|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-03-2008, 11:53 | #111 |
Reputacja: 1 | Mikstura otrzymana od alchemika nie dość że była smaczna to prócz właściwości uzdrawiających posiadać musiała wiele innych bonusów... gdyż Bronthion czuł się nadzwyczajnie silny. - Thanatosie nie uciekaj proszę więcej przed konnymi na piechotę... nie zawsze skończy się jedynie na przebitym płucu, choć gdybyś został wydarzenia mogłyby potoczyć się inaczej.. nie tak jak teraz -Przeszedł nad odciętą kończyną wroga- Jak widzisz i mi szczęście dopisało -Ogarnął wzrokiem pobojowisko- Podszedł już do studni gdy przypomniał sobie coś. - Skoro sztylet był zatruty to i pewnie inne też, zawsze się przyda. Podszedł do trupa kapitana, po kolei wyciągał swoje sztylety i ocierał je o noże kapitana chcąc jak najwięcej trucizny przenieść. - Gotowe, w razie potrzeby będę szedł przodem, i cieszę się że żyjesz, ciekawe co z resztą... cóż, nie ma co mitrężyć, w drogę. Podszedł do studni i dotknął liny, spojrzał w niebo i zjechał po niej w dół.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz, Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie |
09-03-2008, 13:26 | #112 |
Reputacja: 1 | - No... Przed konnymi na piechotę. Spodziewałem się, że zapomną nawet dosiąść koni. Ale nie jest źle, przeze mnie czterech mamy z głowy, choć tylko dwóch nie żyje. Cóż to jest dziura w płucu, gdy chodzi o przygodę i nowe przeżycie, jakim jest niesamowita bliskość śmierci - drow się uśmiechnął. - Ale tobie, rzeźniku, jak widzę, naprawdę dopisało szczęście. Trzech wykosiłeś rzucając sztyletami... No, może pewnie oprócz tego, co nie ma ręki. Jakbym ci się kiedykolwiek w jakiś sposób naraził, to od razu przepraszam. Później mogę nie mieć czasu... - powiedział pół żartem Thanatos patrząc, jak Bronthion zatruwa swoje sztylety. Po chwili elf chwycił za zawieszoną przy studni linę i spuścił się po niej w głąb ciemnicy. No cóż, trzeba zmykać - pomyślał drow po czym poszedł w ślady Bronthiona. |
10-03-2008, 22:18 | #113 |
Reputacja: 1 | - Przede wszystkim winien Ci jestem podziękowania. Gdybyś mi nie pomogła zapewne zginąłbym na tej plaży. Nazywam się Astaniel. - mowiąc to patrzył na Petrie. Po chwili dodał- Wiesz może coś więcej o tym wojowniku o którym mowił Nail? - gdy skończył mowić podszedł do kufra i zaczał przeglądać rzeczy. Wypytał Petrie o poszczególne przedmioty. Gdy dowiedział się wszystkiego. Wybrał pierścień kameleona, Mithrilowa koszulka,pierścień przyjaźni zwierząt, kamień alarmowy,słaby płaszcz przemieszczania, posążek cudownej mocy'rumak z obsydianu' i mape okolicy. Następnie zapytał żrtobliwie - A nie masz schowanych przypadkiem sejmitarów?- uśmiechnał się po czym dodał -Bedę potrzebiował jeszcze sporej ilości misktur leczenia, a także antidotum na wszelki wypadek. - Przeszedł się po pomieszczeniu, aby rozporostować nogi. hmm jeżeli ten Reim ma taką armie to będzie mi potrzebna osoba lecząca albo tona misktur uzdrawiających- ta myśl niezbyt go pocieszyła. - To tego jeszcze magowie... przdałaby się także osoba czarująca do kontrowania. Cholera trudne zadanie przede mną, ale jeżeli to jest jedyny sposób na wydostanie się stąd to nie mam innego wyjścia. Poza tym oni uratowali mi życie i są w potrzebie, muszę spłacić dług Astaniel podzielił się z Petrią swoimi przemyśleniami na temat ewnetualnych towarzyszy. W końcu zapytał się - Czy nie chciałabyś mi pomóc powstrzymać tego szalńca? Twoje umiejętności druidzkie napewno by się przydały? - mówiać te słowa zatrzymał się i spojrzał głeboko w oczy Druidki w celu wyczytania jakiś znaków
__________________ "Errare humanum est" |
23-03-2008, 12:20 | #114 |
