Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2022, 16:15   #1
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 2e] Wiek Popiołów



Wiek Popiołów


Słońce wstało nad Rozgórzem, a to zapełniło się zwyczajnym o tej porze gwarem. Sylwetki mieszkańców wylewały się miarowo z drewnianych budynków i kamienic, zaś bezchmurne, letnie niebo zwiastowało zwyczajny dzień, który miał być taki sam, jak i wiele innych dla miasta pod górami.

Hen daleko, spowite mgłą i przysypane wiecznym śniegiem, majaczyły szczyty Gór Pięciu Królów, z których Joresk rozpoznał parę: były to Żelazny Wąż, Diadem i krasnoludzka twierdza Davarn, stąd nie większa od ziarnka piasku. Góry te przypominały paladynowi o paru bitwach, które ongiś rozegrały się u podnóża przełęczy i które swojego czasu rozbijały się o wróżdy o terytorium pod pasmem górskim. Stare czasy. Stare… I niekoniecznie dobre.

Bliżej, na wzniesieniu na północ od miasta, stała stara cytadela, widoczna jak na dłoni w czystym powietrzu podgórza. Katerina jako jedna z pierwszych zauważyła daleki płomień tlący się na jednej z baszt bastionu. Któż miał palić ogniska na szczycie i po co - nie wiadomo, ale plotki już krążyły. Niepokój ten zapewne udzielał się Wugowi, barbarzyńcy i wykidajle. Ostatecznie, to tam przebywała wcześniej Jora. Od dłuższego czasu już nie było stamtąd żadnych wieści, zarówno od niej, jak i goblinów plemienia Cierniowego Kamienia.

Wzgórza wokół miasta upstrzone były małymi laskami, zbierające się w większy bór zwanym Karmazynowym Lasem na południu. Karmazynowy Las - noszący taką nazwę z powodu liści, które podczas jesieni w istocie nabierały koloru krwistej czerwieni - swoją gęstwiną, zbitym murem drzewa przypominał Lavenie odległe knieje lasu Verduran.

Poranne słońce oświetlało wzmocnione żelazem mury ratusza. Ratusz, drewniana i sprawiająca wrażenie stateczności budowla, ponoć ongiś był pierwszym z budynków, który został wybudowany podczas założenia miasta. Pozostałości z tego okresu widoczne były tu i ówdzie - zwarty plan budowli, parę kamiennych wieżyczek, które kiedyś zapewne służyły do przepatrywania i wreszcie okuta żelazem brama główna.

Pod bramą zaś zebrał się mały tłum. Był bowiem dzień Zewu Śmiałków.

To dziś rada miasta miała w ratuszu wyznaczyć nowe nagrody dla łowców. Jak mówiły plotki - jeden z goblinów z Czarciego Wzgórza miał także przynieść jakieś wieści na temat starej cytadeli.

Tu, pomiędzy zgromadzonymi najemnikami stali podróżnicy - Joresk, Lavena, Gobelin, Valenae i Katerina, a także Wug, znany bardziej pod swym samozwańczym tytułem Łamacza Kości. Podróżnicy wyszli z niedalekiej karczmy o wdzięcznej nazwie Łaska Maga.

Wug i Valenae złapali parę plotek i strzępów gadaniny gawiedzi na temat dzisiejszego dnia, podsłuchawszy przechodzących mieszczan:

- Nagrody będą - rzekł jakiś jegomość. - Żywe złoto!
- Wszystko w burdelu przepuścim, “Bażant” najlepszy! - dodał jakiś inny, sepleniąc i kalecząc Wspólny. - Albo! Sama Greta Gardania odda się temu, co rzeczy dokona!
- A cóż tam w twierdzy? Ogień płonie? - dołączył się trzeci. - Kto tam wejdzie?
- Ty, żeby ciebie diabli zabrali! - zaśmiał się drugi z rozmówców. - Znowu pewnie gobliny coś narobiły!
- Dzieci na ruszcie smażą!
- Flaki im wypruwają!
- Ha-ha-ha! - śmiał się głupawo pierwszy.

Gadająca trójka mieszczan odeszła na bok. W tym samym czasie do tłumu dołączyło jeszcze paru.

Zebrani pod bramą ratusza byli przeważnie podróżnymi z Cheliax albo Drumy. Żaden z nich nie próbował udawać, że był wzorem cnót albo próbował zgrywać bohatera - pokiereszowane dłonie, ręce, nierzadko i twarze zdradzały dezerterów lub weteranów, którzy nie znaleźli roboty gdzie indziej. Zmęczone twarze przyjezdnych sugerowały raczej na dziadów liczących na prostą robotę lub młodziaków potykających się o własne nogi.

Sporą część stanowili także zwyczajni mieszkańcy Rozgórza. Ci odróżniali się od całej reszty obojętnymi lub lekko zaciekawionymi wyrazami twarzy. Gapie przyglądali się całej sprawie z bezpiecznej odległości, ni to blisko, ni dość daleko. Między nimi było parę starych kobiet, które chyba tylko przyszły posłuchać, co się w mieście dzieje.

Niektórzy przystawali, gapili się przez jakiś czas na to wszystko i wreszcie odchodzili w stronę rzeki. Tam, przy jednostajnym akompaniamencie dźwięku pomp tłoczących wodę (ponoć daru paru inżynierów z gór ze wschodu), parę próżniaków siedziało i gapiło się przed siebie.

Na uboczu stało trzech goblinów, gadających coś do siebie w swoim narzeczu. Między nimi był Ficko, garbaty goblin. Drugi obok niego chichotał nerwowo, Ficko zaś gestykulował i tłumaczył coś zawzięcie. Trzeci goblin zasłaniał twarz szmacianą maską - ten milczał.

Gobelin znał Ficka. Ten dał mu się poznać jako dobroduszny prostak, który ponoć już się z garbem chyba urodził, bo nikt go nie widział bez niego. Ficko - jak wiedział Gobelin - już jakiś czas służył jako posłaniec i drobny handlarz, który wymieniał informacje między Czarcim Wzgórzem a miasteczkiem.

