Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2017, 15:25   #131
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion stał przez dłuższy czas nieobecny w całej dyskusji prowadzonej przez jego towarzyszy. Kiedy tylko dotarli pod samą bramę Enklawy, zrobił pierwszą sensowną rzecz jaka przyszła mu do głowy: zajrzeć do książki będącej przewodnikiem po Podmroku. W przeszłości tomiszcze okazało się nieocenioną pomocą, może więc i teraz…
… reszta drużyny jednak dyskutowała tak żywiołowo, że zaklinacz mimowolnie zerkał na nich co chwila i nie mógł się skupić na słowie pisanym.

A’arab Zaraq stał wyprostowany i wpatrywał się z oddali w wielkie wrota. Miał wrażenie jakby się z niego śmiały, jakby rzucały mu wyzwanie samą swoją obecnością. Wielkie, potężne, masywne, naigrywały się z niemocy krzyżowca. A ogień gniewu w nim płonął, coraz gorętszy, coraz bardziej go pochłaniał.

- Musisz tak stukać tego malucha pałą? Jakieś niespełnione fantazje czy co? - Zorak, rozparty na kilku kamieniach, które ułożył sobie pod tyłkiem i plecami kształt czegoś w rodzaju stołka, rzucił druidzce krzywe spojrzenie. W bezpośredniej bliskości enklawy wstrzymał się z paleniem, ale za to jeden nałóg zamienił na drugi; z plecaka wydobył pękaty dzbanek, najwyraźniej zawierający alkohol i uniósł go na wyciągniętej łapie w górę, by wszyscy go widzieli.
- Komuś wody ognistej?! - zawołał i wyszczerzył kły - Jak mamy ginąć, to przynajmniej z dobrym humorem. A alkohol znieczula też, jak pozostałych przy życiu drowy będą torturowały, obdzierając ze skóry, to będziemy mogli pomęczyć się chwilę dłużej! - zareklamował trunek i sam dla potwierdzenia własnych słów pociągnął spory łyk.
Livenshyia unisła w górę brew, spoglądając na Hobgoblina z politowaniem. Oczywiście nie miała nic przeciwko, póki własne metody stosował sam na sobie, ale gadanie innym takich rzeczy nie było motywujące, a bynajmniej. Elfce się to nie podobało, jednak każdy był tutaj sobą i nie zamierzała dążyć do zmian w zachowaniach. Prędzej czy później, zawsze przydaje się ktoś z odmiennym spojrzeniem na rzeczywistość; przynajmniej zwykle to się sprawdzało.
- Nawet jeśli będą torturować, to raczej znieczulenie dawno przestanie działać. Bo jeśli ten alkohol jest naprawdę, ale to naprawdę mocny, to drowy się uśmieją widząc jak śpiewamy pod bramą i tańczymy im kankana, potykając się przy tym o własne nogi - westchnęła ciężko, gdyż nie lubiła takich dyskusji. Nic nie wnosiły, mogła się nie odzywać.
- Ale pij, na zdrowie. Ja podziękuję, nie wiem jak inni - uśmiechnęła się w ostateczności, a wyraz jej buzi był naprawdę ciepły i sympatyczny. Na próżno było szukać w tej elfce złośliwości. Swój wzrok ponownie skierowała w kierunku bramy, odwracając się od zrelaksowanego Szaraka.
- Najlepiej chyba by było wykorzystać niewidzialność, podejść bliżej i po prostu zbadać drzwi. Ktoś zwinny i ktoś z wiedzą, która pomogłaby nam w rozszyfrowaniu run. Chętnych brak, prawda? - zaśmiała się na krótko, patrząc po twarzach pozostałych.

- Rozbijmy je w pył - warknął krzyżowiec, co wywołało uśmiech politowania na twarzy Revaliona.


- Za długo już zwlekamy, a tam za murami dokonuje się rzeź na wojownikach. - Dodał A'arab Zaraq.
- Jesteś pewien, że byłbyś, czy też bylibyśmy, w stanie to zrobić? Bez narażania własnego życia? Jeśli tak, to zróbmy to. Ale jeśli nie, to nasze wysiłki pójdą na marne, a więźniowie tych murów zginą, bo nie przyjdziemy im na ratunek. Zależy ci na tym, by im pomóc, A'arab Zaraqu? Mnie też. Więc bądźmy ostrożni, aby miał jeszcze kto im pomagać - odpowiedziała Liv, a jej głos jak zawsze był spokojny i nienasycony emocjami.
- Zwlekając też na nic im się zdamy - odparł rycerz - nie mniej wstrzymam się jeszcze trochę, bo widzę, że mądrzejsi ode mnie dumają. Lecz jeśli nie wydumają to Tyr mi świadkiem, że sforsuję te wrota choćby mnie hordy piekielne próbowały powstrzymać.
- Śmiało, będę wtedy tuż za tobą - odparła uśmiechając się szerzej, dając tym samym znać, że nie ma nic przeciwko prostym rozwiązaniom. Nie mniej jednak jakoś te wrota nie wydawały jej się aż tak banalne.

Zaklinacz skrzywił się słysząc to wszystko. Wciąż jednak udawał zaabsorbowanego lekturą, bo i nie miał chwilowo niczego sensownego do powiedzenia. Krzyżowiec go martwił, bo chłop gotów faktycznie wstać i tam pójść, ale Livenshyia zdawała się skutecznie hamować jego samobójcze zapędy.
Samwsie wypytywał goblina o wiele rzeczy, co zajęło trochę czasu. Dowiedział się od niego, że zaraz za wrotami jest enklawa, a wejścia pilnują drowi strażnicy. Według Gromiego było to jedyne wejście, ale Samwise zapytał jeszcze o jedną rzecz - skąd mieszkańcy enklawy pobierają potrzebną wodę. Okazało się, że enklawa posiada jeszcze jedno “wejście”. Służyło ono do pobierania wody z rozległego podziemnego zbiornika wody. Problem w tym, że nie wiadomo było jak dostać się z tego miejsca do owego podziemnego jeziora. Całość rozmowy oczywiście słyszeli też inni. Arkanobiolog zakończywszy rozmowę z Gromim zamyślił się, by przeanalizować poznane informacje.

- Naprawdę chcecie leźć na te wrota? Nie przegrzewa ci się czasem mózg w tej puszce, przyjacielu? - Zorak czknął z lubością, po czym zagapił się na pancernego i elfkę z wytrzeszczonym ślepiem - No to powodzonka, szerokiej drogi, jak to mówią! Ale nie liczcie na to, że odmówię nad waszymi zwłokami jakąś modlitwę, co to to nie. Nikt o zdrowych zmysłach nie podszedłby pod te drzwi na odległość strzału z kuszy, a co dopiero na długość miecza! - pokręcił głową, aż mu uszy zafurkotały - Na kałdun świętojebliwego kapłana Ilmatera, sam bym znalazł lepsze rozwiązanie. Ale po co się słuchać goblina, goblin tylko zasługuje, żeby go pałą po łbie pogłaskać, albo nim popomiatać... - burknął, machając flaszką w kierunku półorczycy i barda, którzy męczyli Gromiego.

- Jeśli masz lepsze rozwiązanie, słuchamy - paladyn nie odrywał wzroku od bramy kiedy mówił do nowego towarzysza - jeśli to jednak usprawiedliwianie tchórzostwa wówczas lepiej odejdź bez zbędnego jazgotu. Dla chwały Tyra ta twierdza dziś upadnie.

- To proste jak je... jedzenie! - kapłan rozpromienił się, widząc że ktoś zwrócił na niego uwagę - Wyjaśnię na przykładzie. Popatrz na przykład na tą zielonoskórą! - wycelował palec w Skowyt, którą najwyraźniej obrał za cel swoich złośliwostek - Z przodu jest masywna, groźna, ma kły, i eee... wysunięte daleko przedmurze, właśnie tak. Oraz wyraz paszczy, który wyraźnie mówi “nie podchodź”. A z tyłu? - zrobił pauzę dla lepszego efektu i triumfalnie obwieścił - Z tyłu to całkiem miły i kojący oczy widok!!! Aż chce się poznawać bliżej... - rzucił okiem na rycerza i spytał - Takie fortyfikacje od frontu są zawsze dla picu i na pokaz... a gdzieś tam z tyłu jest mała, wrażliwa dziurka. Trzeba nam ją odnaleźć i po krzyku, czarni będa ugotowani! Zrozumiałeś, czy mam to narysować?
Livenshyia skrzywiła się. To co mówił ten Szary było co najmniej nie na miejscu, a w dalszej mierze wręcz niesmaczne i zasługujące na strzał wprost w jego “wrażliwą dziurkę”.
- Jak chcesz dawać przykłady to rób to na swojej personie, a nie się do innych przywalasz. - Rzuciła elfka pochmurnie.

