Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2017, 17:58   #81
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Kopalnie Mithralu, Podmrok
1372 DR, Rok Dzikiej Magii
13 Uktar, Późne popołudnie

Nie było do końca jasnym co w tamtej chwili powstrzymało duergardy przed chwyceniem za oręż i rozpętaniem piekła w kopalni. Być może za bardzo liczyli na pojmanego jeńca, który był ich kartą przetargową i dali się w ten sposób zaskoczyć, a może powodem był upiornie wyglądający rycerz i jego potężni towarzysze, którzy władali tajemniczymi mocami. Awanturnikom nie dane było się tego dowiedzieć, bowiem kiedy tylko szare krasnoludy odwróciły się do nich plecami z zamiarem pokojowego wycofania się z jaskini, najemnicy, uznawszy ich za zagrożenie, rzucili się do podstępnego ataku.
Przez tunel z prędkością błyskawicy przeleciała rozżarzona ognista kula, zostawiając po sobie smugę gorącego powietrza. Bijące z niej płomienie rozświetliły na chwilę ściany jaskini, po czym zgasły na ułamek sekundy kiedy zaklęcie dosięgnęło celu, by po chwili wybuchnąć z całą zawartą w niej siłą i po raz ostatni oświetlić najbliższą okolicę. Duergardzcy wojownicy znajdujący się najbliżej epicentrum eksplozji dosłownie wyparowali, zostawiając po sobie pokryte sadzą elementy uzbrojenia, których nie zdołał strawić ogień. Ich znajdujących się nieco dalej towarzyszy spotkał jeszcze okrutniejszy los, bowiem w mgnieniu oka pochłonęła ich fala gorących płomieni, która zamieniła pozostałe przy życiu krasnoludy w żywe pochodnie. Jedynie zakuty w zbroję ze smoczej łuski wojownik oraz sędziwy czarownik, który wydawał się być przywódcą owej zbieraniny, zdołali wykazać się wystarczającym instynktem przetrwania i jakimś cudem oparli się pożodze, która ogarnęła ich braci. Być może sporą zasługę miały w tym też magiczne przedmioty, którymi dwaj jegomoście prawdopodobnie byli obwieszeni z racji swojego ponadprzeciętnego stanu majątkowego, jednakże skupieni na krwawym odwecie najemnicy nie mieli w tamtej chwili zbyt wiele czasu na takie przemyślenia.
Kiedy powstałe po zaklęciu płomienie zagasły, odsłaniając tym samym spopielone ciała krasnoludów, z chmury unoszącego się dymu wyłonił się duergardzki czarownik. Na jego zabrudzonej od sadzy twarzy malował się niewyobrażalny gniew i żądza zemsty, dzięki której mógł się skupić na recytowaniu potężnej inkantacji, ignorując przy tym poważnie wyglądające rany. Widok wyłaniającego się z oparów przeciwnika najwyraźniej zaskoczył pewnych sukcesu awanturników, bowiem nawet znana z błyskawicznego refleksu Livenshyia nie zdążyła nałożyć strzały na cięciwę nim czarownik wyzwolił skumulowaną moc utkanego przez siebie zaklęcia.
Po jego pulchnych palcach przeskoczyły iskry, w mgnieniu oka łącząc się ze sobą i tworząc potężne wyładowanie zabójczej energii, którą w naturalnych warunkach potrafiły wytworzyć jedynie chmury burzowe. Ze złączonych ze sobą dłoni wyleciała błyskawica, która minęła szarżującego w stronę maga Cliffa, elektryzując jego włosy na głowie i uderzyła z całą nadaną jej siłą w piekielnego rycerza. Nie zatrzymała się jednak na nim, a dosłownie przeszyła go na wylot i trafiła z porównywalną mocą w znajdującego się za paladynem Aravona. Siła uderzenia była tak wielka, iż odrzuciła fechmistrza na kilka metrów do tyłu, zwalając go z nóg i paraliżując.

W tamtym momencie żaden z awanturników nie spodziewał się, że Aravonowi przestało bić serce w wyniku wyładowania elektrycznego, tak bardzo pochłonięci byli walką z przeciwnikiem. Tymczasem z każdą upływającą sekundą, wojownik zbliżał się do przekroczenia bram zaświatów…