Drugi z goblinów był nieco bliżej znany Valenae i Katerinie - kobiety, całkiem dobrze obeznane z (raczej skromnym) półświatkiem przestępczym w okolicach Rozgórza, rozpoznali go jako drobnego złodziejaszka, który kręcił się przy karawanach i dokach. Zwał się Godo.

Joresk i Gobelin zauważyli, jak karczmarz z Łaski Maga peroruje do jakichś dwóch młokosów. Może zapowiadało się na jakąś bójkę? Scenie przed tawerną przyglądał się ze znudzeniem jakiś jegomość z siwą brodą.

Na Lavenę gapił się jakiś strażnik, z wyglądu zasuszony staruch. Kobieta nie była do końca pewna, czy stary zawiesił na niej wzrok, bo podobała mu się, czy po prostu gapił się w przestrzeń przed sobą, w której akurat się znalazła.

Wreszcie, powietrze przeciął ostry dźwięk dzwonu za okutymi żelazem drzwiami ratusza. Te uchyliły się, a dźwięk dzwonu ponownie rozbrzmiał, tym razem głośniej.

Tłum zgromadzonych zafalował i skupił się bliżej wejścia do ratusza. Paru strażników krzyknęło, wołając o porządek i zapraszając do środka.

Zdawało się, że posiedzenie Zewu Śmiałków miało się wkrótce rozpocząć.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 22-04-2022 o 16:51.
Santorine jest offline  
Stary 23-04-2022, 07:02   #2
Highlander
 
Connor's Avatar
 
Reputacja: 1 Connor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputację
Valenae Talandren pochodzi z całkiem porządnej elfickiej rodziny choć w swojej karierze najemnika zboczyła odrobinę na kryminalną ścieżkę. Była kiedyś członkiem pewnej szajki z czego może nie do końca jest dumna, ale też nie żeby się tego specjalnie wstydziła. Dało jej to naprawdę porządną lekcję życia i nauczyło pewnych wartości, które są w nim ważne. to ją też swoistego kodeksu, któremu jako łotrzyk stara się być wierna. Szybko też przekonała się, że profesja którą wybrała jest bardzo często wymaganą i oczekiwaną w większości drużyn także nie miała problemów ze znajdowaniem nowych zleceń. Jest wyszkolonym awanturnikiem wyspecjalizowanym w profesji łotrzyka. Jest bardzo dobra w zastawianiu jak i rozbrajaniu pułapek. Wyspecjalizowała się skradaniu się i atakach z ukrycia. Bardzo dobrze posługuje się zarówno rapierem jak i sztyletami. Nie najgorzej też strzela z łuku.

Jest wysoką, szczupłą i niesamowicie zgrabną elfką bardzo dobrze obdarzoną przez naturę w miejscach gdzie potrzeba. Burza długich i ogniście rudych włosów dopełnia jej bardzo atrakcyjnego wizerunku. Jedynie bardzo wyszkolone oko potrafi w jej postawie i naturalnie wdzięcznych ruchach zobaczyć, że zabójcze piękno idzie w parze z równie zabójczą zwinnością, szybkością i precyzją. Jest bardzo honorowa i wszelkie rozliczenia typu “dług honorowy” lub “będę ci winny przysługę” traktuje śmiertelnie poważnie. Jak to często u elfów bywa zachowuje charakterystyczny dla długowiecznych ras dystans do innych czasem mylony z obojętnością czy oziębłością. W praktyce trudno nawiązuje przyjaźnie jednak te już nawiązane traktuje jak więzy rodzinne. W skrócie rzecz ujmując znacznie lepiej mieć ją przyjaciela niż za wroga.


Do miasteczka zwanego Rozgórzem, trafiła z drużyną, z którą podróżowała już jakiś czas po niezbyt udanym zleceniu w południowym Isgier. Po tym jak ponieśli spektakularną porażkę skierowali się do podnóży Gór Pięciu Królestw. Byli w miasteczku już od kilku dni gdy w gospodzie gdzie nocowali przeczytali ogłoszenie o możliwej robocie. Chodziło o wyjaśnienie wydarzeń w jakiejś pobliskiej starej twierdzy, która podobno nagle wypełniła się życiem lub czymś czego tam wcześniej nie było. Plotka mówiła, że podobno będzie można nieźle zarobić. Valenae i drużyna, z którą była nie śmierdzieli ostatnio groszem, także jednomyślnie zgłosili się podjąć tego zadania.

Następnego dnia udali się pod ratusz gdzie miało się odbyć zwyczajowe posiedzenie Zewu Śmiałków. Tłum aż wrzał od plotek, niesprawdzonych informacji, totalnych bzdur i wyssanych z palca absurdów. Jak to w tłumie. Valenae była spokojna jak zawsze choć czujna też jak zawsze. Takie podobne zgromadzenia przysparzały również okazje dla najróżniejszych drobnych złodziejaszków i kieszonkowców. Elfka wiedziała, że pierwszy, który spróbuje ją okraść straci przynajmniej jeden palec. Tak dla czystej nauki, żeby do końca życia potrafił rozpoznać kogo można próbować okraść, a kogo należy omijać szerokim kręgiem. Szczególnie była cięta na drobnego złodziejaszka zwanego Godo. Zapowiadał się dobry dzień. Dobry dzień na nowe zlecenie.
 