~Oho, zaczyna się…, pomyślał zaklinacz, raz jeszcze patrząc na zebranych, w szczególności na Zoraka i Skowyt. Bo hobgoblinie widać było, że jest bardzo z siebie dumny, zaś pół-orczyca wręcz przeciwnie: wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć. Revalion westchnął cicho i uznał, że to już czas powstrzymać swoich towarzyszy od skoczenia sobie do gardeł.

- Wspaniały plan, widzę w nim tylko dwie wady - po dłuższym namyśle A’arab Zaraq zabrał w końcu głos i podzielił się wątpliwościami - po pierwsze, ten kto budował tą bramę wydawał się znać na sztuce obrony. Po drugie, jak chcesz przejść na tyły?

- E tam, gadanie. - Zorak machnął brudną łapą, jakby chciał zbić tym gestem argumenty paladyna - Na pewno o czymś zapomnieli. Lenistwo i głupota zawsze zwyciężają rozsądek i przygotowanie, wierz mi. Wiem z doświadczenia, i to osobistego. - podrapał się machinalnie po szramie - A co do łażenia na zwiad... macie tu kilku jajogłowych i inne lebiody. Niech się wykażą, nie? Mi jakoś nie bardzo wychodzi ciche poruszanie się... przynajmniej pod ziemią. Za dużo tu kamieni i wszystkiego innego hałasującego...

Pół-orczycy potrzebne było trochę czasu, zanim przetworzyła słowa hobgoblina, myśląc jednocześnie nad tymi wielkimi wrotami. Z tyłu to miała kuper ze smoczej łuski, a nie małą, wrażliwą dziu...
Druidka zaszła czerwienią. O czym teraz ten poczwar myślał?! Nigdy nie przepadała za goblinoidami, zawsze sprawiały same problemy, ale ten był najzwyczajniej w świecie bezczelny! Mogła jakoś ledwie tolerować Gromiego, który przez swój strach, dawał im informacje, a oprócz tego był bezużyteczny i według Skowyt, powinien polec razem ze swoimi pobratymcami. Co więc miała teraz uważać o Zoraku, który sam się prosił o pałę w czerep?
- Ty, chcesz w łeb? - zapytała szarego, zaś prostota tego stwierdzenia rozbawiła zaklinacza tak, że musiał się mocno powstrzymać od nagłego parsknięcia śmiechem.
Ważną, charakterystyczną cechą wypowiedzi Skowyt było to, że nie starała się nikogo zastraszyć. Ona po prostu mówiła, bez ogródek. Kiedy próbowała być mniej bezpośrednia, malowało się to wyraźnie na jej twarzy; była być może najgorszym kłamcą, jakiego świat widział. Teraz więc szczerze pytała Zoraka, czy chce dostać w łeb.

- W książce nie ma niczego odkrywczego na temat tej bramy. - Powiedział nagle Revalion, zamykając tomiszcze dane im jeszcze w siedzibie Srebrnej Gwiazdy.
- A już myślałam, że na temat hobgoblinów… - mruknęła cicho Liv, nie przerywając jednak zakinaczowi, który mógł się wtrącić już parę chwil wcześniej, ale był ciekaw wszystkiego, co jego towarzysze mieli do powiedzenia na temat “planu” zdobywania Enklawy. Teraz jednak zdecydowanie zboczyli z tematu, więc postanowił zainterweniować.
- Paskud mi doniósł natomiast, że w tej ścianie są szczeliny. Małe, za małe na niego. - Zaklinacz drażnił się z nietoperzem, niby próbując go zrzucić z palca do którego chowaniec był przyczepiony. - Jednak są to wciąż szczeliny. Płyn albo gaz mógłby się przez nie przecisnąć na drugą stronę. Moglibyśmy…
Zaklinacz spojrzał z udawanym zdziwieniem na Skowyt.
- Och przepraszam, przeszkodziłem w czymś ważniejszym niż wykonywanie zadania do którego zostaliśmy tu wysłani?. Doprawdy, Skowyt, spodziewałem się po tobie większego rozsądku i opanowania. Nie, on nie chce w łeb. No, może i chce. Ale nie teraz. Teraz potrzebujemy wszystkich i każdego z osobna jeśli mamy zdobyć tę przeklętą Enklawę, więc zachowaj swoją pałkę na drowy i ich sługusów. - Westchnął. - A w łeb dasz mu później.
- Osobiście widzę całą tę sprawę podobnie jak nasz szary towarzysz. - Kontynuował zaklinacz, siadając pod ścianą. - Mamy przed sobą bramę. Wielką, masywną, obronną. Miejsce z którego budowniczy są dumni i tak dalej. Nie wejdziemy tędy, a na pewno nie bez wielkiego wysiłku i bez wielkich strat: na tyle dużych, że nie będziemy mieć potem zasobów, by pokonać obrońców. Więc, parafrazując to co Zorak powiedział: szukamy dziurki. Paskud, leć na spacerek dookoła.
No i Paskud poleciał.


Nietoperzowi bardzo odpowiadało ponowne oddalenie się od grupy tych niestabilnych umysłowo stworzeń. Tylko jego Mistrz przejawiał jakieś szczątkowe ślady intelektu, ale to pewnie był zbawienny wpływ Paskuda na Revaliona. No i była jeszcze ta, którą zaklinacz nazywał Livenshyią, ale dla nietoperza była Miziadełkiem.
Miziadełko też była dobrym dodatkiem do otoczenia, bo miziała.

Paskud Pierwszy Wspaniały miał raz jeszcze do wykonania bardzo ważną (a jakże) rolę zwiadowczą. Zamierzał ją jak zwykle wykonać doskonale i będzie musiał przypomnieć swojemu Mistrzowi by ta, którą zwią Sherrin się o tym jak najdokładniej dowiedziała, żeby nie śmiała na przyszłość wątpić w jego wybitne zdolności do dostrzegania rzeczy!

I tak oto stanął przed wyzwaniem: na prawo od grupy, którą opuścił była ściana. Od dołu do góry była ściana. Paskud Pierwszy Wspaniały przeanalizował ją całą, żeby mieć całkowitą pewność, że na całej długości jest to ściana. Następnie musiał się też upewnić, że na całej wysokości jest to też ściana. Wiadomo, że mógł to stwierdzić bez dogłębnej analizy kamienia i głazu, jednak tytuł Wspaniałego zobowiązywał.

Wracając zerknął swym wybitnym ślepiem na drużynę: wciąż się kłócili jak dzieci! Czemu nie wyczekiwali jego powrotu z zapartym tchem, kwiatami i przekąskami jako nagrody za jego wielki trud i wysiłek?!
On im da! On… o tego tam! Tego dziabnie w środku nocy! Za karę, o tak!
Albo tą, którą zwie się Sherrin. Ją też dziabnie.
Poleciał więc na lewo, by zmierzyć się z kanionem wielkiego gorąca i roztopionej skały, zwanej lawą. Nie było to dla niego wyzwaniem, mógł bowiem dzięki mocy swoich Niebiańskich Skrzydeł trzymać się z daleka od gorąca. Leciał więc, a dzięki mocy swoich zmysłów wyczuwał, że zaczyna się poruszać po łuku. Kolejna cenna informacja na poczet jego zasług!

