Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2016, 17:48   #31
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Świątynne wrota otworzyły się z głośnym zawodzeniem, wpuszczając do środka dziko wyglądającego krasnoluda. Porośnięty czarną, zaniedbaną brodą i równie rozczochraną czupryną, odziany był w skóry zwierzęce, które zakrywały stary pancerz. Na plecach widoczna była jedyna broń jaką się posługiwał - prosty topór o zakrzywionym drzewcu, z ostrzem noszącym ślady częstego używania.
Spojrzenie przybysza powędrowało ku awanturnikom, zatrzymując się na nich na krótką chwilę. Na jego zarośniętej twarzy pojawił się niewyraźny uśmiech, po czym szybkim tempem krasnolud ruszył w dół krótkich schodów, zrównując się z gośćmi świątyni.
- Dwari - przedstawił się, kłaniając się lekko, ale z szacunkiem. Dopiero z tej odległości bohaterowie mogli się mu lepiej przyjrzeć. Twarz miał całą pooraną bliznami, po głowie też zdarzyło się mu kilka razy otrzymać czymś ostrym, bo miejscami nie miał włosów. Oczy miał bursztynowe, nos w kilku miejscach złamany, a w dodatku nie pachniał zbyt przyjemnie. Kolejne wypowiedziane przez niego słowa, odsłoniły liczne ubytki w uzębieniu. Z całą pewnością nie był on najprzystojniejszym przedstawicielem swojej rasy. - Główny zwiadowca Bolfost-Tor, do waszych usług, najemnicy. Ufam, iż wiecie dlaczego tu jestem.
- A’arab Zaraq, to zaszczyt pracować z tak doświadczonym przewodnikiem - odparł paladyn widząc wojenne ślady zdobiące krasnoluda.
Krasnolud skinął głową, doceniając słowa rycerza. - Ty też wyglądasz na takiego, co nie jedną walkę już widział. Myślę, że powinniśmy najpierw przedyskutować następne kroki, ale jeśli chcecie to możemy to uczynić w bardziej ustronnym miejscu. - Powiedział, zerkając na sędziwego kapłana, który słysząc te słowa zakasał rękawy i spojrzał na niego groźnie spod swoich krzaczastych brwi.
- Jeśli uważasz, panie Dwari, że to konieczne… - zaczął paladyn wyraźnie niezadowolony perspektywy dalszej zwłoki - wolałbym jednak nie mitrężyć.
- Nie marnujmy czasu. Czas mało, krasnoludy nie poczekają. Powiesz nam po drodze - dodała Skowyt, która wyraźnie chciała już zejść do Podmroku.
- Dobrze wykorzystany czas tutaj przyśpieszy, a nie opóźni całą wyprawę. Pamiętajcie, że zaginięcie miało miejsce wiele dni temu - Samwise mógł zostać niedosłyszany, bowiem powiedział to dość cicho, jednak kolejne słowa, skierowane bezpośrednio do krasnoluda Dwari wypowiedział już głośniej - Chciałbym przynajmniej odwiedzić jeszcze Kompanię Boriego, by zaopatrzyć się w niezbędne odtrutki, resztę… chyba rzeczywiście możemy omówić podczas podróży po podziemiach będących pod władaniem waszego ludu - tu mimika twarzy Samwise’a trochę przeczyła jego słowom, ale na tym zakończył wyrażanie swojego zdania.
- Teraz powiedz nam to, co niezbędne byśmy skompletowali zaopatrzenie. Resztę możemy omówić w drodze - Sherrin nie miała zamiaru czekać, aż drużyna ponownie zacznie “czasowe” przekomarzanki, więc wypowiedziała te słowa donośniejszym niż Sam (choć nieco piskliwym) głosem.
- Przede wszystkim powinniście zaopatrzyć się w jakąś linę. Nie zawsze jest ona potrzebna, ale Podmrok to zdradzieckie miejsce i lepiej być dobrze przygotowanym - odpowiedział Dwari. - Odtrutki na pewno się wam przydadzą, ale ich działanie, podobnie jak trucizna, nie jest natychmiastowe. Na waszym miejscu trzymałbym kogoś na zwiadach w bezpiecznej odległości i unikał walk z większymi grupami drowów. Jeśli dobrze pójdzie, to uda się wam przedostać do enklawy bez potrzeby toczenia ryzykowniejszych walk. Trudno jednak będzie przedostać się przez kopalnie całkowicie niezauważonym...
- Przydałyby się więc jakieś mikstury zapewniające niewidzialność i widzenie w ciemnościach, bo z tym słońcem to zwiadu nie zrobimy - orzekła Sherrin. - Myślicie, że kapłan coś by nam jeszcze odpalił? - To ostatnie pytanie skierowała głównie do Sama i Revaliona, którzy załapali z dziadygą najlepszy kontakt.
- O zwiad się nie martw, mam iście Paskudnego asa w rękawie na taką okazję. - Zaklinacz wychylił się na chwilę znad czytanej książki, by pacnąć lekko swojego nietoperzego chowańca po główce. Sherrin skrzywiła się lekko, ale nie skomentowała. Mimo ewidentnej przewagi gacka w podziemiach mimo wszystko wolała polegać na własnych zmysłach.
- Oj nie krzyw się tak. - Revalion zamknął na chwilę książkę i rozprostował palce. - Może chciałabyś, żebym ci paznokcie pomalował na jakiś ładny kolor? Słyszałem, że w Luskan teraz są bardzo modne takie różowiutkie na lewej dłoni i błękitne na prawej. Co ty na to?
- I to ma mi pomóc na niechęć do nietoperzy? Lepiej jemu pomaluj. - Sherrin starannie skryła zdumienie absurdalnym komentarzem pod odpowiednią dawką sarkazmu.
Zarówno Revalion jak i Paskud spojrzeli na nią zszokowani.
- Nie...chęć? - Zapytał zaklinacz. - No ale jak to tak, przecież to takie urocze stworzonko! Mój mały Paskudzik, tak o tobie mówię! Masz, potrzymaj go, zobacz jaki jest czysty i zadbany i kochany i w ogóle! Wystaw tylko palec… albo lepiej nie, niech lepiej capnie mojego palca. No masz, zobacz jaki jest piękny! - Z tymi słowami Revalion podsunął Sherrin dłoń do której przyczepił się nietoperz.
- Do ucha se go przyczep - parsknęła dziewczyna i spojrzała na Sama, oczekując po nim więcej rozsądku.
Milczący Samwise, który obserwował z uśmiechem Paskuda złapał teraz kontakt wzrokowy z Sherrin, zaraz jednak spuścił wzrok.
- Niezbyt dobrze rozeznaję się w kwestiach związanych ze zwiadem i z podziemiami... - zaczął - ...ale sama niewidzialność może nie wystarczyć. Istoty żyjące w ciemnościach, takie jak Paskud... - tu Samwise znów spojrzał na latające stworzenie i znów się uśmiechnął - ...może się to wydać dziwne, ale... widzą słysząc. Myślę, że najważniejsze będzie zachowanie ciszy. Rozmówię się z kapłanem, jednak może zechcesz mi towarzyszyć? - Samwise na chwilę znów spojrzał na Sherrin, która kiwnęła głową, po czym uciekł wzrokiem do kapłana.
- Czy moglibyśmy skupić się wreszcie na naszym zadaniu? - Wtrącił się Dwari, powoli tracąc cierpliwość. Czuł się jak na wycieczce z przedszkolakami. - To się nie skończy dobrze… - mruknął pod nosem, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
Samwise przytaknął głową, gotów skupić się na tym co ma do powiedzenia Dwari, zaraz jednak jego uwagę odwrócił Aravon.
-Mamy rekwizyty, zatem czas na to, na co wszyscy czekają! Czas rozpocząć pierwszy akt! Prowadźcie na scenę, bowiem nasi drowi współaktorzy już nie mogą się doczekać rozpoczęcia spektaklu! Czas wreszcie zaprezentować kto tutaj jest gwiazdą! - rzekł zamaskowany głosem pełnym emfazy i podniosłego napięcia.
- A temu co jest? - Zapytał krasnolud.
- Na twoim miejscu bym uważała, bo niedługo możesz zobaczyć gwiazdy, ale nad głową. - zaśmiała się Livenshyia, po czym dodała do Aravona szeptem, przysłaniając przy tym bok ust smukłą dłonią - Ktoś tu łypie na ciebie groźnym okiem - mówiąc to skinęła głową do Skowyt, która wyglądała, jakby miała zaraz zeżreć aktorzynie głowę. Odchrząknęła wyraźnie, dając krok w przód, aby inni wiedzieli, że zwraca się do ogółu. Jej bystre, zielony oczy powędrowały po zebranych.
- Według mnie zjedzenie posiłku przed podróżą nie byłoby najgorszym pomysłem. Wiem, że większość się spieszy i niemal pali, aby jak najszybciej zagłębiać się w korytarze Podmroku, ale za dosłownie parę godzin wszystkim nam zacznie doskwierać głód i pragnienie, lepiej zaspokoić potrzeby przed tak ciężkim zadaniem, niż potem całą tę przeprawę żyć o suchym chlebie i wodzie - wyraziła swoją opinię uśmiechając się przy tym subtelnie. Nie próbowała narzucać swojego zdania, a jedynie wyraziła myśli chodzące po głowie.
- Nie zajmie nam to raczej długo, prawda?
Sherrin kiwnęła dyskretnie głową nie wdając się w dyskusję. Uwielbiała wygody, ale nie miała zamiaru poświęcać dla nich kruchej jedności grupy. Jeść można było i w marszu. Im szybciej wyruszą tym mniej złego wrażenia zrobią na swoim przewodniku.
- Jak długo zajmie nam podróż przez tereny kontrolowane przez wasz klan? - spytała. Może po drodze trafi się bezpieczne miejsce na popas, co ułagodzi zarówno zwolenników jak i przeciwników szybkiego wymarszu.
- Jeśli się pośpieszymy, to pewnie zajmie nam podróż pół dnia. Zwykle robię sobie małą przerwę w jednej ze strażnic, ale gdy czas nagli to jestem w stanie dostać się do kopalni w jakieś osiem godzin - odparł krasnolud, po czym zwrócił się do wszystkich:
- Rozumiem, że nie chcecie się na dłużej zatrzymywać w Bolfost-Tor, poza oczywiście niezbędnymi zakupami? Możemy iść od razu do Kompanii Kupieckiej, a później w drogę.
Samwise znów pokiwał twierdząco głową, potwierdzając dedukcję krasnoluda.
- Myślę, że nie ma co omijać strażnicy, mogą mieć jakieś nowe informacje - wtrącił
Ciff.
Obawy o jedzenie przerwała Skowyt, która podsunęła pod nos Liv dorodną jeżynę.
- Zjedz jedna, syta na cały dzień.
Rozchyliła woreczek, który nosiła przy pasie, a ze środka do wszystkich uśmiechnęły się barwne owoce. Poziomki, jeżyny, jagody, spoczywające na dnie wyściełanej materiałem sakiewki.
- Zapas na trzy dni, potem przestają działać. Tracą moc, stają się zwykłe owoce. Weźcie po jednej i nie będzie trzeba tracić czasu.
Sherrin szybko sięgnęła po poziomkę wyprzedzając Liv i smakując malutki owoc jak długo się dało. Nie była to co prawda kandyzowana wiśnia, suszona figa czy porzeczki w cukrze, ale dla łasucha, jakim była calishytka, każda słodycz była na wagę złota. Czasami całkiem dosłownie.
Revalion, zaczytany dotąd w książce o Podziemiach, zareagował nagle na hasło o jedzeniu. Z zainteresowaniem zajrzał do sakiewki Skowyt i zaczął wybierać… nie… nie… o, malinka! Tak, malinka się nada.
- Bardzo smaczne, dziękuję. - Skomentował. - Nie sądzę, by było sens dłużej mitrężyć. Mamy ekwipunek, mamy wybornego przewodnika, mamy pełne żołądki. W strażnicy faktycznie można by dowiedzieć się czegoś ciekawego, a mój Paskud może lecieć przed nami i ostrzegać o zagrożeniu.
Dla tych, którzy nie mieli wcześniej styczności z tak zaklętym jedzeniem, uczucie mogło wydawać się dziwne. Owoce smakowały zupełnie normalnie, jednak po przełknięciu, rozchodziły się przyjemnym ciepłem po całym ciele, dając do zrozumienia, że działała tutaj jakaś magia. Ledwie po jednym, maleńkim owocu, nastawało poczucie sytości oraz wigoru podobnego do chwili, gdy poddawało się wpływowi zaklęcia leczącego; tutaj jednak uczucie to było bardzo delikatne i ledwie wyczuwalne dla kogoś w pełni zdrowia.
Skowyt również sięgnęła do sakiewki i poczęstowała najpierw oba dinozaury, a potem jak gdyby nigdy nic, obślinioną dłonią i nie zważając na to, że przez oba zwierzaki przepływa toksyna, sama zjadła małą malinę.
- Pieczonych nie ma? - zapytał Cliff wybierając pierwszą malinę z brzegu, bez wybrzydzania.
- Zatem postanowione? - Zapytał wyraźnie zniecierpliwiony zwiadowca, patrząc po otaczających go twarzach. Miał wrażenie jakby rozmawiał ze ścianą, bowiem wszyscy ignorowali jego pytania, bardziej interesując się zaspokojeniem swojego głodu. - Najpierw idziemy do Kompanii Kupieckiej dokonać niezbędnych zakupów, a później do kopalni, jak rozumiem?
Livenshyia początkowo spojrzała na podsuniete jagody ze zdziwieniem i odraza, jednak szybko ten wyraz zastąpiony został przez rozbawienie.
- Rozumiem, nie mam więcej wątpliwości. Wygląda na to, że jesteśmy przygotowani profesjonalnie - zaśmiała się krótko pod nosem.
- To w drogę - skwitowala pewnym siebie głosem i zgarnęła paluszkami jedną jagode.
- Tak... - Samwise Avaron trochę poniewczasie i odrobinę niepewnie, znów przyznał rację krasnoludowi - Rozmówię się jeszcze z Sonnlinorem i pójdę po odtrutki do Boriego. Dobrze byłoby zaopatrzyć się jeszcze w wspomniane liny i mapę podziemi jeśli taką macie. Możemy spotkać się przy zejściu do sztolni. - tutaj Samwise spojrzał na Sherrin - Sherrin, tak? Chodźmy do kapłana, dobrze? - Samwise po tych słowach skierowanych do dziewczyny, spojrzał na resztę grupy i idąc z początku tyłem, następnie obracając się przez plecy oddalił się śpiesznie by pomówić z kapłanem.

