Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2016, 17:58   #61
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Pokaż tę kołatkę. Może na półeczce coś zdziała. To te drzwi są chciwe. - odpowiedziała Shade'owi z pełnym przekonaniem Bazylia.
- Jesteśmy w pomieszczeniu, które całe przesiąknięte jest chciwością - dodał Tazok, który przed chwilą zszedł z wielkiej kopy kosztownych rupieci. - Jeżeli wierzyć temu, co do tej pory usłyszałem, jest siedem pięter. Siedem grzechów, siedem pięter, nie brzmi jak przypadek, szczególnie po tym, co tutaj widać - rzucił spojrzeniem na skarbiec. - Może każde piętro przecięte jest takim... testem? Raczej nie pomaga nam ta wiedza, ale jeżeli rozwiążemy tę zagadkę, kolejne powinny być prostsze, wiedząc, czego się od nas oczekuje.
- Może masz rację. - Shade spojrzał na Bazylię, gdy wrzucenie kolejnej monety nie przyniosło żadnego skutku. Położył kołatkę na półeczce. - Smacznego - powiedział z przekąsem.
Szufladka wsunęła się z powrotem, zabierając ze sobą ciężką, złotą kołatkę. Wewnątrz drzwi coś zachrobotało, przesunęło się, zaszurało, zazgrzytało. W końcu odgłos kliknięcia i jedno ze skrzydeł drzwi puściło, rozwierając się lekko, z niesamowicie głośnym skrzypieniem.
W stosie złotych monet i klejnotów, znajdującym się za grzesznikami, nastąpiło poruszenie. Brzęk kosztowności zwrócił na siebie uwagę, jakby w środku skarbca powstało tornado. Wielka góra poruszyła się, a gdy wszystkie drobiazgi z niej opadły, oczom wszystkich ukazał się ogromny demon, wyglądem przypominający świniaka.


- Co za podstępne kreatury włamały się do mojego skarbca? Kto wrota otworzył? Stań i walcz ze mną, złodzieju! - wydarł się tubalnym głosem w języku demonów, zwracając się do pustej przestrzeni. Johanna, stojąca przy ścianie tuż za demonem, przywarła do niej jak płaski placek i z przerażeniem uniosła głowę w górę, niedowierzając wielkości potwora. Ten zaś dopiero po chwili zauważył stojącą przy drzwiach grupkę.
- Wy mnie okraść chcecie?! Opróżniać kieszenie, ale to już! To moje skarby, wszystko jest MOJE. Nic wam zabrać stąd nie wolno, NIC! - zawył wściekle, mierząc Przebudzonych wzrokiem. Demon miał ponad sześć metrów, a jego cielsko musiało ważyć z dobre parę ton, jak nie więcej.

Dla tieflinga pojawienie się demona było jakoś mało ekscytujące. O dziwo mimo postury i rozmiarów świniaka nie przestraszyła się go. Uznała jego pojawienie za uciążliwość. Do tego jeszcze oskarżenia, o kradzież. Dobre sobie, a po co jej te wszystkie duperele? Były nieprzydatne. Złoto było zbyt miękkim metalem aby z niego robić broń albo zbroję. Tu już srebro było lepsze. Tego zaś znajdowało się wyraźnie mniej.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-12-2016, 18:20   #62
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Spotkanie z przypominającym wieprza demona do najprzyjemniejszych przeżyć z pewnością nie należało. Ważący kilka ton groteskowy stwór nie chciał walczyć, bo nie przepadał za sprzątaniem rozerwanych na strzępy ciał śmiertelników i prawdę powiedziawszy, trudno było się mu dziwić. Nikt w końcu nie lubi zbytecznego bałaganu we własnym gnieździe, szczególnie kiedy owym gniazdem był skarbiec godny najpotężniejszego ze smoków.
Zwalisty demon zażądał, aby włamywacze czym prędzej opuścili jego komnatę, ale najwyraźniej chciał też ich przy tym upokorzyć, bowiem kazał im rozebrać się do naga, podejrzewając, że intruzi o lepkich palcach mogli mieć przy sobie parę drobiazgów z jego skarbca. Rognir parsknął wtedy śmiechem, ale stawiać oporu, podobnie jak walczyć z tym bydlakiem, nie miał zamiaru. Wszyscy wokół niego zaczęli się posłusznie rozbierać, to i on w końcu też to uczynił, stając przed potężnym demonem w takiej postaci, w jakiej stworzyła go natura. Nawet nago robił wrażenie, a w szczególności jego niezwykły oręż, lecz w szczegóły, tym razem, dla dobra czytelników, wdawać się nie będę.

Najwyraźniej groteskowy Tanar’ri był pełen podziwu, bo na jego widok nie prychnął z rozbawieniem, tak jak to uczynił w przypadku Joanny. Nawet wskazał im wyjście, woląc nie zadzierać z potężnym Rognirem. Wojownik nieśpiesznie ubrał się i zabrał swoje rzeczy, po czym ruszył w stronę ukrytych drzwi. Razem z Tazokiem naparli całym ciałem na ścianę, która otworzyła się przed nimi, odkrywając pomieszczenie ze spiralnymi schodami, prowadzącymi wysoko w górę. Rognir chwycił wtedy za swój topór, znajdując pewność siebie w chłodnym dotyku żelaza, po czym ostrożnie wysunął się na przód, prowadząc drużynę.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 22-12-2016, 19:34   #63
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Współpraca Bazylią zaowocowała spotkaniem z właścicielem zgromadzonych w komnacie skarbów.
Czy świniopyski demon faktycznie nie lubił bałaganu w swoim skarbcu, czy nie lubił walczyć - trudno było jednoznacznie to określić, Shade jednak sądziłby, że chodziło o to pierwsze. Jakby nie było dość trudno usuwa się ślady krwi, a łucznik nie sądził, by właściciel tych skarbów miał zamiar zatrudnić ekipę sprzątającą, która usunęłaby ślady bytności intruzów, tudzież resztki wspomnianych gości. A jego życzenie, by nikt mu nic nie zabierał, było całkiem zrozumiałe. Shade na jego miejscu postępowałby dokładnie tak samo. Na szczęście nie napełnił swych kieszeni klejnotami czy magicznymi drobiazgami. To, że miał zamiar to zrobić tuż przed wyjściem, to była już całkiem inna sprawa. Piekło i tak było wybrukowane chęciami. Dobrymi.
- Piękne zbiory, ale my tu tylko przechodzimy - powiedział na głos - i z chęcią pójdziemy dalej.
Zapewnienie, jak się okazało, znaczyło w tym miejscu tyle, co nic. Demon nie dość, że chciał sprawdzić, że nie mają nic w kieszeniach, to jeszcze zażyczył sobie, by się rozebrali do naga. Aż dziw, że nie zechciał sprawdzić, czy ktoś nie schował magicznego pierścienia pod językiem, lub różdżki... gdzie indziej.
Jako że rozbieranie się było prostsze, niż walka, Shade odgarnął stopą trochę złota, po czym wysypał na oczyszczony kawałek podłogi zawartość plecaka. Śmieci, nie da się ukryć, przynajmniej w odniesieniu do zalegających dokoła skarbów. Po chwili do tych rzeczy dołączyło ubranie łucznika.
- To wszystko - powiedział.
Najwyraźniej nic z jego dobytku nie zainteresowała przerośniętego prosiaka, który kazał się ubierać i jak najszybciej wynosić. A tak miał dosyć nieproszonych gości, że nawet pokazał, którędy mają opuścić skarbiec.
Shade doszedł do wniosku, że lepiej natychmiast się ubrać i wynieść, póki demon nie zmieni zdania. Gdy tylko miał na grzbiecie swoje rzeczy, natychmiast ruszył w stronę wyjścia - ściany, którą wystarczyło pchnąć, by znaleźć się tuż obok schodów.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 31-12-2016, 00:10   #64
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Ja nic nie mam! - Bazylia, jak dziecko, odpowiedziała całkiem szczerze w Abyssalu.
- Em, on chce abyśmy go nie okradali - szepnęła do drużynników we wspólnym.
- Powiedz mu, że jeśli przepuści nas dalej, to oddamy mu ‘dziewicę’ Joannę - mruknął Rognir, kurczowo trzymając się swego topora. Słyszał o tych demonach; należały do kasty demonicznych władców (Tanar’ri) i półork nie miał zamiaru z nim walczyć, wiedząc jaki może być rezultat tego pojedynku. - Będzie ładnie pasować do jego skarbów. - Trudno było stwierdzić czy Rognir teraz sobie kpi, czy też mówi poważnie. Jego słowa wydawały się być żartobliwe, lecz minę miał przy tym bardzo poważną.
- Raczej chciałby, abyśmy nic nie zbierali… Ktoś coś zabierał? - zapytała całkiem poważnie Bazylia, która nie zauważyła aby ktokolwiek połasił się o bogactwa.
- Nie - odparł krótko Rognir, po czym odpiął swoją sakiewkę i jakby nigdy nic zrzucił ją na ziemię, a następnie butem kopnął w stronę pobliskiej góry złota. - Ja nic stąd nie zabierałem.