A tam? Cóż to, jakby wodospad! Tylko że lecący od góry, zasłaniał sobą dalszą trasę!
Pasku Pierwszy Wspaniały postanowił oszczędzić lejącą się z sufitu lawę i zawrócić: szkoda było jego wysiłku na coś tak trywialnego.
Wracając drugą ścianą (w końcu w poprzedniej trasie musiał się w pełni skupić na jednej ze ścian, prawda?) dostrzegł taras.
Taras! Pełen mrocznych elfów popijających trunki i dokonujących innych straszliwych czynów takich jak rozmowa i patrzenie się na rzekę lawy! Och, cóż za wspaniały dzień! Cóż za cudowna informacja! Ileż punktów, ileż zasług zostanie mu policzonych za zdobycie tak wspaniałej informacji!

Paskud Pierwszy Wspaniały nie zamierzał jednak spoczywać na laurach i wleciał do środka tarasu.
Tarasowi to się jednak nie spodobało i uderzył Paskuda, przez co nietoperz spadł niemalże prosto do gorącej lawy. Tytułu Wspaniałego jednak nie zdobył ot tak, bez okazji, więc zdążył natychmiastowo się ocucić i odzyskać równowagę w locie tuż przed wpadnięciem do roztopionej skały.
W swej wspaniałomyślności Paskud postanowił nie karać tarasu za jego zuchwalstwo: rozumiał bowiem jak ważną rolą jest bycie zwiadowcą, musiał więc wrócić i zdać raport swojemu Mistrzowi.

Powrócił i zdał raport ze swoich wspaniałych odkryć nie mając złudzeń, że Mistrz przekaże wszystkim co do słowa informacje o jego wspaniałych odkryciach. Zwłaszcza tej, którą nazywano Sherrin, by mogła poczuć się głupio i zrozumieć, że to ON jest tutaj prawdziwą mocą zwiadowczą!
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 08-03-2017 o 15:29. Powód: Kapcie były zbyt szorskie, musiałem je naostrzyć marchewką
Gettor jest offline  
Stary 08-03-2017, 21:51   #132
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Wciąż zamyślony Samwise słuchał teraz z wyraźną ulgą na twarzy, rodzący się głos rozsądku w części drużyny.
- Jestem w posiadaniu pewnego magicznego zwoju, który umożliwia na pewien czas przemianę w przeźroczystą, bezkształtną mgłę. - wtrącił - To umożliwiłoby jednej osobie wtargnięcie do środka, wciąż jednak pozostaje kwestia strażników za bramą oraz run skrzących się u wejścia. Ich ognista poświata to raczej sposób, by były widoczne dla Drowów. - tutaj bard zwrócił się bezpośrednio do Reveliona - Próbując odgadnąć jakie jest ich przeznaczenie nie sugeruj się więc tym.

- Hmm… - Zaklinacz zamyślił się w odpowiedzi. Zamknął jedno oko i umieścił otwartą dłoń pomiędzy swoją linią wzroku, a runami, by na chwilę ich nie widzieć. Następnie ruszył palcami i znowu je widział. Kolejny ruch i na powrót były ukryte. I tak jeszcze kilka razy.
- Gromi? - Powiedział w końcu wciąż patrząc się na runy. Albo na swoją dłoń, zależnie od tego o którym momencie mowa. - Jaka jest tam w środku rotacja strażników? Jakbyśmy teraz tam wpadli to byłoby ich za bramą najwięcej, najmniej, czy zawsze jest ich tyle samo?
Chwilę zajęło zaklinaczowi zorientowanie się gdzie właściwie się znajdują i pytanie goblina o “porę dnia” w takim miejscu było dość...
- Nie, czekaj, to głupie. - Zaklinacz potrząsnął głową i przekręcił się lekko, patrząc teraz na runy pod innym kątem. - Wiesz ilu ich jest? Ogólnie i przy bramie. Strażników znaczy się. I drowów, którzy strażnikami nie są? Jak byłeś jeszcze w Enklawie to baliście się każdego z nich jednakowo, czy może był ktoś, kto wzbudzał w tobie i twoich towarzyszach szczególny lęk? Ktoś, kto jakby umarł to moglibyście czuć się zachęceni do buntu?
Gromi wyraźnie zamyślił się nad pytaniem i na jego zgniłozielonym czole pojawiły się głębokie zmarszczki. Po chwili jednak odpowiedział:
- Różnie. Czasem jeden, czasem dwa, a czasem więcej. Strażnicy dużo pić, gdy nie ma nadzorca. Amandrakul być w Enklawa, ale rzadko zajmować się sprawami żołnierzy. On ciągle przebywać w swoje biuro - odparł goblin.
- Mogę spróbować przejść przez “dziurkę od klucza” i zdjąć strażników. Już raz to robiłam. Pytanie tylko ilu ich będzie i czy po zmianie formy utrzyma się niewidzialność. No i czy samodzielnie obsłużę kołowrót - odezwała się Sherrin, która do tej pory jak zwykle słuchała pomysłów towarzyszy. - Dużo tych “jeśli” i ryzyko duże. Jakby co, to z pomocą medalionu wrócę na wyspę, bo tym razem Liv mnie chyba już nie uratuje - uśmiechnęła się krzywo. - No, chyba że macie jakieś zwoje lub różdżki przyzwania potworów; wtedy to one zrobią dywersję.
- Proponuję by rolę dymu odegrał nasz rycerzyk. Wszakże chciał iść do piekła czyż nie? - wtrącił się Aravon kończąc krótkim śmiechem zza uśmiechniętej maski wyrażającej szczęście i radość. Być może wreszcie uda mu się pozbyć tego zakutego w blachę błazna.
- Z drugiej strony… Ja tam pójdę! Znajdę tego ich maga i odegram z nim najbardziej podstawową scenę, czyli zabójstwo władcy! Tak! To będzie dopiero coś interesującego! A potem wrzucimy całą tą głupią Enklawę w tą rzekę płynnego ognia! To będzie finał godny aktora mego pokroju! - zakończył swą tyradę kolejną dawką śmiechu, lecz tym razem podszytego pewnością siebie oraz adrenaliną.
- Masz rację - donośny głos A’arab Zaraqa zagłuszył echo słów aktora - nie mam prawa prosić nikogo innego by narażał swe życie w pojedynkę przeciwstawiając się armii o nie wiadomo jak wielkiej sile. Ja pójdę. - Padły słowa ciężkie niczym kamień nagrobny.
- Chcesz sobie pobohaterować, co? Zagarnąć całą widownię, tak? Chyba zapominasz do kogo należy tutaj granie głównej roli!
Rycerz nie odpowiedział, podjął już decyzję i w swym sercu wiedział, że Tyr ją aprobuje, wykłócanie się nie było potrzebne.
- Aravon, daj spokój. Przecież wiesz, że to nie tak. Sam przed chwilą powiedziałeś, by poszedł… - elfka, która chyba jako jedyna starała się wcześniej dogadać z Aravonem, próbowała jakoś na niego wpłynąć. Mimo wszystko wątpiła w skuteczność. To nie był łatwy osobnik.
Aravon spojrzał na nią bystro. Czyżby jednak zrozumiała? Może… Chwileczkę… Praktycznie nie ma możliwości, by wrócił w jednym kawałku… Widownia zostanie wyrżnięta, więc nikt nie będzie świadkiem tego marnego pokazu bohaterstwa… A gdyby nawet ktoś z nich chciałby to rozgłaszać… Taaak… Wracając do rzeczywistości aktor spojrzał z ukosa na rycerzyka, po czym zaśmiał się krótko i odszedł na bok. Mijając elfkę szepnął jej:
- Jeszcze porozmawiamy… - na te słowa Liv zastygła w bezruchu, a jej mięśnie napięły się. Czuła jak włoski na ciele jej się zjeżyły. Nie mogła być pewna o jakim sposobie rozmowy Aravon myślał, bo mimo iż próbowała go zrozumieć, to wciąż miała z tym problemy. Po chwili uśmiechnęła się na przymus, co sprawiło wrażenie nerwowego uśmiechu. Wolała udawać, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku. Miała świadomość, że nie jedna osoba patrzyła na Aktora podejrzliwie.