 
Googolplex jest offline  
Stary 29-12-2016, 23:22   #32
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Wspólnie z Sayane i Warlock

Samwise Avaron oddalił się od reszty rozmawiającej z ich przewodnikiem i podszedł raz jeszcze do starego kapłana.
- Sonnlinorze… Czy nie będzie nietaktem, jeśli pomodlę się przed wyruszeniem do Podmroków tutaj, w świątyni Moradina do swej bogini? - kapłan Akadi zerknął do tyłu sprawdzając czy Sherrin podążyła za nim, po czym utkwił swój wzrok na krasnoludzkim kleryku. - ...i czy zechcesz mi towarzyszyć?

Krasnolud zmarszczył brwi słysząc prośbę rudowłosego mężczyzny. Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, z początku nawet chciał zabronić mu modlitwy pod dachem świątyni Moradina, ale kurtuazja z jaką wypowiadał się kapłan Akadi sprawiła, że krasnolud zmienił zdanie.
- Dobrze, ale niech to będzie szybka modlitwa, bo muszę wracać do swoich obowiązków. Jak zwykle król zwala na mnie swoje obowiązki… - mruknął pod nosem, wyraźnie niezadowolony. Od niepamiętnych czasów między nim a królem, dochodziło do licznych spięć i nawet zwyczajna prośba odbierana była przez kapłana jako próba znieważenia i podkreślenia swojego statusu.