- Nie chcemy kłopotów - powiedział Roland, sięgając po sakiewkę a następnie wysypując jej zawartość. Monety rozsypały się pod jego stopami, po czym mężczyzna teatralnie zademonstrował, że sakiewka jest pusta, machając nią jak chusteczką. Jednak dopiero po chwili zorientował się, w jakiej sytuacji znajduje się Johanna. Miał nadzieję, że uda jej się bezpiecznie przemknąć do nich, nim świniak ją dostrzeże. - Proszę przyjmij najszczersze przeprosiny za naszą zuchwałość i wtargnięcie do twojego skarbca. - Wiedźmiarz starał się wykorzystać swoją znajomość języka demonów i skupić na sobie uwagę strażnika. - Pragniemy jedynie przejść dalej.
Demon zakwiczał rozzłoszczony, choć można było stwierdzić, że nie zachowanie Przebudzonych go zirytowało, a po prostu taki już był.
- To po kiego mój skarbiec otwieracie, oszuści z planu materialnego?! Każdy z was to kłamca i oszust, udajecie, że oddajecie mi skradzione monety, a pewnie macie ich pod dostatkiem, ukryte pod swoimi szmatami! Zdejmujcie je! I zamknijcie z powrotem drzwi mojego skarbca! Łapy wam pourywam i odgryzę łby, każdego po kolei. Zdejmijcie ubrania, chcę widzieć, że nic mi nie ukradliście. Wszystkie magiczne przedmioty i monety należą do mnie! - świniak uderzył pięścią w ścianę, aż całe pomieszczenie zadrżało. Choć nie był ufny, to przynajmniej nie pchał się do walki, a to o tyle dobrze. Szkoda tylko, że wciąż przemawiał w języku demonów, którego mało kto rozumiał.
- Eeee…. on chce abyśmy się rozebrali. Bo niby możemy coś jeszcze mieć - powiedziała Bazylia z nieco kwaśną miną zaraz jednak zwróciła się do demona.
- Jeśli to twój skarbiec, to gdzie jest wyjście na wyższe piętro?
- Nie powiem wam póki mi nie udowodnicie, że nic nie ukradliście!

Bazylia wywróciła oczami.
- Normalnie… Powie nam gdzie są schody jeśli mu udowodnimy, że nic nie ukradliśmy. Znaczy rozbierzemy się - przetłumaczyła po raz kolejny Bazylia.
- Ty pierwsza - zaśmiał się Rognir, szturchając ją łokciem. Rozbawiło go żądanie demona, choć jego gniewne ruchy i słowa, które mogły skrywać groźby ani trochę mu się nie spodobały. Nie bardzo wiedział co w tej sytuacji zrobić. Demon był iście wielki i potężny, raczej szans z nim większych nie mieli, zatem chyba było z tej sytuacji tylko jedno możliwe wyjście, lecz półork nie zamierzał zbłaźnić się jako pierwszy. Spojrzał w dół na swój topór, a później na swego potencjalnego przeciwnika - istnie miernym orężem się przy nim zdawał.
Diablica zrzuciła z barku torbę, zdjęła przeszywanicę, szalik i ściągnęła przez głowę czarną sukienkę.
- Zadowolony? - zapytała świniaka, ewidentnie w tym momencie nie przejmując się nagością.
Demon pokiwał głową.
- Tak tak, zakładaj szmaty z powrotem - nakazał, przyglądając się teraz pozostałym.
Do tej chwili, Tazok jedynie przysłuchiwał się konwersacji. Jak większość, niewiele z tego rozumiał, oprócz tłumaczenia diablicy. Rozważył, czy warto będzie walczyć ze świniakiem i nie było zaskoczeniem, że wniosek mógł być tylko jeden: nie było warto.
Szkoda ryzykować życiem, walcząc z czymś, co nie chciało z miejsca ich zatłuc. W pewnym stopniu, demon był w porządku. Chciał czegoś, czego i tak nie mieli oraz dbał o swoje, które i tak ich nie obchodziło. Dobry układ, ty nie wchodzisz nam w drogę, my nie wchodzimy tobie.
- Ja też nic nie mam, ale jeżeli muszę ci to udowodnić, to patrz.
Bez skrępowania, zaczął zrzucać z siebie ekwipunek, a następnie wierzchnie ubranie, ujawniając nie tylko brak złych zamiarów, ale również swoje piętno: literę P. Na końcu rzucił niedawno zdobyty plecak tak, aby rozsypała się jego zawartość, a świniak musiał chociaż trochę odejść od ściany, żeby przyjrzeć się przedmiotom.
- Znalazłem to niedawno, lepiej się przyjrzyj, czy coś nie jest twoje.
Demon zmrużył podejrzliwie oczy, a jego krok w przód jedynie zatrząsł pomieszczeniem
- Wszystko jest moje, jakbym chciał to i wasze głowy byłyby moje. Ale nie chcę ich, bo raz już miałem i tylko śmierdzą. Zabierać śmieci, to skarbiec a nie wysypisko! - tubalny głos odbił się od ścian, tymczasem Johanna wciąż wolała się nie ruszać. Poczęła jedynie nieśmiało sunąć wzdłuż ściany, aby wrócić do reszty. Jej spojrzenie spoczęło na Czarnym Szponie.
- Ty się ubierz, reszta pokazywać, co tam ma! A potem wynocha ze skarbca, MOJEGO skarbca.