- Można? - zapytał nieśmiało Samwise.
Po chwili bez sprzeciwu, odezwał się ponownie głosem spokojnym i jak zwykle nieco ciszej niż mówiła większość osób.
- Za drzwiami będą strażnicy. Jeśli tylko jeden, to sprawa staje się dość prosta, jeśli jednak więcej to po przedostaniu się na drugą stronę, należałoby odwrócić ich uwagę… Nie wiem na ile możliwe będzie wzniecenie pożaru, ale wydaje się to najlepszym rozwiązaniem. Całość, dopóki to możliwe powinniśmy rozwiązać bez ujawniania naszej obecności. - Samwise spojrzał na paladyna - To ważne, również jeśli chcemy ocalić więzione krasnoludy. - teraz jednak jego wzrok powędrował dalej - Co zamierzamy, jeśli nie będzie tam niczego palnego?
- Nie martw się tym przyjacielu - rycerz pocieszył Sama - nasz czarnoksiężnik udowodnił, że posiada wielką władzę nad ogniem.
- Mogę ci użyczyć nieco sprzętu by odciągnąć uwagę drowów - niepewnie rzekła Sherrin, która zdążyła już przyjąć za pewnik, że do Enklawy pójdzie właśnie ona. Nie dlatego, że lubiła ryzyko, lecz dlatego, że po prostu była dobra w swojej robocie. Natomiast odnosiła wrażenie, że Avaron i paladyn mają życzenie śmierci, co było niepokojące nie tylko ze względu na powodzenie ich misji. Błazen to pal sześć, ale A’araba Zaraqua zdążyła już polubić.
- Mogę cię odprowadzić pod mur, ale dalej raczej Skowyt nie zda się na wiele - druidka siliła się na cokolwiek, żeby być przydatną. Być może mogła bardziej, niż jej się teraz zdawało. - pod murem nie powinno być nas widać. Może dam radę przecisnąć się z tobą...

- Nie mówicie poważnie - bard bardziej stwierdził niż zapytał - to zadanie dla kogoś biegłego w działaniu po cichu. Z całej naszej drużyny to najgorszy z możliwych wyborów.
Po chwili arkanobiolog znów podjął temat, który najwyraźniej nie uważał za zakończony. W zasadzie to wcześniejsza argumentacja paladyna była całkowicie pozbawiona sensu. Przecież Revalion pozostawał tutaj, jak więc mógł przydać się za bramą. Chyba, że… chyba że to on miałby wykonać to zadanie.
- Czy ktoś z was posiada coś, co pozwoliłoby wzniecić chaos w enklawie, gdyby użycie ognia nie było możliwe?

- Wstyd mi przyznać, ale to prawda - w głosie paladya słychać było niemal namacalne poczucie winy - ciche poruszanie i pozostawanie w cieniu nie należą do moich mocnych stron. Nie mniej ja jeden jestem w stanie przetrwać dość długo by otworzyć bramę jeśli sprawy przybiorą zły obrót.

- Lepiej by nie przybrały... To jak? - naciskał Samwise.

- Rzeka lawy płynie w dół wąwozu i zatrzymuje się w tamtym miejscu - elfka wskazała oddaloną o blisko dwieście metrów ścianę na prawo od mostu. W miejscu tym magma ochładzała się i formowała nowe skały. - Gromi musi mieć zatem rację, twierdząc, że za tą ścianą znajduje się zbiornik wodny. Myślę, że ta brama stanowi jakąś śluzę lub dodatkowe zabezpieczenie przed podtopieniem regionu. Jest zdecydowanie zbyt ciężka jak na strukturę stricte obronną, a przez to niezbyt poręczna w użyciu.
Samwise spojrzał z uwagą na elfkę. Nie była to może odpowiedź na jego pytanie, ale była to cenna uwaga. Przytaknął w zastanowieniu głową, ale nic nie rzekł na ten temat.

- Zostaję przy tym, że mogę się przecisnąć z małą - Skowyt popatrzyła na Sherrin. - Pomogę, gdy coś się pomiesza.
- Ale jak?
- zdumiała się Sherrin. Sam miał chyba tylko jeden zwój.
- Nie mogę, nie zgodzę się na to - paladyn im przerwał - już raz naraziłem jej życie i prawie zginęła. To muszę być ja, tylko moje życie nic nie znaczy.
Skowyt przewróciła oczami. Nie chciała potwierdzać słów paladyna o jego wartości, ale też nie podzielała jego fatalistycznego poglądu.
- Sama się zgłosiła, padła w boju, ale przeżyła i wykonała swoje zadanie. Nie dała mi powodu traktować jej jak gorszego i wymagającego obrony - łypnęła na żałosnego goblina, a Sherrin spurpurowiała na wspomnienie porażki.
Paladyn milczał przez chwile, chć dla niego zdawała się być wiecznością, w końcu się odezwał.
- Masz rację, wstyd mi, że niedoceniam mych towarzyszy jak na to zasługują. Niech więc to będzie dla mnie lekcja zaufania. - Następnie zwrócił się do Sherrin. - Moje modlitwy będą Ci towarzyszyły, weź również to by Cię chroniło - zdjął amulet i podał go małej łotrzycy, po chwili dołożył jeszcze fiolkę - i to gdybyś potrzebowała więcej siły. - Zastanawiał się przez chwilę czy pobłogosławić ją też magią Tyra lecz szybko doszedł do wniosku, że mijało by się to z celem, magia się wyczerpie nim dziewczyna w ogóle dotrze do wnętrza.
- Dziękuję - Sherrin wzięła przedmioty i umieściła w odpowiednich miejscach. Cieszyła się, że ugryzła się wczesniej w język i nie powiedziała, że towarzystwo paladyna byłoby większym zagrożeniem niż pomocą. - Poczekajmy jeszcze na Paskuda, zobaczymy jakie wieści przyniesie - rzekła bardziej na użytek Samwisa, bo ona za grosz nie ufała tej latającej myszy. - Gromi, czy tam w środku jest ciemno? - to byłby kolejny problem do rozwiazania, mikstura działała nieprzyzwoicie krótko.
Gromi zastanowił się chwilę, po czym wzruszył niedbale ramionami i powiedział:
- Drowy lubić różne magiczne światełka co nie oślepiać jak słońce. Jest ich trochę...
- Nietoperzowy zwiadowca przestał ci już przeszkadzać? - Revalion uśmiechnął się wrednie, patrząc właśnie za powracającym zwierzakiem, który tradycyjnie uczepił się jego szaty. Uśmiech jednak momentalnie zniknął z twarzy zaklinacza, bowiem chowaniec wrócił ranny i Rev zaczął z nim gorączkowo rozmawiać.
- Nie, w porządku, nic mu nie jest. - Powiedział w końcu zaklinacz. - Z prawej strony jest lita ściana od góry do dołu. Po lewej stronie, tam gdzie ta magma, kanion idzie sobie łukiem i kończy się wodospadem magmy, który tu spada z góry. Najciekawsze jednak jest to, że gdzieś w połowie tego kanionu nasze mroczne elfiki zrobiły sobie pieprzony taras widokowy. Nad rzeką magmy. I chleją tam na umór, jak twierdzi Paskud.