Widok upadających na ziemię wrogów przywołał na twarzy czarownika okrutny uśmiech, który już na wieczność miał zastygnąć na jego ponurym obliczu, kiedy stojąca kilkanaście metrów przed nim elfka nałożyła na cięciwę nie jedną, a dwie strzały i wypuściła je z diabelską precyzją. Jedna trafiła prosto w szczękę sędziwego krasnoluda i przebiła się przez potylicę, a druga zatopiła się po samą lotkę w jego czarnym jak węgiel sercu. Cliff, który dopadł duergarda na chwilę przed tropicielką, zdążył jeszcze sprzedać mu kilka potężnych ciosów nim strzały dosięgły swego celu. Nie rozkręcił się przy tym wystarczająco dobrze, bowiem tuż po śmierci czarownika jego ogarnięte żądzą krwi spojrzenie spoczęło na uciekającym czempionie.
Pięściarz rzucił się w pogoń za wojownikiem, lecz nie zdążył pokonać kilkanaście metrów, kiedy biegnący przed nim duergard wpadł w ogromną pajęczą sieć, która zagradzała jedno z podziemnym przejść rozległej kopalni. Dla szarego krasnoluda, postrzegającego świat w termicznym spektrum, była ona niewidoczna, lecz trzymający pochodnie najemnicy spostrzegli ją nim zdążyli zbliżyć się do przeciwnika na kilka kroków. Na ten widok mnich i podążający za nim towarzysze zatrzymali się niemalże natychmiast, w tamtej chwili bardziej kierowani zdrowym rozsądkiem i strachem przed nieznanym, niż pragnieniem krwawego odwetu.
Uwięziony krasnolud panicznie próbował wyrwać się z okowów pajęczyny, lecz po chwili przystanął, ujrzawszy jakiś wielki cień przed sobą. Kilka uderzeń serca później głośno wrzasnął, kiedy z ciemności wyłoniły się trzy pająki monstrualnych wielkości, z nabrzmiałymi od płynących w nich toksyn odwłokami, a z otaczających go ścian zbiegły się roje mniejszych pająków, gotów pożreć żywcem nieszczęśnika. Duergardów szarpał się z całych siły, nawet zdołał uwolnić i wyciągnąć rękę w stronę najemników, błagając ich o pomoc, lecz ośmionożne stwory, zakute w chitynowe pancerze, były znacznie szybsze. Jeden z olbrzymich pająków dopadł go w ułamku sekundy i wbił swoje długie niczym ramiona człowieka szczękoczułki w oczodoły wojownika, uśmiercając go na miejscu, a następnie, jednym zgrabnym ruchem, podciągnął trzymającą go pajęczynę i zaczął błyskawicznie zawijać ofiarę w kokon. Pozostałe bestie rzuciły się na awanturników, pokonując dzielący ich dystans w mgnieniu oka.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 28-01-2017, 22:56   #82
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Po celnym ustrzeleniu maga duegardów, większość towarzystwa rzuciła się biegiem w pościg za uciekającym czempionem. Livenshyia odprowadziła ich jedynie wzrokiem i wyznając zasadę nie biegania bez większej potrzeby, ruszyła spokojnym krokiem w stronę swojej ofiary. Prawdopodobnie skupiona na swym strzale nie zauważyła, że Aravon padł od potężnego zaklęcia i sądząc, że pobiegł w ślad za innymi, zajęła się poległym magiem. Ukucnęła przy nim i przeszukała, znajdując wiele cennych przedmiotów, choć nie wszystkie były dla niej. Znalezioną różdżkę mogła od razu oddać Revalionowi, co też miała zamiar uczynić w wolnej chwili. Podobnie było ze znalezionymi zwojami. W między czasie elfka kątem oka dostrzegła zagrożenie, jakie spadło na tych, co gonili czempiona. Wielkie, włochate, obrzydliwe pająki, poruszające się na swoich długich, ostro zakończonych odnóżach oraz z przyprawiającą o odrazę paszczę i szczękoczułkami, to było coś, czego Liv nie lubiła najbardziej. Na jej skórę wypełzła gęsia skórka, a brwi ściągnęły się z niesmakiem, podobnie jak wykrzywiły się jej usta. Można by sądzić, że kobieta nie tyle, co lękała się tych stworzeń, ale najzwyczajniej w świecie się ich brzydziła. Gdzieś w środku zrobiło jej się niedobrze, niewidzialny kołek stanął w jej gardle, ciało zdrętwiało, serce zaczęło walić głośno i mocno, zupełnie jakby pragnęło wyrwać się zza klatki zbudowanej z twardych żeber. Fuuuuuuj!
- Uważajcie, to ma silną truciznę, która osłabi was na długi czas! Potrafi też dostrzec nawet niewidzialne istoty! - krzyknęła w stronę osób, które stanęły twarzą w twarz z pająkami. Liv jedynie miała ochotę uciekać, spieprzać jak najdalej, a zasada "nie biegaj", przestała być aktualna. Pozbierała rzeczy i cofnęła się o krok, nie chciała tam podchodzić, drżały jej ręce, choć to ukrywała. Dopiero teraz zwróciła uwagę na wykrwawiającego się Aktora. Bez względu na to, co o nim myślała, nie do pomyślenia było, aby go tak zostawić.
- Ja... pomogę masce! - zakomunikowała, aby inni nie musieli się przejmować tym, że ktoś umiera i zajęli się walką. A w tej potyczce chyba nawet chudy naukowiec był bardziej przydatny, niż ona. Wciąż nie mogła odgarnąć myśli o tym, jak bardzo to robactwo jest dla niej obrzydliwe bez wątpienia nie był to ulubiony wróg tropicielki.