Roland za przykładem towarzyszy również rozebrał się, choć nie krył przy tym irytacji.
Johanna, choć niepewna swoich zamiarów, zakradła się sunąc przy ścianie, w chwili gdy inni zrzucali ciuchy. Mimo usilnych prób, Demon jednak zdołał ją zauważyć, a jego świński łeb natychmiast wręcz zwrócił się ku niej.
- Ty złodzieju! - zagrzmiał rozgniewany, na co dziewczyna podskoczyła i wręcz podbiegła do reszty Uśpionych.
- Ja przepraszam, ja też nic nie mam! - powiedziała pospiesznie, wręcz nerwowo i jednym ruchem zsunęła z siebie podartą i brudną sukienkę, ukazując swoje chude, nagie ciało. Uniosła ręce lekko do góry i nawet obróciła się wokół własnej osi.
Demon, choć podejrzliwy, prychnął pod swoim prosiaczym nosem.
- To teraz zamknijcie z powrotem mój skarbiec i wynoście się. Drzwi są tam - wskazał na ścianę, będącą za ich plecami, a po odwróceniu się Przebudzeni nie zobaczyli żadnych skrzydeł czy wrót, a po prostu goły kamień.
- Ja przepra… - zaczęła Johanna ubierając się z powrotem
- Czego chcecie jeszcze ode mnie, mało wam łaski?!
- Nic, to znaczy… Nie widać tam drzwi.

- Pchnijcie ścianę i wypieprzajcie - zakończył gniewnie demon.
- Po cholerę ja tłumaczyłam? - mruknęła do siebie Bazylia słysząc rozmowę demona z Johanną. Zakładając na nowo wszystkie ubrania podeszła do wrót “skarbca” i zaczęła je zamykać. Na początek zabrała kołatkę z półki i odwiesiła na miejsce.
Obok niego pojawił się Tazok, który przed chwilą zapakował do plecaka ostatni przedmiot. Bez mruknięcia, pchnął ścianę, mając nadzieję, że zaraz wydostaną się ze skarbca.

Dostanie się na trzecie piętro okazało się być łatwiejsze, niż mogliby przypuszczać. Mimo zażenowania, jakiego doświadczyli, nie czuli się jakoś gorzej w swoim towarzystwie. Nikt nic nie stracił, ani nie wyniósł ze skarbca, a piętro nie przyniosło nowych ran, okaleczeń ani niepotrzebnej śmierci. Po pokonaniu spiralnych schodów i postawieniu stopy na piętrze, napotkali dwa korytarze. Pierwszy prowadził na wprost, miał nie więcej niż dziesięć metrów, a na jego końcu umiejscowione były drzwi. Drugi prowadził na lewo i ciągnął się gdzieś dalej, był raczej niepewnością, którą przebrną jedynie nie mając innego wyjścia. Nie specjalnie czuli zaskoczenie, kiedy wrota okazały się zamknięte, a przeróżne próby ich otwarcia spełzły na niczym. Może gdyby ktoś posiadał złodziejskie narzędzia, to Johannie udałoby się rozpracować zamek, jednak łatwiej było pomyśleć, niż wprowadzić plan w życie. Z braku laku cofnęli się, aby udać się jedynym dostępnym korytarzem, choć może tylko im się wydawało,że nie było innej drogi?


Niedługo przyszło im iść w ciemności, gdyż po kilku metrach i zakrętach, dostrzegli bijące ze ściany światło. Zmierzyli w tamtym kierunku i skręcając w stronę łuny światła, wyłaniającej się ze ściany, z otworu w kształcie łuku, ukazało się Uśpionym wielkie, choć mniejsze niż piętro niżej, pomieszczenie. Kamienne ściany ozdobione były obrazami oraz grubymi, purpurowymi kotarami, ozdobionymi na brzegach złotą nicią, które zawieszone były na całej długości tylnej ściany. Między dziełami sztuki znajdowały się również łańcuchy i kajdany, przykute do ściany oraz wiszące na hakach różne narzędzia, typu pejcz, szpicruta, sznur, knebel, gruba obroża z kolcami czy też skórzane pasy. Na samym środku wytwornego, acz lekko przerażającego, pomieszczenia, stał kamienny tron, a na nim siedział mężczyzna. Wyglądem przypominał człowieka, na oko mającego metr osiemdziesiąt. Ubrany był w czarną koszulę oraz spodnie, odsłonięty tors był wyraźnie umięśniony, twarz kojarzyła się raczej z psotnym młodzieńcem, pełnym wigoru i ciekaw nowości. Na widok nowo przybyłych zerwał się z fotela, stając na równe nogi.
- W końcu dotarliście! - uniósł teatralnie ręce w geście powitania, nie podchodząc jednak do Grzeszników.
- Widzę, że Nalfeshnee was przepuścił, co cieszy mnie niezmiernie! Ileż ten świniak ubił zbłąkanych dusz, nim te dotarły do mnie, ech. Nawet nie będę wam mówił - westchnął krótko, uśmiechając się półgębkiem.
- Nie będę również pytał, dlaczego tutaj jesteście, bo doskonale wiem, co dzieje wokół. Nie zdziwcie się jednak, jeśli portal nie zadziała, ponieważ trzeba władać konkretnym zasobem mocy bądź siły, aby go uaktywnić - białowłosy mężczyzna począł przechadzać się po pomieszczeniu, zachowując jednak tę samą odległość, jaka dzieliła ich od początku. Gdy którykolwiek z Przebudzonych próbował się ruszyć, wraz z ich krokami poruszały się cztery golemy stojące w kątach sali, które początkowo zlewały się z otoczeniem kamiennych ścian.
- Z przyjemnością dam wam klucz do drzwi prowadzących na czwarte piętro, ale najpierw chciałbym was poznać. Niech każdy opowie mi coś o sobie, jakieś pikantne smaczki. Chętnie posłucham, nim podejmę decyzję w sprawie klucza - mówiąc to wpatrywał się w obraz, który z takiej odległości nie przypominał nic konkretnego, prócz spirali mało znaczących kresek i cieni na płótnie.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 31-12-2016, 07:12   #65
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Abstrakcyjne zajście w skarbcu dobiegło końca. Tazok był zadowolony z efektów; nie musieli ponieść żadnej ceny, nikomu nic się nie stało. Była to bardzo dziwna sytuacja z równie dziwnym, zaskakującym zakończeniem. Po demonach spodziewał się równej okrutności, jakiej do tej pory doświadczył wielokrotnie, ale świniak najwyraźniej zaaferowany był jedynie swoimi skarbami. Żeby reszta drogi tak wyglądała, przynajmniej przez następne kilka dni. Mieliby czas na odpoczynek i zaleczenie ran, które chociaż zakrzepione magią, przy najmniejszej okazji potrafiły się paskudzić.

Chociaż tego nie chciał, wychodziło, że będzie musiał zająć się tą całą Johanną osobiście. Dla reszty była jak powietrze i bez odpowiedniego bodźca zdawała się być bezradna i równie bezużyteczna. Aż dziw brał, że coś nie urwało jej łba, kiedy odłączyła się na chwilę od grupy, by wybadać teren. Dlatego właśnie należało ją jeszcze trzymać; posiadała talenty, którymi się nie chwaliła i przy tej bandzie, zdawały się niezastąpione. Nie spuszczał z niej oka przez całą drogę i nie był przy tym szczególnie dyskretny.

Również o innych wyrobił sobie trochę więcej zdania. Diablica wydawała się mieć więcej szczęścia niż rozumu, a Rognir był władczy. Zdecydowanie zbyt władczy, na dwóch takich nie ma miejsca w grupie. Gdyby nie łączyły ich wspólne cele w sytuacji, która należy do najcięższych z jakimi Czarny Szpon miał okazję się mierzyć, rozbiłby mu łeb przy pierwszej okazji. Sytuacja wymagała jednak cierpliwości i znoszenia zniewag, jakie ork rzucał na boki. Przynajmniej do czasu.

