Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-01-2017, 19:02   #41
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Wyprawa się rozpoczęła. Zakończył się prolog, nastąpił czas na pierwszy akt. Wędrówkę w mroku, poprzez tunele świata pod światem, gdzie jakże żywy i artystyczny był ból! Wszechogarniająca cisza była początkowo nie do zniesienia, chciał ją za wszelką cenę przerwać, lecz wiedział, że tym sposobem popsuje całą aranżację, a do tego nie można było dopuścić. Irytujące był te malutkie skazy dźwięków zdobiące ten kryształ ciszy, lecz nawet jemu nie udawało się być nienagannym szlifierzem. Wszystkiemu wine były te flakoniki z miksturami trzymane w plecaku. Co i rusz przy którymś kroku brzęczały niemiłosiernie, wwiercając się swym wysokim dźwiękiem w sam środek umysłu.

Nie mógłby sobie wymarzyć chyba lepszej scenerii do kolejnego występu. Wszechogarniający kamień był niejako płótnem gotowym przyjąć malunek krwi umierającego, zaś cisza i sam tunel zapewniały niesamowitą akustykę, która wzmacniałaby krzyki! Byłby wręcz ogłuszające! Pod warunkiem, iż aktor byłby dobry, lecz tego po drowach był najzupełniej pewny. Jakże nie mógł się doczekać wspólnego występu na scenie Podmroku w scenie walki! A po wszystkim to on, jako największy aktor zostanie sam jeden na scenie! Delektując się wyżynami swych artystycznych umiejętności poprzez chłonięcie strachu z twarzy widzów, czerpiąc siłę z krzyków cierpiących oraz delektując się swym zwycięstwem!


Jego zniecierpliwienie zostało wynagrodzone. Oto bowiem przed sobą miał pierwszy zwiastun nadchodzącego występu. Rozczłonkowane ciała działały wręcz hipnotyzująco, przyciągały wzrok, nakłaniały do chwycenia łańcucha i rzucenia się w taniec bólu i cierpienia. Podszedł do miejsce masakry, przyklękając na jedno kolano, by w milczeniu wypisanym na bezustnej masce chłonąć atmosferę tego miejsca.

Początkowy zachwyt przeminął jednak tak szybko jak się pojawił. Oto bowiem dostrzegał w jak amatorski i bezładny sposób ciała te zostały ranione. Rany definitywnie świadczyły na to, iż zadanie ich sprawiało ranionemu wielki ból, lecz cóż z tego, skoro ci natychmiast wręcz ginęli? Nic! Toż to bowiem była kompletna amatorszczyzna! Tylko ktoś bez finezji, bez artyzmu w duszy zabija na raz i szybko! Do tego dochodziły te pojedyncze wielkie rany, zaś brakowało tych mniejszych. Nie było wielu zadrapań, zaś rozlew krwi stosunkowo niewielki.

Chciał znaleźć tego, który był autorem tej błazenady, którą tamten śmiał określić mianem masakry. To miała być masakra? Bez kakofonii krzyków, czy zdobiącej scenę krwi? Jakże bardzo chciał znaleźć tego, który to uczynił, by dać mu nauczkę. Pokazać, kto jest tutaj artystą i kto ma prawo do zadawania bólu i śmierci. Jego prośby znów zostały wysłuchane.

Jaszczury ruszyły do przodu, by odkryć obecność tego, który był odpowiedzialny za ten marny w wykonaniu występ.
Przywdział maskę wyrażającą niecne zadowolenie, zaś w rękach wylądował łańcuch. Łańcuch, który w mgnieniu oka zajął się płomieniami spowijając jego sylwetkę w piekielnych odcieniach czerwieni, pomarańczu oraz żółci. W stwora pomknęły pociski, zaś wielkolud powalił marnego aktorzynę łańcuchem. Uprzedził go, lecz on nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować ze swej roli w tym spektaklu.

Półmrok przecięła płonąca wstęga zostawiając za sobą ognistą smugę. Wstęga strzeliła czym bicz i owinęła się wokół jednego z ramion stwora. Rozgrzane szpikulce wbiły się w ciało tylko po to, by zostać zaraz wyrwane przez jedno błyskawiczne szarpnięcia. Za wstęgą pomknęły kawałki smażonego ciała oraz krew. Krew, która bombardowała swymi kroplami całą okolicę stwora.

Przez tunel przetoczył się ryk stwora, zaś zaraz za nim krzyk. Jakże pełen żywego bólu krzyk. Krzyk, który zwieńczył potyczkę, zakończył scenę. Łańcuch w jego dłoni zgasł, zaś on zbliżył się, by dostrzec, któż to wykazał się tym wspaniałym krzykiem. Jak się okazało była to ta zielonoskóra, która leżała teraz, zaś przy niej klęczał ten, który chciałby ukraść mu główną rolę.

- Był to wspaniały, pełen żywej ekspresji krzyk! Zaprawdę możliwe, że masz prawdziwy talent, nie ten amator tutaj - ostentacyjnie kopnął stygnące truchło. - Zero finezji, kompletny brak umiejętności aktorskich. - zrobił pauzę, po czym wrócił do druidki. - Wiele jeszcze ci brakuje, by osiągnąć pełny swój potencjał na tej scenie, lecz możliwe, iż to zrozumiesz i postarasz się nie zepsuć swego występu.
Ci, którzy to słyszeli zapewne pomyśleli sobie o jej mizernym wkładzie w walkę, lecz jemu chodziło o to, iż po tym krzyku nie zwijała się w spazmach bólu, by wreszcie skonać. Prawdzie aktorstwo nie znosi głupców, tak więc być może ta tutaj wykaże się przy następnej okazji.

Jak szybko znalazł się obok Skowyt, tak szybko ją opuścił, by znaleźć się obok Sama wydłubującego oko stwora.
- Po co to robisz? Ten marny aktorzyna i tak już zdechł. Nawet jakby żył to nie sądzę, by wykazał się czymś więcej, aniżeli przed chwilą. Jego występ był beznadziejny. Zupełny brak zrozumienia czym jest aktorstwo na polu walki.

Samwise spojrzał zdziwiony na zamaskowanego mężczyznę, uśmiechnął się półgębkiem i kręcąc głową w geście niedowierzania powrócił do oczyszczania oczodołu ze zbędnych tkanek. Faktycznie nie był to częsty widok i mógł wywołać zainteresowanie zmieszane z obrzydzeniem. Odezwał się po namyśle.
- … a jednak zainteresowało to widza - odpowiedział Aravonowi wyraźnie rozbawiony - pobieram... rekwizyty - wyjaśnił i odsłonił zęby w ironicznym uśmiechu.