Samwise skinął lekko głową i zmierzył wraz z kapłanem Moradina do kapliczki z niewielkim posążkiem Ojca Krasnoludów, pozostawiając Sherrin być może w nieco niekomfortowej sytuacji, a może po prostu liczył, że również podejdzie z nimi do modlitwy. Ale dziewczyna nie miała z tym problemu. Co prawda nie była bardzo religijna, lecz uważała, że prośba do bogów o wstawiennictwo (zwłaszcza przed niebezpieczną wyprawą) nigdy nie zaszkodzi. No, chyba że poprosi się nie tego boga co trzeba…
- Będę modlił się w intencji powodzenia wyprawy i odnalezienia Waszych przyjaciół żywymi. - powiedział cicho kapłan Akadi do starego kleryka i zagłębił się w modlitwie.

Kleryk w odpowiedzi tylko skinął głową i sam pogrążył się w żarliwej modlitwie.

Była to krótka modlitwa wypowiadana szeptem w nieznanym chyba nikomu w tej sali języku. Kapłan Moradina mógł domyśleć się, że był to język “Auran”. Samwise wypowiadał krótkie kwestie, po czym robił pauzy, dając czas krasnoludowi. Całość nie trwała dłużej jak dwadzieścia uderzeń serca.

Kiedy skończyli modlitwę, obaj podnieśli się z kolan, otrzepując szaty. Wtedy to krasnolud podszedł do Samwise’a i uścisnął mu dłoń. - Wracajcie bezpiecznie - powiedział na pożegnanie, po czym odwrócił się i ruszył na zaplecze świątyni.

- Przepraszam! Chcieliśmy jeszcze o coś spytać… poprosić - zawołała Sherrin, nieco zbyt głośno. Odchrząknęła bynajmniej nie zmieszana, choć nie chciała zrazić do nich kapłana. - Rozmawiając z Dwarim pomyśleliśmy… z Samem, że przydałoby się coś, co ułatwiłoby nam, powierzchniowcom, zwiad w podziemiach. Zaklęcia niewidzialności, widzenia w ciemności zwłaszcza… Czy posiadasz w asortymencie swych przedmiotów tego typu artefakty? - spytała uprzejmie.

Krasnolud spojrzał na niewiastę wyraźnie zdziwiony, chciał powiedzieć “nie”, ale młoda dziewczyna tak ładnie prosiła, a w dodatku była całkiem zgrabna jak na ludzkie standardy. Kapłan westchnął ciężko, co brzmiało jak “no dobra…”.
- Ech, no mam tu jeden czy dwa zwoje niewidzialności, ale nic co by pomogło wam widzieć w ciemnościach. My krasnoludy tego nie potrzebujemy - odparł, po czym ruszył na zaplecze skąd wygrzebał dwa zakurzone zwoje. Przyniósł je dziewczynie i surowym tonem dodał:
- Masz. O nic więcej mnie już nie proście!

- Dziękuję!! -
Sherrin rozpromieniła się jak słońce i chwyciła szybko zwoje, nim starzec zdążył się rozmyślić.

- Również dziękuję za całą pomoc, pójdziemy już. - Samwise gestem skierował siebie oraz Sherrin ku wyjściu.

- Ta jasne… - mruknął w odpowiedzi krasnolud i zniknął za drzwiami prowadzącymi do części mieszkalnej.


- Nie było… nie było tak źle, co nie? - zagaił, lekko uśmiechnięty rudzielec, gdy wyszlii ze świątyni. Gdy to mówił rozglądał się za kimś. Później stało się jasne, że szukał drogi do Kompani Kupieckiej Boriego, bowiem zapytał o nią któregoś z przechodnich krasnoludów. Ruszył na miejsce razem z Sherrin.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 29-12-2016 o 23:32.
Rewik jest offline  
Stary 30-12-2016, 20:37   #33
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Droga do Kopalni Mithralu, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
12 Uktar, Zmierzch

Musiało minąć trochę czasu nim najemnicy zdołali zakupić najpotrzebniejsze przedmioty i przygotować się do czekającej ich wyprawy. Wyruszyli późno, ale jeszcze przed zachodem słońca, którego pod ziemią nie dane było im oglądać. Nie byli jednak całkowicie osamotnieni w swej podróży do czeluści Podmroku. Przewodził im Dwari, czarnobrody krasnolud, który był oczami i uszami królestwa Bolfost-Tor. Pod sobą miał grupę podobnych mu zwiadowców. Czekali oni w wyznaczonym miejscu, nieopodal kopalni Mithralu, aby przekazać grupie awanturników najświeższe wieści dotyczące ruchów przeciwnika i liczebności jego wojsk w regionie. Dlatego właśnie po opuszczeniu Bolfost-Tor przewodnik nalegał, aby ograniczyć odpoczynek do niezbędnego minimum. Tłumaczył bohaterom, że po dotarciu na miejsce będą mogli zdrzemnąć się przed akcją i zregenerować siły pod czujnym okiem jego oddziału. Ta wizja nie każdemu odpowiadała, biorąc pod uwagę długość czekającej ich podróży, ale Dwari zarzekał się, że jeśli przyśpieszą kroku to uda im się dotrzeć na miejsce w mniej niż dwanaście godzin, a takiej argumentacji trudno było się przeciwstawić.


Najemnicy podążali, wydawałoby się, nieskończenie długim korytarzem, który nieprzerwanie wił się w górę i w dół. Oblepiony tysiącami fosforyzujących grzybów jaśniał niczym pas startowy w bezgwiezdną. Poszukiwacze przygód zgasili pochodnie nie chcąc niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę, a dzięki otaczającej ich egzotycznej faunie mogli poruszać się w ciemnościach bez większych przeszkód. Dwari przyciszonym głosem opowiadał im o zamieszkujących te rejony drapieżnikach, nadzwyczajnych bestiach, które wydawały się zmieniać położenie przy każdym cięciu miecza, a także o takich, które mogły zamienić człowieka w kamień jednym tylko spojrzeniem swych nienawistnych ślepi. Podziałało to na wyobraźnie wędrowców i od tamtego momentu starali się poruszać jak najciszej tylko potrafili, ale z wyjątkiem Livenshyi, Sherrin i Dwariego, ich wysiłki nie były zbyt owocne. Idąca na samym przodzie drużyny elfka niemalże kładła uszy po sobie poirytowana odległym brzęczeniem kolczugi i trzeszczącymi pod ciężkimi butami kamieniami. Skryta w ciemnościach poruszała się między stalagmitami z gracją jaka cechuje koty.


Musiało minąć kilka długich godzin nim zdołali wydostać się z klaustrofobicznego korytarza, trafiając wprost do kolosalnej jaskini, wejścia do której broniła krasnoludzka strażnica. Wysoka na kilkaset stóp i drugie tyle w swej szerokości, podziemna komora ciągnęła się kilometrami i bez większego trudu mogłaby pomieścić w sobie niejedną metropolię znaną im z powierzchni. Jaskinia wypełniona była po brzegi istną dżunglą wapiennych stalagmitów i stalaktytów, których oświetlały wielkie kolonie fosforyzujących grzybów. Widok ten zapierał dech w piersiach i odbierał mowy.


Najemnicy ruszyli wskazaną przez zwiadowcę drogą, otoczoną przez skalne twory, którym natura nadała niesamowite i unikatowe kształty. W powietrzu unosiła się delikatna woń - przyjemna, aczkolwiek nie sposób było ją do czegokolwiek porównać. Jej źródłem były miliony unoszących się w powietrzu zarodników, wystrzelonych z licznie otaczających ich grzybni. Tańczyły one na lekkim podmuchu wiatru, który ciągnął przez jaskinię, nosząc ze sobą wilgoć i odległy szum opadających kaskadami strumieni wody.