__________________
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku?
- Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma.
Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć.
Connor jest offline  
Stary 24-04-2022, 17:18   #3
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację



Wczesnym rankiem zamknięta we własnej komnacie, licząca niespełna dwadzieścia wiosen dziewczyna odziana w tiulową koszulę nocną uchyliła powoli okiennice i powstrzymując wytwornym gestem delikatne ziewnięcie, ogarnęła nabierającym ostrości wzrokiem rozpościerający się przed nią okazały pejzaż. Powędrowała wzrokiem od majestatycznych gór, przez faliste morze wzgórz ku licznym leśnym zastępom. Dłuższą chwilę poświęciła karminowym koronom drzew stanowiących trzon Karmazynowego Lasu, miejsca mimowolnie budzącego w niej niemal zatarte wspomnienia. Następnie zwróciła oblicze ku skąpanemu w świeżym świetle poranka wnętrzu, kierując wzrok na masywny kufer, w którym poprzedniego wieczora złożyła swój przyodziewek. Twarz młódki była dość charakterystyczna i niezwykle atrakcyjna. Posiadała parę bystrych oczu o szmaragdowych tęczówkach i smukłych rzęsach, lekko wystające, połyskliwe i pełne, acz małe usta, podkreślające skromnie zadarty nosek. Te cechy i nieznacznie ostre rysy o wyczuwalnie infantylnym charakterze powodowały, że pozornie sprawiała wrażenie rozpuszczonego dziecka. Przekonanie to daleko nie odbiegało od maniery młódki i zdecydowanie kontrastowało z jej kobiecą budową oraz wysokim wzrostem. W jej wyglądzie uwagę zwracały także długie pasma wiśniowych włosów, razem z elegancko spływającą długą grzywką. Spośród nich wyłaniał się zarys spiczasto zakończonych uszu, które wyraźnie zdradzały rodowód białogłowy.

Dziewczyna udała się sprężystym, salonowym krokiem ku skrzyni. Zamierzała odziać się, skorzystać z toaletki i udać na dół, do głównej izby „Łaski Maga”. Liczyła, że szynkarz weźmie sobie do serca jej wcześniejsze uwagi i tym razem uraczy ją o wiele lepszym napitkiem i jadłem. Bardziej odpowiadającym jej wybitnemu statusowi. Do Rozgórza przybyła dopiero wczoraj, ale już mniej więcej posiadała rozeznanie, co w trawie piszczy. Wiedziała na przykład, że nie była jedyną nietutejszą, nie umknęły jej bowiem zdradzające zmęczenie parszywe wizerunki podróżników z Drumy i Cheliax, choć ją w te rejony przygnały o wiele bardziej złożone i posępne przyczyny. Słyszała też o nagrodach dla łowców, i podobnież interesujących wieściach, jakie miał przynieść jakiś gobliński goniec na temat owianej legendami starej cytadeli. Liczyła przeto na jakieś ciekawe zajęcie i godziwy zarobek.


Po długich przygotowaniach i posileniu się półelfka opuściła „Łaskę Maga”, a następnie udała przed pobliską bramę ratusza. Umalowana, wypachniona, a przede wszystkim odziana w krótką, wytworną i zwiewną satynowo-muślinową sukienkę koloru alabastrowo-lawendowo-szarego, z falbanami, wydekoltowaną, o wysokim kołnierzu i odsłoniętych ramionach. Ubiór uzupełniały eleganckie rękawiczki za łokcie, opinający talię gorset, wysokie buty oraz pończochy sięgające połowy uda i gustowna torebka podróżna. Specyficzny sposób wykonania sprawiał, że cały strój delikatnie opalizował w świetle słońca. Jedyne uzbrojenie dziewki stanowił kunsztownie wykonany sztylet, z wyglądu bardziej przypominający ozdobę, niż oręż. Osadzony był w ciemnej pochwie przytroczonej do jej lewego uda.



— Czy mogę prosić o przejście? — rzekła nieznoszącym sprzeciwu tonem, próbując dostać się bliżej wejścia. Jej głos był niezwykle melodyjny i nad wyraz przyjemny dla ucha. Aczkolwiek wybrzmiewała w nim perfidna słodycz i przesadna wyniosłość, wręcz zwykła zarozumiałość.
Przez długie minuty stała pośród oczekujących, pociągając co jakiś czas ostentacyjnie nosem, tak jakby w jej delikatne nozdrza godziła jakaś nieprzyjemna woń. I chyba właśnie to niebezpośrednio chciała zakomunikować tłoczącym się wokół niej awanturnikom i najemnym robotnikom. Niestety, nie wydawali się pojmować jej subtelnej aluzji.
— Ech, czy musicie się tak tłoczyć? Nie dość wam, że pokazuję się w tak nędznym, jak wasze, towarzystwie? — jęknęła w końcu, krzywiąc brzydko brwi i splatając ręce na piersiach.
Nie okazywała najmniejszego zainteresowana gawiedzią, tylko czekała na otwarcie wrót. Mimowolnie jednak dostrzegła, że bacznie przygląda jej się jakiś stary wychudzony strażnik. Z pewnością nieprzypadkowo. Z początku miała go zupełnie zignorować, przywykła bowiem do lubieżnych spojrzeń mężów. Zarówno młodzianów, jak i starszych. Coś ją jednak tknęło w postawie starucha i na wszelki wypadek zbliżyła się kawałek, po czym zapytała.
— Masz jakąś sprawę ku mnie, dobry człowieku?
Starszy mężczyzna ocknął się z rozmyślań, kiedy się do niego zwróciła.
— Co? Wrzawę? — stary strażnik podrapał się po głowie, a zaraz potem podłubał małym palcem w prawym uchu. — Aaa… Sprawę.
Po czym spuścił oczy i przez pewien czas lustrował zawartość, którą przed chwilą wydłubał z ucha. Mężczyzna rozproszonym wzrokiem wodził to na Lavenę, to na grupkę najemników opodal głównej bramy ratusza.
— Idziesz do twierdzy? — zapytał i, nie czekając na odpowiedź półelfki, ciągnął. — Dwa miesiące temu była taka zgraja, pięciu ich było. Gadali, że twierdzę zdobędą i ze złego oczyszczą. Między nimi… Mój brat.
Stary strażnik wyciągnął z kieszeni naszyjnik. W jego dłoni znajdowała się drewniana figurka jelenia.
— Po tym go poznasz, on ma taką samą. Nie łudzę się, nie wróci już. Jeśli jednak odnajdziesz jego trupa, przynieś go do mnie. Nie mam wiele, a i mój czas kończy się już. Ale jeśli ci się uda… Zapłacę. Nie licz jednak na tych tam — machnął ręką na najemników przy bramie głównej.
— Spokojnie staruszku, jedyna osoba, której ufam, właśnie z tobą rozmawia — oznajmiła chełpliwie wiśniowowłosa. — A jeśli zapłata nie będzie wystarczająca... to sama odbiorę sobie resztę. Bywaj.
Mimo ostrzeżeń starucha zaczęła przebierać oczami po zgromadzonych. Wiedziała bowiem, że nie ma siły, a przede wszystkim ochoty, targać czyjeś truchło aż z odległej twierdzy. W końcu wypatrzyła kilkoro potencjalnie użytecznych do tego zadania osobników i uśmiechnęła się pod nosem „Tak, ci się nadadzą...”.