- HA! - strzygący uchem Zorak nie mógł odmówić sobie okazji do wtrącenia w rozmowę obrobiny tak niezbędnej drużynie mądrości - A nie mówiłem... jak to zwykle, rozwiązanie wielu problemów tego i nie tylko tego świata leży w alkoholu...
- Ale co nam to da jeśli są po drugiej stronie? - spytała Sherrin, którą myślenie przestrzenne pod ziemią trochę przerosło. - Nie umiemy latać.
- Młoda damo! - hobgoblin uniósł palec - Pokonanie rzeki magmy, nawet bez posiadania skrzydeł, jest zaiste trywialnym problem w porównaniu do prób pokonania tego tam - wskazał w kierunku bramy - Zapewne któryś z obecnych tu wymoczków aż się pali, żeby nam zaprezentować jedną ze swoich kuglarskich sztuczek, które umożliwiają podniebne harce, albo przynajmniej umiejętność chodzenia po ogniu. Nie, chłopcy? Pokażcie, że choć raz możecie się do czegoś przydać! - błysnął ślepiem w kierunku dwóch kompanów, których podejrzewał o bycie magami.
- Moment, stop, prr! - Przerwał mu Revalion. - To nie takie proste, ten taras jest otoczony niewidzialnym polem siłowym, nie da się tam tak po prostu wpaść z partyzanta. Mój nietoperz nie miał możliwości przeanalizowania co to za pole siłowe, a ja nie jestem jasnowidzem żeby to wywróżyć z fusów.
- I po co mnożysz problemy? - kapłan niecierpliwie zamachał łapami - Ale po raz kolejny moja niezmierzona mądrość was uratuje! - wyszczerzył się - Zanim wkroczyłem na obecną, świętobliwą ścieżkę, też zdarzało mi się być wartownikiem. To szalenie nudna fucha - więc zawsze znajdowałem sobie jakąś rozrywkę, na przykład strzelanie do lemingów albo zrzucanie kamiennej lawiny na karawany... - rozmarzył się na chwilę - No. W każdym razie elfy - i to pijane - mają pewnie taką samą naturę. Jeśli zobaczą coś ciekawego na dole, to zdejmą osłonę, żeby ostrzelać to z kuszy albo walnąć kulą ognia dla zabawy. Wtedy ktoś zaczajony przy balkonie nie miałby problemów z wejściem do środka...
- Gorzej jak osłona jest jednokierunkowa - mruknęła Sherrin. Nie ufała nowemu kapłanowi za grosz, tym bardziej że jego plany brzmiały jak te z gatunku “jakoś to będzie”... Nagle dziewczynę oświeciło - Moment… ale to są ci strażnicy od bramy? To znaczy, że bramy teraz nikt nie pilnuje?!
Gromi chrząknął nieśmiało, chcąc wtrącić się w dyskusję. Kiedy wszystkie spojrzenia skupiły się na nim, młody goblin powiedział:
- Tam być tylko rodzina Xolarrin, nie strażnicy. Oni nie móc tam być. Czasem być niewolnicy, podawać alkohol, ale Gromi nigdy tam nie być. Tam być tylko “lepsi”, egzotyczni niewolnicy, czyli ludzie i inni mieszkańcy powierzchnia.
- No to po co mamy się tam pchać? - zdziwiła się Sherrin, a potem włączyła myślenie. - Chcecie wybić samą szlachtę i poczekać aż reszta wyrżnie się w walce o władzę?
- Jeżeli barierę stanowi zaklęcie, o którym myślę, to nie damy rady się przez nią przedrzeć. - wtrącił Samwise - w każdym razie nie ja. Pozostańmy przy naszym pierwszym planie.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 08-03-2017 o 21:56.
Googolplex jest offline  
Stary 08-03-2017, 22:05   #133
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Niektórzy nie doceniają istoty roli jaką odegrał pojmany przez Samwise’a Gromi. To, że pojmanym goblinem był akurat wyjątkowo bystry osobnik jak na swoją rasę, był wszak uczniem szamana, do tego momentu wyprawy było prawdziwym łutem szczęścia.

Goblin, który jedyne co w życiu zaznał to strach o swoje życie i ból po uderzeniach bicza, choć tkwił w wciąż beznadziejnej sytuacji prawdopodobnie dostrzegał swoją szansę w tym niepozornym człowieku imieniem Samwise. W zasadzie, gdyby nie fakt, że Gromi miał związane ręce, wyglądałoby na to, że dogadują się ze sobą. Czasem nawet goblin sam od siebie wtrącał ważne informacje czy przydatne uwagi.


Już na samym początku ostrzegł ich przed pająkami, lecz wtedy nikt go nie usłuchał, przez co nieomal wpadli w ich sieci, gnani rządzą śmierci uciekającego Duergara. Przez całą wyprawę służył radą. Znacząco przyczynił się do zaplanowania zasadzki na drowy. To dzięki niemu wiedzieli wszak kiedy najprawdopodobniej uda im się spotkać oddział wsparcia nadzorcy kopalni. Pomógł także zawczasu ocenić ich siły.

Dzięki goblinowi wiedzieli także ilu przeciwników należało spodziewać się w samej enklawie. Wiedzieli, że zabity mag nie był Amandraculem. To on, oczywiście z niemałym udziałem Samwise’a i Livenshayi, sprawił że dowiedzieli się o śluzach i być może znaleźli sposób na zniszczenie enklawy poprzez jej zalanie. Wszystko to kosztem jednej małej decyzji, by wziąć pokonanego goblina do niewoli.

Jestem pewien, że Samwise traktował Gromi’ego niezwykle łagodnie. Myślę, że Gromi powoli zaczął rozumieć, że ten bard jest jego jedyna szansą na przetrwanie. Nigdy nie próbował uciekać, choć bywały ku temu sposobności ilekroć bohaterowie tej opowieści związani byli walką. Do tej pory Samwise nigdy nie został przezeń okłamany, czy oszukany.

Choć jako kapłan Akadi potępiam niewolę we wszelkiej postaci, musze przyznać, że być może na miejscu tego rudowłosego chłopaka, ja w tej kwestii popełniłbym poważny błąd. Bowiem podczas dyskusji pod enklawą, tuż przed natarciem, Samwise raz jeszcze poruszył kwestię zniewolonych przez drowy istot. Ten mały goblin mógł raz jeszcze bardzo pomóc Srebrnej Gwieździe i sprawie wolności. Gdyby zgodził się na to co zaproponował Samwise, byłoby w moich oczach, jak dotąd, jego największym osiągnięciem.

...a było to zaraz po tym jak opracował wraz z Gromim uproszczoną mapę enklawy.


Z początku Samwise opracowywał wiedziony wskazówkami goblina uproszczony rysunek enklawy. Czynił to podczas dyskusji, która była potrzebna, choć często poruszała tematy zbędne. Samwise nie marnował wtedy czasu.

- Znasz dobrze układ enklawy? – zapytał goblina

- Yyy… tak. Najpierw być Enklawa, a później świątynia. Za bramą na prawo są koszary...

- Chwila - Arkanobiolog wyjął list od nadzorcy i na odwrocie zaczął coś rysować - Tu jest brama… Koszary… - Samwise w miarę jak postępował w rysowaniu uproszczonej mapy, poprosił Gromie’go by kontynuował. Interesowało go gdzie dokładniej znajduje się owa śluza, gdzie są przetrzymywani niewolnicy, gdzie jest kwatera Amandracula...

- Za wrota w prawo być też wejście do brama. Długie schody w okrągła wieża wewnątrz ta ściana - wskazał palcem otaczającą wrota kamienną konstrukcję. - Widzieć te otwory? To wentylacja, za nią być mały pokój i tam być mechanizm otwierający brama. Zwykle tam być jeden lub dwa strażniki, czasem też niewolnik.

- … a śluza jest w świątyni na prawo? - dopytał dopisując miejsce gdzie znajduje się mechanizm otwierający bramę.

- Tak, a taras być na lewo, ale niewolnik nie mieć wstępu do świątynia. Tylko ludzie niewolnicy tam być.. - odparł Gromi.

- … i przy tarasie pewnie będzie też siedziba Amandracula? - kontynuował zaznaczając taras nieopodal miejsca, z którego niedawno powrócił Paskud.

- Nie! Amandracul mieszkać w Enklawa. On mieć tam swój pokój, obok koszar. Po przejściu przez brama wy iść prosto do komnata przyzwania, a później w prawo i jeszcze skręcić w lewo. Tam być biuro Amandracula - powiedział Gromi niespokojnym tonem głosu.

- Jeszcze ostatnia rzecz. rozumiesz to co rysuję? Wskaż gdzie mogą być przetrzymywane krasnoludy i inni niewolnicy.

- Ja rozumiem - odparł Gromi wyraźnie oburzony pytaniem Sama. - Większość niewolników być w Enklawa, spać na ziemia gdzie wolne miejsce. Zwykle koło koszar, bo strażnicy chcieć mieć na nich oko. Krasnoludy być w świątynia. Gromi nie wiedzieć gdzie dokładnie...

Samwise uśmiechnął się do Gromiego, po czym wstał i pokazał Sherrin naszkicowany plan enklawy. Wyjaśnił dwie rzeczy, po czym raz jeszcze zerknął na goblina. Wyjął ze swoich narzędzi do sekcji zwłok drobny nożyk i jeszcze nim wstał przemówił do goblina.

- Wywiązałeś się z umowy, lepiej niż mógłbym przypuszczać. - Samwise podszedł do niego i wyciągnął dłonie przed siebie, na znak by Gromi zrobił to samo. Nadgarstki goblina były już nieco skrwawione od długotrwałego obcierania o sznur.