Elfka szybszym krokiem podeszła do Aravona i przyklękła przy nim. Pierwsze co zrobiła, to spróbowała zatrzymać krwawienie metodami konwencjonalnymi, obmywając rany czystą wodą, odkażając je i bandażując czystymi skrawkami materiału. Wyjęła do tego swoje narzędzia, które miały jej pomóc w udzielaniu pierwszej pomocy. Podczas tego skrupulatnego procesu, pod rudą czupryną zaczęła rodzić się ciekawość. Nachylona nad ciałem zamaskowanego mężczyzny, zainteresowała się tym, co ów maska może kryć. Oszpeconą przez ogień twarz? Okaleczoną ostrym narzędziem skórę? Zdeformowanie od oblania kwasem? A może tak naprawdę nie ma tam nic wielkiego do ukrycia?
Elfka dyskretnie rozejrzała się, spoglądając przez ramię i upewniwszy się, że nie ma w pobliżu nikogo, kto by patrzył na to co robi, spróbowała odsłonić twarz Aravona i przyjrzeć się jej, póki mężczyzna był nieprzytomny. Dopiero po tym podała mu miksturę leczenia i poczekała na jej efekty. Gdyby nie wstał, musiałaby podać mu więcej specyfiku. Kiedy się obudzi, miał mieć na sobie maskę, zasłaniającą to, co ukryć pragnął. Livenshyia mimo tego, co zobaczyła, nie odczuła do niego żadnej odrazy czy większej niechęci, bynajmniej. Było jej nawet szkoda Aravona i zapragnęła znaleźć chwilę spokoju by porozmawiać z nim w jego języku, podejść słownie, aby dowiedzieć się z jakiego powodu jest taki, jaki jest.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 29-01-2017 o 12:42.
Nami jest offline  
Stary 30-01-2017, 16:05   #83
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Pościg za uciekającym krasnoludzkim wojownikiem został nieoczekiwanie przerwany, co potwierdzało tylko słowa ich przewodnika: Podmrok mógł zaskoczyć nawet osoby najbardziej doświadczone i obyte z podziemnymi korytarzami.

Widząc pająki Sherrin najpierw sięgnęła po kuszę, ale zmieniła zdanie. Strzelanie w tłum sojuszników nie było najrozsądniejszą opcją. Zamiast tego sięgnęła po różdżkę magicznych pocisków. Choć nie tak śmiertelne jak bełty, pociski były znacznie celniejsze. Niestety użycie różdżki nie poszło tak dobrze jak zabójczyni się tego spodziewała, ale towarzysze dość sprawnie poradzili sobie z rojem pajęczaków. Sherrin wycofała się więc na skrzyżowanie korytarzy i czujnie obserwowała otoczenie. Po tym starciu było widać jak na dłoni, że wybrane trasy przejścia będą musieli sprawdzać jeszcze ostrożniej niż wcześniej.
 
Sayane jest offline  
Stary 30-01-2017, 17:15   #84
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Już prawie miał uciekiniera. Prawie! Nawet mu się go zrobiło szkoda, co prawda też chciał go zabić, ale z zupełnie innych pobudek niż pająk. Nie było jednak czasu na żale. Nie wiadomo skąd wylała cała chmara malutkich pajączków. Sunęły niczym fala między nogami mamusi i jej siostrzyczek. Co prawda ze dwie setki znalazły śmierć pod krasnoludzkimi trepami Cliffa, ale reszta oblazła go gryząc bez opamiętania. Odskoczył strząsając z siebie tałatajstwo i wyciągnął flaszkę, którą trzymał na specjalne okazje.
Przeskoczył nad rojem pająków i obunóż podkutymi buciorami trafił w łeb wielkiego pająka. Poczwara padła jak ścięta. Poprawił wbujajac obces w truchło, a potem cisnął buteleczką za siebie. Flaszka trzasnęła o kamienie rozbryzgując kwas, małe ośmionogie maszynki do zabijania skwierczały topniejąc niczym sadło na patelni.

- Trzeba by zbadać teren, podzielmy się na pary - zaproponował. Sam zaś zbliżył się do czempiona ostrożnie. Na wszelki wypadek jakby jad pająka nie wystarczył do zabicia krasnoluda. Albo miał całkiem zgoła inne właściwości.
Ze zdziwieniem też zauważył, że czuje się jakby silniejszy, pewniejszy siebie. Ba, nawet przypomniało mu się kilka technik, którymi zawsze chciał wysłać kogoś na tamten świat. Czy to efekt ugryzień pająka, czy bliskość śmierci sprawiła, że zaczął bardziej odczuwać życie?
 
Mike jest offline  
Stary 30-01-2017, 19:47   #85
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Wielki banan zagościł na twarzy Revaliona, kiedy jego kula ognista zrobiła tak piękną robotę. Jeszcze większą satysfakcję poczuł, kiedy większość towarzyszy pomknęła w ślad za płomiennym pociskiem by dopełnić jego dzieła zniszczenia.
~Tak, biegnijcie, moi poddani!, pomyślał rozbawiony, podpierając się w pasie rękami. Momentalnie jednak przestało mu być do śmiechu kiedy tuż obok niego przeleciał rozbłysk elektrycznej energii.
- Oż ty skur-wy-synu… - Powiedział po woli, po czym wymówił słowa zaklęcia i wyposażył swojego chowańca w ładunek lodowej śmierci. - Paskud, bierz go!

Nietoperz poleciał, jednak przekazane zaklinaczowi uczucia jednoznacznie świadczyły o znalezieniu czegoś strasznego i niespodziewanego. Krasnoludzkie krzyki dochodzące zza rogu tylko to potwierdzały, więc Revalion pobiegł czym prędzej w tamtym kierunku i…
Pająk? Dwa pająki?