Chwilę później rozległ się donośny dźwięk dzwonu i zaczęły uchylać wrota ratusza.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 25-04-2022 o 18:46. Powód: doklejenie fragmentu od MG
Alex Tyler jest offline  
Stary 02-05-2022, 17:36   #4
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Intensywna potyczka w płomieniach pozwoliła nieco się rozerwać rozpuszczonej półelfce. Jednak każda, nawet najbardziej porywająca zabawa musiała mieć swój kres. Kiedy dym zgęstniał Lavena postanowiła się czym prędzej wydostać się z płonącego pomieszczenia, zanim duszący miazmat zajmie jej płuca i pozbawi ducha.
— Hm, do wszystkich, wasza wspaniała towarzyszka opuszcza walkę. Dobra, to tyle — zakomunikowała beztrosko na odchodne.
Fortunnie dla niej do tej pory spanikowana tłuszcza zdążyła się już ulotnić, więc droga prowadząca na zewnątrz była w zasadzie wolna. Elegancko zatykając wyperfumowaną i zwilżoną chusteczką nozdrza, dziewczyna skorzystała z przejścia i wydostała się na korytarz. Na jej szczęście obyło się jedynie na paru kaszlnięciach i delikatnych zawrotach głowy, które dość szybko ustąpiły.


Kiedy inni, ryzykując zdrowiem, zajmowali się gaszeniem, czarownica zajmowała jedno z wolnych siedzisk, odmawiając ustąpienia miejsca dla jednego z poszkodowanych. W końcu ona też była poszkodowana! Siedziała więc i ubolewała wylewnie nad stanem swego zdrowia (lekko drapało ją w gardle) oraz przyodziewku (który straszliwie przesiąkł odorem spalenizny). Zastanawiała się nawet, czy nie obarczyć władz miasta kosztami leczenia i przywrócenia jej garderoby do porządku. W końcu doszło do rażącego zaniedbania protokołów bezpieczeństwa i to oni byli odpowiedzialni! Tak czy inaczej, zamierzała wyjaśnić sprawę tego rozkosznego... to znaczy tragicznego zdarzenia. Musiała tylko odszukać tę całą Gretę Gardanię.

W końcu odnalazła kobietę stojącą w towarzystwie asystentów niedaleko zniedołężniałego stwora zowiącego się Ficko. Ruszyła ku niej bezceremonialnie, po drodze trącając nieszczęsnego goblina. Za nic miała sobie okoliczności, obowiązki głównej rajczyni i zgromadzony w pobliżu żądny odpowiedzi tłum. Ona była ważniejsza, niż ktokolwiek inny, a zwłaszcza jakieś tam zgliszcza. Z przesadną kurtuazją przepraszając stojących jej na drogę dopchała się ostatecznie do Gardanii i zabrała głos.
— Ekhm. Dzień Dobry, Szanowna Przewodnicząca Rozgórza. Pozwolę sobie się przedstawić. Jam jest Lavena Da'naei. Najwybitniejsza iluzjonistka, eksploratorka podziemi i specjalistka od zabezpieczeń w Avistanie — wypowiedziała z doskonałą dykcją i pełną emfazą. — Niewątpliwie o mnie pani słyszała, lecz na ewentualne autografy i opowieści pozwolę sobie później, i w bardziej odpowiednim do tego miejscu. Przybywam bowiem w innej sprawie. Mianowicie ze swej strony pragnę oficjalnie wyrazić zaniepokojenie incydentem, którego mimowolnie stałam się świadkiem. Rozumiem, że modne są u was liberalne andorańskie zwyczaje i pozwalacie wszelkiemu stworzeniu zabierać głos oraz swobodnie pałętać się po budynkach administracji publicznej. Ale wpuszczenia na posiedzenie Zewu Śmiałków dwóch mieszkańców sfery żywiołu nie uważam za zbytnio rozsądne. Czy mogłabym liczyć na jakieś wytłumaczenie, dlaczego te dwa mefity w ogóle dostały się pomieszczenia, siejąc spustoszenie i pożogę? Narażając przy tym na szwank zdrowie obywateli, zwłaszcza tych lepiej urodzonych.
Podkreśliła dobitnie, ewidentnie mając na myśli siebie.
—... I jak rada miasta poczuwa się do kwestii rekompensat, za poniesione przez nich straty moralne i materialne?
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 02-05-2022 o 17:41.
Alex Tyler jest offline  
Stary 03-05-2022, 00:10   #5
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Wug poszedł wraz z "Kat" do medyka. Znał ją jedynie przelotnie. Ona była tą kobitką od machania popisowo mieczem. On dla niej zapewne tym wikidajło z karczmy. Nie mniej to oni byli wśród tych którzy na "Zewie Śmiałków" rzeczywiście okazali się śmiałkami i podjęli zdecydowaną walkę.