- Jesteś wolny Gromi. – Samwise rozciął w kilku ruchach sznur – To co dalej zrobisz to będzie tylko i wyłącznie twój wybór, ale posłuchaj mnie jeszcze przez chwilę. Sam doskonale wiesz jak niebezpieczne są podmroki. Raczej nie przeżyjesz tu długo. Nie sam. Może znów trafisz do niewoli, może tym razem Duergarów, a może zginiesz rozszarpany przez jakąś bestię. Zastanów się, czy nie lepiej pozostać ze mną. – Samwise uśmiechnął się do swoich myśli - Mógłbym spisać całkiem dobre opowieści o podmrokach z twoją pomocą...

Po krótkiej pauzie kontynuował nieco odmienionym głosem.
- Możesz zaczekać tutaj, aż wrócimy, ale możesz też pójść z nami. Bez ciebie niewolnicy z enklawy będą musieli zginąć. Z tobą, Gromi, mogą podjąć bunt przeciw Drowom. Widziałeś, że potrafimy walczyć. Pokonaliśmy już tylu przeciwników, ale wywołując wewnętrzny bunt doszczętnie zgładzimy mroczne elfy. To czas twoich wielkich zmian. Wszystkim nam przyda się twoja odwaga, a tobie odmieni nędzny los.

W tym momencie Samwise postawił przed Gromim, głownią do góry swój dawny miecz – Weź. Do obrony. Nikt nie mówi, że musisz go zaraz ubrudzić. – Bard ze spokojnym uśmiechem oczekiwał, aż Gromi podejmie tę najważniejszą decyzję swojego życia.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 08-03-2017 o 22:09.
Rewik jest offline  
Stary 09-03-2017, 14:53   #134
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Widząc jak Sam wyciąga w stronę rozwiązanego goblina miecz, jakby chciał mu go oddać, pół-orczyca musiała zadziałać jak najszybciej, zanim bard zrobi coś, czego może za chwilę żałować. Dawanie broni przeciwnikowi w środku jego terytorium? Czy rudy zupełnie postradał zmysły?
Warknęła do Strzępa, każąc mu rozszarpać goblina. Sama również pobiegła. Była rad teraz bardziej, niż zwykle, że jej zwierzęcy towarzysz był w stanie przemieszczać się ponad dwukrotnie szybciej od niej.

Kapłan już szykował się do wygłoszenia jakiejś złośliwej przemowy o miękkim sercu Sama - choć w głębi duszy cieszył się ze szlachetnego postępku młodego mężczyzny - ale dzięki obserwacji druidki, co do której bał się, że słowa o “pukaniu maczugą” będzie chciała wprowadzić w czyn, dostrzegł, co zamierzała zrobić.

Brońcie goblina, bo go zaraz ten przerośnięty gad zeżre!

Krzyknął do reszty, robiąc krok tak, by stanąć na linii między wyzwoleńcem a szarżującego bestią. Nie zdążył sięgnąć do broni, ale nie było mu to najwyraźniej potrzebne. Silny mocą swojego boga, który zawsze ochraniał słabszych i potrzebujących, Zorak zaplótł palce w geście szybkiej modlitwy, szepcząc jakieś ciche słowa. Wokół kapłana obudził się nagle lekki wiaterek, porywając z ziemi drobinki kurzu i ziemi. Mikroskopijne “tornado” omiotło Gromiego, pieczętując ochronę przed nadchodzącym zagrożeniem.

Arkanobiolog oczekując, aż Gromi podejmie miecz, tym samym zgadzając się wyruszyć wraz z nimi, obrócił się nagle dosłyszawszy komendę wydaną bestii przez półorczycę. Wszystko działo się na tyle szybko, że prawdopodobnie nie zdążył rozeznać się na kogo szarżuje Strzęp. Samwise pobladł, jakby już szykując się na śmierć. Wciąż jednak trzymał w dłoni miecz, którym potrafił władać.
Tymczasem zaskoczony decyzją swego pana Gromi nie zdążył nawet wyciągnąć ręki po miecz, kiedy kątem oka dostrzegł nagły ruch, a jego uszu dobiegły komendy nieprzyjaznej mu półorczycy. Od razu skoczył na bok, próbując schować się za Samem przed szarżującym w jego stronę dinozaurem. Jednak Samwise zorientowawszy się w porę, że to nie na niego szarżuje bestia, przesunął się, uniemożliwiając mu ten manewr.

Trzep zostawić Gromi! Trzep grzeczny! Gromi grzeczny — zapiszczał żałośnie, nie kryjąc przy tym swego strachu.

Widząc co się dzieje krzyżowiec niemal stracił panowanie nad sobą. Jego oddział z którym w ostatnich dniach przeżył tak wiele miał się teraz rozpaść z powodu plugawego goblina? Nie mógł na to pozwolić, nie teraz kiedy jedna z towarzyszek wyprawy walczyła samotnie. W tej sytuacji pozostawało mu tylko jedno wyjście, dobył łańcucha, lecz nim broń zdążyła dosięgnąć Gromiego, nieszczęśnika dopadł Strzęp, dosłownie rozrywając na strzępy. Widząc makabryczny efekt swojej decyzji, Skowyt gwizdnęła na dinozaura, żeby powrócił do niej.
Samwise czas jakiś patrzył w otępieniu na uśmiercanego goblina. Gdy było po wszystkim odezwał się beznamiętnym głosem, patrząc w oczy Skowyt.

Pewnie i tak by się nie zgodził... — w głosie Samwise’a dało wyczuć się pewien zawód, ale nie było tam gniewu. — Skoro nie wykorzystamy niewolników do naszej sprawy, to mam nadzieję, że masz zatem jakiś lepszy plan.

W odpowiedzi na jego słowa, wielkie wrota otworzyły się z głośnym zgrzytem napędzającego bramę mechanizmu. W tym samym momencie Sam otrzymał telepatyczną wiadomość od Sherrin:

„— Biegną na was trzej strażnicy!”

 
kinkubus jest offline  
Stary 09-03-2017, 15:05   #135
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Infiltracja Enklawy

Dyskusja nad tym jak zdobyć drowie terytorium trwała jeszcze jakiś czas. Dla Sherrin niepokojący był fakt, że drużyna zdawała się mieć mgliste pojęcie o tym co zrobi jak zabójczyni otworzy już wrota prowadzące do Enklawy. Liveshaya i Sam rozprawiali o zalaniu osady wodą lub magmą, ale druidka nie wydawała się przekonana co do tego, że jej magia poradzi sobie z zaskorupiałą ścianą. Cóż, wyglądało na to, że tym razem wyjątkowo przeprowadzą akcję w stylu ich nowego kompana, czyli na “jakoś to będzie”.

Najemnicy najwyraźniej pokładali dużą wiarę w umiejętności Sherrin, bo obdarzyli ją wieloma przedmiotami ochronnymi, przez co sami byli bardziej narażeni na ciosy. Zwłaszcza gdyby ona tam zginęła. Cóż, ona na własnej skórze poznała zdolności bojowe drowów i wiedziała, że każda pomoc się przyda. Zresztą w walce wystarczył czasem zwykły pech by stracić życie. Toteż Sherrin z wdzięcznością przyjęła miksturę byczej siły i ochronny pierścień od paladyna, oraz drugi pierścień, płaszcz i rękawice zręczności od elfki. A potem za zwoje, różdżki… Za brodaty czar ochronny podziękowała; nie dlatego, że miała opory natury estetycznej lecz obawiała się, że dyndające poniżej nosa włosy będa rozpraszać ją w walce. W końcu towarzysze przestali rozbierać się i grzebać po torbach, i misja mogła się rozpocząć.

Sherrin stała nieruchomo kiedy Sam recytował zaklęcie ze zwoju. Z każdym wypowiedzianym mistycznym słowem arkanobiologa jej ciało zanikło, zmieniając ją w prawie bezkształtną, mglistą formę, będącą ledwie cieniem jej dawnej osoby. Pozostając w tej postaci, Sherrin miała początkowo problem z przemieszczaniem się, ponieważ poruszanie kończynami ani trochę nie przybliżyło ją do upragnionego celu. Jednakże poinstruowana słowami doświadczonego w arkanach magii Revaliona, zabójczyni skupiła wolę wyobrażając sobie jak wznosi się w powietrze i pokonuje drogę dzielącą ją od bramy. W ten sposób zbliżyła się do znajdującego się ponad wrotami wlotu wentylacyjnego, a następnie jedną tylko myślą przedostała się do wnętrza bramy.