Spotkanie w skarbcu zaowocowało czymś jeszcze. Miał czas, żeby dokładniej przyjrzeć się zawartości plecaka, który zebrał z truchła Tyberiusa. Oprócz narzędzi medycznych, znajdowało się tam coś cenniejszego niż całe złoto, jakim wypchana była niedawno odwiedzona hala; jedzenie. Hobgoblin wyjął jedną porcję i przyjrzał się jej dokładniej. Wydawała się jadalna, więc spróbował kawałek, a gry upewnił się, że nie jest to parszywa iluzja jakiegoś impiego pokurcza, rozdał po porcji każdemu. Przekazywał je w milczeniu, ignorując jakiekolwiek „dziękuję” czy „chcesz nas otruć?”, jak racje wydawane w obskurnych koszarach.

Niech lepiej nie zżerają wszystkiego naraz, jedna paczka miała starczyć na dzień, a po przejściu się po wszystkich, została mu ledwie sztuka. Ta jedna, ostatnia racja o którą się zapewne pozabijają.


Założenie, że passa się ich trzymała zostało lekko wzburzone przez pojawienie się młodzieńca, a raczej ich pojawienie się w jego komnacie. Nadzieja, że świniak był ostatnią przeszkodą, jaka dzieliła ich od portalu prysła jak mydlana bańka. Przynajmniej dowiedzieli się, że tam faktycznie znajduje się jakiś portal i nie błądzili jak stado ślepców.

Tazokowi były obojętne maniery mężczyzny. Widział w życiu za dużo, żeby oceniać osoby po posturze. Wielcy mięśniacy okazywali się cieniasami, a chuderlawi panienki były profesjonalnymi zabójcami lub potężnymi magami. Tazok przypomniał sobie jedną taką sytuację, na niedługo przed śmiercią, jak został zaatakowany przez zaklinaczkę, która władała wachlarzem zaklęć mogących oderwać głowę przy samej dupie.

Być może to nie on powinien być pierwszą osobą, która się odezwie, ale miał to głęboko tam, gdzie urywało wspomnioną głowę. Cierpliwość hobgoblina była już na wyczerpaniu; chciał znaleźć się na następnym piętrze, a nie uczestniczyć w kolejnych zabawach ku uciesze piekielnego ścierwa. Zrobił krok w przód, by nie było wątpliwości z kim teraz ma rozmawiać.

A czego nie wiesz? Miano? Tazok Czarny Szpon. Pikantny szczegół? Może to, że najchętniej wyrwałbym ci ten klucz razem z ręką, a z gęby zmazał ten parszywy uśmieszek? Nie marnuj mojego czasu tymi jebanymi gierkami i powiedz kim jesteś, a jak chcesz odpowiedzi, to zadaj konkretne pytanie, bo nie przyszedłem tutaj na pogaduszki.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 04-01-2017 o 09:51.
kinkubus jest offline  
Stary 04-01-2017, 00:18   #66
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Kolejne piętro okazało się niewiele lepsze od poprzedniego. Owszem, nie było tam kolosalnego świniaka, który groził rozerwaniem ich na strzępy, co też z pewnością by mu się udało, gdyby tylko zechciał urzeczywistnić swe słowa, ale za to skazańcy natknęli się na kolejnego władcę piekieł, który śmiał stawiać im warunki.
Diabeł - pomyślał półork, trzymając swe umięśnione ramiona skrzyżowane na piersi. Tylko oni czerpali jakąś chorą przyjemność z paktowaniem ze śmiertelnikami. Ten był jednak wyjątkowo obrzydliwy, a przynajmniej tak sądził Rognir. O istotach z piekieł nie wiedział zbyt wiele, ale miał przeczucie, że im piękniejszą formę przyjmują, tym większe zepsucie drąży ich wnętrze.