- Dobra walka - zwrócił się do kobiety. - Jestem Wug Łamacz Kości z plemienia Białej Pięści. Przedstawił się kobiecie a ponieważ zbliżali się już do medyka barbarzyńca położył mu wielką i muskularną łapę na ramieniu by zwrócić na siebie uwagę.

- Ludziny - wskazał ma mieszczan w koło - jeśli oddychają to poczekają. Trzeba opatrzeć wojowników. - wskazał na siebie i "Kat" Minę miał przy tym zaciętą i nie przyjmującą odmowy.
 
Icarius jest offline  
Stary 25-04-2022, 03:07   #6
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
“Bażant” był porządnym zamtuzem. Jak na lokalne standardy, rzecz jasna. Kamieniczka nad północnym brzegiem rzeki, wciśnięta jakby na siłę pod mury miejskie, nie odstawała za bardzo od reszty budynków jeśli szło o wątpliwy kunszt architektoniczny, ale przyozdobiona czerwonymi latarniami i zasłonami nie pozostawiała złudzeń, jaki był charakter tegoż przybytku. Chociaż i tenże charakter odbiegał nieco od zwyczajowych burdeli, bo lokal poświęcony Calistrii i należący do akolity Powabnego Żądła, w osobie Frederica d’Aubry’ego, miał swoje standardy. Nawet w takiej dziurze, jakim było Rozgórze. I poświadczały to żółto-czarne elementy dekoracji, szczegółowy cennik i regulamin dla klienteli, liberalne i różnorodne usługi oraz, dla najwierniejszych klientów, piwniczne pomieszczenia. Tak, “Bażant” był porządnym zamtuzem.

Hedonizm, którym nasączone były mury kamienicy, figurował jednak nader nisko na liście powodów, dla których Katerina Bonheur obrała taką, a nie inną kryjówkę. Owszem, calistriańskie wartości buzowały w dziewczynie - zasługa bycia przygarniętą lata temu przez kapłanki Bogini - i “Bażant” prędko stał się dla niej domem, nawet pomimo uszczypliwych uwag nielicznych, którym mówiła gdzie mieszka. Panna Bonheur nie miała jednak w zwyczaju frasować się opiniami większości ludzi i nieludzi, trzymając wysoko głowę i zadzierając nosa, epatując pewnością siebie. Główny powód, na szczycie listy, był o wiele bardziej przyziemny - Frederic był dobrym przyjacielem. Dobrym, starym i zaufanym przyjacielem, a tych miała niewielu. D’Aubry, Mistrz Beaufort i Madame Maxime. Tyle. A że Frederic jako jedyny osiadł się na zadupiu, to i u niego znalazła schronienie. Bo lista wrogów i ciętych na nią osobników była już o wiele dłuższa.

Niczym sroka zbierająca błyskotki, Katerina zbierała listy gończe za nią wystawione. Cóż, nie za nią, nie za Kateriną Bonheur, a raczej za którymś z jej aliasów. I jednych, i drugich nazbierało się przez lata odkąd ruszyła w świat, co biorąc pod uwagę młody wiek mogło imponować. Katerina kolekcjonowała te listy gończe niczym pamiątki, jakby chcąc mieć je pod ręką gdy uderzy sentymentalność, lub po prostu gdy jej ego potrzebowało pieszczoty. Któż by to ją tam wiedział. Teraz, właściwie tylko z nudów, czekając aż wyschną jej włosy po porannej kąpieli, panna Bonheur przysunęła do siebie tą garstkę papierów. Zaczęła je wertować smukłymi palcami, wspominając stare, o wiele ciekawsze czasy.

“POSZUKIWANA
Za podszywanie się pod kapłankę Calistrii, wyłudzenia i oszustwa, osobniczka Siostrą Felin zwana (...)”

Katerina uśmiechnęła się. Początki kariery, jeszcze w rodzimym Galt. Z dala od stolicy, na taldańskiej granicy, proste machlojki wśród prostego ludu. Skromne początki.

“(...) za kradzież i rabunek w posiadłości Velanderów; za podszywanie się pod szlachciankę i fałszerstwo; osobniczka na Markizę Beaujeu-Fezansaguet pozująca (...)”

Cassomir, taldański port na Morzu Wewnętrznym. Jedno z ulubionych miejsc Kateriny. Duże, bogate, pełne okazji. Żyć, nie umierać. Długotrwała intryga i wieloetapowy plan, który zakończył się uwiedzeniem panicza Velandera, którego zostawiła wtedy przywiązanego do łoża, zakneblowanego i z zawiązanymi oczami, by w świętym spokoju mogła pobuszować po prywatnym skrzydle i zrabować co wartościowsze rzeczy. Bonheur do tej pory bawiło rozmyślanie, jak zareagowała prywatna straż panicza, gdy znalazła swojego pryncypała w tak... kompromitującej pozycji.

“(...) za naruszanie porządku publicznego i bójkę w “Pióropuszu”, szermierka zwana Mistrzynią Misericorde (...)”

Awanturnicze życie. Tak, Katerina liznęła i tegoż życia w swoich dotychczasowych eskapadach. Może nie było równie wykwintne co obracanie się w wyższych sferach, ale i ono oferowało wystarczająco wiele wrażeń. Zgoła innych, ale jak mówiono w jej rodzimym Galt - “la variété plaît”. Do tego bycie awanturnikiem była dosyć opłacalnym zajęciem, a pieniądz...

Myśl o pieniądzu zmyła lekki uśmiech z twarzy Kateriny, przywołując ją na powrót do rzeczywistości. Smętnym spojrzeniem zerknęła na dosyć lekką już sakiewkę z paroma tylko srebrnikami i prześlizgnęła wzrokiem po końcówkach alchemicznych kosmetyków, pustych butelkach dobrego wina i liście zakupów nieopodal, której pozycje miały wzbogacić poddasze jej oddane, ale nie było ją na nie chwilowo stać. Hedonistyczny styl życia kosztował niemały pieniądz i Bonheur zapewne zarobiłaby krocie na szarlatańskich sztuczkach biorąc pod uwagę marność przestępczego półświatka Rozgórza, ale nie chciała ryzykować. Jeszcze nie. Rozgórze było bezpieczną przystanią i Kat wolałaby, żeby takową pozostała.

