Mikel
Mijały kolejne minuty, a jeniec wciąż leżał nieprzytomny, praktycznie bez ruchu, jedynie oddychając płytko. Mikel zastanawiał się już nad opuszczeniem pokoju i dołączeniem do towarzyszy, gdy usłyszał kroki za drzwiami. Zamarł i nasłuchiwał, jak ktoś, stawiając lekkie kroki, zbliża się korytarzem. Zaraz potem usłyszał chrobot klucza w zamku, skrzypnięcie pchniętych drzwi, i pogratulował sobie przezorności, która zasugerowała mu zablokowanie ich krzesłem.
- Co jest? - usłyszał zaskoczony kobiecy głos, który szybko rozpoznał. Córka karczmarza spróbowała raz jeszcze otworzyć drzwi, ale bez skutku, po czym mruknęła - Przecież wychodzili… Halo? - zapytała głośniej, z wyraźnym niepokojem.
W tym samym czasie związana na łóżku dziewczyna zaczęła się lekko poruszać, jakby zaraz miała odzyskać przytomność.
Vircan
Burmistrz aż podskoczył, kiedy usłyszał chrząknięcie od strony okna.
- Cholera! Słowo daję, w końcu zabiję te okna na głucho! - sarknął, wpatrując się nieco podejrzliwie w gawrona - Mów, co się stało? -
Gdy Vircan mówił, burmistrz najpierw wytrzeszczył oczy, potem zaczął zadawać pytania, jednocześnie wstając, zdejmując urzędową szatę, pod którą miał bardziej praktyczny strój.
- Zmiennokształtni? Ależ ze mnie idiota, jak mogłem tego nie zauważyć? - warczał sam do siebie z goryczą - Zachowywali się praktycznie tak samo jak zawsze, może ostatnio poświęcali sprawom miasta nieco więcej uwagi… Dopiero kiedy twoi towarzysze się pojawili, zrobili się tak uparci, i zaskakująco zgodni ze sobą -
Ledwie druid skończył opowiadać, Crawbert był gotów do wyjścia.
- Prowadź. I ani słowa komukolwiek, jeśli to się wyda, będzie panika, ludzie będą skakać sobie do gardeł -
Jace i Rufus
Gdy tylko Vircan poleciał po burmistrza, Jace i Rufus uznali, że nie powinni rozpowszechniać informacji o tym, co się tu wydarzyło. Mag władczym tonem usadził wciąż zszokowanych inżynierów, a Rufus przytrzymał jednego z nich, który ruszał już wykonać poprzednie polecenie, i zamknął drzwi do biura.
- P-panie Jace, co tu się stało? - zapytał jeden z obecnych - Czym jest to coś? - nieśmiałym gestem skinął w stronę trupa.
To było dobre pytanie. Jace wiedział sporo o doppelgangerach z tego, co znalazł w księgach i co mówiła mu Emi - ta istota z pewnością nie była jednym z nich. Włosy, delikatne acz widoczne rysy twarzy wyraźnie sugerowały, że ma przed sobą przedstawiciela tej samej niespotykanej rasy (czy może hybrydy?), co jego przyjaciółka. Wyglądał wręcz, jakby mógł być z nią jakoś spokrewniony, ale takie podobieństwo mogło akurat być cechą właściwą dla tych humanoidów. Uwagę Jace’a przykuła bardziej inna cecha charakterystyczna - liczne blizny i szwy, widoczne na każdym skrawku odkrytego ciała. Nie przypominały zdobytych w walce, a raczej pamiątki po operacjach - dziesiątkach operacji.
Czekając na przybycia burmistrza, bohaterowie przeszukali też ciało. Trzeba przyznać, że szpiedzy byli ostrożni: nie znaleźli nic jawnie inkryminującego, poza smukłym karwaszem z przymocowanymi kilkoma różdżkami. Poza tym „Jace” miał przy sobie kilka drobiazgów, przybory do pisania, sakiewkę z monetami i prosty nóż - cóż, tutaj popełnili błąd… W sakiewce poza kilkunastoma złociszami i srebrnikami była też niewielka karteczka z zapiskiem „Dzwon przed północą, tam gdzie zwykle”.
Gdy rozważali znaczenie tej wiadomości, do biura wpadł Crawbert, czerwony na twarzy, częściowo z gniewu, a częściowo z wysiłku. Wyglądał, jakby prawie biegł większość drogi. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok spoczął na przykrytym płachtą materiału trupie.
- To on? Który to? Mówcie - rzucił niecierpliwie.