- Nareszcie ktoś, kto myśli! - odrzekł Aravon słysząc odpowiedź. -Rekwizyty co? Taak… Rekwizyty to bardzo istotny element występu. Pozwalają odwrócić uwagę widzów, by mieć szansę do zaskoczenia, albo też nadają danej scenie odpowiednie wydźwięku. - skończył, po czym teatralnym gestem wyraził zastanowienie. - Planujesz wykorzystać je w jakiejś konkretnej scenie? - zapytał w końcu, po części z ciekawości, zaś z drugiej strony fakt, iż tamten będzie chciał sam zorganizować własny występ był niepokojący. Czyżby kolejna osoba z tej zbieraniny chciała zrzucić go z piedestału? Niech spróbuje! Wtedy to na własne oczy ujrzy wyższość prawdziwego artysty!

- Nie… - Samwise roześmiał się bezgłośnie i nieśmiało, po chwili jednak znów się odezwał. Ściszył głos, tak że trzeba było naprawdę wytężyć słuch by dosłyszeć co mówi. - Potrzebne są do pewnej tajemnej sztuki. - mówiąc to obejrzał pod światłem bijącego od ogniska gałkę i odłożył do pojemniczka z cuchnącym płynem.

Samwise miał zaprawdę sporo szczęścia, iż nie zamierzał starać się o główną rolę w tejże sztuce. W takich przypadkach nadwyraz często ci gorsi zostają zjednoczeni z odgrywanymi postaciami tak, iż nie są już w stanie żyć dalej.
-Szkoda - wyraził swój smutek na tą wieść, lecz wewnętrznie cieszył się z takiej, a nie innej odpowiedzi. - Tajemna sztuka? Pewnie mówisz o tych sztuczkach zwanych magią. Przereklamowana rzecz. Magia na scenie jest prostacka, błaha, brak jej niezbędnej ekspresji, ludzkiego oblicza. - zakończył swą tyradę

- Nie do końca magia, alchemia. - skorygował Arkanobiolog, po czym z zainteresowaniem skierował kolejne słowa do tego dziwnego człowieka - Nie miałem okazji zapytać… jak cię zwą?

-Jakże możesz nie wiedzieć!? Jak to możliwe, iż nie słyszałeś o Aravonie, największym artyście teatralnym na polu walki! - odrzekł z teatralnym oburzeniem.

- Moja matka była niegdyś trubadurką, ale nie słyszałem o tobie. Może nigdy nie zawitałeś do Waterdeep? - wskazał na zawieszone u pasa rekwizyty Aravona. - Zabawne… nosiła czasem podobne maski na występach. Ja jestem Samwise Avaron - przedstawił się Arkanobiolog, po czym przelotnie spojrzał na przysłuchującą się ich rozmowie Sherrin, która tylko uśmiechała się kpiąco.

- Znam takie przypadki, lecz nie jest to prawdziwe aktorstwo. Takie osoby nie potrafią zazwyczaj wyrazić niezbędnych emocji, zaś tematyka ich występów jest błaha, pozbawiona głębi i skupiająca się na zwykłym prostym szczęściu i powierzowchnej miłości. Prawdziwe uczucie może zostać oddane tylko w rozpaczy i bólu, w stracie. Ból jest bowiem zwierciadłem siły targających uczuć.

- Ciężko o lepszy sposób na wyrażenie uczuć od muzyki, ale nie będę się z tobą spierać, Aravonie - Samwise po tych słowach lekko zniechęcony dalszą rozmową ponownie zajął się swoją pracą.
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 06-01-2017 o 11:44.
Zormar jest offline  
Stary 06-01-2017, 15:34   #42
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Livenshyia była dumna ze swojego Żmija. Zazwyczaj był taki niepozorny, wędrujący tylko w pobliżu, można by nawet rzec, że wręcz nieśmiały do innych. Nie był również przyzwyczajony do sytuacji tak napiętych i niebezpiecznych, jakie ich teraz czekały, a mimo to ruszył do przodu. Być może odwagi dodał mu Strzęp, a może jednak Skowyt naprawdę go dobrze wyszkoliła, tylko to Liv go tak rozpieściła? Elfka po prostu pozwoliła być mu zwierzęciem i nie wymagała nigdy poświęceń. Po prostu chciała, aby żył, a nawet najmniejsza pomoc z jego strony była dla niej wystarczająca.
Wykrycie wroga, który dopuścił się rozerwania na strzępy przyjaciół Drawiego, było bez wątpienia czymś, co wprawiło Liv w dumę. Cała drużyna sprężyła się i dała z siebie ile mogła, osłabiając i raniąc wielkiego przeciwnika. Im więcej jednak osób znajdowało się blisko umbrowego kolosa, tym trudniej było sięgnąć strzałą jego, a nie sojusznika. Mimo iż wiele strzał dobyło celu, parę z nich chybiło, przelatując tuż obok, a to wszystko przez to, że elfka starała się nie skrzywdzić nikogo ze swoich. Co ciekawe, stwór został dość szybko zgładzony.

Kobieta pierwsze co zrobiła, to podbiegła do leżącej Skowyt. Obok niej były już inne osoby, pomagając w leczeniu. Liv ukryła swe zdziwienie, jednak nie ukrywała zadowolenia. Nie spodziewała się bowiem po innych, że bez większego kręcenia nosem zechcą udzielić orczycy pomocy.
- Dziękuję Ci bardzo. - zwróciła się do Aaraba Zaraq'a, który po wyleczeniu Skowyt zaczął odchodzić. Rudowłosa jednak nie planowała go zatrzymywać, a jedynie wyrazić wdzięczność. To co robił Sam zaciekawiło ją tylko na moment, gdyż podbiegający do niej Żmij całkowicie pochłonął resztę uwagi. Trącił swoją właścicielkę pyskiem, jakby ciesząc się, że nic jej nie jest.
- Witaj Bestyjko, ale byłeś dzielny, co? Grzeczny Gad - poklepała go po łbie, który dinozaur nastawił z nieukrywaną radością. Jego gruby ogon zawirował na moment.
Livenshyia oddaliła się od truchła umbrowego kolosa, aby udać się w miejsce śmierci krasnoludów. Przykro jej było, że Dwari napotkał takie widoki i teraz jeszcze musiał się uporać z w miarę godnym dla braci pochówkiem.
- Jeśli mogłabym jakoś pomóc, Dwari, to mów śmiało. - chciała dodać coś jeszcze, ale powstrzymała się. Nie była pewna stosunku, jaki krasnolud ma do jej rasy, więc wolała przynajmniej nie pogarszać sytuacji. Domyślała się jednak, co może on teraz czuć, gdyż w walce z faerimmami również straciła niejednego przyjaciela.