Reputacja: 1 | Thanatos i Bronthion Wyladowaliście w wodzie, sięgała wam trochę ponad kolana. Rozejrzeliście się wkoło i mimo słabego światła obaj zauważyliście <[Rzut w Kostnicy: 15] [Rzut w Kostnicy: 17]>, że znajdujecie się w wielkim podziemnym jeziorze. W poblizu był brzeg, więc skierowaliście tam swoje kroki. Kiedy stanęliście na suchym ladzie, trudniej było dostrzec cokolwiek. Żaden z was nie dostrzegł niczego szczególnego w tej grocie <[Rzut w Kostnicy: 7], [Rzut w Kostnicy: 4]>. -Chodzcie tu-nagle z lewej strony rozległ się słodziutki głosik. Mimo iż nic nie widzieliście udaliście się w stronę głosu. Szliście dość niskim korytarzem, ze ścian cały czas spadały krople wody, w powietrzu czuć było wilgoć. Kiedy doszliście do rozwildenia ujrzeliście mała siostrzyczkę Ridasela. -Idzcie w lewo-wskazala kierunek. -Po około 500 metrów dojdziecie do wyjścia, będziecie musieli udać sie w prawo, traficie na maluta ścieżką, która dojdziecie do wybrzeża tam musicie sobie radzic sami. Nie zbliżajcie się do zamku, bo was zabiją. Żołnierze uważają, że jesteście jednymi z demonów z lasu.-podała wam mały tobołek. -Zapakowałam wam trochę chleba i masła. poza tym macie tutaj pochodnie, będzie wam się lepiej poruszało, a teraz musze już was opuścić.-ku waszemu zdziwieniu udała sie w prawa odnogę korytarza a nie w stronę wioski. Orgrim Gar'Thar, Pierre Le Sang, Verax, Lino Arwagh Pierre przyłożył dłoń i głośno wypowiedział 'zemsta'. Wiekszość przygotowała się do walki, gdy ujrzeli, że posąg zapłonął na niebiesko. Mężczyzna otrzepał sie z kurzu, który pozostał po kamiennej skorupie, spojrzał na Pierra, po czym zszedł z podstumentu skinął głową i wyciagnął dwa sztylety czekając na reakcję przeciwnika. Pierre ruszył do ataku [Rzut w Kostnicy: 14], lecz chybił. Verax widzac to postanowił mu pomóc,[Rzut w Kostnicy: 18] lecz gdy tylko zamachnął się na chudego mężczyznę jakaś siła odrzuciła go na koniec sali uderzył się w głowę, jednak po chiwli znów był w stanie wstać. Lino chwycił swój topór mocniej i próbował zaatakować zakapturzoną postać. [Rzut w Kostnicy: 9] Topór zatrzymał się cal przed głową przeciwnika i nagle całą salę wypełnił przeraźliwy krzyk: 'pamiętaj o honorze wojowniku!', następnie Lino zamienił się w kamienny posag. Krzyk wytrącił Pierra troche z równowagi [Rzut w Kostnicy: 2] i jego przeciwnik zdołał wyprowadzić na tyle celny cios by odciąć mu 3 palce u lewej ręki. Nastepna wymiana ciosów była naprawdę zaciekła i zakończyła się dopiero calnym ciosem w tętnicę [Rzut w Kostnicy: 16]. Pierre wygrał, lecz był na wyczerpaniu sił. Po dwóch minutach Lino przestał być kamiennym posągiem. Czuł sie co najmniej dziwnie. Astaniel Petria usmiechnęła się do Astaniela -Wojownik o którym mowa, jest pół-bykiem wygląda prawie jak minotaur, skutkiem ubocznym eksperymentów jest jego ogromna siła. Dołączy on do nas trochę poźniej, sprawdza on teraz pewnych podróżbych czy są godni zaufania.-zignorowała pytanie o broń, lecz gdy elf spytał się o mikstury odpowiedziała: -Powiedz ile Ci potrzeba mikstur a za pół godziny zostaną dostarczone Ci wszystkie, jesli potrzebujesz wierzchowca, również i to da się załatwić.-driudka zaczeła czegoś szukac po kieszeniach. -Oczywiście wybiorę się z Toba, wkońcu to mnie zleciła starszyzna to zadanie. Jeśli Cie to interesuje to powiem Ci, że jestem w stanie rzucac zaklęcia lecznicze i pare ochronnych.-uśmiechnęła się i wstała -Chodź kogoś Ci przedstawię.-Po czym wyszła z pomieszczenia. Wyprowadziła Astaniela na świeże powietrze. Gdzie na zielonej trawie lezał olbrzymi wilk -To jest Lakryn, mój najbliższy przyjaciel. |
26-03-2008, 10:58 | #115 |