Po upływie niecałej godziny poszukiwacze przygód dotarli do samego końca wyciosanej wśród stalagmitów ścieżki. Kończyła się ona wysoką na kilkaset metrów ścianą skalną, u podnóża której znajdowały się liczne pęknięcia, będące na tyle szerokie, że mogło zmieścić się w nich trzech ludzi, ramię w ramię. Dwari wytłumaczył awanturnikom, iż niegdyś przepływała tędy woda, która w owych szczelinach wyżłobiła długie tunele. Każdy z nich prowadził w inne miejsce, przez co łatwo można było się zagubić, ale krasnoludy znały te rejony jak nikt inny i umiejętnie korzystały z owych skrótów.
Bohaterowie ruszyli wybranym przez przewodnika tunelem. Nie wiedzieli już jak długo przemierzają niekończące się korytarze Podmroku, ale ich zmęczone nogi podpowiadały, że musiało minąć wiele godzin od opuszczenia Bolfost-Tor. Podczas długiej wędrówki nie zatrzymywali się nigdzie na dłużej, nawet przy strażnicy nie zagościli na długo - tyle tylko by usłyszeć wieści od strażników i dowiedzieć się czegoś więcej o odcinku drogi, który mają zamiar sforsować.
W trakcie podróży do kopalni, bohaterowie spotkali na swej drodze zaledwie trzech innych krasnoludów. Za każdym razem Dwari zatrzymywał się, aby wymienić kilka zdań na temat okolicy. Ten czas awanturnicy wykorzystywali na zjedzenie czegoś i chwilowe przycupnięcie, aby dać nogom odpocząć. W końcu dotarli tak daleko, że z wyjątkiem tysięcy wiszących ponad głowami nietoperzy, nie było ani jednej żywej duszy w zasięgu wzroku czy słuchu. Podmrok wydawał się być martwym miejscem, acz Dwari przestrzegał, że to tylko pozory, bowiem o przetrwaniu w tym miejscu od niepamiętnych czasów decydował dobry kamuflaż.


Kopalnie Mithralu, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
13 Uktar, Świt

Minęło wiele godzin odkąd opuścili bezpieczne Bolfost-Tor i zapuścili się w trzewia ziemi. Tysiące metrów ponad głowami awanturników, ponad ważącymi miliardy ton skałami tworzącymi skorupę planety, wstawał nowy dzień, lecz bohaterowie nie mogli się nim cieszyć. W klaustrofobicznych korytarzach Podmroku nie było pór roku, ani cyklu dnia i nocy. Panowała tu niezmierna cisza, od czasu do czasu przerywana odległym i nieoczekiwanym szmerem, który potrafił w mgnieniu oka przywrócić zmysły zmęczonym wędrowcom. Przebyli długą drogę nie napotykając na swojej drodze większych zagrożeń, co niewątpliwie zawdzięczali patrolującym te rejony krasnoludom, lecz w dobie oblężenia wypraw do Podmroku było coraz mniej i bezpieczeństwo regionu szybko mogło się zmienić.
Wykończeni wędrowcy dotarli w końcu na krótki most, będący tworem naturalnym, który rozciągnięty był nad ogromną przepaścią. Na jego widok Dwari wyraźni się ożywił i przyśpieszył tempa. Jako pierwszy wstąpił na stabilną konstrukcję i pewnie ruszył przed siebie. Na drugim końcu mostu znajdował się korytarz oświetlony przez migoczące światło płomieni, którego źródłem prawdopodobnie było ognisko.
- Nie sądził żem, że jesteśmy aż tak blisko, no ale w Podmroku łatwo stracić głowę. Dotarliśmy na miejsce, przyjaciele - powiedział głośno i zdecydowanie, przekonany o ich bezpieczeństwie. Podążająca jego śladem grupa najemników również się rozluźniła i chwiejnym krokiem ruszyli przed siebie, ostrożnie przechodząc przez most. Trafili tym sposobem do szerokiego korytarza, który zakręcał w kierunku południowym. Masywne wapienne kolumny podpierały nisko wiszące sklepienie, a w jednej z głębokich wnęk skalnych rozpalone zostało ognisko. Wbrew oczekiwaniom awanturników, nie było przy nim ani jednej żywej duszy.
Bohaterowie mogli obserwować jak postawa idącego z przodu zwiadowcy zmieniła się błyskawicznie z pewnego siebie chodu do cichego skradania. Zaalarmowany krasnolud rozejrzał się po okolicy i ostrzegawczo uniósł dłoń do góry, na widok której wszyscy sięgnęli po broń. Chwilę wcześniej walczyli z ogarniającą ich sennością, lecz w mgnieniu oka zdołali oprzytomnieć. Na przód wysunęła się Sherrien, a jej śladem poszedł A’arab Zaraq, uważnie rozglądając się wokół siebie. Zaintrygowana dziewczyna zbliżyła się do Dwariego, który czytając w jej myślach wskazał ognisko. Wokół niego leżały rozerwane na strzępy trupy, niewątpliwie należące do krasnoludów. Nie wiadomo ilu ich było, w tak wielu kawałkach się znajdowali, ale po samych nogach można było doliczyć się co najmniej czterech osobników. Coś niezwykle silnego i wielkiego musiało dopuścić się tej zbrodni, o czym świadczyły nie tylko rozczłonkowane ciała, ale głębokie szramy wyryte w ścianach, jakby uczyniła je jakaś ogromna maszyna górnicza. Potencjalnego intruza nie było jednak w zasięgu wzroku, a przynajmniej tak im się wtedy wydawało.

Zaalarmowany Strzęp niespodziewanie wystrzelił do przodu, a w ślad za nim pobiegł Żmij. Oba dinozaury zaatakowały coś co z początku wydawało się wszystkim jedynie niepozornym głazem, lecz w obecności szybkich teropodów, które zaczęły biegać wokół niej, drapać i kąsać, skała poruszyła się odsłaniając swą prawdziwą postać. Awanturnikom pokazała się bestia okryta potężnym chitynowym pancerzem, wyglądała trochę jak skrzyżowanie goryla z jakimś insektem, ale była o wiele większa i masywniejsza. Charakteryzowały ją potężne ramiona zdolne rozrywać skały, dwie pary oczy (jedne małe i czarne, drugie wielkości głowy człowieka i przypominające ślepia ważki), sterczące wysoko do góry czułki i ogromne żuwaczki, które bez trudu były w stanie przeciąć człowieka w pół. Była to maszyna do zabijania jakiej żaden z nich nie widział.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 30-12-2016 o 21:42.
Warlock jest offline  
Stary 02-01-2017, 11:00   #34
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Cliff nie spodziewał się wielkiej przydatności po obu jaszczurkach. Ale jak się okazało mylił się.
Cenne sekundy zajęło mu zrozumienie co się stało. Wszystko potoczyło się jak w karczmie, łańcuchy poszły w ruch. Brakowało tylko by ktoś rzucił ławą. Normalnie byłby to Cliff, ale że warunki na to nie pozwalały, ruszył do ataku. Nie wziął pod uwagę tylko dwóch rzeczy, szybkości i zasięgu łap potwora. Bestia wstała po przewróceniu szybciej niż zakładał i miała dłuższe łapy niż się spodziewał. Od podwójnego zaskoczenia obróciło nim wokoło własnej osi, a żebra zatrzeszczały. Wylądował w przyklęku, przeturlał się za plecy stwora i potężnym kopniakiem zarysował chitynę na plecach stwora. Stwór musiał być w szoku po tym ciosie, bo nawet się nie odwrócił. A może to było tajne uderzenie w punkt witalny zabijające natychmiast po upływie 3 lat? Ale tego laikom w takich sprawach wiedzieć nie było dane. Brak wiedzy w tej materii nadrabiali brakim cieprliwości. Lawina ciosów zachwiała potworem, ten jednak nie dał się ukołysać do snu, wyrwał łańcuch paladyna i dopadł zielonej damy, szarpiąc ją pazurami. Ciekaw był najwyraźniej czy piersi jej są tej samej barwy co lico.
Dopiero Sherrin korzystając z (nie)wątpliwej chuci potwora, trafiła wprost do jego serca.
Cielsko legło w pyle.