W kwestii odpoczynku, Liv wolała się dostosować do innych. Tutaj czy kawałek dalej, niewiele dla niej znaczyło, a mimo to uważnie zaczęła badać okoliczne skały, szerokość przejść oraz most nad przepaścią. Przechadzała się niespiesznie, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś ją obserwuje czy nie. Żmij podążał za nią krok w krok i udając, że też pomaga, wąchał skały i lizał kamienne ściany, krzywiąc się przy tym nieznośnie.
- Właściwie, wygląda na to, że tutaj będzie bezpiecznie. Ten teren przynajmniej już znamy, nie wygląda też na to, by teren ten był odwiedzany przez niebezpieczne pająki czy robactwa, zaś most nie jest też szeroki, więc pewnie od tej strony mamy przewagę. Mogę wziąć jedną z pierwszych wart, rozpalić ognisko w miejscu, w który będzie dobrze się utrzymać, jednocześnie nie być nadto widocznym wabikiem. - nie była pewna, czy ktoś ją słucha, choć starała się mówić do ogółu. W ostateczności nie czekając na żadne przytakiwania, po prostu zabrała się do roboty, aby każdy mógł skorzystać z ciepła płynącego z ogniska.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 07-01-2017, 22:38   #43
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Kopalnie Mithralu, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
13 Uktar, Świt

Podnoszący się z ziemi umbrowy kolos zawył głośno, a jego potężny ryk odbił się z echem od grubych ścian podziemnego korytarza i dał się usłyszeć wieleset metrów dalej. Nim jednak monstrum zdołało zaszarżować na zaskoczonych awanturników, dwie wystrzelone z łuku elfki strzały, przecięły z głośnym świstem powietrze, odnajdując lukę w jego chitynowym pancerzu. Niespodziewane ukąszenie zachwiało umbrowym kolosem, co sprytnie wykorzystał A'arab Zaraq. Zakończony kolcami łańcuch naprężył się w mocarnych dłoniach paladyna, by ułamek sekundy później zaczepić się z trzaskiem wokół potężnych ramion potwora. Zbiegło się to w czasie z utkaną przez Revaliona mistyczną inkantacją, która wyzwoliła z jego dłoni promień wysysającej siły witalne energii. Trafił on prosto w pierś potężnego przeciwnika i mocno nim wstrząsnął.
Osłabiony czarem umbrowy kolos uniósł nieporadnie swe ciężkie, obwiązane łańcuchami, przednie kończyny z zamiarem opuszczenia ich na głowę rycerza, kiedy ten niespodziewanie szarpnął z całych sił za wykonane z zimnego żelaza łańcuchy i powalił olbrzyma w widowiskowym pokazie nadludzkiej siły. Jedynie bardziej obeznani w sztukach tajemnych dostrzegliby, że sporo zasług miał w tym zaklinacz i jego potężne zaklęcie, ale dla walczących towarzyszy A'arab Zaraqa, widok upadającego potwora zadziałał jak zachęta do przypuszczenia otwartego ataku. W przeciągu niespełna kilku uderzeń serca, bohaterowie otoczyli ze wszystkich stron umbrowego kolosa, zasypując go nawałnicą ciosów, a kiedy ten zaczął się powoli podnosić z ziemi, paladyn swobodnie poluzował kolczasty łańcuch i cofnął dwa jego końce z powrotem do siebie, szykując się do kolejnej próby powalenia.
Kiedy olbrzym wyprostował się, za plecami miał już okładającego go twardymi jak skała pięściami Cliffa, a przed sobą, w zasięgu jego potężnych ramion, kilku nowych przeciwników. Bestia zamachnęła się niedbale w ich stronę, lecz był to jedynie sprytny manewr, mający za zadanie zepchnąć wrogów w odpowiednie miejsce, aby móc później dobić ich jednym celnym uderzeniem. Awanturnicy rzucający się na ziemię przed zamaszystym atakiem, uczynili dokładnie to, czego wymagał od nich umbrowy kolos, lecz jego drugi cios, który miał rozgnieść najemników jak karaczany, został niespodziewanie powstrzymany przez paladyna. A'arab Zaraq zatrzymał spadającą na najemników pięść swoim łańcuchem, który ze świstem zakręcił się wokół łapy potwora. Mocne szarpnięcie zachwiało olbrzymim przeciwnikiem, którego jednocześnie zaatakowały dwa żądne krwi teropody.
Korzystając z okazji, Strzęp wskoczył na plecy umbrowego kolosa i zaczął swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami rozdzierać chitynowy pancerz. Szybko jednak musiał odskoczyć, aby uniknąć nadlatujących szponów umbrowego kolosa. Paladyn spróbował raz jeszcze przewrócić swego przeciwnika, napierając mocniej na łańcuch, lecz ten wykazał się nadzwyczajną inteligencją i gwałtownym szarpnięciem starał się rzucić rycerzem o znajdującą się tuż obok wapienną kolumnę. A'arab Zaraq zdołał w ostatniej chwili wypuścić swoją broń, unikając wyrzucenia w powietrze.


