Pokaz wodnicy zaprezentowany na początku wieczora zrobił na próbującym szantażować ją rzezimieszku oczekiwanie wrażenie. Najpierw faktycznie zabłysły mu oczy na samą myśl o sowitej sumce, która mogła kryć się w spodniach wodnego stworzenia, gdy jednak zamiast tego wyłoniła się stamtąd dłoń uformowana w obelżywy gest, aż wyłupił oczy ze zdziwienia.
- Ale Rybinka... j-jak to. - aż się zająknął. Najwyraźniej był pewny, że mała istota tak po prostu da mu się zastraszyć
- Co to ma znaczyć! Hej! - rzucił oburzony i bezsilny, widząc, że ta, jak gdyby nigdy nic, po prostu sobie odchodzi
- Rybinka, wracaj! Nie zrobisz mi tego! Jestem tu kimś! Hej, ty... Pożałujesz, zobaczysz!... Ech... u licha... Tilly indifferent > unfriendly
Parę chwil później w najlepsze trwała dyskusja zgromadzonych we wspólnym gronie nowych. Wydawało się jednak, że miast dojść do porozumienia, popadali w chwilowy impas.
W oddali wśród tłumu zauważyli, dla wielu z nich, nową postać. Wśród grupek piratów pałaszujących świąteczne specjały przechadzała się młoda kobieta w zwiewnych kapłańskich szatach. Zaskoczenie Sanda było tym większe, że całkiem niedawno widział ją pół przytomną i oblepioną nieczystościami, musieli więc szybko ją oporządzić. Druga rzecz, która wydawała się dziwna, to, że zdobiona szata zupełnie nie pasowała do kapłani Besmary, te zazwyczaj nie miały specjalnych liturgicznych strojów, te fatałaszki należały chyba do kościoła Iomedae i zapewne zrabowane zostały z jakiejś świątyni. Wyglądało na to, jakby ktoś chciał "dla zasady" przyozdobić na święto dziewczynę.
Wydawało się, że poruszała się z wyraźnym trudem, toteż podpierał ją Scourge, popychając od zbiorowiska do zbiorowiska. Na jej twarzy widać było zmęczenie, ale w oczach błyszczała drapieżna determinacja, choć być może jeszcze za słaba, by prowadzić do czynów.
- Kapłanka się pospieszy z tym świętoleniem, musi zdążyć być jeszcze honorowym gościem na kolacji u kapitana! - warknął do niej bosman widząc, że się ociąga. Gdy przechodziła pospiesznie koło ich grupki nawet nie spojrzała na Sanda, mamroląc pod nosem jakieś ciężko rozpoznawalne słowa pokrzepienia pomieszane hojnie z soczystymi bluzgami.
Gdy minął ich "świąteczny pochód" nagle do ich grupy, a w szczególności do syreny, podszedł jednooki gnom, miał na sobie marne, porwane szaty i nie widać przy nim było żadnego dobytku, najwyraźniej nie szło mu na pokładzie zbyt dobrze. Z marnej koszuli na wysokości karku wystawały liczne rany po batach. Nim się odezwał, upewnił się najpierw, że Scourge zszedł im z pola widzenia.
- Och! Och! - miał bardzo szeroki uśmiech i klepał się z lubością po gnomim brzuszku. W brudnych paluszkach ściskał resztki wieprzowego paszteciku, który Perła pomagała robić. Jadł go z taką lubością, jakby miał do czynienia z jakąś strawą z królewskiego dworu .
- Nareszcie coś innego niż ryby! Parę tygodni na tym statku i już czuję się jakbym sam głównie składał się z ryb! Gnomy nie zostały stworzone do morskiej diety! - oznajmił wylizując paluchy upaprane nadal tłuszczem. Gdy skończył spojrzał w górę na syrenę i szepnął.
- Nie macie tam przypadkiem gdzieś pochowanego jeszcze z jednego?
Szczerze mówiąc Perła nie była pewna, wyglądało na to, że wszystkie rozdane na pokładzie już poznikały, może zostało jeszcze coś w kambuzie, ale nie wiedziała.
Tymczasem na pokładzie zaczynały się już harce i zakłady. W oddali widać było znaną im już niziołkę. Rzucała toporem do przyczepionej do masztu tarczy, biorąc najwyraźniej udział w jakimś zakładzie. Wskazywał na to dodatkowo kufel grogu balansujący w czasie rzutu na jej głowę. Wyglądało na to, że piraci lubili dodatkowe utrudnienia i gotowi byli wtedy postawić więcej.