Tylko jak zastawimy pułapkę? Potrzebny nam szybki zwiad przynajmniej. Może pod lawiną kamieni będzie ich łatwo pogrzebać. - Rzucał pomysłami barbarzyńca.
- Nie bardzo rozumiem… - Mara łypnęła nieufnie na maga. - “Będą potrzebowali lepszej ofiary?”... Czyli tą, którą mają uznają za bezużyteczną i się jej pozbędą? Nie chcę mieć jej na sumieniu. I nie wiem po co komplikacje. Jesteśmy na ich tropie. Mamy ze sobą sprzymierzeńców. Krok dzieli nas od ostatecnej bitwy. Zniszczmy filakterium tu i teraz, to go osłabi, zamiast ryzykować, że je utracimy i pozwolimy urosnąć w siłę. Dopadnijmy Korferona jak najszybciej, zanim złoży kobietę w ofierze, skończmy to wreszcie. Nie wiem po co w ogóle zwlekamy.
Wśród mężczyzn rozległ się pomruk aprobaty dla słów zaklinaczki.

- Nie zdradzi mnie, Grzmocie. Nałożyłem na niego Siedem Ograniczeń Alzahreda, kanon od setek lat używany w Calishanie przy pętaniu dżinów. Zasada ta sama. Nie zaszkodzi ani pętającemu, ani nikomu z jego sojuszników. Magia przywołań to moja specjalność, wiem co mówię - Shando był pewien swego. Co prawda dżinna nigdy nie pętał, ale Siedem Ograniczeń było jak pacierz dla każdego przywoływacza, opowieści mistrzów były pełne przestróg, co działo się z magami, którzy chcieli być bystrzejsi od tradycji i tworzyli własne formuły paktów. Nagle Shando zdał sobie sprawę, że rzeczywiście zapomniał o Marze, i jej priorytecie, innym niż pozostałych. Niespecjalnie rozumiał, dlaczego obchodzi ją ktoś, kogo nie znała... tym niemniej nie zamierzał wychodzić na nieczułego kata ponownie, więc postanowił beztrosko zwalić odpowiedzialność na wszystkich.
- Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by nadal ich gonić, większa szansa na uratowanie jeńców - kontynuował - Jak do tej pory zwyciężaliśmy ich w każdej bitwie, więc można i tak. Tyle że nie lubię grać wedle cudzych reguł. Przyznaję - próba przechytrzenia ich może się nie powieść, nie mamy monopolu na spryt. Pogoń jest pewniejsza, że ich dorwiemy, zasadzka - że ich pokonamy. Pora dokonać wyboru. Głosujmy. Kto za dalszą pogonią, niech podniesie rękę.
Zaczekał na wynik. Nietrudno było zauważyć, że większość wojowników opowiedziała się za pogonią.
- Kto za zwabieniem ich na nasze pole bitwy ręka w górę - Tu czarodziej uniósł też własną. Głosów było wyraźnie mniej (głównie shanderczycy chcieli czekać), lecz to, że i za paladynów i za barbarzyńców ostatecznie decydowali ich dowódcy mogło zadziałać na korzyść pomysłu maga.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-09-2015, 11:46   #350
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Niziołek długo słuchał i rozważał coś w duszy. Od początku dyskusji nie odzywał się wiele, poza próbą rozdzielenia Tibora i Shanda od mordobicia. Teraz zaś łypnął okiem na Marę z zatroskaną miną.
- Jestem za zasadzką. - Kucharz powiedział w końcu cicho.- Nie znam się na bitwach, planach i wojnie, ale to daje nam jakąś przewagę, prawda? Element zaskoczenia. Możemy się do tego przygotować i wreszcie coś będzie na naszych warunkach. Możemy też wykorzystać to co mamy aby walnąć w nich mocno już na początku oraz zastanowić się jak najlepiej ochronić Marę. Ruszając w dalszą pogoń oni mogą to zrobić nam. Przecież to ich teren, my go nie znamy.
Pokręcił głową i podniósł rękę do góry.