W międzyczasie posypały się kolejne strzały, które z impetem ugrzęzły w chitynowym pancerzu potwora. Aravon widząc łatwość z jaką paladyn utracił swoją broń, niemalże błyskawicznie doszedł do wniosku, że to jemu jest pisana “główna rola” w owym makabrycznym teatrze i przejął inicjatywę, zaczynając chłostać potwora kolczastym łańcuchem, pod którym chitynowy pancerz pękał z taką samą łatwością, co skóra pod batem kata.
Tymczasem atakowany ze wszystkich stron umbrowy kolos szybko zrozumiał, że jego los jest już przesądzony. Czarna krew tryskała z dziesiątek ran, a przeciwnicy na każdy jego cios odpowiadali lawiną swoich. Chitynowy pancerz w przeciągu kilku chwil został pokryty rozległą siatką pęknięć, a miejscami ziały w nim ogromne, ociekające śluzem dziury. Mimo niechybnego końca, potwór nie miał zamiaru poddać się tak łatwo. Ostatnim przypływem sił postanowił zabrać ze sobą jeszcze jednego mieszkańca powierzchni i nawet nie musiał się długo zastanawiać nad wyborem odpowiedniej ofiary. Świdrujące spojrzenie olbrzyma spoczęło na walczącą z nim Skowyt, która za pomocą swojej przesyconej magią buławy próbowała ściągnąć go z nóg, aby móc ostatecznie dobić. Stojąc najbliżej potwora, stała się dla niego celem brawurowego ataku.
Umbrowy kolos wezbrał w sobie pozostałe resztki sił i wyskoczył wysoko w górę, lądując masywnymi odnóżami na klatce piersiowej zaskoczonej orczycy, która nie miała najmniejszych szans, aby odeprzeć ten lekkomyślny atak. Mimo, że wszyscy najemnicy bez chwili zawahania rzucili się na pomoc druidce, potwór nie poprzestawał w atakowaniu jej, kompletnie ignorując spadające na niego ze wszystkich stron ciosy. Potężne, zakończone pazurami łapy opadały w dół, wprost na przygwożdżoną druidkę, która krzyczała i wierzgała się we wszystkie strony. Rozrywana na strzępy przez brutalną siłę olbrzyma, porównywalną do pracy maszyny górniczej, Skowyt w końcu straciła przytomność z bólu i gwałtownego upływu krwi. Niedługo po niej legł umbrowy kolos, kiedy to rozpędzona Sherrin odbiła się od pleców paladyna i w akrobatycznym wyskoku wylądowała na karku potwora, zatapiając w nim ostrze rapiera zanim ten zdołał dobić śmiertelnie ranną druidkę. Bestia zawyła wtedy po raz ostatni i z głośnym łoskotem zwaliła się na kamienne podłoże, wzniecając w powietrze tumany kurzu.


Musiało minąć wiele godzin i jeszcze więcej zaklęć leczących, nim udało się przywrócić Skowyt do stanu używalności. Magia zasklepiła większość ran, ale bolesne sińce oraz miejscowe krwiaki pozostały, przypominając druidce jak bardzo blisko śmierci się znalazła. W czasie kiedy ona wypoczywała pod czujnym okiem Strzępa, reszta awanturników w towarzystwie krasnoludzkiego zwiadowcy, rozłożyła obóz po drugiej stronie mostu. Znająca się na podziemiach tropicielka zdołała nawet przynieść nadający się na opał materiał, który niegdyś musiał należeć do trzonka wielkiego grzyba (niektóre z nich potrafiły sięgać nawet kilku metrów wysokości), ale po obumarciu zdążył wyschnąć na tyle, że dało się wykorzystać go jak drewno opałowe.
Po rozpaleniu ogniska jednogłośnie postanowiono, że przed zejściem w głąb kopalni wypoczną i zregenerują nadwątlone podróżą oraz walką siły. Krasnolud po zebraniu szczątków swych towarzyszy i zasypaniu ich gruzem, dołączył do reszty najemników. Kiedy Livenshyia przejęła wartę, rozsiadając się wygodnie na głazie znajdującym się nieopodal przepaści, skąd był dobry widok na most i dalszą część jaskini, Dwari zaczął opowiadać o czekającym ich wyzwaniu. Mówił na tyle głośno, aby usłyszała go znajdująca się kilka metrów dalej elfka.
- Przed wami znajduje się tunel biegnący przez czterysta metrów w głąb ziemi. Prowadzi on bezpośrednio do kopalni mithralu - zaczął poważnym głosem krasnoludzki zwiadowca.
- Kopalnie to teren sporny, który w przeszłości często wpadał w ręce drowów lub duergardów, zatem miejcie się na baczności. Obecnie obowiązuje między tymi rasami pakt wzajemnej nieagresji, ale to tylko kwestia czasu zanim jedna ze stron zdradzi drugą, więc może jeśli uda się wam jakoś przekonać szare krasnoludy do współpracy, to będzie wam odrobinę łatwiej. Tylko nie przyznawajcie się skąd przychodzicie i jaki jest wasz główny cel… - ostrzegał Dwari, by w końcu przerwać swój monolog, aby sięgnąć za pazuchę po ręcznie wystruganą fajkę. Warto nadmienić, że była ona dość topornie wykonana, ale główka była na tyle duża, że można była wepchnąć tam całkiem sporo suszonych ziół i o to w tym wszystkim chodziło. Krasnoludy na ogół bardziej cechowała skłonność do tworzenia rzeczy użytecznych, zaś materialne piękno zawsze było cechą drugorzędną.
- To nie jest zbyt duży teren, więc nie powinniście się pogubić, ale są jeszcze dwa inne tunele, o których musicie wiedzieć - przemówił zwiadowca kiedy w końcu uporał się z rozpaleniem fajki. - Oba prowadzą do kopalni, ale tylko jeden z nich doprowadzi was do kryjówki drowów. Wejdziecie tunelem od południowego wschodu, zaś tunel prowadzący do zamieszkałej przez drowy enklawy znajduje się w południowo-zachodnim rejonie kopalni. Udając się z tamtego miejsca na północ, traficie do korytarza, który doprowadzi was do placówki duergardów. Dostanie się do enklawy zajmie wam około godziny, lecz jeśli chcecie spotkać się z przedstawicielami kupieckich klanów szarych krasnoludów, to czeka was nieco dłuższa wędrówka i nie obiecuję, aby była ona warta zachodu. Szybkim tempem powinno wam to zająć jakieś trzy godziny - kontynuował Dwari, co rusz spoglądając spod krzaczastych brwi na każdego z obecnych przy ognisku.
- W kopalniach powinniście spotkać przede wszystkim zniewolonych przez drowy przedstawicieli wszelkich maści goblinoidów, a także kilku nadzorujących ich mrocznych elfów. Moi zwiadowcy, jak sami dobrze wiecie, nie żyją, zatem sytuacja mogła się w tym czasie dramatycznie zmienić, a my o tym nic nie będziemy wiedzieć, ale dotychczas szare krasnoludy nie miały wstępu do kopalni. Z tego co wiem, to planowali poszerzyć sztolnie na północ stąd, ale niestety nie znam szczegółów ich umowy z drowami. W każdym razie, działaniami mrocznych elfów kieruje wiele osób, ale interesują was przede wszystkim dwa imiona; Quarra Xolarrin i Amandracul. Ta pierwsza to wysoka kapłanka Lloth, która założyła poświęconą pajęczej królowej świątynię w jaskini znajdującej się nieopodal enklawy. Amandracul to potężny czarodziej, który nadzoruje enklawę i połączoną z nią kopalnię. Oboje muszą zginąć, a jeśli dowiecie się przy okazji co się stało z ekspedycją Dagny, to tym lepiej dla was, bo nasz król jest bardzo hojny i sowicie nagradza dobrze wykonaną robotę - powiedział krasnolud, po czym niespodziewanie wstał, otrzepując spodnie z pyłu i zwrócił się do wszystkich:
- To wszystko co żem miał wam do powiedzenia. A teraz idźcie spać. Pierwszą wartę trzymam ja i tropicielka. Livenshiya pilnować będzie mostu, a ja drugiego końca tunelu. Później się zmienimy - Tak jak powiedział, tak też uczynił i nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, Dwari ruszył tunelem, z którego przybyli. Po oddaleniu się na kilkanaście kroków, zniknął im z oczu, wraz ze zakręcającym pod ostrym kątem podziemnym korytarzem, którego koniec ginął w ciemnościach.