- Z przyjemnością dam wam klucz do drzwi prowadzących na czwarte piętro, ale najpierw chciałbym was poznać. Niech każdy opowie mi coś o sobie, jakieś pikantne smaczki. Chętnie posłucham, nim podejmę decyzję w sprawie klucza - powiedział nieznajomy, nie odrywając spojrzenia o jakiegoś dziwnego obrazu. Rognir nie zastanawiał się długo nad odpowiedzią, zebrał się nawet na kąśliwą uwagę, kiedy niespodziewanie zabrał głos Tazok.
- A czego nie wiesz? Miano? Tazok Czarny Szpon. Pikantny szczegół? Może to, że najchętniej wyrwałbym ci ten klucz razem z ręką, a z gęby zmazał ten parszywy uśmieszek? Nie marnuj mojego czasu tymi jebanymi gierkami i powiedz kim jesteś, a jak chcesz odpowiedzi, to zadaj konkretne pytanie, bo nie przyszedłem tutaj na pogaduszki.
- Czytasz w moich myślach, Tazoku - dodał od siebie Rognir, po czym zwrócił się do nieznajomego. - Kiedy hobgoblin by z tobą skończył, diable, ja chętnie naszczałbym na twe poćwiartowane zwłoki. Pikantny szczegół? Cóż... Byłem swego czasu katem i miałem nawet niewolnicę, którą lubiłem zakuwać w dyby i wykorzystywać - powiedział wojownik, choć drugą część zdania kompletnie zmyślił. W rzeczywistości był katem, ale żył w takich warunkach, że potrzeby cielesne schodziły na dalszy plan.
- Nie przedstawiłeś się - warknął na koniec półork. - Kimże jesteś i czego od nas chcesz? Na co ci te informacje? Nie masz już czym się podniecać?
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 07-01-2017, 15:34   #67
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
- W końcu dotarliście! - uniósł teatralnie ręce w geście powitania, nie podchodząc jednak do Grzeszników.
- Widzę, że Nalfeshnee was przepuścił, co cieszy mnie niezmiernie! Ileż ten świniak ubił zbłąkanych dusz, nim te dotarły do mnie, ech. Nawet nie będę wam mówił - westchnął krótko, uśmiechając się półgębkiem.
- Nie będę również pytał, dlaczego tutaj jesteście, bo doskonale wiem, co dzieje wokół. Nie zdziwcie się jednak, jeśli portal nie zadziała, ponieważ trzeba władać konkretnym zasobem mocy bądź siły, aby go uaktywnić - białowłosy mężczyzna począł przechadzać się po pomieszczeniu, zachowując jednak tę samą odległość, jaka dzieliła ich od początku. Gdy którykolwiek z Przebudzonych próbował się ruszyć, wraz z ich krokami poruszały się cztery golemy stojące w kątach sali, które początkowo zlewały się z otoczeniem kamiennych ścian.
- Z przyjemnością dam wam klucz do drzwi prowadzących na czwarte piętro, ale najpierw chciałbym was poznać. Niech każdy opowie mi coś o sobie, jakieś pikantne smaczki. Chętnie posłucham, nim podejmę decyzję w sprawie klucza - mówiąc to wpatrywał się w obraz, który z takiej odległości nie przypominał nic konkretnego, prócz spirali mało znaczących kresek i cieni na płótnie.
- A czego nie wiesz? Miano? Tazok Czarny Szpon. Pikantny szczegół? Może to, że najchętniej wyrwałbym ci ten klucz razem z ręką, a z gęby zmazał ten parszywy uśmieszek? Nie marnuj mojego czasu tymi jebanymi gierkami i powiedz kim jesteś, a jak chcesz odpowiedzi, to zadaj konkretne pytanie, bo nie przyszedłem tutaj na pogaduszki.
- Och, doprawdy? - zmartwił się mężczyznę - Ciekawe z tego co powiedziałeś, jest tylko to, że… Marnuję ci czas. Zabawne wręcz. Jeśli chcesz nagrodę, to sam musisz się wysilić.
Słysząc tak bezowocną odpowiedź i wyraźny brak chęci nie lania wody, Tazok zszedł na bok, jednając się w milczeniu z pół-orkiem. Dało się zauważyć, że reszta chętniej garnęła się do dialogu z nieznajomym, nie było sensu przerywać; może wymęczą go rozmową i odpuści szaroskórym. Tak czy inaczej, konwersacja nie była mocną stroną hobgoblina, który oparł się o miecz i zaczął przyglądać się konstruktom, czy aby nie robią czegoś podejrzanego.
- Pikantne smaczki? - zdziwił się Roland, rzucając spojrzeniem na pozostałych towarzyszy. “No świetnie”, pomyślał. Johanna będzie zapewne zbyt zawstydzona by coś wydukać, Shade opowie coś nudnego, Rognir jak kogoś pobił, Tazok jak kogoś zabił, a Bazylia… Roland nie miał pojęcia co ta ostatnia mogłaby opowiedzieć. Może coś o jej związku z Razielem?
Wiedźmiarz ponownie spojrzał na strażnika tego pomieszczenia, zastanawiając się, czy kiedyś nie był podobny do niego. Jak widać, niektórzy są w stanie dobrze się bawić w piekle.
- Coś konkretnego chciałbyś usłyszeć? - Roland zapytał. - Spoglądając na wyposażenie twej sali, mogę zgadywać co by cię najbardziej interesowało...
Tym razem Bazylia była nieco mniej spokojna. Winą było, że ten demon - bo zapewne nim był - wyglądał jak człowiek. A może… a może troszeczkę przypominał jej Raziela? W sumie anioł zawsze był taki nieco zabawowy.
- Obawiam się, że jestem nudną osobą - przyznała się kobieta po czym przytuliła się do ramienia Rognira.
- Nie doceniasz siebie, mała Diablico - odpowiedział ze spokojem w głosie, a struny głosowe zadrżały lekkim rozbawieniem.
- Wymyśl coś, Rolandzie. No chyba, że nie zależy wam na kluczu, to możecie sobie zamieszkać na moim piętrze. Choć nie jestem pewien, czy się wam tutaj spodoba. Nie ma żywności, wody. Ach, nawet nie zdążyłem umeblować innych sal - ciężko było stwierdzić czy mężczyzna z nich drwi, czy mówi poważnie. Zdawał się być zbyt pewny siebie.
- No to ja już całkiem jestem przegrany - powiedział Shade - bo moje życie było jeszcze nudniejsze niż Bazylii. Nawet własnej żony nie zabiłem za zdradę, chociaż, zapewne, powinienem był.
- Och, zdrada? Bolało? - zainteresował się, mając wciąż zadowolony wyraz twarzy.
Bazylia uniosła brwi do góry słysząc rewelacje.
- No mnie zrzuciła z miasta zazdrosna anielica… nie wiem tylko o co była zazdrosna.
- Oczywiście, że nie wiesz. Pewnie się nawet nie domyślasz, co? Sądzę, że doskonale wiesz i nie o co, a o kogo.
Bazylia przekrzywiła głowę i spojrzała pytająco na młodzieńca nie mając najmniejszego pojęcia, o co mu chodzi. Dla niej liczyła się tylko jedna osoba na świecie i był nią Rognir.
Shade spojrzał krzywo na gospodarza, zainteresowanego rzeczami, które nie powinny go obchodzić.
- Sam spróbuj przeżyć coś takiego - mruknął. - Będziesz wiedzieć z pierwszej ręki.
- Nie da się zdradzić kogoś, kto się nie angażuje - odpowiedział Shade’owi, ruszając się z miejsca, aby zajść za swój tron niespiesznym krokiem.