Wybór był tylko jeden - ponownie oddać się najemniczemu fachowi. Katerina podniosła się ze swojego miejsca, ubrała się i splotła włosy, chwyciła co miała chwycić i bezszelestnie spłynęła schodami. Dzień Zewu Śmiałków. Brzmiało to jak jakieś lokalne, prowincjonalne święto i na swój sposób takowym było. Dla łasych na pieniądze zuchów, najemników i oportunistów.

Okazja idealna dla kogoś takiego, jak Katerina Bonheur.




Lato, lato, lato. Najprzyjemniejsza chyba ze wszystkich czterech pora roku, gdzie świat żył pełnią życia i słońce mile ogrzewało wszystko dookoła. Nic więc dziwnego, że Katerina wyrwała się zbyt wcześnie do ratusza, coby skorzystać nieco z letniej aury. Trochę sobie pospacerowała, trochę posiedziała w słońcu, a na samym końcu zahaczyła nawet o “Łaskę Maga”. Nie wypadało wszak stawać przed radą miasta o pustym żołądku i suchym gardle. Chociaż, biorąc pod uwagę tłum jaki zebrał się pod ratuszem, konwenans towarzyski raczej prędko miał wylecieć za okno.

“Pierwsza liga matko i kozojebców,” przemknęło Katerinie przez myśl.

Śmiałkowie, poza paroma wyjątkami, prezentowali się marnie. Zarówno z wyglądu, jak i - jak miarkowała Kat - umiejętności jakie mieli do zaoferowania. O ile jakieś mieli. Panna Bonheur przysiadła na murku gdzieś nieopodal bramy budynku, zarzucając nogę na nogę i uważnie lustrując tłoczących się przed ratuszem ludzi i nieludzi. Zdecydowanie była przesadnie ubrana, jak na taką okazję, ale duma nie pozwalała jej na bycie przeciętną. Siedziała więc wbita w swoją najlepszą koszulę z koronkowymi wykończeniami, obcisłe skórzane bryczesy i buty pod kolana. Kasztanowe włosy były splecione i zebrane do tyłu, z paroma (pozornie) niesfornymi kosmykami obramowywującymi pospolitą buzię, a starannie przycięte i opiłowane paznokcie skrzyły się ciemnym lakierem. Wizerunku dopełniały rapier i lewak na biodrach, prezenty od dawnego mentora, eleganckiej roboty galtańskich mistrzów. Katerina bardziej wystrzałowy strój, który potocznie można by nazwać “roboczym”, zostawiła w “Bażancie”.

Dostrzeżony płomień na jednej z baszt odległej cytadeli nie zwiastował niczego dobrego, tego była pewna. W przeciwieństwie do lwiej części mieszkańców Rozgórza jednak nie oddała się plotkowaniu czy snuciu teorii na temat tegoż dziwnego zjawiska, bo znając życie temat zostanie poruszony na zebraniu z radą i zapewne jednym ze zleceń będzie zbadanie sprawy. Albo, biorąc pod uwagę rzekomą obecność goblińskiego wysłannika, sprawa miała się prędko wyklarować. W to ostatnie Katerina wierzyła słabo, bo jej podejście cechowało się realizmem (lub cynizmem, jak co złośliwsi by to określili).

Ciemne spojrzenie przeszło na tercet zielonoskórych pokurczy, z których kojarzyła jednego. Godo, drobny złodziejaszek i płotka nad płotkami w przestępczym półświatku Rozgórza. Sama obecność i koegzystencja Rozgórza z goblinami, które zazwyczaj redukowane były do puenty zabawnych anegdotek i których nikt nigdy nie brał na poważnie, przestawała powoli dziwić Katerinę. Co kraj, to obyczaj i zaczynała się chyba przyzwyczajać do tego ewenementu lokalnej polityki.

Dzwon wyrwał ją z rozmyślań. Drzwi jęknęły, tłum zafalował, dzwon zadzwonił po raz drugi, nieco donośniej. Strażnicy zaczęli nawoływać do porządku i powoli zapraszać tłuszczę w obręby ratusza. Katerina ześlizgnęła się ze swojego miejsca na murku, przeciągnęła się i otrzepała tyłek. Pewnym krokiem ruszyła przed siebie.

W myślach zacierając dłonie na rychłe zyski.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 30-04-2022 o 18:50.
Aro jest offline  
Stary 25-04-2022, 11:27   #7
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Ech, Rozgórze… Wydawało się, że jego rodzinne miasteczko nie zmieniło się przez te kilka lat, kiedy go nie było. A może zmieniło się tak samo, jak on, tylko jeszcze tego nie zauważył? Bo ludzie na pewno - dzieciaki Refura wyrosły, a Kerim w końcu znalazł żonę i doczekał się syna. Jedynie po ojcu nie było widać upływu lat, wciąż pozostawał w pełni zdrowia, sił, i żalu o to, że Joresk odszedł „bawić się w wojnę” zamiast zająć się porządną pracą. Cóż, teraz paladyn wiedział, że wtedy rzeczywiście to była zabawa, ale nie dla niego. On był tylko zabawką w rękach szalonych, okrutnych dzieci, za nic mających sobie prawa ludzkie i boskie, a nawet zwykłą przyzwoitość. A to wszystko tylko dlatego, że mogli, w końcu byli szlachetnie urodzeni lub bogaci…
Joresk potrząsnął głową, odwracając wzrok od majaczącego na horyzoncie, maleńkiego punktu będącego twierdzą Davarn. Potyczki śmiertelnych możnowładców pozostawił już dawno za sobą, zaciągając się do jedynej właściwej wojny, jaką można prowadzić - odwiecznej, niekończącej się wojny dobra ze złem. Żałował tylko, że tak późno odkrył kult Ragathiela i stał się jednym z ostrzy Generała Zemsty. Ale tego też nie warto było rozpamiętywać, był tu i teraz, liczyło się tylko to, co zrobi dalej. Miał ze sobą wsparcie swego pana i z miał zamiar dokonać wielkich czynów.