Kopalnie Mithralu, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
13 Uktar, Późne popołudnie

Czas w Podmroku płynął własnym tempem i nie sposób było go zmierzyć za pomocą metod znanych z powierzchni. Było to miejsce wiecznych ciemności i nieskrępowanej ciszy, którą tylko od czasu do czasu przerywał odległy szmer, przypominający o zagrożeniach czyhających w cieniach tego bezkresnego labiryntu podziemnych korytarzy. Nie było słońca, księżyca, ani gwiazd, za pomocą których można było określić swoje położenie czy nawet aktualną godziną. Ciężko było przywyknąć do takich warunków podróży, a co dopiero spędzić cały swój żywot w tak okrutnym i niebezpiecznym miejscu. A jednak znalazły się odważne rasy, które za swój dom obrały czeluści Podmroku i niemalże wszystkie z nich trawiła jakaś skaza na duszy, która wypaczała ich obraz w oczach mieszkańców powierzchni. Być może to właśnie z obawy o własną duszę, krasnoludy unikały budowania siedzib zbyt głęboko w trzewiach ziemi, preferując wykute w szczytach gór warownie. Niezależnie od prawdy, trudno było powstrzymać myśli od wpływu jaki wywierał Podmrok na umysł nieprzywykłego do podziemi człowieka, a ten z całą pewnością był przytłaczający.
Miliony ton skał wiszących ponad głową, wieczna klaustrofobia i duchota, a także świadomość, że znajdują się daleko od domu i ich krzyków nie usłyszałby nikt o dobrych zamiarach, nie wpływały najlepiej na samopoczucie awanturników. Po długim odpoczynku pozbierali swoje rzeczy i pożegnali się ze zwiadowcą, który obiecał wrócić do nich, kiedy upora się z ciałami swoich towarzyszy. Powiedział też, że będzie czekać przy moście i wypatrywać ich powrotu przez następny tydzień. Jeśliby w tym czasie nie pojawili się, wtedy uzna ich za martwych, bądź zaginiony i przekaże ponure wieści królowi, który w następstwie poinformuje ich przełożonych, a także wypłaci rodzinom należne odszkodowanie, wynoszące jedną czwartą obiecanej nagrody.
Pokrzepieni, a może przerażeni tą wizją, awanturnicy przekroczyli most i ruszyli długim tunelem w głąb Podmroku. Po drodze minęli wiele drewnianych wsporników, skręcili kilka razy wytyczoną przez górników ścieżką i trafili do oświetlonego przez pochodnie korytarza, który prowadził stromo w dół i zakręcał jakieś kilkadziesiąt metrów przed nimi. Zachęceni nagłą poprawą widoczności ruszyli przed siebie, by w końcu wyjść z tunelu i trafić do osławionych kopalń mithralu.


Wbrew ich oczekiwaniom, miejsce to niewiele różniło się od podobnych jaskiń. Otaczające ich skały nie były ponaznaczane żyłami drogocennego metalu, a wszędzie wokół waliły się porozrzucane górnicze narzędzia, które świadczyły o tym, że ktokolwiek tu pracował, musiał ratować się ucieczką w pośpiechu. Przed sobą mieli korytarz prowadzący na północ, był też jeszcze jeden, który prowadził na zachód, lecz był on w całości zawalony wszelkiej maści rupieciami oraz gruzem, którego usunięcie trwałoby zdecydowanie zbyt wiele czasu, aby w ogóle móc rozważać taką opcję. Jedyne przejście było oświetlone pochodniami, lecz nie w całości, bo reszta kopalni wydawała się być pogrążona w kompletnych ciemnościach. Tunel prowadzący na północ zakręcał po kilkunastu metrach i wpadał do większej komory, z którą musiały łączyć się pozostałe korytarze, lecz dokąd one biegły i co się tam znajdowało, tego awanturnicy nie byli w stanie stwierdzić bez ruszenia w wyznaczonym przez górników kierunku.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-01-2017 o 22:53.
Warlock jest offline  
Stary 10-01-2017, 12:01   #44
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Z początku Livenshyia ukucnęła przy gruzowisku, aby go przeszukać, niespiesznie odkładając kamień po kamieniu i w skupieniu przegrzebywać stos. Szybko jednak zauważyła, że nie była sama w tym pomyśle, więc odpuściła. Nie zależało jej na znaleziskach, to też nie miała zamiaru się szarpać i popychać, kto pierwszy coś znajdzie. Podniosła się na równe nogi i w milczeniu obejrzała dookoła. Spojrzała co robią inny i kto czym się zainteresował, a że jedyne co usłyszała, to pomysły bez działania, postanowiła sama się zakraść i sprawdzić, co kryje się w dalszych częściach korytarza. Jak się okazało, było wiele przejść, w tym jeden koniec korytarza zajęty został przez gobliny. Elfka natężyła słuch i skupiła spojrzenie, mrużąc przy tym zielone oczy.

