Zważywszy na fakt, że szkolenie było niemal ukończone, Mikel zszedł z oczu kapłanom, i nieco okrężną drogą dostał się na ich stronę placu, by z ukrycia obserwować ich działania. Przyglądał się im przez dobrych kilka minut, w czasie których rozmawiali przyciszonymi głosami. Bez problemu usłyszał, jak zaniepokojeni kapłani zastanawiali się, czy nie powinni aktywniej brać udziału w przygotowaniach, a zirytowany Zane uciszał ich twierdząc ze stanowczością, że Ojciec Bogactwa sprzeciwia się wojnom, a jego akolici powinni skupiać się na prawach i dbaniu o handel, a nie konfliktach.
Uciął tym samym dyskusję, a po zmówieniu krótkiej modlitwy grupa oddaliła się od placu.
Wojownik miał teraz chwilę czasu, więc postanowił kontynuować obserwację arcykapłana i kryjąc się w cieniach, ruszył za nimi. Przemykanie się ukradkiem ulicami miasta było dla niego dużą odmianą po szkoleniu, które Emi prezentowała mu w puszczy Fangwood, ale Mikel bez trudu się dostosował. Niezauważenie śledził grupę kapłanów przez dobre pół godziny, w czasie których nie wydarzyło się nic interesującego, chociaż dało mu to pewien ogląd na relację kleru Abadara z mieszkańcami Longshadow. Wyglądała ona na bardzo dobrą - akolici co prawda zachowywali pewien dystans, lecz mimo to nie wahali się przed udzieleniem błogosławieństwa każdemu, kto o to poprosił. Jedynie arcykapłan nie zniżał się do kontaktu z pospólstwem.
W końcu dotarli do świątyni - solidnego, przysadzistego budynku o pięknych zdobieniach i wysoko położonych, wąskich oknach ze wspaniałymi witrażami w kolorach słońca. Kilkanaście osób, sądząc po ubiorze kupców, dyskutowało zawzięcie przed wejściem, robiąc sobie przerwę jedynie na moment, by z przesadną uprzejmością ukłonić się i pozdrowić mijających ich kapłanów. Nie było w tym nic dziwnego, wszak świątynie Abadara pełniły też zwykle rolę banków.
Mikel zawahał się przez moment, ale postanowił wejść do świątyni za kapłanami. Zawsze mógł powiedzieć, że przyszedł się pomodlić, czy złożyć ofiarę. Być może Zane zostawi swoich podwładnych i zechce w jakiś sposób “pomóc” obrońcom miasta w przygotowaniach.
Wnętrze światyni było jeszcze bardziej imponujące niż jej fasada, jednocześnie zachowując pełną funkcjonalność zarówno jako miejsce kultu, jak i urząd. Wygodne ławy dla wiernych i petentów, biurka przy których kupcy mogli spisywać umowy, boczne alkowy do omawiania bardziej prywatnych transakcji, a to wszystko okraszone misternym zdobieniami, wśród których dominowały geometryczne wzory, kontury miast i sceny handlu. Żółte witraże sprawiały, że całe wnętrze skąpane było w delikatnym, złotym świetle.
Mikel bez problemu wszedł do środka i wmieszał się w tłumek wyznawców i petentów. Kilka osób rozpoznało go z ćwiczeń, ale ograniczyli się tylko do uśmiechów i zdawkowych pozdrowień - niezauważony przez swój cel usiadł w ławie i przyglądał się, jak Zane odprawia codzienną ceremonię ku czci Abadara. Ta trwała przez dobre pół godziny, w którym to czasie arcykapłan nie tylko zmawiał modlitwy, ale także dokonał magicznych uzdrowień kilku wiernych. Gdy ceremonia dobiegła końca, mężczyzna opuścił główną salę i udał się na piętro, zapewne do prywatnych komnat.
Wojownik wiedział, że teraz nie może sobie pozwolić na zgubienie kapłana, ale łażenie za nim po świątyni mogłoby za bardzo rzucać się w oczy. Ruszył za Zanem i wyciągnął z plecaka miksturę niewidzialności, którą wypił gdy tylko upewnił się, że nikt na niego nie patrzy.
Przemykając bocznymi nawami świątyni, niewidoczny Mikel bezszelestnie śledził Zane’a - los się do niego uśmiechnął, bo na dole właśnie rozległy się głośne modły i ciężko byłoby go usłyszeć, a mikstura niewidzialności załatwiła kwestie zauważenia. Podążał za kapłanem najpierw po krętych schodach prowadzących do części mieszkalnej, a następnie pustym korytarzem aż do masywnych drzwi na jego końcu. Wojownik zauważył, że stateczny i nieco ociężały krok otyłego mężczyzny zmienił się, nabrał energii gdy tylko uznał, że nikt go nie obserwuje. Przez chwilę szukał klucza w obszernych szatach, po czym zniknął w pomieszczeniu, będącym pewnie jego prywatnymi komnatami.