Administrator Reputacja: 1 | Pierre z pozornym spokojem spoglądał na posąg, który nagle rozbłysnął na niebiesko. Poczekał cierpliwie, aż niezbyt wysoki, szczypły mężczyzna zejdzie z postumentu i... zaatakował. Jego przeciwnik uchylił się błyskawicznie. W tej samej chwili do ataku ruszył Verax. Zanim jego cios dotarł do przeciwnika, jakaś dziwna siła rzuciła go na koniec sali. Lino, który stanął obok Pierre'a, zadał toporem potworny cios... Który jednak nie odszedł do celu. Głośny krzyk, jaki rozległ się w sali zdekoncentrował Pierre'a. To wystarczyło, by jego przeciwnik zadał podstępny cios... Czując przeraźliwy ból w lewej ręce Pierre cofnął się o krok. Ocaliło go to przed kolejnym trafieniem. Kontratak Pierre'a trafił na skrzyżowane ostrza długich noży. Kolejny cios rozciął rękaw niskiego mężczyzny, ale, rzecz jasna, nie powstrzymało go to przed kolejnym atakiem. Pierre uchylił się, a następnie zadał dwa szybkie ciosy. Oba chybiły. "Szybka te Zemsta" - pomyślał niechętnie, odbijając ostrzem miecza atak długim sztyletem. Jedyną jego przewagą była długość ostrza, bo przeciwnik wydawał się mieć niespożyty zapas sił... Pierre zadał szybki cios mierząc w pachwinę przeciwnika. W ostatniej chwili ostrze zmieniło kierunek, trafiając w bok przeciwnika. Cios, choć nie zadał żadnej widocznej rany, był na tyle mocny, że chuderlawy mężczyzna zachwiał się. Kolejne uderzenie odtrąciło na bok lewą dłoń i otworzyło drogę do następnego pchnięcia. Trafiony w szyję mężczyzna rozsypał się w proch... Pierre oparł się o ścianę i chwycił się za lewą dłoń usiłując powstrzymać krwawienie. - Cholerna Zemsta - powiedział. Po chwili dodał z cieniem ironii: - Widać preferują walkę jeden na jednego... |
26-03-2008, 16:58 | #116 |
Reputacja: 1 | Orgrim ze zdziwieniem przyglądał się jak inni mieszają się w walkę dwóch wojowników , ale nie odezwał się ani słowem. Niehonorowo walczą . Prawdziwy wojownik walczy sam z wrogiem i inni nie powinni się do tego mieszać. Pamiętaj o honorze , ha - sam bym tego lepiej nie ujął Po tym jak walka się skończyła Ork bez zbędnych ceremonii podszedł do posągu przedstawiającego paladyna . Przyłożył swoją rękę , po czym powiedział - Zdrada Po tych słowach cofnął się o dwa kroki uniósł swoją tarczę , poprawił chwyt topora i przygotował się do walki , czekając na reakcję posągu.
__________________ Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious At The End Of The Rainbow with gold in our hands... Hammerfall - At The End Of The Rainbow |
26-03-2008, 22:55 | #117 |
Reputacja: 1 | Po wypowiedzeniu prawdopodobnej odpowiedzi na zagadkę, sytuacja powtórzyła się. Posąg ożył, blaskiem rozświetlając tą część jaskini i twarze przybyłych. Dalszy ciąg zdarzeń był oczywisty. Rozpętała się walka, tym razem Verax jak i Lino rzucili się, by pomóc Pierrowi. Okazało się to daremnym trudem, albowiem zamiast udanego ciosu, kapłan odleciał odepchnięty nadnaturalną aurą i z hukiem uderzył o przeciwległą ścianę. Poczuł rozchodzący się po całym ciele ból i wirowanie głowy. Czuł się trochę poza całą sceną, słyszał odgłosy walki, ale były zamazane i niewyraźne. Po chwili doszedł do siebie i trzymając się za głowę, zobaczył jak Pierre walczy z ożywionym posągiem. Już miał dopomóc przyjacielowi, gdy zobaczył Lino jako rzeźbę z kamienia Lepiej się nie mieszać, tu wyznają kodeks rycerski. W końcu Pierre poradził sobie ze "strażnikiem", kapłan zauważył, że szermierz stracił palce u ręki, spojrzał bezradnie, kręcąc z lekka głową -Nic na to nie poradzę, moja magia nie pozwoli mi teraz Ci pomóc- zwiesił głowę- No to teraz moja kolej, im szybciej się uporamy z tym, tym lepiej, nie możemy zawieść. Podszedł do pustego postumentu, z którego emanował mrok, położył rękę w odpowiednim miejscu i już miał wypowiedzieć słowo "cień", odwrócił się i powiedział -Nie pomagajcie mi, nic nie wskóracie to co z tego wyjdzie należy do mnie...- wziął głęboki oddech i rzekł- Cień Oby się udało Odszedł trochę do tyłu uważnie patrząc na postument i przygotowując broń. Ostatnio edytowane przez Verax : 03-04-2008 o 16:41. |