- Jest tam garstka goblinów - szepnęła kiedy wróciła do oczekującej grupy
- Mieli zaczaić się od wschodu na krasnoludy, ale stwierdzili, że i tak nie żyją, więc nie przyjdą... - spauzowała na chwilę, próbując przerobić tępą wymianę zdań na wartościowe informacje.
- Ale na północny korytarz chcą wysłać ogry, ponoć stamtąd mają przyjść szare krasnoludy - zakończyła tym samym, dodając wzruszenie ramion do ostatniego słowa. Gobliny zawsze mówiły w sposób głupi, więc Liv, mimo iż rozumiała ich mowę, często nie była pewna, jak przekazać innym te informacje. Tym razem jednak uważała, że poradziła sobie z tym świetnie. Chciała nawet coś jeszcze dodać, ale nagła burza mózgów, jaka się rozpoczęła, sprawiła, że elfka nie mogła dojść do słowa. Próbowała otwierać usta, aby coś przekazać, jednak za każdym razem przerywał jej szept innej osoby. Robił się raban, a to się Liv nie podobało, wolałaby jednak, aby gobliny nie wiedziały o ich obecności.

- Durny pomysł - bąknęła pod nosem, kiedy A'arab Zaraq powiedział swoje. Nie wiedziała, że te słowa przebiją się i inni je usłyszą, ponieważ jakoś wcześniejszych nie słyszeli. Zaczerwieniła się na policzkach, zrobiło jej się głupio. Te spojrzenia, choć w jej mniemaniu były zdziwione takim podsumowaniem, zdawały się z nią zgadzać. Być może nie była jedyną, która tak powiedziała, tylko w dużej ilości szeptów ciężko było dojść do porozumienia.
- Pomysł Sam'a jest najlepszy bezdyskusyjnie. Sherr zaproponowała go osłaniać, też wspaniale. W razie gdyby pokraki was zauważyły, jestem w stanie zablokować korytarz pnączami... Skowyt też będzie mogła. Tak więc nic wam się nie stanie, a pomysł świetny - pochwaliła na koniec Samwise'a, dodając do tej wypowiedzi swój uprzejmy uśmiech. I w sumie od tego momentu wszystko poszło by jak z płatka, gdyby nie paladyn, który wyminął wszystkich ostentacyjnie i pobrzękując swoją błyszczącą zbroją, ruszył na gobliny. Huk trąby rozniósł się po korytarzach jaskini, a otwarta dłoń Livenshyi klapnęła cicho o jej własne czoło. Nie miała słów na określenie osoby, która naraża słabszych na niebezpieczeństwo. Miała nadzieje, że zdąży pomóc Samowi i Sherr, nim gobliny zrobią im krzywdę.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 10-01-2017, 14:35   #45
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Miejsce w którym się znaleźli niedługo po wyruszeniu nazajutrz dzień, należało do jednego z tych, które skrywało w sobie zapomnianą opowieść. Porzucone w nieładzie i pośpiechu przedmioty świadczyły o nagłym wydarzeniu, które zmusiło minionych gości do ucieczki. Zawalony korytarz był oczywistym powodem. Jednak w tym miejscu najwyraźniej było to tylko półprawdą. Samwise w milczeniu wskazał osmalone plamy w sklepieniu, w miejscach gdzie powinny stać podpory. Ktoś celowo zasypał ten korytarz. Dlaczego?

Arkanobiolog zaciekawiony odkryciem podszedł do ściany gruzu, by bliżej poznać historię tego miejsca. Chłopak ten zawsze cechował się dobrym słuchem. Nie tylko muzycznie, ale także jeśli chodzi o jego czułość, dzięki tej wrodzonej zdolności dosłyszał przytłumiony szmer, w którym rozpoznał prosty, obcy język. Podzielił się tym odkryciem z elfką, kiedy ta mówiła o tym co sama usłyszała. Wyglądało na to, że grup faktycznie było więcej. Na ich szczęście byli skłóceni.

Samwise zaproponował by zakraść się w stronę skłóconych goblinów i wykorzystując ich swarliwą naturę doprowadzić do „bratobójczej” walki. Miało temu posłużyć zaklęcie, które staranie studiował już po tym jak nasze drogi się rozeszły. Byt niedostrzegalny w żaden znany mi sposób, byt bez kształtu, bo i jak określić kształt wiatru? Zaklęcie niedoceniane, bowiem nie tak łatwo znaleźć dlań zastosowanie, lecz użyte w odpowiedni sposób potrafiło przynieść znaczne korzyści. Miało być jak ten kij wsadzony w mrowisko. W taki sposób właśnie najczęściej pracuje Samwise – wykorzystać wady i niekompetencje przeciwnika.


Samwise przytknął zamkniętą dłoń do ust, w której trzymał kawałek kory, owinięty sznurkiem lnianym i dla stłumienia dźwięku objął ją drugą dłonią. Wypowiedziawszy kilka słów w języku Auran, dmuchnął z siłą. Z dłoni unosiły się smugi powietrza. Odsunął twarz. Powietrze wokół postaci Samwise’a zawirowało i zafalowało, mierzwiąc jego rude włosy. Potem smugi rozpłynęły się, przekształcając w plamę przypominającą zmącone powietrze pustyni, by po chwili rozpłynąć się całkowicie.

Tylko ledwie oddczuwalny ruch powietrza, wskazywał, że coś porusza się obok Arkanobiologa. Sherrin, biegła w sztuce cichego poruszania, ruszyła wraz z nim. Niejednokrotnie wyczuwała lekki podmuch, jakby coś przechodziło obok niej, lecz nie mogła mieć pewności czy za każdym razem to ów tajemniczy byt był tego przyczyną.


Oboje starali się zachować jak najciszej. Skąd jednak miał wiedzieć, że równią chyba tylko goblinom niesubordynacją wykaże się A'arab Zaraq. Gdy dowiedziałem się o tym, miałem nadzieję, że Samwise opuści tę drużynę. Narażanie w tak nierozsądny sposób swoich towarzyszy nie mogło iść w parze z powodzeniem misji i bezpiecznym powrotem. Nie wiem czy w podobny sposób spojrzeliby na to moi przełożeni, ale gdybym to ja decydował, skorzystałbym z amuletu, by powrócić na Wyspę Mgieł. Jestem pewien, że i on o tym myślał.