Najpierw musiał jednak zacząć od czegoś mniejszego. Wrócił do Rozgórza nie tylko po to, by odwiedzić dawno niewidzianą rodzinę, ale także by odpowiedzieć na Zew Śmiałków - w końcu jaki mógł być lepszy początek jego własnej krucjaty jak nie zwalczenie zagrożenia dla własnego domu?

***

Joresk wyróżniał się z tłumu przybyłych do Rozgórza najemników przede wszystkich zachowaniem. Witał się z wieloma przechodniami, pozdrawiał miejscowych i z rozmawiał krótko z kilkoma, ewidentnie nie ukrywając zarówno znajomości z mieszkańcami, jak i swojego serdecznego charakteru. Ktoś stojący bliżej mógł bez trudu usłyszeć, jak flirtuje z co atrakcyjniejszymi kobietami. Przez większość czasu uśmiech nie schodził z jego młodej, przystojnej twarzy. Kilkudniowy zaros i jasne włosy dobrze zgrywały się mocnymi rysami i kilkoma bliznami, znamionującymi doświadczenie w walce. Jego sylwetka także robiła wrażenie - wysoki i potężnie zbudowany, wyraźnie nawykły był do ciężkiej pracy, a jego ruchy i postawa emanowały siłą i pewnością siebie. Łatwo było odczytać w niej wojskową przeszłość, co zgadzało się także z jego wyposażeniem. Kolczuga, przytroczony do pasa miecz półtoraręczny oraz przypięty do ramienia puklerz - o ile były dość przeciętne jeśli chodzi o jakość wykonania, wyraźnie widać było, że właściciel bardzo o nie dba. O ile tym wpasowywał się dobrze w pozostałych najemników, to wyróżnik stanowił pyszniący się na pancerzu medalik, przedstawiający karmazynowoczerwone skrzydło skrzyżowane z mieczem - symbol niebiańskiego lorda Ragathiela.




Rozluźniony, oczekiwał otwarcia drzwi ratusza, rozglądając się po przybyłych. Miał wrażenie, że kojarzy kilka twarzy jeszcze z wojska, nie miał jednak ochoty na wspominanie tamtych czasów, więc póki co ich ignorował. Zerknął na kręcące się po placu gobliny, ocenił, jak silny może być stojący nieopodal ork, na sekundę dłużej zawiesił wzrok na wyjątkowo urodziwych najemniczkach, gdy do jego uszu dobiegł odgłos jakiejś żywiołowej dyskusji. Odwrócił się i zobaczył karczmarza spierającego się z jakimiś dzieciakami. Widząc coś, co mogło przerodzić się w awanturę, Joresk zmarszczył brwi i ruszył w ich stronę. Położył mężczyźnie dłoń na ramieniu.
- Panie Uskwold, wszystko w porządku? - zapytał, po czym zwrócił się do młokosów - Nie sprawiacie żadnych kłopotów, prawda? - jego pytanie było uprzejme, ale miało w sobie odległą, cichą nutę przemocy. Ledwie skończył mówić, a za jego plecami rozległ się dźwięk dzwonu.
Kiedy paladyn tylko podszedł do awanturującego się towarzystwa, głosy natychmiast ucichły. Dwóch młokosów, którzy na pierwszy rzut oka nie mieli więcej niż dwadzieścia wiosen, przestali rzucać docinki w stronę karczmarza.
Na pytania Joreska, czy wszystko w porządku i nie ma kłopotów, dwóch młodzianów wzruszyło ramionami. Jeden dał znak drugiemu i po prostu odeszli. Karczmarz odparł, zagadnięty przez paladyna:
- Uff... Podziękować, panie, podziękować. Toć to już od samego szynkwasu z tą dzieciarną użerałem, piwo wypili i płacić nie chcieli. Gadali, że tym, co goblinom i niziołkom usługują, płacić nie będą. Wyobraź pan sobie, co za gówniażeria.
- Jak ich znowu spotkam, przypilnuję żeby oddali pieniądze - odpowiedział paladyn ze szczerym uśmiechem.

Karczmarz starł pot z czoła i już miał się odwrócić, aby wejść do środka, ale, zdało się, przypomniał sobie o czymś i rzekł jeszcze do Joreska:
- Wy tam na Zew Śmiałków idziecie? Hmm… Ja tam po takich ruinach się nie prowadzam. Ale mój syn tam był, dwa tygodnie temu. Gadał, że cytadela niebezpieczna. Gobliny może i handlują z Rozgórzem, ale na pewno mieszka tam jeszcze ktoś poza nimi. Bestie z lasu i może zbiegowie jacyś, któż tam wie. Gadał, że psy tam grasują. Od goblinów, rozumiesz. Jak tam te gobliny żyć mogą? Ciemnica, ruiny tylko.
- Ale oprócz bramy wschodniej jest też ponoć wyrwa w murze na południu i północy. Jakbyście nie umieli wejść bramą główną, to może uda wam się w ten sposób.
- Dziękuję, to może być bardzo pomocne - Joresk ukłonił się lekko.
Karczmarz pokręcił głową tylko i jeszcze raz spojrzał na Czarcie Wzgórze.
- Złe miejsce, złe miejsce - rzekł jeszcze na odchodnym.
I zniknął za drzwiami karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 25-04-2022 o 17:36.
Sindarin jest offline  
Stary 26-04-2022, 23:26   #8
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Wug znajdował się w okolicach Rozgórza od około miesiąca. Najpierw wraz z siostrą i dwoma Orczymi wojownikami znaleźli sobie miejsce w goblińskim plemieniu Cierniowego Kamienia. Tam jego siostra zajęła się swoim ulubionym zajęciem nawracaniem na ideały Drethy i wpływaniem na życie zielonej społeczności po swojej myśli. Potrzebowała wytchnienia co Wug w pełni rozumiał... odbyli długą drogę.