Sherrin znalazła się w pomieszczeniu znajdującym się ponad wrotami. To tu stał mechanizm otwierający bramę, ale pilnowały go dwie istoty. Pierwszą z nich był ubrany w mundur strażnika drow, który siedział wygodnie na krześle w pozycji, która wskazywała na to, że zasnął. Drugą istotą był zaś wychudzony ork, który wyglądał na zdenerwowanego i co rusz oglądał się za siebie na śpiącego strażnika. Stał on przy wielkim kołowrocie, który operował wrotami poniżej.

Sherrin wymanewrowała lotem swojej “chmurki” tak, by znaleźć się w pozycji dogodnej do zgładzenia strażnika jednym ciosem. Modląc się do Tymory by zaklęcie Sama nie zniwelowało niewidzialności rzuconej przez Revaliona zmaterializowała się zgodnie z instrukcjami arkanobiologa i wbiła drowowi sejmitar w serce. Ten otworzył szeroko oczy, lewą ręką łapiąc za ostrze broni, lecz ów ruch nie uchronił go przed pewną śmiercią. Po chwili samowolnie zwalił się na ziemię, zwracając na siebie uwagę niewolnika. Sherrin, która w tamtym momencie stała się widzialna, jedynie przyłożyła palec do ust, wydając z siebie ciche “Ciii...!”, po czym wymownie puściła mu oczko.
- Otwórz bramę a przeżyjesz - szepnęła Sherrin, a dodatkowo - gdyby ork nie rozumiał we wspólnym - wskazała na kołowrót i wykonała kilka okrężnych gestów nieuzbrojoną ręką, by zielonoskóry nie odebrał tego jako atak.
Przerażony niewolnik spojrzał raz jeszcze na martwego strażnika, a później przeniósł spojrzenie na stojącą przed nim zabójczynię, która uzbrojona była w rapier i sztylet. Przełknął głośno ślinę, po czym zaparał się nogami z całej siły i pchnął za kołowrót, tym samym otwierając śluzę poniżej. Chwilę później dało się usłyszeć zaalarmowanych strażników biegnących w stronę bramy.
Trybiki w głowie Sherrin poruszały się błyskawicznie. Domyślała się, że ork boi się drowów bardziej niż jej i choćby dlatego może ją w desperacji zaatakować, toteż skoczyła by związać mu choć łapy.
- Towarzystwo Sama ma na mnie zły wpływ - mruczała pod nosem. Powinna była zabić zielonoskórego jednym ciosem, ale przecież OBIECAŁA… -Jak przypłącę tę litość życiem to będę nawiedzać tego głupka po nocach - burknęła dociągając więzy. Gorzej jeśli Sam przepracował już słowa Gromiego i będzie chciał ratować nie tylko krasnoludy z Twierdzy, ale i resztę niewolników. Gobliny to pal sześć, ale drowy więziły również bardziej cywilizowanych humanoidów, co mogło negatywnie odbić się na planu zalania Enklawy.

Ork górował rozmiarem nad młodą dziewczyną, lecz nawet nie śmiał przeciwstawiać się jej, kiedy związywała mu ręce. Wciąż miał żywo w pamięci łatwość z jaką wyeliminowała strażnika. Widać było, że drowy “dobrze” go wytresowały. Sherrin prewencyjnie dała mu w łeb i skoczyła w stronę drzwi. Na schodach słychać było już lekki tupot stóp ciemnych elfów. Zabójczyni wyszarpnęła z bandoliera różdżkę przyzwania potwora i skupiła się na podanym przez Revaliona słowie-kluczu. Miała zamiar rozdzielić nadciągające w jej stronę dwa drowy magicznym potworem, a pierwszego napastnika przyjąć z sejmiratem w drzwiach stróżówki, by ograniczyć mu pole manewru oraz możliwość flankowania w razie gdyby magiczny kijek jednak nie zadziałał. Kątem oka dostrzegła kolejnych trzech drowów śpieszących w stronę otwartej bramy. Z tej pozycji widziała większość wnetrza Enklawy, nie miała jednak czasu na dokładne oględziny.
- Biegną na was trzej strażnicy! - krzyknęła zaklęciem wiadomości “do Sama” i przygotowała się do odparcia ataku.
 
Sayane jest offline  
Stary 11-03-2017, 14:38   #136
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Enklawa Mrocznych Elfów, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
14 Uktar, Świt

Ciężkie wrota otworzyły się z donośnym jazgotem, kiedy napędzający je mechanizm pełen pordzewiałych kół zębatych został wprawiony w ruch. Z wnętrza podziemnego kompleksu wydostała się na zewnątrz nisko wisząca chmura błękitnych oparów, której źródło było nieznane z początku skrytym za kamiennym wałem awanturnikom. W oddali dało się za to dostrzec okazałą komnatę, oświetloną jasnozielonym światłem, której podłoga w centralnym punkcie wznosiła się na ponad dziewięć metrów. Ściany owego pomieszczenia pokryte były pięknym, lecz jednocześnie złowrogo wyglądającym kamieniem, którego głęboka czerń wydawała się pochłaniać blask bijący z otaczających wzniesienie run. Najemnicy nie mieli jednak czasu, aby przyjrzeć się uważniej owej komnacie, albowiem w tym samym momencie w bramie stanęła grupa gotowych do walki strażników. Bez trudu dostrzegli szarżujących w ich stronę intruzów, którym przewodził zakuty w pełną zbroję płytową rycerz, jednakże mroczne elfy nie postąpiły choćby jednego kroku w przód, przyjmując zamiast tego defensywną postawę. Było ich zdecydowanie za mało, aby w otwartej konfrontacji z zaprawionymi w bojach awanturnikami mieć jakiekolwiek szanse na odniesienie zwycięstwa, dlatego jeden z nich rzucił się biegiem przez komnatę z czarnego kamienia, aby zaalarmować resztę obrońców Enklawy i ściągnąć niezbędne posiłki.

Szykowało się iście epickie starcie, którego wynik mógł zadecydować o losach tysięcy istnień…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 11-03-2017, 23:55   #137
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Powiadają, że Samwise zupełnie nie przejął się śmiercią goblina imieniem Gromi. Ja jednak wiem, że było inaczej. Jeszcze gdy wędrowaliśmy razem po świecie, chłopak ten często skrywał gorycz, czy rozczarowanie przed osobami, które i tak nie zrozumiałyby jak istotne jest to by stale ubiegać się o zachowanie idei wolności istot rozumnych. Gromi choć z pozoru tak niewiele znaczył, był chyba jedynym sposobem, by przekonać do powstania dręczonych przez lata niewolników z enklawy.

Jednak plugawa pół-orczyca, każąc jednym warknięciem swej bestii rozszarpać goblina, nim ten nawet zdecydował o swym dalszym losie, przekreśliła działania Samwise’a, które były zgodne z nauką jaką ode mnie pobrał.

Prawdą natomiast jest to, że Samwise rzadko kiedy roztrząsał minione decyzje, których nie dało się odwrócić. Być może to właśnie było powodem dla którego sprawiał wrażenie obojętnego na zadaną śmierć. Nie było też czasu na kłótnie czy rozmowy.


Odebrawszy wiadomość od Sherrin o trzech drowach, nadciągających od strony dopiero co otwartej bramy, Samwise, odstawił pozostawione bez odpowiedzi pytanie i natychmiast przeszedł do działania.

- Biegnie tu trzech strażników

Tymi słowy arkanobiolog uciął ewentualne dalsze spory i zainkantował kapłańskie zaklęcie wzmacniające całą drużynę, następnie ruszył w natarciu u boku A’arab Zaraqa.
 