- Chyba musimy poczytać tę księgę o Podmroku przy ognisku - powiedział oglądając martwego stwora, w czasie gdy paladyn zajmował się ranami Skowyt. Widząc, że półorkijka jest opatrzona zapytał:
- Nie zostało ci trochę mocy?
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 02-01-2017 o 11:05.
Mike jest offline  
Stary 02-01-2017, 18:34   #35
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Rzeczywiście Kompania Kupiecka Boriego oraz inni okoliczni handlarze byli dość dobrze zaopatrzeni jak na fort ze wszech stron otoczony wrogiem wszelakim.

Samwise z pomocą Sherrin, która potrafiła zdecydowanie umiejętniej zadbać o odpowiednią cenę, zakupił osiem fiolek substancji będącej remedium na trucizny stosowane przez Drowy, zakupił także pleciony, sznurkowy worek z dziurami, przypominający sieć rybacką. Samwise nie wiedział do czego używają jej krasnoludy, ale on zamierzał wykorzystać to do efektywniejszego operowania świetlistym artefaktem, który otrzymał od kapłana. To również był pomysł Sherrin, który Samwise z uśmiechem uznał za wspaniały. Kupił też linę dla siebie i zaproponował by Sherrin nie krępowała się jeśli uzna że czegoś potrzebuje. Zaproponował by dowolnie spożytkowała wytargowaną różnicę cen zakupionych przez niego rzeczy.


Kiedy spotkali się przy sztolni, z jednego powodu na twarzy Samwise’a malował się grymas niezadowolenia czy może strachu. Podziemia nie były miejscem dla tego chłopaka. Oj, nie... Jak już zdaje się mówiłem, niezwykle pechowy zbieg okoliczności chciał, by jego pierwsze zadanie w szeregach Srebrnej Gwiazdy odbyło się właśnie w Podmrokach.

Jak go pamiętam, uwielbiał wolne przestrzenie i powiew wiatru na twarzy i tak samo, jak cenił sobie swobodę, tak bardzo bał się niewielkich pomieszczeń. Dość nietypowa to przypadłość muszę przyznać. Kiedym pierwszy raz się o tym dowiedział, byłem naprawdę zdumiony tym ile takich nieświadomych podobieństw do Akadi, kryje w sobie ten młodzieniec.

Wielogodzinna wędrówka przez ciasny korytarz była dla tego chłopaka niewątpliwie jedną z większych katorg jakie musiał znieść, być może nawet uznałby, że gorsza od wszelkich niebezpieczeństw, jakie spotkają na drodze. Wydaje się to niedorzeczne, ale wciąż mam przed oczyma to, jak zdenerwowany był, gdy razem przechodziliśmy przez Skalny Wąwóz. Niewątpliwie, tak jak wtedy, na jego czoło wystąpił pot, a umysł co chwila ogarniały fale paniki. Niewątpliwie, tak jak wtedy, z trudem zwalczał je w sobie i zmuszał się by bez słowa skargi iść dalej. Ale tak jak ja wtedy, tak i jego towarzysze w Podmrokach z pewnością dostrzegali tę niewidzialną walkę jaką toczył z każdym krokiem w tych niewielkich korytarzach. To były Podmroki. Będzie musiał do tego przywyknąć.


Widywał już podobne sceny i choć można powiedzieć, że przywykł do makabrycznych widoków, to jednak rozczłonkowane ciała rozmazane po kamiennej posadzce i ścianach, w sposób uniemożliwiający nawet zliczenie ofiar, musiało wywołać szok i mdłości także u niego. Jednakże w sytuacjach takich zwykle zachowywał spokój i chłodne myśli. Bez słowa ogarnął wzrokiem pobojowisko i obejrzał co większe, zachowane kawałki ciał krasnoludów. Starannie przyjrzał się śladom pazurów wyrytym w litej skale.
- Umbrowy Kolos... – zawyrokował po chwili zastanowienia

Mimo, że przezornie dobył miecza, najwyraźniej nie spodziewał się, że on wciąż tam był.


Umbrowe Kolosy potrafią zdezorientować swoja ofiarę, z która utrzymują kontakt wzrokowy nawet do tego stopnia, że zaatakuje ona towarzysza. To olbrzymie i niebezpieczne stworzenia, wbrew pozorom cechujące się wysoką inteligencją. Świadczy o tym chociażby sam fakt, że ukrył się przed naszymi bohaterami. Gdyby nie zwierzęcy towarzysz druidki zaskoczyłby ich, a wtedy walka mogłaby przebiec zupełnie inaczej.

- Nie patrzcie mu w oczy!

Samwise kiedy tylko się zorientował, że Umbrowy Kolos objawił się i natychmiast zaatakował, ruszył do walki pomóc towarzyszom. Mimo że z tego co mi wiadomo, nigdy wcześniej nie walczył z tak groźnym przeciwnikiem, ruszył bez wahania z mieczem i uniesioną tarczą i choć w dniu tym nie był jeszcze wprawnym wojownikiem udowodnił, że można na niego liczyć.
 
Rewik jest offline  
Stary 02-01-2017, 23:52   #36
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Revalion ostatnie chwile przed wyprawą spędził na naskrobaniu czegoś na szybko w swoim dzienniczku, który następnie na powrót schował do plecaka.
Był urzeczony wszystkimi widokami dookoła podwójnie: raz jako on, a raz jako latający dookoła Paskud. Nietoperz był wręcz wniebowzięty mogąc przebywać wśród swoich. Przynajmniej na początku - potem chowańca wzięło lekkie uczucie smutku, że nie jest już taki jak inne nietoperze. Magia, jaką zesłał na niego zaklinacz zmieniła go na zawsze.

Smutek Paskuda nie trwał jednak długo, bo już wkrótce miał znów zacząć psocić - próbował na powrót czepiać się Livenshyi, najpewniej w celu dalszych pieszczot. Revalion szybko wyraził mentalnie swe niezadowolenie z postępowań chowańca i ten posłusznie zostawił elfkę w spokoju. Chociaż prawdę powiedziawszy zaklinacz nie wiedział co tej ich tropicielce siedzi w głowie.

Umbrowy kolos. No tak, dopiero co czytał o tych stworach w książce! Nie zdążył jednak się pochwalić swoją nową wiedzą, bo Samwise już powiedział wszystko, co było ważne w wirze walki. Bitwa w zasadzie skończyła się tak szybko jak się zaczęła, jednak zaklinacz stał jeszcze chwilę osłupiały patrząc to na przeciwległą ścianę, to na swoje palce.
Mroźne miejsce na kamieniu pewnie będzie się utrzymywało jeszcze przez jakiś czas i zdawało się szydzić z zaklinacza.
- No, to poszło całkiem sprawnie. - Powiedział w końcu, strzepując pył z dłoni.
- To był umrowy kolos, proszę państwa. Paskudne paskudztwo, dobrze że się go pozbyliśmy. - Sięgnął do plecaka i wyjąwszy pożyczoną księgę, przekazał ją Cliffowi. - Ciekawa pozycja. Polecam zacząć od trzeciego rozdziału, bo dopiero tam się zaczyna faktyczny opis Podmroku. Pierwsze dwa to rozwodzenie się autora nad możliwymi przygotowaniami do wyprawy co, jak widać, mamy już za sobą.

Następnie Revalion zwrócił się do Dwariego.
- Musimy coś zrobić z… ciałami twoich krewniaków. Bez sensu zwabiać tutaj chmary drapieżników. Jakie są wasze zwyczaje w tej kwestii?
 
Gettor jest offline  
Stary 03-01-2017, 11:02   #37
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Wyruszali, nareszcie. Zapał paladyna rósł z każdą chwilą i gdyby jego towarzysze dłużej zwlekali zapewne ruszyłby do podmroku sam. I byłaby to najgłupsza rzecz jaką zrobiłby od dawna, przekonał się o tym widząc rozległe korytarze i ogromne jaskinie. Jego własne wyobrażenia znacząco różniły się od rzeczywistości, ale któż mógłby się spodziewać czegoś tak ogromnego? W przeszłości nieraz zapuszczał się do krypt czy lochów, i teraz spodziewał się czegoś podobnego, może nieco większego. Tymczasem to co zobaczył to był inny świat, świat pod światem, budzący bardzo nieprzyjemne skojarzenia.