-Paskud, pomocy! Zabij je, zjedz, zróóóóóóób coś! - Zaklinacz był zbyt zajęty otrząsaniem się z ośmionożnego robactwa, które momentalnie go oblazło, by chociażby pomyśleć o jakimś sensownym rozwiązaniu sprawy. - O bogowie, zjedzą nas tu zaraz, zatrują i będziemy maaaaaartwi! Paaskud!
Równie szybko co się zaczęło to i się skończyło. Chowaniec wleciał w chmarę pająków i użył zaklęcia danego mu chwilę wcześniej przez zaklinacza.
-Nie-na-wi-dzę-pa-ją-ków! - Wycedził przez zęby Revalion strząsając z siebie resztki “przeciwników” i ładując (oczywiście niecelny) bełt w przeolbrzymie robactwo kilka metrów dalej. - A udław się ołowiem, paskudo!
Kiedy walka się zakończyła, Revalion wciąż ciężko dyszał. Gdzieś po drodze otrzymał też od Livenshyi magiczną różdżkę kul ognistych, jednak wściekłość była w nim wciąż zbyt duża, by aktywnie ucieszył się z takiego “prezentu”.
- No wiesz co, pająki wcale nie są takie złe. Może trochę zbyt chrupkie, ale poza tym to całkiem smaczne. - powiedział Paskud, czepiając się najbliższej ściany.
Revalion zamrugał oczami. Nietoperz zamrógał ślepiami.
- Paskud, ty mówisz!
- Rev, ja mówię! - Zwierzątko wzbiło się w powietrze z radości i latało jak oszalałe po okolicy. - Ejj i jak mnie słycha-au. Dobra, gadanie i latanie naraz to zły pomysł. Ślepy jestem jak z tobą rozmawiam!
- Phi, to nie! - Zaklinacz nawet nie mógł udawać, że jest zły na swojego chowańca. Ha, nie mógł się doczekać żeby innym się pochwalić co nowego umie!
- Liiiiiv, zgadnij co się właśnie stało! - Revalion naprawdę nie mógł się doczekać. - Mój chowaniec umie mówić! No dalej Paskud, pochwal się!
Nietoperz, tak jak poprzedniego dnia, uczepił się ubrania Livenshyi i złożył skrzydełka.
- Pomiziaj. - Zarządał chowaniec, na co zaklinacz westchnął z rezygnacją.

Pozostali członkowie drużyny w międzyczasie ściągnęli krasnoludzkiego wojownika z sieci i ogołocili go ze wszystkiego, co cenne.
- Mhm, magiczne, magiczne… a to wręcz bije magią. - Zaklinacz aż musiał przetrzeć oczy po skupianiu się na zbroi. - Pancerz to ma w sobie coś z piórkospadania i kociej gracji. Mógłbym wam dokładnie powiedzieć o trzech z tych przedmiotów, bo mam dokładnie tyle zwoi identyfikacji przy sobie. Zaklepuję identyfikowanie tego - Revalion odstawił na bok malutki kamyczek - bo wygląda na jedyne coś, czego mógłbym użyć. Pozostałe dwa wybierzcie między sobą. Co do dzielenia się w pary to jestem za i... - spojrzał na A’araba Zaraqa, a chwilę później na Livenshyię. Wybory, wybory… - ...idę z A’arabem Zaraqiem. Chyba, że szanowny pan Zapałka ma coś przeciw, he he?
 
Gettor jest offline  
Stary 30-01-2017, 20:32   #86
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Och - jęknęła zaskoczona, kiedy Revalion podbiegł do niej z takimi… rewelacjami.
- To cudownie - odparła ciepło, patrząc na niego przyjaźnie i równocześnie wlewając Avavonowi zawartość drugiej butelki do ust. Miała podzielnosc uwagi więc nie musiała ciągle wpatrywac się w emocje wykryte na masce.
Zaśmiała się cichutko mrużąc oczy, kiedy Paskud coś zapiszczał, zupełnie jak typowy nietoperz. Nie mogła się oprzeć tej latającej słodkości więc posmyrała go palcem po główce. Po tym, kiedy podekscytowany czarodziej pobiegł gdzie indziej, wróciła do nieprzytomnego Aktora, który pomału powracał do świata żywych.
Gdyby tylko Liv wiedziała, że Revalion wybierał między nią a paladynem, na pewno by sobie coś pomyślała. Chociażby to, że czaromiot nie wybrał jej ze względu na to, że była kobietą. I nie chodzi tu o jakieś orientacje i uwielbienia, a drobny szczegół, jakim była siła. Rev jako mężczyzna idąc z nią musiałby czuć się w obowiązku do ochrony elfki, a zapewne mężczyzna wielu sił nie posiadał. Można nawet pokusić się o porównanie, że Liv miała jej więcej, a potwierdzać ten fakt mógł jej kompozytowy łuk, którym tak zręcznie się posługiwała. Wiadomo bowiem, że ten rodzaj broni dystansowej wymaga więcej od użytkownika, niż refleksu i celności. Ruda westchnęła cicho, klękając obok Aravona, w oczekiwaniu na jego zbudzenie. W tym czasie inni zdawali się mieć chwilę wolnego.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 31-01-2017 o 07:53.
Nami jest offline  
Stary 30-01-2017, 20:53   #87
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Skowyt była coraz bardziej przekonana, że jej dobór zapamiętanych zaklęć jest o kant tyłka potłuc. Próbowała się przygotować, słuchała osób z Gwiazdy, ale dopóki nie zobaczyła podmroku na własne oczy, nie była w stanie zweryfikować pogłosek i porad. Będzie musiała naprawić ten błąd przy najbliższym odpoczynku.