Roland zamilkł, zastanawiając się nad całą sytuacją. Mężczyzna zdawał się wiedzieć o nich wszystko, jednak mimo to chciał usłyszeć ich opowieści. Jednak czy miały być one skierowane do niego, czy tak naprawdę do reszty towarzyszy? Piętro niżej obnażyli przed sobą swoje ciała, a teraz być może mają obnażyć to czego oko dostrzec nie może? Roland, tak jak poprzednio, nie miał z tym problemów.
- Pamięć wciąż nie wróciła do mnie w pełni, tak więc moja opowieść może wydawać się niepełna. Niegdyś byłem o wiele bardziej towarzyski i wesoły. Całe swoje dorosłe życie spędziłem na różnych formach przyjemności - przesiadywałem z towarzyszami w karczmach, uczęszczałem do teatrów, na bale czy przyjęcia. Nigdy też nie miałem problemu ze znalezieniem kobiety na noc. Wciąż nie pamiętam skąd miałem na to wszystko pieniądze, jak zyskałem swoją moc i stałem się szanowany… Ale to wszystko przestało mieć znaczenie, kiedy zastępy nieumarłych najechały mój dom. Całe armie nie były w stanie ich powstrzymać, wszystko zdawało się rozpadać, a ja nie mogłem się z tym pogodzić. Dlatego też pobiegłem do domu i rzuciłem zaklęcie, którego komponentem była moja dusza. I przez ten oto cyrograf znalazłem się w piekle.
- Kiedy hobgoblin by z tobą skończył, diable, ja chętnie naszczałbym na twe poćwiartowane zwłoki. Pikantny szczegół? Cóż... Byłem swego czasu katem i miałem nawet niewolnicę, którą lubiłem zakuwać w dyby i wykorzystywać - wtrącił wojownik, choć drugą część zdania kompletnie zmyślił. W rzeczywistości był katem, ale żył w takich warunkach, że potrzeby cielesne schodziły na dalszy plan.
- Nie przedstawiłeś się - warknął na koniec półork. - Kimże jesteś i czego od nas chcesz? Na co ci te informacje? Nie masz już czym się podniecać?
- Wasza wewnętrzna wola walki i przetrwania, podbudowuje mnie. Choć co do niektórych, czuję ogromny zawód. Na przykład do tej szczupłej piękności, która skrywa się za największym Casanovą, jaki aktualnie przebywa w tym Piekielnym Kręgu - uśmiechnął się do siebie, nie zerkając nawet w waszą stronę. Sprawiał wrażenie, jakby i bez tego wszystko doskonale widział.
- Na imię mi Azmodan, choć szczerze wątpię, by was to tak naprawdę interesowało; i tak, nie mam się czym podniecać - zakpił sobie przechadzając się do przeciwległej wam ściany i zmierzając niespiesznie do jej lewego rogu. Ogromny golem ruszył się o krok w bok.
- Casanova i Zielony Mięśniak mogą sobie stanąć w rogu koło Raza; to ten zielony - napomknął pospiesznie, wskazując machnięciem ręki wielkoluda, który stał po ich lewej stronie, przy ścianie w której umiejscowione było wejście komnaty.
- Nad Smutasem i Rogatą muszę się zastanowić, a Chuda i Brzydal mnie zauroczyli, dlatego ich, zapraszam tutaj - Azmo pociągnął za pozłacany sznur, unosząc kotarę niczym kurtynę, odsłaniając przy tym pomieszczenie, w którym znajdowały się różne meble, począwszy od podłużnego stołu, nietypowego hamaka, miejsca przy ścianie z podwieszanymi kajdanami, a skończywszy na zwykłym, wygodnym legowisku, powstałym z miękkich poduszek i kocy.
- Piękna i Bestia, czyż to nie będzie najlepsze widowisko, jakie mogłoby się tutaj odbyć? - spytał jakby retorycznie i zachowując wciąż odległość, czekał przy golemie, który mienił się fioletowymi klejnotami.
Johanna wybałuszyła oczy rozglądając się nerwowo. Dotąd milcząca i chowająca się za Rolandem, poczuła strach. Nie była pewna, czy wolała zdobyć klucz robiąc to, co jej każą czy może po prostu zginąć tu i teraz i mieć na zawsze spokój. Wybór dla niej był ciężki i mogła jedynie domyślać się, czego mężczyzna oczekuje od ich dwójki. Spojrzała przeciągle na Tazoka. Był brzydki i straszny, miał szarą skórę oraz szorstkie, wielkie łapy. Jego wzrok nią pogardzał, a paszcza groziła swym nieprzyjemnym wyrazem. Johanna zadrżała.
- Ja… Ja nie chcę. Ja powiem co chcesz, ale nie chcę tego - wydukała, a jej twarz zalała się czerwienią wstydu. Zrobiło jej się słabo.
- Trochę za późno. Chcę zobaczyć, co taki potwór potrafi zrobić z tak nieśmiałą, ludzką istotą, jaką ty jesteś. Myślę, że on też chętnie skorzysta…. Dla dobra innych, rzecz jasna - uśmiechnął się szeroko, niczym niewiniątko i spojrzał na hobgoblina wyczekująco
- Potwór? - zdziwiła się Bazylia - Ale że niby to co ma Tazok między nogami? Bliżej temu do robaczka. Ona nawet tego nie poczuje.
Diabelstwo krytycznym wzrokiem spojrzała na szaroskórego.
- Poza tym co to za przyjemność jak ona się boi?
- Pytasz diabła w środku piekła, jaką przyjemność może z tego czerpać? Nie bądź głupsza, niż jesteś - odpowiedział Tazok, a wcześniejszą uwagę postanowił puścić mimo uszu.
- A ty nie masz lepszych rozrywek? - mówił już do Azmodana. - Dałbyś nam coś do zarżnięcia, a nie zerżnięcia - uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Powiedz najpierw ile zamierzasz nas trzymać, bo możemy się tak pieprzyć godzinami, a zakładam, że każdy z nas najchętniej skróciłby pobyt tutaj do minimum.
Mówiąc to, podszedł do Johanny. Nie była w jego typie, jeżeli w ogóle można mówić tutaj o czymś podobnym. Miała za mało mięsa na kości, wiotkie mięśnie i ciągle patrzyłą na niego, jakby zaraz miała się rozpłakać. Wyglądała jak figurka z cienkiego szkła, którą Tazok mógłby nieumyślnie zbić samym dotykiem. Czuł, że w środku drzemie coś więcej, ale raczej nie było to zwierzę budzące się w łóżku.
Z drugiej strony, od trafienia do piekła nie-żył jak w celibacie, nawet nie myśląc o uciechach cielesnych. Był tak bardzo skupiony na osiągnięciu celu, że przestał zwracać uwagę na takie bodźce. Dopiero przyłączenie do nowej grupy pozwoliło na rozluźnienie myśli, gdy nie musiał robić wszystkiego sam. Przeszkody na niższych piętrach również były bardziej spójne tematycznie; ktoś ginął lub nie, dużo myśli w to wkładać nie trzeba było, za to skupienia ile się dało.
Mężczyzna nic nie odpowiedział na słowa Bazyli, może to dlatego, że odpowiedź Tazoka wydała mu się wystarczająca?
- Ile to potrwa to zależy od was. Jeśli będę wystarczająco zadowolony z efektów, dam wam klucz i możecie iść, a nawet lepiej! Sam was odprowadzę! - uniósł głos uradowany niczym dziecko. Kąśliwe uwagi jakby do niego nie docierały.
- Chodźcie tutaj - ponowił zaproszenie, gestem ręki wskazując odkryte pomieszczenie.
- Napijcie się…. Na rozluźnienie. - nalał do dwóch kieliszków fioletowego płynu i spojrzał na Johannę. Ta jednak z początku bardziej przykleiła się do pleców Rolanda, a jej oddech stał się ciężki i słyszalny. Dopiero po jakiejś chwili postanowiła, że pójdzie. W milczeniu i ze spuszczoną głową, niespiesznym krokiem, wyminęła Rolanda.
 