Krok za krokiem, monotonna, męcząca wędrówka. Gdyby nie musiał zachowywać czujnosci, jego myśli dawno zbłądziły by na niebezpieczne tory prowadzące do wspomnień z odległej przeszłości, Tyrowi dzięki, że w tych złowieszczych jaskiniach nie było czasu na rozmyślania. Marsz jednak odcisnął swe piętno na wielu, i chodź sam A’arab Zaraq znosił go dobrze to nawet on zaczął powoli rozglądać się za dogodnym miejscem do odpoczynku.
Coś czaiło się w cieniach. Smród zła wciąż unosił się w niemal nieruchomym powietrzu. A’arab Zaraq ostrożnie stawiał krok za krokiem, w każdej chwili gotów użyć dobytego łańcucha. Wtedy jaszczury przyciągnęły jego uwagę…
Odwrócił się akurat by spojrzeć w czarne ślepia bestii. Ogień w jego żyłach zapłonął. Już kręcił łańcuchem, kiedy usłyszał wysoki świst przelatującej strzały i zobaczył ciemny promień niemal równocześnie trafiające bestię. Uśmiechnął się pod groteskowym hełmem i w ślad za pociskami posłał swoją broń. Bestia choć silna, nie była gotowa na taki atak, padła gdy paladyn nagle szarpnął za owinięty wokół jej nóg łańcuch.
Próżno by sądzić, że monstrum pojęło lekcję i ucieknie w popłochu. Miast tego podnosiło się by zaatakować. Paladyn uderzył łańcuchem na odlew.
Teraz gdy zebrało się więcej osób, A’arab Zaraq skupił swe wysiłki by pozbawić stwora tak możliwości ataku jak obrony. Raz jeszcze użył łańcucha, lecz bestia znała już tą taktykę, gotowa była na jego atak i stawiła zawzięty opór. W tej krótkiej chwili oboje starli się w próbie sił. Paladyn wytężył muskuły, szarpnął łańcuch ze wszystkich sił. Przegrał. Bestia pomimo zaklęć czarownika była zbyt wielka, zbyt silna. Tracąc przewagę paladyn puścił broń by samemu nie stać się jej ofiarą. Nie szkodzi, miał jeszcze miecz, lecz na dobycie go potrzebował chwili, nie więcej niż dwa uderzenia serca…
“Czas jest kluczowy.” Słowa zabrzmiały w głowie A’arab Zaraqa wspomnieniem z przeszłości. Widział wszystko w zwolnionym tempie, powoli sunące łapska bestii, swą własną dłoń sięgającą po miecz, Skowyt przyjmującą na siebie pełną furię ataku potwora. Nie wiedział już czy krzyk rozbrzmiewał tylko w jego myślach, czy wykrzyknął na gos. Odwrócił się do stwora akurat by zobaczyć jak ten dokonuje żywota z rąk towarzyszy paladyna.

Niewiele myśląc zdjął hełm i wzywając miłosierny aspekt Tyra, położył dłonie na ranach półorczycy.
- Trzymaj się - szeptał bardziej do siebie niż do niej.Oddał jej całą moc jaką mógł zgromadzić, wszystko by wyleczyć jej rany i zagłuszyć własne wyrzuty sumienia.
Podniósł się i wyciągnął prawicę do półorczycy by pomóc jej wstać.
- Słusznie prawisz panie - pochwalił pomysł czarownika. - Lecz nim zabierzemy się za zmarłych powinniśmy zająć się rannymi. Panie Dwari, czy mógłbyś, jako najlepiej znający te tunele, znaleźć nam bezpieczne miejsce na obóz? - “Bezpieczne miejsce”, powtórzył w myślach. Czy takie coś w ogóle tu istniało?
Krasnolud najwyraźniej dostał zadyszki po walce i wciąż musiał być w ciężkim szoku po makabrycznym odkryciu, bo upłynęła dłuższa chwila nim zdołał zareagować na pytanie paladyna.
- Hm…? Ach, bezpieczne miejsce… - Podrapał się po swojej rozczochranej czuprynie, po czym rozejrzał się skołowanym wzrokiem po otoczeniu, zatrzymując się na chwilę na rozerwanych na strzępy trupach jego towarzyszy. Widać, że próbowali stawić opór szaleńczej bestii, lecz na szczęście ich śmierć była szybka, bowiem nie zdążyli nawet oddalić się od obozowiska. Krasnolud głośno przełknął ślinę, po czym dodał nieco mniej nieobecnym głosem:
- Powinniśmy się wycofać za most. Ten olbrzym miałby problem z przejściem, głupio więc zrobiliśmy, że tego nie przewidzieliśmy zawczasu. Ech, głupi ja… - uderzył się kilka razy pięścią w czoło, a następnie zaczął mamrotać coś niezrozumiałego pod nosem.
- Tamże odpoczniemy. Będę stał na czatach, ale przydałby się jeszcze ktoś - powiedział po jakimś czasie Dwari. - Gdy już opatrzycie rannych, przynieście jakiś gruz, co by przysypać nim zwłoki moich towarzyszy. Ruszę do strażnicy kiedy już was pożegnam i sprowadzę pomoc.
- Będziemy się zmieniać na straży
- powiedział Cliff. - Mogę z tobą jako pierwszy stróżować. Potem ktoś nas zmieni.
Książkę od Revaliona schował na razie do plecaka dziękując mu skinieniem głowy.
- Ranny jesteś - zauważył krasnolud. - Tyś powinien odpocząć jako pierwszy, ale jeśli nie będzie innego chętnego to możesz pełnić wartę przy moście. Bez użycia magii nie sposób będzie się przemknąć pod czujnym okiem.
- Słyszałem, że drowy używają magii - powiedział z krzywym uśmiechem Cliff. - Pająków też chyba używają, a te mogą przeleźć pod mostem. Prawda to, czy tylko legendy powerzchniwców?
- Prawda to
- odparł poważnym głosem Dwari. - Dlatego miejmy nadzieję, że nie wykorzystają swej magii przeciwko nam. A co do pająków; podobno założyli tu małą hodowlę tych paskudztw. Wielkie jak owce, obrzydlistwa… - powiedział krasnolud, po czym spojrzał na wyraźnie zrażonego jego słowami mnicha.
- No dobra, ja będę pilnować mostu - zebrał się na cichy śmiech.
- Ty się śmiej, a ja sobie przy kolacji poczytam o tych waszych “owieczkach” - Cliff trącił krasnoluda dłonią w naramiennik. - No, ale trzeba zabitych przysypać gruzem. Robota sama się nie zrobi.
- Ta, zagaszę ognisko i pozbieram to co z nich pozostało. Idźcie rozbić obóz i zajmijcie się półorczycą, bo nie wygląda najlepiej - odparł zwiadowca, po czym ruszył w stronę rozpalonego ogniska.
Cliff chwilę pomyślał, po czym kiwnął głową. Najwyraźniej rana mu doskwierała porządnie bo zdecydował się nie spierać.
- Dobra, dzięki. Jeśli będziesz chciał się zamienić na warty kiedy indziej, wal śmiało. - ruszył w kierunku orczycy by pomóc jej wstać. Nie był koneserem wyperfumowanych dam, ale i nie oceniał towarzytwa po zapachu czy wyglądzie. Zdarzało się mu w przeszłości wyglądać i pachnieć dużo gorzej.
- Pomogę Ci z poległymi panie Dwari, we dwóch uwiniemy się szybciej, a i łatwiej stawimy czoło niebezpieczeństwom - argumentował paladyn. - Was towarzysze proszę, zaopiekujcie się rannymi. Kiedy wrócimy obejmę straż, niewiele mi snu potrzeba, a i wzrok mam nawykły do mroku, więc będziecie mogli odpocząć w spokoju.
Krasnolud spojrzał spod krzaczastych brwi na paladyna.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? To nie jest to zbyt przyjemny dla oka widok - powiedział, mając na myśli rozerwane na strzępy zwłoki swoich towarzyszy. Dwari zrzucił z pleców swój ciężki plecak, po czym wygrzebał z niego sporą płachtę. - Powrzucamy tu wszystko to co nie zostało zeżarte przez umbrowego kolosa. Następnie przeniesiemy ich zwłoki na drugą stronę mostu i zasypiemy gruzem, co by padlinożercy się do nich nie dobrały. Po odpoczynku postaram się dostarczyć to co z nich zostało ich rodzinom - dodał na koniec ponurym głosem.
- Ładne widoki nie zawsze idą w parze ze sprawiedliwością, Tyr wie, że zginęli służąc swoim rodakom i zasłużyli by zająć się ich szczątkami - paladyn nie próbował się wymigiwać od swych obowiązków. - Powiedz mi tylko panie Dwari czy macie jakieś szczególne zwyczaje związane z traktowaniem zmarłych, czy prosta modlitwa za ich dusze wystarczy?
- Jesteśmy prostym ludem, ale zmarłych traktujemy z honorem - odparł krasnolud pakując szczątki swych towarzyszy do prowizorycznego worka. - W świątyni odprawiona zostanie ceremonia, a ich zwłoki zostaną złożone w kryptach i sarkofagach należących do ich klanów. Wszystko z pełnymi honorami. Zginęli w końcu w obronie swej ojczyzny…
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 05-01-2017 o 20:41.
Googolplex jest offline  
Stary 03-01-2017, 12:18   #38
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozmowa z kapłanem poszła nadspodziewanie dobrze. Widać wcale nie był taki straszny na jakiego pozował. Sherrin ostrożnie schowała zwoje do plecaka i powędrowała z Samwisem zrobić zakupy. Co prawda jej zostały jakieś marne miedziaki, lecz chłopak był na tyle sprytny by zostawić sobie sporo gotowizny na odpowiednie zakupy w twierdzy. Tyle że sprytu nie starczyło mu już na targi, więc dziewczyna wzięła sprawy w swoje ręce i od słowa do słowa po trosze zbijała ceny poszczególnych przedmiotów. Gdy zaś Sam zaproponował użycie pozostałego złota bynajmniej nie miała zamiaru się krępować; zaraz zaczęła rozpytywać o mikstury widzenia w ciemnościach. Na koniec kupiła słodkie bułki tutejszego wyrobu i podzieliła się z młodzieńcem, gawędząc o niczym i korzystając z ostatnich chwil relaksu. Wyglądało na to, że przynajmniej z Samem będą się nieźle dogadywać.