28-03-2008, 19:38 | #118 |
Reputacja: 1 | Lino dochodził po woli do siebie. co prawda petryfikacja znikała, lecz z każdą chwilą ból brzucha narastał. Nie mogąc wytrzymać, zwymiotował. Momentalnie ból przeszedł, a wojak dostrzegł w swoich wymiocinach fragmenty kamieni. "To widocznie musiały być kiedyś te pyszne herbatniki" - pomyślał Lino. Mimo, iż dalej czuł się osłabiony, nie stracił woli walki. "To byłoby najgorsze" - myślał - "Zginąć, nawet bez próby obrony." Przy dwóch posągach wypowiedziano odpowiedź. Chciał dalej pomóc kompanom, jeśli sprawy przybrałyby zły obrót. Orgrim wziął na siebie drugi pomnik - ten, który Lino miał aktywować. To właśnie jemu będzie musiał pomóc w pierwszej kolejności. Mimo, iż Orgrim jest orkiem, to i tak pewnie nadal jest zmęczony wcześniejszą walką, więc bardziej prawdopodobne jest to, że to on akurat może mieć kłopoty. |
31-03-2008, 18:29 | #119 |
Reputacja: 1 | Astaniel usłyszawszy, że Petria będzie mu towarzyszyć w tej misji uśmiechnął się. Nieco zaniepokoiło go to, że jego towarzyszem ma być minotaur no to z zakradania nici. Chociaż z drugiej strony jeżeli rzeczywiście on jest wspaniałym wojownikiem to ciesze się, że do nas dołączy - Mikstury tak. Hmm skoro idziesz z nami to nie będzie ich tak wiele potrzebnych ale pewien zapas nie zaszkodzi. Im więcej tym lepiej, ale według mnie minimum to po 10 mikstur leczniczych i antidotów dla każdego. Masz ich, aż tyle?- Spytał z lekkim zwątpieniem w głosie. Gdy nie usłyszał żadej odpowiedzi spojrzał na Petrie, a raczej na miejsce w którym stała i zdziwiony jej nagłym zniknięciem zaczął się rozglądać gdy nagle usłyszał -Chodź kogoś Ci przedstawię Jak zaczarowany elf natychmiast wstał i poszedł za druidką. Fala przyjemnego świeżego powietrza. Było to tak miłe uczucie, że Astanielowi wydawało się iż jest z powrotem w domu. Fantastyczny zapach lasu, dźwięki przyrody "atakujące" jego czułe uszy. Elf przyspieszył kroku. Nagle oślepiło go jasne światło, mimo to parł do przodu. W tym momencie nic go nie mogło zatrzymać wydawało mu się, iż nawet gdyby teraz rzuciłyby się na niego nawet same drowy to elf nie zwrócił by na nie żadnej uwagi. Po chwili jego oczy przyzwyczaiły sie do dziennego światła i odzyskał wzrok. Widok błękitnego nieba, wysokich drzew i zielonej trawy wprawiły go w dobry nastrój jak na okoliczności jego przybycia na tą wyspę. Gdy Petria powiedziała mu o swoim przyjacielu Astaniel dopiero wtedy ujrzał wielkiego wilka. Był pełen podziwu wspaniałej budowy i emanującej siły stworzenia. - Witaj nazywam się Astaniel - przedstawił się i zrobił ukłon w stronę wilka. Patrzył na wspaniałe stworzenie po czym zapytał druidki - OD dawna się znacie?
__________________ "Errare humanum est" |
03-04-2008, 17:12 | #120 |
Reputacja: 1 | Demonów z lasu?? Milusio nas ocenili - pomyślał drow. - Dziękujemy ci - odrzekł na słowa małej dziewczynki, która podała im tobołek, prawdopodobnie z jedzeniem. Gdy dziewczynka odeszła tak, by nie mogła usłyszeć nawet echa ich rozmowy, rzekł do Bronthiona: - Całkiem nieźle, ale może lepiej zmieńmy część jej planu. Nie możemy się przecież poddawać. Najwyżej znów będą chcieli nas złapać, a nasi towarzysze... Nie wiemu gdzie są, ale ten zamek to pewnie zamek Reima. Niektórzy chcieli tam iść... Pozostawało też jeszcze pytanie, kto ma prowadzić, ale to tylko 500 kroków. Thanatos ruszył przodem, choć wcześniej to Bronthion zadeklarował chęć przewodzenia wyprawie w podziemiach... |