Nie mając sensownym metod do zwalczania przeciwników — oprócz oczywiście sprawdzonej maczugi — ruszyła do przodu i tak samo nakazała Strzępowi. Starła się zignorować obchodzące ją i kąsające pajączki, skupiając uwagę na dużych insektach. Za chwilę dane jej było przekonać się, że jednak mogła coś zrobić, chociażby zmiękczając strop, by pająki nie mogły po nim przebiec.
Trudno, teraz naprawdę zostało już tylko młócenie, za które zabrała się z ochotą, odreagowując poprzednie, nie do końca satysfakcjonujące spotkania. Kąsające roje zostawiła innym, zdając się na nich i mając nadzieję, że będą potrafili powybijać szkodniki.


Po walce poczuła się trochę słabiej. Coś musiało przetoczyć trochę trucizny przez jej ciało. Na szczęście nie była to dawka duża i wydawało się, że chwilowa niedogodność przejdzie po przespanej nocy.
Inaczej było z Samem, który słaniał się na nogach. Druidka wyciągnęła swoją różdżkę i bez pytania, niezwłocznie uleczyła barda. Wciąż wyglądał marnie, co potwierdziło obawy Skowyt, że nie nadawał się do walki na froncie. Niemniej, pomimo braku siły, było w nim coś intrygującego, co sprawiało, że zwracała na niego uwagę nieco więcej, niż na resztę towarzyszy.

Kiedy Revalion zaproponował podzielić się i zbadać okolicę, bez namysłu stanęła przy Samie, nie dając mu większego wyboru i szansy na podjęcie innej decyzji. Przyzwała do siebie Strzępa i chwyciła osłabionego barda pod rękę, by poprowadzić do jednej z pobliskich komór, które i tak zamierzała sprawdzić.


Komnata ozdobiona była dziwnymi runami i tajemnymi symbolami. Krąg oraz składające się nań symbole pulsowały wolno, niespokojnym blaskiem — wszystkie oprócz dużych run nakreślonych na znaku znajdującym się najbliżej otwartego obszaru kopalni. Niegdyś był to chyba wierny, acz stylizowany rysunek pająka. Dziś nie otaczał go żaden, nawet blady blask, który bił od reszty symboli.
Skowyt obserwowała przez dłuższy czas, jak Sam bada pomieszczenie. Później sama przyjrzała się mu z pomocą magii, ale niczego ciekawego nie była w stanie ustalić. Ona widziała głównie to, co gołym okiem, ale kultura podmroku była jej odległa i niewiele mówiąca.

Co tam widzisz, rudzielcu?

Samwise nachylony nad tajemniczymi symbolami oświetlonymi lewitującą obok kulą światła milczał, jakby zupełnie ignorując pytanie Skowyt. Najwyraźniej zajęty był jakimiś przemyśleniami. Dopiero po dłuższym czasie zdecydował się odpowiedzieć na zadane pytanie.

Kiedyś był tu portal. Aktualnie nieczynny, ale ktoś uzdolniony magicznie mógłby to zmienić. Zbudowały go mroczne elfy, co do tego nie mam wątpliwości. Myślę, też że wiem dokąd prowadził. Ta komnata i sąsiednie, posąg Tiamat… Jesteśmy w świątyni, która przez wieki zmieniała wyznawców. Znam opowieść o tym miejscu. Dziesięć lat temu potężna kapłanka drowów sprowadziła tu swój lud, który wybudował ów portal. To znana opowieść. Portal ów prowadził do odległej enklawy na południu zniszczonej przez opiewanych poszukiwaczy przygód. Podobieństwo uderzające, więc mam niemal pewność co do mych słów.

Czyli trzeba go zniszczyć. Bo go użyją.

Albo… Revelion powinien to zobaczyć. — Samwise nagle zaczął zbierać swoje rzeczy, jakby chciał od razu pobiec do czarodzieja.

Poczekaj — zatrzymała go pół-orczyca. — Jesteś jeszcze ranny? Wyglądasz słabo.

Samwise wsparł się dłonią o kamienną ścianę, kiedy stanął na nogi. Być może jak na ironię akurat teraz zrobiło mu się ciemno przed oczyma.

Nic mi nie będzie — powiedział, choć faktycznie wyglądał beznadziejnie. — wypiłem odtrutkę, tobie też to radzę.

Nie będzie, ale jest. Potrzebujesz odpocząć, nie biegać.

Podmroki to nie miejsce na odpoczynek, nie miejsce dla mnie. — Samwise odzyskawszy poczucie pionu ruszył korytarzem, którym przyszli. — Idziesz… Skowyt?