Szczęk zbroi uparcie kroczącego paladyna zwrócił uwagę nie tylko Sherrin i Samwise'a, ale także ich przeciwników.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 10-01-2017 o 14:41.
Rewik jest offline  
Stary 10-01-2017, 17:02   #46
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Pierwszą potyczkę mieli za sobą. Przyszła drużynie z taką łatwością, że Revalion nawet nie spostrzegł się kiedy to wszystko się odbyło mimo, iż Skowyt niemalże przypłaciła tę akcję życiem.
Jedyne o czym Zaklinacz marzył w tamtej chwili to postój i odpoczynek - tak długo wędrowali, że nóg własnych nie czuł. Przysłuchiwał się jednym uchem temu, co krasnolud mówił po rozbiciu “obozu”, bo jednocześnie skrobał w swoim dzienniczku. Przez chwilę też spanikował, bo nie mógł znaleźć książki o Podmroku wśród swoich rzeczy, ale musiał sobie w końcu przypomnieć, że oddał ją Cliffowi. No i nici z bajki na dobranoc.

~*~


Pożegnawszy się z krasnoludem ruszyli wgłąb tunelu i doszedli do rozgałęzienia - a raczej iluzji rozgałęzienia, bo jedna z odnóg była zawalona. Pierwsza osoba zaczęła mówić szeptem, druga kontynuowała cichy ton, więc i zaklinacz zastosował się do pozostałych. Ktoś zasugerował wykrycie magii w okolicy, co natychmiastowo przypomniało Revalionowi o otrzymanej wcześniej różdżce służącej właśnie ku temu.
- Odrzucenie. - Powiedział po chwili, wyczuwając aurę magiczną. - Tam pod gruzami jest coś z aurą odrzuceń. To zwykle oznacza magiczny pancerz, warto by…
Nie dokończył, gdyż w tym samym czasie Livensyia wróciła z krótkiego zwiadu i poinformowała o goblinach. Revalion zaczął wtedy układać różne plany działania związane ze skradaniem, wykorzystaniem Paskudowego zwiadu i innych możliwych rozwiązań. Nie zauważył nawet kiedy inni zdążyli już ułożyć swoje własne plany i wprowadzić je w życie.

Tego, że A’arab Zaraq po prostu pójdzie do goblinów zaraz za skradającymi się Sherrin i Samwise przewidzieć zaklinacz nie mógł. Znaczy mógł, ale tak… irracjonalne rozwiązania zwykł z góry odrzucać. Pozostawało w tamtym momencie już tylko modlić się o sukces w otwartej walce i improwizować.
 
Gettor jest offline  
Stary 10-01-2017, 23:42   #47
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Śmiały plan osaczenia gobosów w blaszanym garniturze nie powiódł się. Malkontentów było zbyt wielu i siła złej woli owe dzieło do klęski doprowadziła. Nie mogło być inaczej. Czy paladyn odczuł z tego powodu zawód, tego Cliff nie wiedział. W zasadzie delikatnie mówiąc leżało to na samym dole jego listy aktualnych zmartwień. Pierwszym miejscem zawładnął zielony trębacz i to co na ów zew przybędzie.

Chciał przepchnąć się między towarzyszami, lecz przyjazne kłapnięcie zębów rozochoconego zbliżającą się walką jaszczura skłoniło go do obrania innej drogi. Skoczył na ścianę i odbiwszy się przefrunął nad Skowyt. Wylądował pewnie tuż za plecami pokurcza. Nie silił się na finezje, złapał jedną dłonią za brodę, druga za tył głowy i przekręcił. I tak drużynowy Artysta nie patrzył, więc po co było kunszt marnować? Truchło osunęło się na ziemię.

*

Z ziemi wychnęło setki, a nawet tysiące macek i pnączy. Akurat na czas by schwytać lub spowolnić kilku nowych wrogów. Wyjątkowo brzydki, więc jak na ogra całkiem przeciętny, osobnik dobrnął przez czepiające się go pnącza aż do wylotu tunelu.
Cliff przeturlał się błyskawicznie w jego kierunku. Szybkim kopem w bok kolana zmusił go do klęknięcia, by sekundę później potężnym hakiem ponownie go wyprostować. Pożółkłe kły zagrzechotały odbijać sie od ścian.
- Paladynie, dobij gnoja! - wydarł się.
 
Mike jest offline  
Stary 12-01-2017, 10:32   #48
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wędrówka wąskimi kopalnianymi korytarzami nieco szargała nerwy Sherrin, zwłaszcza gdy ta wyobrażała sobie opisane przez Dagnę potwory czające się pod sufitem. Na szczęście sufit był nisko, a sama kopalnia nie różniła się wiele od tej, w której raz była gdy gościła w Twierdzy Feldabar. Co prawda tam byli "na płyciźnie", jak określały to krasnoludy, ale i tak było wystarczająco głęboko.

W trakcie wędrówki młoda zabójczyni osłaniała tyły, a gdy dotarli do rozwidlenia zajęła się przeszukiwaniem groty. Plączonożny worek był niezłym znaleziskiem, przydatnym w wąskich korytarzach, a magiczna aura znaleziona przez czarodzieja sugerowała cenne odkrycie. Tyle że pod rumowiskiem.
W tym czasie Livenshyia zrobiła zwiad. Jak na elfa całkiem nieźle odnajdywała się w ciasnych tunelach, aż dziw brał. Przyniesione przez nią wieści wywołały gwałtowną przyciszoną dyskusję w drużynie. Każdy miał jakiś pomysł; co jeden to bardziej wydumany. Na szczęście Samowi udało się przebić ze swoim planem, Sherrin go poparła, a Liv przyklepała. Wydawało się, że reszta drużyny również.

Niestety gdy para młodych skradała się w stronę goblinów okazało się, że paladyn ma nieco inny plan na rozprawienie się z goblinami. Sherrin nie wiedziała do końca jaki i mało ją to obchodziło w chwili, gdy po korytarzach rozszedł się ogłuszający dźwięk rogu. Niewiele myśląc cisnęła w gobliny kleistą substancją, która oblepiła jednego z nich.
- Wycofaj się! - warknęła do Sama, lecz ten miał chyba inny pomysł, gdyż mamrotał pod nosem jakieś zaklęcie czy modlitwę... Przynajmniej od jego działań zrobiło się jaśniej. Sherrin z rozpędu zadźgała drugiego goblina; potem zaś przesunęła się wraz z Samwisem nieco bliżej paladyna. Skoro skrewił to niech ich teraz osłania! Kolejny atak nie przyniósł oczekiwanego trafienia, lecz za to młodzieńcowi udało się ukatrupić jakiegoś zielonoskórego. W tym czasie inni czarowali i siekli w sąsiednich korytarzach, próbując - z całkiem niezłym skutkiem - powstrzymać nadciągającą falę ogrów i goblinów. Sherrin znów zmieniła pozycję, skupiając się na flankowaniu wrogów związanych walką z członkami Srebrnej Gwiazdy.