Sam Wug dzięki goblinom a w szczególności Gobelinowi, zapoznał się z ludzką społecznością Rozgórza. Do tej pory poznawał ludzi raczej w interakcji z ostrą stroną jego topora. Szybko jednak zrozumiał, że osiedla ludzkie są niezwykle atrakcyjne i przydatne. Wytwarzają niesamowitą liczbę dóbr i usług o jakich Orcze społeczności mogły jedynie pomarzyć. W dodatku żeby coś zdobyć wystarczy za to zapłacić. Co w świecie do którego przywykł pełnym przemocy i łupienia było zaskakująco proste. Zamiast łupić by zgromadzić dokładnie to czego potrzeba społeczności... Co było niemal niemożliwe w przypadku rzadszych dóbr lub niewytwarzanych przedmiotów wśród plemienia. Wystarczyło zdobywać złoto a je wymieniać na potrzebne przedmioty.

Wug należał do osobników praktycznych. Walczył dla chwały i przyjemności oraz zysku. Układ, że jest w mieście tolerowany mimo koloru skóry i możesz za zarobione złoto kupić czego tylko potrzebuje był dla niego idealny. Należało jedynie znaleźć najszybszy sposób by barbarzyńca mógł się wzbogacić. Orczy wojownik swoją pracę zaczął w karczmie jako wykidajło. Praca była prosta i zgodna z jego zainteresowaniami. Do których należało dawanie sobie po pysku gdy jest okazja. Jego obecność i wygląd znacząco uspokajały krewkich klientów. Tych natomiast którym mimo wszystko w głowach były kłopoty, Wug sprowadzał na ziemię. Najczęściej dosłownie.

Praca dla Wuga jednak na dłuższą metę okazała się nudna, za rzadko dochodziło do poważnych bójek a ludziny zwłaszcza pod alkoholu były zwyczajnie słabe. Ork miał jednak dzięki temu co jeść, szybko uzupełnił również braki w ekwipunku. Postanowił, że pierwsze poważne pieniądze spróbuje zarobić podczas "Zewu Śmiałków". O wydarzeniu powiedział mu Gobelin a na miejscu okazało się, że konkurencja nie była duża. Muskularny Ork zdecydowanie wyróżniał się wśród zebranych. Uwagę Wuga natomiast przykuła trójka goblinów. Na widok ich gestykulacji i żywej rozmowy zaczął się jej przysłuchiwać. Znał bowiem mowę goblinów równie dobrze jak Orczą. Chciał najpierw dać się wygadać mniejszym pobratymcom a następnie zapytać się o wieści z klanu. W tym o niepokojące ognie o jakich mówili miejscowi.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-04-2022, 09:52   #9
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wug

Muskularny ork podszedł bliżej gadających goblinów. Jako że ci kojarzyli go mniej więcej, na jego przybycie skinęli głowami, nie przerywając swojej rozmowy.

Ficko był garbaty i na swojej zielonej twarzy i czerwonych oczach miał wymalowany wyraz wiecznego rozkojarzenia, co nadawało mu rysy prostaka. Godo, przeciwnie, cały czas rozglądał się za siebie i wokół, jego wzrok często krążył zaś w okolicach sakiewek, zaś dwa czerwone oczka goblina chytrze obserwowały otoczenie.. Trzeci z goblinów był - jak na goblina - wychudły i ubrany w łachmany, zaś na twarzy miał założoną szmacianą kominiarkę, w którą wplecione były kolorowe paciorki.

Barbarzyńca miał szansę przysłuchać się rozmowie dwóch goblinów - ten trzeci w kawałku szmaty zakrywającym jego twarz milczał, z rzadka tylko kiwając głową.

- Kiedy to zapalili ten ogień? - zapytał Godo.
- A-a-ani chybi, godzina a-albo dwie przed północą! - odparł Ficko. - Czy widzicie ten dym?

Na tą wzmiankę trójka goblinów zadarła głowy, spoglądając w stronę cytadeli znajdującej się na odległym wzgórzu.

- P-patrzcie! - wskazał Ficko. - Czerwony dym! Dawno już takiego nie b-było!
- Znaczy się, że…

Milczący goblin zrobił parę znaków dłońmi, a Godo skinął głową.

- Tak, masz rację - rzekł do milczącego goblina. - Zostali zaatakowani. Przez kogo jednak?
- B-bestie! - wybełkotał garbaty goblin. - Wielkie bestie!
- Ilu z naszych zabiły? Czy zabiły też psy? - dopytywał Godo.

W tym momencie uderzył dzwon. Ficko skinął na swoich towarzyszy.

- Chodźmy - rzekł Ficko. - O-o w-wszystkim opowiem na Zewie!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 27-04-2022, 17:08   #10
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację

Gobelin siedział cichutko i podziwiał otoczenie. Zawsze zazdrościł bladym rasom dostatku, którego doświadczali i tego ile jednostka miała wolności i niezależności w ich społecznościach. Starszy goblin z siwymi włosami wyrastającymi obficie z szerokich uszu siedział na przerośniętym szczurze starając się trzymać w pobliżu Wuga⁣, z którym zdarzyło mu się już nieco pracować. Towarzystwo olbrzymiego barbarzyńcy raczej zniechęcało świat do sprawiania kłopotów.

Mały artysta wolał zachować chwilowe milczenie, chłonąc piękno otoczenia i układając wierszowane historie, które mógłby nakłonić stado do czerpania przykładu z bladych ras.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 27-04-2022 o 17:11.
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172