Tak — objęła barda ramieniem i posmyrała po nosie. — A Twoje miejsce jest tam, gdzie nas wszystkich.

Wykąpałabyś się — odparował Samwise, choć mimo wszystko pomoc w dotarciu na miejsce zdecydowanie mu się przydała i z pewnością był za nią wdzięczny.

Druidka tylko powąchała własną pachę i nic więcej nie powiedziała, prowadząc Sama z powrotem do reszty grupy.


Revalion Artemir zajęty swoim nowym odkryciem z początku mógł nie zauważyć zbliżających się Samwise’a i Skowyt.

Rev. Powinieneś to zobaczyć. — głos miał spokojny mimo widocznej ekscytacji malującej się na jego twarzy.

Czekaj, ja pierwszy! — Powiedział zaklinacz z nieukrywaną euforią. — No, powiedz coś, Paskud! … Serio? Tylko tyle masz do powiedzenia? Może jednak wysilisz się na coś ciekawszego?

Ani Samwise, ani Skowyt nie wiedzieli co w nietoperzym mogło oznaczać “Vingfii”, jednak mały chowaniec raz za razem potwarzał to jedno słowo.

Dobra… to co mam zobaczyć? — Zapytał lekko zrezygnowany Rev.

Portal, który może prowadzić do enklawy Drowów — Samwise jak zawsze kiedy rozmawiał z Revelionem z uśmiechem spoglądał na Paskuda, choć tym razem był to słaby i zmęczony uśmiech.

Zaklinacz zmarszczył brwi i spojrzał na Samwise’a i na Skowyt. Upewniwszy się, że Sam nie żartuje, Revalion chrząknął.

Portal, który może prowadzić do enklawy Drowów, powiadasz — Oczy zaklinacza aż się zaświeciły. — Muszę go zobaczyć. Zbadać! Porobić notatki! A potem zniszczyć!

Wiem, że to igranie z ogniem... — Samwise zaczął cicho — ...ale zastanów się, Rev. Być może dałoby się go wykorzystać na naszą korzyść. Przygotować się i uaktywnić.

Pół-orczyca zorientowała się, że bard musiał coś pomieszać w tym, co jej wcześniej mówił, albo teraz.

Mówiłeś, że miasto drowów jest daleko na południu i że drowy już nie żyją — dodała pytającym tonem.

Chodźby i prowadziło do krainy niebiańskich dziewic z tysiącem winnych fontann, trzeba go zniszczyć — Powiedział nieco surowiej zaklinacz. — Nie mamy ani czasu, ani środków, ani… innych zasobów na to, żeby podejmować takie ryzyko z portalem, który “gdzieś” prowadzi. Logika mi podpowiada, że jak jedna strona się włączy, to druga też, więc cokolwiek po drugiej stronie takiego przejścia chcielibyśmy wziąć z zaskoczenia, pewnie będzie o tym wiedziało zawczasu.

Samwise przytaknął tylko przyznając, że musiał coś pomieszać. Osunął się u boku półorczycy ku ziemi, chcąc usiąść. Był blady na twarzy jakby miał zaraz zwymiotować. Powstrzymał jednak ten odruch.

Idźcie. Muszę jednak jeszcze odczekać, aż antytoksyny zaczną działać. Mylę fakty. Oczywiście, portal nie prowadzi do tej enklawy do której zmierzamy, nie wiem czemu tak powiedziałem. Chyba majaczę z osłabienia.

Eee… jasne — Revalion zrobił prewencyjnie niewielki krok w tył. — Siostro Skowyt, zajmijcie się pacjentem, a ja pójdę zbadać ten portal. Paskud, naprzód!
Zaklinacz wyciągnął swój dzienniczek i kawałek węgielka, a następnie skierował się ku…
A właśnie… gdzie to? — Zapytał jeszcze.

Druidka powiedziała coś po orczemu do Strzępa, który zaczął człapać w stronę wspomnianego miejsca.

On ci pokaże — wskazała na swojego zwierzęcego towarzysza.

D-dzięki — Z jakiegoś powodu zaklinacz również nieco zbladł. Tak naprawdę przeszukiwał własny mózg w poszukiwaniu wymówek, dzięki którym to nie krwiożercza bestia będzie go prowadzić w odosobnione miejsce… w sam raz do pożerania i rozszarpywania na strzępy...
He he… dobry Strzęp… — Powiedział bardzo licho zaklinacz i ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem podążył za dinozaurem.

Dołączę do ciebie jak poczuję się lepiej — wymamrotał Sam, choć ciężko było to usłyszeć.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 30-01-2017 o 22:04.
kinkubus jest offline  
Stary 01-02-2017, 18:06   #88
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Ostatnią rzeczą, którą pamiętał było uderzenie. Uderzenie połączone z rozpierającą jego ciało energią magiczną, elektryzującą każdy włos. Energia ta wyzwoliła jego ducha z ciała, cisnęła w mrok. Jedyną rzeczą jaką dostrzegał było malujące się przed nim szare, bezkresne pustkowie pozbawione żywej duszy. ~ To tak ma się skończyć ta sztuka? Pośród nicości? Bez ani jednego widza?! Nie zgadzam się! Nie zgadzam!~ Chciał krzyczeć, lecz głos rozbrzmiewał tylko w jego głowie. Skupił swą wolę na jednej tylko myśli, na kontynuowaniu przedstawienia. Dostrzegł wtedy cieniutką nić, do której był przyczepiony, a która to ciągnęła się poza granicę tej egzystencji. Chwycił się jej, kumulując całą swoją złość i pragnienia wysłał swego ducha po nitce, która to z każdą chwilą stawała się coraz bardziej materialna, coraz bardziej wyraźna i trwała...