Wojownik nadal się nie zatrzymywał. Podszedł do drzwi i w ciszy zabrał się za zamek. Nie chciał spuszczać Zane’a z oczu, póki działała mikstura. Mechanizm wydawał się być dosyć skomplikowany, ale MIkel dosyć łatwo poradził sobie z otwarciem, jakby Cayden czuwał nad nim tego dnia. Ostrożnie wsunął się za drzwi do pełnego przepychu gabinetu połączonego z sypialnią. Tego typu luksusów można było spodziewać się po bogatym kupcu - co w sumie pasowało do arcykapłana boga handlu…
Odwrócony do niego tyłem kapłan w ogóle nie zwrócił na to uwagi, zajęty zdejmowaniem ciężkich szat. Pod nimi miał znacznie prostsze i praktyczniejsze ubranie - spodnie i koszulę, wyraźnie wysokiej jakości. Elementem stroju, który od razu zwrócił uwagę Mikela, był karwasz na prawym ramieniu, służący za uchwyt dla kilku różdżek - jedna z nich wyglądała podobnie do tej, którą Laura leczyła ich rany po bitwie w Trevalay. Zane szybko ściągnął go i schował do szuflady biurka, którą zamknął na klucz zawieszony na szyi, a następnie zasiadł przy biurku i zaczął coś pisać. Niewidzialny mężczyzna ostrożnie zbliżył się, by rzucić okiem na treść notatek. O ile część z tych leżących na biurku zapisana była we wspólnym i odnosiła się do typowych spraw świątynnych, to Zane pisał coś właśnie kanciastymi runami, w których rozpoznał krasnoludzki alfabet. Co ważne, używany też przez goblinoidy…
Obawiając się, że mikstura zaraz przestanie działać, Mikel wymknął się na korytarz rozglądając się za miejscem, gdzie mógłby z ukrycia obserwować drzwi do pomieszczenia.
Wykusz przy oknie kilka metrów dalej dawał dobrą, ukrytą pozycję do obserwacji. Przez jakieś pół godziny nic się nie działo, po czym drzwi uchyliły się lekko, a po chwili wyszła przez nie młoda dziewczyna o przeciętnej urodzie, ubrana jak jedna z wielu akolitek służących w świątyni. Rozejrzała się po korytarzu, po czym ruszyła energicznym krokiem na w stronę schodów - rytm jej kroków był bardzo znajomy.
Mikel był wcześnie w pomieszczeniu i wiedział, że odkąd je opuścił, nikt nie wchodził do środka. Nie miał wątpliwości, że Zane zmienił nieco wygląd i zamierzał trochę narozrabiać. Ruszył więc za dziewczyną, chcąc udaremnić jego zamiary. Śledząc "dziewczynę" zaczepił jednego z mężczyzn, którego kojarzył ze szkolenia i poprosił, by ten jak najszybciej znalazł któregoś z jego towarzyszy i przekazał, że "może potrzebować pomocy w związku z wczorajszymi przeszkodami". Nie chciał mówić za dużo, żeby nie zdradzić się, gdyby posłaniec trafił na sobowtóra.
Śledzenie „Zane’a” było nieco frustrujące, cel z wprawą poruszał się ulicami Longshadow, praktycznie nie wyróżniając się w tłumie ani wyglądem, ani zachowaniem. „Dziewczyna” zaglądała do sklepów, wdawała się w krótkie rozmowy z przechodniami, robiła niewielkie zakupy na targu - kilka razy Mikel miał wrażenie, że ją zgubił, myląc z kimś bardzo podobnym. Zaraz jednak dostrzegał Zane’a kawałek dalej i mógł kontynuować cichą pogoń, będąc pewnym, że wciąż pozostał niezauważony. Gdyby cel zdał sobie sprawę z posiadania ogona, zgubiłby go bez większego wysiłku…
Większość czasu poruszali się najbardziej zatłoczonymi częściami miasta, ale w końcu, po prawie godzinie śledzenia, Mikel zauważył okazję, której tak wypatrywał. Dziewczyna skręciła z większej ulicy w ciasne przejście między budynkami, w którym nie było żadnych postronnych. Wciąż jednak byli w zasięgu krzyku od najbliższych przechodniów.
Mikel postanowił wykorzystać okazję i zaatakować “dziewczynę” w alejce, starając się ją uciszyć. Podkradł się, chwycił za ramię, by ją odwrócić i wymierzył celny cios w krtań. Uderzona dziewczyna zacharczała i wyrwała się z uścisku - w momencie, gdy to zrobiła, rozdzieliła się na trzy identyczne kopie. Wojownik był mocno zaskoczony, ale nie tracił czasu. Wyprowadził dwa szybkie uderzenia, ale oba niestety trafiły w kopie, które rozpadły się pod wpływem ataku. Miało to swoje plusy, bo teraz został już tylko jego przeciwnik. Mikel zmienił taktykę i chwycił przeciwnika, pociągnął w swoją stronę, podkładając przy okazji nogę, i poprawił potężnym uderzeniem w tył czaszki, gdy ten upadał. Leżącą “dziewczynę” potraktował jeszcze kopniakiem w nerki, a kolejny cios w tył głowy pozbawił ją przytomności. Teraz musiał szybko wymyślić, co robić dalej. Miał nadzieję, że towarzysze szybko go znajdą.