Vulfgar ucieszył się że Nicolas także ruszył za nimi. Z tymi dwoma towarzyszami zżył się najbardziej i poznał już ich walory bojowe. Waleczność paladyna dostrzegł już przed karczmą, a w walce z truposzami wykazał się również wojownik. Krasnolud nie wątpił, że reszta też potrafi walczyć, lecz on bardziej ufał ludzkim czynom a nie zachowaniu czy wyglądowi. Po wysłuchaniu opowieści, przystąpił do streszczenia swojej historii. Uwielbiał rozmawiać o swych przygodach lecz, człowiek miał rację, iż to nie jest najlepsza pora na długie wywody. Postanowił więc ująć tylko najważniejsze momenty: To teraz kolej na mnie. Pochodzę z małej hobbickiej wioski Littlehawk na południu Faerunu. Znaleźć ją można tylko na najdokładniejszych mapach tej okolicy. Zapytacie pewnie, co krasnolud robił u hobbitów. A no mój tatko zwykły rzemieślnik zakochał się z wzajemnością w mojej matce - córce władcy miasta. Tak sie zdarzyło, że jej ojciec nie był z tego powou zachwycony i dlatego chcąc być razem musieli uciekać z dala od krasnoludów. A co do powołania, to nawet jeśli takowe istnieje to ja go nie odczuwałem. Ojciec był kowalem i miał zamiar takim też mnie wychować. Od młodego uczyłem się sztuki wykuwania oręża. W świat wyciągnęła mnie chęć przeżywania przygód, o których tyle nasłuchałem się w okolicznej karczmie. Gdy tylko ukończyłem pełnoletność opuściłem rodzinny dom i udałem się w rejs razem ze znajomym marynarzem, jako kowal na jego łodzi. Wszystko było pięknie, dopóki nie zaatakowali nas piraci. Większość naszej załogi została wybita, a resztka która przeżyła z trudem dobiła do brzegu. Dopiero po tym postanowiłem zostać wojownikiem i trenować walkę. Przez kilka lat byłem członkiem gildii wojowników, którą opuściłem dla przeżycia kolejnych przygów. Od tamtego czasu nieustannie błąkam się po różnych zakątkach świata, walcząc z potworami i poszukując skarbów. Muszę mieć na starość co wnukom opowiadać. I dlatego kończmy opowieści i ruszajmy bo o ile mi się dobrze wydaje dochodzimy już do sali z kołowrotkami...
Po tych słowach spojrzał po towarzyszach, a następnie poprawił na wszelki wypadek młot wiszący u jego boku. Nigdy nie wiadomo co się może tam czaić. |