Rzucił się na rudowłosą elfkę unieruchamiają jej ręce.
- Chciałaś się mnie pozbyć, tak? Zakończyć moją karierę, tak? Zająć moje miejsce, co?! - mówił, wręcz darł się do elfki. - Chciałaś, mnie wysłać w zaświaty, ale oparłem się temu! Wyrwałem się z objęć samej śmierci! To JA tutaj piszę scenariusz i nic...
Ciało Aravona przeszył niesamowity ból zamykając mu usta. Momentalnie chwycił się za pierś i przewrócił na bok drugą ręką skrobiąc ziemię. Dyszał głośno, aż ból zaczął ustępować. Żył, ale jego rany były poważne. Stopniowo zaczął dochodzić do siebie, a także uspokajać się.
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 03-02-2017 o 22:31.
Zormar jest offline  
Stary 01-02-2017, 21:40   #89
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Samwise paskudnym uśmiechem przywitał śmierć tak wielu Dueargarów. Ruszył biegiem zaraz za Cliffem Westrock, zrównując się z nim kiedy mag padł martwy od mnogości strzał, a jedynym przeciwnikiem przy życiu został krasnoludzki czempion. Minął skwierczące resztki ciał na ten moment wstrzymując oddech i wraz z innymi pognał za zbiegiem trafiając do korytarza spowitego w pajęczyny. Wszystko wokół nagle zaczęło się ruszać od mnogości ośmionogich stworzeń.

Walczył najlepiej jak potrafił. Ciął, unikał, przygniatał paskudztwa tarczą o ściany i zgniatał co mniejsze butami, mimo to oblazły go wielokrotnie i kąsały boleśnie. Choć jad tych mniejszych nie był zabójczy w małych dawkach, to przy tylu ugryzieniach jakie doświadczył musiał odczuwać jak toksyny zaczynają działać i stopniowo pozbawiać go sił. Miecz stawał się coraz cięższy. Nie wiem już czy samemu wycofał się w odpowiednim momencie czy to ktoś inny zasłonił jawnie słabnącego towarzysza zmuszając go do tego. W każdym razie jeszcze przed końcem walki znalazł się nieopodal elfki i jak się okazało nieomal umierającego Aravona. Ostatnie kroki dzielące go od odtrutki, jakie trzymał w bagażach pokonał na wyraźnie miękkich nogach.


Był to dzień w którym Samwise został niezwykle osłabiony. Odtrutka pomogła, lecz skutki tak poważnego zatrucia z pewnością będzie musiał odczuwać do końca wyprawy. Zaniepokoiło mnie to, bowiem chłopak ten, rzadko kiedy skarżył się na własne słabości, a w tym przypadku ten upór godny podziwu może przyprawić go o zgubę.

Kiedy na chwilę poczuł się lepiej, razem z druidką- Skowyt, Samwise odkrył w jednym z korytarzy portal prowadzący do odległej enklawy elfów, o której również powstały opowieści, ale nie chciałbym się nad tym teraz zatrzymywać. Nasz rudowłosy arkanobiolog przekazał tę wiadomość czarownikowi, sam zaś musiał odpocząć i wreszcie znalazł czas by rozmówić się z pojmanym goblinem... a jak się domyślacie była to rozmowa osobliwa.


Jeszcze wcześniej Samwise przeszukał ciało przywódcy goblinów w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się przydać. Zanim jednak przeszedł do właściwej rozmowy, chciał zapoznać się z treścią listu, znalezionego przez któregoś z towarzyszy. Był napisany w języku Podmroków, którego Samwise oczywiście nie znał, lecz był na to sposób. Będąc arkanobiologiem, Samwise często spotykał się z problemem niezrozumienia języka w jakim dany tekst został spisany. Prędzej czy później musiał znaleźć na to sposób. Proste zaklęcie rozwiązało problem. Choć nic w zasadzie się nie wydarzyło, Samwise dobył pióra i zaczął przepisywać tekst spisany w Podwspólnym na pismo Auran. Przepisał całość słowo w słowo, zaś wszystkim, którzy chcieli go słuchać przekazał jego treść.

- Nadzorca kopalni wysłał gobliny, aby pilnowały kopalni przed krasnoludami... nie zdefiniowano o jakich krasnoludów chodzi... oraz “wyznawcami Tiamat”. Nie wspomniano nic więcej na ich temat, ale to stary kult. W zasadzie myślałem, że dawno wymarł... Tiamat to bogini złych smoków. Najstraszliwsza i najpotężniejsza w dniach swej chwały. Później zapytam jeszcze Gromi czy coś wie na ich temat. Osoba, która spisała te słowa ruszyła do enklawy na spotkanie drowiej arystokracji do rodziny Xolarrin, prosząc o posiłki. Zamierza wrócić jak najszybciej z niewolnikami i drowimi wojownikami.