Rewik jest offline  
Stary 15-03-2017, 14:08   #138
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kiedy tylko powidoki po kuli ognistej ustąpiły, A’arab Zaraq czym prędzej, bez wahania ruszył przed siebie. Na szczęście droga do świątyni i uwięzionych krasnoludów była prosta, należało tylko przejść przez pokój przywołań - czymkolwiek było to bezbożne miejsce - a wówczas jego misja zostanie wypełniona. Tymczasem z bocznego pomieszczenia z kołowrotem wybiegła Sherrin, rozglądając się za towarzyszami. Smród spalonych ciał był całkiem dobrym drogowskazem. Gdy spostrzegła ich całych i zdrowych cicho pobiegła w ich stronę, po drodze łapiąc paladyna, który już dokądś szedł.
- Poczekaj, oddam wam ekwipunek! - rzekła niegłośno, pociągając go za rękaw.
- Oddasz jak tu skończymy - odparł paladyn i ruszył dalej. Sherrin uznała, że realizuje on ustalony pod jej nieobecność plan, pobiegła więc w stronę reszty kompanów by oddać Liv jej rzeczy. Jeszcze przed lotem elfka wyraźnie zaznaczyła, że chce je jak najszybciej odzyskać.

Byli już w środku. Skowyt czuła zapach drowów. Powoli przestawiała się w bardziej pierwotny tryb, postać łowcy, który tropi dziką zwierzynę. Czym innym były mroczne elfy, jak nie zwierzyną? Pół-orczycy brakowało oporów przed skracaniem ich żywota, można było uznać, że byli nawet niżej w hierarchii łowów. Ginąć dla samego ginięcia... Bez czci oddawanej każdemu kawałkowi mięsa, kości, skóry, ścięgien... Po prostu nagły, gwałtowny koniec. Nie zamierzała stawać z nimi jak wojownik z wojownikiem, mieli zadanie do wykonania. Było ważniejsze nawet od honoru w walce, chociaż wielu z jej plemienia by się z tym nie zgodziło.

Druidka rzuciła zaklęcie tak cicho, jak potrafiła. Wszyscy oprócz paladyna nagle stali się mniej wyraźni, częściowo przezroczyści. Zlewali się z otoczeniem niczym kameleony.
Nie mogła do końca uwierzyć, że A’arab Zaraq zrobił to drugi raz... tak po prostu wyszedł przed resztę, nie licząc się w ogóle z tym, że są na nieznanym im terenie, gdzie za każdym rogiem może czaić się grupa drowów.

- Zostawcie go. Idziemy prawym skrzydłem do gabinetu - Skowyt warknęła do reszty bardzo stanowczym tonem. - Rzucą się na niego, zajdziemy ich od boku.
Nie zdążyła nawet wytłumaczyć, jak dokładnie działało jej zaklęcie. Musiała zdać się na zdrowy osąd grupy i intuicyjne podejmowanie decyzji.

Sherrin kiwnęła głową i przygotowała miksturę niewidzialności by zaskoczyć drowiego czarodzieja tak, jak innych magów wczesniej podczas tej misji. Po drodze ustaliły z Liv szczegóły planu, a Paskudny zwiad dopełnił obrazu tej części enklawy.
 
Sayane jest offline  
Stary 15-03-2017, 21:52   #139
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Samwise ostrożnie podniósł swoja magiczną torbę z miejsca gdzie jeszcze przed chwilą pożoga zaklęcia Reveliona strawiła mroczne elfy oraz jego niewidocznego sługę niosącego ekwipunek. Miał szczęście, że umagiczniona torba była tak odporna, inaczej straciłby cały swój dobytek. Nie mógł niestety powiedzieć tego o zaklęciu jakie podtrzymywał. Niematerialny byt rozwiał się w nicość pod wpływem niebywale wysokiej temperatury. Było to niewątpliwie nieporozumienie, które nie powinno mieć miejsca, lecz nieuchronnie czasem się zdarzało.

Gdy mówiła Skowyt, dostrzegł oddalającego się A’arab Zaraqa. Nie mówił nic, tylko wydobył zza kołnierza medalion Srebrnej Gwiazdy i przerwał swe milczenie jednym słowem.
- Ruszajmy.

Jednakże ciężko było przeoczyć oślepiający błysk kuli ognia oraz rosłego wojownika w pełnej zbroi kroczącego przez środek enklawy. Wrogowie zjawili się szybciej, niż by tego chcieli.
 
Rewik jest offline  
Stary 16-03-2017, 14:07   #140
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Póki co na próżno było szukać epickości tego starcia. Pałająca ogromną niechęcią do drowów Liv, nawet nie ruszyła się z miejsca. Napięła mięśnie oraz cięciwę swojego łuku i wypuściła strzałę, która wbiła się centralnie w oko mrocznego elfa. Przeciwnik padł martwy, kiedy strona potyliczna czaszki nadkruszyła się od wewnątrz. Posoka wylała się z uszu i nosa długouchego plugastwa, które poniosło śmierć na miejscu. Liv chciałaby wierzyć, że rozerwała grotem mózg ciemnoskórego, jednak ciężko było jej przyznać, że on ów mózg posiadał. Oczywiście wynikało to z czystej nienawiści do podziemnej rasy, choć zazwyczaj była daleka od złośliwości. Tym razem jednak walka ta była dla niej bardziej istotna i osobista, niż mogłoby się innym zdawać. Przykładała się, koncentrowała i była daleka myślami od przyjemności, nocnych rozmów czy ukradkowych uśmiechów. Nie potrafiła zaprzątać sobie głowy małostkami, myśleć o Ganadrielu, bracie i dalszej rodzinie. Nie liczyło się nic, prócz czarnego punktu, który musiała przebić na wylot przez sam środek. Była w stanie usunąć z planu materialnego każdego drowa, który wybiegł zza bramy, miast tego musiała zasłonić oczy przed potężnym rozbłyskiem niemałej kuli ognia. Spojrzała błyskawicznie na Revaliona, mrużąc gniewnie oczy. Chyba po raz pierwszy nie pochwalała jego zachowania, a wręcz przeciwnie. Gotowa była nawet go zrugać, za tak nierozsądne i pochopne działanie. Nie rozumiała, czemu czarodziej pragnął popisać się, przecież tych drowów było tylko czterech! Obwiniał się o śmierć osoby bliskiej jego sercu, a teraz narażał innych na zdemaskowanie i wykrycie, a co za tym idzie, niebezpieczeństwo i szybką śmierć. Jej złość nie trwała jednak długo, gdyż szybko usprawiedliwiła jego czyn… rasą. Ludzie bowiem byli naprawdę interesującym i różnorakim gatunkiem, jednakże ich zachowanie zazwyczaj oscylowało w okolicy egocentryzmu, który był jądrem ich świata. Wciąż oczywiście nie potrafiła zrozumieć sensu tej akcji, ale mogła zminimalizować gniew, jaki w niej został wzbudzony.


Wraz z Sherrin miały pomysł i Livenshyia chętnie uczestniczyła w akcjach, które nie robiły tyle huku i hałasu, co sposoby lodowego maga; który nota bene ciskał kulami ognia. Kobiety w zamiarze miały zakraść się do arcymaga drwów i ubić go póki jeszcze nie zdąży wysnuć żadnej inkantacji. Po drodze minęły niemałe jaja pajęczaków, co zbrzydziło elfkę niewyobrażalnie. Spostrzegły też, że Aravon się za nimi czai, ale i tak nie było już więcej chwil na wątpliwości, kłótnie i dopytywania. Nim wszystko na dobre się rozpoczęło, okazało się, że mroczne elfy były przygotowane na nadejście awanturników. Nie wszyscy jednak zostali wykryci i zauważeni, więc tropicielka postanowiła dalej próbować swoich sił. Gdy w sali zrobi się głośniej od szczęki oręża, będą mogły wraz z Sherr nieco przyspieszyć kroku. Póki co jednak stąpały niespiesznie i nader ostrożnie. Gdyby plan się powiódł, zabójczyni zdołałaby mocno osłabić Amandracula, a Livenshyia dobić go precyzyjnymi strzałami, wycelowanymi w najważniejsze, witalne punkty plugawego elfa. Może pomysł był bardzo oddalony od realizacji, ale wciąż czuła, że jest lepszy niż kula ognia ciśnięta w czterech, słabych drowów.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172