kinkubus jest offline  
Stary 07-01-2017, 20:45   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Shade niezbyt przychylnym spojrzeniem zmierzył gospodarza, którego mało inteligentne pomysły w najmniejszym nawet stopniu nie przydały strzelcowi do gustu. Facet, który ponoć zwał się Azmodan, był chyba nienormalny od tego siedzenia w samotności. A sądząc z tego, co mówił, na dodatek był niezdolny do przeżywania jakichkolwiek uczuć. Co mu przyjdzie z tego, że popatrzy sobie na jakąś baraszkującą parę? Jeśli to można nazwać baraszkowaniem...
Kretyn jakiś, i tyle. A może, mimo tych wszystkich akcesoriów, był zielony w pewnych sprawach i potrzebował instrukcji? Bogato ilustrowanej?
Może lepiej by było wpakować mu strzałę między oczy i zakończyć jego bezpłciowy żywot?
- Ochrona ma swoją cenę - powiedział hobgoblin, idąc z Johanną, która szła jak na skazanie.
Tazok wziął najpierw swój kielich, następnie zabrał drugi z rąk niedoszłej kochanki. Trzymała go tak, jakby miała przed sobą najgorsze obrzydlistwa tego świata, ale wiadomym było, że to nie przez jego zawartość, a coś, co miało nastąpić zaraz po jego opróżnieniu.
- Dosyć!
Czarny Szpon zaprotestował i zaczął wylewać ciecz z obu naczyń. Rzucił puste kielichy, które z brzdękiem obiły się o kamienną posadzkę.
- Jeżeli myślisz, że zostanę kurwą ku twoje uciesze, to się przeliczyłeś.
W rzeczy samej; duma nie pozwalała hobgoblinowi na stanie się zabawką w rękach jakiegoś demona. Nawet, jeżeli ten demo miałby go za chwilę rozszarpać na strzępy i rzucić swoim piekielnym ogarom na pożarcie. Pycha wygrała nad rozsądkiem i zamiast zatracić się w uniesieniu z Johanną, wolał polec. Być może musiał najpierw przejść kolejną, bolesną lekcję pokory, zanim postawi nogę na stopniach kolejnego piętra.
Wyprowadził uderzenie z większym gniewem, niż gdy obijał czerep Tyberiusa o ziemię. Nie miał litości i tak samo nie oczekiwał jej od innych.
- Nie, ty głupcze! Chcesz nas wszystkich pozabijać? - krzyknął Roland. Sytuacja zaplanowane przez Azmodana wcale mu się nie podobała, jednak atakowanie demona w jego własnej siedzibie było głupotą. To nie był ktoś, z kim mogli się mierzyć.
Magiczne, mroczne słowa wypłynęły z ust wiedźmiarza. Miał nadzieję, że zdoła uśpić Hobgoblina nim ten zdąży jeszcze bardziej zdenerwować demona. Niestety, pięść hobgoblina okazała się być szybsza, niż reakcja Rolanda. Silny cios Tazoka trafił prosto w szczękę białowłosego mężczyzny, sprawiając, że ten aż plunął krwią. Johanna zakwiczała przerażona odskakując w tył. Wszyscy w sali zamarli, a sytuacja zdała się być napięta, ale tylko przez parę sekund, gdyż niedługo po tym, Tazok padł na ziemię nieprzytomny. Azmo chwycił się za policzek, po czym oderwał dłoń i zerknął na swoją własną krew. Zaśmiał się krótko pod nosem, ciężko określić czy ze złości czy zaskoczenia. Johanna znalazła się w niefortunnej sytuacji, stając twarzą w twarz z demonem.
- Ja naprawdę go o to nie prosiłam! - rzuciła panicznie, chcąc w ten sposób obronić się przed gniewem. Zarzuciła ręce na głowę kuląc się i chowając twarz, kiedy mężczyzna zbliżył się do niej. Wszyscy zdali sobie sprawę, że właściwie mogą już pożegnać się z towarzystwem hobgoblina i dziewczyny, niewiele już pięter zostało ku wolności, która zakończyła się na trzecim piętrze. Azmo chwycił Johannę i objął ją, głaszcząc uspokajająco po głowie.
- Widzisz coś narobił, Casanovo? Przestraszyłeś ją - spojrzał na grupę stojącą w oddali i przesunął językiem po rozwalonej wardze. Leżącego na ziemi Tazoka nawet nie kopnął. Wziął Johannę i odprowadził na miękkie poduszki, dając nowy kielich wypełniony płynem.
- Uwielbiam wasze poczucie humoru. Niestety, muszę teraz prosić, aby ktoś zastąpił śpiącą Bestię. Jacyś chętni czy mam wybierać? Przy okazji, trzeba to truchło przykuć do łańcuchów - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach, kiwnięciem głowy wskazując kajdany wiszące na przeciwległej do łóżka ścianie. Nie było pewności czy naprawdę ominęła go złość, czy może tylko udaje.
- Jakieś pytania? - dodał zmieniając ton głosu na bardziej ostry.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 07-01-2017, 21:43   #69
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Rognir przyglądał się całej tej scenie z niemym zaskoczeniem. Obserwował jak Tazok rusza z pięściami na demona, w chwili gdy on sam gotował się do walki, kiedy niespodziewanie przerwał mu Roland i rzucona przez niego klątwa. Rognir chciał w pierwszym odruchu odrąbać łeb mężczyźnie jednym gładkim cięciem, lecz zdumiła go wielce reakcja Azmodana, który wydawał się w ogóle nie przejmować czynem Tazoka, a nawet zaczęło go to bawić.
Wojownik rozejrzał się uważnie dookoła, analizując każdy detal otoczenia i patrząc po każdym golemie, a później raz jeszcze wbił swój wzrok w Azmodanie. Po raz pierwszy od chwili, w której Bazylia padła nieprzytomna w walce z mutantami, Rognir poczuł jak targa nim silny gniew. Ten sam kiedy tracił najbliższą mu osobę.
- Odsunąć się w cień i pozwolić wam, psy, decydować to był mój największy błąd - warknął półork w stronę pozostałych, po czym bezpardonowo ruszył w kierunku Tazoka. Uklęknął przy nim i paroma szturchnięcia wybudził go z magicznego snu.
- Jestem z tobą - powiedział do hobgoblina, kiedy ten otworzył oczy, a następnie zwrócił się do swej niewolnicy:
- Bazylia, chwytaj za miecz. Pora zrobić to po mojemu! - Krzyknął, zdejmując z pleców swój potężny topór oburęczny.
- Celuj teraz we właściwą osobę, wiedźmiarzu, o ile nie chcesz spotkać się z moim gniewem - rzucił do Rolanda, po czym pomógł Tazokowi podnieść się z kolan i obaj z furią natarli na Azmodana.
- Dość tych gierek, demonie!
Ledwo Rognir nabrał rozpędu, a wielka, golemia łapa zagrodziła mu drogę. Ostrze topora starło się z kamieniem, a wokół poleciały iskry od tarcia.
- Skoro wolicie walkę, to nie ma problemu - odparł mężczyzna, po czym zamachnął się ręką
- Konran - warknął pewny siebie, w magicznym języku.
Tuż po tym stało się coś, co było chyba jeszcze bardziej nienormalne, niż publiczne pokazywanie swoich seksualnych możliwości. Rognir uderzył toporem sam w siebie, wbijając jego ostrze w nogę i rycząc przy tym jak dzikie zwierze. Tazok, który pomału podnosił się na nogi, zaczął bełkotać coś niezrozumiałego pod nosem. Łypał groźnie okiem na każdego, oskarżając o bycie podłą świnią i wrogiem, który zasługuje na śmierć. Nawet Johanna, która z pozoru początkowo zachowywała się naturalnie, w pewnym momencie wyskoczyła z głośnym krzykiem na Tazoka, dźgając go sztyletem w bok.
- Nie wiem co wy ciekawego widzicie w walkach - skomentował Azmo, który odsunął się o krok, obserwując widowisko z niezadowoleniem.
- A co ty widzisz ciekawego w gwałceniu kogoś? - zainteresował się Shade, równocześnie sięgając po łuk. Lubił kobiety, owszem, ale publiczne igraszki nie leżały w jego guście, o gwałtach nawet nie wspominając.
- Jaki gwałt, przecież się zgodziła. - Demon wzruszył obojętnie ramionami.
- Jakie znów 'zgodziła się'? Wyraźnie powiedziała, że nie chce. - Shade nie zamierzał ustąpić, szczególnie wówczas, gdy miał rację.
Bazylia nie słuchała paplania Shade'a i demona. Zamiast tego rzuciła się do półorka pospiesznie rozrywając torbę na strzępy aby mieć bandaż w przygotowaniu.
- Rognir! - sapnęła będąc już przy nim. Złapała za trzon topora aby półork przypadkiem teraz nie próbował go wyciągać. Zamierzała go zabrać od tego golema.
- Idioci - mruknął Roland, błyskawicznie odsuwają się od zielonego golema. Nie mógł zrozumieć tego braku rozwagi towarzyszy. Znaleźli się w piekle, a wciąż przejmowali się ziemskimi wartościami, nawet gdyby miało to oznaczać ich śmierć. Teraz nie miał już wyboru. Zostaw w to wciągnięty, a więc musiał stanąć do walki.
Ignorując Golema zamknął prawe oko i zaczął szeptać swoją plugawą inkantacje. Kiedy ostatnia sylaba uciekła z jego ust, ponownie otworzył powiekę. Jego oko całkowicie zmieniło barwę, emanując aurą grozy i terroru. Spojrzał na Azmodana.
- Raitoning - mruknął przeciwnik, dając jednocześnie krok w tył. W tym samym momencie przed nim wystrzeliła długa strużka iskrzących, drobnych błyskawic, rażąc prądem każdego, kto stał na lini jej zasięgu, w tym samego Rolanda, który ugiął się pod jej wpływem. Nim stracił przytomność, wiedźmiarz posłał jeszcze swoim towarzyszą pogardliwe spojrzenie, jakby chciał im powiedzieć “a nie mówiłem?”
- Dodam tylko, że mimo wszystko, bywam ugodowy - rzucił głośno, obserwując zamieszanie jakie wokół wybuchło.
Diabelstwo krzyknęło z bólu kiedy elektryczność w nią uderzyła. Zaraz jednak poczuła ciężar w rękach kiedy to jej ukochany padł bez ducha.
- Nie! - krzyknęła zrozpaczona Bazylia padając na kolana wraz z martwym Rognirem. - Nie… mój kochany nie…
Szczere łzy pociekły po jej policzkach kiedy spojrzałą na niepokojąco przystojnego demona.
- Nie musiałeś go zabijać… zabrałabym go. Zabrała. Nie zabijaj, zajmę się nim, zabiorę. Nie zabijaj…
Mężczyzna spojrzał niezadowolony zza golema. Zmrużył gniewnie oczy, zerknął to na rogatą dziewczynę, to na stygnące truchło półorka, którego raczej szybko nie wskrzeszą.
- To wynoście się, póki ta dwójka się nie pozabija - powiedział mając na myśli hobgoblina i dziewczynę. - Ale następnego dnia wróćcie tu, zróbcie o co was proszę, zabierzcie klucz i pozostałe zwłoki i idźcie dalej. Jeśli zatrzymacie się na tym piętrze dłużej niż dobę, to was zniszczę. - zakończył czarodziej, wyczekując jeszcze ruchu łucznika.
- Mogę rozdzielić tamtych... zapaleńców? - spytał Shade, spoglądając na Johannę i Tazoka.
Zrobił krok w tamtą stronę.
- Nie. Macie stąd wyjść i wrócić później - odparł oschle, wyciągając rękę przed siebie, a wewnątrz dłoni zaczęła się kształtować magiczną energia. Widać było że nie żartuje.
Bazylia posłusznie kiwnęła głową ciągle pełna płaczu. Wzięła Rognira pod pachę i ruszyła po Rolanda.
- W-weź moje rzeczy. Musimy pomóc Rolandowi jak się jeszcze da - powiedziała do Shade’a jak go mijała. Głos jej się łamał tak samo jak jej serce.
Shade bez słowa chwycił bagaż Bazylii i ruszył w stronę wyjścia.
Co prawda mógł zrobić kilka innych rzeczy, ale w tym momencie wyjście z sali zdało mu się najlepszym wyjściem.