Kiedy Samwise skończył zdawać relację, włożył oba skrawki papieru do bagaży i podszedł do przestraszonego goblina.
- Gromi? Chciałbyś taki amulet na własność? - Arkanobiolog wyciągnął przed siebie niezbyt okazały wisior w kształcie pajęczyny utkanej z metalowych drutów, przetkany piórami i innymi bezwartościowymi wydawałoby się rzeczami.

Mały goblin zrobił wielkie oczy na widok amuletu Okkara, który był dowodem jego władzy nad klanem Krwawej Pajęczyny. Nie odrywając od niego wzroku, Gromi energicznie pokiwał głową twierdząco.

- To będzie twoja zapłata za pomoc - Samwise chwilę przyglądał się wisiorkowi, po czym rozłożył rzemień w sposób sugerujący, że chce nałożyć go na szyję goblina, po czym wisior spoczął na szyi Gromi.
- Powiedz mi Gromi. Wiesz jak wielu niewolników i ile Drowów przebywa w enklawie? - zapytał ponownie

- Łącznie ze świątynia? - Zamyślił się Gromi, po czym zaczął coś wyliczać na palcach. Zajęło mu to dłuższą chwilę, lecz w końcu wypalił:
- Być ze dwa tuziny? Może trzy.

- Drowów? Czy niewolników?

- Drowów, tak. Niewolników dużo, ale większość nie mieć siła do walka.


- Mądry z ciebie goblin. Jak wszystko się uda, będziesz wspaniałym dowódcą. Wiesz co możemy zrobić? - zapytał Samwise, ale nie dał mu czasu na odpowiedź - Gdyby udało się namówić gobliny więzione przez elfy do buntu, nam będzie łatwiej je pokonać, twoje plemię zyska wolność, a ty… pomyśl tylko kim możesz się stać.

Gromi przełknął głośno ślinę. Z pewnością podobała mu się wizja zostania wodzem plemienia, ale ryzyko jakie wiązało się ze zdobyciem takiego autorytetu było ogromne.
- Ty nie być w Enklawie… Drowy mnie zabić, kiedy Gromi się zbliżyć. Chyba, że Gromi nieść jakaś wiadomość od Okkar, ale Gromi bać się mroczne elfy i nie chcieć tam iść! - Powiedział goblin. Na jego zgniłozielonej twarzy malowało się prawdziwe przerażenie na samą myśl o powrocie do Enklawy.

- To tylko pomysł, ale rozważ go - Samwise wziął łyk wody z bukłaka, po czym rozejrzał się za czymś wokół - Prócz goblinów, są tam też z pewnością niewolnicy innych ras... - znalazłszy wklęsły odłamek skalny nalał doń odrobinę wody. - Możesz wypić... Jakie to rasy?

- Gobliny, orkowie, koboldy… Co najmniej tyle samo co drowów. Trzymają je w klatkach i nie zawahać się ich rzucić. Biją batem straszliwie! ...lub obiecują wolność!

Samwise zamyślił się nad czymś, odczekując aż Gromi chciwie osuszy kamień. wreszcie zadał ostatnie pytanie.
- Kim są wyznawcy Tiamat?

- Wyznawcy Tiamat pochodzić z klan Upadłego Płomienia. Oni zdradzić własnych bogów i ukrywać sekret przed innymi, tak mówić ich niewolnicy.

Samwise kiwnął głową w zamyśleniu, po czym odszedł od Gromi by opowiedzieć czego się dowiedział. Mimo widocznie wyjątkowo złego samopoczucia, miał jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 01-02-2017 o 21:44.
Rewik jest offline  
Stary 03-02-2017, 10:15   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po zakończonej walce wszyscy podzielili się na pary by sprawdzić jak największy obszar kopalni, co okazało się dobrym pomysłem. Znaleźli biuro nadzorcy, jakiś list, portal i przejścia do enklaw duergardów oraz drowów. Wyglądało na to, że mimo skomplikowanej budowy podziemi wędrówka idzie im całkiem nieźle. Byli już prawie u celu i ani razu się nie zgubili! Sherrin była bardzo zadowolona z ten misji.

Do czasu oczywiście. A konkretnie do czasu aż zawołano ją by otworzyła kufer nadzorcy goblinów. Dziewczyna nie wiedziała, czy przeceniła swoje zdolności czy niedoceniła przeciwnika; grunt, że dziabnięty ukrytą igłą palec momentalnie zaczął sinieć, a ręce drętwieć. I nie tylko ręce...
- Saaaaaaaaaaaaaaam!!! - wrzasnęła Sherrin, póki jeszcze mogła. - Saaaaaaaaaam!

Może i elfka mogła ją uleczyć, ale "może", a Sam miał odtrutki na pewno. No i na pewno się ucieszy z możliwości obejrzenia znalezisk (choć w tej chwili Sherrin mało to obchodziło): kuszy z ostrzami oraz dziwnego łuku z błękitną cięciwą, która chyba sama się mechanicznie napinała poprzez skomplikowany mechanizm. Łuk miał także wymalowany symbol jakiegoś boga. Widać właściciel lubował się w dziwacznych broniach.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172