Stojący na uboczu i rozglądający się Oestergaard potrząsnął z niedowierzaniem głową.
- Zapominacie że czas nas goni. Oni - przybliżył się do grupy i wskazał buzdyganem martwego kultystę - mają to czego potrzebują. Mara im do niczego nie jest potrzebna. Może by się dali zwabić, a może nie, a może dadzą się zwabić po rytuale czy cokolwiek planują. Taka trochę “sól po wieczerzy”. Niszczmy filakterium i próbujmy ich znaleźć, a nie przyzywać demony w domenie Pana Mordu.
- Niszczmy filakterium i próbujmy ich znaleźć, a nie przyzywać demony w domenie Pana Mordu - wyrecytowała Mara słowo w słowo po kapłanie.
- Zgadzam się. Paktowanie ze złem nigdy nie jest dobrym pomysłem, a narażanie kolejnej istoty tym bardziej - dodał Valstrom. Chyba chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zmilczał; spojrzał tylko na Marę, a potem znacząco na Tibora. Zapewne pochopne słowa Wishmakera o “córce Korferona” dały nie tylko jemu do myślenia.
- Magowskie wariactwa - prychnął Turog. Morheim spojrzał na niego z pogardą.
- Gdyby nie “magowskie wariactwa” nigdy byśmy tu nie dotarli - warknął.
- Kultyści też nie - odpalił barbarzyńca. Atmosfera zgęstniała.
- Myślę… - odezwała się milcząca dotąd Elethiena Froren. - Myślę, że można zrobić i jedno i drugie. Jeśli muszę się opowiedzieć po którejś ze stron, opowiadam się za pogonią. Nie mamy gwarancji, że demon nie został już przyzwany, a ofiara dopełniona. Nie wiemy przecież co dzieje się w Faerunie. Nie wiemy, czy Mara faktycznie jest dla nich wartościowa jak twierdzisz. Poza tym bhaalici byli tu przed nami i nadal lepiej znają teren i właściwości tego Planu. Wspiera ich Bhaal i możemy tylko modlić się o to, żeby akurat nie przebywał tutaj tylko w innej dziedzinie.
Ale - czarodziejka uniosła dłoń - przyzwanie demona nie trwa długo. Straciliśmy już tyle czasu na dysputy, że te ćwierć świecy czy mniej nas nie zbawi. Mam przynajmniej taką nadzieję… Morheim i jego chowaniec mają rację - nim demon wróci z informacjami lub jeńcem może minąć świeca, albo dekadzień. Nie możemy sobie pozwolić na czekanie. Ruszajmy więc, a w tym czasie przyzwaniec niech robi swoje; najlepiej niech dowie się o obydwu demonach - im większą będziemy mieć przewagę, tym lepiej.
- Z całym szacunkiem, panno Elethieno, nie uważam żeby przyzywanie tutaj demona było bezpieczne - Tibor odezwał się tak uprzejmie jak tylko zdołał. - I ja, i nasi towarzysze - wskazał paladynów - czujemy jak nienaturalna aura tutaj panuje.
- A myślisz, że skąd go wziąłem Tiborze? - Wishmaker spokojnie odpowiedział - Nie złapałem go na kwitnących łąkach Arkadii. Ale skoro masz obawy możemy użyć go jako siły uderzeniowej lub przewodnika, jedno i drugie przyda się. Ale jeżeli mamy gonić złych drani, to gońmy, a nie zbierajmy się jak niewolnik na galerę.
- Pierwsze rozsądne słowa jakie powiedziałeś od kilku minut, Wishmaker, przynajmniej niektóre - Oestergaard uśmiechnął się zimno w odpowiedzi. - Co do tego “tubylczego przyzwańca” - oczekujesz prawdy od demona? Pomocy? Na planie Pana Mordu? - chłopak pokręcił głową i spojrzał na resztę. - Niszczmy filakterium i ruszajmy.
Mara skinęła wyraźnie zniecierpliwiona. Morheim przewrócił oczami.
- A co to za różnica - ten plan, czy tamten. Demon to demon. Widać, że nigdy żadnego nie przyzywałeś i kompletnie nie wiesz o czym mówisz…
- Mięczaki - skwapliwie pokiwał głową jego chowaniec.
- Dość - uciął Valstrom. - Do roboty.
- My ruszymy wyznaczyć szlak. Zostawimy znaki - rzekł Turog i barbarzyńcy sprawnie ruszyli w drogę. Chyba woleli trzymać się z dala od magowskich wymysłów i zająć się czymś praktycznym.

Zniszczenie filakterium pochłonęło znaczną część najpotężniejszych zasobów poświęconych i magicznych oddziału, a potężny wybuch zapewne powiadomił znaczną część - jak nie wszystkich - mieszkańców Khalas, że przybyli tu potężni przeciwnicy. Cóż, coś za coś.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172