***

Usiedli przed salą jak zamknęli drzwi. Zapłakana Bazylia ułożyła delikatnie na ziemi zwłoki Rognira. Rolanda zostawiła Shade'owi do obejrzenia. W szczególności, że to on miał teraz jej rzeczy. Było tam zastanawiająco dużo butelek z czego dwie z alkoholem i trzy od Raziela z miksturą leczącą. Akurat aby pomóc sobie i Rolandowi, o ile była jeszcze na to szansa. A Przytomny wiedźmiarz był dobrym wiedźmiarzem. Gdy udało się go wybudzić diabelstwo i łowca wytłumaczyli mu co się stało i jak wygląda sytuacja. Z braku innych opcji trójka ostatecznie postanowiła zobaczyć czy cokolwiek więcej jest na tym piętrze, może jakiś pokój. Bazylia wiernie nosiła na rękach swojego ukochanego półorka aż na nowo nie spoczęli.
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-01-2017, 20:16   #70
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Roland ocknął się z kwaśnym posmakiem w ustach. Dopiero kiedy jego świadomość w pełni wróciła (wraz z niemożebnym bólem), zrozumiał, że podano mu miksturę leczenia. Zaraz jego oczy padły na trójkę towarzyszy, w tym martwego Rognira. Nie skomentował braku Johanny i Tazoka. Zamiast tego wstał na równe nogi i rzekł.
- Powinniśmy znaleźć jakieś spokojne miejsce. Nie ma co siedzieć pod jego drzwiami do jutra.

Zaraz potem wszyscy ruszyli w milczeniu. Przez wiele godzin błądzili po wielkim kompleksie podziemnym, który przypominał zagmatwany labirynt. Dopiero kiedy byli już na skraju wycieńczenia, znaleźli odpowiedni pokój w którym mogli się zatrzymać. Wprawdzie, nic w środku nie było, ale przynajmniej nic ich tu nie powinno napaść.

- Mam resztki alkoholu. Chętni? - rzuciła zmęczona diablica.
- Niewiele mamy innych możliwości - odparł Shade. - Może nas to nie dobije. Dawaj.
- Zostawicie to sobie lepiej na jutro - mruknął Roland, który leżał oparty o ścianę komnaty. Przekrwione oczy i poparzenia na całym ciele sprawiały, że idealnie wpasowywał się w piekielny klimat. - Mam nadzieję, że nikt tym razem nie będzie miał zamiar się z nim kłócić.
Wiedźmiarz spojrzał najpierw wściekle na truchło Rognira, a dopiero później na widocznie zmartwioną diablicę. Westchnął.
- W Piekle nikt nie umiera tak naprawdę. Rognir ożyje za kilka dni. Chociaż osobiście mu współczuję. Podobno proces ten nie jest zbyt… Przyjemny...
- Będę przy nim aż się nie obudzi - odpowiedziała, wyraźnie nabierając nadziei. Przytuliła się do niego szepcząc, że nie musi się martwić bo go nie zostawi.
- A co do pierwszego my się rzadko w ogóle kłócimy - zauważyła diablica wskazując na siebie i Shade’a.
- Co racja to racja - stwierdził Roland, z niepokojem spoglądając na tulącą się do truchła Bazylię. Zaraz potem ponownie z jego ust zaczęły płynąć przeklęte sentencje, a rany na jego ciele zaczęły się goić. - Mam jeszcze jedno mocne zaklęcie leczenia na dzisiaj. Ktoś chętny? Jutro zapewne będę miał ich więcej.
Bazylia popatrzyła po sobie i po łowcy.
- On. Wygląda gorzej.
Wiedźmiarz skinął głową i dotknął ramienia Shade’a. Ponownie wypowiedział magiczną formułę, jednak tym razem brzmiała ona mniej demonicznie, zaś rany łowcy zaczęły znikać, co Shade najpierw skwitował westchnieniem ulgi, a potem słowami podziękowania.
Następnie Roland znowu oparł się o ścianę i rzekł:
- Tak więc jutro trzeba będzie zrobić to co ten demon rozkaże. Na następnych piętrach możemy nie spotkać tak… tolerancyjnych strażników i będziemy musieli ponownie walczyć. Dlatego lepiej unikać walk kiedy tylko będzie ku temu okazja.
- Zdecydowanie nie opłaca się z nim spierać - potwierdził. - Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie na coś głupszego, niż poprzedni pomysł.
- Znaczy co? Pewnie komu innemu każe się zabawić na oczach innych. Tyle nawet to ja się domyślam. - Bazylia spojrzała smutno na półorka wiedząc, że to nie z nim ją sparują. Ale była zdeterminowana aby go uratować, a to oznaczało że była gotowa się poświęcić.
Shade wolał nawet nie wspominać, że on sam zdołałby wymyślić parę mniej przyjemnych rzeczy.
- Może powinniśmy spróbować odpocząć przed jutrzejszymi 'atrakcjami'? - Ostatnie słowo wymówił z wyraźnym przekąsem.
- Skoro mamy trochę czasu, to może powinniśmy rozejrzeć się po tym piętrze - stwierdził Roland. Oparłszy się ręką o ścianę, powoli zaczął wstawać. Jego rany były w dużym stopniu wyleczone, jednak wycieńczenie po ciężkim dniu wciąż pozostawało jego zmorą. - Zapasy od Tazoka są już na wyczerpaniu, a nie wiadomo, ile przyjdzie nam jeszcze błąkać się po tych podziemiach. W dodatku może uda nam się znaleźć coś przydatnego. Lepszej okazji nie będzie. To jak?

Shade i Bazylia pokręcili przecząco głową. Ich zmęczone spojrzenia mówiły same za siebie. Roland westchnął i ponownie usiadł na swoim miejscu. Położył się, a po chwili zmorzył go sen.
 
Hazard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172