Walka trwała.
 
Sayane jest offline  
Stary 12-01-2017, 21:09   #49
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Tunele kopalniane nie mogły się umywać do tych wydrążonych czystym złem Podmroku. W porównaniu z tamtymi te były brzydkie, zupełnie bez tej atmosfery towarzyszącej dotychczasowej wędrówce. Po prostu tunele te nie nadawały się do tego, by można było w nich urządzić godziwy spektakl.

Nie poprawiła sytuacji wieść o grupie przeciwników, a do tego i możliwych ograch. Po prawdzie nigdy jeszcze nie urządzał pokazu z ogrami. Zaprawdę mogłoby to być nie lada wyzwanie, ale i efekty mogłyby być zaprawdę zacne. Niemniej scenografia temu nie sprzyjała. Do tego jeszcze oświetlenie było byle jakie, ba wręcz go nie było, a coś takiego przeważnie źle wpływa na odbiór przedstawienia, zwłaszcza, gdy nie jest to ścisłym elementem scenariusza.

Wracając do przeszkody w postaci goblinów to rozpętała się iść zażarta dyskusyjka. Niemalże wszyscy mieli jakieś pomysły, także i on nie mógł w tym przypadku pozostać dłużnym, wszak znalazłby się poza zainteresowaniem. Wreszcie jednak została przyjęta jakaś strategia i po prawdzie dobrze. Nie miał zbytniej ochoty na potyczkę z byle goblinami. Słabe to i bez predyspozycji do godziwego wyrażania cierpienia.



Aravon zaniósł się śmiechem, gdy tylko zobaczył co też zrobił jegomość w puszce. W tej chwili miał już praktycznie pewność, iż ktoś tak głupi nie zdoła go wygryźć. Ten oto bowiem jegomość nie pojmował zupełnie czym jest w aktorskim fachu finezja, delikatność, czy oszczędność w ruchach! Oto bowiem bez stylu, elegancji, czy czegoś innego ruszył ku goblinom, a tym samym zaraz rozbrzmiał róg, a zaraz za nim pojawiły się cięższe kroki. Czyżby... ogry?

zaprawdę może to starcie nie będzie takie bezwartościowe, jak początkowo zakładał. Przetestowanie odruchów cierpiących ogrów będzie zupełnie czymś nowym. Jedynym w swoim rodzaju. Czymś interesującym. Nastąpiła chwila, by przyjrzeć się nowym stażystom!

Łańcuch zjednoczył się z płomieniem jego pasji...
 
Zormar jest offline  
Stary 12-01-2017, 23:48   #50
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Sny przyszły nieproszone. Wypełnione ogniem i cierpieniem. Niekończąca się udręka dla ciała. Nieskończone tortury umysłu uwięzionego w jednym momencie, przeżywającego wciąż na nowo jedną tylko chwilę…
Ognisty krajobraz roztaczał się wszędzie gdzie tylko sięgał wzrok. Góry pluły ogniem i dymem, miast rzek płynęły roztopione skały. Smród palonych ciał sprawiał, że nawet oddychanie było tu torturą. I nie było nadziei, ani na uwolnienie ani na śmierć. Władcy tego przeklętego miejsca postarali się aby wszystko toczyło się podług ich woli. A jednak…
Obudził się, zlany potem który niemal natychmiast wyparował z poczerniałej skóry. Przez chwilę jeszcze pod powiekami tańczył mu czerwony blask pradawnych gór ognistych, lecz i on zgasł w odmętach niepamięci. Pozostało tylko nieprzyjemne uczucie zaszczucia i beznadziei, lecz i one powinny odejść gdy tylko poświęci się swoim obowiązkom.

Kilka głębszych oddechów upewniło A’arab Zaraqa, że nocny koszmar ma już za sobą. Wstał i kilkoma ćwiczeniami rozruszał mięśnie. Sprawdził zbroję po czym poprosił stróżujacego krasnoluda o pomoc w jej założeniu. Pancerz, nawet magiczny, miał niestety to do siebie, że nie można go było założyć bez asysty innej osoby.
Kiedyś co prawda posiadał bardzo praktyczny pierścień który całkowicie niwelował tą niedogodność, lecz, podobnie jak wszystkie jego rzeczy, przepadł on kiedy paladyn trafił do niewoli.

- Odpocznijcie - Zwrócił się do obojga wartowników - teraz mogę już trzymać wartę do końca.
Zawał i pozostawiony sprzęt budziły w paladynie złe przeczucia, na tyle złe, że cicho szeptał modlitwy do Sprawiedliwego by rozjaśnił im drogę. Boską odpowiedź dostał w osobie powracającej zwiadowczyni. Teraz było już pewne co musiał uczynić.
Walka dobiegała końca, błogosławieństwo Tyra spoczęło na nic i wyszli z niej zwycięsko.
A’arab Zaraq spojrzał na paskudne monstrum z którym walczył, a litość wzięła nad nim górę.
- Poddaj się potworze, a zostaniesz oszczędzony! - Wykrzyknął w paskudny pysk bestii, zniżył się nawet by użyć plugawego języka na wypadek gdyby stwór nie rozumiał cywilizowanej mowy. Na nic jednak jego wysiłki, na nic groźba śmierci, nad monstrum górę wzięła dzika żądza krwi i tym samym samo wybrało swój los.
Pozostali szybko rozprawili się niedobitkami, zaś paladyn przyklęknął i z pokorą dziękował Tyrowi.

- Powinniśmy udać się prawym korytarzem skąd niewątpliwie przypełzło to plugawstwo - rzekł skończywszy dziękczynienie. - Lecz serce mi podpowiada, że tam dokąd zmierzały te poczwary ktoś może potrzebować naszej pomocy. Dlatego rozdarty jestem między mymi powinnościami. - Oznajmił niemal błagalnym tonem, szukając porady towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 13-01-2017 o 00:42.
Googolplex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172