W Podmroku nie było tak ciemno, jak Sherrin się tego spodziewała. Po prawdzie było jaśniej niż w gwiaździstą noc! Dziewczyna z ciekawością, ale i uwagę rozglądała się wokoło, chłonąc zarówno atmosferę kopalni jak i słowa ich przewodnika. Była ciekawa czy te rośliny są dla ludzi jadalne; Paszka z pewnością wyczarował by z nich coś pysznego. Jednak szybko odsunęła sentymenty na bok i ograniczyła pytanie do kwestii strategicznych; pamiętała, że nie są tu dla zabawy. Zresztą im dłużej szli tym zmęczenie i niepokój powodowany ilością skał nad głowami sprawiały, że Sherrin była coraz mniej aktywna, a bardziej skupiona na równym stawianiu kroków i lustrowaniu otoczenia. Dopiero uwaga Dwariego zwiastująca koniec przebierania nogami sprawiła, że Sherrin z nową energią ruszyła naprzód. Już niedaleko!

Kilkanaście metrów dalej wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej niż oczekiwali. Olbrzymi stwór - ni to robal, ni niedźwiedź - pojawił się z nienacka i gdyby nie zwierzęce instynkty dinozaurów kto wie czy wyprawa ratunkowa nie zakończyłaby się tu i teraz!
- Nietoperzowy zwiadowca, w dupę kopany... - mruknęła Sherrin zajmując dogodną pozycję obok stalagnatu. Podczas gdy większość grupy rzuciła się do walki ona się nie śpieszyła. pierwszy raz widziała takiego potwora, lecz nie potrzebowała książki Revaliona by wiedzieć co robić. Uważnie celowała kuszą szukając witalnych punktów na ciele kolosa. Oczy, złączenia pancerza, miękkie podbrzusze - każde stworzenie posiadało słabsze punkty, a one je po prostu *widziała*. Gdy umbrowy kolor uniósł się by zaatakować A’arab Zaraqa - strzeliła. Potężny ryk bólu i niecelny cios łapska w paladyna upewnił ją, że bełt trafił nadzwyczaj celnie.

Towarzysze ponownie doskoczyli do potwora, atakując magią i stalą, a warunki do strzału mocno się pogorszyły. Sherrin odrzuciła kuszę i wyjęła rapier - wyglądało to jakby szpilką chciała ubić giganta. Pozory jednak myliły i gdy kolor odwrócił się, całą swoją furię kierując w stronę Skowyt, Sherrin z całych sił wbiła rapier w wyrwaną przez Strzęp dziurę w pancerzu kolosa. Potwór nie zdążył nawet unieść łapy, którą powalił półorczycę; padł martwy wzbijając tuman kurzu i brocząc obficie juchą.
Dziewczyna szybko chwyciła Skowyt pod ramiona by ją odciągnąć - co jeśli stwór był na dodatek trujący? Na szczęście paladyn już był przy nich, zasklepiając rany kobiety i po chwili półorczyca mogła wstać o własnych siłach.

Pozostało tylko przegrupować się i wypocząć nieco po trudach walki.
- Nawet jeśli pochowamy zmarłych to nic nie poradzimy na tego tutaj, - wskazała na cielsko robala - rozlaną krew i bebechy. Chyba że chcecie zrzucić go do rozpadliny?

Gdy opadła bitewna gorączka, a ranny zostali opatrzeni, Sherrin z zainteresowaniem przyjrzała się truchłu bestii, szukając słabych punktów, w duchu dziękując Tymorze za celne ciosy. Kto wie ile razy przyjdzie jeszcze walczyć z takim czymś? Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia, więc trzeba zrekompensować je w rozumie.

 
Sayane jest offline  
Stary 04-01-2017, 08:57   #39
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Podmrok był miejscem kontrastu. W jednej chwili szli ciasnymi korytarzami w których ledwie mieściła się jedna osoba, by następnie wyjść na niemal otwartą przestrzeń i jedynie brak nieboskłonu zdradzał, że wciąż przebywali pod ziemią. Przez brak księżyca czy słońca, określenie czasu było niemożliwe; wszystko spowijała ta sama ciemność, która umykała tylko na widok pochodni. Musieli zdać się na osąd swojego przewodnika i Skowyt ciarki przechodziły na myśl, że w pewnym miejscu zostawi ich i będą zdani wyłącznie na siebie. Podobno orkowie wywodzą się z podziemi i chociaż zgadzałoby się to z plemiennymi legendami, druidka nijak nie była przystosowana do takiej wyprawy, nie licząc czułych oczu. Podmrok był obcym miejscem i im szybciej go opuszczą, tym będzie szczęśliwsza.


Smutnym zdarzeniem było odnalezienie zmasakrowanych rodaków Dwariego, jednak wyglądało na to, że zemstę będą mogli poczuć szybciej, niż zaczną opłakiwać.

Masywne bydlę wyłoniło się z mroku, zagradzając grupie przejście. Czy to z braku czasu czy też chęci odkupienia krzywd, postanowili zgładzić stworzenie. Mogli już tutaj postawić pierwszą cegiełkę do zwiększenia bezpieczeństwa Bolfost-Tor, pozbywając się zagrożenia czyhającego w okolicy.
Skowyt wyszła naprzeciw kolosowi, zasłaniając się cały czas tarczą. Ściskała mocniej maczugę, szykując się do chwili, gdy skróci dystans wystarczająco, by zadać cios. Nie było to łatwe, gdy otoczony stwór wpadł w amok i pół-orczyca stanowiła najwyraźniej największy cel, gdyż większość ciosów wymierzył właśnie w nią. Nim zdążyła się zorientować, że na przodzie stoi praktycznie sama, mocarne uderzenie zbiło jej tarczę i wykręciło boleśnie bark, a kolejna pięść uderzyła prosto w korpus, odrzucając druidkę w objęcia kogoś na tyłach.
Poczuła przerażający ból w klatce piersiowej, jakby wszystkie wnętrzności pozamieniały się miejscami. Zwróciła siarczyście krwią, zapluwając całe rękawice pechowca, na którego wpadła. Być może konałaby w jego ramionach, gdyby nie okazały się należeć do wielkiego paladyna, który niezwłocznie użył swojej leczniczej magii.

Pół-orczyca jeszcze przez chwilę spoczywała w objęciu, próbując złapać dech. Wreszcie podniosła głowę, by spojrzeć na twarz wybawiciela. Klepnęła go w policzek, tak, że chyba tylko A'arab Zaraq mógł przy tym nie jęknąć z bólu.

Skowyt jest ci wdzięczna i nie zapomni.

Odlepiła się wreszcie od wojownika, starając się stanąć o własnych siłach. Dzięki swojej krzepie oraz natychmiastowej interwencji magii - chociaż chwiejnie i z pomocą stalagmitu - była w stanie utrzymać pion. Rozejrzała się w celu sprawdzenia, czy komuś jeszcze się oberwało tak, jak jej i co właściwie stało się z kolosem. Na szczęście martwi byli ci, którzy martwi być powinni.

Strzęp - popastwiwszy się jeszcze chwilę nad zwłokami bestii - wrócił do boku Skowyt. W przeciwieństwie do niej, miał się znakomicie i pewnie jeszcze na niejednego umbrowego kolosa by naskoczył, ale na razie potrzebowali odpoczynku zarówno po podróży jak i niebezpiecznym starciu.
 
kinkubus jest offline  
Stary 04-01-2017, 10:27   #40
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Samwise nigdy nie przejawiał zbytniego zainteresowania zaklęciami leczącymi. Miał przede wszystkim talent do magii związanej z ruchem powietrza i dźwiękami. Dlatego też uznałem, że zamiast kontynuować nauki jako kapłan powinien wstąpić do Studium Bardów. Przynajmniej tymczasowo. Zresztą w sprawach samej wiary niewiele byłbym w stanie go więcej nauczyć. Jego charakter był zgodny niemal w każdym calu z tym, czego od niego wymagałem. Nawet pomimo niechęci, zdołał też już opanować podstawowe zaklęcia leczące, które niewątpliwie przydały się po walce z umbrowym kolosem. Naprawdę ciekaw jestem czy używał ich teraz tak samo niechętnie, jak się ich uczył. Biorąc pod uwagę, że to nie nikt inny, a półorczyca była najciężej ranna, pewnie tak.

Dodatkowo, pewna złośliwość losu sprawiła, że Samwise wszedł w posiadanie różdżki leczenia. Otrzymał ją od Revaliona Artemir’a. Miał jej użyć następnego dnia, gdyby Skowyt lub Cliff Westrock tego potrzebowali oraz w następnych dniach jeśli zajdzie taka konieczność. Był najlepiej przygotowany do jej używania, spośród całej drużyny, nawet jeśli wcale tego nie chciał. Choć może się mylę, może opatrywanie ran, w tych dniach wcale nie było już tak daleko od jego zainteresowań, o czym miał się dopiero przekonać? Osobiście twierdzę, że z czasem, tak jak ja Samwise uzna dar uzdrawiania za najważniejszy i najciekawszy zarazem.


To co interesowało Samwise’a jako Arkanobiologa najbardziej, leżało martwe wraz z zmasakrowanymi ciałami krasnoludów. Umbrowy kolos, potwór, istota anormalna. Samwise zanim został przyjęty do Srebrnej Gwiazdy wykorzystywał swą wiedzę o potworach zdobytą przez lata studiów w Kolegium Bardów i wspierał niewielkie ekspedycje. Często umawiał się, ze zleceniodawcą, że prócz zwykłego wynagrodzenia, będzie miał prawo przebadać zabite istoty. O umbrowych kolosach wiedzę czerpał jednak tylko z opowieści i ksiąg. Nie spotkał bowiem ich nigdy wcześniej i nie miał okazji zweryfikować informacji. Jednym z mitów, który czasem pojawiał się gdy mówiono o tych istotach mówił, że wzrok tych istot, nawet po śmierci, przy długim wpatrywaniu się w nie wywołuje dezorientację.

Samwise podszedł do truchła, przy którym stała już Sherrin. Dziewczyna nie wyglądała na taką, która interesowałaby się potworami, więc z pewnością zaskoczył go ten widok. Chłopak raz jeszcze spojrzał na pobojowisko i leżące fragmenty ciał, po czym bez słowa zerknął na ich przewodnika i przykucnął przy głowie martwego stworzenia.
- Wszystko wokół przyprawia o mdłości, ale to będzie wyjątkowo paskudne. Odsuń się chociaż na chwilę – powiedział do Sherrin, po czym wlepił swój wzrok w oczy bestii. Samwise po dłuższej chwili zerknął przez ramię i dostrzegł, że dziewczyna wciąż tam stoi.

Sherrin obserwowała go z rozbawieniem. Wiedziała, że wygląda na delikatną panienkę, lecz walka z robalem (jak w myślach nazwała kolosa) powinna była już temu zaprzeczyć. Najwyraźniej jednak nie w opinii Sama.
- Duży jest, starczy dla wszystkich - uśmiechnęła się krzywo, robiąc cały jeden krok w tył.

Arkanobiolog raz jeszcze spojrzał w ślepia bestii.
- Musiałem coś sprawdzić... - wyjaśnił, sięgając do swej magicznej torby. Wyjął dość dużych rozmiarów drewnianą, bogato zdobioną skrzynkę.

Samwaise postawił ją na kamieniu i otworzył. W środku miał przeróżne drobne szczypce, ostre nożyki, a także pojemniczki z jakimś płynem. Było też wiele narzędzi, których przeznaczenie ciężko było odgadnąć i lepiej było nie próbować. Samwise ustawił obok siebie dwa szklane naczynia i wyjął narzędzie w swej konstrukcji podobne trochę do łyżki. Kiedy znów się obrócił w stronę stwora, spostrzegł sterczący bełt pod chitynowym pancerzem, na złączu barku i tułowia.
- To twoje? – wskazał Sherrin bełt - Gdy kolos atakuje szponami, odkrywa ten fragment ciała. Też próbowałem weń trafić, ale nie wyszło. – uśmiechnął się blado, pomimo wyraźnie ogarniających go mdłości. – Inne miejsca, to oczywiście duże oczy, choć ciężko w nie trafić, zwłaszcza mieczem, bo z łatwością paruje ataki żuwaczkami i coś co można nazwać... kolanem. Chyba najsłabsze miejsce. – mówiąc to Samwise pokazywał te i kolejne miejsca, o których warto wiedzieć, poruszał kończynami, prawdopoodbnie samemu będąc ciekaw co jeszcze odkryje, bowiem nie znał tej istoty zbyt dobrze. Wreszcie wziął się za pracę innego rodzaju, raz jeszcze uprzedzając Sherrin o nieprzyjemnych widokach.

Dziewczyny najwyraźniej to nie zniechęciło, gdyż podeszła do truchła, bezceremonialnie wyrwała swój bełt z mięśni stwora, oczyściła go o leżącą na podłodze szmatę (zapewne koc któregoś z nieszczęsnych krasnoludzkich zwiadowców) i włożyła do kołczanu.

Używając łyżkopodobnego narzędzia Sam odspoił oczy stwora od mięśni i nerwu wzrokowego. Oczyszczone gałki włożył do pojemnika z nieciekawie pachnącym płynem. Z większych oczu pobrał tylko fragment tkanki, następnie wziął się za kilka pazurów oraz fragment chitynowego pancerza, który oddzielił od ciała długim, giętkim nożem. Wszystko później wylądowało w torbie Samwise’a. Teraz mógł udać się na spoczynek i przygotować się na następny dzień, choć musiał jeszcze przygotować zaklęcia.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172